Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szarmancki w gestach, okrutny w czynach. Diabeł w ludzkiej skórze.
Czy starając się być dobrą dla wszystkich, możesz trafić do piekła zgotowanego przez jedną osobę?
Jeanny jest zwykłą osiemnastoletnią dziewczyną, posiadającą marzenia i snującą plany na przyszłość.
W najgorszych koszmarach nie może przewidzieć tego, co szykuje dla niej los.
Wszystko za sprawą przystojnego mężczyzny o hipnotyzującym spojrzeniu.
Jedna zła decyzja sprawia, że wszystko zostaje jej odebrane.
Zostaje tylko on. I jego obsesja na jej punkcie.
Czy młoda kobieta wygra walkę o siebie? I czy jeszcze kiedykolwiek będzie wolna?
Nagle wpada na coś, co przypomina skałę, ale kiedy unosi wzrok, widzi wysokiego mężczyznę. Ciemnobrązowe tęczówki wpatrują się w nią tak, jakby znalazły coś bardzo cennego. Intensywność tego spojrzenia jakby bije Jeanny po twarzy. Nieznajomy ma tak ostro zarysowaną linię żuchwy, że gdyby tylko przyłożyła palec, skaleczyłaby się. Gęste kosmyki jego brązowych włosów lśnią niczym złoto w świetle promieni słonecznych wpadających przez okna.
Właśnie stoi przed nią ziemska wersja Adonisa.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 456
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Aleksandra Mrorers
Kochanie? Witam w piekle
Drogi Czytelniku,
zanim przewrócisz pierwszą stronę, proszę cię, abyś zapoznał się z tym, co tu przedstawię. Niniejsza historia jest fikcją literacką i to od ciebie zależy, czy w nią uwierzysz.
Za inspirację posłużył mi utwór muzyczny Falco pt. Jeanny. To on nadał pierwotny sens historii przedstawionej na tych kartkach. Opisane wydarzenia zostały stworzone na potrzeby tej książki. Poruszone są tu trudne tematy, między innymi: choroby psychiczne, niezdrowe obsesyjne myśli mężczyzny na punkcie kobiety, syndrom sztokholmski, stalking, manipulacja i wykorzystywanie seksualne, ale to zaledwie kropla w morzu. Powieść przeznaczona jest wyłącznie dla pełnoletnich odbiorców. Z pewnością odradzam lekturę wrażliwym osobom. Dbajcie o swój komfort psychiczny, jeśli macie taką możliwość. W żaden sposób nie gloryfikuję zachowania bohaterów ani ich nie popieram. Nie należy brać przykładu czy romantyzować relacji przedstawionej w książce. Ukazane sytuacje jedynie nadają powieści kształt. Jeśli cierpisz, nie umiesz poradzić sobie z bólem psychicznym, fizycznym, doświadczyłeś złego dotyku, zgłoś się po pomoc. Uzyskaj wsparcie od psychologa. Nie tłum w sobie przykrych emocji, ponieważ ból samoczynnie nie minie. Zadzwoń na telefon zaufania dla ofiar przemocy seksualnej (22) 828-11-12.
Nie jesteś sam(a).
Wykazałeś(-łaś) się odwagą. Wiedz, że na tym świecie są ludzie, którzy chcą ci pomóc.
Dedykuję tę książkę moim Rodzicom i Bratu.
Każdego dnia jestem wdzięczna za Wasze wsparcie, które jest dla mnie bezcenne. Dziękuję Wam za to, że potrafię odróżniać dobro od zła. I za niewyczerpane pokłady cierpliwości, którą dla mnie macie. Za to, że dzięki Wam promienie słońca dosięgają mnie w te deszczowe dni. Szczególnie Tobie, Mamo. Absolutnie za wszystko i jeszcze więcej❤
Tę powieść dedykuję także wszystkim osobom, które stanęły twarzą w twarz ze swoimi demonami i nie pozwoliły im wygrać. A także tym, które robią wszystko, by nigdy się nimi nie stać.
Dziękuję za to, jak silni jesteście.
I Wam, Drodzy Czytelnicy, za to, że mogę razem z Wami sięgać tych gwiazd.
Dziękuję za to, że jesteście.
Najtrudniejsza walka człowieka to ta z samym sobą.
Niezbędna do słuchania w trakcie lektury
Falco – Jeanny
The Rigs – The Hunted
Digital Daggers – The Devil Within
Fleurie, Tommee Profitt – Hurts Like Hell
Ruelle – Deep End
Natalie Taylor – In The Air Tonight
Beds On Beats – Obsession
Alan Walker, Sophia Somajo – Diamond Heart
Maroon 5 – Animals
Metallica – The Unforgiven II
Taylor Swift – Don’t Blame Me
Mickey Valen, Joey Myron – Chills (Dark Version)
Bad Wolves – Zombie
Madison Beer – Dear Society
Evanescence – My Last Breath
Evanescence – Bring Me To Life
Red– Already Over
Ochman, @atutowy – Wspomnienie
Billie Eilish, Khalid – lovely
To własne wspomnienia, nie duchy, nawiedzają ludzi.
Alexandra Bracken
Znów to samo. Nie wie, czy to rzeczywistość, czy jeszcze sen.
A może wysuwające się na wierzch wspomnienie, które jawi się jako zamazana wizja.
Ale cokolwiek to jest, zjawia się ponownie. Tej nocy dopadają go macki koszmaru, chcące go wciągnąć w ciemną czeluść.
Otwiera usta, by krzyczeć. Rozgląda się wokół, przeszukując taflę jeziora. Młóci usilnie rękoma i nogami, odpycha się. Nagle ją widzi. Choć na początku zauważa tylko kwiaty. Białe stokrotki. Potem wyłania się ona.
Brązowe włosy spowijają twarz dziewczyny jak ciemny woal. Jest niemal przezroczysta. Przelewa się w jego ramionach jak woda.
Jej kredowobiała skóra, zaciśnięte w wąską linię usta, rozrzucone bezwładnie ręce. Nasuwa mu się tylko jedna myśl, ale nie może jej zaakceptować. Ani dopuścić do siebie. Kobieta w białej sukience wygląda na jeszcze bledszą.
Wyciąga drżącą rękę, a potem dotyka jej policzka. Skóra jest lodowata. Tak wręcz arktycznie lodowata. Przełyka ciężko ślinę. Atakuje go bezradność, czuje, jak stutonowy kamień przygniata mu klatkę piersiową.
Kładzie swą dużą dłoń na jej włosach, wplątuje palce w kosmyki, które tak uwielbiał przeczesywać. Przymyka oczy. Kiedy je otwiera, jego opuszki są pokryte czerwienią. Do nozdrzy dochodzi metaliczny zapach. Wyczuwa go z każdej strony.
A kobieta zaczyna się oddalać.
Wyciąga ręce, by ją złapać, ale nurt zabiera ją ze sobą. I nie zamierza już oddać. Krystalicznie niebieska woda zabarwia się na szkarłat.
Z jego ust wydobywa się wrzask.
Ty to zrobiłeś.
To ty jesteś winny.
Mówiłeś, że zawsze będziesz ją trzymał w swoich ramionach.
Wyślizgnęła ci się.
A teraz patrz, jak odchodzi.
Głosy są jak natrętne osy. Niczym pociski skierowane w jego stronę. Nie sposób się od nich odpędzić. Zalewają jego umysł, rozprzestrzeniają się jak wirus atakujący cały organizm.
Zatyka uszy rękoma, ale wciąż je słyszy.
Szepczą.
Krzyczą.
Obwiniają.
Demony, które się zalęgły w jego głowie. Nie opuszczają jej.
Pochłaniają go. Trzymają w opętańczej niewoli, wciągając w czarną matnię.
Nie ma w nim już życia. Zostaje tylko martwota duszy, już dawno zesłanej na wieczne potępienie. Bez drogi powrotu.
Na takich jak on czeka tylko czyściec.
Znowu to samo. Ta nieprzenikniona ciemność i fala zalewająca płuca jak tsunami.
Ten jeden schemat snu. Pamięta go nawet, gdy po wstaniu spojrzy w okno.
A przecież jest udowodnione, że człowiek zazwyczaj zapomina to, co mu się przyśniło, chyba że było to coś więcej niż tylko sen. Bo kiedy my śpimy, nasz mózg pracuje.
Znajdujące się w nim neurony są w stanie aktywności, przez co dochodzi do jego odnowy, utrwalenia śladów pamięci czy konsolidacji wspomnień.
Bo jak inaczej nazwać to uczucie, które spędziło sen z jego powiek przed czwartą?
To był jakiś większy fragment, którego nie umiał połączyć z żadnym innym. Coś namacalnego, co odczuwał tak, jakby już to przeżywał. W sumie tak było. Co którejś nocy wyślizgiwała mu się z palców. Tonęła, a on nie mógł jej zatrzymać. Woda dostawała się do jego płuc, a on budził się oblany potem i z łomoczącym sercem.
Jak ostatniego ranka, tak i tym razem sięga po leżący na szafce nocnej dziennik snów. Jest to zwykły notes w spiralnej oprawie. Zapisuje w nim to, co było charakterystyczne, stara się opowiedzieć sen od początku do końca.
Znowu to samo. Ta nieprzenikniona ciemność i fala zalewająca płuca jak tsunami.
Najpierw zapisuje datę.
5 marca 2020 r.
To wszystko wydawało się tak realne.
Widziałem ją.
Kobietę.
Była w jeziorze. Pamiętam, że chciałem ją uratować. Krzyczałem, choć nikt nie mógł tego słyszeć. Bo nikogo nie było. Nie słyszałem odgłosów natury. Panowała głucha cisza, którą sam przerwałem swoim krzykiem. Użyłem całej siły, starałem się ją zatrzymać przy sobie i przy życiu jak najdłużej. Wiedziałem, że znowu się spóźniłem. Poczułem zapach rdzy. Spojrzałem na swoje dłonie. Były poplamione jej krwią.
Patrzyłem, jak tonie.
Nie mogłem nic zrobić.
Właśnie wtedy woda zaczęła się dostawać do moich płuc.
A potem była już tylko ciemność.
Budziłem się, czułem ból mięśni, które pobudziłem do daremnego wysiłku. Klatka piersiowa mnie paliła, a w głowie miałem to samo pytanie.
Co to wszystko znaczy?
Jason coraz rzadziej zasypia. Zamiast tego wstaje i przenosi sen na płótno.
Tak jest i tym razem.
Naniesione kolory z początku nie wyrażają niczego konkretnego.
To po prostu powoli rozwijająca się wizja. Ręka mu sama chodzi, jakby ktoś nią poruszał. Wie, że musi to z siebie wyrzucić. W końcu spogląda na dzieło.
Przeciera czoło ręką, w której trzyma pędzel, przez co jego skroń brudzi farba, ale nie przejmuje się, bo zaraz to zmyje. Wodzi oczami po płótnie. Pomieszany ciemny brąz przypomina włosy kobiety zakrywające twarz. Wcześniej zjawa była mgiełką, ale teraz już wie, że ma do czynienia z kobietą. Kobietą, która stała się jego sennym upiorem, nawiedzającym go co którejś nocy, i grzechem otaczającej rzeczywistości.
Nigdy nie sądził, że sztuka, która była jego wielką pasją, stanie się też przekleństwem.
Nie istniało na świecie nic bardziej zwodniczego od zła, ponieważ przybierało ono postać z kanonu piękna.
Nie jest możliwe przewidzenie w stu procentach tego, co może się stać. Zawsze istnieje jakaś niewiadoma. Możemy sobie zaplanować dzień, tydzień, miesiąc, a nawet następnych kilka lat do przodu. I jedna sekunda może zmienić wszystko. Wystarczy moment, aby nic nie było takie jak przedtem.
Czy gdyby dostała jakiś ostrzegawczy znak z nieba, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy mogła uniknąć spotkania mężczyzny, przez którego jej poukładany świat rozpadł się jak domek z kart?
Wtargnął w niego bez pytania jak wicher.
Jednym podmuchem wywołał huragan. W duszy, umyśle i sercu.
I nagle nic nie było już takie samo. Sztorm okazał się gwałtowny, porwał ją bez ostrzeżenia. On był sztormem, silną burzą z piorunami. Podczas gdy ona przypominała delikatny deszcz. Pozostawała oddalona od siebie. A potem musiała na powrót się odnaleźć.
Wszystko zaczęło się tamtego upalnego dnia.
– Uff, jak gorąco. – Z ust Jeanny wydostaje się sapnięcie jak u przegrzanej lokomotywy. Przegubem ociera pot z czoła. Jest wdzięczna sobie za to, że postawiła dziś na żółtą sukienkę przed kolano z przewiewnego materiału, inaczej już dawno by się uparowała. Choć i tak cała się lepi. Jednak nie ma co się dziwić. W końcu jest lato. Ale po raz pierwszy w Vancouver jest tak gorąco. Pogoda w tym roku naprawdę wszystkich rozpieszcza.
Kanadyjskie słońce sprawia, że człowiek ma wrażenie, iż się za chwilę spali.
Najchętniej spędzałaby teraz czas w swoim ogródku, leżąc na hamaku z dobrą książką i popijając mrożoną lemoniadę, którą przygotowuje jej brat. Nikt nie potrafi przyrządzić takiej jak Michael.
Niestety jej tata, Manuel, pilnie potrzebował linki do haka w pracy, coś za krótko wymierzył. Nie mógł sam po nią wstąpić, ponieważ miał dwóch nowych chłopaków do pomocy na placu budowy i absolutnie wykluczone, by zostawił ich samych choćby na sekundę. Co prawda oprócz nich na placu byli też stali pracownicy, ale ojciec jako kierownik odpowiadał za wszystko.
Dlatego Jeanny odgarnia z czoła przyklejone kosmyki brązowych włosów i zmierza prosto do sklepu. W środku z ulgą przyjmuje chłodny powiew klimatyzacji na karku.
Kieruje się na lewo do zastawionych od dołu do góry solidnych metalowych półek, podobnych do tych w garażu ojca. Każdy kolejny rząd wygląda tak samo. To znaczy nie do końca, ale Jeanny ma wrażenie, że już go mijała. Zupełnie nie wie, od czego zacząć. Na horyzoncie ku jej uldze pojawia się pracownik. Od razu do niego podchodzi.
– Przepraszam… – zaczyna niepewnie.
O co mam go spytać? Jeanny, weź się w garść. No nie stój jak słup soli.
– Tak? – Mężczyzna unosi wzrok. Czarne oczy wpatrują się w nią przyjaźnie, a jego postawa dodaje jej pewności siebie. Jest bardzo otwarty i wygląda na sympatycznego oraz chętnego do pomocy.
To dobrze dla mnie.
– Szukam linki do haka do prac na budowie. Tata prosił, więc…
– Do ilu kilogramów?
Mruga. No tego to się nie spodziewała.
– Słucham? – Jest pewna, że patrzy na mężczyznę jak na UFO.
Widzi rząd śnieżnobiałych zębów.
– Chcesz linkę do haka, ale do ilu kilogramów? Hm, zakładam, że tego nie wiesz… – mruczy doradca, przyglądając się jej uważnie.
Hm, zakładam, że nie wiesz, co to jest lakier hybrydowy do paznokci.
Jeanny uśmiecha się w odpowiedzi, aby zamaskować niepewność.
Z opresji wybawia ją dźwięk SMS-a.
TATA:
Żabciu, potrzebna mi linka do haka z zabezpieczeniem do 500 kg.
Pokazuje wiadomość pracownikowi, niemal podsuwa mu ekran przed sam nos. Miejmy to już za sobą.
Niecałe sześć minut później dostaje to, po co przyszła.
– Dziękuję panu uprzejmie. Nie wiem, jak bym sobie poradziła bez pańskiej pomocy. – Jeanny uśmiecha się szeroko, po czym odbiera zakup i kieruje się w kierunku kas.
Nagle wpada na coś, co przypomina skałę, ale kiedy unosi wzrok, widzi wysokiego mężczyznę. Ciemnobrązowe tęczówki wpatrują się w nią tak, jakby znalazły coś bardzo cennego. Intensywność tego spojrzenia jakby bije Jeanny po twarzy. Nieznajomy ma tak ostro zarysowaną linię żuchwy, że gdyby tylko przyłożyła palec, skaleczyłaby się. Gęste kosmyki jego brązowych włosów lśnią niczym złoto w świetle promieni słonecznych wpadających przez okna.
Właśnie stoi przed nią ziemska wersja Adonisa. Jeanny dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego, że tarasuje mu drogę. Policzki jej pąsowieją, choć w razie czego, gdyby kto pytał, zwali to na pogodę. Chrząka zakłopotana i robi krok w przód, by mógł przejść. Ale wygląda na to, że mężczyzna pomyślał o tym samym. W efekcie ponownie się zderzają. Jego ciepły oddech owiewa policzek dziewczyny. Jej włosy muskają jego nagie ramię. Do nozdrzy Jeanny dociera przepiękny zapach. Jest nim tak zachwycona, że nieświadomie próbuje się nim zaciągnąć, w efekcie ociera się o klatkę piersiową nieznajomego. Mężczyzna bierze głęboki wdech, a do niej w końcu dociera, co najlepszego wyprawia.
Padło ci na mózg z tego gorąca!
Brązowe tęczówki patrzą na nią uważnie, zatrzymują się na ustach. Jeanny przełyka ślinę, kiedy brunet posyła jej nieco nieodgadnione spojrzenie.
– Przepraszam – duka, nie patrząc na niego. Co za kompromitacja.
– Ależ kompletnie nie ma za co. – Gardłowy głos nieznajomego wywołuje dziwne uczucie w jej żołądku.
Jeanny czuje się nieswojo, choć nie potrafi sprecyzować dlaczego. Kiedy płaci, obok niej pada cień. To on. Stara się jednak nie zwracać na niego uwagi. Bardziej interesuje ją kolor tenisówek. Są białe. I wtedy słyszy:
– Dzisiaj jest gorąco jak w piekle.
Odwraca się i krzyżuje spojrzenie z mężczyzną. W jego wzroku dostrzega jakąś dziwną fascynację, która ją przeraża. Na jej karku pojawia się gęsia skórka, a w ustach dziwna suchość. Wszystko to zmusza ją do szybszego opuszczenia sklepu. Rzuca w biegu „do widzenia” i wychodzi na spiekotę.
Na zewnątrz ponownie dopada ją dziwne uczucie, a zimne dreszcze przeszywają jej plecy. Wyciąga telefon i dzwoni do Scarlett, swojej przyjaciółki. Dziewczyna odbiera dopiero za drugim razem.
– Scarlett?
– Hej, co tam? – Słychać dziwne dźwięki i jakieś wirowanie.
Jeanny marszczy brwi.
– Co ty robisz?
– Sok.
– Posłuchaj, poznałam kogoś…
– Ooo, kogo? Przystojnego i wysokiego bruneta?
To pytanie Jeanny nie dziwi, ponieważ obie mają słabość do takich typów. Chciałoby się dodać, że tych spod ciemnej gwiazdy, ale z takimi mają do czynienia tylko w literaturze. Dlatego kiedy jedna z nich mówi, że kogoś poznała, druga już wie, jak ten ktoś wygląda. Ekscytacja w głosie przyjaciółki jest wyraźnie słyszalna.
– Właśnie tak, ale coś mi się w nim… – kontynuuje Jeanny, ale nagle widzi profil mężczyzny ze sklepu w bocznym lusterku czarnego jeepa wranglera. Tę markę uwielbia jej brat. Uważa, że jest to bardzo praktyczny samochód nadający się do terenu i na dłuższe dystanse oraz sprawdzający się w kiepskich warunkach pogodowych.
– Jeanny, nie możesz od razu snuć czarnych scenariuszy.
Przyjaciółka ma rację i Jeanny zdaje sobie z tego sprawę.
Mężczyzna nie spuszcza z Jeanny wzroku przez dobrą minutę. Jeanny stara się zachować podzielną uwagę między komentarzem Scarlett, żeby nie myślała od razu o obcym mężczyźnie w złych kategoriach a dźwiękami znajomej melodii. Wsłuchuje się, a kiedy wyłapuje śpiew mężczyzny, na jej ustach pojawia się uśmiech. Dobrze zna ten głos, jak i piosenkarza. Ikona, legenda. Muzyczne odkrycie. Kanadyjczykowi jako pierwszemu artyście w historii udało się sprawić, że aż dwie piosenki z jego debiutanckiego albumu trafiły na listę Billboard Hot 100. Stał się sławny, i to na skalę światową.
– Słuchasz mojego ukochanego wokalisty? – pyta Jeanny.
– A nie… Włączyłam radio i nie chciało mi się zmieniać stacji. Ale powiedz mi więcej szczegółów o tym mężczyźnie.
Po słowach Scarlett Jeanny wraca do rzeczywistości. Mężczyzna…
Czuje się nieswojo, kiedy tak się jej przygląda. Odruchowo wplata dłoń we włosy i przesuwa ją do przodu, zasłaniając mu widok. Koniec patrzenia. Kurtyna.
Kiedy auto odjeżdża, odczuwa ulgę.
– Powiem ci u mnie w domu, jak przyjdziesz – rzuca do telefonu i po krótkim „pa” się rozłącza. Resztę drogi pokonuje znacznie szybciej niż zazwyczaj.
– Michael! – woła, stojąc w korytarzu. Oddycha z ulgą, bo w tej części budynku jest znacznie chłodniej niż w innej.
Ze schodów zbiega roznegliżowany dwudziestodwuletni brunet. Ma na sobie szare bokserki ze SpongeBobem.
– Boże, ubrałbyś się – jęczy Jeanny zdegustowana.
– Nie chcę, jest tak gorąco, że czuję, jakby mi się jajca gotowały.
– Michael! – Kręci głową. – Bez takich wyznań proszę. A co, gdybym przyszła ze Scarlett?
– W naszym domu mam czuć się swobodnie. Poza tym czy w tych waszych lovestory bohaterki się nie zachwycają, gdy podobne słowa padają z ust płci męskiej?
– Nie… wiem, o czym mówisz. Scarlett też nie – odpowiada wymijająco, ale nie patrzy mu przy tym w oczy.
Michael wzdycha.
– Wiesz, że nie potrafisz kłamać, prawda?
Jeanny podnosi podbródek.
– No dobra, w porządku. Masz rację. Ale jak rzucam okiem na książki, gdy się wyświetlają jako proponowane reklamy, to wcale nie oznacza, że muszę mieć je wszystkie od razu.
Michael prycha.
– Nie… Ty po prostu dawkujesz sobie przyjemność, Skrzacie. Co chciałaś? – powraca do głównego tematu rozmowy.
– Musisz zawieźć tacie to, co kupiłam. – Macha mu reklamówką przed nosem.
– Muszę? – Chłopak przechyla głowę.
– Musisz. Jako rodzeństwo pomagamy sobie nawzajem. Poza tym stąd na plac budowy jest z dobre piętnaście kilometrów. Chyba bym zemdlała, gdybym miała iść w takie piekło… – Urywa, zdając sobie sprawę z tego, co mówi.
– W porządku. Zawiozę mu to. Ale wiesz, że musisz sobie zrobić prawko – stwierdza.
– Nie muszę, od tego mam ciebie… Żebyś zawiózł mnie tam, gdzie chcę, kochany braciszku. – Uśmiecha się do niego przymilnie.
– Wiecznie żył nie będę, Skrzacie. – Michael żartobliwie przeczesuje jej włosy.
– Dopóki moja miłość do ciebie będzie wieczna, to tak – odpowiada Jeanny, a chłopak leci się ubrać.
– Chcecie coś ze sklepu? – zagaduje, gdy jest z powrotem na dole.
Jeanny zerka na niego i kręci głową.
– Poczekamy na ciebie i twoją lemoniadę.
***
Jeanny patrzy, jak Scarlett wodzi wzrokiem za Michaelem, który nie ma na sobie koszulki. Jego jedynym elementem garderoby są czarne spodenki i białe skarpetki do kontrastu.
– Człowieku, ubrałbyś się – mówi do brata.
– Już bardziej nie da się być ubranym w taką pogodę, siostrzyczko. – Chłopak odgarnia z czoła kosmyki włosów, mrużąc oczy przed słońcem.
Scarlett poprawia się na ogrodowym krześle z drewna akacjowego.
– Scarlett to prawie rodzina. – Michael puszcza do dziewczyny oczko, a ta się rozpromienia.
Jeanny zdaje sobie sprawę z tego, że przyjaciółka już od dawna chodzi z głową w miłosnych chmurach, jeśli chodzi o Michaela. On tego nie zauważa, bo twardo stąpa po ziemi.
Ostatnio Jeanny była z nim na mieście. Mijane dziewczyny przywodziły jej na myśl chińskie pieski na baterie, tak wykręcały za nim szyje. A jej brat tego zupełnie nie widział. Łamał kobiece serduszka na pół, bo nie dość, że był przystojny, to jeszcze wysportowany i umięśniony.
Treningi na siłowni zrobiły swoje, dźwiganie starych lodówek też.
– Czy twój brat z kimś chodzi? – Scarlett ścisza głos, bo przecież blisko nich stoi Michael. Dziewczyna poprawia dżinsową spódniczkę i się krzywi, bo dżins przykleja się do krzesła.
Jeanny przypomina sobie o poduszkach do kompletu. Zrywa się na równe nogi i po chwili niesie pod pachą dwie bordowe poduchy.
– Nie, mój brat z nikim nie chodzi. Podnieś tyłek.
– No, to zacznie. – Na ustach Scarlett pojawia się pewny uśmiech, po czym kontynuuje z lekkim oburzeniem: – Akurat teraz sobie o nich przypomniałaś, jak mój tyłek zdążył się co najmniej dwa razy przykleić do krzesła?
– Ciesz się, że trzeciego razu nie będzie. – Jeanny uśmiecha się do niej, podaje jej poduszkę, a potem siada na swojej. Różnica jest ogromna.
– Brunetka bierze do ręki szklankę z lemoniadą i upija spory łyk mrożonej pyszności.
– Ostatnia klasa, a potem się zacznie… – Scarlett wzdycha.
– Niby co? – Jeanny na nią zerka, a jednocześnie ręką osłania twarz przed słońcem.
– Jak to co? Dorosłość.
– Mamy osiemnaście lat, przypominam.
Dziewczyna, słysząc to, przewraca oczami.
– Jakbym o tym nie wiedziała. Już czuję się stara. – Ponownie wzdycha. – Przecież ja często nie wiem, co mam sobie zrobić na śniadanie, a tu już trzeba będzie myśleć o obiedzie.
– Raczej o wyborze uczelni – doprecyzowuje Jeanny.
– Właśnie o tym mówię. Nie mam pojęcia, co chcę robić w życiu.
– Jest jeszcze czas, żeby się nad tym zastanowić – stwierdza z uśmiechem. – Nie przeżywaj. Poza tym to dziwne… – zastanawia się na głos. Obraca się na krześle. – Przecież ty się niczym nie przejmujesz.
– Bo tak jest.
– Więc nie myśl o tym. Zobaczysz, że decyzja sama przyjdzie.
– Jasne. Miej wyjebongo, a będzie ci bongo.
– O i wróciła moja Scarlett. – Jeanny szturcha ją z uśmiechem.
– Ona cały czas tu była i jest. – Blondynka zaczesuje włosy za ramię, po chwili poważnieje i pyta:
– Co to był za mężczyzna, o którym zaczęłaś mi mówić przez telefon?
– Nie znam go, ale wydawał się dziwny. W jego wzroku było coś niepokojącego. – Jeanny przypomina sobie, jak na nią patrzył. Wzdryga się nagle, bo przeszywa ją dreszcz.
Potem relacjonuje Scarlett przebieg spotkania.
– Facet pewnie miał zupełnie niewinne zamiary, a my wymyślamy sobie niestworzone rzeczy. – Zdecydowany głos przyjaciółki przegania posępne myśli Jeanny.
– Myślisz? – pyta ją niepewnie.
– Tak, no coś ty. Mamy za dużą wyobraźnię. – W tonie Scarlett słychać pewność, więc dziewczyna postanawia jej zaufać.
Może faktycznie trochę przesadza?
Jeanny w nocy nie może zmrużyć oka i to nie dlatego, że się przejadła, ponieważ mama zrobiła tak smaczną kolację. Cały czas myśli o nim. O jego słowach. O przeszywającym spojrzeniu ciemnobrązowych tęczówek. Coś w spotkanym dziś człowieku nie daje jej spokoju. Kojarzy jej się z niespokojnym sztormem, myśli rozbijają się o niego. Kilka razy przewraca się z boku na bok, aż w końcu zasypia.
Budzi się po jakichś dwóch godzinach, zegar cyfrowy wskazuje, że jest po dwudziestej drugiej. I czuje czyjąś obecność. A przecież w pokoju jest sama. Kładzie dłoń na sercu, a wtedy nagle słyszy, jak ktoś oddycha. Jest jak zamrożona. Ciepły oddech muska odsłonięte ramię. Chłód przenika ciało Jeanny. Owładnięta nagłą paniką nie potrafi się ruszyć. Kończyny przyrosły jej do materaca, zimny pot spływa po plecach i karku. Serce wyrywa się z piersi. Trzask sprawia, że podwija palce u stóp i wczepia paznokcie w róg atłasowej poduszki.
Boże. A jeśli to seryjny morderca? Porusza się, choć wymaga to od niej nadludzkiego wysiłku, i sięga w stronę szafki nocnej znajdującej się przy samym łóżku. Wyczuwa pod palcami zarys prostokąta. Po omacku przesuwa palcem po ekranie. Ma nadzieję, że się dodzwoni.
– Co jest, mała? – Na dźwięk zachrypniętego i zaspanego głosu czuje wyrzuty sumienia. Ale dzięki Bogu odebrał.
– Ja… potrzebuję cię.
Więcej nie musi mówić.
Nie mija nawet minuta, gdy drzwi się otwierają.
Oświetlony przez księżyc Michael wchodzi do pokoju. Kiedy widzi, w jakim stanie jest Jeanny, pochyla się nad nią i zagarnia ją w swoje ramiona. Ciepło jego ciała, siła mięśni i zapach sprawiają, że otula ją aura bezpieczeństwa.
– Śnił ci się koszmar?
Przytakuje, opierając brodę o jego klatkę piersiową. Kiedyś, gdy była młodsza, a Michael wyjeżdżał na kolonie, z trudem znosiła jego nieobecność. Rodzice się śmiali, że jest do niego przyklejona jak rzep do psiego ogona. To prawda. Dlatego Michael zaproponował, by dzwoniła do niego, kiedy tylko poczuje taką potrzebę. Nawet w nocy. Tak zrobiła. W noc poprzedzającą jego wyjazd przyśnił jej się koszmar, ale brat mimo późnej pory odebrał i rozmawiał z nią uspokajającym tonem głosu, dopóki nie zasnęła. Robił tak do dzisiaj.
– Kiedy jestem tutaj, wszystkie potwory spod łóżka uciekają – stwierdza teraz.
A co, jeśli pojawiają się za dnia?
– To wszystko przez to, że miesiąc temu zdjęłam łapacz snów – stwierdza Jeanny markotnie.
– Nie potrzebujesz tego, kiedy jestem obok.
Po jego słowach robi jej się ciepło.
Jedno jest pewne: ma wspaniałego brata.
***
– Jak to? Może coś ci się przyśniło? – Scarlett studiuje jej twarz uważnym wzrokiem.
Jeanny opowiedziała jej wydarzenia z wczorajszej nocy, a teraz siedzą w pokoju nad zadaniami z matmy. Przyjaciółce idzie lepiej niż jej. W skupieniu rozwiązuje kolejne równania algebraiczne, podczas gdy Jeanny nadal jest przy pierwszym przykładzie. Niestety, jak się jest humanistą, nauki ścisłe to istny koszmar. Obraca w palcach różowy długopis i pogrążona w rozpaczy wzdycha nad pustą kartką z zeszytu. A mogła przejąć umysł matematyczno-analityczny po tacie.
– Nie wiem, ale ja naprawdę miałam wrażenie, że ktoś jest ze mną w pokoju. Wyczuwałam nawet czyjś oddech na skórze. Okno było zamknięte na noc. Zresztą zawsze je zamykam, choć Michael śpi przy otwartym. Nie było możliwości, aby ktoś wszedł – tłumaczy.
– I nikt tego nie zrobił, Jeanny. – Scarlett w uspokajającym geście kładzie dłoń na jej gołym kolanie.
Dzień znów jest słoneczny. Obie mają na sobie krótkie dżinsowe spodenki. Z tym że Scarlett różowe, a ona czarne. Choć to jest bardziej malinowy, jeśli ma być szczera.
– Czytasz za dużo tych dreszczowców. Potem ci wyobraźnia pracuje.
– A kto bał się iść samej do łazienki po obejrzeniu horroru, bo myślał, że moc nieczysta może wyssać przez spłuczkę? – Jeanny mruży oczy, a jej przyjaciółka przygryza dolną wargę.
Jeanny wstaje od biurka i przechodzi do okna, by opuścić żaluzje. Niedługo potem bordowe zasłony dają cień i zapewniają odrobinę potrzebnego chłodu. W Vancouver to rzadkość, bo przeważnie tutaj pada, ale w tym roku lato jest przesadnie wręcz ciepłe.
Zupełnie jakby piekło użyczyło swego żaru tu na ziemi.
– Kończmy matmę, a potem chodźmy popływać – proponuje Jeanny, patrząc prosząco na Scarlett.
Ta przewraca oczami, a potem wyciąga rękę w stronę zeszytu.
– Daj mi to – mówi.
Uradowana Jeanny piszczy jak mała dziewczynka.
– Ale sprawdzianu za ciebie nie napiszę – ostrzega ją Scarlett.
Jeanny uśmiecha się szeroko. Przecież wie, że przyjaciółka żartuje.
– Początek roku szkolnego, a ta już mnie wykorzystuje – sapie pod nosem Scarlett.
– Nie marudź, kto ci ostatnio pomógł z rozprawką z angielskiego? – Jeanny unosi brwi.
– Pomógł, a nie zrobił wszystko. To różnica.
– Przecież dobrze wiesz, że nie odmówiłabym ci pomocy, gdybyś poprosiła o napisanie całej rozprawki.
– Prawda.
– No właśnie. Dopełniamy się. Ty matma, ja angielski. Nasza przyjaźń jest bardzo przemyślana, jak widzisz. – Szczerzy się.
Chlorowana woda w ogrodowym basenie chłodzi rozgrzane stopy Jeanny. Dziewczyna nie zanurza się jeszcze. Scarlett ubrana w czarny dwuczęściowy kostium kąpielowy siedzi już po pas w wodzie. Drobne krople spływają jej po dekolcie i to właśnie tam Michael zawiesza wzrok. Jeanny posyła mu spojrzenie, a on udaje, że nie wie, o co chodzi. Przewraca oczami, podchodząc ze szklanką lemoniady.
– To forma przekupstwa? – pyta go zaczepnie i wskazuje ruchem głowy przyjaciółkę.
Michael posyła Scarlett szeroki uśmiech, ten popisowy, przez który mdleją inne dziewczyny. Jej policzki zabarwiają się na rubinowo, ale również się uśmiecha.
– Po prostu wiem, jak lubisz moją lemoniadę – odpowiada siostrze.
– Prawda – mruczy Jeanny, po czym przyciąga słomkę do ust.
– Michael, chcesz do mnie dołączyć? – Oboje odwracają automatycznie głowę, słysząc słowa Scarlett.
Widząc ich wzrok, speszona zaczyna się tłumaczyć.
– Znaczy do basenu… – bąka.
– Może później, muszę dokończyć grafikę na zamówienie, ale dzięki za zaproszenie. – Puszcza jej oczko.
– Tylko nie mdlej, bo cię nie uratuję. – Jeanny wystawia palec w kierunku przyjaciółki, kiedy widzi jej reakcję. – Wiesz, że nie umiem pływać.
W odpowiedzi Scarlett pokazuje jej język, ale Jeanny wie, że serce dziewczyny z powodu małych gestów brata właśnie tańczy salsę.
Kiedy zapada zmrok, sytuacja z poprzedniej nocy się powtarza.
I każdej następnej też.
Napięcie, które sprawia, że żołądek Jeanny zwija się w ciasny supeł, nie opuszcza dziewczyny przez kolejny miesiąc.
***
Jeanny przechadza się po wystawach w Muzeum Sztuk Pięknych, wyobrażając sobie, że kiedyś ujrzy tu swoje własne prace. Zdecydowała się wysłać zdjęcie jednej na płótnie na adres mailowy podany na stronie konkursu. Nagrodą jest bilet wstępu do Luwru w Paryżu z możliwością oprowadzania z przewodnikiem. Choć to raczej niemożliwe, by wygrała, to spróbowała, nie mówiąc o tym nikomu. Zachęciło ją do tego hasło „Sztuka rodzi się w najmniej oczekiwanym momencie”, ale też wiadomość od niejakiego @uzdrowiciel-dusz na Instagramie. Dość oryginalna nazwa, a profil jeszcze lepszy, bo tematycznie związany z malarstwem. W różnej postaci.
Ewidentnie przeglądał jej profil, bo nawiązał do niedawnej storki, w której dodała zdjęcie strony internetowej ze znakiem zapytania. Rzadko kiedy dodawała coś na swoje konto, ale ostatnio faktycznie było tego więcej. Na przykład zdjęcie dłoni jej przyjaciółki, na której zrobiła fałszywą hennę z gwiaździstym wzorem. Inspirację zaczerpnęła z Czarodziejki z Księżyca, którą kiedyś oglądała. Tak się składało, że Scarlett była animemaniaczką – i bardzo jej podpasowało to, co zrobiła Jeanny. Na tyle, że zachęciła ją, aby dodała post. Właśnie wtedy dostała wiadomość od uzdrowiciela dusz.
Okazało się, że też wysłał swoją pracę. Nie znali się, ale w tamtej chwili Jeanny poczuła się tak, jakby znalazła kogoś, kto nadaje na tych samych falach. Oboje mieli odmienne wizje swojej twórczości, ale nie bali się mieszać nurtów. Jak zdążyła zauważyć, tym wiodącym u uzdrowiciela dusz był dekadentyzm. Wywnioskowała to po ostatniej przysłanej przez niego pracy. Tej konkursowej. Przedstawiała świat, a tak właściwie kobietę. Rozłożysty konar dębu służył jako konstrukcja, wokół niego rosły białe kwiaty. A sama twarz była jedną wielką chmurą, za którą przelatywały sępy – jakby chciały ją otoczyć. Przekaz był szalony. Ale o to właśnie czasami chodziło. Zdziwił ją natomiast tytuł: Ochronię cię przed tym światem.
***
Obraz, który Jeanny namalowała w przeciągu niecałych dwóch godzin, przedstawiał niedolę z matmą. Właściwie był to portret kobiety – na głowie miała czarną otwartą książkę, w miejscu oczu znajdowały się tylko cyfry ze znakami zapytania. Tło stanowiła mgła, owijająca się wokół niej jak sukienka. Zatytułowała go Królowa Ciemności. Kiedy ujrzała efekt końcowy, roześmiała się w głos, bo nie przypuszczała, że będzie taki dobry. Nie wierzyła we własne możliwości, to prawda, jednak poczyniła pewne kroki. Uznała, że gadanie nic nie da, że nie stanie się przez to artystką. Należało działać. Poza tym chciała się dostać na Uniwersytet Manitoba, na wydział sztuki. A gdyby została laureatką konkursu, patrzyliby na nią dużo przychylniej podczas rekrutacji.
Do Muzeum Sztuk Pięknych chciała zabrać ze sobą Scarlett, ale dziewczyna wyjechała z rodzicami za miasto. Michael wybrał się z kolegami nad rzekę Fraser. Mama i tata pracowali, więc Jeanny pozostało samotne zwiedzanie.
Oglądała rozmaite dzieła sztuki, między innymi złote i drewniane rzeźby, także takie z gipsu, muzy Pabla Picasso, ale nic nie przykuło na dłużej jej uwagi. Aż do momentu, gdy ujrzała pewien obraz. Przedstawiał czarne niebo z niemal niewidocznymi białymi punkcikami przypominającymi gwiazdy. Trzeba było się dobrze przyjrzeć, ponieważ na początku zdawało się pozbawione detali.
