Komunikacja. Droga do zrozumienia siebie i innych - Agnieszka Stein - ebook

Komunikacja. Droga do zrozumienia siebie i innych ebook

Agnieszka Stein

0,0

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Najnowsza książka Agnieszki Stein, autorki bestsellerowych poradników dla rodziców. „Komunikacja” pomaga radzić sobie z własnymi emocjami, tak aby lepiej komunikować się z dziećmi i innymi dorosłymi.

Autorka skupia się na trzech podstawowych aspektach komunikacji: komunikacji ze sobą, słuchaniu i mówieniu. Lektura „Komunikacji” wyjaśnia:

- Kiedy warto mówić, a kiedy słuchać?

- Dlaczego słuchanie bywa trudne i jak sobie możemy z tym radzić?

- Co robić, jeśli ktoś nie chce mówić, a my chcemy słuchać?

- Dlaczego innym może być trudno usłyszeć to, co mówimy, i co robić, żeby było łatwiej?

- Jak nauczyć się prosić, odmawiać i radzić sobie z konfliktami?

To książka, która pomoże uporządkować wiedzę o dobrej komunikacji, przede wszystkim zaś przekazuje narzędzia, które pomogą nam się lepiej komunikować ze sobą i z innymi.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 437

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Pierw­sza książka dla rodzi­ców, którą napi­sa­łam, Dziecko z bli­ska, doty­czyła dzieci – tego, jak je rozu­mieć i wspie­rać w har­mo­nij­nym roz­woju. Jed­nak w mojej pracy z rodzi­cami i innymi doro­słymi bar­dzo szybko oka­zało się, że klien­tom nie wystar­cza wie­dza o dzie­ciach, a rodzi­ciel­stwo to głów­nie ogar­nia­nie sie­bie. Jak o sie­bie zadbać, jak pora­dzić sobie ze swo­imi emo­cjami, jakich umie­jęt­no­ści potrzeba, żeby być w sta­nie towa­rzy­szyć dzie­ciom w roz­woju i wspie­rać je tak, jak tego potrze­bują?

Teraz bar­dziej zaj­muję się roz­wo­jem i wspie­ra­niem doro­słych niż wspie­ra­niem dzieci. Daję im inspi­ra­cję do eks­pe­ry­men­to­wa­nia. Efekty pracy z doro­słymi na ogół widać szyb­ciej, niż to bywa w przy­padku dzieci. Cza­sem wystar­czy kilka tygo­dni. Zda­rzają się też takie sytu­acje, kiedy czy­jeś nasta­wie­nie i emo­cje zmie­niają się pod wpły­wem jed­nego zda­nia.

Kiedy nie sku­piamy się na dzie­ciach, tylko uczymy się, jak sobie radzić ze sobą i budo­wać rela­cje z innymi doro­słymi, może nam być dużo łatwiej. Łatwiej jest nam roz­ma­wiać o gra­ni­cach w rela­cjach mię­dzy doro­słymi, a potem zasta­na­wiać się nad tym, jak to się odnosi do dzieci, niż roz­ma­wiać o egze­kwo­wa­niu i sta­wia­niu gra­nic jako narzę­dziach wycho­wa­nia.

Mamy różne sche­maty i nawyki, które utrud­niają nam dba­nie o sie­bie. Iden­ty­fi­ku­jemy je i szu­kamy, skąd się biorą. Widzimy, jak czę­sto nasze auto­ma­tyczne spo­soby dzia­ła­nia wyni­kają z tego, że wycho­wy­wano nas na „dobre, grzeczne i posłuszne” dzieci, a nie na szczę­śli­wych, auto­no­micz­nych, potra­fią­cych dbać o sie­bie i budo­wać rela­cje doro­słych.

Z roz­ma­wia­nia o naszych doświad­cze­niach wypływa samo­ist­nie wątek tego, jak nie prze­no­sić pew­nych spo­so­bów dzia­ła­nia i myśle­nia na kolejne poko­le­nia. Chcemy coś zmie­niać i szu­kamy, jak to zro­bić, bo choć nie możemy do końca prze­wi­dzieć kon­se­kwen­cji bli­sko­ścio­wego podej­ścia do dzieci, to ze swo­jego życia dosko­nale znamy kon­se­kwen­cje tego, jak nas trak­to­wano.

Z per­spek­tywy doro­słych wyraź­niej widać, że to, co miało decy­du­jący wpływ na nasze życie, co buduje nasze zasoby albo utrud­nia nam funk­cjo­no­wa­nie, to nie jest dokład­nie to samo, czym przej­mują się rodzice, kiedy myślą o wycho­wa­niu. Dobre stop­nie, poście­lone łóżko, obo­wiązki domowe, brak kon­flik­tów i wyzwań oka­zują się nie być aż takie ważne.

Dużo więk­sze zna­cze­nie ma to, że dzieci wzra­stają w towa­rzy­stwie doro­słych, któ­rzy:

biorą odpo­wie­dzial­ność za budo­wa­nie z nimi rela­cji,

dbają o ich bez­pie­czeń­stwo fizyczne i emo­cjo­nalne,

widzą je i sły­szą razem z ich potrze­bami i wyzwa­niami,

są dostępni emo­cjo­nal­nie i zain­te­re­so­wani nimi,

dają im bez­wa­run­kową miłość i akcep­ta­cję,

są deli­katni i życz­liwi,

są gotowi cią­gle uczyć się i roz­wi­jać.

Naj­więk­szym wyzwa­niem w two­rze­niu takiego sprzy­ja­ją­cego śro­do­wi­ska bywa brak zaso­bów. Nasz sys­tem więzi pod­po­wiada nam, czego potrze­bują od nas dzieci, ale nie zawsze jest w sta­nie prze­bić się przez to, jak trudne bywa dla nas życie. Możemy jed­nak szu­kać wspar­cia i się uczyć. Mamy też dużo moż­li­wo­ści, któ­rych nie mają dzieci. Możemy trosz­czyć się o sie­bie tak, żeby być w sta­nie widzieć dzieci i ich potrzeby.

Żeby mieć zasoby do wspie­ra­nia dzieci, potrze­bu­jemy bar­dzo podob­nych rze­czy jak one:

czuć się bez­piecz­nie,

czuć się dobrze w rela­cji ze sobą,

żeby ktoś nas widział i sły­szał,

innych doro­słych, któ­rzy są dostępni emo­cjo­nal­nie i zain­te­re­so­wani nami,

któ­rzy nas akcep­tują bez­wa­run­kowo i kochają,

wspól­noty, w któ­rej można uczyć się i roz­wi­jać.

Można by powie­dzieć, że i dzieci, i doro­śli potrze­bują takich rela­cji, które będą ich wspie­rać. Narzę­dziem do tego, żeby­śmy mogli żyć w świe­cie kar­mią­cych rela­cji, jest komu­ni­ka­cja, a dokład­niej – jej jakość, czyli to:

jak potra­fimy poro­zu­mie­wać się i współ­pra­co­wać,

jak doga­du­jemy się na co dzień i kiedy poja­wiają się wyzwa­nia,

jak potra­fimy się sły­szeć i spraw­dzać, czy się rozu­miemy,

na ile otwar­cie umiemy mówić o tym, co dla nas ważne, o co nam cho­dzi, co się z nami dzieje,

na ile potra­fimy się poro­zu­mieć sami ze sobą.

Wymiana infor­ma­cji może mieć różne formy. Nie­które infor­ma­cje płyną do nas, inne to my wysy­łamy w świat, a jesz­cze inna wymiana infor­ma­cji zacho­dzi w naszym kon­tak­cie ze sobą. Te trzy aspekty komu­ni­ka­cji: komu­ni­ka­cja ze sobą, słu­cha­nie i mówie­nie zbu­dują pod­sta­wowe ramy tej książki. Kiedy jeden z tych aspek­tów komu­ni­ka­cji jest wyzwa­niem, kosz­tuje dużo ener­gii, a daje mało rezul­ta­tów, zamiast kur­czowo się go trzy­mać, możemy użyć innego.

Kiedy nie spraw­dzają się wyra­ża­nie sie­bie i aser­tyw­ność, warto czę­sto odwo­łać się do słu­cha­nia i empa­tii.

Kiedy nie jeste­śmy w sta­nie słu­chać, warto wró­cić do kon­taktu ze sobą.

Kiedy trudno nam o kon­takt ze sobą, pomaga nam to, że ktoś nas słu­cha, a my możemy mówić.

Kło­pot czę­sto polega na tym, że w naszej komu­ni­ka­cji upie­ramy się przy zało­żo­nym przez nas pla­nie. Kiedy mamy coś do powie­dze­nia, trudno nam odpu­ścić i zająć się słu­cha­niem. A im dłu­żej cze­kamy ze zmianą formy komu­ni­ka­cji, tym więk­szego doświad­czamy stresu. Bar­dziej się usztyw­niamy i tym trud­niej nam się „prze­łą­czyć”. Dla­tego, choć w życiu trudno oddzie­lić mówie­nie od słu­cha­nia i komu­ni­ka­cję z innymi od komu­ni­ka­cji ze sobą, naj­pierw będziemy przy­glą­dać się tym trzem aspek­tom komu­ni­ka­cji osobno. Będziemy oglą­dać ich bogac­two i uczyć się, jak możemy korzy­stać z każ­dego z nich. Oswo­je­nie tych trzech try­bów pomaga spraw­niej i bar­dziej świa­do­mie się mię­dzy nimi poru­szać i wybie­rać to, co nam w danym momen­cie posłuży.

Mocno wie­rzę w uni­wer­sal­ność ludz­kich potrzeb i we wspólne czło­wie­czeń­stwo. Mamy podobne tro­ski, wyzwa­nia, emo­cje i potrzeby. Podob­nych rze­czy się boimy i wsty­dzimy. Z dru­giej strony każdy z nas jest tro­chę inny – i to jest piękne i cie­kawe. Spo­ty­ka­jąc się z innymi ludźmi, odkry­wamy nowe światy. To wła­śnie komu­ni­ka­cja jest narzę­dziem do tego, żeby nasza róż­no­rod­ność doda­wała nam moż­li­wo­ści, a nie utrud­niała życie. Komu­ni­ka­cja spra­wia, że z cze­goś, co ja mam do zaofe­ro­wa­nia, i z cze­goś, co ma druga osoba, może powstać coś jesz­cze innego, więk­szego, nowego, co wes­prze nas oboje. A czę­sto wspiera też wiele osób poza nami.

Wszy­scy mamy zdol­ność do budo­wa­nia rela­cji, choć róż­nie radzimy sobie z komu­ni­ka­cją. Pyta­nie brzmi, czy mamy w sobie goto­wość, żeby zmie­niać się i uczyć. Możemy potrak­to­wać wyzwa­nia, któ­rych doświad­czamy w kon­tak­cie i w poro­zu­mie­wa­niu się z innymi, jako zapro­sze­nie do roz­woju. Możemy zoba­czyć innych ludzi, osoby part­ner­skie, dzieci jako naszych mistrzów ducho­wych. Przy­jąć ich obec­ność i to, co robią, jako dar pole­ga­jący na tym, że poka­zują nam miej­sca, które potrze­bują opieki. Żeby to było moż­liwe, potrze­bu­jemy z życz­li­wo­ścią i łagod­no­ścią pod­cho­dzić do tego, że coś jest dla nas trudne. Oraz zaufać, że jeste­śmy się w sta­nie tego nauczyć. Obie te rze­czy czę­sto zaczy­nają się od tego, że spo­tkamy kogoś, kto nas w tym wes­prze i zain­spi­ruje. Może ta wła­śnie książka będzie dla was takim spo­tka­niem.

Narzędzia

Komunikacja i język

Pod­sta­wo­wym i naj­bar­dziej oczy­wi­stym narzę­dziem komu­ni­ka­cji w naszym życiu jest język. Kiedy mówimy o komu­ni­ka­cji, czę­sto myślimy o roz­ma­wia­niu, a kiedy mówimy „komu­ni­ka­cja ze sobą”, pierw­sze nasze sko­ja­rze­nie to myśli, które poja­wiają się w naszych gło­wach. A prze­cież małe dzieci komu­ni­kują się z nami od samego początku i my komu­ni­ku­jemy się z nimi. Komu­ni­kują się ze sobą także rośliny i zwie­rzęta. Komu­ni­ka­cja to wię­cej niż język, dla­tego kiedy będę uży­wać okre­śleń: mówie­nie i słu­cha­nie, chcę odwo­ły­wać się też do sytu­acji, kiedy nada­jemy i odbie­ramy infor­ma­cje poza sło­wami.

Język bar­dzo wzbo­gaca komu­ni­ka­cję mię­dzy ludźmi. Jed­nak uży­wa­nie go jako głów­nego narzę­dzia komu­ni­ka­cji nie­sie też ze sobą wiele wyzwań, które stają się jesz­cze więk­sze, kiedy nie zda­jemy sobie z nich sprawy.

Język nie tylko opi­suje rze­czy­wi­stość i pomaga prze­ka­zy­wać infor­ma­cje o niej, ale także ją two­rzy, prze­kształca i uprasz­cza. Słowa, któ­rych uży­wamy, opo­wia­dają o sytu­acjach i sta­nach, które nie ist­nieją poza ludzką świa­do­mo­ścią. Akcep­ta­cja, gra­nice, war­to­ści. Gdyby nie było ludzi, któ­rzy uży­wają tych pojęć, one by nie ist­niały.

Korzy­sta­jąc z języka i prze­ka­zu­jąc za jego pomocą infor­ma­cje, wybie­ramy, co chcemy prze­ka­zać i wyod­ręb­niamy to z cało­ści naszych pro­ce­sów umy­sło­wych. Podej­mu­jemy też decy­zje o tym, w jaki spo­sób to prze­ka­żemy. Język opiera się na umo­wie doty­czą­cej zna­czeń słów, ale umowa ta jest zawsze uprosz­cze­niem skom­pli­ko­wa­nej rze­czy­wi­sto­ści. Im bar­dziej abs­trak­cyjne są kate­go­rie, któ­rych uży­wamy, tym bar­dziej to widać. Dużo łatwiej jest nam się zgo­dzić co do tego, czym są drzwi, niż co do tego, czym jest miłość albo zaufa­nie.

Żeby łatwiej było nam się poro­zu­mieć, język opiera się na binar­nych kate­go­riach, które łatwo od sie­bie odróż­nić. Gorące/zimne. Szybko/wolno. Razem/osobno. Dziecko/doro­sły. Komu­ni­ka­cja/brak komu­ni­ka­cji. Sku­teczna/nie­sku­teczna komu­ni­ka­cja. Spe­cjal­nie podaję tu takie przy­kłady, żeby uwraż­li­wić was na to, jak my sami nie­ustan­nie uprasz­czamy rze­czy­wi­stość, aby móc ją jakoś opi­sać. Przyj­rzymy się wspól­nie, jak to działa.

Kiedy uży­wamy okre­śle­nia „komu­ni­ka­cja” i mamy na myśli wymianę infor­ma­cji, to tak naprawdę mówimy o cią­głym pro­ce­sie. Nie­ustan­nie nada­jemy i odbie­ramy infor­ma­cje i więk­sza część tej wymiany dzieje się poza naszą świa­do­mo­ścią. Czę­sto moment gra­niczny, w któ­rym przyj­mu­jemy, że komu­ni­ka­cja zaszła, to ten, kiedy nadana przez kogoś infor­ma­cja tra­fia do odbiorcy. Czyli dziecko prze­wró­ciło oczami albo kop­nęło klo­cek, a rodzic nie zauwa­żył – nie ma komu­ni­ka­cji. Albo rodzic zauwa­żył to, że dziecko to robi, ale odczy­tał: nie lubię cię, pod­czas kiedy dziecko wysłało komu­ni­kat: trudno mi, nie radzę sobie. Czy to już jest komu­ni­ka­cja, skoro komu­ni­kat został odczy­tany nie­traf­nie? Opo­wia­da­jąc ten przy­kład, upro­ści­łam skom­pli­ko­wany pro­ces dzie­jący się wewnątrz dziecka do jed­nego zda­nia. Upro­ści­łam też to, co dane zacho­wa­nie dziecka wywo­łało w rodzicu, do jed­nego komu­ni­katu. Zro­bi­łam to po to, żebym mogła wam prze­ka­zać infor­ma­cję, którą chcia­łam zako­mu­ni­ko­wać.

Może więc warto oglą­dać różne sytu­acje nie tylko jako binarne kate­go­rie – to jest komu­ni­ka­cja, a to nie. Może raczej zasta­na­wiajmy się, jak duża jest wymiana infor­ma­cji, w którą stronę one płyną (albo raczej – ile pły­nie w którą stronę) i jak sku­teczna jest ta wymiana. Uży­wa­jąc raczej kate­go­rii mniej/wię­cej, a nie kate­go­rii jest/nie ma.

Uży­wa­jąc języka, porząd­ku­jemy to, co chcemy prze­ka­zać, nada­jemy temu struk­turę. To pomaga nam się komu­ni­ko­wać, ale jed­no­cze­śnie powo­duje, że nie prze­ka­zu­jemy całego bogac­twa swo­ich prze­żyć. Dodat­kowo infor­ma­cje pły­nące od nadawcy zawsze róż­nią się od tych, które docie­rają do odbiorcy. Komu­ni­ka­cja jest pro­ce­sem tak wie­lo­war­stwo­wym, że spraw­dza­nie, czy się rozu­miemy, jest jed­nym z jego waż­niej­szych aspek­tów.

Słowa, któ­rych uży­wamy w danym języku, wpły­wają na to, jak myślimy o róż­nych kwe­stiach. Będę w tej książce uży­wać słowa „zamro­że­nie”, żeby opi­sać pew­nego rodzaju reak­cję stre­sową. Kiedy opo­wia­dam o tym sta­nie, odkry­wam, jak powszechna jest trud­ność z iden­ty­fi­ko­wa­niem go u sie­bie. Wła­śnie mię­dzy innymi dla­tego, że bra­kuje nam słowa, które by go opi­sy­wało. Kiedy poja­wia się takie słowo, to zaczy­namy odkry­wać w swoim życiu sytu­acje, któ­rych ono doty­czy.

Kiedy posłu­gu­jemy się wię­cej niż jed­nym języ­kiem, łatwiej jest nam mieć świa­do­mość tego, jak język two­rzy rze­czy­wi­stość. W języku pol­skim nie ma pro­stego odpo­wied­nika angiel­skiego own – posia­dać na wła­sność, zwłasz­cza kiedy mówimy o róż­nych sta­nach wewnętrz­nych i zacho­wa­niach. Dla­tego trud­niej nam mówić o bra­niu odpo­wie­dzial­no­ści za swoje zacho­wa­nie, emo­cje, doświad­cze­nia. Angiel­skie meeting needs, czyli spo­ty­ka­nie się ze swo­imi potrze­bami, tłu­ma­czone jest jako zaspo­ka­ja­nie potrzeb. Prze­no­sząc się do innego języka, prze­no­simy się z meta­fory kon­taktu z osobą do meta­fory zaspo­ka­ja­nia głodu, wypeł­nia­nia braku. To wpływa na to, jak posłu­gu­jemy się tymi okre­śle­niami, ale też na to, do jakich zacho­wań one nas zapra­szają.

Tę książkę piszę z inten­cją wraż­li­wo­ści na te aspekty języka, które zwią­zane są z naszą róż­no­rod­no­ścią w zakre­sie płci. Pod­ję­łam decy­zję, żeby tam, gdzie to będzie tylko moż­liwe, uży­wać słów, które mogą się odno­sić w rów­nym stop­niu do wszyst­kich ludzi, nie­za­leż­nie od tego, jak się iden­ty­fi­kują. Także osób nie­bi­nar­nych. Nie zawsze było to łatwe i nie zawsze moż­liwe. Ten mały kawa­łek świa­do­mego uży­cia języka to mój wkład w two­rze­nie świata, w któ­rym jest bez­pieczne miej­sce dla wszyst­kich. To też przy­kład tego, jak język może zmie­niać świat i jak my możemy brać udział w tym pro­ce­sie zmiany.

Oglą­da­nie języka z takiej per­spek­tywy nie jest pro­ste, dla­tego celowo ten roz­dział jest bar­dzo krótki. Wolę odwo­ły­wać się do tego aspektu komu­ni­ka­cji po kawałku w róż­nych roz­działach i poka­zy­wać jego dzia­ła­nie w róż­nych kon­kret­nych sytu­acjach, niż pisać długi i skom­pli­ko­wany roz­dział o komu­ni­ka­cji i języku.

Wpływ i skuteczność

Czy wie­rzy­cie w to, że komu­ni­ka­cja jest sku­tecz­nym narzę­dziem zała­twia­nia spraw mię­dzy ludźmi i wpły­wa­nia na rze­czy­wi­stość?

Czy wie­rzy­cie, że moż­liwa jest taka komu­ni­ka­cja, która nie potrze­buje prze­wagi sił i mani­pu­la­cji?

Czy odwa­ży­cie się wybrać komu­ni­ka­cję, która opiera się na rów­nej god­no­ści i dobro­wol­no­ści, nawet jeśli może­cie nie uzy­skać w ten spo­sób tego, na co macie w danej chwili ochotę?

Co dokład­nie ozna­cza dla was, że komu­ni­ka­cja jest sku­teczna?

Jakiej komu­ni­ka­cji chce­cie?

Jak wyobra­ża­cie sobie ten pożą­dany stan?

Po czym może­cie poznać, że komu­ni­ka­cja „działa”?

Czę­sto za sku­teczną uwa­żamy komu­ni­ka­cję, za pomocą któ­rej możemy kon­tro­lo­wać innych. Wie­rzymy, że sta­jąc się mistrzami komu­ni­ka­cji, spra­wimy, że ludzie będą robić to, co chcemy. Chcemy kon­troli, bo myślimy, że moc i spraw­czość pole­gają na posia­da­niu prze­wagi nad innymi, i wyobra­żamy sobie komu­ni­ka­cję jako narzę­dzie kon­troli. Jed­nak wpływ jest prze­ci­wień­stwem kon­troli i im wię­cej kon­troli, tym mniej wpływu.

Kon­trolą nazy­wam sytu­ację, w któ­rej podej­mu­jemy decy­zję, co dokład­nie ma się wyda­rzyć i jak chcemy, żeby zacho­wali się inni ludzie. Czę­sto zależy nam na kon­troli tam, gdzie jej nie mamy i nie możemy mieć. Możemy do pew­nego stop­nia kon­tro­lo­wać zacho­wa­nie małego dziecka (wynieść je do dru­giego pokoju albo zła­pać, żeby nie wybie­gło na ulicę), ale nie­wiele wię­cej. Nie decy­du­jemy o tym, co inni ludzie mówią i co myślą ani jak się czują.

W wielu obsza­rach nie mamy kon­troli nawet nad sobą. Nie kon­tro­lu­jemy reak­cji swo­jego ciała, emo­cji, pra­gnień, potrzeb czy myśli, które auto­ma­tycz­nie poja­wiają nam się w gło­wie. Nie kon­tro­lu­jemy ich, czyli nie zależą one tylko od naszej decy­zji oraz nie zni­kają w momen­cie, kiedy sobie tego zaży­czymy. To, że nie chcemy doświad­czać zło­ści i smutku, myśleć o jakimś nie­przy­jem­nym doświad­cze­niu, pocić się i rumie­nić, nie powo­duje, że takie sytu­acje się nie zda­rzają.

Nie mamy kon­troli, ale mamy ogromny wpływ na sie­bie i ota­cza­jącą nas rze­czy­wi­stość. Kiedy wyko­nu­jemy jakąś akcję, nastę­puje reak­cja. Coś się w świe­cie zmie­nia, choć nie­ko­niecz­nie i nie­cał­ko­wi­cie w taki spo­sób, jak mamy ochotę. Jeśli coś powiemy do dru­giej osoby, to ona jakoś zare­aguje i mamy wpływ na rodzaj tej reak­cji, choć nie możemy zde­cy­do­wać, jaka dokład­nie ona będzie. Jeśli krzyk­niemy, to reak­cja będzie inna, niż gdy będziemy mówić po cichu. Nasze dzia­ła­nia mają też wpływ na nas samych. Mamy wiele spo­so­bów na to, żeby zmie­niać swoje doświad­cza­nie rze­czy­wi­sto­ści. Mamy wpływ na to, jak czę­sto i jak mocno prze­ży­wamy różne trudne albo przy­jemne rze­czy.

Jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych narzę­dzi wpływu może być komu­ni­ka­cja:

nasza komu­ni­ka­cja ze sobą jest spo­so­bem, w jaki mamy wpływ na sie­bie,

nasza komu­ni­ka­cja ze sobą ma wpływ na nasze zacho­wa­nie, na to, jak się komu­ni­ku­jemy z innymi,

nasza komu­ni­ka­cja z innymi na wpływ na nich i na nasze rela­cje,

nasza komu­ni­ka­cja z innymi ma też wpływ na nas, kiedy dowia­du­jemy się nowych rze­czy, dosta­jemy wspar­cie, możemy upo­rząd­ko­wać sobie to, czego doświad­czamy.

Im wię­cej uczymy się komu­ni­ka­cji i o komu­ni­ka­cji, tym bar­dziej możemy korzy­stać z tego wpływu. Może być tak, że nasze poje­dyn­cze zacho­wa­nie ma bar­dzo mały wpływ na dru­giego czło­wieka, ale dużo małych wpły­wów się sumuje. Może mam mały wpływ na jed­nego czy­tel­nika, ale jest ich bar­dzo wielu. Dodat­kowo w swo­jej pracy mam wpływ nie tylko na ludzi, któ­rzy z niej bez­po­śred­nio korzy­stają. Mam też poprzez nich wpływ na rela­cje tych ludzi z innymi, na przy­kład na rela­cje rodzi­ców z ich dziećmi i oso­bami part­ner­skimi. Mam w ten spo­sób wpływ na te osoby, a przez to na dzieci tych dzieci i tak dalej.

Wpły­wamy na sie­bie nawza­jem. Im bar­dziej akcep­tuję wpływ, jaki mają na mnie inni ludzie, tym łatwiej jest mi korzy­stać z mojego wła­snego wpływu w rela­cjach z nimi i tym bar­dziej ci ludzie akcep­tują to, że ja mam na nich wpływ. Bo nie jestem ponad nimi, tylko jeste­śmy na równi.

Kon­tro­lu­jąc, wkła­damy dużo ener­gii i uzy­sku­jemy mały efekt. Tę ener­gię można by wło­żyć w opie­ko­wa­nie się swoim wła­snym wpły­wem. Kon­trola jest w sta­nie zmie­nić tylko zacho­wa­nie. Jeśli próba kon­tro­lo­wa­nia ludzi jakoś zmie­nia ich myśle­nie, to czę­sto odwrot­nie do ocze­ki­wań. Kiedy kogoś do cze­goś pró­bu­jemy zmu­sić, to może ta osoba to zrobi, ale jest duża szansa, że w efek­cie będzie do tego nega­tyw­nie nasta­wiona – wła­śnie dla­tego, że została zmu­szona. Przy­po­mina mi się tu opo­wieść o tym, jak wiatr i słońce zało­żyli się, że zdejmą czło­wie­kowi płaszcz. Wiatr wiał i szar­pał i czło­wiek jesz­cze moc­niej się okry­wał. A słońce zaświe­ciło tak, że zro­biło się gorąco i czło­wiek sam zdjął z sie­bie płaszcz. Kon­trola czę­sto jest takim wia­trem.

Dodat­kowo kon­trola wymaga nie­ustan­nego czu­wa­nia nad tym, co się dzieje. Jeśli uży­wamy kon­troli do tego, żeby mieć wpływ, to bar­dzo trudno jest nam zaufać, że jak tę kon­trolę odpu­ścimy, to wszystko będzie się działo dalej samo.

Trudno jest rezy­gno­wać z kon­troli i zauwa­żać jej ogra­ni­cze­nia. Wydaje nam się, że dzięki niej uzy­skamy dużo szyb­szy i więk­szy efekt niż dzięki jakimś „mięk­szym” spo­so­bom. Dodat­kowo mamy czę­sto sztyw­ność w trzy­ma­niu się pla­nów. Sytu­ację, kiedy nie udaje nam się zre­ali­zo­wać jakie­goś planu, trak­tu­jemy jako porażkę. Zazwy­czaj nawet nie wyobra­żamy sobie, że jeśli dosta­jemy coś nie­zgod­nego z ocze­ki­wa­niami, to moż­liwe, że dosta­niemy dużo wię­cej.

Dąże­nie do kon­troli utrud­nia nam czę­sto czer­pa­nie zaso­bów z rela­cji z ludźmi. Jeśli pró­bu­jemy ich kon­tro­lo­wać, to w bar­dzo małym zakre­sie korzy­stamy z ich wie­dzy, pomy­sło­wo­ści, per­spek­tywy, wyobraźni, inte­li­gen­cji i moty­wa­cji. Jeśli dzia­łamy z prze­ko­na­niem, że wiemy lepiej i inni nie mają nic cie­ka­wego do doda­nia, to wiele waż­nych infor­ma­cji może do nas nie dotrzeć. Kiedy zre­zy­gnu­jemy z kon­troli i sku­pimy się na wpły­wie, to może się poja­wić potrzeba, żeby zmie­nić jakiś plan, zro­bić coś ina­czej, niż mamy ochotę. Może nawet okaże się, że zmie­nią się nasze cele albo spoj­rze­nie na daną sytu­ację. Ale w ten spo­sób możemy uzy­skać takie roz­wią­za­nie, które uwzględni wię­cej per­spek­tyw i zaso­bów niż nasze pier­wotne plany.

Cała ta książka jest o wpły­wa­niu na sie­bie i innych przez komu­ni­ka­cję, czyli przez wymianę infor­ma­cji. Zaczy­na­jąc od tego, że obsza­rem, w któ­rym mamy naj­wię­cej moż­li­wo­ści, jest to, co się dzieje w nas, naszym ciele i naszej gło­wie. Nie mamy kon­troli nad myślami, które nam się samo­ist­nie poja­wiają, i nie możemy spra­wić, żeby się nie poja­wiały te, które są dla nas trudne. Mamy jed­nak wpływ na to, co z nimi robimy, i na inne myśli, które do nich dokła­damy. Mam takie prze­ko­na­nie, że nawet jak już nie widzimy kom­plet­nie, jak mogli­by­śmy mieć wpływ na jakąś sytu­ację, to zawsze mamy wpływ na to, jak o niej myślimy.

Jeśli wie­rzy­cie, że nie macie na coś wpływu, to sprawdź­cie, czy jeste­ście w sta­nie sobie wyobra­zić, że robi­cie coś, co pogar­sza sytu­ację. Jeśli da się wymy­ślić takie zacho­wa­nie, to zna­czy, że macie wpływ cho­ciażby przez to, że wybie­ra­cie nie zacho­wy­wać się w okre­ślony spo­sób. Taka zmiana per­spek­tywy pomaga zoba­czyć, że nasz wpływ jest zazwy­czaj dużo więk­szy, niż nam się wydaje. Szu­ka­nie go może pomóc wydo­stać się z bez­rad­no­ści i bez­na­dziei.

Jaka to jest skuteczna komunikacja?

Naj­prost­sza odpo­wiedź na to pyta­nie jest taka, że sku­teczna komu­ni­ka­cja posuwa sprawy do przodu. Rozu­miem przez to pogłę­bie­nie rela­cji z osobą, z którą się komu­ni­kuję, zoba­cze­nie nowej, szer­szej per­spek­tywy, roz­wią­za­nie pro­blemu, zmianę sytu­acji, roz­wój i naukę nowych rze­czy. Komu­ni­ka­cja jest sku­teczna nawet wtedy, kiedy te zmiany są bar­dzo małe.

Komu­ni­ka­cja jest nie­sku­teczna, gdy sto­imy w miej­scu lub cią­gle wra­camy do tego samego. Cza­sem oce­niamy sku­tecz­ność komu­ni­ka­cji po wysiłku, jaki w nią wkła­damy, a gdy popa­trzymy z szer­szej per­spek­tywy, to oka­zuje się, że zmiana jest nie­wielka. Ktoś robi to, co chcemy, ale to w żaden spo­sób nie buduje naszej rela­cji i poro­zu­mie­nia. Albo mówimy, co myślimy, ale druga osoba nie widzi naszej per­spek­tywy. Czę­sto takie krę­ce­nie się w kółko powo­duje, że nasza rela­cja cierpi. Coraz mniej wiemy o dru­giej oso­bie i coraz mniej w nas cie­ka­wo­ści. Coraz wię­cej mamy do sie­bie żalu.

Cza­sem uwa­żamy komu­ni­ka­cję za nie­sku­teczną, bo sku­piamy się na efek­cie, któ­rego chcemy, a który nie nastę­puje. Jed­nak spoj­rze­nie z szer­szej per­spek­tywy pomaga nam zauwa­żyć, gdzie mamy wpływ. Nasze wyobra­że­nie na temat sku­tecz­no­ści decy­duje o tym, jak dużo jej będzie w naszym życiu. Możemy to, że druga osoba nam odma­wia, zoba­czyć jako swoją porażkę. Możemy też potrak­to­wać tę sytu­ację jako oka­zję, żeby dowie­dzieć się cze­goś o potrze­bach i gra­ni­cach dru­giej strony, coś zro­zu­mieć, dostać jakąś infor­ma­cję. Dzięki temu jeste­śmy już w innym miej­scu niż chwilę wcze­śniej. Widzimy sytu­ację ina­czej. Mamy szansę na roz­wój.

Takie rozu­mie­nie sku­tecz­no­ści komu­ni­ka­cji jako narzę­dzia roz­woju i zmiany spra­wia, że może być ona sku­teczna nie­omal w każ­dej sytu­acji. Nie­za­leż­nie od tego, co wyda­rzy się w moich rela­cjach z ludźmi, mogę uczyć się i wycią­gać wnio­ski. Nawet jeśli w kon­kret­nej roz­mo­wie jestem w takim stre­sie, że zamy­kam się na roz­wój i cie­ka­wość, mam jesz­cze moż­li­wość, żeby zająć się swoim roz­wo­jem póź­niej. Mogę sama albo z pomocą wspie­ra­ją­cego dru­giego czło­wieka przyj­rzeć się jesz­cze raz tej sytu­acji i zoba­czyć, czego będę w sta­nie się z niej nauczyć.

Jeśli komu­ni­ka­cja jest wymianą infor­ma­cji, to spra­wiamy, że jest ona dla nas bar­dziej sku­teczna, kiedy nie pró­bu­jemy kon­tro­lo­wać tego, w jakim kie­runku pły­nie ta infor­ma­cja i sku­piamy się bar­dziej na korzy­sta­niu ze swo­jego wpływu. Nie pró­bu­jemy wymu­sić, żeby infor­ma­cja pły­nęła tylko w jedną stronę, ale akcep­tu­jemy to, że pły­nie ona w obie strony. Im bar­dziej jeste­śmy w takim nasta­wie­niu, tym bar­dziej ludzie, z któ­rymi wcho­dzimy w kon­takt, rów­nież doświad­czają sku­tecz­no­ści tej komu­ni­ka­cji dla sie­bie. Im bar­dziej akcep­tu­jemy, że to, co się dzieje w komu­ni­ka­cji, nie zależy tylko od nas, tym wię­cej od nas zależy. Im bar­dziej nasta­wiamy się na zmianę w dru­giej oso­bie, tym mniej ta osoba się zmie­nia, a im bar­dziej naszą inten­cją jest nasza wła­sna zmiana i roz­wój, tym wię­cej się dzieje w komu­ni­ka­cji i w rela­cji dla obu stron.

Komunikacja to wyzwanie

Komu­ni­ka­cja jest trudna, nie­do­sko­nała i nie­prze­wi­dy­walna. Nie ma ludzi, któ­rzy się per­fek­cyj­nie komu­ni­kują i któ­rzy nie doświad­czają w niej wyzwań. Nie ist­nieje ide­alna komu­ni­ka­cja. Taka, w któ­rej:

zawsze się rozu­miemy,

zawsze mamy zasoby do słu­cha­nia dru­giego czło­wieka,

zawsze wiemy, o co nam cho­dzi,

jak myślimy, że się rozu­miemy, to zawsze naprawdę się rozu­miemy,

jak się rozu­miemy, to się ze sobą zawsze zga­dzamy.

W pracy spo­ty­kam się z ludźmi, któ­rzy odkry­wają, że komu­ni­ka­cja to dużo wię­cej, niż im się wyda­wało. Sły­szą i widzą, jak ludzie mogą się ze sobą poro­zu­mie­wać, kiedy mają do tego sprzy­ja­jące warunki i umie­jęt­no­ści. Doświad­czają, czę­sto po raz pierw­szy w życiu, tego, że ktoś ich naprawdę sły­szy i widzi. Pod wpły­wem takich doświad­czeń poja­wia się u nich pra­gnie­nie, żeby też tak umieć. Żeby tak roz­ma­wiać ze swo­imi dziećmi i waż­nymi dla sie­bie doro­słymi. Jed­no­cze­śnie dopada ich żal i myśli o stra­cie zwią­zane z tym, jak komu­ni­ka­cja do tej pory wyglą­dała w ich życiu. Mie­wają poczu­cie winy i obawy o to, czy uda im się nauczyć innej komu­ni­ka­cji i ile czasu im to zaj­mie.

Wydaje mi się, że więk­szość z nas miewa pra­gnie­nie, żeby ten roz­wój i nauka komu­ni­ka­cji zacho­dziły szyb­ciej. Cze­kamy na dzień, kiedy będziemy już w sta­nie posłu­gi­wać się taką sku­teczną komu­ni­ka­cją. Żału­jemy zmar­no­wa­nego czasu. Pro­blem w tym, że kiedy się spie­szymy, łatwo jest nam wcho­dzić w reak­cję walki i ucieczki, a sys­tem, który opie­kuje się walką i ucieczką, nie naj­le­piej radzi sobie z komu­ni­ka­cją i roz­wo­jem. Zoba­czy­cie dalej, jak ważne jest w nauce komu­ni­ka­cji, także komu­ni­ka­cji ze sobą, ucze­nie się tego, żeby zwal­niać.

Komu­ni­ka­cja zawsze jest wyzwa­niem i zawsze jest w pew­nym sen­sie trudna. Opiera się na spo­tka­niu z czymś, czego nie znamy i nie jeste­śmy w sta­nie do końca poznać. Choć chcę też dodać, że jeśli komu­ni­ka­cja jest dla nas eks­tre­mal­nie trudna, to warto szu­kać dla­czego. Nie­które pod­po­wie­dzi znaj­dzie­cie w tej książce.

Komunikacja to wyprawa w nieznane

Komu­ni­ka­cja to nie­ustanna przy­goda i podróż w nie­znane. Kiedy komu­ni­ku­jemy się z innymi ludźmi, to wyzwa­nie rośnie. Ni­gdy nie wiemy, co się sta­nie. Nie da się mieć z góry wymy­ślo­nego planu i cał­ko­wi­cie go reali­zo­wać. Wszystko, co usły­szę, może być zasko­cze­niem. Zawsze jest ryzyko, że znajdę się nie tam, gdzie pla­no­wa­łam. Ale też moim zda­niem jest moż­li­wość, że miej­sce, gdzie się znajdę, będzie dużo bogat­sze w zasoby niż to, co byłam w sta­nie sobie zapla­no­wać i wyobra­zić. Ryzyko zmie­nia się tutaj w pre­zent i oka­zję do roz­woju.

Komu­ni­ka­cja z bli­skimi jest jesz­cze trud­niej­sza, bo bar­dziej nam zależy na jej sku­tecz­no­ści. Rze­czy, o któ­rych roz­ma­wiamy, są dla nas ważne. W waż­nych dla nas rela­cjach doświad­czamy naj­wię­cej bez­bron­no­ści i naj­bar­dziej się odsła­niamy. To, co się sta­nie, może nam wiele dać, ale też bar­dzo zabo­leć.

W kon­tak­cie z bli­skimi mamy też długą wspólną histo­rię. Domy­ślamy się, o co im cho­dzi, w opar­ciu o to, co już wiemy z wcze­śniej­szych doświad­czeń. Cza­sem to uła­twia poro­zu­mie­nie, a cza­sem możemy prze­ga­pić, że coś się zmie­niło. Cza­sem całymi latami mówimy do sie­bie i wydaje nam się, że się świet­nie rozu­miemy, bo zbyt rzadko to spraw­dzamy. Tak jak w histo­rii o parze, która przez całe lata dzie­liła się buł­kami w taki spo­sób, że jedno z nich jadło dół, a dru­gie górę. Pew­nego dnia zaczy­nają roz­ma­wiać ze sobą o tym, że każde z nich wła­ści­wie woli tę drugą część, ale dawali sobie to, co uwa­żali, że jest naj­lep­sze. To wła­śnie takie sytu­acje są czę­sto szansą na głęb­sze poro­zu­mie­nie, ale w waż­nych dla nas rela­cjach są one trudne. Opo­wia­damy sobie o nich takie histo­rie, które przy­no­szą nam wię­cej cier­pie­nia niż roz­woju. I trudno jest nam w te histo­rie nie wie­rzyć.

Bli­skie nam osoby są czę­sto zasko­czone i nie­za­do­wo­lone, kiedy zaczy­namy się komu­ni­ko­wać ina­czej niż do tej pory. Pró­bują prze­ciw­dzia­łać tej zmia­nie. Zwłasz­cza, kiedy jej nie rozu­mieją. My mówimy ina­czej niż wcze­śniej albo z inną inten­cją, a reak­cja bywa taka jak do tej pory. Dzieje się to też w drugą stronę. Kiedy bli­scy zmie­niają swój spo­sób mówie­nia, my pamię­tamy słowa, które wcze­śniej były uży­wane. Pamię­tamy zna­cze­nie, jakie nada­jemy ich zacho­wa­niu. Czę­sto wydaje nam się, że wiemy, co ktoś powie i chce powie­dzieć, jesz­cze zanim to się wyda­rzy.

Komunikacja jest trudna, bo opiera się na regulacji

Wszy­scy mamy takie chwile, kiedy komu­ni­ka­cja jest trud­niej­sza niż zwy­kle. Momenty sil­nych emo­cji, nie­rów­no­wagi, reak­cji walki i ucieczki lub zamro­że­nia. Sytu­acje, kiedy bar­dzo dużo się dzieje albo coś jest dla nas bar­dzo nowe. Kiedy potrze­bu­jemy sobie poukła­dać, o co cho­dzi, i nie zawsze mamy na to warunki.

Nawet jeśli mamy sporo narzę­dzi słu­żą­cych do komu­ni­ka­cji, to w trud­nych sytu­acjach dostęp do nich jest utrud­niony. Dla­tego cza­sem zależy nam na poro­zu­mie­niu i budo­wa­niu rela­cji, a cza­sem zado­wa­lamy się prze­wagą. Zwłasz­cza kiedy mamy prze­ko­na­nie, że ta prze­waga da nam poczu­cie bez­pie­czeń­stwa.

Im wię­cej stresu, tym trud­niej o sku­teczną komu­ni­ka­cję. Trud­niej widzieć innych ludzi i ich per­spek­tywę. Trud­niej dać sobie czas, żeby usły­szeć, co mają do powie­dze­nia. Ale też trud­niej skon­tak­to­wać się ze sobą i wyra­zić w spo­sób, który będzie zro­zu­miały dla innych. Im wię­cej rów­no­wagi, tym łatwiej. Dla­tego narzę­dzia zwią­zane z regu­la­cją bar­dzo poma­gają w komu­ni­ka­cji i zwięk­szają jej sku­tecz­ność. Z dru­giej strony komu­ni­ka­cja ze sobą i z innymi pomaga nam opie­ko­wać się swoją regu­la­cją. Uży­wamy jej, żeby popro­sić o pomoc i odzy­skać poczu­cie bez­pie­czeń­stwa. Rozu­mieć, co się z nami dzieje w stre­sie, i jak możemy wró­cić do rów­no­wagi.

Komunikacja jest trudna – nasze osobiste doświadczenia

Usły­sza­łam kie­dyś na warsz­ta­tach u Liliany Krzy­wic­kiej, że bez­pieczna więź to wiara w sku­tecz­ność komu­ni­ka­cji. Wiara w to, że świat jest bez­piecz­nym miej­scem do życia, możemy pole­gać na innych, ludzie gene­ral­nie są z nami, a nie prze­ciwko nam, a my mamy narzę­dzia do tego, żeby się w tym świe­cie rela­cji poru­szać. Bez­pieczna, czyli wyni­ka­jąca z wystar­cza­jąco dobrych doświad­czeń, jakie nas spo­tkały, kiedy byli­śmy dziećmi, albo oparta na naszej świa­do­mej pracy, żeby sobie tych doświad­czeń dostar­czyć.

Trudno jest wie­rzyć w sku­tecz­ność komu­ni­ka­cji i widzieć ją jako narzę­dzie dba­nia o sie­bie, kiedy świat, któ­rego doświad­czamy, jest zagra­ża­jący, i sku­tecz­niej­sza od komu­ni­ka­cji wydaje się siła. Kiedy nasze potrzeby nie były brane pod uwagę, bo bra­ko­wało nam tej siły. Może było tak, że poka­zy­wa­nie swo­ich potrzeb waż­nym dla nas doro­słym nie pro­wa­dziło do tego, że ktoś się nami inte­re­so­wał i dawał opiekę. To taka sytu­acja, kiedy wybie­ramy siłę, żeby odzy­skać równą god­ność i moż­li­wość wybie­ra­nia. Wybie­ramy siłę, bo doświad­czamy bez­sil­no­ści.

Komu­ni­ka­cja może być dla nas wyzwa­niem, jeżeli bra­ko­wało sytu­acji, w któ­rej doro­sły z cie­ka­wo­ścią pytał nas o naszą per­spek­tywę. Rzadko ktoś inte­re­so­wał się tym, co czu­jemy i myślimy, dla­czego nam na czymś zależy, dla­czego coś jest dla nas ważne. Doro­śli prze­waż­nie sku­piali się na tym, jak prze­ka­zać swój punkt widze­nia. Jak powie­dzieć o swo­ich ocze­ki­wa­niach, życze­niach czy prze­ko­na­niach. Albo, co gor­sza, ocze­ki­wali, że się tego domy­ślimy.

Może nasze dzie­ciń­stwo upły­wało w oto­cze­niu doro­słych, któ­rzy nie radzili sobie sami ze sobą albo mieli z tym duże trud­no­ści. Jeśli ci doro­śli nie mieli nawet miej­sca na to, żeby pomie­ścić to, co się z nimi dzieje, to nie byli też w sta­nie wspie­rać nas w naszych doświad­cze­niach.

Wyro­śli­śmy w śro­do­wi­sku, które opie­rało się na prze­wa­dze jed­nego czło­wieka nad dru­gim. W tym byli­śmy tre­no­wani jako dzieci. Na takie sytu­acje mie­li­śmy narzę­dzia. Mogli­śmy doświad­czyć tego, jak to jest pod­le­gać sile, i obser­wo­wać, jak zacho­wują się ci, któ­rzy mają prze­wagę. Mnó­stwo doro­słych osób, teraz już rodzi­ców, na­dal żyje w takiej hie­rar­chicz­nej rela­cji ze swo­imi rodzi­cami. Dalej się ich słu­cha. Boi się ura­zić ich uczu­cia. Bie­rze odpo­wie­dzial­ność za to, żeby rodzi­com nie było przy­kro. Dalej kon­takty mię­dzy doro­słym dziec­kiem i jego rodzi­cem nie opie­rają się na rów­no­ści i dia­logu, tylko są podyk­to­wane potrze­bami rodzica. Spo­tka­łam doro­słych, któ­rzy nie wyobra­żają sobie tego, że mogą odmó­wić rodzi­cowi. Że mogą mieć zamek w drzwiach, żeby rodzic potrze­bo­wał zapu­kać. Że mogą się ubie­rać i żyć ina­czej, niż chcie­liby rodzice. Na­dal rodzice doro­słych już dzieci ocze­kują od nich takiego poziomu speł­nia­nia ich ocze­ki­wań i posłu­szeń­stwa, jakiego ocze­ki­wali od małych dzieci.

W takiej rela­cji auto­no­mia, odmowa czy wła­sna decy­zja bywają odbie­rane jako odrzu­ce­nie, krzywda, spra­wia­nie bólu. Bar­dzo trudno po takim tre­ningu budo­wać rela­cję, w któ­rej możemy się róż­nić. Możemy decy­do­wać ina­czej. Możemy myśleć ina­czej. Możemy lubić inne rze­czy. Możemy sobie odma­wiać. Trudno jest uwie­rzyć, że jasne komu­ni­ko­wa­nie swo­ich potrzeb ma sens. Że kiedy to zro­bimy, to ktoś weź­mie to pod uwagę albo wysłu­cha. Trudno uwie­rzyć, że ktoś może myśleć ina­czej i jed­no­cze­śnie być cie­kawy naszej per­spek­tywy.

Trudno nawet budo­wać rela­cję ze sobą, w któ­rej jeste­śmy w sta­nie wie­dzieć, czego chcemy, co nam się podoba, co nam pomaga, na czym nam zależy. Bo do tej pory kar­miono nas komu­ni­ka­tami, że jeste­śmy za mali, żeby to wie­dzieć, i nie mamy prawa tego pra­gnąć. A w związku z tym nie widzie­li­śmy sensu, żeby się nad tym zasta­na­wiać.

Komunikacja jest trudna, bo kultura

Warto wie­dzieć, że nie wszyst­kie trud­no­ści w komu­ni­ka­cji wyni­kają z naszych indy­wi­du­al­nych doświad­czeń. Te, które są udzia­łem całego spo­łe­czeń­stwa, dużo trud­niej jest nam zauwa­żać i kwe­stio­no­wać.

Żyjemy w kul­tu­rze, która czę­sto bar­dziej ceni zga­dy­wa­nie i domy­śla­nie się niż otwartą komu­ni­ka­cję. Nie mamy więc czę­sto prak­tyki w tym, jak roz­ma­wiać na różne tematy bez­po­śred­nio. Mówie­nie wprost róż­nych rze­czy postrze­gane jest jako prze­jaw złych manier albo coś ryzy­kow­nego towa­rzy­sko. Nie znamy słów, któ­rych można by użyć w takiej komu­ni­ka­cji.

Na okre­śle­nie róż­nych sytu­acji w świe­cie zewnętrz­nym znamy czę­sto o wiele wię­cej słów niż na okre­śla­nie naszych wewnętrz­nych sta­nów. Gdy ludzie nazy­wają różne emo­cje, to cza­sem potra­fią wymie­nić tylko kilka. Widzę, jak na naszych oczach dzieje się tutaj zmiana. Ludzie zaczy­nają mówić do dzieci języ­kiem potrzeb i emo­cji. W związku z tym sami też uczą się tego języka.

Żyjemy w kul­tu­rze prze­kra­cza­nia sie­bie, dziel­no­ści, sta­ra­nia się do gra­nic swo­ich moż­li­wo­ści. Z oto­cze­nia pły­nie prze­kaz: dzia­łaj, dzia­łaj, dzia­łaj. Kiedy dzieje się coś trud­nego, o wiele łatwiej jest nam sku­pić się na wkła­da­niu wysiłku niż na zatrzy­ma­niu się i reflek­sji. Komu­ni­ka­cja składa się z nada­wa­nia i odbioru infor­ma­cji. W swo­jej komu­ni­ka­cji ze sobą i z innymi o wiele wię­cej ener­gii wkła­damy w nada­wa­nie. Mówimy do sie­bie: weź się w garść, nie roz­czu­laj się, zrób to, dasz radę. Dużo rza­dziej pytamy i inte­re­su­jemy się tym, co jest pod spodem. Podob­nie mówimy też do innych ludzi.

Ponie­waż cią­gle się spie­szymy, to zatrzy­my­wa­nie się czę­sto wydaje nam się stratą cen­nego czasu. Mnie pomaga się zatrzy­my­wać i zwal­niać to, że o wiele czę­ściej stratą czasu wydaje mi się bie­ga­nie w kółko, po omacku, które jest efek­tem tego, że się nie zatrzy­mu­jemy.

Żyjemy w kul­tu­rze, która opiera się na usta­lo­nych hie­rar­chiach i prze­wa­dze sił. Czę­sto rów­ność i równa god­ność to idee, o któ­rych dys­ku­tu­jemy, a nie pod­stawa tego, jak żyjemy. To widać w języku, w któ­rym pełno jest prze­wagi i siły. Pełno jest „musisz”, „pozwa­lam”, „każę ci”, „robisz źle”, „nie wolno”. W języku, który zawiera takie kate­go­rie jak wina, kara, zasługa. W języku, któ­rym mówimy o ludziach, że są lepsi i gorsi, nor­malni i nienor­malni. Nawet jeśli nie­które z tych okre­śleń coraz rza­dziej poja­wiają się w naszych roz­mo­wach, to dalej są na tyle czę­ścią naszego życia, że na pewno roz­po­zna­je­cie je z wła­snego doświad­cze­nia.

Żyjemy w kul­tu­rze, która ceni rozum i ocze­kuje, żeby nie kie­ro­wały nami emo­cje, a jed­no­cze­śnie daje bar­dzo mało narzę­dzi do opie­ko­wa­nia się tymi emo­cjami. W kon­se­kwen­cji tłu­mimy to, co czu­jemy, albo wyrzu­camy to z sie­bie, a potem czu­jemy się źle z tym, że to robimy.

Żyjemy w kul­tu­rze, która boi się kon­flik­tów. Która zachęca do uni­ka­nia ich zamiast zaj­mo­wa­nia się nimi. W któ­rej to, że ludzie są różni i nie zga­dzają się ze sobą, jest pro­ble­ma­tyczne, zwłasz­cza kiedy mówimy o bli­skich rela­cjach. Kul­tu­rze, która zakłada, że ludzie żyją ze sobą w har­mo­nii, kiedy są do sie­bie dopa­so­wani i podobni.

Komunikacja to ciągły rozwój

Świat się zmie­nia i cią­gle powstają narzę­dzia i inspi­ru­jące nas per­spek­tywy. Nasi rodzice nie uczyli nas takiej komu­ni­ka­cji, bo jesz­cze jej nie było albo nie mieli do niej dostępu. My uczymy się tego „dopiero teraz”, bo cią­gle poja­wia się coś nowego. Nowe narzę­dzia, ale też nowe wyzwa­nia w naszym życiu.

Sama widzę, ile nowych rze­czy odkry­wam na bie­żąco. Jak z roku na rok zmie­niają się moje podej­ście, wie­dza, umie­jęt­no­ści. Jak zmie­nia się język, któ­rym roz­ma­wiam z bli­skimi. Jak poja­wiają się cią­gle nowe inspi­ra­cje i wzra­sta moja świa­do­mość. Gdy po sied­miu latach od pre­miery reda­go­wa­łam nowe wyda­nie swo­jej książki Dziecko z bli­ska, zmie­nia­łam bar­dzo wiele zdań i słów, które w mię­dzy­cza­sie wyle­ciały z mojego słow­nika i zostały zastą­pione przez inne. Głów­nie słów zwią­za­nych z oceną i z pisa­niem z per­spek­tywy musi/powinno. Dokład­nie to samo powtó­rzyło się przy redak­cji kolej­nej książki, Dziecko z bli­ska idzie w świat.

Nie­ustan­nie też uczę się komu­ni­ka­cji, bo moje życie cią­gle się dzieje. Poja­wiają się w nim nowe sytu­acje i nowe rela­cje, które wyma­gają ode mnie komu­ni­ko­wa­nia się w nowy dla mnie spo­sób i dzięki temu wspie­rają mój roz­wój.

Odpowiedzialność to połączenie wyboru i wpływu

Zale­żało mi na tym, żeby pisać książkę o bra­niu odpo­wie­dzial­no­ści za zmiany. O tym, jak prze­stać cze­kać, aż ta zmiana się wyda­rzy, i po swo­jemu zmie­niać to, na co mamy wpływ.

Kiedy nie pasuje nam to, co się dzieje w naszym życiu i rela­cjach, możemy skie­ro­wać naszą uwagę na zewnątrz albo do wewnątrz. Sku­pić się na tym, żeby sko­mu­ni­ko­wać się ze sobą, spraw­dzić, o co nam cho­dzi, jak możemy o sie­bie zadbać, jakie opcje mamy do wyboru. Albo sku­pić się na komu­ni­ko­wa­niu swo­jej per­spek­tywy innym i pró­bie wpły­nię­cia na świat zewnętrzny.

Odpo­wie­dzial­ność to dla mnie ela­styczne wyko­rzy­sta­nie obu tych moż­li­wo­ści. Ze szcze­gólną uwagą potrze­bu­jemy przy­glą­dać się sytu­acjom, w któ­rych sku­piamy się na zmie­nia­niu świata zewnętrz­nego i innych ludzi, mimo że wkła­damy w to bar­dzo dużo ener­gii i mamy bar­dzo mało efektu. Odpo­wie­dzial­ność koja­rzy mi się z czy­ta­niem tej swo­jej nie­sku­tecz­no­ści jako infor­ma­cji zwrot­nej. Z zatrzy­my­wa­niem się i kie­ro­wa­niem uwagi do wewnątrz po to, żeby co naj­mniej prze­my­śleć swój kolejny krok i nie powta­rzać tego, co nie działa.

Oczy­wi­ście zdaję sobie sprawę, że są ludzie, któ­rzy cią­gle sku­piają uwagę na sobie, ana­li­zują to, co robią, zasta­na­wiają się, co mogliby zro­bić ina­czej i co jest z nimi nie tak, a mimo to nie daje im to więk­szego dobro­stanu i nie pro­wa­dzi do żad­nej zmiany. Chcę wam więc poka­zać, jak można kie­ro­wać uwagę do wewnątrz w spo­sób, który może nas kar­mić, wzmac­niać i powięk­szać nasz obszar wpływu na zewnątrz.

Żeby to zro­bić, potrze­buję tu jasno napi­sać o tym, że moje rozu­mie­nie odpo­wie­dzial­no­ści może się róż­nić od tego, z któ­rym się sty­ka­cie na co dzień. Dla mnie odpo­wie­dzial­ność jest wybo­rem w ramach swo­ich moż­li­wo­ści. Dla­tego możemy tylko brać odpo­wie­dzial­ność. Nikt nas nie może obcią­żyć odpo­wie­dzial­no­ścią ani nas do niej zmu­sić. Odpo­wie­dzial­ność nie jest nam przy­pi­sana z góry. Potrzebna jest do niej nasza świa­doma decy­zja.

Nie jest odpo­wie­dzial­no­ścią sku­pia­nie ener­gii na zmia­nie tego, czego nie jeste­śmy w sta­nie zmie­niać. Na naszej prze­szło­ści. Na zacho­wa­niu innych ludzi i kon­tro­lo­wa­niu go. Moja odpo­wie­dzial­ność jest odpo­wie­dzial­no­ścią za moje zacho­wa­nie. Mój kawa­łek rze­czy­wi­sto­ści. Mogę być odpo­wie­dzialna za swoje myśli, potrzeby i emo­cje.

Jest wiele rze­czy, na które mogę mieć wpływ, ale wybie­ram tylko nie­które z nich. Wybie­ram takie, które są ważne i naj­waż­niej­sze. Albo takie, gdzie mój wpływ może być naj­bar­dziej efek­tywny. Okre­ślam swoje prio­ry­tety. Wiem, że mój czas i ener­gia to skoń­czone zasoby. Dla­tego każda rzecz, któ­rej mówię „tak”, to jed­no­cze­śnie powie­dze­nie „nie” innym waż­nym rze­czom.

Odpo­wie­dzial­ność to coś zupeł­nie innego niż wina. Nie jest obcią­że­niem, tylko moż­li­wo­ścią i potrzebą. Wszy­scy chcemy brać odpo­wie­dzial­ność i odpo­wia­dać za coś. To, co nas powstrzy­muje, to czę­sto wła­śnie sko­ja­rze­nie z winą, które kie­ruje naszą uwagę na to, co już się stało, a nie na to, co możemy z tym zro­bić.

Mogła­bym to porów­nać do sytu­acji, kiedy na pod­ło­dze widzę leżący papie­rek. Poczu­cie winy ozna­cza: pod­no­szę papie­rek, bo to ja go tam rzu­ci­łam i teraz jest mi głu­pio. Odpo­wie­dzial­ność: pod­no­szę papie­rek, bo chcę, żeby było czy­sto. Nie jest aż takie ważne, jak on się tam zna­lazł.

Kiedy roz­ma­wiamy o rela­cjach, o tym, czego możemy się nauczyć, żeby łatwiej nam było je budo­wać, poja­wiają się pyta­nia: Czemu to znowu ja muszę coś zmie­niać, coś robić? Czemu to zawsze ja mam być tą stroną, która słu­cha, która się przy­go­to­wuje i bie­rze pod uwagę drugą osobę? Wiem, że te pyta­nia to też spo­sób na to, żeby powie­dzieć o swoim zmę­cze­niu. O tym, że marzy nam się wię­cej opieki, tro­ski, łatwo­ści. Cza­sem to spo­sób na to, żeby powie­dzieć o swoim żalu i doświad­cze­niu straty. Myślę, że czę­sto zanim pój­dziemy dalej, potrze­bu­jemy przy­jąć sami sie­bie z tymi potrze­bami, zmę­cze­niem i żalem.

Dla mnie bra­nie odpo­wie­dzial­no­ści to nie jest kwe­stia przy­musu. Tylko tego, że jeśli nic nie zmie­nimy, to może nic się nie zmieni. Albo zmieni się ina­czej, niż tego pra­gniemy. Od nas zależy, czy zosta­wimy to, co się dzieje, tak jak jest, czy będziemy szu­kać spo­so­bów, żeby zadbać o sie­bie. Przez komu­ni­ka­cję, a może cza­sem przez ogra­ni­cze­nie naszego kon­taktu z kimś. Chcę tu jasno napi­sać, że nie war­to­ściuję tych opcji. Ważne jest dla mnie to, że zawsze mamy wybór, ale nie wszyst­kie moż­li­wo­ści są dla nas dostępne. Możemy dużo róż­nych rze­czy, ale nie wszystko, co nam się marzy, jest do zre­ali­zo­wa­nia, albo nie wszystko jest do zre­ali­zo­wa­nia natych­miast.

Odpo­wie­dzial­ność w tym rozu­mie­niu, o któ­rym tutaj piszę, nie używa słów „muszę” i „powin­nam/powi­nie­nem”. Mówi: „chcę”, „wybie­ram”, „mam ochotę”, „zależy mi”. Naj­bar­dziej „nie­od­po­wie­dzialne” słowa, jakie mogę sobie wyobra­zić, brzmią: „nie mam wyboru, tak trzeba było zro­bić”.

Odpo­wie­dzial­ność potrze­buje świa­do­mo­ści. Dla­tego moż­li­wość wzię­cia odpo­wie­dzial­no­ści za sie­bie i swój dobro­stan jest też pew­nego rodzaju przy­wi­le­jem. Dla wielu ludzi to, że mają ten przy­wi­lej, opiera się na szczę­śli­wym tra­fie bycia w odpo­wied­nim miej­scu w odpo­wied­nim cza­sie. Życia w XXI wieku. Dostępu do okre­ślo­nych źró­deł wie­dzy. Spo­tka­nia okre­ślo­nych ludzi. Świa­do­mość wła­snego uprzy­wi­lejowania pomaga mi nie oce­niać ludzi, któ­rzy odpo­wie­dzial­ność postrze­gają ina­czej niż ja.

Nie musimy więc brać odpo­wie­dzial­no­ści za nasz dobro­stan i komu­ni­ka­cję. Ale jeśli jej nie weź­miemy, to mamy na nie dużo mniej­szy wpływ. Jeśli nie wybie­ramy, to może być tak, że ktoś wybie­rze za nas. Zde­cy­duje, jak mamy się czuć i co ma nam spra­wiać przy­jem­ność.

Możemy na począ­tek, jeśli chcemy, brać odpo­wie­dzial­ność za rela­cję ze sobą. Nie doświad­czymy w naszym życiu więk­szej bli­sko­ści. Niczy­ich potrzeb i emo­cji nie czu­jemy tak mocno jak swo­ich.

W rela­cji z innymi nasza odpo­wie­dzial­ność pomaga nam dzia­łać, zamiast się fru­stro­wać i zło­ścić. Łatwiej nam zro­zu­mieć swoją odpo­wie­dzial­ność w rela­cjach z dziećmi, bo one są małe i nie potra­fią. Możemy pamię­tać, że drugi doro­sły też potrafi tyle, ile potrafi. Możemy dzia­łać z miej­sca, w któ­rym robimy swoje tak jak umiemy, albo cze­kać. Mam takie doświad­cze­nie, że okre­śla­nie, kto ile potrafi i kto ile powi­nien wło­żyć w rela­cję, porów­ny­wa­nie się w tym i roz­li­cza­nie to ślepa uliczka. Wyli­cze­nia jed­nej osoby nie zga­dzają się z tymi po dru­giej stro­nie. Ktoś może wkła­dać bar­dzo dużo wysiłku w jakieś dzia­ła­nie, które na nas nie zrobi szcze­gól­nie wra­że­nia.

Możemy więc dawać tyle, ile umiemy i chcemy dać, i spraw­dzać, co będzie i czy dalej w to wcho­dzimy. Komu­ni­ka­cja może nam w tym bar­dzo pomóc, bo ludzie gene­ral­nie bar­dzo czę­sto chcą dawać wię­cej, tylko nie wie­dzą jak i co.

Ponie­waż odpo­wie­dzial­ność to wolny auto­no­miczny wybór, to może­cie wziąć odpo­wie­dzial­ność za sie­bie i zde­cy­do­wać, czy czy­ta­cie dalej czy nie. Każde zda­nie tej książki może­cie sobie wziąć albo nie. Mało tego, każdą rzecz może­cie wypró­bo­wać i spraw­dzić, czy wam pasuje. Będę bar­dzo usa­tys­fak­cjo­no­wana, jeśli moja książka posłuży wam w ten spo­sób, że to, z czym się nie zgo­dzi­cie, wes­prze was w dotar­ciu do tego, co jest dla was ważne i praw­dziwe.

Jak się uczyć komunikacji?

Napi­sa­łam książkę o budo­wa­niu rela­cji i zaso­bach, jakie drze­mią w rela­cjach i komu­ni­ka­cji. Chcę, żeby była zapro­sze­niem do roz­woju, ale wiem, że dla wielu osób powo­dem się­gnię­cia po nią będą ból i cier­pie­nie oraz chęć zmiany swo­jego życia w taki spo­sób, żeby tego bólu było mniej. Naj­częst­sze pyta­nia o komu­ni­ka­cję, z któ­rymi się spo­ty­kam, wyni­kają wła­śnie z takiego bólu. Nie­stety jed­no­cze­śnie są to pyta­nia, na które naj­trud­niej jest odpo­wie­dzieć:

jak poro­zu­mieć się z osobą, z którą od wielu lat nie jestem się w sta­nie doga­dać?

jak roz­ma­wiać, skoro każda nasza roz­mowa koń­czy się kłót­nią?

co robić, kiedy druga osoba nawet nie chce roz­ma­wiać albo zło­ści się przy każ­dej pró­bie nawią­za­nia kon­taktu?

jak powie­dzieć coś dru­giej oso­bie, kiedy podej­rze­wam, że zare­aguje emo­cjami i będzie jej przy­kro?

jak powie­dzieć coś trud­nego, skoro za każ­dym razem, kiedy pró­buję sobie wyobra­zić, że to mówię, robi mi się słabo ze stra­chu?

Naj­wię­cej moty­wa­cji do zmian mamy, gdy dzieje się coś trud­nego. Marzymy, żeby coś się już nie powta­rzało. Zależy nam na naucze­niu się cze­goś, co w tej kon­kret­nej sytu­acji przy­nie­sie nam ulgę. Kon­cen­tru­jemy się bar­dzo na tym, czego nie chcemy, a nie na tym, na czym nam zależy i jak to wpro­wa­dzić w życie. Zależy nam, żeby to wszystko zajęło jak naj­mniej czasu. Jed­no­cze­śnie wiele narzę­dzi do zmiany trud­nej sytu­acji zwią­za­nych jest z nabra­niem dystansu do niej. Sku­pie­nie się na pro­ble­mach i na tym, co zro­bić, żeby ich nie było, nie jest jedyną drogą do roz­woju i ucze­nia się nowych rze­czy. Czę­sto też nie jest ani naj­ła­twiej­szą, ani naj­szyb­szą drogą.

Zła­pa­nie dystansu i zauwa­że­nie szer­szego kon­tek­stu mogą być dla nas wyzwa­niem. Ta sama trud­ność poja­wia się w moim życiu w wielu róż­nych sytu­acjach. Podob­nie jak w wielu sytu­acjach – mogę korzy­stać z tych samych umie­jęt­no­ści. Nie potra­fię powie­dzieć mojej mamie, o co mi cho­dzi. Ale to nie ozna­cza, że w ogóle ni­gdy nikomu nie potra­fię o tym mówić. Jest wiele sytu­acji, w któ­rych to potra­fię, i mogę szu­kać, co mi pomoże skorzy­stać z tych umie­jęt­no­ści w tej naj­trud­niej­szej sytu­acji. Albo szu­kać, jak mogę się nauczyć tro­chę wię­cej.

Cza­sem chcemy się uczyć tam, gdzie jest trudno, bo mamy prze­ko­na­nie, że taka nauka będzie szyb­sza. Może się wtedy poja­wić dużo fru­stra­cji, bo nie widzimy żad­nego postępu. Towa­rzy­szą nam myśli o tym, co jest z nami nie tak, że nie potra­fimy tego zro­bić. A zamiast tego warto by było zacząć naukę od uła­twie­nia jej sobie, na przy­kład przez podzie­le­nie jej na mniej­sze kroki. Zaczy­na­jąc od oddzie­le­nia od sie­bie tych trzech aspek­tów komu­ni­ka­cji: słu­cha­nia, mówie­nia i kon­taktu ze sobą.

Tam, gdzie jest naj­trud­niej, uru­cha­mia się u nas reak­cja stre­sowa, która spra­wia, że nie jeste­śmy w try­bie roz­woju, tylko w try­bie prze­trwa­nia, reago­wa­nia na zagro­że­nie i auto­ma­tycz­nego dzia­ła­nia. To, co potrze­bu­jemy zro­bić naj­pierw, to poszu­kać kom­fortu i poczu­cia bez­pie­czeń­stwa.

Warto daw­ko­wać sobie wyzwa­nia. Szu­kać poziomu trud­no­ści, przy któ­rym na­dal czu­jemy się bez­piecz­nie i mamy jakieś „suk­cesy”. Wkła­damy wtedy wysi­łek, ale jest to wysi­łek, który daje satys­fak­cję. Warto pamię­tać, że to miej­sce roz­woju i sku­tecz­no­ści może być dla każ­dego gdzie indziej. Nawet dla tej samej osoby to może być inne miej­sce w róż­nych sytu­acjach i w zależ­no­ści od dnia.

Nastawienie na stałość, na rozwój i na kontekst

Nasta­wie­nie na sta­łość to trak­to­wa­nie róż­nych aspek­tów naszego życia i dzia­ła­nia jako sta­łych i nie­zmien­nych. Możemy je roz­po­znać w uży­wa­niu zwro­tów, które okre­ślają, jaki ktoś jest albo nie jest. Inte­li­gentny, aser­tywny, dobry, leniwy, odważny. Taka per­spek­tywa utrud­nia zmianę i dodat­kowo pro­wa­dzi do trud­no­ści z podej­mo­wa­niem wyzwań.

Nasta­wie­nie na roz­wój oparte jest na ucze­niu się i opa­no­wy­wa­niu róż­nych umie­jęt­no­ści skła­do­wych.

Komu­ni­ka­cji też da się nauczyć i możemy to robić w spo­sób celowy i świa­domy. Można się nauczyć kon­taktu ze sobą, słu­cha­nia, wyra­ża­nia sie­bie. Dobra wia­do­mość jest taka, że my się nie­ustan­nie komu­ni­ku­jemy, a więc i oka­zji do ćwi­cze­nia mamy mnó­stwo. Do tego łatwiej przy­jąć per­spek­tywę: „potrze­buję się cze­goś nauczyć” niż „potrze­buję się zmie­nić”. Rów­no­cze­śnie jed­nak pro­ces nauki się ni­gdy nie koń­czy i zawsze mogę się nauczyć kolej­nych rze­czy.

Opcja naby­wa­nia umie­jęt­no­ści, ćwi­cze­nia jest opcją sku­pia­nia się na tym, co możemy dodać, a nie na tym, co możemy napra­wić. To, co mi pomaga, to dodat­kowy rodzaj nasta­wie­nia – na kon­tekst. Wiąże się ono z obser­wa­cją, że nawet kiedy coś umiemy, to nie zawsze w takim samym stop­niu możemy z tego korzy­stać. Pamię­ta­jąc o tym, możemy szu­kać, jaki kon­tekst uła­twia nam korzy­sta­nie z danej umie­jęt­no­ści, i uczyć się w warun­kach, które naj­bar­dziej sprzy­jają roz­wo­jowi. Nie musimy się oce­niać za to, że w trud­nych warun­kach nie udało nam się pora­dze­nie sobie, nawet jak coś już umiemy.

Ćwiczenia i praktyka

Pamię­tam, jak Shona Came­ron powie­działa na jed­nym z warsz­ta­tów, że do tego, żeby zaj­mo­wać się NVC (Poro­zu­mie­niem bez prze­mocy), potrzebne jest pięć rze­czy:

decy­zja,

wspól­nota,

prak­tyka,

prak­tyka,

prak­tyka.

Umie­jęt­no­ści zwią­zane z komu­ni­ka­cją warto ćwi­czyć na zimno. Wybie­rać, kiedy jest na to dobry dla nas moment. Robić to z ludźmi, któ­rzy nas w tym wspie­rają. Wtedy, kiedy jeste­śmy w dobro­sta­nie.

Ćwi­cze­nie na zimno to umó­wie­nie się z drugą osobą na roz­mowę albo zaczę­cie roz­mowy o emo­cjach dzieci wtedy, kiedy tych dzieci przy nas nie ma. Ćwi­cze­nia doty­czą cza­sami bar­dzo małych kawa­łecz­ków. Ktoś mówi, że roz­ma­wia­nie utrud­nia mu to, że zanim się zorien­tuje, co się dzieje, to jest już w bar­dzo dużych emo­cjach. Można tu ćwi­czyć roz­po­zna­wa­nie sygna­łów, jakie wysyła nam nasze ciało, kiedy zaczy­namy się stre­so­wać, albo zatrzy­my­wa­nie się i zwal­nia­nie.

Różne spo­soby ćwi­cze­nia na zimno, a potem w coraz bar­dziej wyma­ga­ją­cych warun­kach, poma­gają w tym, żeby okre­ślone zacho­wa­nia funk­cjo­no­wały jako nawyki. Jedną z sytu­acji, nad którą ludzie czę­sto chcą pra­co­wać, jest uru­cha­mia­nie się sil­nych reak­cji stre­so­wych, ucieczki, walki, zamro­że­nia w sytu­acjach spo­łecz­nych, gdzie nie ma zagro­że­nia zdro­wia i życia, a jest tylko sko­ja­rze­nie z poprzed­nimi bar­dzo trud­nymi sytu­acjami.

Spo­so­bem na to, żeby odcza­ro­wać to połą­cze­nie mię­dzy danym kon­tek­stem a stre­sem, który się w nim uru­cha­mia, może być uży­wa­nie wyobraźni, fan­ta­zji, humoru i zabawy. Jeśli odma­wia­nie jest dla nas wyzwa­niem, to poza ćwi­cze­niem tego, co trud­nego ktoś może do nas powie­dzieć i jak możemy zare­ago­wać, można ćwi­czyć odma­wia­nie, wymy­śla­jąc sobie śmieszny, dziwny, nie­re­alny i prze­sa­dzony sce­na­riusz. Moc wyobraźni i zabawy pomaga roz­ła­do­wać napię­cie nie tylko dzie­ciom, ale i doro­słym.

Kiedy wcho­dzimy w per­spek­tywę roz­woju i myślimy, że coś jest ćwi­cze­niem, to łatwiej jest nam nie uru­cha­miać sil­nej reak­cji stre­so­wej. Nie bać się i nie mar­twić się, że nie wyj­dzie. A dzięki temu mieć więk­szy dostęp do naszych zaso­bów, kre­atyw­no­ści, ela­stycz­no­ści, cie­ka­wo­ści. Efekt nie zależy tutaj tylko od wło­żo­nego wysiłku, ale prze­waż­nie o wiele bar­dziej od obra­nej metody oraz liczby powtó­rzeń. Dla­tego jeśli trudno wam się cze­goś uczyć, to nie sta­raj­cie się bar­dziej, tylko szu­kaj­cie innych spo­so­bów.

Wyobraź­cie sobie sytu­ację, w któ­rej jest wam trudno i chce­cie się nauczyć komu­ni­ko­wać w inny spo­sób:

czy da się wybie­rać czas i miej­sce?

czy można to prze­ćwi­czyć w wyobraźni albo z kimś?

czy wia­domo, co spra­wia trud­ność w tej sytu­acji?

czy da się tę jedną rzecz wyćwi­czyć osobno?

czy może­cie sobie wyobra­zić, że już to umie­cie, i zoba­czyć, jak wtedy by wyglą­dała ta sytu­acja?

czy można zacho­wać się tak, jakby zacho­wał się ktoś, kto już to umie?

czy da się to ćwi­czyć, kiedy jeste­ście w rów­no­wa­dze?

czy można to ćwi­czyć w taki spo­sób, żeby było śmiesz­nie?

Będę też w tej książce pisać o szcze­gól­nym rodzaju ćwi­czeń, które nazywa się prak­ty­kami. Prak­tyka pomaga przejść od wie­dzy do umie­jęt­no­ści i od świa­do­mo­ści do nawyku. W prak­tyce szcze­gól­nie ważna jest jej powta­rzal­ność. Dużo prak­tyk polega na zada­wa­niu sobie regu­lar­nie tego samego pyta­nia albo na wyko­ny­wa­niu róż­nych, bar­dzo pro­stych czyn­no­ści.

Są trzy ele­menty prak­tyki i ćwi­cze­nia, o któ­rych chcia­ła­bym napi­sać wię­cej:

Inten­cja to pod­ję­cie decy­zji, co robimy i czego się w ten spo­sób chcemy nauczyć, co roz­wi­jać. Zda­rza się, że inten­cja bywa bar­dzo pro­sta: zaspo­ko­je­nie cie­ka­wo­ści, doświad­cze­nie cze­goś nowego, dowie­dze­nie się cze­goś o sobie. Cza­sem wyko­nu­jąc jakieś ćwi­cze­nie, ludzie mają bar­dzo kon­kretne inten­cje. Cza­sem wra­cają do tego samego ćwi­cze­nia, mając za każ­dym razem tro­chę inny cel i inten­cję.

Jedna z moich ulu­bio­nych prak­tyk polega na tym, że pod koniec dnia zadaję sobie pyta­nie: „Jak dzi­siaj o sie­bie zadba­łam?”. Na początku mogę tę prak­tykę wyko­ny­wać z inten­cją cie­ka­wo­ści i spraw­dze­nia, co się wyda­rzy.

Inne inten­cje, które mi przy­cho­dzą do głowy to:

posze­rza­nie sobie wyobra­że­nia o tym, co jest dla mnie dba­niem o sie­bie,

zmiana swo­ich prze­ko­nań, że mało o sie­bie dbam albo że o sie­bie nie dbam,

szu­ka­nie dba­nia o sie­bie w mało oczy­wi­stych sytu­acjach,

wspar­cie sie­bie w zauwa­ża­niu tego, że wła­śnie dbam o sie­bie,

koń­cze­nie dnia w takim miej­scu, gdzie sku­piam uwagę na tym, jak o sie­bie zadba­łam,

posze­rza­nie świa­do­mo­ści tego, jak dbam o sie­bie, kiedy odpusz­czam zro­bie­nie cze­goś,

odkry­wa­nie rze­czy, które są dla mnie waż­nym spo­so­bem dba­nia o sie­bie, po to, żeby mieć ich w swoim życiu wię­cej.

W każ­dej z tych inten­cji będę zwra­cała uwagę na tro­chę coś innego i prak­tyka w związku z tym będzie tro­chę ina­czej wyglą­dać.

Dzia­ła­nie to jest to, co naj­czę­ściej widzimy jako ćwi­cze­nie albo prak­tykę.

Prak­tyka jest jak ćwi­cze­nie mię­śnia, nie działa przez to, że wyko­nu­jemy ją ide­al­nie, ale przez to, że w ogóle ją wyko­nu­jemy i powta­rzamy ją wiele razy. Dla­tego sytu­acja, w któ­rej nie bar­dzo widzimy efekt danej prak­tyki, nie jest powo­dem do jej prze­rwa­nia. Nato­miast wska­zówką, że warto się zasta­no­wić, czy ta prak­tyka nam służy albo czy jest na nią odpo­wied­nia pora, może być to, że uru­cha­mia ona w nas bar­dzo silne emo­cje i mocną reak­cję stre­sową.

W wielu prak­ty­kach pomaga ele­ment zapi­sy­wa­nia. Czyli nie tylko zadaję sobie codzien­nie pyta­nie, jak o sie­bie zadba­łam, ale też mam spe­cjalne miej­sce, w któ­rym to codzien­nie zapi­suję. Dla wielu osób wspar­ciem w regu­lar­no­ści prak­tyki jest też prak­ty­ko­wa­nie z kimś.

Czyli umó­wie­nie się z drugą osobą na to, że będziemy regu­lar­nie coś robić i dzie­lić się tym nawza­jem. Na przy­kład codzien­nie o 20 dzwo­nimy do sie­bie i mówimy sobie nawza­jem, jak o sie­bie zadba­li­śmy, albo mamy na wybra­nym komu­ni­ka­to­rze wątek prze­zna­czony spe­cjal­nie dla tej prak­tyki.

Reflek­sja to spo­sób na to, żeby czer­pać wię­cej z ćwi­czeń i prak­tyk. W indy­wi­du­al­nej prak­tyce wygląda to tak, że co jakiś czas zadaję sobie pyta­nia:

Co się dzieje we mnie pod wpły­wem tej prak­tyki?

Czy coś się zmie­nia?

Czy cze­goś się uczę?

Czy coś jest dla mnie trudne?

W czym mi pomaga ta prak­tyka?

Jakie mi się poja­wiają pyta­nia?

Czy coś odkry­łam?

Reflek­sja uczy sku­pia­nia uwagi na zmia­nie, jaka zacho­dzi w nas w trak­cie roz­woju.

Kiedy po skoń­czo­nym ćwi­cze­niu na warsz­ta­cie pytam ludzi, co u nich teraz, czym by się chcieli podzie­lić, to czę­sto padają wypo­wie­dzi typu:

nie wyszło nam to ćwi­cze­nie,

nie wiem, czy zro­bi­li­śmy to dobrze,

nie umiemy zro­bić tego ćwi­cze­nia.

To, co dla mnie jest ważne, kiedy roz­ma­wiamy o jakimś ćwi­cze­niu albo prak­tyce, to sku­pie­nie się na tym, co sobie z tego bie­rzemy. Nie­za­leż­nie od tego, czy ktoś zro­bił wszystko tak, jak miał to zro­bić, czy spę­dził czas, pijąc kawę i roz­ma­wia­jąc. Zada­nie pyta­nia, co nam dało to doświad­cze­nie, pomaga pamię­tać, że nie ma zmar­no­wa­nych sytu­acji, ale też, że to my sami okre­ślamy, co jest dla nas pożą­da­nym efek­tem i co w danej sytu­acji naj­bar­dziej zaspo­kaja nasze potrzeby.

Druga rzecz, która dla mnie jest ważna i może być przed­mio­tem reflek­sji, to kwe­stia tego, jak to się stało, że ktoś odszedł od pro­po­no­wa­nej struk­tury. Na przy­kład roz­ma­wiał, a nie ćwi­czył.

Czy to była świa­doma decy­zja zadba­nia o sie­bie, czy osoby w danej gru­pie usta­liły to ze sobą, czy tak to jakoś wyszło. Taka reflek­sja jest narzę­dziem do ucze­nia się bar­dziej świa­do­mego podej­mo­wa­nia podob­nych decy­zji w przy­szło­ści.

Reflek­sja jest sytu­acją, w któ­rej z per­spek­tywy obser­wa­tora przy­glą­damy się temu, co robimy. Tara Brach pisze o tym, żeby prak­ty­ko­wać z inten­cją bez­wa­run­ko­wej życz­li­wo­ści, łagod­no­ści dla sie­bie. Życz­li­wość ozna­cza, że nie sta­wiamy sobie wyma­gań, nie oce­niamy się, nie porów­nu­jemy. Może być tak, że na początku w jakiej­kol­wiek prak­tyce inten­cją jest wła­śnie to, żeby uczyć się tej życz­li­wo­ści.

Eksperymentowanie

Mamy dużo obaw i blo­kad zwią­za­nych z uży­wa­niem tego narzę­dzia. Jeśli ta obawa jest bar­dzo mocna, to warto korzy­stać z eks­pe­ry­men­to­wa­nia w komu­ni­ka­cji z oso­bami, które są świa­dome tego, że to jest ćwi­cze­nie, i się na to zgo­dziły.

Kiedy pró­bu­jemy się cze­goś uczyć, to naj­pierw czę­sto wymy­ślamy, jak to zro­bić wła­ści­wie, sku­tecz­nie. Zwią­zane to jest z prze­ko­na­niem, że podej­mo­wa­nie dobrych decy­zji polega na tym, żeby prze­wi­dzieć ich skutki i tak wszystko zapla­no­wać, żeby nie popeł­niać błę­dów i nie pono­sić pora­żek.

Jed­nak w życiu i w komu­ni­ka­cji nie ma pra­wi­dło­wych i jedy­nych spo­so­bów. Jest dużo róż­nych stra­te­gii i dróg. Możemy znać wiele z nich i uży­wać róż­nych w zależ­no­ści od naszych zaso­bów i sytu­acji. Z takiej per­spek­tywy eks­pe­ry­men­to­wa­nie w komu­ni­ka­cji ni­gdy się nie koń­czy. Ni­gdy nie docie­ramy do miej­sca, że już „wiemy” co trzeba robić.

Cza­sami powie­dze­nie sobie, że można zro­bić eks­pe­ry­ment i spraw­dzić, co się sta­nie, jest bar­dzo uwal­nia­jące. Czyli robimy coś nie po to, żeby coś kon­kret­nego uzy­skać, tylko żeby zoba­czyć, co będzie. Eks­pe­ry­ment to taka sytu­acja, w któ­rej są same suk­cesy, bo celem jest zbie­ra­nie infor­ma­cji, a nie kon­kretny wynik.

Możemy widzieć nasze różne dzia­ła­nia, w tym komu­ni­ka­cję, jako zarzą­dza­nie ryzy­kiem, i nie sku­piać się na braku ryzyka. Popeł­nia­nie błę­dów też można ćwi­czyć. Można robić je celowo i szu­kać wyj­ścia z tych sytu­acji w bez­piecz­nych warun­kach.

Wyobraź­cie sobie sytu­ację, w któ­rej nazy­wa­cie błę­dem to, co robi­cie. Znajdź­cie sobie drugą osobę do pomocy. Zrób­cie ten „błąd”, daj­cie szansę dru­giej oso­bie zare­ago­wać i zobacz­cie, co można zro­bić z tą reak­cją. Pamię­taj­cie o eks­pe­ry­men­to­wa­niu, czyli o tym, że może­cie, jeśli chce­cie, zmie­niać, w jaki spo­sób robi­cie ten błąd.

Popeł­nia­jąc błędy, czę­sto myślimy o tym, co ludzie powie­dzą, ale też oba­wiamy się tego, co powiemy sami sobie. Jest tam cała góra prze­ko­nań zwią­za­nych ze wsty­dem, czyli z tym, że to „źle” cze­goś nie umieć i robić coś nie­ide­al­nie. W związku z tym już lepiej nie robić wcale albo nie zbli­żać się w ogóle do cze­goś, niż doświad­czyć tego, że nam nie wycho­dzi. Jako dzieci prze­ży­wa­li­śmy dużo bólu i nie­po­koju w związku z tym, że coś nam się nie uda­wało. Teraz chcemy się chro­nić przed powtórką tej sytu­acji.

Kon­se­kwen­cją wiary w to, że jest jakieś „dobrze” i „pra­wi­dłowo”, jest też myśle­nie, że eks­pe­ry­men­to­wa­nie trwa­łoby za długo i że szyb­ciej będzie nie tra­cić na nie czasu. Pro­blem w tym, że gdyby wcze­śniej zacząć eks­pe­ry­men­to­wać, to już dawno byłoby na ten temat mnó­stwo infor­ma­cji.

Bar­dzo czę­sto pró­bo­wa­nie i eks­pe­ry­men­to­wa­nie są dla nas waż­nymi spo­so­bami pozna­wa­nia samych sie­bie, czyli odkry­wa­nia, co dla nas ozna­cza, że coś działa, jest sku­teczne, udało się.

Obawy przed eks­pe­ry­men­to­wa­niem wiążą się też z bra­kiem zaufa­nia do sie­bie i stra­chem, że nie będziemy w sta­nie roz­po­znać, czy osią­gnę­li­śmy pożą­dany efekt. Reflek­sja nad tym, czego potrze­bu­jemy i jaki efekt chcemy uzy­skać, to etap, któ­rego w żaden spo­sób nie da się pomi­nąć. Potrze­bu­jemy uczyć się odkry­wa­nia, o co nam cho­dzi, jak sie­bie usły­szeć i zro­zu­mieć. Nie dzi­wię się, że to trudne, jeśli w dzie­ciń­stwie cią­gle mówiono nam, że to, co jest dla nas przy­kre, dzieje się dla naszego dobra.

To, co utrud­nia korzy­sta­nie z eks­pe­ry­men­to­wa­nia w rela­cji z ludźmi, to także prze­ko­na­nie, że w komu­ni­ka­cji bar­dzo ważne są każdy krok i każde słowo. W związku z tym poja­wia się strach, że jak wypo­wiemy to jedno nie­wła­ściwe słowo, to ono zaszko­dzi naszej rela­cji. Sta­ramy się powstrzy­mać od wszel­kiego dzia­ła­nia, a robimy to, co zwy­kle. Chcemy nie krzy­czeć, ale nie mamy pomy­słu, co zro­bić zamiast tego, więc i tak koń­czy się krzy­kiem.

Kolej­nym powo­dem obaw przed eks­pe­ry­men­to­wa­niem są nasze reak­cje stre­sowe. W try­bie zagro­że­nia i prze­trwa­nia nie mamy takiego łatwego dostępu do kre­atyw­no­ści. Wszyst­kie rze­czy, o któ­rych piszę: brak wiary we wła­sne kom­pe­ten­cje, prze­ko­na­nie o jed­nej praw­dzie, pośpiech, brak kon­taktu ze sobą, są też cha­rak­te­ry­styczne do nasta­wie­nia, które poja­wia się u nas w sil­nym stre­sie.

Eks­pe­ry­men­to­wa­nie może nam poma­gać w powra­ca­niu do rów­no­wagi, kiedy sta­nie się naszym nowym nawy­kiem.

Eks­pe­ry­men­to­wa­nie jest fajne, bo:

nie ma pora­żek i błę­dów, są tylko infor­ma­cje,

daje dużo opcji,

daje wybór,

daje dużo auto­no­mii i spraw­czo­ści,

pomaga oswa­jać się z róż­nymi sytu­acjami, nabie­rać wprawy,

można sobie wypra­co­wać coś wła­snego i mieć takie doświad­cze­nie, że jeste­śmy w sta­nie do cze­goś dojść,

pomaga poczuć swoją moc czę­sto bar­dziej niż naśla­do­wa­nie kogoś,

uru­cha­mia mniej ocen na swój temat i mniej porów­nań.

Jak można wes­przeć sie­bie albo kogoś w eks­pe­ry­men­to­wa­niu? Przez two­rze­nie prze­strzeni bez ocen, kry­tyki, chwa­le­nia i dobrych rad. Przez zwal­nia­nie i dawa­nie sobie albo komuś czasu i auto­no­mii. Two­rze­nie poczu­cia bez­pie­czeń­stwa. Dawa­nie oka­zji do reflek­sji. Poka­zy­wa­nie, jak sami eks­pe­ry­men­tu­jemy.

Komunikacja ze sobą

Do czego jej potrzebujemy?

Nasza komu­ni­ka­cja ze sobą to budo­wa­nie naj­waż­niej­szej i naj­bliż­szej rela­cji w naszym życiu. Warto wkła­dać ener­gię w tę rela­cję i uważ­nie ją pie­lę­gno­wać, bo od jej jako­ści zależy nasz dobro­stan, to, ile mamy zaso­bów, jak bar­dzo zaspo­ko­jone są nasze potrzeby. Kiedy dbamy o rela­cję ze sobą, zwięk­szamy też liczbę narzę­dzi słu­żą­cych nam do budo­wa­nia rela­cji z innymi. Kiedy chcemy się z kimś doga­dać, to my sami jeste­śmy swoim naj­waż­niej­szym narzę­dziem. Dla­tego im bar­dziej to narzę­dzie jest zadbane, tym bar­dziej ta komu­ni­ka­cja wycho­dzi.

Komu­ni­ka­cja ze sobą i zaan­ga­żo­wa­nie, jakie wkła­damy w roz­wój w tej sfe­rze, to inwe­sty­cja, a nie strata. Będąc w kon­tak­cie ze sobą, nie zabie­ramy swo­jego czasu i uwagi naszym bli­skim, tylko pra­cu­jemy nad jako­ścią kon­taktu z nimi. Wiele osób na począ­tek potrze­buje zoba­czyć i uwie­rzyć, że ich bli­scy nie stracą na tym, że oni zajmą się ogar­nia­niem sie­bie. Na szczę­ście cza­sem wystar­czy zro­bić krótki eks­pe­ry­ment z zatrosz­cze­niem się o sie­bie, żeby zoba­czyć, ile wię­cej zaso­bów na kon­takt z innymi przy­bywa nam w wyniku takiego doświad­cze­nia.

Komu­ni­ka­cja ze sobą to rozu­mie­nie sie­bie, opie­ko­wa­nie się sobą. Empa­tia, którą możemy dawać samym sobie. Akcep­ta­cja, życz­li­wość, uważ­ność, łagod­ność, deli­kat­ność i współ­czu­cie. Cie­ka­wość, zada­wa­nie sobie pytań i szu­ka­nie na nie odpo­wie­dzi.

Komu­ni­ka­cja z innymi opiera się na komu­ni­ka­cji ze sobą nie tylko dla­tego, że komu­ni­ka­cja ze sobą ładuje nam aku­mu­la­tory. Nasz kon­takt ze sobą daje nam też wię­cej jasno­ści, o co nam cho­dzi i co chcemy powie­dzieć. Regu­lar­nie spo­ty­kam się z prośbą o to, żebym powie­działa:

jak reago­wać, kiedy dziecko się nie słu­cha?

co odpo­wie­dzieć, kiedy ktoś komen­tuje zacho­wa­nie dziecka?

co powie­dzieć, kiedy ktoś nas kry­ty­kuje?

jak zare­ago­wać, kiedy part­ner nie pomaga w domu?

To wszystko są sytu­acje, w któ­rych to, co powiemy, wynika z tego, o co nam cho­dzi. Kiedy roz­ma­wiamy o tym, że komu­ni­ka­cja ma posu­wać sprawy do przodu, możemy to też wyra­zić tak, że komu­ni­ka­cja ma nas przy­bli­żać do jakichś naszych celów, poma­gać w zaspo­ko­je­niu potrzeb. Im wię­cej wiemy o tym, jakie są te cele i potrzeby, tym łatwiej jest wymy­ślać komu­ni­ka­cję, która nas do tego zbliży.

Komu­ni­ka­cja z innymi ludźmi może też być spo­so­bem na to, żeby odkry­wać, czego my potrze­bu­jemy i o co nam cho­dzi, a więc może wspie­rać nas w komu­ni­ka­cji ze sobą. Potrze­bu­jemy jed­nak naj­pierw wie­dzieć, że chcemy wspar­cia i jasno to zako­mu­ni­ko­wać.

Komu­ni­ka­cja ze sobą i roz­wi­ja­nie się w tym obsza­rze to coś, co robimy przez całe życie i do czego cią­gle wra­camy. Komu­ni­ka­cja z innymi jest czę­sto świetną inspi­ra­cją do tego, żeby wie­dzieć, o czym potrze­bu­jemy poroz­ma­wiać ze sobą i czego potrze­bu­jemy i chcemy się nauczyć. Kiedy trudno nam się z kimś poro­zu­mieć albo poja­wiają się kon­flikty, możemy się zatrzy­mać i wró­cić do komu­ni­ka­cji ze sobą jako do spo­sobu łapa­nia rów­no­wagi.

Im wię­cej inten­cjo­nal­nego zaan­ga­żo­wa­nia w komu­ni­ka­cję ze sobą, tym łatwiej potem komu­ni­ko­wać się z innymi. Pomaga nam w tym:

słu­cha­nie, jak ciało mówi, co mu pasuje, a co nie,

roz­po­zna­wa­nie komu­ni­ka­tów o pod­sta­wo­wych potrze­bach,

świa­do­mość, czego chcemy, a czego nie i dla­czego,

umie­jęt­ność wsłu­chi­wa­nia się w sie­bie, żeby wie­dzieć, czemu coś nam nie pasuje,

rozu­mie­nie, dla­czego trudno jest nam zako­mu­ni­ko­wać nie­które rze­czy,

umie­jęt­ność roz­po­zna­wa­nia emo­cji, któ­rymi reagu­jemy w kon­tak­cie z innymi, rozu­mie­nia ich i opie­ko­wa­nia się nimi,

umie­jęt­ność odróż­nie­nia naszej komu­ni­ka­cji ze sobą od komu­ni­ka­cji z innymi,

roz­wi­ja­nie narzę­dzi, które służą do pora­dze­nia sobie z tym, że w rela­cji z innymi nie wyda­rza się to, na co liczymy.

Kiedy tej komu­ni­ka­cji ze sobą jest mało:

trudno nam coś zako­mu­ni­ko­wać, bo nie wiemy, co chcemy zako­mu­ni­ko­wać i w jakim celu,

łatwo się fru­stru­jemy efek­tami komu­ni­ka­cji,

nie mamy jasno­ści, czy nasz cel został osią­gnięty,

możemy nie być w sta­nie spraw­dzić, co nas oddala od naszych celów,

możemy mieć to, co chcemy, i dalej prze­ży­wać nie­za­do­wo­le­nie, któ­rego nie umiemy zro­zu­mieć.

Narzędzia do komunikacji ze sobą

Wiele z tych narzę­dzi w jakiś spo­sób się ze sobą łączy. Czę­sto tych samych narzę­dzi uży­wamy w komu­ni­ka­cji z innymi. Ćwi­cze­nie ich w kon­tak­cie ze sobą pomaga nam się z nimi oswoić i potem korzy­stać z nich w rela­cjach z ludźmi. Ale też ćwi­cze­nie ich w komu­ni­ka­cji z innymi pomaga ich uży­wać w kon­tak­cie ze sobą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki