Święta, święta i po świętach - Paweł Płaczek - ebook + książka

Święta, święta i po świętach ebook

Płaczek Paweł

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy nadchodzące święta Bożego Narodzenia budzą w Was nie tylko ciepłe uczucia, ale też ataki paniki, że znów trzeba będzie spędzić niezliczoną liczbę godzin przy kuchni i załamywać się, że połowa potraw nie wychodzi? Czy takie uczucia budzą się w Was przed każdą uroczystością, na którą zapraszacie do siebie gości?

Ta książka pomoże Wam przetrwać i nie zwariować.

Poznajcie 100 przepisów, które przydadzą się Wam nie tylko na Boże Narodzenie, lecz także przy wielu innych okazjach, które chcecie i lubicie celebrować: od tradycyjnego czerwonego barszczu na zakwasie z uszkami czy bakłażana pieczonego z sosem sojowym i podanego na kremowym serku, przez brukselkę z cynamonem i chili, kapustę z grzybami, poprzez karpia po żydowsku oraz cytrusy z makiem i sosem musztardowym.

Przekonajcie się, że aby stworzyć niezapominane uroczyste menu, wcale nie potrzeba cudu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 112

Oceny
4,3 (4 oceny)
2
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Odrobina historii

Każdy powód do tego, aby zebrać się wraz z bli­skimi przy wspól­nym stole, poroz­ma­wiać, nacie­szyć się swoim towa­rzy­stwem i pokosz­to­wać ulu­bio­nych potraw, jest na wagę złota. A staje się jesz­cze cen­niej­szy, jeśli zwią­zany jest dodat­kowo z ducho­wym aspek­tem naszego życia. I to nawet w chwili, kiedy świę­tu­jemy go nie­ko­niecz­nie wtedy, gdy powin­ni­śmy…

Zapewne tro­chę się zdu­mie­li­ście, czy­ta­jąc ostat­nie zda­nie. Już tłu­ma­czę…

Choć trudno będzie wam w to uwie­rzyć, to w począt­kach chrze­ści­jań­stwa święto, które dziś zwiemy Bożym Naro­dze­niem, w ogóle nie ist­niało. Według naucza­nia ojców Kościoła naj­waż­niej­szym i przez długi czas wła­ści­wie jedy­nym świę­tem chrze­ści­jan była nie­dziela, czyli sym­bol i wspo­mnie­nie miste­rium pas­chal­nego. Od II wieku naszej ery doszedł do tego kolejny zwy­czaj – coroczne obchody śmierci i zmar­twych­wsta­nia Chry­stusa, czyli Wiel­ka­noc. A co z Bożym Naro­dze­niem? No cóż, nie obcho­dzono go z jed­nej pro­stej przy­czyny: nikt nie znał daty naro­dze­nia Jezusa!

Według Ewan­ge­lii św. Mate­usza Jezus przy­szedł na świat za pano­wa­nia króla Heroda, który w związku z tym doko­nał rzezi nie­wi­nią­tek, chcąc się zawczasu pozbyć nowo naro­dzo­nego króla Żydów. Pro­blem w tym, że krwawy monar­cha zmarł… w 4 roku przed naszą erą. Ot, i para­doks.

Z kolei według Ewan­ge­lii św. Łuka­sza Jezus przy­szedł na świat pod­czas spisu lud­no­ści zarzą­dzo­nego przez cesa­rza Augu­sta, czyli mię­dzy 6 a 8 rokiem naszej ery.

Mało tego! Wszystko wska­zuje na to, że Jezus tak naprawdę uro­dził się nie zimą, a wio­sną. W III wieku Kle­mens Alek­san­dryj­ski pisał w swoim dziele: „Dzień Pań­skich naro­dzin miał miej­sce w 28 roku pano­wa­nia cesa­rza Augu­sta, 25 dnia egip­skiego mie­siąca pachon. Inni wska­zują na 24 lub 25 dzień phar­mu­thi”, co ozna­cza­łoby, że mówimy tu o 20 kwiet­nia lub 20 maja. Jako potwier­dze­nie tej teo­rii przy­ta­czano fakt, że jako pierwsi przy­szli zło­żyć Dzie­ciątku ukłon paste­rze pil­nu­jący swo­ich trzód. A prze­cież bydło wypa­sano w tam­tych rejo­nach tylko wio­sną i latem, a ni­gdy zimą.

Jak więc 25 grud­nia stał się dniem naro­dzin Jezusa? Zawdzię­czamy to rzym­skiej cesa­rzo­wej świę­tej Hele­nie, która w 326 roku pole­ciła wybu­do­wać w Betle­jem bazy­likę Naro­dze­nia Pań­skiego. Wyda­rze­nie to spro­wo­ko­wało dłu­gie dys­ku­sje o dacie naro­dzin Zba­wi­ciela i osta­tecz­nie pra­wie trzy­dzie­ści lat póź­niej papież Juliusz I zde­cy­do­wał o kon­kret­nej dacie. Nie­przy­pad­kowo padło na 25 grud­nia. Jak wia­domo, chrze­ści­jań­stwo chęt­nie korzy­stało z wie­rzeń pogań­skich i tak też było w tym wypadku. Świę­to­wa­nie naro­dzin Jezusa – czyli świa­tło­ści dla wyznaw­ców chrze­ści­jań­stwa – usta­no­wiono na dzień, który w Cesar­stwie Rzym­skim od dawien dawna zwią­zany był z kul­tem Sol Invic­tus, czyli Słońca Nie­zwy­cię­żo­nego. Ot, jedno święto ważne dla pogan zostało zastą­pione przez dru­gie – istotne dla chrze­ści­jan.

Co cie­kawe, przez kil­ka­na­ście setek lat święta Bożego Naro­dze­nia obcho­dzone były nie­zwy­kle hucz­nie i wesoło. Dopiero w XVII wieku zaczął się kształ­to­wać ich obecny nastrój, czyli dni nie tylko rado­snych, ale też zmu­sza­ją­cych do reflek­sji nad sen­sem życia i śmierci.

W Pol­sce tra­dy­cja uro­czy­stych obcho­dów tego święta naro­dziła się dość późno, bo ponad trzy­sta lat po przy­ję­ciu chrze­ści­jań­stwa, i zwią­zana jest z pano­wa­niem w naszym kraju cze­skiego króla Wacława II. To wtedy dotarł do Pol­ski znany od lat w ojczyź­nie monar­chy zwy­czaj budo­wa­nia szo­pek świą­tecz­nych i śpie­wa­nia kolęd. Począt­kowo Boże Naro­dze­nie zwane było u nas Godami, God­niami lub God­nymi Świę­tami – od staro-cer­kiewno-sło­wiań­skiego słowa god, czyli rok. Dzi­siaj to dzień, który gro­ma­dzi przy jed­nym stole krew­nych i przy­ja­ciół, spra­wia, że czu­jemy się sobie bliżsi, wspól­nie kolę­du­jemy i… No wła­śnie! Jemy! A w tym ostat­nim panuje zasada: co kraj, to oby­czaj!

Na przy­kład w Danii na świą­tecz­nym stole nie może w te dni zabrak­nąć pie­czo­nej kaczki nadzie­wa­nej śliw­kami i jabł­kami czy też pie­czeni wie­przo­wej w oto­cze­niu czer­wo­nej kapu­sty. W Austrii rary­ta­sem bożo­na­ro­dze­nio­wym jest zupa kieł­ba­siana, skła­da­jąca się nie tylko z wędliny, ale też maka­ronu i warzyw. We Fran­cji Boże Naro­dze­nie nie może się obyć bez foie gras (pasz­tetu z gęsiej wątróbki) czy kapłona z kasz­ta­nami. U naszych zachod­nich sąsia­dów wszy­scy cze­kają na sałatkę ziem­nia­czaną poda­waną z tra­dy­cyj­nymi nie­miec­kimi wur­stami, czyli kieł­ba­skami. Z kolei kró­lem Anglii jest indyk, choć dziel­nie kon­ku­rują z nim „świnki w koł­derce”, czyli kieł­ba­ski zawi­jane w chru­piący boczek. We Wło­szech w świą­tecz­nym menu mogą Was zdzi­wić nadzie­wane mię­sem pie­rożki ravioli oraz… węgorz. Z kolei w Hisz­pa­nii nie może zabrak­nąć deseru tur­rón przy­go­to­wy­wa­nego z jaj, mig­da­łów, miodu i cukru. W Ukra­inie pod­czas wie­cze­rzy wszy­scy dzielą się pros­forą – droż­dżo­wym chleb­kiem, który ma dwie strony: ludzką i boską z wize­run­kiem Chry­stusa. W Mek­syku popu­larną przy­stawką są tor­tas – bagietki posma­ro­wane pastą z fasoli, poda­wane z awo­kado, chili i cebulą. A w Austra­lii nikogo nie zdziwi poda­wany na świą­teczny obiad… kur­czak curry.

Tak jest na świe­cie. A u nas? Ha! O tym wła­śnie trak­tuje niniej­sza książka. Zebra­łem w niej prze­pisy star­sze, zwią­zane ze sta­ro­pol­skimi tra­dy­cjami, i now­sze, będące dowo­dem na to, jak bar­dzo szybko zmie­nia się współ­cze­sna kuch­nia. Się­gną­łem po recep­tury, z któ­rych od lat korzy­stano w mojej rodzi­nie, i doda­łem kilka, które są moim wła­snym odkry­ciem.

Mam nadzieję, że z nich sko­rzy­sta­cie. Nie tylko w święta, bo prze­cież dobre dania są ponad­cza­sowe. A nawet – ponad­świą­teczne!

No to zabie­ramy się do goto­wa­nia.

Powo­dze­nia!

Paweł

Wigilia

Barszcz na domowym zakwasie

SKŁAD­NIKI NA 8–10 POR­CJI

Pur­pu­ro­wo­bru­natny, inten­sywny w smaku, kolo­rze i zapa­chu. To wizy­tówka świąt. Szkoda, że w ciągu roku tak rzadko do niego wra­camy. Jest zde­cy­do­wa­nie nie­do­ce­niony, a prze­cież to jedna z prost­szych potraw świą­tecz­nych. Jeśli mie­li­ście z nią kło­poty, to posłuż­cie się moim prze­pi­sem, a gwa­ran­tuję, że sta­nie się rów­nież i Waszą ulu­bioną świą­teczną zupą. Połowa suk­cesu w takim barsz­czu to domowy zakwas, który należy przy­go­to­wać wcze­śniej. Warto uzbroić się w cier­pli­wość, bo smak wyna­gro­dzi Wasz trud!

ZAKWAS

1 kg bura­ków

główka czosnku

3–4 liście lau­rowe

3–4 zia­renka ziela angiel­skiego

2 goź­dziki

2 owoce jałowca

łyżka soli

woda

WYWAR

1 kg bura­ków

2–3 mar­chewki

2–3 pie­truszki

seler

por

jabłko

cebula

3–4 ząbki czosnku

3–4 liście lau­rowe

3–4 zia­renka ziela angiel­skiego

3–4 zia­renka czar­nego pie­przu

2–3 goź­dziki

gwiazdka anyżu

2–3 suszone śliwki

kilka suszo­nych grzy­bów

2–3 łyżki oliwy z oli­wek

sól

DODAT­KOWO

łyżka jasnego sosu sojo­wego

sól

świeżo zmie­lona kozie­radka

świeżo zmie­lony pieprz

ocet

Zakwas: buraki obie­ramy, kro­imy w grube pla­stry i wrzu­camy do dużego wypa­rzo­nego wcze­śniej sło­ika (powi­nien być na tyle duży, aby zmie­ścił wszyst­kie buraki i by można było wlać do niego tyle wody, aby je przy­kryła). Mię­dzy buraki wkła­damy wszyst­kie przy­prawy, czo­snek roz­dzie­lamy, ale nie obie­ramy go ze skórki (ząbki można lekko zmiaż­dżyć nożem albo dło­nią). Wsy­pu­jemy sól i zale­wamy całość let­nią wodą tak, aby przy­kry­wała wszystko. Nic nie powinno wysta­wać poza poziom płynu. Lekko zakrę­camy słoik i odsta­wiamy w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej na 5–6 dni.

Co 24 godziny można słoik prze­krę­cić kilka razy do góry nogami (uprzed­nio go dokrę­ciw­szy), aby wszyst­kie skład­niki miały szansę się połą­czyć i by smak zakwasu był inten­syw­niej­szy. Po odsta­wie­niu sło­ika znowu można wieko deli­kat­nie polu­zo­wać.

Tak przy­go­to­wany prze­ce­dzony zakwas można prze­cho­wy­wać w lodówce nawet przez kilka tygo­dni. Dla­tego warto przy­go­to­wać go wcze­śniej, a nie na ostatni moment przed świę­tami.

Wywar: obie­ramy połowę bura­ków i wszyst­kie mar­chewki, pie­truszki i seler. Obierki prze­kła­damy na bla­chę wyło­żoną papie­rem do pie­cze­nia, a warzywa wrzu­camy do dużego garnka.

Pora kro­imy na pół. Jedną połowę doda­jemy do garnka, a drugą na bla­chę z obier­kami.

Pozo­stałe buraki kro­imy na mniej­sze kawałki (wraz ze skórką) i dorzu­camy do obier­ków. Wszystko skra­piamy oliwą z oli­wek, posy­pu­jemy sporą ilo­ścią soli, wsta­wiamy do pie­kar­nika i pie­czemy 20–30 minut w tem­pe­ra­tu­rze 190ºC–200ºC.

Do garnka z warzy­wami doda­jemy nie­obrane, pokro­jone jabłko, obraną, prze­kro­joną na pół cebulę, czo­snek, wszyst­kie przy­prawy, śliwki i grzyby.

Gotu­jemy na jak naj­mniej­szym ogniu ok. 1,5 godziny. Po tym cza­sie doda­jemy upie­czone wcze­śniej obierki i buraki, gotu­jemy jesz­cze ok. 30 minut znów na naj­mniej­szym ogniu.

Jeśli zbyt żywo zago­tu­jemy bulion z bura­kami, kolor straci na inten­syw­no­ści. Wywar sta­nie się mętny i ciem­no­brą­zowy.

Prze­ce­dzamy wywar i dole­wamy do niego zakwas. Ilość zależy od tego, jak inten­sywny mamy zakwas i jak bar­dzo kwa­śny chcemy uzy­skać barszcz (u mnie to ok. litra zakwasu na 2 litry prze­ce­dzo­nego wywaru).

Barszcz dopra­wiamy sosem sojo­wym, solą oraz świeżo zmie­loną kozie­radką i pie­przem.

Jeśli lubi­cie bar­dzo kwa­śny barszcz, można dodać do niego łyżkę octu. Wzmocni on jesz­cze bar­dziej kolor i smak.

Pergaminowe uszka do barszczu

SKŁAD­NIKI NA OK. 40 USZEK

Malut­kie uszka z far­szem grzy­bo­wym zamknięte w ide­al­nie cie­niut­kim, wręcz per­ga­mi­no­wym cie­ście są ide­alne do kla­sycz­nego barsz­czu czer­wo­nego i do zupy grzy­bo­wej. Jeśli jed­nak zupy te nie są na liście Waszych ulu­bio­nych potraw, spo­koj­nie może­cie podać te maleń­stwa po pro­stu z masłem. Same w sobie są obłęd­nie smaczne!

CIA­STO

150 g mąki pszen­nej

szczypta soli

ok. 100 ml wody

FARSZ

100 g suszo­nych grzy­bów

100 g ciem­nych pie­cza­rek

kromka chałki

2 cebule

2 łyżki masła

sól

łyżeczka cukru

świeżo zmie­lona kozie­radka

świeżo zmie­lony pieprz

1–2 listki lau­rowe

1–2 zia­renka ziela angiel­skiego

1–2 goź­dziki

olej

Cia­sto: przed wyra­bia­niem cia­sta wsta­wiamy żaro­od­porną miskę do pie­kar­nika i nagrze­wamy ją do 200ºC. Miska musi być bar­dzo gorąca i oddać cie­pło cia­stu.

Do innej, więk­szej miski wsy­pu­jemy mąkę i sól, powoli dole­wamy wodę. Mie­szamy, zagar­nia­jąc mąkę do środka, aby powstała jed­no­lita masa. Może oka­zać się, że mąka wchło­nie wię­cej wody, wtedy można jej dolać. Wykła­damy cia­sto na stol­nicę pod­sy­paną mąką i wyra­biamy przez kilka minut. Gdy będzie już gład­kie i ela­styczne, ostroż­nie wycią­gamy roz­grzaną miskę z pie­kar­nika i przy­kry­wamy nią cia­sto, pozo­sta­wia­jąc do cał­ko­wi­tego wystu­dze­nia. Dzięki temu cia­sto będzie się lepiej roz­wał­ko­wy­wało i nie zwi­jało pod­czas lepie­nia.

Farsz: suszone grzyby zale­wamy wodą i odsta­wiamy na kilka godzin w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej. Następ­nie doda­jemy do nich liście lau­rowe, ziele angiel­skie, goź­dziki i jedną całą cebulę. Gotu­jemy przez 20–30 minut. Odce­dzamy. Wywar możemy zosta­wić do zupy grzy­bo­wej.

W tym cza­sie kro­imy pie­czarki na grub­sze pla­stry.

Oba rodzaje grzy­bów pod­sma­żamy na oleju. Dobrze robić to par­tiami, aby się sma­żyły, a nie dusiły we wła­snym sosie. Stu­dzimy je i mie­limy przez maszynkę do mięsa (lub mik­su­jemy w blen­de­rze) wraz z chałką.

Drugą cebulę kro­imy w kostkę i pod­sma­żamy na maśle z nie­wielką ilo­ścią soli i łyżeczką cukru.

Prze­sma­żoną cebulę doda­jemy do zmie­lo­nych grzy­bów. Mie­szamy całość i dopra­wiamy solą oraz świeżo zmie­lo­nym pie­przem i kozie­radką.

Cia­sto bar­dzo cienko roz­wał­ko­wu­jemy (co jakiś czas można pod­sy­pać blat mąką, aby się nie przy­kle­jało). Kro­imy na małe kwa­draty o boku ok. 5 cm. Na śro­dek każ­dego nakła­damy łyżeczką far­szu i zle­piamy prze­ciw­le­głe końce cia­sta, pocią­ga­jąc deli­kat­nie do góry, nacią­ga­jąc na nadzie­nie oraz mocno doci­ska­jąc, aby nie zosta­wić żad­nych szpar. Następ­nie końce zle­piamy ze sobą, by uzy­skać kształt uszka. To samo robimy z kolej­nymi, aż zuży­jemy i cia­sto, i farsz.

W garnku gotu­jemy wodę ze sporą ilo­ścią soli. W kilku par­tiach (dzięki temu się nie pozle­piają) deli­kat­nie wrzu­camy uszka do wody i gotu­jemy ok. minuty od wypły­nię­cia na powierzch­nię. Wycią­gamy łyżką cedza­kową i ukła­damy na tale­rzu pola­nym łyżką oleju rze­pa­ko­wego lub masła, co jakiś czas potrzą­sa­jąc nimi, aby się nie poskle­jały.

Karp smażony w migdałowej panierce

SKŁAD­NIKI NA 4 POR­CJE

Soczy­sty i chru­piący karp o deli­kat­nie wyczu­wal­nym smaku mig­da­łów. Obłęd­nie deli­katny. Sma­że­nie w głę­bo­kim oleju to naj­lep­szy spo­sób, aby karp był soczy­sty i pozba­wiony, co może wyda­wać się nie­moż­liwe, nawet naj­mniej­szych ości.

filet z kar­pia lub 3–4 dzwonka

cebula

sól

3–4 zia­renka ziela angiel­skiego

świeżo zmie­lony pieprz

PANIERKA

3–4 łyżki mie­lo­nych mig­da­łów

3–4 łyżki mąki pszen­nej

2 jajka

łyżka mleka

olej rze­pa­kowy do sma­że­nia

SOS

3 żółtka

3 łyżki drob­nego cukru

4–5 łyżek tar­tego chrzanu

świeżo zmie­lony pieprz

Jeśli mamy płat kar­pia, kro­imy go na grube dłu­gie paski. Jeśli dzwonka, pozby­wamy się krę­go­słupa i wycią­gamy ości, które wystają (można to zro­bić za pomocą pęsety). Prze­kła­damy rybę do naczy­nia, w któ­rym będzie się mary­no­wała.

Cebulę kro­imy w piórka i wrzu­camy do przy­go­to­wa­nego kar­pia. Doda­jemy sól, mocno roz­drob­nione zia­renka ziela angiel­skiego i świeżo zmie­lony pieprz. Cało­ścią masu­jemy rybę tak, aby przy­prawy i cebula pokryły dokład­nie mięso kar­pia.

Odsta­wiamy do lodówki na kilka godzin, a naj­le­piej na całą noc.

Zama­ry­no­wa­nego kar­pia wycią­gamy z cebuli. Jajka roz­trze­pu­jemy z mle­kiem. W dwóch innych miskach roz­kła­damy oddziel­nie mąkę i mie­lone mig­dały.

Olej roz­grze­wamy w garnku tak, jak do sma­że­nia pącz­ków (ok. 180ºC). Powinno być go na tyle dużo, aby kawałki kar­pia zanu­rzyły się w nim w cało­ści.

Każdy kawa­łek ryby panie­ru­jemy kolejno w mig­da­łach, jajku i mące. Wrzu­camy na olej i sma­żymy kilka minut z każ­dej strony. Powi­nien być złoty i lekko napuch­nięty niczym cia­sto droż­dżowe.

Sos: żółtka ucie­ramy z cukrem za pomocą rózgi kuchen­nej aż do momentu uzy­ska­nia gęstego bia­łego kre­mo­wego sosu, niczym kogel-mogel. Na koniec doda­jemy chrzan i dopra­wiamy świeżo zmie­lo­nym pie­przem. Poda­jemy z gorą­cym sma­żo­nym kar­piem.

Kapusta z grochem

SKŁAD­NIKI NA 4–5 POR­CJI

Obok kapu­sty z grzy­bami pora na kolejny świą­teczny kla­syk, czyli kapu­stę z gro­chem. Pro­sty prze­pis, który spraw­dza się za każ­dym razem, szcze­gól­nie gdy ktoś nie prze­pada za grzy­bami. Deli­katny groch z maślaną kapu­stą to wspa­niały doda­tek do ryb i mięs.

200 g gro­chu

600 g kiszo­nej kapu­sty

duża cho­chla bulionu albo rosołu

2 cebule

100 g masła

łyżeczka cukru

3–4 listki lau­rowe

3–4 zia­renka ziela angiel­skiego

owoc jałowca

sól

świeżo zmie­lony pieprz

Groch wsy­pu­jemy do garnka, zale­wamy wodą kilka cen­ty­me­trów ponad powierzch­nię i odsta­wiamy w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej do namo­cze­nia na kilka godzin, a naj­le­piej całą noc.

Jeśli przez noc groch wchło­nął całą wodę, dole­wamy jej tyle, aby się­gała ponad powierzch­nię gro­chu, doda­jemy dwa listki lau­rowe, dwa ziarnka ziela angiel­skiego i owoc jałowca. Dopro­wa­dzamy do wrze­nia i gotu­jemy ok. 30 minut do mięk­ko­ści. Na koniec odce­dzamy nad­miar wody.

Cebule kro­imy w pół­piórka. Wrzu­camy na roz­grzane masło. Doda­jemy sporą szczyptę soli i cukier. Sma­żymy na złoty kolor.

Kapu­stę kro­imy według uzna­nia, wrzu­camy do dużego garnka, doda­jemy resztę list­ków lau­ro­wych i ziela angiel­skiego, dopra­wiamy świeżo zmie­lo­nym pie­przem, dole­wamy bulion i dusimy na śred­nim ogniu kil­ka­na­ście minut, czę­sto mie­sza­jąc, aby się nie przy­pa­liła. Jeśli kapu­sta jest bar­dzo kwa­śna, można dodać wię­cej bulionu i dusić nieco dłu­żej.

Gdy kapu­sta zacznie mięk­nąć, doda­jemy cebulę z masłem i groch. Całość dokład­nie mie­szamy i dusimy jesz­cze kil­ka­na­ście minut, aż smaki się połą­czą. Dopra­wiamy świeżo zmie­lo­nym pie­przem.

Kapusta z grzybami

SKŁAD­NIKI NA 5–6 POR­CJI

Ilu kucha­rzy i ile domów, tyle wer­sji tej wigi­lij­nej kapu­sty: z mar­chewką, cebulą lub wsze­la­kimi innymi dodat­kami. Z grzy­bami świe­żymi albo suszo­nymi. Którą wybrać?

Ja sta­wiam na pro­stotę. U mnie w tym daniu znaj­dzie­cie tylko kapu­stę, grzyby, przy­prawy oraz baaaaaaar­dzo dużo masła. Bez odle­wa­nia wody z goto­wa­nia, bez zbęd­nych dodat­ków. W tym przy­padku umiar broni się sam. No, może poza masłem, któ­rego spora ilość moim zda­niem działa tutaj naj­więk­sze cuda.

1 kg kiszo­nej kapu­sty

ok. 100 g suszo­nych grzy­bów

4–5 list­ków lau­ro­wych

4–5 zia­re­nek ziela angiel­skiego

4–5 zia­re­nek czar­nego pie­przu

łyżeczka mie­lo­nego kminku

łyżeczka soli

100 g masła

Grzyby: zale­wamy wodą, doda­jemy połowę list­ków lau­ro­wych oraz połowę ziela angiel­skiego i odsta­wiamy w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej do namo­cze­nia na kilka godzin, naj­le­piej całą noc.

Po tym cza­sie doda­jemy łyżeczkę soli i gotu­jemy na śred­nim ogniu ok. 30 minut do mięk­ko­ści.

Odce­dzamy, zacho­wu­jąc wywar (który można wyko­rzy­stać do przy­rzą­dze­nia sosu lub zupy grzy­bo­wej). Po wysty­gnię­ciu grzyby kro­imy drobno albo pozo­sta­wiamy w cało­ści, jeśli lubi­cie ich duże kawałki w kapu­ście. Na patelni topimy dwie spore łyżki masła, na któ­rym sma­żymy grzyby przez kilka minut, aż zaczną inten­syw­nie pach­nieć.

Kapu­stę: sie­kamy i wrzu­camy do dużego garnka. Jeśli jest bar­dzo kwa­śna i twarda, wle­wamy nie­wielką ilość wody, doda­jemy resztę list­ków lau­ro­wych, zia­re­nek ziela angiel­skiego, kmi­nek i pieprz. Dusimy na śred­nim ogniu 20–30 minut aż do momentu odpa­ro­wa­nia płynu.

Jeśli macie kapu­stę bar­dzo dobrej jako­ści lub uki­szoną w domu, może­cie pomi­nąć jej goto­wa­nie. Bez względu na to, czy kapu­stę gotu­jemy, czy nie, doda­jemy pod­sma­żone grzyby oraz resztę masła i całość dusimy aż do momentu, kiedy będzie miękka, ale nie roz­go­to­wana.

Maślane naleśniki z grzybami

SKŁAD­NIKI NA 5–6 POR­CJI

Dla wszyst­kich tych, któ­rzy nie radzą sobie z lepie­niem pie­ro­gów, ide­ałem będzie taka uprosz­czona wer­sja – nale­śniki z grzy­bami. To swoj­skie połą­cze­nie kro­kie­tów i pie­ro­gów. Nale­śniki z far­szem do świą­tecz­nych pie­ro­gów spraw­dzą się nie tylko na świą­tecz­nym stole jako doda­tek do barsz­czu lub zupy grzy­bo­wej, ale także w ciągu roku jako szybki i pro­sty obiad.

NALE­ŚNIKI

400 g mąki pszen­nej

300 ml mleka

300 ml wody

2–3 jajka

spora szczypta soli

4 łyżki roz­to­pio­nego masła

FARSZ GRZY­BOWY

100 g suszo­nych grzy­bów

300 g ciem­nych lub bia­łych pie­cza­rek

400 g świe­żych grzy­bów (mogą być mro­żone)

2–3 liście lau­rowe

3–4 zia­renka ziela angiel­skiego

3–4 zia­renka pie­przu

2 duże cebule

2–3 ząbki czosnku

sól

świeżo zmie­lony pieprz

suszony lub­czyk

świeżo zmie­lona kozie­radka

5–6 łyżek masła kla­ro­wa­nego do sma­że­nia i goto­wych nale­śni­ków

Nale­śniki: wszyst­kie skład­niki dokład­nie mie­szamy rózgą kuchenną albo mik­se­rem. Masa powinna być gładka i aksa­mitna, bez gru­dek. Odsta­wiamy na godzinę, aby cia­sto odpo­częło. Po tym cza­sie sma­żymy nale­śniki z dwóch stron na złoty kolor.

Farsz: suszone grzyby zale­wamy nie­wielką ilo­ścią wody i odsta­wiamy do namo­cze­nia w tem­pe­ra­tu­rze poko­jo­wej. Po godzi­nie, dwóch doda­jemy listki lau­rowe, ziele angiel­skie i pieprz. Dopro­wa­dzamy do wrze­nia i gotu­jemy na śred­nim ogniu ok. 30 minut. Po tym cza­sie odce­dzamy (wywar można pozo­sta­wić do zupy grzy­bo­wej).

Oczysz­czone pie­czarki, świeże albo roz­mro­żone grzyby oraz te, które wcze­śniej ugo­to­wa­li­śmy, kro­imy na mniej­sze kawałki i par­tiami pod­sma­żamy na maśle kla­ro­wa­nym. Nie należy ich sma­żyć wszyst­kich jed­no­cze­śnie, bo pusz­czą wtedy zbyt wiele wody i zaczną się dusić we wła­snym sosie.

Cebule kro­imy w piórka i rów­nież pod­sma­żamy na maśle kla­ro­wa­nym do momentu, kiedy się zeszklą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki