11,99 zł
Tom 8
Klinika pod Boliłapką to maleńki szpital dla chorych zwierzaków. Pracują w nim sympatyczna doktor Magda i wesoły doktor Paweł. Codziennie ratują zdrowie swoich podopiecznych. Pomagają im dzieci doktor Magdy: Dominika i Kajtek. Zaprzyjaźnij się z nimi i zaglądaj do kliniki, by śledzić losy niezwykłych pacjentów.
Marzenie Mateusza nieoczekiwanie spełnia się – w domu pojawia się papużka Toffi. Mały pasjonat ptaków chce ją jak najszybciej oswoić, wypuszczając z klatki, co, niestety, kończy się wizytą u weterynarza. Czy lekarzom z Kliniki pod Boliłapką uda się pomóc skrzydlatemu pupilowi? I czy to zdarzenie zmieni postawę taty chłopca, który do tej pory traktował oschle nowego domownika?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 41
Mateusz nigdy nie zapomniał pierwszej wizyty z tatą w zoo. Miał wtedy cztery lata. Może cztery i pół. Mama mówiła, że na pewno tego nie pamięta, bo był za mały. Ale on pamięta prawie wszystko. To, jak obejrzał tygrysy i lwy, gapił się chwilę na słonia, liczył plamki na żyrafach i paski na zebrach. Jak stał przed wybiegiem małp, śmiejąc się z ich dzikich figli.
– Tatusiu, kup mi małpkę – poprosił.
Tata opowiedział mu, co zrobiłaby małpka z ich domem. Z kolekcją ludzików z kasztanów, które Mateusz stworzył z babcią i dziadkiem. Z talerzami w kuchni. Z telewizorem. Z lampami. I z samochodzikami stojącymi na półce.
– Wszystko byłoby zniszczone – tłumaczył tata.
Mateusz pokiwał głową. Faktycznie, małpki są zabawne, ale do trzymania w domu raczej się nie nadają.
Poszli więc dalej. Do hipopotamów, które wyglądały jak leniwe, wielkie poduchy, a okazały się jednymi z najniebezpieczniejszych afrykańskich zwierząt. Do wielbłądów, które dzięki swoim garbom mogą przetrwać kilka tygodni bez wody. Do krokodyli, zastygłych w bezruchu.
I do włochatych pająków, większych niż dłoń Mateuszka, przynajmniej wtedy, gdy miał cztery lata. A potem weszli do pawilonu z ptakami. Były piękne, duże i kolorowe. Mateusz stał z boku i słuchał, jak jakaś pani, pewnie pracująca w zoo, opowiadała grupce dzieci, które oprowadzała po ptaszarni:
– Papugi to tak naprawdę małpy ptasiego świata. Małpy ze skrzydłami... Zwariowane, ciekawskie, żywe. Szaleją po całym domu, siedzą właścicielowi na ramieniu, lubią, kiedy się je głaszcze.
To był ten moment. Moment, gdy Mateusz zapragnął z całego serca mieć kiedyś własną papugę.
Mijały lata. Chłopiec jeszcze wiele razy był w ogrodzie zoologicznym. Z rodzicami, z babcią i dziadkiem, z ciocią Joasią, a potem ze swoją klasą. I zawsze najbardziej ciągnęło go do ptaszarni, do kolorowych papug. Poprosił dziadka, żeby kupił mu książkę o pielęgnacji tych ptaków. Znał ją już prawie na pamięć.
W czasie niedzielnych spacerów uwielbiał przystawać przed sklepem zoologicznym i patrzeć przez okno na papugi.
Rodzice jednak nie zgadzali się na to, by w ich domu zamieszkał ptak.
– Papugi krzyczą i śmierdzą – mówiła mama. – I nie można się z nimi zaprzyjaźnić. To nie pies czy kot, który przyjdzie i da się pogłaskać.
– Ale przecież też można je głaskać – odpowiadał Mateusz. Chociaż tak naprawdę wcale nie był tego pewny. Nigdy nie widział takiej, która łasiłaby się do właściciela. Tamta pani w ogrodzie zoologicznym, dawno temu, mówiła jednak o tym z takim przekonaniem...
Mateusz marzył o wielkiej, kolorowej arze. Albo amazonce. Albo pięknej, białej kakadu z żółtym czubem, który rozkłada, gdy coś ją ciekawi, cieszy albo niepokoi.
– Czy ty wiesz, synku, ile kosztuje taka papuga? – Tata popukał się w głowę. – Za takie pieniądze moglibyśmy wyjechać na tydzień nad morze. Albo kupić fantastyczne rowery dla całej naszej rodziny.
Mateusz nie wspominał już więcej o papudze. Postanowił, że gdy dorośnie, sam ją sobie kupi. Za swoje pierwsze pieniądze. Jego mama często opowiadała, że kiedy zarobiła pierwsze pieniądze, wydała je na perfumy i kubek do herbaty. On zamierzał sprawić sobie papugę.
[...]