Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Najnowsza książka Agnieszki Stein, autorki bestsellerowych poradników dla rodziców. „Komunikacja” pomaga radzić sobie z własnymi emocjami, tak aby lepiej komunikować się z dziećmi i innymi dorosłymi.
Autorka skupia się na trzech podstawowych aspektach komunikacji: komunikacji ze sobą, słuchaniu i mówieniu. Lektura „Komunikacji” wyjaśnia:
- Kiedy warto mówić, a kiedy słuchać?
- Dlaczego słuchanie bywa trudne i jak sobie możemy z tym radzić?
- Co robić, jeśli ktoś nie chce mówić, a my chcemy słuchać?
- Dlaczego innym może być trudno usłyszeć to, co mówimy, i co robić, żeby było łatwiej?
- Jak nauczyć się prosić, odmawiać i radzić sobie z konfliktami?
To książka, która pomoże uporządkować wiedzę o dobrej komunikacji, przede wszystkim zaś przekazuje narzędzia, które pomogą nam się lepiej komunikować ze sobą i z innymi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 437
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pierwsza książka dla rodziców, którą napisałam, Dziecko z bliska, dotyczyła dzieci – tego, jak je rozumieć i wspierać w harmonijnym rozwoju. Jednak w mojej pracy z rodzicami i innymi dorosłymi bardzo szybko okazało się, że klientom nie wystarcza wiedza o dzieciach, a rodzicielstwo to głównie ogarnianie siebie. Jak o siebie zadbać, jak poradzić sobie ze swoimi emocjami, jakich umiejętności potrzeba, żeby być w stanie towarzyszyć dzieciom w rozwoju i wspierać je tak, jak tego potrzebują?
Teraz bardziej zajmuję się rozwojem i wspieraniem dorosłych niż wspieraniem dzieci. Daję im inspirację do eksperymentowania. Efekty pracy z dorosłymi na ogół widać szybciej, niż to bywa w przypadku dzieci. Czasem wystarczy kilka tygodni. Zdarzają się też takie sytuacje, kiedy czyjeś nastawienie i emocje zmieniają się pod wpływem jednego zdania.
Kiedy nie skupiamy się na dzieciach, tylko uczymy się, jak sobie radzić ze sobą i budować relacje z innymi dorosłymi, może nam być dużo łatwiej. Łatwiej jest nam rozmawiać o granicach w relacjach między dorosłymi, a potem zastanawiać się nad tym, jak to się odnosi do dzieci, niż rozmawiać o egzekwowaniu i stawianiu granic jako narzędziach wychowania.
Mamy różne schematy i nawyki, które utrudniają nam dbanie o siebie. Identyfikujemy je i szukamy, skąd się biorą. Widzimy, jak często nasze automatyczne sposoby działania wynikają z tego, że wychowywano nas na „dobre, grzeczne i posłuszne” dzieci, a nie na szczęśliwych, autonomicznych, potrafiących dbać o siebie i budować relacje dorosłych.
Z rozmawiania o naszych doświadczeniach wypływa samoistnie wątek tego, jak nie przenosić pewnych sposobów działania i myślenia na kolejne pokolenia. Chcemy coś zmieniać i szukamy, jak to zrobić, bo choć nie możemy do końca przewidzieć konsekwencji bliskościowego podejścia do dzieci, to ze swojego życia doskonale znamy konsekwencje tego, jak nas traktowano.
Z perspektywy dorosłych wyraźniej widać, że to, co miało decydujący wpływ na nasze życie, co buduje nasze zasoby albo utrudnia nam funkcjonowanie, to nie jest dokładnie to samo, czym przejmują się rodzice, kiedy myślą o wychowaniu. Dobre stopnie, pościelone łóżko, obowiązki domowe, brak konfliktów i wyzwań okazują się nie być aż takie ważne.
Dużo większe znaczenie ma to, że dzieci wzrastają w towarzystwie dorosłych, którzy:
biorą odpowiedzialność za budowanie z nimi relacji,
dbają o ich bezpieczeństwo fizyczne i emocjonalne,
widzą je i słyszą razem z ich potrzebami i wyzwaniami,
są dostępni emocjonalnie i zainteresowani nimi,
dają im bezwarunkową miłość i akceptację,
są delikatni i życzliwi,
są gotowi ciągle uczyć się i rozwijać.
Największym wyzwaniem w tworzeniu takiego sprzyjającego środowiska bywa brak zasobów. Nasz system więzi podpowiada nam, czego potrzebują od nas dzieci, ale nie zawsze jest w stanie przebić się przez to, jak trudne bywa dla nas życie. Możemy jednak szukać wsparcia i się uczyć. Mamy też dużo możliwości, których nie mają dzieci. Możemy troszczyć się o siebie tak, żeby być w stanie widzieć dzieci i ich potrzeby.
Żeby mieć zasoby do wspierania dzieci, potrzebujemy bardzo podobnych rzeczy jak one:
czuć się bezpiecznie,
czuć się dobrze w relacji ze sobą,
żeby ktoś nas widział i słyszał,
innych dorosłych, którzy są dostępni emocjonalnie i zainteresowani nami,
którzy nas akceptują bezwarunkowo i kochają,
wspólnoty, w której można uczyć się i rozwijać.
Można by powiedzieć, że i dzieci, i dorośli potrzebują takich relacji, które będą ich wspierać. Narzędziem do tego, żebyśmy mogli żyć w świecie karmiących relacji, jest komunikacja, a dokładniej – jej jakość, czyli to:
jak potrafimy porozumiewać się i współpracować,
jak dogadujemy się na co dzień i kiedy pojawiają się wyzwania,
jak potrafimy się słyszeć i sprawdzać, czy się rozumiemy,
na ile otwarcie umiemy mówić o tym, co dla nas ważne, o co nam chodzi, co się z nami dzieje,
na ile potrafimy się porozumieć sami ze sobą.
Wymiana informacji może mieć różne formy. Niektóre informacje płyną do nas, inne to my wysyłamy w świat, a jeszcze inna wymiana informacji zachodzi w naszym kontakcie ze sobą. Te trzy aspekty komunikacji: komunikacja ze sobą, słuchanie i mówienie zbudują podstawowe ramy tej książki. Kiedy jeden z tych aspektów komunikacji jest wyzwaniem, kosztuje dużo energii, a daje mało rezultatów, zamiast kurczowo się go trzymać, możemy użyć innego.
Kiedy nie sprawdzają się wyrażanie siebie i asertywność, warto często odwołać się do słuchania i empatii.
Kiedy nie jesteśmy w stanie słuchać, warto wrócić do kontaktu ze sobą.
Kiedy trudno nam o kontakt ze sobą, pomaga nam to, że ktoś nas słucha, a my możemy mówić.
Kłopot często polega na tym, że w naszej komunikacji upieramy się przy założonym przez nas planie. Kiedy mamy coś do powiedzenia, trudno nam odpuścić i zająć się słuchaniem. A im dłużej czekamy ze zmianą formy komunikacji, tym większego doświadczamy stresu. Bardziej się usztywniamy i tym trudniej nam się „przełączyć”. Dlatego, choć w życiu trudno oddzielić mówienie od słuchania i komunikację z innymi od komunikacji ze sobą, najpierw będziemy przyglądać się tym trzem aspektom komunikacji osobno. Będziemy oglądać ich bogactwo i uczyć się, jak możemy korzystać z każdego z nich. Oswojenie tych trzech trybów pomaga sprawniej i bardziej świadomie się między nimi poruszać i wybierać to, co nam w danym momencie posłuży.
Mocno wierzę w uniwersalność ludzkich potrzeb i we wspólne człowieczeństwo. Mamy podobne troski, wyzwania, emocje i potrzeby. Podobnych rzeczy się boimy i wstydzimy. Z drugiej strony każdy z nas jest trochę inny – i to jest piękne i ciekawe. Spotykając się z innymi ludźmi, odkrywamy nowe światy. To właśnie komunikacja jest narzędziem do tego, żeby nasza różnorodność dodawała nam możliwości, a nie utrudniała życie. Komunikacja sprawia, że z czegoś, co ja mam do zaoferowania, i z czegoś, co ma druga osoba, może powstać coś jeszcze innego, większego, nowego, co wesprze nas oboje. A często wspiera też wiele osób poza nami.
Wszyscy mamy zdolność do budowania relacji, choć różnie radzimy sobie z komunikacją. Pytanie brzmi, czy mamy w sobie gotowość, żeby zmieniać się i uczyć. Możemy potraktować wyzwania, których doświadczamy w kontakcie i w porozumiewaniu się z innymi, jako zaproszenie do rozwoju. Możemy zobaczyć innych ludzi, osoby partnerskie, dzieci jako naszych mistrzów duchowych. Przyjąć ich obecność i to, co robią, jako dar polegający na tym, że pokazują nam miejsca, które potrzebują opieki. Żeby to było możliwe, potrzebujemy z życzliwością i łagodnością podchodzić do tego, że coś jest dla nas trudne. Oraz zaufać, że jesteśmy się w stanie tego nauczyć. Obie te rzeczy często zaczynają się od tego, że spotkamy kogoś, kto nas w tym wesprze i zainspiruje. Może ta właśnie książka będzie dla was takim spotkaniem.
Podstawowym i najbardziej oczywistym narzędziem komunikacji w naszym życiu jest język. Kiedy mówimy o komunikacji, często myślimy o rozmawianiu, a kiedy mówimy „komunikacja ze sobą”, pierwsze nasze skojarzenie to myśli, które pojawiają się w naszych głowach. A przecież małe dzieci komunikują się z nami od samego początku i my komunikujemy się z nimi. Komunikują się ze sobą także rośliny i zwierzęta. Komunikacja to więcej niż język, dlatego kiedy będę używać określeń: mówienie i słuchanie, chcę odwoływać się też do sytuacji, kiedy nadajemy i odbieramy informacje poza słowami.
Język bardzo wzbogaca komunikację między ludźmi. Jednak używanie go jako głównego narzędzia komunikacji niesie też ze sobą wiele wyzwań, które stają się jeszcze większe, kiedy nie zdajemy sobie z nich sprawy.
Język nie tylko opisuje rzeczywistość i pomaga przekazywać informacje o niej, ale także ją tworzy, przekształca i upraszcza. Słowa, których używamy, opowiadają o sytuacjach i stanach, które nie istnieją poza ludzką świadomością. Akceptacja, granice, wartości. Gdyby nie było ludzi, którzy używają tych pojęć, one by nie istniały.
Korzystając z języka i przekazując za jego pomocą informacje, wybieramy, co chcemy przekazać i wyodrębniamy to z całości naszych procesów umysłowych. Podejmujemy też decyzje o tym, w jaki sposób to przekażemy. Język opiera się na umowie dotyczącej znaczeń słów, ale umowa ta jest zawsze uproszczeniem skomplikowanej rzeczywistości. Im bardziej abstrakcyjne są kategorie, których używamy, tym bardziej to widać. Dużo łatwiej jest nam się zgodzić co do tego, czym są drzwi, niż co do tego, czym jest miłość albo zaufanie.
Żeby łatwiej było nam się porozumieć, język opiera się na binarnych kategoriach, które łatwo od siebie odróżnić. Gorące/zimne. Szybko/wolno. Razem/osobno. Dziecko/dorosły. Komunikacja/brak komunikacji. Skuteczna/nieskuteczna komunikacja. Specjalnie podaję tu takie przykłady, żeby uwrażliwić was na to, jak my sami nieustannie upraszczamy rzeczywistość, aby móc ją jakoś opisać. Przyjrzymy się wspólnie, jak to działa.
Kiedy używamy określenia „komunikacja” i mamy na myśli wymianę informacji, to tak naprawdę mówimy o ciągłym procesie. Nieustannie nadajemy i odbieramy informacje i większa część tej wymiany dzieje się poza naszą świadomością. Często moment graniczny, w którym przyjmujemy, że komunikacja zaszła, to ten, kiedy nadana przez kogoś informacja trafia do odbiorcy. Czyli dziecko przewróciło oczami albo kopnęło klocek, a rodzic nie zauważył – nie ma komunikacji. Albo rodzic zauważył to, że dziecko to robi, ale odczytał: nie lubię cię, podczas kiedy dziecko wysłało komunikat: trudno mi, nie radzę sobie. Czy to już jest komunikacja, skoro komunikat został odczytany nietrafnie? Opowiadając ten przykład, uprościłam skomplikowany proces dziejący się wewnątrz dziecka do jednego zdania. Uprościłam też to, co dane zachowanie dziecka wywołało w rodzicu, do jednego komunikatu. Zrobiłam to po to, żebym mogła wam przekazać informację, którą chciałam zakomunikować.
Może więc warto oglądać różne sytuacje nie tylko jako binarne kategorie – to jest komunikacja, a to nie. Może raczej zastanawiajmy się, jak duża jest wymiana informacji, w którą stronę one płyną (albo raczej – ile płynie w którą stronę) i jak skuteczna jest ta wymiana. Używając raczej kategorii mniej/więcej, a nie kategorii jest/nie ma.
Używając języka, porządkujemy to, co chcemy przekazać, nadajemy temu strukturę. To pomaga nam się komunikować, ale jednocześnie powoduje, że nie przekazujemy całego bogactwa swoich przeżyć. Dodatkowo informacje płynące od nadawcy zawsze różnią się od tych, które docierają do odbiorcy. Komunikacja jest procesem tak wielowarstwowym, że sprawdzanie, czy się rozumiemy, jest jednym z jego ważniejszych aspektów.
Słowa, których używamy w danym języku, wpływają na to, jak myślimy o różnych kwestiach. Będę w tej książce używać słowa „zamrożenie”, żeby opisać pewnego rodzaju reakcję stresową. Kiedy opowiadam o tym stanie, odkrywam, jak powszechna jest trudność z identyfikowaniem go u siebie. Właśnie między innymi dlatego, że brakuje nam słowa, które by go opisywało. Kiedy pojawia się takie słowo, to zaczynamy odkrywać w swoim życiu sytuacje, których ono dotyczy.
Kiedy posługujemy się więcej niż jednym językiem, łatwiej jest nam mieć świadomość tego, jak język tworzy rzeczywistość. W języku polskim nie ma prostego odpowiednika angielskiego own – posiadać na własność, zwłaszcza kiedy mówimy o różnych stanach wewnętrznych i zachowaniach. Dlatego trudniej nam mówić o braniu odpowiedzialności za swoje zachowanie, emocje, doświadczenia. Angielskie meeting needs, czyli spotykanie się ze swoimi potrzebami, tłumaczone jest jako zaspokajanie potrzeb. Przenosząc się do innego języka, przenosimy się z metafory kontaktu z osobą do metafory zaspokajania głodu, wypełniania braku. To wpływa na to, jak posługujemy się tymi określeniami, ale też na to, do jakich zachowań one nas zapraszają.
Tę książkę piszę z intencją wrażliwości na te aspekty języka, które związane są z naszą różnorodnością w zakresie płci. Podjęłam decyzję, żeby tam, gdzie to będzie tylko możliwe, używać słów, które mogą się odnosić w równym stopniu do wszystkich ludzi, niezależnie od tego, jak się identyfikują. Także osób niebinarnych. Nie zawsze było to łatwe i nie zawsze możliwe. Ten mały kawałek świadomego użycia języka to mój wkład w tworzenie świata, w którym jest bezpieczne miejsce dla wszystkich. To też przykład tego, jak język może zmieniać świat i jak my możemy brać udział w tym procesie zmiany.
Oglądanie języka z takiej perspektywy nie jest proste, dlatego celowo ten rozdział jest bardzo krótki. Wolę odwoływać się do tego aspektu komunikacji po kawałku w różnych rozdziałach i pokazywać jego działanie w różnych konkretnych sytuacjach, niż pisać długi i skomplikowany rozdział o komunikacji i języku.
Czy wierzycie w to, że komunikacja jest skutecznym narzędziem załatwiania spraw między ludźmi i wpływania na rzeczywistość?
Czy wierzycie, że możliwa jest taka komunikacja, która nie potrzebuje przewagi sił i manipulacji?
Czy odważycie się wybrać komunikację, która opiera się na równej godności i dobrowolności, nawet jeśli możecie nie uzyskać w ten sposób tego, na co macie w danej chwili ochotę?
Co dokładnie oznacza dla was, że komunikacja jest skuteczna?
Jakiej komunikacji chcecie?
Jak wyobrażacie sobie ten pożądany stan?
Po czym możecie poznać, że komunikacja „działa”?
Często za skuteczną uważamy komunikację, za pomocą której możemy kontrolować innych. Wierzymy, że stając się mistrzami komunikacji, sprawimy, że ludzie będą robić to, co chcemy. Chcemy kontroli, bo myślimy, że moc i sprawczość polegają na posiadaniu przewagi nad innymi, i wyobrażamy sobie komunikację jako narzędzie kontroli. Jednak wpływ jest przeciwieństwem kontroli i im więcej kontroli, tym mniej wpływu.
Kontrolą nazywam sytuację, w której podejmujemy decyzję, co dokładnie ma się wydarzyć i jak chcemy, żeby zachowali się inni ludzie. Często zależy nam na kontroli tam, gdzie jej nie mamy i nie możemy mieć. Możemy do pewnego stopnia kontrolować zachowanie małego dziecka (wynieść je do drugiego pokoju albo złapać, żeby nie wybiegło na ulicę), ale niewiele więcej. Nie decydujemy o tym, co inni ludzie mówią i co myślą ani jak się czują.
W wielu obszarach nie mamy kontroli nawet nad sobą. Nie kontrolujemy reakcji swojego ciała, emocji, pragnień, potrzeb czy myśli, które automatycznie pojawiają nam się w głowie. Nie kontrolujemy ich, czyli nie zależą one tylko od naszej decyzji oraz nie znikają w momencie, kiedy sobie tego zażyczymy. To, że nie chcemy doświadczać złości i smutku, myśleć o jakimś nieprzyjemnym doświadczeniu, pocić się i rumienić, nie powoduje, że takie sytuacje się nie zdarzają.
Nie mamy kontroli, ale mamy ogromny wpływ na siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Kiedy wykonujemy jakąś akcję, następuje reakcja. Coś się w świecie zmienia, choć niekoniecznie i niecałkowicie w taki sposób, jak mamy ochotę. Jeśli coś powiemy do drugiej osoby, to ona jakoś zareaguje i mamy wpływ na rodzaj tej reakcji, choć nie możemy zdecydować, jaka dokładnie ona będzie. Jeśli krzykniemy, to reakcja będzie inna, niż gdy będziemy mówić po cichu. Nasze działania mają też wpływ na nas samych. Mamy wiele sposobów na to, żeby zmieniać swoje doświadczanie rzeczywistości. Mamy wpływ na to, jak często i jak mocno przeżywamy różne trudne albo przyjemne rzeczy.
Jednym z najpotężniejszych narzędzi wpływu może być komunikacja:
nasza komunikacja ze sobą jest sposobem, w jaki mamy wpływ na siebie,
nasza komunikacja ze sobą ma wpływ na nasze zachowanie, na to, jak się komunikujemy z innymi,
nasza komunikacja z innymi na wpływ na nich i na nasze relacje,
nasza komunikacja z innymi ma też wpływ na nas, kiedy dowiadujemy się nowych rzeczy, dostajemy wsparcie, możemy uporządkować sobie to, czego doświadczamy.
Im więcej uczymy się komunikacji i o komunikacji, tym bardziej możemy korzystać z tego wpływu. Może być tak, że nasze pojedyncze zachowanie ma bardzo mały wpływ na drugiego człowieka, ale dużo małych wpływów się sumuje. Może mam mały wpływ na jednego czytelnika, ale jest ich bardzo wielu. Dodatkowo w swojej pracy mam wpływ nie tylko na ludzi, którzy z niej bezpośrednio korzystają. Mam też poprzez nich wpływ na relacje tych ludzi z innymi, na przykład na relacje rodziców z ich dziećmi i osobami partnerskimi. Mam w ten sposób wpływ na te osoby, a przez to na dzieci tych dzieci i tak dalej.
Wpływamy na siebie nawzajem. Im bardziej akceptuję wpływ, jaki mają na mnie inni ludzie, tym łatwiej jest mi korzystać z mojego własnego wpływu w relacjach z nimi i tym bardziej ci ludzie akceptują to, że ja mam na nich wpływ. Bo nie jestem ponad nimi, tylko jesteśmy na równi.
Kontrolując, wkładamy dużo energii i uzyskujemy mały efekt. Tę energię można by włożyć w opiekowanie się swoim własnym wpływem. Kontrola jest w stanie zmienić tylko zachowanie. Jeśli próba kontrolowania ludzi jakoś zmienia ich myślenie, to często odwrotnie do oczekiwań. Kiedy kogoś do czegoś próbujemy zmusić, to może ta osoba to zrobi, ale jest duża szansa, że w efekcie będzie do tego negatywnie nastawiona – właśnie dlatego, że została zmuszona. Przypomina mi się tu opowieść o tym, jak wiatr i słońce założyli się, że zdejmą człowiekowi płaszcz. Wiatr wiał i szarpał i człowiek jeszcze mocniej się okrywał. A słońce zaświeciło tak, że zrobiło się gorąco i człowiek sam zdjął z siebie płaszcz. Kontrola często jest takim wiatrem.
Dodatkowo kontrola wymaga nieustannego czuwania nad tym, co się dzieje. Jeśli używamy kontroli do tego, żeby mieć wpływ, to bardzo trudno jest nam zaufać, że jak tę kontrolę odpuścimy, to wszystko będzie się działo dalej samo.
Trudno jest rezygnować z kontroli i zauważać jej ograniczenia. Wydaje nam się, że dzięki niej uzyskamy dużo szybszy i większy efekt niż dzięki jakimś „miększym” sposobom. Dodatkowo mamy często sztywność w trzymaniu się planów. Sytuację, kiedy nie udaje nam się zrealizować jakiegoś planu, traktujemy jako porażkę. Zazwyczaj nawet nie wyobrażamy sobie, że jeśli dostajemy coś niezgodnego z oczekiwaniami, to możliwe, że dostaniemy dużo więcej.
Dążenie do kontroli utrudnia nam często czerpanie zasobów z relacji z ludźmi. Jeśli próbujemy ich kontrolować, to w bardzo małym zakresie korzystamy z ich wiedzy, pomysłowości, perspektywy, wyobraźni, inteligencji i motywacji. Jeśli działamy z przekonaniem, że wiemy lepiej i inni nie mają nic ciekawego do dodania, to wiele ważnych informacji może do nas nie dotrzeć. Kiedy zrezygnujemy z kontroli i skupimy się na wpływie, to może się pojawić potrzeba, żeby zmienić jakiś plan, zrobić coś inaczej, niż mamy ochotę. Może nawet okaże się, że zmienią się nasze cele albo spojrzenie na daną sytuację. Ale w ten sposób możemy uzyskać takie rozwiązanie, które uwzględni więcej perspektyw i zasobów niż nasze pierwotne plany.
Cała ta książka jest o wpływaniu na siebie i innych przez komunikację, czyli przez wymianę informacji. Zaczynając od tego, że obszarem, w którym mamy najwięcej możliwości, jest to, co się dzieje w nas, naszym ciele i naszej głowie. Nie mamy kontroli nad myślami, które nam się samoistnie pojawiają, i nie możemy sprawić, żeby się nie pojawiały te, które są dla nas trudne. Mamy jednak wpływ na to, co z nimi robimy, i na inne myśli, które do nich dokładamy. Mam takie przekonanie, że nawet jak już nie widzimy kompletnie, jak moglibyśmy mieć wpływ na jakąś sytuację, to zawsze mamy wpływ na to, jak o niej myślimy.
Jeśli wierzycie, że nie macie na coś wpływu, to sprawdźcie, czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, że robicie coś, co pogarsza sytuację. Jeśli da się wymyślić takie zachowanie, to znaczy, że macie wpływ chociażby przez to, że wybieracie nie zachowywać się w określony sposób. Taka zmiana perspektywy pomaga zobaczyć, że nasz wpływ jest zazwyczaj dużo większy, niż nam się wydaje. Szukanie go może pomóc wydostać się z bezradności i beznadziei.
Najprostsza odpowiedź na to pytanie jest taka, że skuteczna komunikacja posuwa sprawy do przodu. Rozumiem przez to pogłębienie relacji z osobą, z którą się komunikuję, zobaczenie nowej, szerszej perspektywy, rozwiązanie problemu, zmianę sytuacji, rozwój i naukę nowych rzeczy. Komunikacja jest skuteczna nawet wtedy, kiedy te zmiany są bardzo małe.
Komunikacja jest nieskuteczna, gdy stoimy w miejscu lub ciągle wracamy do tego samego. Czasem oceniamy skuteczność komunikacji po wysiłku, jaki w nią wkładamy, a gdy popatrzymy z szerszej perspektywy, to okazuje się, że zmiana jest niewielka. Ktoś robi to, co chcemy, ale to w żaden sposób nie buduje naszej relacji i porozumienia. Albo mówimy, co myślimy, ale druga osoba nie widzi naszej perspektywy. Często takie kręcenie się w kółko powoduje, że nasza relacja cierpi. Coraz mniej wiemy o drugiej osobie i coraz mniej w nas ciekawości. Coraz więcej mamy do siebie żalu.
Czasem uważamy komunikację za nieskuteczną, bo skupiamy się na efekcie, którego chcemy, a który nie następuje. Jednak spojrzenie z szerszej perspektywy pomaga nam zauważyć, gdzie mamy wpływ. Nasze wyobrażenie na temat skuteczności decyduje o tym, jak dużo jej będzie w naszym życiu. Możemy to, że druga osoba nam odmawia, zobaczyć jako swoją porażkę. Możemy też potraktować tę sytuację jako okazję, żeby dowiedzieć się czegoś o potrzebach i granicach drugiej strony, coś zrozumieć, dostać jakąś informację. Dzięki temu jesteśmy już w innym miejscu niż chwilę wcześniej. Widzimy sytuację inaczej. Mamy szansę na rozwój.
Takie rozumienie skuteczności komunikacji jako narzędzia rozwoju i zmiany sprawia, że może być ona skuteczna nieomal w każdej sytuacji. Niezależnie od tego, co wydarzy się w moich relacjach z ludźmi, mogę uczyć się i wyciągać wnioski. Nawet jeśli w konkretnej rozmowie jestem w takim stresie, że zamykam się na rozwój i ciekawość, mam jeszcze możliwość, żeby zająć się swoim rozwojem później. Mogę sama albo z pomocą wspierającego drugiego człowieka przyjrzeć się jeszcze raz tej sytuacji i zobaczyć, czego będę w stanie się z niej nauczyć.
Jeśli komunikacja jest wymianą informacji, to sprawiamy, że jest ona dla nas bardziej skuteczna, kiedy nie próbujemy kontrolować tego, w jakim kierunku płynie ta informacja i skupiamy się bardziej na korzystaniu ze swojego wpływu. Nie próbujemy wymusić, żeby informacja płynęła tylko w jedną stronę, ale akceptujemy to, że płynie ona w obie strony. Im bardziej jesteśmy w takim nastawieniu, tym bardziej ludzie, z którymi wchodzimy w kontakt, również doświadczają skuteczności tej komunikacji dla siebie. Im bardziej akceptujemy, że to, co się dzieje w komunikacji, nie zależy tylko od nas, tym więcej od nas zależy. Im bardziej nastawiamy się na zmianę w drugiej osobie, tym mniej ta osoba się zmienia, a im bardziej naszą intencją jest nasza własna zmiana i rozwój, tym więcej się dzieje w komunikacji i w relacji dla obu stron.
Komunikacja jest trudna, niedoskonała i nieprzewidywalna. Nie ma ludzi, którzy się perfekcyjnie komunikują i którzy nie doświadczają w niej wyzwań. Nie istnieje idealna komunikacja. Taka, w której:
zawsze się rozumiemy,
zawsze mamy zasoby do słuchania drugiego człowieka,
zawsze wiemy, o co nam chodzi,
jak myślimy, że się rozumiemy, to zawsze naprawdę się rozumiemy,
jak się rozumiemy, to się ze sobą zawsze zgadzamy.
W pracy spotykam się z ludźmi, którzy odkrywają, że komunikacja to dużo więcej, niż im się wydawało. Słyszą i widzą, jak ludzie mogą się ze sobą porozumiewać, kiedy mają do tego sprzyjające warunki i umiejętności. Doświadczają, często po raz pierwszy w życiu, tego, że ktoś ich naprawdę słyszy i widzi. Pod wpływem takich doświadczeń pojawia się u nich pragnienie, żeby też tak umieć. Żeby tak rozmawiać ze swoimi dziećmi i ważnymi dla siebie dorosłymi. Jednocześnie dopada ich żal i myśli o stracie związane z tym, jak komunikacja do tej pory wyglądała w ich życiu. Miewają poczucie winy i obawy o to, czy uda im się nauczyć innej komunikacji i ile czasu im to zajmie.
Wydaje mi się, że większość z nas miewa pragnienie, żeby ten rozwój i nauka komunikacji zachodziły szybciej. Czekamy na dzień, kiedy będziemy już w stanie posługiwać się taką skuteczną komunikacją. Żałujemy zmarnowanego czasu. Problem w tym, że kiedy się spieszymy, łatwo jest nam wchodzić w reakcję walki i ucieczki, a system, który opiekuje się walką i ucieczką, nie najlepiej radzi sobie z komunikacją i rozwojem. Zobaczycie dalej, jak ważne jest w nauce komunikacji, także komunikacji ze sobą, uczenie się tego, żeby zwalniać.
Komunikacja zawsze jest wyzwaniem i zawsze jest w pewnym sensie trudna. Opiera się na spotkaniu z czymś, czego nie znamy i nie jesteśmy w stanie do końca poznać. Choć chcę też dodać, że jeśli komunikacja jest dla nas ekstremalnie trudna, to warto szukać dlaczego. Niektóre podpowiedzi znajdziecie w tej książce.
Komunikacja to nieustanna przygoda i podróż w nieznane. Kiedy komunikujemy się z innymi ludźmi, to wyzwanie rośnie. Nigdy nie wiemy, co się stanie. Nie da się mieć z góry wymyślonego planu i całkowicie go realizować. Wszystko, co usłyszę, może być zaskoczeniem. Zawsze jest ryzyko, że znajdę się nie tam, gdzie planowałam. Ale też moim zdaniem jest możliwość, że miejsce, gdzie się znajdę, będzie dużo bogatsze w zasoby niż to, co byłam w stanie sobie zaplanować i wyobrazić. Ryzyko zmienia się tutaj w prezent i okazję do rozwoju.
Komunikacja z bliskimi jest jeszcze trudniejsza, bo bardziej nam zależy na jej skuteczności. Rzeczy, o których rozmawiamy, są dla nas ważne. W ważnych dla nas relacjach doświadczamy najwięcej bezbronności i najbardziej się odsłaniamy. To, co się stanie, może nam wiele dać, ale też bardzo zaboleć.
W kontakcie z bliskimi mamy też długą wspólną historię. Domyślamy się, o co im chodzi, w oparciu o to, co już wiemy z wcześniejszych doświadczeń. Czasem to ułatwia porozumienie, a czasem możemy przegapić, że coś się zmieniło. Czasem całymi latami mówimy do siebie i wydaje nam się, że się świetnie rozumiemy, bo zbyt rzadko to sprawdzamy. Tak jak w historii o parze, która przez całe lata dzieliła się bułkami w taki sposób, że jedno z nich jadło dół, a drugie górę. Pewnego dnia zaczynają rozmawiać ze sobą o tym, że każde z nich właściwie woli tę drugą część, ale dawali sobie to, co uważali, że jest najlepsze. To właśnie takie sytuacje są często szansą na głębsze porozumienie, ale w ważnych dla nas relacjach są one trudne. Opowiadamy sobie o nich takie historie, które przynoszą nam więcej cierpienia niż rozwoju. I trudno jest nam w te historie nie wierzyć.
Bliskie nam osoby są często zaskoczone i niezadowolone, kiedy zaczynamy się komunikować inaczej niż do tej pory. Próbują przeciwdziałać tej zmianie. Zwłaszcza, kiedy jej nie rozumieją. My mówimy inaczej niż wcześniej albo z inną intencją, a reakcja bywa taka jak do tej pory. Dzieje się to też w drugą stronę. Kiedy bliscy zmieniają swój sposób mówienia, my pamiętamy słowa, które wcześniej były używane. Pamiętamy znaczenie, jakie nadajemy ich zachowaniu. Często wydaje nam się, że wiemy, co ktoś powie i chce powiedzieć, jeszcze zanim to się wydarzy.
Wszyscy mamy takie chwile, kiedy komunikacja jest trudniejsza niż zwykle. Momenty silnych emocji, nierównowagi, reakcji walki i ucieczki lub zamrożenia. Sytuacje, kiedy bardzo dużo się dzieje albo coś jest dla nas bardzo nowe. Kiedy potrzebujemy sobie poukładać, o co chodzi, i nie zawsze mamy na to warunki.
Nawet jeśli mamy sporo narzędzi służących do komunikacji, to w trudnych sytuacjach dostęp do nich jest utrudniony. Dlatego czasem zależy nam na porozumieniu i budowaniu relacji, a czasem zadowalamy się przewagą. Zwłaszcza kiedy mamy przekonanie, że ta przewaga da nam poczucie bezpieczeństwa.
Im więcej stresu, tym trudniej o skuteczną komunikację. Trudniej widzieć innych ludzi i ich perspektywę. Trudniej dać sobie czas, żeby usłyszeć, co mają do powiedzenia. Ale też trudniej skontaktować się ze sobą i wyrazić w sposób, który będzie zrozumiały dla innych. Im więcej równowagi, tym łatwiej. Dlatego narzędzia związane z regulacją bardzo pomagają w komunikacji i zwiększają jej skuteczność. Z drugiej strony komunikacja ze sobą i z innymi pomaga nam opiekować się swoją regulacją. Używamy jej, żeby poprosić o pomoc i odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Rozumieć, co się z nami dzieje w stresie, i jak możemy wrócić do równowagi.
Usłyszałam kiedyś na warsztatach u Liliany Krzywickiej, że bezpieczna więź to wiara w skuteczność komunikacji. Wiara w to, że świat jest bezpiecznym miejscem do życia, możemy polegać na innych, ludzie generalnie są z nami, a nie przeciwko nam, a my mamy narzędzia do tego, żeby się w tym świecie relacji poruszać. Bezpieczna, czyli wynikająca z wystarczająco dobrych doświadczeń, jakie nas spotkały, kiedy byliśmy dziećmi, albo oparta na naszej świadomej pracy, żeby sobie tych doświadczeń dostarczyć.
Trudno jest wierzyć w skuteczność komunikacji i widzieć ją jako narzędzie dbania o siebie, kiedy świat, którego doświadczamy, jest zagrażający, i skuteczniejsza od komunikacji wydaje się siła. Kiedy nasze potrzeby nie były brane pod uwagę, bo brakowało nam tej siły. Może było tak, że pokazywanie swoich potrzeb ważnym dla nas dorosłym nie prowadziło do tego, że ktoś się nami interesował i dawał opiekę. To taka sytuacja, kiedy wybieramy siłę, żeby odzyskać równą godność i możliwość wybierania. Wybieramy siłę, bo doświadczamy bezsilności.
Komunikacja może być dla nas wyzwaniem, jeżeli brakowało sytuacji, w której dorosły z ciekawością pytał nas o naszą perspektywę. Rzadko ktoś interesował się tym, co czujemy i myślimy, dlaczego nam na czymś zależy, dlaczego coś jest dla nas ważne. Dorośli przeważnie skupiali się na tym, jak przekazać swój punkt widzenia. Jak powiedzieć o swoich oczekiwaniach, życzeniach czy przekonaniach. Albo, co gorsza, oczekiwali, że się tego domyślimy.
Może nasze dzieciństwo upływało w otoczeniu dorosłych, którzy nie radzili sobie sami ze sobą albo mieli z tym duże trudności. Jeśli ci dorośli nie mieli nawet miejsca na to, żeby pomieścić to, co się z nimi dzieje, to nie byli też w stanie wspierać nas w naszych doświadczeniach.
Wyrośliśmy w środowisku, które opierało się na przewadze jednego człowieka nad drugim. W tym byliśmy trenowani jako dzieci. Na takie sytuacje mieliśmy narzędzia. Mogliśmy doświadczyć tego, jak to jest podlegać sile, i obserwować, jak zachowują się ci, którzy mają przewagę. Mnóstwo dorosłych osób, teraz już rodziców, nadal żyje w takiej hierarchicznej relacji ze swoimi rodzicami. Dalej się ich słucha. Boi się urazić ich uczucia. Bierze odpowiedzialność za to, żeby rodzicom nie było przykro. Dalej kontakty między dorosłym dzieckiem i jego rodzicem nie opierają się na równości i dialogu, tylko są podyktowane potrzebami rodzica. Spotkałam dorosłych, którzy nie wyobrażają sobie tego, że mogą odmówić rodzicowi. Że mogą mieć zamek w drzwiach, żeby rodzic potrzebował zapukać. Że mogą się ubierać i żyć inaczej, niż chcieliby rodzice. Nadal rodzice dorosłych już dzieci oczekują od nich takiego poziomu spełniania ich oczekiwań i posłuszeństwa, jakiego oczekiwali od małych dzieci.
W takiej relacji autonomia, odmowa czy własna decyzja bywają odbierane jako odrzucenie, krzywda, sprawianie bólu. Bardzo trudno po takim treningu budować relację, w której możemy się różnić. Możemy decydować inaczej. Możemy myśleć inaczej. Możemy lubić inne rzeczy. Możemy sobie odmawiać. Trudno jest uwierzyć, że jasne komunikowanie swoich potrzeb ma sens. Że kiedy to zrobimy, to ktoś weźmie to pod uwagę albo wysłucha. Trudno uwierzyć, że ktoś może myśleć inaczej i jednocześnie być ciekawy naszej perspektywy.
Trudno nawet budować relację ze sobą, w której jesteśmy w stanie wiedzieć, czego chcemy, co nam się podoba, co nam pomaga, na czym nam zależy. Bo do tej pory karmiono nas komunikatami, że jesteśmy za mali, żeby to wiedzieć, i nie mamy prawa tego pragnąć. A w związku z tym nie widzieliśmy sensu, żeby się nad tym zastanawiać.
Warto wiedzieć, że nie wszystkie trudności w komunikacji wynikają z naszych indywidualnych doświadczeń. Te, które są udziałem całego społeczeństwa, dużo trudniej jest nam zauważać i kwestionować.
Żyjemy w kulturze, która często bardziej ceni zgadywanie i domyślanie się niż otwartą komunikację. Nie mamy więc często praktyki w tym, jak rozmawiać na różne tematy bezpośrednio. Mówienie wprost różnych rzeczy postrzegane jest jako przejaw złych manier albo coś ryzykownego towarzysko. Nie znamy słów, których można by użyć w takiej komunikacji.
Na określenie różnych sytuacji w świecie zewnętrznym znamy często o wiele więcej słów niż na określanie naszych wewnętrznych stanów. Gdy ludzie nazywają różne emocje, to czasem potrafią wymienić tylko kilka. Widzę, jak na naszych oczach dzieje się tutaj zmiana. Ludzie zaczynają mówić do dzieci językiem potrzeb i emocji. W związku z tym sami też uczą się tego języka.
Żyjemy w kulturze przekraczania siebie, dzielności, starania się do granic swoich możliwości. Z otoczenia płynie przekaz: działaj, działaj, działaj. Kiedy dzieje się coś trudnego, o wiele łatwiej jest nam skupić się na wkładaniu wysiłku niż na zatrzymaniu się i refleksji. Komunikacja składa się z nadawania i odbioru informacji. W swojej komunikacji ze sobą i z innymi o wiele więcej energii wkładamy w nadawanie. Mówimy do siebie: weź się w garść, nie rozczulaj się, zrób to, dasz radę. Dużo rzadziej pytamy i interesujemy się tym, co jest pod spodem. Podobnie mówimy też do innych ludzi.
Ponieważ ciągle się spieszymy, to zatrzymywanie się często wydaje nam się stratą cennego czasu. Mnie pomaga się zatrzymywać i zwalniać to, że o wiele częściej stratą czasu wydaje mi się bieganie w kółko, po omacku, które jest efektem tego, że się nie zatrzymujemy.
Żyjemy w kulturze, która opiera się na ustalonych hierarchiach i przewadze sił. Często równość i równa godność to idee, o których dyskutujemy, a nie podstawa tego, jak żyjemy. To widać w języku, w którym pełno jest przewagi i siły. Pełno jest „musisz”, „pozwalam”, „każę ci”, „robisz źle”, „nie wolno”. W języku, który zawiera takie kategorie jak wina, kara, zasługa. W języku, którym mówimy o ludziach, że są lepsi i gorsi, normalni i nienormalni. Nawet jeśli niektóre z tych określeń coraz rzadziej pojawiają się w naszych rozmowach, to dalej są na tyle częścią naszego życia, że na pewno rozpoznajecie je z własnego doświadczenia.
Żyjemy w kulturze, która ceni rozum i oczekuje, żeby nie kierowały nami emocje, a jednocześnie daje bardzo mało narzędzi do opiekowania się tymi emocjami. W konsekwencji tłumimy to, co czujemy, albo wyrzucamy to z siebie, a potem czujemy się źle z tym, że to robimy.
Żyjemy w kulturze, która boi się konfliktów. Która zachęca do unikania ich zamiast zajmowania się nimi. W której to, że ludzie są różni i nie zgadzają się ze sobą, jest problematyczne, zwłaszcza kiedy mówimy o bliskich relacjach. Kulturze, która zakłada, że ludzie żyją ze sobą w harmonii, kiedy są do siebie dopasowani i podobni.
Świat się zmienia i ciągle powstają narzędzia i inspirujące nas perspektywy. Nasi rodzice nie uczyli nas takiej komunikacji, bo jeszcze jej nie było albo nie mieli do niej dostępu. My uczymy się tego „dopiero teraz”, bo ciągle pojawia się coś nowego. Nowe narzędzia, ale też nowe wyzwania w naszym życiu.
Sama widzę, ile nowych rzeczy odkrywam na bieżąco. Jak z roku na rok zmieniają się moje podejście, wiedza, umiejętności. Jak zmienia się język, którym rozmawiam z bliskimi. Jak pojawiają się ciągle nowe inspiracje i wzrasta moja świadomość. Gdy po siedmiu latach od premiery redagowałam nowe wydanie swojej książki Dziecko z bliska, zmieniałam bardzo wiele zdań i słów, które w międzyczasie wyleciały z mojego słownika i zostały zastąpione przez inne. Głównie słów związanych z oceną i z pisaniem z perspektywy musi/powinno. Dokładnie to samo powtórzyło się przy redakcji kolejnej książki, Dziecko z bliska idzie w świat.
Nieustannie też uczę się komunikacji, bo moje życie ciągle się dzieje. Pojawiają się w nim nowe sytuacje i nowe relacje, które wymagają ode mnie komunikowania się w nowy dla mnie sposób i dzięki temu wspierają mój rozwój.
Zależało mi na tym, żeby pisać książkę o braniu odpowiedzialności za zmiany. O tym, jak przestać czekać, aż ta zmiana się wydarzy, i po swojemu zmieniać to, na co mamy wpływ.
Kiedy nie pasuje nam to, co się dzieje w naszym życiu i relacjach, możemy skierować naszą uwagę na zewnątrz albo do wewnątrz. Skupić się na tym, żeby skomunikować się ze sobą, sprawdzić, o co nam chodzi, jak możemy o siebie zadbać, jakie opcje mamy do wyboru. Albo skupić się na komunikowaniu swojej perspektywy innym i próbie wpłynięcia na świat zewnętrzny.
Odpowiedzialność to dla mnie elastyczne wykorzystanie obu tych możliwości. Ze szczególną uwagą potrzebujemy przyglądać się sytuacjom, w których skupiamy się na zmienianiu świata zewnętrznego i innych ludzi, mimo że wkładamy w to bardzo dużo energii i mamy bardzo mało efektu. Odpowiedzialność kojarzy mi się z czytaniem tej swojej nieskuteczności jako informacji zwrotnej. Z zatrzymywaniem się i kierowaniem uwagi do wewnątrz po to, żeby co najmniej przemyśleć swój kolejny krok i nie powtarzać tego, co nie działa.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy ciągle skupiają uwagę na sobie, analizują to, co robią, zastanawiają się, co mogliby zrobić inaczej i co jest z nimi nie tak, a mimo to nie daje im to większego dobrostanu i nie prowadzi do żadnej zmiany. Chcę wam więc pokazać, jak można kierować uwagę do wewnątrz w sposób, który może nas karmić, wzmacniać i powiększać nasz obszar wpływu na zewnątrz.
Żeby to zrobić, potrzebuję tu jasno napisać o tym, że moje rozumienie odpowiedzialności może się różnić od tego, z którym się stykacie na co dzień. Dla mnie odpowiedzialność jest wyborem w ramach swoich możliwości. Dlatego możemy tylko brać odpowiedzialność. Nikt nas nie może obciążyć odpowiedzialnością ani nas do niej zmusić. Odpowiedzialność nie jest nam przypisana z góry. Potrzebna jest do niej nasza świadoma decyzja.
Nie jest odpowiedzialnością skupianie energii na zmianie tego, czego nie jesteśmy w stanie zmieniać. Na naszej przeszłości. Na zachowaniu innych ludzi i kontrolowaniu go. Moja odpowiedzialność jest odpowiedzialnością za moje zachowanie. Mój kawałek rzeczywistości. Mogę być odpowiedzialna za swoje myśli, potrzeby i emocje.
Jest wiele rzeczy, na które mogę mieć wpływ, ale wybieram tylko niektóre z nich. Wybieram takie, które są ważne i najważniejsze. Albo takie, gdzie mój wpływ może być najbardziej efektywny. Określam swoje priorytety. Wiem, że mój czas i energia to skończone zasoby. Dlatego każda rzecz, której mówię „tak”, to jednocześnie powiedzenie „nie” innym ważnym rzeczom.
Odpowiedzialność to coś zupełnie innego niż wina. Nie jest obciążeniem, tylko możliwością i potrzebą. Wszyscy chcemy brać odpowiedzialność i odpowiadać za coś. To, co nas powstrzymuje, to często właśnie skojarzenie z winą, które kieruje naszą uwagę na to, co już się stało, a nie na to, co możemy z tym zrobić.
Mogłabym to porównać do sytuacji, kiedy na podłodze widzę leżący papierek. Poczucie winy oznacza: podnoszę papierek, bo to ja go tam rzuciłam i teraz jest mi głupio. Odpowiedzialność: podnoszę papierek, bo chcę, żeby było czysto. Nie jest aż takie ważne, jak on się tam znalazł.
Kiedy rozmawiamy o relacjach, o tym, czego możemy się nauczyć, żeby łatwiej nam było je budować, pojawiają się pytania: Czemu to znowu ja muszę coś zmieniać, coś robić? Czemu to zawsze ja mam być tą stroną, która słucha, która się przygotowuje i bierze pod uwagę drugą osobę? Wiem, że te pytania to też sposób na to, żeby powiedzieć o swoim zmęczeniu. O tym, że marzy nam się więcej opieki, troski, łatwości. Czasem to sposób na to, żeby powiedzieć o swoim żalu i doświadczeniu straty. Myślę, że często zanim pójdziemy dalej, potrzebujemy przyjąć sami siebie z tymi potrzebami, zmęczeniem i żalem.
Dla mnie branie odpowiedzialności to nie jest kwestia przymusu. Tylko tego, że jeśli nic nie zmienimy, to może nic się nie zmieni. Albo zmieni się inaczej, niż tego pragniemy. Od nas zależy, czy zostawimy to, co się dzieje, tak jak jest, czy będziemy szukać sposobów, żeby zadbać o siebie. Przez komunikację, a może czasem przez ograniczenie naszego kontaktu z kimś. Chcę tu jasno napisać, że nie wartościuję tych opcji. Ważne jest dla mnie to, że zawsze mamy wybór, ale nie wszystkie możliwości są dla nas dostępne. Możemy dużo różnych rzeczy, ale nie wszystko, co nam się marzy, jest do zrealizowania, albo nie wszystko jest do zrealizowania natychmiast.
Odpowiedzialność w tym rozumieniu, o którym tutaj piszę, nie używa słów „muszę” i „powinnam/powinienem”. Mówi: „chcę”, „wybieram”, „mam ochotę”, „zależy mi”. Najbardziej „nieodpowiedzialne” słowa, jakie mogę sobie wyobrazić, brzmią: „nie mam wyboru, tak trzeba było zrobić”.
Odpowiedzialność potrzebuje świadomości. Dlatego możliwość wzięcia odpowiedzialności za siebie i swój dobrostan jest też pewnego rodzaju przywilejem. Dla wielu ludzi to, że mają ten przywilej, opiera się na szczęśliwym trafie bycia w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Życia w XXI wieku. Dostępu do określonych źródeł wiedzy. Spotkania określonych ludzi. Świadomość własnego uprzywilejowania pomaga mi nie oceniać ludzi, którzy odpowiedzialność postrzegają inaczej niż ja.
Nie musimy więc brać odpowiedzialności za nasz dobrostan i komunikację. Ale jeśli jej nie weźmiemy, to mamy na nie dużo mniejszy wpływ. Jeśli nie wybieramy, to może być tak, że ktoś wybierze za nas. Zdecyduje, jak mamy się czuć i co ma nam sprawiać przyjemność.
Możemy na początek, jeśli chcemy, brać odpowiedzialność za relację ze sobą. Nie doświadczymy w naszym życiu większej bliskości. Niczyich potrzeb i emocji nie czujemy tak mocno jak swoich.
W relacji z innymi nasza odpowiedzialność pomaga nam działać, zamiast się frustrować i złościć. Łatwiej nam zrozumieć swoją odpowiedzialność w relacjach z dziećmi, bo one są małe i nie potrafią. Możemy pamiętać, że drugi dorosły też potrafi tyle, ile potrafi. Możemy działać z miejsca, w którym robimy swoje tak jak umiemy, albo czekać. Mam takie doświadczenie, że określanie, kto ile potrafi i kto ile powinien włożyć w relację, porównywanie się w tym i rozliczanie to ślepa uliczka. Wyliczenia jednej osoby nie zgadzają się z tymi po drugiej stronie. Ktoś może wkładać bardzo dużo wysiłku w jakieś działanie, które na nas nie zrobi szczególnie wrażenia.
Możemy więc dawać tyle, ile umiemy i chcemy dać, i sprawdzać, co będzie i czy dalej w to wchodzimy. Komunikacja może nam w tym bardzo pomóc, bo ludzie generalnie bardzo często chcą dawać więcej, tylko nie wiedzą jak i co.
Ponieważ odpowiedzialność to wolny autonomiczny wybór, to możecie wziąć odpowiedzialność za siebie i zdecydować, czy czytacie dalej czy nie. Każde zdanie tej książki możecie sobie wziąć albo nie. Mało tego, każdą rzecz możecie wypróbować i sprawdzić, czy wam pasuje. Będę bardzo usatysfakcjonowana, jeśli moja książka posłuży wam w ten sposób, że to, z czym się nie zgodzicie, wesprze was w dotarciu do tego, co jest dla was ważne i prawdziwe.
Napisałam książkę o budowaniu relacji i zasobach, jakie drzemią w relacjach i komunikacji. Chcę, żeby była zaproszeniem do rozwoju, ale wiem, że dla wielu osób powodem sięgnięcia po nią będą ból i cierpienie oraz chęć zmiany swojego życia w taki sposób, żeby tego bólu było mniej. Najczęstsze pytania o komunikację, z którymi się spotykam, wynikają właśnie z takiego bólu. Niestety jednocześnie są to pytania, na które najtrudniej jest odpowiedzieć:
jak porozumieć się z osobą, z którą od wielu lat nie jestem się w stanie dogadać?
jak rozmawiać, skoro każda nasza rozmowa kończy się kłótnią?
co robić, kiedy druga osoba nawet nie chce rozmawiać albo złości się przy każdej próbie nawiązania kontaktu?
jak powiedzieć coś drugiej osobie, kiedy podejrzewam, że zareaguje emocjami i będzie jej przykro?
jak powiedzieć coś trudnego, skoro za każdym razem, kiedy próbuję sobie wyobrazić, że to mówię, robi mi się słabo ze strachu?
Najwięcej motywacji do zmian mamy, gdy dzieje się coś trudnego. Marzymy, żeby coś się już nie powtarzało. Zależy nam na nauczeniu się czegoś, co w tej konkretnej sytuacji przyniesie nam ulgę. Koncentrujemy się bardzo na tym, czego nie chcemy, a nie na tym, na czym nam zależy i jak to wprowadzić w życie. Zależy nam, żeby to wszystko zajęło jak najmniej czasu. Jednocześnie wiele narzędzi do zmiany trudnej sytuacji związanych jest z nabraniem dystansu do niej. Skupienie się na problemach i na tym, co zrobić, żeby ich nie było, nie jest jedyną drogą do rozwoju i uczenia się nowych rzeczy. Często też nie jest ani najłatwiejszą, ani najszybszą drogą.
Złapanie dystansu i zauważenie szerszego kontekstu mogą być dla nas wyzwaniem. Ta sama trudność pojawia się w moim życiu w wielu różnych sytuacjach. Podobnie jak w wielu sytuacjach – mogę korzystać z tych samych umiejętności. Nie potrafię powiedzieć mojej mamie, o co mi chodzi. Ale to nie oznacza, że w ogóle nigdy nikomu nie potrafię o tym mówić. Jest wiele sytuacji, w których to potrafię, i mogę szukać, co mi pomoże skorzystać z tych umiejętności w tej najtrudniejszej sytuacji. Albo szukać, jak mogę się nauczyć trochę więcej.
Czasem chcemy się uczyć tam, gdzie jest trudno, bo mamy przekonanie, że taka nauka będzie szybsza. Może się wtedy pojawić dużo frustracji, bo nie widzimy żadnego postępu. Towarzyszą nam myśli o tym, co jest z nami nie tak, że nie potrafimy tego zrobić. A zamiast tego warto by było zacząć naukę od ułatwienia jej sobie, na przykład przez podzielenie jej na mniejsze kroki. Zaczynając od oddzielenia od siebie tych trzech aspektów komunikacji: słuchania, mówienia i kontaktu ze sobą.
Tam, gdzie jest najtrudniej, uruchamia się u nas reakcja stresowa, która sprawia, że nie jesteśmy w trybie rozwoju, tylko w trybie przetrwania, reagowania na zagrożenie i automatycznego działania. To, co potrzebujemy zrobić najpierw, to poszukać komfortu i poczucia bezpieczeństwa.
Warto dawkować sobie wyzwania. Szukać poziomu trudności, przy którym nadal czujemy się bezpiecznie i mamy jakieś „sukcesy”. Wkładamy wtedy wysiłek, ale jest to wysiłek, który daje satysfakcję. Warto pamiętać, że to miejsce rozwoju i skuteczności może być dla każdego gdzie indziej. Nawet dla tej samej osoby to może być inne miejsce w różnych sytuacjach i w zależności od dnia.
Nastawienie na stałość to traktowanie różnych aspektów naszego życia i działania jako stałych i niezmiennych. Możemy je rozpoznać w używaniu zwrotów, które określają, jaki ktoś jest albo nie jest. Inteligentny, asertywny, dobry, leniwy, odważny. Taka perspektywa utrudnia zmianę i dodatkowo prowadzi do trudności z podejmowaniem wyzwań.
Nastawienie na rozwój oparte jest na uczeniu się i opanowywaniu różnych umiejętności składowych.
Komunikacji też da się nauczyć i możemy to robić w sposób celowy i świadomy. Można się nauczyć kontaktu ze sobą, słuchania, wyrażania siebie. Dobra wiadomość jest taka, że my się nieustannie komunikujemy, a więc i okazji do ćwiczenia mamy mnóstwo. Do tego łatwiej przyjąć perspektywę: „potrzebuję się czegoś nauczyć” niż „potrzebuję się zmienić”. Równocześnie jednak proces nauki się nigdy nie kończy i zawsze mogę się nauczyć kolejnych rzeczy.
Opcja nabywania umiejętności, ćwiczenia jest opcją skupiania się na tym, co możemy dodać, a nie na tym, co możemy naprawić. To, co mi pomaga, to dodatkowy rodzaj nastawienia – na kontekst. Wiąże się ono z obserwacją, że nawet kiedy coś umiemy, to nie zawsze w takim samym stopniu możemy z tego korzystać. Pamiętając o tym, możemy szukać, jaki kontekst ułatwia nam korzystanie z danej umiejętności, i uczyć się w warunkach, które najbardziej sprzyjają rozwojowi. Nie musimy się oceniać za to, że w trudnych warunkach nie udało nam się poradzenie sobie, nawet jak coś już umiemy.
Pamiętam, jak Shona Cameron powiedziała na jednym z warsztatów, że do tego, żeby zajmować się NVC (Porozumieniem bez przemocy), potrzebne jest pięć rzeczy:
decyzja,
wspólnota,
praktyka,
praktyka,
praktyka.
Umiejętności związane z komunikacją warto ćwiczyć na zimno. Wybierać, kiedy jest na to dobry dla nas moment. Robić to z ludźmi, którzy nas w tym wspierają. Wtedy, kiedy jesteśmy w dobrostanie.
Ćwiczenie na zimno to umówienie się z drugą osobą na rozmowę albo zaczęcie rozmowy o emocjach dzieci wtedy, kiedy tych dzieci przy nas nie ma. Ćwiczenia dotyczą czasami bardzo małych kawałeczków. Ktoś mówi, że rozmawianie utrudnia mu to, że zanim się zorientuje, co się dzieje, to jest już w bardzo dużych emocjach. Można tu ćwiczyć rozpoznawanie sygnałów, jakie wysyła nam nasze ciało, kiedy zaczynamy się stresować, albo zatrzymywanie się i zwalnianie.
Różne sposoby ćwiczenia na zimno, a potem w coraz bardziej wymagających warunkach, pomagają w tym, żeby określone zachowania funkcjonowały jako nawyki. Jedną z sytuacji, nad którą ludzie często chcą pracować, jest uruchamianie się silnych reakcji stresowych, ucieczki, walki, zamrożenia w sytuacjach społecznych, gdzie nie ma zagrożenia zdrowia i życia, a jest tylko skojarzenie z poprzednimi bardzo trudnymi sytuacjami.
Sposobem na to, żeby odczarować to połączenie między danym kontekstem a stresem, który się w nim uruchamia, może być używanie wyobraźni, fantazji, humoru i zabawy. Jeśli odmawianie jest dla nas wyzwaniem, to poza ćwiczeniem tego, co trudnego ktoś może do nas powiedzieć i jak możemy zareagować, można ćwiczyć odmawianie, wymyślając sobie śmieszny, dziwny, nierealny i przesadzony scenariusz. Moc wyobraźni i zabawy pomaga rozładować napięcie nie tylko dzieciom, ale i dorosłym.
Kiedy wchodzimy w perspektywę rozwoju i myślimy, że coś jest ćwiczeniem, to łatwiej jest nam nie uruchamiać silnej reakcji stresowej. Nie bać się i nie martwić się, że nie wyjdzie. A dzięki temu mieć większy dostęp do naszych zasobów, kreatywności, elastyczności, ciekawości. Efekt nie zależy tutaj tylko od włożonego wysiłku, ale przeważnie o wiele bardziej od obranej metody oraz liczby powtórzeń. Dlatego jeśli trudno wam się czegoś uczyć, to nie starajcie się bardziej, tylko szukajcie innych sposobów.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której jest wam trudno i chcecie się nauczyć komunikować w inny sposób:
czy da się wybierać czas i miejsce?
czy można to przećwiczyć w wyobraźni albo z kimś?
czy wiadomo, co sprawia trudność w tej sytuacji?
czy da się tę jedną rzecz wyćwiczyć osobno?
czy możecie sobie wyobrazić, że już to umiecie, i zobaczyć, jak wtedy by wyglądała ta sytuacja?
czy można zachować się tak, jakby zachował się ktoś, kto już to umie?
czy da się to ćwiczyć, kiedy jesteście w równowadze?
czy można to ćwiczyć w taki sposób, żeby było śmiesznie?
Będę też w tej książce pisać o szczególnym rodzaju ćwiczeń, które nazywa się praktykami. Praktyka pomaga przejść od wiedzy do umiejętności i od świadomości do nawyku. W praktyce szczególnie ważna jest jej powtarzalność. Dużo praktyk polega na zadawaniu sobie regularnie tego samego pytania albo na wykonywaniu różnych, bardzo prostych czynności.
Są trzy elementy praktyki i ćwiczenia, o których chciałabym napisać więcej:
Intencja to podjęcie decyzji, co robimy i czego się w ten sposób chcemy nauczyć, co rozwijać. Zdarza się, że intencja bywa bardzo prosta: zaspokojenie ciekawości, doświadczenie czegoś nowego, dowiedzenie się czegoś o sobie. Czasem wykonując jakieś ćwiczenie, ludzie mają bardzo konkretne intencje. Czasem wracają do tego samego ćwiczenia, mając za każdym razem trochę inny cel i intencję.
Jedna z moich ulubionych praktyk polega na tym, że pod koniec dnia zadaję sobie pytanie: „Jak dzisiaj o siebie zadbałam?”. Na początku mogę tę praktykę wykonywać z intencją ciekawości i sprawdzenia, co się wydarzy.
Inne intencje, które mi przychodzą do głowy to:
poszerzanie sobie wyobrażenia o tym, co jest dla mnie dbaniem o siebie,
zmiana swoich przekonań, że mało o siebie dbam albo że o siebie nie dbam,
szukanie dbania o siebie w mało oczywistych sytuacjach,
wsparcie siebie w zauważaniu tego, że właśnie dbam o siebie,
kończenie dnia w takim miejscu, gdzie skupiam uwagę na tym, jak o siebie zadbałam,
poszerzanie świadomości tego, jak dbam o siebie, kiedy odpuszczam zrobienie czegoś,
odkrywanie rzeczy, które są dla mnie ważnym sposobem dbania o siebie, po to, żeby mieć ich w swoim życiu więcej.
W każdej z tych intencji będę zwracała uwagę na trochę coś innego i praktyka w związku z tym będzie trochę inaczej wyglądać.
Działanie to jest to, co najczęściej widzimy jako ćwiczenie albo praktykę.
Praktyka jest jak ćwiczenie mięśnia, nie działa przez to, że wykonujemy ją idealnie, ale przez to, że w ogóle ją wykonujemy i powtarzamy ją wiele razy. Dlatego sytuacja, w której nie bardzo widzimy efekt danej praktyki, nie jest powodem do jej przerwania. Natomiast wskazówką, że warto się zastanowić, czy ta praktyka nam służy albo czy jest na nią odpowiednia pora, może być to, że uruchamia ona w nas bardzo silne emocje i mocną reakcję stresową.
W wielu praktykach pomaga element zapisywania. Czyli nie tylko zadaję sobie codziennie pytanie, jak o siebie zadbałam, ale też mam specjalne miejsce, w którym to codziennie zapisuję. Dla wielu osób wsparciem w regularności praktyki jest też praktykowanie z kimś.
Czyli umówienie się z drugą osobą na to, że będziemy regularnie coś robić i dzielić się tym nawzajem. Na przykład codziennie o 20 dzwonimy do siebie i mówimy sobie nawzajem, jak o siebie zadbaliśmy, albo mamy na wybranym komunikatorze wątek przeznaczony specjalnie dla tej praktyki.
Refleksja to sposób na to, żeby czerpać więcej z ćwiczeń i praktyk. W indywidualnej praktyce wygląda to tak, że co jakiś czas zadaję sobie pytania:
Co się dzieje we mnie pod wpływem tej praktyki?
Czy coś się zmienia?
Czy czegoś się uczę?
Czy coś jest dla mnie trudne?
W czym mi pomaga ta praktyka?
Jakie mi się pojawiają pytania?
Czy coś odkryłam?
Refleksja uczy skupiania uwagi na zmianie, jaka zachodzi w nas w trakcie rozwoju.
Kiedy po skończonym ćwiczeniu na warsztacie pytam ludzi, co u nich teraz, czym by się chcieli podzielić, to często padają wypowiedzi typu:
nie wyszło nam to ćwiczenie,
nie wiem, czy zrobiliśmy to dobrze,
nie umiemy zrobić tego ćwiczenia.
To, co dla mnie jest ważne, kiedy rozmawiamy o jakimś ćwiczeniu albo praktyce, to skupienie się na tym, co sobie z tego bierzemy. Niezależnie od tego, czy ktoś zrobił wszystko tak, jak miał to zrobić, czy spędził czas, pijąc kawę i rozmawiając. Zadanie pytania, co nam dało to doświadczenie, pomaga pamiętać, że nie ma zmarnowanych sytuacji, ale też, że to my sami określamy, co jest dla nas pożądanym efektem i co w danej sytuacji najbardziej zaspokaja nasze potrzeby.
Druga rzecz, która dla mnie jest ważna i może być przedmiotem refleksji, to kwestia tego, jak to się stało, że ktoś odszedł od proponowanej struktury. Na przykład rozmawiał, a nie ćwiczył.
Czy to była świadoma decyzja zadbania o siebie, czy osoby w danej grupie ustaliły to ze sobą, czy tak to jakoś wyszło. Taka refleksja jest narzędziem do uczenia się bardziej świadomego podejmowania podobnych decyzji w przyszłości.
Refleksja jest sytuacją, w której z perspektywy obserwatora przyglądamy się temu, co robimy. Tara Brach pisze o tym, żeby praktykować z intencją bezwarunkowej życzliwości, łagodności dla siebie. Życzliwość oznacza, że nie stawiamy sobie wymagań, nie oceniamy się, nie porównujemy. Może być tak, że na początku w jakiejkolwiek praktyce intencją jest właśnie to, żeby uczyć się tej życzliwości.
Mamy dużo obaw i blokad związanych z używaniem tego narzędzia. Jeśli ta obawa jest bardzo mocna, to warto korzystać z eksperymentowania w komunikacji z osobami, które są świadome tego, że to jest ćwiczenie, i się na to zgodziły.
Kiedy próbujemy się czegoś uczyć, to najpierw często wymyślamy, jak to zrobić właściwie, skutecznie. Związane to jest z przekonaniem, że podejmowanie dobrych decyzji polega na tym, żeby przewidzieć ich skutki i tak wszystko zaplanować, żeby nie popełniać błędów i nie ponosić porażek.
Jednak w życiu i w komunikacji nie ma prawidłowych i jedynych sposobów. Jest dużo różnych strategii i dróg. Możemy znać wiele z nich i używać różnych w zależności od naszych zasobów i sytuacji. Z takiej perspektywy eksperymentowanie w komunikacji nigdy się nie kończy. Nigdy nie docieramy do miejsca, że już „wiemy” co trzeba robić.
Czasami powiedzenie sobie, że można zrobić eksperyment i sprawdzić, co się stanie, jest bardzo uwalniające. Czyli robimy coś nie po to, żeby coś konkretnego uzyskać, tylko żeby zobaczyć, co będzie. Eksperyment to taka sytuacja, w której są same sukcesy, bo celem jest zbieranie informacji, a nie konkretny wynik.
Możemy widzieć nasze różne działania, w tym komunikację, jako zarządzanie ryzykiem, i nie skupiać się na braku ryzyka. Popełnianie błędów też można ćwiczyć. Można robić je celowo i szukać wyjścia z tych sytuacji w bezpiecznych warunkach.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której nazywacie błędem to, co robicie. Znajdźcie sobie drugą osobę do pomocy. Zróbcie ten „błąd”, dajcie szansę drugiej osobie zareagować i zobaczcie, co można zrobić z tą reakcją. Pamiętajcie o eksperymentowaniu, czyli o tym, że możecie, jeśli chcecie, zmieniać, w jaki sposób robicie ten błąd.
Popełniając błędy, często myślimy o tym, co ludzie powiedzą, ale też obawiamy się tego, co powiemy sami sobie. Jest tam cała góra przekonań związanych ze wstydem, czyli z tym, że to „źle” czegoś nie umieć i robić coś nieidealnie. W związku z tym już lepiej nie robić wcale albo nie zbliżać się w ogóle do czegoś, niż doświadczyć tego, że nam nie wychodzi. Jako dzieci przeżywaliśmy dużo bólu i niepokoju w związku z tym, że coś nam się nie udawało. Teraz chcemy się chronić przed powtórką tej sytuacji.
Konsekwencją wiary w to, że jest jakieś „dobrze” i „prawidłowo”, jest też myślenie, że eksperymentowanie trwałoby za długo i że szybciej będzie nie tracić na nie czasu. Problem w tym, że gdyby wcześniej zacząć eksperymentować, to już dawno byłoby na ten temat mnóstwo informacji.
Bardzo często próbowanie i eksperymentowanie są dla nas ważnymi sposobami poznawania samych siebie, czyli odkrywania, co dla nas oznacza, że coś działa, jest skuteczne, udało się.
Obawy przed eksperymentowaniem wiążą się też z brakiem zaufania do siebie i strachem, że nie będziemy w stanie rozpoznać, czy osiągnęliśmy pożądany efekt. Refleksja nad tym, czego potrzebujemy i jaki efekt chcemy uzyskać, to etap, którego w żaden sposób nie da się pominąć. Potrzebujemy uczyć się odkrywania, o co nam chodzi, jak siebie usłyszeć i zrozumieć. Nie dziwię się, że to trudne, jeśli w dzieciństwie ciągle mówiono nam, że to, co jest dla nas przykre, dzieje się dla naszego dobra.
To, co utrudnia korzystanie z eksperymentowania w relacji z ludźmi, to także przekonanie, że w komunikacji bardzo ważne są każdy krok i każde słowo. W związku z tym pojawia się strach, że jak wypowiemy to jedno niewłaściwe słowo, to ono zaszkodzi naszej relacji. Staramy się powstrzymać od wszelkiego działania, a robimy to, co zwykle. Chcemy nie krzyczeć, ale nie mamy pomysłu, co zrobić zamiast tego, więc i tak kończy się krzykiem.
Kolejnym powodem obaw przed eksperymentowaniem są nasze reakcje stresowe. W trybie zagrożenia i przetrwania nie mamy takiego łatwego dostępu do kreatywności. Wszystkie rzeczy, o których piszę: brak wiary we własne kompetencje, przekonanie o jednej prawdzie, pośpiech, brak kontaktu ze sobą, są też charakterystyczne do nastawienia, które pojawia się u nas w silnym stresie.
Eksperymentowanie może nam pomagać w powracaniu do równowagi, kiedy stanie się naszym nowym nawykiem.
Eksperymentowanie jest fajne, bo:
nie ma porażek i błędów, są tylko informacje,
daje dużo opcji,
daje wybór,
daje dużo autonomii i sprawczości,
pomaga oswajać się z różnymi sytuacjami, nabierać wprawy,
można sobie wypracować coś własnego i mieć takie doświadczenie, że jesteśmy w stanie do czegoś dojść,
pomaga poczuć swoją moc często bardziej niż naśladowanie kogoś,
uruchamia mniej ocen na swój temat i mniej porównań.
Jak można wesprzeć siebie albo kogoś w eksperymentowaniu? Przez tworzenie przestrzeni bez ocen, krytyki, chwalenia i dobrych rad. Przez zwalnianie i dawanie sobie albo komuś czasu i autonomii. Tworzenie poczucia bezpieczeństwa. Dawanie okazji do refleksji. Pokazywanie, jak sami eksperymentujemy.
Nasza komunikacja ze sobą to budowanie najważniejszej i najbliższej relacji w naszym życiu. Warto wkładać energię w tę relację i uważnie ją pielęgnować, bo od jej jakości zależy nasz dobrostan, to, ile mamy zasobów, jak bardzo zaspokojone są nasze potrzeby. Kiedy dbamy o relację ze sobą, zwiększamy też liczbę narzędzi służących nam do budowania relacji z innymi. Kiedy chcemy się z kimś dogadać, to my sami jesteśmy swoim najważniejszym narzędziem. Dlatego im bardziej to narzędzie jest zadbane, tym bardziej ta komunikacja wychodzi.
Komunikacja ze sobą i zaangażowanie, jakie wkładamy w rozwój w tej sferze, to inwestycja, a nie strata. Będąc w kontakcie ze sobą, nie zabieramy swojego czasu i uwagi naszym bliskim, tylko pracujemy nad jakością kontaktu z nimi. Wiele osób na początek potrzebuje zobaczyć i uwierzyć, że ich bliscy nie stracą na tym, że oni zajmą się ogarnianiem siebie. Na szczęście czasem wystarczy zrobić krótki eksperyment z zatroszczeniem się o siebie, żeby zobaczyć, ile więcej zasobów na kontakt z innymi przybywa nam w wyniku takiego doświadczenia.
Komunikacja ze sobą to rozumienie siebie, opiekowanie się sobą. Empatia, którą możemy dawać samym sobie. Akceptacja, życzliwość, uważność, łagodność, delikatność i współczucie. Ciekawość, zadawanie sobie pytań i szukanie na nie odpowiedzi.
Komunikacja z innymi opiera się na komunikacji ze sobą nie tylko dlatego, że komunikacja ze sobą ładuje nam akumulatory. Nasz kontakt ze sobą daje nam też więcej jasności, o co nam chodzi i co chcemy powiedzieć. Regularnie spotykam się z prośbą o to, żebym powiedziała:
jak reagować, kiedy dziecko się nie słucha?
co odpowiedzieć, kiedy ktoś komentuje zachowanie dziecka?
co powiedzieć, kiedy ktoś nas krytykuje?
jak zareagować, kiedy partner nie pomaga w domu?
To wszystko są sytuacje, w których to, co powiemy, wynika z tego, o co nam chodzi. Kiedy rozmawiamy o tym, że komunikacja ma posuwać sprawy do przodu, możemy to też wyrazić tak, że komunikacja ma nas przybliżać do jakichś naszych celów, pomagać w zaspokojeniu potrzeb. Im więcej wiemy o tym, jakie są te cele i potrzeby, tym łatwiej jest wymyślać komunikację, która nas do tego zbliży.
Komunikacja z innymi ludźmi może też być sposobem na to, żeby odkrywać, czego my potrzebujemy i o co nam chodzi, a więc może wspierać nas w komunikacji ze sobą. Potrzebujemy jednak najpierw wiedzieć, że chcemy wsparcia i jasno to zakomunikować.
Komunikacja ze sobą i rozwijanie się w tym obszarze to coś, co robimy przez całe życie i do czego ciągle wracamy. Komunikacja z innymi jest często świetną inspiracją do tego, żeby wiedzieć, o czym potrzebujemy porozmawiać ze sobą i czego potrzebujemy i chcemy się nauczyć. Kiedy trudno nam się z kimś porozumieć albo pojawiają się konflikty, możemy się zatrzymać i wrócić do komunikacji ze sobą jako do sposobu łapania równowagi.
Im więcej intencjonalnego zaangażowania w komunikację ze sobą, tym łatwiej potem komunikować się z innymi. Pomaga nam w tym:
słuchanie, jak ciało mówi, co mu pasuje, a co nie,
rozpoznawanie komunikatów o podstawowych potrzebach,
świadomość, czego chcemy, a czego nie i dlaczego,
umiejętność wsłuchiwania się w siebie, żeby wiedzieć, czemu coś nam nie pasuje,
rozumienie, dlaczego trudno jest nam zakomunikować niektóre rzeczy,
umiejętność rozpoznawania emocji, którymi reagujemy w kontakcie z innymi, rozumienia ich i opiekowania się nimi,
umiejętność odróżnienia naszej komunikacji ze sobą od komunikacji z innymi,
rozwijanie narzędzi, które służą do poradzenia sobie z tym, że w relacji z innymi nie wydarza się to, na co liczymy.
Kiedy tej komunikacji ze sobą jest mało:
trudno nam coś zakomunikować, bo nie wiemy, co chcemy zakomunikować i w jakim celu,
łatwo się frustrujemy efektami komunikacji,
nie mamy jasności, czy nasz cel został osiągnięty,
możemy nie być w stanie sprawdzić, co nas oddala od naszych celów,
możemy mieć to, co chcemy, i dalej przeżywać niezadowolenie, którego nie umiemy zrozumieć.
Wiele z tych narzędzi w jakiś sposób się ze sobą łączy. Często tych samych narzędzi używamy w komunikacji z innymi. Ćwiczenie ich w kontakcie ze sobą pomaga nam się z nimi oswoić i potem korzystać z nich w relacjach z ludźmi. Ale też ćwiczenie ich w komunikacji z innymi pomaga ich używać w kontakcie ze sobą.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki