9,99 zł
Luca Moretti chce kupić sieć hoteli Andrew Tysona. Tyson przywiązuje dużą wagę do życia rodzinnego, więc żeby mieć jakiekolwiek szanse, Luca musi być przynajmniej zaręczony. Na spotkanie z Tysonem zabiera nieświadomą niczego asystentkę Hannah Scott i przedstawia ją jako swoją narzeczoną. Hannah nie ma wyjścia, musi odegrać tę rolę, ale Luca przekonuje się, jak ryzykowne było igranie z jej uczuciami…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 152
Tłumaczenie:
Luca Moretti potrzebował żony. Nie prawdziwej, rzecz jasna. Nie czuł potrzeby zmiany stanu cywilnego. Potrzebował żony na weekend. Wiarygodnej, posłusznej i dyskretnej.
– Panie Moretti? – Jego asystentka Hannah Stewart zapukała, zanim otworzyła drzwi i wkroczyła do znajdującego się na najwyższym piętrze gabinetu z wysokimi oknami wychodzącymi na mokrą od deszczu Lombard Street w londyńskim City. – Przyniosłam dokumenty do podpisania.
Luca, wyrwany z zamyślenia, przyjrzał się kobiecie niosącej plik papierów. Miała schludnie opadające na ramiona włosy koloru blond i łagodny wyraz twarzy. Ubrana była w czarną ołówkową spódnicę, prostą bluzkę z białego jedwabiu i pantofle na niskim obcasie. Nigdy wcześniej nie zawracał sobie głowy jej wyglądem. Kojarzył jednak, że potrafiła szybko pisać na komputerze i była dyskretna, gdy zdarzyło jej się odbierać prywatne telefony do niego.
Teraz skupił się jednak na jasnych włosach i nakrapianej nielicznymi piegami twarzy, która choć ładna, niczym szczególnym się nie wyróżniała. Co się zaś tyczyło figury… Spuścił oczy, taksując asystentkę od stóp do głów. Cóż, nie były to może nazbyt bujne kształty, ale szczupła talia panny Stewart i długie, zgrabne nogi zdały egzamin.
A może by tak…
Asystentka położyła przed nim dokumenty i cofnęła się, ale nie na tyle szybko, by nie zdążył wyczuć kwiatowej nuty perfum. Sięgnął po pióro.
– Czy będę jeszcze potrzebna? – zapytała, widząc, jak kreśli podpis na ostatnim z arkuszy.
– Na razie nie. – Zabrała papiery. Spódnica cicho szeleściła, oblepiając jej uda, gdy zmierzała w stronę drzwi. – Zaczekaj chwilę.
Posłuszna, jak zawsze, odwróciła się. Jasne brwi uniosły się w oczekiwaniu.
Była dobrą asystentką. Jednak pod wizerunkiem osoby, która spełniłaby każde życzenie swojego szefa, dawało się wyczuć spore pokłady ambicji i silną wolę. Obie te cechy mogą mu się przydać w weekend, o ile panna Stewart zechce wziąć udział w jego małej mistyfikacji. A tego był prawie pewien.
– Tak, panie Moretti?
Luca nerwowo bębnił palcami po blacie biurka. Nie lubił kłamać. Jednak ten weekend był dla niego wszystkim, a Hannah Stewart miała zostać trybikiem w maszynerii jego życia. Bardzo istotnym trybikiem.
– Mam ważne spotkanie w ten weekend.
– Pamiętam – potwierdziła. – Pański bilet jest w paszporcie. Kierowca zabierze pana z apartamentu jutro o dziewiątej. Ma pan zarezerwowany lot z Heathrow na Santa Nicola punktualnie o dwunastej.
– Właśnie. – Nie znał szczegółów, ale zgodnie z oczekiwaniami Hannah mu je przypomniała. – Wygląda na to, że jednak będę potrzebował pomocy.
Na twarzy asystentki nadal malował się niezmącony spokój.
– Pomocy w sprawach organizacyjnych?
Zawahał się. Nie miał czasu wyjaśniać jej teraz swoich intencji. Nie wiadomo zresztą, czy by nie odmówiła.
– Tak, właśnie takiej.
Przez moment wydawało mu się, że dostrzegł zakłopotanie, które Hannah zdążyła szybko ukryć za maską profesjonalistki.
– O jaką pomoc chodzi?
Potrzebuję żony. Tylko na jakiś czas.
– Chcę, żebyś pojechała ze mną na Santa Nicola w ten weekend.
Wiedział, że w kontrakcie Hannah miała zapisane nadgodziny i dodatkowe zadania. W przeszłości często zostawała w pracy wieczorami.
Uśmiechnął się uprzejmie.
– Mam nadzieję, że to nie problem?
Później wytłumaczy jej, na czym polega nowe, dodatkowe zadanie.
Hannah zawahała się przez krótką chwilę, a potem pokręciła głową.
– Żaden, panie Moretti.
Hannah czuła zamęt w głowie. Pracowała w Moretti Enterprises trzy lata i szef nigdy nie zabierał jej w podróże służbowe. Czasami tylko musiała pracować po godzinach.
Teraz miała z nim spędzić cały weekend na wyspie, gdzieś na Morzu Śródziemnym. To było chyba najbardziej ekscytujące ze wszystkiego.
– Czy mam zarezerwować dodatkowy bilet? – spytała, usiłując nadać głosowi kompetentny ton.
– Tak.
– Mam nadzieję, że zostały jeszcze miejsca w klasie ekonomicznej.
– Dlaczego miałabyś lecieć ekonomiczną? – Zdziwienie w jego głosie graniczyło z irytacją.
– To duży wydatek, nie powinnam…
– Zapomnij o wydatkach. – Machnął ręką. – Musisz siedzieć koło mnie, będę pracował w czasie lotu.
– Dobrze – powiedziała posłusznie i przyciskając dokumenty do piersi, zastanawiała się, jak przygotować się do takiego wyjazdu. Musi zadzwonić do matki i uprzedzić ją, że wyjeżdża.
Obserwowała go ukradkiem, czekając na dalsze dyspozycje. Siedział lekko rozparty w fotelu, ciemne jak noc włosy były lekko zmierzwione. Proste brwi ściągnięte ku sobie. Palce prawej dłoni nadal nerwowo uderzały o blat hebanowego biurka.
Był przystojnym mężczyzną. Fascynującym, charyzmatycznym, pełnym energii. Miała okazję przyglądać mu się od trzech lat i w tym czasie opanowała do perfekcji rolę asystentki przystojnego szefa. Była tak efektywna, jak to tylko możliwe, i tak niewidzialna, jak to było konieczne. Lubiła swoją pracę. Na swój sposób lubiła także swojego szefa. Zawsze podziwiała jego determinację i dążenie do sukcesu.
– Dobrze, panie Moretti – powiedziała teraz. – Zajmę się wszystkim.
Dał jej znak, że może wyjść.
Z uczuciem ogromnej ulgi zamknęła drzwi od gabinetu i usiadła przy swoim biurku. Ona i Luca byli jedynymi osobami pracującymi na ostatnim piętrze biurowca i Hannah doceniła panującą wokół ciszę, która pozwoliła jej zebrać myśli.
Najpierw zadzwoniła do linii lotniczych i zabukowała dodatkowy bilet w pierwszej klasie. Wciąż miała wyrzuty sumienia, że tyle to kosztuje, choć wiedziała, że Lucę Morettiego stać było nawet na wynajęcie prywatnego odrzutowca. W końcu był prezesem imperium inwestującego w nieruchomości.
Potem napisała krótki mejl do matki. Zadzwoniłaby, ale Luca Moretti nie tolerował prywatnych rozmów w godzinach pracy. Zdążyła nacisnąć „Wyślij”, gdy w drzwiach pojawił się szef. Odsunął mankiet marynarki i spojrzał na zegarek.
– Będziesz potrzebowała odpowiednich ubrań na ten weekend.
Hannah skinęła posłusznie głową.
– Oczywiście, panie Moretti.
– Nie takich jak te – dodał z dezaprobatą i Hannah natychmiast spuściła oczy, oceniając naprędce stan białej bluzki i typowo biurowej spódnicy.
– Nie wiem, czy dobrze rozumiem…
– Będzie tam kilka spotkań. Raczej towarzyskich niż biznesowych. Potrzebujesz sukni wieczorowych i tym podobnych rzeczy.
Sukni wieczorowych? Nawet nie miała czegoś takiego w swojej szafie.
– Jako pana asystentka… – zaczęła, ale Luca Moretti znowu machnął ręką.
– Jako moja asystentka musisz być odpowiednio ubrana. Nie wybieramy się na posiedzenie zarządu.
– Jakiego rodzaju spotkania to będą? – zapytała w popłochu.
– Pomyśl o tym jak o eleganckim przyjęciu, podczas którego, miejmy nadzieję, zdołamy ubić dobry interes.
To było jeszcze bardziej intrygujące.
– Obawiam się, że nie mam sukni wieczorowej. – Hanna podjęła kolejną próbę wytłumaczenia się, ale Luca tylko wzruszył ramionami.
– To się da szybko naprawić. – Wyjął smartfon z kieszeni i wybrał numer. Po chwili rozpoczął rozmowę. Mówił bardzo szybko i po włosku. Od czasu do czasu udało jej się wyłapać znajome słowo, ale nie wiedziała, ani o czym, ani z kim Luca rozmawia.
Po paru chwilach rozłączył się.
– Załatwione. Dziś po pracy odwiedzimy butik Diavola.
– Diavola?
– Nie słyszałaś o nim?
Oczywiście, że słyszała. Był to szalenie drogi sklep w ekskluzywnej dzielnicy Mayfair. Raz czy dwa razy mijała go, zerkając z zaciekawieniem na eleganckie witryny.
– Obawiam się, że to nie na moją kieszeń – powiedziała.
– Wliczymy to w koszty – odparł. ‒ Nie mogę oczekiwać, że kupisz ubrania, które założysz prawdopodobnie tylko raz, i to do pracy.
– Dziękuję – odpowiedziała, czując się coraz bardziej nieswojo. Miała wrażenie, że Luca Moretii egzaminuje ją, a ona nie jest w stanie sprostać jego oczekiwaniom.
– Wychodzimy za godzinę – powiedział na zakończenie i zniknął w swoim gabinecie, pozostawiając ją z jej myślami. Kolejną godzinę spędziła, dokańczając w pośpiechu wszystko, co miała na dziś do zrobienia. Dodatkowo musiała się upewnić, że na każdym etapie wyjazdu znajdzie się miejsce dla dodatkowej osoby.
Wiedziała, że Luca miał zatrzymać się u swojego klienta, właściciela ośrodków wypoczynkowych, Andrew Tysona.
Właśnie pisała wiadomość do asystentki Andrew Tysona, gdy Luca wyszedł ze swojego gabinetu. Nakładając marynarkę, obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
– Nie wychodzimy?
– Przepraszam, właśnie piszę do asystentki pana Tysona.
– W jakim celu? ‒ Zmarszczył czoło.
– Muszę zapytać, czy będą mieli dla mnie dodatkowy pokój.
– To nie będzie konieczne – powiedział szybko, po czym pochylił się nad biurkiem i zamknął pokrywę laptopa.
– Jeśli do niej nie napiszę…
– To bez znaczenia, wszystko jest załatwione.
– Naprawdę?
– Tak, a na przyszłość, zostaw takie sprawy mnie.
Omal nie otworzyła ust ze zdziwienia.
– Ale przecież to ja powinnam…
– To delikatna sprawa. Wyjaśnię ci wszystko później. Chodźmy już. Mam jeszcze inne plany na wieczór, poza zakupami.
Lekceważący ton sprawił, że zapiekły ją policzki. Szef bywał co prawda niecierpliwy, ale zawsze zachowywał się uprzejmie. Czy to jej wina, że nie miała sukienek na przyjęcia? Bez słowa podniosła się z fotela i otworzyła torbę, by zapakować do niej laptop.
– Zostaw to, idziemy.
– Mam zostawić laptop? – Jej zdumienie nie miało granic. – Ale jak będę pracować w samolocie?
– Laptop nie będzie ci potrzebny.
Zaniepokoiła się. Było coś dziwacznego w tym wyjeździe.
– Panie Moretti, niezupełnie rozumiem…
– Co tu jest do rozumienia? Masz mi towarzyszyć podczas wyjazdu. Proszę tylko o nieco wyczucia i dyskrecji, ponieważ sytuacja jest delikatna. Czy to przekracza twoje możliwości?
Jej twarz zapłonęła żywą czerwienią.
– Nie, skąd! – zapewniła.
Skierował się do drzwi, które otworzył szeroko.
– A zatem chodźmy!
Bez słowa zdjęła z wieszaka płaszcz i wyszła. Za sobą słyszała jego kroki. W windzie Hannah ukradkiem obserwowała twarz szefa. Kanciastą, mocną szczękę ocienioną zarostem, prosty nos, wysoko umieszczone kości policzkowe i długie jak na mężczyznę rzęsy.
Zdawała sobie sprawę z tego, że Luca Moretti był obiektem marzeń wielu kobiet. Przyciągała je jego charyzma i pewna niedostępność, która sprawiała, że chciały o niego walczyć. Być może nawet wyobrażały sobie, że uda im się go okiełznać, ale Hannah, znając go trochę lepiej, wiedziała, że to niemożliwe.
Nieraz musiała zawracać spod jego drzwi zapłakane wielbicielki, tłumacząc, że szefa nie ma i nie będzie. Luca nigdy nie dziękował jej za tego rodzaju przysługi. Kobiety, które praktycznie rzucały mu się do stóp, zwykł traktować jak powietrze. Przynajmniej w pracy. Nie miała żadnej wiedzy o tym, w jaki sposób traktował je w sypialni. Przypuszczała, że był dobrym kochankiem, inaczej nie miałby takiego wzięcia.
Zaczerwieniła się na samą myśl o tym, choć wciąż była zła z powodu jego dzisiejszej opryskliwości.
Na szczęście drzwi się otworzyły i Hannah z ulgą opuściła klaustrofobiczną przestrzeń. Recepcjonistka pożegnała ich z uśmiechem i wreszcie znaleźli się na zewnątrz. Chodniki wciąż były mokre. Wilgotne powietrze momentalnie schłodziło jej zarumienioną twarz. Ledwie zamknęły się za nimi szklane drzwi, przy krawężniku stanęła limuzyna. Wyskoczył z niej kierowca.
– Proszę – zaprosił ją Luca i Hannah wślizgnęła się do środka. Jej nozdrza wypełnił zapach skórzanych obić i nie mogła się powstrzymać, by nie pogłaskać dłonią luksusowej, matowej powierzchni kanapy.
– Jeszcze nigdy nie jechałam tak eleganckim samochodem – powiedziała, co wyraźnie zdumiało Lucę.
– Naprawdę?
Była przecież tylko asystentką. Przyzwyczaiła się do obserwowania luksusu z pewnego dystansu. Rozmawiała z kierowcami limuzyn, zamawiała najdroższego szampana, słyszała potem, jak strzelają korki w sali konferencyjnej. Bukowała bilety w pierwszej klasie, pokoje w luksusowych hotelach i przekazywała instrukcje dotyczące pobytu pana Morettiego. Żadnych lilii w kompozycjach kwiatowych i koniecznie najwyższej jakości pościel.
Miała zatem pojęcie o luksusie, jakim otaczał się jej szef. Po prostu nigdy nie miała okazji znaleźć się w jego świecie.
– Nigdy też nie leciałam pierwszą klasą – dodała cierpko. – Ani nie piłam prawdziwego szampana.
– W takim razie będziesz miała okazję tego wszystkiego spróbować – stwierdził sucho i odwrócił się w stronę szyby. Na jego twarzy odbijały się refleksy świateł samochodowych. – Wybacz – powiedział po chwili i zwrócił się do niej. – Wiem, że zachowuję się trochę… obcesowo.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Odrobinę – przyznała.
Uśmiechnął się przepraszająco.
– Ten weekend jest dla mnie niezmiernie ważny.
Powtórzył to, co już wiedziała. Zdążyła się zorientować, że Luca miał zamiar przejąć kolejną sieć hoteli, ale na pewno nie była to żadna wielka transakcja. Dlaczego więc tak mu na niej zależało?
Limuzyna zatrzymała się przed salonem Diavola. Wewnątrz było jasno, mimo że o tej porze większość sklepów kończyła już pracę. Hannah poczuła niepokój. Jak właściwie miała się zachować? Wybrać suknię czy pozwolić, by Moretti dokonał wyboru? Nie miała ochoty paradować przed nim w kolejnych strojach, aż w końcu któryś zaakceptuje.
Może wszystko pójdzie szybko? Taką miała nadzieję, obserwując jego podenerwowanie. Wyglądał, jakby chciał to mieć już za sobą. Pocieszona tą myślą wysiadła z samochodu.
Luca pospieszył za nią i ujął ją pod ramię. Zdziwiło ją to jeszcze bardziej, bo szef nigdy jej nie dotykał, jeśli nie liczyć sporadycznego uścisku dłoni na powitanie. Pomimo wielu kobiet, jakie się wokół niego kręciły, miała wrażenie, że jest samotnikiem. Lubiła ludzi skoncentrowanych na pracy, więc zupełnie jej to nie przeszkadzało.
Wprowadził ją do butiku i przystanęli, czekając na ekspedientkę, która szła w ich kierunku z uprzejmym uśmiechem. Dłoń Luki przesunęła się na plecy i spoczęła tuż powyżej jej pośladków. Gdyby Hannah potrafiła jasno myśleć w tej chwili, mogłaby precyzyjnie określić pozycję każdego z palców, których ciepło czuła nawet przez materiał bluzki.
– Chciałbym kupić kompletną garderobę na weekend dla mojej towarzyszki – powiedział do kobiety, która trzepotała zbyt mocno wytuszowanymi rzęsami. – Suknie wieczorowe, coś na dzień, kostium kąpielowy, bieliznę nocną i dzienną… Mam nadzieję, że nie zajmie to dłużej niż godzinę.
– Oczywiście, panie Moretti, zaraz się tym zajmiemy.
Bieliznę? Hannah poczuła się w obowiązku zaprotestować.
– Panie Moretti, ja naprawdę nie potrzebuję aż tylu rzeczy – powiedziała przyciszonym tonem.
Jego dłoń zsunęła się niżej, obejmując jej biodro.
– Możesz mi mówić po imieniu – powiedział. – Pracujesz już u mnie… trzy lata? Najwyższa pora przejść na ty. Co o tym sądzisz?
Poczuła na szyi ciepły oddech i zwróciła ku niemu twarz. Jego policzek znajdował się tak blisko, że mogła go musnąć ustami.
– Dobrze – odparła, nie mogąc zdobyć się na użycie jego imienia.
Ekspedientka, która ich powitała, podeszła do wieszaków i zaczęła wybierać ubrania. Druga poprosiła, by usiedli na kremowej sofie. Trzecia przyniosła szampana w smukłych kieliszkach i maleńkie krakersy z kawiorem.
Luca rozsiadł się wygodnie, najwyraźniej przyzwyczajony do tego rodzaju obsługi.
– Panią poproszę ze mną – powiedziała ekspedientka i Hannah na chwiejnych nogach ruszyła za nią do przebieralni, która była większa niż piętro niedużego domku, w którym mieszkała.
– Może zaczniemy od tego? – zasugerowała, pokazując na wieszaku suknię wieczorową z błękitnego szyfonu. Hannah nie mogła oderwać oczu od tkaniny połyskującej w świetle żyrandoli. Pierwszy raz w życiu widziała z bliska równie piękną i na pewno nieziemsko drogą suknię.
– Dobrze – powiedziała i powoli, jak w transie, zaczęła odpinać guziki bluzki.
Popijając szampana, Luca czekał, aż Hannah wróci z przebieralni. Próbował się zrelaksować. Jutrzejszy wyjazd wyjątkowo go stresował, a inteligentna asystentka już to zdążyła zauważyć. Nie mógł jednak zaspokoić jej ciekawości, dopóki nie wylądują na wyspie. Gdyby odmówiła teraz, znalazłby się w sytuacji bez wyjścia. Nie mógł ryzykować.
Zamyślony spoglądał za okno, na zalane deszczem ulice Mayfair. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny będzie na wyspie i spotka się z Andrew Tysonem. Był ciekaw, czy mężczyzna go rozpozna. Minęło tyle czasu. Czy w jego zimnych oczach pojawi się błysk świadomości? Gdyby tak się stało, plan Luki ległby w gruzach.
– I jak tam? – zawołał w stronę przymierzalni. Hannah była tam już od ponad dziesięciu minut. – Przymierzyłaś coś?
– Tak, ale ta jest trochę…
Jego spojrzenie powędrowało w stronę ciężkiej pluszowej kotary, która zasłaniała mu widok.
– Pokaż się.
– Nie, nie, przymierzę inną.
– Hannah – powiedział stanowczym tonem, usiłując poskromić niecierpliwość. – Chcę zobaczyć suknię.
Dziwna kobieta, pomyślał. Tak czy siak, musiał się upewnić, że pasuje do roli, którą dla niej wymyślił.
– Już się przebieram – zawołała.
W porywie emocji wstał z sofy, w paru krokach pokonał odległość dzielącą go od przebieralni i zamaszystym ruchem odsłonił kotarę.
Ciszę przerwało głośne westchnienie. Nie był pewny, czy to Hannah, zszokowana jego wtargnięciem, czy on sam, zdumiony nagłym przypływem pożądania na widok półnagiej asystentki.
Stała do niego tyłem. Nagie plecy przesłaniały jedynie włosy zebrane w koński ogon. Suknię zsuniętą do połowy bioder przytrzymywała z przodu. Jej twarz, którą widział z profilu wyrażała przestrach.
– Panie Moretti – wydusiła z siebie i czerwony rumieniec zalał jej szyję.
– Luca – przypomniał jej i posłał ostrzegawcze spojrzenie ekspedientce, która chciała interweniować.
– Pamiętam – powiedziała zagniewana. – Czy możesz wyjść? Chcę się przebrać.
– Chciałem tylko zobaczyć suknię. W końcu za nią płacę, prawda? – Skrzyżował ramiona na piersi i przyglądał jej się wyczekująco. Hannah nie zareagowała, choć taki komentarz musiał być krępujący.
– Ile kosztuje? – rzucił w stronę ekspedientki.
– Dziewięć tysięcy funtów, panie Moretti.
– Dziewięć tysięcy? – Hannah odwróciła się gwałtownie, a przytrzymywana na piersiach suknia omal nie wysunęła się z jej dłoni.
Luca zdążył dostrzec fragment jasnej, pokrytej drobnymi piegami skóry i perfekcyjny zarys piersi. Po chwili podciągnęła materiał, zasłaniając cały dekolt aż do szyi.
– Uważaj – zwrócił jej uwagę – to bardzo delikatny materiał.
– Tak delikatny jak sprawa, którą masz załatwić w weekend? – odparowała i musiał się uśmiechnąć.
– Masz jednak temperament – mruknął zaintrygowany.
– A ty za dużo pieniędzy. Dziewięć tysięcy za jedną suknię?
– Większość kobiet, z którymi się spotykam, lubi wydawać moje pieniądze.
– W takim razie chyba długo się z nimi nie spotykasz.
– Tu muszę przyznać ci rację.
– Wszystko jedno, tak nie wolno.
– Nie wolno? Przecież to moje pieniądze.
– Masz pojęcie, ile obiadów dla głodnych dzieci można by za to kupić?
– Tylko bez łzawych historii. Nie tego od ciebie oczekuję.
– Nie chciałam… – zaczęła sztywno. – Zresztą nie obchodzi mnie, na co wydajesz pieniądze, dopóki nie musisz ich wydać na mnie…
– To nadal mój wybór – uciął. – Zapnij suknię i pokaż się.
Ekspedientka pospieszyła z pomocą, choć może niepotrzebnie. Suknia miała tak głębokie wycięcie na plecach, że Hannah poradziłaby sobie sama, gdyby nie to, że musiała zasłaniać się przed intruzem. Wreszcie, uciekając wzrokiem, stanęła przed nim przodem.
Luca zmarszczył brwi. Był podniecony i zastanawiał się, skąd taka reakcja. Jego asystentka nie była ani najpiękniejszą, ani najzgrabniejszą kobietą z tych, które poznał. Może to przez tę suknię. Kosztowała sporo, ale najwyraźniej była tego warta.
– Doskonale – skwitował. – Bierzemy ją – rzucił do ekspedientki. – Potrzebujemy jeszcze czegoś na dzień i sukienki koktajlowej na pierwszy wieczór.
– Mogę zabrać swoje rzeczy – zaprotestowała Hannah.
Luca podniósł dłoń w górę.
– Wszystko to wliczymy w koszty wyjazdu, nie musisz się martwić.
Zacisnęła usta. W brązowych oczach dostrzegł błysk ledwie skrywanej furii.
Aby jej pomóc, Luca wyciągnął rękę i wprawnym ruchem szarpnął tasiemkę wiązania na karku. Przód sukni zaczął zsuwać się w dół.
– Pospiesz się – mruknął, nie zważając na jej zszokowane spojrzenie. Chcę stąd wyjść za czterdzieści pięć minut.
Trzęsącymi się dłońmi ściągała z siebie suknię, która po chwili pofrunęła w stronę ekspedientki.
Co tu się dzieje? Dlaczego Luca tak ją traktuje? I dlaczego sama tak dziwacznie zareagowała, gdy odsunął kotarę i zobaczył ją na wpół nagą. Ciekawskie spojrzenie oblepiło jej piersi, zanim zdążyła się zasłonić. Zastygła w bezruchu, czując, jak fala gorąca przenika jej ciało.
Stłumiła dreszcz, wspominając dotyk jego palców na karku. Och, zachowywała się jak zakochana nastolatka. Z drugiej strony od wieków nikt jej w ten sposób nie dotykał.
– Signorina? Zechce pani przymierzyć kolejny zestaw?
Hannah w zadumie skinęła głową.
– Tak, dziękuję.
Wieczór wkroczył w fazę dla niej abstrakcyjną. Czy kiedykolwiek wcześniej odważyłaby się dyskutować ze swoim szefem, i to zwracając się do niego po imieniu? Jednak to, że był jej szefem, nie miało znaczenia, szczególnie wtedy, gdy stała przed nim z nagimi plecami, próbując zasłonić rękoma piersi. Wszystko to było bardzo niepokojące.
Ekspedientka wręczyła jej sukienkę dzienną z bladoróżowego lnu. Pasowała jak ulał. Czy Luca będzie chciał ją obejrzeć także w tym stroju? A może w kostiumie plażowym albo bieliźnie, która wisiała na wieszaku, czekając na swoją kolej. Zarumieniła się i w panice zaczęła zdejmować sukienkę.
– Jest świetna – powiedziała. Może, jeśli się pospieszy, Luca nie zajrzy tu ponownie.
Czterdzieści dwie minuty później wszystkie ubrania, które przymierzyła, łącznie z najbardziej konserwatywnym bikini, jakie udało jej się wybrać, oraz dwoma kompletami bielizny, zostały zapakowane w jasnoniebieską bibułę i włożone do eleganckich toreb z satynowymi wstążkami zamiast uchwytów.
Hannah nie odważyła się podejść do kasy, gdzie Luca wyjął z portfela kartę i zapłacił.
– Zdaje się, że niepotrzebnie wydałeś tyle pieniędzy. Ośrodki Tysona nie są tego warte. Zresztą ma ich zaledwie parę – powiedziała, gdy wyszli na ulicę. Deszcz przestał padać i Hannah dostrzegła księżyc wyglądający zza chmur.
– Sama ziemia ma ogromną wartość – odparł Luca, zapinając marynarkę. Parę sekund później zajechała limuzyna. Ekspedientka, która z nimi wyszła, pakowała torby do bagażnika.
– Powinnam wracać do domu – powiedziała Hannah, czując pewną ulgę, że nareszcie pozbędzie się kłopotliwego towarzystwa. Choć z drugiej strony trochę żałowała, że ten wieczór dobiega końca. Czekała ją czterdziestopięciominutowa podróż, zanim dotrze do swojego domu położonego niedaleko końcowej stacji metra.
– Podwiozę cię – zaproponował Luca. – Wsiadaj.
– To strasznie daleko…
– Wiem przecież, gdzie mieszkasz.
Oczywiście, że wie, pomyślała skołowana. Jej adres był w dokumentacji. Zawahała się. Myśl o tym, że Luca mógłby bez pardonu wejść do jej domu, tak samo jak wszedł do przebieralni, przejmowała ją strachem. Do tej pory udawało jej się oddzielać życie zawodowe od prywatnego.
– Może lepiej nie – powiedziała, ale opór wypadł słabo.
– Wsiądź, proszę. Jest prawie ósma, a jutro rano wylatujemy. Po co masz jechać godzinę czy dłużej metrem.
– No dobrze – przystała na propozycję i zajęła miejsce, starając się zachować jak największy dystans między nimi. Wciąż miała w pamięci dotyk jego palców na plecach i wciąż nie mogła się pozbyć wrażenia, że musiał być szczerze rozbawiony, widząc jej konsternację. Powód był raczej oczywisty. Luca był przystojny, a ona ostatni raz była z mężczyzną ponad pięć lat temu. Matka ciągle suszyła jej głowę, że powinna się zacząć umawiać na randki, ale Hannah, zajęta głównie pracą, nie miała czasu o tym pomyśleć.
Siedząc w limuzynie, poczuła, że dopada ją zmęczenie.
– Proszę. – Jej palce odruchowo zacisnęły się na chłodnym szkle. Ze zdziwieniem popatrzyła na trzymany w dłoni kieliszek. – Nie wypiłaś swojego szampana w butiku – wyjaśnił Luca.
– Och! – zdołała powiedzieć. Jego uprzejmość była dla niej kłopotliwa. – Dziękuję.
– Śmiało – zachęcił. Hannah upiła mały łyczek i omal się nie zachłysnęła, czując, jak bąbelki łaskoczą ją w gardle.
– Tego się nie spodziewałam. – Odkaszlnęła, czując się jak ostatnia niezdara.
– Nie smakuje ci? – zapytał, gdy oddała mu ledwo napoczęty kieliszek.
– Może być, tylko… Niewiele dziś jadłam, a alkohol na pusty żołądek to nie jest dobry pomysł.
– Przepraszam, zupełnie o tym nie pomyślałem. – Nacisnął guzik interkomu i przez chwilę mówił po włosku.
– Co robisz? – zapytała zaciekawiona.
– Wstąpimy coś z jeść. Nie jesteś chyba z nikim umówiona?
– Nie, ale naprawdę nie musisz.
– Kiedy siedzisz do późna w biurze, zamawiamy kolację. Dziś też pracowałaś do późna.
Rzeczywiście było późno, ale ostatnie dwie godziny trudno było nazwać pracą. A teraz, kiedy limuzyna zatrzymała się przed eleganckim bistro z bordowo-złotymi zasłonami w oknach, Hannah zrozumiała, że na kolację nie będzie kanapek i kawy, jak zwykle, gdy zostawali po godzinach.
Zdenerwowana zmusiła się do uśmiechu. W końcu była osobistą asystentką jednego z najbardziej wpływowych biznesmenów w branży nieruchomości. Poradziła sobie z wysokimi wymaganiami, jakie jej stawiał, to dlaczego nie miałaby sobie poradzić z kolacją w wykwintnej restauracji?
Wysiadła z samochodu i wyprostowała się dumnie, gdy Luca otworzył przed nią drzwi lokalu. Cicho rozbrzmiewająca muzyka w tle natychmiast otuliła jej zmysły jak miękki koc.
– Stolik dla dwojga, monsieur Moretti? – zapytał francuski kelner, biorąc z kontuaru karty. Czy jej szefa naprawdę znali w każdym sklepie i w każdej restauracji?
Luca skinął i po paru chwilach zostali posadzeni przy zacisznie usytuowanym stoliku, nieopodal fortepianu.
Hannah zatopiła spojrzenie w menu. Foie gras. Pieczona przepiórka. Filet z nagłada duszony w warzywach.
– Znalazłaś coś dla siebie? – zapytał Luca.
– Tak – odparła z uśmiechem.
Pojawił się kelner z kartą win. Luca nawet do niej nie zajrzał, tylko wymienił nazwę.
Gdy kelner się oddalił, Luca ponownie przyjrzał jej się badawczo, a Hannah kolejny raz miała poczucie, że nie rozumie, dlaczego Luca robi tyle zamieszania wokół jednego weekendowego wyjazdu.
– Jak to możliwe, że tak mało o tobie wiem? – zapytał.
– Nie wiedziałam, że interesuje cię moje życie osobiste – odparła Hannah. Przez trzy lata, które spędziła w firmie, Luca nigdy nie zadał jej ani jednego osobistego pytania.
– Każda informacja może się okazać przydatna, a niektóre są nawet cenne – odparł zagadkowo. – Gdzie dorastałaś?
– Na przedmieściach Birmingham – zerknęła na niego ostrożnie. Dlaczego o to pytał?
– Jakieś rodzeństwo?
– Nie – odparła. – A ty? – Wolała, aby ta rozmowa nie przypominała przesłuchania.
Luca popatrzył na nią lekko stropiony. W jego oczach można było dostrzec cień emocji, jednak usta były zaciśnięte, niechętne do zwierzeń. W stłumionym świetle jego twarz wyglądała wręcz dostojnie i jeszcze bardziej pociągająco niż zazwyczaj.
– Co ja? – odpowiedział pytaniem.
– Masz braci albo siostry?
Uciekł wzrokiem w bok.
– Nie.
Chyba nie lubił odpowiadać na takie pytania. Nie miał natomiast oporów, by je zadawać. Nie była tym zaskoczona.
Wrócił kelner, by przyjąć zamówienie. Hannah wzięła sałatkę i pieczoną przepiórkę, która, miała nadzieję, będzie podobna w smaku do kurczaka. Luca zdecydował się na stek. Na stole pojawiła się butelka wina. Hannah przyglądała się, jak Luca degustuje niewielką ilość, po czym skinął głową. Kelner napełnił kieliszki.
– Naprawdę nie powinnam… – zaczęła Hannah.
Ostatnią rzeczą, jakiej by pragnęła, było upić się w towarzystwie własnego szefa. A to było całkiem możliwe, ponieważ pijała alkohol tak rzadko, że mogła się spodziewać każdej reakcji.
– Za chwilę przyniosą jedzenie. Wtedy to już nie będzie na pusty żołądek. Trochę się rozluźnisz.
– Myślisz, że tego mi trzeba? – zapytała. – Przyznaję, że to wszystko jest zupełnie dziwne, panie…
– Luca. Miałaś mi mówić po imieniu.
– Dlaczego? Skąd nagle ten pomysł? – Ciekawość wzięła górę.
Poważne spojrzenie zatrzymało się na niej i Hannah czuła, że jej szef waży słowa.
– A dlaczego nie? – odpowiedział w końcu i sięgnął po kieliszek.
Wymijająca odpowiedź nie była tym, czego oczekiwała, ale z drugiej strony nie była też pewna, czy byłaby w stanie przetrawić bardziej skomplikowane tłumaczenie.
Na szczęście Luca przestał ją wypytywać o sprawy osobiste, a gdy na stole pojawiły się talerze, zaczęli jeść i ta część wieczoru upłynęła w ciszy, co Hannah przyjęła z ulgą.
Gdy Luca płacił rachunek, pomyślała, że niepotrzebnie się tak tym wszystkim denerwuje. Całkiem przyjemnie spędziła kilka ostatnich godzin. Najpierw dostała w prezencie piękne ubrania, a potem szef zaprosił ją na pyszną kolację. Jednak z jakiegoś powodu trudno jej było się tym cieszyć. Nie wiedziała nawet, czy powinna. Wolała, by ich relacje pozostały takie jak dotychczas.
W ciszy spędzili resztę podróży, a gdy wreszcie limuzyna zaparkowała pod rzędem podobnych do siebie domów, była prawie jedenasta. Matka musiała się o nią zamartwiać, a Hannah w tym całym zamieszaniu nie uprzedziła jej, że wróci aż tak późno.
– Do zobaczenia jutro. Przyjadę po ciebie – powiedział Luca i Hannah, z jedną nogą na zewnątrz, obróciła się w jego stronę.
– Myślałam, że spotkamy się na lotnisku?
– Mogłabyś się spóźnić. Lepiej jeśli pojedziemy razem. Zaczekaj, pomogę ci z zakupami.
Wyskoczył na ulicę i sprawnym ruchem wyjął zakupy z bagażnika.
Hannah szperała w torebce, szukając kluczy.
– Niepotrzebnie wysiadałeś.
Luca nie ruszył się z miejsca, widocznie czekając, aż Hannah otworzy drzwi, by wręczyć jej torby.
Przez chwilę siłowała się z zamkiem, aż wreszcie drzwi ustąpiły.
– Hannah? – usłyszała z głębi wołanie matki. Gdzie się podziewałaś tyle czasu?
– Wszystko w porządku – odparła. – Musiałam dłużej zostać w pracy. Odwróciła się do Luki i niemal wyrwała mu torby z rąk. – Dziękuję za wszystko. Do jutra.
Luca zmarszczył brwi, przenosząc spojrzenie za nią. W wąskim korytarzyku dostrzegł sylwetkę starszej kobiety.
– Dobranoc – powiedziała jeszcze raz Hannah i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Jej matka Diane zatrzymała się. Jeszcze nigdy nie widziała córki obładowanej tyloma pakunkami, i to najwyraźniej z eleganckich sklepów.
– Co ci przyszło do głowy… – zaczęła, ale Hannah tylko machnęła dłonią.
– To długa historia. Przepraszam za spóźnienie. Czy Jamie…
– Już śpi. – Spojrzenie matki znowu wróciło do pakunków. – Byłaś na większych zakupach?
– Tak – przyznała niechętnie Hannah. – Zajrzę tylko do Jamiego, a potem ci wszystko opowiem. ‒ No, może nie wszystko. Nie chciała szokować matki opowieścią o tym, jak jej szef wpadł do przebieralni i zobaczył ją na wpół rozebraną.
– Przygotuję herbatę – powiedziała Diane.
Hannah była już na schodach. Wąskim korytarzem dotarła do drugiej, niedużej sypialni. Serce natychmiast jej zmiękło na widok ukochanego synka pogrążonego w głębokim śnie. Podeszła do łóżka i poprawiła kołdrę, która częściowo zsunęła się na dywan. Odgarnęła z czoła jasne, niesforne kosmyki i w ciszy wsłuchiwała się w równomierny oddech. Jamie miał pięć lat i był jedną z niewielu radości jej życia. A teraz mieli się rozstać na cały weekend.
Z westchnieniem pochyliła się i pocałowała Jamiego w czoło, po czym na palcach wyszła z sypialni. Czekała ją jeszcze rozmowa z matką i pakowanie walizki.
Luca bębnił palcami po udzie, gdy limuzyna zahamowała przed domem jego asystentki. Był już tutaj, gdy odwoził Hannah do domu po zakupach i kolacji. Możliwość zajrzenia do jej życia prywatnego w jakiś sposób wyprowadziła go z równowagi i kazała ciągle myśleć o wąskim korytarzyku z kilkoma wierzchnimi okryciami na wieszaku, butami i stojakiem z parasolami. Pamiętał kobiecy głos? Czy to była jej matka? Dlaczego poświęcał temu aż tyle uwagi?
Może dlatego, że wcześniej w ogóle nie zwracał uwagi na swoją asystentkę. A Hannah Stewart za chwilę miała zostać jego narzeczoną. O czym jeszcze nie wiedziała.
Dopiero wczoraj wieczorem uświadomił sobie, że jeśli jego plan ma być skuteczny, musi poznać lepiej swoją cichą i nad wyraz skromną asystentkę.
Nacisnął dzwonek. Drzwi niemal natychmiast otworzyły się i stanęła w nich Hannah ubrana w grafitową wąską spódnicę do kolan i jedwabną bluzkę, tym razem w odcieniu bladego różu. Perłowy naszyjnik i kolczyki oraz pantofle na nieco wyższym niż zwykle obcasie dopełniały kreacji. Wszystko było niby w porządku, ale nie był to strój, w którym mogłaby wystąpić jego kobieta. Hannah wyglądała dokładnie tak, jak wyglądałaby asystentka, a przecież miała zagrać zakochaną.
– Dlaczego nie masz na sobie żadnej z rzeczy, które wczoraj kupiliśmy? – zapytał tonem, który nie wróżył nic dobrego.
– Jak miło cię widzieć – odparła i dodała mniej zgryźliwie: – Chyba lepiej zostawić je na później. Podróż samolotem to nie jest jeszcze ta okazja towarzyska, o której mówiłeś, prawda?
– Rzeczywiście – przyznał. Nie mógł jej winić za to, że postępowała zgodnie z garstką wiadomości, które zdecydował się ujawnić. – Jesteś gotowa? – zapytał.
– Tak – odpowiedziała, chcąc złapać walizkę za wysuwaną rączkę, ale Luca był szybszy. – Pozwól, ja się tym zajmę.
– Dzień dobry, panie Moretti. – Starsza kobieta z siwymi włosami przyciętymi na wysokości szyi i zaciekawionym spojrzeniem wychyliła się zza pleców jego asystentki.
– Dzień dobry – odpowiedział zaskoczony. Musiała słyszeć, jak obcesowo rozmawiał z jej córką.
– Diane Stewart – powiedziała i wyciągnęła w jego stronę rękę.
– Miło mi panią poznać.
– Musimy się zbierać, mamo – powiedziała Hannah i naciągnęła na siebie szary prochowiec. Dłońmi wydobyła zza kołnierza jasny kucyk i zapięła jeden guzik.
– Ucałuję od ciebie Jamiego – obiecała Diane. Luca łypnął podejrzliwie i Hannah zaczerwieniła się.
Jamie? Jej chłopak? Narzeczony? Mówiła, zdaje się, że nie ma rodzeństwa. W każdym razie musiał to być ktoś bliski.
– Dzięki, mamo – mruknęła Hannah i musnęła policzek matki.
Luca podał walizkę kierowcy. Gdy wsiadł, Hannah machała matce, zwrócona w stronę szyby.
– Mieszkasz z matką? – zapytał.
– Nie, została na noc, bo miałam wczoraj późno wrócić.
– Ale dlaczego właściwie?
– Przyjechała z wizytą.
Hannah Stewart najwyraźniej ceniła sobie prywatność równie mocno jak on.
Luca oparł się, trawiąc powoli informację.
– Nie wiedziałem, że masz gości w weekend.
Hannah spojrzała na niego rezolutnie.
– To żadna przeszkoda.
I tak czuł się, jakby zrobił coś złego. To przez to cholerne poczucie winy, że wciągnął ją w swoją grę. Nie znosił kłamać. Ale sprawa Andrew Tysona ciągnęła się już tak długo i teraz, gdy nadarzyła się idealna wręcz okazja, by ją zakończyć, nie mógł jej przepuścić.
Nieco spokojniejszy, sięgnął po swój smartfon i zaczął przeglądać wiadomości.
Hanna cieszyła się, że ma za sobą niezręczną scenę pożegnania z matką. Luca wydawał się strasznie zainteresowany jej życiem osobistym, ale jak dotąd udawało jej się skutecznie zbywać jego pytania. Nigdy nie powiedziała swojemu szefowi o tym, że ma dziecko i wolałaby tego nie robić. Czuła, że nie przyjąłby tego dobrze. Na szczęście matka mieszkała w pobliżu i chętnie pomagała, gdy Hannah musiała dłużej zostać w pracy. Bez tego nie utrzymałaby się tak długo na stanowisku asystentki Morettiego.
Na razie jednak postanowiła cieszyć się tym, co przyniesie dzień. Hannah zupełnie nie znała takiego życia, jakie wiódł Luca Moretti, dlatego wszystko było dla niej atrakcją, obojętne, czy chodziło o zakupy w ekskluzywnym butiku, szampana serwowanego w limuzynie czy przelot pierwszą klasą.
Odkąd urodziła Jamiego, jej życie stało się przewidywalne i pozbawione niespodzianek, co samo w sobie nie było złe. Po prostu czasami brakowało jej dreszczyku emocji.
– Uśmiechasz się.
W tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że Luca przez cały czas ją obserwuje. Miał dziś na sobie granatowy garnitur, śnieżnobiałą koszulę i szary krawat. Standardowy strój biznesmena. Mahoniowe oczy patrzyły na nią z nieskrywanym zaciekawieniem. Peszyło ją to zainteresowanie.
– Myślałam o lataniu pierwszą klasą.
– A prawda, to będzie dla ciebie pierwszy raz.
– Tak, nie mogę się już doczekać.
Luca uśmiechnął się szerzej.
– To miłe patrzeć, jak ktoś robi coś po raz pierwszy. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Muszę przyznać, że w pewnych sprawach brakuje mi doświadczenia.
– Dlaczego?
– Może dlatego, że nie jestem milionerką – odparła sztywno. – Większość ludzi nie podróżuje pierwszą klasą.
– Ależ wiem o tym, za to wielu ludzi wie, jak smakuje szampan.
Przechylił głowę, podpierając się na dłoni.
– Zdaje się, że trochę przyjemności cię w życiu ominęło.
To była prawda, pomyślała. Mimo to, takie stwierdzenie, i to z jego ust, ukłuło ją bardziej.
– Dużo pracuję. Poza tym mam obowiązki… – urwała.
– Jakie obowiązki? – zapytał czujnie
– Rodzinne – odpowiedziała krótko. – Nic takiego, co mogłoby mi przeszkadzać w pracy – dokończyła asekuracyjnie.
Luca skinął głową i splótł dłonie wokół kolana.
– Doceniam, że poświęciłaś wolny weekend, żeby ze mną pojechać.
– Chyba nie miałam wyboru – powiedziała z lekkim uśmiechem. – Może opowiesz mi więcej o swoich planach? Wspominałeś o spotkaniu towarzyskim?
Ciepły wyraz jego oczu ulotnił się i Hannah poczuła napięcie, które się powoli wkradło. Luca poprawił krawat i nie patrząc na nią, zaczął mówić.
– Andrew Tyson ma rodzinę. Żonę, dwoje dzieci. Jego ośrodki wypoczynkowe to miejsce właśnie dla rodzin.
– Tak, czytałam o tym, kiedy rezerwowałam ci przelot. „Dwa tygodnie w Tyson Holiday to wspomnienia na lata” – zacytowała slogan reklamowy.
Luca lekko się skrzywił.
– Właśnie.
– Nie podoba ci się ta koncepcja?
– Nieszczególnie.
Hannah nie powinna być zaskoczona. Luca Moretti nie wyglądał na kogoś, kto mógłby mieć żonę i gromadkę dzieci. Oczywiście, widywała go często w towarzystwie kobiet, ale chyba nie dłużej niż dwa tygodnie z tą samą.
– Dlaczego więc tak ci zależy na tych ośrodkach?
– Moje osobiste preferencje nie mają nic do rzeczy. Interesuje mnie zwrot z inwestycji.
Zaciśnięta w pięść dłoń z wysiłkiem rozprostowała się na kolanie. Długie szczupłe palce spoczywały teraz spokojnie na udzie.
– Ale to bardzo mała sieć. Ledwie kilka ośrodków. Jeden na wyspie Santa Nicola, drugi na Teneryfie, trzeci, zdaje się, na Kos. Do tego…
– Sycylia i kilka mniejszych na Karaibach – wpadł jej w słowo.
– To mały kąsek jak na kogoś z twoimi możliwościami – zauważyła.
– Jak już mówiłem, sama ziemia jest sporo warta.
– Niech będzie. Wciąż jednak nie wiem, dlaczego to nie jest spotkanie czysto biznesowe?
– To kaprys Tysona. Jest specyficznym człowiekiem. Przy każdej okazji podkreśla wartości rodzinne i zależy mu na tym, żeby poznać inwestorów na gruncie towarzyskim.
– Będziemy więc zabawiać małe dzieci? – zapytała Hannah rozbawiona. – To brzmi jak twój najgorszy koszmar.
– Jego dzieci są dorosłe – odpowiedział Luca. – Syn Tysona jest ode mnie o rok młodszy.
Ze skąpych informacji udzielanych przez Lucę Hannah próbowała się domyślić, na czym będzie polegało jej zadanie. Zdaje się, że miała po prostu zrobić dobre wrażenie.
– Jak rozumiem, mam być kimś w rodzaju przystawki?
– Słucham? – Luca spojrzał na nią zaskoczony.
– Kimś, kto będzie podtrzymywał rozmowę. Zabawiał żonę Tysona i jego dzieci, a ty zajmiesz się interesami, tak?
Luca oparł się, jakby uspokojony.
– Tak.
– W takim razie chyba dam sobie radę.
– To dobrze – powiedział zdawkowo i zajrzał do telefonu.
Hannah była zachwycona salonikiem dla VIP-ów, w którym spędzili trochę czasu przed odlotem. Spodobały jej się pluszowe fotele, kwiaty mimozy, których zapach unosił się w powietrzu, i zastawiony smakołykami bufet śniadaniowy. Luca zasugerował, że może jeszcze skorzystać przed odlotem i zrobić manikiur i pedikiur. Oczywiście, przystała na propozycję.
Gdy wchodzili na pokład, Hannah była wypoczęta mimo wczorajszego chaotycznego dnia w pracy i wczesnej pory, o której dziś musiała wstać. W spa zajęły się nią masażystka, fryzjerka i makijażystka, tak że oprócz zrobionych paznokci Hannah wyszła stamtąd także uczesana i z makijażem.
– Świetnie wyglądasz – pochwalił Luca, gdy wróciła z rozanielonym wyrazem twarzy.
Zarumieniła się. Wiedziała, że nie powinna przywiązywać wagi do tego, co sądzi na temat jej wyglądu szef, ale męski zachwyt przemówił do jej serca.
– Chyba podobałoby mi się takie życie – powiedziała z zadowoleniem, gdy zajęli miejsca w pierwszej klasie.
– Jestem przekonany. – Luca uśmiechnął się rozbawiony.
Wziął od stewardessy dwa kieliszki wypełnione musującym jasnym trunkiem.
– A teraz musisz przyzwyczaić się do tego.
– Szampan? A jeśli za bardzo się przyzwyczaję? – zapytała i umoczyła usta w perlistym napoju, który tym razem wydał jej się smaczniejszy.
– To chyba nic złego. Skoro to twoje pierwsze doświadczenia z szampanem, warto się nimi nacieszyć.
– Prawda – przyznała Hannah. – Zresztą skoro to nie ma być spotkanie stricte biznesowe, chyba mogę sobie pozwolić… Czy nie mieliśmy pracować w czasie lotu?
– Nie.
– Więc dlaczego nalegałeś, żebym leciała pierwszą klasą?
– Chciałem zobaczyć twoją reakcję.
Dopiero w tej chwili Hannah pojęła, jak to wszystko wyglądało z zewnątrz. Kieliszki szampana, luksusowe wnętrza i Luca Moretti przyglądający jej się z zainteresowaniem.
– Jestem przeszczęśliwa – powiedziała, mając nadzieję, że jej głos nie zdradza zbyt wiele emocji. To byłaby prawdziwa katastrofa, gdyby do tego wszystkiego zadurzyła się w swoim szefie. Luca zapewne byłby czymś takim ubawiony. A może po prostu wylałby ją z pracy. Ta perspektywa nieco ją otrzeźwiła.
Oddała wypity do połowy kieliszek przechodzącemu właśnie stewardowi i zaczęła zapinać pas. Pora wrócić do rzeczywistości.
Luca chyba pomyślał o tym samym, bo zapiąwszy pas, sięgnął po magazyn dla biznesmenów i zatopił się w lekturze. Resztę czterogodzinnego lotu spędzili pogrążeni w swoich zajęciach. On przeglądał dokumenty, ona wyjęła książkę. Co jakiś czas pytała, czy czegoś od niej nie potrzebuje, ale za każdym razem zbywał ją krótkim „nie”. W miarę upływającego czasu Hannah nabierała przekonania, że coś go trapi. Twarz miał zachmurzoną, spojrzenie nieobecne, a cała sylwetka wyrażała maksymalne napięcie.
W końcu odłożyła książkę i podparła brodę na dłoni. Patrząc z zachwytem na lazurowe niebo i majaczące między białymi chmurami skrawki ziemi, odliczała czas do lądowania.
Jeszcze zanim wysiedli, Hannah z radością pomyślała o czekających ją dwóch dniach wakacji. Prawie wakacji, bo jednak mieli do załatwienia konkretną sprawę.
– Czy ktoś nas odbierze? – zapytała, podnosząc się z fotela.
– Tak, któryś z pracowników Tysona ma nas zawieźć. Ja z nim porozmawiam.
– W porządku – powiedziała z zastanowieniem. – Myślałam, że wolisz, żebym ja to zrobiła.
– Masz rozmawiać z jego rodziną, nie z pracownikami – wyjaśnił sucho.
Wyciągnął ku niej rękę, a ona, niewiele myśląc, chwyciła ją i poszła ku wyjściu. Dopiero po chwili, zorientowała się, że muszą wyglądać na parę, i chciała cofnąć dłoń, ale Luca silniej zacisnął palce i mruknął:
‒ Chodźmy, bo tamujemy ruch.
Wychodząc na schodki, pomyślała, że przydałyby jej się okulary słoneczne. Niestety spakowała je do walizki. Ktoś zawołał imię Luki i w tej samej chwili Hannah poczuła, jak jego ramię obejmuje ją w pasie i przyciąga ku sobie. Zaniemówiła i na sztywnych nogach powoli pokonywała kolejne schodki w dół.
– Signor Moretti! Witamy na wyspie Santa Nicola.
Opalony i przyjaźnie uśmiechnięty mężczyzna w spodniach do kolan w kolorze khaki i czerwonej koszulce polo z logo sieci Tyson na piersi pomachał im na powitanie.
– A to jest…? – zapytał. Hannah uśmiechnęła się niepewnie.
– To Hannah Stewart – odparł Luca, przyciągając ją ku sobie pewniejszym ruchem. – Moja narzeczona.
Luca wyciągnął ku niej rękę, ale Hannah nie ruszyła się, rozważając w popłochu, czy aby nie śni.
– Signorina Stewart, jakże mi miło! Signor Moretti wspomniał, że przybędzie z narzeczoną. Jestem Stefano. Pracuję dla pana Tysona.
Hannah nadal milczała. Jej mózg przetwarzał słowo, które przed chwilą padło z ust Stefana, i najwyraźniej, zaciął się na tej czynności. Narzeczona? Co to miało znaczyć?
– Wszystko w porządku? – zapytał Luca i Hannah nagle odzyskała rezon.
– Bardzo mi miło. – Uścisnęła dłoń Stefano zawieszoną od paru chwil w powietrzu. Po chwili pożałowała swoich słów. Była teraz wspólniczką Luki w tym… wszystko jedno zresztą w czym. Okłamał ich, oszukał. A ona brała w tym udział. Dlaczego powiedział, że Hannah jest jego narzeczoną, skoro nią nie jest?
Bo udawał przed Tysonem kogoś innego niż jest w rzeczywistości.
Odpowiedź była tak oczywista, że Hannah wprost nie wierzyła, że nie wpadła na to wcześniej. Andrew Tyson był przywiązany do rodziny i to miało być nieformalne spotkanie. Z kolei Luca był znanym kobieciarzem i potrzebował kobiety, ale nie takiej jak zazwyczaj, tylko narzeczonej. Tym mógł przekonać do siebie Tysona.
– Zapraszam – powiedział Stefano i poprowadził ich ku otwartemu jeepowi. – Za parę minut będziemy w willi pana Tysona.
Hannah bez słowa wsiadła do samochodu. Luca sprawdził, czy zabrane zostały ich wszystkie bagaże. Przez cały czas ścigała go spojrzeniem, chcąc dać do zrozumienia, że wcale a wcale nie podoba jej się ta cała historia, ale on zachowywał się, jak gdyby nigdy nic. Niech to szlag! Co niby miała teraz zrobić? Przecież nie powie temu całemu Stefano, że Luca jest kłamcą.
Gdy wreszcie Luca usiadł koło niej, Stefano wskoczył za kierownicę i ruszyli. Wkrótce okolice lotniska zastąpił zielony las, środkiem którego biegła niemal nieuczęszczana przez inne samochody szosa. Hannah nie mogła się jednak skupić na pięknie otaczającej ją przyrody.
– Luca – powiedziała w końcu przyciszonym głosem. – Nie możesz mówić…
– Już to zrobiłem – uciął, gdy jeep zatrzymał się przed budynkiem z jasnego kamienia, po którym piął się bluszcz.
– Wiem, ale nie powinieneś – dodała zirytowana. Nie mogła powiedzieć nic więcej w obecności Stefano, który zaczął wyjmować ich bagaże.
– Pan Tyson spotka się z wami na wieczornym koktajlu. Tymczasem możecie odpocząć po podróży.
– Dziękuję – powiedziała Hannah, choć wszystko w niej krzyczało, by natychmiast położyć kres tej farsie. Zastanawiała się, w jaki sposób mogłaby komukolwiek tutaj powiedzieć prawdę i nie wyjść przy tym na wariatkę. Niestety, Luca rozegrał to tak, że właściwie była zakładniczką jego podstępu.
Stefano otworzył przed nimi drzwi frontowe i weszli do chłodnego korytarza wyłożonego terakotą. Za przeszklonymi drzwiami znajdowała się przestronna sypialnia z ogromnym łożem i drzwiami wychodzącymi na zalany słońcem taras otoczony powiewającymi na wietrze lekko przejrzystymi firanami. W oddali widać było plażę i ciemnoniebieskie fale.
– Przepiękne miejsce – powiedział Luca i uścisnął dłoń Stefano na pożegnanie. Po chwili zostali sami. Hannah powoli odwróciła się do Luki, który stał pośrodku pokoju. Z rękami w kieszeniach spodni i lekko zmarszczonym czołem rozglądał się po eleganckim wnętrzu utrzymanym w kolorach jasnej zieleni i kremowej bieli.
– Jak mogłeś? – wyrzuciła z siebie Hannah. – Jak śmiałeś!
Luca popatrzył na nią, jakby dopiero teraz ją zauważył.
– Chyba nie chodzi o to, jak cię przedstawiłem?
– Właśnie o to chodzi! – przerwała mu.
– Nie miałem innego wyjścia – odparł i podszedł do okna, jakby oczekiwał, że dyskusja na tym się zakończy.
Hannah zdumiona wpatrywała się w jego szerokie barki.
– I wydaje ci się, że ktoś w to uwierzy?
Luca odwrócił się ku niej. Arogancko uniesione brwi wyrażały całkowitą pewność.
– Nie byłoby mnie tutaj, gdybym sądził, że się nie uda.
– Żebyś się przypadkiem nie przeliczył.
– Dlaczego Andrew Tyson miałby nie uwierzyć, że jesteś moją narzeczoną?
– Ponieważ nie jestem…
– Odpowiednia? – dokończył za nią, gdy zawiesiła głos.
Niespeszone spojrzenie omiotło jej sylwetkę od góry do dołu. Zaczerwieniła się.
– Nie jesteś wystarczająco ładna, inteligentna albo elokwentna?
Hannah poczerwieniała jeszcze bardziej.
– Nie, nie jestem – odpowiedziała bezbarwnym głosem. – Dobrze o tym wiesz. Dziś po raz pierwszy leciałam pierwszą klasą i dopiero drugi raz w życiu miałam okazję pić szampana.
Nagle przypomniała sobie tę chwilę, gdy wkładał w jej dłoń kieliszek. Jego spojrzenie na wpół rozbawione, na wpół zaciekawione zdołało wzbudzić w niej cieplejsze uczucia. Ale to była tylko gra. Zacisnęła szybko powieki, żeby się nie rozpłakać.
– Więc to wszystko było ci potrzebne tylko po to, by kłamstwo wypadło bardziej wiarygodnie? – Zerknęła na pomalowane na czerwono paznokcie. Dłonie instynktownie zacisnęły się w pięści. – Manikiur i pedikiur, włosy, makijaż… Przypomniała sobie uznanie, z jakim na nią patrzył. „Świetnie wyglądasz”. Komplement sprawił jej ogromną przyjemność. – Po prostu chciałeś, żebym wyglądała odpowiednio do mojej roli?
– Co w tym takiego złego?
– Wrobiłeś mnie.
Luca westchnął, jakby jej obiekcje go nudziły.
– Proszę przecież o tak niewiele.
– Mam udawać przed obcymi ludźmi, że jestem w tobie zakochana. To ma być niewiele?
– Nic podobnego – zaprzeczył Luca. – Chociaż to chyba nie byłoby aż tak trudne?
Hannah wzdrygnęła się, czując na plecach zimny dreszcz. Musiał być przekonany, że żadna mu się nie oprze.
– Owszem, byłoby trudne – odparła z naciskiem. – Przecież my nic o sobie nie wiemy. Ach, to dlatego wczoraj przy kolacji tak mnie wypytywałeś o rodzinę? – Pokręciła głową zdegustowana nim i sobą. Czuła, że jest coś dziwnego w całym tym wyjeździe, kupowaniu ubrań i fundowaniu zabiegów w spa. Jednak takie wyjaśnienie nie przyszłoby jej do głowy.
– Cóż, przynajmniej się dowiedziałeś, że jestem jedynaczką. Nie zapomnij o tym wspomnieć podczas koktajlu.
– Nie przesadzaj, znasz mnie całkiem nieźle – powiedział Luca, ignorując ostatnią kąśliwą uwagę. – Możliwe, że znasz mnie nawet lepiej niż inni ludzie.
– Serio? – Spojrzała zaskoczona. Wiedziała, że Luca jest samotnikiem, ale na pewno miał jakieś bliższe osoby niż asystentka. – A twoja rodzina?
– Daleko – odparł zwięźle.
– Gdzie?
– Hannah, jesteś jedyną osobą, która widuje mnie niemal każdego dnia, zna moje zwyczaje, słabości i dziwactwa. Naprawdę dobrze mnie znasz.
– Za to ty mnie w ogóle! – wypaliła. Było jej wszystko jedno, czy go znała, czy nie.
– Trochę już cię poznałem – powiedział z uśmiechem, przez który jego usta nagle wydały jej się niezwykle zmysłowe. Z trudem oderwała od nich oczy.
– Jak to? Nigdy o nic mnie nie pytałeś aż do wczorajszego wieczora.
– Może nie musiałem pytać – odrzekł zagadkowo.
– Nie rozumiem – powiedziała i jej dłoń powędrowała ku szyi, zdradzając niepokój.
Luca bezszelestnie zbliżył się i stał teraz tak blisko, że niemal czuła na sobie jego oddech.
– Niech się zastanowię… – mruknął zniewalająco niskim głosem.
Odkąd znaleźli się w pokoju, zdążył poluzować krawat i odpiąć górny guzik koszuli, spod której wyzierał skrawek umięśnionego torsu. Odwróciła głowę, czując, że zasycha jej w gardle.
– Nie znasz mnie ani trochę! Bo gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że nigdy nie zgodziłabym się na coś podobnego.
– Dlatego właśnie cię nie poprosiłem. Czyli jednak cię znam.
– Nie – powtórzyła uparcie, zerkając na białą koszulę, która zdawała się coraz bliżej. Jeśli zrobi kolejne pół kroku, będzie musiała go zatrzymać. Położyć dłonie na delikatnym materiale, poczuć pod nim ciepło jego ciała i sprężystość mięśni…
Głośno wciągnęła powietrze, przerażona kierunkiem, w którym podążały jej myśli. Niemożliwe, by tak łatwo dała się oczarować.
– A jednak – szepnął Luca. Jego spojrzenie przypominało pieszczotę. – Wiem, że pijasz kawę z mlekiem i dwiema kostkami cukru, chociaż przy innych udajesz, że wolisz czarną.
– Co takiego? – Nie sądziła, że ktoś mógł zauważać takie drobiazgi. Rzeczywiście dodawała cukier i mleko tylko wtedy, gdy robiła kawę dla siebie. Najwyraźniej była pod presją wizerunku, który nakazywał zamawiać na lunch sałatę i czarną gorzką kawę.
– To niewiele – powiedziała, zerkając na Lucę.
– Dopiero się rozkręcam – odparł rozbawiony. – Wiem, że w przerwach od pracy przeglądasz blogi podróżnicze i czasami się tego wstydzisz, bo myślisz, że byłbym na ciebie zły. Wiem, że starasz się być zawsze pogodna, ale kiedy nikt nie patrzy, wyglądasz na zasmuconą.
Hannah westchnęła głęboko, zbyt zaskoczona prawdziwością tych spostrzeżeń, by odpowiedzieć czy nawet się zaczerwienić. Skąd o tym wszystkim wiedział?
– Wiem też, że w twoim życiu jest ktoś o imieniu Jamie, na kim ci bardzo zależy.
Zmroziło ją.
– Doskonała robota, Sherlocku – powiedziała z przekąsem. – Trudno ci odmówić spostrzegawczości, ale to niczego nie zmienia. Cały ten pomysł z mistyfikacją jest zły i nie powinieneś mnie zmuszać do brania w tym udziału.
Luca popatrzył na nią. Ciepły wyraz mahoniowych oczu gdzieś się ulotnił.
– W jaki sposób cię zmusiłem? – zapytał, a jego głos zabrzmiał podejrzanie miękko.
– Nie dałeś mi wyboru – niemal wykrzyknęła. – Po prostu przedstawiłeś mnie jako swoją narzeczoną. Co miałam niby zrobić? Powiedzieć, że jesteś kłamcą?
Luca wzruszył ramionami.
– Dlaczego tego nie powiedziałaś?- stwierdził i popatrzył na nią chłodno.
– Ponieważ…
– Ponieważ? – zapytał, gdy utknęła w połowie zdania.
– Ponieważ byłaby to bardzo niezręczna sytuacja dla nas obojga – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Jedna niezręczność mniej lub więcej. Jaka to różnica?
– Mogłeś mnie wyrzucić z pracy – przyznała wreszcie.
Uniósł tylko brwi w zdumieniu.
– I narazić się na proces o molestowanie?
– Za to już mogłabym cię pozwać. – Hannah podjęła sugestię, na co jego oczy zwęziły się niebezpiecznie.
– Wtedy rzeczywiście straciłabyś pracę, tak samo jak ja.
– Mógłbyś ze mną zawrzeć ugodę.
– Czyli chodzi o pieniądze? – Obdarzył ją cynicznym uśmiechem. – Mówisz, że powinienem ci zapłacić?
– Nie, na miłość boską! – Zachodziła w głowę, jak w ogóle dotarli do tego punktu rozmowy. Nie miała zamiaru go pozywać, choć pomysł wydawał się kuszący. Luca Moretti zasługiwał na solidną porcję kłopotów za to, w co ją wpakował. – Nie chcę pieniędzy – powiedziała suchym tonem. – Po prostu odmawiam udziału w twojej grze. Dlaczego mnie nie uprzedziłeś?
– Ponieważ wtedy byś odmówiła.
Patrzyła na niego, szczerze zdumiona arogancją, jaką prezentował.
– Nie jest ci ani trochę wstyd? – zapytała, ale chyba niepotrzebnie.
– Nie – powiedział szczerze. – Gdybyś odrzuciła to śmieszne zacietrzewienie, dotarłoby do ciebie, że tak naprawdę nie proszę o wiele.
– Prosisz, żebym kłamała.
– A tobie nigdy nie zdarzyło się skłamać?
Hannah zagryzła usta.
– Każdemu się zdarza, ale to co innego.
– Andrew Tyson ma niedorzeczne oczekiwania wobec inwestorów – przerwał jej Luca. – Wiem, że jestem idealnym kupcem, i wiem, że to nie fair żądać, by kupiec był żonaty. Więc naprawdę nie do mnie należałoby mieć pretensję.
– Ilu masz konkurentów?
– Dwóch. Obaj żonaci.
– I nie kusiło cię, żeby przedstawić mnie jako żonę?
– Owszem – przyznał Luca, ale uznałem, że to nie przejdzie.
– Przynajmniej zachowałeś resztki rozsądku – mruknęła. Nadal uważała całą sytuację za niepojętą, ale jej furia nieco osłabła. Nie wiedziała, czy była to zasługa uroku osobistego Luki, czy też może tego, że odczuwała dla niego coś w rodzaju współczucia. A może była po prostu zbyt zmęczona, żeby prowadzić z nim walkę.
Powoli podeszła do kremowej kanapy we wnęce i z ulgą usiadła na miękkim pluszowym siedzeniu.
– Jakie masz wobec mnie zamiary? – zapytała, po chwili zdając sobie sprawę z niezamierzonego komizmu tego sformułowania.
Luka nic nie odpowiedział, tylko poluzował krawat i ściągnął go przez głowę, po czym zaczął rozpinać koszulę.
Przez chwilę patrzyła jak urzeczona, po czym pisnęła:
– Co ty wyczyniasz?
– Przebieram się. Za godzinę zaczyna się przyjęcie.
– Nie możesz pójść do łazienki? – Kiwnęła w stronę drzwi.
– Po co? Przecież jesteśmy zaręczeni – odparł, a Hannah wymownie spojrzała na sufit.
– Jesteś niemożliwy.
Mimo że odwróciła głowę, pod jej powiekami został obraz opalonego torsu i umięśnionego brzucha, który zaprezentował Luca, zdejmując koszulę.
– Nie jesteś pierwszą osobą, która to mówi – odpowiedział Luca.
Do jej uszu doszedł szelest spodni rzuconych na krzesło. Nawet nie patrząc w jego stronę, Hannah mogła go sobie wyobrazić stojącego w samych bokserkach. Wahała się między kolorem czarnym i granatowym…
– Nadal nie opowiedziałeś mi, jak zamierzasz to wszystko rozegrać?
– To proste. Będziemy udawać narzeczonych.
Hannah zdecydowała się w końcu spojrzeć w jego stronę. Zapinał właśnie pasek szarych spodni. Jego tors był nadal cudownie nagi.
– To nie jest proste, Luca. Nie jesteśmy zaręczeni i prawie się nie znamy. Jeśli ktoś zapyta, jak się poznaliśmy czy o cokolwiek innego, nie będziemy wiedzieli, co powiedzieć.
– Najlepiej trzymać się jak najbliżej prawdy – powiedział, sięgając po jasnoniebieską koszulę. – Nie zapominaj, że jesteś moją asystentką.
– I tak po prostu jesteśmy zaręczeni? Jakież to wygodne.
Posłał jej krótki uśmiech, który wcale nie poprawił jej humoru.
– Też tak uważam. Przygotuj się, za niecałą godzinę poznasz Tysona.
Luca obserwował słońce zniżające się nad morzem. Próbował zdusić w sobie poczucie winy. No trudno, wrobił ją. Nie miał innego wyboru. Najważniejsze, że już nie wyglądała na tak wściekłą.
Westchnął ciężko i popatrzył na drzwi łazienki, za którymi zniknęła pół godziny temu. Nie mógł się doczekać, gdy wreszcie stanie twarzą w twarz z Andrew Tysonem. Przez trzy miesiące, odkąd Tyson ogłosił, że zamierza sprzedać sieć ośrodków wypoczynkowych, Luca nie kontaktował się z nim. Wszystko było załatwiane przez pośredników, aż do tego weekendu. Dziś wreszcie będzie miał szansę spojrzeć w oczy człowiekowi, którego szczerze nienawidził. Musiał podpisać ten kontrakt. I był gotów poświęcić wszystko, aby dopiąć celu.
– Gotowa jesteś? – zawołał, słysząc ciszę w łazience. ‒ Za piętnaście minut zaczyna się przyjęcie.
– Prawie. – Otworzyła drzwi i zatrzymała się w progu. Brodę miała dumnie uniesioną, chociaż w oczach można było dojrzeć ślad niepewności. Na jej widok Luca wprost osłupiał.
Hanna miała na sobie koktajlową sukienkę do kolan, którą kupili w butiku. Kolor śliwki i prosta linia dobrze podkreślały wąską talię i długie nogi. Włosy miała rozpuszczone, przez co wyglądała mniej grzecznie niż na co dzień.
Dopiero po chwili odchrząknął, odzyskując głos.
– Dobrze… doskonale wyglądasz.
– Udało mi się spełnić twoje oczekiwania? – zapytała raczej oschłym tonem, po czym podeszła do swojej walizki i zaczęła czegoś szukać. – Jeśli kiedykolwiek żałowałam, że wydałeś na mnie fortunę, to już mi przeszło – dodała ze złością.
– Nie ma czego żałować – odparł, obserwując, jak promienie zachodzącego słońca rozświetlają opadające na policzki fale jasnych włosów. Patrzył, jak odgarnęła dłonią włosy na plecy, aby założyć kolczyki. Było w jej gestach coś niebywale intymnego i erotycznego zarazem. Przez chwilę uległ złudzeniu, że rzeczywiście mogliby być parą kochanków i czuć się przy sobie tak swobodnie jak teraz.
– Biżuterię pewnie będę musiała zwrócić po zakończeniu tego spektaklu – zapytała, rozpinając szczupłymi palcami naszyjnik z pereł.
– Nie, możesz zatrzymać wszystko.
Chwilę manipulowała palcami na karku, ale nie mogła trafić z zapięciem i bez słowa wyciągnęła dłoń w jego stronę.
– Pomogę ci – zaofiarował się.
Nie mógł się oprzeć i dotknął aksamitnej skóry na karku. Miał wrażenie, że zadrżała pod delikatnym muśnięciem.
– Dziękuję – powiedziała półgłosem, unikając jego spojrzenia. Jedynie lekki rumieniec na dekolcie zdradził emocje.
– Powinienem ci kupić porządniejszą biżuterię.
– Perły w zupełności wystarczą.
– Tak, są piękne, ale chciałbym cię zobaczyć w diamentach. Albo szafirach. Wyglądałyby idealnie przy twojej karnacji.
Hannah pochyliła głowę, unikając jego spojrzenia.
– Dziękuję.
Luca nie spuszczał z niej oczu. Chętnie znalazłby kolejną okazję, by jej dotknąć.
– Już się nie gniewasz?
Zerknęła na niego, ale po chwili znów skromnie spuściła rzęsy.
– Chyba nie. Właściwie… nawet całkiem pana lubię, panie…
– Musisz pamiętać, żeby mówić mi po imieniu – napomniał ją.
– Przepraszam, to z przyzwyczajenia. – Sięgnęła po szal i otuliła nim ramiona. – Lubię dla ciebie pracować, chociaż nie podoba mi się ta cała mistyfikacja. Nie chcę jednak, żebyś stracił twarz albo szansę na kontrakt i na pewno sama nie chcę stracić pracy. Cóż, chyba jestem gotowa.
– Świetnie. – Przez chwilę udało mu się pochwycić jej spojrzenie. Nie miał pojęcia, ile tak stali, ale kiedy wziął ją za rękę, słońce schowało się za horyzont, a w pokoju pogrążonym dotąd w długich cieniach, zapanował półmrok.
Czując swe palce, luźno splecione, wyszli z pokoju.
Na tarasie płonęły świece i niewielkie pochodnie, a ostatnie promyki słońca odbijały się w skałach pnących się wysoko w górę za domem Tysona, który dopiero z perspektywy tarasu okazał się rozległą rezydencją. Część domu, w której ich ulokowano, leżała nieco na uboczu i najwyraźniej była przeznaczona dla gości, którzy mieli zapewnioną prywatność, a jednocześnie mogli łatwo odnaleźć towarzystwo domowników.
Hannah z uśmiechem wzięła kieliszek szampana z tacy podsuniętej usłużnie przez kelnera. Na tarasie było już kilka osób, prawdopodobnie znajomych Tysona. Upiła łyk i rozejrzała się dyskretnie. Oprócz nich były jeszcze dwie pary. Elegancki, rosły blondyn z równie wysoką nieco kostyczną kobietą, którą Hannah mgliście pamiętała z innej okazji, oraz mężczyzna w starszym wieku z siwiejącymi włosami i uśmiechniętą partnerką, zapewne żoną, która z trudem wcisnęła się w jasnozieloną suknię.
Luca wyglądał na lekko rozbawionego, ale Hannah wyczuwała, że jest spięty. Obejmował kieliszek szampana tak mocno, że aż zbielały mu kostki u rąk.
– Witamy! – Mężczyzna około siedemdziesiątki stanął w otwartych drzwiach i wyciągnął ręce w kierunku gości, a potem zatarł je, jakby bardzo się ucieszył. Hannah znała Andrew Tysona ze zdjęć. Jowialna, lekko zaokrąglona twarz, srebrzyste włosy i głęboko osadzone brązowe oczy. W młodości musiał być przystojny, pomyślała. Wigor i charyzma nie opuszczały go pomimo podeszłego już wieku.
– Tak się cieszę, że nareszcie pan do nas zajrzał – powiedział mężczyzna i ruszył prosto w ich stronę. – Luca, James i Simon. Znacie się wszyscy, prawda?
Mężczyźni wymienili spojrzenia i niemal równocześnie kiwnęli głowami.
– Wspaniale. Macie już drinki, czy komuś czegoś potrzeba? – zapytał, a gdy nikt się nie odezwał, jego spojrzenie zatrzymało się na Luce, który nerwowo przestąpił z nogi na nogę.
– Luca Moretti – powiedział powoli, jakby w myślach wertował wizytownik. – Dotąd chyba nie mieliśmy okazji się spotkać, ale branża nie szczędzi panu komplementów.
Hannah zerknęła na Lucę. Jego twarz była zupełnie wyprana z emocji. Wymruczał tylko ledwie słyszalne podziękowanie.
– Niedawno się zaręczyliście, prawda? – Tym razem jego zainteresowanie wzbudziła Hannah. Zmrużył przy tym oczy, a jego spojrzenie stało się niemal chytre.
Luca pociągnął ją lekko, tak że musiała wystąpić o pół kroku naprzód. Poczuła się jak przy prezentacji trofeów łowieckich. Z trudem przywołała na twarz uśmiech, czując, że nadchodzą niewygodne pytania.
– To moja przyszła żona, Hannah Stewart – powiedział Luca i Hannah wyciągnęła dłoń.
– Hannah – powiedział z uznaniem Tyson, trzymając jej dłoń nieco dłużej, niż by wypadało. W popłochu zastanawiała się, czy ktoś taki jak Tyson nie jest zbyt mądry, by dać się zwieść pozorom.
– Miło mi pana poznać – powiedziała.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł. – Jak się poznaliście? – zapytał bez ogródek.
– Hannah jest moją asystentką – wtrącił Luca. – Poznaliśmy się w pracy. Nie jestem zwolennikiem mieszania spraw zawodowych i osobistych, ale w tych okolicznościach było to nieuniknione. – Posłał jej powłóczyste spojrzenie. Wiedziała doskonale, że to tylko gra, ale i tak było jej przyjemnie.
– Doskonale to rozumiem – powiedział Andrew z uroczym uśmiechem. – Jak wyglądały oświadczyny, o ile to nie tajemnica?
Hannah nerwowo zamrugała oczami i popatrzyła na Lucę, który jednak nie zamierzał wybawić jej z opresji.
– To bardzo romantyczna historia – powiedziała, a w jej myślach coś zaskoczyło i weszła w rolę narzeczonej bez najmniejszego trudu. Objęła Lucę w pasie, rozkoszując się dotykiem prężących się pod skórą mięśni. – Zabrał mnie na weekend do Paryża. Polecieliśmy prywatnym odrzutowcem. ‒ Rzuciła Luce pełne czułości spojrzenie. ‒ Tam zabrał mnie na wieżę Eiffla… – Luca przyglądał jej się z mieszaniną podziwu i rosnącego zaciekawienia. – Właściwie wynajął ją tylko dla nas, żeby nikt nie przeszkadzał.
– Nie wiedziałem, że można wynająć wieżę Eiffla. – Tyson niemal gwizdnął z podziwem.
Hannah kontynuowała, nie tracąc rezonu:
– Ależ można, trzeba tylko znać właściwych ludzi, prawda? – zwróciła się do Luki, który pozwolił sobie na uśmiech.
– Szczera prawda – potwierdził.
– I co było dalej? – zadała pytanie kobieta w zielonej sukni. Wszyscy słuchali naprędce stworzonej historii. Hannah wiedziała, że nie może przesadzić. Z drugiej strony Luca Moretti miał rozmach i była pewna, że jeśli się komuś oświadczy, to nie będzie to zwykła kolacja przy świecach, tylko coś tak spektakularnego, jak wymyślone przez nią oświadczyny wysoko ponad dachami stolicy miłości.
– Powiedział, że jest we mnie do szaleństwa zakochany i nie może beze mnie żyć. Przyklęknął na jedno kolano i poprosił mnie o rękę. Myślałam, że zemdleję z wrażenia – zakończyła opowieść i jak na przeszczęśliwą narzeczoną przystało, przytuliła się do boku Luki.
Andrew Tyson uśmiechnął się uprzejmie, po czym zmarszczył na sekundę brwi.
– I nawet nie dostałaś pierścionka?
– Ależ oczywiście, że dostałam – zapewniła go Hannah. – Rodowy klejnot wysadzany diamentami i szafirami, cudowny wprost – zachwycała się, wyobrażając sobie, jak też taki pierścionek mógł wyglądać.
Wokół panowała niemal kompletna cisza.
– Dlaczego więc go nie nosisz? – zapytała któraś z kobiet.