Królowa salonów - Abby Green - ebook

Królowa salonów ebook

Abby Green

4,1
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Brazylijski biznesmen Luca Fonseca był przekonany, że to Serena, znana bywalczyni salonów, podrzuciła mu narkotyki. Z trudem uniknął więzienia i długo musiał odbudowywać reputację. Po latach Serena zjawia się w jego biurze w Rio de Janeiro i prosi o pracę. Twierdzi, że nie jest osobą, za jaką ją uważa. Luca postanawia to sprawdzić…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 144

Oceny
4,1 (28 ocen)
14
7
4
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Abby Green

Królowa salonów

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Serena DePiero siedziała w poczekalni, patrząc na nazwę napisaną chromowanymi matowymi literami na przeciwległej ścianie.

Roseca Industries and Philanthropic Foundation. Znów się wzdrygnęła. Dopiero w drodze do Rio de Janeiro doczytywała informacje o organizacji charytatywnej, z którą z polecenia szefa miała nawiązać kontakt, i uświadomiła sobie, że jest ona częścią większej firmy, którą prowadzi Luca Fonseca. Nazwa Roseca najwyraźniej była połączeniem imion jego rodziców, ale Serena nie pracowała na tak wysokim stanowisku, by ktoś miał wcześniej wtajemniczyć ją w takie szczegóły.

Ale oto siedziała przed biurem menedżera, czekając na spotkanie z jedynym człowiekiem na ziemi, który miał powody, by nienawidzić jej do szpiku kości. Czemu nie zwolnił jej dużo wcześniej, gdy tylko zaczęła dla niego pracować? Na pewno musiał wiedzieć… Zakiełkowało w niej zwątpienie: może zaplanował to wszystko, pozwalając jej żyć w ułudzie bezpieczeństwa, a teraz wreszcie postanowił ją zniszczyć, patrząc z radością na jej zszokowaną minę? To byłoby okrutne, ale ten mężczyzna nie był jej winien nic poza pogardą. To ona była jego dłużniczką. Wiedziała, że jej kariera w pozyskiwaniu funduszy tak naprawdę powinna się skończyć w momencie, gdy tylko się zaczęła. Myśl ta wywołała u niej atak paniki, ale zarazem i reakcję obronną. Chyba minęło już wystarczająco dużo czasu? Zresztą, nawet jeśli to jest jakiś misterny plan zemsty, to może uda jej się przekonać go, że naprawdę było jej wtedy bardzo przykro…

Zanim zdążyła się nad tym zastanowić, po jej prawej stronie otworzyły się drzwi i wyszła z nich smukła ciemnowłosa kobieta ubrana w szary garnitur.

‒ Senhor Fonseca zaprasza, panno DePiero.

Zacisnęła dłoń na rączce torby. Ale ja nie chcę się z nim widzieć!, chciała krzyknąć. Ale nie mogła. Tak jak nie mogła po prostu uciec. Jej bagaż wciąż tkwił w bagażniku samochodu, którym została odebrana ją z lotniska i tu przywieziona. Gdy wstała z niechęcią, niemal zbiło ją z nóg tamto wspomnienie: Luca Fonseca w poplamionej krwią koszulce, z podbitym okiem i rozciętą wargą. Ciemny zarost pokrywał spuchniętą twarz. Był za kratą celi, opierał się o ścianę, stojąc z ponurą miną. A kiedy spojrzał w górę, mrużąc swe intensywnie czarne oczy, spojrzał na nią z miną pełną mroźnej pogardy. Wyprostował się i podszedł do kraty, oplatając ją palcami, jakby to była jej szyja. Przypomniała sobie, jak wówczas warknął: „Sereno, żałuję, że cię poznałem”.

‒ Panno DePiero? – usłyszała głos sekretarki, mówiącej z wyraźnym akcentem. – Senhor Fonseca czeka.

Serena zebrała się w sobie i ruszyła, minąwszy poważnie spoglądającą na nią kobietę, i weszła do ogromnego gabinetu. Serce waliło jej jak szalone, gdy zamknęły się za nią drzwi. W pierwszej chwili nikogo nie dostrzegła, bo jedna ze ścian była gigantycznym oknem, okalającym najbardziej niesamowitą panoramę miasta, jaką kiedykolwiek widziała. W oddali lśnił ciemnoniebiesko Atlantyk, bliżej widniały dwa najbardziej charakterystyczne wzniesienia Rio de Janeiro: Cukrowa Góra i Chrystus Odkupiciel, otulone niezliczonymi wieżowcami sięgającymi aż po brzeg morza. Widok ten zapierał dech w piersi.

Lecz nagle przesłonił go, stając przed nią, mężczyzna. Luca Fonseca. Przez chwilę przeszłość i teraźniejszość pomieszały się ze sobą i Serenie wydało się, że znowu jest w klubie nocnym, gdzie spotkała go po raz pierwszy. Był wysoki, barczysty i… nieruchomy. Nigdy nie widziała nikogo tak bardzo posągowego, dominującego. Ludzie tańczyli dookoła nich. Mężczyźni patrzyli podejrzliwie, z zazdrością; kobiety pożądliwie. W ciemnym garniturze i rozpiętej pod szyją koszuli wyglądał jak inni, ale odstawał od nich dzięki stoickiemu spokojowi i niesamowitemu, charyzmatycznemu wręcz magnetyzmowi, który przyciągnął ją do niego, zanim zdążyła zaoponować.

Zamrugała powiekami. Mroczny, dekadencki klub zniknął. Nie mogła oddychać. Pokój nagle zrobił się duszny. Luca Fonseca wyglądał teraz inaczej. Chwilę zajęło jej otępiałemu umysłowi uświadomienie sobie, że stojący przed nią mężczyzna ma dłuższe włosy niż tamten ze wspomnień, lekko niesforne. A jego szczękę otula ciemna broda. Wyglądał niesamowicie męsko. Miał jasną koszulę rozpiętą pod szyją i wsuniętą w ciemne spodnie. Dla całego świata był porządnym biznesmenem, ale przy bezpośrednim kontakcie emanowało z niego coś dzikiego, nieucywilizowanego. Założył ręce jedna na drugą i powiedział.

‒ Co ty tu, do diabła, robisz, DePiero?

Serena weszła głębiej do przepastnego wnętrza, mimo że najchętniej ruszyłaby pędem w drugą stronę. Nie mogła oderwać od niego wzroku, stała przed nim jak sparaliżowana. Nadzwyczajnym wysiłkiem woli zmusiła się, by otworzyć usta i powiedzieć:

‒ Mam rozpocząć pracę w dziale pozyskiwania funduszy dla organizacji charytatywnych…

‒ Ty? – odpowiedział krótko. – Znowu?

Serena zarumieniła się.

‒ Nie wiedziałam, że… to związane jest z tobą. Nie wiedziałam, dopóki tu nie przyjechałam.

Fonseca parsknął.

‒ Niezła bajeczka.

‒ Nie kłamię – wydusiła Serena. – Nie wiedziałam, że Roseca Foundation to ty. Uwierz mi, gdybym wiedziała, nie zgodziłabym się na przyjazd.

Luca obszedł stół i oczy Sereny otworzyły się szerzej. Jak na tak dużego faceta poruszał się z niesamowitą gracją i emanował pewnością siebie przy każdym, najmniejszym nawet ruchu ciała. To było hipnotyzujące.

‒ Nie wiedziałem, że pracujesz dla biura w Atenach ‒ przyznał zirytowany. ‒ Nie zarządzam mniejszymi organizacjami za granicą, bo zatrudniam najlepszych, by robili to za mnie… Choć po tym, co się stało, muszę zrewidować poglądy. Gdybym wiedział, że cię zatrudnili, już dawno by cię zwolniono. Ale muszę przyznać – dodał, krzywiąc się – że kiedy się dowiedziałem, byłem na tyle zaintrygowany, że zdecydowałem się wysłać po ciebie kierowcę.

Nawet nie wiedział, że dla niego pracowała! Zacisnęła pięści. Jego protekcjonalna arogancja ją rozzłościła. On tymczasem spojrzał na wielki platynowy zegarek na nadgarstku.

‒ Mam wolne piętnaście minut – rzucił kamiennym tonem. ‒ Potem zawiozą cię na lotnisko.

Więc zwalniał ją? Pozbywał jej się jak niechcianej poczty czy reklamy? No tak…

Fonseca oparł się biodrem o biurko, jakby była to normalna, zwyczajowa, a może nawet przyjacielska rozmowa.

‒ Cóż, DePiero? Co najbardziej rozpustna bywalczyni salonów Europy robi, pracując za minimalną stawkę w małym biurze organizacji charytatywnej w Atenach?

Parę godzin temu Serena cieszyła się nową pracą. Szansą, by udowodnić nadopiekuńczej rodzinie, że sobie poradzi. Radowała ją myśl o niezależności. A teraz przez tego mężczyznę wszystko to miało prysnąć? Przez lata była enfant terrible dla włoskiego światka plotek, często fotografowana, a jej wyczyny rozdmuchiwano do nieproporcjonalnej skali. A jednak Serena wiedziała, że w nagłówkach tych była część prawdy. I że z tego powodu powinna się wstydzić.

‒ Posłuchaj… – powiedziała, a jej głos zadrżał, zdradzając szoku i emocje, jakie zawładnęły nią w konfrontacji z duchami przeszłości. – Wiem, że mnie nienawidzisz.

Luca Fonseca uśmiechnął się sztucznie.

‒ Nienawidzę? Nie schlebiaj sobie, DePiero. Uczucia, które we mnie budzisz, nie nazwałbym nienawiścią.

Kolejne zatruwające umysł wspomnienie: miotający się Luca, skuty przez włoską policję, ciągnięty do załadowanego już auta, krzyczący: „Wystawiłaś mnie, szmato!” do Sereny, która omal sama nie wylądowała wtedy w policyjnym aucie, choć bez kajdanek. Nalegali, by przewieźć wszystkich na posterunek. Próbował się wyrwać, więc dostał cios w brzuch, od którego zgiął się wpół. Serena osłupiała, zastygła w szoku. Luca jęknął z bólu i zanim zniknął w aucie, powiedział do policjantów:

‒ Podrzuciła mi narkotyki, by ratować siebie!

Serena próbowała wyprzeć tę wizję z pamięci.

‒ Panie Fonseca, nie podrzuciłam panu tych narkotyków do kieszeni… Nie wiem, kto to zrobił, ale nie ja. Próbowałam się z panem potem skontaktować i to wytłumaczyć, ale… opuścił pan Włochy.

Był zdegustowany.

‒ Potem? To jest, kiedy wróciłaś z zakupów w Paryżu? Widziałem zdjęcia. Po tym, jak ledwo uniknęłaś oskarżenia o posiadanie narkotyków, ile ci zajął powrót do hedonistycznego trybu życia? Tydzień?

Serena nie mogła uniknąć prawdy. Nie była wprawdzie winna tego, co jej zarzucał, ale faktem było, że mężczyzna ten ucierpiał w wyniku ich krótkiego spotkania. Znowu stanęły jej przed oczami nagłówki: „Najnowsza zdobycz DePiero?”, „Brazylijski milioner Fonseca aresztowany w sprawie narkotyków po rajdzie w najbardziej ekskluzywnym klubie we Florencji, Jaskini Edenu”.

Chciała mu to ponownie spróbować wytłumaczyć, ale zanim zdążyła otworzyć usta, Luca wstał i podszedł bliżej, sprawiając, że zmalała. Zaschło jej w ustach. Znalazł się tak blisko niej, że mogła dojrzeć włoski na jego piersi wystające spod koszuli. Spojrzał na nią lodowato od stóp do głów.

‒ Wtedy byłaś trochę mniej skromnie ubrana.

Serena poczuła szybsze bicie serca na wspomnienie swojego stroju tamtej nocy. I wielu innych. Spróbowała ponownie, choć jasne było, że jej próby trafiają w pustkę:

‒ Nie miałam nic wspólnego z tamtymi narkotykami, naprawdę. Przysięgam. To wielkie nieporozumienie.

Patrzył na nią długo, niedowierzająco, a potem odrzucił głowę i zaśmiał się tak nagle, że Serena wzdrygnęła się. Gdy znów spojrzał jej w oczy, wciąż lśniły one zimnym rozbawieniem, z czym wydawały się współgrać rozwarte w półuśmiechu jego zmysłowe usta.

‒ Muszę ci to oddać: masz tupet, że przyjeżdżasz tu i bronisz swej niewinności po tak długim czasie.

Zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w dłonie.

‒ Mówię prawdę. Wiem, co pewnie myślisz…

Zamilkła i nie dopowiedziała tego, co cisnęło jej się na usta: że tak myślą wszyscy. Ale się mylą!

‒ Nie brałam tego typu narkotyków.

Z jego twarzy znikło rozbawienie.

‒ Dość już tej głupiej gadki! W swojej pięknej torebce miałaś twarde dragi i wsunęłaś mi je do kieszeni, gdy się okazało, że klub jest rewidowany.

Poczuła mdłości.

‒ To musiał być ktoś inny, ktoś w tym tłoku i panice…

Fonseca podszedł jeszcze bliżej, a ona przełknęła ślinę i spojrzała w górę. Jego głos był uwodzicielski i niski.

‒ Czy muszę ci przypominać, jak blisko siebie byliśmy tamtej nocy, Sereno? Jak łatwo ci było pozbyć się dowodów?

Serena pamiętała bardzo dobrze, jak jego ramiona oplatały ją niczym żelazna obręcz, a ona obejmowała go za szyję. Jej usta były wrażliwe i wyczekujące, oddech przyspieszony. Ktoś, jakiś znajomy Sereny, ruszył do nich przez parkiet i szepnął: „Policja”.

A Luca Fonseca sądził… że podczas tych paru sekund przed wybuchem chaosu miała na tyle trzeźwy umysł, by wsadzić mu coś do kieszeni?

‒ Jestem pewien, że przez lata opanowałaś ten ruch, więc nic nie poczułem.

Odsunął się, Serena mogła wziąć głębszy oddech. Była świadoma jego spojrzenia i pragnęła poprawić strój, który ją ograniczał. Zamknęła oczy i otworzyła je, obracając się do niego.

‒ Panie Fonseca, po prostu szukam szansy…

Uniósł dłoń, a ona zamilkła. Jego twarz była kompletnie bez wyrazu. Pstryknął palcami, jakby coś sobie nagle uświadomił.

‒ Oczywiście! Chodzi o twoją rodzinę, prawda? Odcięli cię. Andreas Xenakis i Rocco De Marco nie znieśli myśli o tym, że wróciłaś do rozwiązłego trybu życia i wciąż bywasz, nawet jako niechciany gość, w kręgach, które wcześniej cię uwielbiały? Trzeba przyznać, że tobie i twojej siostrze udało się spaść na cztery łapy, mimo klęski ojca.

Zniesmaczenie zniekształciło jego rysy.

‒ Lorenzo DePiero nie pokaże się nigdy publicznie po tym, co zrobił – wysyczał.

Poczuła mdłości. Jej akurat nie trzeba było przypominać o korupcji i wielu innych przestępstwach ojca. Ale Luca bynajmniej jeszcze nie kończył:

‒ Myślę, że robisz to pod presją, by udowodnić rodzinie, że się zmieniłaś. Ale co ci to da? Rozgrzeszenie w ich oczach? Pałac w rodzinnych Włoszech, na twoich starych terenach łowieckich? Albo może zostaniesz w Atenach, gdzie smrodek twojej reputacji nie jest aż tak wyczuwalny? Będziesz tam pod opieką młodszej siostry, która, jeśli mnie pamięć nie myli, już nieraz sprzątała po tobie bałagan.

Poczuła gniew, gdy usłyszała, jak wspomina jej rodzinę, a zwłaszcza siostrę. Byli dla niej wszystkim i nigdy, przenigdy ich nie zawiedzie. Uratowali ją. Ten zimny, z taką łatwością oceniający wszystko mężczyzna nigdy tego nie zrozumie.

‒ Moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego. Ani z tobą.

Luca Fonseca spojrzał na nią niedowierzająco.

‒ Myślę, że ma z tym wiele wspólnego. Czyżby chcieli dać hojny datek na fundację w zamian za pomoc w twoim pięciu się po szczeblach kariery?

Serena zarumieniła się.

‒ Nie, oczywiście, że nie.

Ale odwróciła wzrok i to wystarczyło. Nie musiała nic mówić. Patronat jej przyrodniego brata, Rocca De Marco, albo jej szwagra, Andreasa Xenakisa, zapewniłby organizacji charytatywnej fortunę na kolejne lata. A mimo że jej właściciel był bogaty, fundacja zawsze musiała robić zbiórki pieniędzy. Zniesmaczony tym, jak jego pracownicy łatwo poddawali się manipulacji, i nagle świadom gorąca, które poczuł, Luca odsunął się.

‒ Nie stanę się twoim narzędziem w oszukiwaniu wszystkich, że się zmieniłaś.

Serena popatrzyła na niego, chcąc coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. W jego lodowatym spojrzeniu nie widziała litości. Jakże odległa była teraz od tamtej kobiety sprzed siedmiu lat, o złocistych włosach, grzesznej i prowokującej. Ta przed nim teraz była blada i wyglądała jak ktoś, kto przychodzi na setną już rozmowę w sprawie pracy i nigdzie go nie przyjęli. Jej niesforne, niegdyś tak seksowne platynowe włosy były teraz uwięzione w statecznym koku. Ale mimo tego i ciemnego, spinającego jej talię garnituru, Luca nie mógł nie widzieć jej niesamowitego naturalnego piękna albo spojrzenia tych przeszywających go na wskroś, tak pełnych seksapilu błękitnych oczu.

Te oczy odebrały mu dech, gdy tylko weszła do biura, a on przez parę sekund mógł obserwować ją z ukrycia. Proste spodnie nie mogły ukryć jej boskich, długich nóg. Sporych rozmiarów biust napierał na jedwab bluzki. Poczuł niesmak, że tak ją postrzega. Czyżby niczego się nie nauczyła? Powinna rzucić mu się do stóp i błagać o wybaczenie za to, co zrobiła, ale zamiast tego ona ma czelność bronić się… A jednak jego zmysły lgnęły do niej. Nie, nie może sobie pozwolić na utratę kontroli. Nie drugi raz z tą samą osobą. Nie dbał o jej motywy. Zaspokoił już swoją ciekawość.

Zacisnął zęby.

‒ Czas minął. Samochód zawiezie cię na lotnisko. I mam szczerą nadzieję, że już cię więcej nie zobaczę.

Czemu więc tak ciężko było mu oderwać od niej wzrok? Poczuł gniew i zganił się w myślach za tę słabość, kiedy okrążał Serenę, zmierzając do biurka i czekając na dźwięk zamykanych drzwi.

Gdy go nie usłyszał, odwrócił się i warknął:

‒ Myślę, że nie mamy już o czym rozmawiać.

Próbował nie zauważyć tego, że jeszcze bardziej pobladła. Coś w nim, w środku, zaniepokoiło się na ten widok. Żadna kobieta nie budziła w nim takich uczuć. Ona tymczasem znów przełknęła ślinę i Luca usłyszał jej miękki, chrapliwy głos, z odrobinką włoskiego akcentu:

‒ Proszę tylko o szansę. Błagam.

Otworzył i natychmiast zamknął usta. Był oszołomiony. Gdy ogłaszał swoje decyzje, nikt ich nie kwestionował. Do dziś. I to jeszcze ta kobieta? Serena DePiero nie miała szans na to, by ze względu na nią zmienił swą decyzję. Fakt, że stała tu jeszcze naprzeciw niego, sprawił, że się zagotował. Ale zamiast się przyznać do porażki, dziewczyna podeszła bliżej, odsuwając się od drzwi. Luca poczuł potrzebę, by do niej podejść, złapać ją za ramię i fizycznie pozbyć się jej z pokoju. Ale nagle, w tym właśnie momencie, przypomniał sobie jej ponętne ciało przylegające do jego ciała, jej miękkie usta poddające się jego pocałunkom i… musiał się skupić na walce z narastającym pożądaniem.

Do diaska! Wiedźma jedna!

Stała przy biurku. Miała wielkie oczy, królewską postawę i przypomniała mu o swoich idealnych kształtach. Zacisnęła przed sobą dłonie.

‒ Panie Fonseca… – powiedziała, starając się, by głos jej nie drżał. ‒ Znalazłam się tu, bo pragnę pracować dla pana organizacji, nawet jeśli nie chce pan w to uwierzyć. Zrobię wszystko, by udowodnić, jak mocno wierzę w tę sprawę.

Poczuł gniew. Położył dłonie na stole i pochylił się.

‒ Jesteś powodem, dla którego musiałem odbudować reputację i zaufanie ludzi wobec mojej organizacji, nie wspominając o zaufaniu wobec rodzinnej firmy. Spędziłem miesiące, lata całe, naprawiając szkody po tej jednej nocy. Miła zabawa to jedna rzecz, nawet jeśli trochę frywolna, ale stygmat posiadania twardych narkotyków pozostaje na człowieku na zawsze. Prawda jest taka, że gdy wypłynęły nasze zdjęcia z tego klubu, byłem zupełnie bezbronny.

Najbardziej dobijało go teraz wspomnienie, jak instynktownie osłaniał Serenę przed policją i detektywami, którzy wpadli do klubu, tymczasem ona wtedy zapewne podłożyła mu te narkotyki. Pomyślał o zdjęciach paparazzich, ilustrujących jej zakupy w Paryżu, gdy on opuszczał Włochy w atmosferze skandalu. Poczuł zgorzknienie zmieszane ze wściekłością.

‒ A ty żyłaś sobie potem, jakby się nic nie stało, swoim pełnym wyuzdania, hedonistycznym życiem. I po tym wszystkim masz czelność sądzić, że się zgodzę, by twoje nazwisko znowu było wymieniane obok mojego?

Jeśli byłoby to możliwe, pobladłaby jeszcze bardziej, ujawniając geny, które odziedziczyła po matce, pół-Angielce, klasycznej różanej piękności.

Wyprostował się.

‒ Brzydzę się tobą.

Serena była świadoma, że na jakimś poziomie jego słowa ranią ją tam, gdzie nie powinny. Ale coś głęboko kazało jej się bronić.

Jego oczy były jak mroczne, twarde szafiry. Nieugięte wobec gorąca, zimna, bądź jej błagań. Miał rację. Był jedynym na tym świecie człowiekiem, który miał pełne prawo nie dawać jej drugiej szansy. Musiała mieć urojenia, jeśli sądziła choć przez chwilę, że jej wysłucha. Mimo słonecznego dnia atmosfera w gabinecie Fonseki była lodowata. Luca patrzył na nią, nic nie mówiąc, powiedział przecież wszystko, co miał do powiedzenia…

W końcu poddała się i odwróciła w stronę drzwi. Nie będzie ułaskawienia. Uniosła podbródek w drobnym geście własnej godności i nie spojrzała na niego, nie chcąc znów widzieć tych lodowatych rysów. Jakby była czymś obrzydliwym na czubku jego buta. Zamknęła za sobą drzwi i minęła bez słowa chłodną asystentkę, która niewątpliwie znała plany szefa na długo przed Sereną.

Jej upokorzenie się skończyło.

Dziesięć minut później Luca mówił ostrym tonem do telefonu:

‒ Zadzwoń, jak tylko się upewnisz, że samolot odleciał z nią na pokładzie.

Rozłączył się i odwrócił na fotelu do okna. Wciąż wrzała w nim mieszanka gniewu i podniecenia. Czemu pofolgował dziwnemu pragnieniu, by zobaczyć ją znów twarzą w twarz? Obnażył tylko swoją słabość wobec niej. Nie wiedział, że jest w drodze do Rio, poinformowano go, gdy było już za późno, by coś z tym zrobić.

Serena DePiero. Samo jej imię było już jakby zatrute. Mimo to obraz, który mu towarzyszył, nie miał w sobie nic trującego. Był prowokujący. Wspomnienie tamtej nocy w klubie we Florencji. Oczywiście wiedział, kim jest. Wszyscy przyjeżdżający do Florencji znali siostry DePiero – znane z blond włosów, błękitnych oczu i arystokratycznej urody oraz potężnej fortuny rodziny sięgającej średniowiecza. Była pieszczoszkiem mediów. Nieważne, co zrobiła, zawsze temu przyklaskiwali i prosili o więcej. Jej wyskoki były legendarne: głośne weekendy w Rzymie, zdewastowane pokoje hotelowe i pracownicy w furii. Prywatne loty samolotem na Bliski Wschód do równie rozpustnego szejka, który miał akurat ochotę na przyjęcie z tego pokroju przyjaciółmi. Zawsze w stanie upojenia, a często przy tym odurzenia substancjami psychoaktywnymi; dziwne, że jej zła reputacja zdawała się jedynie jeszcze bardziej przyciągać do niej takie typy jak on. Dlaczego? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. A może znał, ale nie chciał się do tego przed sobą przyznać?

W noc, gdy ją poznał, stała na środku parkietu w czymś, co było marną imitacją sukienki. Obcisła złota tuba z frędzlami ledwie zakrywającymi górę jej opalonych ud. Długie platynowe włosy spływały na plecy i ramiona, ocierając się o zachęcające krągłości obfitego biustu. Wokół tłoczyli się gapie, zabiegając o jej uwagę, desperacko próbując skąpać się w jej blasku. Z ramionami w powietrzu, kołysząc się do upojnego rytmu muzyki puszczanej przez światowej sławy didżeja, uosabiała młodość, czar i piękno, które rzucały oczarowanych mężczyzn do jej stóp. Syrenia uroda, kusząca ich ku zatraceniu.

Skrzywił usta. Udowodnił, że nie jest lepszy niż inni, których zniszczyła wcześniej. Nie musiał przecież iść do tego klubu. Ale od momentu, gdy podeszła do niego, kołysząc biodrami, wszystko stało się mgliste. Stracił kontrolę nad sobą, a tego nie lubił najbardziej ze wszystkiego. Nieważne, że dla pięknej kobiety. Całe jego życie było przejrzyste i nakierowane na konkretny cel, miał w końcu tyle do osiągnięcia. Ale jej wielkie jasnobłękitne oczy sprawiły, że o tym zupełnie zapomniał. Na moment. Moment, który wiele go kosztował. Przypomniał sobie teraz jej skórę bez skazy, wąski nos potwierdzający arystokratyczne pochodzenie. I usta, które tak go zafascynowały. Były idealne. Nie za pełne, nie za cienkie, ot, w sam raz, układające się zmysłowo.

Powiedziała kokieteryjnie:

‒ Wiesz, to niegrzeczne tak się gapić na dziewczynę.

A on, zamiast odwrócić się na pięcie zdegustowany jej arogancją, poczuł jedynie, jak krew buzuje mu w całym ciele. I powiedział tylko:

‒ Przepraszam, to silniejsze ode mnie. Napijesz się?

Odrzuciła głowę i przez chwilę Luce wydawało się, że dostrzegł coś bezbronnego i zmęczonego w tych oszałamiających oczach, ale to musiała być tylko gra świateł, bo Serena odpowiedziała pewnym głosem:

‒ Jasne.

Strzępki wspomnień zblakły w umyśle Luki. Denerwowało go, że nawet teraz myśl o niej go pobudza. Minęło siedem lat, a on wciąż czuł na myśl o niej ogień pożądania. Bolesny, poniżający cios. Niby właśnie powiedział jej, co o niej sądzi. Była zwolniona. Czemu zatem nie czuł tryumfu? Dlaczego miał wrażenie, jak gdyby źle to rozegrał? Czuł nawet dla niej pewien rodzaj podziwu, że się przed nim nie ugięła i wyszła z gabinetu z uniesionym w dumie podbródkiem.

Tytuł oryginału: Fonseca’s Fury

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2015 by Abby Green

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2533-5

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.