Milioner z Nowego Jorku - Hewitt Kate - ebook

Milioner z Nowego Jorku ebook

Hewitt Kate

4,0
9,99 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dla Aarona Bryanta najważniejsza była rodzinna firma i kariera. Na związki nie było miejsca, a okazywanie uczuć do tej pory uważał za słabość, na którą sobie nie pozwalał. Wszystko się zmienia, gdy na weselu brata poznaje Zoe Parker, spędza z nią noc, a potem dowiaduje się, że Zoe jest w ciąży. Teraz Aaron będzie się musiał zmierzyć ze swoimi uczuciami…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 148

Oceny
4,0 (67 ocen)
30
17
13
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Hewitt

Milioner z Nowego Jorku

Tłumaczenie Stanisław Tekieli

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Sprawdzał telefon. W takim momencie! Zoe Parker drgnęła zirytowana, patrząc, jak drużba pana młodego klika na swoim smartfonie. Dyskretnie, ale jednak. Jej siostra Millie i jej przyszły mąż Chase wypowiadali właśnie słowa przysięgi, a Aaron Bryant w tym momencie esemesował! Był niemożliwy. I był palantem. Przystojnym, ale palantem. Zoe chciała kopnąć go w goleń. Albo nieco wyżej. Gdyby mogła, sięgnęłaby ponad trenem eleganckiej kremowej sukni swojej siostry i wyrwałaby mu telefon z dłoni.

Odwróciła się w stronę pastora, zdecydowana skupić się na nim całkowicie. Może Aaron Palant pójdzie jej śladem i też to zrobi? To niesamowite, że ten przebogaty człowiek, zarządzający fortuną rodu Bryantów, nie zna podstawowych dobrych manier. Już podczas próby, dzień wcześniej, spóźnił się pięćdziesiąt pięć minut i sprawiał wrażenie znudzonego całą tą ceremonią.

Spojrzała na Millie, która na szczęście nie zauważyła telefonu. Wyglądała pięknie, promieniejąca jak nigdy dotąd, z błyszczącymi oczami i zaróżowionymi policzkami. Wszystko w niej tryskało szczęściem. Zoe zdusiła w dobie maleńki odruch zazdrości. Sama nie szukała już tego jedynego. Miała za sobą kilka związków i każdy kończył się źle. Ale Millie się najwyraźniej udało – Chase Bryant był bliski ideału: czarujący, sympatyczny i niezwykle atrakcyjny. Atrakcyjny jak jego brat.

Zoe instynktownie spojrzała na Aarona. Cały czas bawił się telefonem. Trudno go było nazwać dobrze wychowanym, ale z całą pewnością był pociągający. Na jego czole pojawiła się nagle zmarszczka i Aaron przygryzł wargę. Miał ładne usta, nawet z tym wiecznie do nich przypiętym grymasem irytacji. Pełne, wyraźnie zarysowane, zmysłowe. Podobnie jak cała reszta – od barczystych ramion po uda…

– Mocą nadaną mi przez Boga ogłaszam was mężem i żoną.

Zoe oderwała wzrok od kształtnych pośladków Aarona Bryanta akurat w momencie, gdy Millie i Chase pocałowali się. Aaron wsunął telefon do kieszeni garnituru.

Zgromadzeni zaczęli spontanicznie i radośnie klaskać, gdy Millie i Chase, trzymając się za ręce, wychodzili z kościoła. Aaron i Zoe, świadkowie, ruszyli za nimi. Zoe ujęła Aarona pod rękę, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy go dotyka; na próbie nie przećwiczyli przejścia wzdłuż ław kościelnych, bo się spóźnił. A teraz szła oparta o jego silne męskie ramię, z twarzą o centymetry od jego policzka i palcami o milimetry od jego kieszeni. Z telefonem.

Pod pretekstem poprawienia sukni, ścisnęła mocniej ramię Aarona, a jej palce wślizgnęły się do jego kieszeni, chwytając za telefon. Drugi brat Chase’a, Luke, i jego narzeczona, Aurelia, szli tuż za nimi i tak, para za parą, wyszli na stopnie kościoła i słoneczny blask Piątej Alei. Aaron odsunął się od niej w mgnieniu oka, całą uwagę poświęcając w tym momencie bratu. Zoe szybko ukryła jego telefon w fałdach sukni, a następnie wsadziła go w kwiaty w swoim bukiecie. Poprawiła wstążki i koronki, tak że nikt by się nie domyślił, że coś tam w środku jest. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Chciała go chyba ukarać za aroganckie zachowanie. Chciała zobaczyć wyraz twarzy Aarona Bryanta, gdy uświadomi sobie, że nie ma telefonu. Tymczasem ktoś do niego podszedł i Aaron zajął się rozmową z ważniakiem, pragnącym zapewne dowiedzieć się czegoś o firmie Bryantów.

Pomyślała o Millie. Jej siostra weszła zatem do rodziny Bryantów, skupionej wokół trójki braci, których zdjęcia regularnie znajdowały się w tabloidach i na plotkarskich stronach w internecie. Najczęściej zresztą zdjęcia Aarona. Parę dni temu Zoe, przeglądając kolorowe magazyny w kawiarni, zobaczyła zdjęcie Aarona z jakąś piękną blondynką. Sądząc po tym, jak bez entuzjazmu rzucił Zoe przelotne spojrzenie, gdy przedstawiono ich sobie podczas wczorajszej próby, chude brunetki nie były w jego typie.

– Zoe, fotograf chce zrobić zdjęcie całej rodziny – ponaglała ją Amanda, matka Zoe. – A tren Millie wymaga chyba poprawienia, kochanie.

– Tak, mamo, już się za to biorę.

Podeszła do młodej pary ustawiającej się u stóp schodów. Fotograf nalegał, by przemieścili się jeszcze dwie przecznice dalej, do Central Parku, natomiast Chase wyglądał, jakby myślał tylko o tym, by zrelaksować się w najbliższym barze z piwem.

– Chodź, Chase – powiedziała do szwagra. – Będziesz potem dumny z tych zdjęć.

Chase uśmiechnął się i pokornie ruszył za fotografem z żoną uwieszoną jego ramienia.

Godzinę później zdjęcia się zakończyły i Zoe krążyła po sali balowej hotelu Plaza z kieliszkiem szampana w ręku. Wciąż miała na oku Aarona, bo wciąż chciała zobaczyć wyraz jego twarzy, gdy zorientuje się, że nie ma telefonu. Podczas zdjęć wyjęła komórkę z bukietu i wsadziła ją sobie do kopertówki. Mały podświetlany ekran błyszczał w jej stronę oskarżycielsko: jedenaście nieodebranych połączeń i osiem nowych wiadomości. Najwyraźniej Aaron był bardzo ważną osobą. Czyżby to zlekceważona kochanka błagała go, by wrócił? Czy też dzwonił jakiś jego partner w biznesie? W obu przypadkach w takim dniu sprawa mogła poczekać kilka godzin.

Śledzenie Aarona w zatłoczonej sali nie było trudne – był o dobre pięć centymetrów wyższy od innych mężczyzn, a poza tym przyciągał wszystkie spojrzenia kobiet spoglądających na niego tęsknie z każdej strony. I pewnie o tym wiedział; szedł z arogancką pewnością siebie, jak mężczyzna, który wie, że każda kobieta może być jego.

Może i każda, ale na pewno nie ja, powiedziała do siebie Zoe. Instynktownie nie polubiła tego aroganckiego typa. Będą musieli jednak ze sobą rozmawiać podczas przyjęcia, bo usadzono ich przy jednym stoliku. Choć niewykluczone, że Aaron zignoruje jej obecność – ktoś, kto pisze esemesa podczas ceremonii ślubnej, zdolny jest przecież do wszystkiego. Uśmiechając się, poklepała torebkę. Nie mogła się doczekać momentu, kiedy drużba zauważy zgubę.

Aaron Bryant zastanawiał się, jak długo będzie musiał tu zostać. To był ślub jego brata, a on był na nim świadkiem, wypadało zatem zostać na weselu do samego końca. Z drugiej strony, jeden z europejskich oddziałów Bryant Enterprises przeżywał właśnie bardzo ciężkie chwile i jeśli on nie zajmie się tą sprawą, może to firmę wiele kosztować. Wsunął automatycznie rękę do kieszeni garnituru, ale nie znalazł tam tego, czego szukał. Czyżby po drodze do Central Parku okradł go kieszonkowiec? Niesamowite! W takim momencie…

Zdecydował się zostać na przyjęciu przynajmniej do kolacji. Jego komórka miała na szczęście backup na służbowym telefonie i będzie miał dostęp do wszystkiego w biurze. Telefon był zabezpieczony hasłem, więc nie musiał się martwić wyciekiem informacji. Nadal jednak czuł się nieswojo – nigdy nie rozstawał się z telefonem i nigdy nie pozostawał bez kontaktu z klientami przez dłuższy czas. Dotarł do stolika, postanawiając, że przecierpi jakoś godzinę czy dwie. Millie i Chase byli teraz rozrywani przez wszystkich, więc z nimi dłużej raczej nie pogada. Natomiast jego stosunki z Aurelią, narzeczoną Luke’a, były, delikatnie rzecz ujmując, nie najlepsze. Dwa lata temu próbował namówić ją, by dała spokój Luke’owi, ale nic z tego nie wyszło. Próbował chronić brata, a zarazem Bryant Enterprises. Aurelia była przebrzmiałą gwiazdą muzyki pop, z której niemal codziennie kpiły tabloidy; na pewno nie była kimś, z kim Aaron chciałby, by kojarzono ich rodzinę i firmę. Co prawda przed rokiem wykonał coś w rodzaju przeprosin, ale jego relacje z Lukiem i jego narzeczoną były wciąż raczej napięte.

Usiadł na swoim krześle i uśmiechnął się lekko do Luke’a i Aurelii. Na więcej nie mógł się zdobyć – jego mózg buzował od stresu związanego pracą. Jeśli interesy w Europie pójdą źle, to może im grozić katastrofa.

Ledwie zauważył dosiadającą się do stolika kobietę. Gdy się zorientował, że to Zoe Parker, siostra Millie, uznał, że wypada się do niej odezwać. Była zresztą dość ładna, z dużymi szarymi oczami i długimi, ciemnymi włosami, lecz jej chuda, drobna figura nie należała do jego ulubionych.

– Jak się masz, Aaron? – Zoe patrzyła na niego w jakiś dziwny, nieznany mu dotąd sposób. Jak gdyby wiedziała o nim coś, czego on sam o sobie nie wiedział. – Mogę cię chyba tak nazywać?

– Jasne – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. – Jesteśmy praktycznie rodziną.

– Praktycznie tak – powtórzyła, patrząc na niego nadal tym dziwnym, lekko drwiącym spojrzeniem.

Postanowił ją zignorować. Skupił się na sałatce z orzechami i kawałkami sera pleśniowego artystycznie ułożonymi na talerzu. Wziął kęs i usłyszał znajome bzyczenie – przychodzący esemes lub skrzynka głosowa. Instynktownie sięgnął do kieszeni, po czym przypomniał sobie, że zgubił czy też skradziono mu komórkę, i zaklął cicho. Znów usłyszał znajomy dźwięk i zorientował się, że dochodzi on z małej koronkowej kopertówki Zoe, którą położyła przy swoim nakryciu.

– Chyba dzwoni ci telefon – powiedział.

– Nie sądzę – odpowiedziała, starając się na niego nie patrzeć.

Aaron wpatrywał się w nią, kompletnie zaskoczony.

– Coś bzyczy w twojej torebce.

– Najwyraźniej… – odpowiedziała, cedząc poszczególne sylaby. – Ale to nie mój telefon.

Aarona zatkało. Ta kobieta, tak dziwnie z nim rozmawiająca, zaczęła go denerwować. Czy może… intrygować. Nie żeby poczuł coś do niej, ale…

– A czyj? – zapytał.

Zoe nie zdążyła odpowiedzieć, bo ktoś uderzył widelcem o kieliszek, wzniósł toast młodej pary, która starodawnym zwyczajem musiała się w tym momencie pocałować. Aaron zajął się swoją sałatką, postanawiając zignorować sąsiadkę.

Ale telefon w jej torebce znów zawibrował.

– Ktoś dostaje mnóstwo wiadomości – powiedziała Zoe, wyjmując komórkę Aarona.

Jego wyraz twarzy był bezcenny. Otworzył usta i patrzył oszołomiony na swój telefon w jej rękach. Zoe spojrzała na ekran.

– Czternaście nowych wiadomości i dziewięć nagranych – powiedziała, po czym schowała urządzenie z powrotem do torebki. Spojrzała w bok, na Aarona, który nadal najwyraźniej nie mógł wyjść z szoku.

– Skąd… – zapytał po chwili. – Skąd masz ten telefon?

Przełknęła kawałek pieczywa i uśmiechnęła się:

– A jak myślisz?

W jego oczach zapłonął ognik zrozumienia.

– Z mojej kieszeni?

– Bingo.

– Ukradłaś mi telefon! – syknął, starając się nie podnosić głosu. W jego oczach zaczynała się malować wściekłość.

– Wolałabym określenie „pożyczyłam”.

– Pożyczyłaś?

– Na czas trwania wesela mojej siostry i twojego brata. Ponieważ, niezależnie od tego, jak grubą rybą biznesu jesteś, nie pisze się esemesów podczas ceremonii zaślubin. I nie chcę, żebyś zepsuł ten dzień Millie i Chase’owi. Dostaniesz go z powrotem po weselu – dodała i poklepała torebkę, z której ponownie odezwało się bzyczenie.

Aaron nachmurzył się i poczerwieniał na twarzy.

– Dostanę go teraz.

– Nie sądzę.

Zobaczyła, jak drużba sięga po torebkę, więc szybko chwyciła ją i położyła sobie na kolanach. Aaron uniósł brwi w zdumieniu.

– Myślisz, że to mnie powstrzyma? – wyszeptał, przysuwając się do niej. Zoe poczuła, jak dostaje gęsiej skórki na całym ciele. Zanim zdążyła odpowiedzieć, Aaron wsunął dłoń pod stół. Zesztywniała, a po chwili poczuła dłoń Aarona sunącą po jej udzie. Był śmiały, trzeba mu to było przyznać. Przez cienki jedwab sukienki czuła ciepło jego ręki. Ku swemu zirytowaniu nie mogła powstrzymać zalewającego ją w tym momencie pożądania. Gdy jednak Aaron złapał za torebkę, zdążyła przytomnie wysunąć z niej telefon.

– Oddaj mi go! – Jego ręka zacisnęła się na jej kolanie i nawet jeśli nie miał na celu uwodzenia, Zoe poczuła, jak jej ciało pulsuje, a serce wali w piersi jak młotem. Musiała wziąć się w garść. W końcu chodzi mu tylko o telefon.

– Nie – odpowiedziała, unosząc ponad stół dłoń zaciśniętą na komórce.

– Mogę ci go zabrać siłą – powiedział, nachylając się ku niej jeszcze bardziej.

– To by dopiero była scena.

– Myślisz, że mnie to obchodzi?

Nie, nie obchodzi go, zrobi to. Zoe wyobraziła sobie, jak chwyta ją za rękę, wykręca ją i wyjmuje jej z dłoni telefon. Przecież nie będzie krzyczeć, bo zepsułaby wszystkim zabawę. Ale postanowiła nie poddawać się tak szybko. Patrząc na Aarona z diabelskim uśmieszkiem w oczach, wsunęła telefon pod dekolt sukienki. Aarona zamurowało. Wyprostował się na krześle i przez chwilę kiwał tylko głową ze zdumienia.

– Niezłe z ciebie ziółko – powiedział wreszcie.

– Poczytam to sobie za komplement.

Zachichotał cicho, po czym przysunął się do niej ponownie.

– Myślisz – wyszeptał, przeszywając ją przyciszonym tembrem głosu – że tam nie sięgnę?

Zoe spojrzała na niego, za wszelką cenę próbując odpowiedzieć opanowanym głosem:

– W każdym razie nie będzie to łatwe.

– Nie wiesz, do czego jestem zdolny.

– Właściwie, biorąc pod uwagę twoje dotychczasowe zachowanie, nie zdziwiłabym się, gdybyś i do czegoś takiego się posunął. Ale chyba zepsułoby to przyjęcie twojemu bratu.

Aaron przez chwilę patrzył na nią, oceniając dostępne mu opcje. Najwyraźniej uznał się jednak za pokonanego, bo po chwili powiedział głosem pełnym rezygnacji:

– Dobrze, oddasz mi go za parę godzin.

Aaron umiał być cierpliwy. Nauczył się tej sztuki przy ojcu, który często wzywał go do siebie i młody Aaron musiał niejednokrotnie czekać godzinę lub dłużej pod drzwiami jego gabinetu, podczas gdy ojciec załatwiał jakieś trywialne interesy. Ta lekcja przydała mu się później, piętnaście lat temu, gdy musiał budować Bryant Enterprises od nowa, bo ojciec zostawił synom firmę na skraju bankructwa. Zachowa się zatem cierpliwie i teraz. Poczeka na odpowiednią chwilę i odbierze telefon. Podziwiał brawurę i upór Zoe, nawet jeśli cała ta sytuacja go irytowała. Świadkowa była inna niż większość kobiet, jakie znał: zwykle wszystkie starały się być uległe, a ta się stawiała. I to najwyraźniej na niego działało.

Po godzinie Zoe wstała od stołu i poszła w stronę toalety. Odczekał parę sekund i podążył jej śladem. Wślizgnął się do damskiej toalety, kładąc palec na ustach na widok przerażonej jego wejściem starszawej matrony, która nakładała sobie przed lustrem koralową szminkę.

– Chcę zaskoczyć moją dziewczynę – wyszeptał i udawał, że przyklęka na jedno kolano w geście oświadczyn. Twarz kobiety dorównała kolorowi jej szminki, gdy kiwnęła ze zrozumieniem głową i pospiesznie wyszła na zewnątrz.

Był sam z Zoe.

Usłyszał dźwięk spuszczanej wody i odsunął się w kąt pomieszczenia, tak by nie mogła go zobaczyć, wychodząc z kabiny. Patrzył, jak podchodzi do zlewu i myje ręce. Przez chwilę przyglądał się jej szczupłej figurze. Miała nawet, musiał przyznać, pewne krągłości, kształtne pośladki i długie, smukłe nogi. Cichym ruchem podszedł i stanął za nią.

Zoe podniosła wzrok i otworzyła szeroko oczy, widząc Aarona w lustrze.

– Witaj, Zoe.

Opanowała się. Obróciła się bokiem i wsunęła dłonie pod suszarkę.

– To damska toaleta – zauważyła.

– Wiem.

– Co tu robisz?

Zrobił krok w jej stronę i ucieszył się, widząc, jak jej oczy otwierają się jeszcze szerzej z przerażenia.

– A jak myślisz? Chcę mój telefon.

Skrzyżowała ręce na piersi.

– Wybacz. Musisz poczekać na koniec wesela.

– Nie wydaje mi się.

Otworzyła usta, a Bryant zobaczył w jej oczach nie tyle strach, co… ekscytację. Sam też ją czuł. Dziewczyna nie była w jego typie, a jednak w tym momencie czuł, że jej pożąda.

– A jak niby – zapytała nieco przyciszonym głosem – myślisz, że go dostaniesz?

– Dość łatwo. – Zrobił krok w jej stronę i przyparł ją do zlewu. Odruchowo pochyliła ku niemu głowę. Nie ruszała się, nawet nie próbowała uciekać. Zastanawiała się, czy Aaron faktycznie się ośmieli. A może chciała, żeby to zrobił?

Jego wzrok napotkał jej oczy, coś zaczęło pulsować i iskrzyć między nimi. Aaron powolnym ruchem sięgnął ręką pod gorset sukni. Jego palce dotykały teraz jej piersi. Zoe westchnęła. Aaron uśmiechnął się, pomimo pożądania, które go teraz przepełniało.

– Dość ciasno dopasowana – zauważył.

– Owszem.

Czubkami palców mógł dotknąć telefonu, ale nie miał szans go wyjąć. Nie bez całkowitego rozpięcia sukienki…

– Jesteś oburzający – wyszeptała Zoe. Aaron zachichotał.

– Nie ja to zacząłem, słonko.

– Ty, kiedy zacząłeś esemesować.

Przesuwał palcami po bokach jej piersi, próbując dostać się do telefonu. Zobaczył, jak źrenice Zoe rozszerzają się z podniecenia. Wsunął rękę głębiej.

– Nie dostaniesz go – powiedziała Zoe, dysząc ciężko.

– Dostanę.

– Wątpię – odpowiedziała.

Jego palce musnęły telefon, po czym, ku irytacji Aarona, urządzenie zsunęło się w dół po brzuchu Zoe.

Ręce Bryanta zamarły.

– Nawet się nie waż – wyszeptała Zoe wyraźnie bardziej zdenerwowanym tonem. Aaron uśmiechnął się.

– Wydawało mi się, że cała ta zabawa na tym polega, nieprawdaż?

Wyjął dłoń spod jej sukni, muskając po drodze miękkie, małe piersi.

– Nie zrobisz tego – powiedziała.

– Chcesz się założyć?

I, wciąż na nią patrząc, wsunął dłoń pod fałd sukni, który uniósł w górę. Zoe stała cała skamieniała, nie mogąc uwierzyć, że Aaron Bryant ośmielił się to zrobić. Całe jej ciało płonęło. Była bezbronna, a jednocześnie… zauroczona tym aroganckim typem. Tak bardzo, że nawet nie drgnęła, gdy jego dłoń sunęła już pod suknią w górę uda, a ciepłe palce prześlizgiwały się po nagiej skórze. Czuła straszliwe podniecenie i wiedziała, że i on je czuje. Jego ręka posunęła się tymczasem wyżej, dotykając biodra, zanim w końcu znalazł telefon i pociągnął go w dół. Nie opierała się.

– Nie wierzę, że to robisz – powiedziała, próbując się uśmiechnąć.

– Uwierz – wyszeptał, wsuwając dłoń wraz z telefonem niżej, do miejsca złączenia jej ud. Dyszała ciężko, gdy przycisnął do niej rękę, z zimnym urządzeniem przytkniętym do jej rozpalonego ciała. Wstrząsnął nią dreszcz i by nie upaść, musiała się oprzeć o zlew.

– Jesteś… niemożliwy – powiedziała.

– Dziękuję – powiedział, po czym nagłym ruchem wyciągnął dłoń wraz z komórką spod jej spódnicy. – Dzięki za telefon – dodał tonem wyjaśnienia. I już go nie było.

Wyszedł z toalety, ale całe jego ciało płonęło z niezaspokojonej żądzy. Nie spodziewał się niczego takiego. Przecież ta chuda, irytująca kobieta nie była w ogóle w jego guście. Teraz trudno mu będzie skupić się na pracy. No, ale musi to zrobić. Przeklinając pod nosem, znalazł niewielką wnękę w sali balowej, gdzie sprawdził połączenia i wiadomości. Tak jak myślał, rynek europejski się walił, a inwestorzy panikowali, wyprzedając akcje firmy na prawo i lewo. Spędził trzydzieści minut, dzwoniąc do różnych osób, po czym wsunął telefon do kieszeni. Zastanawiał się, jak wiele stracił przez tych parę godzin. Nie mógł tego teraz oszacować, ale na pewno nie były to małe sumy.

Wrócił na przyjęcie i zauważył, że wszystko dobiegało już powoli końca. Chase i Millie, przebrani, szykowali się do wyjazdu na lotnisko, skąd mieli się udać na tygodniowy pobyt na jednej z wysp na Karaibach, której znaczna część była w rękach Bryantów. Zoe stała obok siostry, uśmiechając się do niej, lecz Aaron łatwo zauważył w jej spojrzeniu smutek.

Poczekał, aż Chase i Millie wyjdą, a reszta gości zacznie się zbierać. Pożegnał się z Lukiem i Aurelią, zmuszając się do paru minut pogawędki, po czym ruszył szukać Zoe. Stała obok ich stolika, wyjmując bezwiednym ruchem z bukietu confetti. Włosy spływały jej na ramiona, a ciało miała gibkie i smukłe i Aaron przypomniał sobie, jak jedwabista i ciepła była jej skóra w dotyku, jak bezbronne ciało poddawało się jego woli.

– Czego teraz chcesz? – spytała, gdy stanął przed nią.

– Ciebie – powiedział wprost.

– Co? – zdumiała się.

– Limuzyna czeka na zewnątrz.

Patrzyła na niego niedowierzająco i Aaron zastanawiał się, czy odmówi. Wtedy, w toalecie, czuł, że go pragnie, podobnie jak on pragnął jej. Ale co zrobi teraz?

Zoe bez słowa cisnęła bukiet na stół.

– Chodźmy – powiedziała, a Aaron, z uśmiechem tryumfu, wyprowadził ją z sali balowej.

ROZDZIAŁ DRUGI

Nie robiła takich rzeczy; jednorazowe numery z przygodnie poznanymi mężczyznami nie były w jej stylu. To było szalone. Zwariowałam, pomyślała, gdy podążała za Aaronem na ciepłe letnie powietrze i dalej, do luksusowego, wykładanego skórą wnętrza limuzyny.

Dlaczego się zgodziła? Przecież go nie lubiła, uznała za aroganta. Musiała jednak przyznać, że pociągał ją niesamowicie, nieodparcie. Poza tym powiedziała sobie, że fakt, że za nim nie przepada, sprawiał, że przynajmniej emocjonalnie jest bezpieczna. Nie zakocha się w Aaronie Bryancie.

– Dokąd jedziemy? – zapytała, gdy limuzyna ruszyła.

– Do mnie.

Poczuła coś w rodzaju strachu. Mogła udawać brawurową, niczym się nieprzejmującą dziewczynę, ale w relacjach damsko-męskich była zdecydowanie konserwatywna. W wyniku czego jej związki się rozpadały.

– Zdenerwowana? – zapytał Aaron, a Zoe wzruszyła ramionami.

– Nie uwierzysz, ale nieczęsto udaję się z kimś ledwie znajomym do jego mieszkania. Nie zachowałeś się wprawdzie wobec mnie jak dotąd zbyt rycersko, ale, biorąc pod uwagę, że jesteś bratem Chase’a, choć trudno w to doprawdy uwierzyć, zakładam, że nie możesz być totalnym psychopatą.

– Dlaczego trudno uwierzyć, że jestem bratem Chase’a? – spytał, starając się spojrzeć jej w oczy.

Wzruszyła ramionami.

– Bo on jest miły…

– Rozumiem – odpowiedział. Nie wydawał się obrażony, raczej rozbawiony.

Limuzyna zatrzymała sie przed luksusowym apartamentowcem na West End Avenue, a mieszkanie Aarona okazało się penthouse’em. Drzwi windy otwierały się wprost na salon i Zoe wkroczyła do świątyni współczesnego designu z oknami od podłogi do sufitu, które wychodziły z trzech stron na miasto i rzekę Hudson.

– Ładnie tu u ciebie – stwierdziła, oglądając czarne skórzane sofy, stolik kawowy ze szkła i chromu, współczesną rzeźbę i biały, sztuczny futrzany dywan. Kuchnia w granicie i marmurze otwierała się na jadalnię z hebanowym stołem i krzesłami dla dwunastu osób. Wszystko nieskazitelne, ale zarazem puste, jałowe. Mieszkanie nie miało duszy, tak jak i jego właściciel.

Podeszła do okna wychodzącego na Hudson, atramentowoczarną rzekę lśniącą teraz od świateł. Poczuła, jak Aaron podchodzi do niej od tyłu, a potem drgnęła, gdy odsunął jej włosy i przesunął ustami po nagiej szyi. Jego dłonie zacisnęły się na jej biodrach, po czym powoli przeniosły się w górę, okalając jej piersi. Zoe znów drgnęła, a potem się odsunęła.

– Nie wiem, jaką opinię sobie o mnie wyrobiłeś, ale oprócz seksu lubię czasem porozmawiać – starała się mówić lekko, w głębi jednak czuła drżenie. Miała wielu chłopaków, ale nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się, by prosto z imprezy pojechać do kogoś do domu.

– Porozmawiać? – powtórzył Aaron zakłopotany. – A o czym chcesz rozmawiać? O ostatnim filmie? O pogodzie?

– Myślę, że stać cię na więcej – powiedziała cierpko. – A właściwie to… chcę porozmawiać o jedzeniu.

Aaron spojrzał na nią zdumiony.

– Jedzeniu?

– Jestem głodna. Umieram z głodu. Nigdy nie jadam na przyjęciach.

Patrzył na nią, jakby mówiła po chińsku.

– Nie mam tu nic do jedzenia – powiedział po chwili. – Zawsze zamawiam coś i dowożą.

– Cudownie. Możemy coś zamówić.

Wciąż wyglądał na zakłopotanego.

– A co byś chciała?

– California roll – rzuciła pierwszą nazwę, która przyszła jej do głowy, choć nie bardzo wiedziała, co to takiego.

– Dobrze. Mam w telefonie jedną japońską restaurację – powiedział, wyciągając z kieszeni komórkę.

Zoe uśmiechnęła się na jej widok.

Ta kobieta doprowadzała go do szału. Na wiele sposobów. Ręce świerzbiły go, by zacząć ją rozbierać, ale ona nalegała, by zamówili sushi, jakby byli parą, która chce spędzić wieczór w domu. Niemal spytał, czy nie chce wypożyczyć DVD, ale potem postanowił nie ryzykować. Mogłaby się zgodzić i co wtedy? Kobiety, które znał, nie zachowywały się tak jak Zoe Parker, co nasuwało pytanie, czemu przywiózł ją tutaj. Był przyzwyczajony do kobiet, które robiły to, co im kazał. A jednak dla tej zamawiał właśnie sushi.

– Jedzenie będzie za piętnaście minut – powiedział, złożywszy zamówienie przez telefon.

Zalotny, koci uśmiech zaigrał na jej wargach.

– Co więc będziemy robić w tym czasie? – zapytała.

– Nie mam pojęcia – odpowiedział niepewnym głosem. Takiego scenariusza jeszcze nie przerabiał.

– To nic, ja mam mnóstwo pomysłów. – Podeszła do sofy i położyła się na niej, wyciągając przed siebie długie, smukłe nogi, a ręce kładąc za głową. – Możemy porozmawiać o tym, czemu mieszkasz w tak okropnym apartamencie.

– Okropnym? – powtórzył z niedowierzaniem.

– W kostnicach bywa przytulniej. Albo możemy pogadać też o tym, dlaczego nie dogadujesz się z nikim ze swojej rodziny. Albo dlaczego jesteś tak opętany pracą?

– Albo – warknął – możemy się oboje zamknąć i zabrać za to, po co tu przyszliśmy.

– No, takiego podrywu jeszcze nie słyszałam! Urocze, doprawdy. Sprawia, że chce mi się natychmiast zdjąć majtki.

Poczuł, jak wzbiera w nim furia. Podszedł do niej krok bliżej.

– Parę godzin temu topniałaś u moich stóp. Wątpię, żebyśmy mieli teraz problem z rozebraniem ciebie, złotko.

Jej oczy zalśniły srebrzyście.

– Naprawdę, jesteś najbardziej zadufanym w sobie mężczyzną, jakiego spotkałam. Dziwię się, że w tym pomieszczeniu jest miejsce dla ciebie, mnie i jeszcze twojego ego.

Patrzył na nią, nie mogąc uwierzyć, że słyszy to, co słyszy. Nikt tak do niego wcześniej nie mówił. Nikt. Zoe uśmiechnęła się cukierkowo.

– Przypuszczam, że nikt się dotąd nie odważył tak do ciebie mówić? – powiedziała i nie czekając na odpowiedź, kontynuowała: – Myślę, że Millie i Chase będą razem szczęśliwi. A ty? – Jej oczy tańczyły niewinnie, gdy to mówiła i Aaron aż zacisnął zęby. Tak jakby przyszli tu, by rozmawiać o weselach, ślubach i szczęśliwych parach.

– Ja póki co ślubu nie planuję – odpowiedział.

– Co za niespodzianka! – rzuciła drwiąco.

Był teraz na siebie zły. Nie powinien był zamawiać tego cholernego sushi. Nie powinien robić żadnej z tych rzeczy, które tego wieczoru zrobił, choć ich nie planował. W momencie, w którym Zoe wysunęła się z jego ramion i przestała grać na jego zasadach, powinien pokazać jej drzwi. Dlaczego więc tego nie zrobił? Bo zbyt bardzo jej pragnął?

– Myślę – powiedział tajemniczym tonem, robiąc kolejny krok w jej stronę – że możemy lepiej zagospodarować czas oczekiwania. Z satysfakcją dostrzegł w jej oczach zaniepokojenie.

– To znaczy? – spytała, krzyżując nogi.

– Przetrzymywanie przez ciebie mojego telefonu – zaczął tłumaczyć, jednocześnie poluzowując węzeł ascota – naraziło mnie na niemałe straty. Jesteś mi zatem poniekąd dłużna.

Uniosła brwi, jak gdyby źle go zrozumiała.

– Dłużna?

– Właśnie. – Rozpiął górne guziki koszuli. – I mam parę pomysłów, jak możesz odkupić swoją winę.

Spojrzał na nią i zobaczył, że pierś dziewczyny szybko unosi się i opada. Wiedział, że na nią działa. Tak jak ona na niego…

Zabzyczał interkom i napięcie, które między nimi narastało, na moment opadło. Aaron podszedł do domofonu i wpuścił dostawcę. Zoe wstała z sofy i zaczęła przechadzać się po salonie, spoglądając na nieliczne zdobiące ściany obrazy.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Aaron otworzył, odebrał jedzenie i rozliczył się z dostawcą. Poszedł następnie do kuchni, zdjął z półek talerze, kieliszki i butelkę wina i zabrał do salonu. Położył wszystko na stoliku do kawy, a sam wyciągnął się obok na dywanie. Nigdy wcześniej czegoś podobnego nie robił. Zapoznawał się z kobietami w jednym konkretnym celu. A teraz… Zoe usiadła obok niego.

– Czego spróbujemy najpierw? – spytała.

– Proponuję futomaki.

– Czyli?

– Ogórek, pędy bambusa i tuńczyk.

Aaron podał jej kawałek, sam również wziął jeden. Potem otworzył wino i nalał im po kieliszku.

– Twoje zdrowie! – powiedział.

– I twoje! – Upiła łyk wina i zjadła maleńki kawałek sushi.

– I co?

– Jest w porządku, ale… mocno jedzie tuńczykiem.

Zaśmiał się.

– Nie lubisz ryb?

– Niezbyt.

Aaron ponownie spojrzał na nią zdumiony.

– Przecież sama chciałaś sushi? California roll… Nic z tego nie rozumiem – przyznał.

Uśmiechnęła się.

– Widzisz… – zaczęła po chwili. – Wydaje mi się, że nie czujesz się przy mnie najlepiej.

– Jak to?

– No, wszystkie kobiety, które tu przychodzą, chcą tylko jednego. Dostają to, ubierają się i wychodzą. Zapewne nie piją przy tym wina i nie jedzą sushi. Przepraszam, że nie podążyłam ich śladem i sprawiłam ci trochę kłopotu.

– Potrafię być elastyczny – zapewnił. – Spróbuj tej – dodał, podając kolejną porcję sushi. Zoe patrzyła na nią z lekkim obrzydzeniem.

– Co to?

– Narezushi. Ryba w occie, marynowana przynajmniej sześć miesięcy.

– Żartujesz.

– Ależ skąd!

Przyjrzała się podanemu jej przez Aarona kawałkowi, ale w końcu odsunęła go.

Bezczelna, pomyślał. W co ona gra? Czas przejąć stery, zdecydował. Wkurzała go, wiedziała to. Przez nią był zły. Szkoda, ponieważ chwilę temu sprawy miały się całkiem dobrze. Aaron wydawał się niemal… normalny. No i lubiła z nim grać w kotka i myszkę. Właściwie to musiała to robić, ponieważ intensywność żądzy, którą w niej wzbudził, przerażała ją. Nie chciała więcej uniesień. Drażnienie go nieco to rozładowywało. Tyle że teraz powietrze aż zgęstniało od napięcia i pożądania. Zobaczyła, jak oczy Aarona ciemnieją, gdy odstawia talerz i kieliszek na bok i zebrała się w sobie, wiedząc, że ten niewinny przerywnik dobiega końca. Aaron Bryant był gotowy, by przejść do rzeczy. Napotkała jego spojrzenie, zdeterminowana, by pozostać nieodgadnioną, nie ujawniać mu, jak na nią działa. Jak wielką ma nad nią władzę.

– Koniec przyjęcia?

– Nie powiedziałbym. – Wyciągnął dłoń i złapał ją za nadgarstek, przyciągając nieubłaganie do siebie. Zoe nie opierała się. Nie była w stanie. Był dla niej zbyt pociągający. – Myślę, że to dopiero początek.