11,99 zł
Klinika pod Boliłapką to maleńki szpital dla chorych zwierzaków. Pracują w nim sympatyczna doktor Magda i wesoły doktor Paweł. Codziennie ratują zdrowie swoich podopiecznych. Pomagają im dzieci doktor Magdy: Dominika i Kajtek. Zaprzyjaźnij się z nimi i zaglądaj do kliniki, by śledzić losy niezwykłych pacjentów.
Karolina i Bartek ubłagali rodziców, by zabrać ze schroniska małą, czarną kotkę. Kropeczka jest chora, ale na szczęście trafia do Kliniki pod Boliłapką… Dzieci podziwiają pracę weterynarzy i trochę zazdroszczą Dominice i Kajtkowi, że mogą na co dzień pomagać tylu zwierzętom. Czy jednak bliźniaki są tego samego zdania?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 38
– Zostaw moje książki!
– Zejdź z mojego łóżka!
– Mamo, on znowu pomazał mój zeszyt!
– Tato, ona mi przewróciła wieżę z klocków!
Karolinka i Bartek kłócili się od rana do wieczora. Chyba jak każde rodzeństwo, które musi mieszkać w tym samym pokoju i odrabiać lekcje przy wspólnym biurku.
Karolina była starsza i uważała, że z tego powodu ma prawo o wszystkim decydować. Bartek z kolei sądził, że rodzina musi się nim nieustannie opiekować, że należy mu się więcej uwagi i nie powinien mieć żadnych obowiązków, bo jest jeszcze „taki malutki”.
„Malutki” Bartuś chodził już do szkoły, czytał, pisał, dodawał i odejmował... Ale upierał się, by traktować go jak maluszka.
– To nie fair! – Karolina przewracała oczami. – Niby dlaczego on nie może zetrzeć kurzu albo schować do szuflady sztućców, które ja wyjęłam ze zmywarki?
– Bartusiu, przełóż sztućce – prosiła mama, ale bez zbytniego przekonania. Bo chłopiec zaraz zaczynał płakać albo obrażał się na cały dzień.
– Nawet gdy będzie miał dwadzieścia lat, wąsy i brodę, to nadal będzie dzidziusiem. – Tata załamywał ręce. – Trzeba coś z tym zrobić.
Nikt jednak nie miał pomysłu, jak zmienić tę sytuację. I kto wie, jak by się to skończyło, gdyby nie urodziny Kuby, kolegi z klasy Bartka. Chłopiec wrócił z nich zachwycony, z wypiekami na twarzy i przez cały wieczór opowiadał o jakimś piracie.
– Ten pirat był taki śmieszny, nawet sobie nie wyobrażacie! – mówił do taty i siostry, którzy odebrali go z przyjęcia o siódmej wieczorem.
– Wiesz, mamo, nawet nie spróbowałem tortu, bo cały czas bawiłem się z piratem – tłumaczył mamie, zdziwionej trochę tym, że syn wraca z urodzin strasznie głodny i plądruje lodówkę. Tym razem nawet nie domagał się, żeby ktoś zrobił mu kanapkę, tylko zabrał się za to sam. Mało tego! Zaproponował:
– Ktoś jeszcze jest głodny? Mogę przygotować więcej kanapek.
To zadziwiło całą rodzinę.
Następnego dnia, gdy tylko otworzył oczy, znowu zaczął trajkotać o piracie.
– To był bal przebierańców? – zapytała Karolina, pakując tornister. – Nie mówiłeś, że potrzebujesz stroju. Wszyscy się przebrali, a ty jeden nie?
Bartek patrzył na nią zaskoczony.
– Jaki bal przebierańców? – Popukał się palcem w czoło. – O czym ty mówisz?
– No, skoro był tam ktoś w stroju pirata... – Dziewczynka głośno westchnęła. Nie mogła się dogadać z młodszym bratem. Po co w ogóle zaczynała tę rozmowę?
– Nie, nikt nie miał stroju pirata. – Bartek zaczął się śmiać. – Tam po prostu był Pirat. Kot. A właściwie kociak, taki malutki. – Pokazał rękoma kulkę wielkości bułki. – Może trochę większy. Ale tylko troszkę. Nie wyobrażasz sobie nawet, jaki słodki.
Karolina nareszcie zainteresowała się opowieścią brata. Uwielbiała koty. Od dawna marzyła o własnym. Rodzice obiecali, że zgodzą się na kotka, gdy Bartek zmieni się z malucha w dużego chłopca i weźmie na siebie część odpowiedzialności za zwierzaka. Zdaniem Karoliny, oznaczało to, że dostanie własnego pupila za jakieś trzydzieści lat!
[...]