9,99 zł
Kaya Salah prowadzi na pustyni badania do doktoratu. Pewnego dnia wszystko sprzysięga się przeciwko niej. Zepsuty samochód, brak zasięgu i nadciagająca burza piaskowa. Przerażona sytuacją nie potrafi ocenić, czy zbliżający się na koniu mężczyzna jest kolejnym zagrożeniem, czy niesie jej ratunek…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 150
Heidi Rice
Książę pustyni
Tłumaczenie: Barbara Bryła
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Claimed for the Desert Prince’s Heir
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Heidi Rice
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6451-8
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Kaya Salah zerknęła na mgłę na horyzoncie i unoszącą się nad nią zdradliwą chmurę pyłu, a potem spojrzała na swój telefon komórkowy. Nie działał.
Mruknęła przekleństwo, którego nauczyła się podczas studiów na Uniwersytecie Cambridge, bo pot zbierał jej się nad górną wargą i spływał jej po plecach pod podkoszulką i obszerną szatą, którą nosiła dla ochrony przed upałem i kurzem na pustyni. Jej babcia przed laty skarciłaby ją za takie słowa – za samą ich znajomość, nie mówiąc o stosowaniu. Kaya schowała smartfon w tylnej kieszeni szortów, której odszukanie pod kilometrami materiału zajęło jej kilka kolejnych frustrujących chwil. Potem przeniosła spojrzenie na silnik czarnego SUV-a i znowu zaklęła, tym razem głośniej. W końcu w promieniu pięćdziesięciu mil nie było nikogo, kto mógł ją usłyszeć, a dzięki temu poczuła się lepiej, nawet jeśli w niczym jej to nie pomagało.
Dlaczego nie pomyślała o tym, żeby zabrać ze sobą telefon satelitarny, zanim wyruszyła z pałacu na tę wyprawę? Albo kogoś do towarzystwa? Kto znał się lepiej niż ona na samochodach. Westchnęła i kopnęła oponę zepsutego jeepa. To było lekkomyślne, przesadnie pewne siebie i zbyt optymistyczne… Trzy jej ulubione wady. Ale nie mogła przewidzieć awarii samochodu na środku pustyni bez zasięgu telefonicznego. Szejk Zane Ali Nawari Khan, mąż jej przyjaciółki Catherine i władca Narabii, a nominalnie jej szef, bardzo się starał, żeby zapewnić dostęp do internetu i sieć komórkową w całym królestwie. Ale znalazła się pewnie za blisko granicy, na niezagospodarowanej pustyni, zamieszkałej jedynie przez koczowniczy lud Kholadi. Jak sobie przypominała, nie mieli nawet bieżącej wody, więc komórek raczej nie potrzebowali.
Przez tkaninę, by nie oparzyć rąk o rozgrzany metal, opuściła maskę jeepa. Opadła z trzaskiem, wzbudzając echo w rozgrzanym powietrzu. Na szczęście dała Cat i jej asystentce szczegółowy plan swojej jednodniowej wyprawy, więc jeśli nie wróci wieczorem, wyślą po nią ekipę na poszukiwania. Ale czekała ją noc spędzona w jeepie, a temperatura spadała, jak tylko słońce chowało się za horyzontem. Gorący, suchy wiatr sypnął jej piaskiem w twarz. Zasłaniając tkaniną nos i usta, by nie wdychać wirującego kurzu, spojrzała uważnie w stronę horyzontu. Chmura, którą dostrzegła wcześniej, rosła złowróżbnie. Poczuła przypływ adrenaliny. Czyżby nadciągała burza piaskowa?
Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła, większość życia spędziła w luksusowym azylu Złotego Pałacu. Ale wiele słyszała o burzach piaskowych. Zniszczenia, jakie powodowały, wzbudzały przerażenie. Babcia szeptała jej opowieści o tym, jak najgorsze z nich pustoszyły królestwo, zamieniając pola uprawne z powrotem w pustynię i pociągając za sobą ofiary w ludziach. Przełknęła ogarniającą ją panikę. Przestań dramatyzować, powiedziała sobie. To była jej kolejna wada. Wszystko widziała w zbyt jaskrawych barwach, podobnie jak jej babcia. Kaya miała zaledwie cztery lata, kiedy zamieszkała z babcią po tym, jak opuściła ją matka, a w końcu sama dołączyła do służby pałacowej. Kiedy stary szejk zmarł, a jego następca Zane zatrudnił stypendystkę z Cambridge Catherine Smith, by napisała książkę o królestwie, Kaya w wieku dziewiętnastu lat została jej asystentką. To całkowicie zmieniło jej życie. Zwłaszcza, kiedy Cat poślubiła Zane’a i została królową Narabii, otwierając oczy Kayi na fascynujący świat istniejący poza murami pałacu. Teraz nie była już tamtą romantyczną nastolatką z wybujałą wyobraźnią, tylko dorosłą kobietą, realizującą swoje marzenia. Miała zostać naukowcem zajmującym się środowiskiem, by ocalić ziemię uprawną Narabii przed pustynią, która groziła, że ją pochłonie. Trochę piasku i noc spędzona w jeepie nie zbiją jej z tropu… aż tak bardzo. W zasadzie noc na pustyni mogła przynieść użyteczne dane do jej badań. A zresztą, kto twierdzi, że to jest burza piaskowa? Nie było doniesień o załamaniu pogody, przed wyjazdem z pałacu sprawdzała przecież prognozy. Mogła być lekkomyślna, ale nie była przecież idiotką, uspokajała samą siebie. Ale wzrok wciąż miała utkwiony w horyzont.
Ciemna, nieprzenikniona chmura rosła, przesłaniając słońce. Zbliżała się bardzo szybko. Hałas ogarnął pustynię. Małe stworzenia, jaszczurka, wąż, jakiś gryzoń, przebiegały i pełzały koło jej butów, pospiesznie zagrzebując się w ziemi. Niebo pociemniało. Strach ścisnął Kayę za gardło, kiedy próbowała gorączkowo myśleć. Czy powinna wsiąść do jeepa? A może wpełznąć pod niego?
Nagle dostrzegła jakąś plamę na horyzoncie, wyłaniającą się z chmury niczym pocisk. Potrwało chwilę, zanim skrystalizowała się w ludzką sylwetkę. To był człowiek galopujący na koniu. Czarna, zwiewna szata unosiła się na wietrze za szarżującą postacią niczym skrzydła ogromnego ptaka, poprzez ryk burzy słyszała stukot końskich kopyt. Jeździec był mężczyzną. Potężnym mężczyzną. Ruchy miał dynamiczne i płynne, zdawał się tworzyć jedność z galopującym wierzchowcem. Twarz zasłaniała mu chusta.
Kaya wpadła w panikę, widząc, że zmienił kurs i pędzi prosto w jej stronę. Dostrzegła wiszący mu na szerokim torsie karabin. To był bandyta. Kto inny znalazłby się tutaj, z dala od cywilizacji? Uciekaj, Kayu, niemy krzyk rozległ się w jej głowie. Szalejący wiatr unosił otaczający ją piasek. Próbowała zachować spokój, w końcu był to tylko człowiek, ale dziwne ciepło osadziło jej się w brzuchu. Rozległ się okrzyk, stłumiony jego chustą, w dialekcie, jakiego nie rozpoznała. Był już prawie przy niej. Na litość boską, Kayu, nie stój jak idiotka i rusz się, krzyczała w duchu. Obiegła samochód, otworzyła drzwi pasażera i zanurkowała w dusznym wnętrzu. Wiatr bił wściekle o szyby. Chwyciła leżący na siedzeniu pistolet.
Zane nalegał, żeby nauczyła się strzelać, zanim pozwolił jej jechać samotnie na pustynię. Ale kiedy zacisnęła palce na metalu, serce zabiło jej mocniej. Wcześniej nigdy nie mierzyła do żywej istoty. Szarżujący koń zatrzymał się zaledwie kilka cali od zderzaka jeepa. Szybko wysiadła, piasek chłostał ją po twarzy. Uniosła pistolet w obu dłoniach i położyła drżący palce na spuście.
– Stój albo strzelę – krzyknęła po angielsku, bo po pięciu latach spędzonych w Cambridge to był jej pierwszy język.
Zmrużone oczy o barwie czekolady zabłysły wściekłością. Ciepło w jej brzuchu stało się palące i ciężkie. Bandyta bez słowa przerzucił nogę nad końską szyją i zeskoczył na ziemię. Kaya cofnęła się gwałtownie i pistolet wypalił. Strzał ledwo był słyszalny w burzy, ale siła odrzutu przewróciła ją na plecy, a mężczyzna zatoczył się. Czyżby go trafiła? Zanim zdołała zarejestrować tę myśl, ogier stanął dęba, bijąc kopytami powietrze nad jej głową. Bandyta chwycił za wodze, zanim zwierzę zdołało ją stratować, i Kaya poczuła falę ulgi. Ale po kilku sekundach mężczyzna pochylił się nad nią i ulga z powodu tego, że go nie zabiła, przerodziła się znowu w panikę.
– Precz ode mnie! – krzyknęła.
Gdzie jest jej pistolet? Szukała go gorączkowo, ale wirujący piasek niemal ją oślepił. Widziała tylko jego groźną sylwetkę, pochylającą się nad nią. Podniósł ją z ziemi i przerzucił przez ramię tak szybko i z taką siłą, że ledwo mogła zrozumieć, co się dzieje, i znalazła się nagle okrakiem na mokrym od potu grzbiecie ogromnego konia. Próbowała zsiąść, ale zanim zdołała przełożyć kolano nad łękiem, on usiadł za nią w siodle. Przycisnął ją żelaznym ramieniem do swego torsu i powietrze ulotniło jej się z płuc. Ruszyli dzikim galopem, zostawiając za sobą jeepa, w połowie już zasypanego piaskiem. Musiała się poddać jego woli, był od niej o wiele większy i silniejszy. Pochylił się nad nią, okrywając ją szatą przed kłującym w oczy piaskiem. Próbowała krzyczeć, otrząsnąć się z letargu spowodowanego przerażeniem, płynące z trzewi ciepło przenikało całe jej ciało. On cię porywa, musisz walczyć – słowa krzyczały w jej głowie. Ale oddech sprawiał ból, całe ciało miała skrępowane, przytłoczone jego ciałem i szalejącą wokoło burzę piasku, kurzu i ciemności. Zdawało się, że jechali tak bez końca, aż wreszcie strach i panika przestały miażdżyć jej żebra i wyczerpane ciało osłabło. Czuła miarowe ruchy konia, niezłomna siła mężczyzny osłaniała ją przed żywiołami. Czy to był efekt syndromu sztokholmskiego? – zastanawiała się niejasno. Ze zmęczenia nie czuła już przerażenia, poddała się nieprzeniknionej ciemności, zdecydowanym ruchom porywacza i ogarniającemu ją gorącu. Zamknęła oczy i zaczęła cofać się w czasie, aż stała się znowu małą dziewczynką. Ale teraz nie była już samotna i bezbronna. Silne ramiona osłaniały ją przed burzą.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej