Kod płodności - Ewa Kempisty-Jeznach, Ireneusz Marek Salata - ebook + audiobook

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dwoje znakomitych specjalistów – dr n. med. Ewa Kempisty-Jeznach (lekarz medycyny męskiej i ogólnej, internista) i dr n. med. Ireneusz Marek Salata (specjalista endokrynolog i ginekolog-położnik, androlog kliniczny) – o problemach z męską płodnością.

W dzisiejszych czasach coraz częściej „mieć dziecko” to wyzwanie. Niepłodność to wspólny problem pary. Trudności z zajściem w ciążę leżą mniej więcej w połowie po stronie kobiet i mężczyzn. Płacimy cenę za zanieczyszczenie środowiska. Jemy, pijemy i wdychamy chemię. To ona jest między innymi przyczyną spadku produkcji testosteronu i wpływa negatywnie na płodność mężczyzn. Z kolei u kobiet zmniejsza libido i zwiększa ryzyko poronienia, przedwczesnego porodu oraz przedwczesnego przekwitania. Do tego nieustannie towarzyszący nam stres.

W wielu przypadkach mogą pomóc proste rzeczy. O tym warto mówić i o tym warto pisać.

W książce przedstawione są możliwe przyczyny niepłodności, a także postępowanie diagnostyczne i leczenie.

I chociaż będziemy się przyglądać problemom współczesnych par, to skoncentrujemy się na mężczyznach. Bo to męska płodność jest dzisiaj zagrożona, o czym świadczą zmiany w jakości nasienia.

Dr n. med. Ewa Kempisty-Jeznach – ukończyła Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu, pracowała w Klinice Endokrynologii, Diabetologii i Leczenia Izotopami macierzystej uczelni. W 1981 roku wyjechała do Niemiec, gdzie założyła prywatną klinikę, w której przez trzydzieści dwa lata zdobywała kolejne stopnie specjalizacji. Jest internistą, specjalistą chorób ogólnych, jedynym w Polsce certyfikowanym lekarzem medycyny męskiej, autorką książek: Chorzy ze stresu, Chorzy ze stresu 2, Testosteron. Klucz do męskości oraz Książka tylko dla mężczyzn. Bywa częstym gościem programów telewizyjnych i radiowych jako ekspertka w wielu dziedzinach medycyny holistycznej, a szczególnie medycyny męskiej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 166

Oceny
4,1 (9 ocen)
3
4
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Ewa Kempisty-Jeznach & Ireneusz Salata, 2024

Projekt okładki: Agata Wawryniuk

Redaktor prowadzący: Anna Derengowska

Redakcja: Joanna Popiołek

Korekta: Katarzyna Kusojć, Grażyna Nawrocka

Druk i oprawa: ALKOR

ISBN 978-83-8352-743-7

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

PROLOG

– Oboje jesteśmy lekarzami od 40 lat. O ile na początku naszej pracy zawodowej obserwowaliśmy, że kobiety często zachodziły w niechcianą ciążę, o tyle obecnie spotykamy się z odwrotnym zjawiskiem. W dzisiejszych czasach coraz częściej „mieć dziecko” to wyzwanie. Zwrot o 180 stopni w mniej niż pół wieku? Jak to możliwe?

Ireneusz Marek Salata: Ewo, nie wiem, czy pamiętasz, ale przez lata, kiedy nie zjawiał się potomek, mówiono, że „wina” leży po stronie kobiety. Nikt nawet nie badał mężczyzn. To kobietom „przedmuchiwano” jajowody, zalecano kalendarzyki w celu ustalenia dni płodnych i podawano leki hormonalne na wzbudzenie owulacji. Dzisiaj podejście do problemów prokreacji jest całkowicie inne.

Ewa Kempisty-Jeznach: Tak, nikt nie używa już pojęcia „winy” w odniesieniu do któregoś z partnerów. Niepłodność to wspólny problem pary. Poza tym wiemy, że trudności z zajściem w ciążę leżą mniej więcej w połowie po stronie kobiet i po stronie mężczyzn. Obniżenie zdolności rozrodczych dotyczy więc w takim samym stopniu obu płci.

IMS: Światowa Organizacja Zdrowia nazwała niepłodność chorobą społeczną. Jak myślisz, dlaczego łatwiej jest „nie mieć, niż mieć”?

EK-J: Wiesz, mówię i piszę o tym od lat. Płacimy cenę za zanieczyszczenie środowiska. Jemy, pijemy i wdychamy chemię. Bisfenol A (BPA) znajduje się w plastikowych butelkach, paragonach i puszkach, ftalany stwierdzono w zabawkach dla dzieci, estrogeny z terapii antykoncepcyjnej i hormonalnej terapii menopauzalnej kobiet w wodzie pitnej. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że marchewki i cukinie bio uprawiane są na glebie przesyconej pestycydami. Plastik jest wszędzie: w powietrzu, w oceanach, na szczytach ośmiotysięczników, a nawet, o czym świadczą najnowsze badania, w płucach ludzi! Nie mówię o tym bez powodu – ftalany, stosowane w wielu gałęziach przemysłu jako tak zwane plastyfikatory, zaburzają grę hormonalną w naszym organizmie. To one są między innymi przyczyną spadku produkcji testosteronu i wpływają negatywnie na płodność mężczyzn. Z kolei u kobiet zmniejszają libido i zwiększają ryzyko poronienia, przedwczesnego porodu oraz przedwczesnego przekwitania. Ekspozycja na zalewające nas obecnie chemikalia odbywa się już w życiu płodowym i wpływa na zdolność reprodukcji w dorosłym życiu. Krótko mówiąc, nastały czasy „Homo polluted” („człowiek zanieczyszczony”).

IMS: Jest jeszcze nasz stres powszedni w życiu zawodowym i prywatnym, który w dobie COVID-u tylko przybrał na sile. Wiesz, co usłyszałem ostatnio od pacjenta? „Panie doktorze, jak z żoną mamy się zresetować, jeśli w kinie nasze usta zasłaniają maseczki?”.

EK-J: Masz rację, pomijając pandemię, ostatnie 30 lat to najtrudniejszy okres w dziejach rozwoju człowieka. Globalny biznes, bezduszne korporacje, nieustanny wyścig szczurów i gorączka sukcesu. Również codzienne korzystanie z osiągnięć Doliny Krzemowej w postaci rewolucji informatycznej i sztucznej inteligencji. Postęp nie tylko ułatwia nam życie, ale i powoduje ekstremalny poziom stresu. Krótkie momenty wyzwań adrenalinowych przemieniają się w długotrwały stres kortyzolowo-prolaktynowy. Nasz najczulszy punkt w organizmie, jakim jest układ hormonalny, nie nadąża za rewolucją informatyczną.Dodajmy jeszcze modę na diety roślinne: wegetarianizm, weganizm, frutarianizm, prowadzące do wyższych poziomów globulin wiążących hormony płciowe (SHBG), które kradną aktywne hormony, zwłaszcza męski testosteron. Profesor medycyny środowiskowej i zdrowia publicznego Shanna Swan już w marcu 2021 roku na łamach dziennika „The Guardian” alarmowała, że w roku 2045 każda para chcąca mieć dziecko będzie zmuszona korzystać ze wspomaganego rozrodu. Niestety, muszę się z nią zgodzić. Jednym z markerów rozrodczości jest tak zwana odległość androgenitalna (AGD), mierzona od odbytu do genitaliów. U mężczyzn jest ona znacznie większa niż u kobiet. AGD jest wskaźnikiem ekspozycji na androgeny, czyli męskie hormony płciowe, w życiu płodowym. Można z niej również wnioskować o zdrowiu reprodukcyjnym i zaburzeniach hormonalnych. Zdaniem profesor Swan zachodzące obecnie zmiany polegające na wydłużaniu się AGD u kobiet i skracaniu u mężczyzn przekładają się na obniżenie zdolności prokreacyjnych u obu płci. W jednym z badań wykazano zależność między ilością ftalanów w moczu kobiet ciężarnych a AGD ich dzieci. Udowodniono też, że mężczyźni z małym AGD mają mniejszą liczbę plemników w spermie.

IMS: Ewo, to wszystko jest bardzo ciekawe, ale przecież my, lekarze, też mamy coś do powiedzenia, o czym świadczą historie naszych pacjentów. W wielu przypadkach mogą pomóc proste rzeczy: zmniejszenie obwodu w pasie, zdrowsza dieta, rzucenie palenia, prowadzona w granicach rozsądku aktywność fizyczna, wyjęcie smartfona z kieszeni spodni i zdjęcie laptopa z kolan. O tym warto mówić i o tym warto pisać.

EK-J: W innym wypadku gatunek ludzki wyginie tak jak kiedyś dinozaury. W naszej książce przedstawimy możliwe przyczyny niepłodności, a także opiszemy postępowanie diagnostyczne i leczenie. I chociaż będziemy się przyglądać problemom współczesnych par, to skoncentrujemy się na mężczyznach. Bo to męska płodność jest dzisiaj zagrożona, o czym świadczą zmiany w jakości nasienia.

IMS: To od czego zaczniemy?

EK-J: Pozwolisz, że poprowadzę, a ty zabłyśniesz później…

*

Książka jest wspólnym dziełem lekarza medycyny męskiej, internisty i specjalisty medycyny ogólnej dr n. med. Ewy Kempisty-Jeznach oraz specjalisty ginekologa-położnika, specjalisty endokrynologa, androloga klinicznego dr. n. med. Ireneusza Marka Salaty.

