Siedem boskich pomyłek - Wojciech Eichelberger - ebook

Siedem boskich pomyłek ebook

Wojciech Eichelberger

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wychowałem się na ciężkostrawnej katolicko-socjalistyczno-ateistycznej mieszance. Po trzydziestce zrozumiałem, że sam odpowiadam za wybór mojej duchowej drogi. Wybrałem buddyzm zen. Nie żałuję. Tym bardziej że dzięki zen zacząłem z wolna rozumieć przekaz Chrystusa, a nie jak wcześniej jedynie w Niego wierzyć. Te rozmowy, a potem książka, zrodziły się z dzielonej ze Współautorką potrzeby przekraczania konfliktogennych religijnych barier, szukania tego, co wspólne – i z przekonania, że Budda i Chrystus, gdyby się spotkali, z pewnością wpadliby sobie w ramiona. Zapraszam do lektury.

Daj sobie spokój to przesłanie wszystkich moich książek. Ale droga do wewnętrznego spokoju prowadzi przez samopoznanie i samozrozumienie. Nie licz na to, że inni dadzą ci spokój – tylko ty sam możesz go sobie dać.

Wojciech Eichelberger

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 65

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



O autorach

Woj­ciech Eichel­ber­ger

Tre­ner, coach, psy­cho­te­ra­peuta. Twórca idei i pro­gramu Insty­tutu Psy­cho­im­mu­no­lo­gii – IPSI, któ­rego misją jest huma­ni­zo­wa­nie biz­nesu. Współ­twórca plat­formy Posi­tive Life orga­ni­zu­ją­cej psy­cho­lo­giczne szko­le­nia i kursy on-line. Jedna z wybit­nych postaci pol­skiej psy­cho­lo­gii i psy­cho­te­ra­pii. Autor wielu best­se­le­ro­wych ksią­żek z pogra­ni­cza psy­cho­lo­gii, antro­po­lo­gii i ducho­wo­ści. Od wielu lat obecny w radiu, tele­wi­zji, w reno­mo­wa­nych cza­so­pi­smach i dzien­ni­kach. W pracy z ludźmi odwo­łuje się do podej­ścia inte­gral­nego, które prócz psy­chiki bie­rze pod uwagę ciało, ener­gię i ducho­wość. Odzna­czony Krzy­żem Kawa­ler­skim Polo­nia Resti­tuta za dzia­łal­ność kon­spi­ra­cyjną w okre­sie stanu wojen­nego.

www.woj­cie­che­ichel­ber­ger.pl

Renata Arendt-Dziur­dzi­kow­ska

Dzien­ni­karka i pisarka zaj­mu­jąca się zagad­nie­niami psy­cho­lo­gii, roz­woju wewnętrz­nego i ducho­wo­ści. Autorka i współ­au­torka wielu ksią­żek. Cer­ty­fi­ko­wana coach.

www.rdziur­dzi­kow­ska.pl

Dedykacja

Mistrzowi zen Soen Sa Nimowi

Woj­ciech Eichel­ber­ger

Od autora

W poło­wie lat osiem­dzie­sią­tych XX wieku w War­sza­wie przy ulicy Żyt­niej, w suro­wych murach powsta­ją­cego z wolna nowego kościoła, nie­za­po­mniany pro­fe­sor Janusz Bogucki, wraż­liwy, odważny i mądry czło­wiek, wraz z miej­sco­wym pro­bosz­czem, ks. Woj­cie­chem Czar­now­skim, orga­ni­zo­wali z wiel­kim roz­ma­chem spo­tka­nia ludzi naj­róż­niej­szych wyznań i orien­ta­cji reli­gij­nych. Jedno z nich prof. Bogucki zaty­tu­ło­wał „Droga Świa­tła”. Przez kilka dni z rzędu trwały otwarte nabo­żeń­stwa i medy­ta­cje, czy­ta­nie świę­tych pism i dys­ku­sje.

