9,99 zł
Jared Caine zapewniał ochronę dziewiętnastoletniej Katherine Whittaker w czasie rozprawy sądowej. Katherine zakochała się w Jaredzie, lecz on traktował jak dziecko. Urażona, postanowiła o nim zapomnieć. Od kilku lat pracuje jako malarka, jeżdżąc po Europie. Na wybrzeżu Amalfi zostaje napadnięta i okradziona. Na odludziu, bez telefonu i pieniędzy, nie może liczyć na żadną pomoc. Niespodziewanie na drodze pojawia się sportowy samochód, z którego wysiada Jared…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 147
Tłumaczenie:Alina Patkowska
Katie Whittaker przycisnęła ucho do drzwi salonu, nasłuchując głosu Jareda Caine’a, który rozmawiał przez komórkę. Serce biło jej mocno, gardło miała zaciśnięte. To twoja chwila, pomyślała. Nie zawal tego.
– Rozprawa Lloyda Whittakera odbędzie się jutro. Danners i Ramirez pojadą z nią do sądu, żeby złożyła zeznania. Trzyma się dobrze. Niezbyt chętnie słucha poleceń, ale jest całkiem odważna jak na dziecko, na którego oczach ojciec pobił jej starszą siostrę.
Dziecko? Gorący rumieniec oblał jej policzki, serce ścisnęło się w piersi. Miała dziewiętnaście lat i nie była już dzieckiem. Z pewnością nie po tym, co się zdarzyło dwa tygodnie temu. Wzdrygnęła się, gdy sobie przypomniała głos Megan wołający o pomoc zza zamkniętych drzwi.
Nie myśl o tym teraz, upomniała się. Megan była bezpieczna we Włoszech z Dariem De Rossim, miliarderem, który ocalił ją tego wieczoru, gdy Lloyd Whittaker stracił kontrolę nad sobą. Wkrótce miała wyjść za niego za mąż. Megan zasługiwała na szczęście. Zasłużyła sobie na gorący seks na prywatnej wyspie we Włoszech z przystojnym i bogatym narzeczonym, bo to ona przeciwstawiła się ojcu i na nią spadł jego gniew, tymczasem Katie jak zwykle przemknęła pod radarem. Zamiast wyważyć drzwi i osobiście ocalić Megan, uciekła i wezwała na pomoc Daria De Rossiego. Czy właśnie dlatego Jared Caine, ekspert do spraw bezpieczeństwa, którego Dario poprosił o opiekę nad nią, uważał ją za dziecko? Czy wiedział, że wtedy zachowała się jak tchórz?
Już od pierwszego spotkania, kiedy Dario przedstawił ją Jaredowi, a ten mocno uścisnął jej dłoń i od tego uścisku całe jej ciało przeszył dreszcz, Katie chciała mu się spodobać. Jednak wszystko, co robiła, żeby przyciągnąć jego uwagę, trafiało w nią rykoszetem. Gdy pilnie wypełniała wszystkie jego nakazy, po prostu przestał ją odwiedzać, pozostawiając pod opieką swoich ludzi. A gdy zaczęła stawać okoniem i kwestionować jego polecenia, żeby wreszcie przestał ją traktować jak dziecko, cierpliwie wysłuchiwał wszystkich jej skarg, a potem i tak dyktował, co ma robić.
Ale dzisiaj to wszystko miało się zmienić. Zamierzała udowodnić Jaredowi, że nie jest tylko przestraszonym dzieckiem, które zostawiło w potrzebie własną siostrę. Chciała mu pokazać, że jeśli się postara, potrafi być równie silna, mądra i dzielna jak Megan.
– Wiesz, kim jesteś, Katie? Jesteś taka sama jak twoja matka – powtarzał jej często Lloyd Whittaker. Teraz znów usłyszała w głowie te trujące i destrukcyjne słowa. To nieprawda, pomyślała. Zupełnie nie była podobna do Alexis Whittaker. Megan zawsze jej to powtarzała, gdy Lloyd Whittaker oskarżał, że jest lekkomyślna, głupia i płytka. Poza tym przed dwoma tygodniami dowiedziały się, że Lloyd Whittaker nie jest ich biologicznym ojcem. Udawał ojca przez wiele lat, żeby kraść pieniądze z funduszu powierniczego. Więc co on mógł wiedzieć?
Zacisnęła dłoń na klamce i zmusiła się, żeby otworzyć drzwi. Jared Caine stał przy oknie. Wydawało jej się, że w blasku latarni na zewnątrz dostrzega napięcie w jego sylwetce. Gdy weszła, podniósł wzrok znad komórki.
– Katherine? Czy jest jakiś problem? – zapytał i wsunął telefon do tylnej kieszeni spodni.
Jego intensywne spojrzenie dodało jej odwagi. Lubiła, gdy tak na nią patrzył – jakby poza nią nie widział niczego innego. Jeszcze nikt nie skupiał tak na niej uwagi, nawet Megan.
Przeszła przez pokój, bezgłośnie stawiając bose stopy na dywanie.
– Może – wykrztusiła.
– O co chodzi? – Usłyszała w jego głosie troskę i serce zabiło jej mocniej. Więc jednak nie była mu obojętna, choć przez cały czas krył się za murem dystansu, maską profesjonalizmu.
Stanęła tuż przy nim i zatrzymała wzrok na intrygującej bliźnie, która dzieliła na dwoje jego górną wargę. Włosy miał króciutko przycięte, jak rekrut, i wyglądał tak, jakby potrafił w pojedynkę zdobyć talibską fortecę. Te zmysłowe usta nigdy się nie uśmiechały, potężne mięśnie ramion niemal rozsadzały białą koszulę. Katie miała ponad metr siedemdziesiąt wzrostu i zawsze uważała, że jest za wysoka, ale Jared Caine musiał pochylić głowę, żeby spojrzeć jej w oczy.
– Dlaczego nie nazywasz mnie Katie? – zapytała, tonąc w jego błękitnym spojrzeniu.
Obrzucił ją wzrokiem i w jego policzku zadrżał mięsień. Katie poczuła, że czubki jej piersi sztywnieją i ocierają się o bawełnianą koszulkę, której używała do spania. Prędko skrzyżowała ramiona na piersiach. Dlaczego nie założyła biustonosza?
– Wracaj do łóżka, Katherine – westchnął ciężko.
– Nie chcę spać. Chcę tu zostać z tobą – powiedziała, wpatrując się w jego usta. Wyobraziła sobie, że mógłby ją pocałować, i zakręciło jej się w głowie.
– To nie jest dobry pomysł – odrzekł ochryple.
– Dlaczego?
– Chyba wiesz, dlaczego.
Nie potrzebowała większej zachęty. A więc jednak nie traktował jej jak dziecka. Endorfiny zaczęły krążyć w jej żyłach, wymazując wszystkie myśli oprócz jednej: po prostu zrób to. Pocałuj go.
Wspięła się na palce i zarzuciła mu ramiona na szyję. Jej piersi rozpłaszczyły się o napięte mięśnie jego klatki piersiowej. Zaklął cicho i poczuła na twarzy jego przesycony miętą oddech. Przycisnęła usta do jego ust, dotknęła językiem blizny, wsunęła palce w miękkie, krótkie włoski na karku. Rozchylił usta i wsunęła w nie język, smakując go jak wygłodniały żebrak, który dorwał się do jedzenia.
Całe jego ciało drgnęło i wielkie dłonie zacisnęły się na jej talii. Poczuła szaleńczą radość, gdy jego język dotknął jej języka władczo i dominująco. Ale zanim zdążyła uświadomić sobie własną euforię, cofnął się i oderwał usta od jej twarzy.
– Do cholery, Katherine, przestań. – Zamknął jej nadgarstki w żelaznym uścisku i odsunął się od niej. Jego błękitne oczy przypominały w tej chwili grudki lodu. – Co to ma być za gra?
– Przepraszam. Myślałam, że…
– Że co? że chcę, żebyś mnie pocałowała? – Te słowa były jak cięcia sztyletem. – Nie chcę.
Przygarbiła ramiona i złożyła ręce na brzuchu, próbując ukryć ból spowodowany jego odrzuceniem. Dlaczego wszyscy zawsze ją odrzucali? Dlaczego nie była warta miłości? Miała ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć stąd, sprawić, żeby nikt już nigdy nie mógł jej zobaczyć.
– Dlaczego nie? – wybuchła.
Z napięciem wsunął palce we włosy.
– Bo jesteś jeszcze dzieckiem – powiedział już łagodniej – a ja nie całuję dzieci.
Z trudem podniosła głowę, upokorzona ponad wszelką miarę. Jared Caine wydawał się rozzłoszczony i wstrząśnięty. Z ust Katie wyrwał się zduszony, histeryczny śmiech, który miał zamaskować cierpienie. Chciała go zmusić do jakiejś reakcji i udało jej się. Niestety, to nie była reakcja, na jaką miała nadzieję.
– Uważasz, że to zabawne? – parsknął.
Nie, nie uważała tak. W gruncie rzeczy była to jedna z najgorszych chwil w jej życiu, ale nie miała zamiaru tego po sobie pokazać.
– Tak, uważam, że to bardzo zabawne. – Zmusiła się, by unieść głowę jeszcze wyżej, tak jak zawsze robiła to przy Lloydzie Whittakerze, żeby zamaskować ból spowodowany odrzuceniem.
Twarz Caine’a stwardniała.
– Ty rozpuszczona gówniaro, jeśli jeszcze raz spróbujesz takiego numeru, to przełożę cię przez kolano i osobiście sprawię lanie. I nic mnie nie będzie obchodziło, czyją siostrą jesteś.
– Nie martw się, nie zrobię tego – odparowała. – Zresztą nawet nie całujesz dobrze.
To oczywiście nie była prawda. Przez tę króciutką chwilę, gdy zareagował na jej pocałunek, czuła się jak w niebie.
Odwróciła się na pięcie, wybiegła z pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Dopadła do łóżka i schowała głowę pod poduszkę, by stłumić szloch. Rozpacz uderzyła w nią z całą siłą, niosąc ze sobą bolesne, okrutne wspomnienia – krzyk ojca, słowa, które wykrzykiwał do Megan, bijąc ją pasem: „Jesteś zupełnie taka sama jak ona. Obie jesteście takie same. Żadnej lojalności, żadnego szacunku. Dwie małe kurewki”.
Zwinęła się w kłębek, próbując odpędzić od siebie te obrazy, które prześladowały ją od dwóch tygodni, ale one przewijały się w jej głowie jak film grozy. Ciało Megan skurczone na podłodze, głowa osłonięta ramionami, szerokie czerwone pasy na jej łopatkach, obelgi ojca i trzask skórzanego pasa uderzającego o kości.
Ciałem Katie wstrząsał gwałtowny szloch, ale między udami wciąż czuła wilgoć, a jej policzki podrapane zarostem Caine’a płonęły. Dotarła do niej okropna prawda: Lloyd Whittaker mylił się co do Megan i karał ją wyłącznie za coś, co zrobiła ich matka, ale gdy chodziło o nią samą, od początku do końca miał rację. A teraz Jared Caine również o tym wiedział.
Pięć lat później, wybrzeże Amalfi, Włochy
– Proszę, nie gaśnij. Proszę, nie gaśnij – modliła się Katie żarliwie, ale bóg telefonicznych baterii nie zechciał jej wysłuchać i ekran pokrył się czernią.
Jęknęła z rozczarowaniem i zatrzymała się na wąskiej polnej drodze. Słońce nieubłaganie zniżało się do horyzontu, cienie przycupniętych na zboczu drzewek cytrynowych i pomarańczowych stawały się coraz dłuższe. Rankiem, gdy jechała tą opuszczoną drogą na kupionej z drugiej ręki vespie, ten widok zupełnie ją urzekł, teraz jednak wzbudzał tylko niepokój. Za godzinę albo dwie będzie zupełnie ciemno, a ona znajdowała się o wiele mil od najbliższej miejscowości, bez żadnego środka transportu, bez pieniędzy i bez bagażu. Spojrzała na swoje nagie stopy, obolałe i zakurzone. Nie miała nawet butów.
Powstrzymała chęć, by wyrzucić przeklęty telefon na skały, i wepchnęła go do kieszeni szortów. Trzy miesiące temu przyleciała z Nowego Jorku na lotnisko Charles’a de Gaulle’a, mając przy sobie tylko plecak, paszport i piękną mahoniową skrzynkę z przyborami do malowania, prezent od Megan. Chciała podróżować z jak najmniejszym bagażem, po drodze zarabiać na utrzymanie i spędzić trochę czasu w samotności, żeby dowieść sobie i innym, że nie jest tylko kolejną celebrytką, gwiazdką kolorowych pism.
Pierwszą noc w Paryżu spędziła w malutkim hostelu w pobliżu Bastylii, oszołomiona i przerażona, ale w ciągu kolejnych miesięcy odnalazła w Europie coś, czego nigdy nie udało jej się znaleźć w Stanach. Anonimowość i ciężka praca pozwoliły jej końcu dorosnąć. Znalazła nowych przyjaciół, obsługiwała stoliki w bistro w Marais, pracowała jako pokojówka w weneckim hoteliku przy placu Świętego Marka, przejechała autostopem trzydzieści mil Camino Real w Hiszpanii, ale dopiero w ostatnim miesiącu zaczęła rzeczywiście doceniać własne towarzystwo. Udało jej się nawet zarobić całkiem przyzwoite pieniądze: malowała akwarelami pejzaże i raz w tygodniu wysyłała je do florenckiej galerii.
Poprawiła pod pachą pudło z farbami, które już od dłuższego czasu ciążyło jej, jakby ważyło kilka ton. W każdym razie tego jej nie ukradli. Przekonała się jednak, że jeszcze wiele musi się nauczyć o tym, jak nie stać się łatwym łupem dla złodziei. Gdyby nie była tak zaabsorbowana malowaniem i wcześniej zwróciła uwagę na Pinky’ego i Perky’ego, którzy pojawili się, nie wiadomo skąd, to może nie udałoby im się odpalić jej skutera, wyrwać z rąk plecaka i zniknąć w chmurze kurzu w ciągu mniej więcej dwudziestu pięciu sekund.
Jak to jest, że zawsze wszystkiego muszę się uczyć na własnej skórze, zastanawiała się, brnąc z trudem po kamienistej drodze. Stopy miała poobijane i całe w pęcherzach, w głowie jej dudniło w miejscu, gdzie oberwała własnym plecakiem. Dotknęła czoła czubkami palców i wyczuła rosnący guz. Jeśli kiedyś dorwie w ręce Pinky’ego i Perky’ego, wbije każdemu w serce dobrze zaostrzony ołówek, a potem upiecze ich obu na grillu jak kawałek bekonu.
Naraz w te kulinarne wizje wdarł się szum silnika i na horyzoncie pojawił się niski sportowy samochód. Minął ruiny starej farmy, zbliżając się do niej po wyboistej drodze. Westchnęła z ulgą. Może ten ktoś zechce ją podwieźć do Sorrento. Ale gdy kabriolet podjechał bliżej, Katie zauważyła, że jest nowiutki i drogi i jej optymizm nieco przygasł. Skąd się wziął taki samochód na polnej drodze? Zasłoniła włosami siniec na czole i mocniej pochwyciła skrzynkę, postanawiając użyć jej jako broni, gdyby się miało okazać, że jej wybawca należy do tego samego typu ludzi co Pinky i Perky.
Samochód zatrzymał się o kilka metrów przed nią i wysiadł z niego mężczyzna. W świetle zachodzącego słońca widziała tylko jego sylwetkę, ale serce natychmiast zaczęło jej bić jak oszalałe. Jego ruchy, swobodne, lecz celowe, wydawały się znajome. Jared Caine? Skąd, do diabła…
Mężczyzna zatrzymał się tuż przed nią i Katie poczuła dreszcz w całym ciele. To niemożliwe, żeby to był Caine, pomyślała. Na pewno mam halucynacje albo doznałam wstrząsu mózgu. Albo jedno i drugie.
– Witaj, Katherine – usłyszała niski, rzeczowy głos.
– Co ty tu robisz? – wykrztusiła, wciąż pełna nadziei, że po prostu dostała udaru słonecznego i to wszystko tylko jej się wydaje.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbiły się od jego ciemnych włosów, znacznie dłuższych niż pięć lat temu, i po raz pierwszy oświetliły złocistym blaskiem jego twarz. Poczuła się tak, jakby trafił ją grom.
– Ratuję cię – powiedział z ledwo zauważalnym śladem ironii. – Wsiadaj do tego samochodu, zanim upadniesz na twarz.
Widział w jej szmaragdowych oczach zdumienie i przerażenie. Obrzucił wzrokiem jej szczupłą sylwetkę, szukając śladów obrażeń. Była brudna i zmęczona, ale wydawało się, że nic więcej jej nie dolega.
Kilka godzin temu wysłała siostrze niejasną wiadomość, że ma jakieś kłopoty. Odetchnął głęboko. Znalazł ją całą i zdrową, teraz jeszcze tylko musiał ją wsadzić w samolot do Nowego Jorku i znowu będzie mógł o niej zapomnieć. Napięcie, które gromadziło się w nim przez ostatnie godziny, gdy razem ze swoimi ludźmi przeczesywał obszar pięciu mil kwadratowych wskazany przez informatyków na podstawie triangulacji sygnału telefonicznego, zaczęło ustępować. W każdym razie znalazł ją przed zmrokiem.
– Nie potrzebuję ratunku – odrzekła wrogo.
– Chyba żartujesz? – Popatrzył na jej dżinsowe szorty opinające pośladki, zakurzoną koszulkę na ramiączkach, pod którą rysowały się subtelne kształty piersi, brudne stopy. Gdzie się podziały jej buty? Jedną ręką wciąż ściskała drewniane pudło, które wyglądało na ciężkie, drugą wojowniczo oparła na biodrze. Emanowała oburzeniem. Przepocone włosy przykleiły jej się do czoła. Niestety nie mogły zasłonić wysoko zarysowanych kości policzkowych, pełnych ust ani spieczonego na czerwono nosa, a także zielonych oczu, pod którymi rysowały się w tej chwili ciemne kręgi.
– Nie, nie żartuję. Niczego mi nie trzeba. – Skrzyżowała ramiona na drewnianym pudle i wojowniczo wysunęła podbródek. – Nie mam pojęcia, jak mnie tu znalazłeś, ale możesz mnie znowu zgubić.
– Nic z tego – odrzekł z irytacją. – Nie zostawię cię tutaj. Dario prosił, żebym natychmiast wsadził cię w samolot do Nowego Jorku.
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Nie wracam do Nowego Jorku!
Zdziwił go jej upór, tym bardziej że ledwie trzymała się na nogach. Ale w następnej chwili pudło wysunęło jej się spod pachy. Próbowała je przytrzymać, potknęła się i wykrzyknęła z bólu, gdy stopa natrafiła na ostry kamień.
– Koniec dyskusji – stwierdził Jared i wziął ją na ręce razem z pudłem. Zesztywniała z oburzenia.
– Postaw mnie! – Jej twarz, i tak już czerwona od słońca, pokryła się mocnym rumieńcem.
– Nie. – Ignorując zapach cytrusów, morskiej soli i kobiecego potu, pomaszerował w stronę samochodu.
– Co to znaczy: nie? Ja… Och!
Bezceremonialnie wrzucił ją na fotel pasażera i zatrzasnął drzwiczki, a potem usiadł po stronie kierowcy i przekręcił kluczyk.
– Tu nie ma miejsca na negocjacje – stwierdził, zawracając na wąskiej drodze. Skrzywił się, gdy podwozie uderzyło o kolejny kamień.
– Widzę, że wciąż lubisz rozkazywać kobietom – powiedziała, ale w tej obeldze brakowało przekonania.
Nałożył okulary słoneczne i postanowił ją ignorować. Pięć lat temu przez cały czas się z nim sprzeczała. Wiedział, że jest wyszczekana i lepiej nie wdawać się z nią w słowne potyczki. Katherine Whittaker zawsze była trudna do okiełznania, ale jeśli wierzyć kolorowej prasie, w ostatnich latach, po procesie swojego ojca, zaczęła się zachowywać jeszcze gorzej. Od kilku miesięcy nie było nic o niej słychać, Dario jednak twierdził, że to tylko dlatego, że wyjechała ze Stanów i samotnie włóczy się po Europie, przez co jej siostra musi się o nią bać. Można było zatem powiedzieć, że przez ostatnie miesiące Katherine Whittaker sprawiała kłopoty incognito.
Wyjechał na drogę ciągnącą się wzdłuż wybrzeża i przycisnął pedał gazu. Czuł na sobie jej rozzłoszczone spojrzenie, ale wolał się nie odzywać. Ta kobieta miała wszystko – piękny dom, kochającą rodzinę, wszelkie szanse, by czegoś w życiu dokonać, tymczasem ona to lekceważyła i zachowywała się jak dziecko w sklepie z cukierkami. Zapewne przez cały czas żyła z pieniędzy Daria.
– Nie wiem, dokąd mnie wieziesz, ale do niczego mnie nie zmusisz – oznajmiła wojowniczo. – Nie mam już dziewiętnastu lat i nie przyjmuję rozkazów od nikogo, a z całą pewnością nie od ciebie.
Znów spojrzał na drogę, zdążył jednak kątem oka dostrzec zarys jej piersi pod cienką bawełnianą koszulką.
– Masz ochotę wysiąść i przejść się jeszcze kawałek?
Rzuciła mu ponure spojrzenie i odwróciła twarz do okna. W tej chwili znów przypominała mu tamtą wyszczekaną nastolatkę, która się w nim zadurzyła i którą on z wielkim trudem ignorował, aż w końcu na kilka sekund stracił nad sobą kontrolę. W ciągu tych pięciu lat niezgrabne kaczątko o kuszących ustach zmieniło się w długonogiego, przepięknego łabędzia, którego uroda widoczna była nawet pod warstwą brudu, potu i wrogości.
Przycisnął mocniej gaz i wyminął ciężarówkę wyładowaną sadzonkami drzewek owocowych. Im prędzej pozbędzie się Katherine Whittaker, tym lepiej.
– Co ty w ogóle robisz we Włoszech? – wymamrotała. – Chyba mi nie powiesz, że przyjechałeś tutaj tylko po to, żeby mnie znaleźć?
Ten komentarz również zignorował, bo nawet jej wrogi ton nie mógł zamaskować znużenia i rezygnacji.
– Przyleciałem na kilka dni na Capri – wyjaśnił. – W poniedziałek odbędzie się otwarcie nowego hotelu sieci Venus. Moja firma zajmuje się ochroną. Kiedy rano wysłałaś wiadomość do Megan, Dario skontaktował się ze mną i poprosił, żebym się zajął koordynacją poszukiwań.
– Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. – Jej sarkazm przyćmiony był przez zmęczenie.
W gruncie rzeczy ten zbieg okoliczności wcale nie był szczęśliwy. Jared nie miał zamiaru pojawiać się na tym otwarciu osobiście, choć dział reklamy jego firmy bardzo na to nalegał, twierdząc, że jego obecność na czterodniowej imprezie bardzo by im się przysłużyła na europejskich rynkach. Ale jego plany zmieniły się przed południem, gdy Dario zadzwonił z Nowego Jorku. Jared był wtedy w Neapolu na spotkaniu, na którym finalizował przejęcie niedużej firmy zajmującej się zabezpieczeniami. Od razu usłyszał w głosie przyjaciela niepokój, a potem padło imię dziewczyny, o której przez ostatnie pięć lat bardzo się starał zapomnieć. Gdy usłyszał, że Katherine zaginęła gdzieś na wybrzeżu Amalfi, od tamtej chwili nie udało się z nią skontaktować i jej siostra Megan wpadła w panikę, nie wahał się ani chwili. Wysłał kilku swoich ludzi zatrudnionych przy otwarciu hotelu, żeby natychmiast rozpoczęli poszukiwania, a sam poleciał helikopterem do Sorrento.
Postukał palcami o kierownicę. Wciąż nie rozumiał, dlaczego tak impulsywnie przystąpił do działania. Pewnie chodziło po prostu o lojalność wobec Daria. Owszem, nie potrafił zapomnieć Katherine Whittaker, ale nigdy nie był sentymentalny, gdy chodziło o kobiety, szczególnie tak kłopotliwe jak ona.
– Skąd się wzięłaś na odludziu w Campanii boso? – zapytał, choć domyślał się, co się mogło stać. Wybrzeże Amalfi było rajem dla bogatych turystów i deweloperów, ale o niecałe trzydzieści kilometrów dalej znajdowały się slumsy Neapolu, więc kradzieże nie były tu niczym niezwykłym.
– Nie zgubiłam się. Doskonale wiem, gdzie jestem i dokąd chcę dotrzeć. I nie jest to Nowy Jork.
Owszem, tak, pomyślał, ale tym problemem miał zamiar zająć się później, gdy już dotrą na lotnisko. Najpierw trzeba ją było zawieźć tam, gdzie się zatrzymała, żeby się mogła umyć, zabrać bagaż i dokumenty. Odeśle ją do domu, a potem pomoże policji przy dochodzeniu. Nawet jeśli nie stała jej się żadna krzywda, zamierzał dopilnować, żeby ci dranie, którzy ją okradli, zostali schwytani i postawieni przed sądem.
– Więc dokąd się wybierasz boso i bez żadnego środka transportu?
– Do Sorrento. Jeśli mnie tam wysadzisz, to w zupełności wystarczy. Będziesz mógł powiedzieć Dariowi, że zrobiłeś swoje.
– Tam się zatrzymałaś? W Sorrento?
– Niezupełnie – odchrząknęła i jej twarz znów okryła się mocnym rumieńcem.
– Więc gdzie jest reszta twoich rzeczy?
– Pewnie gdzieś w połowie drogi do Francji, na skuterze, który mi ukradziono razem z butami.
Jared mocniej zacisnął palce na kierownicy.
– Proszę, powiedz, że tam nie było twojego paszportu.
Jej ponure spojrzenie było wystarczającą odpowiedzią.
Tytuł oryginału: Captive at Her Enemy’s Command
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Heidi Rice
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327644992