Rozdział 1

JESTEŚ BARDZIEJ SKOMPLIKOWANY, NIŻ MYŚLISZ

Wśród studentów niemieckiej wyższej szkoły technicznej, odpowiednika naszej politechniki, przeprowadzono ankietę na temat męskiej seksualności. Pytania dotyczyły głównie orientacji seksualnej, potencji, przedwczesnego wytrysku, anatomii, a także znajomości nowoczesnej antykoncepcji. Okazało się, że inteligentni adepci nie mieli najmniejszej wiedzy na temat budowy własnego ciała. Ponad 85 procent z nich nie wiedziało, gdzie leży i jakie funkcje pełni prostata. 72 procent nie miało natomiast pojęcia, do czego służą jądra.

Nieznajomość własnej anatomii cechuje także polskich mężczyzn, o czym świadczą dotychczas przeprowadzone badania i historie z gabinetów, opowiadane w formie anegdot. Zamierzam jednak ich bronić – winę ponosi system: w polskich szkołach lekcje z zakresu wychowania seksualnego praktycznie od zawsze były marginalizowane. Z kolei na lekcjach biologii młodzi chłopcy poznają budowę pantofelka i analizują rozmnażanie przez pączkowanie, zamiast dowiedzieć się czegoś o sobie. Dopiero gdy się okazuje, jak trudno sprawić, by kobieta zaszła w ciążę, mężczyźni po kryjomu pytają „doktora Google’a” o anatomię i fizjologię swojego układu rozrodczego i konfrontują się z myślą Sofoklesa: Scio me nihil scire (Wiem, że nic nie wiem). To dlatego mój dobry przyjaciel i mentor w dziedzinie seksuologii profesor Zbigniew Izdebski od lat walczy o wprowadzenie do szkół przedmiotu seksuologia.

W tym miejscu przypomina mi się rozmowa z jednym z moich pierwszych pacjentów – panem Michałem, przystojnym prawnikiem przed czterdziestką. Wszedł do mojego gabinetu niepewnym krokiem, w powietrzu wyczułam napięcie, frustrację i coś o wiele mniej uchwytnego. Po chwili już wiedziałam… Sposób, w jaki mój nowy pacjent wypowiedział pierwsze zdanie, wskazywał na jedno: „Zawiodłem, poniosłem porażkę, a przecież jestem zaprogramowany na sukces”.

– Pani doktor, od roku bezskutecznie staram się zostać ojcem. Wie pani, jak się czuję, nie mogąc zapłodnić kobiety? Jak półmężczyzna, bezużyteczny, wybrakowany…

– Nie jest pan jedyny, to problem współczesnych mężczyzn – powiedziałam, próbując dodać mu otuchy. – Czy miał pan już wykonaną diagnostykę w celu oceny płodności, a może podjął pan leczenie? – zapytałam.

– Nie, zaciążenie zawsze wydawało mi się proste. Seks bez prezerwatywy i już. Tylko że po tym „już” nie ma nic, a właściwie jest problem. Najpierw moja przyjaciółka udała się do ginekologa. Po dokładnym przebadaniu okazało się, że wszystko jest z nią okej. Ginekolog stwierdził, że pora na mnie. Dlatego jestem u pani. Chciałbym się dowiedzieć, od czego powinienem zacząć.

– Panie Michale, chociaż może się to panu wydać banalne, to zaczniemy od anatomii i fizjologii męskości, a potem wspólnie wytyczymy drogę do ojcostwa. Dowie się pan, dlaczego diagnostyka i leczenie zaburzeń prokreacji, a przede wszystkim poprawa jakości nasienia wymagają czasu. Wytłumaczę też panu, jakie badania i w jakim celu zlecane są pacjentom starającym się o potomstwo oraz z jakiego powodu wiele reklamowanych parafarmaceutyków na poprawę płodności zawiera takie, a nie inne związki. Mężczyźni są bardziej skomplikowani, niż pan myśli – dodałam, widząc rosnące zainteresowanie pana Michała.

– Jak mam to rozumieć? – zapytał.

– To znaczy, że ich męskość wcale nie kończy się na penisie. Są narządy płciowe zewnętrzne i wewnętrzne. Zewnętrzny męski układ płciowy składa się z moszny i prącia. Natomiast wewnętrzne narządy płciowe to jądra, najądrza, nasieniowody, pęcherzyki nasienne, prostata, czyli gruczoł krokowy, i gruczoły opuszkowo-cewkowe. Moszna, a właściwie worek mosznowy, to miejsce, w którym znajdują się nie tylko jądra, ale i najądrza oraz początkowe odcinki nasieniowodów. Czy zastanawiał się pan nad tym, dlaczego skóra moszny jest tak mocno pofałdowana?

– Pani doktor, w życiu to zastanawiam się nad tym, jak uniknąć zapłacenia podatku albo jak obniżyć jego wysokość, a moszna ma z tym niewiele wspólnego…

– Tak myślałam, ciało musi poczekać. Przed laty student, któremu zadałam to samo pytanie, odpowiedział, że pofałdowanie skóry moszny zapewnia ochronę przed urazami. Może częściowo miał rację, ale ewolucyjnie jest ona ważnym regulatorem ciepła naszych gruczołów płciowych.

– Chroni jądra przed zimnem?

– Przed przegrzaniem. Od dawna wiadomo, że przegrzanie wpływa bardzo niekorzystnie na męskie gonady i jakość nasienia. W wyniku hipertermii jąder dochodzi do upośledzenia spermatogenezy. Obserwujemy wtedy zmniejszoną ich liczbę oraz osłabienie ruchliwości. W praktyce z zakłóceniami prawidłowej termoregulacji jąder spotykamy się u informatyków, kierowców, hutników. Również nowy styl życia z urlopami w luksusowych hotelach spa, w których mężczyźni korzystają z jacuzzi, gorących saun, czy stałe włączanie podgrzewania siedzeń w samochodzie grozi przegrzaniem jąder i zmniejszeniem produkcji plemników. To samo dotyczy modnej uciskającej bielizny, ciasnych dżinsów czy źle zaprojektowanych siodełek rowerowych. Na szczęście mamy pewną ochronę w postaci pofałdowanej skóry moszny, której temperatura jest niższa o około 2 stopnie od ciepłoty ciała. Poza tym badania pokazują, że w przypadku ustąpienia czynnika termicznego osłabienie jakości nasienia, związane z przegrzaniem moszny i jąder, może mieć charakter przejściowy. Tak więc, panie Michale, od dzisiaj koniec z jacuzzi, rowerem i proszę zamienić ciasne slipy na modne bokserki. – Mój pacjent uśmiechnął się tylko i skinął głową. – A teraz zrobię panu szybki kurs wiedzy o penisie.

– Z całym szacunkiem, pani doktor, będziemy teraz o NIM rozmawiać?

– Proszę nie udawać świętszego od papieża. ON ma swoje miejsce w historii. Od niepamiętnych czasów sztuka wiązała się z kultem płodności. O Wenus na pewno pan słyszał…

– Obraz Tycjana? Widziałem w National Gallery of Art w Waszyngtonie. I powiem pani, że dla mnie jest zmysłowa, apetyczna, kobieca. Włoch miał oko.

– Nie miałam na myśli Wenus z Urbino, ale z Willendorfu. Kamienną figurkę kobiecą z okresu paleolitu, eksponującą trzeciorzędowe cechy płciowe: piersi i szerokie biodra. Próbuję panu powiedzieć, że już od prehistorycznych czasów kobiecość i męskość w każdej kulturze utożsamiano z płodnością, czego przykładem są symbole falliczne przedstawiające penisa. Co ciekawe, nie zawsze uważano, że duży rozmiar oznacza macho. Na przykład w starożytnej Grecji ideał mężczyzny był przedstawiany jako osobnik z małym penisem. Hellenowie twierdzili, że o atrakcyjności mężczyzny decyduje jego inteligencja, a nie wielkość przyrodzenia. Właśnie mały fallus miał pozwalać mężczyźnie zachować równowagę duchową i trzeźwość umysłu. Podczas olimpiad w Atenach na atrakcyjność mężczyzny miała wpływ piękna muskulatura jego ciała, a nie penis. Zawodnicy z dużymi penisami byli uważani za niegrzeszących inteligencją, wręcz prymitywnych.

– Coś w tym jest… Przepraszam, myślę na głos. Proszę kontynuować, pani doktor…

– Starożytni Grecy zwracali również uwagę na wpływ penisa na męską psychikę. I tak Sofokles, jeden z trzech najwybitniejszych tragików Hellady, twierdził, że mieć penisa to być „przykutym łańcuchem do szaleńca”.

– Muszę się zgodzić…

– Wielkie umysły myślą podobnie – odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem. – Wracając do tematu, z wszechobecnym kultem fallusa spotykamy się w starożytnym Rzymie. Na przykład w Pompei, mieście w dzisiejszej Kampanii we Włoszech, często wieszano przy domach fallusy ze skrzydłami, uważane za symbole dobrobytu, chroniące przed złem. Wielki geniusz renesansu Leonardo da Vinci poszedł nawet o krok dalej i przypisał „rózdze”, czyli męskiemu członkowi, inteligencję. W jednym ze swoich tekstów pisał: „Rózga reaguje z ludzką inteligencją, a czasami ma swą własną inteligencję. Robi, co jej się podoba, gdy czuwamy bądź śpimy. Nierzadko mężczyzna śpi, a ona czuwa, nierzadko mężczyzna czuwa, a ona śpi. Często mężczyzna pragnąłby ją widzieć w akcji, ale ona nie chce; często ona chciałaby, a mężczyzna zawodzi. Stąd czasem się wydaje, że twór ten wiedzie własne życie i ma własną inteligencję – oddzielone od człowieka.

– Pani doktor, mistrz trafił w sedno: „Nierzadko mężczyzna śpi, a ona czuwa, nierzadko mężczyzna czuwa, a ona śpi”, muszę to sobie zanotować. Co było dalej?

– Pod koniec XX wieku w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie powstał Kościół Świętego Priapa, którego patronem był grecki bożek z ogromnym prąciem. Jego wyznawcy podczas grupowych ceremonii byli zobowiązani do czczenia penisa nago. Nie zawsze fallus oceniany był jednak pozytywnie. W XVIII wieku w Rosji powstała sekta religijna skopców (rzezańców), zwanych też „białymi gołębiami”, którzy uważali ascezę i kastrację lub surową wstrzemięźliwość płciową za warunek zbawienia. Skopcy wierzyli nawet w to, że genitalia wyrosły na ciele pierwszych rodziców jako kara za grzech pierworodny. Co przerażające, stworzyli dwa stopnie „czystości”: „rangę anielską” zapewniało usunięcie jąder, „rangę archanielską” usunięcie jąder i członka. Chcąc zadbać o liczebność sekty, jej członkowie poddawali się kastracji już po spłodzeniu dzieci. Tak więc, jak pan widzi, penis jako symbol męskości wzbudzał przez tysiące lat wiele pozytywnych i negatywnych namiętności.

– Teoria za nami, porozmawiajmy o praktyce.

– Taki miałam zamiar, ale zanim przejdziemy do mechanizmu erekcji, zajmiemy się budową prącia. W końcu to ona umożliwia mu spełnienie podstawowej funkcji, czyli wyprowadzenia na zewnątrz nasienia i moczu. Jak pan na pewno wie, kształt i wielkość penisa różnią się osobniczo. W stanie spoczynku ma 8,6–10,7 centymetra, a w stanie wzwodu 12,9–16 centymetrów długości (średnia 13,6 centymetra), średnica zaś wynosi 3–5 centymetrów (średnia 3,95 centymetra). Tak ważny dla wielu mężczyzn „rozmiar” różni się w zależności od ludzkiej rasy. Średnia długość w populacji europejskiej (tak zwanej rasy kaukaskiej) jest większa niż u Azjatów, ale zdecydowanie mniejsza od obdarzonych w sposób naturalny dużymi członkami Afrykanów i Afroamerykanów. To budowa penisa umożliwia mu w krótkim czasie zmianę objętości i twardości, żeby po usztywnieniu można było go wprowadzić do pochwy i odbyć stosunek. Przez całą długość penisa biegnie cewka moczowa, która zarówno służy oddawaniu moczu, jak i jest przewodem wyprowadzającym nasienie. Anatomicznie wyróżniamy trzy elementy penisa…

– Aż trzy? – dopytywał zdezorientowany pacjent.

– Przecież mówiłam panu, że mężczyźni są bardziej skomplikowani, niż im się wydaje. Tylko nie mają okazji się o tym dowiedzieć. Chyba że wybiorą się na medycynę.

– Albo trafią w takie miejsce jak to…

Nareszcie, pomyślałam. Uwagę pacjenta miałam od początku, teraz zdobyłam jego zaufanie i wróciłam do naszego „szybkiego kursu wiedzy o penisie”.

– Prącie zaczyna się tak zwaną nasadą, która przechodzi w trzon – kontynuowałam. – W trzonie z lewej i z prawej strony znajdują się dwa podłużne ciała jamiste, a także jedno ciało gąbczaste, którego widocznym na zewnątrz zakończeniem jest ukrwiona, bardzo wrażliwa na dotyk główka – żołądź. Prącie pokryte jest przesuwalną skórą, która może przystosować się do zmiany jego kształtu i wielkości podczas erekcji, czyli wzwodu. To ona tworzy fałd skóry zwany napletkiem, pokrywający żołądź i połączony z nią wędzidełkiem. Podczas erekcji napletek odsuwa się i odsłania żołądź. Wzwód penisa jest niezbędnym warunkiem wprowadzenia go do pochwy i odbycia stosunku. Innymi słowy, musi dojść do usztywnienia i zwiększenia wymiarów prącia, co jest możliwe dzięki współdziałaniu trzech układów: nerwowego, hormonalnego i naczyniowego. Zostają one uruchomione pod jednym warunkiem…

W tym momencie pan Michał wszedł mi w słowo, mówiąc:

– Pożądania?

– Pięknie pan to ujął. Romantycznie, literacko. My, lekarze, jesteśmy bardziej pragmatyczni i nazywamy to pobudzeniem psychicznym. To nasza psychika, emocje pobudzają wszystkie pozostałe mechanizmy erekcji. To nie jest tak jak w reklamach środków na erekcję: połykasz tabletkę i myk, myk, jesteś gotowy na seks. Pamiętam, jak przed laty, kiedy nie było jeszcze takiej wiedzy wśród mężczyzn na temat leków na potencję, jeden z pacjentów, któremu zapisałam niebieską tabletkę, zapytał mnie, czy od teraz będzie chodził przez cały czas po mieście ze stojącym penisem. Prawda jest jednak taka, że tabletka nie zadziała, a z seksu będą nici, jeśli nie zostaną pobudzone zmysły wzroku, dotyku, słuchu, a czasem węchu. Wbrew powszechnym mitom seksualność mężczyzn też zaczyna się w głowie, to nie jest tak, że on zawsze może!

– Wiedziałem… i da Vinci też…

– Tak, pamięta pan, co napisał o rózdze: „Często mężczyzna pragnąłby ją widzieć w akcji, ale ona nie chce; często ona chciałaby, a mężczyzna zawodzi”. Dzisiaj wiemy więcej od geniusza i potrafimy to wyjaśnić. Jak już wspomniałam wcześniej, warunkiem sine qua non, czyli koniecznym, do odbycia stosunku jest pełny wzwód, wymagający zestrojenia układu nerwowego, hormonalnego i krążenia. Finał koncertu to wytrysk nasienia, czyli ejakulacja, której najczęściej towarzyszy orgazm, moment najsilniejszego podniecenia seksualnego. To on sprawia, że mężczyzna po stosunku czuje odprężenie, zadowolenie…

– Nirwanę?

– Tak, tak zwany błogostan. Jest też zmęczony fizycznie i ma ochotę na drzemkę, czego kobiety wydają się nie rozumieć…

– Pani doktor, dotarliśmy do wytrysku i muszę coś wyznać. Boję się, że strzelam ślepakami…

Rozdział 2

JAK POWSTAJE AMUNICJA?

Świat się zmienia w szalonym tempie. My, starsi lekarze, w czasie naszej czterdziestoletniej pracy byliśmy świadkami niejednej rewolucji w medycynie i ewolucji standardów, które przyniosły nowe możliwości diagnostyki i leczenia. Nikt z nas jednak nie przypuszczał, że tak radykalnie zmieni się krajobraz dolegliwości i chorób, czego najlepszym przykładem jest pandemia COVID-19, zaburzenia psychiczne XXI wieku, choroby psychosomatyczne wywoływane stresem, nieznane nam rodzaje alergii, nadwrażliwości czy nietolerancji pokarmowych. Nikt nie przewidziałby także, że największym problemem mężczyzny już wkrótce stanie się jakość jego nasienia.

Proces powstawania plemników zawsze mnie fascynował. Jak to możliwe, że za sprawą jednej ruchliwej i mikroskopijnej, bo mającej zaledwie0,006 milimetra długości, komórki z ogonkiem dochodzi do cudu? Cudu narodzin. Proces powstawania i dojrzewania plemników, czyli spermatogenezę, można przyrównać do filmu akcji, który w obecnych czasach niestety staje się thrillerem z „męskim pływakiem” w roli głównej. Jego tytuł to Zmierzch superbohatera, ale wróćmy do początku, czyli jądra, a właściwie jego kanalików nasiennych, miejsca, gdzie powstają gamety męskie.

Droga ich rozwoju od komórki macierzystej (spermatogonii) do dojrzałego, zdolnego do zapłodnienia plemnika zawsze była bardzo długa, a w naszym thrillerze stała się dodatkowo niebezpieczna i nieprzewidywalna. Zachodzi w cyklach nabłonka plemnikotwórczego podczas spermatogenezy, procesu rozpoczynającego się w okresie pokwitania (dojrzewania płciowego) i mającego trzy fazy.

Powstawanie i dojrzewanie plemnika przypomina trochę rozwój dziecka. Początkowo nowo narodzony mały człowiek nie umie jeszcze chodzić, tylko pełza, a potem raczkuje. Tak samo jest z gametą męską. W wyniku wielu złożonych podziałów komórkowych z komórki macierzystej powstaje dojrzała komórka płciowa męska – plemnik. Cały proces trwa mniej więcej 72–74 dni. Wprawdzie po tym czasie mamy już do czynienia z dojrzałym plemnikiem, ale nie ma on jeszcze zdolności ruchu, której nabywa już nie w jądrze, lecz w najądrzu po około 10–12 dniach.

Począwszy od momentu uzyskania dojrzałości płciowej, nabłonek plemnikotwórczy Michała, Jerzego, Krzysztofa i innych bohaterów naszej książki, tak jak wszystkich mężczyzn świata, aż do ich starości cały czas wytwarza plemniki. I tu jest różnica między mężczyznami a kobietami. Kobiety po urodzeniu dysponują pulą 300 do 500 tysięcy komórek rozrodczych. Spośród nich tylko 400 do 500 zostanie wykorzystanychpodczas owulacji aż do menopauzy (ostatniej miesiączki w życiu kobiety), czyli maksymalnie do pięćdziesiątego piątego roku życia. To właśnie dlatego podobnie do siebie brzmiące terminy: andropauza i menopauza, różnią się zasadniczo.

W przeciwieństwie do mężczyzny, który może zostać ojcem nawet w bardzo późnym wieku, kobieta po menopauzie (klimakterium) traci bezpowrotnie możliwości reprodukcyjne. Nie może już zajść w ciążę, ale nadal może czerpać satysfakcję z życia seksualnego. I chociaż od czasu do czasu pojawiają się w prasie sensacyjne doniesienia o ciążach sześćdziesięciolatek, to jest to możliwe tylko dzięki dawstwu komórki jajowej lub zarodka.

Natomiast w przypadku mężczyzn, jak mówią Amerykanie, sky is the limit, czyli możliwości są praktycznie nieograniczone. Przykładów dostarczają nam historie osób znanych z pierwszych stron gazet: artystów, aktorów czy polityków. Twórca „Playboya” Hugh Hefner został ojcem w wieku 65 lat, Julio Iglesias i Clint Eastwood – 66, Marek Kondrat – 68, Janusz Korwin-Mikke i Jean-Paul Belmondo – 70, Mick Jagger i Charlie Chaplin – 73, a Anthony Quinn, będący absolutnym rekordzistą – 81.

Dobrym nawiązaniem do wspomnianych przykładów był krótki reportaż na temat późnego ojcostwa wśród znanych postaci świata kultury i polityki, nadany z okazji Dnia Ojca w TVN. To, co mogliśmy zauważyć, to niesamowita energia, wigor i wygląd tych „młodych” ojców w dojrzałym wieku. Niewątpliwie było to nie tylko zasługą młodszej żony, ale też efektem prowadzenia zdrowego stylu życia i genetyki.

Oczywiście wydajność spermatogenezy jest różna w zależności od wieku mężczyzny. Najbardziej efektywna produkcja plemników odbywa się po dwudziestym roku życia, ale już po przekroczeniu magicznej granicy, za którą uznaje się ukończenie 40 lat, wydajność procesu powstawania i dojrzewania gamet męskich spada, chociaż też obserwujemy osobnicze różnice. Spada liczba i ruchliwość plemników, wzrasta odsetek plemników o nieprawidłowej budowie, a także zwiększa się ryzyko poronienia, obumarcia ciąży lub urodzenia dziecka z wadą genetyczną.

Powstanie w pełni gotowego do ruchu i zapłodnienia plemnika zajmuje 86–90 dni, a nawet kilka dni dłużej. Jest to ważne szczególnie w przypadku leczenia niepłodnych mężczyzn, którzy zniecierpliwieni oczekują ekspresowej poprawy swojego nasienia. A tak jak prawidłowa ciąża u kobiety trwa dziewięć miesięcy, tak też u mężczyzn nie da się oszukać natury i trzeba odczekać prawie trzy miesiące z nadzieją na poprawę jakości spermy.

Dodam tylko, że droga mężnego jak lew plemnika od jego powstania aż do wytrysku nie jest usłana różami. Możemy mówić wręcz o polskiej drodze i… dziurach. Po wydostaniu się z kanalików jądra gameta męska przechodzi do najądrza, gdzie jest przechowywana, dopóki nie dojrzeje. Gdy plemnik już jest „dorosły”, błona mięśniowa dróg nasiennych w końcowym odcinku najądrza wyprowadza nasienie, a jej zsynchronizowane skurcze, wywołujące falę perystaltyczną, przesuwają plemniki do prostaty. Tam czeka na nie lepki płyn, do którego wpadają, tworząc nasienie. Dociera ono do połączenia dróg nasiennych z cewką moczową, która, jak wiadomo, ma ujście w penisie.

Natura w swojej istocie nie znosi rozrzutności – jest bardzo ekonomiczna. Tak jak rzucone na patelnię jajko ulega ścięciu, tak też podwyższona temperatura jąder niszczy nabłonek plemnikotwórczy, z którego później powstają plemniki. Temperatura jąder jest mniej więcej o 3–4 stopnie Celsjusza niższa od temperatury ciała i o około 2 stopnie wyższa od temperatury moszny. Dlatego też, dla zapewnienia termoregulacji, a głównie ochrony przed przegrzewaniem, jądra są zlokalizowane na zewnątrz, w mosznie, a nie jak jajniki u kobiet w brzuchu, o czym zresztą już wspominałam.

Niekiedy żartuję z pacjentami, że mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet mają trudne życie. Ich jądra kochają zimno, a prostata – ciepło. Natomiast kobiety zawsze na dole czują się dobrze w cieple, które zapewnia im komfort. Zimna kąpiel w morzu może doprowadzić u nich do zapalenia pęcherza moczowego.

Powstawanie plemnika dokonuje się w wyniku wielu procesów, w tym licznych podziałów komórkowych. Spermatogeneza podlega działaniu hormonów, przypomina więc udany koncert, w którym dyrygent musi zgrać wszystkich wykonawców, żeby popłynęła muzyka. To zsynchronizowana gra hormonów między strukturami w podwzgórzu, przysadce, jądrach i narządami zmysłów: wzroku, słuchu, smaku i węchu. I wreszcie na koniec, żeby plemniki mogły zawalczyć o jajeczko, niezbędny będzie dotyk, fantazja i pobudzenie opisywanych już wcześniej ośrodków nerwowych, zlokalizowanych w lędźwiowo-krzyżowym odcinku rdzenia kręgowego. Nagi instynkt w wykonaniu Matki Natury…

Przejdźmy jednak do szczegółów. Gra hormonów zaczyna się w części mózgu zwanej podwzgórzem. Tak jak dyrektorzy w firmach wydają pracownikom co pewien czas rozporządzenia, tak podwzgórze wydziela do przysadki mózgowej co 60–90 minut, pulsacyjnie, silny hormon zwany gonadoliberyną (ang. gonadotropin-releasing hormone, GnRH). Stymuluje on w przysadce produkcję dwóch istotnych hormonów nazywanych gonadotropinami: folitropiny (FSH) i lutrotropiny (LH). U mężczyzn LH i FSH pobudzają jądra, a u kobiet jajniki do produkcji hormonów płciowych. Co ciekawe, FSH stymuluje jądro do produkcji żeńskiego hormonu płciowego – estradiolu!!! Właśnie tak, panowie! Typowego żeńskiego hormonu! Wykazano, że estrogeny odgrywają istotną rolę szczególnie w początkowych etapach podziałów komórkowych spermatogenezy, tworząc dla komórek rozrodczych odpowiednie środowisko hormonalne w nabłonku plemnikotwórczym kanalików jądra. Jak widać, mężczyzna potrzebuje trochę „kobiecości” i nie musi bać się estrogenów. Byle nie było ich za dużo, co zdarza się przy przedawkowaniu testosteronu i innych anabolików na siłowni. Więcej o tym opowiemy w dalszych rozdziałach.

Z kolei LH stymuluje komórki Leydiga, znajdujące się w tkance śródmiąższowej jąder, do produkcji testosteronu. Chociaż kobiety i mężczyźni mają takie same hormony płciowe, to jednak występują u nich istotne różnice w poziomach i wzajemnych proporcjach estrogenów do androgenów, co wpływa nie tylko na budowę ciała, zachowanie, temperament czy psychikę, ale i płodność.

Hormony płciowe są niezwykle czułe na wszystko, co nas otacza. Niestety, stres wywołany przez innowacje Doliny Krzemowej, niewłaściwe odżywianie, w tym śmieciowe jedzenie, czyli produkty o wysokiej zawartości tłuszczów, cukrów, sztucznych ulepszaczy i barwników, stosowanie różnego rodzaju wspomagaczy, takich jak psychodeliki, anaboliki, narkotyki czy inne używki, nieprawidłowe korzystanie z suplementacji, zanieczyszczenie środowiska zaburzyły prawidłową proporcję pomiędzy hormonami płciowymi, wyraźnie utrudniając życie plemnika i negatywnie wpływając na rozrodczość człowieka. Coraz częściej spotykane zaburzenia hormonalne powodują u współczesnych mężczyzn zanik libido, problemy z erekcją, ginekomastię, natomiast u kobiet androgenizację, zaburzenia miesiączkowania i owulacji.

Jakie jest wyjście? Uciec od cywilizacji i żyć w amazońskiej dżungli, żeby mieć dzieci? Alternatywa to medycyna dostarczająca wielu kół ratunkowych, poczynając od pobudzenia jąder do zwiększonej produkcji testosteronu i plemników. Odbywa się to poprzez zmianę stylu życia (aktywność fizyczna i odżywianie) oraz zastosowanie w uzasadnionych przypadkach leczenia hormonalnego i metody in vitro. O tym piszemy już w dalszej części książki.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI