Jezus uzdrawia dziś cz. 1 - o. Remigiusz Recław SJ - ebook

Jezus uzdrawia dziś cz. 1 ebook

o. Remigiusz Recław SJ

5,0

Opis

Jaką drogę wybrać, aby moje życie nabrało właściwego wymiaru, by nie odczuwać pustki, samotności? Którędy pójść, żeby odzyskać zdrowie i wewnętrzny pokój? Gdzie odnajdę utraconą radość i sens mojego istnienia?

Na te i wiele innych pytań odpowiada Autor w książce, która specjalnie dla Ciebie powstała, aby służyć jako przewodnik lub mapa po szlakach Twojego życia. Najważniejszym jej przesłaniem jest to, żeby uwierzyć, że wszystko możemy w Jezusie Chrystusie. On jest obecny nadal i uzdrawia, uwalnia, podnosi dziś tak samo, jak robił to 2000 lat temu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 171

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mariola1965

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Ta książ­ka jest ta­nia.

KU­PUJ LE­GAL­NIE.

NIE KO­PIUJ!

o. Re­mi­giusz Re­cław SJ

JE­ZUS

UZDRA­WIA

DZIŚ

cz. 1

Ni­hil ob­stat: L. dz. 2009/1/NO/P

Za po­zwo­le­niem

Prze­ło­żo­ne­go Pro­win­cji Wiel­ko­pol­sko-Ma­zo­wiec­kiej

To­wa­rzy­stwa Je­zu­so­we­go – o. To­ma­sza Kota SJ

War­sza­wa, 9 li­sto­pa­da 2009 r.

Książ­ka nie za­wie­ra błę­dów teo­lo­gicz­nych

Re­dak­cja

Be­ata Szym­czak-Zien­czyk

Anna La­soń-Zy­ga­dle­wicz

Jo­an­na Sztau­dyn­ger

Mar­ta Ka­ro­lew­ska

Ko­rek­ta

Jo­an­na Sztau­dyn­ger

Pro­jekt gra­ficz­ny

Ewa Laś­kie­wicz

Zdję­cie na okład­ce

o. Re­mi­giusz Re­cław SJ

© by Moc­ni w Du­chu

Łódź 2015

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne

ISBN 978-83-61803-03-4

Moc­ni w Du­chu – Cen­trum

90-058 Łódź, ul. Sien­kie­wi­cza 60

tel. 42 288 11 53

moc­ni.cen­trum@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl

Za­mó­wie­nia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

moc­ni.wy­daw­nic­two@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl/sklep

Wy­da­nie VI

WSTĘP

W ko­ście­le je­zuitów w Ło­dzi dwa razy w mie­sią­cu od­by­wa­ją się Msze świę­te z mo­dli­twą o uzdro­wie­nie: w ostat­ni po­nie­dzia­łek mie­sią­ca i w nie­dzie­lę, któ­ra po­prze­dza ten po­nie­dzia­łek (z re­gu­ły jest to też ostat­nia nie­dzie­la mie­sią­ca, ale nie za­wsze). Każ­do­ra­zo­wo na taką Eu­cha­ry­stię przy­jeż­dża kil­ka ty­się­cy osób. Po­ka­zu­je to, jak wiel­kie mamy dzi­siaj pra­gnie­nie, aby spo­tkać się z Je­zu­sem, któ­ry ma moc uzdro­wie­nia, któ­ry przy­wra­ca ra­dość i ży­cie.

Pod­czas Eu­cha­ry­stii z mo­dli­twą o uzdro­wie­nie jest też moż­li­wość po­dzię­ko­wa­nia Bogu za to, co uczy­nił w na­szym ży­ciu. Co rusz sły­szy­my o uzdro­wie­niu mał­żeń­stwa, któ­re już się zu­peł­nie roz­pa­da­ło i nie było dla nie­go żad­nej na­dziei. Sły­szy­my o uzdro­wie­niach z róż­nych na­ło­gów: męż­czy­zna pa­lił przez 30 lat, dwie pacz­ki dzien­nie – po tej Eu­cha­ry­stii na­gle z tym skoń­czył; mło­da ko­bie­ta ucie­kła z domu jako nar­ko­man­ka i nie było już dla niej ra­tun­ku, bo no­to­rycz­nie ucie­ka­ła z ośrod­ków od­wy­ko­wych – po tej Eu­cha­ry­stii prze­sta­ła ćpać; mał­żeń­stwo nie mo­gło mieć dzie­ci – po tej Eu­cha­ry­stii ko­bie­ta za­szła w cią­żę i uro­dzi­ła zdro­we dziec­ko; tata miał no­wo­twór – po Mszy św. z mo­dli­twą o uzdro­wie­nie, gdy udał się na ope­ra­cję, le­ka­rze na­gle zmie­ni­li dia­gno­zę. Ta­kie świa­dec­twa sły­szy­my bar­dzo czę­sto. Jest ich wie­le, bo Bóg czy­ni dziś wiel­kie rze­czy!

Ni­niej­sza książ­ka jest zbio­rem ka­zań, któ­re zo­sta­ły wy­gło­szo­ne na po­nie­dział­ko­wych Mszach z mo­dli­twą o uzdro­wie­nie w Ło­dzi. Ich za­da­niem jest bu­dzić na­szą wia­rę, aby­śmy przy­ję­li, że Je­zus może się po­chy­lić tak­że nad nami. Ufa­my, że lek­tu­ra tej książ­ki po­zwo­li nam prze­ży­wać każ­dą Eu­cha­ry­stię jako mo­ment spo­tka­nia z Bo­giem, któ­ry ma moc nas uzdra­wiać. On przy­cho­dzi, bo jest Bo­giem ży­wym, jest Bo­giem tu i te­raz.

1. O WSPÓŁ­PRA­CY Z JE­ZU­SEM

SŁU­DZY W KA­NIE GA­LI­LEJ­SKIEJ

W Ka­nie Ga­li­lej­skiej od­by­wa­ło się we­se­le i była tam Mat­ka Je­zu­sa.Za­pro­szo­no na to we­se­le tak­że Je­zu­sa i Jego uczniów. A kie­dy za­bra­kło wina, Mat­ka Je­zu­sa rze­kła do Nie­go: „Nie mają wina”. Je­zus Jej od­po­wie­dział: „Czy to moja lub Two­ja spra­wa, Nie­wia­sto? [Czyż] jesz­cze nie na­de­szła go­dzi­na moja?”. Wte­dy Mat­ka Jego po­wie­dzia­ła do sług: „Zrób­cie wszyst­ko, co­kol­wiek wam po­wie”. Sta­ło zaś tam sześć stą­gwi ka­mien­nych prze­zna­czo­nych do ży­dow­skich oczysz­czeń, z któ­rych każ­da mo­gła po­mie­ścić dwie lub trzy mia­ry. Je­zus rzekł do sług: „Na­peł­nij­cie stą­gwie wodą!”. I na­peł­ni­li je aż po brze­gi.Po­tem po­wie­dział do nich: „Za­czerp­nij­cie te­raz i za­nie­ście sta­ro­ście we­sel­ne­mu”. Ci więc za­nie­śli. Gdy zaś sta­ro­sta we­sel­ny skosz­to­wał wody, któ­ra sta­ła się wi­nem – a nie wie­dział, skąd ono po­cho­dzi, ale słu­dzy, któ­rzy czer­pa­li wodę, wie­dzie­li – przy­wo­łał pana mło­de­goi po­wie­dział do nie­go: „Każ­dy czło­wiek sta­wia naj­pierw do­bre wino, a gdy się na­pi­ją, wów­czas gor­sze. Ty za­cho­wa­łeś do­bre wino aż do tej pory”.Taki to po­czą­tek zna­ków uczy­nił Je­zus w Ka­nie Ga­li­lej­skiej. Ob­ja­wił swo­ją chwa­łę i uwie­rzy­li w Nie­go Jego ucznio­wie.

J 2, 1-11

Cuda w sy­tu­acjach pod­bram­ko­wych

Przy­to­czo­ny frag­ment jest szcze­gól­ny, po­nie­waż uka­zu­je nam Ma­ry­ję, a to w Ewan­ge­lii św. Jana nie zda­rza się czę­sto. Po­nad­to wi­dzi­my, jak Je­zus do­ko­nał wiel­kie­go cudu. Dla nie­któ­rych nie tyl­ko wiel­kie­go, ale wręcz gor­szą­ce­go. No bo jak to – Je­zus za­pew­nił bie­siad­ni­kom tyle wina, że wy­star­czy­ło­by na kil­ka we­sel? Czy to nie pa­ra­doks: Je­zus i dużo wina?

Zwróć­my też uwa­gę, że w Ewan­ge­liach mamy dwa ro­dza­je cu­dów. Są cuda uzdro­wień, np. gdy Je­zus mó­wił do pa­ra­li­ty­ka, aby wstał (por. Mk 2, 9); do nie­me­go, aby za­czął mó­wić (por. Mt 9, 33; Mt 12, 22; Łk 11, 14); a do nie­wi­do­me­go, aby przej­rzał (por. Łk 7, 22; J 9, 18). Ale są też cuda, któ­re ra­tu­ją sy­tu­ację, po­ma­ga­ją roz­wią­zać co­dzien­ne pro­ble­my, np. cud roz­mno­że­nia chle­ba (por. Mt 14, 13-21) albo prze­mia­ny wody w wino (por. J 2, 1-11). Ten dru­gi ro­dzaj cu­dów wią­że się ści­śle z Eu­cha­ry­stią – prze­mie­nie­nie chle­ba i wina. Dzię­ki nie­mu tak­że, czło­wiek może się na­sy­cić, je­śli tyl­ko weź­mie udział w tym, co czy­ni Je­zus.

Nie­jed­no­krot­nie my sami sta­je­my przed Je­zu­sem, pro­sząc Go o cud – w na­szych ro­dzi­nach, w na­szych ser­cach, w trud­nych re­la­cjach. I Je­zus tych cu­dów rze­czy­wi­ście do­ko­nu­je. W Ka­nie Je­zus po­mógł no­wo­żeń­com, któ­rym za­bra­kło wina – a przez to także uzdro­wił re­la­cje mię­dzy ludź­mi. We­se­le mo­gło za­koń­czyć się skan­da­lem, a tym­cza­sem do­bie­gło koń­ca w kli­ma­cie ra­dości i po­chwał. War­to pa­mię­tać, że ra­dość z wina, a na­wet samo wino – sym­bo­li­zu­je za każ­dym ra­zem ra­dość ewan­ge­licz­ną, czy­li ra­dość z mi­ło­ści. Tam gdzie jest mi­łość – tam jest ra­dość. Je­że­li w ja­kiejś sy­tu­acji po­zwo­li­my dzia­łać Bogu – to tak, jak­by­śmy po­zwa­la­li dzia­łać Mi­ło­ści.

War­to pro­sić przez Ma­ry­ję

Za­uważ­my, jak nie­zwy­kle waż­ną rolę ode­gra­ła Ma­ry­ja w pro­ce­sie prze­mia­ny wody w wino. Ba­wią­cy się bie­siad­ni­cy my­śle­li o swo­ich spra­wach, każ­dy z nich był za­ję­ty sobą i nikt ni­cze­go nie za­uwa­żył. Je­dy­nie Ma­ry­ja była czuj­na i do­strze­gła trud­ność, w któ­rej zna­leź­li się go­spo­da­rze. Je­dy­nie ona za­in­te­re­so­wa­ła się całą spra­wą i zwró­ci­ła się do Je­zu­sa o po­moc. Gdy kie­ru­je­my się do Ma­ryi i pro­si­my o Jej wsta­wien­nic­two, mo­że­my li­czyć na Jej wiel­kie za­an­ga­żo­wa­nie i tro­skę o na­sze do­bro. Ona zna in­ten­cje, w któ­rych się mo­dli­my i już zdą­ży­ła Je­zu­so­wi o nich po­wie­dzieć, za­nim my to zro­bi­my.

Od­po­wiedź Je­zu­sa na proś­bę Mat­ki była do­syć ostra, mo­że­my na­wet być nią zdzi­wie­ni: „Czy to moja lub Two­ja spra­wa, Nie­wia­sto? Nie na­de­szła jesz­cze moja go­dzi­na” (por. J 2, 4). Dla­cze­go Je­zus mówi do swo­jej Mat­ki – „Nie­wia­sto”? Czy to jest grzecz­ne? Być może w in­nym kon­tek­ście by­ło­by to nie­uprzej­me, ale tu­taj to sło­wo jest klu­czo­we. Do tej pory, gdy uży­wa­no tego sło­wa w Pi­śmie świę­tym – wszy­scy my­śle­li o jed­nej ko­bie­cie – o Ewie, któ­ra zo­sta­ła tak na­zwa­na w Raju. A te­raz Je­zus na­zy­wa tak Ma­ryję, któ­ra przyj­mu­je funk­cję no­wej Ewy – no­wej Nie­wia­sty, któ­ra już nie spro­wa­dzi na ludz­kość grze­chu, ale nowe ży­cie w Je­zu­sie, czy­li zba­wie­nie po­mi­mo grze­chu.

A za­tem z jed­nej stro­ny Je­zus mówi do swo­jej Mat­ki sło­wo, któ­re wska­zu­je na Jej cu­dow­ną funk­cję w hi­sto­rii ludz­ko­ści, a z dru­giej stro­ny oznaj­mia, że jesz­cze nie na­de­szła Jego go­dzi­na. Dla­cze­go to jesz­cze nie ta go­dzi­na? Bóg w Pi­śmie świę­tym dzia­ła w ca­łej hi­sto­rii w taki spo­sób, że wiel­kie uzdro­wie­nia czy wiel­kie prze­mia­ny (np. wiel­kie po­wo­ła­nia) do­ko­nu­ją się w cza­sie. Bóg re­agu­je wte­dy, gdy czło­wiek do tego doj­rzał. On wie naj­le­piej, kie­dy jest dla nas od­po­wied­ni czas na zmia­ny i Jego in­ge­ren­cję.

Jed­nak Ma­ry­ja nie od­pusz­cza. Sko­ro peł­ni funk­cję no­wej Ewy – czy­li naj­waż­niej­szą w hi­sto­rii zba­wie­nia, to też i spo­czy­wa na niej ol­brzy­mia od­po­wie­dzial­ność. Nie waha się za­chę­cić słu­żą­cych na we­se­lu, aby już te­raz to­tal­nie za­ufa­li Je­zu­so­wi. Na­wet je­śli to nie jest go­dzi­na czy­nie­nia cu­dów – za­ufaj­cie Mu cał­ko­wi­cie – „Zrób­cie wszyst­ko, co­kol­wiek wam po­wie” (J 2, 5). Spo­tka­nie z Ma­ry­ją owo­cu­je tym, że ona kie­ru­je na­sze oczy na Je­zu­sa i za­chę­ca do bez­wa­run­ko­we­go od­da­nia się w Jego ręce.

Sło­wa Ma­ryi uka­zu­ją Jej nie­praw­do­po­dob­ną wiel­kość, a za­ra­zem bez­gra­nicz­ne za­ufa­nie i po­ko­rę. Ona za­wsze ukie­run­ko­wu­je nas na Je­zu­sa – by­śmy ro­bi­li, co­kol­wiek On nam mówi, a to ozna­cza po­słu­szeń­stwo Jego Sło­wu (por. J 2, 5). Ta Ewan­ge­lia prze­ko­nu­je, że je­śli uczy­ni­my to, co mówi Je­zus – do­świad­czy­my cudu. To jest za­pro­sze­nie skie­ro­wa­ne do nas, aby­śmy po­wie­rzy­li się Jemu i oka­za­li Mu za­ufa­nie. Dla­te­go po­wiedz­my Je­zu­so­wi w ser­cu: „Uczy­nię, co mó­wisz. Chcę wcie­lić Sło­wo, któ­re po­wiesz. Chcę wcie­lić Cie­bie, bo Ty, Pa­nie, je­steś Sło­wem – Sło­wem mo­je­go ży­cia”.

Oczy­wi­ście Ma­ry­ja sama wcze­śniej zro­bi­ła to, o czym po­ucza­ła in­nych. Ona już wcie­li­ła Sło­wo. Sło­wo wcie­li­ło się w Niej. Ma­ry­ja swo­ją zgo­dą i to­tal­nym za­ufa­niem na sło­wa anio­ła Ga­brie­la – przy­ję­ła wcie­lo­ne Sło­wo. Ona uczy­ni­ła wszyst­ko, co po­wie­dział jej Bóg. Te­raz do tego sa­me­go za­pra­sza każ­de­go z nas. Je­śli zro­bi­my ten krok, to w na­szym ży­ciu wy­da­rzy się cud. Chcesz cudu? Chcesz uzdro­wie­nia w swo­im ży­ciu? Ma­ry­ja wska­za­ła nam dro­gę. Wcze­śniej trze­ba po­wie­dzieć „tak”, czy­li fiat, na sło­wo, któ­re do nas mówi Je­zus.

Je­zus nie prze­mie­nia pust­ki

W jaki spo­sób do­ko­nu­je się cud? Sce­na z we­se­la uka­zu­je ogrom­ne, pu­ste stą­gwie o po­jem­ności oko­ło stu li­trów każ­da. Je­zus po­le­cił na­peł­nić je wodą. Proś­ba do­syć trud­na do speł­nie­nia, a na­wet tro­chę ab­sur­dal­na – trwa we­se­le, trze­ba ob­słu­gi­wać go­ści, tym­cza­sem słu­żą­cy mają zająć się wy­do­by­ciem ze stud­ni ok. 600 li­trów wody. To pra­ca do­syć wy­czer­pu­ją­ca… wia­dro za wia­drem… ki­lo­gra­my cię­ża­rów do prze­no­sze­nia. A jed­nak Ma­ry­ja za­pro­si­ła posłu­gu­ją­cych do to­tal­ne­go za­ufa­nia: Zrób­cie wszyst­ko, CO­KOL­WIEK wam po­wie.

Do tej pory stą­gwie sta­ły pu­ste. Ta pust­ka po­ka­zu­je brak moż­li­wo­ści uczy­nie­nia cudu. Naj­pierw jest po­trzeb­ne bez­gra­nicz­ne za­ufa­nie czło­wie­ka, które­go sym­bo­lem bę­dzie na­peł­nia­nie stą­gwi wodą, nie­waż­ne kie­dy – na­wet w nocy, w cza­sie we­se­la. Być może my sami przy­po­mi­na­my ta­kie pu­ste bukła­ki? Je­ste­śmy pu­sty­mi na­czy­nia­mi, któ­re do­pie­ro trze­ba na­peł­nić, aby mógł wy­da­rzyć się cud w na­szym życiu. Ale to na­peł­nia­nie nie jest trud­ne. Wy­star­czy za­ufać Je­zu­so­wi i ro­bić to, co On nam mówi. A jego sło­wo jest za­wsze kon­kret­ne, jest za­pro­sze­niem do ko­cha­nia we wszyst­kich sy­tu­acjach na­sze­go ży­cia.

Stą­gwie służy­ły do ży­dow­skich oczysz­czeń, a więc do czyn­no­ści o cha­rak­te­rze uświę­ca­ją­cym. Być może my sami mamy taką rolę peł­nić wo­bec in­nych, ale je­ste­śmy pu­ści? Mamy nieść Chry­stu­sa, a przez to stać się na­rzę­dziem uświę­ce­nia dla na­sze­go mia­sta, ro­dzi­ny, wspól­no­ty – ale może nic tam nie nie­sie­my? Może gdy wra­ca­my do domu, do bli­skich, przy­no­si­my im tyl­ko na­szą pust­kę? W od­po­wie­dzi na taką sy­tu­ację, Je­zus mówi do nas: „Na­peł­nij­cie stą­gwie, na­peł­nij­cie swo­je pu­ste ser­ca moim sło­wem”. I Je­zus nie wy­ma­ga od nas cudu. Cuda, czy­ni On. My zaś mamy na­peł­nić stą­gwie czymś, co mamy pod ręką – wodą.

Służący na we­se­lu, gdy usły­sze­li sło­wa Je­zu­sa, aby wy­do­być ze stud­ni 600 li­trów wody, mo­gli mieć ty­sią­ce wy­mó­wek, aby tego nie zro­bić. Wy­star­czy­ło nie zgo­dzić się na sło­wo Je­zu­sa. Oni jed­nak nie od­po­wie­dzie­li Mu: „To może póź­niej, po we­se­lu?”. Albo: „Nie te­raz, bo mu­si­my tro­chę od­po­cząć”. A prze­cież za­czerp­nię­cie ta­kiej ilo­ści wody nie było bła­host­ką. Ale tak wła­śnie ma wy­glą­dać na­sze za­an­ga­żo­wa­nie, aby­śmy mo­gli do­świad­czyć cudu i uzdro­wie­nia. Pan Bóg nie chce dzia­łać na za­sa­dzie: pstryk i już zro­bio­ne – w pu­stych bukła­kach nie znaj­dzie­my na­gle wina. Je­śli jed­nak na­peł­ni­my je przy­naj­mniej wodą, Je­zus może ją prze­mie­nić. A wte­dy do­świad­czy­my cudu prze­mia­ny re­la­cji, trud­nej sy­tu­acji, ja­kie­goś ży­cio­we­go bra­ku. Mo­że­my też do­świad­czyć uzdro­wie­nia. Naj­pierw jed­nak po­trzeb­ny jest nasz wy­si­łek, na­wet je­śli po­cząt­ko­wo wy­da­je się on bez sen­su. No bo jaki sens mia­ło czer­pa­nie wody pod­czas we­se­la, na któ­rym bra­ko­wa­ło wina? Po­zor­nie nie było w tym żad­nej lo­gi­ki! A jed­nak Je­zus za­pra­sza wła­śnie do tego!

Je­śli chce­my re­ali­zo­wać Ewan­ge­lię w na­szym ży­ciu lub pro­si­my o uzdro­wie­nie – za­sta­nów­my się, do cze­go Je­zus nas wzy­wa. Co dla nas oso­bi­ście ozna­cza, by na­peł­nić stą­gwie? Gdzie je­ste­śmy pu­ści, gdzie Je­zus wy­ma­ga na­sze­go wy­sił­ku? I jaka jest na­sza od­po­wiedź w ser­cu na Jego za­pro­sze­nie?

Je­zus może spra­wić, że woda, któ­rą do Nie­go przy­nie­sie­my – a któ­ra po­zor­nie nie ma war­to­ści – sta­nie się wi­nem ra­do­ści. Dla­te­go po­trzeb­ny jest nasz wy­si­łek, gest wo­bec Je­zu­sa, aby nie po­zo­sta­wać pu­stym. On ocze­ku­je na­sze­go za­an­ga­żo­wa­nia, to­tal­ne­go za­ufa­nia Bogu. Po­wiedz­my więc Chry­stu­so­wi: „Pa­nie, będę czer­pał tę wodę, choć wy­da­je mi się to bez sen­su. Będę to ro­bił, bo Ty tak mó­wisz. Wie­rzę, że uczy­nisz cud. Wie­rzę, że mo­zol­ne czer­pa­nie wody ma sens, bo Ty prze­mie­nisz wodę w wino, abym mógł do­świad­czyć ra­do­ści”.

Gdy przy­cho­dzi pró­ba za­ufa­nia

Na we­se­lu w Ka­nie obec­nych było wie­le osób, ale tyl­ko ci, któ­rzy wy­ko­na­li po­le­ce­nie Je­zu­sa, zo­ba­czy­li cud. Tym, któ­rzy się ba­wi­li i tań­czy­li, wino wy­da­wa­ło się czymś nor­mal­nym. Sta­ro­sta we­sel­ny po pro­stu po­chwa­lił pana mło­de­go za do­bry tru­nek, i tyle. Czę­sto w na­szym ży­ciu dzie­je się po­dob­nie – lu­dzie nie re­agu­ją na cud, ja­kie­go do­świad­czy­li­śmy. Nie wi­dzą go. Nie do­strze­ga­ją też na­sze­go wy­sił­ku. Jed­nak my wie­my, że to na­praw­dę był cud.

Je­zus wy­ma­ga od sług cze­goś jesz­cze. Mówi: „Za­nie­ście tę wodę sta­ro­ście we­sel­ne­mu” (J 2, 8). To he­ro­icz­ne po­le­ce­nie. Za­nieść wodę ko­muś, kto ocze­ku­je, że otrzy­ma wino do spró­bo­wa­nia. Słu­dzy, nie dość, że za­ufa­li to­tal­nie Je­zu­so­wi, czer­piąc ze stud­ni w cza­sie we­se­la 600 li­trów wody, to te­raz Je­zus wy­ma­ga jesz­cze więk­sze­go za­ufa­nia – pójść z tą wodą do sta­ro­sty…

Po­dob­nie jest z nami, gdy do­świad­cza­my Je­zu­sa i chce­my za­nieść Go do człon­ków swo­jej ro­dzi­ny. Może się zda­rzyć, że od­rzu­cą na­sze świa­dec­two, bo w tym, cze­go do­świad­czy­li­śmy, nie wi­dzą ni­cze­go nad­zwy­czaj­ne­go. A my mó­wi­my i mó­wi­my, prze­ba­cza­my i cią­gle na nowo po­dej­mu­je­my te­mat… Wy­da­je się, że to bez sen­su. Jed­nak Je­zus na tym nie po­prze­sta­je i wkrót­ce znów za­pra­sza nas do cze­goś wię­cej. Czym jest to „coś wię­cej” dla Cie­bie? Za­py­taj o to Je­zu­sa.

Być może słu­dzy rów­nież się bali, że gdy za­nio­są sta­ro­ście we­sel­ne­mu wodę do pi­cia, w naj­lep­szym wy­pad­ku ich wy­śmie­je. A jed­nak cał­ko­wi­cie za­ufa­li Je­zu­so­wi i… do­świad­czy­li cudu. Dla­te­go i my uczyń­my wszyst­ko, co­kol­wiek Je­zus nam po­wie! Słu­chaj­my Go uważ­nie, bo cza­sem naj­bar­dziej ab­sur­dal­na myśl, jaką w ser­cu usły­szy­my – może być Sło­wem od Nie­go!

MO­DLI­TWA

Pa­nie, sta­ję przed Tobą

i przy­no­szę Ci stą­giew mo­je­go ser­ca.

Pro­szę Cię, abyś ją na­peł­nił wia­rą,

mi­ło­ścią, po­ko­jem i ra­do­ścią.

Spraw, aby moje ser­ce wo­ła­ło do Cie­bie: Al­le­lu­ja!

Pa­nie Jezu, uczy­nię, co mó­wisz.

Chcę wcie­lić Sło­wo, któ­re mi po­wiesz.

Chcę wcie­lić Cie­bie, bo Ty je­steś Sło­wem,

Sło­wem mo­je­go ży­cia.

Ma­ry­jo, pro­szę Cię, byś sta­ła na stra­ży mo­jej wia­ry,

byś na­uczy­ła mnie słu­chać Je­zu­sa

i wy­peł­niać Jego we­zwa­nia.

Ma­ry­jo, w każ­dej sy­tu­acji mo­je­go ży­cia

pro­wadź mnie do Je­zu­sa!

Amen

2. O PRAW­DZI­WYM ZA­WIE­RZE­NIU SIĘ BOGU

UBO­GA WDO­WA

Gdy Je­zus pod­niósł oczy, zo­ba­czył, jak bo­ga­ci wrzu­ca­li swe ofia­ry do skar­bo­ny. Zo­ba­czył też, jak ubo­ga ja­kaś wdo­wa wrzu­ci­ła tam dwa pie­niąż­ki, i rzekł: „Praw­dzi­wie po­wia­dam wam: Ta ubo­ga wdo­wa wrzu­ci­ła wię­cej niż wszy­scy inni. Wszy­scy bo­wiem wrzu­ca­li na ofia­rę z tego, co im zby­wa­ło; ta zaś z nie­do­stat­ku swe­go wrzu­ci­ła wszyst­ko, co mia­ła na utrzy­ma­nie”.

Łk 21, 1-4

Gra­ni­ce hoj­ności wo­bec Pana Boga

Ewan­ge­lia ta do­ty­czy każ­de­go z nas i mówi o czymś bar­dzo waż­nym. Opi­sa­na w niej sce­na mia­ła miej­sce w świą­ty­ni, wśród lu­dzi mniej lub bar­dziej po­boż­nych, czy­li ta­kich jak my. Za­pew­ne byli wśród nich wier­ni, któ­rzy czę­sto przy­cho­dzi­li do świą­ty­ni, jak i ci, któ­rzy od daw­na w niej nie byli. Jed­nak tego dnia Bóg po­bu­dził ich ser­ca, by przy­szli do Nie­go. Każ­dy z obec­nych wrzu­cał do skar­bon­ki coś, co prze­zna­czył na ofia­rę dla Pana Boga.

Wśród tych po­boż­nych lu­dzi Je­zus wy­róż­nił dwie po­sta­wy. Ci, któ­rych ce­cho­wa­ła pierw­sza po­sta­wa, da­wa­li Bogu „tro­chę”, przed­sta­wi­cie­le dru­giej da­wa­li Bogu „wszyst­ko”. Je­zus nie okre­ślał, ile to jest „tro­chę”, po pro­stu ozna­cza­ło to: „nie wszyst­ko”. My­ślę, że wśród nas też są lu­dzie, któ­rzy od­da­ją Panu Bogu „wszyst­ko” i tacy, któ­rzy tyl­ko „tro­chę”. Co dla nas ozna­cza „wszyst­ko”? To całe moje ży­cie i ja sam.

Przyj­rzyj­my się naj­pierw re­pre­zen­tan­tom gru­py, któ­ra da­wa­ła Panu Bogu „tro­chę”. Te oso­by czę­sto by­wa­ły w świą­ty­ni, więc do­brze się zna­ły. Mia­ły też miłe po­czu­cie, że Panu Bogu dały już wy­star­cza­ją­co dużo, więc za­słu­gi­wa­ły na coś od Nie­go. Prze­cież, ich zda­niem, to wła­śnie one utrzy­my­wa­ły świą­ty­nię. Za­pew­ne je­den dru­gie­mu kła­niał się i wtó­ro­wał: „Je­ste­śmy w tej świą­ty­ni, tu jest na­sze miej­sce, bo to, co się w niej znaj­du­je, jest na­szą za­słu­gą”.

W zu­peł­nie in­nej sy­tu­acji była ubo­ga wdo­wa, re­pre­zen­tu­ją­ca dru­gą gru­pę wier­nych. Nie dość, że wrzu­ci­ła do skar­bon­ki bar­dzo nie­wie­le – choć za­ra­zem było to wszyst­ko, co po­sia­da­ła – to sto­jąc w świą­ty­ni, mia­ła świa­do­mość, że nic jej się tu nie na­le­ży. Nie ona ją utrzy­my­wa­ła, bo sama żyła z ła­ski in­nych. Wie­dzia­ła, że jako sta­ra wdo­wa nie­wie­le już do­sta­nie od ży­cia. Za­pew­ne była prze­ko­na­na, że Je­zus w ogó­le na nią nie pa­trzy, bo taka jest nędzna. Może mia­ła po­ku­sę, by my­śleć, że Bóg już o niej za­po­mniał? Sta­ła więc gdzieś w ką­cie, bo nie czu­ła się god­na, aby wejść da­lej. Z pew­no­ścią czu­ła się sa­mot­na, opusz­czo­na, nie­po­trzeb­na i przez ni­ko­go nie ko­cha­na. My­śla­ła, że nie za­słu­gu­je na mi­łość Pana Boga – prze­cież nic Mu nie mo­gła dać. Sko­ro dla lu­dzi była ni­kim, to pew­nie i dla Boga...

Bóg ma dla Cie­bie o wie­le wię­cej

Do któ­rej gru­py lu­dzi my się za­li­cza­my? Czy je­ste­śmy na tyle oswo­je­ni z Pa­nem Bo­giem, że uwa­ża­my, że On już ni­czym nie może nas za­sko­czyć? Czy nie my­śli­my przy­pad­kiem, że sko­ro od lat na­le­ży­my do wspól­no­ty Od­no­wy Cha­ry­zma­tycz­nej, je­ste­śmy ani­ma­to­ra­mi, mamy ob­da­ro­wa­nych cha­ry­zma­tycz­nie przy­ja­ciół – to Pan Bóg da­rzy nas szcze­gól­ny­mi wzglę­da­mi? A może są­dzi­my, że do­sta­li­śmy już wszyst­ko, co mie­li­śmy do­stać i te­raz przy­cho­dzi­my do świą­ty­ni bar­dziej z przy­zwy­cza­je­nia niż z pra­gnie­nia? Je­śli taka jest po­sta­wa na­szych serc, wy­ma­ga ona uzdro­wie­nia.

Nie przez przy­pa­dek wi­dzi­my w tej Ewan­ge­lii po­boż­nych lu­dzi, w któ­rych ży­ciu du­cho­wym nie­wie­le się zmie­nia­ło, ich wia­ra nie była żywa, ich pra­gnie­nia nie pły­nę­ły z głę­bi. Tym ob­ra­zem Pan Bóg chce za­chę­cić „sta­rych wy­ja­da­czy” – czę­sto obec­nych na Mszach świę­tych i na­le­żą­cych do róż­nych wspól­not – aby otwo­rzy­li swo­je ser­ca, by On mógł ich czymś za­sko­czyć.

Ukry­ty sens niełatwe­go życia

Być może w ser­cu ubo­giej wdo­wy ro­dzi­ły się py­ta­nia: „Czy moje ży­cie ma sens? Czy moje cier­pie­nia i tru­dy, moja sa­mot­ność, wal­ka ze sła­bo­ścia­mi, z bra­kiem prze­ba­cze­nia, ze znie­chę­ce­niem mo­dli­twą – mają sens?”. Ta Ewan­ge­lia po­ka­zu­je nam, że tak. Je­śli więc w ja­kiś spo­sób iden­ty­fi­ku­jesz się z tą ko­bie­tą – ozna­cza to, że wła­śnie do Cie­bie Je­zus chce przyjść, aby po­ka­zać Ci sens Two­je­go ży­cia. Wszyst­kie cier­pie­nia w na­szym ży­ciu przy­po­mi­na­ją do­świad­cze­nia Je­zu­sa wi­szą­ce­go na krzy­żu. On też był bied­ny, opusz­czo­ny, nikt Go nie ro­zu­miał – przy­ja­cie­le ucie­kli, a lu­dzie, któ­rzy po­zo­sta­li, szy­dzi­li z Nie­go. Śmia­li się, gdy On cier­piał i umie­rał! Ale to nie­wy­obra­żal­ne cier­pie­nie mia­ło sens, po­nie­waż wła­śnie na krzy­żu ob­ja­wi­ła się peł­nia Bo­żej mi­ło­ści. Dla­te­go wie­dząc, jak do­brze Je­zus nas ro­zu­mie – mo­że­my tak jak On po­wie­rzyć sie­bie mi­ło­sier­dziu Boga Ojca, któ­ry współ­od­czu­wa z nami, gdy cier­pi­my.

Je­śli je­ste­śmy sa­mot­ni i nie­szczę­śli­wi, je­śli mamy pro­ble­my, któ­re nas prze­ra­sta­ją – to Bóg ob­ja­wi się nam jako Bóg czu­ły, któ­ry to wszyst­ko ro­zu­mie. Nasz pro­blem po­le­ga jed­nak na tym, że ma­jąc, jak ta ubo­ga wdo­wa, tyl­ko dwa gro­sze – czy­li swo­je nie­do­stat­ki, cier­pie­nia i sa­mot­ność – kur­czo­wo się ich trzy­ma­my. A na mo­dli­twie bła­ga­my: „Pa­nie Boże, tyl­ko Cię pro­szę, abyś mi tych dwóch gro­si­ków nie od­bie­rał! Nie od­bie­raj mi na­dziei, że choć to mi po­zo­sta­nie”. Na­to­miast Je­zus w tej Ewan­ge­lii za­pra­sza: „Od­daj Bogu wszyst­ko, od­daj Mu wła­śnie te ostat­nie dwa gro­si­ki. A wte­dy On bę­dzie mógł przyjść do Cie­bie z uzdro­wie­niem i z peł­nią swo­jej mocy”.

Ta­jem­ni­ca na­sze­go uzdro­wie­nia kry­je się w tym, że Bóg przy­cho­dzi z do­tknię­ciem ła­ski wte­dy, gdy po­wie­rza­my Mu to, co bar­dzo chce­my za­cho­wać dla sie­bie. Bóg chce, aby­śmy Mu po­wie­rzy­li to, do cze­go je­ste­śmy przy­wią­za­ni, bez cze­go nie wy­obra­ża­my so­bie ży­cia. Na taki gest to­tal­ne­go za­ufa­nia zde­cy­do­wa­ła się ubo­ga wdo­wa w Ewan­ge­lii. Z pew­no­ścią nie była to de­cy­zja ła­twa, jed­nak to wła­śnie na tę ko­bie­tę, spo­śród ca­łe­go tłu­mu, Je­zus zwró­cił szcze­gól­ną uwa­gę.

Od­daj Bogu swo­je „dwa gro­sze”

Przy­szedł czas, aby po­sta­wić so­bie py­ta­nie: „Co jest moim nie­do­stat­kiem? Co mnie boli, co mi prze­szka­dza żyć? Co po­wi­nie­nem Bogu od­dać? Jaki lęk mnie za­trzy­mu­je – co się sta­nie, gdy już wszyst­ko od­dam Bogu?”.

Bóg Oj­ciec, czy­li Mi­łość – jest Bo­giem wraż­li­wym. W tej Ewan­ge­lii Je­zus po­ka­zu­je nam to wy­raź­nie. On prze­ni­ka do głę­bi na­sze ser­ca. Gdy więc wi­dzi ubo­gą wdo­wę, czło­wie­ka sa­mot­ne­go lub nie­szczę­śli­we­go – pa­trzy na nie­go ze szcze­gól­ną mi­ło­ścią, a Jego spoj­rze­nie uzdra­wia. Dla­te­go za­pra­szam do ta­kie­go od­da­nia się Panu Bogu jak ubo­ga wdo­wa. Uczyń gest za­wie­rze­nia, a zo­ba­czysz, co się bę­dzie dzia­ło...

MO­DLI­TWA

Pa­nie Jezu, sta­ję przed Tobą i pro­szę,

abyś za­brał z mo­je­go ser­ca py­chę.

Od­da­ję Ci wszyst­kie za­słu­gi,

ja­kie kie­dy­kol­wiek przy­pi­sa­łem so­bie,

a nie od­da­łem To­bie za nie chwa­ły.

Od­da­ję Ci to, co mam i po­sia­dam,

bo wszyst­ko to od Cie­bie po­cho­dzi.

Chwa­ła Ci za to, co mi da­łeś!

Od­da­ję Ci też to wszyst­ko, cze­go mi brak.

Od­po­wiedz, Pa­nie, na głód mo­je­go ser­ca

i na jego tę­sk­no­tę za Tobą.

Chcę tyl­ko, byś za­wsze był ze mną.

Amen

3. CZY PO­ZWA­LASZ BOGU DZIA­ŁAĆ TAK, JAK ON CHCE?

UZDRO­WIE­NIE W SZA­BAT