10,99 zł
Brazylijski milioner Caio Salazar i Ana Diaz zawierają związek małżeński, który ma potrwać rok i obojgu przynieść korzyść. Caio zmieni swój wizerunek playboya, który coraz bardziej przeszkadza mu w interesach, a Ana uwolni się od despotycznego ojca. Gdy przychodzi czas rozwodu, Ana uświadamia sobie, że zakochała się w Caiu, ale wie, że on nie odwzajemnia jej uczuć. Podpisuje dokumenty i planuje jak najszybciej wyjechać. Rozwiedzeni małżonkowie niespodziewanie dowiadują się, że grozi im niebezpieczeństwo. Na jakiś czas będą się musieli razem ukryć…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 145
Abby Green
Umowa się skończyła, ale…
Tłumaczenie:
Ewelina Grychtoł
Tytuł oryginału: Their One-Night Rio Reunion
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Abby Green
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9324-2
ŚŻ DUO – 1166
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Rok temu, kościół Cristo Redentor, Rio de Janeiro
Ana Diaz spóźniała się na własny ślub – co byłoby całkowicie zrozumiałe, wręcz oczekiwane, na normalnym ślubie. Ale nie na tym. Nie, kiedy jej zamążpójście było w rzeczywistości aranżowanym mariażem między dwoma najbogatszymi rodami Brazylii.
Ana wiedziała, że jest tylko pionkiem w grze między jej ojcem, baronem medialnym Rodolfem Diazem, a przedsiębiorcą i genialnym programistą Caiem Salazarem. Jego pełne imię brzmiało Caio Salazar de Barros, ale kilka lat wcześniej odciął się od rodzinnej fortuny i nazwiska. Działając na własną rękę, od zera zbudował finansowe imperium. Obecnie interesy z nim stanowiły nie lada gratkę dla ludzi takich jak jej ojciec. Salazar natomiast potrzebował żony, żeby zbudować sobie bardziej konserwatywny wizerunek, potrzebny mu do rozszerzenia działalności na Europę i świat.
Ana rozumiała, dlaczego zdecydował się na tak drastyczny krok. Salazar do tej pory był uważany za playboya, o którego licznych podbojach rozpisywały się gazety. Tego rodzaju reputacja mogła mu tylko zaszkodzić.
Jeśli chodzi o samą Anę, przekonały ją dwie rzeczy. Po pierwsze, dzięki temu małżeństwu jej ukochany brat mógł pójść na wymarzone studia. Po drugie, miało trwać tylko rok. Najwyraźniej tylko na tyle Salazar był gotów porzucić swoje hedonistyczne zwyczaje.
Według postanowień umowy przedmałżeńskiej Ana będzie musiała pokazywać się publicznie w towarzystwie męża, promując jego nowy, bardziej konserwatywny wizerunek. Oczekiwano od niej, że będzie zachowywać się tak, by ich relacja wypadła przekonująco. Za zamkniętymi drzwiami zaś będzie mogła robić, co jej się żywnie podoba. Będzie miała własną sypialnię i własną przestrzeń do życia.
Niestety umowa całkowicie pomijała kwestię obowiązków małżeńskich w sypialni. Na samą myśl o tym Anę oblewał zimny pot. Nie dlatego, że uważała swojego narzeczonego za nieatrakcyjnego. Wręcz przeciwnie.
Poznała Caia dopiero kilka tygodni wcześniej, kiedy przyjechał omówić szczegóły układu z jej ojcem. Od razu zrobił na niej potężne wrażenie: wysoki, o ciemnej karnacji i szczupłej, muskularnej budowie ciała. Jego gęste ciemne włosy opadały na twarz o surowych rysach. Głęboko osadzone oczy i orli nos potwierdzały jego rodowód, sięgający portugalskich konkwistadorów. Jego usta były wąskie i zmysłowe, szczęka pokryta lekkim zarostem. Emanował arogancją i seksualnym magnetyzmem, które nie pozostawiały wątpliwości, że jego reputacja playboya jest zasłużona.
Ana była zaskoczona swoją reakcją na niego. Nigdy nie sądziła, że taki stereotypowo przystojny playboy wyda jej się atrakcyjny. Tym bardziej, że był produktem tego samego uprzywilejowania, co jej ojciec i starsi bracia.
Jej młodszy brat, Francisco, nie mógł bardziej się od nich różnić. Dlatego tak bardzo go kochała. Na tyle, żeby zgodzić się na aranżowane małżeństwo.
Ale mimo wszystkich jej uprzedzeń Caio Salazar oczarował ją tak szybko, że nawet nie zdążyła zareagować. Nie zdążyła zdusić w sobie pociągu do niego, tak jak to zawsze robiła, bojąc się, że ktoś mógłby odkryć jej absolutny brak doświadczenia. Dorastając w domu pełnym mężczyzn, Ana nauczyła się maskować swoją kobiecość, ukrywać się, wtapiać się w otoczenie. Bez matki i sióstr zawsze czuła się jak outsiderka, która nigdy nie poznała kobiecych tajemnic. Dodając do tego jej naturalny introwertyzm, trudno się dziwić, że w wieku dwudziestu dwóch lat wciąż była dziewicą. A już za chwilę miała stanąć przed ołtarzem z mężczyzną, który mógł zażądać od niej spełnienia obowiązku małżeńskiego.
Wiedziała, że gdyby to zrobił, to raczej dla formalności. Na pewno nie była w jego typie. Wybierał wysokie, długonogie modelki, a nie kobiety średniego wzrostu o niemodnych krągłościach i bez wyczucia stylu.
Jakby słysząc jej myśli, jej ojciec, który przez cały czas rozmawiał przez telefon, skończył rozmowę i dołączył do niej w przedsionku kościoła. Zmierzył ją chłodnym wzrokiem.
– W tej sukni wyglądasz jak stara panna. Chcesz, żeby Salazar uznał, że popełnia błąd?
Anna z trudem opanowała gniew i wstyd. Wybrała tę suknię właśnie dlatego, że zakrywała ją od stóp do głów. Salazar nie mógł wiedzieć, że jest nim tak samo zauroczona, jak każda inna kobieta na planecie. Że pragnęła go z siłą, która jednocześnie ją szokowała i irytowała.
Przypomniała jej się jedyna interakcja, jaką miała z Salazarem. Kiedy on i jego ojciec skończyli omawiać interesy, jej ojciec zaciągnął ją przed jego oblicze jak klacz rozpłodową.
– Zostaw nas – powiedział krótko Salazar, nawet nie patrząc na jej ojca.
W innych okolicznościach Ana doceniłaby komiczność sytuacji: Rodolfo Diaz, wyrzucany z własnego salonu. Ale jej ojciec bardzo chciał pozbyć się z domu córki, więc przełknął dumę i wyszedł.
Ana gotowała się ze złości na myśl, że zostanie oddana mężowi przez ojca jak w średniowieczu. Ale Caio nic sobie nie robił z jej gniewnego spojrzenia. Patrzył na nią spokojnie przez niekomfortowo długi czas, po czym odezwał się.
– Chcesz zobaczyć świat, Ano? Bo to właśnie ci oferuję. Zabieram moją firmę na rynek światowy. Potrzebuję tylko żony, która przez rok będzie stać u mojego boku.
Nieco zaskoczona, Ana przez chwilę walczyła z absurdalnym rozczarowaniem. Spodziewała się, że będzie przynajmniej próbował z nią flirtować. Najwyraźniej nawet najbardziej znany playboy w Brazylii nie był nią zainteresowany.
– Technologia seksrobotów ostatnimi czasy bardzo się posunęła – zauważyła kąśliwie. – Możesz oszczędzić sobie dużo zachodu i kupić sobie jednego.
Jego ciemne oczy rozbłysły. Fakt, że udało jej się go zaskoczyć, nieco pocieszył Anę.
– Seksrobot nie był od dziecka przygotowywany do swobodnego poruszania się w wyższych sferach, tak jak ty. Każdy czegoś chce… więc czego ty chcesz, lub potrzebujesz, żeby uczynić ten układ bardziej… namacalnym?
Dlatego właśnie Ana to robiła. Ponieważ w tamtej chwili Caio obiecał jej wolność: i dla jej młodszego brata, i dla niej.
Podniosła wzrok na ojca.
– Jeśli będziesz zwlekać jeszcze chwilę dłużej, to nie przeze mnie Salazar postanowi wycofać się z tego układu.
Rodolfo Diaz groźnie zmarszczył brwi, ale skinął głową asystentce i chwilę później Ana usłyszała pierwsze takty marsza weselnego Mendelssohna.
Dzisiaj, Rio de Janeiro
– Panie Salazar?
Caio Salazar obrócił się do swojego prawnika, który właśnie rozkładał dokumenty na dębowym biurku. Dopisane ołówkiem ptaszki wskazywały, gdzie należy złożyć podpis.
– To są dokumenty niezbędne, żeby złożyć wniosek o rozwód. – Mężczyzna wyciągnął rękę z długopisem.
Rozwód. Caio Salazar wziął od niego długopis i usiadł.
Nigdy nie zamierzał się ożenić. To nie była część jego planów, nie po tym, jak przez całe dzieciństwo obserwował toksyczny koszmar, jakim było małżeństwo jego rodziców. Na całe szczęście miał starszych braci, którzy wzięli na siebie brzemię legendarnej fortuny i medialnego koncernu Salazar de Barros, pozwalając Caiowi uniezależnić się i przy okazji stracić „de Barros” z nazwiska.
Sukces jego firmy położył kres plotkom, jakoby miał nie poradzić sobie bez pomocy rodziny. Nie tylko przetrwał, ale też znalazł się w gronie najbogatszych osób w Brazylii. A co najlepsze, przed nikim nie musiał odpowiadać.
Na początku korzystał ze swojej wolności, ile tylko się dało, co zaskarbiło mu reputację playboya buntownika. Zaliczanie legendarnych klubów nocnych i najpiękniejszych kobiet w Brazylii było całkiem zabawne, ale jeśli Caio miał być szczery, to kierowała nim bardziej chęć zirytowania ojca niż zaspokojenia własnych zachcianek. Zresztą to życie już od jakiegoś czasu go nudziło. Miał wrażenie, jakby działał siłą rozpędu. Kiedy jego pierwsze inwestycje w Europie i Stanach Zjednoczonych spaliły na panewce, zrozumiał, że grozi mu zrujnowanie wszystkiego, co zbudował. A było wielu ludzi, którzy chętnie zobaczyliby jego upadek.
Nie zamierzał dać im tej satysfakcji. Dlatego zdecydował się rozważyć to, co wcześniej wydawało mu się nie do pomyślenia: strategiczne małżeństwo z odpowiednią kobietą. I dlatego, ku zaskoczeniu wszystkich, poślubił kobietę z jednego z najbardziej szacownych rodów Rio de Janeiro.
Okazja pojawiła się, kiedy wszedł w układ z Rodolfem Diazem. Magnat medialny miał córkę, którą chciał jak najszybciej wydać za mąż. Fakt, że pochodziła z tego samego środowiska co Caio, był dla niego dodatkowym bonusem. Dzięki temu małżeństwo wyglądało bardziej autentycznie.
Oczywiście nie podjąłby tak ważnej decyzji, nie poznawszy wpierw kandydatki. Na pierwszy rzut oka nie zrobiła na nim szczególnego wrażenia: długi woal czarnych włosów skrywał jej twarz, a luźne ubrania maskowały kształt ciała. Ale potem jej ojciec bezceremonialnie uniósł jej brodę, odsłaniając ładną, bladą twarz w kształcie serca. Jej usta były zaciśnięte buntowniczo. Wyrwała się ojcu z gniewnym błyskiem w oku.
– Nie jestem towarem, którym możecie sobie handlować! – oświadczyła.
Przez kilka sekund ona i jej ojciec patrzyli na siebie w napięciu, które można by kroić nożem. Caio widział, że niewiele brakuje, żeby Rodolfo rzucił się na córkę z pięściami. Wyczuł to, ponieważ sam znał to aż za dobrze.
Nigdy by się nie przyznał, że w tamtej chwili obudził się w nim opiekuńczy instynkt, który sprawił, że podjął taką, a nie inną decyzję. Ani że obudziło się w nim też coś innego, co uznał za chwilową aberrację.
Ich ślub był dyskretny, bez większego rozgłosu. Na początku wzbudzili zainteresowanie, które szybko minęło. Ostatecznie, strategiczne małżeństwa między członkami najbogatszych rodów Brazylii zdarzały się cały czas.
Pod wieloma względami ich małżeństwo okazało się pełnym sukcesem. Ana podróżowała z nim po świecie, podczas gdy on rozwijał swoją firmę, otwierając oddziały w Nowym Jorku, Londynie i Bangkoku. Z żoną u boku został zaakceptowany bez najmniejszego problemu przez międzynarodową społeczność biznesmenów. Nie był już playboyem, który w każdej chwili groził wywołaniem skandalu.
Spojrzał przez pokój na Anę, która wyglądała przez szklaną ścianę budynku na dzielnicę biznesową Rio de Janeiro. Jego żona nie miała już niemodnie długich włosów. Teraz były obcięte do ramion, miękko okalając jej twarz. Lekki makijaż podkreślał brązowe oczy o długich rzęsach. Jej oliwkowa cera była nieskazitelna. Nos miał mały, szlachetny garb. Ale to na punkcie jej ust miał obsesję: miękkich, naturalnie wydętych, które czasem nadawały jej bezbronnego wyrazu, a czasem zmysłowego, wręcz prowokującego.
Bezkształtne ubrania, które nosiła, kiedy się poznali, również zniknęły. Dzisiaj miała na sobie dopasowane czarne spodnie, szarą koszulę i czarne szpilki podkreślające jej szczupłe łydki. Nawet w szpilkach była o głowę niższa niż on.
Jego prawnik zakaszlał dyskretnie, przypominając mu o dokumentach rozwodowych czekających na podpisanie.
Co się z nim działo?
To małżeństwo od początku miało się datę ważności i Caio osiągnął dokładnie to, co zaplanował sobie rok wcześniej. Przełamując niezrozumiały opór, podpisał dokumenty i oddał długopis swojemu prawnikowi.
Ana Diaz Salazar usłyszała za sobą skrobanie długopisu po papierze. Jej mąż… podpisujący dokumenty rozwodowe. Zaraz jej kolej. Tylko dlaczego nie cieszyła się, że ta sprawa wkrótce będzie załatwiona?
Stała w tym samym miejscu, co rok wcześniej, kiedy przyjechała tu, żeby podpisać intercyzę. Wtedy, tak jak teraz, wyobrażała sobie, że może stąd dojrzeć poranne fale nad słynną plażą Copacabana.
Wolałaby znajdować się tam niż tutaj. To była jej ulubiona pora na spacery po plaży – rano, kiedy jeszcze nie dotarli na nią turyści. Albo jeszcze lepiej wolałaby być tam ze swoim ukochanym młodszym bratem Franciskiem. Tylko że Francisco już poleciał do Europy, gdzie miała do niego dołączyć jeszcze tego dnia, jako świeżo rozwiedziona milionerka. Caio był bardzo hojny. Gdyby się nie opierała, dostałaby od niego jeszcze więcej pieniędzy.
Czekała, aż ogarnie ją ekscytacja zbliżającą się podróżą do Europy, ale zamiast tego czuła frustrację. Żal. Czuła, że zostawia tu niedokończone sprawy. Nieodwzajemnione pożądanie, wyszeptał złośliwy głosik w jej głowie.
Stanowczo odepchnęła od siebie tę myśl. W ostatnich tygodniach balansowała na granicy zrobienia z siebie pośmiewiska, próbując sprawić, żeby jej mąż ją zauważył. Pożądanie, które poczuła do niego na początku, tylko przybrało na sile. Jak cierń pod jej skórą. Stałe przypomnienie, że jest słaba.
Dzięki Bogu rozwodzili się dzisiaj i będzie mogła wyjechać, zanim całkiem się wygłupi. Caio nigdy się nie dowie, jak go pragnęła. Ponieważ nigdy tak naprawdę jej nie zauważył.
– Pani Salazar? Zapraszam do złożenia podpisu.
Ana zesztywniała. „Pani Salazar”. Już niedługo z powrotem będzie Aną Diaz. Czuła wzrok męża na swoich plecach. Ale czy on w ogóle był jej mężem, jeśli nigdy nie skonsumowali małżeństwa? Mieszkali razem, owszem, razem podróżowali i pokazywali się publicznie, ale poza tym ich kontakt był minimalny. Pewnie spędzał więcej czasu ze swoimi partnerami biznesowymi. Pewnie znali go lepiej, niż ona… choć Ana czuła, że właściwie zna go całkiem dobrze. Od początku małżeństwa obserwowała go z ukrycia, poznając jego poglądy i zwyczaje. Szybko odkryła, że jest zupełnie innym człowiekiem, niż założyła z początku.
Caio był o wiele zbyt intrygujący, jak na jej gust. A kiedy zaciekawienie osobowością człowieka łączyło się z fizycznym pożądaniem, powstawało coś, co bała się nazwać.
– Ano?
Jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Wzięła głęboki oddech i obróciła się, w myślach przygotowując się na widok męża. Ale to nic nie dało. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, jak zawsze poczuła uderzenie adrenaliny, a jej serce zaczęło się tłuc jak oszalałe. Wiedziała, że jego obraz będzie na zawsze wypalony w jej pamięci. Jego ciemne oczy, które nie były całkiem ciemne. Miały złote plamki, które sprawiały, że czasem wyglądały jak roztopiony metal. Wiedziała o tym, bo pewnego razu widziała, jak płoną…
Tak często podróżowali, że przyzwyczaiła się do uczucia dezorientacji, kiedy budziła się w nowym miejscu – w hotelu albo w jednej z rezydencji Caia. Tamtej nocy poszła nalać sobie szklankę wody i wracała zaspana do swojej sypialni, kiedy usłyszała jakiś dźwięk. Podniosła głowę i zdawała sobie sprawę, że wcale nie weszła do swojej sypialni. Była w sypialni Caia, a on właśnie wychodził z łazienki w chmurze pary.
Jego widok sprawił, że stanęła jak wryta. Był całkowicie nagi. Wycierał włosy małym ręcznikiem. Jego oliwkowa skóra wciąż była mokra. Błyszcząca.
W tamtej chwili Ana zrozumiała, dlaczego tylu rzeźbiarzy obiera za temat swoich dzieł męskie ciało. Jego pierś była szeroka i rzeźbiona, mięśnie grały pod skórą, gdy wycierał włosy. Linia ciemnych włosków biegła przez sześciopak na jego brzuchu. Miał wąskie biodra, długie nogi i mocne uda.
Ana instynktownie zacisnęła uda, jakby mogła tym zdusić swoje pożądanie. Caio spojrzał na nią i to wtedy odkryła, że jego oczy potrafią wyglądać, jakby płonęły. Goręcej niż słońce.
Uciekła.
– Ano?
Głos Caia przywrócił ją do rzeczywistości. Jego brwi były ściągnięte, usta zaciśnięte. Nie powinien być weselszy? Ostatecznie, właśnie pozbywał się żony, którą poślubił tylko po to, żeby pomóc sobie w interesach. Mógłby teraz wyjść i zaspokoić swoje potrzeby z dowolną ilością pięknych kobiet. Wiedziała, że nie miał żadnych kochanek przez cały rok, kiedy byli małżeństwem. I nie miała pojęcia, dlaczego.
Zamrugała.
– Tak, jestem gotowa. – Spojrzała na prawnika, który podał jej długopis.
– Ostatni podpis, pani Salazar.
Ana wzięła od niego długopis, który wydał jej się niezwykle ciężki. Pochyliła się i podpisała imieniem i nazwiskiem. Długopis wypadł jej ze zdrętwiałych palców.
Dokonało się.
Aranżowane małżeństwo, któremu tak się opierała, okazało się zupełnie inne niż w jej wyobrażeniach. I właśnie dobiegło końca.
Caio patrzył, jak Ana podpisuje dokument. Wyglądała na… zdenerwowaną? Sposób, w jaki przygryzała wargę, sprawił, że poczuł znajome ściskanie w podbrzuszu. Naprawdę, im szybciej się jej pozbędzie, tym lepiej. Jego reakcja na nią była po prostu efektem seksualnego sfrustrowania po roku celibatu.
Tylko że przez ten rok nie miałeś ochoty na żadną kobietę poza nią, zauważył drwiący głosik w jego głowie. Caio zignorował go.
Oboje dostali to, czego chcieli; najwyższy czas o niej zapomnieć. Wyjdzie dzisiaj na miasto i spotka się z jedną ze swoich byłych kochanek, która ostatnio dawała mu bardzo wyraźnie do zrozumienia, że gdyby miał ochotę, to jest dostępna…
Gorzej, że ta perspektywa w ogóle go nie pociągała.
Skrzywił się, rozczarowany swoją postawą. Może życie rodzinne coś zmieniło w jego mózgu? Nawet jeśli było udawane?
Mogłeś uwieść Anę, zauważył inny głos w jego głowie.
Caio zdecydowanie odrzucił ten pomysł. Ana była dziewicą i w noc poślubną tak się bała, że spróbuje ją przymusić, że próbowała uciec z jego apartamentu. Obiecał, że jej tknie, a poza tym i tak nie sypiał z dziewicami.
Czas o niej zapomnieć.
Prawnik zebrał dokumenty z biurka, po czym spojrzał na Anę i Caia.
– Kiedy sąd ogłosi wyrok w waszej sprawie, wasze małżeństwo formalnie dobiegnie końca – oznajmił. – Ale praktycznie rzecz biorąc, możecie już uważać się za rozwiedzionych.
Ana przełknęła ślinę.
– Dziękuję – wykrztusiła przez zaciśnięte gardło.
Prawnik uśmiechnął się lekko.
– Szkoda, że nie każdy rozwód przebiega w tak przyjaznej atmosferze. To bardzo ułatwiłoby życie.
Mężczyzna wyszedł z gabinetu Caia. Ana właśnie sięgała po swoją torebkę, kiedy jej mąż – były mąż – podszedł do niej od tyłu, sprawiając, że dostała gęsiej skórki. Im szybciej wydostanie się spod jego dziwnego wpływu, tym lepiej.
– Mój kierowca odwiezie nas do domu – powiedział.
Domu. Ana nie przyznałaby się, że zaczęła uważać apartament Caia w Rio de Janeiro za swój dom, ale fakt był taki, że zaczęła się w nim czuć bardziej jak u siebie niż w rodzinnej rezydencji. Na myśl, że nigdy więcej go nie zobaczy, poczuła dojmującą pustkę.
Pokręciła głową.
– Dziękuję, ale za kilka godzin mam lot do Europy. Pojadę prosto na lotnisko. – Podniosła wzrok na Caia. – Przecież nie musimy już udawać, prawda?
Caio wpatrywał się w nią intensywnie. Mięsień drgał na jego szczęce. Widziała teraz wyraźnie złote plamki w jego oczach i zastanowiła się, dlaczego tyle czasu minęło, zanim je zauważyła. Może dlatego, że długo unikała patrzenia mu w oczy. Bała się tego, co się z nią wtedy działo. A przez pierwsze tygodnie po ślubie w ogóle bała się na niego patrzeć, po tym, jak jej ojciec poniżył ją na jego oczach.
Kiedy Rodolfo Diaz usłyszał, że zgodziła się na ślub, uśmiechnął się szeroko.
– Doskonale! Zapewniam pana, panie Salazar, że dostanie pan żonę nie tylko ze znakomitym rodowodem, ale też całkowicie nietkniętą. Ile dwudziestodwulatek może się tym pochwalić w dzisiejszych czasach?
Rok później na wspomnienie tamtych słów Ana wciąż paliła się ze wstydu. Miała ochotę udusić swojego ojca, a potem zamknąć się w bunkrze. Ale Caio nie wydawał się zszokowany. Jak okazało się w noc poślubną, nie interesowało go, czy Ana jest dziewicą, czy nie.
Głos Caia wyrwał ją z bolesnych wspomnień.
– Co planujesz robić w Europie?
– Wynajęłam na pół roku mieszkanie blisko tego, w którym mieszka Francisco. Potem się zastanowię, co dalej.
Caio nie zareagował. Najwyraźniej nie obchodziło go, gdzie wyjeżdża – pewnie zapytał o to wyłącznie z uprzejmości. W Anie się zagotowało; naszła ją przemożna chęć, żeby zmusić go do porzucenia tej obojętnej uprzejmości, pokazania swojego prawdziwego oblicza.
Ale zanim zdążyła coś powiedzieć, sprowokować jakąś reakcję, ktoś zapukał do drzwi. Oboje odwrócili się i ujrzeli szefa ochrony Caia, Tomása.
– Panie Salazar, mamy problem.
– Co się dzieje? – zapytał ostro Caio.
– Niebezpieczeństwo porwania, bardzo realne. Porywacze są w mieście, zorganizowani i zmotywowani. Musimy natychmiast przewieźć pana i panią Salazar w bezpieczne miejsce.
Ana nie była szczególnie wstrząśnięta. Jako córka jednego z najbogatszych biznesmenów Brazylii nauczyła się żyć z groźbą napaści i porwania. Ochrona była zawsze obecna w jej życiu i z czasem musiała do niej przywyknąć. Gorzej, że to mogło opóźnić jej wyjazd.
– Dziś po południu zamierzałam wylecieć do Europy – odezwała się. – Tam chyba będę bezpieczna?
Tomás spojrzał na nią ponuro.
– Pani Salazar, mamy informację z pewnego źródła, że dwóch porywaczy zabukowało ten sam lot, co pani, i planują panią porwać zaraz po lądowaniu w Amsterdamie.
Anie odebrało mowę. Tomás przeniósł wzrok na Caia.
– Planują zrobić to samo z panem, panie Salazar. Zamierzają zamienić pana kierowcę na jednego ze swoich, przewieźć do swojej kryjówki i przedstawić żądania. Nie uwolnią ani pana, ani pana małżonki, dopóki żądania nie zostaną spełnione. Ci ludzie są doświadczeni i ściga ich każda agencja ochroniarska na świecie. To ten sam gang, który porwał córkę Federica Falluci we Włoszech.
Ana poczuła lodowaty chłód. Słyszała o tej sprawie. Biedna dziewczynka była tak przerażona, że przez kilka miesięcy po tym zdarzeniu nie odezwała się ani słowem.
– Tym razem po raz pierwszy udało się zinfiltrować gang i dowiedzieć się, kto będzie następnym celem – dodał Tomás.
Zanim Ana zdążyła odpowiedzieć, odezwał się Caio.
– Jaki jest plan, Tomás?
Ana obróciła się do niego.
– Jaki jest plan? Plan jest taki, że wylatuję dzisiaj do Europy. Wzięli się za nie tę osobę, co trzeba! – Caio nigdy nie zdecydowałby się oddać porywaczom swojego majątku, żeby ją ratować.
Ochroniarz pokręcił głową.
– Obawiam się, że to niemożliwe, pani Salazar. W sprawę jest zaangażowany Interpol. Sytuacja jest już poza naszą kontrolą. Zorganizowaliśmy bezpieczne schronienie, ale muszą państwo zostać do niego przewiezieni w tej chwili.
Ana spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami.
– Przewiezieni? Dokąd? Na ile?
– Obawiam się, że nie mogę wyjawić, dokąd. A co do tego, na ile… przynajmniej na dobę. Tyle mamy, żeby złapać gang, zanim zdadzą sobie sprawę, że ktoś ich wsypał.
– Dobę…? – powtórzyła słabo Ana.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji