Miriam - Andrews Mesu - ebook + książka

Miriam ebook

Andrews Mesu

4,7

Opis

E-book dostępny w formacie mobi, epub. nie ma pliku PDF.

 

  • „Fascynujące spojrzenie na biblijną historię Mojżesza i w głąb ludzkich serc – ta opowieść porwie Cię i nie opuści aż do ostatniej strony” - Tessa Afshar

 

 „Hebrajczycy nazywają mnie prorokinią; Egipcjanie – wieszczką. Żadne z tych określeń nie jest jednak prawdziwe.

  Jestem opiekunką Izraela i posłanniczką El Shaddai.

  Gdy przemawia do mnie w snach, objaśniam Jego słowa. Gdy szepcze melodię, śpiewam”.

 

  • Całe życie osiemdziesięciosześcioletniej Miriam naznaczone było miłością do El Szadaj. Przez całe życie służyła też - jako prorokini i położna – Jego ludowi. 

Kiedy jej brat Mojżesz powraca z wygnania, do Egiptu dociera niespodziewane przesłanie. Bóg Miriam nagle zyskuje nowe imię – Jahwe – i obiecuje radykalne zbawienie dla Izraelitów. Miriam i jej ukochani stają wobec radykalnego wyboru: pozostać w niewoli  czy zapłacić niewyobrażalną cenę za nieznane granice wolności? Nawet jeśli Hebrajczycy zdołają przeżyć plagi, gdzie wody Nilu zamieniają się w krew, a państwo nawiedza burza szarańczy i żab - to czy będą w stanie poradzić sobie z następstwami złości faraona?

  • Odbądź podróż w przeszłość, w kierunku egzotycznych ziem, gdzie władzę sprawują faraonowie, mieszkańcy oddają cześć pogańskim bożkom, a Izraelici zanoszą swe modły do Boga, którego tak naprawdę nie rozumieją.  

Od autorki:

  • Drodzy Czytelnicy! W dużym skrócie chciałabym podzielić się z Wami przemy­śleniami i rezultatami swoich badań nad księgą Wyjścia, który skłoniły mnie do napisania książki - z Miriam w roli głównej. Wierzę, że dzięki temu mogliście poznać jej charakter, zrozumieć motywy jej po­stępowania i  odkryć prawdę o Bogu, co było udziałem Miriam. Mam nadzieję, że tak jak Ona dasz porwać się Bogu, który potrafi czynić cuda, nawet te niemożliwe. 

Mesu Andrews - to autorka wielu znanych i nagrodzonych powieści, między innymi Ogień i lwy, Córka Faraona.  Jej głębokie zrozumienie i miłość do Bożego Słowa sprawiają, że biblijny świat ożywa na oczach czytelników. Mesu mieszka na Wybrzeżu Północno-Zachodnim razem z mężem Royem, a wolne chwile spędza w otoczeniu powiększającego się grona wnucząt.  

  • Opinie czytelników:

Jeśli lubisz powieści historyczne, których akcja rozgrywa się w czasach biblijnych to spodobają ci się te intrygujące powieści. Dzieje Mojżesza znam od dziecka a mimo to czytając nie mogłam się doczekać, aby przewrócić stronę i zobaczyć co będzie dalej. Czułam się, jakbym żyła wśród Hebrajczyków, przechadzała się po egipskich ogrodach, przeżyłam plagi egipskie … Ta seria uczyniła mnie fanem Mesu Andrews i wkrótce przeczytam jej inne powieści

  • MESU ANDREWS Zdobywczyni nagrody Christy 

   Inne tytuły serii  "Królowie i Prorocy":

 Seria "Skarby Nilu":

Tłumaczenie:
Dominika Głowa
Data i miejsce wydania:
2021
Liczba stron:
498
ISBN:
978-83-66397-22-4

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 527

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Prolog

[Jahwe] rzekł: Słuchajcie słów moich: Jeśli jest uwas prorok, objawię mu się przez widzenia, w snach będę mówił do niego.

Lb 12, 6

Wołają na mnie Miriam. Choć ciało moje nie jest już młode, umysł pozostaje jednak bystry. Jestem niewolnicą, położną, leczę też ludzi ziołami. Niezależnie od tego, co robię, to El Shaddai* czyni mnie tym, kim jestem.

Hebrajczycy nazywają mnie prorokinią; Egipcjanie – wieszczką. Żadne z tych określeń nie jest jednak prawdziwe. Jestem opiekunką Izraela i posłanniczką El Shaddai. Gdy przemawia do mnie w snach, objaśniam Jego słowa. Gdy szepcze melodię, śpiewam.

W przeciągu osiemdziesięciu sześciu lat przypływów, Jego obecność wzbierała we mnie jak woda w Nilu, zaspokajając moje pragnienie i wszystkie inne potrzeby. Nie ulegam nadmiernym oczekiwaniom, jakie mają inni wobec mnie. Nie daję się pochłonąć pracy. Nie poddaję się rozpaczy. Należę tylko do Niego i dzięki Niemu mogę kochać innych taką samą miłością, jaką On obdarza mnie.

Patrzę z niepokojem na rodziców. Sny z ostatniej nocy zaburzyły mój spokój. El Shaddai, wiadomości od Ciebie były dotychczas tak jasne. Dlaczego teraz pozostają tajemnicą?

Wiem, że moje sny zwiastowały śmierć. Nie domyślam się jednak - czyją. Lęk staje się coraz bardziej dotkliwy. Proszę, Shaddai, nie odbieraj mi rodziców. Zdaję sobie sprawę, jak niedorzeczna jest moja prośba. Abba** Amram widział już sto trzydzieści siedem przypływów. Ima*** Jokebed – sto dziewięć. Są cudem plemienia Lewiego; nawet wśród Egipcjan szepcze się o parze niewolników, którzy cieszą się niezwykłymi względami bogów.

Moje serce chyba by pękło, gdybym musiała się z nimi pożegnać.

Nagle w moim umyśle pojawia się błysk światła oznajmujący wizję. Potem ciemność. Shaddai rozprasza ją, ukazując sylwetkę kroczącego żołnierza. To Eleazar, mój bratanek. Zjawy z wczorajszego snu tańczą dookoła niego, kpiąc, lecz on ich nie widzi. Idzie szybkim krokiem, wykrzykując moje imię. Tak prędko jak nadeszła - wizja znika.

Rodzice śpią spokojnie, a ja trwam w obecności mojego Shaddai. Eleazar pojawi się wkrótce z naszym porannym przydziałem jedzenia. Teraz już wiem, że sny wczorajszej nocy dotyczą jego. Dziękuję, El Shaddai, za tę łagodną pociechę. Bo choć złowieszcze postacie poddawały Eleazara próbom i kpinom, to nie zdołały go jednak zniszczyć. W tym śnie chodziło ocoś więcej. Jestem tego pewna. Pokaż mi, Shaddai. Pokaż mi więcej.

Zduszone powietrze naszego ceglanego domu porusza ciepły wiatr. To El Shaddai. Dobrze już, będę cierpliwa. Nowo odnaleziony spokój walczy we mnie z dręczącą złością. Próbuję śpiewać. Śpiewanie zawsze mnie uspokaja, podnosi na duchu, zbliża do Niego.

Melodia ta sama, co zwykle. Uporczywa, jęcząca, tęskniąca. Coś się jednak zmienia. Bryza znika. Przez mój kręgosłup przebiega dziwaczny dreszcz. Nucę znajomą pieśń, czekając na nowe słowa chwały, które nigdy nie nadchodzą – tak jak sen pozbawiony znaczenia.

Z bijącym sercem i płonącymi oczami wzywam w duszy mojego Pana. El Shaddai, jesteś tam?

Cisza.

Wyglądam przez okno. Słońce nadal świeci. Ptaki ciągle śpiewają. Ale gorące powietrze przecina zimny wiatr i już wiem. Nadchodzi zmiana. Nadeszła zmiana.

*El Szaddaj; hebr. el – bóg, sadai – wszechmogący, najwyższy, wzniosły – przydomek Boga w Biblii hebrajskiej, tłumaczony jako Bóg Wszechmogący.

**abba – ojciec

***ima – matka

Część I

Pan rzekł do Mojżesza: Gdy będziesz powracał do Egiptu, pamiętaj o władzy czynienia wszelkich cudów, jaką ci dałem do ręki, i okaż ją przed faraonem. Ja zaś uczynię upartym jego serce, tak że nie wypuści ludu.

 

Wj 4, 21

1

(…) iuprzykrzali [Egipcjanie] im życie [Izraelitom] uciążliwą pracą przy glinie icegle oraz różnymi pracami w polu. Do tych wszystkich prac przymuszano ich bezwzględnie.

Wj 1, 14

Mgła brzasku unosiła się jeszcze nad wschodnim wzgórzem, gdy pierwszy okaleczony niewolnik pojawił się u progu komnaty Miriam.

Cały rok obawiałam się nadejścia tego dnia.

– Przychodzę z błotnistych mułów na płaskowyżu. Nie mam czym zapłacić za twą pomoc. Zajmiesz się moimi ranami?

Mężczyzna odwrócił wzrok i wstrzymał powietrze. Czekał na odrzucenie?

– Tak, tak. Wejdź. – Miriam poderwała się na nogi i pospieszyła, by przyjąć chorego, póki jeszcze nie zmienił zdania.

Niewolnik wszedł do środka, lecz uczyniwszy dwa kroki na brudnej podłodze Miriam, przystanął natychmiast niepewnie.

– Słyszałem, że prorokini Izraela leczy za darmo, ale nie mogłem w to uwierzyć.

Miriam skierowała przybysza w stronę maty, jednocześnie przyglądając się jego ranom. Poza zwyczajnymi zacięciami i sińcami na twarzy, na jego pokrytych błotem plecach znajdowały się też blizny po biczowaniu.

– Nie sprzeciwiam się zapłacie, ale nie potrafię odrzucić Abrahamowego dziecka w potrzebie.

Mężczyzna zaśmiał się niewesoło.

– w takim razie czeka cię dziś spotkanie z wieloma jego dziećmi. Wraz z temperaturą wzrasta złość naszych panów.

Miriam położyła chorego na macie. Skupiona na głosie El Shaddai, poświęcała mu jedynie część swojej uwagi.

Shaddai, wiesz, że nie mogę służyć Twoim ludziom bez Boskiej porady.

Przyjaciółka Szifra wyszkoliła ją na położną, lecz opieki nad chorymi i rannymi nauczyła się w przeciągu lat doświadczeń i objawień Boga, który jak nikt inny rozumiał zawiłości ludzkiego ciała.

Przybyły musiał zauważyć wahanie Miriam, gdyż wskazał na swój lewy bok i powiedział:

– Podejrzewam, że mam złamane żebra. Po biczowaniu strażnik uderzył mnie w twarz i brzuch, a kiedy się przewróciłem, zaczął kopać. Muszę wracać do pracy, zanim ktoś się zorientuje, że mnie nie ma.

– Najpierw oczyszczę twoje plecy, a potem sprawdzę brzuch i żebra.

Nie potrzebowała wizji, żeby potraktować jego rany miodem, ale wewnętrzne obrażenia potrafiła leczyć tylko dzięki mądrości Shaddai. Pracowała w pośpiechu, błagając milczącego Boga o pomoc. Jej serce biło jak oszalałe.

Shaddai, gdzie jesteś? Bez Twojego oddechu w mojej duszy jestem jak bez prawej ręki.

– Połóż się na plecach, żebym mogła obejrzeć twój brzuch. – Przycisnęła roztrzęsione ręce do torsu mężczyzny. Jej dotyk, choć wyraźnie delikatny, był dla niego bolesny niczym uderzenie. – Nie sądzę, abyś krwawił w środku. Zabandażuję twoje żebra, abyś mógł wrócić do pracy.

Gdy sięgała po materiał, mężczyzna złapał ją za ramię.

– Dziękuję, prorokini. Żałuję, że nie mam ziarna ani mleka, żeby móc ci się odpłacić.

Opuścił powieki ze wstydem.

Miriam ujęła jego policzek, tak jak robiła to z setką niewolników wcześniej.

– El Shaddai dba o moje potrzeby. Jest Jedynym Prawdziwym Bogiem, który pewnego dnia wybawi nas wszystkich od cierpień.

Zawstydzony wyraz na twarzy niewolnika zastąpił gorzki uśmiech.

– Mam nadzieję, że twoje zdolności lekarskie są lepsze niż prorocze. El Shaddai porzucił nas po śmierci Józefa.

– Nieprawda – zaprzeczyła Miriam. – Jeśli naprawdę Go słuchamy, przemawia do nas każdego dnia. Nadal jesteśmy Jego narodem wybranym.

Mężczyzna zamrugał, z trudem podnosząc plecy.

– Jeśli tak właśnie wygląda bycie wybranym przez twojego Boga, to wolę już służyć Anubis i wierzyć w egipskie zaświaty.

– Wynoś się – nakazał niski głos. Miriam od razu domyśliła się, że to jej bratanek Eleazar zareagował tak na ostatnią uwagę niewolnika. – Przychodzisz do mojej dody* po pomoc, a w podzięce ją obrażasz. Wynoś się.

Jego wzrost i postura wydawały się jeszcze bardziej imponujące w małej komnacie Miriam.

– Wybaczcie. Ja…

Przybysz spróbował wstać, lecz Miriam przycisnęła ręce do jego piersi, ponownie sadzając go na macie.

– Nie wyjdziesz stąd, dopóki cię nie zabandażuję. W międzyczasie posłuchasz zaś, bez przerywania, o El Shaddai i jego dobrych zamiarach względem Izraela. – Miriam ruszyła do kosza z bandażami, machając ostrzegawczo palcem w stronę bratanka. – A ty przestaniesz straszyć moich pacjentów.

Eleazar przemierzył mały pokój w czterech długich krokach.

– Faraon wzywa cię do sali tronowej. Natychmiast. Nie masz czasu, żeby pomagać niewdzięcznym niewolnikom.

– Faraon może zaczekać. Z powodu upału będzie tu dziś jeszcze więcej rannych. Jestem przekonana, że faraon zamiast rozmawiać z położną woli oglądać efekty pracy swoich ludzi. – Okręciła się wokół wysokiego bratanka i zabandażowała pierś niewolnika tak ciasno, jak był w stanie to znieść. – Teraz opowiem ci, dlaczego nazywamy się wybranym narodem El Shaddai. Gdy nasz Bóg postanowił pobłogosławić Abrahama, obiecał też, że przez niego pobłogosławione zostaną wszystkie ludy, a jego potomkowie posiądą krainę Kanaan. Nasza niewola jest częścią Jego planu. El Shaddai ostrzegł Abrahama, że jego dziedzice będą zniewoleni przez czterysta lat w obcym kraju, zanim otrzymają Ziemię Obiecaną.

– Dodo, teraz. – Eleazar tupnął o brudną posadzkę. – Faraon nakazał ci przyjść do pałacu. Natychmiast.

Miriam spojrzała na bratanka pod zmarszczoną brwią i przeniosła swą uwagę z powrotem na krnąbrnego sługę.

– Jeśli obliczenia mojego abby Amrama są słuszne, niewola dobiegnie końca jeszcze za naszego życia. – Po jej ciele przebiegł dreszcz podniecenia. – Wyobrażasz sobie wyzwolenie z tego miejsca?

Zawiązawszy ostatni bandaż, zerknęła na chorego, czekając na wybuch radości. Zamiast niego ujrzała jednak złość.

– Ty i twoja rodzina osiedliście w dolinie, na Ziemi Goszen, która oznacza obfity prowiant i długie życie. Inaczej niż na płaskowyżu. Mój abba zmarł, gdy miałem cztery lata, a ja sam bez wątpienia zejdę z tego świata, zanim moi synowi osiągną dojrzałość. – Zwrócił się do Eleazara. – Nie chcę urazić twojej prorokini, lecz nie mogę zaufać Bogu, który pozwala nie tylko na cierpienie swojego narodu, ale również na taką wśród niego niesprawiedliwość.

Miriam zamarła. Wiedziała, jaka będzie odpowiedź Eleazara.

– Ja również mu nie ufam, przyjacielu. A teraz wyjdź.

*doda - ciocia.

2

Amram wziął za żonę ciotkę swoją, Jokebed, która mu urodziła Aarona iMojżesza. Alat życia Amrama było sto trzydzieści siedem.

Wj 6, 20

Cierpliwość Eleazara dobiegała końca, lecz doda nie zamierzała posłuchać nakazu faraona, dopóki bratanek nie zgodził się odwiedzić saby Amrama i savty Jokebed.

– Jesteśmy ci wdzięczni, że każdego dnia dzielisz się z nami swoimi racjami jedzenia – powiedziała. – Ale dziadków bardziej od pożywienia interesuje ich wnuk.

Wiedział, że miała rację. Saba* i savta** byliby zawiedzeni, gdyby po przebudzeniu zastali komnatę pustą, a on wolałby walczyć z Hetytami niż ujrzeć zawód na twarzy dziadków.

Przeszedł do przyległego pokoju, doda uklękła przy dwóch śpiących postaciach. Saba Amram leżał na boku, tyłem do drzwi, z ramieniem owiniętym wokół kruchej sylwetki jego ukochanej Jokebed. Byli razem, o ile dobrze pamiętał, od niemal dziewięćdziesięciu przypływów.

Doda*** Miriam mieszkała w tej dwuizbowej chacie przez całe prawie życie – z wyjątkiem okresu, gdy służyła córce faraona, tej samej kobiecie, która uratowała jej brata, Mojżesza, i wychowała go na księcia Egiptu. Kiedy dziedzictwo Mojżesza zostało odkryte, łaskawy strażnik króla uratował córkę faraona przed śmiercią, a następnie ukrył wśród Hebrajczyków. Tam zyskała żydowskie imię, Bitia, i wyszła za Głównego Tkacza, niewolnika o imieniu Mered, który dzielił przestrzeń długiego domu razem z dodą, sabą i savtą. Rodzina Mereda rozrosła się i przeniosła do innej wioski, lecz doda pozostała na miejscu, by dbać o rodziców – i wszystkich innych, których nie było stać na pomoc egipskich medyków.

Eleazar przejechał palcami po śladach na framudze drzwi, którymi przez laty znaczono jego wzrost. Dorastanie jego młodszego brata, Itamara, uwieczniono po drugiej stronie wejścia. Zawsze byli ulubieńcami dody – bez wątpienia dlatego, że abba Aaron i ima Eliszeba całą swą uwagę poświęcali starszym synom, Nadabowi i Abihu. Zanim zdążył go powstrzymać, z ust Eleazara uciekł niechciany jęk.

Doda szturchnęła ramię saby Amrama.

– Eleazar przyniósł nam jedzenie. Twoje ulubione, chleb z owocami głożyny i ugotowane jajka gęsi.

Zamachała przysmakami pod jego budzącym się ze snu nosem. Eleazar zaśmiał się na widok błysku w wilgotnych oczach saby. Zamieszanie obudziło także savtę Jokebed, której słodki uśmiech powitał wnuka jak ciepły uścisk.

– Dzień dobry, nasz słodki chłopcze.

Eleazar liczył sobie czterdzieści siedem lat, był strażnikiem drugiego z pierworodnych faraona, a ze względu na militarną służbę podczas wojny zyskał też pozycję dowódcy niewolników Ramzesa Wielkiego. Czy nadal był słodkim chłopcem savty? Na jego usta wpełzł niepewny uśmiech. Miał nadzieję, że tak.

– Dzień dobry, savto. Dobrze się miewasz?

– Oczywiście, że tak! – Saba uniosła brwi. – Mamy chleb z owocami głożyny!

Śmiechy dookoła pozwoliły zapomnieć Eleazarowi o porannym wybuchu złości faraona, równocześnie przypominając mu jednak o pracy.

– Przykro mi, że nie mogę zostać dłużej, lecz Ramzes wezwał dodę Miriam do pałacu, by objaśniła jego koszmary.

– Koszmary – szepnęła nabożnie doda. – To sny, które ukazał mi wczoraj El Shaddai.

Wzdychając tęsknie, odłożyła jedzenie na bok i nachyliła się do rodziców.

– Faraon może zaczekać, aż posadzimy twoich dziadków do przyzwoitego posiłku.

Eleazar rzucił się do pomocy. Delikatnie podniósł starców i dla wygody wsunął za ich plecy nieco słomy. Gdy rozejrzał się po pokoju, zobaczył dodę, która wracała z płótnem i miską wody.

– Umyję ich, zanim pójdziemy.

– Absolutnie nie!

Jego gwałtowna reakcja poruszyła savtę i sabę, którego wykrzywiona w łagodnej reprymendzie brew uciszyła Eleazara. Starzec spojrzał na twarz wnuka, jak gdyby szukając miedzi w kopalni.

– Obawiasz się spotkania Miriam z faraonem. Dlaczego?

Zawsze potrafił czytać z niego jak ze zwoju.

– Miesiące temu wspomniałem księciu Ramowi o zdolnościach dody. Nie powinienem był mówić o rodzinie. Teraz książę ma nade mną przewagę. – Eleazar wytrzymał spojrzenie Miriam. – Objaśnij jego sen i wyjdź. Nie mów nic, czym mogłabyś go do siebie zrazić.

– Pomogę mu, jeśli El Shaddai objawi mi znaczenie.

Eleazar poczuł, jak ziemia zapada mu się pod nogami.

– Jeśli? Zawsze potrafiłaś odczytać znaczenie snów. Skąd to zwątpienie?

Doda machnęła na jego pytanie ręką, jak gdyby odganiając muchy od garnka z jedzeniem.

– Shaddai pokazał mi jego sny, więc musimy wierzyć, że gdy stanę przed Ramzesem, objaśni mi również ich znaczenie.

Eleazar otworzył usta, ale zabrakło mu słów. Zagubiony w tej ciszy, zwrócił się o pomoc do saby Amrama.

– Nie mogę jej zabrać do Ramzesa, jeśli nie potrafi objaśnić snu. Faraon ją zabije.

– Podejdź tu, córko. – Saba wyciągnął rękę i przycisnął do siebie dodę. – El Shaddai był nam wierny od dnia narodzin, ale teraz musimy uważać. Egipscy królowie sprytnie obchodzili się z Hebrajczykami, jednak Ramzes odrzucił wszystkie pozory. Nie potrzebuje powodu, by nas zabić.

Doda przyklękła na jednym kolanie, przyciskając czoło do ręki saby.

– Módl się za mnie, abbo. Nie czuję dziś obecności El Shaddai.

Strach pozbawił Eleazara tchu, gdy patrzył na pochylone w modlitwie głowy bliskich. Poczuł się obco – jak zwykle, gdy mówili o swoim Bogu – lecz teraz dodatkowo zalało go poczucie winy za sprowadzenie niebezpieczeństwa na dodę Miriam.

Zachęcona przez mrugnięcie i pocałunek dziadków, doda poderwała się na nogi i przy pomocy laski opuściła mury długiego domu. Po przejściu zaledwie kilku kroków, Eleazar dał upust swojej frustracji.

– Co to znaczy, że nie czujesz obecności El Shaddai? Jest niewidzialny. Jak niewidzialny Bóg może być obecny jednego dnia, a drugiego nie?

– Obecność El Shaddai jest dla mnie prawdziwsza od obecności Nilu – odparła Miriam, nie zwalniając kroku. – Jest powietrzem, którym oddycham. Jest biciem mojego serca. Rozmawiam z Nim każdego dnia i każdego dnia słyszę Jego głos. Odpowiada mi na Swój własny sposób. Dziś jednak było inaczej. Dziś El Shaddai milczał.

Eleazar przełknął i zatrzymał dodę.

– Nie zabiorę cię do Ramzesa, dopóki nie zyskam pewności, że twój Bóg wyjawi ci znaczenie jego snu. Nie dam rady cię obronić w pałacowej sali pełnej egipskich żołnierzy.

– Nie dasz rady obronić wszystkich, najdroższy. – Miriam poklepała go po policzku. – Za to odpowiada El Shaddai.

Jej spojrzenie było całkowicie szczere, lecz to nie szczerość miała ją uratować przed Ramzesem.

– Gdybym zostawił was pod opieką El Shaddai, z głodu byście poumierali wiele lat temu.

Ile razy jeszcze mieli o tym rozprawiać?

Miriam parsknęła i ruszyła w stronę miasta, jednak tym razem musiała zmierzyć się z bolesną prawdą.

– Ty i dziadkowie ledwo żyjecie na połowie moich racji. Dlaczego nie udzielasz pomocy rannym, którzy mogliby ci zapłacić?

– Czasami niewolnicy przynoszą trochę ziarna. Albo bochenek chleba. A do tego mam swój ogródek. El Shaddai się o nas troszczy.

– Dlaczego abba Aaron nie może podzielić się z tobą bochnem chleba? A moja samolubna ima nie może oddać ci trochę ze swego ziarna?

Doda przystanęła i oparła zaciśnięte w pięści dłonie na biodrach.

– Nie mów w ten sposób o swoich rodzicach. Szanuj ich bez względu na przewinienia. To im zawdzięczasz swoje życie.

Zadarła głowę, czekając na aprobatę Eleazara. Gdy bratanek przytaknął, wznowili podroż. Eleazar sięgnął do skórzanej sakwy po swoją porcję chleba i podał kawałek dodzie.

– Nie zdążyłaś zjeść. Weź, proszę.

Miriam przyjęła jego podarunek, wzięła kęs i przeżuła go tą stroną ust, gdzie ciągle miała jeszcze zęby.

– Mów dalej. – Uśmiechnęła się figlarnie.

Eleazar spróbował zachować swój srogi wyraz twarzy, ale zdradził go zduszony śmiech. Szli wąską ścieżką pomiędzy kanałami, które zostały pochłonięte przez przypływ Nilu. Po obu stronach drogi ciągnął się rząd niewolników wyrabiających cegły do rozbudowy miasta wraz z ich wrzeszczącymi poganiaczami o popękanych ustach.

– Koszmary uczyniły faraona jeszcze bardziej nieokiełznanym – powiedział Eleazar cicho, odwracając wzrok. – Musisz uważać. Ramzes wybaczy ci niektóre dziwactwa ze względu na długowieczność twojej rodziny. Wiek jest błogosławieństwem także i wśród Egipcjan, ale nie usprawiedliwi twojej zuchwałości.

– Ostatni raz mówiłeś tak dużo podczas zeszłorocznego przypływu. – Miriam uniosła brwi i wzięła kolejny kęs chleba. – Objaśnię sen faraona, a potem pomówimy o twoich zaślubinach.

Uśmiech dody zawsze go rozbrajał. Eleazar zarechotał głośno i uścisnął jej ramię.

– Nigdy się nie ożenię. Nigdy. Jesteś niezmordowana.

– Nauczyłam się tego od twojego saby Amrama. Jak myślisz, dlaczego udało mu się dożyć stu trzydziestu siedmiu lat?

Myśl o sabie była dla Eleazara tak samo ciepła, jak przerażająca. Doda, saba i savta stanowili cały sens jego życia. Nigdy nie przestawał obawiać się ich utraty. Dlaczego opowiedział księciu Ramsesowi o tym, jak doda Miriam objaśniła przed laty jeden z jego snów? Tak bardzo uważał, by nie wyjawić imion członków rodziny. Zbyt wiele Hebrajek straciło już życie przez błędy mężów i ojców.

Przysunął do siebie dodę.

– Objaśnij jego sen. Nic więcej. Żadnych dodatkowych słów. Potem zabiorę cię do domu.

Włożywszy do ust ostatni kawałek chleba, Miriam wytrzepała z rąk okruchy chleba.

– Obiecuję, że powiem tylko to, co przekaże mi Shaddai.

Bez względu na to, jak bardzo by ją błagał, nie potrafił wymóc na ciotce innej obietnicy. Jej Shaddai, jak Go nazywała, był jedynym światłem, jakie znała. Eleazar zrozumiał, że zawierzanie bogom na polu bitwy już pierwszego dnia było głupstwem, lecz nigdy nie poskąpiłby dodzie i dziadkom trzymania się przestarzałych tradycji. To właśnie one, trzymały ich przy życiu pomimo wszystkich zmian, jakie zachodziły naokoło.

Gdy minęli kanały i wkroczyli w tętniące życiem, przemysłowe miasto Ramzesa, na twarzy Miriam pojawił się głęboki smutek. Często opowiadała bratankowi o skromnym sklepiku z płótnem, którym zarządzał jej przyjaciel, Mered, zanim Avaris nie rozrosło się do rangi stolicy Ramzesa. Teraz przemysłowa część miasta mieściła w sobie wiele potężnych budowli, z których osiem zajmowało się wyrobem najlepszego płótna na świecie.

Miasto Ramzesa było ostatnim przystankiem na Drodze Horusa – najbardziej lukratywnego z istniejących szlaków handlowych. Oprócz przędzenia płótna z bisioru, hebrajscy niewolnicy sprawowali też opiekę nad królewskim browarem, winiarnią i metalowym warsztatem, gdzie wytwarzali dobra wymieniane później na targach od Elamu po Hatti.

Faraon Ramzes zbudował miasto na swą cześć rękami żydowskich niewolników. Wykorzystawszy ich krew jako zaprawę, zmiażdżył kości sług cegłami, a potem uczynił miasto swoim domem.

– Pochyl głowę, gdy będziemy przechodzić przez bramę – rzucił Eleazar, zbliżając się do pałacowego kompleksu. – Żołnierze wiedzą, że jestem strażnikiem księcia Rama, ale znajdą powód, by pobić nas oboje.

Miriam wykonała jego rozkaz w ciszy.

– Kiedy ostatni raz byłaś w pałacu? – Eleazar nie wiedział, jak dużo czasu minęło, odkąd doda służyła jako położna dla królewskiego haremu.

– Nie opuszczałam wioski niewolników od śmierci faraona Setiego – odparła doda, nie podnosząc głowy. – Od niemal trzydziestu lat. Ramzes nie dopuszcza do swojego haremu położnych, które nie są czystymi Egipcjankami.

Gdy przeszli przez bramę, nie przykuwając niczyjej uwagi, Eleazar odetchnął z ulgą. Doda pociągnęła za swoją szatę, lecz bratanek wziął ją pod ramię.

– Nikt nie zauważy znamienia haremu. Konkubiny Ramzesa i tak są znaczone inaczej.

Oczy Miriam zalśniły.

– Naprawdę sądzisz, że ktoś mógłby mnie wziąć za nałożnicę Ramzesa? – Potrząsnęła głową z drwiącym uśmiechem na ustach. – Dziś kobiety z haremu są nałożnicami albo niewolnicami, ale za moich czasów znamię to wskazywało na całkowitą przynależność do pana.

Doda podniosła spojrzenie, by podkreślić sens swoich słów.

– Paniczem, który mnie posiadał, był mój brat Mojżesz – udający egipskiego księcia.

Każdy, naturalnie, znał historię wuja Eleazara, księcia Mehy. Najlepszy przyjaciel i wezyr ojca Ramzesa, faraona Setiego, Mehy był hebrajskim niemowlęciem uratowanym z wód Nilu przez siostrę króla Tuta, która wychowała go na egipskiego pana posiadłości w Avaris. Siostra Tura, amira Anippe, ukrywała żydowskie pochodzenie niemowlęcia, lecz w sekrecie pozwoliła Miriam nazwać go imieniem Mojżesz. Gdy Eleazar był siedmioletnim chłopcem, książę Mehy pojawił się w drzwiach rozległej siedziby jego saby, błagając o pomoc w ucieczce. Faraon Seti dowiedział się o hebrajskim dziedzictwie Mehy i nakazał jego egzekucję. Książę stał u progu saby, drżąc z zimna w brudnej, szorstkiej szacie narzuconej na czystą, lnianą shenti, oraz złotym kołnierzem chwały zawieszonym u szyi. W jego egipskim licu Eleazar rozpoznał ślad żydowskiego strachu. Potem mężczyzna zniknął w czerni nocy. Nie chcemy cię tu, książę Mehy.

– Słuchasz mnie? – Doda Miriam potrząsnęła ramieniem bratanka. – Mój brat Mojżesz zarządzał tą posiadłością, zanim odkryto jego pochodzenie.

– Wiem, dodo.

Eleazar wskazał na pałacową łaźnię rozciągającą się u stóp wejściowej rampy. W nadziei, że to odwróci jej uwagę od opowiadanej setki razy historii, skierował tam dodę. Jego plan nie zadziałał.

– Aby przekonać strażników, że jestem jego niewolnicą, Mojżesz odcisnął na mnie swoje piętno. Dzięki niemu stałam się nietykalna. Miało to jednak znaczenie do pewnego wieku.

Eleazar skinął głową, lecz nie odpowiedział. Dlaczego starcy powtarzali nieustannie te same historie? Przyciągnął Miriam do siebie i pocałowawszy w czubek głowy, skierował ją do publicznej łaźni.

Ceremonialne obmycie stało się obowiązkiem, którym nie było w czasach, gdy Miriam odwiedzała pałac. Każdy niewolnik, kupiec, przestępca i król musiał być czysty, zanim pokłonił się przed egipskim bogiem na tronie. Eleazar chwycił za świeży ręcznik i zaprowadził dodę do kamiennej miednicy.

– Obmyj swoje dłonie, ręce, twarz i szyję.

Eleazar nie podnosił głowy, lecz doda patrzyła ciekawie na tłum zgromadzony w łaźni. Niektórzy zupełnie nie wstydzili się swojej nagości, podczas gdy inni ukrywali ją za lnianymi przegrodami, które wyścielały wewnętrzny mur łaźni. Bratanek potrząsnął dodą łagodnie, by wyrwać ją z transu.

– Patrz w dół i myj się szybko.

Obserwował, jak Miriam zabiera kamienną miednicę. Choć był w łaźni już wiele razy, jemu również z trudem przychodziło odwrócenie spojrzenia. Okryte paskami i piórami Nubijki ochlapywały swą czarną skórę zimną wodą Nilu. Kupcy z Dalekiego Wschodu uważali, by nie zmoczyć swych naoliwionych, kręconych bród, a skuci kajdanami więźniowie z Hatti wzdrygali się, gdy strumienie biczowały ich otwarte rany.

Doda wyszła na zewnątrz w prostej, lecz kunsztownej lnianej szacie. Stare, wełniane odzienie owinęła wokół znamienia Mojżesza. Wylawszy wodę z miednicy do ścieku, który odprowadzał nieczystości z powrotem do rzeki, przycupnęła obok bratanka.

– Jestem gotowa.

Eleazar poczuł ucisk w piersi. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przeszkadzał jej ślad minionych lat.

– Musisz zostawić starą szatę w przebieralni. Nie możesz jej zabrać do pałacu.

– Rękawy są za krótkie. – Spojrzała na niego błagalnie, ale szczęka Eleazara była zaciśnięta twardo jak kamień.

– Dodo… - Eleazar rozejrzał się po zatłoczonej łaźni i zaprowadził ją do bardziej ustronnego miejsca. – Masz osiemdziesiąt sześć lat. Wszyscy znają historię księcia Mehy…

– Ale nie wszyscy wiedzą, że byłam jego siostrą – powiedziała zbyt głośno, przykuwając uwagę kilku zgromadzonych. Miriam wzięła głęboki oddech i obniżyła głos. – Ci, którzy o tym wiedzą, mogą zakładać najgorsze. Poza twoimi dziadkami, wszyscy hebrajczycy, którzy znali prawdę, nie żyją.

Jej oczy napełniły się łzami.

– Plotki i znamię odebrały mi szansę na małżeństwo. Ale przez oddanie Shaddai wcale go nie potrzebowałam.

Zadziwiony Eleazar po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że niektórzy Hebrajczycy uważali, iż doda została zhańbiona przez własnego brata. Na myśl o Mojżeszu – mężczyźnie, którego ledwo pamiętał – zapłonęła w nim nowa nienawiść.

– Nie wiedziałem, że chciałaś wyjść za mąż.

Doda otarła oczy i machnęła ręką.

– Oczywiście, że nie chciałam. Jaki mężczyzna mógłby wypełnić moje serce tak jak El Shaddai? – Dźgnęła go w pierś swym kościstym palcem. – Ale na pewno nie miałabym nic przeciwko, gdyby ktoś starał się o moją rękę. Chodźmy już, faraon czeka.

Eleazar potrząsnął głową. Niektóre rzeczy nie były warte walki. Przechodząc przez pałacową rampę, zaczął rozmyślać o nadchodzącej konfrontacji. Jego pozornie niewzruszona doda zamierzała stanąć przed grymaśnym faraonem z brudną, wełnianą szatą przewieszoną przez ramię. Po raz pierwszy od lat Eleazar zapragnął wierzyć w Boga, który mógłby wysłuchać jego modlitw.

*saba – dziadek

**savta – babcia

***doda – ciocia

3

Inadał Józefowi imię Safnat Paneach. Dał mu też za żonę Asenat, córkę kapłana zOn imieniem Poti Fera. Józef stał się zarządcą ziemi egipskiej. … Po czym Józef umarł, mając sto dziesięć lat. Zabalsamowano go izłożono do trumny w Egipcie.

Rdz 41,45;50,26

Kiedy Miriam odwiedzała go po raz ostatni, harem znajdował się w budynku, który stanowił większy z dwóch królewskich pałaców. Dziś pałacowy kompleks składał się z trzech budowli. Najbardziej imponująca z nich mieściła w sobie siedzibę faraona, jego harem i tronową salę. Rozrzutność Ramzesa widać było już w jego olbrzymich posągach przed podwójnym wejściem do pałacu, których inskrypcje głosiły: „Ramzes, bóg”. Posiadłość faraona przewyższała jednak to, co o nim słyszała, a sala tronowa przypominała sen. Kolumny wykonano z wapienia i kości słoniowej; granitowe statuy Horusa i Seta były doskonałymi symbolami bezwzględnej władzy faraona.

Ubrani na biało petenci popychali Miriam to w jedną, to w drugą stronę, desperacko przedzierając się naprzód, byle tylko ujrzeć swojego króla na tronie. Słudzy wachlowali strusimi piórami nad złotymi fotelami faraona, książąt i oficjałów, podczas gdy dostojnicy i ich żony ustawiały się wzdłuż gigantycznych filarów otaczających purpurowy dywan prowadzący do Ramzesa.

Miriam poprawiła wełnianą szatę, by lepiej ukryć znamię na ramieniu. Znosiła już wstyd plotek i niesprawiedliwych oskarżeń, lecz dzisiaj chodziło o coś więcej niż małostkową dumę. Co, jeśli Ramzes rozpozna znak Avarisu i domyśli się jej koneksji z Hebrajczykiem, który zdradził jego ojca, Setiego? Czy Ramzes nadal darzył Mojżesza nienawiścią, jaką faraon Seti zabrał ze sobą do grobu? Miriam nie mogła ryzykować, że ktoś połączy ją – lub Eleazara – z najbardziej pogardzanym Żydem w historii Egiptu.

Wyprostowała plecy, wzięła głęboki oddech i ruszyła naprzód. Potężna dłoń bratanka cofnęła ją jednak bezceremonialnie do rzędu petentów. Eleazar skinął głową tym, którzy unieśli brwi.

– Wybaczcie, proszę – przeprosił ich i z szeptem nachylił się do Miriam. – Faraon przyjmuje Hebrajczyków na końcu, dodo. Musimy poczekać na wezwanie.

– Myślałam, że faraon chce mnie zobaczyć jak najszybciej.

Zmarszczona brew Eleazara podpowiedziała jej, że milczenie powinno wziąć górę nad zniecierpliwieniem.

Miriam podniosła wzrok i spojrzała na króla spoczywającego w swoim wystawnym tronie – o trzydzieści lat starszego od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. Na pomarszczonych powiekach i brwiach Ramzesa odciskało się coś więcej niż tylko upływ czasu. Jego czoło przecinały głębokie bruzdy, a oczy okalały ciemne kręgi. Choć na jego ogolonej głowie spoczywała podwójna korona Egiptu, jednak twarz naznaczona była latami trudów i zmartwień. Nie zważając na upał w najgorętszym miesiącu, odziany w futro dygnitarz prezentował przed królem dobra przywiezione przez gości z obcych krajów.

– Po co Egipcjanom futra? – zapytała Miriam zbyt głośno. Dwóch petentów z przodu obróciło się do niej z szyderczym uśmiechem.

Eleazar przyciągnął dodę bliżej i skinął głową w kierunku galerii, gdzie dwudziestu młodzieńców siedziało po prawicy faraona na wysokich, bogato zdobionych fotelach.

– To pierworodni faraona ze wszystkich dwudziestu żon.

Od dostojników i petentów oddzielała ich sięgająca do kolan złota ściana z obrazami przedstawiającymi wojnę. Znajdowali się wśród nich zarówno nastolatkowie, jak i trzydziestolatkowie, z których wszyscy wyglądali na tak znudzonych jak ich król i ojciec. Przy prawym ramieniu każdego z książąt stał uzbrojony strażnik. Przy każdym, oprócz jednego.

– Czy to twój panicz? – Miriam wskazała na najstarszego z synów faraona, który siedział tuż obok tronu.

Eleazar skinął głową.

– Tak, książę Ramzes. Pierworodny Isetnofret, drugiej spośród Wielkich Królewskich Małżonek Ramzesa II. Spróbuję zwrócić jego uwagę. Być może zawiadomi faraona o naszym przybyciu.

O głowę wyższy od większości mężczyzn w pałacu, Eleazar podniósł lekko dłoń i zamachał nią w kierunku książąt. Na myśl o tym, że ma u swojego boku osobistego strażnika księcia Ramzesa, Miriam poczuła przypływ dumy.

– Wie, że mówisz o nim „książę Ram”?

– Tak, dodo. Każdy to robi, by uniknąć herezji nazywania go imieniem dobrego boga, faraona Ramzesa.

– Byłam położną, gdy królowa Sitre wydawała Ramzesa na świat, i zapewniam cię, że nie jest on…

Eleazar zasłonił usta dody dłonią. Zgromadzeni znów na nią spojrzeli, a on po raz kolejny skinął z uśmiechem głową.

– Wybaczcie, jeśli wam przeszkodziliśmy.

Gdy spojrzenia wszystkich przeniosły się na faraona na tronie, Eleazar zdjął rękę z twarzy Miriam i szepnął:

– Nie możesz zaprzeczać boskości faraona. To zdrada.

– To prawda - chciała odrzec Miriam, lecz zamiast tego zamilkła i skrzyżowała ramiona. Gdy kolejny sygnatariusz zostawił przed królewskim namiestnikiem swą ofiarę – dwa strusie, których skrzeczenie przypominało dźwięk trąbki – Eleazar popchnął dodę do przodu. Kobieta podniosła się lekko na palcach, by zobaczyć młodszego brata Eleazara, Itamara. Na widok, osobistego niewolnika faraońskiego skryby, napęczniała z dumy. Jako trzeci i czwarty syn, Eleazar i Itamar poradzili sobie nad wyraz dobrze. Zazwyczaj to pierworodni i drudzy synowie zajmowali najlepsze pozycje, lecz z dziedzicami jej brata Aarona było inaczej.

Po zajęciu egipskiego tronu, Ramzes przystąpił do realizacji swoich ambitnych projektów, które wymagały rąk żydowskich niewolników. Dlatego też wydał dekret, wedle którego pierwsi i drudzy synowie z hebrajskich rodzin mieli być szkoleni na sprawnych rzemieślników – reszta zaś została przydzielona do pracy w polu, błotnistych mułach, armii oraz innych miejscach, które wiązały się z morderczym wysiłkiem. Itamar zaczął służyć w królewskim wojsku razem z Eleazarem, ale ostatecznie jego drobna postura i inteligencja okazały się bardziej przydatne dla pałacowych skrybów.

Miriam obserwowała, jak trzcina w ręku jej najmłodszego bratanka przesuwa się po papirusie niczym szpony ptaka szybującego tuż nad powierzchnią Nilu. Widać było, że koncentruje się, a jego język powędrował do kącika ust; tak jak robił to zawsze, odkąd był małym chłopcem. Teraz rzadko odwiedzał już wioskę Goszen, lecz dwa lata wcześniej wyjaśnił dodzie istotę swoich obowiązków.

– Zliczam ofiary przyniesione przez emisariuszy i spisuję egzekucje, które odbyły się z rozkazu króla.

Sumy z obu kolumn, jak twierdził - były zazwyczaj równe.

Podczas gdy Eleazar próbował zwrócić na siebie uwagę księcia Rama, Miriam patrzyła, jak oblicze faraona ulega zmianie na widok kolejnej interesantki. Przed tronem stanęła roztrzęsiona dziewczyna, która nie liczyła sobie więcej niż dwadzieścia przypływów. Ubrana w prostą szatę z bisioru, włosy osłoniła niebieskim, półprzezroczystym nakryciem głowy charakterystycznym dla Żydówki. Mogła być niewolnicą jednej z pałacowych kobiet, lecz kiedy upadła na kolana i wyciągnęła ręce przed królem, Miriam ujrzała na jej ramieniu znamię haremu.

Faraon poruszył się na tronie z ponurą twarzą.

– Ukarzę niewiastę, która ważyła się zranić mojego dziesięcioletniego syna.

Cała sala zamarła.

Dziewczyna przycisnęła czoło do posadzki, zarzucając zaplecionymi w warkocz włosami.

– Najwyższy faraonie, przyjacielu równowagi i harmonii, wybrańcu Ra, z największą czułością troszczę się o młodego księcia. Nigdy nie pozwoliłabym go skrzywdzić.

– A jednak jeden z moich pięćdziesięciu sześciu synów leży teraz w łożu ze złamaną nogą, płacząc z bólu.

Zamilkł i nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Nieprzerwanie uderzał tylko batem o wnętrze dłoni, przeciągając jego końskie włosie przez palce. Milczenie przerwał roztrzęsiony głos dziewczyny.

– Mój królu, to był wypadek. Syn waszej wysokości poślizgnął się podczas wspinaczki na drzewo. Wspinał się na nie już tyle razy… Jest silny i gibki jak gazela. Jeden nieuważny krok i znalazł się na ziemi…

Jej słowa przeszły w szloch.

Stopy Miriam, jak gdyby oderwane od reszty ciała, nie zważając na uścisk Eleazara i tłum petentów, prowadziły ją prosto ku leżącej dziewczynie.

– i ile mnie pamięć nie myli, to samo zdarzyło się kiedyś waszej wysokości, wielki faraonie.

Dostojnicy odsunęli się na boki jak przed trądem, zostawiając Miriam samą na środku aureoli marmurowej posadzki.

Strażnicy faraona pospieszyli naprzód, by obronić boga na tronie przed osiemdziesięciosześcioletnią położną. Eleazar zasłonił ją swoim ciałem.

– Wybacz jej, synu Horusa, dawco życia, silny w sprawiedliwości – błagał z pochyloną głową. – Ta kobieta to moja doda Miriam. Jak wspomniałem kiedyś mojemu panu, księciu Ramowi, objaśnia sny Hebrajczyków.

Miriam wyjrzała zza prawego ramienia Eleazara, by zobaczyć pogardę Ramzesa.

– Znam twoją ciotkę. Zajmowała się moimi ranami i sińcami, kiedy boski Seti rządził jeszcze Egiptem. – Ruchem ręki przywołał do siebie Miriam. – Stań tu przede mną, kobieto.

Miriam wyprostowała plecy, zadowolona, że złość faraona skupiła się na niej, a nie młodej niewolnicy haremu. Eleazar objął ją w talii i złapał za łokieć, przyciskając do siebie.

– Proszę, dodo, zważaj na słowa.

Oboje zatrzymali się przy dziewczynie, która wciąż leżała na podłodze, zanosząc się cichym płaczem. Miriam pochyliła się, by ją pocieszyć, lecz Eleazar przytrzymał ciotkę swym żelaznym uściskiem, czekając już przed faraonem. Oczy Ramzesa zwęziły się w małe szparki, przypominając Miriam o hardym chłopcu, którym zawsze był.

– Więc to ty jesteś wieszczką, o której mówił mi Ram. Nie przypuszczałem, że miał na myśli położną z moich lat dzieciństwa. Być może jesteś uosobieniem Izydy, która leczyła Syna Horusa, gdy był małym chłopcem, i robi to znów teraz, objaśniając jego sny.

– Nie jestem boginią, Ramzesie. Objaśniam to, co pozwala mi dostrzec Jedyny Prawdziwy Bóg.

Na dźwięk imienia faraona salę wypełniły jęki i szepty przestrachu. Ręka Eleazara zacisnęła się mocniej na talii dody, lecz Miriam nie czuła lęku – tylko żal względem króla zagubionego w swoich dziecinnych wspomnieniach.

Faraon uderzył biczem, zarządzając ciszę.

– i jakiego to rodzaju zapłaty oczekuje twój bóg za objaśnienie moich snów?

– Żadnej, mój królu. Gdy Pan przemawia, ja słucham Jego słów. Gdy milczy, ja również zamykam usta.

Serce Miriam biło w piersi jak młot. Błagam, Shaddai, odezwij się.

Faraon raz jeszcze smagnął batem w dłoń, ciągnąc przy tym za włosie. Jego twarz przeciął złowieszczy uśmiech, a uwaga przeniosła się ponownie na milczącą już niewolnicę. Przywołał dwóch strażników i wskazał biczem na dziewczynę.

– Postawcie ją na nogi.

Kiedy żołnierze wykonali jego rozkaz, Eleazar wciągnął gwałtownie powietrze.

– Talia?

Miriam spojrzała na niego z niewypowiedzianym pytaniem, lecz Eleazar nie miał czasu na odpowiedź.

– Znasz ją? – Zachwycony śmiech faraona sprawił, że po plecach Miriam przebiegł zimny dreszcz. Ramzes uniósł głos, by uciszyć tłum. – Położna twierdzi, że nie żąda opłaty, jednak każdy czarownik ma swoją cenę. Jeśli poprawnie objaśni mój sen, ocalę życie dziewczyny. Jeśli jej słowa nie przypadną mi do gustu, zetnę dziewczynie głowę.

Miriam zwróciła się spokojnie do Eleazara.

– Skąd ją znasz?

Eleazar zacisnął powieki i szepnął:

– To najmłodsza córka Putiela. Cztery lata temu, kiedy Putiel wyjeżdżał, by nadzorować projekt w Sakkarze, obiecałem, że się nią zajmę.

Miriam ponownie przeniosła uwagę na dziewczę, przypominając sobie dzień, gdy ima Talii zmarła podczas porodu czwartej córki. Od tamtego dnia Talia i jej dwie siostry żyły pod opieką żołnierza. Dla najstarszej z dziewcząt Putiel znalazł męża; dobrego, lecz trzykroć od niej starszego człowieka. Drugą córkę wydał wujowi Iszba, który miał ją wyszkolić na tkaczkę. Ale Talia… Była trzecim dzieckiem i nie mogła pracować jak jej siostry. Już w wieku pięciu lat wykazywała ślady matczynej urody, która narażałaby ją na ataki ze strony strażników nadzorujących roboty na polach i w błotnistych mułach. Nie dożyłaby nawet dwudziestego przypływu. Putiel ubłagał swego pana, korowanego księcia Amonherchopszefa, aby ten pozwolił Talii służyć w haremie. Choć nadal była tylko dzieckiem, mogła zabawiać niemowlęta i pomagać młodym córkom króla. Okazując rzadką dla niego litość, książę wyraził zgodę. Od tamtej pory Miriam nie widziała dziewczyny na oczy.

– Dodo? – szepnął Eleazar, potrząsając staruszką. – Dobrze się czujesz?

Miriam skinęła głową i machnęła ręką, by odpędzić opiekuńczego bratanka. Robił wokół niej tyle zamieszania. Zwracając się z powrotem do Ramzesa, znów zauważyła jego opuchnięte i otoczone cieniami oczy. Być może akt dobroci zdołałby je trochę rozjaśnić.

– Twoje spojrzenie zdradza bezsenne noce, wielki faraonie. Rozkaż swoim lekarzom przyrządzić pastę z róż i oleju migdałowego. Rozcieraj ją na rzęsach i powiekach, a nocą nakładaj na oczy plasterki z ogórka. Rankiem tusz będzie wyglądał o wiele lepiej.

Eleazar przewrócił oczami, lecz Ramzes wyraźnie walczył z uśmiechem.

– Każę to zapisać skrybom. A teraz… - Jego humor zniknął. – Moje sny, położno.

Skinąwszy lekko głową, Miriam spojrzała faraonowi oczy i odparła bez wahania.

– w pierwszym śnie byłeś uwięziony w podziemnym grobowcu Zaphnath-Paaneaha – lub, jak znają go Hebrajczycy, Józefa – wezyra, który zapoczątkował dynastię Hyksos. Dookoła grobowca, na wschód od pałacu Wielkiej Żony, stało dziesięć drewnianych kukieł.

Ramzes parsknął.

– Te drewniane kukły, jak je nazywasz, to uszebti, które zostały pochowane wraz z królami, aby służyć im w życiu wiecznym. Ale to oczywiste, że niewolnica nie jest zaznajomiona z naszymi obrzędami pochówku.

Publika zawtórowała faraonowi śmiechem, szydząc z niewiedzy Miriam. Jej wcale to jednak nie zraziło.

– w takim razie musisz sobie zdawać sprawę, że tylko dzięki objawieniu prawdziwego Boga wiem, gdzie znajduje się grobowiec Józefa.

W sali zapadła cisza, a faraon pochylił się do przodu.

– Mów dalej, ale bądź ostrożna. Moich snów nie da się złagodzić ogórkami i olejem.

Miriam pochyliła się nisko, prawdziwie współczując Ramzesowi z powodu strachu, jaki odmalował się na jego twarzy. Sny faraona rozgrywały się w jej głowie tak, jak gdyby sama ich doświadczyła.

– Dziesięć drewnianych uszebti obudziło się do życia, by otworzyć grobowiec Józefa. Wtedy każdą z nich spotkała makabryczna tragedia. Jedna utopiła się we własnej krwi, druga została pożarta przez żaby, trzecia…

– Przestań! Nie chcę słyszeć ani słowa więcej – wrzasnął Ramzes z twarzą bladą jak plisowane uszebti. – Opowiedz o drugim śnie.

Miriam skinęła głową i bez wstępu zaczęła swą relację.

– Jesteś w grobowcu Setiego, otoczony przez niewysłowione bogactwo, które zostawiłeś abbie na poczet życia wiecznego. Abba stoi przed tobą z wyciągniętymi rękami, zachęcając do uścisku. Ramessydzki bóg Set trzyma cię jednak w niewoli, a niewidzialna siła zaczyna obcinać palce u stóp Setiego. Gdy twój abba traci ostatni palec, przewraca się na ziemię i rozpryskuje na milion kawałków jak rzeźba.

Stłoczeni w sali tronowej wciągnęli powietrze, a Ramzes zacisnął powieki. Miriam oparła się mocniej o ramię Eleazara i uklękła przed faraonem.

– Takie są koszmary, które jak zaraza prześladują umysł Ramzesa.

Pochylając głowę, Miriam poczuła w sercu ciepły oddech Shaddai, który nadszedł, by podzielić się z nią sensem snów Ramzesa. Ich istota napełniła jej rozumienie, a choć treść koszmarów miała rozzłościć faraona, to duch Miriam spoczął jednak w prawdzie.

Zajmujący miejsca na lewo i prawo od tronu magicy, dostojnicy i oficjałowie odwrócili spojrzenia od swojego pana. Czy którykolwiek z nich miałby odwagę zdobyć się na szczerość? Wątpliwe. Żaden z nich nie miał jednak po swej stronie Shaddai.

Słysząc niespokojny oddech króla, Miriam pomyślała o morderczej przemocy, na jaką ten zdobędzie się, gdy usłyszy resztę jej posłannictwa. El Shaddai, jestem Twoją sługą. Niech się dzieje Twoja wola.

– Powstań, położno.

Podniósłszy dodę, Eleazar postawił ją na ziemi i otoczył ramieniem. Jej ogromny i silny bratanek drżał ze strachu. Najdroższy chłopiec.

Faraon zmrużył oczy, jak gdyby samym spojrzeniem mógł przebić Miriam na wylot.

– Jeśli twój bóg ujawnił ci moje sny, to z pewnością pokazał ci też ich znaczenie.

Miriam spróbowała przełknąć ślinę, lecz jej usta były suche jak ziemia podczas egipskiego lata.

– w obu tych snach znaczenie ma liczba dziesięć – odezwała się cicho. – i oba pokazują, jak bogactwo Egiptu zostaje zniszczone. Kiedy Jedyny Bóg ześle nam dziesięć znaków Swej siły, królestwo, które przekazał ci faraon Seti, legnie w ruinie. Egipt padnie pod twoimi stopami, wielki Ramzesie.

z wyrazem ulgi Miriam westchnęła i opadła na ziemię, czekając na wyrok śmierci.

Ramzes się zaśmiał. Potem zawtórowała mu cała sala. Tylko Miriam, Eleazar i Talia zachowali trzeźwość. Być może zamiast śmierci czekało ich zwolnienie.

– Żydowski bóg zniszczy Egipt? – Śmiech faraona mieszał się ze łzami. – Przecież on nie jest w stanie pomóc nawet swoim żałosnym niewolnikom! Jak niby zamierza pokonać najsilniejszą armię na świecie?

Eleazar zesztywniał i odezwał się, zanim Miriam zdążyła nabrać powietrza.

– Żydowski Bóg jest wobec ciebie nikim, wielki Ramzesie. Żydzi to twoi słudzy, oddani chwale Egiptu.

Wymalowane na czarno proszkiem antymonowym oczy Horusa zwęziły się w szparki, przyglądając się dokładniej Eleazarowi.

– Służysz księciu Ramowi, drugiemu dziedzicowi w kolejce do egipskiego tronu. Mój syn zawierza twojej lojalności. – Kolejne słowa rzucił w kierunku galerii. – Dołącz do mnie, książę Ramie.

Muskularny młodzieniec powstał ze zdobionego fotela. Silniejszy od niego był tylko koronowany książę Amonherchopszef, lecz ten przebywał obecnie w Sakkarze, więc to właśnie Ram zarządzał egipską armią i sercem ojca. Książę zajął miejsce po prawicy faraona i czekał na wezwanie.

– Musimy poddać próbie tych, którzy nam służą, mój synu – powiedział Ramzes, nie odrywając spojrzenia od Eleazara. – Czy nadal ufasz Hebrajczykowi, który staje na czele niewolników w armii?

Usta Miriam były suche jak egipski kurz. Ja jestem gotowa na najsroższą karę, lecz błagam, El Shaddai, ocal mojego drogiego Eleazara.

– Powierzyłbym mu własne życie, lecz kłaniam się przed twoją mądrością, wielki faraonie – odparł książę Ram głosem pozbawionym emocji.

Faraon skinął głową i potarł swój podbródek.

– Doskonale. Niech pozostanie więc twoim sługą, ale ja nie mogę już zaufać niewolnicy, która dbała o mojego syna.

Talia wrzasnęła, a Miriam wystąpiła naprzód.

– Powiedziałeś…

Strażnik stojący po prawej stronie Talii popchnął Miriam na ziemię, przerywając jej protest. Eleazar stanął pomiędzy żołnierzem a dodą, odciągając ją na bok. Nie próbował jej bronić. Mądry chłopiec.

Faraon odchrząknął.

– Pozwolę ci przeżyć, położno, ale robię to tylko dlatego, że bogowie pobłogosławili twoją rodzinę długim życiem. Mój syn twierdzi, że twoi rodzice liczą sobie ponad sto dziesięć lat, wiek doskonałości, a ty sama przeżyłaś więcej niż osiemdziesiąt przypływów. Nie zamierzam złościć bogów twoją śmiercią, lecz nie będę przy tym tolerował twojej buty.

Wyprostowawszy się, Miriam ujrzała uśmiech na twarzy faraona.

– Zgodnie z obietnicą, ocalę niewolnicę, jednak jej zaniedbanie zostanie ukarane. Musi poczuć ból, jakiego doświadczył mój syn.

Przywołał do siebie księcia Rama na prywatną naradę. Książę skinął głową i odezwał się do Eleazara.

– Złam jej nogę i zabierz dziewczynę z pałacu. Będzie żyła w żydowskiej wiosce, ku uciesze właścicieli niewolników.

4

Powiedział Pan do Aarona: Wyjdź naprzeciw Mojżesza na pustynię.

Wj 4, 27

Zanim agonalny krzyk Talii ucichł, faraon przywołał już do siebie kolejnego petenta. Kiedy Eleazar wziął ją na ręce, dziewczyna zemdlała, czyniąc swą wędrówkę długimi korytarzami podziemnych baraków bardziej znośną. Mała komnata Eleazara była najbliższym miejscem, w którym mógł zająć się złamaną nogą Talii przed zaniesieniem jej do wioski niewolników.

– To tam, dodo – wskazał na drzwi po prawej stronie połowy korytarza.

Miriam uniosła żelazny zatrzask i weszła do środka. Przybyłych powitał smród przesiąkniętej potem skóry i niemytych stóp. Gdyby wiedział, że będzie mieć dziś gości, Eleazar poprosiłby Hoszeę, młodzieńca, którego szkolił od czterech lat, by posprzątał pokój.

Oczy Hoszei otworzyły się szerzej z podejrzliwością.

– Eleazarze?

– Wyczyść matę Eleazara, Hoszeo – odezwała się doda, ignorując jego pytanie. – Eleazarze, połóż tu Talię. Delikatnie, powoli.

Eleazar odstawił dziewczynę, której powieki momentalnie powędrowały do góry. Odsunął się tak szybko, jak tylko uklęknęła przy niej doda. Talia spróbowała się poruszyć i jęknęła.

– Cii, zaraz poczujesz się lepiej – pocieszała ją doda. – Chwilę poboli, ale zaraz poślę po zioła, które ci pomogą.

Miriam spojrzała ponad ramieniem na Hoszeę.

– Chodź tu, chłopcze. Potrzebuję twojej pomocy.

Choć Hoszea, dzielący komnatę z Eleazarem, miał zaledwie osiemnaście lat, to nauczył się już leczyć żołnierzy i na polu bitwy, i poza nim. Biedny chłopiec nigdy jednak nie posiadał takiego dowódcy jak doda.

– Nastawię złamaną kość – powiedziała Miriam, zatrzymując jego spojrzenie. – A ty położysz się na Talii, by unieruchomić jej ciało.

Hoszea zarumienił się na czerwono, lecz zacisnął powieki i posłuchał.

– Daj trochę skóry, żeby włożyć jej do ust – rzuciła Miriam przez ramię do Eleazara.

Eleazar zdjął z głowy skórzany pasek, który przytrzymywał u szyi jego długie włosy. Następnie uklęknął przy łóżku i delikatnie włożył skórę pomiędzy zęby dziewczyny. Talia zagryzła pasek, krzycząc przez zaciśniętą szczękę, podczas gdy Miriam prostowała jej kość.

Eleazar odwrócił wzrok, niezdolny do patrzenia, jak doda łagodzi ból, który on sam zadał. Książę Ram zszedł z podestu króla, aby upewnić się, że rozkaz faraona zostanie wykonany.

– Zabierz ją do wioski Żydów, zanim abbi zmieni zdanie i zabije dziewczynę – szepnął jeszcze do Eleazara. Nawet ukochany syn faraona balansował na granicy pomiędzy lojalnością a moralnością.

Eleazar uczynił więc złamanie tak szybkim i czystym, jak to możliwe – jednym uderzeniem włóczni poniżej kolana Talii.

Doda i Hoszea unieruchomili nogę dziewczyny złamanym oszczepem i potarganymi kawałkami płótna, które można było z łatwością wymienić. Skóra Talii przybrała barwę koziego mleka, ale nikt nie mógłby jej za to winić. Eleazar widywał żołnierzy, którzy mdleli pod wpływem mniejszych cierpień. Jego zrogowaciała, olbrzymia dłoń bez pozwolenia powędrowała do policzka niewolnicy, lecz ostatecznie udało mu się ją powstrzymać. Co on wyrabiał?

Doda z trudem podniosła się do góry.

– Dobrze, Eleazarze. Jest gotowa. Możesz ją zanieść.

Z rękami opartymi na biodrach, Miriam uderzyła stopą o podłogę i uniosła brew. Jej bratanek zaś poderwał się na nogi.

– Dlaczego ja? Niech Hoszea ją zaniesie. Ja zajmę się strażnikami w pałacu i przy bramach.

Jego wymówka była słaba, ale Eleazar nie był w stanie trzymać w dłoniach ciała Talii. Była jak zraniona owieczka. A jej zapach i gładkość skóry sprawiały, że kręciło mu się w głowie.

Doda Miriam powiodła spojrzeniem od bratanka do Hoszei.

– Jesteś od niego dwa razy większy. To dobry chłopiec, ale Talia potrzebuje silnych ramion i stabilnego kroku, żeby nie uszkodzić nogi.

Podniosła obie brwi i znów tupnęła nogą, tym razem mocniej. Dlaczego nigdy nie potrafił się jej sprzeciwić? z westchnieniem przyklęknął więc przy macie i nachylił się nad Talią, która natychmiast spróbowała się odsunąć.

– Zaczekaj!

Błysk potu pokazał, jak wielki ból sprawił jej ten wysiłek. Oczywiście, że się go bała.

– Nie zranię cię, Talio. – Niewolnica skinęła głową, jednak nie odważyła się podnieść oczu. Eleazar poczuł uścisk w piersi. – Musiałem wykonać rozkaz faraona. Złamanie twojej nogi było jedynym sposobem na uratowanie nas wszystkich.

– Rozumiem. Nie o to chodzi. Ja… - Jej czarne spojrzenie kryło w sobie bezbronność, która przerażała bardziej niż miecz Hetytów. – Skąd znałeś moje imię?

Eleazar spróbował przełknąć ślinę w zaschniętych nagle ustach. Obietnica, którą złożył Putielowi, wydawała się prosta, dopóki Talia nie miała o niej pojęcia.

– Ja…

Doda odepchnęła go na bok.

– Nasze rodziny przyjaźnią się od lat. Twój prasaba Mered był głównym tkaczem, który nauczył mnie prząść i szyć, a twój saba Jered, którego syn Gedor wyrabia obecnie płótno dla faraona, był przyjacielem mojego brata Mojżesza, kiedy wszyscy znali go jeszcze jako księcia Mehy…

Eleazar nachylił się do Miriam.

– Musimy uciekać, zanim faraon znajdzie ją w pałacu. Na rodzinne historie będziecie miały czas w domu.

– w domu? – z dolnych rzęs Talii spłynęła łza. – Moim jedynym domem jest pałacowy harem. Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego z was na oczy i nie mam pojęcia, dokąd mnie zabieracie.

Zmuszając się do spokoju, przycisnęła ręce do powiek i spojrzała odważnie na Eleazara.

– Jak to się stało, że osobisty strażnik księcia Rama zna moje imię?

Eleazar westchnął, przeklinając swą przysięgę i nieznajomość kobiet. Wiedział jednak, że Talia zasługuje na wyjaśnienie.

– Twój abba Putiel uratował moje życie w Bitwie pod Kadesz i wziął mnie pod swoje skrzydła jako osobisty strażnik księcia Rama. Kiedy książę Chopszef wyruszył na podbój Sakkary, zażądał, żeby Putiel pojechał razem z nim. Dlatego ja służę teraz księciu Ramowi. Twój abba poprosił mnie, żebym opiekował się tobą pod jego nieobecność.

Talia opuściła ręce, marszcząc uroczo brwi.

– To było cztery lata temu. Dlaczego nigdy wcześniej cię nie widziałam? Jak mogłeś się mną opiekować, kiedy służyłeś księciu Ramowi, a ja byłam w haremie?

– Zanim wyjechał, twój abba zaprowadził mnie do bram haremu, żebym mógł cię zobaczyć. Twoja twarz to widok, którego nigdy nie zdołałbym zapomnieć. – Zawstydzony tym niezamierzonym komplementem, spuścił wzrok. – Przekupiłem eunucha. Dzięki niemu wiedziałem, co się z tobą dzieje.

Gdy jego wyznanie nie spotkało się z niczyją reakcją, Eleazar podniósł wzrok, który spoczął na łagodnej twarzy Talii.

– Dziękuję. Eleazarze, tak?

– Tak…

Eleazar odchrząknął i usłyszał śmiech Hoszei. Ostre spojrzenie pana natychmiast uciszyło młodego ucznia.

– Mój abba nie umie pisać, więc nie spodziewałam się listu, ale do tej pory nie dostałam od niego żadnych wieści. Czy wszystko z nim dobrze?

Marnowali czas. Eleazar musiał wydostać dziewczynę z pałacu. I nie chciał odpowiadać na jej pytanie.

– Porozmawiajmy w drodze.

Pochylił się, lecz najwyraźniej spanikowana dziewczyna znów go odepchnęła.

– Wiesz coś o abbie. Powiedz mi.

Zauważywszy skórzaną opaskę na ziemi, Eleazar sięgnął po nią z westchnieniem i zawiązał z powrotem swe czarne loki.

– Nie widziałem Putiela odkąd wyjechał, ale nie otrzymałem też rozkazu przysłania na jego miejsce zastępcy. – Pomimo niepokoju w sercu, Eleazar zdobył się na uśmiech. Żaden Hebrajczyk nie był bezpieczny u boku księcia Chopszefa. – To dobry znak. Naprawdę musimy już iść.

Kiwając głową, Talia otarła łzę i otoczyła jego szyję ramieniem, by dać się podnieść. Eleazar dźwignął ją łagodnie, lecz nawet najdelikatniejszy dotyk musiał być dla niej torturą. Talia jęknęła i zanurzyła twarz w jego piersi, wzbudzając w sercu Eleazara kolejne przerażające uczucie. Z pewnością była to tylko litość, żal może, bo – na bogów – Eleazar nie zamierzał pozwolić sobie na cokolwiek więcej. Doda wyciągnęła zagłówek z owczej wełny bratanka.

– Hoszeo, włóż to pod nogę Talii, ja otworzę drzwi.

Hoszea podparł złamaną kończynę dziewczyny, którą Eleazar wyniósł następnie na opustoszały korytarz. Gdy doda zamknęła za nimi drzwi, nie zatrzymywał się, lecz starał nie okazywać słabości i zatrzeć w pamięci widok uroczej dziewczyny w ramionach Eleazara.

Dzięki żołnierskiemu wyszkoleniu zapewnił Talii stosunkowo komfortową podróż, jednak na nic się zdały próby odwracania od niej wzroku. Świadomość powabu dziewczyny zapłonęła w nim, gdy zdał sobie sprawę, jak będą traktowali ją właściciele niewolników. Pochylił się nisko, by jego głos dobiegł tylko jej uszu.

– Nie odwracaj twarzy od mojej piersi.

Na końcu ciemnego korytarza zwrócił się szeptem do dody.

– Schowaj jej włosy i zakryj ją swoją szatą.

Widok rannej panny z haremu mógłby wzbudzić zdziwienie strażników i poganiaczy niewolników, lecz nikogo nie zainteresowałaby sługa w starym odzieniu z wełny.

Kiedy dotarli do kolosalnych bram pałacowego kompleksu, gdzie zostali pożegnani przez podwójny posąg Ramzesa, południowe słońce paliło już do czerwoności. Eleazar wiedział, że książę Ram będzie spodziewał się strażnika po swoim posiłku, ale ten nie mógł pospieszać dody ani biec z Talią w ramionach. Czekała go kara za opieszałość.

Talia wyjrzała zza szaty dody.

– Faraon powiedział, że będę żyła w wiosce niewolników, by zaspokajać żądze panów. To znaczy, że oni zadecydują, czyje córki będę uczyła? Nic więcej nie potrafię.

Niewinność dziewczyny przeszyła serce Eleazara niczym strzała. Czy naprawdę nie wiedziała, co właściciele niewolników robią ze służkami tak pięknymi jak ona?

– Zabiorę cię do domu mojej dody Miriam. Ona się tobą zajmie, dopóki nie wyzdrowiejesz.

– Mogę uczyć ze złamaną nogą, ale potrzebuję zwojów. Gdzie je dostanę?

Doda najwyraźniej zauważyła zmieszanie bratanka, bo pospieszyła mu na pomoc.

– Życie w wiosce jest inne niż to, które dotychczas znałaś. Musimy poczekać przez kilka tygodni, aż twoja noga się zagoi. Potem przedstawię cię rodzinie. Mered i Bitia należeli do plemienia Judy, a ich wioska leży na zachód od naszej. – Poklepała ramię Eleazara. – Nie musisz się niczym martwić. Jeśli mój bratanek obiecał Putielowi, że się tobą zajmie, to z pewnością zapewni ci bezpieczny i szczęśliwy dom.

Niewidzialna siła pozbawiła Eleazara tchu. Prosta obietnica, którą złożył przed czteroma laty, nagle wydawała się wiążąca jak wyrok śmierci.

Gdy minęli przemysłową część miasta, Eleazar zauważył dwóch poganiaczy niewolników. Nachylił się do Talii i szepnął:

– Odwróć się, żeby nie zauważyli, jaka jesteś piękna.

Przytulił ją do piersi, a Talia zawyła z bólu.

– Ucisz się, dziewczyno, albo złamię ci i drugą nogę! – wrzasnął Eleazar.

Poganiacze niewolników zaśmiali się i pokiwali głowami, zadowoleni z agresywnego zachowania Eleazara.

– Nie musisz zachowywać się jak barbarzyńca tylko dlatego, że na takiego cię wyszkolono. – Jad w głosie Talii poruszył ich wszystkich.

Eleazar miał ochotę upuścić ją na piach. Doda zaczerpnęła powietrza, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz ostatecznie potrząsnęła tylko głową i ruszyła dalej. Oczy Hoszei przybrały wielkość strusich jaj, jednak jego ramiona nie przestawały podtrzymywać chorej nogi dziewczyny. Od czterdziestu siedmiu przypływów niezawodną taktykę Eleazara stanowiło milczenie. Zignorował więc słowa Talii, co najwyraźniej sprawiło rannej większy dyskomfort niż złamana noga.

– Gdyby mój abba znał rzemiosło albo potrafił pracować w mule przy wyrabianiu cegieł, nie musiałby nas zostawiać.

Eleazar spojrzał w dół i podniósł brew. Nie był zainteresowany opinią dziewczyny, która całe życie spędziła w pałacowej bańce.

Doda, jednakże, pogłaskała Talię po czole, przykuwając do siebie jej uwagę.

– Widziałam śmierć twojej matki. Byłam tam, przy porodzie twojej najmłodszej siostry. Wasz abba poruszył niebo i ziemię, by zapewnić ci bezpieczne miejsce w haremie. To ja zaprowadziłam cię tamtego dnia do pałacu.

– Ty? – Talia oparła się o ramię Eleazara, by przyjrzeć się dodzie. Ich mała grupa zatrzymała się na drodze. Dziewczyna przejechała palcami po bruzdach i zmarszczkach na twarzy Miriam. – Tak. Pamiętam.

Doda oparła policzek o dłoń Talii.

– Byłaś bardzo mała. Wcześniej widziałaś mnie zaledwie parę razy. Twój abba wybrał dla ciebie najlepszą z możliwych dróg, a El Shaddai cię na niej chronił.

Talia zabrała rękę.

– Sama o siebie dbałam. Tych, którzy liczą na pomoc ludzi i bogów, czeka tylko rozczarowanie.

Doda zamrugała, jak gdyby została spoliczkowana.

– Chodźmy.

Eleazar wznowił wędrówkę, kiwając głową w stronę widocznej już żydowskiej wioski. Gdy okrążyli pierwszy rząd długich domów, ich oczom ukazał się czekający na progu chaty Miriam abba Aaron. Łapiąc powietrze, Eleazar rzucił się pędem w stronę ojca, nie zważając na obecność kruchej dziewczyny w ramionach.

– Coś nie tak z sabą i savtą?

Hoszea przyspieszył, by dotrzymać mu kroku.

– Uważaj! Moja noga!

Eleazar widział już tylko ściągniętą twarz abby.

– Musimy porozmawiać w środku, Miriam.

Nie odpowiedział na pytanie Eleazara. Nie rzucił w jego stronę nawet zwykłego szalom. Eleazar powinien był już przywyknąć do lekceważącego tonu abby. Brak żałobników oznaczał, że saba i savta ciągle żyli. Uchwycił się tego i podziękował w duchu za dodę, sabę i savtę, przypominając sobie, że nie może oczekiwać niczego od rodziców ani starszych braci.

Abba Aaron przytrzymał zasłonę dla Miriam i wszedł do środka zaraz za nią. Eleazar przecisnął się bokiem do środka, ciągnąc za sobą Hoszeę, który nadal podtrzymywał nogę Talii.

– Słyszałaś, Miriam? – wrzasnął abba Aaron. – Miałem sen.

Doda pociągnęła Eleazara za rękaw.

– Połóż ją na macie. Przyniosę trochę trzciny znad rzeki, żeby zapleść nową.

– Miriam, muszę iść…

– Uspokój się, Aaronie. – Doda zaczęła krzątać się wokół koszów, ostatecznie wyjmując z nich moździerz, tłuczek i kilka nasion maku. – Wysłucham cię, gdy zajmę się Talią.

– Wysłuchasz mnie teraz! – wrzasnął Aaron, wbijając wszystkich dookoła w ziemię. Eleazar jeszcze nigdy nie słyszał krzyku abby – to ima Eliszeba rządziła w ich rodzinie.

– Co jest tak pilne, Aaronie? – Doda odłożyła narzędzie i z irytacją zaplotła dłonie.

– El Shaddai przemówił do mnie we śnie, Miriam. Tak jak do ciebie. Rozkazał mi odszukać naszego brata wśród Midianitów i przyprowadzić go z powrotem do Egiptu.

Eleazar musiał przemówić abbie do rozsądku. W pośpiechu odłożył Talię na matę.

– Przepraszam – rzucił, gdy dziewczyna jęknęła z bólu i szybko przeniósł swą uwagę na abbę. – Przeżyłeś już osiemdziesiąt trzy przypływy. Jesteś hebrajskim niewolnikiem. Nie możesz opuścić dworu Ramzesa. Nie wiesz nawet, czy Mehy jeszcze żyje.

– Mojżesz. Żyje – szepnęła doda Miriam ze łzami na policzkach. Utkwiła wzrok w oczach abby. Jej spojrzenie wyrażało wieloletnią tęsknotą za bratem, którego nigdy nie poznali.

– Shaddai często pokazywał mi Mojżesza w snach. Wiem, że nie nosi już zbroi żołnierza faraona, a jest za to pasterzem. Śpiewa swym owcom pieśni, które nuciłam przed laty jako służka jego egipskiej matki.

– Widzisz! Jest pasterzem wśród Midianitów! – Abba Aaron wydawał się bardziej podniecony niż kiedykolwiek wcześniej.

– Jeśli El Shaddai podarował ci ten sen, Aaronie, to znaczy, że znajdzie sposób. Musisz jechać.

– To jakiś absurd! – Eleazar spojrzał gniewnie na starców, ostatecznie zatrzymując wzrok na abbie. – Nigdy się stąd nie ruszałeś. Nie masz pojęcia, jaki jest Synaj. Nie doczekasz nawet pierwszego obozowiska.

– Wyślemy z nim Hoszeę. – Doda stała spokojnie u prawego boku Eleazara. – Towarzyszył ci na Drodze Horusa podczas ostatniej wędrówki z oddziałami księcia Rama do Kadeszu. Hoszea i Aaron chwycą się tego samego podstępu, który wymyśliliśmy dla Mojżesza czterdzieści lat wcześniej. Aaron będzie udawał bogatego kupca, który podróżuje osobną karawaną. Hoszea będzie jego osobistym strażnikiem.

– Nie, nie, nie! – Eleazar przeniósł wzrok od swojego ucznia do dody. – To nie ma prawa się udać. Abba w niczym nie przypomina kupca.

– Jego ręce wyglądają na ręce handlarza – odezwała się Talia z maty Miriam.

Abba Aaron uniósł swoje gładkie dłonie i przyjrzał się im z uśmiechem. Gdyby nie to, że był tak wściekły, Eleazar doceniłby spostrzegawczość dziewczyny.

– Mój abba jest rzemieślnikiem. Całe dnie spędza na wyrabianiu biżuterii. – Kolejne zdanie skierował do ojca. – Nie nosisz szat kupca, nie masz złota ani srebra na podróż i jesteś za stary, żeby przemierzać pustynię.

Abba wytrzymał jego spojrzenie.

– Wszystko, co mówisz, jest prawdą, Eleazarze. Wołanie El Shaddai jest jednak ważniejsze. – Jak dużo czasu minęło, odkąd ostatni raz patrzył w twarz syna? Aaron zmrużył oczy i przekrzywił głowę, wyraźnie nad czymś dumając. – Nie wspomniałeś o Hoszei. Nie powiedziałeś, czy byłbyś gotów go ze mną posłać. Dlaczego?

Eleazar nie wspomniał o Hoszei, ponieważ jego udział był jedyną częścią planu, która rzeczywiście mogła się powieść. Jako jego dowódca, Eleazar z łatwością był w stanie zatuszować nieobecność ucznia.

– Nie poślę go z tobą, bo nigdzie nie pojedziesz.

Eleazar wbił w ojca nieugięte spojrzenie. Dlaczego ich pierwsza od lat wymiana zdań musiała być tak ostra?

– Posłuchaj, Eleazarze.

Doda położyła dłoń na ramieniu bratanka, lecz ten wyrwał się z jej uścisku. Nie. Tym razem się nie poddam.

Abba Aaron podszedł bliżej. Jego opanowanie dawało Eleazarowi nadzieję.

– El Shaddai wyposaży mnie w szaty, złoto i siłę na podróż. Sam potrzebuję tylko wiary.

– Już podarował ci szatę. – Doda wyciągnęła ręce, w których trzymała wyborne płótno, jakim okryła się na audiencję z faraonem. – Możemy połączyć materiał z mojej szaty z suknią Talii.

– Ale… - Eleazar spojrzał zmieszany na niewolnicę.

– Dam jej okrycie z wełny, mój drogi – powiedziała doda z uśmiechem. Odsunąwszy się od Eleazara, wpadła w objęcia abby. Aaron i Miriam chwycili się siebie jak ostatniej nici życia. – Jeśli jesteś pewien, że twój sen pochodzi od El Shaddai, to możesz uwierzyć w Jego pomoc.

Eleazar złapał dodę za ramię, oddzielając ją od brata.

– Jeśli? Dlaczego sama nie możesz Go zapytać? Powinnaś mieć pewność.

Smutek w oczach dody sprawił, że natychmiast pożałował swojej opryskliwości.

– Od czasów Józefa, Shaddai nie przemawiał za pośrednictwem nikogo innego niż mnie, ale ten dzień jest dniem zmian. Nawet teraz nie czuję Jego obecności tak mocno, jak zwykle. – Znów skupiła swoją uwagę na Aaronie. – Bycie częścią grona Shaddai niesie ze sobą tyle dobra, co zła. Znoś je godnie i przyprowadź naszego brata do domu.

Serce Eleazara podskoczyło do gardła. Proszę, abbo, zostań. Słowa te rozpłynęły się jednak w jego umyśle, kiedy Aaron wyszedł z małej komnaty siostry, nie rzucając w stronę syna choćby jednego spojrzenia.

Hoszea dotknął ramienia Eleazara.

– Mam mu towarzyszyć?

W oczach chłopca mignął błysk podniecenia. Wzrok Eleazara przesunął się od Miriam do Talii, ostatecznie spoczywając z powrotem na młodym uczniu.

– Tak, Hoszeo. A jeśli mój abba umrze, nie wracaj tu więcej.