Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy masz tak bliską relację z Bogiem Ojcem, że bez oporu zwracasz się do Niego „Tato”? A może w ogóle wolisz z Nim nie rozmawiać, ponieważ się Go boisz? W dzisiejszej epidemii braku ojców to właśnie doświadczenie odrzucenia i opuszczenia określa temperaturę naszej relacji z Bogiem.
W książce Serce Ojca Neal Lozano – ewangelizator posługujący modlitwą uwolnienia – pokazuje, że Tata niebieski jest zupełnie inny niż nasi ziemscy ojcowie. A poprzez fragmenty biblijne i świadectwa osób, które odkryły dobroć Boga w swoim życiu, pomaga nam poznać prawdę o Nim.
Twój Tata kocha cię bezwarunkowo, nie jest na ciebie zły i akceptuje cię pomimo twoich błędów i grzechów. A ponieważ sam jest Miłością, nie potrafi podejść do ciebie w inny sposób, niż z miłością bezwarunkową. On ma dobre plany wobec twojego życia, żeby zapewnić ci przyszłość, jaką dla ciebie wymarzył. I bardzo pragnie, żebyś naprawdę Go poznał.
Wielką wartością tej książki są relacje osób, które odkrywając miłość Boga do siebie, doświadczyły uzdrowienia wewnętrznego i nabrały odwagi do życia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 147
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta książka jest tania.
KUPUJ LEGALNIE.
NIE KOPIUJ!
O. REMIGIUSZ RECŁAW SJ
wraz ze Wspólnotą Małżeństw Niesakramentalnych
Nihil obstat: L. dz. 2015/02/NO/P
Za pozwoleniem
Przełożonego Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej
Towarzystwa Jezusowego – o. Tomasza Kota SJ
Warszawa, 17 lutego 2015 r.
Książka nie zawiera błędów teologicznych
Opracowanie
Joanna Sztaudynger
Korekta
Anna Lasoń-Zygadlewicz
Redakcja
Marzena Myjak-Fryzowicz
Agnieszka Wardencka-Wójcik
Grafika
Bogumiła Dziedzic
© by Mocni w Duchu
Wszelkie prawa zastrzeżone
Łódź 2015
ISBN 978-83-61803-82-9
Mocni w Duchu – Centrum
90-058 Łódź, ul. Sienkiewicza 60
tel. 42 288 11 53
mocni.centrum@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl
Zamówienia
tel. 42 288 11 57, 797 907 257
mocni.wydawnictwo@jezuici.pl
www.odnowa.jezuici.pl/sklep
Wydanie pierwsze
Od Redakcji
Chciałybyśmy, aby ta książka dotarła do tych, którzy podobnie jak my kiedyś myśleli, że Bóg ich odrzucił. Tak sądziłyśmy, zanim przytuliła nas miłość Chrystusa. W tej książce nie występujemy w roli autorytetu, wskazując za wzór nasze obecne małżeństwa czy związki. Każdemu powiemy: dbaj o swoje małżeństwo ze wszystkich sił! Nam tych sił zabrakło w pewnym momencie życia. A potem, za niektóre błędy ponosi się konsekwencje przez całe życie. Jednak Chrystus przychodzi do człowieka podeptanego przez błędy, aby go podnieść i dać mu nowe życie. Właśnie tego doświadczamy przy Bogu i o tym jest ta książka.
Czasami dobrzy ludzie dokonują złych wyborów. Nie stają się przez to źli – są po prostu ludźmi. Nie mamy już wpływu na naszą przeszłość, nie zmienimy jej. Nic nie cofnie tego, co już nastąpiło. Rozwód w życiu większości z nas, członków Wspólnoty Małżeństw Niesakramentalnych, to największa porażka, jaką ponieśliśmy i której się nie spodziewaliśmy. Jest trudem, przez który musieliśmy przejść i z którym trzeba było się zmierzyć. Owoce rozwodu są złe, niedobre, niejadalne. Dziura w naszej psychice i ciągłe oskarżenia sumienia nie napawają optymizmem ani chęcią do wyjścia z sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Bez względu na winę, bez względu na to, jak byliśmy dojrzali do tego, aby zakończyć nasze małżeństwa, czuliśmy się jak rozbitkowie. Rozbitkowie na morzu życia i na morzu wiary.
Miłość. Nowa miłość, nowy związek, nowa rodzina i cała masa pytań dudniących w naszych głowach. Co wybrać – miłość ludzką, która wprowadzi nam ogromne ograniczenia, czy miłość Bożą, która pozwoli na życie sakramentalne? Przyszedł moment w naszym życiu, kiedy wybraliśmy miłość ludzką, bo tej prawdziwej Miłości chyba jeszcze, tak naprawdę, nie znaliśmy. To taka „miłość z odzysku”, ponieważ wnosi w nasze życie nowe oczekiwania i nadzieje.
Większość z nas nawet nie potrafiła wejść głębiej do kościoła. Zatrzymywaliśmy się na poziomie chóru. Ludzie spod chóru, jawnogrzesznicy, nieudacznicy, brudni i niegodni. Historia naszego życia połączyła nas, dała nową nadzieję. Wiemy, że dookoła jest wiele małżeństw myślących w podobny sposób, czekających na jakieś światło nadziei, co zabłyśnie i dla nich. Rekolekcje i spotkania dla niesakramentalnych pokazały nam, że nie jesteśmy dziećmi gorszego Boga. W każdym z nas jest ogromna tęsknota i głód za tym Najsprawiedliwszym, który wszystko widział i widzi, a także zna pragnienia i zamiary naszych serc.
We Wspólnocie Małżeństw Niesakramentalnych wszyscy pracujemy nad sobą i własnym rozwojem duchowym. Są tacy wśród nas, którzy nauczyli się przyjmować Chrystusa w Komunii duchowej. Jej istotę przybliżył nam nasz duszpasterz – o. Remigiusz Recław SJ. Możemy przyjąć tylko tyle i aż tyle.
Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, uczy nas doceniać wszystko, co możemy czynić w Kościele, pozostajemy przecież nadal jego członkami. Wspólnota Niesakramentalnych gromadzi ludzi po rozwodach cywilnych, ale również takie pary, które z różnych innych względów nie mogą zawrzeć sakramentalnego związku małżeńskiego.
Tutaj prostuje się wiele dróg, ponieważ możemy dzielić się doświadczeniami i sięgać do źródła potrzebnych nam informacji. Ale nie tylko temu służy wspólnota. Przede wszystkim daje nam poczucie, że nie jesteśmy sami. Mamy wielką rodzinę osób znajdujących się w podobnej sytuacji, możemy się wspierać, modlić za siebie nawzajem, uczymy się kochać naszą różnorodność, uczymy się tolerancji. Jesteśmy jak Arka Noego. Każdy z nas jest inny, wnosi coś nowego – mamy wrażenie, że każdy jest potrzebny pozostałym członkom naszej wspólnoty „do przeżycia”.
Są wśród nas osoby żyjące we wstrzemięźliwości seksualnej, mogące korzystać z sakramentu pojednania i Eucharystii. Znamy takich, którzy myśleli, że już sam rozwód uniemożliwia otrzymanie rozgrzeszenia i przyjmowanie Komunii świętej. Niewiele osób wie, że w pewnych sytuacjach można starać się o stwierdzenie nieważności małżeństwa sakramentalnego na warunkach określonych prawem kanonicznym. To, co nas w życiu spotkało, nasze osobiste porażki – czasami wynikające z naszych decyzji, innym razem polegające na porzuceniu nas przez współmałżonków – były przede wszystkim szkołą pokory.
Na jednym ze spotkań każdy miał powiedzieć, czego nauczyło go bycie człowiekiem „niesakramentalnym”. W zasadzie każdy jako pierwszą, najważniejszą i najmocniejszą cechę wymieniał pokorę. Nasze ograniczenia sprawiły, że lepiej ją rozumiemy. Wiemy, że większość z nas żyje w grzechu. Pamiętamy o nim, mamy jego świadomość i nie próbujemy go umniejszać. Doświadczamy bezradności wobec tej sytuacji. Dlatego też mamy głęboką nadzieję, że Pan Bóg widząc okoliczności, w jakich żyjemy, patrzy na nas całościowo i wspiera nas w trudzie życia i niesienia naszego krzyża. On nas kocha! To jest prawda o nas i tym chcemy żyć. Miłosierdzie Pana obejmie także nas, którzy nie potrafiliśmy „żeglować samemu przez życie z poszarpanymi żaglami”.
Dzisiaj wiemy, że On nas podniósł, odzyskaliśmy godność dziecka Bożego. Chcemy trwać przy Nim, bo zrozumieliśmy, że pomimo wszystko mamy prawo do szczęścia, mamy prawo kochać i być kochanym. Wielu z nas zmaga się z przebaczeniem przeszłości – przebaczeniem sobie i wielu osobom, które przyczyniły się do naszej życiowej tragedii. To przebaczenie jest naszym największym wyzwaniem. Wspólnota nas w tym wspiera. Pomaga nam także trwać na modlitwie, żyć Słowem Bożym, uwielbiać Boga całym sercem i wychowywać dzieci w wierze.
Marzena Myjak-Fryzowicz
Agnieszka Wardencka-Wójcik
cz. 1
Fragmenty rekolekcji
dla małżeństw niesakramentalnych,
wygłoszonych przez o. Remigiusza Recława SJ,
duszpasterza Wspólnoty
Małżeństw Niesakramentalnych w Łodzi
Spotkanie serc – Komunia duchowa
Człowiek doświadczony życiowym dramatem, który wie, czym jest głód, odrzucenie, odtrącenie, niespełniona miłość, ból przegranej… – jest bliski Bogu.Kiedy tacy ludzie przychodzą do Jezusa – On nie pozostawia ich samych. Co więcej, On również przeżył odtrącenie, ból, porażkę misji, ucieczkę i zdradę najbliższych. Rozumie więc osoby, które znalazły się w podobnych okolicznościach. Jeśli to jest wasza sytuacja, to pamiętajcie, że Pan Jezus jest bardzo blisko was! Bliżej niż myślicie.
Osoby rozwiedzione mają poczucie porażki w życiu. Są zranione – często też i ze swojej winy (z powodu naiwności, ulegania namiętności, braku roztropności itd). Można usłyszeć, jak przemawia przez nie cierpiąca, chora dusza. Jezus przychodzi właśnie do takich osób, mówiąc: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają” (Łk 5,31). Jeżeli utożsamiacie się z tymi słowami, mówcie do Boga: „Panie, to ja jestem tym słabym i chorym na duszy”. Jezus nie przejdzie obok was obojętnie! Być może sytuacja dramatu życiowego doprowadziła was do tego, że jesteście teraz bardziej świadomi w wierze. Może kiedyś chodziliście do kościoła, częściej lub rzadziej, ale byliście letni, a teraz głód Boga skłania was do szukania Go. Być może te trudne wydarzenia miały doprowadzić was do spotkania z Bogiem. Być może. Pewne zakręty w naszym życiu są potrzebne, abyśmy coś zrozumieli. Jak dalej będzie wyglądała wasza droga? Oby biegła przy Bogu.
Bóg jest Panem naszego życia i nie odtrąca nikogo, kto podchodzi do Niego z wiarą, nawet jeśli jest w nim jakaś niemoc. Potwierdzają to słowa Ewangelii:
Gdy Jezus powrócił, tłum przyjął Go z radością, bo wszyscy Go wyczekiwali. A oto przyszedł człowiek, imieniem Jair, który był przełożonym synagogi. Upadł Jezusowi do nóg i prosił Go, żeby zaszedł do jego domu. Miał bowiem córkę jedynaczkę, liczącą około dwunastu lat, która była bliska śmierci. Gdy Jezus tam szedł, tłumy napierały na Niego. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi; całe swe mienie wydała na lekarzy, a żaden nie mógł jej uleczyć. Podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza, a natychmiast ustał jej upływ krwi. Lecz Jezus zapytał: „Kto się Mnie dotknął?”. Gdy wszyscy się wypierali, Piotr powiedział: „Mistrzu, to tłumy zewsząd Cię otaczają i ściskają”. Lecz Jezus rzekł: „Ktoś się Mnie dotknął, bo poznałem, że moc wyszła ode Mnie”. Wtedy kobieta, widząc, że się nie ukryje, zbliżyła się drżąca i upadłszy przed Nim opowiedziała wobec całego ludu, dlaczego się Go dotknęła i jak natychmiast została uleczona. Jezus rzekł do niej: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!”.
Łk 8,40-48
Ten fragment Pisma świętego mówi o kobiecie, która od dwunastu lat cierpi na upływ krwi, a przez to jest uważana za nieczystą. Takie było prawo synagogi, dające się porównać z dzisiejszym prawem kościelnym. Zatem według prawa żydowskiego – kobieta cierpiąca na upływ krwi jest nieczysta i nie można jej dotykać. Takie podejście służyło nie tylko kobietom – mąż w tym czasie nie mógł się zbliżać do swojej żony, do czego normalnie miał prawo, ale i małżeństwu w ogóle.
Jednak dla kobiety przedstawionej w Ewangelii to prawo stało się przekleństwem. Coś, co miało ją chronić, spowodowało, że od dwunastu lat wszyscy jej unikali! Była samotna i czuła się odepchnięta – przez Boga i przez ludzi. Żyła w ogromnym cierpieniu i odrzuceniu.
Być może w podobnej sytuacji znajduje się ktoś z was – dobre i słuszne prawo o nierozerwalności małżeństwa stało się dla was największym problemem życia. Małżonkowie mają być jedno do końca życia. Ale przychodzi czasem trudna sytuacja losowa, np. pochopność decyzji – w efekcie której dobre prawo staje się przekleństwem. Przeżywamy tę sytuację jako niemożliwość dotknięcia Boga. I co więcej – to sam Bóg zabrania siebie dotykać. W takich okolicznościach znalazła się kobieta z Ewangelii. Ostatnie dwanaście lat jej życia jest naznaczone nieustannym cierpieniem. Wcześniej doświadczała pokoju i miłości, wie zatem, co to znaczy szczęśliwe życie. Ale ostatnie dwanaście lat było nieustannym cierpieniem.
Kobieta z Ewangelii radziła sobie z tym na swój sposób. Chodziła do lekarzy, za każdym razem mając nadzieję, że może teraz się uda. Niektóre praktyki lekarskie były w tamtym czasie bardzo upokarzające dla kobiet. Wszystko to znosiła, bo tak bardzo pragnęła być czysta. Jednak zawsze pozostawało tylko rozczarowanie.
Być może w was dzieje się coś podobnego. Od czasu do czasu budzi się nadzieja i potem gaśnie. Pojawiają się głosy, że może coś się zmieni w podejściu Kościoła do rozwodników, i rodzi się nadzieja. Zaraz potem jednak gaśnie, a wy rozczarowani stoicie w miejscu. W podobnej sytuacji znajduje się kobieta z Ewangelii. Chociaż żyje i funkcjonuje – ponieważ jej choroby nie widać na pierwszy rzut oka, to jednak wie, że prawo Boże nazywa ją nieczystą. Nikt nie może na to nic poradzić.
Niespodziewanie pojawia się jednak nadzieja! Kobieta słyszy o Jezusie – że On uzdrawia, uwalnia i nie odtrąca zranionego. Wpada więc na taki pomysł: „Dotknę Go w tłumie. Tak, żeby nikt nie widział”.
Ale kobieta nieczysta, dotykająca drugiego człowieka, również na niego sprowadza swoją nieczystość. Jak więc dotknąć Jezusa? W jej sercu powstaje kolejny pomysł: „Dotknę tylko frędzla Jego szaty. Nie dotknę Go – żeby nie sprowadzić na Boga nieczystości, ale dotknę frędzla Jego szaty, samej końcóweczki, chociaż troszkę. Wierzę, że to ma moc uzdrowienia. Na tyle być może prawo mi pozwoli...”. To gest, do którego uczynienia zachęcam również was – niesakramentalnych. Jezus zatrzymał się i zwrócił uwagę nie na tych, których dotykał w tłumie i uzdrawiał, ale właśnie na tę kobietę, która dotknęła frędzli Jego szaty. Nie dotknęła Jego ciała, a więc można by powiedzieć, że Go nie przyjęła. Ale dotknęła frędzli Jego szaty i doświadczyła uzdrowienia. To dotknięcie szaty Jezusa symbolizuje Komunię duchową, inaczej mówiąc – Komunią pragnienia, której nikomu nie można odebrać.
Taka Komunia święta – takie spotkanie z Bogiem – uzdrawia, chociaż ludzie wokół w to powątpiewają. Gdy Jezus mówi: „ktoś się mnie dotknął, bo przed chwilą dotknąłem serca i ono zostało uzdrowione”, to św. Piotr Apostoł mówi: „Jezu, to tłum zewsząd się ciśnie”. A Jezus odpowiada: „NIE, KTOŚ SIĘ MNIE DOTKNĄŁ”. Musiało to więc być dotknięcie z taką wiarą, że Jezus zapragnął się zatrzymać. Taką wiarę możecie mieć i wy, gdy podchodzicie do Jezusa. Takiego spotkania z Bogiem nikt nie może wam odebrać, ponieważ wszyscy należymy do Chrystusa. To spotkanie jest niezależne od prawa – jest to spotkanie serc. Podchodźcie do Jezusa z wiarą, że On może przemienić wasze życie. Taka wiara wystarczy, abyście doświadczyli, że On jest bardzo blisko. Bóg zwróci na was uwagę, gdy dotkniecie choćby tylko frędzli Jego szaty.
Ewangelia kończy się tym, że Jezus zwraca się do kobiety: „córko”. Daje jej miłość, za którą od dwunastu lat tęskniła i nie mogła zrobić nic, aby jej doświadczyć. A teraz – nie dość, że doświadczyła uzdrowienia, to również miłości, ze strony Boga i ze strony ludzi. Bo od tego momentu została przyjęta również przez nich.
W naszym życiu znajdujemy również rozwiązania, które wiele zmieniają, ale nie do końca prostują sytuację. Mają sens tylko dlatego, że Bóg patrzy na serce człowieka. On widzi nasz głód, widzi płacz i współcierpi z nami. Ponieważ Bóg wie o nas więcej niż człowiek, ma prawo przekraczać to, co jest obwarowane prawem. W sytuacji, kiedy nie możemy dotknąć samego Jezusa, On patrzy na nas i chce, żebyśmy z wiarą dotknęli chociaż frędzla Jego szaty, a to nas uzdrowi i przemieni.
Miejcie wielkie pragnienia i głód spotkania z Panem! Wyciągnijcie dłoń do Jezusa – On na nią czeka. Tak jak czekał na tę kobietę. Cokolwiek będą mówili ludzie, apostołowie lub tłum, który napiera – Jezus zatrzyma się przy was, bo tak mówi Ewangelia.
MODLITWA – KOMUNIA DUCHOWA
Panie Jezu, który najlepiej znasz ludzkie serca, Ty wiesz, jak bardzo brak mi Chleba Żywego i jak wielki jest ten głód odczuwany przez dni, miesiące, lata…
Ty znasz dramat mojego sumienia.
Ty wiesz, ile we mnie wątpliwości, niepokoju i pytań.
Wiesz także, jak bardzo pragnę spotkania z Tobą.
Szukam nieustannie dróg prowadzących do Ciebie, szukam prawdy o sobie, o drugim człowieku, bo chcę zrozumieć sens mojego życiowego doświadczenia.
Nie mogę przystąpić dziś do Twego stołu, ale budzę w moim sercu pragnienie bycia przy Tobie, Boże, w Najświętszej Eucharystii. Jednoczę się z Tobą i z tymi, którzy przyjęli Cię teraz sakramentalnie.
Dziękuję Ci, Panie, za wielki dar, jakim jest gotowość spotkania się ze mną w Komunii duchowej.
W tej szczególnej chwili mocno odczuwam, że Ty, Jezu, oddałeś za wszystkich swoje Ciało i wylałeś swoją Krew.
Obejmij i mnie Twoją miłosierną miłością.
Panie, pozwól mi czerpać siłę z tego spotkania z Tobą i odbudować w sobie nadzieję, że kiedyś dotrę do Ciebie, który jesteś źródłem wszelkiej łaski. Amen.
Pragnienie Boga i pragnienie człowieka
Jezus chce naszego nawrócenia, czyli zmiany utartego sposobu myślenia, zrezygnowania ze schematów postrzegania siebie, drugiego człowieka i Boga. We fragmencie Ewangelii, który będzie nam towarzyszył, zobaczymy, że Jezus łamie schematy myślenia faryzeuszy, pobożnych ludzi i apostołów – których sam wybrał i którzy byli cały czas u Jego boku – a jednak często błędnie myśleli. Błędnie – to znaczy nie tak jak Bóg.
Jezus burzy również schematy myślenia ludzi, którzy czują się odrzuceni i sądzą, że nie ma dla nich ratunku i nadziei. Warto uwierzyć, że Bóg chce zmieniać nasz sposób postrzegania rzeczywistości, byśmy patrzyli na świat Jego oczami, nie ograniczając Jego działania. Dla par niesakramentalnych szczególnie ważne są te momenty Ewangelii, gdy Jezus spotyka się z ludźmi, którzy czują się wykluczeni. Mają poczucie, że są odtrąceni przez Boga – a przez to gorsi. Może to nie jest uczucie dominujące, jednak dotyka ich serca. Tymczasem Jezus patrzy na was inaczej. Nie odrzuca was, poświęca swój czas, zajmuje się wami, możecie być z Nim bardzo blisko.
Jezus patrzy w serce. A ono u każdego jest inne – u jednego prawe, u drugiego nieuczciwe. Jesteśmy różni. Tylko Bóg wie, jakie mamy serca. Bóg patrzy w nie i widzi, czy jest w nich miłość, zapieranie się siebie, poświęcenie, życie dla drugiego człowieka, czy może coś zupełnie innego – egoizm i myślenie tylko o sobie. Bóg zna nasze serca i chce, żebyśmy spojrzeli na nie Jego oczami – czyli nawrócili się.
Można chodzić codziennie do kościoła, a i tak być zamkniętym na zmiany, których chce dokonać w człowieku Bóg. Można regularnie przyjmować Komunię świętą i się nie zmieniać. A bywa i tak, że gdzieś z daleka ktoś usłyszy Jezusa i pod wpływem Jego słów przemieni całe życie – podporządkuje i odda je Bogu. Czasami wystarczy jedno słowo! Wielokrotnie słyszałem, że ktoś przyszedł na Mszę z modlitwą o uzdrowienie, stanął gdzieś z tyłu w kościele i jedno słowo powaliło go z nóg. Z człowieka, który niszczył, burzył, był w więzieniu – stał się kimś, kto całkowicie zmienia swoje życie, choć wcześniej nie był u spowiedzi ani u Komunii świętej. Ale dzięki usłyszanemu słowu dotknął żywego Boga, a później w konsekwencji oddał Mu swoje życie. To, w jaki sposób każdy z nas traktuje Jezusa – czy wierzy, że Jego słowo ma moc – świadczy o postawie naszego serca.
Często bywa tak, że przychodzimy do Jezusa i mamy cały czas pretensje albo żal. Takie nastawienie sprawia, że to, co mówi Jezus, nie przemienia nas. Podobnie może funkcjonować osoba w związku sakramentalnym – może przychodzić pokłócona do kościoła, nie mając zamiaru pogodzenia się. Bez względu na to, czy przyjmujemy Komunię świętą, czy tylko dotykamy frędzli szaty Jezusa, pamiętajmy, że słowo Boga ma moc. Za każdym razem możemy wyjść z kościoła przemienieni. Za każdym razem możemy wyjść jako ludzie niosący pokój. Tam, gdzie jest Bóg – panuje pokój, miłosierdzie i przebaczenie. Przy Bogu nasze zaciśnięte w złości czy cierpieniu pięści rozluźniają się.
Warto zadać sobie pytanie: czy słowo Boże w moim życiu ma moc, czy jednak jest martwe? Martwe – to znaczy takie, które mnie nie przemienia. Przychodzę do kościoła i wychodzę taki sam jak przed wejściem do niego. To by znaczyło, że Bóg w moim sercu umarł – jest jak telewizor, jak pustosłowie. Jak ja traktuję Boga? Czy mój Bóg to Słowo, które ma moc mnie przemienić?