Pomóż sobie, daj światu odetchnąć - Wojciech Eichelberger - ebook + książka

Pomóż sobie, daj światu odetchnąć ebook

Wojciech Eichelberger

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ten zbiór tekstów jest próbą odbrązowienia i oddemonizowania psychoterapeutów i psychoterapii. Próbą nadania psychoterapii wymiaru ludzkiego, zwyczajnego, dostępnego i pokazania, jak wielką pomocą może być ona w powszechnym ludzkim dążeniu do szczęścia i rozwoju. Myślę, że sprostaliśmy tytułowi książki i pokazaliśmy rzecz arcyważną: że wszelkie ulepszanie świata musi być zakorzenione w naszym wcześniejszym, psychicznym i duchowym dojrzewaniu. W przeciwnym razie ulepszanie świata jest pozorne, bo w istocie służy jedynie konserwowaniu naszych deficytów i kompleksów, a potem szybko staje się kolejną, rozczarowującą utopią. Zachęcam do lektury.

Daj sobie spokój to przesłanie wszystkich moich książek. Ale droga do wewnętrznego spokoju prowadzi przez samopoznanie i samozrozumienie. Nie licz na to, że inni dadzą ci spokój – tylko ty sam możesz go sobie dać.

Wojciech Eichelberger

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 258

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



O autorze

Woj­ciech Eichel­ber­ger

Tre­ner, coach, psy­cho­te­ra­peuta. Twórca idei i pro­gramu Insty­tutu Psy­cho­im­mu­no­lo­gii – IPSI, któ­rego misją jest huma­ni­zo­wa­nie biz­nesu. Współ­twórca plat­formy Posi­tive Life orga­ni­zu­ją­cej psy­cho­lo­giczne szko­le­nia i kursy on-line. Jedna z wybit­nych postaci pol­skiej psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii. Autor wielu best­se­le­ro­wych ksią­żek z pogra­ni­cza psy­cho­lo­gii, antro­po­lo­gii i ducho­wo­ści. Od wielu lat obecny w radiu, tele­wi­zji, w reno­mo­wa­nych cza­so­pi­smach i dzien­ni­kach. W pracy z ludźmi odwo­łuje się do podej­ścia inte­gral­nego, które prócz psy­chiki bie­rze pod uwagę ciało, ener­gię i ducho­wość. Odzna­czony Krzy­żem Kawa­ler­skim Polo­nia Resti­tuta za dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyjną w okre­sie stanu wojen­nego.

www.woj­cie­che­ichel­ber­ger.pl

Motto

Jeśli cze­goś nie rozu­miesz lub nie wiesz,wej­rzyj w sie­bie.

W.E.

Przedmowa

Drogi Czy­tel­niku,

Wybacz, że choć minęło wiele lat od pierw­szego wyda­nia1 tego zbioru tek­stów, odwa­żam się na ponowne ich wyda­nie w nie­zmie­nio­nej for­mie. Wyznaję, że mam prze­ko­na­nie – pozba­wione zapewne nale­ży­tej skrom­no­ści – iż mimo upływu czasu tek­sty te się nie zesta­rzały. Nie dla­tego, broń Boże, że mają one w moim poję­ciu walor uni­wer­salny, lecz po pro­stu dla­tego, że doty­czą ludz­kiej psy­che, a ta jak wia­domo zmie­nia się powoli i nie­chęt­nie. Mam więc nadzieję, że to wzno­wione wyda­nie zosta­nie ode­brane przez następne poko­le­nie z podob­nym zacie­ka­wie­niem jak poprzed­nie. Że także dla tych uro­dzo­nych w wol­nej Pol­sce będzie oka­zją do namy­słu, a być może nawet jakąś inspi­ra­cją. Wiele wska­zuje na to, że po okre­sie burz­li­wego roz­sta­wa­nia się ze sta­rym i zachwy­ca­ją­cego romansu z nowym, nad­cho­dzi czas reflek­sji i zadumy nad przy­szło­ścią kraju i świata, czas rema­nen­tów i doko­ny­wa­nia świa­do­mych, doj­rza­łych wybo­rów. Jeśli tak jest,, to teraz wła­śnie tytuł tej książki staje się szcze­gól­nie aktu­alny i przy­po­mina o spra­wie – jak sądzę – naj­waż­niej­szej: zanim zechcesz Drogi Czy­tel­niku, zmie­niać świat na lep­sze, sam stań się tą zmianą. Dopiero wtedy i tylko wtedy, gdy w Tobie/w nas taka zmiana się dokona, świat sta­nie się praw­dzi­wie lep­szym świa­tem. Pomóżmy więc sobie i dajmy światu wresz­cie ode­tchnąć. Czas naj­wyż­szy.

Dobrej lek­tury,

Woj­ciech Eichel­ber­ger

1. Spotkania ze stażystami z roku 1986

1. Niektóre zagadnienia terapii Gestalt2

Przeciwieństwa

WWoj­ciech Eichel­ber­ger: Gestalt jest jedną z prób opi­sa­nia uni­wer­sal­nej zasady, że wszystko, co jest – ma swoje prze­ci­wień­stwo. Im więk­sze jest to, co się jawi, tym więk­sze jest jego nieujaw­niane prze­ci­wień­stwo. Im więk­sze jest twoje doświad­cze­nie „nie”, tym więk­sze doświad­cze­nie „tak” i odwrot­nie. Wielu fik­suje się na „nie”, wielu fik­suje się na „tak”. Ale życie, ener­gia i jed­no­znacz­ność poja­wia się wów­czas, gdy ist­nieje świa­do­mość doświad­cze­nia obu bie­gu­nów opo­zy­cji. Muszą być dwa bie­guny. Wła­ści­wie cały pomysł Gestaltu zasa­dza się na tym, żeby badać te prze­ciw­sta­wie­nia i prze­kra­czać je.

Pomysł figury i tła w tera­pii Gestalt jest cudowny. Zawsze daje jakieś wyj­ście tera­peu­cie (tym samym klien­towi). Kiedy jesteś w impa­sie, możesz się na chwilę zatrzy­mać i zadać sobie pyta­nie: „zaraz, zaraz, jeśli my się tym zaj­mu­jemy, to co jest po dru­giej stro­nie? Co jest anty­tezą tego, czym się zaj­mu­jemy? Co jest tłem?”. I czę­sto prze­nie­sie­nie świa­do­mo­ści klienta w tło, wydo­by­cie tła na pierw­szy plan jest wła­ści­wie całą pracą, jaką ma on do zro­bie­nia w danej chwili.

Mar­cin: Czy to zna­czy, że jego kło­po­tem jest po pro­stu przy­wią­za­nie do jed­nej strony świa­do­mo­ści czy jed­nego punktu widze­nia?

W Tak. Pamię­taj­cie o tym, że bar­dzo owoc­nym spo­so­bem pracy jest igno­ro­wa­nie spon­ta­nicz­nie two­rzo­nej przez klienta figury. Czyni się mil­czącą, robo­czą hipo­tezę, że taka figura to pewien sche­mat, który ma głów­nie obronny cha­rak­ter – zwłasz­cza gdy czło­wiek jest neu­ro­tycz­nie zaha­mo­wany – a więc nie warto się nią zaj­mo­wać. Trzeba na pierw­szy plan wydo­być tło, się­gnąć do tego ele­mentu doświad­cze­nia klienta, do któ­rego on zwy­kle nie sięga – i to na ogół odblo­ko­wuje sprawę.

Kry­sia: Ale jak szu­kać tła? Prze­cież każ­demu z nas mogłoby przyjść do głowy coś innego jako prze­ci­wień­stwo figury two­rzo­nej przez klienta.

W Nie za bar­dzo. Jest tu chyba skoń­czona liczba moż­li­wo­ści. Jeśli klient ma dużo odczuć z ciała – to gdzie drugi bie­gun? Głowa, myśli. Jeśli odczuwa górę ciała – gdzie jest drugi bie­gun? Na dole. Jeśli uwagę sku­pia na sobie, to drugi bie­gun jest „na zewnątrz”.

Typową sytu­ację, na któ­rej można tę sprawę poka­zać jest praca z osobą o ten­den­cjach samo­bój­czych. Przy­cho­dzi do cie­bie i mówi: „Ja nie chcę żyć”. Wielu tera­peu­tów wtedy odru­chowo pomaga klien­towi roz­bu­do­wy­wać jesz­cze bar­dziej tę figurę, dopy­tu­jąc się: „Wła­ści­wie to dla­czego nie chcesz żyć? Powiedz, z czym ci tak ciężko? Z czym ci tak trudno?”. Ale można zro­bić coś zupeł­nie innego. Zna­leźć taki moment, w któ­rym klient będzie otwarty na to, aby się­gnąć do anty­tezy – do tła. Bo jest oczy­wi­ste, że gdy czło­wiek do cie­bie przy­cho­dzi i mówi: „Ja nie chcę żyć”, stoi za tym ogromny krzyk: „Ja chcę żyć!”. Tylko że on nie chce żyć dalej tak, jak żyje.

Czę­sto w takich wypad­kach mówię klien­towi: „Gdy sły­szę twoje «chcę się zabić», to dla mnie zna­czy, że ty chcesz zabić to życie, któ­rym żyłeś do tej pory – czy tego sie­bie, któ­rego stwo­rzy­łeś żyjąc w ten, a nie inny spo­sób. Chęt­nie ci w tym pomogę”. To poka­zuje czło­wie­kowi jakąś inną moż­li­wość, moż­li­wość twór­czego spo­żyt­ko­wa­nia swo­jej destruk­cyj­nej ener­gii.

Gdy nastąpi umiej­sco­wie­nie figury „ja nie chcę żyć” w szer­szym kon­tek­ście, czyli pojawi się jakaś prze­strzeń, cho­ciażby jako tło jesz­cze nie­spre­cy­zo­wane, nie­wy­raźne, to wów­czas można zacząć mieć do tego jakiś sto­su­nek. Obra­zowo rzecz ujmu­jąc (Woj­tek usta­wia dwa krze­sła naprze­ciwko sie­bie w pew­nej odle­gło­ści), to jest wła­śnie tak: przy­cho­dzi do cie­bie facet i mówi: „Ja nie chcę żyć”. On jest wtedy tylko „tu” (Woj­tek siada na jed­nym z krze­seł), a ty mu poka­zu­jesz prze­strzeń, która jest poza tym, poka­zu­jesz tło. Dzięki temu może on dostrzec moż­li­wość wyj­ścia z tego poło­że­nia (Woj­tek prze­siada się na dru­gie krze­sło), przyj­rze­nia się tam­temu aspek­towi sie­bie i stwier­dze­nia na przy­kład: „Aha, ty nie chcesz żyć, a ja chcę”. Albo: „Czemu chcesz mnie zabić?” – czy cokol­wiek innego.

Wtedy ten czło­wiek uzy­skuje zaczą­tek wol­no­ści. Dotych­czas iden­ty­fi­ko­wał się tylko z jedną z moż­li­wo­ści. Teraz ma dwie. Może przejść tu, może przejść tam (Woj­tek prze­siada się z krze­sła na krze­sło). Co on zro­zu­mie, co on takiego może zoba­czyć, jak tak będzie raz tu, a raz tu? Zoba­czy, że jest ruchem! Nie jest ani tym, ani tym, tylko jest ruchem, zmianą. Ale żeby doświad­czyć sie­bie jako ruchu, jako zmiany, trzeba się sporo napra­co­wać. Na ogół nastę­puje fik­sa­cja. Jest się albo tym, albo tam­tym. Albo i tym, i tam­tym.

Wypro­wa­dze­nie cier­pią­cej osoby poza jej sche­mat, ste­reo­typ, jest wła­ści­wie celem tera­pii, zwłasz­cza gdy mamy do czy­nie­nia z czło­wie­kiem, który jed­no­stron­nie prze­żywa swoje życie. Jeśli pomo­żesz mu wyjść poza sche­mat, otwo­rzysz go na zupeł­nie nowy świat.

Świa­do­mość czło­wieka jest w sta­nie to zro­bić. Może zro­bić wszystko, tylko przy­zwy­cza­iła się pły­nąć okre­ślo­nym nur­tem. Zmiana tego nurtu czy choćby roz­la­nie go sze­roko jest tym, do czego się zmie­rza. To pod­sta­wowy cel wszyst­kich pro­ce­dur poma­ga­nia, z jakimi się zetkną­łem. Prze­orien­to­wa­nie świa­do­mo­ści. Skie­ro­wa­nie jej tam, dokąd do tej pory nie się­gała.

Wie­siek: Teraz zro­zu­mia­łem, że kiedy pra­cuję z ludźmi, to jestem mało świa­domy tego, co kolejny krok otwiera lub może otwo­rzyć. Pamię­tam, Wojtku, że kie­dyś zro­bi­łeś w mojej gru­pie taką pracę: ktoś powie­dział, że czuje się osa­czony przez kon­se­kwen­cje swo­ich decy­zji i myśmy zaczęli te kon­se­kwen­cje odgry­wać, posta­wi­li­śmy go w środku i pró­bo­wa­li­śmy go „kato­wać”. A ty pozo­sta­łeś na zewnątrz kręgu. I woła­łeś do niego: „Chodź tutaj, tu jest dobrze, tu jest lepiej!”. Otóż ja bym nie wpadł na to, żeby otwo­rzyć tę prze­strzeń poza krę­giem, nie był­bym świa­dom jej ist­nie­nia. Stał­bym w kółku, dalej bym go kato­wał, mając nadzieję, że sam się odbije.

W Nawet jeśli nie znasz tej prze­strzeni, to możesz ją postu­lo­wać, cho­ciażby na pod­sta­wie zasady inte­rak­cji mię­dzy tłem a figurą. Jeśli figurą dla tego czło­wieka było poczu­cie osa­cze­nia przez kon­se­kwen­cje wła­snych czy­nów, można sobie zadać pyta­nie: „Co jest tłem dla poczu­cia osa­cze­nia?”. No, co jest tłem dla poczu­cia osa­cze­nia?

Wie­siek: Wol­ność.

W Tak. Gdyby on, intu­icyj­nie przy­naj­mniej, ni­gdy nie prze­czu­wał cze­goś takiego jak wol­ność albo gdyby kie­dyś nie doświad­czył poczu­cia wol­no­ści, nie mógłby czuć się osa­czony. On gdzieś głę­boko był świa­domy tła. Tylko w inte­rak­cji mię­dzy figurą „osa­cze­nie” a tłem „wol­ność” moż­liwe było poja­wie­nie się cier­pie­nia, z któ­rym przy­szedł. Więc takiemu czło­wie­kowi można zapro­po­no­wać dzia­ła­nie, które pomoże mu z tła uczy­nić wyraźną figurę, coś, ku czemu się dąży.

Szu­ka­nie tła to nie jest praca inte­lek­tu­alna. Raczej intu­icyjna, oparta na bacz­nej obser­wa­cji sie­bie i innych, na wła­snym doświad­cze­niu i zasy­mi­lo­wa­nych doświad­cze­niach innych ludzi. Wielu tera­peu­tów nie­traf­nie odczy­tuje tło. Jeśli na przy­kład mówisz, że anty­tezę lęku sta­nowi poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, to jest to psy­cho­lo­giczna nie­prawda. Anty­tezą lęku jest agre­sja. Tak to się w ludziach układa, choć chęt­nie temu zaprze­czają. Poczu­cie bez­pie­czeń­stwa nato­miast jest wyj­ściem poza tę dwo­istość, prze­kro­cze­niem opo­zy­cji „lęk – agre­sja”.

Wie­siek: Czy mógł­byś opo­wie­dzieć o takiej pracy, w któ­rej zaist­niało prze­kro­cze­nie opo­zy­cji? Chciał­bym to zoba­czyć na żywym przy­kła­dzie.

W Pod­czas jed­nej pracy nastę­puje to dość rzadko, choć każdy doj­rzały pro­ces tera­peu­tyczny powi­nien w tym kie­runku zmie­rzać. Przy­po­mi­nam sobie jed­nak sytu­ację, w któ­rej się to udało. Pra­co­wa­łem z klien­tem nad pro­ble­mem ojca. Kon­flikt z rodzi­cem jest w ogóle dobrym przy­kła­dem opo­zy­cji. Na początku mamy do czy­nie­nia z sil­nym poczu­ciem odrzu­ce­nia i zwią­zaną z tym nie­na­wi­ścią. Tłem dla nie­na­wi­ści jest dzie­cięca potrzeba bycia kocha­nym. Gdy w cza­sie psy­cho­te­ra­pii uleje się z czło­wieka tro­chę nie­na­wi­ści, zaczyna odkry­wać w sobie potrzebę miło­ści. I wtedy jest w pułapce: wpraw­dzie odzy­skał nieco swo­body, ale jest to swo­boda piłeczki ping­pon­go­wej – nie­na­wi­dzi się rodzica, za chwilę potrze­buje się jego miło­ści, potem się go nie­na­wi­dzi, bo tej miło­ści się od niego nie dostało, potem znowu potrze­buje… Są ludzie, któ­rzy przy­jeż­dżają na kolejne tre­ningi i na zmianę lecą albo w to, albo w tamto. Oczy­wi­ście, jeśli czło­wiek żył tylko nie­na­wi­ścią, to gdy sobie uświa­domi sto­jącą za tym potrzebę miło­ści, już jest lepiej. Ale nie uwal­nia to od cier­pie­nia.

