Kobieta bez winy i wstydu - Wojciech Eichelberger - ebook + książka

Kobieta bez winy i wstydu ebook

Wojciech Eichelberger

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Napisałem tę książkę z miłości i wdzięczności dla kobiet. W nadziei, że lepiej zrozumieją swoje położenie i jego uwarunkowania. Napisałem ją też dla mężczyzn i dla siebie, abyśmy rozpoznali naszą dziejową ignorancję i pychę, i zechcieli się od nich uwalniać. Najzwięźlej jak mogłem przedstawiam moje rozumienie cywilizacyjnej i psychologicznej sytuacji kobiety oraz mój protest przeciwko kulturowym, religijnym, cywilizacyjnym i obyczajowym represjom, jakim poddawane są kobiety od początku ery patriarchatu.

(Nominacja do Nagrody Literackiej Nike)

Daj sobie spokój to przesłanie wszystkich moich książek. Ale droga do wewnętrznego spokoju prowadzi przez samopoznanie i samozrozumienie. Nie licz na to, że inni dadzą ci spokój – tylko ty sam możesz go sobie dać.

Wojciech Eichelberger

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 88

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



O autorze

Woj­ciech Eichel­ber­ger

Tre­ner, coach, psy­cho­te­ra­peuta. Twórca idei i pro­gramu Insty­tutu Psy­cho­im­mu­no­lo­gii – IPSI, któ­rego misją jest huma­ni­zo­wa­nie biz­nesu. Współ­twórca plat­formy Posi­tive Life orga­ni­zu­ją­cej psy­cho­lo­giczne szko­le­nia i kursy on-line. Jedna z wybit­nych postaci pol­skiej psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii. Autor wielu best­se­le­ro­wych ksią­żek z pogra­ni­cza psy­cho­lo­gii, antro­po­lo­gii i ducho­wo­ści. Od wielu lat obecny w radiu, tele­wi­zji, w reno­mo­wa­nych cza­so­pi­smach i dzien­ni­kach. W pracy z ludźmi odwo­łuje się do podej­ścia inte­gral­nego, które prócz psy­chiki bie­rze pod uwagę ciało, ener­gię i ducho­wość. Odzna­czony Krzy­żem Kawa­ler­skim Polo­nia Resti­tuta za dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyjną w okre­sie stanu wojen­nego.

www.woj­cie­che­ichel­ber­ger.pl

Dedykacja

Świę­tej Ladacz­nicy

Autor

Od autora

W związku ze wzno­wie­niem tej książki wyda­nej po raz pierw­szy w 1997 roku posta­no­wi­łem pozo­sta­wić do niej wstęp ówcze­śnie napi­sany, pod­kre­śla­jąc w ten spo­sób to, że książka przez te lata nie stra­ciła na aktu­al­no­ści. Życzę przy­jem­nej i poży­tecz­nej lek­tury wszyst­kim nowym Czy­tel­nicz­kom i Czy­tel­ni­kom.

Książka ta powstała dzięki inspi­ra­cji i pracy nie­zli­czo­nych istot. Tak nie­wiele z nich mogę tutaj przy­wo­łać z imie­nia.

W pierw­szej kolej­no­ści dzięki Tan­nie Jaku­bo­wicz, która zapro­po­no­wała mi cykl wykła­dów w EKO-OKO. Dzięki Marii Malew­skiej, z którą wcze­śniej dys­ku­to­wa­li­śmy zarys tele­wi­zyj­nego pro­gramu o kobie­tach.

Dzięki Doro­cie Powałce i Basi Zie­leń­skiej, które ogrom­nym nakła­dem pracy przy­go­to­wały surowy tekst spi­sany z taśmy i dopin­go­wały do dal­szej pracy.

Dzięki Ani Miesz­cza­nek, która kry­tycz­nie przej­rzała i zre­da­go­wała całość i zanie­po­ko­iła się tym, że książka „za bar­dzo pałęta się wokół abso­lutu”.

Wresz­cie dzięki wszyst­kim kobie­tom napo­tka­nym w moim życiu pry­wat­nym i zawo­do­wym, które pozwo­liły mi poznać swoje losy, swoje aspi­ra­cje i wspa­niałe moż­li­wo­ści. Szcze­gól­nie wiele zawdzię­czam w tej spra­wie mojej matce Ire­nie i mojej byłej żonie Joan­nie.

Dzię­kuję wszyst­kim.

Woj­ciech Eichel­ber­ger

1. Kusicielka. Co się zdarzyło pod rajskim drzewem

Woj­ciech Eichel­ber­ger:

w Nie wiem, co się zda­rzyło pod raj­skim drze­wem. Jeśli myśli­cie, że wam powiem, jak to było naprawdę, zapew­niam, że tak nie będzie. Ponie­waż jed­nak czuję się upo­ko­rzony wie­lo­let­nim obco­wa­niem z powszechną, pry­mi­tywną inter­pre­ta­cją raj­skiego mitu, chciał­bym podzie­lić się z wami moimi wąt­pli­wo­ściami, a także zapro­sić was do próby rein­ter­pre­ta­cji prze­kazu o raj­skim drze­wie.

Naj­pierw jed­nak muszę powie­dzieć parę zdań o moim reli­gijno-świa­to­po­glą­do­wym rodo­wo­dzie, bo to może być ważne pod­czas roz­mowy na tematy tak zasad­ni­cze. Jestem psy­cho­lo­giem i psy­cho­te­ra­peutą. Korze­nie mojego świa­to­po­glądu – ujmu­jąc rzecz chro­no­lo­gicz­nie – tkwią w kato­li­cy­zmie, zaś jego pień i korona wyewo­lu­owały w kie­runku bud­dy­zmu. Dzięki temu zyska­łem, jak sądzę, poży­teczny dystans wobec tra­dy­cji i mito­lo­gii chrze­ści­jań­skiej. Z dru­giej strony moje póź­niej­sze bud­dyj­skie doświad­cze­nie domaga się głęb­szego zro­zu­mie­nia nie­świa­do­mie i bez­kry­tycz­nie pochła­nia­nych – wraz z mle­kiem matki – kato­lic­kich tre­ści i obra­zów.

Jakiś czas temu, razem z Marią Malew­ską, upo­jeni suk­ce­sem cyklu Być tutaj, zło­ży­li­śmy tele­wi­zji pro­po­zy­cję pro­gramu o kobie­tach. Roz­mowy z tele­wi­zją prze­dłu­żały się, a we mnie temat się goto­wał, posta­no­wi­łem więc podzie­lić się moimi prze­my­śle­niami w cyklu spo­tkań-wykła­dów, a przy oka­zji pod­dać je publicz­nemu osą­dowi. Cie­szę się, że na sali są nie tylko kobiety, ale i paru męż­czyzn. Myślę, że to dobry znak.

Jako motto naszych spo­tkań wybra­łem cytat z książki Fri­tjofa Capry Punkt zwrotny:

Przez ostat­nie 3000 lat cywi­li­za­cja zachod­nia i poprze­dza­jące ją cywi­li­za­cje, jak rów­nież więk­szość innych kul­tur, opie­rały się na sys­te­mach filo­zo­ficz­nych, spo­łecz­nych i poli­tycz­nych, w któ­rych męż­czyźni, za sprawą swej siły, bez­po­śred­niego naci­sku lub rytu­ału, a także tra­dy­cji, prawa, języka, oby­czaju i cere­mo­niału, wycho­wa­nia i podziału pracy decy­dują o tym, jaką rolę mają kobiety odgry­wać, a jakiej nie, przy czym płeć żeń­ska jest wszę­dzie kla­sy­fi­ko­wana niżej niż męska.

Chcę się zająć tym frag­men­tem owego sys­temu domi­na­cji i repre­sji, który wiąże się z two­rze­niem i pod­trzy­my­wa­niem ste­reo­typu kobiety, pozo­sta­ją­cego w dra­ma­tycz­nej czę­sto sprzecz­no­ści z jej arche­ty­pem.

Naj­waż­niej­szym powo­dem, dla któ­rego zają­łem się tym trud­nym tema­tem, jest potrzeba spła­ce­nia przy­naj­mniej czę­ści mojego wła­snego, jak i w ogóle męskiego, kar­micz­nego długu wobec kobiet, a także chęć przyj­ścia im z pomocą. W swo­jej pracy prze­ko­nuję się wciąż na nowo, że cier­pie­nie w życiu więk­szo­ści kobiet bie­rze swój począ­tek z bez­kry­tycz­nego przyj­mo­wa­nia i uzna­wa­nia za prawdę mitów i ste­reo­ty­pów, któ­rymi prze­sy­cona jest nasza kul­tura i reli­gij­ność, nasze kon­cep­cje peda­go­giczne i oby­cza­jo­wość.

Będę się­gał do jun­gow­skiej tra­dy­cji rozu­mie­nia mitów i sym­boli, zain­spi­ro­wany w szcze­gól­no­ści lek­tu­rami ksią­żek Jose­pha Camp­bella Potęga mitu, a także Boha­ter o tysiącu twa­rzy. Prawdę mówiąc, to wła­śnie odwaga, inte­li­gen­cja i wspa­niała intu­icja Camp­bella spra­wiły, że decy­duję się na to kar­ko­łomne przed­się­wzię­cie.

W dzi­siej­szej roz­mo­wie chcę zakwe­stio­no­wać jed­no­znacz­nie nega­tywną inter­pre­ta­cję roli Ewy w tym, co się wyda­rzyło w Raju i dopro­wa­dzić do – choćby czę­ścio­wej – jej reha­bi­li­ta­cji. Widać gołym okiem, na jak ryzy­kowną wyprawę się tutaj wybie­ramy.

W micie o Ada­mie i Ewie mówi się, że Bóg stwo­rzył czło­wieka na wzór i podo­bień­stwo swoje. Czło­wie­kiem tym był Adam, któ­rego szybko i jed­no­znacz­nie uznano za starca, co dopro­wa­dziło do nie­unik­nio­nej kon­klu­zji, że Bóg też jest męż­czy­zną. Jeste­śmy więc skłonni wyobra­żać sobie Boga jako sędzi­wego męż­czy­znę z siwą brodą, który miał nie­zro­zu­miały kaprys stwo­rze­nia kogoś na wła­sny wzór i podo­bień­stwo, a więc „wypo­sa­że­nia” go (oprócz innych atry­bu­tów) w tę samą płeć.

Taka inter­pre­ta­cja musi budzić wąt­pli­wo­ści. Przy­pi­sy­wa­nie Bogu jakiej­kol­wiek płci jest – zde­ma­sko­waną zarówno przez histo­ry­ków, jak i misty­ków – socjo­tech­niczną mani­pu­la­cją, mającą na celu zapew­nie­nie domi­nu­ją­cej pozy­cji jed­nej z połó­wek ludz­ko­ści. Ta mani­pu­la­cja doko­nała się zresztą w erze głę­boko przed­chry­stu­so­wej. Mniej wię­cej 3000 lat póź­niej powstało w Ame­ryce liczące się femi­ni­styczne ugru­po­wa­nie, które upar­cie wyraża się o Bogu per „ona” i stara się prze­ko­nać wszyst­kich, że Bóg jest kobietą.

Myślę, że jedno i dru­gie urąga Bogu jako takiemu – nie uwzględ­nia Jego pełni i dosko­na­ło­ści. Przy­pi­su­jąc Bogu płeć, redu­ku­jemy Go bez­kry­tycz­nie do cze­goś poło­wicz­nego. Dla­czego tak trudno nam uznać, że Bóg nie ma żad­nej płci – że jest tym, co prze­kra­cza to tak pro­za­iczne roz­róż­nie­nie, bowiem prze­kra­cza wszel­kie podziały i wszelki dualizm. Na tym wła­śnie prze­cież zasa­dza się Jego boskość.

Jeśli przyj­miemy powyż­szą tezę, którą zresztą mistycy i mistyczki róż­nych reli­gii potwier­dzają swoim żywym doświad­cze­niem, wypada zadać sobie pyta­nie: jakiej płci był Adam? Czy miał jaką­kol­wiek płeć? Kto to w ogóle był Adam? Czy na pewno miał postać ludzką, tak jak to sobie wyobra­żamy? A może Adam był na przy­kład – jak suge­ruje słynny uczony i myśli­ciel Kon­rad Lorenz – oboj­na­czą komórką, która jest nie­śmier­telna w tym sen­sie, że roz­mnaża się przez podział, pro­du­ku­jąc w nie­skoń­czo­ność kolejne, iden­tyczne egzem­pla­rze. Pomi­ja­jąc sens mistyczny – w który nie chcę się tutaj zagłę­biać – pry­mi­tywna i nie­wy­spe­cja­li­zo­wana komórka oboj­na­cza jest nie­śmier­telna.

Jak pamię­tamy, pierw­sze dwie posta­cie stwo­rzone przez Boga były nie­śmier­telne. Mistycy twier­dzą, że w swej isto­cie – wol­nej od ego­cen­trycz­nego złu­dze­nia odręb­no­ści – nie­śmier­telni jeste­śmy wszy­scy. Jest więc bar­dzo praw­do­po­dobne, że to, co Adam i Ewa utra­cili w wyniku zje­dze­nia raj­skiego jabłka, nie było nie­śmier­tel­no­ścią ciała, lecz świa­do­mo­ścią nie­śmier­tel­no­ści w jej rozu­mie­niu ducho­wym. Jeśli jed­nak upie­ramy się przy nie­śmier­tel­no­ści, jako atry­bu­cie okre­ślo­nego bytu mate­rial­nego, to jedy­nym orga­ni­zmem, który go posiada, jest oboj­na­cza komórka. Roz­mnaża się ona przez podział i jest wciąż ta sama. Można powie­dzieć, że jest ona cią­gło­ścią okre­ślo­nego bytu mate­rial­nego na prze­strzeni dowol­nego czasu.

Ale wróćmy do tego, co działo się w Raju. O dziwo, Adam tro­chę się nudził i cier­piał z powodu samot­no­ści. Wtedy Bóg, kie­ro­wany zapewne współ­czu­ciem, posta­no­wił stwo­rzyć Ewę. Dla­czego Ada­mowi, temu dosko­na­łemu dziełu, stwo­rzo­nemu na wzór i podo­bień­stwo swoje, Bóg zde­cy­do­wał się przy­dać kogoś – że tak powiem – z innej bajki? Co się wła­ści­wie wyda­rzyło? Czy Bóg miał w tym jakiś zamysł, czy może uznał swoje dzieło za nie­pełne i posta­no­wił dodać do niego konieczne uzu­peł­nie­nie? Skąd się wzięła potrzeba zaist­nie­nia dru­giej płci? To są istotne pyta­nia.

Zwróćmy uwagę, że – zgod­nie z tre­ścią mitycz­nego prze­kazu – druga płeć powstała z żebra pierw­szego osob­nika. Przy­po­mina to pro­ce­dury nazy­wane we współ­cze­snej bio­lo­gii klo­no­wa­niem. W odpo­wied­nich warun­kach z frak­cji komó­rek na przy­kład mar­chewki-dawcy, powstaje cała mar­chewka, dokład­nie taka sama jak dawca. Skoro jed­nak z żebra Adama powstała Ewa, to nie mie­li­śmy tu do czy­nie­nia z pro­ce­durą klo­no­wa­nia, ponie­waż gdyby było to klo­no­wa­nie, powstałby osob­nik tej samej płci.

Wyni­ka­łoby z tego, że z jakichś istot­nych i głę­bo­kich powo­dów, osoba odmien­nej płci stała się konieczna. I tu znowu, za Loren­zem, odwo­łać się możemy do inter­pre­ta­cji komór­ko­wej. Otóż w pro­ce­sie ewo­lu­cji komórki oboj­na­cze spe­cja­li­zują się i muszą podej­mo­wać bar­dzo spe­cy­ficzne funk­cje, two­rząc bar­dziej zło­żone orga­ni­zmy. Jedną z kon­se­kwen­cji tego pro­cesu jest pola­ry­za­cja płciowa. Muszą powstać dwa różne orga­ni­zmy: jeden płci męskiej, drugi – żeń­skiej. Potem powsta­nie każ­dego nowego orga­ni­zmu może się odbyć tylko poprzez połą­cze­nie odpo­wied­nich frag­men­tów orga­ni­zmów rodzi­ców. Jak wiemy, wszyst­kie istoty bar­dziej zło­żone muszą roz­mna­żać się w ten spo­sób.

Lorenz zauważa, że histo­ria ewo­lu­cji komó­rek dosko­nale pasuje do mitycz­nego prze­kazu. Utrata fizycz­nej nie­śmier­tel­no­ści to cena, jaką życie zapła­ciło za seks. Jest oczy­wi­ste, że gdy mię­dzy komór­kami docho­dzi do „seksu”, ich potom­stwo nie jest iden­tyczne z żad­nym z rodzi­ców. Staje się wypad­kową dwóch pier­wot­nych komó­rek. Koniec nie­śmier­tel­no­ści.

Poja­wia się też wiele korzy­ści – spe­cja­li­za­cja, wyż­szy poziom roz­woju, a także odsu­nię­cie zagro­że­nia dege­ne­ra­cji i pod­trzy­ma­nie szansy dal­szej ewo­lu­cji. Wszystko to nie mogłoby mieć miej­sca, gdyby w nie­skoń­czo­ność repro­du­ko­wany był ten sam geno­typ.

W pro­gra­mie o sek­sie z tele­wi­zyj­nego cyklu Być tutaj zasta­na­wia­li­śmy się, w jaki spo­sób powstali kobieta i męż­czy­zna i skąd ta ogromna siła przy­cią­ga­nia, którą odczu­wamy jako nie­skoń­czone pra­gnie­nie powrotu do pier­wot­nej jed­no­ści. Zapro­po­no­wa­li­śmy nastę­pu­jącą sytu­ację: arkusz bri­stolu podziur­ko­wany był tak, że linia podziału prze­bie­gała jak w puz­zlach.

Ja uchwy­ci­łem jedną połowę, a moja part­nerka drugą. Szarp­nę­li­śmy i ja zosta­łem z wypustką, a ona z zagłę­bie­niem. Reali­za­tor uznał tę scenę za nie­smaczną i nie­mo­ralną. Na szczę­ście, po dłuż­szej dys­ku­sji, dopusz­czono ją do mon­tażu. Potem chcie­li­śmy spa­ra­fra­zo­wać krótko to, co się wyda­rzyło w Raju: ja mia­łem moją część z wypustką przy­mie­rzyć i na ten widok okrop­nie się zawsty­dzić. Moja part­nerka miała zro­bić to samo ze swoim zagłę­bie­niem. Na to reali­za­tor już nie wyra­ził zgody. Nie­winny „seks” komór­kowy oka­zał się por­no­gra­fią.

Ale wróćmy do początku. Z jakichś powo­dów – Bogu tylko zna­nych – pierw­sza istota mia­łaby zostać podzie­lona na dwie czę­ści: jedną z wypustką i drugą z zagłę­bie­niem. Wypustka i zagłę­bie­nie są przy tym podziale konieczne. Służą do wymiany wyspe­cja­li­zo­wa­nych komó­rek roz­rod­czych. Gdyby ewo­lu­cyjny arkusz prze­rwał się po linii pro­stej, dopro­wa­dzi­łoby to tylko do pro­stego podziału komórki. Nie uru­cho­miłby się cały pro­ces prze­miany i boskie dzieło stwo­rze­nia czło­wieka być może nie mogłoby zostać dokoń­czone. Dla­czego więc Ewa mia­łaby powstać z żebra Adama? Camp­bell twier­dzi, że ten frag­ment mitu wska­zuje na to, iż na początku Ewa była czę­ścią Adama, jego aspek­tem. To zga­dza­łoby się z naszą tezą, że pier­wot­nie Adam był istotą bez płci lub też dwu­pł­ciową i w któ­rymś momen­cie nastą­piło wyod­ręb­nie­nie z oboj­na­czego Adama aspektu zwa­nego Ewą, czyli kobiety.

Przy­pusz­cze­nie, że Ewa może być wyod­ręb­nio­nym aspek­tem Adama, sta­wia ją w zupeł­nie innym świe­tle. Oka­zuje się bowiem, że nie jest ona jakimś roz­ryw­ko­wym, czy pomoc­ni­czym dodat­kiem do męż­czy­zny, jak suge­ruje kate­che­tyczny prze­kaz, tylko rów­no­praw­nym aspek­tem jed­no­li­tego i dosko­na­łego boskiego dzieła, które następ­nie z woli Stwórcy zostało podzie­lone na dwie czę­ści. Nawia­sem mówiąc, nie sły­sza­łem, żeby ktoś trzy­ma­jący się twardo litery tego mitu zapy­tał, dla­czego Stwórca nie stwo­rzył Ada­mowi do towa­rzy­stwa dru­giego Adama, tylko istotę wypo­sa­żoną w macicę, jaj­niki, pochwę i piersi, gotową do seksu i rodze­nia dzieci. Widać wyraź­nie, że fun­da­men­ta­li­ści uwi­kłali kobietę w sytu­ację bez wyj­ścia, w któ­rej oskarża się ją i karze za to, do czego została przez Boga stwo­rzona.

Nic dziw­nego, że tak wiele kobiet żyje w świa­do­mym – a czę­ściej nieświa­do­mym – prze­świad­cze­niu, że nie ma dla nich miej­sca na tym świe­cie i że są czymś w rodzaju boskiej pomyłki.

Odważmy się pomy­śleć, że męż­czy­zna i kobieta poja­wili się na tym świe­cie dopiero wtedy, gdy stwo­rzona została Ewa. Rów­na­łoby się to stwier­dze­niu, że Adam, jako osob­nik płci męskiej, poja­wił się w tym samym momen­cie co Ewa, czyli że męż­czy­zna i kobieta zostali stwo­rzeni jed­nym aktem Stwórcy. Zwróćmy uwagę, że taki ewen­tu­alny prze­bieg wyda­rzeń kłó­ciłby się z powszech­nym poglą­dem uzna­ją­cym seks za grzech. Jeśli uznamy, że ów podział na dwa aspekty nastą­pił za sprawą Pana Boga – a któż inny mógłby tego doko­nać – zna­czy­łoby to, że seks jest imma­nentną czę­ścią boskiego planu, że seks jest dzie­łem Stwórcy. Dzie­łem Stwórcy są bowiem dwie płcie, które w spo­sób natu­ralny, ze względu na to pier­wotne – zapewne bole­sne – roz­dzie­le­nie, mają ten­den­cje dąże­nia ku sobie. W ten spo­sób powszechna i naiwna inter­pre­ta­cja grze­chu pier­wo­rod­nego, jako skutku sek­su­al­nego uwie­dze­nia Adama przez Ewę, tak głę­boko zako­rze­niona w naszych umy­słach, mogłaby wresz­cie odejść do lamusa.

Wiem, że wywa­żam otwarte drzwi i mówię tru­izmy, które dla świa­tłych inter­pre­ta­to­rów mitu o Ada­mie i Ewie są oczy­wi­ste. Tu i ówdzie możemy o tym prze­czy­tać albo usły­szeć. Ale dla­czego tak rzadko i tak cicho? Skąd ta cen­zura? Dla­czego popu­larna inter­pre­ta­cja mitu jest tak naiwna, a zara­zem tak nie­przy­chylna kobie­cie? Odpo­wiedź jest w swej pro­sto­cie wręcz mark­si­stow­ska: popu­larna inter­pre­ta­cja raj­skiego mitu jest poręcz­nym i nie­za­stą­pio­nym narzę­dziem słu­żą­cym repre­sjo­no­wa­niu i utrzy­my­wa­niu w zależ­no­ści od męż­czyzn kobie­cej połowy ludz­ko­ści.

Zasta­nówmy się raz jesz­cze, w jaki spo­sób mógł się doko­nać podział na dwie płcie i co składa się na każdą z oddzie­lo­nych od sie­bie czę­ści. Sprawa nie jest taka pro­sta, jak suge­ro­wa­łoby tele­wi­zyjne uję­cie z arku­szem bri­stolu. Nie jest tak, że w pier­wot­nej jed­no­ści po pra­wej stro­nie był męż­czy­zna, a po lewej kobieta. Gdy uważ­niej przyj­rzymy się rela­cji czę­ści do cało­ści – tak jak to od tysiąc­leci czy­nili mistycy, a ostat­nio także fizycy, bio­che­micy i bada­cze cha­osu – zoba­czymy, że każdy – nawet naj­mniej­szy – frag­ment posiada wszyst­kie atry­buty cało­ści, na którą się składa. Część nie jest różna od cało­ści, całość nie jest różna od czę­ści. Dokład­nie tak, jak to ma miej­sce w struk­tu­rach frak­tal­nych.

Jeżeli tak, to zarówno kobieta, jak i męż­czy­zna, w każ­dej swo­jej czę­ści, w każ­dym frag­men­cie są jed­no­li­cie nasy­ceni męsko­ścią i kobie­co­ścią. Oczy­wi­ście nastą­piła pola­ry­za­cja, która spo­wo­do­wała, że w jed­nej z tych czę­ści zaczął domi­no­wać aspekt męski, a w dru­giej kobiecy. Dobrą ana­lo­gią jest tu magnes, który zawsze ma dwa bie­guny. Jeśli podzie­limy więk­szy magnes na dwie czę­ści, otrzy­mamy dwa iden­tyczne magnesy, które będą się przy­cią­gać albo odpy­chać, w zależ­no­ści od tego, którą stroną się do sie­bie zwrócą. Na podob­nej zasa­dzie gra­nice tego co męskie i kobiece są w każ­dym z nas bar­dzo płynne; każda kobieta jest zarówno kobietą, jak i męż­czy­zną, a każdy męż­czy­zna jest zarówno męż­czy­zną, jak i kobietą. Żeby się o tym prze­ko­nać, wystar­czy przez kilka tygo­dni brać odpo­wied­nie dawki hor­mo­nów. Oka­zuje się wtedy, że płeć, któ­rej jeste­śmy pewni jako cze­goś danego nam raz na zawsze, zanika i prze­ista­cza się w swoje prze­ci­wień­stwo. Na pozio­mie fizjo­lo­gii i struk­tury uzy­sku­jemy więc kla­rowne potwier­dze­nie tego, że obie płcie są czę­ścią tej samej cało­ści, choć na szczę­ście – jak mówią Fran­cuzi – ist­nieje mię­dzy nimi ta jedna mała róż­nica.

Możemy więc poku­sić się o to, aby mitowi o naro­dzi­nach Adama i Ewy nadać inny wymiar. Wymiar rela­cji nie tylko mię­dzy dwoma osob­ni­kami, dwoma bytami, ale rela­cji wewnętrz­nej, gdzie aspekt męski i żeń­ski zostały wyod­ręb­nione poprzez sam fakt, że jeden z nich domi­nuje.

Psy­cho­lo­gicz­nie rzecz bio­rąc, roz­wój męż­czy­zny polega – od pew­nego momentu – na budze­niu swo­jego aspektu żeń­skiego. Nato­miast roz­wój kobiety – w jej doj­rza­łym życiu – polega na budze­niu aspektu męskiego. W ten spo­sób rów­nież w naszym wewnętrz­nym życiu dążymy do jed­no­ści, do dopeł­nie­nia.

Męż­czy­zna i kobieta poszu­kują się w życiu i spo­ty­kają po to, aby się od sie­bie wza­jem­nie uczyć. Męż­czy­zna spo­tyka kobietę po to, żeby uczyć się od niej kobie­co­ści, a kobieta spo­tyka męż­czy­znę po to, aby uczyć się od niego męsko­ści.

Jeśli chcemy wyobra­zić sobie, jak to może wyglą­dać, warto odwo­łać się do zna­nego sym­bolu jin-jang, dwóch sple­cio­nych w płasz­czyź­nie koła ryb. Każda z nich wypeł­nia taką samą ilość wspól­nej prze­strzeni i obie two­rzą całość. Jedna jest biała, a druga czarna, ale jedna ma białe oczko, druga oczko czarne.

Biały repre­zen­tuje jang, czyli to, co w kon­cep­cji tao­istycz­nej nazywa się ele­men­tem męskim. Czarny repre­zen­tuje jin, czyli to, co nazy­wamy ele­men­tem kobie­cym. Ude­rza­jące, jak bar­dzo har­mo­nijna i syme­tryczna jest rela­cja męskiego i żeń­skiego. Jak bar­dzo inna od domi­nu­ją­cej postawy Adama wobec Ewy. Czas już roz­wa­żyć stan umy­słu Adama, a potem stan umy­słu Adama i Ewy, zanim zdą­żyli zjeść zaka­zany owoc.

Stan umy­słu Adama jest zasta­na­wia­jący. Z jakiego powodu ktoś stwo­rzony przez Boga na wzór i podo­bień­stwo Jego samego, a więc uczest­ni­czący w boskiej jaźni, wręcz sto­piony z nią, miałby czuć się samotny i znu­dzony? Wpraw­dzie w raju rosło Drzewo Wia­do­mo­ści Dobrego i Złego, ale owoc roz­róż­nie­nia nie został prze­cież jesz­cze skosz­to­wany.

W inter­pre­ta­cji jogicz­nej, z którą zetkną­łem się czy­ta­jąc słynną auto­bio­gra­fię Yoga­nandy, Drzewo Wia­do­mo­ści Dobrego i Złego repre­zen­tuje ten sto­pień roz­woju cen­tral­nego układu ner­wo­wego, na któ­rym poja­wia się samo­świa­do­mość. Drzewo ze swoją koroną, pniem i korze­niami to sche­ma­tyczny obraz naszego układu ner­wo­wego: mózg, rdzeń, roz­ga­łę­zie­nia krzy­żowe. Zje­dze­nie owocu to uzy­ska­nie dostępu do cze­goś, co znaj­duje się wysoko i jest uko­ro­no­wa­niem ist­nie­nia drzewa, zawiera w skon­den­so­wa­nej for­mie całą jego ener­gię. Dzięki ewo­lu­cyj­nym prze­kształ­ce­niom i przy­ję­ciu pio­no­wej postawy cen­tralny układ ner­wowy czło­wieka osiąga zdol­ność do kana­li­zo­wa­nia ener­gii tak potęż­nej, że staje się świa­domy sam sie­bie i w kon­se­kwen­cji ulega ilu­zji wła­snego, odręb­nego ist­nie­nia. To tak, jakby prze­wód elek­tryczny, który roz­grzał się do czer­wo­no­ści pod wpły­wem wiel­kiej ener­gii, którą prze­wo­dzi, uznał, że zaczął świe­cić wła­snym świa­tłem.

Lama bud­dyj­ski Czo­gjam Trungpa Rin­po­cze, w swo­jej książce Wol­ność od ducho­wego mate­ria­lizmu porów­nuje to, co się stało po zje­dze­niu owocu, do sytu­acji ziarnka pia­sku na pustyni, które nagle uzy­skuje tak wiele ener­gii, że zaczyna wiro­wać i tym samym wyod­ręb­niać się z oce­anu nie­ru­cho­mych zia­re­nek, choć w isto­cie pozo­staje na­dal drob­niut­kim, iden­tycz­nym z pozo­sta­łymi, frag­men­tem nie­zmie­rzo­nej pustyni.

Czyżby więc Adam zaczął wiro­wać za mocno, zanim jesz­cze Ewa poczę­sto­wała go jabł­kiem? Czyżby to on pierw­szy popeł­nił grzech roz­róż­nie­nia? To by tro­chę tłu­ma­czyło jego zaska­ku­jące odczu­cie samot­no­ści i zasta­na­wia­jącą podat­ność na per­swa­zję Ewy. Ale porzućmy tę rewo­lu­cyjną tezę i uznajmy, że póki owoc nie został zje­dzony, nasi pra­ro­dzice nie mieli świa­do­mo­ści swego odręb­nego ist­nie­nia.

Było to ist­nie­nie raj­skie, nie­wy­odręb­nione z pola siły Stwórcy. Bez­tro­skie, wolne od samo­świa­do­mo­ści, a więc też wolne od egzy­sten­cjal­nego cier­pie­nia.

Czyż więc można ich winić za skosz­to­wa­nie owocu, skoro byli tak bez­gra­nicz­nie nie­winni, zanim to zro­bili?

Czy w nie­win­nym umy­śle Ewy, pozo­sta­ją­cej w jed­no­ści z Bogiem, mogła w ogóle powstać myśl o posłu­szeń­stwie czy nieposłu­szeń­stwie? Na pewno nie. Wygląda więc na to, że owoc samo­świa­do­mo­ści musiał poja­wić się w umy­słach tak wysoko roz­wi­nię­tych istot jak Adam i Ewa sam z sie­bie, a nie na sku­tek czy­je­go­kol­wiek nie­po­słu­szeń­stwa. Twier­dzę, że tu dopiero nad­szedł czas praw­dzi­wej próby – gdy, wraz z poja­wie­niem się samo­świa­do­mo­ści, po raz pierw­szy poja­wiła się moż­li­wość wyboru, a więc odpo­wie­dzial­ność. Próba pole­gała na tym, co Adam i Ewa z owo­cem samo­świa­do­mo­ści zro­bią. Czy go zje­dzą, czyli uznają za swoją wła­sność, czy go ofia­rują Stwórcy? Zgod­nie z mitycz­nym prze­ka­zem to wła­śnie Ewa pierw­sza zde­cy­do­wała się uznać ten owoc za swój. Bóg jeden wie, czy to prawda.

Kim wobec tego był wąż, który skło­nił Ewę do zje­dze­nia jabłka? W inter­pre­ta­cji jogicz­nej wąż jest sym­bo­lem ener­gii kun­da­lini, wspi­na­ją­cej się po pniu krę­go­słupa i nie­uchron­nie dążą­cej do korony mózgu. W swej wędrówce ku górze ener­gia kun­da­lini musi wydać owoc samo­świa­do­mo­ści. Czyżby więc Bóg wybrał Ewę, by dokoń­czyć swo­jego dzieła i spra­wić, by życie mogło zacząć się odra­dzać? Wszystko to uwal­nia­łoby Ewę przy­naj­mniej od podej­rzeń o grzech pychy i nie­po­słu­szeń­stwa. Ale to ona spro­wa­dziła na złą drogę Adama! – wykrzykną wszy­scy. Jeśli nawet – to kto powie­dział, że nama­wia­jący jest bar­dziej winny niż ten, który dał się namó­wić? Dla­czego Adam uległ tak łatwo i nie potra­fił obro­nić za sie­bie i za Ewę ich szcze­gól­nego i praw­dzi­wego związku ze Stwórcą? Sam Bóg zajął jasne sta­no­wi­sko w tej spra­wie, wypę­dza­jąc z Raju zarówno Ewę, jak i Adama. Ale wygląda na to, że więk­szość męż­czyzn i wiele kobiet podej­rzewa w tym miej­scu Boga o zasto­so­wa­nie niespra­wiedliwej zasady „odpo­wie­dzial­no­ści zbio­ro­wej”, krzyw­dzą­cej bied­nego, naiw­nego Adama.

Ceną, jaką pła­cimy za przy­własz­cze­nie sobie przez naszych pra­ro­dzi­ców owocu samo­świa­do­mo­ści, jest poja­wie­nie się roz­róż­nia­ją­cego umy­słu, który oddzie­lił nas od Stwórcy, wyod­ręb­nił z jed­no­li­tej, wszech­ogar­nia­ją­cej prze­strzeni ist­nie­nia i ska­zał na wieczne, samotne poszu­ki­wa­nie utra­co­nego Raju, czyli podej­mo­wa­nie cią­gle od nowa wysiłku trans­cen­den­cji. W ten spo­sób Ewa wespół z Ada­mem dopro­wa­dzili do tego, że czło­wiek stał się takim, jakim go znamy.

O ile bowiem nie możemy być do końca pewni, że tym, co nas, ludzi, odróż­nia od zwie­rząt, jest zdol­ność do myśle­nia, o tyle mamy pew­ność, że spo­śród wszyst­kich zwie­rząt czło­wiek jest jedy­nym gatun­kiem zdol­nym do two­rze­nia reli­gii, jedyną istotą ska­zaną na poszu­ki­wa­nie samej sie­bie.

Ci, któ­rzy patrzą na świat z punktu widze­nia mistycz­nego wglądu prze­kra­cza­ją­cego roz­róż­nie­nia, nazwy i kon­cep­cje, twier­dzą, że od momentu zje­dze­nia owocu z Drzewa Wia­do­mo­ści Dobrego i Złego – jak to zgrab­nie ujął Allan Watts w swo­jej książce Tabu of Kno­wing Who You Are – Bóg sam ze sobą bawi się w cho­wa­nego.

Dodajmy, że Bóg sam sie­bie zakle­puje, gdy jakiś czło­wiek doświad­cza tego, co zwane jest prze­bu­dze­niem lub oświe­ce­niem.

Jeśli więc chcemy sądzić Ewę, to naj­pierw każdy musi sam w swoim sercu roz­strzy­gnąć odpo­wiedź na dwa pyta­nia. Po pierw­sze: czy Ewa była nie­po­słuszna, czy też może, nie wie­dząc o tym, została zapro­szona do zabawy? Po dru­gie: czy jest jej wdzięczny za to, że mógł poja­wić się na tym świe­cie w ludz­kiej for­mie, ska­zany na zabawę w cho­wa­nego ze Stwórcą?

głos z sali:

Wyja­śnij nisz­czący aspekt kobiety.

w Nie tyle kobiety, ile ener­gii zwa­nej „kobiecą”. Wiąże się on z takim dzia­ła­niem, które zaokrą­gla kanty, ale i kwe­stio­nuje skoń­czone formy, roz­mywa, roz­kłada. Na przy­kład rdza, wil­goć, woda, gni­cie, fer­men­ta­cja, to fizyczne i bio­lo­giczne przy­kłady pro­ce­sów, któ­rymi kobiecy aspekt natury posłu­guje się w dziele przy­go­to­wy­wa­nia miej­sca i pokarmu dla nowego życia. Nisz­czone jest wszystko, co stare, bez­u­ży­teczne, nie­przy­datne. Zwróćmy uwagę, że to, co jawi nam się jako nisz­cze­nie, jest w grun­cie rze­czy prze­ja­wia­niem się życia jako takiego.

Pew­nie dla­tego męż­czyźni czę­ściej są kolek­cjo­ne­rami, bar­dziej niż kobiety przy­wią­zują się do owo­ców swo­jej pracy, wła­snego myśle­nia, pomy­słów, idei czy ide­olo­gii, któ­rych bro­nią zażar­cie w nie­koń­czą­cych się woj­nach. Ina­czej niż kobiety, które łatwiej dostrze­gają względ­ność ide­olo­gii czy dok­tryny. Kobiety stają się czę­sto – jak poka­zuje histo­ria – inspi­ra­tor­kami nisz­cze­nia tego, co stare. W związ­kach to na ogół one prą do zmiany, szu­kają inspi­ra­cji, pomy­słów, stają się wyzwa­niem dla swo­ich męż­czyzn.

głos kobiecy:

Jak można wyja­śnić fakt, że poziom roz­woju Adama i Ewy był tak niski, iż nie mieli samo­świa­do­mo­ści? Skoro byli stwo­rzeni na obraz i podo­bień­stwo Boga, powinni być dosko­nali. Czy wynika z tego, że Bóg nie ma samo­świa­do­mo­ści, czy że samo­świa­do­mość została im ode­brana?

w To bar­dzo cie­kawe pyta­nie. Nie­wielu odważa się je zadać. Pyta pani innymi słowy, czy Bóg jest świa­domy sam sie­bie? Jak odpo­wie­dzieć na takie pyta­nie? Mistrzo­wie zen słusz­nie ostrze­gają: „Jeśli tylko otwo­rzysz usta, wpad­niesz jak strzała pro­sto do pie­kła” – mając na myśli pie­kło roz­róż­nia­ją­cego umy­słu.

Bóg, zapy­tany na górze Synaj o to, kim jest, odpo­wie­dział: „Jam jest, który jest”. Innej odpo­wie­dzi na to samo pyta­nie udzie­lił pierw­szy patriar­cha zen, wielki bud­dyj­ski święty, Bodhi­darma. Odpo­wiedź brzmiała: „Nie wiem”. Inny mistrz zen powie­dział, że poprzez prze­bu­dze­nie wszech­świat uświa­da­mia sobie sam sie­bie.

głos męski:

Choć jestem ate­istą, sza­nuję Pismo Święte i dla mnie jest ono spójne, co naj­wy­żej nie­zro­zu­miałe. Uwa­żam, że tam nie ma nie­po­ro­zu­mień i błę­dów. Jest to tylko kwe­stia głę­bo­ko­ści wglądu. Czuję, że obra­żasz Pismo Święte stwier­dze­niem, że to a to jest nie­kon­se­kwent­nym aspek­tem mitu. Moim zda­niem wszystko jest kon­se­kwentne. Jeżeli stwier­dzimy, że nie, możemy uznać, że jest to histo­ria stwo­rzona przez jakichś face­tów, aby ste­ro­wać kobie­tami.

w Pro­rocy rzadko piszą sami. Ich słowa są zapi­sy­wane przez uczniów nie­ko­niecz­nie wol­nych od ziem­skich przy­wią­zań. To co zapi­sane, nie jest więc bez­po­śred­nim, żywym prze­ka­zem. Z cza­sem bywa pod­da­wane cen­zu­rze i korek­tom – może prze­kształ­cić się w dogmat i dok­trynę słu­żącą ludziom do reali­za­cji ich doraź­nych, „ziem­skich” celów i masko­wa­nia defi­cytu rze­tel­nych, ducho­wych aspi­ra­cji. Spo­tka­łem parę lat temu kato­lic­kiego zakon­nika, który swoim licz­nym uczniom mówił: „Im bar­dziej pokre­ślone jest twoje Pismo Święte, im wię­cej adno­ta­cji i zna­ków zapy­ta­nia, tym lepiej to o tobie świad­czy”.

głos kobiecy:

Zain­try­go­wało mnie, że w pana inter­pre­ta­cji kobieta jest osobą nisz­czącą, ale i poszu­ku­jącą, pod­czas gdy znane mi dotych­czas inter­pre­ta­cje arche­typu kobiety pod­kre­ślały, że kobieta jest istotą zacho­waw­czą i nie roz­wi­ja­jącą się.

w To krzyw­dzące i nie­praw­dziwe. Wystar­czy przy­po­mnieć sobie Ewę.

głos kobiecy:

Wydaje mi się, że w tym, co powie­dzia­łeś, jest cudowny para­doks, ponie­waż ta sama świa­do­mość, która na sku­tek oddzie­le­nia stała się świa­do­mo­ścią roz­róż­nia­jącą, w doświad­cze­niu reli­gij­nym, mistycz­nym czy ducho­wym staje się świa­do­mo­ścią otwie­ra­jącą ponow­nie bramę do Raju, czyli świa­do­mo­ścią jed­no­ści, nie­roz­róż­nia­nia, do któ­rej tak bar­dzo tęsk­nimy.

w Zgoda.

głos kobiecy:

Jak postrze­gasz zmianę pozy­cji kobiety w spo­łe­czeń­stwie w związku z tym, że dopusz­czalne są różne inter­pre­ta­cje tego mitu? Czy zauwa­żasz jakiś pro­ces czy trend, który powo­duje zmianę pozy­cji kobiety?

w Myślę, że taki trend jest wyraźny, choć może nie do końca uświa­do­miony i wyar­ty­ku­ło­wany. Nato­miast nie­świa­dome impli­ka­cje popu­lar­nej inter­pre­ta­cji tego mitu są w swo­ich skut­kach nie­spra­wie­dliwe i nisz­czące dla kobiety. Rzec można: wołają o pomstę do nieba.

Z dru­giej strony, wyła­nia­jący się z tej popu­lar­nej inter­pre­ta­cji arche­typ męż­czy­zny jest też upo­ka­rza­jący dla męż­czyzn. Adam jawi się nam tutaj jako naiwny pół­głó­wek, który naj­pierw dał się namó­wić na coś, o czym nie miał zie­lo­nego poję­cia, a potem miał jesz­cze o to pre­ten­sje. Do dziś dnia ma pre­ten­sje i żyje złu­dze­niem, że jest pier­wo­rod­nym dziec­kiem Boga, które spro­wa­dzono na złą drogę. W kon­se­kwen­cji męż­czyźni uzur­pują sobie prawo do bycia boskimi namiest­ni­kami i od wie­ków w imię Boga karzą, poni­żają, kon­tro­lują i eks­plo­atują kobiety. Mało tego, dzielą je i napusz­czają na sie­bie nawza­jem. Dopro­wa­dzili mię­dzy innymi do tego, że matka czę­sto bywa wro­giem wła­snej córki – o czym wię­cej powiemy przy innej oka­zji.

Męż­czy­zna jest czę­sto nie­doj­rzały i nie­szczę­śliwy. Mimo to, jako pier­wo­rodny syn Boga, czuje się zwol­niony z obo­wiązku pracy nad sobą, chęt­nie nato­miast zabiera się za zmie­nia­nie świata i rzą­dze­nie, nie zauwa­ża­jąc faktu, że nie jest nawet w sta­nie kon­tro­lo­wać wła­snej sek­su­al­no­ści. Z dru­giej strony drze­mie w nim lęk i nie­pew­ność uzur­pa­tora, doma­ga­ją­cego się nie­ustan­nych pochwał i zaszczy­tów.

Odpo­wie­dzial­no­ścią za sek­su­alne zacho­wa­nia męż­czyzn obar­czane są kobiety. Ten pogląd do dziś nie­świa­do­mie kształ­tuje nasze oby­czaje, prawo i prak­tykę sądow­ni­czą. Na szczę­ście wiele się w tej spra­wie zmie­nia, szcze­gól­nie w Ame­ryce. Słyn­nego bok­sera Tysona ska­zano za gwałt, choć dziew­czyna, którą zgwał­cił, dobro­wol­nie przy­je­chała o pierw­szej w nocy do jego hote­lo­wego pokoju. W naszym kraju taki wyrok długo jesz­cze nie będzie moż­liwy.

głos kobiecy:

Czy mógł­byś powtó­rzyć – bo umknęło to mojej uwa­dze – co mówi­łeś o sym­bolu ener­gii kun­da­lini?

w Wąż jest sym­bo­lem ener­gii, która dąży do coraz wyż­szych rejo­nów świa­do­mo­ści. Jed­nym z pierw­szych eta­pów tej wędrówki jest samo­świa­do­mość, czyli świa­do­mość „ja”. Następne etapy podróży pozwa­lają prze­kro­czyć złu­dze­nie „ja” i doświad­czyć prze­bu­dze­nia – innymi słowy uświa­do­mić sobie, że – tak naprawdę – nie opu­ści­li­śmy ni­gdy Raju. Co noc wra­camy do raju pod­czas snu, kiedy nie mamy świa­do­mo­ści tego, kim jeste­śmy, tego, że śpimy, że ist­nie­jemy. Jaki z tego poży­tek? Nie­wąt­pli­wie taki, że nasze ciało i umysł wypo­czy­wają i rege­ne­rują się. Ale w wymia­rze ducho­wym – żaden. Dopiero gdy wej­dziemy w podobny stan z jasnym umy­słem, budzimy się w Raju, pozo­sta­jąc dokład­nie w tym miej­scu, w któ­rym sto­imy.

głos kobiecy:

Dobrze mi się tego wszyst­kiego słu­chało, ale ja wyro­słam w zupeł­nie innej bajce. Przy­glą­dam się temu pysz­nemu daniu, które tu przed­sta­wi­łeś i wiem, że jest inspi­ru­jące, tylko nie mam poję­cia jak to zjeść, jak się do tego dobrać. Jestem ina­czej wycho­wana i nie mogę tego zasy­mi­lo­wać. Ale czuję, że to jest to.

2. Czarownica. Mądra, szalona czy kozioł ofiarny?

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Święta, syrena czy ladacznica? Pozorny dylemat kobiecej seksualności

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

4. Dziewica. Co jest prawdziwą cnotą?

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

5. Matka. Odpowiedzialność za życie

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

O książce