Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jaką drogę wybrać, aby moje życie nabrało właściwego wymiaru, by nie odczuwać pustki, samotności? Którędy pójść, żeby odzyskać zdrowie i wewnętrzny pokój? Gdzie odnajdę utraconą radość i sens mojego istnienia?
Na te i wiele innych pytań odpowiada Autor w książce, która specjalnie dla Ciebie powstała, aby służyć jako przewodnik lub mapa po szlakach Twojego życia. Najważniejszym jej przesłaniem jest to, żeby uwierzyć, że wszystko możemy w Jezusie Chrystusie. On jest obecny nadal i uzdrawia, uwalnia, podnosi dziś tak samo, jak robił to 2000 lat temu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 171
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta książka jest tania.
KUPUJ LEGALNIE.
NIE KOPIUJ!
o. Remigiusz Recław SJ
JEZUS
UZDRAWIA
DZIŚ
cz. 1
Nihil obstat: L. dz. 2009/1/NO/P
Za pozwoleniem
Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej
Towarzystwa Jezusowego – o. Tomasza Kota SJ
Warszawa, 9 listopada 2009 r.
Książka nie zawiera błędów teologicznych
Redakcja
Beata Szymczak-Zienczyk
Anna Lasoń-Zygadlewicz
Joanna Sztaudynger
Marta Karolewska
Korekta
Joanna Sztaudynger
Projekt graficzny
Ewa Laśkiewicz
Zdjęcie na okładce
o. Remigiusz Recław SJ
© by Mocni w Duchu
Łódź 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN 978-83-61803-03-4
Mocni w Duchu – Centrum
90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60
tel. 42 288 11 53
mocni.centrum@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl
Zamówienia
tel. 42 288 11 57, 797 907 257
mocni.wydawnictwo@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl/sklep
Wydanie VI
WSTĘP
W kościele jezuitów w Łodzi dwa razy w miesiącu odbywają się Msze święte z modlitwą o uzdrowienie: w ostatni poniedziałek miesiąca i w niedzielę, która poprzedza ten poniedziałek (z reguły jest to też ostatnia niedziela miesiąca, ale nie zawsze). Każdorazowo na taką Eucharystię przyjeżdża kilka tysięcy osób. Pokazuje to, jak wielkie mamy dzisiaj pragnienie, aby spotkać się z Jezusem, który ma moc uzdrowienia, który przywraca radość i życie.
Podczas Eucharystii z modlitwą o uzdrowienie jest też możliwość podziękowania Bogu za to, co uczynił w naszym życiu. Co rusz słyszymy o uzdrowieniu małżeństwa, które już się zupełnie rozpadało i nie było dla niego żadnej nadziei. Słyszymy o uzdrowieniach z różnych nałogów: mężczyzna palił przez 30 lat, dwie paczki dziennie – po tej Eucharystii nagle z tym skończył; młoda kobieta uciekła z domu jako narkomanka i nie było już dla niej ratunku, bo notorycznie uciekała z ośrodków odwykowych – po tej Eucharystii przestała ćpać; małżeństwo nie mogło mieć dzieci – po tej Eucharystii kobieta zaszła w ciążę i urodziła zdrowe dziecko; tata miał nowotwór – po Mszy św. z modlitwą o uzdrowienie, gdy udał się na operację, lekarze nagle zmienili diagnozę. Takie świadectwa słyszymy bardzo często. Jest ich wiele, bo Bóg czyni dziś wielkie rzeczy!
Niniejsza książka jest zbiorem kazań, które zostały wygłoszone na poniedziałkowych Mszach z modlitwą o uzdrowienie w Łodzi. Ich zadaniem jest budzić naszą wiarę, abyśmy przyjęli, że Jezus może się pochylić także nad nami. Ufamy, że lektura tej książki pozwoli nam przeżywać każdą Eucharystię jako moment spotkania z Bogiem, który ma moc nas uzdrawiać. On przychodzi, bo jest Bogiem żywym, jest Bogiem tu i teraz.
1. O WSPÓŁPRACY Z JEZUSEM
SŁUDZY W KANIE GALILEJSKIEJ
W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: „Nie mają wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czy to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? [Czyż] jeszcze nie nadeszła godzina moja?”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Jezus rzekł do sług: „Napełnijcie stągwie wodą!”. I napełnili je aż po brzegi.Potem powiedział do nich: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci więc zanieśli. Gdy zaś starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – a nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodegoi powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”.Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
J 2, 1-11
Cuda w sytuacjach podbramkowych
Przytoczony fragment jest szczególny, ponieważ ukazuje nam Maryję, a to w Ewangelii św. Jana nie zdarza się często. Ponadto widzimy, jak Jezus dokonał wielkiego cudu. Dla niektórych nie tylko wielkiego, ale wręcz gorszącego. No bo jak to – Jezus zapewnił biesiadnikom tyle wina, że wystarczyłoby na kilka wesel? Czy to nie paradoks: Jezus i dużo wina?
Zwróćmy też uwagę, że w Ewangeliach mamy dwa rodzaje cudów. Są cuda uzdrowień, np. gdy Jezus mówił do paralityka, aby wstał (por. Mk 2, 9); do niemego, aby zaczął mówić (por. Mt 9, 33; Mt 12, 22; Łk 11, 14); a do niewidomego, aby przejrzał (por. Łk 7, 22; J 9, 18). Ale są też cuda, które ratują sytuację, pomagają rozwiązać codzienne problemy, np. cud rozmnożenia chleba (por. Mt 14, 13-21) albo przemiany wody w wino (por. J 2, 1-11). Ten drugi rodzaj cudów wiąże się ściśle z Eucharystią – przemienienie chleba i wina. Dzięki niemu także, człowiek może się nasycić, jeśli tylko weźmie udział w tym, co czyni Jezus.
Niejednokrotnie my sami stajemy przed Jezusem, prosząc Go o cud – w naszych rodzinach, w naszych sercach, w trudnych relacjach. I Jezus tych cudów rzeczywiście dokonuje. W Kanie Jezus pomógł nowożeńcom, którym zabrakło wina – a przez to także uzdrowił relacje między ludźmi. Wesele mogło zakończyć się skandalem, a tymczasem dobiegło końca w klimacie radości i pochwał. Warto pamiętać, że radość z wina, a nawet samo wino – symbolizuje za każdym razem radość ewangeliczną, czyli radość z miłości. Tam gdzie jest miłość – tam jest radość. Jeżeli w jakiejś sytuacji pozwolimy działać Bogu – to tak, jakbyśmy pozwalali działać Miłości.
Warto prosić przez Maryję
Zauważmy, jak niezwykle ważną rolę odegrała Maryja w procesie przemiany wody w wino. Bawiący się biesiadnicy myśleli o swoich sprawach, każdy z nich był zajęty sobą i nikt niczego nie zauważył. Jedynie Maryja była czujna i dostrzegła trudność, w której znaleźli się gospodarze. Jedynie ona zainteresowała się całą sprawą i zwróciła się do Jezusa o pomoc. Gdy kierujemy się do Maryi i prosimy o Jej wstawiennictwo, możemy liczyć na Jej wielkie zaangażowanie i troskę o nasze dobro. Ona zna intencje, w których się modlimy i już zdążyła Jezusowi o nich powiedzieć, zanim my to zrobimy.
Odpowiedź Jezusa na prośbę Matki była dosyć ostra, możemy nawet być nią zdziwieni: „Czy to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Nie nadeszła jeszcze moja godzina” (por. J 2, 4). Dlaczego Jezus mówi do swojej Matki – „Niewiasto”? Czy to jest grzeczne? Być może w innym kontekście byłoby to nieuprzejme, ale tutaj to słowo jest kluczowe. Do tej pory, gdy używano tego słowa w Piśmie świętym – wszyscy myśleli o jednej kobiecie – o Ewie, która została tak nazwana w Raju. A teraz Jezus nazywa tak Maryję, która przyjmuje funkcję nowej Ewy – nowej Niewiasty, która już nie sprowadzi na ludzkość grzechu, ale nowe życie w Jezusie, czyli zbawienie pomimo grzechu.
A zatem z jednej strony Jezus mówi do swojej Matki słowo, które wskazuje na Jej cudowną funkcję w historii ludzkości, a z drugiej strony oznajmia, że jeszcze nie nadeszła Jego godzina. Dlaczego to jeszcze nie ta godzina? Bóg w Piśmie świętym działa w całej historii w taki sposób, że wielkie uzdrowienia czy wielkie przemiany (np. wielkie powołania) dokonują się w czasie. Bóg reaguje wtedy, gdy człowiek do tego dojrzał. On wie najlepiej, kiedy jest dla nas odpowiedni czas na zmiany i Jego ingerencję.
Jednak Maryja nie odpuszcza. Skoro pełni funkcję nowej Ewy – czyli najważniejszą w historii zbawienia, to też i spoczywa na niej olbrzymia odpowiedzialność. Nie waha się zachęcić służących na weselu, aby już teraz totalnie zaufali Jezusowi. Nawet jeśli to nie jest godzina czynienia cudów – zaufajcie Mu całkowicie – „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2, 5). Spotkanie z Maryją owocuje tym, że ona kieruje nasze oczy na Jezusa i zachęca do bezwarunkowego oddania się w Jego ręce.
Słowa Maryi ukazują Jej nieprawdopodobną wielkość, a zarazem bezgraniczne zaufanie i pokorę. Ona zawsze ukierunkowuje nas na Jezusa – byśmy robili, cokolwiek On nam mówi, a to oznacza posłuszeństwo Jego Słowu (por. J 2, 5). Ta Ewangelia przekonuje, że jeśli uczynimy to, co mówi Jezus – doświadczymy cudu. To jest zaproszenie skierowane do nas, abyśmy powierzyli się Jemu i okazali Mu zaufanie. Dlatego powiedzmy Jezusowi w sercu: „Uczynię, co mówisz. Chcę wcielić Słowo, które powiesz. Chcę wcielić Ciebie, bo Ty, Panie, jesteś Słowem – Słowem mojego życia”.
Oczywiście Maryja sama wcześniej zrobiła to, o czym pouczała innych. Ona już wcieliła Słowo. Słowo wcieliło się w Niej. Maryja swoją zgodą i totalnym zaufaniem na słowa anioła Gabriela – przyjęła wcielone Słowo. Ona uczyniła wszystko, co powiedział jej Bóg. Teraz do tego samego zaprasza każdego z nas. Jeśli zrobimy ten krok, to w naszym życiu wydarzy się cud. Chcesz cudu? Chcesz uzdrowienia w swoim życiu? Maryja wskazała nam drogę. Wcześniej trzeba powiedzieć „tak”, czyli fiat, na słowo, które do nas mówi Jezus.
Jezus nie przemienia pustki
W jaki sposób dokonuje się cud? Scena z wesela ukazuje ogromne, puste stągwie o pojemności około stu litrów każda. Jezus polecił napełnić je wodą. Prośba dosyć trudna do spełnienia, a nawet trochę absurdalna – trwa wesele, trzeba obsługiwać gości, tymczasem służący mają zająć się wydobyciem ze studni ok. 600 litrów wody. To praca dosyć wyczerpująca… wiadro za wiadrem… kilogramy ciężarów do przenoszenia. A jednak Maryja zaprosiła posługujących do totalnego zaufania: Zróbcie wszystko, COKOLWIEK wam powie.
Do tej pory stągwie stały puste. Ta pustka pokazuje brak możliwości uczynienia cudu. Najpierw jest potrzebne bezgraniczne zaufanie człowieka, którego symbolem będzie napełnianie stągwi wodą, nieważne kiedy – nawet w nocy, w czasie wesela. Być może my sami przypominamy takie puste bukłaki? Jesteśmy pustymi naczyniami, które dopiero trzeba napełnić, aby mógł wydarzyć się cud w naszym życiu. Ale to napełnianie nie jest trudne. Wystarczy zaufać Jezusowi i robić to, co On nam mówi. A jego słowo jest zawsze konkretne, jest zaproszeniem do kochania we wszystkich sytuacjach naszego życia.
Stągwie służyły do żydowskich oczyszczeń, a więc do czynności o charakterze uświęcającym. Być może my sami mamy taką rolę pełnić wobec innych, ale jesteśmy puści? Mamy nieść Chrystusa, a przez to stać się narzędziem uświęcenia dla naszego miasta, rodziny, wspólnoty – ale może nic tam nie niesiemy? Może gdy wracamy do domu, do bliskich, przynosimy im tylko naszą pustkę? W odpowiedzi na taką sytuację, Jezus mówi do nas: „Napełnijcie stągwie, napełnijcie swoje puste serca moim słowem”. I Jezus nie wymaga od nas cudu. Cuda, czyni On. My zaś mamy napełnić stągwie czymś, co mamy pod ręką – wodą.
Służący na weselu, gdy usłyszeli słowa Jezusa, aby wydobyć ze studni 600 litrów wody, mogli mieć tysiące wymówek, aby tego nie zrobić. Wystarczyło nie zgodzić się na słowo Jezusa. Oni jednak nie odpowiedzieli Mu: „To może później, po weselu?”. Albo: „Nie teraz, bo musimy trochę odpocząć”. A przecież zaczerpnięcie takiej ilości wody nie było błahostką. Ale tak właśnie ma wyglądać nasze zaangażowanie, abyśmy mogli doświadczyć cudu i uzdrowienia. Pan Bóg nie chce działać na zasadzie: pstryk i już zrobione – w pustych bukłakach nie znajdziemy nagle wina. Jeśli jednak napełnimy je przynajmniej wodą, Jezus może ją przemienić. A wtedy doświadczymy cudu przemiany relacji, trudnej sytuacji, jakiegoś życiowego braku. Możemy też doświadczyć uzdrowienia. Najpierw jednak potrzebny jest nasz wysiłek, nawet jeśli początkowo wydaje się on bez sensu. No bo jaki sens miało czerpanie wody podczas wesela, na którym brakowało wina? Pozornie nie było w tym żadnej logiki! A jednak Jezus zaprasza właśnie do tego!
Jeśli chcemy realizować Ewangelię w naszym życiu lub prosimy o uzdrowienie – zastanówmy się, do czego Jezus nas wzywa. Co dla nas osobiście oznacza, by napełnić stągwie? Gdzie jesteśmy puści, gdzie Jezus wymaga naszego wysiłku? I jaka jest nasza odpowiedź w sercu na Jego zaproszenie?
Jezus może sprawić, że woda, którą do Niego przyniesiemy – a która pozornie nie ma wartości – stanie się winem radości. Dlatego potrzebny jest nasz wysiłek, gest wobec Jezusa, aby nie pozostawać pustym. On oczekuje naszego zaangażowania, totalnego zaufania Bogu. Powiedzmy więc Chrystusowi: „Panie, będę czerpał tę wodę, choć wydaje mi się to bez sensu. Będę to robił, bo Ty tak mówisz. Wierzę, że uczynisz cud. Wierzę, że mozolne czerpanie wody ma sens, bo Ty przemienisz wodę w wino, abym mógł doświadczyć radości”.
Gdy przychodzi próba zaufania
Na weselu w Kanie obecnych było wiele osób, ale tylko ci, którzy wykonali polecenie Jezusa, zobaczyli cud. Tym, którzy się bawili i tańczyli, wino wydawało się czymś normalnym. Starosta weselny po prostu pochwalił pana młodego za dobry trunek, i tyle. Często w naszym życiu dzieje się podobnie – ludzie nie reagują na cud, jakiego doświadczyliśmy. Nie widzą go. Nie dostrzegają też naszego wysiłku. Jednak my wiemy, że to naprawdę był cud.
Jezus wymaga od sług czegoś jeszcze. Mówi: „Zanieście tę wodę staroście weselnemu” (J 2, 8). To heroiczne polecenie. Zanieść wodę komuś, kto oczekuje, że otrzyma wino do spróbowania. Słudzy, nie dość, że zaufali totalnie Jezusowi, czerpiąc ze studni w czasie wesela 600 litrów wody, to teraz Jezus wymaga jeszcze większego zaufania – pójść z tą wodą do starosty…
Podobnie jest z nami, gdy doświadczamy Jezusa i chcemy zanieść Go do członków swojej rodziny. Może się zdarzyć, że odrzucą nasze świadectwo, bo w tym, czego doświadczyliśmy, nie widzą niczego nadzwyczajnego. A my mówimy i mówimy, przebaczamy i ciągle na nowo podejmujemy temat… Wydaje się, że to bez sensu. Jednak Jezus na tym nie poprzestaje i wkrótce znów zaprasza nas do czegoś więcej. Czym jest to „coś więcej” dla Ciebie? Zapytaj o to Jezusa.
Być może słudzy również się bali, że gdy zaniosą staroście weselnemu wodę do picia, w najlepszym wypadku ich wyśmieje. A jednak całkowicie zaufali Jezusowi i… doświadczyli cudu. Dlatego i my uczyńmy wszystko, cokolwiek Jezus nam powie! Słuchajmy Go uważnie, bo czasem najbardziej absurdalna myśl, jaką w sercu usłyszymy – może być Słowem od Niego!
MODLITWA
Panie, staję przed Tobą
i przynoszę Ci stągiew mojego serca.
Proszę Cię, abyś ją napełnił wiarą,
miłością, pokojem i radością.
Spraw, aby moje serce wołało do Ciebie: Alleluja!
Panie Jezu, uczynię, co mówisz.
Chcę wcielić Słowo, które mi powiesz.
Chcę wcielić Ciebie, bo Ty jesteś Słowem,
Słowem mojego życia.
Maryjo, proszę Cię, byś stała na straży mojej wiary,
byś nauczyła mnie słuchać Jezusa
i wypełniać Jego wezwania.
Maryjo, w każdej sytuacji mojego życia
prowadź mnie do Jezusa!
Amen
2. O PRAWDZIWYM ZAWIERZENIU SIĘ BOGU
UBOGA WDOWA
Gdy Jezus podniósł oczy, zobaczył, jak bogaci wrzucali swe ofiary do skarbony. Zobaczył też, jak uboga jakaś wdowa wrzuciła tam dwa pieniążki, i rzekł: „Prawdziwie powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie”.
Łk 21, 1-4
Granice hojności wobec Pana Boga
Ewangelia ta dotyczy każdego z nas i mówi o czymś bardzo ważnym. Opisana w niej scena miała miejsce w świątyni, wśród ludzi mniej lub bardziej pobożnych, czyli takich jak my. Zapewne byli wśród nich wierni, którzy często przychodzili do świątyni, jak i ci, którzy od dawna w niej nie byli. Jednak tego dnia Bóg pobudził ich serca, by przyszli do Niego. Każdy z obecnych wrzucał do skarbonki coś, co przeznaczył na ofiarę dla Pana Boga.
Wśród tych pobożnych ludzi Jezus wyróżnił dwie postawy. Ci, których cechowała pierwsza postawa, dawali Bogu „trochę”, przedstawiciele drugiej dawali Bogu „wszystko”. Jezus nie określał, ile to jest „trochę”, po prostu oznaczało to: „nie wszystko”. Myślę, że wśród nas też są ludzie, którzy oddają Panu Bogu „wszystko” i tacy, którzy tylko „trochę”. Co dla nas oznacza „wszystko”? To całe moje życie i ja sam.
Przyjrzyjmy się najpierw reprezentantom grupy, która dawała Panu Bogu „trochę”. Te osoby często bywały w świątyni, więc dobrze się znały. Miały też miłe poczucie, że Panu Bogu dały już wystarczająco dużo, więc zasługiwały na coś od Niego. Przecież, ich zdaniem, to właśnie one utrzymywały świątynię. Zapewne jeden drugiemu kłaniał się i wtórował: „Jesteśmy w tej świątyni, tu jest nasze miejsce, bo to, co się w niej znajduje, jest naszą zasługą”.
W zupełnie innej sytuacji była uboga wdowa, reprezentująca drugą grupę wiernych. Nie dość, że wrzuciła do skarbonki bardzo niewiele – choć zarazem było to wszystko, co posiadała – to stojąc w świątyni, miała świadomość, że nic jej się tu nie należy. Nie ona ją utrzymywała, bo sama żyła z łaski innych. Wiedziała, że jako stara wdowa niewiele już dostanie od życia. Zapewne była przekonana, że Jezus w ogóle na nią nie patrzy, bo taka jest nędzna. Może miała pokusę, by myśleć, że Bóg już o niej zapomniał? Stała więc gdzieś w kącie, bo nie czuła się godna, aby wejść dalej. Z pewnością czuła się samotna, opuszczona, niepotrzebna i przez nikogo nie kochana. Myślała, że nie zasługuje na miłość Pana Boga – przecież nic Mu nie mogła dać. Skoro dla ludzi była nikim, to pewnie i dla Boga...
Bóg ma dla Ciebie o wiele więcej
Do której grupy ludzi my się zaliczamy? Czy jesteśmy na tyle oswojeni z Panem Bogiem, że uważamy, że On już niczym nie może nas zaskoczyć? Czy nie myślimy przypadkiem, że skoro od lat należymy do wspólnoty Odnowy Charyzmatycznej, jesteśmy animatorami, mamy obdarowanych charyzmatycznie przyjaciół – to Pan Bóg darzy nas szczególnymi względami? A może sądzimy, że dostaliśmy już wszystko, co mieliśmy dostać i teraz przychodzimy do świątyni bardziej z przyzwyczajenia niż z pragnienia? Jeśli taka jest postawa naszych serc, wymaga ona uzdrowienia.
Nie przez przypadek widzimy w tej Ewangelii pobożnych ludzi, w których życiu duchowym niewiele się zmieniało, ich wiara nie była żywa, ich pragnienia nie płynęły z głębi. Tym obrazem Pan Bóg chce zachęcić „starych wyjadaczy” – często obecnych na Mszach świętych i należących do różnych wspólnot – aby otworzyli swoje serca, by On mógł ich czymś zaskoczyć.
Ukryty sens niełatwego życia
Być może w sercu ubogiej wdowy rodziły się pytania: „Czy moje życie ma sens? Czy moje cierpienia i trudy, moja samotność, walka ze słabościami, z brakiem przebaczenia, ze zniechęceniem modlitwą – mają sens?”. Ta Ewangelia pokazuje nam, że tak. Jeśli więc w jakiś sposób identyfikujesz się z tą kobietą – oznacza to, że właśnie do Ciebie Jezus chce przyjść, aby pokazać Ci sens Twojego życia. Wszystkie cierpienia w naszym życiu przypominają doświadczenia Jezusa wiszącego na krzyżu. On też był biedny, opuszczony, nikt Go nie rozumiał – przyjaciele uciekli, a ludzie, którzy pozostali, szydzili z Niego. Śmiali się, gdy On cierpiał i umierał! Ale to niewyobrażalne cierpienie miało sens, ponieważ właśnie na krzyżu objawiła się pełnia Bożej miłości. Dlatego wiedząc, jak dobrze Jezus nas rozumie – możemy tak jak On powierzyć siebie miłosierdziu Boga Ojca, który współodczuwa z nami, gdy cierpimy.
Jeśli jesteśmy samotni i nieszczęśliwi, jeśli mamy problemy, które nas przerastają – to Bóg objawi się nam jako Bóg czuły, który to wszystko rozumie. Nasz problem polega jednak na tym, że mając, jak ta uboga wdowa, tylko dwa grosze – czyli swoje niedostatki, cierpienia i samotność – kurczowo się ich trzymamy. A na modlitwie błagamy: „Panie Boże, tylko Cię proszę, abyś mi tych dwóch grosików nie odbierał! Nie odbieraj mi nadziei, że choć to mi pozostanie”. Natomiast Jezus w tej Ewangelii zaprasza: „Oddaj Bogu wszystko, oddaj Mu właśnie te ostatnie dwa grosiki. A wtedy On będzie mógł przyjść do Ciebie z uzdrowieniem i z pełnią swojej mocy”.
Tajemnica naszego uzdrowienia kryje się w tym, że Bóg przychodzi z dotknięciem łaski wtedy, gdy powierzamy Mu to, co bardzo chcemy zachować dla siebie. Bóg chce, abyśmy Mu powierzyli to, do czego jesteśmy przywiązani, bez czego nie wyobrażamy sobie życia. Na taki gest totalnego zaufania zdecydowała się uboga wdowa w Ewangelii. Z pewnością nie była to decyzja łatwa, jednak to właśnie na tę kobietę, spośród całego tłumu, Jezus zwrócił szczególną uwagę.
Oddaj Bogu swoje „dwa grosze”
Przyszedł czas, aby postawić sobie pytanie: „Co jest moim niedostatkiem? Co mnie boli, co mi przeszkadza żyć? Co powinienem Bogu oddać? Jaki lęk mnie zatrzymuje – co się stanie, gdy już wszystko oddam Bogu?”.
Bóg Ojciec, czyli Miłość – jest Bogiem wrażliwym. W tej Ewangelii Jezus pokazuje nam to wyraźnie. On przenika do głębi nasze serca. Gdy więc widzi ubogą wdowę, człowieka samotnego lub nieszczęśliwego – patrzy na niego ze szczególną miłością, a Jego spojrzenie uzdrawia. Dlatego zapraszam do takiego oddania się Panu Bogu jak uboga wdowa. Uczyń gest zawierzenia, a zobaczysz, co się będzie działo...
MODLITWA
Panie Jezu, staję przed Tobą i proszę,
abyś zabrał z mojego serca pychę.
Oddaję Ci wszystkie zasługi,
jakie kiedykolwiek przypisałem sobie,
a nie oddałem Tobie za nie chwały.
Oddaję Ci to, co mam i posiadam,
bo wszystko to od Ciebie pochodzi.
Chwała Ci za to, co mi dałeś!
Oddaję Ci też to wszystko, czego mi brak.
Odpowiedz, Panie, na głód mojego serca
i na jego tęsknotę za Tobą.
Chcę tylko, byś zawsze był ze mną.
Amen
3. CZY POZWALASZ BOGU DZIAŁAĆ TAK, JAK ON CHCE?
UZDROWIENIE W SZABAT