Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wychowałem się na ciężkostrawnej katolicko-socjalistyczno-ateistycznej mieszance. Po trzydziestce zrozumiałem, że sam odpowiadam za wybór mojej duchowej drogi. Wybrałem buddyzm zen. Nie żałuję. Tym bardziej że dzięki zen zacząłem z wolna rozumieć przekaz Chrystusa, a nie jak wcześniej jedynie w Niego wierzyć. Te rozmowy, a potem książka, zrodziły się z dzielonej ze Współautorką potrzeby przekraczania konfliktogennych religijnych barier, szukania tego, co wspólne – i z przekonania, że Budda i Chrystus, gdyby się spotkali, z pewnością wpadliby sobie w ramiona. Zapraszam do lektury.
Daj sobie spokój to przesłanie wszystkich moich książek. Ale droga do wewnętrznego spokoju prowadzi przez samopoznanie i samozrozumienie. Nie licz na to, że inni dadzą ci spokój – tylko ty sam możesz go sobie dać.
Wojciech Eichelberger
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 65
Wojciech Eichelberger
Trener, coach, psychoterapeuta. Twórca idei i programu Instytutu Psychoimmunologii – IPSI, którego misją jest humanizowanie biznesu. Współtwórca platformy Positive Life organizującej psychologiczne szkolenia i kursy on-line. Jedna z wybitnych postaci polskiej psychologii i psychoterapii. Autor wielu bestselerowych książek z pogranicza psychologii, antropologii i duchowości. Od wielu lat obecny w radiu, telewizji, w renomowanych czasopismach i dziennikach. W pracy z ludźmi odwołuje się do podejścia integralnego, które prócz psychiki bierze pod uwagę ciało, energię i duchowość. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Polonia Restituta za działalność konspiracyjną w okresie stanu wojennego.
www.wojciecheichelberger.pl
Renata Arendt-Dziurdzikowska
Dziennikarka i pisarka zajmująca się zagadnieniami psychologii, rozwoju wewnętrznego i duchowości. Autorka i współautorka wielu książek. Certyfikowana coach.
www.rdziurdzikowska.pl
Mistrzowi zen Soen Sa Nimowi
Wojciech Eichelberger
W połowie lat osiemdziesiątych XX wieku w Warszawie przy ulicy Żytniej, w surowych murach powstającego z wolna nowego kościoła, niezapomniany profesor Janusz Bogucki, wrażliwy, odważny i mądry człowiek, wraz z miejscowym proboszczem, ks. Wojciechem Czarnowskim, organizowali z wielkim rozmachem spotkania ludzi najróżniejszych wyznań i orientacji religijnych. Jedno z nich prof. Bogucki zatytułował „Droga Światła”. Przez kilka dni z rzędu trwały otwarte nabożeństwa i medytacje, czytanie świętych pism i dyskusje.
Na jednym z takich spotkań pojawił się koreański mistrz zen Soen Sa Nim, jeden z najbardziej cenionych współczesnych nauczycieli, założyciel koreańskiej szkoły i świątyni zen w Warszawie. Po wykładzie mistrza rozpoczął się jego dialog z publicznością. W pewnym momencie z tłumu padło pytanie: „Co to jest grzech?”. Zapadła wielka cisza. Po chwili Soen Sa Nim z rozbrajającym uśmiechem prosto z imponującego brzucha wypalił: „God’s mistake! Boska pomyłka!”.
Przez następną, długą jak wieczność chwilę zdumiona publiczność próbowała sobie poradzić z tym pustoszącym umysły, z pozoru świętokradczym oświadczeniem. Jakże Bóg może się mylić?! Ale nikt nie odważył się wyrazić tej zasadniczej wątpliwości. Przyznam, że wówczas sam nie do końca wiedziałem, co począć z odpowiedzią mistrza. Teraz po latach chylę czoła przed tą spontaniczną prezentacją zjednoczonego umysłu zen. Mam nadzieję, że Soen Sa Nim mi wybaczy zadedykowanie z wdzięcznością tego nieudolnego gadulstwa właśnie Jemu.
Wojciech Eichelberger
Renata Arendt-Dziurdzikowska
R Co to jest grzech?
Wojciech Eichelberger
W Grzech to sprzeniewierzenie się sobie, błędne myślenie i działanie biorące się z tego, że złudzenia tworzone przez nasz umysł uznajemy za rzeczywistość. Stąd zamieszanie i cierpienie w naszym życiu. Co gorsza, nasze próby wydostania się z tej pułapki polegają na ogół na tworzeniu nowych złudzeń.
R Wtedy krzywdzimy siebie i innych?
W Siebie na pewno, a innych przy okazji. Podstawowym grzechem, który rodzi nieskończoną różnorodność wszystkich innych, jest utrzymywanie stanu umysłu oddzielającego nas od tego, co nazywamy Bogiem, Prawdziwą Naturą, Ostateczną Rzeczywistością, Absolutem, Najwyższym Ja. W stanie takiego podstawowego grzechu umysł uznaje sam siebie za odrębny byt mający niezależną tożsamość przeżywaną przez nas jako poczucie Ja.
Oddzielenie się od naszej prawdziwej istoty powoduje niezliczone błędy w postrzeganiu, myśleniu, odczuwaniu i działaniu. Jednym z nich jest pycha: czucie się lepszym, mądrzejszym, silniejszym, kimś, kto więcej ma, więcej znaczy, ukrywanie się w najróżniejszych przebraniach, nadawanie sobie wielkich tytułów, uznawanie się za panów tego świata albo jedyne dzieci Boga.
Nawet gdybyśmy przez całe życie nikogo nie skrzywdzili, i tak nie uwolni nas to od złudzenia odrębności, które samo w sobie jest błędem podstawowym, błędem pychy popełnianym wobec naszej prawdziwej, boskiej istoty, doskonałej i całkowitej, która istniała, zanim się urodziliśmy i nie przestaje istnieć, gdy umieramy.
R Jeśli czuję się lepsza od innych, grzeszę pychą?
W Samo porównanie się z innymi jest już przejawem pychy. Ale uważanie się za lepszego i mądrzejszego od innych jest szczególnie niebezpieczne. Stąd prosta droga do narzucania innym własnych poglądów, zniewalania ich, ograniczania, a nawet niszczenia. Grzeszymy pychą, sądząc, że nie musimy się zmieniać, uczyć, pracować nad sobą, że to inni powinni coś zrobić, aby do nas dorosnąć albo ulżyć naszemu cierpieniu.
Także ci z nas, którym udaje się czegoś dokonać w pracy nad sobą, którzy powoli odzyskują swoją duchową tożsamość, mogą stać się dumni i pyszni. Tak jak w dowcipie o dwóch zakonnikach. Przechadzają się długo i w milczeniu po ogrodzie, gdy nagle jeden mówi z przejęciem: „Muszę ci coś wyznać, bracie, w największej tajemnicy”. „Co takiego?” – pyta zaniepokojony ten drugi. Na to pierwszy: „Bracie, przyszła mi do głowy myśl, że drugiego tak skromnego jak ja nie ma na świecie!”.
R Pragniemy być szczególni i wyjątkowi?
W Każdy tego pragnie. Również ci z nas, którzy mają niskie poczucie wartości i czują się bardzo nieszczęśliwi. Gdy przyjrzeć się bliżej, często okazuje się, że potrafimy czerpać satysfakcję także ze swojej wyjątkowo trudnej sytuacji. Nasza pycha syci się naszym nadzwyczajnym nieszczęściem. Jakże często stwierdzamy, że nie ma na świecie drugiej osoby tak nieszczęśliwej jak my.
R Jestem lepsza dlatego, że jestem gorsza. To przejaw pychy?
W Wywyższać się można na nieskończenie wiele sposobów. Często w naszych rodzinach toczy się gra w to, kto jest bardziej nieszczęśliwy. Gdy ktoś w rodzinie zdobywa czas i uwagę innych, narzucając się ze swoim nieszczęściem, wtedy pozostali jej członkowie zaczynają z nim rywalizować, kto jest najbiedniejszy.
R Po co?
W Żeby być ważniejszym. W ten sposób przejawia się tak zwana pycha żebracza. Mówi o tym pewna buddyjska przypowieść. Stara żebraczka dowiedziała się, że do świątyni, przed którą żebrała od początku swojego życia, ma przybyć Budda. Bardzo się ucieszyła. Liczyła na to, że współczujący Budda da jej dużą jałmużnę. Tego dnia zajęła swoje zwykłe miejsce i zmobilizowała cały żebraczy kunszt. Gdy Budda wychodził ze świątyni, wyciągnęła dramatycznie ręce i zawołała: „O, współczujący Buddo, jestem biedną, starą żebraczką, niczego nie mam, proszę, daj mi jałmużnę”. Ku jej zaskoczeniu Budda wcale nie sięgnął do kieszeni, tylko patrzył na nią z ciepłym uśmiechem i milczał. Pomyślała, że nie usłyszał, więc zawołała głośniej: „O, współczujący Buddo, jestem biedną żebraczką, moja matka była żebraczką, moja babka była żebraczką, prababka była żebraczką, niczego nie mam, proszę, daj mi jałmużnę!”. Ale i tym razem ręka Buddy nie powędrowała w stronę kieszeni. „Czy nie słyszysz, o co cię proszę?” – zapytała zniecierpliwiona żebraczka. „Słyszę – odpowiedział Budda – ale mam dla ciebie inną propozycję”. „Jaką?” – zapytała, tym razem zaciekawiona. „Ty mi coś daj” – odparł Budda. Żebraczka osłupiała: „Ja mam ci coś dać?! Przecież to ja jestem żebraczką, a ty jesteś współczującym Buddą, to ty jesteś od dawania”. „Nie, nie, ty mi coś daj” – nalegał Budda, uśmiechając się promiennie. Żebraczka wpadła w furię: „Ja tu żebrzę od dzieciństwa, niczego nie mam, moja matka, babka i prababka były żebraczkami, czego ty ode mnie chcesz?! Nie mam ci nic do dania, dlatego przecież jestem żebraczką!”. Na to Budda: „Szkoda, że tak się przy tym upierasz. Ale i tak możesz mi coś dać”. „Co takiego?” – warknęła żebraczka. „Możesz odmówić wzięcia jałmużny” – odparł Budda, po czym szybko się oddalił.
R Wydaje nam się, że jesteśmy tak biedni, że inni mają obowiązek nas obdarowywać? Ten rodzaj pychy, wbrew pozorom, jest dość powszechny.
W Pracowicie podtrzymujemy iluzję, że nie mamy nic do dania. Ci z nas, którzy nie dostali ciepła i miłości w dzieciństwie, pytają często: „Skąd mam wziąć to, czego inni ludzie ode mnie potrzebują, skoro tego nie dostałem?”. Mówią: „Nie potrafię dać dzieciom miłości, bo mi jej nikt nie dał”. Ale to tylko pozór prawdy. Każdy z nas, nawet jeśli niczego nie dostał, gdy sięgnie głęboko w siebie, odkryje, że ma bardzo dużo do dania. Jest takie miejsce w nas, które nazywa się sercem i można z niego czerpać do woli. Im więcej się z niego daje, tym więcej jest do dania. Tak jak w dobrej studni – im więcej z niej czerpiemy, tym więcej świeżej wody do niej napływa.
R Wydaje się, że z grzechem pychy największy kłopot mają wielcy i możni tego świata, znani, bogaci i posiadający władzę…
W Ich pychę tylko łatwiej zobaczyć. Rzuca się w oczy. Ale patrząc uważniej zobaczymy, że jeśli wkładamy dużo energii w zdobycie władzy i pozycji, w głębi duszy źle o sobie myślimy. W dzieciństwie zaznaliśmy upokorzeń, o których chcemy za wszelką cenę zapomnieć. Dlatego dążymy do stworzenia takich sytuacji, w których nikt już nie zdoła nas poniżyć. Ale i tak cierpimy, gdy odkrywamy po czasie, że otaczają nas wyłącznie pochlebcy.
R Często ktoś posiadający władzę jest przekonany, że może wszystko, może uczynić innych szczęśliwymi lub nieszczęśliwymi, może ich kupić, zniewolić albo wybawić.
W Wtedy jego pycha osiąga apogeum. Ogłasza się bogiem albo wizjonerem i w imię swoich szaleńczych iluzji prowadzi ideologiczne oraz militarne batalie. Jednak wcześniej czy później musi ponieść klęskę. Bo działanie wynikające z pychy, tak jak każde działanie oparte na złudzeniach, w końcu samo się skompromituje. Żeby stać się zdolnym do pomagania innym, trzeba najpierw pozbyć się złudzeń na własny temat.
Z pychą jest tak samo jak z innymi grzechami, łatwiej dostrzec ją u innych, szczególnie tych wpływowych i bogatych, trudniej u siebie. A przecież pycha biedy też jest pychą. Wydaje się, że ubóstwo daje nam prawo do uważania się za jedynych sprawiedliwych i prawo do oceniania innych, na przykład uznawania wszystkich bogatych za złodziei. Dopóki nie przejrzymy na oczy, będą nami – zarówno bogatymi, jak i biednymi – rządzić chciwość i zawiść.
R Czy pycha bywa pożyteczna?
W Nie ma takiej możliwości. Pycha jest aberracją. Tak jak każdy inny grzech odcina nas od prawdy. Skazuje na wyniosłą, a w gruncie rzeczy przerażającą samotność. Nie należy mylić pychy z szacunkiem do siebie. Szacunek do siebie oraz poczucie własnej godności mają źródło wewnątrz nas i nie domagają się żadnych zewnętrznych potwierdzeń. Natomiast pycha, jako fałszywa samoświadomość, wymaga nieustannego podtrzymywania i reperowania. Żebraczka podtrzymuje swoją żebraczą iluzję, twierdząc, że nie ma nic do dania. Człowiek bogaty karmi swoją iluzję wielkości, spędzając czas w luksusowych miejscach, gdzie za pieniądze traktowany jest jak książę. Niepewni siebie politycy muszą potwierdzać swoją iluzję mocy, organizując nieustannie na swoją cześć parady, wiece, manifestacje poparcia i galowe przyjęcia.
R Jak pycha przejawia się w codziennym życiu, w relacjach z najbliższymi?
W W naszej patriarchalnej kulturze my, mężczyźni, częściej grzeszymy pychą. Ubzduraliśmy sobie, że jesteśmy namiestnikami Boga i panami świata. Wiele kobiet wspiera tę iluzję, dokarmiając i tak już nieźle odżywioną pychę mężczyzn. Jeśli mężczyzna uwierzy, że jest w stanie uszczęśliwić kobietę, a ona uzna, że skoro ma go u boku, nie musi już nic więcej w sprawie swojego szczęścia robić – to dla obojga tragedia. On grzeszy pychą, a ona lenistwem. W takich związkach nie ma miejsca na prawdziwy szacunek, dojrzewanie i rozwój. Ale pychą grzeszą też skrajne feministki, twierdząc, że Bóg jest kobietą.
Wiele pychy i związanej z nią przemocy pojawia się w naszych relacjach z dziećmi. To, co dzieje się między rodzicami a dziećmi, często niczym się nie różni od fali w wojsku. Starsi i silniejsi poniżają i biją młodszych, czyniąc ich swoimi ofiarami. Poniżane dzieci, gdy dorosną, w swojej iluzji bycia lepszymi od innych przenoszą falę nienawiści i pogardy na słabszych od siebie i na swoje dzieci.
Wiemy lepiej, co dobre dla naszych dzieci, jaką szkołę powinny wybrać, jakiego męża czy żonę. Wiemy, jak powinny żyć.
To przejawy rodzicielskiej pychy. Często wymagamy od dzieci tego, czemu sami nie jesteśmy w stanie sprostać. Albo sami postępujemy w sposób, który kłóci się z naszym sumieniem, a dzieci epatujemy pięknymi hasłami i deklaracjami.
R Czy jest lekarstwo na pychę?
W Wystarczy pójść na cmentarz. Najlepszym lekarstwem na pychę jest świadomość nieuchronności śmierci. Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi, a tego pycha nie lubi i nie chce o tym wiedzieć. Czasem jedynym lekarstwem na pychę jest choroba albo strata kogoś bliskiego. Wtedy odkrywamy, że wpływy i władza, choćby największe, nie są w stanie uchronić nas przed przemijaniem i cierpieniem. Lekcją pokory bywają też nałogi i uzależnienia. Tysiące razy mówimy sobie: „Nigdy więcej!”. Ale nie jesteśmy w stanie dotrzymać obietnicy. Dopóki nie spokorniejemy, nie wyjdziemy z nałogu. Musimy przyznać się przed sobą, że straciliśmy panowanie nad swoim życiem. Pycha musi się poddać. Nigdy więcej nie wolno nam czegoś zrobić, bo jeśli zrobimy to choć raz, demon nałogu znów zacznie sprawować swoje straszne rządy. Pycha nie znosi sytuacji, w których traci kontrolę nad życiem.
R Przeciwieństwem pychy jest pokora. Jaki to stan umysłu? Taki, w którym zgadzam się, poddaję?
W Pycha zadaje się z pogardą, nienawiścią, arogancją i strachem. Pokora przyjaźni się z miłością, wybaczaniem i spokojem. Jest zdrową rezygnacją z pozorów. Pomaga otrząsnąć się z duchowego lenistwa, powrócić do podstawowych pytań i wątpliwości. Każe zrezygnować ze wszystkiego, co wymyśliliśmy na własny temat, z ukochanych przekonań, sądów i teorii. Z nazw, tytułów i przyzwyczajeń. A przede wszystkim z iluzorycznego przekonania, że jesteśmy w stanie kontrolować życie i umieranie.
Spotkałem kiedyś kobietę, która nie spała wiele tygodni. Obawiała się, że jeśli zaśnie, przestanie oddychać. Dniami i nocami pilnowała swojego oddechu. Zwróciłem jej uwagę, że zapomniała o kilku ważnych procesach życiowych, których nie kontroluje, a mimo to jakimś cudem żyje. Jej serce bije, trzewia trawią, skóra oddycha, gruczoły funkcjonują, rosną włosy i paznokcie, stare komórki umierają i rodzą się nowe. Na przykładzie przeżyć tej kobiety widać wyraźnie, jak szczególnym przejawem naszej wiary i pokory jest zasypianie.
R Ponieważ rezygnujemy z kontrolowania?
W We śnie wszyscy jesteśmy równi. Nie pamiętamy, czy położyliśmy się na lnie, czy na jedwabiu. Abdykujemy i ufnie składamy nasze życie w ręce prawowitego władcy. Takiej pokory i takiego zawierzenia potrzebujemy także za dnia. W głębi duszy wszyscy za tym tęsknimy, słusznie przeczuwając, że w ten sposób odzyskamy prawdziwy spokój.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji ebooka