Na jed­nym z takich spo­tkań poja­wił się kore­ań­ski mistrz zen Soen Sa Nim, jeden z naj­bar­dziej cenio­nych współ­cze­snych nauczy­cieli, zało­ży­ciel kore­ań­skiej szkoły i świą­tyni zen w War­sza­wie. Po wykła­dzie mistrza roz­po­czął się jego dia­log z publicz­no­ścią. W pew­nym momen­cie z tłumu padło pyta­nie: „Co to jest grzech?”. Zapa­dła wielka cisza. Po chwili Soen Sa Nim z roz­bra­ja­ją­cym uśmie­chem pro­sto z impo­nu­ją­cego brzu­cha wypa­lił: „God’s mistake! Boska pomyłka!”.

Przez następną, długą jak wiecz­ność chwilę zdu­miona publicz­ność pró­bo­wała sobie pora­dzić z tym pusto­szą­cym umy­sły, z pozoru świę­to­krad­czym oświad­cze­niem. Jakże Bóg może się mylić?! Ale nikt nie odwa­żył się wyra­zić tej zasad­ni­czej wąt­pli­wo­ści. Przy­znam, że wów­czas sam nie do końca wie­dzia­łem, co począć z odpo­wie­dzią mistrza. Teraz po latach chylę czoła przed tą spon­ta­niczną pre­zen­ta­cją zjed­no­czo­nego umy­słu zen. Mam nadzieję, że Soen Sa Nim mi wyba­czy zade­dy­ko­wa­nie z wdzięcz­no­ścią tego nie­udol­nego gadul­stwa wła­śnie Jemu.

Woj­ciech Eichel­ber­ger

1. Pycha

Renata Arendt-Dziur­dzi­kow­ska

R Co to jest grzech?

Woj­ciech Eichel­ber­ger

W Grzech to sprze­nie­wie­rze­nie się sobie, błędne myśle­nie i dzia­ła­nie bio­rące się z tego, że złu­dze­nia two­rzone przez nasz umysł uzna­jemy za rze­czy­wi­stość. Stąd zamie­sza­nie i cier­pie­nie w naszym życiu. Co gor­sza, nasze próby wydo­sta­nia się z tej pułapki pole­gają na ogół na two­rze­niu nowych złu­dzeń.

R Wtedy krzyw­dzimy sie­bie i innych?

W Sie­bie na pewno, a innych przy oka­zji. Pod­sta­wo­wym grze­chem, który rodzi nie­skoń­czoną róż­no­rod­ność wszyst­kich innych, jest utrzy­my­wa­nie stanu umy­słu oddzie­la­ją­cego nas od tego, co nazy­wamy Bogiem, Praw­dziwą Naturą, Osta­teczną Rze­czy­wi­sto­ścią, Abso­lu­tem, Naj­wyż­szym Ja. W sta­nie takiego pod­sta­wo­wego grze­chu umysł uznaje sam sie­bie za odrębny byt mający nie­za­leżną toż­sa­mość prze­ży­waną przez nas jako poczu­cie Ja.

Oddzie­le­nie się od naszej praw­dzi­wej istoty powo­duje nie­zli­czone błędy w postrze­ga­niu, myśle­niu, odczu­wa­niu i dzia­ła­niu. Jed­nym z nich jest pycha: czu­cie się lep­szym, mądrzej­szym, sil­niej­szym, kimś, kto wię­cej ma, wię­cej zna­czy, ukry­wa­nie się w naj­róż­niej­szych prze­bra­niach, nada­wa­nie sobie wiel­kich tytu­łów, uzna­wa­nie się za panów tego świata albo jedyne dzieci Boga.

Nawet gdy­by­śmy przez całe życie nikogo nie skrzyw­dzili, i tak nie uwolni nas to od złu­dze­nia odręb­no­ści, które samo w sobie jest błę­dem pod­sta­wo­wym, błę­dem pychy popeł­nia­nym wobec naszej praw­dzi­wej, boskiej istoty, dosko­na­łej i cał­ko­wi­tej, która ist­niała, zanim się uro­dzi­li­śmy i nie prze­staje ist­nieć, gdy umie­ramy.

R Jeśli czuję się lep­sza od innych, grze­szę pychą?

W Samo porów­na­nie się z innymi jest już prze­ja­wem pychy. Ale uwa­ża­nie się za lep­szego i mądrzej­szego od innych jest szcze­gól­nie nie­bez­pieczne. Stąd pro­sta droga do narzu­ca­nia innym wła­snych poglą­dów, znie­wa­la­nia ich, ogra­ni­cza­nia, a nawet nisz­cze­nia. Grze­szymy pychą, sądząc, że nie musimy się zmie­niać, uczyć, pra­co­wać nad sobą, że to inni powinni coś zro­bić, aby do nas doro­snąć albo ulżyć naszemu cier­pie­niu.

Także ci z nas, któ­rym udaje się cze­goś doko­nać w pracy nad sobą, któ­rzy powoli odzy­skują swoją duchową toż­sa­mość, mogą stać się dumni i pyszni. Tak jak w dow­ci­pie o dwóch zakon­ni­kach. Prze­cha­dzają się długo i w mil­cze­niu po ogro­dzie, gdy nagle jeden mówi z prze­ję­ciem: „Muszę ci coś wyznać, bra­cie, w naj­więk­szej tajem­nicy”. „Co takiego?” – pyta zanie­po­ko­jony ten drugi. Na to pierw­szy: „Bra­cie, przy­szła mi do głowy myśl, że dru­giego tak skrom­nego jak ja nie ma na świe­cie!”.

R Pra­gniemy być szcze­gólni i wyjąt­kowi?

W Każdy tego pra­gnie. Rów­nież ci z nas, któ­rzy mają niskie poczu­cie war­to­ści i czują się bar­dzo nie­szczę­śliwi. Gdy przyj­rzeć się bli­żej, czę­sto oka­zuje się, że potra­fimy czer­pać satys­fak­cję także ze swo­jej wyjąt­kowo trud­nej sytu­acji. Nasza pycha syci się naszym nad­zwy­czaj­nym nie­szczę­ściem. Jakże czę­sto stwier­dzamy, że nie ma na świe­cie dru­giej osoby tak nie­szczę­śli­wej jak my.

R Jestem lep­sza dla­tego, że jestem gor­sza. To prze­jaw pychy?

W Wywyż­szać się można na nie­skoń­cze­nie wiele spo­so­bów. Czę­sto w naszych rodzi­nach toczy się gra w to, kto jest bar­dziej nie­szczę­śliwy. Gdy ktoś w rodzi­nie zdo­bywa czas i uwagę innych, narzu­ca­jąc się ze swoim nie­szczę­ściem, wtedy pozo­stali jej człon­ko­wie zaczy­nają z nim rywa­li­zo­wać, kto jest naj­bied­niej­szy.

R Po co?

W Żeby być waż­niej­szym. W ten spo­sób prze­ja­wia się tak zwana pycha żebra­cza. Mówi o tym pewna bud­dyj­ska przy­po­wieść. Stara żebraczka dowie­działa się, że do świą­tyni, przed którą żebrała od początku swo­jego życia, ma przy­być Budda. Bar­dzo się ucie­szyła. Liczyła na to, że współ­czu­jący Budda da jej dużą jał­mużnę. Tego dnia zajęła swoje zwy­kłe miej­sce i zmo­bi­li­zo­wała cały żebra­czy kunszt. Gdy Budda wycho­dził ze świą­tyni, wycią­gnęła dra­ma­tycz­nie ręce i zawo­łała: „O, współ­czu­jący Buddo, jestem biedną, starą żebraczką, niczego nie mam, pro­szę, daj mi jał­mużnę”. Ku jej zasko­cze­niu Budda wcale nie się­gnął do kie­szeni, tylko patrzył na nią z cie­płym uśmie­chem i mil­czał. Pomy­ślała, że nie usły­szał, więc zawo­łała gło­śniej: „O, współ­czu­jący Buddo, jestem biedną żebraczką, moja matka była żebraczką, moja babka była żebraczką, pra­babka była żebraczką, niczego nie mam, pro­szę, daj mi jał­mużnę!”. Ale i tym razem ręka Buddy nie powę­dro­wała w stronę kie­szeni. „Czy nie sły­szysz, o co cię pro­szę?” – zapy­tała znie­cier­pli­wiona żebraczka. „Sły­szę – odpo­wie­dział Budda – ale mam dla cie­bie inną pro­po­zy­cję”. „Jaką?” – zapy­tała, tym razem zacie­ka­wiona. „Ty mi coś daj” – odparł Budda. Żebraczka osłu­piała: „Ja mam ci coś dać?! Prze­cież to ja jestem żebraczką, a ty jesteś współ­czu­jącym Buddą, to ty jesteś od dawa­nia”. „Nie, nie, ty mi coś daj” – nale­gał Budda, uśmie­cha­jąc się pro­mien­nie. Żebraczka wpa­dła w furię: „Ja tu żebrzę od dzie­ciń­stwa, niczego nie mam, moja matka, babka i pra­babka były żebracz­kami, czego ty ode mnie chcesz?! Nie mam ci nic do dania, dla­tego prze­cież jestem żebraczką!”. Na to Budda: „Szkoda, że tak się przy tym upie­rasz. Ale i tak możesz mi coś dać”. „Co takiego?” – wark­nęła żebraczka. „Możesz odmó­wić wzię­cia jał­mużny” – odparł Budda, po czym szybko się odda­lił.

R Wydaje nam się, że jeste­śmy tak biedni, że inni mają obo­wią­zek nas obda­ro­wy­wać? Ten rodzaj pychy, wbrew pozo­rom, jest dość powszechny.

W Pra­co­wi­cie pod­trzy­mu­jemy ilu­zję, że nie mamy nic do dania. Ci z nas, któ­rzy nie dostali cie­pła i miło­ści w dzie­ciń­stwie, pytają czę­sto: „Skąd mam wziąć to, czego inni ludzie ode mnie potrze­bują, skoro tego nie dosta­łem?”. Mówią: „Nie potra­fię dać dzie­ciom miło­ści, bo mi jej nikt nie dał”. Ale to tylko pozór prawdy. Każdy z nas, nawet jeśli niczego nie dostał, gdy się­gnie głę­boko w sie­bie, odkryje, że ma bar­dzo dużo do dania. Jest takie miej­sce w nas, które nazywa się ser­cem i można z niego czer­pać do woli. Im wię­cej się z niego daje, tym wię­cej jest do dania. Tak jak w dobrej studni – im wię­cej z niej czer­piemy, tym wię­cej świe­żej wody do niej napływa.

R Wydaje się, że z grze­chem pychy naj­więk­szy kło­pot mają wielcy i możni tego świata, znani, bogaci i posia­da­jący wła­dzę…

W Ich pychę tylko łatwiej zoba­czyć. Rzuca się w oczy. Ale patrząc uważ­niej zoba­czymy, że jeśli wkła­damy dużo ener­gii w zdo­by­cie wła­dzy i pozy­cji, w głębi duszy źle o sobie myślimy. W dzie­ciń­stwie zazna­li­śmy upo­ko­rzeń, o któ­rych chcemy za wszelką cenę zapo­mnieć. Dla­tego dążymy do stwo­rze­nia takich sytu­acji, w któ­rych nikt już nie zdoła nas poni­żyć. Ale i tak cier­pimy, gdy odkry­wamy po cza­sie, że ota­czają nas wyłącz­nie pochlebcy.

R Czę­sto ktoś posia­da­jący wła­dzę jest prze­ko­nany, że może wszystko, może uczy­nić innych szczę­śli­wymi lub nieszczę­śli­wymi, może ich kupić, znie­wo­lić albo wyba­wić.

W Wtedy jego pycha osiąga apo­geum. Ogła­sza się bogiem albo wizjo­ne­rem i w imię swo­ich sza­leń­czych ilu­zji pro­wa­dzi ide­olo­giczne oraz mili­tarne bata­lie. Jed­nak wcze­śniej czy póź­niej musi ponieść klę­skę. Bo dzia­ła­nie wyni­ka­jące z pychy, tak jak każde dzia­ła­nie oparte na złu­dze­niach, w końcu samo się skom­pro­mi­tuje. Żeby stać się zdol­nym do poma­ga­nia innym, trzeba naj­pierw pozbyć się złu­dzeń na wła­sny temat.

Z pychą jest tak samo jak z innymi grze­chami, łatwiej dostrzec ją u innych, szcze­gól­nie tych wpły­wo­wych i boga­tych, trud­niej u sie­bie. A prze­cież pycha biedy też jest pychą. Wydaje się, że ubó­stwo daje nam prawo do uwa­ża­nia się za jedy­nych spra­wie­dli­wych i prawo do oce­nia­nia innych, na przy­kład uzna­wa­nia wszyst­kich boga­tych za zło­dziei. Dopóki nie przej­rzymy na oczy, będą nami – zarówno boga­tymi, jak i bied­nymi – rzą­dzić chci­wość i zawiść.

R Czy pycha bywa poży­teczna?

W Nie ma takiej moż­li­wo­ści. Pycha jest aber­ra­cją. Tak jak każdy inny grzech odcina nas od prawdy. Ska­zuje na wynio­słą, a w grun­cie rze­czy prze­ra­ża­jącą samot­ność. Nie należy mylić pychy z sza­cun­kiem do sie­bie. Sza­cu­nek do sie­bie oraz poczu­cie wła­snej god­no­ści mają źró­dło wewnątrz nas i nie doma­gają się żad­nych zewnętrz­nych potwier­dzeń. Nato­miast pycha, jako fał­szywa samo­świa­do­mość, wymaga nie­ustan­nego pod­trzy­my­wa­nia i repe­ro­wa­nia. Żebraczka pod­trzy­muje swoją żebra­czą ilu­zję, twier­dząc, że nie ma nic do dania. Czło­wiek bogaty karmi swoją ilu­zję wiel­ko­ści, spę­dza­jąc czas w luk­su­so­wych miej­scach, gdzie za pie­nią­dze trak­to­wany jest jak książę. Nie­pewni sie­bie poli­tycy muszą potwier­dzać swoją ilu­zję mocy, orga­ni­zu­jąc nie­ustan­nie na swoją cześć parady, wiece, mani­fe­sta­cje popar­cia i galowe przy­ję­cia.

R Jak pycha prze­ja­wia się w codzien­nym życiu, w rela­cjach z naj­bliż­szymi?

W W naszej patriar­chal­nej kul­tu­rze my, męż­czyźni, czę­ściej grze­szymy pychą. Ubz­du­ra­li­śmy sobie, że jeste­śmy namiest­ni­kami Boga i panami świata. Wiele kobiet wspiera tę ilu­zję, dokar­mia­jąc i tak już nie­źle odży­wioną pychę męż­czyzn. Jeśli męż­czyzna uwie­rzy, że jest w sta­nie uszczę­śli­wić kobietę, a ona uzna, że skoro ma go u boku, nie musi już nic wię­cej w spra­wie swo­jego szczę­ścia robić – to dla obojga tra­ge­dia. On grze­szy pychą, a ona leni­stwem. W takich związ­kach nie ma miej­sca na praw­dziwy sza­cu­nek, doj­rze­wa­nie i roz­wój. Ale pychą grze­szą też skrajne femi­nistki, twier­dząc, że Bóg jest kobietą.

Wiele pychy i zwią­za­nej z nią prze­mocy poja­wia się w naszych rela­cjach z dziećmi. To, co dzieje się mię­dzy rodzi­cami a dziećmi, czę­sto niczym się nie różni od fali w woj­sku. Starsi i sil­niejsi poni­żają i biją młod­szych, czy­niąc ich swo­imi ofia­rami. Poni­żane dzieci, gdy doro­sną, w swo­jej ilu­zji bycia lep­szymi od innych prze­no­szą falę nie­na­wi­ści i pogardy na słab­szych od sie­bie i na swoje dzieci.

Wiemy lepiej, co dobre dla naszych dzieci, jaką szkołę powinny wybrać, jakiego męża czy żonę. Wiemy, jak powinny żyć.

To prze­jawy rodzi­ciel­skiej pychy. Czę­sto wyma­gamy od dzieci tego, czemu sami nie jeste­śmy w sta­nie spro­stać. Albo sami postę­pu­jemy w spo­sób, który kłóci się z naszym sumie­niem, a dzieci epa­tu­jemy pięk­nymi hasłami i dekla­ra­cjami.

R Czy jest lekar­stwo na pychę?

W Wystar­czy pójść na cmen­tarz. Naj­lep­szym lekar­stwem na pychę jest świa­do­mość nie­uchron­no­ści śmierci. Wobec śmierci wszy­scy jeste­śmy równi, a tego pycha nie lubi i nie chce o tym wie­dzieć. Cza­sem jedy­nym lekar­stwem na pychę jest cho­roba albo strata kogoś bli­skiego. Wtedy odkry­wamy, że wpływy i wła­dza, choćby naj­więk­sze, nie są w sta­nie uchro­nić nas przed prze­mi­ja­niem i cier­pie­niem. Lek­cją pokory bywają też nałogi i uza­leż­nie­nia. Tysiące razy mówimy sobie: „Ni­gdy wię­cej!”. Ale nie jeste­śmy w sta­nie dotrzy­mać obiet­nicy. Dopóki nie spo­kor­nie­jemy, nie wyj­dziemy z nałogu. Musimy przy­znać się przed sobą, że stra­ci­li­śmy pano­wa­nie nad swoim życiem. Pycha musi się pod­dać. Ni­gdy wię­cej nie wolno nam cze­goś zro­bić, bo jeśli zro­bimy to choć raz, demon nałogu znów zacznie spra­wo­wać swoje straszne rządy. Pycha nie znosi sytu­acji, w któ­rych traci kon­trolę nad życiem.

R Prze­ci­wień­stwem pychy jest pokora. Jaki to stan umy­słu? Taki, w któ­rym zga­dzam się, pod­daję?

W Pycha zadaje się z pogardą, nie­na­wi­ścią, aro­gan­cją i stra­chem. Pokora przy­jaźni się z miło­ścią, wyba­cza­niem i spo­ko­jem. Jest zdrową rezy­gna­cją z pozo­rów. Pomaga otrzą­snąć się z ducho­wego leni­stwa, powró­cić do pod­sta­wo­wych pytań i wąt­pli­wo­ści. Każe zre­zy­gno­wać ze wszyst­kiego, co wymy­śli­li­śmy na wła­sny temat, z uko­cha­nych prze­ko­nań, sądów i teo­rii. Z nazw, tytu­łów i przy­zwy­cza­jeń. A przede wszyst­kim z ilu­zo­rycz­nego prze­ko­na­nia, że jeste­śmy w sta­nie kon­tro­lo­wać życie i umie­ra­nie.

Spo­tka­łem kie­dyś kobietę, która nie spała wiele tygo­dni. Oba­wiała się, że jeśli zaśnie, prze­sta­nie oddy­chać. Dniami i nocami pil­no­wała swo­jego odde­chu. Zwró­ci­łem jej uwagę, że zapo­mniała o kilku waż­nych pro­ce­sach życio­wych, któ­rych nie kon­tro­luje, a mimo to jakimś cudem żyje. Jej serce bije, trze­wia tra­wią, skóra oddy­cha, gru­czoły funk­cjo­nują, rosną włosy i paznok­cie, stare komórki umie­rają i rodzą się nowe. Na przy­kła­dzie prze­żyć tej kobiety widać wyraź­nie, jak szcze­gól­nym prze­ja­wem naszej wiary i pokory jest zasy­pia­nie.

R Ponie­waż rezy­gnu­jemy z kon­tro­lo­wa­nia?

W We śnie wszy­scy jeste­śmy równi. Nie pamię­tamy, czy poło­ży­li­śmy się na lnie, czy na jedwa­biu. Abdy­ku­jemy i ufnie skła­damy nasze życie w ręce pra­wo­wi­tego władcy. Takiej pokory i takiego zawie­rze­nia potrze­bu­jemy także za dnia. W głębi duszy wszy­scy za tym tęsk­nimy, słusz­nie prze­czu­wa­jąc, że w ten spo­sób odzy­skamy praw­dziwy spo­kój.

2. Chciwość

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

3. Nieczystość

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

4. Zazdrość

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

5. Obżarstwo

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

6. Gniew

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

7. Lenistwo

Zapra­szamy do zakupu peł­nej wer­sji ebo­oka

O książce