Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pierwsza bitwa w wojnie, mimo zwycięstwa, nie przyniosła pokrzepienia serc. Mieszkańcy wyspy żyją w ciągłym strachu i przygotowują się do ostatecznego starcia. Laura, Gabriel i Remek udają się na Południe w poszukiwaniu prastarego jaja. Muszą je zniszczyć, ponieważ książę Dymitr również chce je zdobyć i wykorzystać jako broń. Ta misja może zaważyć na wyniku wojny, a Krzyk Południa nie może pozostać bez odpowiedzi.
Serce Laury toczy własną walkę: pomiędzy uczuciami do dwóch mężczyzn, pomiędzy dobrem i złem. Czy ziści się przekleństwo rzucone przed laty na księcia Dymitra? Co Laura będzie musiała zrobić, żeby ocalić świat, który kocha?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 377
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Część I
Dotyk Północy
Część II
Oddech Wschodu
Część III
Krzyk Południa
W przygotowaniu
W objęciach wroga
Dla mojej małej iskierki, Michasi
Niespełna tydzień temu doszło do krwawej bitwy na Szarej Wydmie. Laura, jako zakładniczka królestwa Katyryku, miała zostać wymieniona na Wszechkompas – magiczny przedmiot, który wskazywał drogę do nadnaturalnych miejsc, istot i przedmiotów. Książę Katyryku, Dymitr, chciał przechytrzyć Gabriela i zachować zarówno Laurę, jak i kompas dla siebie. Pojedynek między Dymitrem i Gabrielem doprowadził do pierwszej bitwy w wojnie. Aquarianie nie mieli szans, wojska Katyryku, składające się z rarogów, gnomów, trolli i innych ras, przewyższały ich liczebnie. Bitwę przerwało nadejście ogromnej fali, która uratowała skórę wojownikom z Frisørd. Teraz z każdym dniem Frisørdczycy obawiali się najazdu nieprzyjaciela.
– Słuchajcie – powiedziała Laura, przechodząc między regałami w bibliotece. – Zamierzam udać się na południe i odnaleźć jajo.
Przez otwarte okna było widać wzburzone morskie fale. Wszyscy wiedzieli, że ktoś będzie musiał jechać, jednak nikt nie chciał się zgłosić na ochotnika. Nikt z wyjątkiem pewnego rudzielca w czerwonej bandance, który teraz patrzył na nią z cielęcym uwielbieniem. Od kilku dni szukali jakichś wskazówek dotyczących miejsca pobytu mistycznego jaja, którego poszukiwał również Dymitr.
– Samobójstwo – skwitował Zagiel ozięble. Jako jedyny bardziej niż szukaniem informacji zajmował się stanem swoich paznokci.
Zapadła uciążliwa cisza, kiedy pozostali podnieśli głowy znad książek.
Gabriel chrząknął.
Olla popatrzyła na niego pytająco, a podekscytowany Remek wysunął się na krawędź fotela. Jeżeli mieli zdecydować, kto pojedzie szukać jaja, to on znał dobrego kandydata.
– Ja i Laura wyruszymy na południe. Ktoś musi zostać w zamku i mieć oko na sprawy. Ktoś inny musi pojechać i nawiązać sojusz z olbrzymami i karłami.
Laura zerknęła na Gabriela z zaciekawieniem. Czy była jeszcze jakaś fantastyczna rasa, której Dymitr nie podbił, nie kupił, nie przyłączył do swojej armii? Jak mało jeszcze wiedziała o świecie, w którym żyła przez dwadzieścia kilka lat?
– Jadę z wami – oznajmił Remek, zacierając ręce.
Zagiel parsknął ze zniecierpliwieniem i popatrzył na niego jak na ostatniego wariata.
Laura uśmiechnęła się do niego ciepło, a Gabriel przytaknął z uznaniem.
– Zagielu, wraz z Leifem pojedziecie negocjować warunki sojuszu do olbrzymów. Olla i Ljam pojadą do karłów – zasugerował Gabriel.
Brakowało jednej zaufanej osoby, która pilnowałaby spraw na zamku. Gabriel myślał intensywnie dłuższą chwilę, przeczesując nerwowo kruczą grzywkę. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy otworzyły się drzwi.
Wszyscy się wzdrygnęli i odwrócili nerwowo. W drzwiach stał czerwony jak burak Lars, dygocząc z wysiłku. Dłonią z pierścieniem opierał się o framugę, dysząc ciężko. Gdy wreszcie złapał oddech, uśmiechnął się z ulgą.
– Tu są wszyscy… Jaśnie Panie... Hrabia Oskar się obudził.
Wszyscy obecni w bibliotece odetchnęli i podnieśli się pospiesznie z miejsc. Olla zaczęła biec, zostawiając resztę z tyłu. Jej długie czarne włosy powiewały za nią jak welon.
Laura ruszyła za nimi niechętnie. Jej dłoń odnalazła rękojeść sztyletu za paskiem ciemnych dżinsów.
Gabriel czekał na nią przy drzwiach na korytarz.
– Nic nie zrobię – syknęła.
Lekko się uśmiechnął, a w jego oczach zatańczył znajomy zawadiacki ognik.
– Już nie można przepuścić damy w drzwiach? Nie podejrzewam cię o złe zamiary.
Laura westchnęła i puściła rękojeść. Dama… Czy dama nosi nóż za paskiem spodni?
– Ja bym sobie nie ufała – stwierdziła, na co Gabriel parsknął śmiechem.
Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie i dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo tęskniła za jego głosem. Przez te wszystkie miesiące odsunęła go od siebie, próbowała zapomnieć o tej pięknej twarzy. Chwila jego niesłyszanego od długiego czasu śmiechu sprawiła, że jej spięte plecy zaczęły się lekko rozluźniać. Dotarli pod wrota komnaty, w której przebywał hrabia.
Remek i Ljam czekali pod ścianą, pozwalając rodzinie na chwilę prywatnej rozmowy. Laura zastanawiała się, czy do nich nie dołączyć, ale Gabriel złapał ją za rękaw i bez ostrzeżenia wciągnął za sobą do środka.
Hrabia Oskar siedział na pościelonym łóżku i zawiązywał pod szyją jedwabną apaszkę. Na ramiona zarzucony miał atłasowy granatowy surdut ze stójką. Olla siedziała obok, opierając głowę na jego ramieniu, a łzy radości spływały po jej bladych policzkach. Chory nie tylko się obudził ze śpiączki. Jego jeszcze niedawno poprzetykane siwizną włosy wróciły do koloru atramentowej czerni, a skóra na policzkach napięła się i wygładziła. Stojące przed nim dzieci i żona nie mogły ukryć zdziwienia. Jakim cudem po tylu miesiącach śpiączki doszło do tak nagłego wyzdrowienia?
– Wyglądacie, jakbyście zobaczyli ducha – powiedział hrabia i dźwignął się na nogi.
Rosel rzuciła mu się na szyję, a Zagiel i Gabriel otoczyli ich swoimi rękoma.
Laura stała w kącie, nadal nie dowierzając. Czy faktycznie łzy feniksa były w stanie uzdrowić aquarianina? Jeżeli tak, nie miała zamiaru nikomu o tym mówić.
– No już dobrze, połamiecie mi żebra – zaśmiał się hrabia i odepchnął ich delikatnie od siebie.
– Ojcze… – zaczął Gabriel. – Jest tyle do omówienia…
Laura zakaszlała wymownie i posłała mu znaczące spojrzenie. Nie ufała hrabiemu.
Olla zerknęła na nią z nutką irytacji. Gabriel wyciągnął kawałek kartki z kieszeni.
– Kim jest Bednarz? – zapytał stanowczo.
Hrabia przyciągnął liścik do oczu, szukając w głowie nazwiska.
– Nie wiem. A powinienem? – odparł po chwili, oddając mu kartkę.
Laura uważnie nasłuchiwała uderzeń jego serca, nie przyspieszyły nawet o milisekundę. Albo mówił prawdę, albo do perfekcji opanował sztukę manipulacji.
– Postaraj się sobie przypomnieć... – mówił Gabriel. – To ważne.
– Skąd to macie? – zapytała Rosel szorstko.
– List leżał na komodzie – wtrąciła Laura.
Hrabina spojrzała na nią z dezaprobatą i potarła podejrzliwie brodę. Była niezwykle wysoką kobietą, opadające na ramiona włosy i zmarszczki wokół oczu sprawiały, że biły od niej majestatyczny blask i mądrość. Jednak w tych oczach dało się dojrzeć coś jeszcze. Gdyby ktoś miałby poprosić Laurę o opisanie jednym słowem Rosel, opisałaby ją jako przebiegłą.
– To jeden z poddanych, który zajmował się dostawą materiałów na szaty – udzieliła informacji hrabina.
Gabriel już otwierał usta, aby dalej drążyć temat, ale Laura była szybsza.
– Ach, w porządku. Miejcie go na oku, wydawało mi się, że słyszałam to nazwisko wśród strażników Dymitra.
Policzki Rosel przybrały kolor dojrzałego jabłka, a hrabia zrobił minę, jakby Laura pozwoliła sobie brzydko zakląć w jego obecności. Skąd ona się tu wzięła? Rosel zapewniała go, że najokrutniejsi łowcy polowali na dziewczynę w Polsce i już ktoś prawdopodobnie ją schwytał. A ona stała tutaj cała i zdrowa. W dodatku mówiła o straży księcia Katyryku, o którego istnieniu nie powinna wiedzieć. Ile lat był w śpiączce, skoro wyrok Zagiela się już skończył i ten również stał obok? Czuł się zakłopotany i zdezorientowany.
– Do sali audiencyjnej – zarządził. – Posłucham, co ma do powiedzenia.
– Niemożliwe... Umarł wraz z pierwszą falą mordownika... – powiedziała z teatralnym smutkiem Rosel. – Jego ciało spalono.
Gardło Oskara zacisnęło się w przypływie stresu. Już otwierał usta, żeby zapytać, kto ośmielił się...
– Ademar – wtrąciła Olla. – To on jest odpowiedzialny za epidemię.
Hrabia próbował poskładać myśli. Rzucił okiem na pierścień Laury i bez problemu rozpoznał symbol feniksa pożerającego rubin.
– Zostawcie nas samych – poprosił, przyglądając się badawczo dziewczynie.
Olla spojrzała na ojca z zaciekawieniem, a Rosel wyglądała na niezadowoloną. Zagiel złapał matkę pod rękę i wyprowadził z komnaty delikatnie, lecz stanowczo. Gabriel rzucił Laurze pełne niepokoju spojrzenie i również wyszedł. Hrabia musiał chrząknąć, żeby Olla wstała z łóżka i opuściła pomieszczenie.
Gdy zamknęły się drzwi, Laura uniosła brwi pytająco, a hrabia wskazał jej fotel przy stole. Niechętnie zajęła miejsce, a on usiadł naprzeciwko, lustrując ją spojrzeniem niebieskich oczu.
– Kim jest Bednarz? – ponowiła pytanie.
Mina Oskara zdradzała ciekawość. Żadne z nich nie uwierzyło, że jego ciało zostało spalone. Hrabia przeszedł się leniwym krokiem wzdłuż komnaty i wyjrzał przez okno. Czarne włosy błyszczały jak płynna smoła. Gabriel był bardzo podobny do ojca i to sprawiało, że Laura zaczynała automatycznie ufać hrabiemu. Musiała sobie powtarzać, że to pułapka.
– Nie wiem, ty mi powiedz, wszystko, co o nim wiesz, a postaram się to ustalić.
– Czemu pani Rosel próbuje go chronić?
Dziewczyna była bystrzejsza, niż podejrzewał.
– To też postaram się ustalić. Nie musisz się niczego obawiać ze strony mojej żony. A teraz opowiedz mi wszystko od początku – nakazał, odwracając zielone oczy od falującego morza.
Laura zasznurowała usta. Niby czemu miałaby mu zaufać? Na tym dworze ufała tylko i wyłącznie Gabrielowi. Według niej na zaufanie nie zasługiwał nawet jej pies Leon, który mógłby na nią donieść Anatolijowi za kawałek parówki.
Hrabia doskonale rozpoznał tę minę i zaczął zastanawiać się, co może jej zaoferować, żeby ją przekonać.
– Jesteś tu z polecenia Dymitra? – zapytał wprost. Jego palce bębniły nerwowo o rzeźbienia na stylowym parapecie. W niebieskich oczach Laury wzburzyła się złość. Poczuła, jakby hrabia wymierzył jej policzek i spłonęła rumieńcem. Hrabia wyprostował się bardziej i odchrząknął.
– To dobrze, że nie… Musisz mi wybaczyć. Trochę mnie ominęło przez ostatnie miesiące. Przemierzył komnatę i usiadł przy stole.
– Na zamku jest zdrajca – powiedziała Laura bez ogródek. Jej palce nerwowo obracały pierścień z rubinem.
– Ale nie jesteś nim ty…
– Skąd ta pewność? – Wyzywająco uniosła podbródek. Hrabia zmarszczył brwi i przyjrzał jej się uważnie.
– Łzy feniksa, wspaniały dar – stwierdził cichym głosem. – Niewielu mogło mieć tyle szczęścia, co ja. Dziękuję.
– Nie ma za co.
– Powiedz mi, komu ufasz.
– Tylko Gabrielowi.
Hrabia lustrował ją mądrym spojrzeniem, próbując wszystko poukładać w głowie.
– Według prawa nie powinno być tu ani ciebie, ani Zagiela. Czy Gabriel wezwał cię, abyś mnie uleczyła? Jak to się stało, że dołączyłaś do rarogów?
Laura popatrzyła na niego wściekle, zgrzytając zębami.
– Do nikogo nie dołączyłam – powiedziała cierpliwie, zaciskając dłoń na pierścieniu. Złoto zdawało się parzyć jej palce i szeptać jak szemrząca woda na kamieniach potoku. Laura zignorowała ten zew, chowając go w poły tuniki. – Tak wyszło. Znalazłam się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie i zostałam podstępem ściągnięta do Katyryku. Nikt mnie nie wezwał… Sama stwierdziłam, że to mogłoby panu pomóc.
– Fascynujące.
Oczy hrabiego niespiesznie analizowały jej twarz. Długowieczne istoty zupełnie inaczej odbierały czas. Pośpiech miał inny wymiar. Laura wstała niecierpliwie.
– Jesteśmy w stanie wojny – stwierdził nieco napastliwie.
Hrabia popatrzył na nią, nie kryjąc zdumienia.
– Resztę wiadomości może przekazać któryś z synów. Mogę odejść?
– Nie. Chcę usłyszeć twoją wersję wydarzeń, od początku. Ja i Rosel jesteśmy odpowiedzialni za te wszystkie nieszczęścia, które cię spotkały. Jak udało ci się uniknąć sideł łowców?
Laura otworzyła usta ze zdziwienia, a potem ogarnęła ją zwierzęca złość. Jej dłonie zwinęły się w pięści, gotowe do ciosu.
– Czyli jednak wiesz, kim jest Bednarz? – W przypływie furii zlekceważyła wszystkie tytuły i zwróciła się do hrabiego „na ty”.
– Nie, a co on ma wspólnego z tym tematem?
Hrabia nadal patrzył na nią tym skupionym, łagodnym wzorkiem, który zaczynał ją już poważnie irytować.
– Wszystko – wypluła z siebie z odrazą. Na wspomnienie ataku w jej domu zalała ją świeża fala złości. – Bednarz dowodził zespołem łowców, którzy mnie złapali. Zagiel mnie uratował. – Chciała mu dopiec, że bezmyślnie naraził i swojego syna, który ruszył jej na ratunek.
Hrabia odchylił się na oparcie pikowanego fotela.
– Przepraszam cię za to, co wycierpiałaś. Chcieliśmy cię odsunąć od Gabriela. Wasz romans zachwiał międzynarodowymi sojuszami i naszą pozycją.
– Fantastycznie – powiedziała, nie kryjąc sarkazmu.
– Bednarz i łowcy nie działali z mojego rozkazu – oznajmił hrabia.
– Przestaję nadążać – przyznała Laura, mrużąc oczy.
– Zaraz wszystko wyjaśnimy...
Hrabia Oskar już naciskał przycisk w panelu. Laura nie zauważyła, kiedy wstał z fotela i przeszedł przez komnatę. Poruszał się zaskakująco szybko.
– Przyprowadźcie Rosel – wydał polecenie.
Laura ponownie usiadła na fotelu, krzyżując ręce wyczekująco. Konfrontacja z matką Gabriela jej nie przerażała. Była ciekawa, co ma na swoje usprawiedliwienie.
Pięć minut później w drzwiach pojawił się Zagiel.
– Matka zniknęła.
Poszukiwania trwały kilka godzin, jednak nie znaleziono nic więcej oprócz wskazówek, że Rosel opuściła zamek w pośpiechu. Jeden z młodych poddanych natknął się na zalakowaną kopertę i niezwłocznie przyniósł ją do sali audiencyjnej.
Hrabia Oskar rozerwał papier i odczytał list po cichu. Jego niebieskie oczy wodziły po tekście bez mrugnięcia. Z wrażenia usiadł na mahoniowym krześle przy stole i potarł czoło dłonią zwiniętą w pięść. Zgniótł papier i wrzucił do kominka.
– Odeszła... – oznajmił cicho. – Napisała, że nie jest w stanie nas dalej chronić…
Laura przyglądała się wszystkim nostalgicznym twarzom, aż sama zanurzyła się w smutku. Na dobrą sprawę, nigdy nie miała okazji poznać Rosel. Kilka minut ciszy zdawało się trwać wieczność. Olla w końcu odważyła się zabrać głos:
– Może wkrótce wróci.
Laura wypuściła powietrze z sykiem. Czy tylko jej umysł podsuwał wnioski, że Rosel uciekła jak tchórz, unikając odpowiedzialności za zdradę?
Hrabia Oskar zdawał się wyczytać oskarżenie z jej spiętej twarzy.
– Uciekła, zabierając tajemnicę Bednarza ze sobą – stwierdził smutno. – A teraz opowiedzcie mi wszystko po kolei. Co doprowadziło mnie do punktu, w którym wieloletnia partnerka zdecydowała się mnie opuścić i stanęliśmy w obliczu wojny?
Laura dyskretnie przewróciła oczami z westchnieniem. Znowu opowiadanie, kiedy ona chciała działać i liczyła się każda sekunda! Szczęśliwie to ją hrabia wskazał do mówienia jako pierwszą. Opowiedziała o tym, jak Zagiel ocalił ją z rąk zbirów, a potem padł ofiarą Dymitra i Anatolija. Niestety, hrabia chciał poznać każdy szczegół, więc przesłuchanie zaczęło być bardzo długie i męczące. Z czerwoną twarzą napiła się wody, gdy skończyła wątek. Zagiel kontynuował historię z pominięciem wyjątkowo paskudnych tortur do momentu, aż Laura go odnalazła i uwolniła, niwecząc plany wymiany go na Wszechkompas. Olla zabrała głos i zrelacjonowała, jak odnalazła przyczynę zatrucia wody wokół wyspy i wraz z Ljamem i Remkiem udali się do Porto. Tam przekonali się o tym, że Ademar, ich teraz już były sojusznik, potajemnie buduje armię splugawionych.
Hrabia Oskar coraz bardziej zapadał się w fotel, słuchając kolejnych rewelacji. Wydał z siebie ciche syknięcie, kiedy Zagiel opisywał przebieg bitwy na szarej wydmie.
– …no i ta wielka fala nas uratowała – skończył.
– Cud, kolejny cud – rzekł hrabia Oskar i jego mądry wzrok przeniósł się na Laurę, która siedziała na jednym z krzeseł, wiercąc się niecierpliwie. W końcu wstał z tronu, podszedł do niej i skłonił się w pas. Wszyscy zbaranieli, a w szczególności Laura. Nikt jednak nie skomentował dziwnego zachowania hrabiego. A Laura była mu wdzięczna, że nie podzielił się swoimi domysłami o faktycznym przebiegu wydarzeń. Z jakichś powodów nie chciała się odsłaniać. Wezwanie fali udało się tylko raz i nie miała pewności, że uda się to powtórzyć.
Gdy hrabia wrócił na swoje miejsce, przekazali mu wszystkie pomysły na kolejne działania, jakie omawiali w bibliotece. Kiedy słuchał historii o smolistym jaju, jego twarz stała się jak wykuta z lodu maska.
– Jajo nie istnieje – powiedział w końcu bezbarwnym głosem.
– Istnieje… – upierała się Laura. – Dymitr był gotów zaryzykować otwartą bitwę, żeby zdobyć kompas i odnaleźć jajo. Jestem pewna, że nie byłby na tyle głupi, żeby… – Poczuła na sobie potępiające spojrzenie Zagiela. – On po prostu nie poświęciłby swoich wojowników, gdyby nie był pewien. Zresztą to, czego dowiedział się Zagiel, to tylko pogłoski, ale może warto je sprawdzić – upewnić się, że jajo naprawdę nie istnieje… a jak istnieje, to je zniszczyć.
– Brzmi logicznie – wykazał swoje poparcie Gabriel, za co posłała mu przelotny uśmiech.
Hrabia Oskar nastroszył brwi. Dzięki tej dziewczynie wyzdrowiał i nadal miał armię. Laura wpatrywała się w jego mądre przeszywające tęczówki i błagała w myślach: „Zrozum, to może być nasza ostatnia szansa…”.
– Dobrze – rzekł w końcu. – Kiedyś doniesiono mi o tym, że ludzie znaleźli owo jajo.
Remek poruszył się z podniecenia na swoim krześle.
– Gdzie teraz się znajduje? – spytała Olla napiętym głosem. W przeciwieństwie do rudzielca ta wiadomość nie przypadła jej do gustu.
– Gdzieś na południu… – myślał na głos hrabia, pocierając skroń. – Fidenslanderzy podobno przechowują takie rzeczy w mauzoleum.
– Jaja w mauzoleum? – niedowierzała Laura. Jej regularne ciemne brwi uniosły się wysoko. – Raczej nie. To miejsce spoczynku zmarłych.
– Śmierć, zabalsamowane zwłoki, katakumby, miejsce, które sprawia, że od razu ma się ciarki na plecach – powiedział Remek konspiracyjnym szeptem. – Idealne, żeby ukryć wartościowy skarb... – Oczy mu płonęły na myśl o wyprawie. Laura zastanawiała się, czy on na pewno jest normalny. Zagiel przyglądał mu się z kwaśną miną.
– Nie, jednak nie mauzoleum – oznajmił hrabia, mrużąc oczy i marszcząc arystokratyczne czoło. Remek jęknął z rozczarowaniem. – To drugie podobne brzmieniem słowo... Chodzi o miejsce, gdzie trzyma się rzeźby i obrazy…
– Muzeum? – podsunęła Laura z niedowierzaniem. – Smoliste jajo jest w muzeum?
– Tak – potwierdził hrabia ku rozczarowaniu Remka.
Rudzielec jęknął ze znudzeniem.
– Przecież miało być dobrze ukryte – mówił Gabriel. – To bez sensu.
– Smoliste jajo to mit, ale jeśli twoja… – zawiesił głos, jakby sobie coś przypomniał. – Jak Laura jest zdeterminowana, żeby to sprawdzić, to proszę. Jedźcie i sami się przekonajcie.
Wszyscy wymienili nerwowe spojrzenia, a Gabriel w duchu podziękował mu, że nie użył żadnego z określeń: narzeczona, przyszła żona ani dziewczyna.
– A teraz spać – wygonił ich hrabia gestem ręki.
Laura spojrzała ukradkiem na zegarek i stwierdziła z podziwem, że siedzieli prawie dwanaście godzin. Aż dziwne, że Remek nie domagał się jedzenia.
Po prawdzie to już wstawał dzień, była siódma rano. Jednak słońce miało nie wychylić się poza linię horyzontu aż do wiosny.
– Skoczę jeszcze po coś do kuchni – Remek ziewnął teatralnie i przeciągnął się, strzykając stawami, Olla i Laura skrzywiły się na ten dźwięk.
Wyszli leniwie na wypełniony nikłym światłem nocy polarnej korytarz i potoczyli się sennie w stronę komnat gościnnych.
– Dobranoc – mruknęła Laura, chowając się do swojej sypialni.
Przebrała się szybko w piżamę i zanurkowała pod kołdrę. Leon obudził się i zamruczał niezadowolony, że ktoś go przesuwa, a w dodatku ogrzewa o niego zimne jak lody ręce.
Laura zamknęła powieki i spróbowała się rozluźnić. Przez ostatni tydzień nienawidziła kłaść się spać. Gdy tylko zostawała sama w głuchej ciszy, natychmiast owiewały ją wspomnienia krwawej rzezi.
Była tak zmęczona, że gdy tylko opadła na poduszkę, odpłynęła do krainy snu.
„To tylko twoje lęki”, „Nie ma go tu”, „Nie musisz się bać”, wmawiała sobie Laura, smarując tost białym serkiem. Myśl o tropiącym ją Dymitrze nie dawała jej spokoju. Nawiedzał ją również w snach. Czerwony rubin błysnął w świetle świec, gdy obróciła lekko rękę. Może nadszedł czas, żeby go wreszcie zdjąć? Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej? Powinna od razu cisnąć go w najgłębsze odmęty morza norweskiego. Czy chciała w ten sposób ukarać Gabriela? Sama nie wiedziała, jakie motywy nią kierowały.
– Kiepska noc? – zapytał Remek bez ogródek.
Laura prawie podskoczyła wyrwana z korowodu nękających ją myśli. Gabriel posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, a Remek zajął się swoją owsianką. Laura znowu nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wcześniej o niej rozmawiano.
– Taka sobie – powiedziała i wzięła gryz kanapki. Jedzenie smakowało jak popiół zmielony z piachem.
– Też fatalnie spałem.
Gabriel wyciągnął rękę przez stół, żeby sięgnąć dzban z gorącą czekoladą. Przypadkowo musnął ramię Laury, która na chwilę zastygła w miejscu, po czym delikatnie odsunęła się na bezpieczną odległość. Nalał aromatycznego napoju i postawił przed nią koło talerza.
Przez chwilę rozważał, czy nie powinien dolać jej do środka brandy.
Wszyscy słyszeli, jak wrzeszczała w nocy i wstawała do łazienki. „Czego się spodziewałeś, głupcze?”, mówił do siebie, próbując ignorować odbijające się echem wykrzykiwane przez Laurę imię Dymitra.
Ponad pół poranka spędził pod jej drzwiami. Rozważał, czy nie wyważyć drzwi i jej mocno nie przytulić, zdjąć to okropne imię z jej ust pocałunkiem. Gdy zapukał do drzwi, Laura jedynie warknęła, że wszystko w porządku i nikogo nie wpuściła.
Teraz siedziała obok niego cała sztywna jak na przesłuchaniu. Nie bardzo wiedział, jak się zachować, więc zaczął paplać bez ładu i składu na temat umocnień murów, które zaprojektował. Okazało się to fatalnym pomysłem, bo Laura na wzmiankę o bitwie nachmurzyła się jeszcze bardziej i to teraz Remek posłał mu gniewne spojrzenie. Zdecydował się przymknąć i wszyscy skończyli śniadanie w milczeniu. Wszyscy byli niewyspani, ale nie mogli dłużej zwlekać z podróżą. W sali narad omawiali ostatnie szczegóły przed wyprawami, kiedy do komnaty wszedł majordomus Lars, trzymając obite w czarny aksamit pudełko. Nikt na niego nie zwrócił uwagi, więc kaszlnął znacząco kilka razy.
– Przepraszam, że przerywam, ale to chyba ważne...
Gabriel próbował mu zasugerować miną, żeby natychmiast opuścił komnatę i nie przeszkadzał, a pudełko pokazał ojcu później. Remek zastanawiał, co takiego może znajdować się w środku. Wyglądało na coś ekskluzywnego. Laura natychmiast rozpoznała złote hafty ptaka w locie na wieku i poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
– Kolejna wiadomość pozostawiona przez posłańca Katyryku – oznajmił Lars.
Wszyscy zamarli. Remek upuścił z wrażenia kawałek biszkopta, który natychmiast został sprzątnięty przez psiego nicponia.
– Kolejna? – Laura zapytała ostrym tonem, gdy wreszcie odzyskała głos. Wiedziała, że posłańcy zostawiają wiadomości w ustalonych miejscach na lądzie i w ten sposób rody mogą przekazywać kluczowe komunikaty. Z tego, co słyszała, to właśnie tak negocjowano warunki wymiany na wydmie. Jednak nie wiedziała, że po bitwie Dymitr przesłał kolejne wiadomości. Czuła wzbierającą się w niej mieszaninę złości i paniki.
– Lars, później – Gabriel próbował go wyprosić, błagalnie spoglądając na ojca, aby interweniował.
– Posłaniec kazał to dostarczyć do rąk panienki Laury – powiedział Lars, wyglądając jej twarzy. – Zostawić w komnacie?
To pytanie zabrzmiało tak, że Laura miała ochotę histerycznie zachichotać. Jak gdyby wcale nie znajdowali się w stanie wojny, a Lars miał dla niej paczki ze słodyczami od przyjaciółek z Polski. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie lepiej otworzyć tej przesyłki na osobności. Ale z drugiej strony, co miała do ukrycia?
– Teraz otworzę.
Co by się w niej okropnego nie znajdowało, wolała mieć to od razu z głowy.
Lars ominął sprawnie Gabriela i Zagiela, który przypadkiem też znalazł się na jego trasie. Skrzynka wylądowała na stole z głuchym jękiem. Lars wypuścił z ulgą powietrze, rad, że się pozbył paczki. Serce Laury przyspieszyło kilkakrotnie. Przez długą chwilę po prostu siedziała i patrzyła na pudełko. W końcu powiodła drżącym palcem po złotym ptaku. Wszyscy wstrzymali oddechy i wbijali wzrok w szkatułę. Uchyliła lekko wieko, a gdy zobaczyła fragment zawartości, natychmiast je zamknęła. Teraz pożałowała, że nie poprosiła Larsa, aby zostawił przesyłkę z dala od ciekawskich spojrzeń i od… Gabriela. Zacisnęła powieki, próbując przywołać się do porządku, policzyła do pięciu.
– Muszę wiedzieć, co było w poprzednich wiadomościach – zwróciła się do Gabriela, otwierając oczy. Ton miała stanowczy, chłodny i opanowany.
– Nie chcieliśmy cię denerwować – wtrącił Zagiel.
„Znalazł się adwokat. Świetnie. Czy wszyscy wiedzieli oprócz niej i hrabiego? Przecież mieli sobie ufać!”, pomyślała ze złością. Gabriel zacisnął usta i napiął ramiona.
– Dobrze – powiedział bez wyrazu i oblizał nerwowo górną wargę. – Dymitr kilkakrotnie żądał twojego natychmiastowego powrotu.
Usta jej zadrżały.
– Nie sądzisz, że ta wiadomość była przeznaczona dla mnie? – spytała gniewnie.
– Pierwsza wiadomość przyszła dwa dni po bitwie. Jakiś Anatolij prosił o niezwłoczną odpowiedź z informacją, czy żyjesz – odparła Olla.
Jej zdaniem powinni powiedzieć jej od razu. Z pierwszej wiadomości biła jedynie przyjacielska troska. Gabriel i Zagiel uznali jednak, że może to być kolejna próba manipulacji.
– I? – Laura zacisnęła palce na blacie stołu.
– Nie odpisaliśmy – Zagiel wzruszył ramionami. – Negocjacje są zakończone. Nie dotrzymano warunków umowy. Potem przychodziły kolejne wiadomości, mniej grzeczne, bardziej roszczeniowe…
– Pokażcie mi je wszystkie – zażądała Laura.
– Nie ma takiej możliwości. Zostały spalone – oznajmił Zagiel bez cienia skruchy.
Płomienie stojących na stole świec zadrgały niebezpiecznie. Dlaczego jej nie powiedzieli?
– Zdaje się, że żadna ze stron nie dotrzymała warunków – stwierdziła ostro Laura.
– Bronisz ich? – zapytał Gabriel, unosząc brwi.
Nie odpowiedziała, tylko przewróciła oczami.
– Ten pierścień, który nosisz… – Remek zaczął składać elementy układanki w całość. – Właściwie skąd go masz?
– Ukradłam – warknęła mu na przekór.
– Co? – chór zdziwionych głosów zawiesił w powietrzu pytanie.
– Dostałam – rzekła, wstając nerwowo. – Tak samo jak to!
Odwróciła w ich kierunku szkatułę i otworzyła wieko. Na czarnej atłasowej poduszce spoczywał rodowy diadem z czarnych metalowych piór ze złoconymi elementami i błyszczącymi rubinami. Przekaz był bardziej niż jasny.
Remek zagwizdał.
– Posłaniec zagroził, że jeżeli ta wiadomość do panienki nie trafi, to osobiście odnajdzie odpowiedzialną za to osobę i wydrze jej serce nożem, które potem wbije na pal, a truchło przywiesi nad bramami Katyryku dla przykładu – obwieścił Lars. Najwyraźniej cenił sobie swoje organy i nikt nie mógł go za to winić.
Tak, takie pogróżki były zdecydowanie w stylu Dymitra. I Laura była pewna, że jest gotów spełnić obietnicę bez mrugnięcia okiem. Mimo że w sali było ciepło, wszyscy poczuli gęsią skórkę na ramionach.
– I co teraz? – zapytała Olla. – Chyba nie zamierzasz tam wrócić?
Laura stała wyprostowana z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
– Moment – zaczął Zagiel. – Może to nie taki głupi pomysł… Mogłaby dla nas szpiegować…
Rzuciła mu posępne spojrzenie.
– Jeżeli Laura chce poślubić władcę Katyryku to nie po to, aby nam na niego donosić – wtrącił hrabia.
– Poślubić? – Ljam podłubał w uchu małym palcem. Był pewien, że się przesłyszał.
– Jako jego żona mogłaby mieć dostęp do wszystkich planów… – wyszeptał Zagiel, przenosząc wzrok na brata. – Mogłaby mieć wpływ na jego decyzje, podszeptywać mu do ucha dobre dla nas rozwiązania… Może nawet powstrzymać oblężenie… Zawarlibyśmy nowy sojusz – kontynuował Zagiel. – Jak agentka pod przykrywką.
– Czy ty siebie w ogóle słyszysz? – zapytała Olla z niedowierzaniem.
Gabriel milczał jak zaklęty, a jego mina nie zdradzała żadnych emocji.
– Olla, pomyśl racjonalnie… – przekonywał Zagiel.
– Nie możemy jej o to prosić… – powiedziała Olla, stając koło Laury i obejmując ją ramieniem.
– Ilu aquarian można by ocalić? – Zagiel nachylił się ku nim nad stołem. – Nie bądźcie krótkowzroczne.
– Dość! – głos hrabiego jak grom potoczył się po pomieszczeniu i wszyscy zamknęli usta. Posłał Zagielowi karcące spojrzenie, po czym przeniósł ostrzegawczy wzrok na każdego po kolei. Na koniec zatrzymał się na pięknej dziewczynie z grubym, długim brązowym warkoczem. – Lauro, a czego ty chcesz?
Zarumieniła się jak piwonia, unikając spojrzenia Gabriela. Nie umiała znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Chciała, żeby wszyscy tu zebrani dali jej święty spokój.
– Jeżeli zechcesz odejść, nikt nie będzie cię zatrzymywał. Nikt nie będzie od ciebie oczekiwał, żebyś szpiegowała. Nikt cię nie będzie oceniał… – powiedział hrabia.
„Akurat wszyscy mnie właśnie w tym momencie oceniają”, pomyślała z przekąsem. Wypuściła powietrze i wbiła wzrok w czarny diadem. Dlaczego się wahała? Dymitr był zły i okrutny. Torturował Zagiela, spalił wioskę, ścigał ją, wykorzystał ją, aby zmanipulować Gabriela. Czy naprawdę myślał, że po tym wszystkim do niego wróci? Zacisnęła usta w wąską linię i powiodła po wszystkich wzrokiem.
Jasne oczy Olli zrosiły się łzami, Ljam nadal nie zamknął ust. Remek kręcił głową, mając nadzieję, że podpowie jej słuszną odpowiedź. Zagiel zaciskał nerwowo szczękę i podejrzliwie mrużył oczy. Hrabia patrzył, nie zdradzając emocji. A Gabriel? Na symetrycznej twarzy jawiło się nerwowe napięcie.
– Zostaję z wami – odparła w końcu, a Remek zawył i rzucił jej się na szyję.
– Ale ta wiadomość nie może pozostać bez odpowiedzi…
W komnacie wszyscy się rozluźnili, a Lars podał papier i pióro. Zagiel w moment znalazł się obok Laury, chcąc doradzać w sprawie listu.
– Ekhm. – Hrabia wstał z krzesła. – Kto idzie się przewietrzyć?
Zagiel popatrzył na ojca pytająco.
Olla natychmiast wstała, pociągnęła za sobą Remka i Ljama. Gabriel bez słowa podążył za nimi.
– Ja już byłem na spacerze – Zagiel rzucił do ojca przez ramię i znowu nachylił się nad Laurą.
– Poradzę sobie – wysyczała.
Zagiel przestąpił niecierpliwie z nogi na nogę.
– Zagielu, chodź, sprawdzimy broń – zasugerował Gabriel, który stał już w drzwiach.
– Już sprawdzaliśmy dwa razy.
Laura skrzyżowała wymownie ręce na piersiach.
Remek dostał okropnego ataku kaszlu.
– Jesteś potrzebny w zbrojowni, natychmiast – powiedział hrabia nieustępliwym tonem.
Zagiel westchnął teatralnie i bardzo niechętnie ruszył w stronę drzwi.
Laura trzęsącą ręką chwyciła pióro i zaczęła pisać wiadomość do mężczyzny, który zmiażdżył jej serce.
Stali na brzegu niewielkiej, urokliwej przystani na wyspie Frisørd. Laura uściskała Ollę, Ljama, Leifa i na koniec podeszła do Zagiela. Ku jej zaskoczeniu objął ją i wyszeptał tak cicho, że nikt inny nie mógł go usłyszeć:
– Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś w Rosji, ale zdradź nas, a przysięgam, że nie ręczę za siebie – spojrzała w te przenikliwe zielone oczy i uśmiechnęła się ponuro.
– Tyle osób mi grozi, że zaczynam się gubić w waszych imionach – powiedziała mu lekceważąco.
Zagiel wybuchnął gromkim śmiechem.
– To jest Laura, którą uwielbiam – poklepał ją po ramieniu.
Po chwili wsiedli na łodzie, motorowe silniki zamruczały i ruszyli w dwie strony świata. Laura jeszcze chwilę patrzyła na łódź, z której machali Zagiel i Leif, aż w końcu rozpłynęli się w magicznej mgle.
– Proponuję zacząć naszą wycieczkę od odwiedzenia pewnego rynku – powiedziała Laura, gdy dwie godziny później mknęli przez górskie serpentyny czarnym maserati. Kierowali się na lotnisko w Oslo. Olla i Ljam pojechali do Bardufoss.
Gabriel lekko się skrzywił.
– Musimy być ostrożni. Bardzo prawdopodobne, że będą tam szpiedzy Dymitra.
– To jest bardziej pewne niż fakt, że słońce jutro wstanie – odparł Remek. – Ale od tego macie mnie.
– Chyba nie sądzisz, że puścimy cię samego do epicentrum plugawego podziemia? – zapytała Laura z niedowierzaniem.
Rudzielec odpakował czekoladowy batonik i ugryzł kawałek. Okruszki spadały mu na kozią bródkę, ale zdawał się tym w ogóle nie przejmować.
– Mam pewien pomysł, ale będziemy musieli się trochę przygotować – powiedział.
– Zatem kierunek Bałakława – stwierdził Gabriel i wcisnął pedał w podłogę.
Trzy postaci w ciemnych kapturach i popielatych szatach pozwoliły się przeszukać przez miejscową ochronę przy wejściu na czarny rynek.
– Jesteśmy głosicielami nowiny. Świat się kończy – rzekł ten w środku. – Bracia i siostry, jednoczmy się w obliczu apokalipsy. Mówi wam to najwyższy kapłan Kościoła Odrodzenia.
Gabriel i Laura, którzy za nim stali, spojrzeli na siebie wymownie. Musieli zacisnąć mocno usta, żeby nie parsknąć śmiechem. Na szczęście ochroniarz nie był ani wierzący, ani dokładny.
– Czy zechcesz, duszo, dołączyć do grona czcicieli odrodzenia? – spytał go Remek poważnym głosem spod kaptura. – Zatem mianuję cię… – zaczął nakreślać tajemnicze znaki w powietrzu.
– Włazić – warknął zniecierpliwiony ochroniarz i przepchnął ich do środka.
„Wejdziemy pod przykrywką – na fanatyków religijnych nikt specjalnie nie zwraca uwagi, wezmą nas za niegroźnych wariatów”, powiedział im Remek kilkanaście godzin wcześniej, kiedy przerabiali habity zwędzone z plebanii norweskiego kościoła. Na każdym Laura wymalowała na piersi kształt jaja, mieli bowiem nadzieję, że to zwabi potencjalnych handlarzy informacjami. Musieli na szybko wymyślić, jak przemycić broń. Laura zaszyła swój sztylet w cholewie buta i wzięła kij jako podporę. Gabriel w jednej ze skórzanych ksiąg wyciął miejsce na sztylety i niósł ją z niemal boskim namaszczeniem. Laura przebrania wzbogaciła postarzającym makijażem, utrudniającym rozpoznanie ich tożsamości.
– Dla kogo dobra nowina? – pytał Remek przechodniów, a oni odganiali go jak niechcianą muchę.
Laura spod kaptura rozpoznawała mroczne miejsce, które ledwie parę miesięcy temu Anatolij pokazywał jej na zdjęciach. Aby się tu dostać, musieli stać w kolejce do zwiedzania… muzeum. Remek kilkakrotnie próbował dowiedzieć się, czy to aby na pewno dobre wejście. W swoich habitach wyglądali trochę podejrzanie, ale turyści uznali, że bezpieczniej nie pytać. Każdego, który odważył się na nich patrzeć dłużej niż pięć sekund, Remek zaczynał nagabywać i prosić o jałmużnę na odbudowę świątyni.
Muzeum wojennomorskie w Bałakławie zostało wykute w skale i przez wiele lat służyło jako tajna baza rosyjskich okrętów bojowych. Na wystawach można było obejrzeć broń, mundury i pozostałe elementy wyposażenia wojskowego.
Niewielu zwiedzających miało świadomość, że skalne korytarze ciągną się wiele kilometrów w głąb gór i w jednym z kilku większych pomieszczeń znajduje się targ nadprzyrodzonych stworzeń. Gdy przeszli przez wszystkie ekspozycje, upewniwszy się, że nikt ich nie śledzi, Gabriel wymacał na drzwiach odpowiedni kawałek kamiennego bloku i otworzył tajne przejście.
– Jak to się dzieje, że ludzie tu nie włażą? – spytał Remek Gabriela, gdy przeszli przez drzwi. – Magia?
– Hmm, można tak powiedzieć. Magia umysłu.
– Podejrzewałbyś, że wewnątrz góry jest ukryty targ z komunikacją morską?
– Nie.
– No właśnie.
– Ale przecież ludzie sami wykuwali sztolnie…
– Częściowo… O niektórych nie wiedzą.
Doszli do końca korytarza, który wyglądał jak zasypany przez gruz. Gabriel przeszedł pod ścianą i znalazł trzy ruchome kamienie. Gdy je usunął, ich oczom ukazała się czarna śluza. Bezgraniczna atramentowa otchłań.
Remek jęknął, ale usiadł na brzegu i zaparł się stopami.
– Hasta la vista, amigos! – zawołał do swoich towarzyszy, salutując i zniknął w ciemnym tunelu.
Laura już miała podążyć za nim, ale Gabriel stanął jej na drodze, korzystając z okazji, że pierwszy raz od dłuższego czasu zostali sami.
– Co jest? – spytała nerwowo i próbowała go ominąć, ale jej nie pozwolił i delikatnie odbiła się od jego klatki piersiowej. Nawet ten nikły dotyk sprawił, że na twarz wkradł się skrawek brzoskwiniowego rumieńca.
– Przepraszam, że ci nie powiedziałem.
Dobrze wiedziała, że mowa o listach z Katyryku.
– Nie myśl sobie, że jedno „przepraszam” załatwi sprawę – rzekła stanowczo.
– Drugie przepraszam – Gabriel uśmiechnął się szelmowsko i dalej patrzył jej w twarz.
Skrzące się niebieskie oczy były błyskiem na tle skrytej w półmroku twarzy.
Zacisnęła usta, starając się zachować poważną minę.
– No już, dość tych dąsów – zamruczał, przysuwając się.
Syknęła i odwróciła wzrok naburmuszona. Miał świętą rację, nie potrafiła na niego tak patrzeć i nie zacząć się uśmiechać.
– Tęskniłem za tymi minami… – powiedział i jego dłoń musnęła policzek Laury.
Dziewczyna najeżyła się jeszcze bardziej.
– Chcieliśmy, żebyś miała chwilę wytchnienia – kontynuował. – Skręca mnie w żołądku na myśl, co ci zrobił…
Laura teraz spojrzała na niego w zadumie. Czy przez ten cały czas o niej myślał, czy nadal trzymał wolne miejsce dla niej w swoim sercu? Przygryzła wargę.
– Okej, ale od tej pory mówimy sobie o wszystkim – przemówiła, siląc się na poważny ton.
– Oczywiście – pokiwał głową zdecydowanie. Jego aksamitne włosy zafalowały w nikłym świetle lamp.
Przepuścił ją z miną świętoszka. Kiedy usiadła przy wejściu do śluzy, szepnął jej do ucha: „Gdy cię nie było, myślałem o tobie w każdej minucie dnia i nocy…” i popchnął lekko tak, że zjechała prędko i nie zdążyła mu odpowiedzieć.
Mknęła czarną suchą zjeżdżalnią bez żadnego światła dobrych kilkaset metrów.
Na dole czekało na nią miękkie lądowanie na czarnej skórzanej gąbce.
– Co tak długo? – Remek podał jej rękę i pomógł wstać.
– Laura przestraszyła się ciemności, musiałem ją uspokoić – Gabriel kocim ruchem wyskoczył ze zjeżdżalni, wstał z gracją i puścił jej oko.
– Palant.
Gabriel zachichotał zadowolony, poprawił szaty i narzucił kaptur.
– Idziemy?
Nie czekając na odpowiedź, ruszył przodem w głąb skalnego korytarza, gdzie znajdowało się wejście na czarny targ. Remek popatrzył pytająco na Laurę. Gdy nie otrzymał wyjaśnienia, wzruszył ramionami, naciągnął kaptur i podążył za Gabrielem. Ich oczom ukazała się wielka kolista starannie wyrzeźbiona grota, zapełniona handlarzami, straganami, przyczepami i kontenerami.
Teraz Laura i Gabriel lekko schylali głowy, a Remek idący przed nimi głosił niedobrą nowinę o apokalipsie.
– Skąd on to bierze? – zapytał Gabriel półszeptem. Dłonie skrywał w połach szat i Laura wiedziała, że w każdej chwili może wyciągnąć broń.
– Oni wszyscy mają taką samą gadkę, a chodzi tylko o to, by strachem napchać portfel – powiedział Remek przez ramię. – Poza tym trochę czytałem o tym jaju i to symbol odrodzenia, a jajo smoliste ma sprowadzić na świat nieszczęście? Pasuje do każdej z opowieści.
– W sumie.
Chodzili długimi alejkami i Laura mogła rzucić okiem na kolejne stragany z najwymyślniejszymi przedmiotami. Wypolerowaną na błysk, ostrą bronią, której nie znała. Migocącą, złotą biżuterią, która wyglądała jak wykopana z najwspanialszych grobowców faraonów. Nie zabrakło oczywiście licznych dzikich i nielegalnych zwierząt, jak i również stoisk z organami.
– …i wtedy ratunku nie będzie… Jeźdźcy mroku podniosą gorejące od ognia piekielnego miecze i świat wyda ostatnie tchnienie… – Remek tyle opowiadał o końcu świata, że aż mu głos zachrypł.
Laura wstrzymała powietrze. Postać z opowieści Remka ewidentnie przypominała jej pewnego wojownika z żarzącym się mieczem. Postanowiła zachować tę światłą uwagę dla siebie. Tak jak Remek przewidział, nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi. Kupcy przybyli tutaj po to, żeby coś okazyjnie kupić, a nie żeby pogłębiać wiarę. Gabriel wiedział, że muszą wypatrywać ludzi, którzy plączą się między straganami, ale nic nie kupują. To zazwyczaj byli handlarze informacjami. Doszli do końca hali i ich oczom ukazała się podziemna rzeka z łodziami, które transportowały towar. Promienie słońca wydobywały z ciemności niewielki, krzywy trójkąt, wyjście na morze.
Remek odpuszczał grzechy jakiejś starszej kobiecie w osobliwym różowym płaszczu, kiedy przypłynęła drewniana łódź z opuszczonymi żaglami. Na pokładzie znajdowało się siedem potężnych klatek wypełnionych po brzegi wijącymi się ciałami ludzi. Laura powstrzymała jęk i poczuła, że Gabriel ścisnął ją za rękę między fałdami szat.
Obsługa podziemnego portu zaczęła przymocowywać gigantyczne szczypce do pierwszej klatki. Ludzie w środku byli brudni i pokaleczeni. Kiedy pierwsza klatka poleciała w górę, po grocie przetoczył się żałosny pisk przerażonych więźniów. Złośliwy gnom siedział w kabinie dźwigu i bez grama szacunku manipulował szczypcami tak, jakby przestawiał śmieci, a nie żywe istoty. Klatka huśtała się niebezpiecznie, a ludzie przesuwali się od jednego brzegu do drugiego, obijając się o siebie z wrzaskiem.
Gabriel ścisnął rękę Laury jeszcze mocniej i rzucił jej pełne otuchy spojrzenie.
Kiedy boks bezpiecznie wylądował na betonowym podłożu, wielki umięśniony mężczyzna z czarną chustką na głowie i lubieżnymi tatuażami na ramionach zeskoczył ze statku. Podszedł do klatki i zabębnił wielkim kijem w pręty. Część ludzi odsunęła się w przerażeniu. Śmierdziało od nich potem, brudem i fekaliami. Dookoła zebrała się spora grupa gapiów, obgadując na głos kolejnych więźniów z klatki.
– Zobaczcie tego grubasa, ale ma włosy pod pachami – mruczała jakaś baba w dziwnej czapce.
Laura popatrzyła na nią z niesmakiem. Już otwierała usta, żeby jej zwrócić uwagę, ale w tym momencie wrzasnął facet z kijem.
– Niewolnicy!!! Młodzi, sprawni, zdatni do ciężkiej pracy! – wskazał ręką przerażonych ludzi, kulących się przed ostrzałem chytrych spojrzeń. – Dzisiaj specjalna cena!
Remek stał w pierwszym rzędzie gapiów blady jak manekin.
– Ty! Klecho! – handlarz warknął i wskazał go kijem. – Ludzkie niewolnice, za pół ceny. Podobno dają niebywałą rozkosz, jak się je odpowiednio nakarmi.
– Kościół Odrodzenia nakłada na kapłanów celibat – Gabriel odezwał się zza pleców przyjaciela.
– Ile? – spytała Laura bezmyślnie.
Wszystkie oczy w porcie przeniosły się na nią. Naciągnęła kaptur bardziej na twarz.
– Laura, co ty robisz… to nie jest nasze zadanie – syknął jej do ucha Gabriel. Odsunęła się od niego nieznacznie i spojrzała wyzywająco na mężczyznę z tatuażami.
Facet z kijem wygiął usta w fałszywym uśmiechu, od którego Laurze zrobiło się niedobrze.
– Ilu potrzebujesz, siostro? – zapytał.
– Och… trudno powiedzieć… – oznajmiła, występując z tłumu.
Zrobiła kilka kroków wzdłuż klatki, przyglądając się przerażonym więźniom. Matka kurczowo przyciskała do brzucha bliźnięta. Starzec z zasnutymi bielą oczami odmawiał modlitwę w nieznanym jej języku. Nawet mężczyźni kulili się pod jej bystrym wzrokiem.
– Oprócz tych tutaj – dodał handlarz, niedbale znowu uderzając w klatkę. Więźniowie wzdrygnęli się z przestrachu. – Mogę zdobyć jeszcze około setki.
Laura z trudem oderwała wzrok od umęczonych twarzy i spojrzała na sprzedawcę.
– Na kiedy?
– Przyszły tydzień.
Zrozumiała, że to będzie wór bez dna. Ilu by nie wykupiła i tak pojawią się następni.
– Twoja cena?
– Za trzystu niewolników? Trzydzieści tysięcy euro.
Nie trzeba było być Pitagorasem, żeby szybko przekalkulować, jak mało warte jest ludzkie życie. Zaledwie czterysta złotych. Laura poczuła, jak kotłuje się w niej mieszanina złości i żalu.
– Musimy się naradzić – Gabriel wystąpił z tłumu i pociągnął Laurę za rękaw.
Wyszli poza skupisko gapiów, a Remek podążył za nimi.
– Mogę zejść do dwudziestu osiemdziesięciu! – krzyknął handlarz za nimi.
– Oszalałaś?– syknął Gabriel, gdy znaleźli się w zaułku między straganem z dziwacznymi urządzeniami do polowania na ludzi a narzędziami do ważenia mikstur.
Laura spojrzała na niego spod kaptura pełnym bólu wzorkiem.
– Nie możemy ich tak zostawić. Czy skarbiec Frisørd to zniesie?
– Mieliśmy szukać jaja… – wyszeptał Gabriel przez zaciśnięte zęby i rozejrzał się, czy nikt ich nie podsłuchuje. – Nie powstrzymasz całego zła tego świata. Powinniśmy się skupić na tym, po co tutaj przybyliśmy.
– Może i świata nie zmienię, ale zmienię świat dla tych biednych ludzi – powiedziała Laura. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co musieli teraz przeżywać.
– I co z nimi zrobimy? Wypuścimy ich? – Gabriel się wyprostował.
– Tak – palnęła bez zastanowienia.
– Nie możemy tego zrobić. Widzieli nas, widzieli targ. Tylko pomyśl, jak ukryjemy trzystu fidenslanderów? Nie możemy ich tak po prostu wypuścić.
Laura zastanowiła się chwilę.
– No to niech będą wolni, w naszym świecie – Laura wskazała brodą Remka. – Jak chłopaki.
– Co sugerujesz? – Gabriel nie nadążał za jej rozumowaniem.
– Niech zamieszkają na Frisørd. Dajmy im uczciwą pracę. Cel.
Gabriel zrobił sceptyczną minę. Jak ojciec zareaguje, kiedy przypłyną z trzema setkami ludźmi na statku i tekstem „Dajmy im pracę?”.
– Coś wymyślimy. Nie możemy pozwolić, żeby mężczyźni trafili do kamieniołomów, a kobiety jako niewolnice.
Gdyby tu był Zagiel na pewno by jej na to nie pozwolił. Ale na szczęście go tu nie było.
Przyszły trudne czasy, a Laura do tej pory kierowana czystością intencji i dobrym sercem, ocaliła ich i ufał jej jak nikomu. Czuł się wobec niej zobowiązany. Co powie ojcu? Później się będą tym martwić.
– Niech tak będzie. Weźmiemy niewolników i statek.
– Wspaniale! – Laura klasnęła w ręce.
Odwróciła się i szary habit na jej plecach zafalował, kiedy prawie biegła z laską w ręku.
– Potrzebujemy wszystkich wraz ze statkiem. Mam jednak warunek. Wszyscy mają być czyści i nakarmieni. Nie mogę pozwolić, aby brudne ciała skalały świętą ziemię Kościoła Odrodzenia – powiedziała do mężczyzny w czarnej chuście. Gdyby miał czarną opaskę na oku, mógłby przypominać pirata. – Miejsce odbioru towaru, tutaj za tydzień? Gotówka?
– Wspaniale. Ze statkiem będzie równe trzydzieści. Zapraszam na pokład w celu spisania dokumentu – pirat podał jej rękę, żeby przypieczętować umowę. Uścisnęli sobie dłonie.
– Piękny pierścień – powiedział, zatrzaskując za sobą drzwi od mostku. Laura poczuła suchość w gardle.
– Ach, tak. Dar od wierzących.
– Czy wasz kult zrzesza dużo wiernych? – handlarz nagle zrobił się ciekawski.
Wskazał jej miejsce przy drewnianym biurku, na którym leżał stos papierów.
– Niespecjalnie… Nie wszyscy godzą się przyjąć złą wiadomość… – Laura próbowała zabrzmieć wiarygodnie.
Wyjęła trefny dowód osobisty, który dostała od Ljama i położyła na biurku. Handlarz zajął miejsce naprzeciwko i wziął dokument.
– Oczywiście zachęcam do przyjścia na rekolekcje u brata Remigiusza – dodała, śledząc wzrokiem stalówkę skrobiącą po akcie sprzedaży.
– Nie jesteście z Zakonu Braci Wężowych, prawda? – zapytał, nie podnosząc głowy.
– Nie.
A więc fanatyków religijnych w fantastycznym świecie było więcej.
– Kiedy i gdzie odbywają się rekolekcje?
Laura przeklęła w umyśle.
– Najbliższe jutro o zachodzie słońca. Prawdopodobnie tutaj, jak znajdziemy miejsce. Nie chcemy się rzucać w oczy w świecie ludzi. Czemu pytałeś o Zakon Braci Wężowych?
– Cóż… O ile wy głosicie nowinę i gloryfikujecie jajo, oni chyba działają nieco inaczej. Nie czczą symbolu jaja. Widzą w nim jedynie dzieło zniszczenia.
Laura zbladła, zmrożona informacją. To mógł być trop.
– Gdzie ich można znaleźć? – pytanie padło z jej ust po tym, jak odchrząknęła.
– Chcesz ich nawrócić?
– Oczywiście. Chociaż z tego, co mówisz, to ich osąd sprawy nie odbiega daleko od naszego. Z tym że Kościół Odrodzenia wierzy, że zmiany są potrzebne, a wszyscy odnajdziemy na końcu świata zbawienie. Marzę, żeby z nimi porozmawiać i wysłuchać ich myśli.
Pirat podsunął jej dokument z cichym szelestem papieru. Laura podpisała się w tym momencie wymyśloną parafką.
– Niestety. Zakon Braci Wężowych nie działa publicznie. Nie wiem, gdzie ich szukać.
Laura wstała i ukłoniła się delikatnie, tłamsząc w sobie rozdrażnienie.
– Dziękuję za twą pomoc bracie i niech jajo otoczy cię swoją opieką w ostatnią godzinę.
– Dziękuję za błogosławieństwo.
Handlarz również się pokłonił.
– Zakon Braci Wężowych? – Remek opatulił się kocem jak kokonem. Miał minę, jakby chciał zaśpiewać o nich balladę.
– Musimy ich odnaleźć, mogą wiedzieć coś więcej – mówiła Laura.
Siedzieli na balkonie w jednym z hoteli krymskich miejscowości turystycznych i rozmawiali na temat zdarzeń w muzeum.
– Zgadzam się. Proponuję przez ten tydzień chodzić codziennie na targ i szukać kolejnych wiadomości na temat zakonu lub jaja – Gabriel oparł się o balustradę, krzyżując umięśnione ramiona na piersi.
– I tak nie mamy wyjścia. Załatwiłam nam jutro rekolekcje u brata Remigiusza – Laura wyszczerzyła zęby w niewinnym uśmiechu.
Remek spojrzał na nią przelotnie, a potem na Gabriela.
– Zaraz, co? – wrócił na nią zaskoczonym wzrokiem.
Kaskada śmiechu Gabriela wypełniła powietrze.
– Ale co ja mam na tych rekolekcjach mówić? – zmarszczył brwi Remek. – Ile można gadać o końcu świata.
– Coś wymyślisz. Świetnie ci szło – Gabriel poklepał go po ramieniu, chcąc go pocieszyć.
Naburmuszona mina rudzielca mówiła wyraźnie, że mu się nie udało.
– Tylko na chwilę. Przepakuję trochę broni i jedziemy dalej – Ljam zmienił bieg i położył dłoń na kierownicy.
– Przecież jedziemy w charakterze pokojowym – upierała się Olla. Nie chciała tracić czasu i zbaczać z trasy do domu Ljama. Niebo zrzuciło chmurny płaszcz, mleczna mgiełka sunęła po zboczu góry, po której jechali.
– Przezorny zawsze ubezpieczony – odpowiedział Ljam.
Olla przedrzeźniała go w sposób mało przyjemny.
– Tym razem nie ustąpię. Mam zadbać o nasze bezpieczeństwo.
– No dobra.
Ljam skręcił z trasy prowadzącej na lotnisko w kierunku Bardufoss.
Gdy podjechali pod dom ukryty w leśnym zaułku, ich oczom ukazał się obraz jak po przejściu tornada. Drzwi były wyważone, okna powybijane, a czerwonym sprayem powypisywano groźby na białych murach.
– Ja się tym zajmę, poczekaj tu – syknął Ljam i wyciągnął kuszę ze schowka.
Aquarianna kocim ruchem opuściła siedzenie pasażera i zamknęła cicho drzwi.
Ljam westchnął ze znużeniem. Miał ochotę dalej się kłócić, ale to nie był dobry moment. Ktoś niebezpieczny nadal mógł być u niego w domu. Podniósł kuszę do oczu, gotów do strzału.
Zaczęli skradać się po schodach na ganku, obserwując ostrożnie okolicę.
– Czysto – powiedziała Olla i wsunęła się zgrabnym ruchem do środka.
Ljam wypuścił powietrze sfrustrowany i podążył za nią. Każdy krok w ciężkim bucie wydawał mu się zbyt głośny.
Środek nie wyglądał lepiej. Wszędzie walały się wyciągnięte z szaf ubrania i porwana w strzępy pościel.
Z kanap wypruto plusz, lustra powybijano, kuchnie zdemolowano.
– Przynajmniej żartownisia czeka z kilka lat nieszczęścia – skwitował Ljam, przesuwając butem skrawki lustra z przedpokoju.
– Chyba nie skradziono nic cennego – stwierdziła Olla i wskazała brodą na zestaw kina domowego.
Przewrócony telewizor leżał smętnie między ławą a kompletem wypoczynkowym. Ljam spojrzał z nostalgią na sprzęt, który kosztował go kilkanaście tysięcy.
– Nie. Chciano mnie nastraszyć.
– Nie podoba mi się to. Znikajmy – wyszeptała Olla niepewnie, rozglądając się po pomazanych ścianach.
– Mam trzyetapowe zabezpieczenie domu – oznajmił Ljam. – Nie można tak po prostu sobie wejść. W dodatku płacę krocie firmie ochroniarskiej. Powinna przyjechać, a przy najmniejszym ruchu powinien włączyć się alarm.
Olla wytężyła słuch, ale nie usłyszała żadnego bicia serca.
– Nic – wyszeptała.
Pobiegła do sypialni na piętrze, żeby upewnić się, czy nikogo tam nie ma.
Ljam zszedł do piwnicy, gdzie znajdowała się szafa z bronią. Tutaj o dziwo drzwi nie były wyważone. Syrenie łuki, noże i miecze wydawały mu się mało użyteczne w porównaniu ze swoją kolekcją – licznymi paralizatorami, kuszami oraz granatami. Posiadał także specjalne urządzenie emitujące dźwięki na wysokich częstotliwościach.
Gdy pokonywał ostatnie stopnie i zapalił jasne światło, jego oczom ukazało się kilka leżących ciał. Czyli jednak ochroniarze przybyli po tym, jak włączył się alarm.
– Niech to szlag! – zaklął pod nosem.
Podbiegł do pierwszego i przyłożył mu palec do szyi. Nie wyczuł tętna. Doskoczył do następnego, również nie żył. Na jasnej podłodze znajdowało się mnóstwo krwi i śladów tortur.
– Olla! Pomóż mi!
Jeden z ochroniarzy leżał rozłożony na stole w samych spodniach. Zamiast oczu miał dwie wielkie rany. Twarz mu poharatano, włosy żywcem wyrwano całymi płatami ze skóry głowy. Ljam poczuł, jak zbiera mu się na mdłości. Niewinni ludzie. Ucierpieli niewinni ludzie. Na klatce piersiowej ochroniarza wypalono napis: Katyryk nie wybacza.
Mężczyzna zaczął jęczeć, kiedy Ljam przyłożył zimne palce do jego szyi. Po chwili obok niego pojawiła się Olla.
– Co pamiętasz, człowieku? – zapytała nerwowo.
Mężczyzna charknął, a Olla w sekundę pojawiła się ze szklanką wody i pomogła mu się napić. Zmęczony facet opadł ponownie na łopatki.
– Przyniosę ketonal – Ljam zniknął na schodach.
Po chwili wrócił ze strzykawką i zaaplikował leżącemu przezroczysty płyn prosto w serce.
– Za chwilę poczujesz się lepiej – obiecał. – Wezwałem pogotowie.
Mężczyzna wypuścił powietrze w przypływie ulgi. Olla chwyciła delikatnie szmatkę i zaczęła przemywać rany nieszczęśnika.
– Było ich dwóch… – zaczął chrapliwym głosem. – Szybcy jak mgła. Nie wiem, jak udało im się obezwładnić nas wszystkich… Wyglądali, jak Boga kocham, jakby się urwali z jakiegoś filmu o ninja. Blondyn pytał… pytał, gdzie jest właściciel… Nikt z nas nie wiedział… Groził nam… Pytał o dziewczynę… Pokazywał nam zdjęcie… i torturował… za każde „nie wiem” robił kolejne nacięcie.
Olla i Ljam wymienili nerwowe spojrzenia. Doskonale wiedzieli, kto przesłuchiwał tych tutaj. Zamaskowany szpieg Katyryku, który złożył im wizytę kilka tygodni temu jeszcze przed bitwą. Podawał się wtedy za przyjaciela Laury i zapewniał, że jest bezpieczna.
Olla zacisnęła drobne dłonie w pięści. Nie musiał krzywdzić tych biednych ludzi.
Ljam szturchnął ją delikatnie i wskazał brodą na kawałek kartki przytwierdzony do tablicy korkowej gwiazdką shuriken.
Laura. Zdjęcie zostało wykradzione z profilu społecznościowego, to samo, które pojawiło się na nielegalnej aukcji.
– Wybaczcie mi – wychrypiał mężczyzna.
– Wszystko w porządku. Pogotowie już jedzie – zapewniła go Olla, przemywając mu kompresem okraszone potem czoło.
Mężczyzna nagle zrobił gwałtowny ruch i złapał Ljama za koszulę.
– Uciekajcie! – syknął.
– Spokojnie, nie ma go tutaj już. Zaraz przyjadą lekarz i policja… – Olla nacisnęła na klatkę piersiową, żeby znowu się położył.
– Uciekajcie natychmiast! – mężczyzna wypuścił z ręki małe urządzenie z przyciskiem i czerwoną diodą.
– Może to dobry pomysł, żeby się zmywać. Nie mamy czasu składać zeznań na posterunku… – zastanawiała się Olla.
Ljam cały czas obserwował niewielki gadżet.
– Wybaczcie mi… groził mojej żonie… a ona jest w ciąży – wyjęczał facet.
– To lokalizator… on tu zaraz będzie...! – krzyknął Ljam i rzucił się biegiem w kierunku szafy z bronią. Zaczął z niej wyjmować rzeczy na chybił trafił i ładować do sportowego plecaka. – Odpal auto.
Olli już nie było.
Gdy dobiegał do samochodu, czekała z włączonym silnikiem i ponaglała go bezgłośnie. Nie zdążył zamknąć drzwi, kiedy czarna tesla już mknęła między drzewami w ciemnościach. Pogoda zdawała się dokładać do ich pecha. O szybę zacinał ponury deszcz ze śniegiem.
– Powinniśmy się domyślić – powiedział rozżalony.
– Cicho!
Olla nie spuszczała bystrych oczu z drogi. Wyłączyła światła w samochodzie, aby nie zwracać niczyjej uwagi. Jechali ponad dwieście kilometrów na godzinę i Ljam po cichu modlił się, żeby nie wypadli z zakrętu na śliskiej jezdni. Przez przednią szybę widział jedynie atramentową ciemność i szare krople odbijające się od szyby.
Nagle Olla zahamowała z piskiem opon i samochód wpadł w poślizg na mokrym asfalcie.
Zatrzymali się na czymś, co wyglądało jak pień powalonego drzewa.
W momencie zderzenia wyskoczyły poduszki powietrzne, a na przedniej szybie pojawiła się pajęczyna pęknięć. Ljam przetarł twarz i zamrugał.
– Nic ci nie jest? – dotknął ramienia Olli.
Z jej czoła spływała strużka krwi.
Popatrzyła mu wymownie w oczy i przycisnęła palec do ust, zerkając na plecak wyładowany bronią.
Ljam sięgnął na dół, wyjął paralizator i podał Olli, sam chwycił kuszę.
Przenieśli przerażony wzrok na przednią szybę. W odległości kilku metrów nie było widać prawie nic.
Nagle na tle grafitowej mgły zaczął się pojawiać ciemniejszy kształt z czerwonymi ślepiami. Wielki pies, który rozmiarem dorównywał tesli, wyłonił się z ciemności i zawarczał wrogo. Z relacji uczestników bitwy wiedzieli, że Katyryk dysponuje armią ogarów, ale spotkanie z bestią twarzą w twarz okazało się sto razy bardziej przerażające niż opowieści.
Na grzbiecie siedział jeździec z błyszczącymi brązowymi oczami, dół twarzy zasłaniał ciemnym materiałem. Olla wcisnęła przycisk i uruchomiła bieg wsteczny. Auto zawyło w proteście, ale zaczęło się wycofywać. Aquarianna odwróciła głowę w stronę tylnej szyby i założyła rękę na zagłówek pasażera, próbując kierować na wstecznym. Ziemia zadrżała pod naporem potężnych łap bestii, kiedy ta rozpędziła się i przeskoczyła ponad pniem. Z pyska ogara buchnęła gorąca para, zwierzę obnażyło zębiska i z łatwością przeskoczyło teslę. Zatrzymało ją, jednym ruchem łapy odrywając koło.
„No to byłoby na tyle z ucieczki”, pomyślała Olla, ściskając w dłoniach paralizator. Jeździec zsiadł z ogara i ruszył w stronę drzwi kierowcy. Sprawnie wyrwał je z zawiasów i jednym ruchem ostrza odpiął Olli pas. Posłała mu spojrzenie pełne pogardy.
– Znowu się spotykamy – oznajmił lekko, a Olla miała wrażenie, że mężczyzna się uśmiecha przez materiał maski.
– Nic ci nie powiemy – oświadczył Ljam, grożąc mu nożem.
– Oczywiście, że nie. Mam jednak nadzieję, że chociaż mnie wysłuchacie.
– Zaprosiłbym na herbatę… – warknął łowca – ale wiesz, mam w domu bajzel...
– Nie kłopocz się tak, chłopcze. Przepraszam za bałagan, trochę nas poniosło…, ale sam rozumiesz… Nie chcieli nic powiedzieć.
– Ach, jeżeli tak, to okej. Nie chcieli nic powiedzieć – mruknął Ljam ironicznie.
Olla chciała dyskretnie połechtać napastnika prądem w nogę, ale był szybszy i zabrał jej paralizator z ręki.
– Nieładnie…
– Mów, co masz do powiedzenia. Spieszymy się – oznajmiła niemiło.
– Z racji tego, że wasz środek transportu, powiedzmy... – Anatolij wymownie spojrzał na zdewastowane drzwi i oderwane koło. – Nie nadaje się do dalszej podróży… Może was gdzieś podrzucić? Pogadamy.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Olla zupełnie poważnie.
– Trochę męczy mnie kaszel, dziękuję.
Olla z Ljamem wymienili spojrzenia.
– Jesteś przyjaciółką Laury?
– Tak.
– Wysiadaj. Ty też, łowco.
Laura rozparła się na krześle tarasowym i wypuściła powietrze. Znajdowali się kilkadziesiąt kilometrów od Bałakławy i pierwszy raz od dłuższego czasu trochę się rozluźnili. W hotelu panował radosny nastrój Świąt Bożego Narodzenia, goście odpoczywali w wielkich fotelach z pełnymi żołądkami, popijając grzane wino.
– Może pójdziemy na plażę? – zaproponował Gabriel, spoglądając na wesołych ludzi spacerujących wzdłuż promenady.
W sumie i tak nie mieli zbyt wiele do roboty. Przez kolejny tydzień zamierzali chodzić na czarny targ i węszyć, węszyć i jeszcze raz węszyć.
– Idźcie sami. Ja muszę się zastanowić nad programem rekolekcji, a przy okazji może znajdę coś jeszcze o jaju albo o tym bractwie – Remek wskazał brodą na laptopa. – Zarejestrowałem się w wirtualnej bibliotece. Mają zeskanowane pozycje z całego świata.
– Pokaż mi… – Laura otworzyła klapę laptopa.
– Nie. Idźcie. Musicie nabrać sił – Remek go zamknął.
To była prawda. Cały dzień na targu, poprzedzony emocjami i podróżą odcisnął piętno na ich twarzach. Jak nic potrzebowali zażyć regeneracyjnej kąpieli, a morze było do tego miejscem idealnym.
– Dzięki!– Laura pieszczotliwie poklepała Remka po rudej czuprynie. Od czasu ich przygody w jaskini trolli łączyła ich niezwykła przyjaźń.
– Wspaniale – Gabriel wsunął na siebie skórzaną kurtkę.
Laura chwyciła zielony wełniany sweter z oparcia i założyła przez głowę. Spod materiału wypuściła warkocz, który sięgał już do pasa.
– Nie czekaj na nas – powiedział Gabriel i puścił Laurze oko.
Uśmiechnęła się nerwowo i ruszyła przez pokój w kierunku drzwi. Ich apartament był chyba jednym z najdroższych w całym hotelu. Posiadał trzy osobne sypialnie i wspólny salon.
Urządzony był w przytulnym prowansalskim klimacie z elementami surowego drewna. Cały hotel udekorowany był gałązkami żywego świerku, z których pobłyskiwały czerwone bombki, dzwoneczki, jabłka i światełka. Przy wyjściu stały dwie wielkie choinki obwieszone ozdobami tak, że przypomniały siatkę ze świecidełek.
Recepcjonistka uśmiechnęła się od ucha do ucha na widok Laury i Gabriela i życzyła im szczęśliwego Nowego Roku i, żeby głowy ich nie bolały następnego dnia.
– No tak dzisiaj jest sylwester – mruknęła Laura, kiedy przemierzali kamienne patio z basenem.
Tłum ludzi w kurtkach zajął dogodne miejsca przy stolikach nieopodal baru.
– Co takiego? – zainteresował się Gabriel.
– Ludzie świętują początek nowego roku. Na całym świecie jest dzisiaj jedna wielka impreza. Odliczanie, fajerwerki, morze alkoholu… Wszyscy pijani czekają na dwunastą.
– Brzmi ciekawie – Gabriel uśmiechnął się lekko.
– Niby tak, ale obawiam się, że na plaży i na promenadzie będą tłumy.
Przeszli przez bar przy basenie i Laura poczuła miękki piasek pod trampkami.
Rozejrzała się dookoła niepewnie. Tak jak się spodziewała, mnóstwo par i rodzin z dziećmi wybrało się na spacer przed balem. Z rozmów zdążyła podsłuchać, że ma odbyć się wielka impreza na promenadzie przy porcie.
– Tam – Gabriel wskazał ręką na wystającą z morza skałę na horyzoncie.
Ruszyła za nim, z każdym ich krokiem tłum gęstniał. Po plaży szedł człowiek z wielką beczką, z której nalewał grzane wino. Gabriel w pięć sekund zakupił po kubku i wręczył jeden Laurze.
– Tradycja to tradycja – powiedział poważnie.
Laura wzięła łyk. Smak wytrawnego wina z korzennymi przyprawami od razu ją przyjemnie rozgrzał.
Szum morza koił jej skołatane nerwy, powietrze pachniało solą. Na skórze poczuła nadchodzącą z południa rześką bryzę. Na moment zapomniała o bitwie, o krwi wsiąkającej w piasek, o krzykach ofiar. Zamknęła oczy, aby rozkoszować się tą ulotną chwilą.
Gdy je otworzyła, zorientowała się, że Gabriel się w nią wpatruje.
– Jesteś piękna.
– Przestań... – machnęła ręką, ale wesoły uśmiech błąkał jej się po kąciku ust.
– Chodź, zróbmy coś innego niż zamartwianie się na temat jaja – wypił swój kubek do dna i wrzucił go do kosza.
Laura podążyła za jego przykładem. Wziął ją za rękę i pociągnął przez tłum w stronę atrakcji zgromadzonych na promenadzie. Oprócz wielkiej sceny, na której teraz odbywał się pokaz laserów, na promenadzie znajdowały się typowe atrakcje. Turyści kłębili się wokół licznych straganów z przekąsami i winem, karuzel i budek ze słodkościami. Laura miała wrażenie, że wszyscy ludzie oprócz Remka wyszli wspólnie świętować na ulicę. Gabriel ciągnął ją uparcie przez tłum, czuła ciepło jego dłoni i po cichu w myślach karciła się, że nie miała odwagi wyswobodzić się z jej uścisku. A może na chwilę, by tak zapomnieć o tym, co słuszne? Zatracić się w magii tego cudownego wieczoru? Przez chwilę być po prostu Laurą, bez brzemienia mocy darowanej z rąk księcia Katyryku, bez ciężaru odpowiedzialności za śmierć poległych w bitwie?
Kilkoro młodych ludzi w wełnianych czapkach i mnóstwem drewnianych koralików wokół nadgarstków wybijało rytm na bębnach i melodię na hangu, instrumencie, który przypomniał miskę. Dziewczyna, która śpiewała, miała dźwięczny głos, a melodia była tak prosta, a zarazem wpadająca w ucho, że niebawem tłum otaczający muzyków zaczął śpiewać z wokalistką w chórze. Laura bezwiednie wystukiwała takt nogą o kamienny bruk promenady. Miała wrażenie, że muzyka wibruje w jej żyłach i przelewa się wraz z krwią. Kiedy już zaczynała lekko nucić, Gabriel ścisnął ją wymownie za dłoń.
– Chyba nie chcesz, żeby wszyscy za chwilę padli – szepnął jej do ucha.
– A no tak.
Ich spojrzenia skrzyżowały się i parsknęli śmiechem. Gdy zespół skończył pieśń, Gabriel wyciągnął z kieszeni dwadzieścia euro i wrzucił do etui od gitary z drobnymi. Artyści podziękowali pięknymi uśmiechami i ukłonami. Kiedy tłum gapiów rozszedł się w poszukiwaniu innych atrakcji, gitarzysta wyciągnął z plecaka flaszkę. Rozlał alkohol do plastikowych kubeczków i rozdał wszystkim po kolei. Nim Gabriel i Laura się obejrzeli, trzymali w dłoniach po szocie.
– Nie trzeba – Gabriel próbował zwrócić kubeczek wokalistce, ale ta kręciła głową i mówiła coś po ukraińsku.
– Co ona mówi? – spytał Gabriel Laury.
– Nie mam pojęcia.
Dziewczyna zerknęła na nich badawczo, po czym powiedziała po angielsku „turyści” i kazała im wypić wszystko do ostatniej kropelki.
– Salut! – członkowie zespołu wznieśli toast.
Gabriel podejrzliwie wąchał zawartość, podczas kiedy Laura już swój przechyliła wraz ze wszystkimi muzykami.
– Pij.
Gabriel wypił zawartość z miną, jakby to było okropne lekarstwo. Skrzywił się niemiłosiernie, w efekcie czego przez muzyków przetoczyła się salwa śmiechu. Wszyscy byli w wyśmienitych humorach i gitarzysta już nawoływał, żeby polać po następnej kolejce, ale grzecznie podziękowali i ruszyli dalej przez tłum.
– Co to było? Smakowało jak płyn do czyszczenia chłodnic – zapytał Gabriel, unosząc brwi do góry. Schował ręce do kieszeni.
– Nie wiem, skąd wiesz, jak smakuje taki płyn do chłodnic…
– Hej – szturchnął ją lekko ramieniem, udając obrazę.
Laura zachichotała.
– Pewnie jakiś domowy bimber. Nie był taki zły. Piłam gorsze – wzruszyła ramionami.
Na chwilę wesoły tłum z promenady zniknął. Obraz rozmazał jej się przed oczami. Znowu stała na podwórku grabarza Fiedora i popijała domowy bimber roboty starego Miszy. Otrząsnęła się. To wspomnienie było zbyt bolesne.
Dotarli do wielkiej karuzeli, która kształtem przypominała młot. Właśnie kolejna tura śmiałków zapinała zabezpieczenia foteli. Tandetna muzyka sączyła się z głośników, a prowadzący konferansjer pytał, czy wszyscy na pewno spisali testament. Niewysoki mężczyzna z tatarską urodą stał przy wejściu i przyglądał się kolejce ludzi.
Nagle jego ciemne oczy skrzyżowały się ze spojrzeniem Laury, po czym odwrócił wzrok. Element z siedzeniami wystrzelił w powietrze bez ostrzeżenia, a ostry wrzask przeciął powietrze.
Laura zbladła na moment. Przed oczami stanął jej obraz krzyczącego chłopca, którego żywcem rozszarpywał wielki ogar. Biedak wyrywał się, wzywając pomocy, a bestia z agresywnym rykiem skubała jego rozprute ramię.
– Wszystko w porządku? – usłyszała głos Gabriela przebijający się przez mgłę wrzasków.
Zamrugała kilkakrotnie i potrząsnęła głową, żeby odgonić ponure myśli. Tajemniczy mężczyzna zniknął.
Wypuściła powietrze z jękiem i pokręciła głową. Gabriel pocieszająco dotknął jej ramienia.
– Jest okej – szepnęła.
Gabriel stał chwilę z zadartą głową i przyglądał się gigantycznej karuzeli.
– Po co ludzie to robią?
– Dla adrenaliny. Chcesz spróbować?
Popatrzył skonfundowany na atrakcję.
– Niekoniecznie, ale za to chciałbym spróbować tego – wskazał ręką na niewielką halę z samochodzikami zasilanymi prądem przez sufit.
Laura uśmiechnęła się z niedowierzaniem. W autkach siedziały prawie same dzieci.
– No dobra.
Stanęli w kolejce za dwójką rudych nastolatków. Gdy doszli do okienka, pani uprzejmie sprzedała im żetony.
Zadzwoniła syrena, muzyka na chwilę ustała i rozczarowane dzieci zaczęły wysiadać z samochodzików, jęcząc i prosząc rodziców, by pozwolili im się przejechać jeszcze raz.
Gabriel zajął zielone autko z numerem trzy. Laura wsiadła do różowego w wielkie białe kwiatki z jedynką. Każdy samochodzik posiadał kierownicę, gaz i hamulec.