Hiob. Miłość pośród popiołów - Mesu Andrews - ebook

Hiob. Miłość pośród popiołów ebook

Andrews Mesu

4,0

Opis

Dina skierowała wzrok w stronę Hioba.

  • Pamiętaj swe własne słowa, przyjacielu. – Jej głos drżał. – "Nagi wyszedłem z łona matki i nagi tam wrócę. Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie błogosławione imię Pańskie."

Tamtej nocy cierpiałeś z powodu tragedii, lecz twoje łzy były aktem poddania.

  • Spojrzała mu głęboko w oczy.
  • Wierzę, że gdy powierzamy Bogu nasze łzy, składamy Mu największą z ofiar.    

 Po śmierci ukochanego dziadka Izaaka, Dina musi wypełnić ostatnie życzenie zmarłego - wyruszyć do miasta Us i poślubić syna Hioba. Tymczasem Hioba dotykają niewyobrażalne nieszczęścia – stracił zdrowie, najbliższych, cały dorobek swojego życia; Dina jednak nie opuszcza go.  

  • Jak wyglądało życie Hioba przed tragedią?
  • Co myślał, gdy jego świat walił się wokół niego? 
  • A jak wyglądało życie po tym, gdy Bóg przywrócił mu bogactwo, zdrowie i rodzinę?
  • Opowieść o miłości i przebaczeniu – o cierpieniu i wytrwałej wierze.   

Mesu Andrews - tworzy własną, pełną uczuć i zamętów, wersję opowieści o Hiobie. Łącząc historię bohatera z członkami plemienia braci Ezawa i Jakuba, autorka budzi do życia tę znaną biblijną historię o cierpieniu i wytrwałej wierze, wzbogacając ją o romans.

 

   Inne tytuły serii  "Królowie i Prorocy":

 Seria "Skarby Nilu":

 

"Hiob. Miłość pośród popiołu"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 480

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (5 ocen)
2
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
maxlisa

Dobrze spędzony czas

Daje 4 *,ponieważ na 5* tylko Riversowa🙂😁
10
FannyBrawne

Z braku laku…

Potencjał był, ale postacie bez wyrazu, wątek miłosny bardziej przypominał relację ojca i córki, nie podoba mi się też, że autorka romantyzowała relację Diny i Sychema, gdy w Biblii wyraźnie pada - to był gwałt.
00

Popularność




POSTACIE WYSTĘPUJĄCE W KSIĄŻCE:

 

Terac – ur. 2236 p.n.e

Nachor – syn Teracha, ur. ?

Bu – syn Nachora, ur.?

Barachel – potomek Nachora, ur. ?

ELIHU– potomek Nachora, ur. 1919 p.n.e

Abraham – syn Teracha, ur. 2166 p.n.e

Izmael – syn Abrahama, ur. 2078 p.n.e

Izaak – syn Abrahama, ur. 2066 p.n.e

Szuach – syn Abrahama, ur. ?

BILDAD– syn Szuacha, ur. 1976 p.n.e

SITIS– córka Szuacha, ur. 1935 (postać fikcyjna) p.n.e

 

Ezaw – syn Izaaka, ur. 2005 p.n.e

Jakub – syn Izaaka, ur. 2005 p.n.e

ELIFAZ– syn Ezawa, ur. 1983 p.n.e

SOFAR– syn Elifaza, ur. 1946 p.n.e

Reuel – syn Ezawa, ur. 1983 p.n.e

Zare – syn Reuela, ur. 1960 p.n.e

HIOB– syn Zare, ur. 1940 p.n.e

Ennon – syn Hioba, ur. 1919 (postać fikcyjna) p.n.e

DINA– córka Jakuba, ur. 1915 p.n.e

Józef – syn Jakuba, ur. 1914 p.n.e

Beniamin – syn Jakuba, ur. 1897 p.n.e

 

Daty są podane w przybliżeniu i opisane na podstawie interpretacji komentarzy uczonych. Wszystkie dotyczą okresu przed narodzeniem Chrystusa.

Postaci wytłuszczone lub zapisane wielką czcionką to ważni bohaterowie w powieści. Każde imię wymienione wyżej znajduje się w Piśmie (poza tymi, które zostały oznaczone jako fikcyjne). Sajjid, Aban i Nada to postaci fikcyjne o niesprecyzowanych izmaelickich korzeniach. Dodatkowa bohaterka, Nogala, posiada mieszany egipski i kuszycki (dzisiejsza Etiopia) rodowód. Bela, syn Beora, pochodzi z nieznanej edomickiej linii. Ramki oznaczają linię dziedziczenia dla Bożej obietnicy przymierza z Abrahamem.

Prolog

Pewnego dnia, gdy synowie Boży przyszli stawić się przed Panem, szatan też przyszedł z nimi. (…) Mówi Pan do szatana: A zwróciłeś uwagę na sługę mego, Hioba? Bo nie ma na całej ziemi drugiego, kto by tak był prawy, sprawiedliwy, bogobojny i unikający grzechu jak on. Szatan na to do Pana: Czyż za darmo Hiob czci Boga? Czyż Ty nie ogrodziłeś zewsząd jego samego, jego domu i całej majętności? Pracy jego rąk pobłogosławiłeś, jego dobytek na ziemi się mnoży. Wyciągnij, proszę, rękę i dotknij jego majątku! Na pewno Ci w twarz będzie złorzeczył. Rzekł Pan do szatana: Oto cały majątek jego w twej mocy. Tylko na niego samego nie wyciągaj ręki. I odszedł szatan sprzed oblicza Pańskiego.

Hi 1, 6; 8-12

Część I

1

Izaak miał wtedy sto osiemdziesiąt lat. Izaak, doszedłszy do kresu swego życia, zmarł w późnej starości. I pochowali go jego synowie, Ezaw i Jakub.

Rdz 35, 28-29

Ociężałe stopy Diny nie zostawiały śladu na spieczonej słońcem ziemi w hebrońskim obozie dziadka. Izaak przez wiele dni walczył ze śmiercią, lecz ostatecznie umarł. Był jedynym mężczyzną, który dostrzegał w Dinie więcej niż wstyd i kochał ją nadal po tym, co wydarzyło się w Sychem. Kiedy klękała, by wypłukać tkaniny, którymi myła i maściła ciało dziadka, czuła się tak samotna i opuszczona……

– Panienko!

Za plecami Diny dał się słyszeć szept; zaledwie odrobinę głośniejszy od płynącej wody. Wyrwana z rozmyślań, upuściła tkaniny do strumienia.

– O nie! – zawołała, próbując złapać odpływające pranie.

Zwinna, ciemna postać skoczyła do wody, ratując płynące skarby.

– Mam je, panienko!

Młoda służąca z obozu dziadka stała w wodzie po kostki, z dłonią uniesioną zwycięsko nad głową i kroplami kapiącymi na przycięte krótko włosy. Jej skóra o barwie głębokiej czerni i wysokie kości policzkowe zdradzały kuszyckie korzenie. Dina zauważyła ją już wcześniej wśród sług obozu, ale większość czasu spędzała u boku chorego dziadka.

– Dlaczego nazywasz mnie panienką? – zapytała Dina, sięgając po brudne, mokre szmaty. – Nigdy nie rozmawiałyśmy, dziecko, a ja sama nie jestem w niczym lepsza od sługi.

Wycisnęła materiał i włożyła go do zawieszonego na ramieniu kosza.

– Pan Hiob powiedział, że teraz, kiedy panienka wychodzi za jego syna, będę jej służącą.

Prostując plecy, Dina stanęła nad dziewczyną.

– Myśli, że skoro jest najważniejszym człowiekiem na Wschodzie, może tak po prostu wejść z rozkazami do obozu dziadka Izaaka?

Entuzjazm dziewczyny opadł jak wycieńczone suszą trawy na nizinach Hebronu.

Żałując okazanej goryczy, Dina otoczyła niewolnicę ramieniem i ruszyła w krótką drogę do namiotów.

– Chciałam powiedzieć, że nie należę jeszcze do domu pana Hioba.

– Właściwie nie należę do żadnego domu – szepnęła, patrząc na namioty przed nimi. Kilka kolejnych kroków pokonały w milczeniu. – Hiob nie powinien składać obietnic, których abba1 może nie chcieć spełnić.

Zerkając na dziewczynę obok, ujrzała na jej twarzy rozczarowanie. Dina żałowała, że nie może jej jakoś pocieszyć, ale jak mogłaby dodać komuś otuchy, kiedy sama czuła się tak samotna i zagubiona? A poza tym – ta mała Kuszytka była służącą jej dziadka. Trudno przewidzieć, w jaki sposób zostanie podzielony majątek i służący Izaaka? Zwłaszcza w perspektywie walki o dobytek, pomiędzy abbą Jakubem i wujem Ezawem.

– Przepraszam, panienko.

Dina zauważyła, że dziewczyna uprzyjemnia sobie spacer, stawiając duże kroki i małe kroczki, by ominąć pęknięcia w suchej ziemi. – Ale czy mogę udawać, że jestem służącą panienki, dopóki jej abba nie powie inaczej?

Przeskoczyła do kolejnego skrawka gładkiej ziemi, balansując niepewnie na jednej nodze.

Dina przytrzymała ją, kładąc rękę na ramieniu dziewczyny.

– Pod warunkiem, że przestaniesz nazywać mnie panienką.

Uniosła, rew, czekając na przytaknięcie niewolnicy, zanim wznowiła ich wędrówkę do obozu. Dziewczyna, nieco niższa od Diny, ruszyła tuż za nią, gawędząc wesoło.

– Abraham był wielkim księciem pomiędzy swymi ludźmi, podobnie jak twój dziadek Izaak. Czy nie powinnam wobec tego nazywać cię księżniczką?

– Ha! Zaśmiała się, zaskakując samą siebie. Uśmiech, który posłała szerokookiej, niewinnej dziewczynie, był jednak szczery. – Nikt nigdy nie nazywał mnie księżniczką, mała Kuszytko. Mów do mnie Dina.

Wtedy rozległ się wysoki jęk zawodzących żałobników. Dina wyjrzała na ścieżkę ponad horyzontem pomiędzy topolami. Tak jak się spodziewała, zawinięte ciało dziadka Izaaka spoczywało w wozie zmierzającym do groty grobowej w Mamre, na północ od Hebronu. Za furmanką podążali dwaj synowie Izaaka, Jakub i Ezaw. Ich wzajemna nienawiść skrzyła się jak krzemienie. Jedenastu, nadzwyczaj spokojnych synów Jakuba szło w tyle. Spośród, lanu Ezawa tylko dwóch potomków przybyło, by oddać cześć patriarsze. Hiob – prawnuk Ezawa i Elifaz – syn Ezawa, który rozpaczał, jak gdyby to jego własny abba leżał w wozie pogrzebowym. Pozostali z licznych Edomitów czcili podobno bożków kananejskich i nie darzyli wielkim szacunkiem Izaaka, syna Abrahama, z którym Jahwe zawarł przymierze.

– Chodź. – Dina przełknęła ślinę, powstrzymując falę bezbrzeżnego smutku.

– Jak powinnam cię nazywać, mała?

– Jestem Nogala. – Jej śpiewny głos niemal zagłuszył jęki żałobników.

– Chodź, Nogalo. Nie potrzebuję służącej, ale chętnie przyjmę pomoc w pakowaniu rzeczy na podróż do Us.

Przyjazne porozumienie. Żadnych słów więcej. Powietrze było zbyt przesiąknięte żalem, niepewnością i echami żałobników.

Dotarły do obozu dziadka, który składał się z rzędów namiotów ułożonych dookoła ogromnego paleniska z piecami. Namioty rodzinne łączyły się z izbami dla sług za pomocą ścieżek. Siedziby najbliżej ognia zarezerwowane były dla krewnych i cennych gości, podczas gdy niewolnicy zajmowali schronienia na zewnątrz. Dina i Nogala wyminęły namioty rodziny, płosząc zbłąkane psy pasterskie i pozdrawiając służących. Wreszcie dotarły do centralnych pieców, gdzie pracowite dłonie wypiekały chleb dla szykujących się do podróży karawan Ezawa oraz krewnych i służących, którzy mieli pozostać w Hebronie.

W samym środku obozu znajdowały się zawsze trzy namioty. Namiot dziadka Izaaka rozłożono najbliżej ognia – namiot abby Jakuba na zachód, a wuja Ezawa na wschód. Dina przystanęła, przyglądając się schronieniom. Olbrzymi, czarny dom dziadka Izaaka, z wielkim zadaszeniem z przodu, był teraz pusty. Kiedyś stanowił ważne miejsce spotkań dla wędrownych handlarzy i dygnitarzy, którzy pragnęli audiencji z wielkim synem Abrahama. Namiot abby Jakuba był surowy i praktyczny – podobnie jak sam abba. Siedzibę wuja Ezawa zdobiły skóry zwierząt i grubo ciosane drewno.

Namioty bliźniąt były tak różne, jak różni byli sami bracia. Między nimi toczyła się nieustająca walka. Choć minęło niemal sto lat, odkąd abba Jakub wykupił miską zupy prawo do pierworództwa Ezawa, a blisko pięćdziesiąt, odkąd wykradł jego błogosławieństwo przymierza, rywalizacja pomiędzy braćmi przybierała na sile z każdym kolejnym rokiem. Na szczęście rzadko odwiedzali dziadka Izaaka w tym samym momencie. Abba Jakub większość czasu spędzał na wypasaniu stada i trzody w Beer Szewa, podczas gdy wuj Ezaw pielęgnował swój ogromny klan w Górze Seir.

Dina zajmowała izbę pod namiotem dziadka. Jej honorowe miejsce w samym środku obozu wzbudziło oburzenie, gdy przybyła doń piętnaście lat temu. Dziadek prędko położył kres sprzeciwom, tłumacząc obecność wnuczki potrzebą opieki lekarskiej. Dina wiedziała jednak, że chciał ją w ten sposób wyróżnić i ochronić.

Nogala wkroczyła do słabo oświetlonego namiotu, a Dina usłyszała jej westchnienie.

– Panienko! Jesteś lekarką o wielkiej mądrości.

Nie chcąc irytować się tym niezasłużonym uwielbieniem, Dina spróbowała spojrzeć na swój mały dom oczami dziewczynki. Ogrom fiolek z ziołami i maściami, które wyścielały półki z ciosanego cedru, wypełniały nozdrza ciężkim aromatem kolendry, aloesu i mirry. Podłogę zdobiły cętkowane i nakrapiane dywany, a część sypialnianą od mieszkalnej oddzielało tylko wąskie pasmo gleby. Dina posiadała dwie szaty, cztery tuniki i trzy nakrycia głowy, co dla kuszyckiej niewolnicy mogło wydawać się przepychem. Resztę jej namiotu wypełniały przeróżne rodzaje ziół, eliksirów i mikstur.

Potrzeby Diny były niewielkie, zaś jej życie proste. Rzadko opuszczała schronienie, ieszczące centralny piec i małą przestrzeń pomiędzy namiotem swoim i dziadka Izaaka. To był jej świat – jej dom. Aż do teraz.

Przez piętnaście lat czuła się bezpieczna, – jako opiekunka dziadka – użyteczna. Teraz zastanawiała się, czy coś jeszcze naprawdę stanowiło jej własność i co planował zagarnąć dla siebie chciwy wuj Ezaw. Po powrocie mężczyzn z pogrzebu czekało ją podporządkowanie się rozkazowi Izaaka – poślubienie syna Hioba.

– Jak mogło przyjść ci to do głowy – szepnęła Dina do dziadka, jakby stał obok.

– Uznałam, że musisz być zdolną lekarką, skoro posiadasz tyle lekarstw.

Dziewczyna musiała być przekonana, że Dina mówiła do niej.

Nagle ogarnięta żalem, Dina zapragnęła być sama. Potrzebowała czasu, by pomyśleć o szalonym nakazie dziadka, który ją kochał. Ślub w tak późnym wieku? Jako trzydziestopięciolatka przestała przypominać już „miód i śmietanę”, a zbliżała się niebezpiecznie do skwaszonego mleka. I dlaczego chciałby mnie skazać na małżeństwo z mężczyzną z klanu Ezawa? Na to pytanie znała odpowiedź. Ponieważ była córką Jakuba, dziadek uważał jej łono za „ogród obietnicy”, dzięki której potomkowie Ezawa zyskaliby tak podstępnie wykradzione przez abbę błogosławieństwo przymierza.

– Ha! – Na jej ustach pojawił się kolejny szyderczy śmiech, lecz tym razem Nogala zdawała sobie chyba sprawę, że Dina nie myśli o ziołach. – Mężczyźni nie widzą we mnie „ogrodu obietnicy”, Nogalo. Jestem dla nich brudna.

Dziewczyna poklepała delikatnie jej ramię.

– Nie dla pana Hioba.

Dina strząsnęła z siebie jej dłoń i sięgnęła po dzbanek z mirrą oraz kawałek wełny, którym chciała go owinąć.

– Pan Hiob zaoferował swojego syna tylko dlatego, że wuj Ezaw sprzeciwił się wszystkim innym Edomitom – nawet w obliczu śmierci dziadka. – Łzy przysłoniły jej oczy – Tak więc Hiob, klejnot w koronie Ezawa, złoty człowiek Wschodu, postanowił zrobić, co należy. Przeznaczył Ennona, swojego pierworodnego syna, na męża Diny, zhańbionej córki Jakuba.

– Oczy pana Hioba są czyste i dobre. – Odezwała się szeptem Nogala, pochylając głowę. – Nie wierzę, że ofiarowałby swego syna, gdyby widział w tym nieszczęście dla któregokolwiek z was.

Och, jakaż ona niewinna – pomyślała Dina. Wszyscy mężczyźni prowadzą ostatecznie do nieszczęść. Potrzebowała kogoś, kogo mogłaby obrzucić za swój los winą, a nie chciała oskarżać dziadka. Izaak kochał ją zbyt mocno i długo. Wolała więc nienawidzić Hioba. Pragnęła myśleć, że bogactwo i pomyślność uczyniły go nadętym i dumnym. Nadzieje Nogali – choć całkowicie niewyobrażalne – wydawały się jednak uzasadnione. Hiob był dobry i pełen współczucia; troszczył się czule o dziadka podczas jego ostatnich dni, nie zyskując nic w zamian. Najlepiej byłoby więc winić wuja Ezawa. Ten włochaty, czerwony, zwalisty człowiek od zawsze stanowił obiekt nienawiści abby Jakuba i wyraźnie się do tego nadawał.

– Przykro mi z powodu pana Izaaka, panienko. – Łagodny głos Nogali działał jak balsam na duszę Diny. – Wiem, że go kochałaś.

Policzek Diny zwilżyła pojedyncza łza. Otarła ją prędko.

– Zacznijmy się pakować. Nie wiem, co zabiorę ze sobą do Us, a co trafi do abby i wuja Ezawa, ale musimy owinąć dokładnie każdą fiolkę. – Emocje spętały jej myśli, a do oczu cisnęły się kolejne łzy, których nie chciała jednak wypuścić. – Zastanawiam się, czy pąki kwiatów są takie same w górach Edomu?

Sięgnęła po drugi flakonik z mirrą i kawałek wełny, by ją zapakować. Wtedy poczuła na ramieniu łagodny uścisk.

– Potrafię słuchać, panienko.

– Najwyraźniej nie, bo inaczej nie nazywałabyś mnie panienką! – wyrzuciła słowa wraz z uczuciami. – Moją przyszłość sprzedano jak bezwartościowego muła na targu, a dziadek Izaak odszedł!

Dina rzuciła dzbanek z mirrą w słup na środku namiotu, przez co powietrze wypełnił słodki zapach, który przyprawił ją o delikatne zawroty głowy. Kolejny znak, że bezsenne noce i dnie wycieńczyły ją zarówno emocjonalnie, jak fizycznie. Przyglądając się odłamkom ceramiki na dywanie, spotkała osłupione spojrzenie Nogali.

– Jak moje złamane życie.

Dziewczyna wyciągnęła rękę, by zaprowadzić Dinę do sterty cętkowanych i poplamionych dywanów. Dina usiadła obojętnie.

– Masz rację, panie… Dino. Twoje życie faktycznie jest jak ten piękny, potłuczony dzbanek. Właśnie pękł i cudowny zapach w środku, który skrywał się w twoim sercu, będzie teraz dzielony z synem pana Hioba.

Nogala przerwała. Pozbierała rozbitą ceramikę i zdjęła z półki wyszczerbioną, glinianą fiolkę. Owijając odłamki i flakonik w starą szmatę, powiedziała:

– Załóżmy, że ten dzban to moje życie. Coś mi mówi, że jeśli złączymy nasze losy, będzie nam lepiej.

Jej policzki uniosły się w niepewnym uśmiechu.

– Odpocznij, panienko. Ja spakuję twoje rzeczy. Musisz być gotowa, gdy mężczyźni powrócą z groty.

1abba – (hebr.) ojciec.

2

Pewnego razu Dina, córka Jakuba, którą urodziła mu Lea, wyszła, aby popatrzeć na kobiety tego kraju. A gdy ją zobaczył Sychem, syn Chamora Chiwwity, księcia tego kraju, porwał ją i położywszy się z nią, zadał jej gwałt. I całym sercem pokochał Dinę, córkę Jakuba, i czule do niej przemawiał. Potem Sychem prosił swego ojca, Chamora: Weź tę dzieweczkę dla mnie za żonę!

Rdz 34, 1-4

Dina patrzyła, jak młoda Kuszytka owija każdą roślinę i każde naczynie z ceramiki; każde zioło i każdą fiolkę. Przycupnąwszy na dywanie z kocem wetkniętym pod głowę, opuściła powieki, ukojona przez rytmiczne dźwięki pogrążonego w pracy obozu. Drewniane łyżki pobrzękiwały na mosiężnych garnkach do gotowania. Jagnięta beczały za owcami. Śmiech dzieci unosił się na wiosennej bryzie. Ich chórowi towarzyszył dziś jednak nowy dźwięk. Łagodne nucenie Nogali ukoiło niespokojną duszę Diny, tuląc ją do snu.

A sen był tak wyrazisty. Dina znów miała piętnaście lat i w szacie przemoczonej przez wilgoć poranka przemykała ostrożnie pomiędzy trzodami abby, by nie przeszkodzić owcom z jagniętami, których beczenie zbudziłoby jej zgryźliwych braci. Uda bolały ją pod wpływem wspinaczki przez strome wapniowe tarasy, które pokrywały winnice, pola pszenicy i zagajniki z oliwkami. Wschodnie niebo lśniło jasnym fioletem i odcieniami pomarańczy, rzucając alabastrową poświatę na jej wysoki przemarsz wśród złotych kłączy zboża.

Poranne słońce opromieniało wysokie mury Sychem, gdy książę, który nosił to samo imię co miasto, stał u jego bram. Dina patrzyła jak zaczarowana na jego muskularną sylwetkę, która na tle wschodu przypominała bardziej boską niż ludzką. Sychem pokłonił się, jak gdyby Dina była księżniczką, a on pastuchem.

– Dzień dobry, piękności Jakuba.

Dina poczuła ciepło na policzkach i odwzajemniła ukłon, wbijając wzrok w ziemię. Żaden mężczyzna tak do niej nie mówił. Sychem sięgnął po jej dłoń, lecz Dina instynktownie się odsunęła. Wtedy dotknął delikatnie jej brody, a ona spojrzała po raz pierwszy w jego oczy.

– Nigdy nie zmuszę cię do czegoś wbrew twojej woli, piękna Dino.

Oddech ugrzązł jej w piersi.

– Skąd znasz moje imię? – zapytała.

Na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech. – Kiedy twój abba kupował ziemię od moich braci i mnie, byliśmy jeszcze dziećmi, ale i tak zauważyłem, jaka jesteś piękna i zapytałem o twoje imię. Teraz mam dwadzieścia lat, a ty również jesteś w odpowiednim wieku do zamążpójścia, czy nie?

Dina natychmiast opuściła wzrok. Nie mogła oddychać, myśleć ani rozumować. Czy ten przystojny książę właśnie poprosił ją o rękę? Niemożliwe.

– Tak, jestem – usłyszała swą własną odpowiedź.

– Czekałem, żeby wziąć cię sobie na żonę. Mój ojciec ma tylko jedną, a ja planuję iść w jego ślady. Wybrałem ciebie, Dino.

Znów wyciągnął dłoń. Dina patrzyła na nią, świadoma, że losy jej przyszłości właśnie się ważą. Ręka Sychema była duża, opalona i delikatna, co odkryła, gdy splotła ją ze swoją.

Czuła jego tętno pulsujące we własnej dłoni – rytm, który sprawiał, że jej myśli zamieniły się w nieskładny potok słów.

– Im1a Rachela! – Wymamrotała, niepokojąc biednego Sychema. – Jest położną, a ja jej uczennicą. Obiecałam, że odbiorę jej wynagrodzenie od handlowca Nebala i powrócę do domu. Abba i ima Lea nie wiedzą nawet, że poszłam samotnie do miasta. Będą się martwić, jeśli wkrótce nie wrócę.

Dom. Czy to właśnie tam zmierzała? Podniosła gwałtownie głowę i popatrzyła na Sychema. Łagodne spojrzenie i życzliwy wyraz twarzy.

Zatraciła się w nim. Czym był ten ból w jej piersi? To cudowne pragnienie, by śpiewać, biegać i rozpłynąć się w jego ramionach jednocześnie?

Sychem uścisnął delikatnie jej dłoń i mrugnął. Na jego szerokiej twarzy wykwitł duży uśmiech.

– Twoja ima Rachela dostanie swoje srebro. Sam o to zadbam – zapewnił. – Nebal powiedział mi, że się ciebie spodziewa. Dlatego tu jestem.

Wyciągnął rękę i przejechał palcem po jej szczęce.

Jego dotyk przełamał zaklęcie i Dina spuściła wzrok. Zerknęła na mijających handlarzy, nie podnosząc zawstydzonej głowy. Nagle świadoma spojrzeń, pożałowała, że otwarcie pozwoliła Sychemowi na okazanie czułości. Jeśli abba się dowie, będzie miała kłopoty.

Sychem musiał zdawać sobie sprawę z jej zmieszania, bo następne słowa wypowiedział ze śmiechem, a ręce opuścił wzdłuż tułowia.

– Powiedz mi, córko Jakuba, czy chciałabyś omówić szczegóły naszego ślubu tutaj, przy bramie, czy też wolisz kontynuować naszą rozmowę w pałacu?

– Ślubu? – westchnęła Dina.

Jej serce biło nadspodziewanie mocno i szybko. Zachichotała, oblała się rumieńcem i przybliżyła do Sychema.

– Czy resztę życia mam spędzić z zaczerwienioną twarzą, książę Sychemie? – wyszeptała.

Jej pierwsza próba filuterności spotkała się z jego szczerym śmiechem i zanim zdążyła zaprotestować, Sychem wziął ją w ramiona i ruszył ulicami miasta.

– Co robisz?

Dina szarpała gorączkowo za szatę, by zakryć gołe kostki. Książę skierował długie kroki ku wieżom pałacu.

– Niosę swą żonę przez miasto – odparł, tak upajając się jej widokiem, że Dina dostrzegała w jego głębokich brązowych oczach własne odbicie. – Powiedz mi, córko Jakuba, jak podoba ci się myśl, że pewnego dnia zostaniesz królową? Co myślisz o naszym mieście?

Dina nie wiedziała, czy powinna się wstydzić, że Sychem niesie ją jak zranione jagnię, czy też odpowiedniejszą reakcją byłaby duma, podejrzenie, strach? Tak naprawdę nie znała przecież księcia Sychema. Słynął jako najbardziej zasłużony i szanowany spośród synów króla Chamora, ale czy był też honorowy? Czy miał wiele kobiet? Czy zamierzał ją zwieść? W tym momencie wiedziała tylko, że był przystojny i czarujący, i że właśnie zadał jej pytanie, na które powinna odpowiedzieć.

– Przepraszam, o co pytałeś?

Sychem wybuchnął śmiechem, a jego oczy zalśniły – nie kryła się w nich ani iskra niecierpliwości czy frustracji.

– Zapytałem, co sądzisz o naszym mieście.

Jego wygięte usta i brwi sygnalizowały, że czekał w milczeniu na jej pochwałę.

Choć Dina wiele razy odwiedzała już Sychem z imą Rachelą, nigdy wcześniej nie paradowała tak swobodnie przez rynek. A nawet jeśli widziała go setki razy, z perspektywy ramion księcia Sychema wyglądał zdecydowanie inaczej. Sprzedawcy pokrzykiwali z zatłoczonych kramów. Zwierzęta wszelkich kształtów i rozmiarów były wymieniane za robotę i sprzedawane za mięso. Dzieci biegały od handlarza do handlarza – jedne błagając o chleb, a inne chowając małe skarby w drobnych fałdach szat. Mężczyzna trzymający ciężki metalowy łańcuch prowadził na uwięzi dziesięć kobiet z żelaznymi kołnierzami na szyjach. Każda z nich nosiła ubranie cechujące inną narodowość, choć dwie były zupełnie nagie. Życie w mieście było dla Diny innym światem, więc gdy zwróciła swe spojrzenie ponownie ku Sychemowi, oczy księcia wyglądały na zatroskane.

– Co myślisz o swoim nowym domu? – zapytał. – Czy byłabyś w stanie odnaleźć szczęście wśród wysokich murów i hałasu, kiedy całe życie spędziłaś na cichych wzgórzach, w idealnie równych rządkach namiotów?

Dina ujrzała na jego twarzy prawdziwe zmartwienie i wzruszyła się wrażliwością Sychema. Nie przypominała sobie, by ktoś pytał ją kiedyś o opinię lub interesował się jej szczęściem. Powstrzymując łzy, nie chciała dać po sobie poznać, że się boi i starała się sprawiać wrażenie radosnej.

– Przyznaję, książę Sychemie, że od zgniłego jedzenia i śmierdzących starców na ulicach wolę zapach pasterskich pól i owczego łajna, lecz ty sam jesteś o wiele bardziej interesujący niż moi szpetni bracia.

Ze wzrokiem wbitym w ziemię, przechyliła głowę i uniosła brew, uśmiechając się zaledwie kącikiem ust.

Jego reakcja była lepsza niż na to liczyła; bardziej zadowalająca niż mogła się spodziewać. Sychem uśmiechnął się, zatrzymał na środku ulicy i czule ją pocałował. Tłoczący się obok ludzie przystanęli, by wiwatować, a kiedy książę wreszcie się odsunął, Dina nie potrafiła złapać oddechu.

– Cieszę się, że ci się podobam – powiedział z zawadiackim uśmiechem.

Wznowił marsz w stronę pałacu, a Dina oparła głowę o jego ramię, uznając je za wystarczająco wygodne, by spędzić tam resztę życia.

Gdy dotarli do olbrzymiej budowli z wapnia, Dina zdziwiła się, że nie przystanęli w głównym holu. Zamiast tego Sychem zaniósł ją dalej przez labirynt wijących się korytarzy, drzwi i zaskoczonych sług. Wspiął się wąskimi schodami na górę i wkroczył wreszcie do wystawnego pokoju z luksusowymi dywanami i ekstrawaganckimi meblami. Dina oniemiała. Przypomniała sobie, czego ima Rachela uczyła ją, gdy przychodziły do Sychem odbierać porody możnych, i spróbowała zamknąć usta. Książę postawił ją delikatnie na ziemi, lecz Dina biegała od jednej pięknego gobelinu do drugiego.

– Wszystko jest takie eleganckie – powiedziała, zapominając o stojącym przy drzwiach przyszłym mężu. Gdy przypomniała sobie wreszcie, kim jest i co – lub kto – ją tu przywiodło, znów zawstydziła się swą niedojrzałością. – Wybacz mi, wasza wysokość.

Jej policzki płonęły, gdy ukłoniła się księciu Sychemowi. Przyjmując uniżoną postawę, zdała sobie sprawę, że stoi tuż obok wielkiego, zasłoniętego łóżka na środku pokoju. Spróbowała przełknąć ślinę, lecz jej usta były suche jak Wschodnia Pustynia.

Książę Sychem pojawił się koło niej w mgnieniu oka, jedną ręką unosząc podbródek Diny, a drugą obejmując jej talię.

– Więc teraz jestem waszą wysokością, tak? – zapytał z leniwym uśmiechem.

Dina ujrzała w jego oczach głód i odwróciła wzrok, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. Dlaczego pozwoliła, żeby zaniósł ją do swej sypialni?

– Mówiłem już, że nigdy nie zmuszę cię do zrobienia czegoś wbrew twojej woli, Dino.

Jego oczy docierały w każdy zakątek jej duszy. Tym razem nie potrafiła, niknąć jego wzroku, bez względu na to, jak bardzo by próbowała. Czy rzeczywiście jednak chciała próbować? Książę Sychem tak szybko nią zawładnął; nie ciałem, lecz sercem.

– Czego ode mnie żądasz? – wyszeptała Dina. Wiedziała, czego żądał, ale czy zamierzał powiedzieć wprost? Czy ona sama zamierzała spełnić jego życzenie?

– Chcę, żebyś została moją żoną. Dzisiaj. Teraz.

– Twoją żoną? Teraz? – Panika wbiła w nią swe pazury. – Co z twoją rodziną? Nie powinniśmy wziąć udziału w jakiejś ceremonii?

– Dino, jestem księciem Sychem. Wezmę sobie za żonę, kogo zechcę i kiedy zechcę. Czekałem na ciebie wiele lat. Jesteś tą, której pragnę, Dino. Jedyną, której pragnę.

– Ale mój ojciec… Jest synem Izaaka, syna Abrahama. Czcimy Jahwe i…

– Mój ojciec i ja zaoferujemy ci wiano, piękna Dino, które przekroczy najwyższy skarb, jaki kiedykolwiek ofiarowano za córkę w Kanaan. Twój ojciec będzie się cieszył z naszego szczęścia.

Zanim Dina zdążyła powiedzieć coś więcej, Sychem zakrył jej usta pocałunkiem. Rozkosz fizycznego zjednoczenia połączyła ich dusze, pomimo braku świadomości i aprobaty abby Jakuba.

Sen Diny skończył się, a ona sama pozostała w zawieszeniu pomiędzy dwiema rzeczywistościami. Miała wrażenie, że jej namiot opustoszał. Otworzyła jedno oko i ujrzała pod ścianą trzy kosze pełne owiniętych wełną słoików i ciasnych pakunków suszonych owoców. Dźwięki dochodzące z obozu przybrały na sile, lecz błogość pocałunków Sychema zawiodła ją z powrotem do krainy snu. Ledwie odnajdowała się w swej obecnej rzeczywistości. Dziadek Izaak zmarł. Wydał ją nowemu człowiekowi. Powinna pakować się na podróż do Us. Sen przywiódł ją jednak do radości zaślubin z Sychemem. Każdy kolor, dźwięk i zapach tego dnia powrócił wraz z falą słodkiego poddania się.

Następnego ranka Sychem i Dina wyszli z komnaty księcia, a król Chamor odprawił skromną sychemicką ceremonię, którą przypieczętował ich małżeństwo.

– Powrócę przed wieczorną ucztą weselną – zapewnił Sychem, gdy wraz z ojcem opuszczał pałac, by wynegocjować jej wiano z abbą Jakubem.

Wtedy właśnie jej sen zamieniał się w koszmar – jak zawsze. W tym momencie próbowała się zbudzić, lecz nie była w stanie. W zamian za zgodę na ślub Diny z księciem, synowie Jakuba zażądali obrzezania wszystkich mężczyzn w Sychem.

– Nie, mój kochany – mówiła Dina. – Proszę, pozwól mi odejść. Weź sobie kobietę z Sychem i zapomnij o mnie.

Noc przed jego obrzezaniem była jednak najczulszą w krótkim życiu Diny, a miłość, którą okazywał jej Sychem, przekraczała wszystko, co wcześniej znała. Żaden mężczyzna nie kochał nigdy swej żony jak Sychem jej – z jego uczuciem nie mogła równać się nawet miłość rodziców.

Na drugi dzień po swym obrzezaniu, książę powiedział:

– Widzisz, moja miłości, wkrótce wszystko wróci do normy.

Dina doglądała i pielęgnowała swego ukochanego w każdym momencie jego rekonwalescencji. Gdy tej nocy wślizgnęła się obok niego do łóżka, Sychem musnął jej policzek.

– Pewnego dnia ze śmiechem opowiemy tę historię wnukom.

Miłość owładnęła całkowicie sercem Diny. Nigdy wcześniej nie doznała takiej bezinteresowności.

– Być może najpierw powinniśmy zająć się dziećmi, zanim zaczniemy rozmawiać o wnukach – powiedziała, całując jego policzek, szyję i ramię.

Sychem uśmiechnął się i pocałował czoło żony.

– Być może powinniśmy zgasić lampę i ułożyć się do snu, żebym szybko wydobrzał.

Dina zachichotała i zdmuchnęła świece, a następnie zajęła swe miejsce w zgięciu ramienia męża, słuchając jak jego oddech staje się głęboki i stabilny.

A potem usłyszała krzyk.

Dina spróbowała się obudzić, lecz trwała w półświadomości grozy i lęku. Twarz Sychema przed nią. Jego puste oczy. Ukochane usta wykrzywione w ostatnim błaganiu śmierci. Jej ramiona były ciepłe, mokre i lepkie od krwi męża.

– Symeon! Lewi! Nie!

Bracia stali tuż nad nią z ociekającymi sztyletami w rękach.

– Ten sychemicki pies nigdy nie znieważy już niczyjej siostry – wypluł Symeon, sięgając po ramię Diny.

– Nie! Nie znieważył mnie! Jesteśmy małżeństwem!

– Nie według abby! – Symeon doskoczył do siostry, a ona się cofnęła, uwięziona pomiędzy zakrwawioną skorupą mężczyzny, którego kochała i zwierzęcymi twarzami braci, którzy go zabili.

– Zostaw mnie! Sychem mnie nie zgwałcił! Kochał mnie!

– Dino – odezwał się męski głos. – Dino.

Ktoś potrząsnął jej ramieniem.

– Dino, zbudź się. Musimy iść.

Symeon – nie, Lewi!

Dina wrzasnęła, na nowo ogarnięta strachem. Wbiła pazury w miedziane włosy i brodę przed sobą.

– Nie! Odejdź od Sychema! Nie, Lewi! Sychem mnie kocha! Wcale mnie nie znieważył! Nie rób mu krzywdy, Symeonie. Sychem mnie kocha!

Młóciła rękoma i kopała mężczyznę, który próbował ją uspokoić.

– Dino, to ja, Hiob. Cii, Dino. Przestań. – Przytrzymał ją silnym uściskiem. Nie mogła się uwolnić. Jej krzyki ucichły do szlochu, a ciało znieruchomiało.

– Cii, Dino. – Hiob kołysał ją delikatnie. – To ja, Hiob. Cii… Już dobrze, Dino.

Dina zerknęła w jego głębokie, brązowe oczy, które barwą przypominały ciemny chleb jej imy.

– Pójdziesz do domu razem ze mną, Dino. Będziesz bezpieczna u boku mojego syna.

Dina wreszcie się obudziła i przez moment – tylko moment – zapragnęła zatopić się w silnych, kochających ramionach mężczyzny, który ją trzymał. Hiob siedział na dywanie, tuląc ją do siebie i głaszcząc jej włosy. A przecież wkrótce miał zostać jej teściem!

Ogarnięta przez wstyd i upokorzenie, Dina uwolniła się z uścisku i przycupnęła obok ułożonych koszy jak zraniona zwierzyna. Ledwie zamieniła z Hiobem słowo, a jednak pokazała mu swą najgłębszą ranę. Z jej ust uciekł niski, gardłowy jęk.

– Wyjdź – powiedziała, odwracając twarz.

Hiob spróbował jej pomóc, ale ona jeszcze mocniej się w sobie skuliła.

– Nie, proszę. Po prostu idź.

Hiob stanął nad nią, raz jeszcze oferując swą dłoń.

– Dino.

Cisza zawisła nad namiotem jak gęsty, grobowy zapach roztrzaskanego naczynia z mirrą.

– Wszystko dobrze? – Zawodzenie żałobników odbijało się echem w obozie razem z westchnieniem Hioba. – Twój abba i mój praabba2 Ezaw powrócili z groty. Ezaw chce natychmiast wyruszyć na Górę Seir. Poprosił, żeby moja karawana towarzyszyła mu w drodze na południe.

Hiob przerwał i odezwał się łagodnie.

– Powiem mu, że nie jestem jeszcze gotowy do podróży i nie mogę wydłużać trasy. Czy zdążysz przygotować się do zmierzchu na wyprawę do Us?

Dina skinęła głową – jej gardło było zbyt ściśnięte, żeby mogła się odezwać. Usłyszała opadanie klapy od namiotu i gdy podniosła wzrok, Hioba już nie było.

Jej oddech stał się krótki i urywany. Przycisnęła kolana do piersi, pragnąc powstrzymać niekontrolowanie drżenie. Nie mogę dołączyć do chóru żałobników, pomyślała. Jeśli zacznę płakać, nigdy nie przestanę. Kołysząc się w przód i w tył, poruszała się w rytm lamentu. Co, jeśli jej koszmary przybiorą tylko na sile? Co, jeśli zacznie wrzeszczeć i młócić rękoma w ramionach nowego męża? Czy jego syn okaże się równie wyrozumiały, co Hiob?

Obok wąskiego promienia słońca, który wdzierał się do namiotu, przemknął maleńki cień. Dina znieruchomiała. Znowu. A potem przez zawodzenie żałobników przedarło się słodkie ćwierkanie. Na zewnątrz wylądował dudek o różowo-czarnym umaszczeniu. Mała istota wejrzała do środka i oddała się swej późno-popołudniowej kąpieli w piasku. Trel-trel-trel – wyśpiewywał pięknie, przecinając ból Diny.

– Och, ty mały ptaszku – wyszeptała. – Jesteśmy do siebie bardzo podobni, ty i ja. Dziadek Izaak mówił, że byłeś jednym z najpiękniejszych stworzeń Jahwe, dopóki nie uznał cię za nieczystego.

Po jej policzkach popłynęły łzy.

– Mężczyźni również nazywają mnie piękną, ale dlaczego wszyscy widzą we mnie skazę?

W szaleńczym gwarze obozu służąca przemknęła obok namiotu, płosząc małego ptaszka, przez co serce Diny znów pojmała samotność.

– Och, jak żałuję, że sama nie mam skrzydeł, na których odleciałabym do swego własnego domu. Domu, gdzie cała moja przeszłość odeszłaby w zapomnienie, a przyszłość byłaby wolna.

1ima (z arab.) – mama

2praabba – (z aram.) pradziadek.

3

A potem dodał: Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg Sema! Niech Kanaan będzie jego sługą! Niech Bóg da Jafetowi dużą przestrzeń i niech on zamieszka w namiotach Sema, a Kanaan niech będzie jego sługą.

Rdz 9, 26-27

Hiob stał obok namiotu Diny, nasłuchując jej stłumionego zawodzenia. Boleśnie pragnął ją pocieszyć, lecz drżał z frustracji z powodu jej odmowy. Dina przeżyła więcej cierpienia niż powinna zaznać młoda kobieta. Gdy spróbował ją obudzić, krzyczała w obronie Sychema – mężczyzny, który rzekomo ją zgwałcił. Dlaczego? W tej historii kryło się więcej, niż zdradzały plotki. Jeśli miała wyjść za jednego z jego synów, on miał prawo wiedzieć, co dokładnie zdarzyło się w Sychem.

Z łatwością potrafił zlokalizować wujka Jakuba. Wystarczyło podążać za dźwiękiem nieustających sprzeczek, by odkryć, że ich źródłem byli synowie Izaaka. Oddaliwszy się od namiotu Diny, ruszył pod baldachimem dziadka Izaaka prosto do rozgorączkowanych braci.

– Każda pstrokata, cętkowana albo ciemna koza i owca należy do mnie – wrzeszczał Jakub. – Służyłem wujowi Labanowi przez dwadzieścia lat, żeby je zdobyć. Nie pozwolę ci ich tknąć!

– Zatrzymaj sobie te stęchłe zwierzęta! Ja biorę całą resztę.

Ezaw był czerwony od stóp do głów, a jego oczy wybałuszone i nalane krwią.

– Proszę bardzo, ty wielki czerwony kundlu! – zawołał Jakub. – Pamiętaj tylko, że to mnie abba namaścił obietnicą przymierza Abrahama, a to oznacza także ziemię Kanaan. Weź sobie cały ten bezwartościowy dobytek, ale Ziemię Obiecaną zostaw mi!

– Ha! To twoja część jest bezwartościowa, bracie! Elohim może i obiecał Kanaan Abrahamowi, ale zapomniał powiadomić o tym Kananejczyków. Tym razem to ciebie oszukano!

Jakub zacisnął zęby i wyciągnął się na palcach u stóp, żeby splunąć Ezawowi w twarz.

– Mnie nie da się oszukać tak łatwo jak mojego tępego brata.

Gdy olbrzymia czerwona skała uniosła rękę, by uderzyć Jakuba, Hiob zawołał:

– Nie, praabbo!

Poruszony tą interwencją, Ezaw rozproszył się na tyle, że Jakub zdążył zanurzyć pięść w jego brzuchu i powalić ogromnego brata na ziemię.

Hiob gotował się ze złości na tych samolubnych starych głupców, których martwy abba nie zdążył jeszcze wystygnąć w jaskini, a oni już kłócili się jak dzieci o jego spadek. Gwałtownie natarł na niedorzecznych, tarmoszących się mężczyzn i sypnął im piachem w twarz.

Obaj wstali, plując pyłem, a Hiob rozpoczął swą reprymendę.

– Powinniście się za siebie wstydzić! Czochracie się jak Hetyci w obozie Izaaka, a jesteście starcami z kruchymi kośćmi!

Wiedział, że jego argument nie był przekonujący dla wielkiego myśliwego, Ezawa i sprawnego pasterza, Jakuba. Obaj w wieku stu dwudziestu pięciu lat byli niemal tak silni, jak sześćdziesięcioletni Hiob.

Jakub uniósł swój oskarżycielski palec.

– Gdyby nie był taki chciwy i nie próbował zagarnąć dla siebie wszystkiego, zamiast dwóch trzecich należnych pierworodnemu, nie byłoby żadnego problemu!

Ezaw był gotów do odparcia ataku, lecz Hiob uniósł rękę i wycedził przez zaciśnięte zęby:

– Spójrzcie na niewolników dookoła was! Spójrzcie!

Synowie Izaaka rozejrzeli się posłusznie. Służący, którzy do tej pory przygotowywali się gorączkowo do podróży, teraz stali w miejscu, obserwując widowisko. Czując na sobie spojrzenie braci, natychmiast powrócili do pracy, nucąc i gwiżdżąc pieśni pasterskie.

– Jak śmiecie hańbić pamięć o dziadku Izaaku swym upokarzającym zachowaniem przed sługami? – zapytał cicho Hiob. – Wróćcie, proszę, do namiotu wujka Jakuba. Chcę z wami pomówić o czymś ważnym.

Hiob minął dwóch mężczyzn, którzy w tym momencie wyglądali jak dąsające się dzieci.

Gdy klapa od namiotu opadła, Ezaw odzyskał rezon.

– Hiobie, nasza karawana wyruszy w podróż zaraz po wieczerzy. Będziemy podróżować w chłodzie nocy, przy blasku pochodni, żeby uniknąć gorącego słońca.

Hiob uśmiechnął się łagodnie, lecz pokiwał głową.

– Przykro mi, praabbo, ale nie dam rady wyruszyć tak wcześnie. Moi słudzy potrzebują więcej czasu, żeby przygotować karawanę na podróż do Us.

Oczy Ezawa zwęziły się w małe szparki, a Hiob obserwował, jak myśli kłębiły się w jego głowie, gdy próbował odkryć prawdziwy powód tego opóźnienia.

– Przez tę kobietę – Ezaw wypluł te słowa jak klątwę. – Widziałem, jak wychodzisz z jej namiotu. Wyobraża sobie, że może ukryć cenne zioła i skarby w swojej izbie, a ty ślepo załadujesz je na swoją karawanę. Cóż, należą do niej tylko ubrania na ciele i…

– Praabbo – przerwał mu Hiob. – Wiesz, że darzę cię szacunkiem oraz podporządkowuję się twoim rozkazom, o ile nie sprzeciwiają się naukom El Szadaj.

Ezaw spróbował zaprotestować, lecz uciszyła go pewność siebie Hioba.

– Dina weźmie tylko to, co do niej należy. Możesz być tego pewny, lecz nie wyruszymy dziś w drogę razem z twoją karawaną. Co więcej, żądam, żebyś zostawił mi na podróż dwudziestu służących. – Hiob skierował następne słowa do Jakuba. – Potrzebuję mężczyzn do przewiezienia posagu, który z pewnością zamierzasz zaoferować za swą piękną córkę.

– Posagu? Abba nie mówił nic o posagu. – Sprzeciw wuja Jakuba uciszył każdy brzęk i stukot w obozie. – Dlaczego miałbym płacić posag za kobietę, która została już splugawiona?

Sprośny śmiech Ezawa zmroził krew w żyłach Hioba i wzbudził gniew Jakuba.

– Nie zapłacę za nią ani jednej srebrnej monety. Jest w domu naszego abby od piętnastu lat. Jeśli trzeba zapłacić za jej posag, niech zrobi to mój brat, który posiada teraz większość bogactwa Izaaka.

Ezaw przestał się śmiać.

– Nie uznam za swoją takiej córki i nie zapłacę za jej posag! – wrzasnął.

Dwóch braci pogrążyło się w kolejnym wybuchu złości, a Hiob przejechał palcami po włosach, opuszczając głowę we frustracji. El Szadaj, jak możesz pozwalać na taką samolubność na Twej ziemi?

– Dość! – Jego głos wzniósł się ponad hałas, przykuwając uwagę zaskoczonych mężczyzn.

Ezaw znów zmrużył oczy.

– Słuchaj, synu Zare. Choć jesteś moim ulubionym prawnukiem, nie zamierzam tolerować twojego przemądrzałego języka.

Hiob uśmiechnął się pomimo irytacji i położył dłoń na umięśnionym ramieniu Ezawa.

– A choć ty jesteś moim ulubionym praabbą, nie pozwolę, żebyś obrażał moją przyszłą synową.

Hiob patrzył Ezawowi w oczy, aż wreszcie olbrzymi mężczyzna wymamrotał słowa przeprosin i wybiegł z namiotu.

Kiedy Hiob zwrócił się do wuja Jakuba, ujrzał otwarte usta starca.

– Nigdy nie widziałem jeszcze, żeby ktoś uciszył mojego brata, jak ty teraz, Hiobie. Skąd wziąłeś taką władzą nad tym diabłem, Ezawem?

Serce Hioba drgnęło pod wpływem nienawiści, która kryła się w pytaniu Jakuba.

– Cóż, wuju – odparł. – Podejrzewam, że praabba zaczął mnie szanować w noc, kiedy przyjęto mnie do grupy myśliwskiej, która planowała cię zabić.

Twarz wuja Jakuba ujawniła zaskoczenie, na które liczył Hiob.

– Czy jesteś zainteresowany resztą tej historii?

Usta Jakuba wygięły się w podejrzliwym uśmiechu.

– A czego chcesz w zamian za jej opowiedzenie? Nie mam zamiaru płacić za posag Diny, bez względu na to, jakim dobrym gawędziarzem jesteś.

Hiob potrząsnął głową, znużony małostkowością w swej rodzinie.

– Nie szukam niczego w zamian, wuju. Sam chętnie zapłacę wiano za Dinę. To bardzo cenna perła.

Brwi Jakuba zmierzwiły się od podejrzliwości. Hiob otoczył ręką ramię starca i poprowadził go ku jednemu z legendarnych dywanów plemienia Jakuba. Pstrokate i cętkowane skóry z owiec lub kóz dawały wyjątkowy splot, który stał się pożądany w całym Kanaan.

– Proszę tylko, żebyś w zamian opowiedział mi inną historię.

Hiob uśmiechnął się i czekał na odpowiedź.

– Podejrzewam, że chodzi o coś więcej, ale jestem bardzo ciekaw historii z nieprzeniknionym Ezawem – powiedział Jakub.

Hiob uniósł brew i wskazał ręką na dywan z owczej skóry, a Jakub skinął głową na znak, że obaj mogą na nim spocząć.

– Miałem trzynaście lat – zaczął Hiob. – Ale pamiętam wszystko, jak gdyby zdarzyło się wczoraj. Minęło siedem dni, odkąd przekonałeś swego abbę Izaaka, że jesteś jego najstarszym synem. Kiedy Izaak udzielił ci błogosławieństwa przymierza, zdałeś sobie sprawę z nadchodzącej złości Ezawa i w obawie o własne życie postanowiłeś zbiec do domu wuja Labana w Haran.

Jakub uniósł podbródek, jak zwykle gotowy ze swą obroną.

– Być może oszukałem abbę, by otrzymać błogosławieństwo, ale El Szadaj wiedział, kto najlepiej ochroni prawdę Jahwe i wypełni przymierze Abrahama. Ezaw sprzeciwiał się władzy wielkich nauczycieli w namiotach Sema. Nie zasługiwał na błogosławieństwo.

Hiob skinął głową, lecz nie zamierzał pochwalać oszustwa wuja.

– Praabba Ezaw zwołał spotkanie wszystkich mężczyzn ze swego klanu. Rozkazał Elifazowi stanąć na czele tego, co nazywał „ważnym polowaniem”. Ezaw wezwał czterech synów, by wzięli po jednym ze swych krewnych. Wszyscy mieli podążać za tobą, gdy przemierzałeś rzekę Jordan, a potem drugi z jego synów, mój dziadek Reuel, najlepszy łucznik Edomitów, miał postrzelić cię w udo.

Hiob przerwał.

– Chcieli, żeby rana wzbudziła w tobie strach, zanim zostaniesz otoczony i zabity przez braci.

Twarz Jakuba straciła cały kolor.

– Ezaw wierzył, że po twojej śmierci wystarczy mu dotyk dłoni Izaaka, aby odzyskać błogosławieństwo przymierza Abrahama.

Najwyraźniej zbyt rozjuszony, by wytrzymać w jednym miejscu, Jakub wstał i zaczął dreptać po wnętrzu namiotu.

– Czy twoja historia do czegoś zmierza, Hiobie? Myślałem, że opowiesz mi, dlaczego potrafisz prowadzić mojego brata na uwięzi jak owieczkę. Co cały ten nonsens ma wspólnego z twoją władzą nad Ezawem?

– Och, nie nazywaj tego nonsensem, wuju. Tylko dzięki temu żyjesz.

Jakub stanął w miejscu, a Hiob wskazał mu dłonią miejsce na dywanie obok siebie.

– Proszę, czy spoczniesz, żebym mógł dokończyć moją historię?

Jakub warknął i usiadł na dywanie, podczas gdy Hiob czekał cierpliwie, by kontynuować.

– Wiesz, że Elifaz, który uczył się razem z tobą w namiotach Sema, wolałby umrzeć od własnego miecza niż wyrwać jeden włos z twojej głowy. Kiedy praabba Ezaw wezwał go na tak zwane „polowanie”, Elifaz wyglądał jak stara sterta popiołu.

– I słusznie. Polowanie na człowieka to barbarzyństwo.

Hiob zirytował się przekonaniem o własnej praworządności wuja, lecz nie zamierzał przerywać opowieści.

– Gdy Reuel wybrał na polowanie swojego drugiego syna, mojego abbę, Zarę, wyraz jego twarzy dorównywał licu wuja Elifaza.

Jakub wyglądał na oniemiałego.

– Dlaczego Reuel wybrał na myśliwego kolejnego ucznia Sema? Wiedział, że nauczałem twojego abbę w namiotach Sema. Wiedział, że nasza trójka – Elifaz, Zare i ja – byliśmy jedynymi potomkami Izaaka, których łączyło nauczanie El Szadaj. Dlaczego wziął na polowanie moich dwóch przyjaciół?

– Ezaw wybrał Elifaza z tego samego powodu, dla którego Reuel wybrał mojego abbę. Obaj uważali, że zmuszenie twoich sprzymierzeńców do przedłożenia służby nad przyjaźń wzmocni ich ducha – zgodnie z tym, jak Ezaw definiuje siłę. Widzisz, zarówno praabba Ezaw, jak i dziadek Reuel uznawali zdolności kapłańskie za słabość, a cenili jedynie umiejętności myśliwego i wojownika.

Jakub zamknął oczy.

– Pomóż nam, El Szadaj. – Popatrzył na Ezawa i zapytał. – Jak to możliwe, że ktoś tak łagodny i dobry jak ty wyszedł z żądnego krwi plemienia Ezawa?

Hiob zignorował jego pytanie i ciągnął swą opowieść, przekonany, że kolejne słowa odpowiedzą na rozterkę Jakuba.

– Czekałem na abbę przez Namiotem Zebrań, aby pogratulować mu wyznaczonej roli. Kiedy się nie pojawił, znów zajrzałem do środka i usłyszałem, że planują z wujem Elifazem zabrać mnie na polowanie. Z początku byłem podniecony – tak żądny krwi, jak cała reszta klanu Ezawa, wuju.

Hiob ujrzał przestrach na twarzy Jakuba.

– A potem ogarnęła mnie złość. Wcale nie zamierzali pozwolić mi walczyć. Wuj Elifaz chciał wykorzystać swoją władzę pierworodnego, żeby ochronić cię przed mieczem braci. Planował, że pozwoli im jedynie obrabować cię z sekretnych podarunków, które babka Rebeka wysłała jako zapłatę dla wuja Labana.

– I ukradli je wszystkie! – powiedział Jakub gorzko. – To przez Ezawa dotarłem do domu wuja Labana bez jednego ziarna, które mógłbym ofiarować jako wiano za moją ukochaną Rachelę!

Furia zażegnana przez Hioba znów dała o sobie znać.

– Tak, ukradli twoje srebro, ziarno i przyprawy, ale zostawili cię przy życiu, wuju. Powróciłeś z Paddan-Aram dwadzieścia lat później z czterema żonami, jedenastoma synami i piękną córką. – Jakub parsknął w twarz rozzłoszczonemu Hiobowi.

Odzyskując panowanie nad sobą, Hiob pomyślał o swym głównym celu i odezwał się łagodniej.

– Gdy nasza grupa puściła cię wolno, wuj Elifaz ruszył ze mną w drogę na północ do namiotu Sema. Dziewięciu z naszych krewnych powróciło do obozu Ezawa z twoimi skarbami, ale one nie wystarczyły, żeby złagodzić jego gniew. Dziadek Reuel znów wyzwał abbę, żeby pokonał swą słabość, i rozkazał mu wyjaśnić Ezawowi, dlaczego polowanie zakończyło się porażką. Kiedy Ezaw usłyszał relację, powalił mojego abbę na ziemię. Głowa abby uderzyła o skałę, a z jego ciała uszło życie.

– Powiadasz więc, że to przez poczucie odpowiedzialności za śmierć Zare, Ezaw kłania się przed tobą jak biedak przed księciem? – Jakub machnął ręką. – Pff. Nie wierzę! Znam tę czerwoną bestię zbyt długo. Ezaw nie ma sumienia. To nie wina każe mu się przed tobą uniżać.

– Nie, wuju – przyznał Hiob. – Praabba Ezaw wcale się przede mną nie uniża.

Hiob przyjrzał się każdej linii i zmarszczce na zaoranej twarzy Jakuba.

– Ezaw darzy mnie szacunkiem, wuju,, o wybaczyłem mu i kochałem go, omimo tego, co zrobił.

Oczy Jakuba błysnęły.

– W takim razie jesteś głupcem.

Hiob pozwolił, by słowa wuja odbiły się echem w ciszy, zanim znów się odezwał.

– Teraz twoja kolej na historię.

Bez wzruszenia, bez emocji i oskarżeń, Hiob wreszcie zadał pytanie, które paliło jego serce od chwili, gdy usłyszał zbolałe krzyki Diny.

– Czy twoi synowie mieli słuszność, kiedy zabijali księcia Sychema, czy też twoja niezdolność do przebaczenia splugawiła nienawiścią całą rodzinę?

Jakub zaczął drżeć, a jego twarz stała się tak czerwona, jak Ezawa.

– Wyjdź! Wynoś się z mojego namiotu!

– Dobrze – powiedział Hiob powoli, wstając na nogi. – Ale zabiorę Dinę ze sobą i pouczę ją o El Szadaj – tak jak mnie uczono w namiocie Sema. Tak jak ona powinna być nauczana w waszym domu.

Zanim uniósł klapę namiotu, rzucił ostatnie słowo.

– Modlę się, wuju, żebyś pewnego dnia odnalazł wolność, którą niesie wybaczenie.

– Wynoś się!

Wściekły głos Jakuba towarzyszył dźwiękom tłuczonej ceramiki, kiedy Hiob opuszczał namiot wuja. Mógł mieć tylko nadzieję, że Jakub przypomni sobie o jego słowach, a nasiona, które zasadził, wykiełkują i dadzą owoc.

– Dziękuję, że poprosiłeś wuja Ezawa, aby pozwolił nam podróżować oddzielnie.

Trzeciego dnia podróży Dina wreszcie odważyła się pokonać upokorzenie i wyrazić swą wdzięczność. Jej wielbłąd stąpał ciężko u boku Hioba. Baldachim z gwiazd lśnił nad nimi, podczas gdy słudzy z pochodniami oświetlali drogę na ziemi.

– I dziękuję, że nie rozzłościłeś się, kiedy nie byłam w stanie podróżować następnego poranka. Mam nadzieję, że oczekiwanie na kobietę nie upokorzyło cię w oczach sług.

Hiob zachichotał.

– Ci, którzy uznali mnie za słabego, ponieważ czekałem na kobietę, z pewnością znaleźliby też setki innych powodów, aby mnie krytykować, Dino. Nie przejmuję się tym, co myślą inni. Mój wstyd i niewinność to sprawy pomiędzy mną a El Eljon.

Zmarszczył brew i przechylił głowę, patrząc w dal.

Dina zamilkła, uważnie mu się przypatrując. Wysoki i muskularny, był ucieleśnieniem siły Edomitów. A jednak ten łagodny mężczyzna różnił się od Ezawa jak słońce od księżyca. Jego miedziane włosy i ochrypły głos w kajdanach snu przypomniały jej braci, lecz delikatne i dobre usposobienie pozbawiło Hioba całego podobieństwa do mężczyzn z plemienia Jakuba. Kilka srebrnych kosmyków wśród jego pofalowanej grzywy odbijało blask pochodni. Kiedy zerknął na nią, jego ciemne oczy wejrzały w jej duszę.

– Dziękuję, że zgodziłaś się wyjść za mojego syna. Będziesz przepiękną panną młodą.

Serce Diny podskoczyło jej do gardła. Spojrzała na jego twarz w poszukiwaniu kpiny, lecz nie znalazła jej śladu.

– Oczywiście. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mogłabym sprzeciwić się dziadkowi.

– Zwyczaje córek Abrahama dają ci prawo odmowy. Ale tego nie zrobiłaś.

Przerwał. Serce Diny przyspieszyło. Żałował, że nie odmó-

wiła?

– Cieszę się, że będziesz częścią mojej rodziny.

Głos Hioba brzmiał jak ciepłe wino z miodem. Dina obróciła się powoli i popatrzyła na niego.

Myśli, że jestem piękna i cieszy się, że będę należała do jego rodziny… Który mężczyzna okazał jej tyle czułości od czasu…

Nie!

Czy to nie ta sama pułapka, która uwięziła ją w Sychem? Czy każdy mężczyzna był zdrajcą? Dina potrząsnęła głową, jak gdyby budząc się ze snu. Przez dwadzieścia lat kupcy i pasterze opowiadali historię o synach Jakuba, którzy wyrżnęli niewinnych Sychemitów. Większość winiła ją, że poszła tamtego dnia do miasta. Abba Jakub twierdził, że książę Sychem sprowadził nieszczęście na swe królestwo, gwałcąc jego córkę – znieważając ją bez uszanowania tradycji małżeńskich Jahwe. Bez względu na to, w którą z tych historii wierzył Hiob, Dina nie zamierzała pozwolić, żeby jakikolwiek mężczyzna znów ją oszukał albo zdradził.

Gwałtownie przenosząc spojrzenie na drogę, Dina powiedziała:

– Nie mogę się doczekać, aż poznam twojego syna. – Jej słowa były szorstkie, a ręce zaciśnięte ciasno na lejcach.

W oddali ujrzała nocny obóz.

– W samą porę – szepnęła.

– Musisz być zmęczona – skomentował Hiob, wskazując na zbiór skał pośród przepięknych czerwonych klifów, które je otaczały. – Ogień już na nas czeka.

Hiob skinął uprzejmie głową i skierował swego wielbłąda naprzód, przemawiając do przewodnika i pozdrawiając resztę karawany. Jak poprzedniego wieczora, wysłał kilkoro strażników, aby wyprzedzili świtę i przygotowali obóz dla zmęczonych podróżników.

Nogala czekała cierpliwie, aż Dina zejdzie z wielbłąda. Mała Kuszytka była całym posagiem, jaki abba Jakub podarował córce. Żadnych tradycyjnych ofiar, które zapewniłyby jej bezpieczny powrót, gdyby syn Hioba postanowił odrzucić Dinę jako żonę. Żadnej sukni ślubnej ani nakrycia głowy z klejnotami i złotem. Hiob hojnie zaoferował abbie wiano, ale Jakub zachował resztki godności i odmówił.

– Dobry wieczór, panienko – powiedziała Kuszytka, wprowadzając Dinę do ich namiotu, jak gdyby jej pani była królową Nilu. Gdyby nie białe zęby i lśniące oczy Nogali, Dina nie potrafiłaby dostrzec niewolnicy w mroku.

Sięgnęła po jej rękę, próbując uspokoić emocje, a jednocześnie wymusić na dziewczynie swą prośbę.

– Proszę, Nogalo, jak mówiłam wczoraj i noc wcześniej, nie musisz mi się kłaniać. Sama jestem jak służąca.

Dziewczyna wyglądała na poruszoną.

– Zaskoczyłabym cię, mówiąc, że jedna z żon mojego abby była Kuszytką? – zapytała Dina, muskając delikatnie policzek niewolnicy.

Oczy Nogali zaokrągliły się ze zdziwienia, gdy skinęła głową. Dina zachichotała. Ta mała służąca potrafiła przeprowadzić całą rozmowę, nie wypowiadając ani jednego słowa – wyraz jej twarzy wydawał się idealnym odzwierciedleniem serca i myśli.

– Służąca mojej imy Racheli, Bila, miała tak samo ciemną skórę jak ty – powiedziała Dina. – Pewnego dnia Rachela podarowała ją abbie na żonę.

Obserwując płochliwą Kuszytkę, Dina spróbowała wyobrazić sobie, jak musiała czuć się Bila, gdy wkraczała w intymny związek małżeński jako służąca, a nie prawdziwa żona. Jej serce ścisnęło się pod wpływem żalu i smutku, którego dzieci w swej błogości nie znały. Przypomniała sobie mielenie ziarna i wypiekanie chleba według uważnych instrukcji trzeciej imy Bili. Jej czwarta ima, Zilpa, uwielbiała prząść i szyć, ale nie miała cierpliwości, żeby uczyć Dinę wytwornego kunsztu. Zilpa również została podarowana Jakubowi jako niewolnica – służąca Lei – ale inaczej niż Bila, nigdy nie odzyskała swojego uśmiechu.

– Moja matka została zabrana z ojczyzny w Kuszu, gdy była bardzo młoda – powiedziała dziewczyna, przerywając potok wspomnień Diny. – Jestem córką jej panicza. Mój ojciec był bogatym egipskim żołnierzem, a matka niewolnicą w jego domu. Choć był żonaty, mój ojciec bardzo ją kochał i pozwalał jej czasem jeździć na swoich dostojnych koniach.

Dina spojrzała na twarz Nogali w poszukiwaniu smutku czy żalu. Nic jednak nie znalazła. Dziewczyna nie znała nic poza życiem niewolnicy. Opowiadała o swym dziedzictwie, jak gdyby czytając listę zakupów.

– Ile masz lat, Nogalo?

– Nie jestem pewna – odparła, uderzając o podbródek swym eleganckim palcem. – Ale zanim nas rozdzielili, matka powiedziała, że mam pięć lat, a w obozie pana Izaaka przygotowałam dziesięć dorocznych świąt.

Serce Diny drgnęło, gdy słuchała urywanych wspomnień dziewczyny i przypomniała sobie skute w kajdany kobiety na ulicach Sychem.

– Nogalo, nie mogę cię zatrzymać.

Pełne, różowe usta dziewczyny zaczęły drżeć.

– Proszę, panienko. Masz pojęcie, co inni zrobią z dziewczyną w moim wieku, jeśli mnie odeślesz? – Z jej oczu potoczyły się łzy. – Wybacz, jeśli cię uraziłam, ja…

– Nie, nie uraziłaś mnie. – Dina westchnęła i sięgnęła po dłoń dziewczyny. – Uważam po prostu, że nie mam prawa czynić z ciebie mojej służącej. Nigdy jej nie potrzebowałam.

– Ale ja potrzebuję pani – szepnęła dziewczyna, ściskając rękę Diny. – A moja pani potrzebuje przyjaciółki. Czy nie możemy zająć się sobą nawzajem?

– Wybaczcie. – Głos Hioba zabrzmiał łagodnie i niepewnie przed wejściem do namiotu. – Nie śpisz jeszcze, Dino?

Nogala odsunęła się od pani, a Dina pospieszyła do wejścia.

– Czy coś się stało?

Twarz Hioba była nieprzenikniona. Dina nie znała tego mężczyzny na tyle, by potrafić odczytać znaczenie jego delikatnie zmarszczonej brwi.

– Pójdziesz ze mną do ogniska? – zapytał, a potem spojrzał na Kuszytkę. – Sama.

Nogala spuściła oczy i powróciła w głąb namiotu, podczas gdy Dina wyszła na zewnątrz w mrok nocy. Strach wykręcał jej brzuch.

– Co się dzieje?

Rozejrzała się dookoła obozu. Wszyscy służący byli w swoich namiotach. Ona i Hiob stali w blasku księżyca samotnie. Nie! El Szadaj, nie! Nie pozwalaj na to ponownie! Ostatnim razem, kiedy mężczyzna był dla niej dobry i zaprowadził ją w takie miejsce sam na sam…

– Nie bój się, Dino. – Hiob dotknął delikatnie jej pleców i pokierował do przodu. – Chciałem po prostu z tobą pomówić. Czy usiądziesz ze mną przy ogniu?

Ułożył obok siebie dwa dywany. Dina zaczęła potrząsać głową.

– Nie, proszę. Nie mogę. Nie zrobię tego. Obiecałeś mnie twojemu synowi!

Obróciła się i rzuciła pędem w mrok, byle tylko uciec przed zdradą kolejnego mężczyzny.

– Posłuchaj mnie, Dino. – Hiob chwycił ją mocno, ale kiedy zaczęła z nim walczyć, natychmiast puścił. – Nie będę cię trzymać, lecz nie pozwolę, żebyś pobiegła na pustynię nocą.

Drżąc tak gwałtownie, że ledwie stała na nogach, Dina otoczyła się ciasno ramionami i spojrzała na skalistą, czerwoną ziemię. Żadnych łez, El Szadaj. Proszę. Żadnych łez więcej.

Hiob podszedł do niej i sięgnął po jej dłoń, ale Dina cofnęła się jak przestraszone dziecko.

– Chcę tylko posiedzieć z tobą przy ogniu i pomówić o El Szadaj, zanim dotrzemy do Us. – Jego oczy były łagodne. Czyste, jak wspomniała wcześniej Nogala. – Nie skrzywdzę cię. Popatrz na mnie, Dino.

Jak mogłaby znów na niego spojrzeć? Pierwsze ich spotkanie odbyło się w atmosferze bolesnych wspomnień, a teraz oskarżyła go o niegodne zamiary wobec przyszłej synowej. Co powstrzymywało go przed spakowaniem jej rzeczy i odesłaniem z powrotem do obozu abby Jakuba? Nagle zdała sobie sprawę, że ona i Nogala były w niemal takiej samej sytuacji. Obie żyły w lęku przed odrzuceniem ze strony swych panów.

Zesztywniała, Dina przysunęła się do ognia i usiadła przy płomieniach. Zamierzała wysłuchać Hioba. Odpowiadać nawet, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie mogła jednak na niego spojrzeć.

Cierpliwość mężczyzny była dla niej niepojęta. Ogień pękał i trzaskał. Kilka iskier wyleciało w powietrze, zanim Hiob wreszcie przełamał ciszę.

– Opowiedz mi o księciu Sychemie, Dino. Kochałaś go?

Oddech ugrzązł jej w piersi. Zamrugała mocno, walcząc z emocjami. Nikt nigdy jej o to nie zapytał – nawet imy nie były tym zainteresowane. Wrzuciła do ognia kawałek suszonych odchodów. Czekała, aż Hiob zada inne pytanie.

– Proszę, Dino. Widziałem, jak troszczyłaś się o dziadka Izaaka podczas jego ostatnich dni. Wiem, że masz serce pełne miłości. Byłaś taka młoda, kiedy Symeon i Lewi uratowali cię z pałacu. Wierzyłaś, że książę Sychem był twoim mężem, gdy zabrał cię do swego łoża?

– Jak śmiesz zadawać takie intymne pytania! – Wybuch Diny poruszył ją samą. – Nawet mój abba nie ważył się o tym mówić!

Dina zacisnęła ręce w pięści, pragnąc ukoić ich drżenie.

Hiob czekał, ale ona nie potrafiła dłużej wstrzymywać łez. Spanikowana, spróbowała się podnieść, lecz silne ręce Hioba natychmiast ją zatrzymały.

– Przestań uciekać, Dino. Przestań się ukrywać. Powiedz, co wydarzyło się w Sychem. – Przyszpilił ją spojrzeniem. – Odwiedzałem dziadka Izaaka każdego roku w czasie strzyżenia i żniw, ale nie widziałem cię w obozie aż do ostatniego lata. Gdzie się chowałaś przez ostatnie piętnaście wiosen, Dino?

– Kazali mi się chować, bo się mnie wstydzili!

Jej zbolały okrzyk odbił się echem od pustynnego nieba, a ciałem wstrząsnął szloch. Hiob puścił ramię Diny, jak gdyby była trędowata. Czy to obrzydzenie dojrzała na jego twarzy? Szok? Przestrach? Pochyliwszy głowę, płakała w milczeniu – zbyt wycieńczona, by się tym troszczyć.

Puszczyk krzyknął w oddali. Hiob przysunął się bliżej.

– Posłuchaj mnie, Dino.

Dotknął jej ramienia, lecz Dina drgnęła.

– Przepraszam – powiedział, wzdychając. – Proszę, Dino. Kochałaś Sychema?

– Tak. Tak, kochałam go! – zawołała. – A on kochał mnie.

Dina spojrzała z wyrzutem na mężczyznę, który trzymał w ręku jej przyszłość. Zamieniając tarczę bólu na zasłonę zgorzknienia wokół serca, otarła policzki.

– Kochał mnie, Hiobie. Dlaczego tak trudno w to uwierzyć? Dlaczego nikt nie wierzy, że mężczyzna mógł mnie kochać?

Hiob otoczył ramię Diny ręką, a ona poczuła jego delikatność. Ten prosty gest zburzył jej kruchy opór. Objęła ciasno kolana, zanurzając głowę w odosobnionym świecie wyzwolenia.

Hiob pozwolił jej się wypłakać i zaczekał, aż cisza przyniesie jej ukojenie. Potem, gdy łzy Diny obeschły, odezwał się łagodnie:

– Dino, muszę zadać ci kolejne trudne pytanie. Nie dlatego, że pragnę cię ocenić lub potępić, ale wyzwolić z bólu, który teraz czujesz. – Położył policzek na czubku jej głowy niczym troskliwy ojciec pieszczący małe dziecko. – Czy wiedziałaś, że nie powinnaś była poddawać się księciu, zanim otrzymałaś błogosławieństwo abby i El Szadaj?

Dina zamknęła oczy i uwolniła się z jego uścisku. Spróbowała wstać i odejść, lecz Hiob złapał jej rękę.

– Odpowiedz, Dino.

Dziewczyna wyrwała się brutalnie i otarła policzki.

– Czy zamierzasz przynajmniej wysłać ze mną strażnika, żeby eskortował mnie do domu abby? – Zaśmiała się gorzko i dodała. – A może zasługuję na to, co zrobi ze mną rozbójnik?

Hiob znów do niej sięgnął i podniósł się na kolana, by tym razem delikatnie ująć jej ręce.

– Proszę, Dino, odpowiedz. To ważne, żebyś wypowiedziała te słowa na głos.

– Tak, wiedziałam! – odparła, wyrywając ręce. – Wiedziałam, że bycie w łożu Sychema bez błogosławieństwa abby było złe, ale i tak to zrobiłam.

Z jej oczu znów polały się łzy.

– Dla kogoś takiego jak ty to może być nie do pojęcia. Dla kogoś, kto żył w błogosławieństwie, bez bólu i cierpienia. Ale Sychem był pierwszym mężczyzną, który naprawdę mnie pokochał, Hiobie, i nie potrafiłam mu odmówić.

Hiob wyciągnął nóż zza pasa. Ogarnięta strachem, Dina napięła mięśnie, gotując się do ucieczki. Ale równie gwałtownie jej lęk zamienił się w rezygnację, która przykryła Dinę jak całun. To był los, który powinna była podzielić z mężem dwadzieścia lat temu. Zamknęła oczy i czekała na cios.

Zamiast tego jednak Hiob wstał i odszedł. Dina patrzyła, jak zabiera owcę przykutą do jego namiotu. Potem zaprowadził tę doskonałą małą istotę do ogniska.

– Wszyscy grzeszymy, Dino – każdy z nas – a grzech przynosi śmierć. El Szadaj nauczył jednak Adama, Noego i Abrahama, że możemy odpokutować za nasze grzechy krwią.

Uklęknął przy owieczce, spojrzał na Dinę i poderżnął zwierzęciu gardło.

– Nie! – Dina upadła na kolana. – Co robisz? Dlaczego zabiłeś tę bezbronną istotę?

Zaczęła drżeć, a jej gniew rósł wraz z powiększaniem się kałuży krwi owcy.

– Myślałam, że jesteś łagodny i dobry, ale jesteś tak samo okrutny i nieczuły jak wszyscy mężczyźni.

Słyszała o ofiarach z krwi składanych przez abbę i dziadka, ale jako kobieta nigdy nie była ich świadkiem.

– Owca zmarła, Dino, żebyś ty mogła przeżyć. – Opanowany, stabilny głos Hioba przełamał się przez jej zgorzknienie. – W taki sposób El Szadaj uwalnia nas z ciężaru grzechu. Jako kapłan naszej rodziny, regularnie składam ofiary za moje dzieci na wypadek, gdyby któreś z nich przeklęło Boga w sercach.

Hiob dotknął dłoni Diny, brudząc jej nadgarstek krwią.

– Wkrótce staniesz się moją synową. Składam tę ofiarę dla ciebie – powiedział. – Teraz ty musisz wyzwolić się ze wstydu.

Dina patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Jak możesz chcieć mnie dla swojego syna? Teraz, gdy wiesz, że hańba trzyma się mojego ciała jak brudne szmaty?

– Daruję tego baranka jako ofiarę całopalną dla El Szadaj, Dino. O poranku nic z niego nie zostanie.

Hiob wstał i pomógł Dinie się podnieść.

– Jaka hańba? – zapytał. – Nie widzę na tobie żadnych brudnych szmat.

Odwrócił się i zgodnie ze zwyczajami kapłana, zaczął przygotowywać zwierzynę do ofiary. Dina obserwowała go przez kilka chwil w niemym zdziwieniu, a potem wróciła do swego namiotu.

Nogala czekała na nią, chcąc jej pomóc, lecz Dina była zbyt otępiała, by wyjaśnić, co zaszło.

– Porozmawiamy rano – obiecała i pogrążyła się w śnie pachnącym jak słodki aromat pieczonej jagnięciny.