Nagle zapalają się światła oświetlające dzieło. Jeanny mruży oczy i wytęża wzrok, bo zauważa na obrazie jakby zarys dłoni. Sięgają w kierunku tych gwiazd, zupełnie jakby miały na celu objąć je wszystkie. Jest w tym coś urzekająco pięknego i zarazem bolesnego. Użyta czerń jest niemal węglowa. Ten obraz przemawia bólem. Emanujący z niego niepokój i smutek są wręcz namacalne. Pod spodem poszukuje twórcy, ale dzieło jest anonimowe. Szkoda, bo po powrocie do domu chciała sobie wygooglować tego malarza.
Jeanny czuje każdą oddaną tu emocję, a o to chodzi w sztuce. Ma poruszać.
Nagle przez jej kark suną dreszcze. Mężczyzna ze sklepu budowlanego stoi przy niej. Ma na sobie koszulę w kolorze brudnej zieleni zasłaniającą jego szerokie ramiona. Czarne spodnie są dopasowane. Brązowe kosmyki opadają mu delikatnie na czoło. Patrzy prosto na nią. Widać, że jest zachwycony, ale Jeanny niekoniecznie. Była pewna, że już go więcej nie spotka, a tu proszę. Jesteśmy w tym samym miejscu, stoimy przy tym samym obrazie, myśli. Czy może wierzyć w przypadek?
– Mówią, że raz to przypadek. Dwa to już przeznaczenie – mówi nieznajomy.
Dziewczyna zerka na niego i przeraża ją to, co znajduje w jego oczach. Odbicie zaciemnionego, chmurnego nieba.
– Nie wierzę w takie rzeczy. Ośmielam się stwierdzić, że pan mnie śledzi – stwierdza.
Brązowe tęczówki patrzą na nią z rozbawieniem.
– Twierdzę, że nasze spotkanie było z góry już ustalone. – Wyciąga dłoń w jej kierunku. – Witam ponownie.
Jeanny niepewnie podaje mu swoją rękę. Mężczyzna zakleszcza ją w silnym uścisku i zachowuje się tak, jakby nie miał zamiaru puścić.
– Nie chciałabym wymieniać uprzejmości, ponieważ ta sytuacja jest dla mnie dziwna. – Jeanny zachowuje zdrowy rozsądek.
– Oboje jesteśmy miłośnikami sztuki innej. Przemówił do nas ten obraz. Podziwiamy. Większość ludzi nie podziwia wystarczająco dużo, jak mawiał van Gogh. A to błąd ogromny. Trzeba doceniać ukryte piękno. Z czym albo z kim ci się kojarzy ten obraz?
Jeanny wypala bez zastanowienia:
– Cóż, właśnie pan wspomniał o tym malarzu. Z nim mi się kojarzy ten obraz.
– Właśnie. I tylko on jeden podjął się narysowania nieba. Wiesz, czemu się na to zdecydował? – Nieznajomy posyła jej pełne powagi spojrzenie.
Jeanny w odpowiedzi tylko powoli kręci głową.
– Inność od zawsze była uważana za coś ciążącego, trudnego do zaakceptowania. Historia obrazu Gwiaździsta noc jest dosyć ciekawa. Powstał w tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym roku w niecodziennym otoczeniu, bo w szpitalu psychiatrycznym Saint-Paul-de-Mausole w Saint-Rémy na południu Francji. Van Gogh cierpiał na zaburzenia psychiczne przez całe życie. Jego stan był na tyle poważny, iż wymagana była hospitalizacja. Niektórzy uważają, że jego dzieło to po prostu efekt zażywanych silnych leków, inni, że widział więcej, a jeszcze zdarzało się, że niektórzy dostrzegali tu nawiązanie do Apokalipsy św. Jana. Naukowcy z kolei widzieli podobieństwo układu gwiazd na obrazie do naukowych szkiców galaktyk spiralnych. Ważne jest to, co w nas budzi. Ta wibrująca kompozycja, która opiera się głównie na spiralnych formach, zapełniona geometrycznymi bryłami domów okolicznego miasteczka, jest czymś oryginalnym. Niesie za sobą bezprecedensowy przekaz. Powiedzenie, że sztuka tworzy się z chaosu, jest jak najbardziej prawdziwe. Niestety, geniusz tego artysty został odkryty dopiero po jego śmierci, ale za to stał się inspiracją dla nowych twórców.
Na chwilę zapada niezręczna cisza. Jeanny wyczuwa wzrok mężczyzny na sobie. Przebiega nim po jej ciele odzianym w niebieską sukienkę na ramiączkach.
Dziewczyna zbiera włosy i przekłada je do przodu.
Mężczyzna bacznie obserwuje jej ruch, a Jeanny robi się gorąco, jakby nagle zabrakło jej powietrza. Sale w muzeum są klimatyzowane, panuje tu chłód, więc to nie to. Coś każe jej uciekać, brać nogi za pas. A jednak zostaje.
Nieznajomy patrzy na nią ponownie, jego intensywne spojrzenie niemal paraliżuje. Wymieniają między sobą jeszcze kilka zdań na temat obrazu. Mężczyzna okazuje się miłośnikiem sztuki, posługuje się terminami typowo artystycznymi, zwraca przy tym uwagę na szczegóły. Jeanny nie czuje wyrzutów sumienia, że pochopnie go oceniała, ale teraz stara się inaczej na niego patrzeć. On kocha sztukę i nie ma nic złego w tym, że rozmawia o niej akurat z nią.
Ma już się zbierać do wyjścia, kiedy zatrzymują ją jego słowa:
– Bo w najciemniejszą noc gwiazdy świecą najjaśniej.
Zanim zdąży odpowiedzieć, mężczyzna po prostu znika.
Rozpływa się jakby we mgle.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Droga Czytelniczko,
serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.
Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!
Zespół
Kochanie? Witam w piekle
ISBN: 978-83-8373-044-8
© Aleksandra Mrorers i Wydawnictwo Amare 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Beata Kostrzewska
KOREKTA: Angelika Kotowska
OKŁADKA: Marta Lisowska
Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek