Magiczny Nowy Jork. Część druga (Gwiazdy Romansu) - Diana Palmer - ebook

Magiczny Nowy Jork. Część druga (Gwiazdy Romansu) ebook

Diana Palmer

3,9
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Po trudnych początkach w Nowym Jorku Ivory wreszcie wychodzi na prostą. Zostaje główną projektantką w słynnej firmie odzieżowej. Zyskuje zaufanie pracowników, szef ją nie tylko wspiera, ale też szczerze kocha i namawia na małżeństwo. Doceniana i otoczona życzliwością, Ivory powoli zapomina o latach upokorzeń i trudnej przeszłości. Dotychczas przed nią uciekała, jedno wydarzenie sprawi, że teraz będzie musiała stawić jej czoła.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 176

Oceny
3,9 (96 ocen)
40
25
18
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Diana Palmer

Magiczny Nowy JorkCzęść druga

Tłumaczenie:Hanna Hessenmüller

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Curry, wyraźnie zamyślony, powoli zapinał koszulę.

– W sumie to nieistotne, jakie są ku temu powody – powiedział cicho po chwili. – Teraz zajęty jestem matką i nie mogę pozwolić sobie na żadne komplikacje w moim życiu prywatnym. A ty z kolei nastawiona jesteś na zrobienie kariery, prawda? I na pewno nie życzysz sobie, by coś cię od tego odciągało.

– Nie… – bąknęła Ivory, też zajęta doprowadzaniem ubrania do porządku. – Chcę się przekonać, czy naprawdę coś potrafię. Bardzo chcę, choć może przecież zakończyć się to kompletną porażką. Dla mnie ogromnie ważne jest wyrobienie sobie nazwiska. Bycie kimś tam, gdzie zaczynałam od zera. Jestem ci bardzo wdzięczna, że dałeś mi szansę.- Westchnęła. – Podejrzewam, że wiele osób myśli podobnie jak Harry. Że tak szybko do czegoś doszłam, bo coś mnie łączy z tobą.

– Czyli jednak tak uważa! A niech go szlag!

– Nie denerwuj się, proszę. Owszem, coś tam napomknął, ale kiedy zobaczył moje projekty, zmienił zdanie.

Stała ze spuszczoną głową, bo niestety pomyślała teraz o swojej matce, która przysparzała jej zmartwień. I to przecież również motywowało ją do działania. Gdyby doszła do jakichś pieniędzy, mogłaby dawać zachłannej mamusi zawsze tyle, ile zażąda i dzięki temu trzymać ją od siebie z daleka. Jak najdalej.

– Chcę być bogata – powiedziała. Bardzo stanowczo. – Niczego bardziej nie chcę, niczego!

Czuła na sobie jego wzrok, nagle bardzo przenikliwy.

– Chcę sama zdobyć majątek. Sama! – dodała, szybko i z naciskiem, żeby broń Boże nie pomyślał, że chce czegoś od niego.

Curry włożył z powrotem smoking i uśmiechnął się smutno.

– Kiedy człowiek zdobędzie pieniądze, wcale nie ma mniej zmartwień. Bardzo szybko uświadamia sobie, że trzeba naprawdę bardzo się starać, by ich nie stracić. A jeśli chodzi o sławę, to niestety ma ona też swoje złe strony.

– Domyślam się, ale chętnie doświadczyłabym tego na własnej skórze.

Curry uśmiechnął się, tym razem pogodnie.

– Czyli futra i brylanty muszą być?

– Oczywiście! – przytaknęła Ivory z promiennym uśmiechem. – Będę je mieć!

Curry widział, jak jej oczy rozbłysły i pomyślał, że on też miewał kiedyś w oczach te promyki nadziei.

– Jestem pewien, że dopniesz swego i znajdziesz po drugiej stronie tęczy to, czego tak pragniesz.

– A dlaczego nie? Pieniądze są najważniejsze, bo tylko wtedy, kiedy je mamy, czujemy się naprawdę bezpieczni.

– I to dla ciebie pełnia szczęścia?

– Wyobraź sobie, że tak!

Nie oponował, choć doskonale wiedział, że tak wcale nie jest i Ivory może się kiedyś gorzko się rozczarować.

Przyczesał włosy grzebieniem, włożył płaszcz.

– Chyba straciłem resztki rozsądku, ulegając twojemu urokowi. Nigdy bym się nie spodziewał, że do tego dojdzie.

– Och, nie mówmy już o tym! – Pogłaskała swoje przepiękne perły i uśmiechnęła się. – Dzięki za prezent. A ty teraz jedziesz gdzieś świętować z rodziną?

– Już świętujemy. Jesteśmy w Rainbow Room. Wyrwałem się na chwilę, żeby wpaść do ciebie i teraz wracam do nich.

– W Rainbow Room? Przecież ta restauracja jest w samym środku Manhattanu, kawał drogi stąd! I chciało ci się tu przyjeżdżać?

Curry uśmiechnął się, podszedł do niej i złapał ją za ramiona, zmuszając, by wstała z sofy. Co było konieczne, ponieważ zamierzał ją pocałować, a potem wyznać:

– Bardzo chciałem się z tobą zobaczyć. Gdybym tego nie zrobił, te święta nie byłyby dla mnie udane.

Ivory pogłaskała go czule po policzku, bardzo nieszczęśliwa, że muszą się już rozstać.

– Curry? Ale… niezależnie od wszystkiego, możemy się przyjaźnić? Prawda?

– Naturalnie! Jesteśmy skumplowani – rzucił żartobliwie, spoglądając w szare oczy, które zawsze patrzyły na niego tak łagodnie, a jednocześnie z podziwem. Spojrzał i znów ją pocałował, tym razem w czoło.

– Wesołych Świąt, Ivory!

– Wesołych Świąt, Curry!

Świadomie nie dopuścił, by doszło między nimi do prawdziwego zbliżenia. Nie, nie mógł sobie na to pozwolić. Ivory była niewinna, bez żadnego doświadczenia i o tyle lat od niego młodsza. I taka bezbronna. A to, co czuje do niego, to niewątpliwie podziw. Darzy go niemal czcią, jak jakiegoś bohatera. W końcu nic dziwnego, dzięki niemu zrobiła krok do przodu na swej drodze ku wymarzonej sławie. Poza tym on pierwszy pokazał jej, co to namiętność. Nic dziwnego, że jest nim zauroczona.

Natomiast z jego strony było to coś całkiem innego. Do Ivory ciągnęła go jakaś nieprzeparta siła. Chciał być z nią zawsze, przez całą dobę. Nigdy czegoś takiego nie czuł do żadnej kobiety, ale przecież nie mógł dopuścić, by zawładnęła nim obsesja na punkcie tej dziewczyny. Tym bardziej że miał wielkie opory, jeśli chodzi o małżeństwo i dzieci. Szczerze mówiąc, mógł jej zaofiarować jedynie przyjaźń. Owszem, na pewno długo nie zapomni tych naprawdę słodkich chwil, kiedy trzymał Ivory w ramionach, ale da sobie z tym radę. Z tym że jeśli Ivory nabierze apetytu na związek bez żadnych zobowiązań, to w porządku, mogliby zostać parą. Ale tylko tyle, nic więcej.

Włożył płaszcz i owinął szyję białym jedwabnym szalikiem.

– Wkrótce się z tobą skontaktuję – dodał jeszcze i ruszył do drzwi. W progu zawahał się, ale po sekundzie odszedł, nie oglądając się za siebie.

W pierwszy dzień świąt Ivory odwiedziła zaprzyjaźnionych sąsiadów, a po południu pojechała do schroniska dla bezdomnych, by zobaczyć się z Timem i jego bliskimi.

Miriam na Gwiazdkę dostała od pani Payne własnoręcznie zrobiony na drutach szalik, a ona z kolei podarowała pani Payne jedwabną chustkę ozdobioną haftem. Tim miał na sobie podarek od Ivory. Niestety, kurtka nosiła już ślady szkolnej bijatyki, na szczęście mama Tima pozaszywała dziury bardzo starannie. Tim był wyraźnie nie w humorze, sprawiał też wrażenie bardzo zmęczonego, co bardzo zaniepokoiło Ivory.

W poniedziałek wszyscy stawili się już do pracy. Święta minęły, ale zbliżał się przecież sylwester. Ivory nie miała jeszcze żadnych planów odnośnie sylwestrowej nocy, nie spodziewała się też, że w spotka się z Currym. Pocztą pantoflową dotarła do niej wiadomość, że święta bardzo zmęczyły matkę Curry’ego i teraz przykuta jest do łóżka, ale kontynuuje ostatnią serię zabiegów. Ivory często o niej myślała i miała nadzieję, że terapia okaże się skuteczna.

W pracy naturalnie skupiła się teraz całkowicie na swoich projektach. Atmosfera była bardzo dobra. Nikt spośród starszych projektantów, bardzo zdolnych i nadzwyczaj kreatywnych, nie zazdrościł jej tak szybkiego awansu. Wszyscy byli też pełni optymizmu, wierząc, że dzięki nowym kolekcjom firma wyjdzie z długów. Ivory naturalnie też się o to modliła. Przecież to logiczne. Jeśli firma będzie w dobrej kondycji, to i kariera Ivory Keene powinna przebiegać gładko.

Nadszedł sylwester. Ivory zamierzała sama powitać Nowy Rok, o dwunastej wznosząc toast egg nogiem wzmocnionym whisky, którą dostała w prezencie od państwa Johnsonów. Jednak jej plany uległy zmianie, bo gdzieś tak po ósmej raptem ktoś zastukał do drzwi, a kiedy otworzyła, zmieniła się w przysłowiowy słup soli. Zamarła na widok Curry’ego w wieczorowym stroju, czyli smokingu, płaszczu i śnieżnobiałym jedwabnym szaliku. Trzymał trzy torby. Dwie na ubrania, na każdej czerwono-czarne logo firmy Kellls-Meredith. Trzecia była bardzo kolorowa, w typowo świąteczne wzory.

– Czy wolno wejść? – spytał, uśmiechając się szeroko.

Serce Ivory biło teraz jak oszalałe. Zrobiło jej się głupio, że niespodziewany gość widzi ją w wystrzępionych dżinsach, T-shircie i grubych skarpetach. No i była rozczochrana.

– Ależ tak… oczywiście – wyjąkała, odsuwając się na bok. Czerwona jak burak, bo czuła się teraz prawie jak mała, wystraszona dziewczynka. Co Curry naturalnie zauważył.

– Zaskoczona?

– Tak – przyznała uczciwie. – Byłam pewna, że spędzasz sylwestra w gronie rodzinnym albo umówiłeś się z kimś.

– Owszem. Z tobą.

– Ale ja… – Ivory, teraz już bardzo speszona, zagryzła wargę. – Ale ja nie mam co na siebie włożyć. Mówiłam ci przecież.

– Nie ma problemu. Proszę! – Curry wręczył jej wszystkie trzy torby. – To trochę spóźniona premia świąteczna. Poza tym zarezerwowałem już stolik w Rainbow Room. poczuj się więc jak Kopciuszek, który idzie na bal. A ja jestem kimś w rodzaju dobrej wróżki rodzaju męskiego.

I faktycznie było to jak magia. Ivory nastawiła się na samotny, nudny wieczór w domu, a tu raptem, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się odmieniło. Kiedy otworzyła pierwszą torbę, prawie krzyknęła. W środku przecież była sukienka, którą sama zaprojektowała. Sukienka z białego jedwabiu, z sygnaturą Ivory Keene, czyli motylkiem z kryształków. Poza tym pantofle – jej numer! – i płaszcz z czarnego welwetu.

– Ten płaszcz musiał kosztować majątek – wyjąkała, spoglądając na metkę. – Ja nie mogę…

– Spokojnie. Pożyczyłem go od Audrey, mojej siostry. Jest zachwycona, że nie spędzam sylwestra samotnie. To naprawdę świetna dziewczyna. Na pewno by ci się spodobała.

Ivory westchnęła.

– Ja chyba śnię…

– Nie. To dzieje się naprawdę… – Curry podsunął mankiet koszuli i spojrzał na zegarek. Naturalnie marki Rolex. – Pospiesz się, proszę.

Ivory chwyciła sukienkę i pomknęła do łazienki, po drodze robiąc przystanek, żeby wyjąć z szafy bieliznę. Po pięciu minutach była już ubrana i zabierała się za makijaż. Bardzo delikatny. Wyszła z łazienki, włożyła pantofle i zerknęła na Curry’ego. Patrzył na nią z wyraźną aprobatą.

– Włóż perły.

– Tak, tak! Już wkładam.

Szybko wyjęła naszyjnik z pudełka, włożyła i tak jak za pierwszym razem, za nic nie mogła go sama zapiąć. Curry śmiał się z niej i ponownie zrobił to osobiście, a Ivory, gdy poczuła na szyi ciepło jego palców, zrobiło się po prostu rozkosznie. A kiedy poczuła na niej ciepłe wargi, aż krzyknęła, ale cichutko. Odruchowo odchyliła głowę na bok, żeby łatwiej mu było docierać ustami do jej szyi.

Palce Curry’ego zacisnęły się na jej ramionach, ciepłe wargi przesunęły się niżej i pocałowały pulsujący dołek u nasady szyi.

– Pachniesz bosko, Ivory.

– Ty też…

Uniosła twarz. Curry spojrzał w dół i zapatrzony w szarość jej oczu pomyślał, że ta młoda kobieta chyba już go kocha, a przynajmniej jest na najlepszej drodze, żeby się zakochać. Curry pociąga ją i fizycznie i emocjonalnie. Nie ma to nic wspólnego z karierą, nie ma w tym żadnego udawania.

Patrzył długo i tak wnikliwie, że Ivory po raz kolejny zabrakło tchu. Ramiona ścisnął jej tak mocno, że zabolało.

– Curry? Coś nie tak?

Drgnął.

– Co? A nie, nie, wszystko w porządku. Idziemy.

Pomógł jej włożyć płaszcz. Rewelacyjny, bo i elegancki, i cieplutki. Otuliła się nim wręcz z rozkoszą, obiecując sobie w duchu, że pewnego dnia kupi sobie takie cudo. Curry wciąż ponaglał, po kilku minutach byli więc już przed domem, a tam czekał na nich samochód. Przepiękny czarny Lincoln z szoferem w liberii, który właśnie wysiadł i otworzył przed nimi drzwi.

– Chyba jesteś do tego widoku przyzwyczajona – powiedział Curry, uśmiechając się. – W Luizjanie lubicie przecież takie samochody.

– Oczywiście! – powiedziała szybko, zadowolona, że Curry nie widzi jej twarzy. – Ale dawno mnie tam nie było, zdążyłam się już odzwyczaić.

– Na pewno będzie ku temu jeszcze wiele okazji. Wsiadaj, Ivory!

Fotele były obite czarną skórą. Sześć, po trzy naprzeciwko siebie. Przed każdym fotelem podnóżek, poza tym barek, telewizor, odtwarzacz płyt CD i telefon. Szklaną ściankę, oddzielającą szofera od pasażerów, można było podnosić.

Curry usiadł z tyłu i z wyraźnym rozbawieniem popatrywał na Ivory rozglądającą się ciekawie.

– Chyba rzeczywiście już bardzo długo nie siedziałaś w czymś takim. Będę musiał podsyłać po ciebie limuzynę. Po kilku rundkach po mieście znów przywykniesz do tego bardzo przyjemnego środka transportu. Bo podoba ci się, prawda?

– O, tak! Czy to twój wóz?

– Tak. A szofer nazywa się Tommy. Pracuje u mnie już od kilku lat. Od chwili, kiedy poręczyłem za niego i mógł wyjść z więzienia.

– Ojej…

– A matka Tommy’ego jest naszą kucharką. Bardzo miła pani. Tommy to naprawdę dobry chłopak, tylko wpadł w nieodpowiednie towarzystwo i trzeba było go stamtąd wyciągnąć. Udało się. Chodzi do wieczorówki. Jest zdolny i ambitny. Chce zostać prawnikiem.

– Dobrze, że mu pomogłeś, Curry. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem.

– Spłacam dług wdzięczności, Ivory. Gdyby pewien dobry człowiek nie zapłacił za mnie kaucji, kiedy byłem nastolatkiem, może i skończyłoby się nawet na dożywociu. Ktoś pomógł mnie, potem ja pomogłem komuś, kto zapewne też nie będzie obojętny na problemy innych. Czyli jeden pomaga drugiemu i życie staje się lepsze.

– Racja.

– Przecież ty też robisz coś dla innych. Dee mówiła mi, że w każdą sobotę pomagasz jej jako wolontariuszka w schronisku dla bezdomnych.

– Tak. I mam wielką satysfakcję, że mogę pomóc ludziom, którym naprawdę źle się wiedzie. – Uśmiechnęła się promiennie. – Ty dziś robisz to samo, skoro postarałeś się, żebym przywitała Nowy Rok tak jak należy.

– Owszem, ale wcale nie jestem taki bezinteresowny. Bardzo chciałem spędzić z tobą ten wieczór.

Powiedział dokładnie to, co Ivory bardzo chciała usłyszeć. Właśnie to i nic więcej. Przynajmniej na razie.

Jechali pięknie oświetlonymi ulicami. Ivory przez cały czas patrzyła przez okno i czuła się teraz jak dziewczynka w sklepie z zabawkami, która raptem mogła spełnić wszystkie marzenia. Zrobiła wielki krok do przodu, skoro teraz jedzie przez Nowy Jork luksusową limuzyną z szoferem, towarzyszy jej na pewno jeden z najprzystojniejszych nowojorskich kawalerów, a zaraz zje kolację w eleganckiej restauracji. Łatwo nie będzie, bo na pewno przy nakryciu pojawi się dużo różnych sztućców. Trzeba wiedzieć, który i kiedy wziąć do ręki. Nie miała żadnego doświadczenia, ale po chwili namysłu uznała, że da radę. Po prostu będzie zerkać na Curry’ego i brać do ręki to samo, co on. I problem z głowy.

W którymś momencie poczuła na sobie wzrok Curry’ego. Na pewno patrzył na nią, więc odwróciła się, spoglądając w głąb limuzyny. Mrocznej, ale dostrzegła, że Curry wcale się nie uśmiecha, a to, co teraz zobaczyła w jego oczach, to mogło być jedynie pożądanie. Jego spojrzenie przemknęło po głębokim dekolcie jej sukni, potem wyciągnął do niej rękę. Podała mu swoją, wtedy złożył na jej dłoni pocałunek. Elegancko, ale sam pocałunek był i czuły i namiętny.

Ivory nigdy dotąd nie czuła się tak szczęśliwa. Nigdy, i dlatego w jej oczach malowało się uwielbienie. Nie tylko. Szare oczy kusiły, błagały i było oczywiste, że gotowa jest teraz zrobić wszystko, o co Curry poprosi.

– Cierpliwości – powiedział cicho, nie puszczając jej ręki. – Mamy czas.

Po twarzy Ivory przebiegł nikły uśmiech.

– Tak łatwo mnie rozszyfrować?

– Teraz tak. A więc, jak powiedziałem, nie musimy się z niczym spieszyć. I ty zadecydujesz, kiedy i gdzie.

Do Ivory naturalnie dotarło, co Curry ma na myśli. Jeśli Ivory chce spędzić z nim całą noc, podczas której będę się nie tylko całować, to on absolutnie jest za tym. Jednak to od niej zależy, kiedy i gdzie to nastąpi. Tak, teraz ona go rozszyfrowała. Szybko odwróciła wzrok. Wcale nie była zadowolona, że ma sama podjąć decyzję, jakby była całkowicie odpowiedzialna za to, co się między nimi dzieje. Tak to odebrała w pierwszej chwili, ale zaraz potem pomyślała, że z drugiej strony takie nastawienie Curry’ego świadczy o tym, że to nie ma być tylko i wyłącznie podryw. Curry nie jest mężczyzną, który bierze, co chce, i odchodzi, nie oglądając się za siebie. Nie. On proponuje coś więcej niż jedna noc. Tak, ale tu pojawiał się nowy problem, ponieważ Ivory nie wiedziała jeszcze, czy jest gotowa na związek, który może przeszkodzić w karierze. Mimo że dla tego mężczyzny była w stanie zrobić wszystko.

– Ivory, proszę, teraz nie zawracaj sobie niczym głowy – powiedział Curry z uśmiechem. – Jedziemy się zrelaksować. Zjemy coś dobrego i potańczymy.

– A co potem? – spytała bardzo cicho.

– O tym pogadamy później.

Pokiwała głową, uznając, że najwyższy czas zmienić temat. Zaczęła głośno zachwycać się ulicami pięknie udekorowanymi na powitanie Nowego Roku. Curry podtrzymał rozmowę i tak gawędzili beztrosko, póki nie dojechali do znanej powszechnie, wręcz legendarnej sali bankietowej w samym sercu Manhattanu.

Tego wieczoru Ivory nie raz zastanawiała się, czy to nie sen. Siedziała w pięknej sali, a za oknami, w dole, widać było światła miasta, migoczące jak miliony drogocennych kamieni. Na przystawkę jedli owoce morza, potem polędwicę wołową w cieście, czyli a la Wellington, do tego młode ziemniaki, surówka z marchewki i pyszna sałatka. Na deser Curry poprosił o mus czekoladowy, Ivory o tradycyjny deser angielski, czyli galaretkę z owocami i biszkoptami. A na koniec po kieliszku wytrawnego porto. Dla Ivory, dla której jedynym luksusem było wyjście do japońskiej restauracji koło firmy, była to prawdziwa uczta. Delektowała się każdym kęsem.

– Trochę mi głupio, że tak się tym wszystkim zajadam – wyznała w którymś momencie, a Curry uśmiechnął się wtedy szeroko.

– Niepotrzebnie. Nie zauważyłaś jeszcze, że jestem człowiekiem bogatym? A jestem, stać mnie na takie wytworne smakołyki.

– Dla mnie to coś więcej niż smakołyki. Bardzo ci dziękuje, że mnie tu zaprosiłeś.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł elegancko i spojrzał na parkiet, gdzie kilka par kołysało się już w takt muzyki, granej przez naprawdę dobrą kapelę. – Tańczysz, Ivory?

– Niby tak, ale….

– Przekonamy się.

Powolny rytm melodii, także cudowne uczucie, kiedy ma się w żołądku same pyszności plus kieliszek mocnego porto sprawiły, że Ivory już po kilku tanecznych krokach objęła Curry’ego za szyję i przywarła do niego całym ciałem.

– Czyżby to było zaproszenie? – zaszeptał jej do ucha.

– Nie wiem… – mruknęła, odsuwając się trochę, by spojrzeć mu w twarz. To znaczy w oczy, które patrzyły na nią teraz tak, że po jej plecach przebiegł rozkoszny dreszczyk. – Zaproszenie? Może… do zrobienia czegoś, czego nigdy przedtem nie robiłam.

– Wiem. Chcesz się przekonać, jak to jest? – spytał cicho. – Obiecuję, że niczym nie ryzykujemy.

Ivory oparła się czołem o jego szeroką pierś, rozkoszując się przez sekundę jego zapachem. I szepnęła:

– Tak. Chcę… Chcę się przekonać, jak to jest. I nie martw się, że potem będę za tobą chodzić jak cień albo będę od ciebie czegoś chciała.

– Przecież wiem. W końcu znam cię nie od dziś.

Ivory uśmiechnęła się nieśmiało i wtuliła w niego jeszcze mocniej. Było jej wszystko jedno, czy ktoś ich teraz podpatrzy. Przecież już i tak w firmie plotkują, że Ivory sypia z szefem. A niby dlaczego nie? Jest singielką, bez zobowiązań, zakochaną w Currym po uszy. On też coś do niej czuje. Na pewno. Sam przecież kiedyś powiedział, że to coś więcej niż tylko pociąg fizyczny. A ona teraz po prostu miała ochotę zrobić coś, czego naprawdę chciała, nie martwiąc się konsekwencje.

Limuzyna zawiozła ich pod dom, w którym mieszkał Curry. Curry zwolnił szofera, weszli do środka i było oczywiste, że Curry wcale nie ma zamiaru się z nią ukrywać. W holu było kilka osób, a on wziął ją za rękę, wręcz demonstracyjnie, i poprowadził do windy. Mało tego. Kiedy wjeżdżali na górę, powiedział:

– Wyglądasz rewelacyjnie. Miło mi było pokazać się z tak piękną kobietą.

W skąpo oświetlonym apartamencie było mroczno, cieplutko i bardzo przytulnie. Curry pomógł Ivory zdjąć płaszcz i spytał:

– Masz ochotę na drinka?

Pokręciła głową, zdecydowanie przecząco. Bo nie ma sensu wlewać w siebie alkoholu, kiedy człowiek jest tak zdenerwowany, jak ona teraz. Okropnie, choć starała się uspokoić, powtarzając sobie w duchu, że Curry na pewno jej nie skrzywdzi, a to, co teraz nastąpi, będzie kolejnym wielkim krokiem do przodu w jej życiu. Ivory nigdy przedtem nie pragnęła żadnego mężczyzny. Nigdy. Całkowicie panowała nad swoim ciałem, tak samo jak nad swoim życiem. To zmieniło się, gdy poznała Curry’ego Kellsa, gdy zaczęła marzyć o nim i śnić co noc. Pokochała go. A ten dzisiejszy cudowny wieczór na pewno zachowa w pamięci na wiele lat. Samotnych lat, bo przecież wiedziała, że Curry to mężczyzna, który nie myśli o małżeństwie, a ona była pewna, że nigdy nie będzie chciała związać się z nikim innym.

Na oparciu krzesła dostrzegła przewieszoną przez oparcie szarą satynę.

– Curry? Co to?

– Próbka materiału, którego zamierzamy użyć w reklamie promującej twoją nową kolekcję.

Wziął do ręki materiał i głaszcząc długimi, smukłymi palcami lśniącą powierzchnię, powiedział cicho:

– Podejdź do mnie.

Podeszła powoli, bo choć podekscytowana, jednak też trochę i wystraszona, ponieważ Curry wyraźnie się teraz nad czymś zastanawiał. Kiedy stanęła przed nim, zaczął powoli rozpinać jej sukienkę. Sukienka zsunęła się z ramion, opadła na podłogę. Potem zaczął zdejmować z niej wszystko. Jedną część garderoby po drugiej. Była już całkiem naga, ale nie zdążyła poczuć się skrepowana, ponieważ od razu zaczął owijać ją szarą satyną. Owijał powolutku, a miękki materiał pieścił jej ciało, niesamowicie je pobudzając. Najpierw piersi. Natychmiast poczuła, jak jej sutki twardnieją. Potem owinął jedno udo, przesunął koniec materiału między nogami, owinął drugą nogę. Kiedy przesuwał materiał między jej nogami, zaczęła drżeć.

– Ivory? Jesteś gotowa? – spytał ją takim tonem, że krew w jej żyłach zaczęła krążyć jeszcze szybciej.

Spojrzała mu prosto w oczy i wiedziała już, że absolutnie nie chce mu odmówić. Zgodzi się na wszystko. A jej półprzymknięte, rozmarzone oczy były tego najlepszym dowodem.

Owiniętą w satynę Ivory Curry położył na łóżku i nie odwracając od niej wzroku, zaczął pozbywać się ubrania.

Ivory nigdy dotąd nie widziała nagiego mężczyzny. Curry był szczupły, muskularny i opalony. Wszędzie. Ciemne włoski pokrywały pierś i płaski brzuch, a pod tym brzuchem zobaczyła coś, na widok czego zadrżała. Dowód, że ten mężczyzna naprawdę jej pragnie.

– Nie chciałbym gasić światła – powiedział cicho. – Bo to nie ma być ani obleśne, ani byle jakie, tylko takie na luzie. A może chcesz, żeby zgasić, bo się wstydzisz?

– Nie, nie… – szepnęła. – Przecież cię kocham…

– Ja ciebie też. Kocham..

Niezależnie od tego, czy mówił prawdę, czy nie, serce Ivory zabiło zdecydowanie szybciej. Curry położył się obok niej i zaczął ją głaskać, poprzez spowijającą ją satynę, patrząc z satysfakcją, jak ją to podnieca.

– Tyle lat pracujesz z materiałami. Nie zastanawiałaś się, ile jest w nim erotyzmu, kiedy zetknie się z nagim ciałem? – spytał po chwili.

– Nigdy dotąd nikomu nie pozwoliłam… – zaczęła i nagle krzyknęła, bo Curry niespodziewanie dotknął jej. Właśnie tam.

– Nigdy dotąd nie kochałem się z dziewicą. Nie jesteś tym wystraszona? – spytał, znów jej dotykając w tym samym, najczulszym miejscu. – Zrobię wszystko, żebyś czuła się z tym dobrze.

– Przecież przyznałam, że cię kocham – szepnęła. – Na pewno wszystko będzie dobrze… Nawet jeśli mnie zaboli…

Curry uśmiechnął się i pochylił się, prawie dotykając ustami jej brzucha.

– Nie będzie bolało – wymruczał i zaraz potem Ivory przeżyła najbardziej szokujące i najpiękniejsze chwile swego życia. Bo teraz ciepłe wargi Curry’ego czuła wszędzie. Na piersiach, plecach, udach i ramionach. Nie było miejsca na jej ciele, którego by nie pieścił, szepcząc jednocześnie po hiszpańsku słodkie, pełne namiętności i czułości słowa. A ona, wdychając świeży zapach Curry’ego, rozkoszowała się tymi nowymi doznaniami. Cudownymi, kiedy jego twarde, muskularne ciało dotykało jej nagiej skóry. Całkowicie teraz uległa. Curry kierował teraz jej rękoma, podpowiadał, gdzie i jak ma go dotknąć.

Nie miała pojęcia, co dokładnie ją czeka podczas tego pierwszego razu. A działo się o wiele więcej, niż pokazują w filmach czy opisują w książkach. Curry był obok niej, w niej, wokół niej, nad nią i za nią. Był wszędzie, a ona tak była podniecona, tak oszołomiona tym bezmiarem rozkoszy płynącej z jego ust i rąk, że w pierwszej chwili nie zauważyła, że biodra Curry’ego poruszają się już powoli i rytmicznie. Przez cały czas jedwabna satyna ocierała się o nią delikatnie, i to wszystko razem było przesłodkie. Jednocześnie jednak cudownie mroczne, tajemnicze. Tak bardzo, że łzy napłynęły jej do oczu, a ona ani nie chciała, ani nie umiała ich powstrzymać. Płakała cichutko, wtulając twarz w jego pierś. Curry tylko raz podniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy, dokładnie w chwili, gdy już drżała spazmatycznie. Wciąż poruszając biodrami, wychrypiał:|

– Teraz patrz….

Nagle skrzywił się, zadrżał. Usłyszała stłumiony krzyk, potem Curry zrobił głęboki wdech, a potem opadł na nią ciężko. Dalej drżał i dalej wyraźnie brakowało mu tchu. Ivory, zarumieniona i wyczerpana, znieruchomiała. Po chwili poczuła, jak Curry odgarnia jej włosy z czoła, ale nie poruszyła się. Oczy nadal miała zamknięte. Pocałował jej mokre od łez powieki i szepnął:

– Otwórz oczy. Nigdy dotąd nie pozwoliłem żadnej kobiecie patrzeć. Ale tobie pozwolę. Te quiero. Kocham cię.

Powoli otworzyła oczy. Widziała, jak sięgał po prezerwatywę.

– Tak trzeba, Ivory. Za każdym razem. Nie mogę cię narażać.

Patrzyła zaciekawiona, ale jednocześnie nie mogła się doczekać, kiedy znów zazna tej przesłodko dręczącej rozkoszy, którą może dać jej Curry. I dał, kiedy znów położył się na Ivory i przywarł ustami do jej ust.

Później Ivory wzięła długą kąpiel w pięknej wannie wpuszczonej w podłogę, ubrała się i poszła do salonu. Curry już tam był. Zdążył wziąć prysznic i ubrać się. Teraz przemierzał pokój wzdłuż i wszerz. I ku zaskoczeniu Ivory, wcale nie wyglądał na zadowolonego. Przeciwnie, był posępny, dlatego w pierwszej chwili zrobiło jej się przykro, ale potem pomyślała, że przecież kiedy siedziała w wannie, słyszała, jak dzwonił telefon. Może Curry otrzymała jakaś przykrą wiadomość i dlatego stracił humor.

Nadal z ponurą miną pomógł jej włożyć płaszcz.

– Odwiozę cię do domu. Muszę jechać do matki. Dzwoniła do mnie. Nie czuje się dobrze.

W rezultacie Ivory poczuła się winna, że właśnie dziś Curry tyle czasu spędził z nią, a nie z matką, dla której być może jest to ostatni sylwester w jej życiu

– Przepraszam… – zaczęła, skruszona, ale Curry ją uciszył.

– Nie trzeba – powiedział, kładąc palec na jej ustach. – Jak możesz przepraszać za tak cudowne chwile? Nie wierzysz? A… bo gdzieś kiedyś przeczytałaś, że mężczyzna, kiedy zaciągnie kobietę do łóżka i dostanie to, czego chce, to potem ma ją już w nosie?

– Ależ nie… Wcale tak nie myślę.

– Niech ci będzie! – Zaśmiał się. Przyciągnął ją do siebie i pocałował, tym razem bardzo czule. – Powiedziałem, że cię kocham – szepnął, patrząc jej prosto w oczy. – Chcesz to jeszcze raz usłyszeć teraz, kiedy nie jestem już podniecony?

Oczy Ivory rozbłysły.

– Tak!

I znów ją pocałował. Kiedy zamknęła oczy, pocałował ją w powieki i znów szepnął:

– Kocham cię. Kocham zawsze, w każdej minucie. Kiedy się śmiejesz, kiedy jesteś smutna, kiedy mówisz do siebie, kiedy martwisz się o mnie. I wcale nie ukrywam, że kocham cię gorąco również za to, że pomyślałaś o prezencie gwiazdkowym dla mnie. Wszystkie inne kobiety, z którymi byłem blisko, pytały mnie tylko, co ja zamierzam im podarować. A więc, jak powiedziałem, kocham w tobie wszystko.

Ivory przywarła do niego, przytulając się policzkiem do jego piersi.

– Ja też cię kocham – szepnęła, a potem dodała, nie kryjąc żalu: – I wcale nie chcę teraz wracać do domu.

Curry objął ją jeszcze mocniej. On też nie chciał się z nią rozstawać, ale matka nalegała, czyli musiała czuć się naprawdę źle i bardzo się o nią martwił.

– Żałuję, że musimy się rozstać – powiedział cicho, głaszcząc ją czule po głowie. – Ale moja matka umiera. Moja matka, która dzieciom poświęciła całe swoje życie, odchodzi od nas… Teraz mnie bardzo potrzebuje. Muszę do niej jechać.

– Oczywiście! – Ivory skwapliwie pokiwała głową. – I to musi być cudowne, kiedy ma się matkę, która cię naprawdę kocha.

– Czy to znaczy, że twoja matka… – zaczął Curry, wyraźnie zaskoczony, ale nie dała mu dokończyć.

Poderwała głowę.

– Jedźmy już!

– Dobrze. Jedziemy. A swoją kolejną tajemnice wyjawisz mi później. – Curry delikatnie powiódł palcem po jej brwiach, o ton ciemniejszych od złocistych włosów. – Chciałbym kiedyś dowiedzieć się o tobie wszystkiego. Ludzie, którzy się kochają, nie powinni mieć przed sobą żadnych tajemnic.

Serce Ivory zabiło szybciej. Curry miał rację. Żadnych tajemnic. Tylko czy ona będzie w stanie powiedzieć mu prawdę o swojej przeszłości? Wystarczyło, że o tym pomyślała i natychmiast robiło jej się słabo. Przecież Curry, kiedy się dowie, jaka była i nadal jest Marlene, na pewno nie będzie chciał mieć do czynienia z jej córką!

– Ivory? Znów się zamartwiasz? – spytał żartobliwie Curry.

Oczywiście natychmiast zmusiła się do uśmiechu.

– Ach! Coś tam sobie pomyślałam! Nieważne. Bardzo dziękuję za ten wspólny wieczór. Było cudownie.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, jak zwykle elegancko i pocałował ją w rękę. I spojrzał tak, że kolana się pod nią ugięły. – Także przyjemność z tego, co wydarzyło się po kolacji. Byłaś nadzwyczajna.

– Ty też – bąknęła. – A nawet lepszy…

Curry, jak to mężczyzna, wyprężył się dumnie.

– A co? Zadziwiłem cię?

– Tak – wyznała szczerze. – Bo to wcale nie było tak, jak pokazują na filmach.

– Czyli tych, co tak pokazują, a więc kłamią, należałoby wsadzić za kratki – rzucił żartobliwie i wziął ją za rękę. – Kiedy się kąpałaś, zadzwoniłem po szofera. Czeka na dole.

Kiedy szli korytarzem, Ivory zerknęła przez otwarte drzwi do sypialni, gdzie na łóżku leżała szara, lśniąca satyna. Przedtem gładka, bez jednej plamki, teraz wygnieciona, już nie tak nieskazitelnie czysta. Ivory mimo woli poczuła lekkie wyrzuty sumienia, ale tylko przez ułamek sekundy. Spokojnym krokiem szła dalej z Currym. Wyszli z mieszkania. Curry zamknął starannie drzwi i ten głuchy odgłos Ivory miała w uszach przez całą drogę powrotną do domu.

Tytuł oryginału: All That Glitters

Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 1995

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 1995 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327644268