9,99 zł
Amerykanka Emma Leighton opiekuje się willą na Sycylii. Pewnego wieczoru niezapowiedzianie przyjeżdża właściciel Larenzo Cavelli. Wieczór kończą w jego sypialni, a rano zjawia się policja i aresztuje Larenza pod zarzutem przestępstw i związków z mafią. To oznacza, że resztę życia spędzi w więzieniu. Zszokowana Emma wraca do Stanów. Jednak po dwóch latach Larenzo staje w drzwiach jej domu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 154
Tłumaczenie:
Trzaśnięcie drzwi samochodu przerwało wieczorną ciszę. Emma Leighton odłożyła na bok książkę. Nie spodziewała się dziś niczyjej wizyty. Larenzo pojechał w interesach do Rzymu, a poza nim do położonej wysoko w górach willi nikt tu nie zaglądał. Jej pracodawca cenił sobie prywatność.
Słuchając kroków na wysypanej kamykami ścieżce, w napięciu oczekiwała dzwonka. Willa była wyposażona w system alarmowy z kodem, który znali tylko Larenzo i ona. Drzwi były, rzecz jasna, zamknięte. Larenzo zawsze zwracał jej na to uwagę.
Po chwili dosłyszała szmer otwieranych drzwi i ktoś wstukał kod. Rozległ się sygnał potwierdzający wyłączenie alarmu. Emma bezszelestnie wstała z fotela i przezornie stanęła za wysokim oparciem. Larenzo nigdy nie przyjeżdżał bez uprzedzenia. Zawsze pisał lub dzwonił, a ona wiedziała, że musi przygotować świeżą pościel, włączyć ogrzewanie w basenie i uzupełnić zapasy w lodówce. Ale jeśli to nie było Larenzo, to kto w takim razie…
Odgłos zbliżających się kroków rozbrzmiewał w korytarzu. Emma zacisnęła palce na oparciu fotela. Na ścianie zatańczył cień. Wreszcie w progu pokoju stanął postawny mężczyzna.
– Larenzo! – Emma przycisnęła dłoń do serca i odetchnęła z ulgą. – Nie wiedziałam, że dziś wracasz.
– Ja też nie – powiedział i zrobił kilka kroków w jej stronę, stając na środku salonu.
Gdy ujrzała jego twarz, na którą padał jasny blask żyrandola, przeraziła się nie na żarty. Poszarzała cera i cienie pod oczami zdradzały brak snu. Kruczoczarne włosy miał potargane. On, który tak ogromną wagę przykładał do perfekcyjnego wyglądu. Pognieciona marynarka dopełniała obrazka, który wcale, a wcale jej się nie spodobał.
– Dobrze się czujesz?
Uśmiechnął się smutno.
– Dlaczego pytasz?
– Wyglądasz na… wyczerpanego – powiedziała ostrożnie. Nie mogła sobie przypomnieć, by przez te dziewięć miesięcy, odkąd prowadziła mu dom, choć raz widziała go w takim stanie. I nawet nie chodziło o zmęczenie. Larenzo wyglądał, jakby ktoś lub coś odebrało mu chęć życia i energię, którą zwykł emanować.
– Nie jesteś czasem chory? – zapytała. – Może przynieść ci coś z apteczki?
– Nie – zaprzeczył i roześmiał się nerwowo, przesuwając dłonią po włosach. – Chyba nie wyglądam najlepiej.
– Delikatnie mówiąc – zgodziła się Emma.
– Dzięki za szczerość.
– Przepraszam.
– W porządku. – Machnął ręką. – Nie znoszę kłamstw. – Nieprzyjemny ton, jakim wypowiedział ostatnie zdanie, przykuł jej uwagę.
Ruszył do barku, który znajdował się w rogu salonu. Nalał sobie podwójną whisky. Potem wychylił szklaneczkę jednym haustem. Stał odwrócony do niej plecami i widziała, jak ciężko oddycha, wsparty rękami o barek. Larenzo był atrakcyjnym mężczyzną. Postawnym, o figurze typowej dla pływaków, z szerokim barkami i wąskimi biodrami.
Emma podziwiała go tak, jak podziwia się rzeźbę Dawida. Poza tym nie robiła sobie większych nadziei. Larenzo Cavelli to zdecydowanie nie była jej liga. A gdyby wierzyć prasie plotkarskiej, miał co tydzień inną kobietę i na pewno nie szukał ich wśród służby domowej.
– Myślałam, że wrócisz pod koniec miesiąca – powiedziała.
– Zmiana planów. – Wyjął korek z karafki i uzupełnił szklankę.
Nie zapytała, o jaką zmianę planów chodziło. Mimo że traktował ją po przyjacielsku, był przecież jej szefem. Na dobrą sprawę widzieli się dotąd trzy, może cztery razy. Larenzo przyjeżdżał na kilka dni, żeby odpocząć. Na co dzień mieszkał w Rzymie, gdzie miał apartament i biuro. Często też podróżował, reprezentując firmę Cavelli Enterprises, której był prezesem.
– Na długo zostajesz?
Opróżnił szklankę kolejnym haustem.
– Raczej nie.
Zastanawiała się, co mu dolega. Może miał jakieś problemy zawodowe albo rzuciła go kochanka?
– W sypialni masz wszystko przygotowane. Pójdę jeszcze włączyć ogrzewanie w basenie.
– Nie trzeba – odpowiedział i odstawił pustą szklankę na blat.
– To żaden kłopot – zapewniła Emma.
– Dobrze. Może wykąpię się ten ostatni raz.
Słowa te brzmiały w jej uszach, gdy poszła na tył willi, przemierzając ciche, pogrążone w mroku pokoje. Wyszła na kamienny taras, z którego roztaczał się widok na góry. Poniżej znajdował się basen w kształcie kropli wody.
Ostatni raz. Miał zamiar wyjechać czy może sprzedać willę? Emma odetchnęła chłodnym powietrzem i popatrzyła na góry Nebrodi, których wierzchołki zlewały się z czarnym niebem. Willa Larenza leżała prawie na odludziu. Do najbliższego miasteczka było kilkanaście mil. W dzień Emma mogłaby dostrzec w oddali czerwone dachy Troiny. Jeździła tam w tygodniu na zakupy i spotkać się ze znajomymi.
Jeśli Larenzo sprzeda willę, będzie tęskniła za życiem tutaj. Być może za kilka miesięcy i tak pomyślałaby o zmianie otoczenia, ale teraz dałaby wszystko, by zostać tu jak najdłużej.
Ale może Larenzo miał tylko na myśli ostatni raz przed powrotem do Rzymu? Włączyła ogrzewanie basenu.
Gdy się odwróciła, wyrósł nagle przed nią wysoki cień i Emma wystraszyła się po raz drugi tego wieczora. Musiała chyba zachwiać się lub potknąć, bo Larenzo złapał ją pod łokcie i przytrzymał.
Stali tak przez chwilę i Emma czuła ciepło jego rąk przenikające cienki materiał bluzki. Serce biło jej mocniej niż zwykle. Poza standardowym uściskiem dłoni, szef nigdy jeszcze jej nie dotknął.
Jakoś zdołała wybudzić się z obezwładniającego letargu i zrobiła krok w lewo, chcąc go wyminąć. Wtedy on zrobił krok w prawo. W końcu odsunął się na bok.
– Scusi.
– To moja wina – mruknęła i prześlizgnęła się obok. Serce wciąż waliło jej jak szalone. Pędem dotarła do kuchni i zapaliła światła. Uspokoiła się trochę. W jasnym świetle wszystko wyglądało zdecydowanie mniej dwuznacznie.
Odwróciła się, słysząc, że przyszedł za nią do kuchni.
– Zrobić ci coś do jedzenia?
Popatrzył na nią z taką miną, jakby chciał podziękować, ale potem zmienił zdanie.
– Chętnie. Pójdę się przebrać w tym czasie.
Obserwowała go jeszcze przez chwilę. Ten brak energii dawał jej do myślenia. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Nawet omawiając tak błahe sprawy, jak konieczne naprawy czy obsługę basenu, Larenzo umiał przykuć uwagę. Był nie tylko przystojny, ale też miał charyzmę. W normalnych warunkach Emma była uodporniona na jego urok, ale teraz coś się zmieniło, a w niej zakiełkowała chęć pocieszenia go.
Zafrasowana otworzyła lodówkę i przejrzała skromne zapasy. Przed przyjazdem Larenza zawsze robiła duże zakupy. Teraz lodówka świeciła pustkami. Do dyspozycji miała sześć jaj, kilka plastrów boczku i kawałek parmezanu. Wystarczy na omlet.
Wykładała jedzenie na talerz, gdy Larenzo znów pojawił się w kuchni, ubrany w sprane dżinsy i szarą bawełnianą koszulkę. Wilgotne włosy przeczesał tylko palcami.
Widywała go już wcześniej w strojach mniej formalnych, ale dziś serce podskoczyło jej niespokojnie na jego widok.
– Przepraszam, jest tylko omlet. Jutro pójdę zrobić większe zakupy.
– To nie będzie konieczne.
– Ale…
– Nie zjesz ze mną? – zapytał, patrząc na jeden talerz, który Emma postawiła na stole.
W ciągu tych kilku razy, kiedy bywał w willi, nigdy jej o to nie poprosił. Zwykle przynosiła mu jedzenie na taras, a sama jadła w kuchni zatopiona w lekturze którejś z książek o fotografii. Pomysł wspólnego posiłku na tarasie wydał jej się co najmniej ryzykowny.
– Już jadłam – skłamała.
– To chociaż nalej sobie wina. Nie chcę być teraz sam.
Czy to było polecenie?
– Dobrze – zgodziła się i wyjęła z szafki dwa kieliszki. Larenzo wybierał butelkę czerwonego wina. Gdy zabrał swój talerz, Emma wróciła jeszcze na chwilę do salonu po sweter. Wychodząc na taras, włożyła ręce w rękawy i otuliła się szczelnie. Było chłodnawo.
Zza chmur wyjrzał księżyc i można było dostrzec najwyższy szczyt pasma Nebrodi, Monte Soro. Larenzo już siedział przy stole koło basenu, ale wstał na jej widok i rozlał wino do kieliszków.
– Jak elegancko – powiedziała rozbawiona, odbierając od niego kieliszek.
– Prawda? – odrzekł Larenzo. – Cóż, cieszmy się tym, dopóki możemy. – Uniósł kieliszek i Emma dołączyła do toastu.
Wino miało aksamitny smak i z pewnością było drogie. Emma upiła spory łyk i odstawiła kieliszek.
– Na pewno wszystko w porządku?
– O tyle, o ile – zagadkowo odpowiedział Larenzo.
– To znaczy…?
Odstawił kieliszek i wyciągnął przed siebie nogi, nie patrząc na nią.
– Naprawdę nie mam ochoty mówić o sobie. Nie dzisiaj. Najbardziej na świecie chciałbym o tym wszystkim zapomnieć.
O czym zapomnieć?
– Pracujesz u mnie już prawie rok, a ja prawie nic o tobie nie wiem – dodał.
Spojrzała na niego zbita z tropu.
– Będziemy rozmawiać o mnie?
– Czemu nie?
– Obawiam się, że nie będę ciekawym tematem rozmów.
Uśmiechnął się tylko.
– Pozwól, że ja to ocenię.
Emma westchnęła. Wieczór robił się co najmniej surrealistyczny.
– Co chcesz wiedzieć?
– Gdzie się wychowywałaś?
Nieszkodliwe pytanie, pomyślała z ulgą.
– Tata był dyplomatą, więc w sumie to w wielu miejscach.
– A tak, pamiętam to z twojego podania o pracę.
Pierwszy raz spotkali się w Rzymie. Była wtedy pokojówką w hotelu. Jedna z wielu, wielu prac, jakich się podejmowała, podróżując po świecie, zwiedzając i robiąc zdjęcia.
– I nie jest ci tutaj smutno na takim odludziu? – zapytał, podnosząc kieliszek do ust.
– Przyzwyczaiłam się. ‒ Wzruszyła ramionami.
Lubiła swoje życie. Żadnych więzów, żadnych obowiązków, żadnych rozczarowań. Samotność była niewielką ceną za tyle swobody.
– Mimo wszystko…
– Tobie też się tu musi podobać. Inaczej nie kupiłbyś tego domu.
– Ja to co innego. Nie mieszkam tu przez cały czas.
– Jestem zadowolona i lubię moją pracę – dodała na wszelki wypadek.
– Zaprzyjaźniłaś się z kimś z okolicy?
– Znam kilka osób w Troinie.
– To już coś. A co porabiasz w wolnym czasie, kiedy mnie nie ma?
Emma znowu wzruszyła ramionami.
– Spaceruję, pływam, czytam. Nic nadzwyczajnego.
– Tak – odpowiedział i zatopił poważne spojrzenie w zalesionych zboczach gór. Miała wrażenie, że myślami jest bardzo daleko. Co więcej, myśli te musiały mu sprawiać ból.
– Ale chyba nie chciałabyś tu zostać na stałe, mam rację?
– Chcesz się mnie pozbyć? – zapytała. To miał być żart, ale Larenzo potraktował jej pytanie zupełnie poważnie.
– Nie, skąd. Ale gdyby coś się wydarzyło…
Umilkł znowu, zawieszając spojrzenie gdzieś w oddali.
– Myślisz o sprzedaży domu?
– Nie, nie o sprzedaży.
– Czy powinnam zacząć szukać nowej pracy?
Popatrzył na nią.
– Cokolwiek się stanie, dopilnuję, żebyś dostała dobre referencje.
– Co miałoby się stać?
– Wkrótce się dowiesz. – Kiwnął głową w stronę basenu. – Popływamy?
Emma zerknęła na basen, w którym odbijało się światło księżyca.
– Dla mnie za zimno – powiedziała.
– A dla mnie nie – powiedział z nagłym animuszem i zdjął koszulkę, po czym zsunął spodnie, zostając w samych bokserkach.
Ciszę przerwał głośny plusk i po chwili Larenzo wynurzył się po drugiej stronie basenu.
– Chodź – zawołał – jest cudownie!
Emma pokręciła głową.
– Dopiero co włączyłam ogrzewanie. Woda musi być lodowata.
– Och, proszę! – Uniósł brew i uśmiechnął się tak uroczo, że roześmiała się.
Jej zaciekawione spojrzenie błądziło po umięśnionym torsie Larenza. Ramiona miał oparte o brzeg basenu, a pod opaloną skórą, na której połyskiwały mieniące się w blasku księżyca krople wody, prężyły się muskuły.
Ona w basenie z szefem? Miała wrażenie, że to wszystko jej się śni.
– No wskakuj! Chyba się nie boisz? – drażnił się z nią.
– Naprawdę mam wejść do basenu?
– Chcę z kimś popływać.
Zaczerwieniła się. Nigdy przedtem szef nie okazywał jej swojego zainteresowania. W każdym razie nie takiego zainteresowania. Wino pite małymi łyczkami zaczynało szumieć jej w głowie. Cóż, kto nie ryzykuje…
Wstała z fotela i zsunęła sweter z ramion i klapki ze stóp. Tak jak stała, w ubraniu zanurkowała w basenie. Wypłynęła na powierzchnię, łapiąc powietrze. Woda była naprawdę lodowata.
– Nie sądziłem, że się odważysz – powiedział, ledwie tłumiąc śmiech.
– W takim razie źle sądziłeś.
Powoli płynęła w stronę brzegu basenu, czując, jak mokre ubranie hamuje jej ruchy.
Larenzo objął ją w pasie i podsadził do góry.
Wspięła się niezdarnie na kolana i wstała, drżąc z zimna. Larenzo wyszedł z basenu i podszedł do podgrzewanej szafy, skąd wyjął kilka ręczników.
– Masz, okryj się.
– Muszę się przebrać – powiedziała, szczękając zębami. Popatrzyła w dół. Mokra bluzka oblepiała jej ciało. Spod niej prześwitywał kolorowy stanik w kwiatowe wzory. Szybko przycisnęła do siebie ręcznik.
Larenzo chyba niczego nie zauważył, ale dwuznaczny uśmiech nie schodził mu z ust.
Wróciła do stołu i usiadła na brzegu fotela z ręcznikiem wciąż przyciśniętym do piersi.
– Powinnam już iść spać.
– Zostań jeszcze, proszę! – Larenzo zarzucił sobie ręcznik na plecy i nalał im wina. Emma popatrzyła na pełny kieliszek, potem na nagi tors Larenza i poczuła się tak, jakby za chwilę miała wykonać skok z bardzo wysokiej trampoliny.
– Zimno mi – zaczęła, ale Larenzo skinął w stronę szafki.
– Zrzuć te mokre ciuchy i weź sobie płaszcz kąpielowy. Nie chcę, żebyś się przeziębiła.
Dlaczego tak bardzo protestowała? Wieczorna pogawędka z oszałamiająco przystojnym mężczyzną nie była przecież niczym strasznym.
Stanęła za otwartymi drzwiami, które posłużyły za parawan, i ściągnęła z siebie mokre ubranie. Płaszcz był z grubego frotte, miał długie rękawy, w których zniknęły jej ręce, i był tak długi, że ciągnął się po ziemi, gdy wróciła do stołu. Ale przynajmniej było jej znowu ciepło. Szczerze wątpiła, by w tym stroju i z mokrymi strąkami zamiast włosów, mogła nakłonić Larenza do czegoś więcej niż kurtuazyjna rozmowa.
– Które z miast najbardziej ci się podobało, jak byłaś mała? – zapytał, gdy wreszcie usiadła otulona płaszczem kąpielowym i wzięła do ręki kieliszek.
Dobrze, że prowadził rozmowę, przynajmniej mogła się skupić na czymś innym niż jego nagi tors. Dlaczego to akurat zwracało jej uwagę? Przecież widziała go już parę razy w kąpielówkach i nie robiło to na niej większego wrażenia. Może to przez niespodziewany przyjazd, gwiaździstą noc albo wino?
– Niech pomyślę… Chyba Kraków. Mieszkaliśmy tam, kiedy miałam dziesięć lat. Cudowne miasto.
Dwa lata w Krakowie były ostatnimi, które Emma spędziła razem z obojgiem rodziców. Potem matka zdecydowała się zostawić ojca. Ale o tym Emma nie miała ochoty nawet myśleć, a tym bardziej rozmawiać.
– A ty gdzie się wychowywałeś?
Larenzo zamyślony przyglądał się zawartości kieliszka. Przez chwilę wydawało jej się, że twarz przeszyło przykre wspomnienie.
– W Palermo.
– Ach, to stąd willa na Sycylii?
– Tak, można powiedzieć, że to mój dom.
– Ale przecież większość czasu spędzasz i tak w Rzymie.
– Cavelli Enterprises ma tam siedzibę. W każdym razie, postanowiłem wynieść się w góry. Nigdy nie przepadałem za Palermo.
– Dlaczego?
– Za dużo złych wspomnień.
Jak wiele jeszcze sekretów przed nią ukrywał?
Larenzo odwrócił wzrok od zalesionych szczytów skąpanych w blasku księżyca i rozejrzał się po tarasie.
– Będzie mi tego brakowało – powiedział tak cicho, że Emmie prawie umknęły jego słowa.
– Chcesz wyjechać z Sycylii? – zapytała, ale odpowiedź pojawiła się dopiero po dłuższej chwili.
– Wyjechać? Nie – powiedział, po czym potrząsnął głowę, jakby chcąc ocknąć się z przygnębienia. – Dziękuję ci, Emmo. Za kolację i towarzystwo. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
– Jeśli mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić…
Ku jej zaskoczeniu, Larenzo wstał i pogłaskał ją po policzku.
– Bellissima – wyszeptał, a słowo to zabrzmiało jak najczulsza pieszczota.
Emma poczuła, jak topnieje jej serce.
– Nie – powiedział i cofnął dłoń. – Zrobiłaś wystarczająco dużo. Dziękuję.
Potem wziął ze stołu talerz i zniknął w drzwiach prowadzących do kuchni, zostawiając ją samą. Siedziała bez ruchu jeszcze kilka minut, zastanawiając się, jak mogłaby mu pomóc, ale przecież nawet nie znała przyczyny jego smutku. Zresztą może wcale nie spodobałoby mu się jej współczucie. Był energicznym, opanowanym mężczyzną, któremu zdarzyła się chwila słabości. Jutro pewnie nie będzie pamiętał o tej rozmowie.
Westchnęła i zebrała ze stołu kieliszki oraz prawie pustą butelkę. Larenzo poszedł już do siebie na górę. Światła były pogaszone. Emma sprawdziła, czy drzwi są na pewno zamknięte, i poszła do kuchni sprzątnąć naczynia do zmywarki.
Idąc potem do siebie, przystanęła na samym szczycie schodów. Sypialnia Larenza była tuż obok po prawej, a jej mały pokój po lewej stronie, na końcu korytarza. Wsłuchała się w ciszę, ale zakłócał ją jedynie szum drzew za oknami. Spod jego drzwi nie widać było światła. Mimo to miała ogromną ochotę zapukać i powiedzieć coś. Tylko co właściwie? Na pewno otworzyłby jej zaskoczony, a na widok jego wciąż wilgotnych włosów i nagiego ciała mogłaby… No właśnie. Westchnęła zrezygnowana i stąpając na palcach, poszła ku swojej sypialni.
Tytuł oryginału: Larenzo’s Christmas Baby
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2015 by Kate Hewitt
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osob rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-2525-0
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.