Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Od niepamiętnych czasów mężczyźni walczą z szybkimi reakcjami na bodźce seksualne, by znaleźć sposób na doprowadzenie do orgazmu znacznie wolniej reagującej kobiety, cóż, odpowiedź leży na końcu męskiego języka. Jej orgazm najpierw to kompendium wiedzy o technikach seksu oralnego, który jest niezawodnym sposobem na zapewnienie partnerce prawdziwej rozkoszy. Autor - seksuolog kliniczny twierdzi, że seks oralny przez długi czas uważany jedynie za element gry wstępnej, powinien stanowić główne danie erotycznego menu. Wychodząc z założenia, że niewielu mężczyzn potrafi poprosić o pomoc i wskazówki dotyczące życia seksualnego, Ian Kerner postanowił napisać książkę dla nieśmiałych. Powstał poradnik, dzięki któremu kobiecy orgazm przestaje być dla mężczyzn tajemnicą!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 198
Przesłanie tej książki jest proste. Jeżeli na akt zaspokojenia kobiety spojrzeć przez pryzmat miłości, okaże się, że każdy mężczyzna powinien używać swego języka równie biegle jak wtedy, gdy posługuje się ojczystą mową. Autorka cieszących się wielkim powodzeniem publikacji z dziedziny seksuologii Lou Paget napisała: „Przyzna to większość kobiet, jeśli oczywiście będą szczere, że najbardziej rozpala je coś, co zarazem zdarza się niezwykle rzadko, mianowicie gdy mężczyzna potrafi odpowiednio władać językiem”.
Tak jednak jak w każdej mowie, by wyrazić się płynnie i potraktować temat z należnym mu szacunkiem, potrzebne jest gruntowne wtajemniczenie w reguły gramatyki i stylu. Jedną z mych ulubionych książek poświęconych tej dziedzinie jest niezastąpione klasyczne dzieło The Elements of Style. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym przebrnąć przez pierwszy rok studiów czy zrobić specjalizację, gdybym kiedykolwiek rozstał się z tą książeczką w miękkiej okładce o pozaginanych rogach. Wyłożone w niej przez kompetentnych autorów Strunka i White’a zasady gramatyki nie były ani zrozumiałe, ani wyraziste. Były po prostu piękne. Książka ta zachęcała czytelników do „odważnych wypowiedzi i stawiania konkretnych wniosków”. Wciąż pozostając pod wpływem nieprzemijającego ducha tego dzieła, starałem się ująć bogactwo doświadczeń oraz fachowości w prostej i zwięzłej formie poradnika. Opierając się na tych samych klasycznych podstawach, nawiązując do tej samej filozofii, napisałem ni mniej, ni więcej jak tylko konkretny przewodnik po tajnikach seksu oralnego. Jeśli chcesz się nauczyć, jak doprowadzić kobietę do rozpalającego zmysły orgazmu, jest to książka dla ciebie.
Chociaż zrobiłem doktorat w dziedzinie seksuologii klinicznej, książka ta jest napisana przede wszystkim z perspektywy praktyka, kogoś, kto zna i uwielbia język stymulacji oralnej oraz docenia jego rolę w nawiązywaniu twórczego dialogu z kobietą. A także kogoś, kto rozbudował metodologię konsekwentnego doprowadzania kobiety do orgazmu. Opiera się ona na przekonaniu, że stymulacja oralna to nie tylko pewien przejaw inicjatywy, ale samo sedno filozofii seksualnego zadowolenia. Nazwijmy to „drogą języka”.
Nie zrozumcie mnie jednak źle. Nie jestem jakimś tam casanową czy donżuanem, który w swej próżności przelewa słowa na papier po to, by się chełpić. Od tego jestem daleki. Przez większość życia ogromnie cierpiałem z powodu seksualnej niemocy i nazbyt dobrze znam smak upokorzenia, lęku i rozpaczy, towarzyszących całkiem nieudanym próbom zadowolenia partnerki. Napisaniu tej książki przyświecała raczej szczera nadzieja, że innym mężczyznom dane będzie rozwinąć skuteczne „nawyki” – takie, które pozwolą im, a także ich partnerkom, cierpieć mniej niż ja, a może nawet wcale. Tennessee Williams w swej sztuce Kotka na rozpalonym blaszanym dachu pisał o łożu małżeńskim: „Kiedy małżeństwo zmierza na skały, te znajdą się dokładnie na jego drodze”. No dobrze, oto nadchodzi wybawienie od skał i bezpieczna żegluga po spokojnym morzu.
Kiedy pierwszy raz wkroczyłem w świat seksu oralnego, było to dalekie od triumfalnego wjazdu. Szukałem tam szansy na zrekompensowanie mej seksualnej nieudolności, a zarazem skłaniałem się ku przekonaniu, że to tylko skromna przystawka przed uciechą i świetnością „prawdziwego seksu”. Wielu uważa podobnie. Uznałem za pewnik, że „właściwym sposobem” doświadczania orgazmu przez pary jest stosunek. Ku swemu zaskoczeniu odkryłem jednak, że „droga języka” bynajmniej nie ustępuje tradycyjnemu zbliżeniu. Co więcej – przerasta je, i w wielu przypadkach, pomijając masturbację, stanowi jedyny sposób, by zapewnić kobiecie ciągłą i rytmiczną stymulację niezbędną do osiągnięcia orgazmu. Szybko uświadomiłem sobie, że prawdziwy seks to seks oralny. Potem zdarzyło mi się trafić na egzemplarz przygotowanego przez Shere Hite1 przełomowego sprawozdania dotyczącego seksualności kobiet. Utwierdziło mnie ono w przekonaniu, że kobiety uważają pieszczoty oralne za „jedną ze swych ulubionych i najbardziej podniecających form aktywności seksualnej”. Ankietowane nieustannie wskazywały, jak bardzo je uwielbiają. Jeżeli mowa o zapewnianiu sobie rozkoszy, nie sposób nawet wspominać o dobrym czy złym sposobie na orgazm. Jedyną złą rzeczą w tych okolicznościach jest pogląd, że kobieta oczekuje lub zasługuje na mniej, niż może dokonać jej partner.
W artykule Just Be a Man: Six Simple Suggestions specjalizująca się w tematyce seksuologicznej Amy Sohn od razu zauważa: „Faceci schodzą na psy. I nie ma pomiłuj. Szkoda złudzeń”.
Ale co wobec tego powinni robić mężczyźni? Ogromna większość kobiet uskarża się na takich, którzy nie lubią tego robić, nie wiedzą jak albo po prostu nie robią tego prawie wcale. Flannery O’Connor2 miała rację – trudno znaleźć prawdziwego mężczyznę, zwłaszcza takiego, który lubi zapuszczać się coraz niżej na nieśpieszne spacery. Z drugiej strony jednak raz odkryty językowy talent rzadko kiedy pozostaje niedoceniony. W eseju Lip Service: On Being Cunning Linguist autorka artykułów o tematyce seksuologicznej Anka Radakovich wychwala swego przyjaciela, który wykazuje się biegłością w seksie oralnym: „Stałam się uzależniona od jego języka i nawet proponowałam mu, że zrobię za niego pranie, jeśli tylko zechce wpaść i mnie zadowolić. Po dwóch miesiącach postawiłam sobie na biurku oprawione zdjęcie jego języka”.
Pora jednak wyjść poza jej kategorie myślenia. Kiedy dochodzi do pieszczot oralnych, każdy mężczyzna powinien wziąć sobie do serca słowa, jakie Rhett Butler kieruje do Scarlett O’Hary w Przeminęło z wiatrem: „Chcę, aby ci było słabo. Powinno ci być słabo. Czekałaś na to od lat. Żaden z tych głupców, których znałaś, nie całował cię w ten sposób, prawda?”3.
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem człowiekiem skromnym. Nawet do głowy by mi nie przyszło, by zwierzać się całemu światu z moich zmagań z niemocą seksualną, gdybym nie był w pełni przekonany, że taką konieczność dyktuje ta książka. Powstała ona w nawiązaniu do moich lektur, wykładów, i co najważniejsze, osobistych doświadczeń z pracy w charakterze seksuologa klinicznego. Spostrzegłem mianowicie, że kobiety nie tylko pragną seksu oralnego, nie tylko sprawia im on rozkosz. One tego wymagają. Każdy seksuolog terapeuta przyzna, że skarga numer jeden, nieustannie powtarzana przez kobiety, dotyczy ich niemożności doświadczenia orgazmu w trakcie tradycyjnej penetracji. Rozwiązaniem nie jest tutaj „więcej gry wstępnej”, za której brak często besztają nas czasopisma. Chodzi raczej o umiejętne rozbudowanie tych czynności, które kojarzymy z grą wstępną – mianowicie stymulacji oralnej – do rangi odrębnego, w pełni świadomego miłosnego aktu. Gra wstępna przeobraża się zatem w grę zasadniczą.
Nie występuję tutaj przeciw typowym technikom, lecz popieram niekonwencjonalne rozwiązania. Zbliżenie, które wykracza poza penetrację, niesie ze sobą wspólną przyjemność i lepiej odpowiada żeńskiej anatomii, pobudzając kobietę do osiągnięcia ekstazy. Model ten nie wyklucza tradycyjnych stosunków, lecz proponuje mężczyznom odłożenie zaspokojenia do chwili, w której kobieta osiągnie pierwszy, chociaż niekoniecznie ostatni, orgazm. Takie opóźnienie przynosi podwójny zysk. Partnerka może doznać satysfakcji, co również znacząco wzmaga doznania mężczyzny w momencie spełnienia. Jestem za odroczeniem wypłaty, ale nie za odroczeniem przyjemności.
Książka ta proponuje mężczyznom i kobietom podejście „na pewniaka”, gwarantujące udany seks, jako przeciwieństwo ryzykownego „wszystko albo nic” pod postacią tradycyjnego stosunku. Nadszedł czas, by zapełnić luki w świadomości seksualnej i wznieść się na wyższy poziom, gdzie pole do popisu otwiera się przed wymianą przyjemności. Seks oralny to znacznie więcej niż sposób doświadczania wzniosłego finału. Stanowi on sedno nowego paradygmatu, który radośnie wychwala wspólne doświadczanie rozkoszy, bliskości, szacunku i zadowolenia. Jest to również jeden z największych podarunków miłości, jaki mężczyzna może ofiarować kobiecie.
Część I, zatytułowana „Elementy stylu seksualnego”, wprowadzi cię w arkana wielkiej filozofii, ujawniając bądź rewolucjonizując twe podejście do seksu oraz związków. Dowiesz się, jak:
położyć kres „niewiedzy” i pielęgnować prawdziwe zrozumienie kobiecej seksualności,
skupić myśli na łechtaczce i stymulacji, nie zaś na pochwie i penetracji,
opóźnić moment zaspokojenia, nie rezygnując przy tym z przyjemności,
zamienić preludium gry wstępnej w arię główną,
umiejętnie sterować reakcjami partnerki, doceniając rolę łechtaczki jako najważniejszego źródła rozkoszy,
osiągnąć stan świadomości, w którym orgazm kobiety, będący często zjawiskiem nieuchwytnym, stanie się wyraźnie i niewątpliwie rozpoznawalny.
Poświęcimy również uwagę istotnym, choć często opacznie pojmowanym kwestiom, takim jak „prawdziwa” anatomia kobiecych genitaliów, higiena oraz bezpieczny seks.
Spróbujemy odnaleźć się w społecznym i kulturalnym kontekście, który kształtuje sposób postrzegania i traktowania miłości oralnej.
O ile w Części I pojawiać się będzie pytanie „dlaczego?”, o tyle Część II, „Sposób użycia”, odpowiada na wszystkie „jak?”. Odsłoni ona przed tobą sprawdzone techniki oralne, które pozwolą ci pomyślnie doprowadzić kobietę do zasadniczej fazy aktu seksualnego, czyli czegoś, co zwykłem nazywać „stanem rozkoszy”.
Zważywszy na to, że wiele książek poświęconych tej tematyce poprzestaje zaledwie na wytłumaczeniu czytelnikowi, co robić, jestem przekonany, że nie mniej istotne jest kiedy. Wszystko zależy tu od koordynacji, zatem Część III, „Podsumowanie”, zawiera klarowne scenariusze, które płynnie łącząc opisane wcześniej techniki w jednolitą praktykę, pozwolą tobie oraz twej partnerce osiągać nowe szczyty seksualnego zadowolenia.
W tej książce znajdziesz również ilustracje, wskazówki, ćwiczenia, interesujące fakty oraz najczęściej zadawane pytania. Natrafisz w niej także na szczere odpowiedzi niektórych mężczyzn oraz kobiet, z którymi rozmawiałem o seksie, związkach, technikach oralnych oraz ich osobistych upodobaniach i zahamowaniach.
Wreszcie na końcu książki znajdziesz szereg dodatków, które odnoszą się do wielu istotnych zagadnień oraz specyficznych sytuacji.
Książka ta traktowana całościowo reprezentuje najbardziej gruntowne z aktualnie dostępnych opracowań na temat sztuki seksu oralnego. Nauczysz się z niej wszystkiego, co potrzebne, by opanować gramatykę języka miłości. Znajdziesz również odpowiedź na wszystkie pytania, jakie tylko mogłyby się nasunąć.
Kończąc lekturę, nie tylko spojrzysz na seks z innej perspektywy, ale też nie będzie już dla ciebie tajemnicą, jak raz za razem, używając języka, doprowadzać kobietę do orgazmu.
Czytając tę książkę, czuj się swobodnie i wybierz sposób, jaki uznasz za najwygodniejszy. Jeśli jednak masz zamiar pominąć Część I i od razu przejść do technik omówionych w Części II, chciałbym poprosić cię o chwilę zastanowienia nad kilkoma prostymi pytaniami:
Czy wiedziałeś, że łechtaczka składa się z osiemnastu części, z których każda odgrywa istotną rolę w dostarczaniu przyjemności? Potrafisz je rozpoznać?
Czy wiedziałeś, że ogromna większość zakończeń nerwowych, które odpowiadają za orgazm kobiety, jest skupiona wokół wejścia do pochwy, zatem penetracja nie jest konieczna, by pobudzić je w celu doprowadzenia do orgazmu?
Ilu różnych rodzajów orgazmu jest w stanie doświadczyć kobieta?
Czy możesz z całą pewnością przyznać, że wiesz, jak odnaleźć punkt G? Czy potrafisz nazwać inne ukryte strefy rozkoszy?
Czy wiesz, dlaczego stymulacja oralna jest najlepszym sposobem na doprowadzenie kobiety do orgazmu?
Czy wiesz, dlaczego mężczyzna jest częściowo odpowiedzialny za zapach genitaliów partnerki?
Czy jesteś całkowicie pewien, że twoja partnerka nigdy nie udawała orgazmu i potrafisz jednoznacznie odróżnić oryginał od imitacji?
Jeśli nie udało ci się udzielić odpowiedzi na żadne z tych ważnych pytań, chciałbym zachęcić cię, byś przeczytał tę książkę od początku do końca. Niezależnie jednak od twego doświadczenia oraz tego, w jaki sposób zamierzasz ją studiować, liczę, że okaże się ona lekturą, do której zechcesz wracać wiele razy.
Na przesłanie dzieła Elements of Style składa się kilka podstawowych reguł, które powinieneś sobie przyswoić.
1. Naucz się doceniać wartość ironii. Pełno jej we wszystkim, co dotyczy ludzkiej seksualności. Na początek weź pod uwagę fakt, że męskie i żeńskie genitalia zostały uformowane z tej samej embrionalnej tkanki, a jednak trudno o większe różnice między płciami, jeżeli chodzi o przeżywanie rozkoszy. Założyciele magazynu „Men’s Health” Stefan Bechtel i Laurence Roy Stains w książce Sex: A Man’s Guide ujmują to w sposób zwięzły: „Badania wykazują, że trzy czwarte mężczyzn osiąga satysfakcję w ciągu pięciu minut stosunku. Tymczasem kobietom często trzeba co najmniej piętnastu minut, by osiągnąć stan pobudzenia wystarczający do osiągnięcia orgazmu. I w tym jest cały ból, tu tkwi przyczyna całej wściekłości i fruwających garnków oraz doniczek”.
Używając terminologii zaczerpniętej z gramatyki, powiedzielibyśmy, że większość kobiet doświadcza frustracji z powodu „niedokończonych zdań” wypowiadanych przez partnera w „trybie przedwcześnie dokonanym”. Dlatego właśnie ta książka akcentuje przede wszystkim konieczność odłożenia męskiej satysfakcji na potem, o czym mówi sam jej tytuł – Najpierw ona. Jak dowodzi Paula Kamen w Her Way, a Survey of Contemporary Young Women, „Orgazmy kobiet nie uchodzą już za premie dla szczęściarzy czy nieprzewidziany wstępnym planem dodatek, który uwalnia mężczyznę od poczucia winy i pozwala kobietom zaznać tego, co dla ich partnerów jest chlebem powszednim”.
Pragnąc dać kobiecie zadowolenie, nie zapominaj o starożytnej maksymie taoistycznego mistrza Wu Hsiena: „Mężczyzna musi kontrolować sytuację i bez zbytniego pośpiechu czerpać radość z zespolenia”.
2. Nie pomyl jej podmiotu z przedmiotem. Chodzi o łechtaczkę. Osiem tysięcy zakończeń nerwowych, czyli dwa razy więcej, niż znajdziesz w penisie, daje jej godną pozazdroszczenia zdolność doprowadzania swej właścicielki do wielokrotnych orgazmów podczas jednego zbliżenia. Nie przeznaczono jej żadnych zadań poza dawaniem przyjemności, czy dziwi zatem, że William Masters i Virginia Johnson4 okrzyknęli łechtaczkę „organem wyjątkowym na skalę całej ludzkości”? Składa się ona z osiemnastu części, widocznych, jak i ukrytych, które biorą udział w zapewnianiu rozkoszy. Czytając dalej, dowiesz się, jak ujarzmić każdą z nich. Przeciwnie, niż głoszą obiegowe prawdy, powszechne przynajmniej tak jak krem Ben-Gay5 w zardzewiałej szafce sportowca, łechtaczka to coś znacznie więcej niż „guziczek miłości”. To wyrafinowana sieć czułych punktów, która kryje w sobie więcej energii niż uśpiony wulkan.
3. Język może więcej niż miecz. Zwłaszcza kiedy dochodzi do pobudzenia łechtaczki. Nawet Ron Jeremy, gwiazdor filmów porno, dumny z posiadania ćwierćmetrowego przyjaciela, zauważa: „Dzięki mojemu językowi szczytowało więcej kobiet niż dzięki penisowi”. Shere Hite, autorka raportu na temat seksualności, odważyła się powiedzieć wprost: „Tradycyjny stosunek nigdy nie był równoznaczny z doprowadzeniem kobiety do orgazmu”. Jedną z podstaw takiego stwierdzenia jest fakt, że łechtaczka jest oddalona od wejścia do pochwy mniej więcej o trzy centymetry. Zazwyczaj podczas penetracji członek w ogóle jej nie dotyka.
Autorzy książki Sex: A Man’s Guide przytaczają wynik badania, któremu poddano dziewięćdziesiąt osiem kobiet żyjących w szczęśliwych i trwałych związkach. Każda z nich prowadziła dziennik, w którym odnotowywała częstotliwość swego współżycia oraz poziom osiąganej satysfakcji. Wśród wszystkich opisanych zbliżeń najbogatsze w doznania okazały się te z udziałem stymulacji oralnej. Za najbardziej satysfakcjonujące uznało je osiemdziesiąt dwa procent kobiet, do zadowolenia z penetracji przyznało się zaś jedynie sześćdziesiąt osiem procent. Ankietowane kobiety oznajmiły, że orgazm przyniosło im tylko dwadzieścia pięć procent tradycyjnych stosunków. Tymczasem stymulacja oralna pozwoliła im szczytować ponad trzy razy częściej. W książce New Joy of Sex doktor Alex Comfort napisał o tej metodzie: „Można w ten sposób dać kobiecie tuziny orgazmów, a ona wciąż będzie chciała więcej”.
4. Ucz się na własnych błędach. Shane Mooney pisze o dorastających chłopcach z jednej z Wysp Cooka, Mangaia, którzy uczeni są pobudzania piersi, stymulacji oralnej i opóźniania wytrysku, by zagwarantować satysfakcję swym przyszłym partnerkom. Edukacja na Zachodzie, oceniana w tym świetle, wydaje się poważnie wybrakowana. Kiedy Shere Hite badała recepcję technik oralnych, znaczna większość kobiet nie szczędziła krytycznych uwag pod adresem swych partnerów. Skarżyły się, że są oni zbyt brutalni i zbyt niecierpliwi, zbyt szybcy albo zbyt powolni, nie trafiają we właściwe miejsce albo zmieniają rytm w nieodpowiednim momencie. Jedna z kobiet oznajmiła nawet: „To wygląda tak, jakby chciał zetrzeć moją łechtaczkę”.
O rety!
Wiele kobiet nie zdaje sobie jednak sprawy, że mężczyznom tęskno do wymiany doświadczeń i rad. Dopraszają się wskazówek, ale rozmowy na temat seksu nie należą do łatwych, gdyż w chwilach uniesienia słowa często zawodzą. W książce Talk Dirty to Me: An Intimate Philosophy of Sex Sally Tisdale stwierdza: „Tak naprawdę nie potrafimy wytłumaczyć swego podniecenia, tego, czym jest orgazm, a im głębsze są nasze doznania, tym mniejszą wartość mają słowa i tym rzadziej w ogóle ich używamy”.
Sięgamy zatem po książki albo czasopisma na temat seksu, albo, co gorsza, po kiepskie filmidła pornograficzne i pieprzne knajpiane dowcipy. Większość książek reprezentuje encyklopedyczne podejście do seksualności – wszystkiego po trochu i niczego pod dostatkiem. Kładą one nacisk raczej na ilość niż na jakość, miłości oralnej zaś w najlepszym wypadku poświęcają tyle samo uwagi, co innym zagadnieniom. Kiedy dochodzi do omówienia poszczególnych technik, większość opracowań poświęca każdej z nich najwyżej kilka stron i prawie wszystkie traktują stymulację oralną raczej jako aspekt gry wstępnej niż odrębny proces rządzący się własnymi prawami. Takie opracowania są niczym opasłe książki kucharskie, które ograniczają się do podania kilku przepisów w każdej z kategorii. Tymczasem seks oralny to uczta sama w sobie i można w niej uczestniczyć na setki, jeśli nie tysiące, sposobów.
Z mojej książki może skorzystać każdy, kto chce dowiedzieć się czegoś o kobiecym orgazmie i poznać finezyjne techniki, które do niego prowadzą. Została ona jednak napisana przede wszystkim dla mężczyzn, którzy pragną stać się lepszymi, wrażliwszymi kochankami, oraz dla kobiet chętnych, by zyskać na ich wiedzy.
Prawda jest taka, że kobiety i mężczyźni znacząco różnią się od siebie, jeśli chodzi o sposoby zdobywania wiedzy na temat seksu. Raport Kinseya, znany projekt badawczy dotyczący ludzkiej seksualności, ujawnił w 1953 roku: „To oczywiste, że ani młode dziewczęta, ani starsze kobiety nie rozmawiają o swych seksualnych doświadczeniach w sposób tak otwarty, jak czynią to mężczyźni”. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. W zaktualizowanym w 1990 roku Kinsey Report on Sexual Literacy autorzy odnotowują, że kobiety w wieku od osiemnastu do dwudziestu dziewięciu lat mają lepszą wiedzę na temat seksualności niż ich męscy rówieśnicy. Zauważają też zmiany wśród kobiet, które „nabierają coraz większego przekonania o swym prawie do edukacji seksualnej oraz dostępnych opracowań o tematyce zdrowotnej”. Mogłoby się zatem wydawać, że zarówno ruch feministyczny, jak i propagatorzy bezpiecznego seksu, kładący nacisk na przejrzystość i obiektywizm, w ciągu ostatniego półwiecza uczynili całkiem sporo dla świadomości kobiet na temat ich ciała oraz seksualności.
A co z facetami?
Prowadząc moje badania, zauważyłem, że wiedza kobiet dotycząca seksu jest ogólnie rzecz biorąc większa. Wykazują one większą ochotę do swobodnych i szczerych rozmów na ten temat. Wypowiadając się o różnych formach aktywności seksualnej, a zwłaszcza miłości oralnej, wykazują znacznie większą świadomość dotyczącą zarówno aspektów jakościowych, jak i szczegółów technicznych. Podkreślając znaczenie osobistego doświadczenia w zdobywaniu wiedzy, kobiety potwierdzały również, że wiele informacji dotyczących seksu uzyskały od przyjaciół i rodziców, ale też zaczerpnęły z książek, czasopism oraz Internetu.
Tymczasem wiedza mężczyzn na temat seksu nie jest aż tak bogata. Mają oni skłonność do opisywania takich form współżycia jak seks oralny w sposób bardziej obrazowy i pełen konkretnych detali. Przyznają również, że poszukując informacji na temat kobiecej seksualności, wolą polegać raczej na pornografii oraz bezpośrednich doświadczeniach. Poruszając tak intymne tematy w rozmowach z przyjaciółmi bądź rodzicami, czują się bardzo niezręcznie.
Gdzie zatem mężczyzna może poszukiwać specyficznych i szczegółowych informacji na temat tego, jak pobudzać kobietę podczas zbliżenia? Media bombardują nas seksem siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chociaż programy o tej tematyce są adresowane głównie do mężczyzn, trudno tam o szanse na poważniejszą dyskusję. Jak na ironię, niektórzy z moich rozmówców twierdzą, że serial telewizyjny Seks w wielkim mieście, pełen szczerych zwierzeń na temat współżycia, orgazmów i innych kwestii, stanowi dla nich główne źródło informacji o kobiecych potrzebach i poglądach. Inni przyznają, że objawieniem jest dla nich lektura magazynów takich jak „Cosmo’ albo „Jane”, gdzie natrafili na rzeczy, jakich próżno by szukać w czasopismach dla mężczyzn.
Jeden z facetów podsumowuje: „Jeśli chodzi o tę tematykę, „Cosmo” i „Glamour” są o wiele bardziej kompetentne niż męskie pisma typu „Playboy” bądź „Maxime”, które wprawdzie nieustannie nawiązują do seksu, ale nie seksualności. Bardziej nastawiają się na ekspansję niż na udzielanie rad i często skupiają się na gadżetach, terapiach odchudzających i karierze zawodowej. „Men’s Health” zdecydowanie podnosi poprzeczkę, ale to zaledwie jeden taki magazyn, który i tak skłania się raczej w stronę idealnej abstrakcji niż życiowych porad”.
Niestety, obie płcie cierpią wskutek braku odpowiedniej wiedzy. Mężczyźni błyskawicznymi ruchami języka naśladują gwiazdorów porno, przyjmując pozycje, w których prawdziwe pobudzenie łechtaczki jest raczej niemożliwe. Generalnie brak im pojęcia o kobiecej anatomii oraz procesach, jakie zachodzą podczas zbliżenia.
Jeśli chodzi o przyswojenie reguł gramatyki seksu oralnego, potrzeba czegoś więcej niż garści wyrywkowych porad zaczerpniętych z ostatniego numeru „Maxime’a” czy „Cosmo”. Potrzeba nam prawdziwego podręcznika, w roli którego tak znakomicie sprawdziła się książka Elements of Style. Potrzeba nam dzieła zwięzłego, skoncentrowanego na metodach, które mają sens, zawierającego przystępne wyjaśnienia i proponującego sprawdzone rozwiązania. Potrzeba książki, która potrafi zainspirować do poszukiwań swego własnego niepowtarzalnego brzmienia oraz wyczucia stylu. Książkę taką właśnie trzymasz w ręku.
Nieważne, czy wkraczasz dopiero na ścieżkę kliteratury, czy należysz już do grona kliteratów – przygotuj się do zgłębienia reguł gramatyki i stosowania ich we własnej twórczości.
Moja własna edukacja lingwistyczna bierze swój początek z seksualnej niemocy i długotrwałych zmagań z przedwczesnym wytryskiem. Znajdowałem się w beznadziejnie dramatycznej sytuacji. Wystarczył widok nagiego kobiecego ciała, bym tracił nad sobą panowanie, a gra wstępna szybko zamieniała się w smutny epilog. Mówiąc językiem miłości, nie byłem w stanie wykrztusić nic poza pierwszą sylabą. Byłem przekonany, że na moim nagrobku powinno znaleźć się epitafium następującej treści: „Przybył. Ujrzał. I musiał poprosić o powtórkę”.
Później, studiując dorobek prekursora seksuologii Alfreda Kinseya, dowiedziałem się, że typowy mężczyzna jest w stanie spisywać się należycie zaledwie przez około dwie i pół minuty penetracji. Ta wiadomość nie poprawiła mi humoru, choć może poczułem się mniej samotny. Często zastanawiałem się, co to za „biologiczna klątwa” doprowadza mnie do orgazmu w tak krótkim czasie. A może to pozostałość po ewolucyjnych bojach o przedłużenie gatunku, kiedy to samiec musiał jak najszybciej przekazać nasienie, by zapewnić przetrwanie swego materiału genetycznego? Czyżby Karol Darwin pokazał mi właśnie, że to, co uważałem za bolesną przypadłość, w rzeczywistości przynosi mi przewagę w walce o byt? Być może, lecz i tak oznaczało to dla mnie jedynie przynależność do grona nieszczęśników.
Dzisiaj jestem przekonany, że jedną z głównych przyczyn przedwczesnego wytrysku są niewłaściwe przyzwyczajenia związane z masturbacją. Chłopcy są nauczeni, choć właściwie nikt ich tego nie uczył, by robić to szybko i ukradkiem, cała zaś sprawa stanowi wstydliwe tabu. Nie trzeba zatem wiele, by młody człowiek nastawił się na szybkie poszukiwanie przyjemności, a taki zły nawyk trudno wykorzenić. Przypuszczalnie gdyby ktoś wcześniej poradził mi, bym onanizował się, wyobrażając sobie orgazm partnerki, a nie swój, oszczędziłoby mi to wielu lat rozterek.
Byłem seksualnym kaleką, a techniki oralne stały się moją jedyną podporą. Skoro nie mogłem zapewnić kobiecie satysfakcji za pomocą penisa, było więcej niż pewne, że zadowolę ją ustami! Nadal jeszcze pamiętam wszystkie te obawy, przesądy i wpadki związane z moimi pierwszymi doświadczeniami wieku szkolnego. Wkraczając w świat miłości oralnej, nie różniłem się zbytnio od wielu innych mężczyzn. Pełen wahania i niepewności zapuszczałem się w dolne partie, by tylko polizać parę razy tu i ówdzie. Stosując metodę prób i błędów, uświadomiłem sobie wreszcie, że seks oralny to coś znacznie więcej niż jedna z opcji gry wstępnej. Okazał się on samodzielnym procesem, posiadającym początek, rozwinięcie i zakończenie, służącym do przeprowadzenia kobiety przez wiele etapów pobudzenia, aż do punktu kulminacyjnego. Pozwolił mi nie tylko zaspokoić kobietę w sposób pełny i gruntowny, ale również przestać się martwić o seks i zacząć czerpać z niego przyjemność. Postępując w ten sposób, byłem w stanie wyzbyć się niepokoju, zyskać lepszą samokontrolę i w ogóle stać się lepszym kochankiem. Cunnilingus bez wątpienia był ocaleniem dla mego życia seksualnego. Kiedy przypomnę sobie całą tę depresję i cierpienia, jakich przysparzały mi porażki w walce z przedwczesnym wytryskiem, nie będzie zbytnią przesadą, gdy powiem, że ocalił moje życie w ogóle.
Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz doprowadziłem partnerkę do orgazmu za pomocą języka. Był to moment przełomowy. Ogarnęło mnie uczucie podobne do tego, jakie opisał w swoich wspomnieniach E.B. White. Kiedy rozpoczynał karierę pisarską w Nowym Jorku, przeglądając listy podczas obiadu w restauracji Child’s na Czternastej Ulicy, odkrył czek za swój pierwszy artykuł. Napisał: „Wciąż pamiętam to uczucie, że to jest właśnie to, że właśnie stałem się zawodowcem. Czułem się świetnie i bardzo smakował mi obiad”.
Mało co może trafniej oddać mój ówczesny nastrój.
Obecnie, żyjąc w udanym małżeństwie, jestem w stanie bez problemów uprawiać seks, ale wciąż pozostaję zagorzałym wyznawcą „drogi języka”. To po prostu przypomina narzędzie doskonale przystosowane do swego zadania. Co więcej, wierzę, że jest to najbardziej intymna, pełna szacunku i wdzięczna forma zbliżenia, w jaką może zaangażować się mężczyzna. Jak napisała Sally Tisdale: „Zbliżenie oralne może być najpotężniejszym z aktów seksualnych. Swoją moc czerpie z najdelikatniejszej intymności”.
Niektórzy ludzie, mówiąc o seksie oralnym, używają terminologii muzycznej. Skoro tak, to przypuszczam, że jako muzykowi nie można odmówić mi talentu. Ale odkryłem go dopiero w chwili, w której poznałem moją żonę, odkąd trafiłem na mego stradivariusa, niepowtarzalny, piękny i bezcenny instrument. Jeżeli ona to moje skrzypce, ja jestem jej smyczkiem. Zachęcam was, byście nie ustawali w poszukiwaniach. A każdy, komu się uda, niech chroni swoją partnerkę, pielęgnuje ją i będzie wytrwały, bo tylko w ten sposób nauczy się grać jak wirtuoz.
W miarę jak będę omawiał podstawowe techniki prowadzące do osiągnięcia sukcesu, stanie się jasne, że każda kobieta jest inna. Cunnilingus natomiast stanowi ukoronowanie indywidualnego aktu wzajemnego poznawania i dawania. Nie chodzi mi wcale o to, że nie można przypadkiem zaznać mnóstwa przyjemności, jakkolwiek takie wzloty to mimo wszystko pościg za perfekcją, choć pozbawiony określonego celu. Bardziej pirotechnika niż prawdziwe fajerwerki. By pójść na całość, trzeba zawierzyć rytmowi wydarzeń i w odprężeniu zapaść się w głębszą, bardziej instynktowną część siebie. Pociąga to za sobą wspólnie przeżywany proces, polegający na wzajemnym wyzwoleniu i zespoleniu się na każdym z poziomów. Tego nikt nie potrafi udawać. Tu trzeba czegoś więcej niż samej tylko techniki. Należy ją połączyć z całym swoim wyczuciem i wyobraźnią. Musisz być obecny, musisz być autentyczny, musisz tam być całym swoim ciałem, umysłem i duchem.
E.B. White napisał: „Styl wynika raczej z tego, kim jesteś, niż z tego, co umiesz. Jest jednak parę wskazówek, które pozwolą ci zyskać przewagę”.
Mając to na uwadze, ruszajmy naprzód.
Podążając zatem za porządkiem natury, zacznijmy od tych praw, które pojawiły się jako pierwsze.
Arystoteles
Drodzy panowie, na ogół najpierw przepuszczamy panie. Gdy jednak idzie o zapewnienie satysfakcji kobiecie, daleko nam do tej drobnej, staroświeckiej uprzejmości.
Żebyś nie pomyślał, że waga takiego gestu jest niewielka, przypomnij sobie Lorenę Bobbit. Zapytana przez policję, dlaczego obcięła swemu mężowi członek, odparła: „On zawsze ma orgazm i nie czeka na mnie. To nie jest w porządku”.
Czy trzeba coś jeszcze dodawać?
Mężczyzna jest stworzony do tego, by być wydajnym. Nie trzeba wiele, by pobudzić nas do działania i jest to raczej nieskomplikowany proces. Zazwyczaj dochodzimy tylko raz, tuż przed osiągnięciem „fazy niesforności”, znanej również jako etap, kiedy przewracamy się na drugi bok i zaczynamy chrapać. W zależności od wieku faza ta może trwać od kilku minut do kilku dni.
Jest czymś naturalnym, że osiągnięcie orgazmu przychodzi mężczyźnie z łatwością. Masters i Johnson określają to jako „nieuchronność wytrysku”, a nieżyjący już doktor Alfred C. Kinsey, który zasłynął z przeprowadzenia tysięcy wywiadów dotyczących życia seksualnego, ogłasza, że siedemdziesiąt pięć procent mężczyzn kończy przed upływem dwóch minut.
Jeśli zaś chodzi o orgazm kobiety, nie ma nic pewnego. Sally Tisdale pisze:
Męska seksualność zdaje się gruntownie różnić od mojej. On nie musi angażować niczego poza głową i ostrzem penisa. Żadnej innej części ciała nie potrzebuje niepokoić, dotykać, obnażać czy zawstydzać. Zawsze miałam wrażenie, że męski orgazm wyrywa się właściwie znikąd i jest nieskończenie bardziej gorliwy od mojego.
Orgazm kobiety to bardzo skomplikowane zagadnienie i zazwyczaj trzeba znacznie więcej czasu, by podczas zbliżenia do niego doszło. Szczególnie trudny do osiągnięcia jest pierwszy orgazm, wymagający nieustannego pobudzania, skupienia i odprężenia. Czy może więc być zaskoczeniem wynik badań przeprowadzonych przez naukowców z uniwersytetu w Chicago? W wydanym w 1994 roku Sex in America Survey ogłosili oni, że mężczyźni osiągają satysfakcję w czasie stosunku znacznie częściej niż kobiety. Orgazm za każdym razem przeżywa trzy czwarte panów, ale tylko niespełna jedna trzecia ich partnerek. Niespełna jedna trzecia! Oznacza to, że przeciętnie na trzy kobiety przypadają dwie, którym nie było dane dostąpić ekstazy. Dobry powód, byś zaczął chować ostre przedmioty.
Mężczyzna to jang.
Jang ma to do siebie, że łatwo go pobudzić.
Ale też łatwo ustępuje.
Kobieta to jin.
Jin ma to do siebie, że powoli się pobudza.
Ale też powoli osiąga przesyt.
(mistrz tao Wu Hsien)
W proces dojrzewania każdego z nas wpisana jest gorzka i okrutna ironia. Istota tak wyjątkowa w swej seksualności jak kobieta, wyposażona zarówno w organ stworzony wyłącznie do dostarczania przyjemności, jak i zdolność doświadczania wielokrotnych orgazmów podczas jednego zbliżenia, tak często odkrywa, że jej ogromny potencjał zaledwie się tli. A wszystko to z braku zapałki, która mogłaby rozpalić ten płomień.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Shere Hite (ur. 1943) amerykańska popularyzatorka edukacji seksualnej i feministka. Jej badania koncentrują się wokół seksualności kobiet. [wróć]
Flannery O’Connor (1925–1964) amerykańska pisarka, autorka opowiadań nawiązujących do tradycji literatury gotyckiej. [wróć]
Margaret Mitchell, Przeminęło z wiatrem, tłum. Celina Wiśniewska, Książnica, Katowice 1990, t. 3, s. 150. [wróć]
Virginia Johnson i William Masters pierwsi zbadali zachowania seksualne w laboratorium, objęli nimi 312 mężczyzn i 382 kobiety. Wyniki zostały oparte na 10 000 cyklów reakcji seksualnych, badanych elektrodami i przyrządami medycznymi instalowanymi w narządach. [wróć]
Popularny w Stanach Zjednoczonych krem przeciwbólowy dla sportowców na bazie spirytusu i kamfory (przyp. tłum.). [wróć]