Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka przeznaczona dla do czytania dzieciom. Świetna również do samodzielnej lektury dla dzieci uczących się czytać.
Kaczorek Kwaczek, podobnie jak jego bracia i siostry, jest bardzo zajęty. Cała gromadka uczy się wszystkiego, co trzeba wiedzieć o byciu kaczką: jak się pływa, gdzie zdobyć najpyszniejsze jedzenie oraz w jaki sposób ustrzec się przed czyhającymi niebezpieczeństwami. Każde z nich, a zwłaszcza brat Kwaczka, Zaczek, bardzo by już chciał dorosnąć i dowiedzieć się wszystkiego, co wiedzieć należy.
Pewnego dnia Zaczek razem ze swoim kolegą decydują się przestać słuchać rodziców. Gdy wyruszają w miejsce, w którym grozi niebezpieczeństwo, Kwaczek nie wie, co robić. Czy będzie zmuszony wybierać pomiędzy tym, co słuszne a przyjaźnią?
Ten tom zawiera również dodatek - pytania dla rodziców, które mogą zainspirować do poprowadzenia rozmowy z dziećmi czy nawet służyć do refleksji rodzicom, bo zawarte w książce prawdy są ponadczasowe.
Każdy z 12 tomów serii dotyka jednego ważnego tematu, a bohaterami książek są fascynujące dla dzieci zwierzątka. Czytanie tych książeczek nie tylko sprawi radość dzieciom i dorosłym, ale też będzie wpajało właściwe wartości najmłodszym.
1. Kaczorek Kwaczek i lekcja pokory
2. Marnotrawna kotka
3. Baranek Maurycego i poszukiwanie tożsamości
4. Kolorowy gołębnik i kwestia przyjaźni
5. Żółwik i szkoła cierpliwości
6. Skunksik i szkoła charakteru
7. Psi pamiętnik i znaczenie posłuszeństwa
8. Niedźwiadki i życiowe odkrycia
9. Jeżozwierz i nauka odwagi
10. Gorylek Barnaba ma rodzeństwo
11. Piesek preriowy i szkoła życia
12. Prosiaczek lubiący rywalizację
Janette Oke
Znana kanadyjska autorka ponad 70 książek. W Polsce wydana została także jej bestsellerowa seria: Miłość przychodzi łagodnie, trylogia z czasów biblijnych: Śledztwo setnika, Ukryty płomień i Droga do Damaszku, oraz seria pogodnych, rodzinnych powieści rozpoczęta przez tytuł Pewnego razu latem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 37
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dzisiejszy dzień był dla mnie dniem niezwykle ważnym. Bo właśnie dziś wyklułem się z jaja. Czynność ta zajęła mi większość poranka, więc gdy już skończyłem, uciąłem sobie dłuższą drzemkę. A kiedy się obudziłem, sporo się dookoła mnie działo.
Z trudem wstałem i zacząłem się rozglądać. Moje nóżki tym razem już lepiej ze mną współpracowały. Bo wcześniej w ogóle nie chciały zadziałać. Teraz mogłem nawet unieść nieco swoje ciałko i poruszać się do przodu, odpychając się na brzuszku.
– Czyż to nie cudowne? – odezwał się jakiś głos obok mnie.
Spojrzałem w górę. Ależ ta „góra” była wysoko. Wyglądało na to, że ten świat w ogóle nie ma końca.
Nie byłem sam. Znajdowaliśmy się w gnieździe. Było nas całkiem dużo. Tamci wyglądali wszyscy tak samo. Spojrzałem na siebie, żeby sprawdzić, czy ja też mam taką postać, bo nie byłem pewien.
Zostało jeszcze tylko jedno niewyklute jajo. Ktokolwiek był w środku, bardzo się trudził, dziobiąc skorupkę i wypychając ją od środka. Zaraz się z niej uwolni.
Nagle zjawił się ktoś bardzo duży i wyglądający inaczej niż my. Ona wcześniej stała w pobliżu. Wyciągnęła długą szyję i przemówiła do nas.
– Witajcie, dzieci – rzekła, a w jej głosie słychać było miłość. – Już prawie wszystkie jesteście wyklute. To miło. Jak dobrze jest was zobaczyć. Długo na was czekaliśmy. Ja jestem waszą mamą, a wy moimi dziećmi. Jesteśmy rodziną.
– O rety! – wykrzyknąłem. – To bardzo dużo informacji. Muszę to sobie wszystko przemyśleć.
Uśmiechnęła się do mnie, jakbym był jedynym kaczątkiem w całym gnieździe.
– Wkrótce sobie to wszystko poukładasz w główce – zapewniła mnie.
Potem porozmawiała również z innymi, witając ich, zapewniając o swej miłości i czule trącając swoim długim, pomarańczowym dziobem.
Właśnie wtedy ze swej skorupki wyłoniło się ostatnie maleństwo, w związku z czym podniósł się okrzyk radości pozostałych. Wszyscy co do jednego byliśmy wolni.
Nasza wielgaśna mama również wyglądała na zadowoloną.
– Wszyscy się wykluliście – powiedziała radośnie. – Dziewięcioro. Nie mogę się doczekać, gdy przyjdzie wasz tata i to zobaczy.
– Tata? – spytałem zaciekawiony.
– Tak, wasz tata. On też jest częścią naszej rodziny.
– Czy on jest taki jak my? – odezwał się jakiś głosik obok mnie, nim ja zdążyłem zadać to pytanie.
– Oj, nie – rzekła mama. – Jest od was znacznie większy. Jest jeszcze większy niż ja.
Dało się słyszeć gwałtowne wdechy zaskoczenia i przestrachu. Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić kogoś jeszcze większego od naszej mamy.
– Prześpijcie się teraz trochę – powiedziała. – Macie za sobą bardzo pracowity dzień.
Poukładała nas w gnieździe i stanęła wprost nad nami. Bardzo delikatnie obniżyła swe ciepłe, puchate ciało, by nas okryć miękkimi piórami. Zakryła jasno świecące słońce i wkrótce odczuliśmy jej ciepło. Jej i swoje nawzajem. Poczułem się bardzo śpiący. Znów wsunąłem łebek pod skrzydełko i zasnąłem.
Obudźcie się, obudźcie się – powiedziała mama. – Przyszedł wasz tata. Bardzo chciałby was poznać.
Otworzyłem oczy. Nachylała się nad nami wielka istota, która była podobna do naszej mamy. Tata wyglądał na szczęśliwego. Uważnie nas policzył. Być może liczył również nasze skrzydełka i stopy. Lustrował nas wzrokiem i wydawał się zadowolony z tego, co ujrzał.
– To wasz tata – powtórzyła mama.
– Cześć, witajcie – powiedziała wielka istota. – Cieszę się, że się wszyscy bezpiecznie wykluliście.
Mama zaczęła nas przedstawiać.
– To Bogdanek, to Hiruś, Prunia, Brunatka, Gertruda i Oskarek. A to Pusia – powiedziała wskazując na malucha, który ciągle chichotał. – To Zaczek – skinęła na tego, który stał bardzo blisko mnie i miał zawadiacki błysk w oku.
Następnie zwróciła się ku mnie.
– A to jest Kwaczek.
Kwaczek! A więc tak mam na imię!
Popatrzyłem na tego, który zwał się Zaczek, i uśmiechnąłem się do niego.
– Hej – odezwał się, a jego oczka wciąż błyszczały – nasze imiona się rymują: Zaczek i Kwaczek.
Spodobał mi się ten mój brat. Miałem przeczucie, że będziemy się świetnie dogadywali. Lecz zanim mieliśmy okazję poznać się bliżej, mama znów nas ustawiała w szeregu.
– A teraz chodźcie. Czas ruszyć w drogę. Musicie się bardzo wiele nauczyć.
W gnieździe zapanowało ogólne poruszenie. Wszyscy dziewięcioro zajmowaliśmy miejsca w kolejce do wyjścia.
– Najpierw musicie nauczyć się jeść – kontynuowała mama.
– Jeść? – Nigdy wcześniej nie słyszałem o jedzeniu.
– Chodźcie za mną – pospieszała nas. Wyszła z gniazda, a my, nieco niezdarnie, podążyliśmy za nią.
Dla mamy opuszczenie gniazda wymagało zaledwie jednego małego kroczku. Lecz dla reszty z nas to było jak wejście i zejście z wielkiej góry. Z trudem wspinaliśmy się po stromym zboczu, przebierając nóżkami i podpierając się małymi, krótkimi skrzydełkami. Ciężko było wspinać się pod górę, a droga w dół była dość skomplikowana. Jedno za drugim dochodziliśmy do szczytu, po czym chaotycznie zjeżdżaliśmy bądź spadaliśmy na drugą stronę.
Otrzepując się z kurzu wstawaliśmy, po czym pośpiesznie ruszaliśmy za naszą mamą.