Otóż w tam­tej pracy coś w zacho­wa­niu mojego klienta obie­cy­wało moż­li­wość wyj­ścia z tej pułapki. Zaaran­żo­wa­łem więc sytu­ację, w któ­rej mógł on wyba­czyć ojcu. Oka­zało się, że tra­fi­li­śmy w dzie­siątkę. W rezul­ta­cie w spo­sób nie­sły­cha­nie eks­pre­syjny i roz­ła­do­wu­jący roz­grze­szył on swo­jego ojca. Tak szcze­rze, że do dzi­siaj tę pracę pamię­tam. Nie był już ani tym, który nie­na­wi­dzi, ani tym, który potrze­buje. Był tym, który kocha i potrafi wyba­czyć. Poczuł się wolny. Mógł iść dalej.

Żeby klient mógł prze­kro­czyć opo­zy­cję i dopra­co­wać się tego, że nie jest ani tym, ani tym, dopro­wa­dza się, w kla­sycz­nej pracy gestal­tow­skiej, do mak­sy­mal­nego napię­cia mię­dzy dwoma opo­zy­cjami. Wtedy docho­dzi do eks­plo­zji i świta moż­li­wość prze­kro­cze­nia jed­no­wy­mia­ro­wej prze­strzeni kon­fliktu. Gdy osią­gamy taki „trzeci punkt” i uwal­niamy się od neu­ro­tycz­nego roz­dwo­je­nia, dozna­jemy jakby poczu­cia trans­cen­den­cji. To jest cudowne – wydo­być się z pułapki, jaką jest nie­na­wiść i potrzeba bycia kocha­nym! Gdy czło­wiek wyba­cza, doświad­cza tego, że jest wolny i doj­rzały. Doświad­cza praw­dzi­wej prze­strzeni.

Maciek: Z tego wyni­ka­łoby, że jest to poza obsza­rem psy­cho­te­ra­pii?

W Nie. Myślę, że nie. Wyba­cza­nie na pewno nie jest poza obsza­rem psy­cho­te­ra­pii. Choć w jakiś spo­sób dotyka trans­cen­den­cji.

„Tu i teraz”

W Zróbmy sobie eks­pe­ry­ment. Siądź­cie w parach. Przez dwie, trzy minuty mówić będzie­cie wyłącz­nie o tym, czego teraz doświad­cza­cie.

Wielu z was zapewne to ćwi­cze­nie już robiło, ale może w tym kon­tek­ście zoba­czy­cie je z nowej, twór­czej strony. Jest to zresztą dosko­nała pro­ce­dura dia­gno­styczna, któ­rej może­cie uży­wać w pracy ze swo­imi klien­tami. Zaczy­namy.

(Po krót­kiej run­dzie) Chciał­bym, żeby­ście teraz opo­wie­dzieli o waszych pra­cach.

Bog­dan: Ja z jed­nej strony nie mia­łem ochoty mówić o tym, czego doświad­czam, nie mia­łem też nic spe­cjal­nego do powie­dze­nia, ale z dru­giej strony myśla­łem: może i trzeba, należy coś mówić? To pro­wa­dziło do wymy­śla­nia cze­goś.

Mał­go­sia: Mnie zasto­po­wał fakt, że nie chcia­łam tutaj wno­sić moich ostat­nich cier­pień i smut­ków. Powie­dzia­łam sobie, że to zawie­szam, zosta­wiam. To mnie rze­czy­wi­ście zasto­po­wało.

Beata: Ja się zasta­na­wia­łam: „Powie­dzieć? No tak, należy powie­dzieć, ale nie mam ochoty”. A potem zaczę­łam sobie wyobra­żać, jak to by wyglą­dało i dopiero po jakimś cza­sie odpu­ści­łam sobie, prze­sta­łam kom­bi­no­wać co powie­dzieć.

W Ude­rza mnie wasza bez­rad­ność w arty­ku­ło­wa­niu odpo­wie­dzi na pozor­nie pro­ste pyta­nie: „Czego teraz doświad­czasz?”. Chcia­łem wam na to zwró­cić uwagę, ponie­waż cała tera­pia Gestalt obraca się wokół tego jed­nego pyta­nia. Według zało­żeń jej kla­sycz­nego kanonu – jeśli ktoś jasno, wyraź­nie i zde­cy­do­wa­nie potrafi w każ­dej chwili powie­dzieć sobie, czego wła­śnie teraz doświad­cza, jest czło­wie­kiem zdro­wym, nic mu nie bra­kuje, pora­dzi sobie w każ­dej sytu­acji. Jak widać, nie­wielu z nas, według tego stan­dardu, zasłu­guje na miano zdro­wych.

Gdyby tu sie­dział Perls, powie­działby tak: „Wszy­scy przy­nie­śli­ście do tego miej­sca różne bagaże, różne sprawy, które tu wcale nie są obecne. Jeste­ście nie­przy­tomni, śni­cie”. Na przy­kład Kry­sia. Jej palec w buzi, trzę­sące się nogi i… „ja nie chcę pod­nieść oczu”… To był ele­ment całego syn­dromu lęku i mógł wska­zy­wać na moment regre­sji w jej zacho­wa­niu. Prze­cież ona nie miała powodu prze­ży­wać tutaj lęku! Można więc przy­pusz­czać, że prze­ży­cie lęku przy­nio­sła skąd­inąd, być może jesz­cze z tego okresu, gdy się trzyma palce w buzi.

Albo Beata. Dla­czego, zamiast zająć się odpo­wie­dzią na pyta­nie, zasta­na­wia się, czy powie­dzieć, czy nie powie­dzieć? To jest ewi­dentny bagaż. Widać od razu pierw­szy blok w jej świa­do­mo­ści wzbu­dzany sytu­acją, w któ­rej ktoś zadaje jej pyta­nie.

Perls pod­kre­śla, że jeśli spoj­rzysz na czło­wieka z per­spek­tywy „tu i teraz” i gdy masz dobrze wyczu­lone oko i jasny umysł, widzisz, co w tym czło­wieku jest w tej chwili naj­waż­niej­sze i naj­praw­dziw­sze. I w jaki spo­sób pró­buje on to od sie­bie odsu­nąć. Gdy na przy­kład pytasz klienta: „Z czym do mnie przy­cho­dzisz?”, a on zaczyna ci opo­wia­dać w egzal­to­wany spo­sób o swo­ich pro­ble­mach, jed­no­cze­śnie cały czas trąc ręce, to ty już wiesz, że on nie jest świa­domy tego, co jest dla niego naj­waż­niej­sze, nie łapie z tym kon­taktu, nie łapie kon­taktu ze sobą.

Poko­ny­wa­nie obrony tego czło­wieka (tutaj obroną jest opo­wia­da­nie) polega na kie­ro­wa­niu jego uwagi na to, w czym jest ener­gia, czyli na figurę praw­dziwą, a nie obronną. Kla­syczny tera­peuta gestal­tow­ski zapyta go natych­miast: „Co robią teraz twoje ręce?”, czyli, innymi słowy: „Kim teraz jesteś? Co się teraz z tobą dzieje? Co teraz prze­ży­wasz? Tutaj, w tym momen­cie? Prze­stań mi opo­wia­dać o prze­szło­ści! Tego nie ma, jest tylko to, co teraz. Tu sie­dzisz ty, tu ja, trzesz ręce i masz ochotę opo­wie­dzieć mi o swo­jej prze­szło­ści. Reszta nie jest istotna”.

Gdy kie­dyś Perls zada­wał ludziom z grupy super­wi­zyj­nej po kolei pyta­nie: „Kim jesteś?”, a jeden z uczest­ni­ków zaczął bar­dzo długo opo­wia­dać o sobie, jed­no­cze­śnie upo­rczy­wie dra­piąc się po tyłku, Perls prze­rwał mu, mówiąc: „Czy nie wystar­cza ci być w tej chwili po pro­stu dra­pią­cym się w tyłek?”. W ten spo­sób poka­zał, z żar­to­bliwą prze­sadą, jaka odpo­wiedź jest ade­kwatna dla zdrowo funk­cjo­nu­ją­cej świa­do­mo­ści. Zdro­wej, a więc chwy­ta­ją­cej to, co „tu i teraz” jest na pierw­szym pla­nie – nie­ob­cią­żo­nej ego­cen­tryczną auto­re­flek­sją i auto­kre­acją.

W tera­pii Gestalt zakłada się, że gdy świa­do­mość czło­wieka funk­cjo­nuje w spo­sób nie­za­ha­mo­wany, wolny od róż­nych mean­drów, to jest on zawsze w har­mo­nii z sytu­acją, w dobrym kon­tak­cie z oto­cze­niem i ze sobą i potrafi ade­kwat­nie reago­wać na różne oko­licz­no­ści swego życia. To wystar­cza. Nie­za­leż­nie od tego, jak trudne będą oko­licz­no­ści, ten czło­wiek sobie z nimi pora­dzi.

Dla­tego kla­syczni gestal­ty­ści zaj­mują się przede wszyst­kim uspraw­nie­niem funk­cjo­no­wa­nia świa­do­mo­ści klienta, bada­niem pro­cesu kon­tak­to­wa­nia się klienta z rze­czy­wi­sto­ścią, uświa­da­mia­niem tego pro­cesu klien­towi. Nie pró­bują dociec, co się kryje za jakimś obja­wem – czy na przy­kład klient obse­syj­nie myje ręce, dla­tego że czuje się zbru­kany, czy że ma pro­blem sek­su­alny, czy że chce kogoś zamor­do­wać – bowiem w trak­cie pracy nad pro­ce­sem świa­do­mo­ści sprawa, która stała za obja­wem, z reguły ujaw­nia się sama. Tą sprawą nato­miast, tą prze­szkodą, unie­moż­li­wia­jącą klien­towi prze­ży­wa­nie rze­czy­wi­sto­ści w spo­sób zgodny z oko­licz­no­ściami, gestal­ty­ści zaj­mują się tylko w takim stop­niu, jaki jest nie­zbędny do tego, by pro­ces uświa­da­mia­nia sobie „tu i teraz” mógł dalej toczyć się gładko.

Używa się meta­fory, że nie­za­ła­twiona sprawa to, jak gdyby, sto­jąca woda. Wszystko, co trzeba zro­bić, to małą dziurkę w brzegu, tamie czy w dnie. Woda sama zacznie szu­kać ujścia, popły­nie coraz szer­szym stru­mie­niem. Dla­tego zaj­mo­wa­nie się tym, żeby tę wodę wybrać do końca jest stratą czasu, dowo­dem braku wiary w moż­li­wo­ści czło­wieka i wyra­zem nie­zro­zu­mie­nia spo­sobu, w jaki ludzka świa­do­mość działa.

Jeśli będzie­cie pamię­tać o tym i uwie­rzy­cie, że pod­sta­wową sprawą jest uru­cho­mie­nie pro­cesu świa­do­mo­ści, dopro­wa­dze­nie do tego, by wytwa­rzała jasne, czy­ste figury, które uru­cha­miają ener­gię do dzia­ła­nia i zni­kają otwie­ra­jąc prze­strzeń dla następ­nego doświad­cze­nia – to tak czę­sta, nad­mierna tro­ska o treść tego, co klient wnosi w pro­ces tera­peu­tyczny, nie będzie miała racji bytu. To ślepy zaułek psy­cho­ana­li­ty­ków, któ­rzy bez końca zaj­mują się tre­ścią, a nie pro­cesem – i w dodatku czy­nią z tego cnotę.

Mówię o tym tak dużo, ponie­waż jest to sprawa rzadko rozu­miana przez ludzi, któ­rzy pró­bują uczyć się tera­pii Gestalt. Czę­sto kon­cen­trują się na tech­nicz­nym aspek­cie tera­pii, nie rozu­mie­jąc, co za tym stoi.

Michał: Mam duży kło­pot z wybo­rem: czy pro­wa­dzić pracę w kie­runku, w któ­rym idzie pro­ces świa­do­mo­ści klienta, czy też pamię­tać o jakimś zało­żo­nym celu tej pracy?

W Nie widzę tu sprzecz­no­ści. Jeśli na pierw­szym pla­nie w two­jej świa­do­mo­ści jest pro­ces, to idziesz za pro­cesem. Skoro pro­ces został uru­cho­miony przez jakąś struk­turę czy pyta­nie, to się jakoś ma do tego pyta­nia. Z reguły jest zwią­zek mię­dzy prze­bie­giem pro­cesu a sytu­acją, która go uru­cha­mia.

Ist­nieje pokusa, żeby zdać się cał­ko­wi­cie na pro­ces klienta: „Prę­dzej czy póź­niej gdzieś on tam dopły­nie, ja mu tylko będę towa­rzy­szył”. To tak nie jest. Na ogół pro­ces naszych klien­tów ma cha­rak­ter neu­ro­tyczny. Jest podobny raczej do wiru niż pły­nię­cia. Jego prze­bieg ma to do sie­bie, że ener­gia krąży w kółko. Są w nim oczy­wi­ście ele­menty, które dają moż­li­wość wyj­ścia poza to zapę­tle­nie, poza neu­ro­tyczne błędne koło. I twoim zada­niem jako tera­peuty jest wydo­by­wa­nie z tła świa­do­mo­ści klienta tych ele­men­tów. Gdy jesteś czujny i uważny, intu­icyj­nie wiesz, w którą stronę pro­ces zmie­rza, wychwy­tu­jesz to, co go popy­cha, co sta­nowi drogę ku roz­wią­za­niu. Wypro­wa­dzasz czło­wieka poza jego sche­mat, czę­sto w obszary bar­dzo dla niego trudne, bar­dzo zagra­ża­jące.

W Jesz­cze tylko kilka reflek­sji na mar­gi­ne­sie waszych prac. Czy zauwa­ży­li­ście, jak ina­czej prze­bie­gał każdy z waszych pro­ce­sów w tych pra­cach? Gdyby popa­trzeć na nie jak na obraz czy na krótką etiudę fil­mową – każdy miał inny spo­sób wyrazu, inną zawar­tość. Różne światy.

Każdy z nas jest takim świa­tem. W każ­dej chwili każdy z nas doświad­cza nie­sły­cha­nej ilo­ści doznań, wra­żeń, spo­strze­żeń, myśli, uczuć. Ale ist­nieje jakiś tajem­ni­czy klucz, który każe i pozwala poru­szać się w tym cha­osie według okre­ślo­nego wzoru – i to wła­śnie, a nie co innego, wydo­by­wać z tła. Klucz ten nazywa się osobą. Tak wła­śnie prze­ja­wia się i two­rzy zara­zem „osoba”.

Dla uważ­nego tera­peuty, dążą­cego do opty­ma­li­za­cji pro­cesu klienta, bar­dzo inte­re­su­jące jest pyta­nie: „Według jakiego klu­cza klient orga­ni­zuje swój świat, swoje prze­ży­wa­nie? Co wybiera z tego wibru­ją­cego tła, z tego mnó­stwa róż­nych moż­li­wo­ści?”. Takie pyta­nie można też zadać samemu sobie. Nasza nie­po­wta­rzal­ność bowiem zasa­dza się na tym, czego przed chwilą byli­śmy tu świad­kami – na odmien­nych spo­so­bach doświad­cza­nia sie­bie i świata w każ­dej kolej­nej chwili.

Każ­demu z nas jest dostępna ta sama rze­czy­wi­stość. Każ­demu z nas jest dostępne to samo „tu i teraz”. A jed­nak każdy z nas żyje w innym świe­cie.

Na czym, w tych kate­go­riach, polega kon­takt? W jaki spo­sób dwie osoby mogą się spo­tkać? – Wtedy, kiedy wybie­rają z tła te same rze­czy, znajdą się w tej samej prze­strzeni. Albo, jak ktoś powie­dział, patrzą w tę samą stronę. Wtedy się spo­ty­kają. Ina­czej, żeby nie wiem jak bli­sko sie­bie sie­działy i jak mocno się obej­mo­wały – nic z tego nie wyj­dzie.

2. Problemy terapeuty

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Kilka uwag o pracy z klientem

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

4. Pomóc czy zbawić?

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

5. Psychoterapia a trening duchowy

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

Od redakcji pierwszego wydania

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

2. Spotkania ze stażystami z roku 1988

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

1. Po co pomagam i czemu to służy?

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

2. Czym pomagam?

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Proces rozwoju świadomości człowieka

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

4. Smutek

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

5. Niezgoda na rozstanie

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

6. Śmierć

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

7. Odchodzenie bliskich

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

8. Kłopoty terapeuty

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Wywiady, teksty, wykłady

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

1. Postawa

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

2. Elementy

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Praca

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

Przypisy

1. Wyda­nie pierw­sze uka­zało się w 1995 roku nakła­dem Agen­cji Wydaw­ni­czej Tu. [wróć]

2. Gestalt to szkoła psy­cho­te­ra­pii stwo­rzona przez Fry­de­ryka Per­lsa, póź­nego ucznia Freuda, sku­pia­jąca się na pracy nad pro­ce­sem świa­do­mo­ści, któ­rego „tu i teraz” doświad­czamy. [wróć]

O książce