Keanu Reeves. Absolutny fenomen - Alex Pappademas - ebook + audiobook

Keanu Reeves. Absolutny fenomen ebook

Pappademas Alex

3,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Gdzie tkwi przyczyna wyjątkowej i niezaprzeczalnej popularności Keanu Reevesa? Liczni wielbiciele talentu Keanu mają pewne wyobrażenia o nim, że jest bardziej wyluzowany, odważny… i zdecydowanie bardziej cool niż każdy inny celebryta – dzięki czemu darzony jest powszechną sympatią. Jego krytycy mają go jednak za drewnianego aktora, który gra samego siebie. Autor książki w ciekawy sposób udowadnia, że w tym właśnie tkwi siła przyciągania Keanu, jego passa trwa w najlepsze i nic nie zapowiada jej końca. A cały świat go kocha i kochać nie przestanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 457

Oceny
3,2 (14 ocen)
2
6
0
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Piotr1966W

Dobrze spędzony czas

Czytał Filip Kosior Tak w tej pozycji to na pewno ma znaczenie. Kluczowe znaczenie. Pozycja super dla fanów filmów z Keanu zaznaczam filmów a nie samego Keanu .
00
Olina83

Z braku laku…

Nic ciekawego. same streszczenia filmów
00

Popularność




Prolog. Radio wolne „albumen”

PRO­LOG

RADIO WOLNE „ALBU­MEN”

1. Fik­cyjny Keanu

Fał­szywy Keanu miał zeza i maseczkę chi­rur­giczną, i abso­lut­nie nie wyglą­dał na praw­dzi­wego. Zanim jed­nak zostało to ofi­cjal­nie potwier­dzone, można było poczuć eks­cy­ta­cję z faktu samej moż­li­wo­ści prze­by­wa­nia w tej samej co on rze­czy­wi­sto­ści.

Był ostatni week­end maja 2020 roku, minęło pięć dni, odkąd poli­cja w Min­ne­apo­lis zabiła Geo­rge’a Floyda. Miliony osób wyszły na ulice, nie tylko w kraju, ale i za gra­nicą – i to mimo pan­de­mii – by wyka­zać soli­dar­ność z ruchem Black Lives Mat­ter2 oraz z ofia­rami prze­mocy z rąk poli­cji.

W tłu­mie pro­te­stu­ją­cych zna­la­zły się także słynne postaci. John Boy­ega oraz pozba­wiona maseczki Madonna wyszli na ulice w Lon­dy­nie. Ariana Grande i Fiona Apple dołą­czyły do demon­stra­cji w Los Ange­les. W Santa Monica Timothée Cha­la­met niósł tabliczkę z wypi­sa­nym odręcz­nie imie­niem Kaliefa Brow­dera3, a Hal­sey została postrze­lona gumową kulą.

Z kolei 30 maja przez krótką chwilę, pomię­dzy godziną 14.54 a 16.47 czasu wschod­niego, użyt­kow­nicy mediów spo­łecz­no­ścio­wych byli świę­cie prze­ko­nani, że pośród uczest­ni­ków blo­kady samo­cho­do­wej w Bal­ti­more zna­lazł się Keanu Char­les Reeves – pięć­dzie­się­cio­pię­cio­letni basi­sta z Los Ange­les, wydawca ksią­żek arty­stycz­nych, czło­wiek, który prze­żył nie­je­den wypa­dek moto­cy­klowy, nie ukoń­czył ni­gdy szkoły śred­niej i zara­biał na życie jako aktor.

Wia­do­mość na Twit­te­rze, która zapo­cząt­ko­wała całe to sza­leń­stwo, brzmiała: „Mój chło­pak dzi­siaj pro­te­stuje w Bal­ti­more”. Towa­rzy­szyło jej zdję­cie męż­czy­zny z maską na twa­rzy, ciem­nymi wło­sami posta­wio­nymi na żel, sto­ją­cego w kabrio­le­cie z tabliczką, na któ­rej napis gło­sił: „Bez spra­wie­dli­wo­ści nie ma pokoju”.

To nie był Keanu. Zde­cy­do­wa­nie i nie­za­prze­czal­nie. W maju 2020 roku Keanu miał dłu­gie włosy i brodę, i tak samo wyglą­dał na zdję­ciach zro­bio­nych póź­niej, w środku lata. Nato­miast ten facet, choć jego wdowi szczyt przy­po­mi­nał tro­chę czoło Keanu, nosił fry­zurę, jakiej ten praw­dziwy nie uświad­czył od cza­sów Con­stan­tine. Zdję­cie bar­dzo szybko zdo­było dzie­siątki tysięcy laj­ków i udo­stęp­nień, a entu­zja­styczne pod­pisy gło­siły: „KEANU REEVES PRO­TE­STUJE W BAL­TI­MORE!!!!!! LUDZIE, JEDZIE­MY­Y­Y­Y­YYY” albo „W końcu wku­rzy­li­ście Johna Wicka”.

W swo­jej dłu­giej karie­rze Keanu bar­dzo rzadko zaj­mo­wał jakie­kol­wiek sta­no­wi­sko poli­tyczne, nie anga­żo­wał się nawet w pro­mo­wa­nie wybo­rów wśród mło­dych ludzi. Jed­nakże te wio­senne demon­stra­cje przy­nio­sły powiew nie­ogra­ni­czo­nych moż­li­wo­ści, wyra­ża­jąc zbior­cze prze­ko­na­nie, że być może da się zmie­nić świat. Było to wyda­rze­nie bez pre­ce­densu i dla­tego wszystko wyda­wało się praw­do­po­dobne, także to, że Keanu posta­no­wił dołą­czyć do pro­te­stów w Bal­ti­more, w któ­rym nawet nie miesz­kał.

Osta­tecz­nie autorka ory­gi­nal­nego posta zamie­ściła spro­sto­wa­nie:

„Słu­chaj­cie, to MÓJ CHŁO­PAK – w sen­sie, mój SYN. Mieszka w Bal­ti­more. To nie Keanu, prze­pra­szam za to, że muszę was roz­cza­ro­wać!”.

Ta histo­ria mówi wiele o tym, jak świat reaguje na Keanu. Mimo trzy­dzie­stu pię­ciu lat w świe­tle jupi­te­rów na­dal ota­cza go mgiełka tajem­nicy, przez co jest niczym ekran, na któ­rym wyświe­tlamy wła­sne wyobra­że­nia o jego oso­bie – w rze­czy­wi­sto­ści powstaje obraz, który nie ma nic wspól­nego z Keanu, za to wiele z tym, jak go postrze­gamy.

Wydaje nam się, że jest od nas lep­szy, bar­dziej Zen, bar­dziej etyczny i zde­cy­do­wa­nie odważ­niej­szy. Zakła­damy, że podziela nasz świa­to­po­gląd (autorka wpisu, który wzbu­dził tyle emo­cji, dodała niżej w komen­ta­rzach: „Keanu powi­nien mi się odwdzię­czyć za to, że dzięki mnie wszy­scy uwie­rzyli, iż jest człon­kiem Antify, LOL”). Oczami wyobraźni widzimy, jak czyni dobro, bez względu na to, czym w rze­czy­wi­sto­ści zaj­muje się w danym momen­cie. Two­rzymy fik­cyjną oso­bo­wość, która może nie mieć zbyt wiele wspól­nego z praw­dzi­wym Keanu.

„Nie jestem sobie w sta­nie wyobra­zić jego życia wewnętrz­nego – powie­działa kie­dyś moja zna­joma, Molly. – To dla­tego jest takim genial­nym akto­rem”.

2. Praw­dziwy Keanu

To nie jest książka o praw­dzi­wym Keanu Reeve­sie, cho­ciaż mia­łem oka­zję go poznać. Prze­pro­wa­dzi­łem z nim dwu­go­dzinny wywiad, kolej­nego dnia spo­tka­li­śmy się ponow­nie na dwie godziny, a następ­nie napi­sa­łem arty­kuł do „GQ” o tym doświad­cze­niu.

Gdy spo­tka­łem go po raz pierw­szy, w mojej sypialni padał deszcz. Tej infor­ma­cji nie zamie­ści­łem w arty­kule.

Wraz z rodziną miesz­kam we wschod­niej czę­ści Los Ange­les, w wyna­ję­tym budynku, który powoli osuwa się w dół zbo­cza. Pię­tro znaj­duje się na pozio­mie ulicy, główna sypial­nia mie­ści się na par­te­rze, na pozio­mie ogrodu. W nocy poprze­dza­ją­cej mój wywiad z Keanu Reeve­sem padał deszcz, a mokre liście zablo­ko­wały odpływ pod drzwiami pralni. Rano woda na zewnątrz się­gała już dol­nej kra­wę­dzi drzwi i zaczęła prze­cie­kać do środka. Nasza sypial­nia znaj­duje się bez­po­śred­nio pod pral­nią.

Obu­dziła nas woda kapiąca z sufitu, kra­tek wen­ty­la­cyj­nych i żyran­dola. Farba na sufi­cie zaczęła się łusz­czyć. Kiedy wycho­dzi­łem z domu na spo­tka­nie z Keanu Reeve­sem, w sypialni stało już kilka misek i wia­der, by łapać to, co leciało z co naj­mniej czte­rech miejsc.

Ciąg przy­czy­nowo-skut­kowy tego wyda­rze­nia wydaje mi się teraz bar­dzo oczy­wi­sty, jed­nak wtedy, gdy sie­dzia­łem na wil­got­nej sofie pod hote­lem Cha­teau Mar­mont w West Hol­ly­wood, nie byłem w sta­nie wyja­śnić przy­czyn powo­dzi Keanu Reeve­sowi, któ­rego w tam­tym momen­cie zna­łem od jakichś pię­ciu minut.

Do hotelu przy­je­cha­łem zbyt wcze­śnie i prze­szko­dzi­łem Keanu w prze­rwie na szyb­kiego papie­rosa, któ­rego palił w odosob­nie­niu, w pocze­kalni przy­par­kin­go­wej. Usie­dli­śmy razem na moment. On zagaił o pogo­dzie, a ja opo­wie­dzia­łem mu o desz­czu w moim domu.

Moja opo­wieść wyraź­nie go zdez­o­rien­to­wała i wywo­łała lek­kie sfru­stro­wa­nie. Wyda­wał się nie rozu­mieć, jak to moż­liwe, że poziom domu znaj­du­jący się na wyso­ko­ści ulicy oraz poziom domu znaj­du­jący się na wyso­ko­ści ogrodu są na swój spo­sób zarówno par­te­rem, jak i pię­trem. Miał chyba też wąt­pli­wo­ści, po co w ogóle mu to wszystko opo­wia­dam – i muszę przy­znać, że podzie­la­łem jego uczu­cia w tej kwe­stii.

To był luty 2019 roku. Keanu pro­mo­wał wła­śnie film John Wick 3, w któ­rym grany przez niego tytu­łowy boha­ter wybija w pień nie­mal wszyst­kich ludzi na maro­kań­skim targu z pomocą Halle Berry i pary dosko­nale wytre­so­wa­nych owczar­ków bel­gij­skich. Prze­pro­wa­dze­nie wywiadu w Cha­teau Mar­mont było jego pomy­słem. Zwy­kle, kiedy jakaś znana oso­bi­stość czy też kto­kol­wiek z jej oto­cze­nia suge­ruje Cha­teau na miej­sce roz­mowy, należy zapy­tać, czy nie mie­liby ochoty spo­tkać się gdzie indziej. Cha­teau to naj­bar­dziej sztam­powa loka­li­za­cja z moż­li­wych, jeżeli cho­dzi o cele­bry­tów. To mniej wię­cej tak, jakby się umó­wiło na roz­mowę ze zwy­czaj­nym czło­wie­kiem w Star­buck­sie w księ­garni Bar­nes & Noble – od razu wia­domo, że czło­wiek ten nie chce wpu­ścić nikogo obcego do swo­jego domu.

Jed­nak gdy Keanu zapro­po­no­wał Cha­teau, odpar­łem: „Oczy­wi­ście”.

Zgo­dzi­łem się, ponie­waż wie­dzia­łem, że Cha­teau ma dla Keanu szcze­gólne zna­cze­nie. Na początku lat dzie­więć­dzie­sią­tych Keanu spę­dzał tyle czasu na pla­nach fil­mo­wych, że kupno wła­snego domu mijało się z celem. Wtedy prak­tycz­nie zamiesz­kał w Cha­teau. Kiedy wyjeż­dżał krę­cić kolejny film, obsługa po pro­stu prze­cho­wy­wała w maga­zy­nie jego książki i gitarę basową.

Pytany w wywia­dach o miesz­ka­nie w hotelu – a mało który dzien­ni­karz był w sta­nie oprzeć się poku­sie – wyja­śniał, że więk­szość czasu spę­dza w roz­jaz­dach, a potrze­buje miej­sca, do któ­rego mógłby wra­cać. Żar­to­wał też zwy­kle, że trudno zre­zy­gno­wać z takich udo­god­nień jak obsługa poko­jowa i sper­so­na­li­zo­wana hote­lowa pape­te­ria z napi­sem „Stały pobyt – Keanu Reeves”.

Poza tym Cha­teau to prak­tycz­nie zamek. Budowla została wznie­siona w latach dwu­dzie­stych XX wieku, lekko inspi­ro­wana Château d’Ambo­ise z fran­cu­skiej Doliny Loary, i znaj­duje się na końcu dłu­giej wąskiej uliczki, góru­jąc nad Sun­set Boule­vard. Keanu wzniósł się na szczyt sławy w znacz­nie spo­koj­niej­szych dzien­ni­kar­sko i mniej inwa­zyj­nych foto­gra­ficz­nie cza­sach, zado­mo­wie­nie się w hotelu z wido­kiem na Sun­set Strip z pew­no­ścią miało swoje plusy.

Przez wiele lat Cha­teau sta­no­wił ele­ment tar­czy ochron­nej Keanu Reevese’a, a także pewną wizy­tówkę aktora, wyko­rzy­sty­waną w pisy­wa­nych o nim histo­riach. Tak samo jak wypadki moto­cy­klowe, w które regu­lar­nie się pako­wał, ocie­ra­jąc się nie­kiedy o śmierć, tak i ta jego luk­su­sowa bez­dom­ność ide­al­nie wpa­so­wy­wała się w por­tret Keanu jako czło­wieka o skłon­no­ściach bohe­miar­skich, który ma w sobie pewną dzi­kość mimo coraz moc­niej­szego zanu­rza­nia się w świat wiel­kich pro­duk­cji fil­mo­wych.

Od tam­tego czasu Keanu kupił przy­naj­mniej jeden dom. To budy­nek sto­jący na obsza­rze Hol­ly­wood Hills zwa­nym Bird Stre­ets, mniej wię­cej osiem minut drogi od miej­sca, w któ­rym miesz­kał Geo­rge Har­ri­son z Beatle­sów w cza­sach, w któ­rych napi­sał Blue Jay Way – pio­senkę o tym, jak przy­ja­ciele pró­bują zna­leźć drogę do jego domu pośród wzgórz i błą­dzą we mgle. W erze przed­smart­fo­no­wej dało to Geo­rge’owi Har­ri­so­nowi wystar­cza­jąco dużo czasu, by usiąść przy kla­wi­szach i skom­po­no­wać cał­kiem nie­zły kawa­łek. Ponoć Keanu mieszka po sąsiedzku z Leonardo DiCa­prio, który z kolei podobno zasie­dlił dawny dom Madonny. Mam nadzieję, że to praw­dziwe infor­ma­cje. Dom Keanu miał kosz­to­wać ponad osiem milio­nów dola­rów i być nie­zwy­kły jak na stan­dardy hol­ly­wo­odz­kie, ponie­waż (znów rze­komo) posiada tylko dwie sypial­nie, w któ­rych, jak zakła­dam, ni­gdy nie pada.

Roz­ma­wia­łem więc z Keanu tam­tego dnia, a czy­tel­ni­kom spodo­bał się chyba arty­kuł, który napi­sa­łem póź­niej dla „GQ”, a także towa­rzy­szące mu zdję­cia: Keanu w dłu­gim płasz­czu, niczym szef mafii piszący na boku wier­sze. Z tego spo­tka­nia pamię­tam głów­nie to, że kiep­sko się udało. I nie dla­tego, że spo­tka­li­śmy się w Cha­teau, czy też ponie­waż zaga­da­łem go dziwną aneg­dotą o prze­cie­ka­ją­cym sufi­cie. Z pew­no­ścią także nie z powo­dów, dla któ­rych inne wywiady z Keanu Reeve­sem oka­zy­wały się porażką. W tam­tych cza­sach można było odnieść wra­że­nie, że naj­więk­szym wyzwa­niem dla Keanu wcale nie jest rola „męż­czy­zny mówią­cego z akcen­tem bry­tyj­skim”, ale rola „faceta, który czuje się kom­for­towo i tak też się zacho­wuje pod­czas wywia­dów”. Ta sztuczna zaży­łość, jaka cecho­wała aktorko-dzien­ni­kar­skie inte­rak­cje, zda­wała się go wybit­nie stre­so­wać.

Moje ulu­bione roz­mowy z Keanu to te, w któ­rych pró­bo­wał jakoś pokryć swoje zakło­po­ta­nie przez cha­otyczny i samo­kry­tyczny spo­sób bycia, który zamie­niał każdy wywiad w teatr absurdu. Mimo wszystko nie miało się wra­że­nia, że Keanu robi to celowo. Zacho­wy­wał się dziw­nie, ponie­waż auten­tycz­nie tak się czuł.

W 1991 roku Keanu poja­wił się w trzech dużych pro­duk­cjach: Na fali, Moim wła­snym Idaho oraz Sza­lo­nej wypra­wie Billa i Teda. Te dwa pierw­sze firmy krę­cił jeden po dru­gim w 1990 roku – Na fali od lipca do paź­dzier­nika, a Idaho w listo­pa­dzie i grud­niu, po czym w stycz­niu zaczął pracę nad Wyprawą.

Fakt, że skoń­czył swój pierw­szy więk­szy film akcji i natych­miast prze­niósł się na plan fil­mowy sur­re­ali­stycz­nej, arty­stycz­nej pro­duk­cji o homo­sek­su­ali­stach, mówi wiele o tym, jak sze­ro­kiej gamy doświad­czeń był gotów spró­bo­wać. Z kolei Sza­lona wyprawa Billa i Teda była wyłącz­nie pracą. Film sta­no­wił kon­ty­nu­ację Wspa­nia­łej przy­gody Billa i Teda, jed­nak poja­wiły się pro­blemy finan­sowe i osta­teczny pro­dukt odbie­gał od wer­sji, na którą Keanu się pisał. W cza­sie trasy pro­mo­cyj­nej inte­rak­cje Keanu z mediami mie­wały dość nie­dbały i mało zaan­ga­żo­wany cha­rak­ter.

Kilka lat póź­niej jeden z dzien­ni­ka­rzy spo­tkał „poważ­niej­szego, bar­dziej reflek­syj­nego Reevesa”, pro­mu­ją­cego film Speed: Nie­bez­pieczna pręd­kość w „dosko­nale skro­jo­nym czar­nym gar­ni­tu­rze”. Ów repor­ter wspo­mniał o wcze­śniej­szym, impre­zo­wym wyglą­dzie aktora pod­czas pro­mo­cji Sza­lo­nej wyprawy: Keanu „przy­szedł nie­świeży i nie­ogo­lony – z tłu­stymi, roz­czo­chra­nymi wło­sami, popla­mio­nymi dżin­sami i bru­dem za paznok­ciami – i przy­wi­tał zebra­nych dzien­ni­ka­rzy, beka­jąc do mikro­fonu”. Na wspo­mnie­nie tam­tej histo­rii poważ­niej­szy, bar­dziej reflek­syjny Keanu miał wyznać: „Nie byłem usa­tys­fak­cjo­no­wany tam­tym fil­mem, a mój brak satys­fak­cji wyra­ża­łem w dość nie­doj­rzały spo­sób”.

Innym razem, rów­nież pod­czas serii kon­fe­ren­cji pra­so­wych zwią­za­nych z wej­ściem na ekrany Sza­lo­nej wyprawy, Keanu spo­tkał się w hotelu Four Seasons w Beverly Hills z Chri­sem Wil­l­ma­nem, dzien­ni­ka­rzem z „Los Ange­les Times”. Na początku wywiadu Keanu jest zabawny i się wygłu­pia. Wspo­mina o „Hade­sie”, czyli pod­ziem­nym świe­cie umar­łych, wyma­wia­jąc to słowo jak jed­no­sy­la­bowe. Póź­niej jed­nak, mniej wię­cej po czter­dzie­stu pię­ciu minu­tach, sytu­acja się zmie­nia:

Reeves – który odpo­wie­dział na mnó­stwo pytań o swoją grę, ude­rza­jąc się pię­ścią w uda i prze­kli­na­jąc samego sie­bie, nie potra­fiąc albo nie chcąc wyar­ty­ku­ło­wać swo­ich myśli – nagle wyszedł z pokoju w ataku tajem­ni­czej paniki. Sta­nął na bal­ko­nie apar­ta­mentu na dzie­sią­tym pię­trze, macha­jąc rękoma z pobu­dze­nia i wyrzu­ca­jąc stek gło­śnych, sfru­stro­wa­nych bluź­nierstw na głowy zasko­czo­nych miesz­kań­ców Beverly Hills, któ­rzy aku­rat wtedy prze­cho­dzili ulicą.

Odci­na­jąca się dra­ma­tycz­nie ciemna postać na tle wzdę­tej bia­łej zasłony recy­tuje skie­ro­wane do samej sie­bie epi­tety. W końcu Keanu się uspo­kaja, wraca do pokoju i chwyta za magne­to­fon, by prze­wi­nąć taśmę z ostat­nich pię­ciu minut i wyka­so­wać roz­mowę, która i tak niczego nie wnio­sła do wywiadu.

Keanu wyja­śnił Wil­l­ma­nowi, że nie czuje się kom­for­towo, roz­ma­wia­jąc o swoim rze­mio­śle arty­stycz­nym. „Uwa­żam, że moja droga i to, co miał­bym do powie­dze­nia publicz­nie, to… Nie mam nic do powie­dze­nia”.

Póź­niej kolejne pyta­nie o grę aktor­ską poru­sza ten sam nerw i wywo­łuje wrzask godny Sama Kini­sona4. Keanu wyja­śnia, że ma zły dzień. „Słu­chaj, jestem kłęb­kiem ner­wów”, powie­dział, jed­nak ani przez chwilę nie zacho­wy­wał się okrop­nie – w żad­nym momen­cie nie winił Wil­l­mana za swoje zde­ner­wo­wa­nie. Hotel zapew­nił wodę Evian i chipsy dla aktora i jego roz­mów­ców, pod koniec spo­tka­nia Keanu zapro­po­no­wał Wil­l­ma­nowi, żeby podzie­lili się prze­ką­skami po poło­wie i zabrali je do domu. Żad­nej urazy.

Kilka lat póź­niej, pod­czas innego wywiadu, Keanu zaczął opo­wia­dać o tym, że samo­za­płon to prawda. Jak powie­dział, nie­kiedy ludz­kie ciało zaczyna się palić bez wyraź­nej przy­czyny. Dowie­dział się tego od zna­jo­mego, który odkrył ten fakt pod­czas „badań nad ogniem”. Keanu wspo­mniał o tym zupeł­nie bez związku z roz­mową, no, chyba że pró­bo­wał w ten spo­sób prze­ka­zać, iż wywiady wzbu­dzają w nim chęć spa­le­nia się od środka. Nie­kiedy – jak twier­dził – czło­wiek sie­dział na drew­nia­nym krze­śle i choć krze­sło nie spło­nęło, po czło­wieku nie zostało ani śladu. Może naj­wy­żej zęby. Albo serce. „Nikt o tym nie mówi, ale tak wygląda prawda”.

Keanu nie wpadł przy mnie w panikę, nie doko­nał także samo­za­płonu. Sie­dzie­li­śmy, jedząc kanapki, a on był przy­ja­ciel­ski i skromny. Pyta­łem go o filmy i karierę, odpo­wia­dał w taki spo­sób, jakby chciał, żeby do płyt­kiej puli fak­tów na temat Keanu Reevesa wpa­dło jak naj­mniej dodat­ko­wych infor­ma­cji.

W któ­rymś momen­cie wsta­li­śmy od sto­ją­cego na ubo­czu sto­lika i prze­szli­śmy przez patio do oddzie­lo­nej zasłonką czę­ści lokalu za barem, żeby mógł pogwał­cić prawo sta­nowe oraz zasady obo­wią­zu­jące w Cha­teau i zapa­lić kolej­nego papie­rosa. Usiadł na suchym krze­śle, pod­czas gdy ja przy­cup­ną­łem na suchej kra­wę­dzi innego, pra­wie cał­kiem mokrego, krze­sła. Zapy­tał, czy wszystko w porządku, na co odpar­łem, że abso­lut­nie, doda­jąc, iż moje motto brzmi: „zasłu­guję na gorzej”. W zasa­dzie to nie jest moje motto, ale usły­sza­łem je kie­dyś z czy­ichś ust i nie­kiedy wrzu­cam je do roz­mowy, przy­pi­su­jąc sobie jego autor­stwo. Na przy­kład wtedy, gdy prze­pro­wa­dzam wywiad z Keanu Reeve­sem i nie mam bla­dego poję­cia, co powie­dzieć.

Sądzi­łem, że się roze­śmieje albo zigno­ruje moją uwagę, jed­nak gdy powie­dzia­łem, że „zasłu­guję na gorzej”, ucze­pił się tego stwier­dze­nia. Wyda­wał się auten­tycz­nie zmar­twiony, chciał wie­dzieć, dla­czego wybra­łem sobie takie aku­rat motto, dla­czego w ogóle kto­kol­wiek może myśleć o sobie w ten spo­sób. Ponie­waż tak naprawdę było to zupeł­nie przy­pad­kowe hasło, nie wie­dzia­łem, co odpo­wie­dzieć, więc wymam­ro­ta­łem coś w stylu: „No nie wiem, Keanu – nie masz cza­sami wra­że­nia, że ranisz ota­cza­ją­cych cię ludzi?”. A ponie­waż był to Keanu Reeves, odparł zdu­miony: „Nie”.

