9,99 zł
Darcy Lennox i Maksymilian Fonseca Roselli studiowali razem w prestiżowej szkole w Szwajcarii, lecz tylko Maksowi udało się później zrobić zawrotną karierę. Po kilku latach zatrudnia Darcy jako asystentkę w swojej firmie w Rzymie. Darcy ciężko pracuje i wkrótce staje się niezbędna Maksymilianowi. Gdy idzie z nim na spotkanie służbowe, okazuje się, że Maksymilianowi uda się zawrzeć kontrakt życia, jeśli Darcy zostanie jego żoną…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 135
Tłumaczenie:
– No, no, no… doprawdy ciekawe… Mała Darcy Lennox w moim biurze! W poszukiwaniu pracy!
Darcy odruchowo pohamowała przypływ złości na dźwięk określenia „mała”, które zresztą wcale nie odbiegało od rzeczywistości. Musiała też zapanować nad ogarniającym ją podnieceniem. Nie było łatwo zasiąść po latach twarzą w twarz, w odległości metra bo tyle mierzyło wszerz masywne, eleganckie biurko – z boskim Maksymilianem Fonsecą Rosellim. Wprost przeciwnie było jeszcze trudniej niż w szkole: z seksownego nastolatka wyrósł porażająco przystojny mężczyzna. Patrząc teraz na Maksa, Darcy w absurdalny sposób myślała tylko o tym, że ludzie w istocie rzeczy są prymitywni jak zwierzęta.
Był pół-Brazylijczykiem, pół-Włochem. Zawsze wyróżniał się nieokiełznaną czupryną ciemnoblond włosów, które nigdy nie trzymały się żadnej konwencji. Maksymilian także nie stosował się do wielu przyjętych norm, jednak nie na tyle, by nie zostać „jednym z najmłodszych europejskich miliarderów, wschodzących gwiazd biznesu”, jak opisał go niedawno wiodący anglojęzyczny magazyn finansowy.
Darcy nie potrafiła sobie wyobrazić kobiety, która mogłaby się oprzeć jego seksapilowi. Ze zdziwieniem zauważyła też szramę, która zakłócała idealne rysy mężczyzny.
-Masz bliznę… – wyszeptała bezmyślnie, nie mogąc oderwać od niego zauroczonego wzroku.
Istotnie blizna była pokaźnych rozmiarów, ciągnęła się od lewej skroni aż do szczęki i miała nieregularne krawędzie. Bez wątpienia dodawała Maksowi uroku i mrocznej tajemniczości.
– Jak widzę, jesteś bardzo spostrzegawcza rzucił znacząco.
Darcy zaczerwieniła się. Nie pamiętała już, kiedy ostatnio zachowała się na tyle nietaktownie, by skomentować na głos czyjś wygląd. Należało to chyba spisać na karb zdenerwowania. Gdy weszła, Maks wstał na przywitanie. Nadal stali naprzeciw siebie. Nie umiała odzyskać równowagi pod ciężarem spojrzenia jego wyjątkowych, zielonych oczu. Po latach zrobił na niej ogromne wrażenie.
– Czemuż to absolwentka szacownej Boissy le Chateau szuka pracy jako asystentka zamiast od dawna rodzić dzieci jakiemuś obrzydliwie bogatemu europejskiemu arystokracie? Tego bym się raczej spodziewał po szanujących się uczennicach tej anachronicznej, wręcz średniowiecznej instytucji.
Darcy już w chwili wejścia do gabinetu Maksymiliana pożałowała swego idiotycznego pomysłu, by zaaplikować o pracę w firmie dawnego szkolnego kolegi.
– Byłam w Boissy jeszcze tylko rok po twoim odejściu… – zająknęła się na wspomnienie bójki Maksa z jednym z kolegów i wielkiej kałuży krwi na nieskazitelnie białym śniegu. Recesja pogrążyła mojego ojca i edukację dokończyłam już w Anglii.
Wolała nie mówić mu wprost, że wylądowała w normalnej, państwowej szkole średniej, która okazała się wspaniała w porównaniu z uciążliwą atmosferą ekskluzywnej, prywatnej placówki dla dzieci bogaczy w Szwajcarii.
Maks westchnął ze źle udawanym współczuciem.
– A zatem Darcy nie dostąpiła zaszczytu uczestniczenia w paryskim balu absolwentów?
Darcy powstrzymała się od wszelkich komentarzy. Wiedziała doskonale, że Roselli nie miał łatwego życia w Boissy, ale akurat ona nie należała nigdy do jego antagonistów. Wprost przeciwnie, pamiętała, że raz wmieszała się nawet bez zastanowienia w bójkę, by przyjść mu z odsieczą.
Po chwili zaczerwieniła się ponownie, uświadomiwszy sobie, że i on mógł przecież nie zapomnieć o tej sytuacji.
Postanowiła rozmawiać krótko i na temat.
– Nie. Nie byłam na balu w Paryżu. Zrobiłam maturę i studia lingwistyczne oraz ekonomiczne na uniwersytecie w Londynie. Tak jak napisałam w CV. – Jej CV leżało przed nim na biurku. Wiesz… po prostu zobaczyłam, że szukasz asystentki… ale pewnie nie powinnam aplikować.
Maks przypatrywał jej się badawczo.
– No to jak w końcu? Chcesz pracę czy nie? zapytał.
Darcy była wściekła na siebie za swoje dziewczęce reakcje. Przecież sama odpisała na ogłoszenie, a teraz złościła się, że znów znalazła się obok dawnego znajomego, który zawsze robił na niej wielkie wrażenie.
– Oczywiście, że chcę burknęła bardziej opryskliwie niż wypadało i muszę!
– Twoi rodzice zbankrutowali?
– Nie… na szczęście ojciec jakoś się pozbierał… Wyobraź sobie, że staram się po prostu być na własnym utrzymaniu.
Po jego minie nie potrafiłaby się domyślić, czy jej wierzy. Ona jednak naprawdę nigdy nie zakładała, że coś się komukolwiek należy tylko z racji tego, że ma bogatych rodziców.
Wnikliwe spojrzenie Maksa powoli robiło swoje. Stawała się coraz boleśniej świadoma niedociągnięć swego wyglądu. Ciemne włosy, spięte skromnie w koński ogon, nierzucający się w oczy strój, niewysoki wzrost, zbyt dużo kilogramów.
– Mówisz płynnie po włosku? zapytał nagle Maks właśnie w tym języku.
Zaskoczył ją całkowicie, ale natychmiast zrezygnowała z angielskiego.
– Tak, moja matka pochodzi z przedmieść Rzymu wyjaśniła. Od początku byłam dwujęzyczna. Porozumiewam się też bez problemu po hiszpańsku, niemiecku i, jak wiesz, po francusku. Mogę też rozmawiać po chińsku.
Maks wziął do ręki CV.
– Napisałaś, że od pięciu lat mieszkasz w Brukseli powiedział znów po angielsku. To jest stałe miejsce twojego pobytu?
Bała się tego tematu, bo nie mieszkała nigdzie na stałe, odkąd rodzice się rozwiedli, a miała wtedy osiem lat. Później była nieustannie przewożona z domu do domu, ze szkoły do szkoły, zależnie od kolejnych zleceń ojca lub adresów kolejnych kochanków matki. Jako dorosła nauczyła się polegać jedynie na sobie i swojej karierze zawodowej, by chronić się przed ciągłą wędrówką, której od dziecka serdecznie nienawidziła, podobnie jak kaprysów ulotnych relacji z rodzicami.
– Nie mam stałego miejsca pobytu, przebywam tam, gdzie pracuję odpowiedziała po chwili.
Znów przyjrzał jej się badawczo.
Darcy była zażenowana, bo uświadomiła sobie, że czuje się skrępowana jego spojrzeniem i tym, że być może porównywał ją z top modelkami, z którymi zazwyczaj go fotografowano. Nie wiedziała, czemu w ogóle ją to obchodzi! Choć w przeszłości zdarzyło się, że sięgała po tabloidy, w których bez ogródek opisywano sprośne wyczyny Maksa. Pamiętała, że gdy przeczytała od deski do deski artykuł o randce we troje z dwiema Rosjankami z branży modelingowej, wyrzuciła go w końcu do śmietnika, pełna odrazy do samej siebie za szczere zainteresowanie.
– W porządku… a zatem zatrudnię cię na dwutygodniowy okres próbny od jutra. Masz się na razie gdzie zatrzymać?
Darcy zaniemówiła. Ocknęła się dopiero, gdy popatrzył niecierpliwie na zegarek.
– Ach… tak… oczywiście… mam się gdzie zatrzymać przez parę dni.
Uśmiechnęła się krzywo, zadowolona, że Maks nie wie, że mowa tu o tanim hostelu na przedmieściach Rzymu.
– To dobrze. Jeśli zdecydujemy się na stałą współpracę, załatwimy ci coś bardziej odpowiedniego. A teraz niestety mam spotkanie. Omówimy wszystko jutro o dziewiątej rano.
Darcy sięgnęła po torbę i szybko ruszyła w stronę drzwi. W ostatniej chwili zawahała się jednak.
– Maks… nie robisz tego tylko za względu na dawną znajomość?
– Absolutnie nie. Czysty przypadek. Masz idealne CV na to stanowisko, doskonałe referencje, a poza tym… po wielu doświadczeniach z asystentkami z ulgą zatrudnię osobę o wysokiej kulturze, która nie uważa, że uwodzenie szefa należy do zakresu jej obowiązków.
Maks patrzył nieruchomo na drzwi, które zamknęły się za Darcy.
Darcy Lennox… Jej nazwisko na liście potencjalnych kandydatek było kompletnym zaskoczeniem. Tak samo jak fakt, że od razu przypomniał sobie jej twarz. Przecież nawet nie chodzili nigdy do tej samej klasy. Była sporo młodsza. Jednak zdołała się czymś wryć w pamięć. Dziwne spostrzeżenie jak na człowieka, który z łatwością wykasowywał ludzi ze swego życia, jeżeli przestawali mu być potrzebni, nieważne, czy były to kobiety, czy partnerzy w interesach.
Może to przez te jej niesamowite, wielkie, błękitne oczy? Tak fantastycznie kontrastujące z delikatnie oliwkową cerą, niewątpliwie odziedziczoną po matce Rzymiance… Co się z nim dzieje? Musi naprawdę być wykończony po ostatnim wyjeździe do Brazylii! Może stąd zachwyt nad Darcy i ulga na myśl o pracy z kobietą, która z pewnością nie potraktuje go jak seksualny Mount Everest, czyli wyzwanie, które najlepiej smakuje, gdy jest osiągnięte.
Panna Lennox to uosobienie zdrowego rozsądku i zmysłu praktycznego. Gwarancja solidności, a dla niego również gwarancja, że nigdy nie zastanie jej z samego rana nagiej na swoim biurku. Przez krótką chwilę próbował wyobrazić ją sobie w tego typu sytuacji, lecz absolutnie nie mógł. Widział jedynie poważną twarz Darcy, schludny ubiór, nienaganną fryzurę. A więc nareszcie asystentka, która nie będzie go odwodzić od sfinalizowania kontraktu życia głównego tematu paru ostatnich miesięcy pracy. Nic lepszego nie mogło się wydarzyć. Ta kobieta bez najmniejszych zakłóceń wpasuje się w otoczenie, jednocześnie świadcząc usługi najwyższej jakości. Jej CV jest po prostu imponujące. Należy natychmiast podziękować wszystkim innym kandydatkom i nie zawracać sobie głowy okresem próbnym. Na pewno podjął właściwą decyzję.
Trzy miesiące później
– Darcy! Darcy! Przyjdź tu! ryknął złowieszczo. Natychmiast!
Darcy przewróciła oczami, wstała zza biurka i pośpiesznie udała się do gabinetu. Gdy stanęła w progu, jak zwykle przechadzał się z furią z kąta w kąt. Czemu nadal potrafiła ze spokojem tolerować jego zachowanie? Tłumaczyła sobie to zawsze tak samo: mało kto umiał nie ulec charyzmie Maksa i nie podporządkować się jego osobowości.
– No? Czemu tak stoisz? Wejdź do środka!
Maksymiliana Fonsecę Roselliego należało traktować jak wartego fortunę ogiera pełnej krwi: z głębokim szacunkiem, porządną dawką zdrowego rozsądku, bardzo ostrożnie i pewną ręką.
– Nie ma potrzeby tak krzyczeć odezwała się. Stoję tuż obok.
Mimo wszystko weszła i usiadła na krześle, w oczekiwaniu na instrukcje. Choć jego maniery naprawdę pozostawiały wiele do życzenia, pod względem zawodowym praca u Maksa stanowiła niezwykłe wyzwanie i najwspanialsze doświadczenie w jej dotychczasowej karierze. Trudno było nadążyć za tak błyskotliwym intelektem, lecz nauczyła się tutaj więcej niż we wszystkich poprzednich firmach razem wziętych.
Zaraz na samym początku współpracy umieścił ją za śmieszne pieniądze w luksusowym apartamencie położonym nieopodal biura, a jej protesty zbył bardzo racjonalnym argumentem, że robi to dla własnej wygody: będzie często wymagał pracy po godzinach. W ten sposób oboje będą zadowoleni, on – z jej stuprocentowej dostępności, ona mając mieszkanie w świetnym punkcie wypadowym do zwiedzania Rzymu.
Maks dotrzymał słowa. Darcy niejednokrotnie pracowała do późna i przez część weekendów. Jego poszanowanie zasad etyki pracy mówiąc łagodnie budziło grozę.
– I jaka była reakcja Montgomery’ego? ryknął ponownie.
– Chce się spotkać na kolację. W następnym tygodniu, kiedy przyjedzie tu z żoną.
– Niech go szlag trafi! Idę o każdy zakład, że będzie teraz przedłużał wszystko, jak się tylko da!
Darcy znów zamiast słuchać uważnie, wpatrywała się w przełożonego. Musiała jednak przyznać, że jak zwykle jego obserwacje są trafne. Istotnie większość potencjalnych kontrahentów lub przyszłych partnerów szybciej zgadzała się na warunki Rosselliego.
– Montgomery nie uważa mnie za odpowiednią osobę do przejęcia kontroli nad jego funduszem hedgingowym! Pochodzę znikąd, w moich żyłach bynajmniej nie płynie błękitna krew, ale przede wszystkim nie jestem przykładnym żonkosiem!
Oj, nie jesteś… nie jesteś! pomyślała po cichu Darcy, mając w pamięci chociażby miniony weekend, który jej pracodawca spędził na Bliskim Wschodzie w odwiedzinach u swej egzotycznej kochanki. Czemu właściwie się nad tym zastanawiała? Wspólna praca powinna ludzi na siebie wzajemnie uodparniać, a nie…
– Maks, to ma być kolacja, nie żaden test powiedziała na głos.
– Jak to nie? zirytował się. To czemuż miałbym poznawać jego czcigodną małżonkę?
– Może to on chce cię poznać lepiej na gruncie prywatnym. Zapomniałeś już, że zamierza ci przekazać zarządzanie jednym z najstarszych i najznakomitszych majątków w Europie, swym dziedzictwem rodzinnym?
– Montgomery już dawno zna swój wyrok. Po prostu człowiek w jego sytuacji nie ma już nic innego do roboty, może się zabawiać i grać ludźmi jak pionkami.
– No to zaproś Norę na kolację i przekonaj Montgomerych, że wasz związek jest stabilny.
– Zupełnie oszalałaś! Nora jest zdemoralizowana, drażliwa, chciwa… a od zeszłej niedzieli nie jest już nawet moją kochanką.
Darcy z trudem utrzymała obojętną minę.
– A szkoda… była taka piękna…
– Wybieram sobie kobiety z wielu powodów, ale nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek chodziło mi tylko o urodę.
Przez chwilę z napięciem patrzyli sobie w oczy. Na szczęście właśnie wtedy zadzwonił telefon stacjonarny. Sięgnęła, by odebrać. Zawahała się jednak i zamiast połączyć, przytrzymała guzik z napisem „hold”.
– Sułtan Sadik Al-Omar!
– Odbiorę!
Darcy z wielką ulgą wymknęła się z gabinetu, zostawiając Maksa pogrążonego w rozmowie z przyjacielem i jednym z ważniejszych klientów. Odetchnęła dopiero za zamkniętymi drzwiami.
Cóż miało oznaczać to przedziwne spojrzenie? Ostatnio parę razy przyłapała Maksa, jak gapił się na nią z niezrozumiałym wyrazem twarzy. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że za każdym razem, kiedy się zorientowała, robiła się czerwona jak piwonia i zaczynały jej się trząść ręce. Była wściekła na siebie. Czyżby naiwnie sądziła, że szef ma dla niej w zanadrzu coś więcej niż tylko sprawy zawodowe?
Przecież wcale nie chciała, żeby miał. Nie zamierzała narażać na szwank najlepszej pracy, jaką kiedykolwiek udało jej się zdobyć. Nie będzie do niego wzdychać jak nastolatka i snuć się za nim jak kiedyś dawno temu w szkole w Boissy.
Maks skończył rozmowę i próbował się uspokoić, podziwiając z okien biura niesamowitą perspektywę niepoddającego się upływowi czasu Rzymu. Niestety nawet ta taktyka ostatnio się nie sprawdzała.
Sadik Al-Omar był jednym z nielicznych bliskich przyjaciół Maksa. Niedawno ustatkował się po długim i bujnym okresie kawalerstwa. W tle słychać było jego małego synka, a w czasie rozmowy okazało się, że w drodze jest już drugie dziecko. Sadik nie krył radości z odmiany losu, przed którą bronił się latami. Maks dokuczał mu z tego powodu niejednokrotnie, lecz tym razem słysząc nieprawdopodobne zaangażowanie w głosie przyjaciela, sam poczuł się jakby pusty.
Powróciły też wspomnienia z niedawnego ślubu brata w Rio de Janeiro, na który pojechał, choć prawie wcale nie czuli się ze sobą związani, co zawdzięczali rozłące zgotowanej im przez nieustannie wojujących rodziców.
Jeżeli cokolwiek łączyło obu braci to wrodzony cynizm. Na ślubie jednak z oczu brata zniknęła wszelka ironia, a zastąpił ją niemy zachwyt i uwielbienie. Maks starał się o tym wszystkim nie myśleć i trzymać się wersji, że jest zdeklarowanym samotnikiem, odkąd jako nastolatek zrozumiał, że w sytuacji podbramkowej może liczyć tylko na siebie.
Coraz częściej jednak z irytacją wyczuwał, że zaczyna odstawać od swych rówieśników, którzy nagminnie po trzydziestce zakładali rodziny.
Perspektywa zjedzenia kolacji w towarzystwie małżeństwa Montgomerych powoli urastała do rangi koszmaru i oczywistej okazji do podważenia jego kandydatury na zarządcę majątkiem i funduszem.
Wtedy nagle przypomniał sobie sugestię Darcy, by zaprosić na spotkanie Norę. Zamiast myśleć o Norze, złapał się na tym, że myśli o Darcy i jej rumieńcach na wieść o tym, że egzotyczna piękność przestała być jego kochanką. Gdy starał się porównać obie kobiety, zrezygnowany przyznał w duchu, że trudno byłoby znaleźć większe przeciwieństwa.
Nora al-Fasari była bez wątpienia jedną z najbardziej urodziwych niewiast na świecie. Jej zgoła nieziemski wygląd sprawiał, że wydawała się amorficzna, jakby nie istniała w rzeczywistości. Darcy z pewnością nie była nadzwyczaj piękna. Jednak była istotą z krwi i kości, atrakcyjną, ładną, na swój sposób oryginalną i niepowtarzalną. Nagle zaczął się zastanawiać, jak by wyglądała poza miejscem pracy, ubrana bardziej wyzywająco, z mocnym makijażem. Po chwili z przerażeniem uświadomił sobie, że jej figurę wyobraża sobie z ogromną łatwością: grafitową spódniczkę opinającą nieprzyzwoicie okrągłe pośladki, błyszczący skórzany pasek podkreślający niebywale cienką talię, bardzo pełne piersi prześwitujące przez jedwabną bluzkę. Z wrażenia przysiadł za biurkiem. Obawiał się, że Darcy wróci po coś i przyłapie go na nietypowej chwili słabości.
Po chwili postanowił w ramach szybkiej terapii przypomnieć sobie Norę. Niestety jedyny obraz związany z nią, jaki natrętnie pojawiał się przed oczami, przedstawiał scenę pełną wrzasków i lecących w jego kierunku drogocennych waz po tym, jak jej oznajmił zakończenie ich romansu.
– Idę do domu. Chciałam tylko przed wyjściem zapytać, czy niczego nie potrzebujesz? W międzyczasie na progu stanęła niczego nieświadoma Darcy.
Maks poczuł, że wszystko się w nim gotuje. Przez moment widział jedynie jej ciemne, błyszczące włosy, pełne kształty, szerokie biodra, wielki biust skumulowane w niewielkiej postaci, która z pewnością miała jedynie około stu sześćdziesięciu centymetrów wzrostu.
Nigdy przedtem nie podobały mu się niskie kobiety.
Nigdy przedtem nie zwracał uwagi na ubrane klasycznie niewiasty, które zupełnie nie prowokowały, by je uwodzić.
Oczywiście nie mógł jej za to winić.
Natomiast gdyby miał szczerze odpowiedzieć na pytanie, to… Czyżby całkiem już zwariował?
– Maks… wszystko w porządku?
– W porządku? A co ma nie być w porządku?
– To czemu mierzysz mnie takim wzrokiem?
– Bo… widzisz… myślałem o tej kolacji z Montgomerym…
– Co z kolacją?
– Pójdziesz tam ze mną.
– Ja? Przez chwilę wyglądała na nieco skonsternowaną. Czy to będzie właściwe?
Maks zapanowawszy odrobinę nad swym dziwnym nastrojem, odważył się w końcu wstać zza biurka.
– Wysoce właściwe. Przecież od początku pracowałaś ze mną przy tym kontrakcie. Będziesz miała o czym rozmawiać, poza tym przydasz mi się do konwersacji z żoną Montgomery’ego.
Darcy najwyraźniej nie miała ochoty.
– Nie sądzisz, że każda inna kobieta pasowałaby lepiej do tej roli?
– Darcy, nie chcę dalszych dyskusji. Idziesz tam ze mną.
Po chwili wzruszyła z rezygnacją ramionami.
– Zgoda. Czy to wszystko na dziś? Potrzebujesz czegoś jeszcze?
Przez ułamek sekundy wyobraził sobie, że potrzebowałby zedrzeć z niej tę jedwabną bluzkę, potem obcisłą spódniczkę…
– Nie, dziękuję. Możesz iść.
Gdy wyszła, odczuł nieprawdopodobną ulgę. W normalnych okolicznościach uznałby, że powinien natychmiast poszukać sobie kobiety na miejscu. Jednak ostatnio nic nie odbywało się normalnie. Nie potrzebował na sam koniec negocjacji z Montgomerym kwiecistych artykułów o zakończeniu egzotycznego romansu i nowej, lokalnej znajomości!
I tak oto utknął w dość nietypowej dla siebie sytuacji zmagania się z pożądaniem do własnej asystentki, którego w żaden sposób nie mógł zaspokoić. Chyba jakieś złośliwe bóstwo, żeby się zabawić, zesłało na niego tak nieludzką karę!
Tytuł oryginału: The Bride Fonseca Needs
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Anna Jabłońska
© 2015 by Abby Green
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-2541-0
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.