11,99 zł
Tom 6
Klinika pod Boliłapką to maleńki szpital dla chorych zwierzaków. Pracują w nim sympatyczna doktor Magda i wesoły doktor Paweł. Codziennie ratują zdrowie swoich podopiecznych. Pomagają im dzieci doktor Magdy: Dominika i Kajtek. Zaprzyjaźnij się z nimi i zaglądaj do kliniki, by śledzić losy niezwykłych pacjentów.
Wesoła i ciekawska fretka Fryga zmieniła życie bliźniaczek Marcelinki i Paulinki, bo kiedy ukochane zwierzątko choruje, nawet rodzice zdają sobie sprawę, że są ważniejsze sprawy niż praca od rana do wieczora. Dzięki Frydze zrozumie to także doktor Magda z Kliniki pod Boliłapką i pierwszy raz od bardzo dawna weźmie kilka dni wolnego…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 41
Paulinka i Marcelinka były do siebie podobne jak dwie krople wody. Bez problemu rozpoznawała je tylko mama. Nawet tacie zdarzało się je mylić, a koleżanki i panie w szkole często prosiły, żeby dziewczynki ubierały się inaczej. Albo inaczej czesały. Ale one nie miały na to ochoty. Zawsze podobało im się to samo. I jeśli jedna wkładała zieloną spódniczkę w kwiatki, druga też koniecznie chciała mieć identyczną.
W końcu dały się przekonać do noszenia innych kapci i kokardek. Paulinka miała w szkole różowe kapcie, różowe kokardki, gumki i spineczki. A Marcelinka niebieskie.
– Też wolałabym różowe – mruczała co prawda, ale z drugiej strony wcale nie lubiła, kiedy ludzie mylili ich imiona. Zwłaszcza tata, babcia i koleżanki z klasy. Więc godziła się na niebieskie. No trudno.
Siostrzyczki przepadały za tymi samymi bajkami. Miały identyczne lalki z rudymi warkoczykami.
Ukochanym daniem obydwu były ruskie pierogi, a ich ulubione lody miały smak serka waniliowego z rodzynkami. I obie zbierały drobniaki w skarbonkach, żeby chodzić z mamą na te lody do cukierni na rogu, w drodze ze szkoły. W sprawie zwierzaka Paulinka i Marcelinka też były zgodne – chciały mieć psa: małego, słodkiego yorka.
Ale tu zgodni byli także rodzice: nie pozwalali i już.
– Nie możemy mieć psa – tłumaczyli cierpliwie. – Całymi dniami nie ma nas w domu. My pracujemy do późna, wy jesteście w szkole, w świetlicy, potem na angielskim i na lekcjach plastyki. Kto wyprowadzałby tego psa w południe na spacer?
– Możemy wynająć psią niańkę! – Obie dziewczynki, oczywiście, wpadły na ten pomysł równocześnie.
A rodzice równocześnie pokręcili głowami i oświadczyli, że nie są milionerami i za opiekunkę dla psa płacić nie będą. A poza tym nie po to ma się zwierzę, żeby zajmował się nim ktoś specjalnie do tego zatrudniony.
– Może więc kot? – podpowiadała mama.
Ale bliźniaczki nie chciały nawet słyszeć o kocie. Ich ukochana ciocia Alicja miała kota. Gdy tylko przychodziły do niej do domu, uciekał w najdalszy kąt i nie wychodził do końca wizyty. Nie pozwalał się głaskać. Prychał wyniośle. Nawet ciocia mówiła, że nigdy się do niej nie łasi i chodzi własnymi drogami. Najchętniej siedział na parapecie i patrzył w dal. Nie był ani trochę przyjazny i wesoły. A one chciały mieć zwierzątko, które będzie cieszyło się na ich widok.
Pewnego dnia zobaczyły w parku bardzo dziwnego zwierzaka z długim ogonem. Pani w czerwonym płaszczu prowadziła go na smyczy. Zachowywał się jak pies, ale psem na pewno nie był. Chyba nie...
– To fretka – wyjaśniła miła pani, kiedy zauważyła, że bliźniaczki patrzą jak zahipnotyzowane na długie, zwinne stworzenie. – Można ją wyprowadzać na spacery, ale nie trzeba, jeśli ktoś nie ma ochoty albo czasu.
Dziewczynki porozumiały się wzrokiem. To było zwierzę w sam raz dla nich!
Pani schyliła się, podniosła fretkę i przytuliła do siebie.
– Możecie ją pogłaskać – zaproponowała bliźniaczkom.
A one wpatrywały się w ten puchaty ogonek i czarne oczka, rozkosznie przymykające się w czasie głaskania. I już przestały marzyć o yorku. Chciały fretkę. Tylko fretkę!
[...]