Ta sytu­acja, ta wymiana zdań, była naj­bar­dziej bli­ską rela­cją, jaka mię­dzy nami zaszła. Keanu nie potra­fił wyja­śnić mi, jak to jest być Keanu Reeve­sem, wtedy oraz w prze­szło­ści – tak samo, jak ja nie byłem w sta­nie wytłu­ma­czyć, jakim cudem woda w moim domu prze­są­czyła się na par­ter i zalała pię­tro. Jeśli nawet widział kie­dy­kol­wiek deszcz w domu, z pew­no­ścią było to zupeł­nie inne doświad­cze­nie.

Gdy­bym miał powtó­rzyć ten wywiad, nie pytał­bym go w ogóle o jego filmy. W cza­sie wywiadu wspo­mniał o momen­cie w swoim życiu, gdy zaczął czę­ściej roz­my­ślać o śmierci. Gdy­by­śmy spo­tkali się ponow­nie, chciał­bym roz­ma­wiać z nim wyłącz­nie o śmierci: zapytał­bym, jak ją sobie wyobraża – czy jak spa­da­nie bez końca w bez­kre­sną czerń, jak to robił z Ale­xem Win­te­rem w Sza­lo­nej podróży?

Nie­wiele pamię­tam z tego, co powie­dział mi owego dnia. Jesz­cze mniej pamię­tam z naszego dru­giego spo­tka­nia na potrzeby tej opo­wie­ści, kiedy to opro­wa­dził mnie po miesz­czą­cej się w kali­for­nij­skim mie­ście Haw­thorne sie­dzi­bie ARCH – firmy zało­żo­nej przez Reevesa w 2011 roku, pro­du­ku­ją­cej i sprze­da­ją­cej luk­su­sowe moto­cy­kle. Wcze­śniej zor­ga­ni­zo­wał podobną wycieczkę dla redak­to­rów z bry­tyj­skich cza­so­pism „Esqu­ire” i „Vanity Fair”. Trzeba przy­znać, że mają tam cudowne motory – gdy­bym kie­dy­kol­wiek wpadł na pomysł wyda­nia osiem­dzie­się­ciu pię­ciu tysięcy dola­rów na coś, co mnie zabije, wiem, dokąd powi­nie­nem się udać.

Poga­da­li­śmy przez chwilę o pisa­rzu SF Phi­li­pie K. Dicku, auto­rze książki, na któ­rej opiera się fabuła filmu Przez ciemne zwier­cia­dło. Pamię­tam, że wspo­mnia­łem tytuł jego powie­ści – Radio Wolne Albe­muth, a Keanu wyjął komórkę i pró­bo­wał wygo­oglać defi­ni­cję słowa „albe­muth”. To neo­lo­gizm wymy­ślony przez autora – nazwa gwiazdy, która miała wysy­łać mu wia­do­mo­ści, tak więc jedy­nym, na co tra­fił Keanu, było słowo „albu­men” – naukowa nazwa angiel­ska białka jaja.

3. Keanu jako Keanu

Te wszyst­kie roz­mowy dały mi dokład­nie tę samą wie­dzę, jaką posia­dły tabuny innych dzien­ni­ka­rzy prze­pro­wa­dza­ją­cych wywiady z Keanu Reeve­sem – a mia­no­wi­cie, że wywiady nie są naj­lep­szym spo­so­bem pozna­nia aktora, co wię­cej – mogą wręcz prze­szka­dzać w jego zro­zu­mie­niu. Na­dal sądzę, że nie­wiele wiem o Keanu Reeve­sie, ale mogę opo­wie­dzieć o tym, co o nim sądzę.

Uwa­żam, że jeśli Keanu ma cokol­wiek do powie­dze­nia na temat sie­bie i swo­ich doświad­czeń zarówno jako aktora, jak i czło­wieka – dawno to zro­bił w swo­ich fil­mach.

Tym samym sądzę, że wszyst­kie pro­duk­cje, w jakich brał udział, są na swój spo­sób auto­bio­gra­ficzne – bez względu na to, czy takie były jego inten­cje i czy zdaje sobie z tego sprawę.

„Tym, co naj­waż­niej­sze – napi­sał fran­cu­ski reży­ser Robert Bres­son o akto­rach gra­ją­cych w jego fil­mach – jest nie to, co mi poka­zują, lecz to, co przede mną ukry­wają; a przede wszyst­kim to, co mają w sobie, zupeł­nie tego nie­świa­domi”. Zda­nie to pocho­dzi z książki Notes sur le cinématographe (Notatki o kine­ma­to­gra­fie), wyda­nej w roku 1975 i nie­wspo­mi­na­ją­cej, rzecz jasna, o Keanu Reeve­sie – pod­czas lek­tury ma się jed­nak wra­że­nie, że nie­mal na każ­dej stro­nie autor odnosi się do Keanu.

Myślę, że Keanu jest zawsze obecny w swo­ich fil­mach, nawet jeśli to nie­za­mie­rzone.

Moim zda­niem oglą­da­nie go na ekra­nie – zarówno w dobrych, jak i w kiep­skich pro­duk­cjach, w fil­mach, do któ­rych wydaje się nie paso­wać, oraz w tych, które są inte­re­su­jące wyłącz­nie ze względu na jego obec­ność – jest tak pocią­ga­jące, ponie­waż widz odnosi wra­że­nie, że Keanu, choć pochło­nięty gra­niem swo­jej postaci, patrzy wprost na nas. Co wię­cej, patrzy na nas jako Keanu Reeves, świa­domy, że wszy­scy go widzimy, a on nie widzi nas. Zasta­na­wia się, czy już do nas dotarło, że grana przez niego postać to znów po pro­stu Keanu Reeves, tyle że mean­dru­jący pośród nowego zestawu pozo­ro­wa­nych oko­licz­no­ści.

Kry­tycy kom­plet­nie nie­ro­zu­mie­jący, o co w tym cho­dzi, zarzu­cają mu, że w każ­dym fil­mie gra Keanu Reevesa. Po pierw­sze, fil­mowy Keanu ma o wiele wię­cej wymia­rów, niż im się wydaje – pre­zen­tuje sobą znacz­nie wię­cej moż­li­wo­ści niż tylko ekra­nowy sto­icyzm i gitara powietrzna – potrafi poka­zać wraż­li­wość, zimne okru­cień­stwo, iro­nię, a także czu­łość. Uwa­żam, że ci kry­tycz­nie uspo­so­bieni recen­zenci widzą pro­blem tam, gdzie go nie ma. W każ­dym swoim fil­mie Keanu jest i jed­no­cze­śnie nie jest Keanu Reeve­sem, tak samo jak David Bowie jest Davi­dem Bowiem nawet wtedy, gdy śpiewa w jakimś innym wcie­le­niu. Tak samo jak David Bowie jest i nie jest gościem w kosmicz­nej kap­sule.

Z całą pew­no­ścią to efekt uboczny obej­rze­nia wszyst­kich fil­mów Keanu pod­czas kil­ku­mie­sięcz­nego zamknię­cia w domu w cza­sie pan­de­mii, ale obec­nie trak­tuję je jako jedną długą pro­duk­cję o wiecz­nie wskrze­sza­nym pro­ta­go­ni­ście, który prze­mie­rza serię nie­po­wią­za­nych ze sobą, sza­le­nie odmien­nych rze­czy­wi­sto­ści.

Jestem prze­ko­nany, że Keanu Reeves to jeden z naj­bar­dziej wia­ry­god­nych współ­cze­snych akto­rów – bo choć oglą­da­jąc go na ekra­nie, trudno jest mi zapo­mnieć, że to Keanu gra­jący w fil­mie, to jed­nak nie­mal zawsze wie­rzę, że spo­sób, w jaki reaguje w danej fik­cyj­nej sytu­acji, odzwier­cie­dla dokład­nie spo­sób, w jaki pora­dziłby sobie z tą samą sytu­acją w praw­dzi­wym życiu.

„On zawsze pró­buje się­gnąć prawdy – powie­dział kie­dyś John Col­trane o kole­dze z zespołu, sak­so­fo­ni­ście Pha­ra­oah San­der­sie. – Stara się pozwo­lić, by pro­wa­dziła go jego ducho­wość”. A ja widzę to się­ga­nie prawdy we wszyst­kim, co Keanu robi, nawet w tych fil­mach, które są mało prze­ko­nu­jące. Widzę dra­mat roz­gry­wa­jący się na dru­gim pla­nie – a mia­no­wi­cie oso­bi­stą walkę Keanu o dotar­cie do cze­goś szcze­rego i praw­dzi­wego pośród oko­licz­no­ści pozo­sta­ją­cych poza jego kon­trolą, począw­szy od całej sztucz­no­ści prze­my­słu fil­mo­wego, aż po niską jakość kon­kret­nych pro­duk­cji. W poszcze­gól­nych wystę­pach Keanu zauwa­żam tu i ówdzie jakąś błędną decy­zję czy gor­sze zagra­nie, jed­nak cało­ściowo jego role spra­wiają wra­że­nie wyjąt­ko­wych, ambit­nych, nie­kiedy skom­pli­ko­wa­nych pro­jek­tów arty­sty, który poprzy­siągł sobie, że – pomimo prze­ciw­no­ści losu – dokona cze­goś waż­nego.

Niniej­sza książka opo­wiada o oglą­da­niu fil­mów z Keanu Reeve­sem, a także o tym, jak Keanu się w nich odnaj­duje oraz co jesz­cze możemy w nich zoba­czyć – innymi słowy, spo­glą­damy na świat okiem Keanu jako arty­sty, gwiaz­dora i zwy­czaj­nego czło­wieka. Jestem pewien, że ta książka nie spodoba się Keanu Reeve­sowi, ale z dru­giej strony nie sądzę, żeby spodo­bała mu się jaka­kol­wiek książka o nim samym. Zakła­dam, że wię­cej się do mnie nie ode­zwie, choć wąt­pię, żeby­śmy kie­dy­kol­wiek mieli jesz­cze raz ze sobą roz­ma­wiać, nawet gdy­bym jej nie napi­sał.

Zasłu­guję na gorzej.

Część pierwsza. Niczym młody Robert Urich

CZĘŚĆ PIERW­SZA

NICZYM MŁODY ROBERT URICH

1. Keanu Reeves – dzięki swojej obecności na ekranie – przydaje filmom znaczących treści, nawet jeśli w rzeczywistości ich tam po prostu nie ma

1

Keanu Reeves – dzięki swo­jej obec­no­ści na ekra­nie – przy­daje fil­mom zna­czą­cych tre­ści, nawet jeśli w rze­czy­wi­sto­ści ich tam po pro­stu nie ma

W 2012 roku, w momen­cie, w któ­rym nic spe­cjal­nego nie dzieje się w jego życiu zawo­do­wym, Keanu Reeves bie­rze udział w fil­mie Gene­ra­cja hmm w reży­se­rii Marka L. Manna. Ma wtedy pra­wie pięć­dzie­siąt lat, choć grana przez niego postać obcho­dzi wła­śnie swoje czter­dzie­ste uro­dziny. Boha­ter nazywa się John Wall5 – ide­alne imię, jeśli jedyną inspi­ra­cją dla jego autora jest puste pomiesz­cze­nie. Ale trzeba przy­znać, że film sam w sobie jest jak puste pomiesz­cze­nie, które dopiero Keanu wypeł­nia swoim życiem.

John dzieli obskurne miesz­kanko w Nowym Jorku z gościem, który jest zabaw­nie głupi i na tyle młody, że mógłby być jego synem. John zara­bia na życie jako szo­fer i ochro­niarz dwóch dziew­czyn do towa­rzy­stwa, Mii i Vio­let, gra­nych przez Bojanę Nova­ko­vic oraz Ade­la­ide Cle­mens. Są nie­zno­śne, ale jed­no­cze­śnie to jego jedyne przy­ja­ciółki. Któ­re­goś dnia w ręce Johna tra­fia kamera wideo i tego samego wie­czoru zaczyna on wypy­ty­wać Mię i Vio­let o ich życie. W tym momen­cie film nie­spo­dzie­wa­nie zaczyna celo­wać w coś, co jed­nakże pozo­staje poza jego zasię­giem – być może cho­dzi tu o napię­cie towa­rzy­szące Sek­sowi, kłam­stwom i kase­tom wideo albo kon­fron­ta­cyjną nie­prze­wi­dy­wal­ność Dwóch dziew­czyn i chło­paka.

Fabuła Gene­ra­cji hmm roz­pada się jed­nak w trak­cie oglą­da­nia. To zde­cy­do­wa­nie nie jest jeden z naj­lep­szych fil­mów Keanu. Ba, nie należy nawet do naj­lep­szych z jego naj­gor­szych pro­duk­cji. A jed­nak obej­rza­łem go kil­ka­krot­nie, ponie­waż dwa jego frag­menty są wprost zna­ko­mite.

Pierw­szy z nich poja­wia się na końcu każ­dego filmu – a kon­kret­nie po jego zakoń­cze­niu. Co prawda usu­nięte sceny rzadko są pusz­czane w trak­cie napi­sów, ale gdy­by­ście dys­po­no­wali nagra­niem Keanu nakło­nio­nego do zaśpie­wa­nia The Luc­kiest Guy on the Lower East Side zespołu Magne­tic Fields tak mono­ton­nym gło­sem, że mono­tonny głos woka­li­sty, Ste­phena Mer­rita, wydaje się przy tym pełen eks­pre­sji, też nagię­li­by­ście zasady i dołą­czyli nagra­nie do filmu.

Z sześć­dzie­się­ciu dzie­wię­ciu kawał­ków, które tra­fiły do albumu 69 Love Songs Magne­tic Fields, The Luc­kiest Guy… był naj­więk­szym „hitem” – to zna­czy, za cza­sów pre­zy­den­tury Geo­rge’a W. Busha, można go było usły­szeć co naj­mniej cztery razy, gdy spę­dzało się wie­czór w dowol­nym dys­po­nu­ją­cym szafą gra­jącą barze indie-rock na Bro­okly­nie. Keanu śpiewa tę pio­senkę tak, jakby ni­gdy wcze­śniej jej nie sły­szał. Jakby nie­mal nie mógł uwie­rzyć, że jest praw­dziwa. Z dru­giej strony, ni­gdy nie wia­domo, co Keanu wie i zna, a o czym ni­gdy nie sły­szał.

Dru­gim per­fek­cyj­nym frag­men­tem jest coś w rodzaju filmu w fil­mie – kawałka prze­my­co­nego do pro­duk­cji, którą Mann pró­buje zre­ali­zo­wać. To w prze­wa­ża­ją­cej więk­szo­ści niema sekwen­cja, w któ­rej kamera towa­rzy­szy Keanowi – nie­ogo­lo­nemu, ska­co­wa­nemu, w niczym nie­przy­po­mi­na­ją­cemu jed­nego z naj­więk­szych szczę­śliw­ców Man­hat­tanu – który prze­mie­rza nowo­jor­skie ulice w pogodny wio­senny dzień. Nie­jako w hoł­dzie słyn­nemu zdję­ciu „smut­nego” Keanu jedzą­cego kanapkę i roz­my­śla­ją­cego nad sen­sem życia, Mann fil­muje aktora sie­dzą­cego przed pie­kar­nią i zaja­da­ją­cego się ciast­kiem, które kupił za ostat­nie dwa wymięte bank­noty jed­no­do­la­rowe.

Przed oczami widzów roz­grywa się cały pro­ces jedze­nia ciastka, od pierw­szego gryza, przez moment, w któ­rym wyciera okruszki z ust dło­nią, zamiast ser­wetki, aż po minę pełną obrzy­dze­nia do samego sie­bie, która zachmu­rza jego obli­cze, zanim jesz­cze prze­łknie ostatni kęs.

A potem Keanu idzie dalej. Zagląda na wystawę lom­bardu, przy­gląda się macy okrę­ca­ją­cej się na zme­cha­ni­zo­wa­nym obro­to­wym tale­rzu w pie­karni. Z ulic nie usu­nięto wcale prze­chod­niów, widać więc reak­cje mija­nych ludzi, któ­rzy odwra­cają się, jakby nie wie­rzyli wła­snym oczom: „Ja pier­ni­czę, czy to był Keanu Reeves?”.

Cały film wydaje się niczym innym, jak tylko doku­men­tem o Keanu. Zupeł­nie jak gdyby Mann pró­bo­wał nam prze­ka­zać, że ist­nieją wybit­nie „kino­ge­niczne” osoby, do któ­rych należy Keanu Reeves. Gdy skie­ro­wać na niego kamerę, cokol­wiek się dzieje, przy­po­mina film – nawet kiedy Keanu nalewa sobie kawę z auto­matu na sta­cji paliw albo wyci­ska ket­chup na śnia­da­nie w barze. Mann ma w tej kwe­stii cał­ko­witą rację.

Te frag­menty Gene­ra­cji hmm, w któ­rych Keanu nic szcze­gól­nego nie robi, mają bar­dziej fil­mowy cha­rak­ter niż wła­ściwe ele­menty fabuły. Czę­sto cytuje się Jean-Luca Godarda, który miał powie­dzieć, że wszystko, czego potrzeba do zro­bie­nia filmu, to dziew­czyna i pisto­let. W tym rów­na­niu Keanu jest zarówno dziew­czyną, jak i pisto­letem.

Keanu wraca do swo­jego bez­na­dziej­nego miesz­ka­nia i kręci się bez więk­szego celu. Karmi kota i śpiewa mu „super cat, super cat”. Otwiera coronę, zagląda do poczty. Słu­cha radia – prze­mó­wie­nia Baracka Obamy o gospo­darce, repor­tażu na temat kry­zysu kre­dy­tów miesz­ka­nio­wych wyso­kiego ryzyka. Mann fil­muje Keanu wyko­nu­ją­cego te pro­za­iczne czyn­no­ści w podobny spo­sób, jak Andy War­hol nagry­wał Empire State Buil­ding i mniej wię­cej z tego samego powodu: ikona zawsze budzi zain­te­re­so­wa­nie, nawet jeśli nic nie robi, tylko sobie stoi.

Zanim ten film w obrę­bie Gene­ra­cji hmm dobie­gnie końca, staje się fil­mem opo­wia­da­ją­cym o tym, jak jest się nie­ustan­nie obser­wo­wa­nym, oraz o fan­ta­zjo­wa­niu, by prze­jąć kon­trolę i uwol­nić się spod wścib­skiego oka kamery. Gdzieś na Lower East Side6 Keanu spo­tyka kobietę w kow­boj­skim kape­lu­szu z narę­czem balo­nów. Idzie za nią do kor­tów teni­so­wych, na któ­rych męż­czy­zna z kamerą fil­muje sporą grupkę osób w stro­jach kow­boj­skich ćwi­czą­cych z hula-hoopami. Keanu przy­gląda im się przez chwilę, a kiedy kame­rzy­sta odkłada na moment swój sprzęt, wyko­rzy­stuje oka­zję, porywa kamerę i ucieka. Kow­boje ruszają za nim w pościg, jed­nak Keanu prze­ska­kuje przez bramki i odjeż­dża metrem. Fil­muje scenę, a tym­cza­sem ktoś foto­gra­fuje go, jak bie­gnie, i osta­tecz­nie zostaje uznane, że to zdję­cie Keanu, który ukradł apa­rat jakie­muś papa­razzi, choć prze­cież wcale tak nie było.

Teraz to Keanu jest męż­czy­zną z kamerą. Fil­muje wie­wiórkę wspi­na­jącą się na drzewo w parku, odbi­cia w kału­żach, wodę try­ska­jącą z fon­tanny, nos zło­ci­stego labra­dora pomię­dzy ele­men­tami ogro­dze­nia jego kojca. Keanu rze­czy­wi­ście sam nagrał te uję­cia, wobec czego w tym frag­men­cie Gene­ra­cji hmm przej­muje rolę reży­sera i kame­rzy­sty, a my patrzymy na świat oczami Keanu Reevesa.

Keanu nie odbiera tele­fonu od matki z życze­niami uro­dzi­no­wymi, pozwala, by włą­czyła się auto­ma­tyczna sekre­tarka. Za to spo­gląda w obiek­tyw kamery i mówi „cześć”, jakby roz­ma­wiał z matką, jak gdyby kamera oraz widow­nia po jej dru­giej stro­nie były siłami, przed któ­rymi musi odpo­wia­dać, jakby tylko te rela­cje miały jakie­kol­wiek zna­cze­nie. W sce­na­riu­szu nie ma żad­nego słowa wię­cej, tak jest lepiej. Czy­ściej.

Nieco póź­niej, w miesz­ka­niu Mii i Vio­let, Keanu będzie fil­mo­wał nogi krze­seł, obrazy na ścia­nie oraz obie dziew­czyny. Zupeł­nie jak gdyby pró­bo­wał prze­ko­nać nas, Marka Manna oraz kine­ma­to­gra­fię, że ist­nieją pięk­niej­sze i waż­niej­sze obiekty niż Keanu, a on sam nie ma w sobie niczego szcze­gól­nego czy inte­re­su­ją­cego. Oczy­wi­ście nikt, kto wytrwał w oglą­da­niu filmu do tego momentu, nie może się z tym zgo­dzić. Jedy­nym powo­dem, dla któ­rego warto obej­rzeć tę pro­duk­cję, jest Keanu. Ale to on ukradł kamerę, więc to on poka­zuje nam to, co chce: nie samego sie­bie, lecz górne pię­tra budyn­ków, ciem­nie­jące niebo oraz księ­życ.

2. Keanu strzela do świeżo wykopanego grobu swojego ojca, Andy’ego Griffitha

2

Keanu strzela do świeżo wyko­pa­nego grobu swo­jego ojca, Andy’ego Grif­fi­tha

W nakrę­co­nej w 1984 roku rekla­mie Coca-Coli Keanu pędzi co sił pod­czas wyścigu rowe­ro­wego, a męski głos śpiewa w tle o „osią­ga­niu mety”. Keanu odrywa się od grupy rowe­rzy­stów, jed­nak nie udaje mu się wygrać, ponie­waż jakiś chło­pak w żół­tej koszulce jako pierw­szy prze­rywa taśmę. Po wyścigu aktor gra­jący ojca prze­bija się przez tłum do Keanu i mówi: „Jestem z cie­bie dumny – naprawdę dumny”.

Ojciec z reklamy podaje mu zimną butelkę, na co Keanu rzuca z wdzięcz­no­ścią: „Cola!” – jakby pod­czas wyścigu o niczym nie marzył bar­dziej niż o słod­kim napoju.

Zwy­cięzca w żół­tej koszulce pyta Keanu o to, kto jest jego tre­ne­rem. Keanu przy­ciąga do sie­bie ojca z reklamy, przed­sta­wia­jąc go: „Mój tata”.

***

Praw­dziwy ojciec Keanu, Samuel Reeves, miał chiń­sko-hawaj­skie pocho­dze­nie. Jego syn odzie­dzi­czył podobno swoje imię po przodku Samu­ela, Hen­rym Keanu Reeve­sie. „Keanu” to po hawaj­sku „chłodny wiatr wie­jący nad górami” – na początku kariery to roz­bu­do­wane okre­śle­nie poja­wiało się nie­mal we wszyst­kich arty­ku­łach na jego temat, na podob­nej zasa­dzie jak Eos jest opi­sy­wana jako „róża­no­palca bogini” na kar­tach Ody­sei Homera.

Matka aktora, Patri­cia Tay­lor, pocho­dziła z Wiel­kiej Bry­ta­nii. Sam Keanu uro­dził się nato­miast w Liba­nie, ponie­waż tam wła­śnie poznali się jego rodzice. Począw­szy od 1975 roku, pań­stwem wstrzą­sały wie­lo­let­nie walki wojny domo­wej, jed­nak w 1964 roku, kilka mie­sięcy przed naro­dzi­nami Keanu, dzien­ni­karz „Inter­na­tio­nal Herald Tri­bune” opi­sy­wał Bej­rut w swoim podróż­ni­czym repor­tażu jako „prężny węzeł komu­ni­ka­cyjny Bli­skiego Wschodu, w któ­rym lądują samo­loty ze wszyst­kich stron świata, łącząc cztery kon­ty­nenty”.

„W sta­rej czę­ści mia­sta – głosi dalej arty­kuł – męż­czyźni prze­sia­dują całymi dniami w ciem­nych kafej­kach, gra­jąc w karty, paląc fajki wodne, pod­czas gdy bazar tętni życiem, pełen barw, zapa­chów, pokrzy­ki­wań i tłu­mów ludzi, jak to ma miej­sce od stu­leci”.

Z kolei „w now­szej czę­ści mia­sta bogaci tury­ści oraz biz­nes­meni z całego świata odpo­czy­wają na tara­sach, pły­wają w base­nach w swo­ich luk­su­so­wych hote­lach i kupują naj­śwież­sze nowinki mody pro­sto z Paryża”.

Jak można prze­czy­tać dalej, „dla roz­rywki w ele­ganc­kich warun­kach mia­sto pro­po­nuje kasyno, duży kom­pleks usy­tu­owany dzie­sięć mil od mia­sta z wido­kiem na zatokę Dżu­nija, gdzie można zjeść obiad, obej­rzeć film lub kon­cert, potań­czyć w klu­bie noc­nym i zakoń­czyć wie­czór w jed­nej z sal gry, odda­jąc się hazar­dowi tak długo, aż słońce nie wzej­dzie nad libań­skimi górami”.

Casino Liban to jedyny taki przy­by­tek w całym kraju, a w poka­zach w nim urzą­dza­nych wystę­pują sło­nie oraz tań­czące ogiery.

Kiedy Patri­cia Tay­lor spo­tyka Samu­ela Reevesa, jest albo tan­cerką, albo stu­dentką – w zależ­no­ści od tego, którą z dwóch wer­sji wybie­rze­cie. Ojciec Keanu jest zwy­kle opi­sy­wany jako geo­log.

Na zdję­ciach ze ślubu Samuel ma na sobie czarny gar­ni­tur i wąski czarny kra­wat, a panna młoda, o kilka cen­ty­me­trów wyż­sza od świeżo poślu­bio­nego męża, upięła włosy w szy­kowny koczek.

Samuel Reeves powie­dział póź­niej, że lata sześć­dzie­siąte to „trudny czas na zawie­ra­nie mał­żeństw”. Para roz­staje się krótko po naro­dzi­nach dru­giego dziecka – córki Kim. Samuel wraca na Hawaje, Keanu odwie­dza go tam od czasu do czasu. Gdy widzą się po raz ostatni, na wyspie Kauai, Keanu jest nasto­lat­kiem. Póź­niej będzie wspo­mi­nał, że patrzyli wtedy na nocne niebo, a ojciec pró­bo­wał opo­wie­dzieć mu coś o gwiaz­dach, pla­ne­tach i kształ­cie wszech­świata.

„Coś o tym, że świat jest pudłem – mówi Keanu. – Spoj­rza­łem wtedy w górę i uzna­łem, że nie mam poję­cia, o czym on mówi. Nie, tato. Zie­mia jest okrą­gła. Nie jest żad­nym pro­sto­ką­tem”.

***

Ojciec, który ist­nieje w życiu dziecka na tyle długo, by zosta­wić za sobą serię pytań bez odpo­wie­dzi, po czym zosta­wia rodzinę. Brzmi to jak nie­zły począ­tek opo­wie­ści o boha­te­rze, cho­ciaż Keanu ni­gdy nie opo­wia­dał o tym w taki spo­sób.

W wywia­dzie w 1995 roku mówi za to: „Wydaje mi się, że jestem tym, kim jestem, w dużej mie­rze w reak­cji na to, co robił”.

W fil­mach, w któ­rych gra, nie­ustan­nie wcho­dzi w kon­flikt ze swoim fil­mo­wym ojcem lub opie­ku­nem. Dzieje się to już w naj­wcze­śniej­szych pro­duk­cjach, zanim jesz­cze publicz­ność zdo­łała poznać histo­rię jego życia – jakby po pro­stu reży­se­ro­wie widzieli to w jego oczach, gdy wcho­dził na casting ze sce­na­riu­szem w dłoni.

W 1986 roku Keanu wystą­pił w pro­duk­cji tele­wi­zyj­nej CBS pod tytu­łem Pod wpły­wem, gra­jąc naj­młod­szego syna nad­uży­wa­ją­cego alko­holu kie­row­nika sklepu, w którą to rolę wcie­lił się Andy Grif­fith. Rodzina męż­czy­zny bier­nie wspiera jego alko­ho­lizm, dając mu na niego nieme przy­zwo­le­nie, aż do pew­nego momentu, kiedy to na mszy, pod­czas ofia­ro­wa­nia, Andy Grif­fith zaczyna kasz­leć krwią i traci przy­tom­ność. W szpi­talu leka­rze ostrze­gają żonę i resztę rodziny, że męż­czy­znę czeka śmierć, jeśli nie rzuci picia. Jak się oka­zuje, nie jest to takie pro­ste.

W owych cza­sach Pod wpły­wem sta­no­wiło rewo­lu­cyjny por­tret współ­uza­leż­nie­nia rodziny alko­ho­lika. Keanu jest wście­kły na ojca, a jed­no­cze­śnie łak­nie jego apro­baty i z cza­sem coraz bar­dziej się do niego upo­dab­nia. Widzimy go wcze­snym popo­łu­dniem w barze, gdy wykrzy­kuje tekst Hun­gry Heart Bruce’a Spring­ste­ena, jakby to było zaklę­cie mające spro­wa­dzić lep­sze czasy, a potem kupu­ją­cego drinki dziew­czy­nom prze­wra­ca­ją­cym oczami. Wraca z baru do domu i przy­pusz­cza wer­balny atak na Grif­fi­tha. Każe mu podać sobie piwo, na co Grif­fith wstaje z miej­sca, pod­cho­dzi do lodówki i zaczyna ciskać w głowę Keanu puszkę za puszką.

Póź­niej, po incy­den­cie w kościele, kiedy Grif­fith wymyka się ze szpi­tala, to Keanu znaj­duje go mar­twego w skle­pie z pira­midą pustych opa­ko­wań po alko­holu. Keanu odgrywa swoją wielką scenę, pod­czas gdy Grif­fith gra nie­bosz­czyka. „MUSIA­ŁEŚ, MUSIA­ŁEŚ TO ZRO­BIĆ! TY SUKIN­SYNU!” – krzy­czy Keanu. Wali ojca w plecy, odsuwa się, znów go szar­pie. Reży­ser koń­czy scenę w momen­cie, w któ­rym wydaje się osią­gać jakiś emo­cjo­nalny cel.

Keanu czę­sto bie­rze udział w podob­nych opo­wie­ściach, w kolej­nych fil­mach gra role męż­czyzn skon­flik­to­wa­nych ze swo­imi bez­wol­nymi, nie­od­po­wie­dzial­nymi ojcami bądź nace­cho­wa­nych emo­cjo­nal­nie przez nie­obec­ność tychże. W fil­mie W zakolu rzeki Keanu chwyta za kij bejs­bo­lowy, by wal­czyć z ojczy­mem. W Księ­ciu Pen­syl­wa­nii porywa swo­jego ojca, wiet­nam­skiego wete­ry­na­rza gra­nego przez Freda Warda, i ukrywa go w kopalni węgla z nadzieją na zyska­nie spo­rego okupu ze spadku, któ­rego jed­nak – jak się oka­zuje – jego ojciec już nie ma. We Wspa­nia­łej przy­go­dzie Billa i Teda bie­rze się za łby z ojcem, który chce go wysłać do szkoły woj­sko­wej, zaś w kon­ty­nu­acji – Sza­lo­nej wypra­wie Billa i Teda – staje się duchem, który na moment przej­muje kon­trolę nad cia­łem swo­jego ojca. W Moim wła­snym Idaho łamie serce swo­jemu ojcu, zacho­wu­jąc się jak gej, a potem zastęp­czemu ojcu, zacho­wu­jąc się jak hete­ro­sek­su­ali­sta. W Spo­koj­nie, tatuśku mówi do Dianne Wiest, że cho­ciaż potrzebne jest spe­cjalne pozwo­le­nie na jazdę samo­cho­dem czy łowie­nie ryb, „byle dupek może zostać ojcem”. Wypo­wie­dziaw­szy te słowa, pró­buje je jakby z sie­bie strzą­snąć i wraca do swo­jej roli, bar­dzo sku­piony na czyn­no­ści odsta­wia­nia kar­tonu mleka.

Wyraź­nie wyczu­walny jest też u Keanu syn­drom synowca – chłopca wycho­wa­nego przez ojczy­mów – zwłasz­cza w spo­so­bie, w jaki Reeves pod­cho­dzi do współ­pracy ze star­szymi akto­rami płci męskiej, szcze­gól­nie tymi, któ­rzy wyraź­nie i dobit­nie zazna­czają swoją obec­ność na ekra­nie. Takimi akto­rami są Peter Falk gra­jący tytu­ło­wego skrybę w Ciotce Julii i skry­bie i dora­dza­jący Keanu w spra­wach ser­co­wych, a także Den­nis Hop­per w Speed: Nie­bez­piecz­nej pręd­ko­ści, który insta­lu­jąc bomby, nazywa sie­bie „tatu­siem”, czy wresz­cie Al Pacino w Adwo­ka­cie dia­bła. Star­szy męż­czy­zna budzi w Keanu wier­nego ucznia, który chciałby usiąść u stóp swo­jego men­tora i przy­glą­dać się jego pracy, a jed­no­cze­śnie z nim wal­czyć, choć tro­chę.

Kiedy Keanu Reeves ryzy­kuje swoją roz­pę­dzoną karierę po suk­ce­sie filmu Speed: Nie­bez­pieczna pręd­kość, żeby zagrać w szek­spi­row­skiej sztuce w teatrze w Win­ni­peg, dostaje rolę Ham­leta, który robi to, co robi, ponie­waż duch jego ojca pra­gnie zemsty. Z kolei w serii Matrix jego – Neo – jedy­nym praw­dzi­wym rodzi­cem jest maszyna, którą – zgod­nie z prze­po­wied­nią – musi znisz­czyć. Jed­nakże na końcu try­lo­gii Neo zawiera przy­mie­rze z Matri­xem, co sta­nowi coś w rodzaju pogo­dze­nia. Być może to tylko zbieg oko­licz­no­ści, ale od tego momentu – nie licząc nie­obec­nych ojców odpo­wie­dzial­nych za jego nie­pełną męskość w Słod­kim listo­pa­dzie i Domu nad jezio­rem – otwar­cie kon­te­sta­cyjna rela­cja Keanu z ojcami ustę­puje jako motyw prze­wodni jego fil­mów.

***

W Spa­ce­rze w chmu­rach z 1995 roku Keanu gra Paula Sut­tona, sie­rotę, wete­rana wojny na Pacy­fiku, komi­wo­ja­żera sprze­da­ją­cego cze­ko­ladę. W pociągu spo­tyka Vic­to­rię, stu­dentkę, którą gra Aitana Sánchez-Gijón. Dziew­czyna jest w ciąży, choć nie­za­mężna, spo­dziewa się dziecka swo­jego pro­fe­sora. Keanu godzi się poje­chać z nią do domu i uda­wać, że jest jej mężem. Dzięki temu nie będzie musiała wyja­śniać swo­jej skom­pli­ko­wa­nej sytu­acji rodzi­nie, którą – jak się oka­zuje – są ary­sto­kraci, kali­for­nij­scy kupcy winni z Napa Val­ley.

Osta­tecz­nie on i Vic­to­ria zako­chują się w sobie, tylko że Keanu zosta­wił w domu żonę. Musi się więc powstrzy­mać. „Nie jestem wolny – mówi jej. – A nie chcę cię skrzyw­dzić”.

Patriar­chę rodziny, sta­rego Don Pedra, gra Anthony Quinn. Sztyw­nemu ojcu Vic­to­rii nie uśmie­cha się myśl, że jego córka wyszła za zwy­kłego sprze­dawcę cze­ko­lady, jed­nak Don Pedro zaczyna darzyć Keanu wielką sym­pa­tią.

Star­szy pan prze­ko­nuje Keanu, by został z nimi na czas wino­bra­nia. Keanu i Vic­to­ria, wybie­ra­jąc się do mia­sta w kadzi peł­nej świeżo zebra­nych wino­gron, są wresz­cie w sta­nie upo­rać się z tłu­mio­nymi emo­cjami. Rodzina dziew­czyny zaczyna powoli akcep­to­wać Keanu, reży­ser Alfonso Arau poka­zuje uję­cia uśmiech­nię­tych ludzi, patrzą­cych na sie­bie, jakby chcieli powie­dzieć: „A niech to!”, gdy Keanu po raz kolejny pró­buje ich do sie­bie zjed­nać.

Jed­no­cze­śnie Keanu wie, że to nie ma przy­szło­ści, że żyje w kłam­stwie. W nocy dom pośród win­nic jest jak budy­nek z obrazu Tho­masa Kin­kade’a7 – jego świa­tła obie­cują uko­je­nie i cie­pło rodzinne, od któ­rych Keanu musi się odwró­cić.

Zanim wróci do domu, do żony, zosta­wia Vic­to­rii swoją Brą­zową Gwiazdę8 jako pre­zent dla dziecka. „Paulu Sut­to­nie – mówi Vic­to­ria – jesteś naj­bar­dziej hono­ro­wym czło­wie­kiem, jakiego kie­dy­kol­wiek spo­tka­łam”.

Jak w ogóle należy podejść do odgry­wa­nia roli naj­bar­dziej hono­ro­wego czło­wieka w czy­imś życiu? I po co to robić?

Jeśli cho­dzi o Keanu, po czę­ści musiało to mieć coś wspól­nego z Antho­nym Quin­nem. Gdy na ekrany wcho­dził Spa­cer w chmu­rach, Quinn miał osiem­dzie­siąt lat, ale na­dal był aktywny zawo­dowo, gra­jąc role grec­kich bogów i sze­fów mafii. W póź­niej­szym cza­sie Keanu wspo­mni, jak Quinn spraw­dzał wia­do­mo­ści, chcąc się dowie­dzieć od niego, czy na pewno pod­pi­sał umowę na tę czy na inną rolę.

To wła­śnie postać grana przez Quinna, Don Pedro, zabiera Keanu na tytu­łowy spa­cer w chmu­rach. Idą o świ­cie przez spo­wite mgłą win­nice, Don Pedro pro­wa­dzi go na nie­wiel­kie wzgó­rze i poka­zuje dwie świę­to­ści: rodzinny cmen­tarz oraz korzeń pierw­szej wino­ro­śli, z któ­rej powstała cała win­nica. W tym miej­scu śmierci i powtór­nych naro­dzin Don Pedro mówi do Keanu: „Już nie jesteś sie­rotą”.

Ten spa­cer w chmu­rach to tak naprawdę prze­chadzka po pozio­mach tzw. roz­sze­rzo­nej rze­czy­wi­sto­ści, które odkryli twórcy fil­mowi w poło­wie lat dzie­więć­dzie­sią­tych ubie­głego wieku. Oczy­wi­ście, nie jest to film pełen efek­tów spe­cjal­nych, ale z pew­no­ścią sta­nowi on zapo­wiedź póź­niej­szych ról Keanu, w któ­rych jako ludzki awa­tar prze­cho­dzi z jed­nej wir­tu­al­nej prze­strzeni w drugą. Pod­czas owego spa­ceru Keanu i Quinn prze­cha­dzają się pośród poran­nej, przy­po­mi­na­ją­cej dym mgły, która natu­ral­nie może się poja­wiać w miej­scach takich jak fil­mo­wana win­nica. Nakrę­ce­nie takiej sceny, zanim mgła się roz­pły­nie, wymaga ogrom­nych przy­go­to­wań. Jed­no­cze­śnie jed­nak na ekra­nie widać także uję­cia, w któ­rych chmury są ewi­dent­nie mato­wymi obra­zami, poja­wiają się rów­nież sekwen­cje spa­cerowe pośród gene­ro­wa­nych kom­pu­te­rowo obło­ków oraz chmury, które być może są po pro­stu mgłą powstałą z sub­li­ma­cji suchego lodu, pom­po­wa­nego gdzieś poza obiek­ty­wem kamery.

Wiele z tych chmur to chmury oszu­kane, tak samo nie­rze­czy­wi­sta jest histo­ria spa­ceru Keanu i dziadka jego fał­szy­wej żony, jed­nak Keanu Reeves i Anthony Quinn są dla sie­bie samych praw­dziwi. Naprawdę wędrują przez mgłę, która sama w sobie jest praw­dziwa, i to na to należy zwró­cić uwagę w tej czę­ści filmu: że Keanu doświad­cza wła­śnie spa­ceru przez win­nicę pełną nie­praw­dzi­wych chmur i robi to w towa­rzy­stwie Anthony’ego Quinna.

Nie­kiedy film z Keanu wciąga nas mimo poważ­nych nie­do­cią­gnięć, a kiedy to się dzieje, dzieje się dla­tego, że nawet oglą­da­jąc kiep­ską pro­duk­cję, jeste­śmy w sta­nie zająć umysł roz­wa­ża­niami na temat życia wewnętrz­nego Keanu. Możemy sobie wyobra­żać, jak musi się czuć w obec­no­ści Anthony’ego Quinna, i napa­wać się tą ener­gią. Możemy wizu­ali­zo­wać sobie jego odczu­cia synow­skie, któ­rych został pozba­wiony, myśleć o tym, jak idzie przez życie, szu­ka­jąc pier­wiastka ojcow­skiego w twa­rzach innych męż­czyzn, nie do końca pewien, czego tak naprawdę szuka. Tym samym film staje się doku­men­tem o Keanu Reeve­sie i Antho­nym Quin­nie spę­dza­ją­cych razem czas na pla­nie fil­mo­wym, uka­zu­jąc, jak Keanu uśmie­cha się do star­szego kolegi po fachu – zupeł­nie, jak gdyby nie mógł się powstrzy­mać.

***

We wrze­śniu 1992 roku poli­cja z wyspy Hawai’i aresz­tuje na miej­sco­wym lot­ni­sku mię­dzy­na­ro­do­wym Samu­ela Reevesa. Męż­czy­zna ma przy sobie – jak to póź­niej poli­cja rela­cjo­nuje na kon­fe­ren­cji pra­so­wej – „duże ilo­ści koka­iny i hero­iny”. Gdy dwa lata póź­niej odbywa się pro­ces, oskar­ży­ciele opi­sują go jako „facy­li­ta­tora han­dlu nar­ko­ty­kami”. Pan Reeves przy­znaje się do winy, sędzia ska­zuje go na dzie­sięć lat wię­zie­nia.

Odsia­duje dwa lata, po czym zostaje uła­ska­wiony. W 2001 roku siada w parku nie­opo­dal domu swo­jej matki przy Waikiki Beach oraz miej­sco­wej kli­niki lecze­nia uza­leż­nień i roz­ma­wia z dzien­ni­ka­rzem o dniu, w któ­rym stał z synem na kli­fie.

„Od czasu do czasu woda ochla­py­wała skałę i oble­wała nasze nogi. Pod­no­si­łem go wtedy i trzy­ma­łem bar­dzo mocno – mówi. – A potem przy­szła wielka fala i nie­mal nas zmio­tła z klifu. Chwy­ci­łem syna w momen­cie, w któ­rym pory­wała go woda do kolan”.

Samuel Reeves umiera w 2018 roku, w wieku sie­dem­dzie­się­ciu pię­ciu lat, w mia­steczku Ewa Beach na wyspie Oahu. Kiedy jego bra­ta­nica oraz córka – przy­rod­nia sio­stra Keanu – ogło­siły w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, że odbę­dzie się uro­czy­sty obiad ku pamięci zmar­łego, oświad­cze­nie koń­czyło się jed­nym zwię­złym zda­niem odstra­sza­ją­cym papa­raz­zich: „Pozo­stałe dzieci Sama nie wezmą udziału w uro­czy­sto­ści”.

***

Po wspól­nym spa­ce­rze Don Pedro czę­stuje Keanu winem z pierw­szej butelki naj­śwież­szych zbio­rów i razem się upi­jają w piw­niczce win.

W mię­dzy­cza­sie na sto­liku przed nimi mate­ria­li­zuje się mar­twa natura w postaci melona, jamón, chleba, sera, brandy i lampki oliw­nej.

Nie wia­domo skąd poja­wia się czte­ro­oso­bowy zespół muzyczny – dwie gitary, akor­deon i skrzypce.

Don Pedro zaczyna śpie­wać jakąś starą hisz­pań­ską pieśń, Keanu pró­buje mu wtó­ro­wać, na co star­szy pan powta­rza: „Dobrze, już dobrze” i tuli do sie­bie jego głowę. Grane przez nich postaci powinny być w tym momen­cie cał­kiem pijane. Akto­rzy zdają się zapo­mi­nać o obec­no­ści kamery, tak jakby sami też się upili.

W tej minu­cie nie ma zna­cze­nia, czy film, który wła­śnie two­rzą, jest dobry, czy nie. Nie liczy się też, czy wzru­szamy się ostat­nimi chwi­lami Paula Sut­tona spę­dzo­nymi z Don Pedrem przed powro­tem do daw­nego życia. Jedyne, co ważne, to to, że Keanu ma szansę usiąść z Antho­nym Quin­nem i śpie­wać razem z nim stare hisz­pań­skie pie­śni.

3. Keanu Reeves jako dziecko bawi się w miejscu, gdzie kiedyś stanie hotel sieci Four Seasons, na ulicy, która z kolei będzie uznana za piątą najdroższą aleję handlową w Ameryce Północnej

3

Keanu Reeves jako dziecko bawi się w miej­scu, gdzie kie­dyś sta­nie hotel sieci Four Seasons, na ulicy, która z kolei będzie uznana za piątą naj­droż­szą aleję han­dlową w Ame­ryce Pół­noc­nej

Po roz­sta­niu z ojcem Keanu Patri­cia Tay­lor prze­nosi się wraz z dziećmi do Nowego Jorku. W 1970 roku wycho­dzi za mąż za Paula Aarona, który jest obie­cu­ją­cym reży­se­rem teatral­nym, pra­cu­ją­cym spo­ra­dycz­nie na Broad­wayu. Mał­żeń­stwo nie prze­trwa zbyt długo, ale Aaron i Keanu będą utrzy­my­wać bli­ską rela­cję. Gdy Keanu jest nasto­lat­kiem, Paul Aaron zaczyna pracę reży­ser­ską nad fil­mami peł­no­me­tra­żo­wymi i przy kilku z nich zatrud­nia Keanu jako asy­stenta pro­duk­cji. Aaron zakłada także firmę pro­du­cencką połą­czoną z agen­cją mene­dżer­ską. Jed­nym z jego współ­pra­cow­ni­ków jest Erwin Stoff – gdy Keanu zosta­nie pro­fe­sjo­nal­nym akto­rem, Stoff będzie jego mene­dże­rem.

Matka Keanu wyjeż­dża z dziećmi do Toronto. Zamiesz­kują w dziel­nicy zwa­nej Yor­kville, jesz­cze na krótko przed ich prze­pro­wadzką było to cen­trum kontr­kul­tury – sie­dziba Gan­dalf’s, pierw­szego w Kana­dzie sklepu z używ­kami i akce­so­riami do pale­nia, oraz ulu­bione miej­sce hip­pi­sów przy­by­łych tu z całej Kanady, a także ucie­ka­ją­cych przed pobo­rem do woj­ska ame­ry­kań­skich emi­gran­tów. To tutaj pod koniec lat sześć­dzie­sią­tych w klu­bach takich jak River­boat, Penny Far­thing, Pur­ple Onion czy Mynah Bird można było spo­tkać Neila Younga, Ricka Jamesa, Joni Mit­chell, Buffy Sainte-Marie i Gor­dona Light­fo­ota9.

Wystar­czy zacząć szpe­rać w poszu­ki­wa­niu infor­ma­cji o tym, jak wyglą­dała dziel­nica Keanu w cza­sie jej naj­więk­szego roz­kwitu w latach sześć­dzie­sią­tych, i z pew­no­ścią natrafi się na doku­ment CBS z 1967 roku. Nagra­nie uka­zuje natu­ralne śro­do­wi­sko oraz zacho­wa­nia ame­ry­kań­skiego ćpuna, a towa­rzy­szy mu zdu­miona i pro­tek­cjo­nalna nar­ra­cja bar­dzo zasad­ni­czego repor­tera Knowl­tona Nasha: „Około połu­dnia hip­pisi zaczy­nają się ruszać – począt­kowo powoli, ponie­waż roz­kwi­tają dopiero w nocy”. Nash przed­sta­wia nam «pro­fe­sjo­nal­nego hip­pisa» zwa­nego Bil­lem, który szwenda się po ulicy, paląc papie­rosy i liżąc lody na patyku, a przy tym rzuca testy w rodzaju: „Non­kom­for­mi­sta nie musi być hip­pi­sem. Hip­pis nie może akcep­to­wać ukła­dów wła­dzy, ale może zga­dzać się z innymi hip­pisami”.

Kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej Bill – jako Wil­liam Gib­son – zostaje słyn­nym pisa­rzem i to dzięki jego pierw­szej powie­ści, Neu­ro­man­cer, do języka wcho­dzi słowo „cyber­prze­strzeń”. Okre­śle­nie to ozna­cza tęt­niący życiem wir­tu­alny świat utwo­rzony przez sieć kom­pu­te­rową na naszej pla­ne­cie. Gdy Gib­son poznaje Keanu, ten opo­wiada mu o tym, jak dora­stał w Yor­kville i bawił się w pia­sku przy Yor­kville Ave­nue na budo­wie tego, co póź­niej miało stać się hote­lem sieci Four Seasons. Gib­son pisze póź­niej: „oko­lica, którą zapa­mię­ta­łem, została bez­kom­pro­mi­sowo zabu­do­wana loka­lami han­dlo­wymi. Z per­spek­tywy czasu uwa­żam, iż to dla­tego, że Yor­kville od początku sta­no­wiło dla dewe­lo­pe­rów namiastkę West Vil­lage, wzbo­ga­coną w moich cza­sach o spo­łeczną namiastkę East Vil­lage”10.

Zanim Keanu prze­pro­wa­dzi się do Yor­kville, machina zabu­dowy już zosta­nie wpra­wiona w ruch. W pierw­szym jego wiel­kim hicie, fil­mie W zakolu rzeki z 1987 roku, wspo­mnie­nie lat sześć­dzie­sią­tych wisi w powie­trzu niczym stę­chły dym. Nie licząc pustego ducha Den­nisa Hop­pera i kilku nauczy­cieli, któ­rzy nie prze­stają mówić o Wiet­na­mie, jedyne, co pozo­stało w fil­mo­wym impa­sie lat osiem­dzie­sią­tych po hip­pi­sow­skim śnie, to Keanu oraz jego ekipa nihi­li­stycz­nych pun­ków. Brzmi podob­nie, kiedy Keanu opi­suje swoje wła­sne życie: dziecko arty­stycz­nej bohemy zdo­by­wa­jące wła­sne doświad­cze­nia arty­styczno-bohe­miczne w gwał­tow­nie rewi­ta­li­zo­wa­nym Toronto z epoki pohip­pi­sow­skiej.

„Wiesz, że nawet nie malo­wa­li­śmy graf­fiti? Za to kon­stru­owa­li­śmy gokarty nazy­wane Fire­ball 500 – wyznaje pisa­rzowi Den­ni­sowi Coope­rowi w wywia­dzie z 1990 roku. – Ow­szem, strze­la­li­śmy z procy kasz­ta­nami w głowy nauczy­cieli, a w ósmej kla­sie poja­wił się haszysz, LSD i im podobne. Ale Toronto stało się jed­nym wiel­kim cen­trum han­dlo­wym”.

Patri­cia Tay­lor pra­cuje jako pro­jek­tantka kostiu­mów i two­rzy stroje dla muzy­ków, takich jak David Bowie czy Dolly Par­ton. To ona jest autorką czar­nego stroju kró­liczka, który Dolly Par­ton ma na sobie na okładce „Play­boya” z 1978 roku. W 1983 roku Keanu – jako uczeń-rebe­liant arty­stycz­nej szkoły śred­niej – wkłada ten sam strój na Hal­lo­ween.

Jeden z tablo­idów opi­suje Patri­cię jako kobietę z brzo­skwi­nio­wym jeży­kiem na gło­wie, palącą gita­nes11. Ma zna­jo­mo­ści w branży muzycz­nej, a Keanu dora­sta w tym arty­stycz­nym światku. Miesz­kają nie­opo­dal stu­dia Nim­bus 9, w któ­rym czę­sto nagrywa Alice Cooper ze swoim pro­du­cen­tem Bobem Ezri­nem. Matka Keanu zna Alice Coopera, a Keanu cza­sami sie­dzi w stu­diu, popi­ja­jąc colę i jedząc sło­dy­cze. Przy­naj­mniej raz Alice Cooper przy­cho­dzi do domu pani Tay­lor, żeby zaopie­ko­wać się Keanu, i przy­nosi sztuczne wymio­ciny i pla­sti­kową psią kupę. Keanu i jego kolega z dzie­ciń­stwa, Evan Wil­liams, siło­wali się na dywa­nie z Alice Coope­rem, który wygrał tę walkę. „Zro­bił z nas jeden wielki ludzki węzeł” – powie póź­niej Wil­liams w roz­mo­wie z redak­to­rem „People”.

Patri­cia Tay­lor wycho­dzi za mąż za pro­mo­tora kon­cer­tów roc­ko­wych, po czym roz­staje się z nim, a jej kolej­nym mężem zostaje wła­ści­ciel salonu fry­zjer­skiego. Keanu namięt­nie cho­dzi do kina. W 2013 roku wymie­nia tytuły, które zmie­niły jego życie: Harold i Maude, jak rów­nież Monty Python i Święty Graal, Gwiezdne wojny, a zwłasz­cza sceny pozba­wia­nia ludzi koń­czyn w obu tych pro­duk­cjach. Głowa do wycie­ra­nia (po tym fil­mie ni­gdy już nie byłem taki jak wcze­śniej), Tak­sów­karz, filmy Petera O’Toole’a, zwłasz­cza Wyż­sze sfery, Bec­ket oraz Law­rence z Ara­bii. Keanu twier­dzi, że lubi O’Toole’a, ponie­waż „grał wyjąt­kowe postaci, moc­nym gło­sem, choć czę­sto tra­gicz­nie uwię­zio­nym”.

W Red­dit AMA12 dodaje do powyż­szej listy takie tytuły, jak Czas Apo­ka­lipsy czy Stro­szek Herzoga. Ten ostatni to jeden z dwóch fil­mów, które Herzog zre­ali­zo­wał z Bru­nem Schle­in­ste­inem, tak zwa­nym Bru­nem S. – eks­cen­trycz­nym muzy­kiem ulicz­nym, który ni­gdy wcze­śniej nie miał stycz­no­ści z zawo­dem aktor­skim. „Jego występy były pasjo­nu­jące – napi­sał w 2008 roku Michael Kim­mel­man. – Ale to oczy­wi­ste, że miał pro­blemy ze zdro­wiem psy­chicz­nym, i nawet jeśli wyda­wał się inte­li­gentny na swój spo­sób, jed­no­cze­śnie był zawsze po pro­stu sobą. Czło­wiek zada­wał sobie pyta­nie: ile z tego to fik­cja, a ile rze­czy­wi­stość?”. Stro­szek to dla każ­dego aktora ulu­biony film Herzoga.

Już jako pięt­na­sto­la­tek Keanu wie, że chce zostać akto­rem, ale dla zarobku ostrzy łyżwy, przy­cina drzewa i robi maka­ron we wło­skiej restau­ra­cji. W tym ostat­nim miej­scu zostaje dłu­żej i pnie się po szcze­blach aż do pozy­cji mene­dżera, osta­tecz­nie jed­nak rzuca pracę, by zagrać w sztuce. Jest dys­lek­ty­kiem, w zwy­kłej szkole się męczy, w aktor­skich też nie zagrzewa zbyt długo miej­sca.

Jed­nakże w 1984 roku dostaje rolę w pro­fe­sjo­nal­nym teatrze – Passe Mura­ille w Toronto – w sztuce o tytule Wil­ko­łak (Wol­fboy). To opo­wieść o więzi, jaka two­rzy się mię­dzy dwoma nasto­lat­kami, któ­rzy poznają się na oddziale psy­chia­trycz­nym. Keanu gra w niej kapi­tana dru­żyny hoke­jo­wej, który prze­żył próbę samo­bój­czą, a jego kolega, Carl Marotte – chło­paka wie­rzą­cego w to, że jest wil­ko­ła­kiem.

Foto­graf odpo­wie­dzialny za sesję zdję­ciową do przed­sta­wie­nia pry­ska obu chłop­ców wodą i każe im usta­wić się tak, jakby za moment mieli się poca­ło­wać. Na więk­szo­ści odrzu­co­nych foto­gra­fii wyglą­dają po pro­stu jak dwaj mło­dzieńcy w mokrych koszul­kach tkwiący w dzi­wacz­nych pozach, ale na jed­nym zdję­ciu spra­wiają bar­dzo auten­tyczne wra­że­nie i to wła­śnie zdję­cie tra­fiło na pla­katy.

Sztuka staje się kul­to­wym hitem w spo­łecz­no­ści gejow­skiej Toronto, a już na pewno taką funk­cję zaczyna peł­nić pla­kat, który czę­sto pada łupem zło­dziei. Można uznać, że to moment, w któ­rym widzo­wie zaczęli odbie­rać Keanu jako aktora o szcze­gól­nej aurze, która naj­czę­ściej jest cał­kiem przy­pad­kowa. Ponad dzie­sięć lat póź­niej maga­zyn „People”, odno­sząc się do spe­ku­la­cji na temat orien­ta­cji sek­su­al­nej Keanu, napi­sze, że to „spu­ści­zna po Wil­ko­łaku”.

W 1984 roku, w jed­nym z odcin­ków kana­dyj­skiego sit­comu Han­gin’ In, Keanu gra chło­paka ze schro­ni­ska dla nie­let­nich. To naj­praw­do­po­dob­niej moment, w któ­rym widzo­wie po raz pierw­szy mogą usły­szeć Keanu wypo­wia­da­ją­cego się na ekra­nie. Jego słowa brzmią: „Hej, gdzie trzy­ma­cie ręcz­niki? Pete powie­dział, że mogę wziąć u niego prysz­nic”. Pro­du­cenci pozwa­lają Keanu na samo­dzielny wybór stroju na potrzeby odcinka – przy­cho­dzi na plan w skó­rza­nej kami­zelce.

Z kolei w odcinku kana­dyj­skiego serialu kry­mi­nal­nego Night Heat ze stycz­nia 1985 roku Keanu jest wła­my­wa­czem, któ­rego miej­sca prze­stęp­stwa goni star­sza pani z seka­to­rem. Nato­miast w innym odcinku tej samej pro­duk­cji – z lutego 1985 roku – Keanu jest „prze­stępcą numer jeden”, nie­do­szłym gwał­ci­cie­lem, zastrze­lo­nym przez jedną z głów­nych postaci, która bie­rze latarkę Keanu za broń, a potem, do końca odcinka, ma z tego powodu wyrzuty sumie­nia. W mię­dzy­cza­sie Keanu wnosi też zwa­rio­waną ener­gię do Going Great – pro­gramu dzie­cię­cego tele­wi­zji CBS. Poja­wia się w nim jako kore­spon­dent, który wyjeż­dża w teren i – przy­kła­dowo – zakłada osłonę psz­cze­lar­ską na twarz, po czym spo­tyka psz­czoły.

W rekla­mie płat­ków śnia­da­nio­wych Keanu jest kel­ne­rem w muszce, który tań­czy rado­śnie na widok kuku­ry­dzia­nego przy­smaku. Lata póź­niej kana­dyj­ski dyrek­tor arty­styczny, Leo Bur­nett, powie, że rola Keanu miała sta­no­wić jedną z wielu scen w szer­szej pro­duk­cji, ale po obej­rze­niu nagra­nia uznano, że Keanu ma w sobie coś, i osta­tecz­nie tylko on wystę­puje w rekla­mie.

Keanu zagrał także w Miło­snej tera­pii (Let­ting Go), fil­mie, który uka­zał się na kanale ABC 11 maja 1985 roku o godzi­nie 9.00 czasu wschod­niego, tym samym eli­mi­nu­jąc powtórkę ósmego sezonu Statku miło­ści z jego zwy­cza­jo­wej pory emi­sji. John Rit­ter jest wła­ści­cie­lem sklepu ze sprzę­tem ste­reo, który ostrzega dwóch nie­zno­śnych nasto­lat­ków, żeby nie bawili się sprzę­tem, Keanu jest zaś nasto­lat­kiem, który się nim bawi.

W fil­mie One Step Away (dosł. o krok), także z 1985 roku, Keanu ma na sobie płaszcz w stylu Johna Ben­dera oraz kol­czyk w uchu i gra mło­do­cia­nego prze­stępcę, który ulega pre­sji rówie­śni­ków, by doko­ny­wać wła­mań i kra­dzieży. Film został wypro­du­ko­wany przez pań­stwową wytwór­nię Natio­nal Film Board of Canada z myślą o szko­łach, spo­łecz­no­ściach kościel­nych oraz orga­ni­za­cjach pomocy spo­łecz­nej w ramach tzw. „serii o pro­ble­mach rodzin­nych”. Były to fil­miki ser­wu­jące „pół­go­dzinną, pasjo­nu­jącą roz­rywkę, jed­no­cze­śnie mające słu­żyć jako przy­czy­nek do dys­ku­sji w pro­gra­mach pomocy rodzi­nie”.

W roz­ma­itych czę­ściach serii oglą­damy takie przy­padki, jak na przy­kład histo­rię mło­dego czło­wieka, który musi zmie­rzyć się z cho­robą psy­chiczną swo­jej matki, męż­czy­zny w śred­nim wieku, który zbiera się na odwagę, by wyja­wić żonie i cór­kom, że ma syna z nie­pra­wego łoża, czy wresz­cie absol­wenta po stu­diach, który traci pracę i wraca do rodzin­nego domu. Jeden z odcin­ków opo­wiada o zazdro­śniku – potrak­to­wa­nie zazdro­ści jako pro­blemu spo­łecz­nego wydaje się bar­dzo kana­dyj­skie. No i oczy­wi­ście mamy One Step Away. W tym fil­mie to Keanu spo­tyka w pew­nym momen­cie gościa w typie wam­pira, który chce, by Keanu kradł z nim radia samo­cho­dowe, na co ten się nie zga­dza. „Ty nie krad­niesz? – pyta chło­pak z nie­do­wie­rza­niem. – To czym ty się zaj­mu­jesz?”. „Dobre pyta­nie” – odpo­wiada mu Keanu.

***

„Bra­łem udział w castingu disne­jow­skiego filmu tygo­dnia pt. Young Again”– wyja­śnia Keanu Reeves w książce z 1988 roku The New Breed: Actors Coming of Age (dosł. nowa rasa: akto­rzy, któ­rzy osią­gają peł­no­let­ność) – tomie zawie­ra­ją­cym wywiady z Patric­kiem Swayze, John­nym Dep­pem oraz Rober­tem Downeyem Jr., ale na wszelki wypa­dek rów­nież z Lisą Marie (z Mar­sja­nie ata­kują!) oraz Ste­phe­nem Bal­dwi­nem z wydę­tymi ustami na okładce, ponie­waż nikt nie miał stu­pro­cen­to­wej pew­no­ści co do dłu­go­fa­lo­wych per­spek­tyw mło­do­cia­nych akto­rów. „Nikomu się nie spodo­ba­łem, nie licząc reży­sera. Umó­wił mnie z Hildy Got­tlieb w agen­cji ICM. Pole­cia­łem na spo­tka­nie i osta­tecz­nie dosta­łem zie­loną kartę. Wsia­dłem do mojego volva z 1969 roku i poje­cha­łem do Sta­nów z trzema tysią­cami dolców. Zatrzy­ma­łem się u ojczyma – Paula Aarona – i wsze­dłem do ciem­nej pasz­czy lwa – czyli do LA”. To ostat­nie porów­na­nie to typowy żart na temat Los Ange­les opo­wia­dany przez przy­by­szów – nawet tych, któ­rzy wie­dzą, że praw­do­po­dob­nie zostaną w nim na zawsze.

Ledwo Keanu zja­wia się w LA, a jego agenci od razu suge­rują, że powi­nien zmie­nić imię na coś mniej etnicz­nego. W 2017 roku aktor wyja­śni Jimmy’emu Fal­lo­nowi, że kiedy usły­szał tę suge­stię, poje­chał nad ocean i zapy­tał fal, jak ma się nazwać. Ocean wyszep­tał: „Chuck Spa­dina”, co było zapewne swo­istym hoł­dem wobec Spa­dina Ave­nue – jed­nej z głów­nych arte­rii komu­ni­ka­cyj­nych w cen­trum Toronto, wyma­wia­nej jako „spe­dajna”. Jak twier­dzi, gdy agenci doszli do sie­bie po usły­sze­niu tej pro­po­zy­cji, miał dla nich kolejną: „Tem­ple­ton Page-Tay­lor”. To zapewne dla­tego w napi­sach koń­co­wych Young Again z 1986 roku poja­wia się osta­tecz­nie jako „K.C. Reeves”, choć na castin­gach nie­ustan­nie przed­sta­wia się jako „Keanu”.

Do 1986 roku, czyli do prze­pro­wadzki z Kanady do Los Ange­les, Keanu gra w sze­ściu fil­mach tele­wi­zyj­nych i dwóch dłu­go­me­tra­żo­wych pro­duk­cjach kino­wych. Nie­zbyt pasuje do ról gra­nych w tam­tym okre­sie, nie licząc może W zakolu rzeki – filmu, który wydaje się wyko­rzy­sty­wać jego doświad­cze­nie jako nasto­let­niego fana hard rocka z Toronto, który aż się prosi o to, by ktoś pomógł mu się wyci­szyć. Jest jedy­nym boha­te­rem książki The New Breed: Actors Coming of Age, który wymie­nia nazwy swo­ich ulu­bio­nych zespo­łów pun­ko­wych: „Mia­łem to szczę­ście, że mogłem posłu­chać Ramo­nes, Vio­lent Fem­mes, Clash, Explo­ited, Joy Divi­sion… Moje życie na tym zyskało”.

Taki wła­śnie jest Keanu – muzyka to dla niego śro­dek eks­pre­sji, który daje mu kopa. Chło­pak zamiesz­kuje w Kana­dzie zmierz­chu kontr­kul­tury, doświad­cza jej na tyle, by wie­dzieć, co stra­cił, a gdy dora­sta, szuka bohemy w książ­kach, fil­mach i pły­tach. Kiedy wresz­cie znaj­duje coś, co ją przy­po­mina – spo­łecz­ność osób budzą­cych się do życia nocą – w teatrach i na pla­nach fil­mo­wych, kiedy jego rosnąca popu­lar­ność nie pozwala mu już dłu­żej uda­wać, że życie sław­nego aktora to ta szu­kana przez niego bohema, ucieka, zakłada zespół i jeź­dzi w trasy kon­cer­towe, żeby tylko nie musieć kon­fron­to­wać się z tą prawdą.

Jest jed­nym z pierw­szych, któ­rym udaje się połą­czyć rolę wiel­kiego cele­bryty z umy­sło­wo­ścią ukształ­to­waną przez punk, dzięki czemu sta­nie się jed­nym z naj­bar­dziej wyra­zi­stych akto­rów wcze­snych lat dzie­więć­dzie­sią­tych – ery, która zro­biła gwiazdy z wielu osób wiją­cych się jak pisko­rze w świe­tle jupi­te­rów. Jed­nakże wcze­śniej, w latach osiem­dzie­sią­tych, Keanu bywa regu­lar­nie obsa­dzany jako typowy nasto­la­tek, któ­rym nie jest, i dla­tego na ekra­nie mani­fe­stuje się tylko część jego oso­bo­wo­ści sce­nicz­nej. Prze­mysł fil­mowy jesz­cze nie roz­pra­co­wał, jak wyko­rzy­stać pun­kowy i nie­po­korny pier­wia­stek Keanu.

W Young Again w gło­sie Keanu pobrzmiewa kana­dyj­ski akcent, co sły­chać zwłasz­cza w wydłu­żo­nych gło­skach „l”: „Bez cie­bie nie będę szczę­śliwy, Lll­lauro!”.

W tej samej pro­duk­cji sie­dem­na­sto­letni prak­ty­kant z biura Roberta Uri­cha czy­ści mopem kort do racqu­et­balla pod­czas gry Uri­cha, a cała scena roz­grywa się w dzień jego czter­dzie­stych uro­dzin. Ta upo­ka­rza­jąca sytu­acja wpę­dza boha­tera w spi­ralę ckli­wych wspo­mi­nek o tym wszyst­kim, co zabrał mu wiek. Wie­czo­rem tego samego dnia, prze­cier­piaw­szy swoją imprezę uro­dzinową, Robert Urich spa­ce­ruje samot­nie po uli­cach mia­sta i wsiada do auto­busu w ślad za roze­śmia­nymi nasto­lat­kami. W auto­bu­sie spo­tyka star­szego pana w bia­łym gar­ni­tu­rze, który zdaje się wie­dzieć abso­lut­nie wszystko na jego temat, łącz­nie z fak­tem, że Urich roz­stał się ze swoją dziew­czyną z cza­sów lice­al­nych – Laurą – i nie może o niej zapo­mnieć.

„Chciał­bym znów mieć takie szanse – mówi Urich do star­szego pana i jed­no­cze­śnie patrzy na roze­śmiane dzie­ciaki. – Czy naprawdę żądam aż tak wiele?”. „Być może nie” – odpo­wiada sta­ru­szek, który jest – rzecz jasna – cza­ro­dzie­jem, ponie­waż gdy na koń­co­wym przy­stanku auto­bus pusto­szeje, Robert Urich znika, a na jego miej­scu, w iden­tycz­nym gar­ni­tu­rze i kra­wa­cie, poja­wia się Keanu Reeves.

Young Again zostaje wyemi­to­wany na kanale The Magi­cal World of Disney 11 maja 1986 roku, ze wstę­pem Micha­ela Eisnera, który w tam­tym cza­sie pełni funk­cję pre­zesa Walt Disney Com­pany. Ma zdarty głos, a pod­czas wystą­pie­nia towa­rzy­szą mu Kaczor Donald oraz Daisy w kaczych gar­ni­tu­rach i wyra­żają kwa­ka­niem swoją opi­nię na temat dzie­le­nia ekranu z sze­fem. Eisner nie wspo­mina ani o Keanu, ani o samym fil­mie – trzeba przy­znać: naj­wcze­śniej­szym i naj­nud­niej­szym przed­sta­wi­cielu fali kome­dii z lat osiem­dzie­sią­tych o zamia­nie ciał pomię­dzy osobą doro­słą a dziec­kiem. Oczy­wi­ście, sytu­acja zmie­nia się nieco, kiedy Tom Hanks dostaje Oscara za Dużego w reży­se­rii Penny Marh­sall – to film o dwu­na­sto­let­nim chłopcu, który zostaje wrzu­cony do świata doro­słych. W porów­na­niu z tą pro­duk­cją Young Again wydaje się dość cierpką wer­sją fan­tasy – czter­dzie­sto­letni biz­nes­men z czter­dzie­sto­letnim ego wyko­rzy­stuje swój wyra­cho­wany czter­dzie­sto­letni umysł, żeby prze­chy­trzyć, a nie­kiedy zwy­czaj­nie poko­nać nasto­lat­ków w wieku lice­al­nym. Keanu robi, co może, żeby przy­dać fabule zna­mion wia­ry­god­no­ści, prze­sy­ca­jąc graną postać mło­dego Uri­cha aro­gan­cją kogoś, kto już to wszystko prze­żył, jak gdyby chciał powie­dzieć: „Wie­cie, jak jest, ja już upra­wia­łem seks i pła­ci­łem podatki”.

Gdyby szu­kać w Young Again momentu, w któ­rym Keanu rze­czy­wi­ście spra­wia wra­że­nie roz­kwi­ta­ją­cej gwiazdy fil­mo­wej, z pew­no­ścią byłaby to scena po wyj­ściu z auto­busu, kiedy udaje się do domu Roberta Uri­cha, prze­ko­nuje odźwier­nego, by go wpu­ścił, i zaczyna tań­czyć w miesz­ka­niu przy akom­pa­nia­men­cie coveru Shout Isley Bro­thers. Scena ta nawią­zuje wyraź­nie do kul­to­wego już tańca Toma Cru­ise’a w bie­liź­nie w Ryzy­kow­nym inte­re­sie. Tyle że to film Disneya, więc taniec jest dosto­so­wany do wieku odbior­ców – Keanu nie tylko nie zdej­muje spodni, ale też dodat­kowo zakłada cza­sami płaszcz, a przy tym od czasu do czasu wychyla się z gar­de­roby, jakby chciał kogoś zasko­czyć, choć prze­cież jest sam w miesz­ka­niu. Śpiewa także do lustra, poka­zu­jąc na sie­bie i bez­gło­śnie powta­rza­jąc ostrze­że­nie z tek­stu pio­senki: „Don’t for­get to say you will” (dosł. nie zapo­mnij powie­dzieć „tak”). Oglą­da­jąc ten frag­ment, nie­malże sły­szymy reży­sera doma­ga­ją­cego się kolej­nych powtó­rek uję­cia i więk­szego entu­zja­zmu, co Keanu ocho­czo z sie­bie daje. To idio­tyczna i wtórna scena w idio­tycz­nym i wtór­nym fil­mie, jed­nak Keanu jest stu­pro­cen­towo wia­ry­godny jako ktoś, kto dzię­kuje światu za swoje ciało i jego moż­li­wo­ści, jako ktoś, kogo ogar­nia szczę­ście na widok wła­snego odbi­cia w lustrze, peł­nego życia i świa­tła.

4. Młody, okrutny Keanu Reeves morduje Charlesa Bronsona

4

Młody, okrutny Keanu Reeves mor­duje Char­lesa Bron­sona

W Akcie zemsty z 1986 roku Char­les Bron­son jest agi­ta­to­rem z kopalni węgla w Pen­syl­wa­nii. Spra­wił mnó­stwo kło­po­tów sze­fowi związku zawo­do­wego gór­ni­ków i dla­tego w syl­we­stra do Clark­sville przy­jeż­dża trzech męż­czyzn, by zabić go w jego wła­snym łóżku. Jed­nym z trójki jest Keanu Reeves.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Michael Rob­bins – ame­ry­kań­ski poeta, autor dwóch zbio­rów wier­szy. [wróć]

2. Black Lives Mat­ter – ang. „Czarne życie też się liczy”, ruch, któ­rego celem jest walka z prze­mocą wobec osób czar­no­skó­rych [wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki]. [wróć]

3. Kalief Brow­der – młody czar­no­skóry Ame­ry­ka­nin, który po trzech latach bez­praw­nego prze­trzy­my­wa­nia w aresz­cie po rze­ko­mej kra­dzieży ple­caka tar­gnął się na swoje życie w 2015 r. [wróć]

4. Sam Kini­son – ame­ry­kań­ski komik, który w cza­sie swo­ich wystę­pów zaczy­nał nagle gło­śno krzy­czeć. [wróć]

5.Wall (ang.) – ściana. [wróć]

6. Lower East Side – dziel­nica Man­hat­tanu w Nowym Jorku. [wróć]

7. Tho­mas Kin­kade – ame­ry­kań­ski malarz świa­tła z prze­łomu XX i XXI w. [wróć]

8. Brą­zowa Gwiazda – odzna­cze­nie Sił Zbroj­nych Sta­nów Zjed­no­czo­nych przy­zna­wane za odwagę w obli­czu nie­przy­ja­ciela, boha­ter­stwo lub przy­kładną służbę. [wróć]

9. Neil Young – kana­dyj­sko-ame­ry­kań­ski gita­rzy­sta, woka­li­sta i kom­po­zy­tor roc­kowy; Rick James – ame­ry­kań­ski muzyk funky, kom­po­zy­tor i autor tek­stów; Joni Mit­chell – kana­dyj­ska woka­listka, lau­re­atka dzie­wię­ciu nagród Grammy; Buffy Sainte-Marie – pio­sen­karka, kom­po­zy­torka, aktorka i dzia­łaczka spo­łeczna wywo­dząca się spo­śród rdzen­nych miesz­kań­ców Kanady; Gor­don Light­foot – kana­dyj­ski gita­rzy­sta i pio­sen­karz fol­kowy. [wróć]

10. West Vil­lage – dziel­nica nowo­jor­ska, część Man­hat­tanu, pełna buti­ków zna­nych pro­jek­tan­tów, ele­ganc­kich restau­ra­cji i sty­lo­wych kamie­nic; East Vil­lage – dziel­nica nowo­jor­ska, część Man­hat­tanu, sły­nąca z kon­cer­tów, lokali muzycz­nych, mod­nych restau­ra­cji i – w ogóle – życia noc­nego. [wróć]

11. Gita­nes – fran­cu­ska marka papie­ro­sów. [wróć]

12. Red­dit AMA – ser­wis Red­dit, w któ­rym użyt­kow­nicy zadają pyta­nia cele­bry­tom. [wróć]