11,99 zł
Kamal Zokan musi się ożenić, zanim przejmie tron w swoim kraju. Celem jego dyplomatycznej wizyty w sąsiednim państwie jest przede wszystkim znalezienie przyszłej żony – spokojnej, wyważonej i będącej dla niego wsparciem. Jednak gdy poznaje piękną Kalilah, córkę szejka, który go gości, nie jest już w stanie myśleć o żadnej innej. A przecież nie ma bardziej nieodpowiedniej kandydatki na królową niż ta żywiołowa i nieprzewidywalna dziewczyna…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 138
Rok wydania: 2025
Heidi Rice
Królowa kłopotów
Tłumaczenie:
Dorota Jaworska
Tytuł oryginału: Stolen for His Desert Throne
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2023
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Heidi Rice
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-801-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Książę koronny Kamal Zokan, przyszły król Zokaru, stał na padoku podczas słynnych wyścigów konnych w Narabii i klął, wspominając wcześniejsze spotkanie z Uttramem Azizem, głową starszyzny plemiennej.
Wieże Złotego Pałacu jego sąsiada, szejka Zane’a Ali Nawari Khana lśniły jak klejnoty w porannym słońcu za wysokimi kamiennymi murami otaczającymi stajnie, dziedziniec i teren wyścigów. Flagi państw łagodnie trzepotały na wietrze, gdy sznur koni pełnej krwi gromadził się na linii startu.
Kamala nie cieszył ten widok.
Cholerny Uttram Aziz! Sprzeciwiał mu się na każdym kroku. A ostatnia próba powstrzymania go przed wstąpieniem na tron… Adrenalina buzowała w żyłach Kamala, napędzana gniewem po wczorajszym spotkaniu.
Takie jest prawo, usłyszał. Wiedziałbyś to, gdybyś bardziej interesował się naszymi tradycjami. Musisz wstąpić w związek małżeński przed ceremonią koronacji w przyszłym miesiącu albo zrzec się tronu.
Jako wyrzutek społeczny, Kamal całe życie walczył o swoje – najpierw został najmłodszym pułkownikiem w historii, a teraz – po zgromadzeniu fortuny wskutek udanych inwestycji w przemysł mineralny – był o krok od zostania królem. Poprzedni władca, bezdzietny, zmarł dwa miesiące wcześniej i wskazał Kamala na swojego następcę.
Bez wątpienia ta decyzja wynikała ze względów praktycznych. Państwo potrzebowało inwestycji, a Kamal nie tylko odniósł sukces jako biznesmen, ale też udowodnił, że ma zdolności przywódcze. Kamal początkowo się wahał, a kiedy już zdecydował się objąć tron, Aziz i jego zwolennicy na każdym kroku próbowali udaremnić jego plany.
Najnowsze ultimatum było szczególnie frustrujące.
Nawet teraz… Zmuszono go do uczestnictwa w wyścigach, by szybciej rozpoczął poszukiwanie cholernej narzeczonej, przyszłej królowej, która miała pomóc zatuszować brak błękitnej krwi w jego żyłach.
Odetchnął ciężko, prawie dławiąc się wściekłością. Nie potrzebował błękitnej krwi, by być silnym władcą i dobrym królem. Był wystarczająco inteligentny, ambitny i zdeterminowany, by Zokar pod jego rządami stał się potęgą na miarę dwudziestego pierwszego wieku. Niestety, konserwatywne elity – reprezentowane przez Aziza – rzucały mu kłody pod nogi. Gdy pokonywał jedną przeszkodę, natychmiast pojawiała się druga.
Spojrzał na lożę królewską, w której zasiedli Khan i jego brat Raif, książę Kholadii. Ich rodzinom i pomniejszym władcom wyznaczono miejsca obok. Kamal uciekł wcześniej z oficjalnej ceremonii powitania, żeby dołączyć do swoich ludzi w stajni – gdzie wreszcie poczuł się swobodnie – aby w spokoju obejrzeć główny wyścig.
Kamal darzył szacunkiem Khana, który ciężko pracował, by wstąpić na tron, a później umacniał pozycję królestwa, osłabionego po rządach jego ojca. To Khan jako pierwszy zagwarantował Kamalowi poparcie, gdy mianowano go następcą tronu Zokaru.
Na szczęście ani Khan, ani jego brat Raif nie pamiętali Kamala z ich pierwszego spotkania piętnaście lat wcześniej. On sam, wręcz przeciwnie, nie zapomniał tamtego upokorzenia.
Był niedożywionym chłopcem, który miał usługiwać Khanowi i jego świcie podczas oficjalnej wizyty. Zafascynowany, zbierał naczynia najwolniej, jak mógł, obserwując, jak dumny Khan przedstawiał radzie starszych Zokaru swoją następczynię, pięcioletnią córkę, księżniczkę koronną, Kaliah. Pech chciał, że Kamal, zajęty podsłuchiwaniem, nie zauważył poduszki na podłodze, potknął się o nią i upuścił naczynia. Dźwięk tłukącej się porcelany sprawił, że wszyscy właśnie na nim skupili uwagę.
Na samo wspomnienie znów zalał go wstyd.
W błękitnych oczach pięcioletniej księżniczki lśniło współczucie. Zbierał kawałki naczyń, gdy jego pracodawca, Hamid, zaczął bić go pasem. Bolało, jak cholera, bo rany po poprzednim biciu jeszcze się nie zagoiły. Wówczas usłyszał żarliwą prośbę słodkiej Kaliah.
– Tatusiu, musisz powstrzymać tego złego człowieka. Nie powinien bić biednego służącego, to nie w porządku.
Khan interweniował i Hamid otrzymał naganę za swoje zachowanie.
Tamto wydarzenie sprawiło, że Kamal nie chciał przyjeżdżać na wyścigi. Gdyby Khan go rozpoznał, jego upokorzenie sięgnęłoby zenitu. Na szczęście Kaliah nie była obecna, bo czuł, że to właśnie ona mogłaby go rozpoznać, chociaż wydawało się to mało prawdopodobne – obecnie mierzył metr osiemdziesiąt osiem, a w wieku dwudziestu dziewięciu lat wydawał się nieco starszy.
Tłum oszalał, gdy konie zajęły miejsca za liną startową, i Kamal poczuł ulgę. Odetchnął. Wściekłość i ból, towarzysze dzieciństwa, sprawiły, że nigdy się nie poddawał, zawsze dostawał to, czego chciał. Z tego powodu spełni ostatni warunek: wróci do Zokaru z narzeczoną i zasiądzie na tronie.
Do diabła, mogłaby to być Kaliah, gdyby nauczyła się odrobiny pokory. Wątpliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej powszechnie znaną reputację szalonego dziecka.
– Książę, jego wysokość król z żoną królową Katarzyną zapraszają do swojej loży.
Kamal odwrócił się. Przed nim stał jeden z wielu doradców Khana.
– Będę obserwował wyścig z tego miejsca.
Potrzebował więcej czasu na mentalne przygotowanie się do hucznego przyjęcia po wyścigu. Kamal nigdy nie nauczył się rozmawiać o niczym i nie zamierzał tego zmieniać.
– Oczywiście, wasza wysokość.
Wysłannik Khana odszedł, a Kamal odwrócił się, gdy usłyszał głośne okrzyki z padoku.
Spóźniony jeździec, na koniu mniejszym niż większość innych, wdarł się na arenę. Kamal nie mógł się powstrzymać od wpatrywania się w jeźdźca, wysokiego jak na dżokeja i delikatnie smukłego, doskonale zgranego ze szlachetnym zwierzęciem pędzącym w stronę linii startu.
Zabrzmiał huk pistoletu i przybysze gwałtownie przyspieszyli. Dżokej pochylił głowę, jednocząc się ze zwierzęciem. Tłum oszalał, bo spóźniony koń dodawał zawodom dramatyzmu, pędząc jak strzała za resztą.
Kamal drżał z podniecenia. Nigdy nie interesował się wyścigami konnymi, ale nawet on podziwiał grację w ruchach konia i czuł radość, gdy koń i jeździec wzięli pierwszy zakręt niemal przytuleni do płotu, by zyskać przewagę. Na pierwszej prostej koń wysunął się na prowadzenie. Wtedy silny podmuch strącił czapkę z głowy jeźdźca. Długie, ciemne włosy unosiły się z wiatrem i opadały na małe, jędrne piersi, skryte pod kurtką.
Kobieta.
Co, do cholery?
Gdy przejeżdżali obok, Kamal przyjrzał się twarzy dziewczyny i wyczuł, że jedynie nieziemskim wysiłkiem utrzymywała się na koniu. Przeniknął go strach. Czy traciła kontrolę nad zwierzęciem, czy po prostu przylgnęła do jego grzbietu, by zmniejszyć opór powietrza?
Szalona czy przerażona?
Kamal przepchnął się przez tłum i wskoczył na najbliższego osiodłanego konia. Chwyciwszy wodze, zignorował krzyki stajennych i ruszył w stronę areny. Tłumy rozstąpiły się, by go przepuścić.
Popatrzył uważnie. Dziewczyna była jeszcze niżej pochylona nad klaczą, ewidentnie wyczerpana, przerażona niebezpiecznie szybkim tempem i utratą kontroli nad zwierzęciem.
Kamal pognał wierzchowcem w jej kierunku. Kierowany adrenaliną i podnieceniem był zdeterminowany, by uratować nieodpowiedzialną niewiastę, zanim skręci kark.
– No dalej, dziewczyno, uda się.
Kaliah Khan głośno próbowała przekonać pędzącą Ashreen. Miała zamiar wygrać i udowodnić, że nie jest totalnym oszołomem. Wtulona w szyję drobnej klaczy, z trudem utrzymywała ją na torze. Potrzebowała tego zwycięstwa, żeby udowodnić rodzinie, Narabii i sobie, że miała wszystko, czego potrzeba, by triumfować w męskim świecie. Przede wszystkim jednak chciała udowodnić temu kretynowi Colinowi, w którym podkochiwała się w czasach Cambridge, że nie miał racji, nazywając ją zimną suką.
Gniew był jak afrodyzjak, strach i niebezpieczeństwo obracał w radość, wzmacniając ją. Miała wrażenie, że wzbili się w powietrze. Może gdyby nie była tak zdeterminowana, by wygrać, kontrolowałaby piękną klacz, ale pędząca Ashreen też czuła zapach zwycięstwa.
Nagle nieznany jeździec na ogromnym białym ogierze pojawił się na torze tuż przed nią.
– Kto to, do diabła…?
Skąd się wziął? I co robił tuż przed nią?
Koń, znacznie większy od jej klaczy, przyspieszył i wjechał na jej pas, dotrzymując kroku Ashreen. Mężczyzna wyglądał jak ogromny czarny cień na białym koniu, groźny, potężny, jak Jeździec Apokalipsy, który przybył, by zabrać ją do piekła…
– Z drogi! – krzyknęła.
Sama była zbyt zmęczona, by manewrować Ashreen, która uniosła nos, wąchając ogiera i przez ułamek sekundy Liah była pewna, że klacz stanie dęba, lecz zamiast tego zwolniła, jakby bała się białego olbrzyma.
– Nie, Ashreen!
Linia mety znajdowała się zaledwie kilkaset metrów dalej. Łatwo mogłaby sprawić, że koń ponownie przyspieszy, ale obcy jeździec tkwił obok niej. Jego twarz była częściowo pokryta brodą, ale w oczach dostrzegła koncentrację i wściekłość. O co, do cholery, mu chodziło? To ona została wypchnięta z wyścigu, który miała zamiar wygrać.
– Puść wodze – krzyknął. – Chwycę cię.
– Oszalałeś?
Była zła, ale rozluźniła dłonie. W tym momencie silne ramię wyrwało ją z siodła jak szmacianą lalkę. Jęknęła zszokowana, gdy jeździec dosłownie rzucił ją twarzą w dół na swoje siodło i twarde umięśnione uda. Czuła jego rozkoszny zapach piżma i czystego mydła. Szata mężczyzny spowiła ich oboje. Liah nawet nie miała szansy krzyknąć, gdy koń posłuszny rozkazom wyraźnie zwolnił. Tkwiła więc na twardych jak skała udach, z jego dłonią podtrzymującą ją, gdy sprowadził konia z toru.
Tłum eksplodował, machając i wiwatując, jak gdyby wszystko zaplanowano dla ich rozrywki.
Liah czuła, że zaraz zemdleje, jej umysł wirował od nadmiaru adrenaliny, wskutek szoku i wściekłości. Każda część jej ciała pulsowała z bólu.
Co się właśnie wydarzyło? Kim był szalony jeździec na białym koniu, który prawie ją zabił i, co gorsza, pozbawił ją zwycięstwa?
Ale najgorsza była urażona duma.
Mężczyzna uniósł ją i usadził sobie na kolanach, więc mogła zobaczyć jego twarz. Ciemne brwi nad przenikliwymi złotymi oczami wyglądały dziwnie znajomo. Czy spotkali się wcześniej? W bursztynowych oczach odnalazła wspomnienie z dawnych czasów, ale nie umiała go nazwać. Pomyślała, że gdyby spotkała go wcześniej, nie zapomniałaby go. Był ogromny, twardy, umięśniony. Głęboka blizna przecinała lewy policzek. Może nie był piękny, nawet przystojny, ale za to nieziemsko męski, zapierający dech w piersiach.
I cholernie seksowny.
– Nic ci nie jest? – zapytał.
Te słowa wyrwały ją z transu. Wróciła do rzeczywistości.
Odepchnęła go.
– Oczywiście, że nic mi nie jest – powiedziała podniesionym głosem. – Idioto! Co sobie myślałeś, chwytając mnie tak? Mogliśmy oboje skręcić kark!
W jego oczach zapłonął gniew, zmieniając bursztyn w wulkaniczne złoto.
– Uratowałem ci życie, ty mały, niewdzięczny głuptasie!
– Jesteś niespełna rozumu? Miałam zamiar wygrać! Wygrałabym!
– Klacz wymknęła się spod kontroli! – tłumaczył. – Byłaś zbyt słaba, żeby sobie poradzić.
Słaba? Słaba?!
W jego głosie usłyszała nutę męskiej pogardy, z którą walczyła przez całe życie. Odgarnęła z twarzy niesforne włosy.
– Rozumiem, że zdecydowałeś się mnie uratować nie dlatego, że potrzebowałam ratunku, ale dlatego, że jestem słabą kobietą, tak?
Spojrzała na niego gniewnym wzrokiem, co nie przyniosło zamierzonego efektu.
– Jesteś kobietą? – spytał kpiąco. – Skąd miałem wiedzieć, skoro jesteś ubrana jak chłopiec… A zachowujesz się jak rozpieszczony bachor.
Odetchnęła głęboko. Nigdy nie uderzyła innego człowieka i nie planowała tego teraz, zwłaszcza że pewnie połamałaby ręce na jego szczęce.
Odwróciła wzrok, ale upokorzenie wróciło z większą mocą, gdy ujrzała ojca zmierzającego w jej stronę. Za nim podążała zaniepokojona matka. Tylko nie to!
Gdy tłum rozstąpił się przed szejkiem, Liah uświadomiła sobie, że ludzie, którymi pewnego dnia będzie rządzić, słyszeli jej beznadziejną rozmowę z tajemniczym jeźdźcem. Jak teraz miała odzyskać ich szacunek?
– Puść mnie – nalegała.
Nie mogła stawić czoła ojcu, siedząc na kolanach tego człowieka! Ten jednak, zamiast ją uwolnić, jeszcze mocniej ją przytrzymał. Walka tylko pogorszyłaby sprawę, więc nadal tkwiła na białym koniu, gdy jej ojciec dotarł do nich.
Napięcie na twarzy szejka oznaczało, że posunęła się za daleko i wpakowała się w poważne kłopoty. Modliła się tylko, by nie ukarał jej publicznie.
Matka dotknęła ramienia ojca i coś mu szepnęła. Tymczasem szejk zwrócił się bezpośrednio do trzymającego ją mężczyzny.
– Książę Kamal, moja żona i ja pragniemy podziękować za uratowanie naszej córki.
Książę? Ten facet był księciem? Poważnie? Wyglądał i zachowywał się jak bandyta!
– On mnie wcale nie uratował… – zaczęła, ale ojciec uciszył ją, podnosząc rękę.
– Dość – powiedział. – Idź i przebierz się na przyjęcie, Kaliah – powiedział lodowatym głosem. – Porozmawiamy później, kiedy już należycie podziękuję księciu.
No tak, szejk tracił cierpliwość.
Liah wewnętrznie wyła z bezsilności. Gdyby ten kretyn jej nie „uratował”, wygrałaby wyścig i sprawy wyglądałyby inaczej. Tymczasem zaliczyła monumentalną wpadkę.
– Poszłabym – wydusiła w końcu. – Gdyby ten tu pozwolił mi zejść z konia.
– Może gdybyś grzecznie poprosiła… rozważałbym to, wasza wysokość.
Dostrzegła w jego spojrzeniu drwiący błysk. Oburzenie niemal ją oślepiło.
Szczur! Najwyraźniej dobrze się bawił, robiąc z niej idiotkę!
– Proszę, wasza potężność książę Kamal – powiedziała jadowicie. – Czy może mi pan pozwolić zejść, zanim pana uderzę?
Rozbawienie w jego złotych oczach sprawiło, że obudziły się w niej nieznane emocje, zwłaszcza w dole brzucha. Jak to możliwe? Przecież nie mogła go znieść!
Bez słowa zeskoczyła z konia z taką samą godnością, na jaką było ją stać, gdy nogi zamieniły się w drżącą papkę.
Wszyscy – łącznie z jej ojcem – patrzyli, jak niegrzeczna księżniczka rozpoczęła swoją drogę wstydu, przez tłum, w kierunku pałacu. Nie odwracała się, ale czuła na sobie gorące spojrzenie Księcia Palanta. Czy to możliwe, że wzrokiem badał jej pośladki. Z każdym kolejnym krokiem droga wstydu zamieniała się w drogę przez mękę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji