Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy kiedykolwiek, zaglądając do swojej lodówki, zastanawialiście się, co zrobić z produktami, które pozostały wam po przygotowaniu posiłków? Resztkami, z których pozornie nic nie da się już zrobić? Czy chodząc po sklepach i obserwując coraz wyższe ceny, pomyśleliście: „Przydałoby się wprowadzić jakieś oszczędności?”.
Ta książka pomoże wam gotować smacznie, ale i tanio.
Poznajcie 120 przepisów, które pozwolą wam wprowadzić w życie zasadę „zero waste”: od rosołu, który może stać się źródłem posiłków na cały tydzień, po zrobiony domowym sposobem kremowy serek i masło; od wodzionki, czyli zupy z niczego, poprzez panczkraut, czyli śląską kapustę z ziemniakami, po jabłka pod kruszonką; od podkarpackich proziaków, czyli bułeczek z patelni, przez orientalną szakszukę, aż po nasze swojskie chrupiące placki ziemniaczane.
Przekonajcie się, że aby zachwycić nawet najbardziej wybrednych smakoszy, wcale nie trzeba wydać majątku.
Zacznijcie wraz ze mną gotować w trybie kryzysowym!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 126
Wstęp
COŚ Z NICZEGO… CZYLI GOTOWANIE W CZASACH INFLACJI
Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że jedną z niewielu rzeczy w kuchni, których nie lubię i nie toleruję, jest marnowanie żywności. Odziedziczyłem to w genach. Mama i babcia nauczyły mnie, że nie wyrzuca się niczego, co nie jest popsute, i nie marnuje się resztek jedzenia. Wpoiły mi to na długo przed tym, jak modne stało się hasło „zero waste” i zanim rozpoczęły się akcje mające na celu uświadomienie wszystkim, jak ważne jest dokonywanie rozsądnych zakupów. U mnie w domu było to naturalne. Na śmietnik wyrzucało się u nas głównie pudełka i opakowania po produktach. A i to też nie zawsze, bo przecież puste pojemniki po lodach można bez problemu wykorzystać jako naczynia do mrożenia potraw „na później”. I tak mi zostało! W mojej własnej kuchni staram się zużywać wszystko. Przez lata nauczyłem się przetwarzać różne dania, nadawać im „drugie życie”, kombinować potrawy nawet z teoretycznie tak bezużytecznych resztek jak obierki po owocach i warzywach. Zaprocentowało to zwłaszcza teraz, kiedy przygotowuję przepisy do książek czy publikacji prasowych i gotuję o wiele więcej, niż jestem w stanie zjeść. Nie sposób przecież upiec tylko jednej pajdy chleba, zrobić kawałeczka pasztetu czy zużyć połowy jajka. Po gotowaniu zawsze zostaje mi mnóstwo jedzenia i produktów. I żaden z nich nie wylądował nigdy w śmieciach! W tej książce chciałbym zarazić was moją filozofią. Zwłaszcza że przyszło nam żyć w czasach, kiedy każdego dnia ceny artykułów spożywczych rosną aż strach i często przeżywamy dylematy, czy kupić coś, co jeszcze nie tak dawno wrzucilibyśmy do naszego koszyka bez chwili zastanowienia. Być może będzie nas stać na więcej, jeśli nauczymy się mniej marnować. Tym bardziej że mamy co nadrabiać!
Najnowsze dane Eurostatu (Europejskiego Urzędu Statystycznego) dotyczące marnowania żywności w krajach należących do Unii Europejskiej są przerażające! Co roku tylko w tych 27 państwach marnuje się prawie 57 milionów ton żywności! W Polsce na śmietnikach kończy ponad 4 miliony ton jedzenia. Jak łatwo obliczyć, na każdego z nas statystycznie przypada ok. 100 kilogramów zmarnowanej żywności rocznie. I jeśli w tym momencie próbujecie uspokoić swoje sumienia, myśląc: „A, to pewnie restauracje albo sklepy tyle wyrzucają!”, to niestety prawda jest inna – za ponad 56% wyrzucanego jedzenia odpowiadają gospodarstwa domowe! I to jest coś, nad czym warto choć przez chwilę się zastanowić, a następnie zrobić szybki rachunek sumienia i sprawdzić, jak bardzo my sami dokładamy się do tego ponurego obrazu rzeczywistości. A potem – zacząć zmieniać, za jednym zamachem – i swoje nawyki, i świat dokoła nas!
„CHCE MI SIĘ JEŚĆ, WIĘC PÓJDĘ NA ZAKUPY”, CZYLI DLACZEGO KUPUJEMY ZA DUŻO
Zanim zaczniemy coś gotować, najpierw idziemy do sklepu i zaopatrujemy się w wiktuały. Jak uniknąć sytuacji, kiedy wkładamy do koszyka o wiele więcej, niż potrzebujemy? Oto kilka błędów, które popełniamy najczęściej:
– robimy zakupy „na głodnego”, a co za tym idzie „jemy oczami”, przez co kupujemy produkty, które – gdy już będziemy syci – nigdy nam się do niczego nie przydadzą,
– działamy pod wpływem impulsu albo reklamy, nie analizując, czy będziemy umieli potem zamienić nasze zakupy w pyszne danie,
– zapominamy (i jest to sytuacja o wiele częstsza, niż mogłoby się wydawać!), że jakiś produkt już kupiliśmy i zalega on gdzieś na górnej półce naszej spiżarni albo za innymi w lodówce – zdecydowanie za rzadko sprawdzamy zawartość naszych kuchennych szafek,
– nie robimy przed wyjściem do sklepu listy potrzebnych wiktuałów.
Pamiętajmy: gotowanie tak naprawdę zaczyna się nie w kuchni przy rozgrzanym piekarniku czy włączonej płycie kuchenki, lecz w naszej głowie przed wyjściem na zakupy. Chwila namysłu nad tym, co mamy ochotę jeść przez kolejnych kilka dni, co przygotujemy na obiady, śniadania czy kolacje, to dobry początek do tego, aby świadomie gospodarować funduszami przeznaczonymi na nasze „kuchenne rewolucje”. Niby banał, ale jak często o tym zapominamy!
Coś ode mnie: odkąd pamiętam, staram się przygotowywać na każde większe zakupy. Dzięki temu nie tylko oszczędzam czas, ale i pieniądze. Czasem nawet odzywa się we mnie duch Moniki z kultowego serialu „Przyjaciele” – potrafię bowiem przygotować kolejność zakupów na liście, opierając się na tym, jak rozłożone są podstawowe produkty w moim ulubionym sklepie. Po co? Ano po to, abym nie musiał się wracać do jakiegoś regału sklepowego po kilka razy i nie był powtórnie kuszony przez promocje czy reklamy rzeczy, które są mi „absolutnie niezbędne”. Bo to właśnie one najczęściej kończą potem, psując się w najgłębszym kącie lodówki. Reklama być może jest dźwignią handlu, ale na pewno nie rozsądnego gotowania!
Warto, i to jest podstawowym zadaniem tej książki, nauczyć się świadomie komponować posiłki. Wiadomo na przykład, że jeśli przygotuje się rosół, to zostaną po nim warzywa i mięso, czyli z reguły co najmniej dwa dodatkowe pyszne obiady. Rosół to zresztą kwintesencja tego, ile ma się możliwości realizacji hasła „zero waste”, i dlatego postanowiłem poświęcić mu cały rozdział otwierający „Menu kryzysowe”. Chcę wam pokazać, że zrobiony „na bogato” rosół, choć na pierwszy rzut oka nie wydaje się daniem na ciężkie czasy, to rozłożony na czynniki pierwsze zapewni nam pożywne i smaczne menu na kilka kolejnych dni. Z użytych do jego przygotowania produktów możemy potem zrobić sałatki, pasty, pasztety, pierogi czy kotlety warzywne. Ba! Przydać nam się mogą nawet i obierki z warzyw. Są przecież cudownie aromatyczne, intensywne w smaku i zdrowe. Dlaczego więc nie ugotować z nich dodatkowego wywaru? Z dużą ilością przypraw idealnie sprawdzi się on później jako podstawa sosów i zup. Jeszcze przyjemniejszy sposób wykorzystania owych na pozór bezużytecznych resztek to pieczenie obierek z oliwą i gotowanie w niewielkiej ilości wody. Koniecznie musicie tego spróbować!
Warto również dbać o to, aby w kuchni zawsze mieć pod ręką kilka podstawowych produktów, które sprawdzą się w wielu daniach i pomogą nam dać „drugie życie” potrawie, która już nam się przejadła. Oto moim zdaniem najważniejsze z nich:
– przyprawy – nie tylko świetnie aromatyzują potrawy, ale też czasem zmieniają ich smak. Moje ulubione to: czerwona wędzona papryka, kurkuma, cynamon i imbir. Nie sugerujcie się jednak moimi podpowiedziami. Każdy lubi inaczej doprawione dania i być może dla waszych kubków smakowych lepszy będzie na przykład kolorowy pieprz, ostra papryka chili albo kardamon. Do wyboru, do koloru!
– proszek do pieczenia, soda i drożdże – trzy produkty, które warto stale uzupełniać. Z niewielką pomocą któregoś z nich zawsze wyczarujecie puszyste naleśniki, bliny czy bułeczki prosto z patelni,
– produkty z gatunku „zrób to sam” – po co kupować drogi cukier waniliowy albo podrabiany wanilinowy, skoro prostym sposobem możecie przygotowywać go sami? Przepis znajdziecie w tej książce,
– bulion albo rosół – jeśli został z obiadu, a na propozycję, że jutro zrobi się z niego „pomidorówkę”, wszyscy domownicy przewracają oczami, wystarczy go zamrozić. Kiedy dopadnie was głód albo będziecie mieli za mało czasu na robienie go od podstaw, okaże się jak znalazł. Wystarczy go wrzucić do garnka, w tym czasie ugotować makaron albo dodać chrzanu i odrobinę pozostałej z deseru śmietany i… obiad gotowy,
– kasze – przydają się nie tylko jako dodatek do obiadu, ale też jako baza sałatki z warzyw, które zalegają w lodówce, do deserów, zmiksowania z owocami albo uprażenia na oleju, po którym będą smakowały jak… popcorn,
– półprodukty – fasolka, ciecierzyca, groszek czy soczewica. Jedna puszka czy słoik czasem może uratować sytuację. Zmiksowane jako pasta z dodatkiem przypraw i oliwy, a potem podane z podsmażonym albo podpieczonym w tosterze pieczywem będą idealną przystawką,
– oliwa z oliwek – to może nie jest produkt pierwszej potrzeby, jednak z odrobiną soli i świeżym pieczywem uratuje nas w czasie niespodziewanej wizyty gości; doda smaku warzywom i podkręci cudownie aromat każdego sosu i dresingu,
– sos sojowy – słony, intensywny, idealny do wielu potraw. Ten jasny jest bardziej słony, za to delikatniejszy w smaku, a ciemny, gęstszy, za sprawą dłuższego procesu fermentacji intensywniejszy i bardziej „podkręcający” smak potraw, do których go używamy,
– mąka – od słodkich wypieków po chleby czy makarony – przydaje się zawsze. Choć akurat z nią warto uważać, co jakiś czas robić jej przegląd i sprawdzać, czy coś nam się w niej nie zalęgło. Ot, taka dobra rada z własnego doświadczenia :)
Nie byłbym też sobą, gdybym nie wspomniał przy okazji „Menu kryzysowego” o… zamrażalniku. W tym moim można znaleźć bowiem… absolutnie wszystko. Dlaczego? Po pierwsze: nie zawsze mam czas, aby biegać po produkty i pozwala mi on mieć je zawsze pod ręką. Po drugie, to najlepsza i najprostsza metoda przechowywania i niemarnowania jedzenia. I choć w uszach wielu z was na pewno zabrzmią teraz słowa Magdy Gessler, która w swoim programie często mówi: „Mrożone? A to nie, dziękuję!”, to zauważyć należy, że mrozić też trzeba z głową. Wiele potraw smakuje bowiem najlepiej, gdy są przygotowywane na świeżo i jeśli akurat takową robimy, to po prostu nie szalejmy z jej ilością. Zróbmy tyle, ile zjemy na raz. Wróćmy jednak do zamrażalnika i popatrzmy, co jest w tym moim:
– owoce – nic nie zastąpi tych kupowanych i jedzonych latem. Klimat mamy jednak taki, jaki mamy, więc od wielu lat nauczyłem się mrozić owoce, by potem w deszczowe jesienne albo śnieżne zimowe dni cieszyć się ich smakiem i choć na chwilę przenieść duchem do upalnych miesięcy, które kocham najbardziej,
– pieczywo – marnujemy go zdecydowanie za dużo! Wyciągnięte z zamrażalnika po chwili staje się znowu świeżą dobrą bułką albo chlebem. Poza tym po rozmrożeniu zawsze można przyrumienić je na oliwie albo maśle,
– warzywa – większość z nich lubi niskie temperatury. Bez względu na to, czy były wcześniej ugotowane, czy surowe, po odmrożeniu nadal mogą stać się składnikami sałatek, musów czy dania smażonego na patelni i podanego z naszym ulubionym sosem,
– świeże zioła – jeśli zauważycie, że zaczynają więdnąć, warto je posiekać, przesypać do pojemnika i zamrozić. Idealnie sprawdzą się potem jako dodatek do zup i marynat,
– wino – tak, dobrze przeczytaliście! Czy nie zdarzyło się, że po imprezie zostało wam w butelce trochę czerwonego albo białego? Po co je wylewać albo zostawiać na kolejne spotkania, aby wywietrzało? Można je zamrozić i zużyć potem do zupy cebulowej, marynowania mięsa albo do przygotowania kisielu. To też moja odpowiedź na zarzuty, że „w przepisie pojawia się kieliszek wina, a przecież szkoda otwierać całej butelki tylko po to, aby użyć trochę do podsmażenia cebuli”. Pamiętajcie tylko, że proces zamrażania wina jest trochę inny niż innych płynów. Do całkowitego zamrożenia potrzebna jest niższa temperatura w zamrażarce, a samo wino najlepiej rozlać wcześniej do foremek na lód,
– masło – jego cena poszybowała ponad granice rozsądku! A ponieważ zużywam go dużo, zarówno do wypieków, jak i do smażenia, więc jeśli tylko udaje mi się upolować je gdzieś w dobrej cenie, kupuję od razu kilka(naście) kostek i wrzucam do zamrażalnika. Wyciągnięte z bardzo niskiej temperatury potrzebuje co prawda kilkudziesięciu minut w temperaturze pokojowej, aby było gotowe do spożycia, ale za to nie traci nic ze swojego smaku.
KILKA UWAG O MROŻENIU:
– najlepiej skorzystać ze specjalnych woreczków – mają one nieco grubszą folię, można je więc wykorzystywać kilka razy,
– plastikowe pojemniki – są idealne do tego, aby przechowywać w nich owoce, warzywa i zioła, a do tego nadają się do wielokrotnego użycia,
– słoiki – zajmują może trochę więcej miejsca, ale do mrożenia sprawdzają się fantastycznie. Pamiętajcie tylko, że jeśli wlewacie płyny, to z umiarem, aby po zamrożeniu nie rozsadziły szkła. Płyny zwiększają bowiem odrobinę objętość, zmieniając stan z ciekłego w stały.
PRZECHOWYWANIE POZA ZAMRAŻALNIKIEM:
– słoiki i pojemniki – są najlepszymi pomocnikami w zachowaniu świeżości. Wiele produktów, na czele z mąką, kaszą, ryżem czy przyprawami, potrzebuje przechowywania bez dostępu wilgoci. Zamknięte w szczelnych pojemnikach albo zakręcone w małych słoiczkach mogą stać nawet kilka miesięcy. Pamiętajmy jednak o regularnym przeglądzie tych zapasów, bo zbutwiałe produkty niestety nie nadadzą się do dalszej obróbki,
– papierowe torebki – w nich najlepiej czuje się pieczywo, które nie lubi ciasnego upychania w woreczki foliowe. Lepiej, żeby trochę podeschło, bo wtedy ciągle można je zużyć na grzanki, niż by spleśniało,
– papierowy ręcznik – w lekko zwilżony klasyczny kawałek papierowego ręcznika możecie zawinąć pęczek zielonej pietruszki, zioła albo koperek i włożyć je do lodówki. Dłużej utrzymają świeżość niż trzymane na zewnątrz, szczególnie na słońcu,
– koszyki i miski – najlepiej sprawdzą się te przewiewne, przechowywane w nich owoce dłużej postoją niż np. włożone do lodówki, gdzie szybko stracą wilgoć. Tutaj zasada jest banalna: owoce nie lubią niższych temperatur niż te, w których rosły.
Ostatnia kwestia: przechowywać w lodówce czy poza nią? Często popełniamy banalny błąd, upychając wszystko, co się da, do lodówki. Niepotrzebnie! Część warzyw, takich jak pomidory, zielone ogórki, ziemniaki, cukinia czy marchewki, nie lubi zimna i zdecydowanie lepiej czuje się w pokojowych temperaturach. Dłużej zachowuje wtedy świeżość. Reszta warzyw powinna być przechowywana w lodówce bez niepotrzebnej folii, w której się zaparzą i szybciej pleśnieją.
I NA KONIEC…
Tworząc tę książkę, kilka razy zastanawiałem się, jaki powinien być klucz dobrania przepisów. W końcu dla jednych kryzysowa kuchnia to najprostsze i najtańsze składniki, dla innych zaś to podpowiedzi, jak nie marnować produktów. Postawiłem na różnorodność. Znajdziecie tutaj przepisy i na dania bardzo proste, i na te trudniejsze, wymagające większej liczby składników, ale za to takie, które można potem przerobić na kolejne potrawy.
Jest jednak jeden wspólny mianownik: wszystkie produkty są łatwo dostępne w sklepach, nie trzeba się więc głowić, skąd zdobyć jakieś specjalne, udziwnione składniki. Chciałem sprzedać wam tutaj moje spojrzenie na codzienne gotowanie, a mianowicie, że mniej znaczy więcej i że zawsze warto stawiać na składniki dobrej jakości. A przede wszystkim – nie nudzić! Monotonia, podawanie w kółko tego samego, zabijają przyjemność jedzenia. Obiad z dnia poprzedniego wcale nie musi smakować tak samo. Jeśli tylko pojmiecie różnicę między odgrzewaniem a odświeżaniem potraw, już możecie czuć się mistrzami kuchni! Ta książka ma za zadanie tylko was do tego zainspirować.
Powodzenia!Paweł
Rosół – przepis podstawowy
Rosół to w mojej kuchni jedno z podstawowych dań. Za każdym razem przygotowywany podobnie, zawsze smakuje trochę inaczej. Wpływ na to ma ilość i jakość mięsa, warzyw i przypraw. Jeśli potrzebuję rozgrzewającego, dodaję sporo imbiru i papryczkę chili. Kiedy zaś wiem, że jego zawartość przerobię później na sałatkę, to w garnku ląduje podwójna ilość włoszczyzny. Z kolei duża ilość mięs pojawia się wtedy, kiedy planuję zrobić z nich potem pastę do chleba albo obłędnie delikatne ravioli. Dlatego też u mnie podstawą rosołu są dobrej jakości składniki, bo wiem, że większość z nich doczeka się drugiego życia na talerzu.
udko z kurczaka
udko z kaczki
korpus z indyka lub kurczaka
2–3 skrzydełka kurczaka
200 g mięsa wołowego (antrykot, szponder lub pręga)
kilka żołądków drobiowych
włoszczyzna (2–3 marchewki, pietruszka, kawałek selera, por)
liść kapusty
1–2 cebule
spory pęczek lubczyku i pietruszki
kilka listków laurowych
kilka ziarenek ziela angielskiego i czarnego pieprzu
2–3 centymetry świeżego imbiru
ostra papryczka i kilka ząbków czosnku (opcjonalnie)
sól
świeżo zmielony pieprz
Mięso oczyszczamy, wkładamy do dużego garnka i zalewamy zimną wodą. Wrzucamy połowę listków laurowych, ziela angielskiego i cały imbir. Gotujemy na kuchence ustawionej na niską temperaturę albo na najmniejszy ogień ok. godziny, co jakiś czas pozbywając się szumowin.
Włoszczyznę myjemy, obieramy i kroimy w duże kawałki (o tym, co zrobić z obierkami i jak je pożytecznie przerobić, piszę w kolejnych przepisach).
Cebulę opalamy na gazie, aż będzie w całości czarna (jeśli macie kuchenkę indukcyjną, kroimy cebulę na pół i od środka zarumieniamy na suchej patelni).
Do gotującego się mięsa dodajemy włoszczyznę, opaloną cebulę, lubczyk, pietruszkę, pozostałe listki laurowe i ziele angielskie. Gotujemy na kuchence ustawionej na niską temperaturę albo na najmniejszy ogień ok. 3–4 godzin. Najlepiej, aby rosół nie wrzał. Gdy będzie gotowy, przecedzamy całość, doprawiamy do smaku i podajemy z ulubionymi dodatkami: makaronem, kluskami lanymi lub warzywami.
Bulion z obierek włoszczyzny
Założę się, że obierki z warzyw z reguły lądują w waszych śmieciach. Niepotrzebnie! Skropione oliwą i upieczone, a później przerobione na bulion, dadzą wam smak jeszcze bardziej aromatyczny niż ten rosołowy. Nie od dziś wiadomo, że obierki posiadają dużo smaku i aromatu. Te ekologiczne – także i witamin.
Bardzo często gotuję taki bulion i mrożę go w mniejszych pojemnikach. Wykorzystuję go później do zup, sosów i „podkręcania” różnych potraw, kiedy nie mam pod ręką rosołu ani też czasu na jego gotowanie.
obierki z całej włoszczyzny – marchewka, pietruszka, seler
zielone części pora
obierki cebuli
zielone resztki pietruszki i lubczyku
czosnek
2 łyżeczki soli
2–3 łyżki oliwy z oliwek lub oleju
2–3 listki laurowe
2–3 ziarenka ziela angielskiego
kilka ziarenek pieprzu
2–3 cm imbiru
Obierki, pory, resztki zieleniny i czosnek rozrzucamy na blasze wyłożonej papierem pergaminowym, posypujemy solą, skrapiamy oliwą i wstawiamy na ok. 20–30 minut do piekarnika nagrzanego do 190°C.
Wyciągamy, wrzucamy całość do garnka, dodajemy listki laurowe, ziele angielskie, pieprz i imbir, zalewamy wodą, tak aby przykryć wszystkie upieczone obierki, i gotujemy na kuchence ustawionej na niską temperaturę albo na najmniejszy ogień ok. godziny. Na koniec całość przecedzamy.
Rosół z mrożonych obierek
Jeśli nie zużyliście do rosołu albo innej potrawy wszystkich warzyw, które kupiliście, możecie je skroić i wrzucić do zamrażalnika. Tak samo postępujcie z obierkami. Ja mam w zamrażalniku specjalny pojemnik, w którym zbieram resztki z włoszczyzny. Kiedy mam ich tyle, że mogę ugotować bulion, wrzucam je do garnka, zalewam wodą, doprawiam i gotuję na kuchence ustawionej na niską temperaturę albo na najmniejszy ogień. I tak powstanie cudowna baza do innych zup.
zamrożone części warzyw i obierki z całej włoszczyzny – marchewka, pietruszka, seler
zamrożony por
zamrożone zielone resztki pietruszki, lubczyku i selera
liście kapusty
4–5 listków laurowych
4–5 ziarenek ziela angielskiego
ostra papryczka
2–3 cm świeżego imbiru
czosnek
sól
świeżo zmielony pieprz
Wszystkie mrożone warzywa, resztki i obierki wrzucamy do dużego garnka. Dodajemy liście laurowe, ziele angielskie, papryczkę, imbir i czosnek. Doprowadzamy całość do wrzenia, zmniejszamy maksymalnie temperaturę i gotujemy całość ok. godziny. Na koniec przecedzamy, a potem doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem.
Pasta kanapkowa z mięsa rosołowego
To wariacja na temat pasztetu, pasty do chleba i francuskiej terriny. W przepisie podaję konkretne przyprawy, pamiętajcie jednak, że możecie tutaj puścić wodze fantazji i użyć tego, co lubicie. Ostra papryka, gałka muszkatołowa, lubczyk albo kumin, wszystko dozwolone i zależy tylko od waszych kubków smakowych.
całość mięsa z rosołu (kurczak, kaczka, wołowe, żołądki – u mnie to ok. 550 g mięsa oddzielonego od kości)
2 cebule
2 ząbki czosnku
2 łyżki oleju
ok. 200 ml rosołu
sól
świeżo zmielony pieprz
majeranek
słodka i wędzona papryka
pęczek natki pietruszki lub lubczyku
Na oleju przesmażamy posiekaną cebulę wraz z przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Oddzielone od kości mięso mielimy w maszynce albo blendujemy. Jeśli starczy wam cierpliwości, możecie je też dokładnie posiekać, efekt równie przyjemny dla podniebienia. Dodajemy przesmażoną cebulę, wszystkie przyprawy i dolewamy rosół. Jego ilość zależy od tego, ile i jakiego rodzaju mamy mięso i jaką konsystencję chcemy uzyskać. Suche wchłonie go zdecydowanie więcej niż tłuste. Więcej płynu oznacza również to, że pasta będzie bardziej kremowa i puszysta. Na sam koniec dodajemy posiekaną zieleninę i serwujemy.
Warzywa rosołowe z pęczakiem
Składniki na 3–4 porcje
To jedno z moich ulubionych dań. Robię je zawsze na drugi dzień po ugotowaniu rosołu.
ulubiona kasza (gryczana, pęczak, jęczmienna)
warzywa z rosołu – marchew, pietruszka, seler
2 łyżki masła albo oleju
1–2 łyżki sosu sojowego
1–2 łyżki gęstego sosu sojowego słodkiego (można go zastąpić miodem)
natka pietruszki
SOS MIODOWO-MUSZTARDOWY
2 łyżki oliwy z oliwek
2 łyżki miodu
łyżka musztardy
łyżeczka soku z cytryny
sól
świeżo zmielony pieprz
Sos: wszystkie składniki sosu mieszamy dokładnie w miseczce. Odstawiamy na bok.
Ulubioną kaszę gotujemy według przepisu na opakowaniu.
W tym czasie warzywa kroimy na większe kawałki i wrzucamy na patelnię z rozgrzanym masłem albo olejem. Podsmażamy kilka minut, starając się nie mieszać warzyw zbyt często, by się nie rozpadły. Wystarczy potrząsnąć od czasu do czasu patelnią, aby nie zaczęły się przypalać. Po kilku minutach dolewamy dwa rodzaje sosu sojowego i smażymy jeszcze kilka minut, aż bulgoczące warzywa zaczną odparowywać. Do smażących się warzyw wrzucamy odcedzoną gorącą kaszę i całość delikatnie mieszamy. Dolewamy sos miodowo-musztardowy. Doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem. Na koniec posypujemy całość posiekaną natką pietruszki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki