10,99 zł
Na ślubie przyjaciółki Carmel O’Riordan spotyka Rossa De Courtneya, z którym ma trzyletniego syna. Ross zniknął z jej życia, gdy tylko powiedziała mu o ciąży. Nie uwierzył w swoje ojcostwo, teraz jednak widzi małego Maca podobnego do siebie jak dwie krople wody. Carmel wciąż kocha Rossa i widzi szansę na to, by zostali rodziną. Postanawia pojechać z synem do Nowego Jorku, do domu Rossa…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 144
Heidi Rice
Oczami miłości
Tłumaczenie:
Małgorzata Dobrogojska
Tytuł oryginału: The CEO’s Impossible Heir
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Heidi Rice
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9183-5
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Ross De Courtney posadził helikopter na klifie zachodniego wybrzeża Irlandii i szybkim krokiem ruszył w stronę starej kaplicy. Leżała ona na terenie imponującej posiadłości jego przyszłego szwagra, w tej chwili udekorowanej lampkami i pachnącym kwieciem oraz wypełnionej nieznanymi mu ludźmi.
Wzrok obecnych śledził go w drodze do ołtarza, gdzie szczęśliwa para właśnie powtarzała słowa przysięgi małżeńskiej. Panu młodemu, ubranemu w niebieskoszary garnitur, towarzyszyła słodka i ufna siostra Rossa, Katie, tonąca w powodzi białych koronek i jedwabiu.
Choć jego kroki odbijały się echem na kamiennej posadzce, ogłuszony łomotem własnego serca i zaślepiony gniewem prawie ich nie słyszał.
Katie bardzo grzecznie poprosiła go poprzedniego dnia, żeby nie uczestniczył w ceremonii. Odezwała się do niego po raz pierwszy od miesięcy, a jej narzeczonego, irlandzkiego miliardera Conalla O’Riordana spotkał wcześniej tylko raz, kilka miesięcy temu, w londyńskiej operze. Uważał go za bezwzględnego, apodyktycznego oprycha, który podobnie jak pierwszy mąż Katie, za którego wyszła, mając lat zaledwie dziewiętnaście, wcale na nią nie zasługiwał.
Wtedy postąpił niewłaściwie. Wyraził swój sprzeciw wobec decyzji siostry i wycofał się, oczekując, że ją zmieni. Co, oczywiście, nie nastąpiło, bo Katie była urodzoną romantyczką. Poślubiła więc Toma, który wkrótce zginął w wypadku, a Ross i Katie nie rozmawiali ze sobą przez pięć lat, aż do przypadkowego grudniowego spotkania w operze.
Teraz nie zamierzał popełnić drugi raz tego samego błędu i patrzeć bezczynnie, jak siostra wiąże się z mężczyzną, który mógł ją skrzywdzić.
Pewnie nie miał prawa wtrącać się w jej życie. Miała teraz dwadzieścia cztery lata, nie dziewiętnaście. A prawdę powiedziawszy, nigdy nie był wobec niej zbyt braterski. Może dlatego, że dowiedział się o istnieniu przyrodniej siostry, dopiero kiedy miała już lat czternaście, a jej matka, jedna z wielu porzuconych kochanek jego ojca, zmarła. Zrobił wtedy to, co uznał za słuszne, czyli opłacił jej drogą szkołę, a potem studia i uznał publicznie jej przynależność do rodziny De Courtney, czego ich podły ojciec odmawiał do końca życia.
Ale choć nigdy nie byli blisko, nie mógł pozwolić na jej ślub z O’Riordanem bez wyrażenia swojej opinii.
W miarę jak zbliżał się do ołtarza, zwracało się ku niemu coraz więcej głów. Słowa przysięgi ledwo go dochodziły, zagłuszane łomotem krwi w uszach. Osobiście wolałby nie interweniować akurat w dniu ceremonii, ale Katie nie zostawiła mu wyboru. Nie odpowiadała na jego wiadomości i mejle, za pomocą których próbował odnowić kontakt po spotkaniu w operze pięć miesięcy wcześniej.
Uważał, że Conall zaczarował jego siostrę pieniędzmi i wyglądem albo, co gorsza, był typem podobnym do ich ojca, bezlitośnie kontrolującym swoje kobiety.
Ceremonia osiągnęła apogeum, kiedy zauważył młodą kobietę stojącą obok drużby, trzymającą za rękę małego chłopca w eleganckiej miniaturze „dorosłego” garnituru. Miała złotorude włosy upięte na czubku głowy, przetykane polnymi kwiatami. Przypomniał ją sobie natychmiast: spotkali się cztery lata wcześniej na letnim balu Westmoreland. Tańczył z nią wtedy i zupełnie go oczarowała.
Nie widział jej twarzy, tylko plecy, nagie ramiona, wdzięczną linię karku, kuszący zarys jednej piersi, smukłą talię i długie nogi. Barwa wijących się pukli podkreślała alabastrową przejrzystość skóry.
Znajomy żar na moment odebrał mu zdrowy rozsądek.
Nigdy nie poznał imienia dziewczyny, która oczarowała go tamtej nocy. Urzekł go jej cięty humor, melodyjny irlandzki akcent, eteryczne piękno, złotorude włosy, przejrzysta skóra i niezwykłe oczy o barwie szafirów.
Przywołał wspomnienie tego, co się wydarzyło później tej samej nocy, w otaczającym rezydencję sadzie. Kochali się w ciepłym blasku małych lampek, w powietrzu przesyconym aromatem jaśminu i dojrzałych jabłek, tak blisko, a zarazem daleko od reszty gości. Niestety to, co wydawało się szczytem romantyzmu, wcale takie nie było. Dziewczyna znikła, by objawić się po trzech tygodniach, w czasie których szukał jej jak szalony. Zadzwoniła z ukrytego numeru i poinformowała go, że jest w ciąży. Najwyraźniej chciała wyciągnąć od niego pieniądze.
I tak skończył się sen o Kopciuszku. Nie całkiem jednak, bo wciąż o niej myślał. I wciąż reagował gwałtownym przypływem pożądania na widok podobnych do niej kobiet.
– Jeżeli ktokolwiek zna powód, dla którego tych dwoje nie powinno zostać połączonych świętym węzłem małżeńskim, niech zdradzi go teraz. – Głos księdza przywrócił Rossa do rzeczywistości.
Odwrócił wzrok od ponętnego karku rudowłosej druhny i przez chwilę zbierał się w sobie. Nie podobało mu się to, co miał zrobić, ale Katie nie pozostawiła mu wyboru.
– Ja znam taki powód – powiedział głośno i patrzył, jak siostra i Irlandczyk obracają się gwałtownie.
W tłumie rozległy się szepty, a oczy Katie rozszerzyło zdumienie.
– Ross? Co tu robisz?
Pan młody zmarszczył brwi. Ross pamiętał tę minę ze spotkania w operze i był zdecydowany nie pozwolić na to małżeństwo, dopóki nie zyska pewności, że siostra nie zostanie skrzywdzona.
– Co tu robię? Powstrzymuję ten ślub do chwili, kiedy będę pewny, że naprawdę tego chcesz, Katie – odparł zadowolony, że odzyskał jasność myślenia.
Wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Katie i jej narzeczony odwrócili się do ołtarza, całkowicie ignorując jego obecność.
– Carmel, tak mi przykro – szepnęła jego siostra do druhny.
– Mel, zabierz stąd chłopca – zażądał Irlandczyk, głosem wykluczającym wszelki sprzeciw.
Ross uświadomił sobie, że słowa były skierowane do młodej kobiety, którą zauważył wcześniej.
Odwrócił się, teraz już pewny, że ją rozpoznaje. Blask szafirowych oczu przyćmiło zaskoczenie, a rude włosy podkreślały wypełzający na bladą twarz rumieniec.
Żar powrócił, a obawy i troski drążące go, odkąd podjął decyzję o locie przez Atlantyk i własnoręcznym pilotowaniu helikoptera do tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca, stały się wyraźniejsze, wręcz bolesne.
– Mamo, kto to?
Ross spojrzał na stojącego obok kobiety chłopca. Dziecięcy głos zabarwiony charakterystycznym akcentem, przedarł się przez gwar zebranych wokół dorosłych. Ross miał wrażenie, że błądzi we mgle. Patrzył na niezwykłe, niebiesko-zielone oczy chłopca, teraz okrągłe ze zdumienia, delikatne rysy, jasne kręcone włosy i widział siebie, czteroletniego, na jedynym zdjęciu z dzieciństwa, z matką, zrobionym, zanim włosy mu pociemniały, a matka zmarła. Zdjęciu, które ojciec z mściwą radością spalił w jego obecności, zanim wysłał go do szkoły z internatem.
„Przestań chlipać, chłopcze – powiedział mu wtedy. – Twoja matka była słaba. Chyba nie chcesz być taki jak ona?”
Nie. Nie. Nie. To nie mogła być prawda. To był sen. A właściwie senny koszmar.
Pomasował sobie skronie, wędrując spojrzeniem od matki do dziecka i z powrotem. Ten chłopiec nie mógł być jego. Zabezpieczył się przecież i nigdy w to nie uwierzy.
Kobieta objęła dziecko i przesunęła za siebie, ukrywając przed wzrokiem Rossa.
– Wszystko w porządku, Mac – powiedziała głosem zabarwionym nutą gniewu, ale wcale nie mniej uwodzicielskim. – To nikt ważny.
Zrobił kok w jej stronę, chcąc koniecznie jakoś zareagować. Kogo próbowała oszukać?
Nie miał pojęcia, jak się zachować. Wciąż był pod wpływem szoku, a jego słynne niewzruszone opanowanie opuściło go całkowicie.
Ciężka dłoń na ramieniu pociągnęła go do tyłu.
– Zostaw moją siostrę w spokoju, ty łajdaku.
Rozpoznał głos Irlandczyka i zaraz potem Katie błagającej, by się obaj uspokoili, ale potrafił tylko stać i patrzeć, jak jego Kopciuszek bierze chłopca na ręce i rusza w stronę zakrystii.
Znów wróciło do niego wspomnienie chwil namiętności w sadzie i widoku smukłej sylwetki znikającej w mroku.
Chłopiec spojrzał na niego przelotnie i wtulił głowę w kark matki.
– Proszę wyjść. – Drużba stanowczym gestem ujął go za ramię. – Nie był pan zaproszony i nikt pana tu nie chce.
– Trzymaj ręce z daleka ode mnie – odburknął, uwalniając ramię.
Odwrócił się i chciał pójść za kobietą i chłopcem, ale czuł się sztywny, a serce łomotało mu szaleńczo.
– Wróć tu jeszcze, a… – Tym razem to O’Riordan chwycił go za ramię.
Ross szarpnął się i wymierzył mu cios, ale miał kłopot z koncentracją i koordynacją, więc nie trafił, a odpowiedź nadeszła tak szybko, że nie zdołał się uchylić. W głowie eksplodował ból, w ustach rozlał się metaliczny posmak.
– Świetny prawy prosty – wymamrotał, trzymając się za obolałą szczękę.
Krzyki gości i zalana łzami twarz Katie to było ostatnie, co zarejestrował, zanim osunął się w niebyt. Zanim jednak to się stało, przebiegła mu przez głową ostatnia spójna myśl.
Jak mogła urodzić moje dziecko, skoro nie mogę być ojcem?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji