Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Każdy rodzic wie, że krzyk wpływa destrukcyjnie na dzieci. Ale też na krzyczących rodziców. Jednak w sytuacji dużego stresu czy zmęczenia emocje niejednokrotnie biorą górę nad rozsądkiem. Jeannine Mik i Sandra Teml-Jetter, autorki „Mamo, nie krzycz”, podpowiadają, jak nie wpaść w pułapkę szkodliwych schematów postępowania. Dzięki tej książce każdy rodzic zdoła wzmocnić swoją relację z dzieckiem i poprawić metody wychowawcze, nauczy się także właściwie reagować w trudnych sytuacjach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 228
Nie ponosimy odpowiedzialności za treści zawarte na stronach internetowych, do których odsyła ta publikacja, ponieważ nie są one naszą własnością, wskazujemy jedynie na treści, jakie zawierały w momencie przygotowywania pierwszego wydania książki.
Tytuł oryginału: Mama, nicht schreien!
Przekład: Małgorzata Chudzik
Projekt okładki: Katarzyna Grabowska/www.andvisual.pl
Redaktor prowadzący: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Redakcja: Karol Godlewski/Słowne Babki
Korekta: Anna Banaszczyk-Susłowicz, Lena Marciniak-Cąkała/Słowne Babki
Copyright © 2019 Kösel-Verlag, München in der Verlagsgruppe Random House GmbH, Neumarkter Str. 28, 81673 München
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.
ISBN 978-83-287-2095-4
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Jak sprawić, aby życie obdarzało nas – rodziców – wyłącznie pięknymi chwilami? Chwilami tak poruszającymi, że zapierają nam dech w piersiach i wzruszają do łez, kiedy obserwujemy nasze dzieci zajęte sobą, pogrążone w zabawie, szukające bliskości, kochające. Te rączki, które tak dużo mogą. Wielkie, zaciekawione, żądne wiedzy oczy, które bacznie przyglądają się wszystkiemu i we wszystkim widzą cud. Jasny umysł tak czysty i pozbawiony uprzedzeń. I ta nieposkromiona, silna, pozbawiona lęku wola. Jakież to fascynujące!
Ale dlaczego to wszystko bywa tak niesamowicie trudne? Dlaczego ten mały, doskonały człowiek, który jest tak bliski naszemu sercu, czasem doprowadza nas niemal do szaleństwa? Chcemy być najlepszymi rodzicami, jakimi tylko można być, a mimo to czasami bywamy bezradni i nie spełniamy oczekiwań, niekiedy także własnych. Obawiamy się samych siebie oraz niemożności okazywania miłości, choć przecież bardzo pragniemy ją okazywać. I do tego te wszystkie emocje! Co z nimi począć? Co powstrzymuje nas przed tym, żeby żyć i kochać tak, jak naprawdę chcemy?
Bardzo wiele. I w większości wypadków to nie postępowanie naszego dziecka sprawia, że stajemy się wrzącym wulkanem emocji, który może wybuchnąć w każdej chwili lub nie przestaje wypluwać gorącej lawy. Dzieci często są zapalnikiem, a nie przyczyną. Ale jeżeli nie dziecko, to co?
Możliwe, że problem leży w naszym dzieciństwie, w pierwszych latach naszego życia, w innych ludziach, którzy być może nie obdarzali nas miłością i zaufaniem. A może to wina warunków życia, naszego dnia codziennego, który czasami bywa nużący i pozbawia sił, albo wszechobecnego stresu. W końcu może winne są nasze związki – te, które trwają, te, które się nie udały, i te, o których marzymy. To wszystko nosimy w sobie, to nam towarzyszy i jest stale obecne, nawet jeżeli często nie zdajemy sobie z tego sprawy. Codzienność jest pełna placów budowy. Stres w pracy, stres w domu, wszyscy czegoś chcą, a nam zaczyna brakować czasu na uszczęśliwienie innych i siebie – chociażby w pewnym stopniu. Jak sobie z tym wszystkim poradzić, jak udźwignąć te ciężary i spełnić własne życzenia, a dodatkowo sprostać wymaganiom innych?
Tak, to zwykle nie jest proste. Nie ze wszystkim sobie radzimy, nie zawsze wszystko działa, jak należy. Jest jednak dobra wiadomość, która brzmi: to jest w porządku. Naprawdę. Takie właśnie jest życie. Bez przerwy stawia przed nami wyzwania, tak po prostu, nieplanowane. Abyśmy mogli przy nich i z nimi rosnąć i cały czas wymyślać siebie na nowo. Odważnie badać nowe, zachowywać stare, jeżeli do nas pasuje, lub porzucać je, jeśli już przestało odpowiadać nam i teraźniejszości, którą chcemy kształtować. Ale co, jeżeli wszystko się wali? Jeśli place budowy wydają się zbyt liczne lub wyzwania zbyt duże? I jeżeli to wszystko wpływa negatywnie na nasze relacje z ludźmi, z którymi bardzo chcielibyśmy być blisko? Jeśli stres sprawia, że nie potrafisz okazywać miłości i zbyt często jesteś nerwowa, muszą nastąpić zmiany.
Zła wiadomość – jeżeli czujemy się ofiarami otaczających nas warunków, nic się nie zmieni. Jeśli chcemy żyć świadomie, musimy zostać kreatorkami[1]. Potrzebujemy do tego samoupoważnienia. I odwagi, mnóstwo odwagi. I miłości. To wszystko musimy nosić w sobie, sprawiać, by stało się częścią nas, i często zadawać sobie pytania: „Jaka chcę być teraz? Czy lubię siebie z tym, co robię? Jak chcę żyć? Czy podążam we właściwym kierunku? Czy to, co aktualnie robię, jest zgodne z moją wizją? A jeżeli nie, to co mogę teraz zrobić, żeby się do niej ponownie zbliżyć?”. Musimy się odważyć na działanie – naznaczone zaufaniem i nastawione na znalezienie rozwiązania, które do nas pasuje, jest dla nas dobre i daje nam zadowolenie.
Jeżeli przyjrzymy się tej kwestii, to stwierdzimy, że wszystkie obciążenia i nieprzyjemne przeżycia z naszej przeszłości, podobnie jak nasze aktualne warunki, są wprawdzie byłą lub obecną rzeczywistością, ale mimo to musimy dać sobie do nich samoupoważnienie. Albo właśnie dlatego. Życie zaprasza nas, abyśmy obchodziły się z nim aktywnie, działając, a nie biernie je znosząc. Samoupoważnienie nie działa, jeżeli zwracamy się na zewnątrz i próbujemy sterować sprawami, które leżą poza naszym zasięgiem, są zależne od innych i w zasadzie – jeśli się dobrze przyjrzeć – wcale nas nie dotyczą. To nas wyczerpuje oraz oddala od siebie samych i od ludzi, z którymi tak bardzo chciałybyśmy być blisko. „Życzę ci siły do zmieniania tego, co możesz zmienić. Życzę ci cierpliwości do znoszenia tego, czego nie możesz zmienić. I życzę ci mądrości, żebyś potrafiła odróżnić jedno od drugiego”. Niezależnie od tego, który mądry człowiek to powiedział, z pewnością miał rację.
To prowadzi nas z powrotem do ciebie i twojego dziecka oraz pytania: Co możesz zrobić teraz, tutaj i dziś, żeby częściej być osobą czule kochającą? Jak to zrobić, by częściej czuć się bardziej odprężoną i wreszcie dotrzeć do punktu, w którym bodźce, dawniej wyprowadzające cię z równowagi, przestaną cię denerwować? Bo nie będziesz już walczyła z rzeczywistością, lecz potrafiła umiejętnie się z nią obchodzić.
W tym celu musisz zapełnić swój osobisty spichlerz wiedzą oraz umiejętnościami, które nawet wtedy, kiedy jesteś w stresie, pomogą ci trafniej postrzegać rzeczywistość i zapobiegną utracie kontaktu z samą sobą lub ułatwią jego ponowne nawiązanie. Pomogą ci dostrzec, co w danej chwili się z tobą dzieje; kiedy nie działasz świadomie; co chcesz pokazać poprzez swoją złość. To wymaga ćwiczeń i refleksji, ale stopniowo, za pomocą właściwych dla ciebie impulsów być może uda ci się ponownie dotrzeć do twojego wnętrza, i to zanim fala emocji całkowicie tobą zawładnie. W tym celu będziesz pracować nad swoim ciałem i postrzeganiem go. A wówczas poczujesz, że coś się w tobie zmienia i że zaczyna się rozwijać coś, co jest dobre, choć najpierw może wyda ci się nieco nietypowe.
Nie ma nic dziwnego w tym, że wielu rodzicom z trudnością przychodzą dostrojenie się do swojego dziecka i nawiązanie z nim dobrego kontaktu. Jeżeli nie czujemy siebie, nie jesteśmy związane z samą sobą, jak możemy być związane z kimś innym? Jeśli straciłyśmy swój wewnętrzny kompas, jak chcemy wskazywać kierunek naszym dzieciom? Jak możemy ich słuchać, jeżeli nie słuchamy siebie? Jeśli chcesz świadomie i autentycznie przeżyć rodzicielstwo, musisz być w kontakcie z samą sobą, odnaleźć ten kompas i wsłuchać się w siebie. Aby być bardziej zadowoloną i szczęśliwszą w relacji z samą sobą oraz swoim dzieckiem i umożliwić istotne zmiany, musisz zacząć emocjonującą podróż prowadzącą do poznania samej siebie. Musisz patrzeć na zewnątrz, ale przede wszystkim wczuwać się w swoje wnętrze, aby potem ostrożnie i świadomie przystępować do działania. Wyjściem jest spojrzenie do swojego wnętrza, twierdzi Byron Katie, amerykańska twórczyni metody The Work – Praca. My także uważamy, że dokładnie o to chodzi – rozwiązaniem jest sięgnięcie do wnętrza ciebie, do twojego ja. Aby je znaleźć, musisz spojrzeć poza swoje ego, wyjrzeć za fasadę.
Jeżeli uda ci się, nawet pomimo stresu, złości i innych silnych emocji, odnaleźć siebie, to znaczy, że stworzyłaś solidne podwaliny pod udany związek z samą sobą i ze swoim dzieckiem. Zarówno jego, jak i twoje emocje nie zapanują nad tobą, nie przeleją się przez ciebie jak wzburzone fale, ale też nie odsuniesz ich już na bok. Co więcej – dostrzeżesz je, przyjrzysz się im i będziesz potrafiła sobie z nimi odpowiednio poradzić. Podobnie jak surfer, który cieszy się z nadchodzącej fali i zbiera w sobie całą odwagę, aby jak najlepiej ją poskromić. Będziesz odczuwać strach, a jednak wybierzesz miłość. Zawsze.
Droga do twoich niezwykle osobistych odpowiedzi będzie niekiedy bardziej podobna do wyboistej ścieżki niż do asfaltowej alejki. Skrótów nie będzie, za to pojawią się wyboje, na których łatwo się potknąć. Ale w końcu doprowadzi cię ona do siebie samej i sprawi, że nawiążesz z sobą spójny kontakt. Doprowadzi do miejsca w tobie, z którego będziesz mogła z miłością zwrócić się ku innym. Poczujesz się jak gwarantująca bezpieczeństwo i wytyczająca kierunek latarnia morska, którą chcesz być dla swojego dziecka. Bądź dumna z każdego pokonanego etapu i uwierz, że twoje dziecko jest już kimś więcej, niż myślisz, że powinno być. Nasza książka ma ci pomóc w pokonaniu odcinka tej drogi.
Czas posprzątać: Jak (bardziej) świadomie kształtować swoje życie?
Mów do nas o dzieciach
A kobieta, która trzymała niemowlę przy piersi,
powiedziała: Mów do nas o dzieciach.
A on powiedział: Wasze dzieci nie są waszymi dziećmi,
One są synami i córkami tęsknoty życia za sobą samym.
One przychodzą przez was, ale nie od was.
I nawet jeżeli są u was, to przecież do was nie należą.
Możecie im dać swoją miłość, ale nie wasze myśli, bo one mają własne.
Możecie dać siedzibę ich ciałom, ale nie ich duszom, bo one mieszkają w domu jutra.
Którego nie możecie odwiedzić nawet w waszych marzeniach.
Możecie się starać być jak one, ale nie dążcie do ukształtowania ich na swoje podobieństwo.
Bo życie ani się nie cofa, ani nie zastyga w dniu wczorajszym.
Jesteście jak łuki wypuszczające dzieci jak żywe strzały.
Łucznik widzi cel na ścieżce nieskończoności i napina was swoją siłą, aby jego strzały leciały szybko i daleko.
Pozwólcie, aby łucznik wycelował w radość, bo podobnie jak strzałę w locie, kocha także sprawny łuk.
Khalil Gibran
Wasze dzieci…
Wasze dzieci
nie są waszymi dziećmi,
są synami i córkami powołanymi
do życia przez Życie,
przychodzą przez was,
ale nie z was.
I choć są z wami,
do was nie należą.
Możecie im przekazać
waszą miłość, ale nie wasz
sposób myślenia.
Bo one mają swój własny.
Możecie przyjąć ich ciała,
ale nie ich dusze,
bo ich dusze zamieszkują
dom jutra, do którego
wy nie możecie wejść
nawet w waszych snach.
Możecie starać się,
by stać się jak one,
ale nie próbujcie czynić
je takimi jak wy.
Bo życie nie cofa się
i nie zatrzymuje
się na dniu wczorajszym.
Jesteście łukami,
które wypuszczają dzieci
jak żywe strzały:
Łucznik widzi na drodze
cel do nieskończoności
i On was napina swą mocą,
aby Jego strzały
mogły dolecieć szybko
i daleko.
Oby wasze napięcie ręką Łucznika
było ku radości, bo kocha On
tak samo strzałę lecącą,
jak i łuk, który już
miejsca nie zmienia.
Khalil Gibran[2]
Czytając te piękne, dobre, poetyckie słowa, z zachwytem myślimy: „Tak, dokładnie tego chcę”. Ale bądźmy szczerzy – co z emocjami? Jak nad nimi zapanować? Jak może ci się udać sterować nimi, zamiast je tłumić, czego pewnie się nauczyłaś i co prawdopodobnie od dawna robisz? Mogłybyśmy podać metody, rozkład jazdy, który doprowadzi cię od punktu A do punktu B, gdzie wszystko będzie, jak należy. Mogłybyśmy napisać tę książkę tak, jakby istniały proste rozwiązania, które są odpowiednie dla wszystkich. Ale to byłoby kłamstwo.
Jeżeli poszperasz w Internecie, znajdziesz w nim wiele wskazówek, jak postępować w stresujących sytuacjach. Jeśli czujesz, że za chwilę będziesz musiała krzyczeć – co już jest pewną sztuką, bo większość osób nie potrafi tego tak po prostu wyczuć – mogłabyś na przykład policzyć do dziesięciu. Jeżeli to zadziała, a ty w tym czasie poczujesz złość, „przeczekasz” ją, po czym ona odejdzie, to gratulacje! My jednak nie znamy ani jednej matki, która by tak potrafiła. Co więcej, w naszej pracy spotykamy zatroskane kobiety, którym wydaje się, że zawiodły, bo właśnie to im się nie udaje. Nie potrafią tych prostych i przekonujących na pierwszy rzut oka rad wcielić w życie. I nie mają pojęcia, jak powinny dotrzeć do tego punktu, w którym przeczują narastającą w nich złość, zanim ona je dopadnie. Albo nie czują nic, albo wszystko naraz. Za dużo tego!
Jeżeli jako mama umiesz zastosować metodę z liczeniem i odczuwasz przy tym wewnętrzną złość, ale nie odsuwasz jej na bok, to wspaniale. Doświadczenie jednak pokazuje, że większość osób, które potrafią zacząć liczyć, po chwili zwraca uwagę na liczby, a nie na to, co się dzieje w ich wnętrzu. Czyli znowu nie mają kontaktu ze swoim ciałem, a stosują po prostu zwykłe przesunięcie rozwiązania. Najpierw niezdrowym rozwiązaniem w złości był krzyk, teraz stały się nim liczby. Ani jedno, ani drugie nie ma nic wspólnego z kontaktem z samą sobą i ani jedno, ani drugie nie jest sensowną strategią radzenia sobie z emocjami. Tak czy inaczej, nadal stosujesz unik, bo walczysz przeciwko temu, co jest. W ten sposób ani się nie uczysz konstruktywnego postępowania ze swoimi emocjami, ani nie jesteś w stanie dostrzec tego, co twoja złość chce ci przekazać. W efekcie nie dajesz dziecku przykładu, jak może sobie radzić z własnymi emocjami, lecz pokazujesz, jak może je odsuwać na bok.
Jesteśmy przekonane, że aby być długoterminowo odprężone i po prostu szczęśliwsze, koniecznie musimy lepiej poznać siebie, ponownie nawiązać kontakt z własnym ciałem, własnymi odczuciami oraz własną wolą – i wdrożyć stosowne do tego zmiany. Musisz zrobić „inwentaryzację” – inwentaryzację życia. Ale nie taką, że tu coś upiększysz, tam coś przesuniesz, lecz uczciwą. Bo coś nie jest w porządku, coś stoi ci na drodze. Gdyby tak nie było, byłabyś bardziej świadoma, opanowana i nie krzyczałabyś ani nie wybierałabyś innych strategii prowadzących do raczej złego niż dobrego obchodzenia się ze swoimi nieprzyjemnymi emocjami.
Nawet jeśli wszystkie nie staniemy się nagle oświeconymi, całkowicie spokojnymi matkami, co – szczerze mówiąc – w obliczu emocjonującego życia z dziećmi wydaje nam się dość nudne, to rozłupanie tej starej, zaschniętej skorupy ograniczającej nasz dalszy rozwój będzie z pewnością korzystne.
Dobre „wychowanie” widać nie po zachowaniu dzieci, lecz ich rodziców. Dlatego jeżeli szukasz w tej książce rad i wskazówek dotyczących zmiany zachowania twojego dziecka, musimy cię rozczarować. Twoje dziecko już jest. Może nie zawsze takie, jakiego byś sobie życzyła, ale na szczęście nie o to chodzi. To my, dorośli, musimy się ponownie stać w pełni sobą. Świadome rodzicielstwo przybliża cię do siebie samej i nie oddala twojego dziecka od ciebie.
Kiedy w naszym życiu pojawiają się dzieci i zaczyna się nasza podróż przez rodzicielstwo, doświadczamy wielu sytuacji, w których odczuwamy rozdźwięk między sercem a rozumem. Jak postępować? Jak decydować? Co teraz jest „właściwe”? Co trzeba, co się powinno, co można, a czego nie? W tym wypadku znaczenie dla nas – rodziców – ma uświadomienie sobie, że twoje dziecko nie jest mniejszą wersją ciebie. To inny człowiek z własnym rozumem i własną osobowością. Dlatego musisz świadomie oddzielić osobę, którą jesteś ty, od osoby, którą jest twoje dziecko lub każde z twoich dzieci. Nasze dzieci nie należą do nas. Nie są naszą własnością! Jeżeli w pełni to sobie uświadomimy, będziemy im mogły towarzyszyć, tak jak one tego potrzebują, i nie będziemy próbowały ich formować ani nakłaniać do obrania kierunku, który namsię wydaje potrzebny[3].
Większość rodziców chce dla swoich dzieci tego, co najlepsze. I chociaż jesteśmy przekonane, że niestety, nie wszyscy, to tu i teraz chcemy się zwrócić do tych, którzy tak właśnie myślą. Uświadom sobie, proszę, że mówimy do ciebie. Kiedy jakimś sposobem staramy się zapewnić to, co najlepsze (z naszego punktu widzenia) dla naszych dzieci, może się zdarzyć, że stracimy coś z oczu. A mianowicie prawo naszych pociech do bycia sobą, odrębnym człowiekiem i do prowadzenia takiego życia, jakie pasuje do ich osobowości i usposobienia.
Jeżeli chcemy świadomie i z miłością towarzyszyć naszym dzieciom na ich drodze, musimy kopać głęboko. W przeciwnym wypadku pozostaniemy na powierzchni. Wtedy możemy nie dostrzegać tego, co same musimy zmienić, aby poprawić jakość tego towarzyszenia i umożliwić udaną relację matki i dziecka; o zmierzeniu się z tym już nie wspominając. Dopiero kiedy wiesz, co i kto cię obciąża, powstrzymuje przed życiem i kochaniem w taki sposób, w jaki ty chcesz, możesz pomyśleć o odciążeniu. Wszystkie nasze rozważania mają na celu podjęcie spokojnych, pełnych zaufania działań nakierowanych na znalezienie rozwiązania.
Przypatrzmy się najpierw temu, co cię stresuje i na co zużywasz energię. Myśląc o tym, natychmiast masz przed oczami swoje dziecko, które zamienia kuchnię w pole bitwy, wczoraj przez dwie godziny domagało się twojego towarzystwa przy zasypianiu lub rozsmarowało na podłodze salonu całą butelkę balsamu do ciała. Z góry chcemy zrobić jednak założenie – to, że jest, jak jest, i że w stresie zachowujesz się tak, jak się zachowujesz, nie ma nic wspólnego z twoim dzieckiem. Być może sprawia ono, że czara goryczy się przelewa, ale to, że zapełnia się po brzegi, zależy od twojej odpowiedzialności. Twoim zadaniem jako mamy nie jest takie zmienianie dzieci, żeby pasowały do twojego schematu. Gdzie zatem patrzeć? Gdzie szukać? Co badać? Może twój pomysł na miłość, twoje wyobrażenia o szczęściu i „musi tak być!”, twoje wymagania wobec siebie i innych, twoją definicję sukcesu, twoją pracę, twoje zarządzanie czasem i także twoje związki? Co konkretnie musi się zmienić, żebyś ponownie mogła swobodnie oddychać?
Jak wygląda góra zobowiązań, z którymi musisz sobie poradzić? I czy naprawdę musisz?
To twoim zadaniem jest aktywne zmierzenie się z tym wszystkim, co zbytnio nadszarpuje twoje zasoby, przez co w efekcie są one na tyle wyczerpane, że przy kolejnym napadzie złości twojego dziecka nie potrafisz się opanować i działać tak, aby igła pozostała igłą i nie zamieniła się w widły. Możesz poczuć strach przed nowym i nieznanym. I nie ma w tym nic złego, niech on sobie będzie, nie możesz mu jedynie pozwolić na przejęcie steru.
Wiemy, że nie wszystko da się zmienić. Ale wiele się da. A o tych okolicznościach, których (aktualnie) nie da się zmienić, powinnaś myśleć: „Jest, jak jest! A teraz ja umiejętnie sobie z tym poradzę!”. W ten sposób odpowiedzialnie zmierzysz się z wyzwaniem.
Świadome kształtowanie życia wymaga zadania sobie pytania: „Jak chcę żyć?”. Właściwa i przemyślana odpowiedź może być trudna. Szczególnie dlatego, że wiele z nas już we wczesnym dzieciństwie sukcesywnie oduczano kierowania się własną wolą. I nie musiało to wynikać ze złych zamiarów, lecz po prostu z modelu wychowania obowiązującego w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jako mama powinnaś jednak na nowo odkryć swoją wolę, równocześnie szanując wolę twojego dziecka. „Szanowanie woli” nie oznacza, że powinnaś zawsze ślepo robić to, czego chce twoje dziecko albo ktoś inny. Chodzi o to, by nauczyć się ją przyjmować i po prostu pozwolić jej być, nawet jeżeli różni się od twojej.
Wiemy, że stawiamy bardzo ambitne zadania. Ale gdybyśmy dawały ci w tej książce „tylko” rady i wskazówki do bezpośredniego wykorzystania podczas stresujących sytuacji, jedynie musnęłybyśmy problem. Bo w ten sposób nie da się przeprowadzić radykalnych zmian. Do tego potrzebne są spojrzenie w siebie i samokonfrontacja. A samokonfrontacja oznacza zobaczenie siebie i zastanowienie się, jaka naprawdę jesteś. „Co tu robię? Czy chcę taka być? Jak się zachowuję? Dlaczego tak trudno mi coś zmienić? Co bym zrobiła, gdybym się nie bała? Jaką cenę będę musiała zapłacić, jeżeli uwolnię się od oczekiwań? Czy naprawdę jestem na to gotowa?” Ta wewnętrzna dyskusja jest konieczna, aby całkowicie przejąć odpowiedzialność za siebie oraz swoje postępowanie i podjąć nowe decyzje. Do tego niezbędne jest też odważne spojrzenie na zewnątrz, aby móc dostrzec i stanąć twarzą w twarz z tym, kto lub co nas ukształtowało bądź przekształciło. To może oznaczać, że musimy przestać upiększać przeszłość i przeciwstawić się skutkom, które do dziś odczuwamy w wyniku naszych przeżyć i doświadczeń; temu, że to, co w rodzinie, z której pochodzisz, albo w czasie, kiedy się urodziłaś, było uważane za „normalne”, być może wcale nie było dla ciebie dobre.
Jeżeli chcąc rozprawić się z naszą złością i innymi nieprzyjemnymi emocjami, pozostaniemy na powierzchni i nie będziemy kopać głębiej albo zwrócimy się ku skostniałym metodom, które rzekomo są uniwersalne, to nadal będziemy „jechać” na autopilocie. My wybrałyśmy inną strategię, obrałyśmy nową trasę. Ale wciąż jeszcze to nie my same mówimy, dokąd chcemy jechać – drogę wskazuje nam miły głos z nawigacji. I nawet jeżeli uważamy za godne pochwały, że mamy, próbując nie wybuchnąć, podskakują, śpiewają lub odliczają w głowie – uwierz nam, że same też tego próbowałyśmy – to jesteśmy święcie przekonane, że całościowe przyjrzenie się naszym warunkom życiowym jest konieczne, by świadomie przeżywać macierzyństwo i bycie kobietą. I by dobrze się z tym czuć!
Dlatego w tej książce czekają na ciebie dwie rzeczy. Po pierwsze, przyjrzymy się sytuacjom, które są powodem rodzicielskiej złości i innych nieprzyjemnych emocji. Chcemy ci dostarczyć różnych impulsów, które potem stopniowo będziesz mogła zamieniać na umiejętności pomocne w trudnych sytuacjach. Można powiedzieć, że dostarczymy ci narzędzia, ale rzemieślniczką będziesz ty sama. Nasze impulsy będą zawierały wskazówki do refleksji i przydatne rozwiązania, za pomocą których może uda ci się odbudować połączenia ze swoim ciałem. Bo właśnie to tracimy w stresie jako pierwsze. Wtedy potrzebne są wciśnięcie hamulca i zwrócenie się ku temu, co jest teraz.
Po drugie, przyjrzymy się – o czym wspomniałyśmy już wcześniej – warunkom, w jakich żyjesz (przede wszystkim), i twoim związkom. Spojrzymy na przykład na twoje przeżycia i na ludzi, którzy cię ukształtowali, i zastanowimy się, czy znajdziemy w nich odpowiedzi na pytania, które sobie zadajesz. Przeżywając stres, trudno jest z miłością zwracać się do dziecka, jeżeli dziecko w tobie krzyczy jeszcze głośniej niż to stojące przed tobą. Silne, niekiedy traumatyczne przeżycia z dzieciństwa przechowują się głęboko w naszej pamięci. Często ich sobie nie uświadamiamy, ale też nigdy o nich nie zapomniałyśmy. A właśnie podczas życia z dziećmi nie brak licznych zapalników, które mogą sprawić, że to, co niegdyś w nas utkwiło, wydostanie się na powierzchnię. Zamierzamy również prześwietlić twoje aktualne związki. Jaka jesteś w stosunku do partnera? Czy współpracujecie ze sobą jak zespół? Czy spędzasz czas z ludźmi, bo tego chcesz, czy z poczucia obowiązku? Jakie wampiry energetyczne wysysają z ciebie energię? Pragniemy ci pokazać, jak może wyglądać aktywne kształtowanie związków i co jest do tego potrzebne. Spróbujemy także znaleźć odpowiedź na pytanie, czy masz odwagę powiedzieć „nie” wtedy, kiedy myślisz „nie”. Rozczarowywanie ludzi, którzy są nam bliscy, nie przychodzi łatwo. A ty możesz się starać, dopóki to nie oznacza „nie” w stosunku do ciebie samej.
Taki całościowy ogląd jest, naszym zdaniem, niezbędny, jeżeli chcemy się nauczyć zachowywać spokój i okazywać miłość pomimo stresu, złości i innych gwałtownych emocji. Albo nawet więcej – jeśli chcemy świadomie radzić sobie z naszymi emocjami i nie pozwolić im całkowicie nami zawładnąć. Bo jeżeli znajdziesz się już w sytuacji kryzysowej, twoje pole do działania zawęża się do minimum. Dlatego obszerna inwentaryzacja życia jest niezbędna i to ona musi stanowić podstawę naszych działań. Tylko wtedy, kiedy tobie jest dobrze, może być dobrze także twojemu dziecku. Uważaj na siebie. Jesteś ważna. Spraw, aby twój osobisty dobrostan stał się dla ciebie priorytetem. To nie jest egoistyczne, lecz bardzo ważne.
Celu, który sobie wyznaczyłyśmy, nie da się osiągnąć z dnia na dzień. Nie wiemy nawet, czy kiedykolwiek go osiągniemy. Dlatego bardziej chodzi nam o drogę, którą idziemy, i proces, któremu musimy się poddać. To, co ci proponujemy, sprawdziło się w naszym wypadku; mówiąc metaforycznie, przepisy, które ci proponujemy, nam smakują i dobrze służą. Prosimy, abyś wzięła z nich to, co tobie pasuje. Spraw, by stały się twoją własnością, i czuj się zadowolona dopiero wtedy, kiedy ci naprawdę zasmakują.
Jest jednak kilka składników, o których nie możesz zapomnieć, jeżeli chcesz żyć tak, jak pragniesz. Będziesz musiała przestać automatycznie stawiać innych ludzi na pierwszym miejscu – twoje dzieci, twoich rodziców, twojego partnera – i za wszelką cenę dążyć do tego, by ich zadowolić. Będziesz musiała z miłością obserwować samą siebie i dawać sobie informację zwrotną. Będziesz musiała pozwolić sobie na popełnianie błędów i uczenie się na nich. Będziesz potrzebowała czasu ze sobą i dla siebie (być może także w czyimś towarzystwie), żeby zająć się sobą.
Rodzicielstwo to proces, droga, która powstaje, gdy się nią idzie. Rodzicielstwa i tworzenia relacji uczymy się przez praktykę. Obejmuje to również czytanie tej książki. Idziesz swoją drogą z dziećmi i obok nich, a one z kolei uczą się od ciebie, jak można iść przez życie. A potem – wcześniej, niż myślisz – znajdą własną drogę. Przerosną cię i będą szybsze niż ty, bo swoim życiem wiele im pokazałaś.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Jesteśmy kobietami piszącymi dla kobiet i matek. Oczywiście chcemy też z naszą książką dotrzeć do wszystkich ojców. Bardzo nas cieszy, że matki i ojcowie mogą być aktualnie traktowani na równi. Mimo to są różnice. I tak na przykład męska agresja wyraża się w inny sposób niż kobieca. Jeżeli czytasz tę książkę i jesteś ojcem, będziemy się cieszyć, jeśli w jakiś sposób wpłynie ona na ciebie. Nawet jeżeli przyczynimy się „tylko” do zbudowania mostu porozumienia między mężczyzną a kobietą.
[2] Khalil Gibran, Der Phropet. Im Garten des Propheten, na niemiecki przełożył Hans Christian Meiser, Arkana, München 2005, s. 29 i n. [Wyd. pol. Prorok, przeł. Teresa Truszkowska, Wydawnictwo Salezjańskie, Warszawa 2004]; https://adonai.pl/perelki/rodzina/?id=20 [dostęp: 5.01.2021].
[3] Shefali Tsabary, The Conscious Parent: Transforming Ourselves, Empowering our Children, Namaste Publishing, Vancouver 2014, s. 3.
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz