9,99 zł
Leonora Flores de la Vega ma zawrzeć małżeństwo z Lazarem Sanchezem, które jemu zapewni wstęp do arystokratycznych elit, a jej rodzinie – finansowe wsparcie. Jednakże podczas przyjęcia zaręczynowego zjawia się dziewczyna, która oznajmia, że jest w ciąży z Lazarem. Leonora odwołuje ślub i ucieka z sali. Przy wyjściu spotyka Gabriela Ortegę, który pomaga jej przedostać się przez tłum paparazzi i zabiera ją do swojego apartamentu. Gabriel – przystojny i bogaty arystokrata – zawsze jej się podobał, lecz nigdy nie zwracał na nią uwagi. Gdy następnego dnia się jej oświadcza, Leonora jest zdumiona i zarazem szczęśliwa. Nie przychodzi jej do głowy, że Gabriel prowadzi własną grę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 147
Abby Green
Miłość czy gra pozorów?
Tłumaczenie: Katarzyna Panfil
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Redeemed by His Stolen Bride
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Abby Green
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-5963-7
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Leonora Flores de la Vega nie mogła oderwać wzroku od mężczyzny stojącego z tyłu tłumu zgromadzonego w sali balowej. Górował nad wszystkimi wokół, a jego przystojna, jastrzębia uroda czyniła go nieprzystępnym i onieśmielającym. Ale nawet stąd Leonora odczuwała jego męski magnetyzm. Jakby istniała niewidzialna nić, która przyciągała do niego jej spojrzenie – czy jej się to podobało, czy nie.
Wiedziała, kim jest Gabriel Ortega Cruz y Torres. Wszyscy wiedzieli. Wywodził się z jednego z najstarszych hiszpańskich rodów, posiadającego ogromne połacie ziemi i czerpiącego dochody z bankowości, winnic i nieruchomości. Uważano go za jednego z najatrakcyjniejszych kawalerów w Europie albo i na świecie. Zdawał się jednak nie spieszyć do żeniaczki.
Ale dlaczego miałoby ją to obchodzić? Leonora pochodziła z rodu niemal dorównującego Torresom pod względem koneksji, i na tym podobieństwa się kończyły. Jej rodzina straciła majątek z powodu uzależnienia ojca od hazardu i utrzymywała się, udostępniając zwiedzającym swoje castillo w pobliżu Madrytu. Niestety, ich sytuacja z biegiem czasu stawała się coraz trudniejsza.
Nigdy nie rozmawiała z Gabrielem Torresem. Taki człowiek jak on nie zniżyłby się do spoufalania z kimś pochodzącym z rodziny o tak wyblakłej chwale. Ale ona zawsze go zauważała…
Uświadomiła sobie gwar w sali balowej, utkwione w niej setki spojrzeń. I nagle wyrwała się z zadumy i wróciła do chwili obecnej. Do chwili, która miała zmienić jej życie na zawsze. Jej brzuch ścisnął się w panice.
Robiła to dla swojej rodziny. Dla Matíasa. Nie miała wyboru. Była ich jedyną nadzieją.
Oderwała wzrok od mężczyzny z tyłu sali i spojrzała na mężczyznę, na którego powinna patrzeć. Jej przyszłego narzeczonego. Lazaro Sanchez miał ciemnoblond włosy i hipnotyzujące zielone oczy. Był diabelnie przystojny i niemal tak wysoki, jak...
Potrząsnęła lekko głową. Nie. Musi przestać o nim myśleć. Zaraz zaręczy się z Lazarem. Choć, jeśli ma być szczera, ledwie go zna. Byli na kilku randkach, ale, patrząc na niego, nie czuła nic.
Jednak Lazaro traktował ją uprzejmie i z szacunkiem. W dodatku, co ważniejsze, był gotów wyciągnąć jej rodzinę z długów i zabezpieczyć przyszłość Matíasa. W zamian… cóż, bezwzględnie ambitny Sanchez chciał ją poślubić, by uzyskać dostęp do świata, do którego przynależała. To była teraz jej jedyna waluta i Leonora musiała to zaakceptować.
Zauważyła, że na twarzy Lazara maluje się gniewny grymas, podobnie jak na twarzy Gabriela Torresa. Zastanowiła się nad tym przelotnie, ale zanim zdążyła się zorientować, co to znaczy, ktoś z personelu Lazara dał jej znać, że pora zaczynać. Spróbowała przywołać jego uwagę.
– W porządku? – zapytała. – Wyglądasz bardzo zaciekle.
Jego twarz się wypogodziła. Wyciągnął dłoń, a ona wsunęła w nią swoją. Nic. Żadnego efektu. Znów przywołała się do porządku. Ludzie w jej światku nie żenili się z miłości albo z pożądania. Zawierali strategiczne małżeństwa – zupełnie tak, jak ona.
– Tak, w porządku... Jestem tylko trochę zaabsorbowany.
Nie mogąc się powstrzymać, Leonora popatrzyła na salę i tym razem napotkała mroczne, przyciągające spojrzenie Gabriela Torresa. Przeszył ją żar. Odruchowo zacisnęła palce na dłoni Lazara.
– W porządku? – zapytał.
Zalało ją poczucie winy. Jak mogła czuć taki pociąg do innego mężczyzny, skoro miała się publicznie związać z Lazarem? Spojrzała na niego i zmusiła się do uśmiechu.
– Tak, w porządku.
– Cieszę się, że zgodziłaś się mnie poślubić, Leonoro. Myślę, że możemy stworzyć udane małżeństwo i że możemy być... szczęśliwi.
Naprawdę tak myślał?
Ogarniało ją coś na kształt histerii. Czuła, jak ogromny pokój zamyka się na niej, dusi ją. Lazaro puścił jej dłoń i objął ją w pasie, pogłębiając w niej wrażenie klaustrofobii. Jego ręka niemal boleśnie zacisnęła się na jej talii i Leonora syknęła na niego.
– Lazaro... – Spojrzał na nią dziwnie, z płonącymi oczyma. – To boli.
Natychmiast ją puścił.
– Przepraszam.
Leonora uśmiechnęła się wymuszenie. Im szybciej przebrną przez te zapowiedzi, tym szybciej będzie mogła wyjść na powietrze. Zdecydowanie zmusiła się do odwrócenia wzroku od miejsca, w którym stał Gabriel Torres. Potężny. Magnetyczny. Niepokojący.
Podszedł do nich kelner z szampanem, a ona wzięła dwie lampki i podała jedną z nich Lazarowi. Zobaczyła ruch w pobliżu i powiedziała:
– Twoi doradcy dają znać, że pora zaczynać.
– Gotowa? – Lazaro spojrzał na nią, a ona uchwyciła się determinacji, którą widziała w jego oczach. Stuknęli się kieliszkami.
– Tak, zróbmy to.
Znowu objął ją w pasie i zaczął przemawiać, ale ona nie słuchała jego słów.
Mimo wysiłków, jej wzrok wciąż uciekał do tłumu, nad którym górował Gabriel Torres. Wciąż na nią patrzył, niepokojąco intensywnie, wywołując w niej drżenie.
Nagle rozległ się głos:
– Stop! Zaczekajcie!
To wytrąciło Leonorę z transu. Jakaś kobieta przepchnęła się przez tłum w okolice podium. Była ubrana jak kelnerka, w białą koszulę i czarną spódnicę. Miała jaskraworude włosy spięte w kok i jasnoniebieskie oczy. Była bardzo ładna.
Popatrzyła na Lazara, a potem powiedziała:
– Powinieneś się o czymś dowiedzieć. Jestem w ciąży. To twoje dziecko.
Czas zatrzymał się na dłuższą chwilę, a potem Leonora poczuła, jak ręka Lazara puszcza jej talię. Patrzyła, jak kobieta mówi coś jeszcze, ale nie słyszała jej przez szum w swojej głowie.
Lazaro zszedł z podwyższenia, by porozmawiać z tą kobietą. Wydawała się przy nim bardzo drobna. Leonora oceniła, że dobrze razem wyglądają.
Nie słyszała, co mówią, a potem kobieta została wyprowadzona.
Lazaro odwrócił się do Leonory, a po jego twarzy przewijały się szok, złość i żal.
Wrócił na podium i powiedział coś do tłumu – nie była pewna, co. Przetaczało się przez nią zbyt wiele uczuć, nad którymi dominowała – wstyd się przyznać – ulga. Ale została szybko przyćmiona, gdy Leonora rozejrzała się i zobaczyła szepczący tłum. Niektórzy patrzyli na nią ze współczuciem, niektórzy – znacznie mniej życzliwie. Ze złośliwą radością z powodu upadku jednej z nich.
Próbowała wykupić się z długów i wstydu, a teraz poczuła się tak, jakby została publicznie obnażona. A on wciąż tam był. Z tyłu. Patrzył na nią z ponurą miną.
Zwróciła się do Lazara:
– Czy to prawda?
Ale on nie odpowiadał, a jego milczenie powiedziało jej wszystko. Wyglądał na winnego. Wyciągnął dłoń.
– Leonoro, proszę… pozwól mi wyjaśnić.
A więc to była prawda. Z upokorzeniem pokręciła głową.
– Nie mogę się zgodzić na ślub z tobą. Nie w tej sytuacji.
Dobrze, że jej rodzice nie byli świadkami tej chwili. Ani Matías. Dostrzegłby jej zmartwienie i sam by się zdenerwował.
Rozejrzała się, instynktownie szukając drogi ucieczki. Ale widziała jedynie osądzające, kpiące spojrzenia. Wybiegła więc najbliższym wyjściem, nie wiedząc nawet, gdzie się schronić.
Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, były drzwi do damskiej łazienki – szczęśliwie okazała pusta. Leonora zamknęła się w kabinie i usiadła na opuszczonej desce. Drżała, serce jej łomotało. Zmusiła się do wzięcia głębokiego oddechu, a kiedy poczuła się nieco spokojniejsza, drzwi łazienki się otworzyły.
Wydawało jej się, że weszły co najmniej trzy kobiety i paplały jedna przez drugą.
– Kto chciałby się z nią teraz ożenić? Ta desperatka była gotowa poślubić jakiegoś nowobogackiego miliardera z Nowego Jorku…
– Skąd się w ogóle wziął ten Sanchez?
– Niektórzy twierdzą, że wychowywał się na ulicy.
– De la Vega się z tego nie podniosą. Mają tylko ją i jej brata, a wszyscy wiedzą, że to…
Na wzmiankę o ukochanym bracie Leonora otworzyła drzwi i wyszła z kabiny, stając twarzą w twarz z trzema plotkarami. Rozmowy natychmiast ustały, a Leonora, zbyt zdenerwowana, by coś powiedzieć, po prostu patrzyła, jak speszone kobiety wychodzą w milczeniu.
Gdy została sama, podeszła do zlewu i spojrzała w lustro. Jej zewnętrzny wygląd – względnie spokojny – kłócił się z burzą, która się w niej kotłowała. Wzięła głęboki oddech i podłożyła dłonie i nadgarstki pod strumień zimnej wody. Miała nadzieję, że gdy wyjdzie, nikt nie będzie czekał przed drzwiami, by napawać się jej upokorzeniem.
Gdzie ona jest?
Gabriel Torres rozglądał się w lewo i w prawo przed salą ceremonialną, ale nie było śladu po ciemnowłosej kobiecie w długiej czerwonej sukni bez ramiączek. Sukni, która w taki sposób opinała jej cudowne krągłości, że po raz pierwszy od długiego czasu jego krew popłynęła szybciej. Ogarnął go teraz przymus podążenia za nią, choć normalnie nie działał pod wpływem impulsu.
Przybył tu tego wieczoru, by się rozeznać w zamiarach Lazara Sancheza, ponieważ nie ufał temu mężczyźnie – zwłaszcza że wszystkie jego posunięcia wydawały się wymierzone przeciwko Gabrielowi – i ponieważ obaj startowali w bardzo lukratywnym przetargu publicznym.
Ostatnio Sanchez posunął się nawet do twierdzenia, jakoby on i Gabriel byli przyrodnimi braćmi. Zaczepił Gabriela, opowiadając mu, jak przed wielu laty skonfrontował się z jego ojcem, twierdząc, że jest jego synem.
Ku swojemu zaskoczeniu, Gabriel pamiętał ten incydent – i tego chudego dzieciaka, który czekał na nich przed restauracją w centrum Madrytu. To było w jego urodziny, czyli podczas jednej z bardzo rzadkich okazji, kiedy jego dysfunkcyjna rodzina zbierała się razem.
Gabriel nigdy nie miał złudzeń co do swoich rodziców. Jego namiętnie romansujący ojciec mógł spłodzić bękarta, choć podejrzewał, że jest to raczej podstęp ze strony Lazara, by zajść mu za skórę.
Ale jego dzisiejsze posunięcie okazało się szczególnie zuchwałe: chciał ogłosić zaręczyny z jedną z najlepiej ustosunkowanych kobiet w Hiszpanii. Dzięki małżeństwie z kimś takim jak Leonora Flores de la Vega Sanchez zyskałby pozycję, na której o wiele trudniej byłoby go ignorować.
W tłumie szeptano, że Sanchez zaoferował Leonorze układ – spłaci jej rodzinne długi, kupując sobie wstęp do jej świata.
Gabriel nie znał Leonory osobiście, ale ich ścieżki krzyżowały się przez lata podczas wydarzeń towarzyskich. Gdy tego wieczoru ujrzał ją stojącą na podium obok Sancheza, przypomniało mu się, że zawsze przyciągała jego uwagę. Tak było i dziś.
Jej piękna twarz była opanowana, nie zdradzała żadnych emocji. Długie ciemne włosy miała ściągnięte do tyłu i gładko zaczesane, co uwydatniało jej wspaniałe kości policzkowe, duże oczy w kształcie migdałów, ciemne rzęsy, pełne usta, znamionujące zmysłowość, choć odniósł wrażenie, że Leonora nie czuje się z tym zupełnie swobodnie.
Gabriel wpatrywał się w nią, zaklinając, by na niego spojrzała. I zrobiła to. Siła tego kontaktu uderzyła go z drugiego końca pomieszczenia, a jego krew zabuzowała.
Wciąż patrzyła na Gabriela, a on widział w jej oczach przebłysk paniki… oraz coś znacznie silniejszego.
Pragnęła go.
Gdy to sobie uświadomił, widok ręki Sancheza na jej talii rozbudził w nim coś nieoczekiwanego. Coś pierwotnego. Poczucie… zaborczości.
Kiedy Sanchez ogłaszał ich zaręczyny, w Gabrielu wezbrała niewytłumaczalna chęć zakłócenia tej uroczystości, ale w tej samej chwili zabrzmiał inny głos. Głos drobnej rudowłosej kobiety, która twierdziła, że jest w ciąży z dzieckiem Sancheza.
Leonora uciekła, a Gabriel od razu wiedział, że pójdzie za nią. Nigdy nie czuł tak pierwotnego pociągu do nikogo.
Spojrzał na Sancheza, drwiąc z jego nieudanej próby zdobycia poszanowania i z tego, jak wyciągnął swoje osobiste dramaty przed publikę.
Ale wszystkie myśli o rywalu ustąpiły, gdy rozglądał się za Leonorą Flores. Zniknęła! Obce uczucie przystopowało Gabriela i zdał sobie sprawę, że ma wrażenie, jakby coś wyślizgnęło mu się z rąk.
Dla mężczyzny, który zazwyczaj zaspokajał wszystkie swoje zachcianki i pragnienia, było to niebywałe. Podobnie jak uganianie się za kobietami. Gdyby tak bardzo pragnął kobiety, mógłby wrócić do pomieszczenia, z którego wyszedł, i wybrać coś dla siebie. Ale nie chciał żadnej z nich – tylko jej.
A potem, jakby w odpowiedzi na jego nieme wezwanie, zobaczył ją za wyszukanymi roślinami osłaniającymi lobby i wejście od reszty hotelu. Widział to, co ona: mur paparazzich przed głównymi drzwiami i żadnych innych dróg ucieczki.
Nie ma mowy, by znów pozwolił jej zniknąć sobie z oczu. A gdyby nadarzyła się okazja przypomnienia Sanchezowi, gdzie jego miejsce, głupio by było z niej nie skorzystać…
Leonora zaklęła cicho. Spomiędzy liści egzotycznej rośliny widziała fotografów czekających, by uchwycić uśmiechniętą parę wychodzącą z hotelu. Nie było innego wyjścia niż przez lobby – bez narzeczonego.
Gdy przygotowywała się na ostrzał, mrowienie całego ciała rozbudziło jej czujność. Odwróciła się. Kilka krokow od niej stał Gabriel Ortega Cruz y Torres. Z bliska wydawał się jeszcze wyższy. Bardziej barczysty. Gęste ciemne włosy, głęboko osadzone ciemne oczy, mocne brwi. Do tego arystokratyczny nos i jędrne, nieustępliwe usta.
Jednak jego dolna warga, zaskakująco pełna i zmysłowa, łagodziła twarde rysy twarzy i prowokowała Leonorę do rozważań, jak by to było… dotknąć jego ust… pocałować je.
Fala ciepła zalała jej ciało i Leonora coraz bardziej traciła opanowanie. Nigdy nie wyobrażała sobie, jak to jest całować się z mężczyzną. Była dwudziestoczteroletnią dziewicą, ponieważ jej życie kręciło się wokół rodziców, zamku i niepełnosprawnego brata. Dosłownie nie miała czasu na nic innego – na normalność, na związki…
Zanim zdążyła wymyślić, co powiedzieć, Gabriel podszedł bliżej, a jego zapach dosięgnął jej nozdrzy, ostry i nieskończenie męski.
– Czy mam cię stąd wydostać? – Jego głos był głęboki i przyzywający.
Leonora przytaknęła szybko i instynktownie.
– Wyjdziemy głównymi drzwiami. Nie rozglądaj się, tylko pozwól mi się poprowadzić. – Wyjął z kieszeni telefon. Wydał krótką instrukcję i schował go z powrotem, nie odrywając od niej wzroku. – Mój samochód czeka na zewnątrz. Chodźmy.
Zanim Leonora zrozumiała, co się dzieje, Gabriel złapał ją za rękę i znaleźli się w połowie hallu. Z zewnątrz rozbłysły flesze, a gdy tylko przeszli przez drzwi, wszczął się harmider i nawoływania.
– Leonoro! Gdzie Lazaro Sanchez?
Leonora ignorowała ich i postępowała zgodnie z instrukcjami Gabriela, patrząc prosto przed siebie.
Elegancki srebrny samochód stał zaparkowany przy krawężniku, Gabriel pomógł jej usiąść z przodu na miejscu pasażera. Drzwi się zamknęły, a ona poczuła się jak w kokonie z drogiej skóry, metalu i błogiej ciszy.
Gabriel usiadł po stronie kierowcy i już po kilku sekundach przedzierali się przez tłum reporterów, który musiał się rozstępować, by ich przepuścić. Leonora wzdrygnęła się, gdy paparazzi przycisnęli aparaty do okna i błyskali fleszami, robiąc zdjęcia.
– Jednak mogłam spróbować wyjść tylnymi drzwiami. Jutro będę na pierwszych stronach gazet.
– Dlaczego miałabyś się tym przejmować? Nie masz się czego wstydzić.
Serce Leonory biło mocniej. Zobaczyła dłoń Gabriela zmieniającą biegi. Długie, nieco kanciaste palce. Równo przycięte paznokcie. Bardzo męska dłoń.
Poczuła uścisk w podbrzuszu.
– Nie musiałeś tego robić – zauważyła z lekką chrypką.
– Drobiazg. Nie mogłem cię zostawić wilkom na pożarcie.
Odniosła wrażenie, że był zły za nią, a przecież ledwo go znała. Ulga, że została wyciągnięta z matni, złagodziła jej gniew na Lazara.
– Cóż... Dziękuję.
Wtedy zauważyła, że przejeżdżają przez jedną z ekskluzywnych dzielnic Madrytu. Zielone ulice i eleganckie kosmopolityczne bary i restauracje. Drogie sklepy z antykami i designerskie butiki. Eleganckie budynki przemieszane z nowoczesną architekturą.
Na myśl, że Gabriel może żałować swojego dobrego uczynku, Leonora powiedziała:
– Naprawdę nie musisz mnie odwozić. Zresztą to w drugą stronę. Mogę tu wyskoczyć i wziąć taksówkę.
Pokręcił głową i spojrzał w lusterko wsteczne.
– Jeżeli nie chcesz, żeby pojechali za tobą do domu, to nie możesz.
Leonora obejrzała się i zobaczyła kilka motocykli przemykających między samochodami, jadących ich tropem. Serce jej zamarło. Jeśli pojawią się przed jej rodzinną posiadłością, Matías bardzo się zestresuje…
W tym momencie Gabriel powiedział: „Poczekaj” i ruszył naprzód, gdy światła zmieniały się na czerwone. Wykonał kilka szybkich skrętów w boczne uliczki, a Leonorze serce podeszło do gardła, choć w żadnym momencie nie czuła się zagrożona. To było ekscytujące.
Jednak przy następnym skręcie oddech uwiązł jej w płucach: wyglądało to tak, jakby jechali prosto w ścianę, ale szybko okazało się, że są to drzwi, którymi wjechali do prywatnego garażu pod budynkiem.
Gabriel zatrzymał się przy rzędzie równie eleganckich samochodów.
– Myślę, że zgubiliśmy ich na ostatnich światłach.
– Gdzie jesteśmy? – zapytała.
– W moim miejskim apartamencie. Możesz tu chwilę poczekać, aż cię zgubią. Później zorganizuję ci powrót do domu. Jeśli chcesz.
Leonora spojrzała na Gabriela, wciąż oszołomiona tym, co się wydarzyło. Jej wybawiciel patrzył na nią ciemnymi i nieodgadnionymi oczyma, a jednak miała poczucie, że nawiązuje się między nimi jakaś niema komunikacja.
– Dobrze… jeśli jesteś pewien. Nie chcę ci przeszkadzać.
– Nie przeszkadzasz mi. Nic się nie martw.
Odpiął pas i wysiadł z samochodu. Potem otworzył jej drzwi i wyciągnął dłoń. Leonora niemal nie chciała go dotknąć, bojąc się swojej reakcji. Wciąż czuła dotyk jego dłoni na swoim łokciu. Ale nie mogła zwlekać, więc położyła dłoń na jego ręce, by pomógł jej wysiąść. I miała rację, że się bała, ponieważ po jej ramieniu przemknęła iskra elektryczna – wprost do rdzenia jej jestestwa.
Prostując się, nie mogła złapać tchu. Była tak blisko Gabriela, że z kolejnym krokiem znalazłaby się tuż przy jego ciele. Czuła, że pod swoim szytym na miarę garniturem jest napięty jak struna. Zacisnął dłoń na jej dłoni.
– W porządku?
Podniosła wzrok i zmusiła się do uśmiechu, próbując nie dać się onieśmielić jego czystemu męskiemu pięknu. Jego bliskości.
– W porządku… Tylko troszkę się zdenerwowałam przez tych paparazzich. Zwykle się mną nie interesują.
Pomyślała o jutrzejszych gazetach. Głowa rozbolała ją na myśl o reakcji rodziców. Liczyli, że odkupi ich nazwisko i finanse, a nie że uwikła ich w kolejny skandal.
Gabriel puścił jej rękę, a Leonora nagle przypomniała sobie o czymś.
– Moja torba i płaszcz! Lazaro kazał je komuś zanieść do szatni w hotelu.
– Chodź na górę, a ja to załatwię. – Otworzył drzwi prowadzące do słabo oświetlonego holu, w którym pojawił się ochroniarz.
– Dobry wieczór, señor Torres.
– Dobry wieczór, Pancho. Wkrótce ktoś ode mnie przyniesie tu parę rzeczy. Wpuść go, proszę, i przyślij rzeczy na górę.
– Oczywiście, proszę pana.
Gabriel położył dłoń na plecach Leonory, kierując ją do windy. Choć jego dotyk był lekki, czuła go przez sukienkę i miała absurdalną ochotę oprzeć się na nim plecami, pozwalając mu wziąć na siebie swój ciężar.
Zaniepokoiło ją, jak wiele doznań w niej wywoływał, więc stanęła dalej od niego, kiedy drzwi windy się zamknęły, a on nacisnął guzik.
Kilka sekund później Leonora weszła do oszałamiającego penthouse’u na najwyższym piętrze. Miał wszystkie oryginalne cechy budynku z epoki – z XIX wieku, jak się domyśliła – poza nadmiernymi zdobieniami.
Było to bardzo nowoczesne mieszkanie w skorupie jednego z klasycznych madryckich budynków. Na ścianach wisiały awangardowe dzieła, a reflektory wskazywały oczom odważne pociągnięcia i kolory. Zaskakująco zmysłowe. Coś w sposobie urządzenia – brak natłoku, otwarte przestrzenie – uspokoiło ją. Meble były zwodniczo proste i dyskretne. Nigdy nie widziała czegoś podobnego.
Gabriel podszedł do francuskich drzwi i otworzył je, żeby wpuścić trochę powietrza. Późne letnie upały wciąż były uciążliwe. Wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił, przez chwilę rozmawiał cicho. Zapewne organizował przywiezienie jej rzeczy.
Następnie odwrócił się twarzą do niej, szarpiąc za muszkę i rozwiązując ją, po czym rozpiął górny guzik koszuli. Niemal odwróciła wzrok, czując się tak, jakby naruszała jego prywatność. Wskazał na kanapę.
– Usiądź, proszę.
Leonora weszła dalej do pokoju, czując się nago bez płaszcza i torby.
– Nie trzeba, dziękuję. Masz piękne mieszkanie.
Bez wątpienia była to tylko jedna z setek nieruchomości w Hiszpanii i na świecie należących do niego i jego rodziny.
– Napijesz się czegoś? – Podszedł do oryginalnego barku. – Mam whisky, brandy, szampana, wino, gin…
– Poproszę trochę whisky – rzuciła, potrzebując czegoś, co ukoiłoby jej rozedrgane nerwy.
Nalał ciemnozłotego płynu do małej szklanki i jej podał.
– Irlandzka. Powinna być bardzo dobra.
Leonora wzięła szklankę. Rozpięty guzik jego koszuli odsłaniający opaloną skórę i odrobinę włosków wprawiał ją w roztargnienie.
– Nie próbowałeś jej?
Potrząsnął głową.
– Nie piję.
Zastanawiała się, dlaczego, ale nie zamierzała pytać. Jednak zupełnie jakby czytał w jej myślach, powiedział:
– Dość się napatrzyłem, jak alkohol wpływa na ludzi i ich decyzje. Na przykład na mojego ojca: niemal zrujnował rodzinny biznes.
Więc to dlatego Gabriel prowadził teraz swoją szeroko zakrojoną działalność i dlatego uważano go za głowę rodu, mimo że jego ojciec wciąż żył…
– Przykro mi to słyszeć… – zapewniła i dodała impulsywnie: – Rozumiem, o czym mówisz.
Nie wiedziała, dlaczego to powiedziała, ale ku jej uldze nic nie odrzekł ani nie czekał, by dodała, że wady jej ojca doprowadziły ich na skraj przepaści. Zresztą pewnie i tak znał te okropne szczegóły. Większość ludzi znała. Ale po raz pierwszy nie czuła tego palącego wstydu. Może dzięki jego wyznaniu, że jego rodzina też nie była idealna.
– A mnie przykro z powodu tego, co ci się dzisiaj przydarzyło. Nie zasłużyłaś na to. Jesteś za dobra dla takiego mężczyzny jak Lazaro Sanchez.
Leonora przycisnęła szklankę do piersi. Jeszcze nie wypiła ani łyka.
– Skąd możesz wiedzieć, czy jestem dla niego za dobra? Nawet mnie nie znasz.
– Nie? – zapytał łagodnie, unosząc ciemną brew. – Pochodzimy z tego samego świata, Leonoro. Może nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, ale wiemy o sobie nawzajem więcej, niż myślisz. I nie mówię tu o czczych plotkach, tylko o życiu, które prowadzimy. O oczekiwaniach spoczywających na naszych barkach i o życiu zbudowanym na dziedzictwie, obowiązku i odpowiedzialności.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej