Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pożądała zemsty. I modliła się, by ta przyniosła jej ukojenie.
Pragnęła cofnąć czas. Potrzebowała znaleźć się w ramionach Dawida.
Marzyła o śmierci. Bez niego życie nie miało sensu.
Luiza Drwal – córka Wiernej i Demona, poszukiwana przez świat Widzących i Mrocznych – Wojowniczka, która straciła najcenniejszą rzecz: swoje przeznaczenie.
Prawdziwe uczucie pokona każdą przeszkodę w drodze do szczęścia. Każdą oprócz śmierci. Ledwo bijące serce Luizy przepełnia żądza zemsty, pchająca duszę kobiety coraz głębiej w mrok.
Brutalnie odebrana miłość odciska na niej piętno, przez co dziewczyna traci kontakt z rzeczywistością, marząc tylko o jednej rzeczy – zemście.
Luka Soldato jest jedyną nadzieją na utrzymanie bezpieczeństwa włoskiego Ośrodka. Musi on wykonać ostatni rozkaz Dowódcy – wspomóc polską jednostkę, ale nie spodziewa się, że wizyta w Polsce tak bardzo wpłynie na jego życie i… da mu siłę. Siłę do walki o własną przyszłość.
Ile poświęcisz, by odzyskać miłość życia?
Ile zniesiesz bólu, gdy odkryjesz prawdę?
Ile przed Tobą cierpienia, nim pochłonie Cię zemsta?
"Świetna kontynuacja "Czerni rubinu"! Polecam!" - Charlotte Mils
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mrok duszy
Część 1
Klaudia Max
@little.luck_akinom
@izzi.79
@ksiazko_wiesci_i_nie_tylko
@d.jedrzejek
@zalezna_od_ksiazki
@po_czytane_
@women_books
@mloda_mama_czyta
@zaczytana_mam
@za_czy_ta_na
@farmer_with_the_book
@za_czytamm
© Klaudia Max, 2022
©Wydawnictwo Spark
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
ISBN: 978-83-67200-07-3
Wydanie I
Wydawnictwo Spark
Nie musiała być Demonem, by czuć emocje przepływające przez te dwie najważniejsze w jej życiu osoby. Radowała się spokojem i szczęściem, które przepełniały Wiktora, chociaż ich bezpieczeństwo było niepewne, a ogromna, dziecięca miłość ich małego cudu za każdym razem rozsadzała jej serce. Klara, ich ukochana córka, miała zaledwie półtora roku, a była najbardziej poszukiwanym w ich świecie dzieckiem. Poczuła smutek na myśl o przyszłości ich małej, co natychmiast przykuło uwagę Wiktora.
Intensywnie niebieskie tęczówki spoglądały na nią badawczo, a wyciągnięta w jej kierunku dłoń spowodowała, że bezwiednie ruszyła w jego kierunku. Zawsze tak było, od pierwszego momentu, gdy spotkała tego mężczyznę, nie potrafiła oderwać od niego wzroku, jakby tracąc przy nim myśli i opanowanie. Jedno spojrzenie, dotyk i szept powodowały, że zanurzała się w poczuciu beztroski i bezpieczeństwa, które chociaż w niewielkim stopniu odpędzały zbierające się nad jej głową mroczne chmury. Wtuliła się w ukochanego, starając się nie obudzić małej, i odetchnęła głęboko.
– Co ci chodzi po głowie? – szepnął Wiktor.
Nie odpowiedziała. W tym momencie była wdzięczna za odbytą podróż oraz za to, w jaki sposób nauczyła się panować nad emocjami. Przy nim była otwartą księgą, nic nie potrafiła przed nim ukryć, ale tego wieczoru musiała zrobić wszystko, by nie odczytał…
– Znowu o tym myślisz, Wera. – Spojrzała na niego przepraszająco. – Powinienem zabić tę Wieszczkę za sam zamęt, który wprowadziła do twojej duszy. Co ci odbiło, by słuchać tych bzdur?
– Wiesz dobrze, że to nie są bzdury. – Mówiąc to, zaczęła się bawić palcami Wiktora. – To, co przyniesie nam przyszłość, nie jest bzdurą, obok której można przejść bez większego zainteresowania.
– Jest, a wiesz dlaczego? – Wyswobodził rękę i uniósł jej brodę. – Bo życie jest nieprzewidywalne. Żadne z nas nie ma pojęcia, co będzie w przyszłości. Wyłącznie decyzje, które podejmujemy, wpływają na nasze życie, nie jakieś cholerne Mojry i prządki losu. A to, co ci nagadała ta zdzira, można łatwo ominąć, Weronika.
– Nie przyjmę Demona. Nie my tutaj jesteśmy ważni, tylko mała istota, którą trzymasz w ramionach. Nie mogę jedną decyzją wpłynąć na jej przyszłość…
– Klara potrzebuje rodziców – przerwał jej. – Osób, które zapewnią jej ochronę. Wiesz dobrze, że jesteśmy na celowniku, a ona musi mieć matkę.
– Będzie mieć ojca – szepnęła. – Jeśli los tak chce…
– Przestań pieprzyć o losie! – warknął, ale momentalnie się uspokoił, gdy Klara drgnęła niespokojnie. – Mam gdzieś to, co usłyszałaś od jakiejś wariatki, która nie ma pojęcia, czym jest życie, bo siedzi odurzona psychotropami, które zaburzają jej osąd!
Opuściła wzrok, spoglądając na drobną piąstkę zaciskającą się na krawędzi koszuli Wiktora. Ta mała będzie potężna i chyba żadne z nich sobie nie zdaje sprawy, jak bardzo. Jeśli już teraz tak dobrze odczuwała emocje innych, to co będzie później?
– Wiesz, co zawsze przewidują Wieszczki? – Zmusił ją do spojrzenia sobie w oczy. – Śmierć. A wiesz dlaczego? Bo każdy kiedyś umrze, Weronika, taka jest kolej rzeczy.
Jednak nie każdy ma to przeklęte szczęście, by dowiedzieć się, w jaki dokładnie sposób umrze, ale nie mogła tego powiedzieć Wiktorowi. Nie mogła wpłynąć na to, co zgotował jej los, ze względu na miłość do niego i ich córki.
– Mówisz, że Klara jest najważniejsza, więc ja ci powiem, co ona czuje. Szczęście, gdy bierzesz ją w ramiona, oraz bezpieczeństwo, gdy tulisz ją do snu. Fascynację, gdy cudownym głosem śpiewasz jej kołysanki, i smutek, gdy znikasz z zasięgu jej wzroku. Pewność, że za chwilę się przy niej pojawisz, a twój uśmiech rozgrzeje jej malutkie i bijące dla nas serce. Doświadczam jej emocji, przecież wiesz. – Spojrzała na niego, powstrzymując cisnące się do oczu łzy. – Klara potrzebuje miłości i zrozumienia.
– I dostanie je – szepnęła. – Jest przeznaczona synowi Drwala, to on będzie ją kochać całym sercem i podziwiać niczym królową, i to wszystko dzięki tobie, bo zaszczepiłeś w nim wartości, które dadzą mu siłę do walki o przyszłość. To nie jest nasza bitwa, Wiktorze. Nie bez powodu się tutaj pojawiłeś i nie wiem, czy tak się stało ze względu na Dawida lub Klarę, ale dzięki tobie los naszych ludzi nie jest przesądzony. Teraz wszystko w ich rękach, nie możemy rozdzielić tej dwójki.
– Nie rozdzielimy, Sara i Igor nam pomogą. Weronika… – pocałował ją czule – tym bardziej powinnaś przyjąć Demona, byśmy mogli być przy nich i dla nich. Będziesz bezpieczna, wychowamy razem naszą córeczkę. Błagam cię, Weronika. – Przesunął kciukiem po jej policzku. – Proszę, zrób to dla niej, dla mnie. Kocham cię, kocham naszą małą, nie mogę was stracić. – Wtulił się w jej pierś, a ona doskonale wiedziała, że jest to próba ukrycia bólu i strachu. – Weronika, proszę.
Uśmiechnęła się czule i pocałowała drapiące włosy.
– Jesteś cudownym ojcem – szepnęła, obejmując go mocniej. – Klara i Dawid muszą się spotkać, razem będą niezniszczalni. Bóg trwogi i bogini zemsty… Ich drogi muszą się skrzyżować, inaczej ten Wymiar czeka zagłada.
Na dźwięk własnego nazwiska Luka podniósł głowę znad raportu. Victor stał w drzwiach niewielkiego pomieszczenia, które stanowiło gabinet włoskiego Ośrodka. Na wpół puste półki odstraszały brakiem ksiąg, a biel ścian raziła i kontrastowała z mrokiem czerniącym się za oknem. Ciepłe światło lampki padało na wypełnione pochyłym pismem dokumenty, których jasne kartki odznaczały się na tle ciemnego biurka.
– Drwal próbował się do ciebie dodzwonić.
Zmrużył oczy i zerknął na telefon. Faktycznie, nieodebrane połączenie od Dowódcy zaskoczyło go. Skinął głową przyjacielowi i po chwili wsłuchiwał się w rozdzierający umysł sygnał.
– Drwal.
– Dzwoniłeś – rzucił krótko.
Obaj nie znosili niepotrzebnych umilaczy podczas rozmów. Krótko, zwięźle i na temat – szkoda czasu na przywitania, a na pożegnanie najczęściej w ogóle nie ma szans.
– Za kilka godzin odbierzesz z lotniska jednego neutralnych.
– Którego lotniska?
– Prywatnego. Został postrzelony, musi zniknąć.
– W jakim jest stanie? – Luka potargał odruchowo włosy. Ten nawyk w jakiś dziwny sposób pomagał mu zebrać myśli. – Ściągnąć pomoc?
– Nie. – W słuchawce usłyszał uderzenie kluczy. – Stabilnym, chociaż będzie wkurwiony izolacją. Pilnuj go. Jak dobrze pójdzie, będziemy mieć silnego sojusznika.
– Spoko. – Odłożył raport. – Kto to?
– Policjant.
– Co się stało?
Wiedział, że Drwal w tym momencie zmielił przekleństwo. Nic dziwnego, zawsze go irytowały dociekliwe pytania Luki, a ten jak zwykle nic sobie z tego nie robił. Uśmiechnął się zimno, gdy usłyszał zmęczone westchnięcie Dowódcy.
– Pomógł Wojownikowi. Zajmijcie się nim, ma szybko wrócić do formy.
– Wyjątkowo spokojnie odpowiedziałeś.
– Ostatnio przyzwyczaiłem się do waszej drobiazgowości. Jak sytuacja w Ośrodku?
– Stabilna.
– Pilnuj tego. – Jak zwykle Drwal rozłączył się bez pożegnania.
Luka odłożył telefon i przeciągnął się, a po chwili wyszedł na przestronny korytarz. Cisza panująca w budynku relaksowała, przynosząc jednocześnie lekki niepokój. Dokładnie pamiętał Ośrodek w Polsce, który wręcz tętnił życiem. Tutaj… Widzący nadal się bali. Chore i przestarzałe zasady zastraszały, zmuszały do uległości względem ustalonego z góry porządku, naciskały na nich coraz mocniej, aż w końcu większość z nich po prostu się poddawała. Łatwiej było postąpić zgodnie z tradycjami, nawet jeśli trzeba było sprzedać swoją duszę, niż żyć w ciągłym strachu i poniżeniu.
– Co jest? – Victor jak zwykle był bardzo bezpośredni.
– Musimy zgarnąć z lotniska policjanta. Ma zniknąć.
Wojownik spojrzał na niego uważnie, ale nie skomentował polecenia Drwala. Słyszeli o Dawidzie już od najmłodszych lat. Ten, który zabił ponoć własnego ojca i wyrwał się z kajdan tradycji, przeciwstawiając się wszystkim zasadom, by pomóc innym Widzącym wieść spokojne życie. Założyciel trzech Ośrodków w Polsce, który postanowił poszerzyć swoje dokonania o zaściankowe Włochy. Przeciwstawił się kaście włoskich Wojowników, zaślepionych, żyjących marzeniami o trwających pokoju i pieprzonej harmonii. Niezauważających coraz częstszych ataków Demonów na ludzi oraz niezwracających uwagi na zniknięcia będących poza ich ligą Widzących. Tak jakby ten problem zupełnie nie istniał, zamknięci na salonach tracili czujność, zajęci wydawaniem kolejnego balu i ustalaniem reguł gry, w której nawet nie brali udziału. Cholerni hipokryci, ukrywający się za zajmowanymi stanowiskami i otaczający przekupionymi ludźmi, mającymi ich chronić. Strzec tych, którzy zostali stworzeni do walki, przecież to nonsens.
Nic dziwnego, że zagranie Drwala wywołało taką burzę. Decyzja o założeniu Ośrodka we Włoszech była bardzo dobrym posunięciem. Rzecz jasna jest to jego opinia, ponieważ mógł się tylko domyślić, z jaką agresją podeszła do tego pomysłu większość włoskich Wojowników. Tak, założenie Ośrodka było strzałem w dziesiątkę, jeśli celem Drwala było wkurwienie tych dupków, a Luka był pewien, że między innymi właśnie o to mu chodziło. I nie mógł zaprzeczyć temu, że Dowódca z Polski wyszedł z tej potyczki obronną ręką, ponieważ ingerencja w ich pozorny ład i porządek wywołała wrzenie, które mogło się zakończyć niezłą erupcją. To z kolei mogło być całkiem ciekawym doświadczeniem.
– Kiedy? – spytał Victor.
Zerknął na wiadomość od Eryka, speca komputerowego, który zajmował się logistyką i bezpieczeństwem Ośrodków. Widział faceta raz, ale stale utrzymywany kontakt zaowocował poznaniem mężczyzny i upewnieniem się, że jest całkiem niezły w tym, co robi. Musiał porozmawiać z Drwalem, żeby tutaj też ściągnąć kogoś takiego.
– Wyrwę się z klubu i pojadę po kolesia. – Zerknął na przyjaciela. – Co jest?
– Nic. – Victor przyglądał się mu uważnie. – Jesteś blady. Dobrze się czujesz?
– Skopię ci dupę, to się przekonamy.
Victor zmrużył ostrzegawczo oczy, ale widząc jego nieugiętą postawę – odpuścił. Dobrze, nie potrzebował badawczych spojrzeń…
– Mówię serio, Luka. – Cóż, jednak nie odpuścił. – Co się dzieje?
– Nic, wyluzuj. Idziemy do klubu, ściągnij do Ośrodka Adama i Artura.
– Zaraz będą. – Wojownik najwyraźniej nie był przekonany do jego zapewnień. – Jak coś, pamiętaj, że nie jesteś jakąś panienką, żebym cię niósł.
Luka spojrzał drwiąco na Wojownika, który pokręcił głową i sięgnął po kluczyki od samochodu. Obserwował plecy idącego przed nim mężczyzny, sam pogrążając się w niepewności. Victor dobrze czytał w ludziach, co było i przydatne, i męczące. Szczególnie jeśli chodziło o Lukę i jego ukrywane emocje, których odgadnięcie zwykle nie stanowiło dla Victora najmniejszego wyzwania. Esposito wiedział dokładnie, że coś jest na rzeczy, i Luka mógł się założyć, że kumpel przez cały wieczór będzie próbować wyciągnąć z niego prawdę.
Sęk w tym, że on sam nie wiedział, jaka ona jest. Kilka godzin wcześniej zaszył się w bibliotece, próbując się skupić na raportach z poprzedniego wieczoru, ale całym sobą czuł, że coś jest nie tak. Jakiś dziwny niepokój drażnił jego intuicję, skrobiąc uparcie w skryte w głębinach duszy emocje. Nie był jednak w stanie odnaleźć źródła tego napięcia, dlatego nie pozostało mu nic innego, jak spokojnie czekać na rozwój wydarzeń.
– Esposito, odpuść – rzucił na odczepnego.
Victor warknął przekleństwo i uruchomił volvo xc60, ale Luka wiedział, że to nie koniec rozmowy. Dlaczego miał wrażenie, że za chwilę zejdzie na temat Adama?
– Skoro nie chcesz mnie słuchać, to Trovato przemówi ci do rozumu – usłyszał jak na zawołanie.
Zerknął w okno, powstrzymując śmiech. Adam, jako najrozsądniejszy z nich wszystkich, miał dar przekonywania, bardzo skuteczny w potyczce z każdą napotkaną osobą – poza nim. Victor czytał w ludziach jak w otwartej księdze, ale to Adam widział więcej i sięgał głębiej niż powierzchowne doznania i przeżycia. Potrafił przebić się przez założoną maskę, dostrzegał tajemnice i łączył pozornie niezwiązane fakty, tworząc logiczną całość i stawiając przed nimi całkiem trafne tezy. W sumie, jeśli tak się zastanowić, Luka nie pamiętał, czy kiedykolwiek Wojownik się pomylił. A było to niezłym wyczynem, zważywszy na to, że trenowali ze sobą od bardzo dawna. Cała czwórka, łącznie z Arturem.
Dokładnie pamiętał ich pierwszy wspólny trening. Mieli zaledwie jedenaście lat, ale od razu poczuli do siebie sympatię, o ile można o czymś takim mówić w tak toksycznym środowisku. Od najmłodszych lat wpajano im wartości, które w żaden sposób się nie pokrywały z prawdziwym powołaniem Wojowników, i chyba właśnie to ich do siebie zbliżyło. Miał wrażenie, że pomimo młodego wieku solidarnie nie zgadzali się z ideami przekazywanymi przez dorosłych Wojowników, a może to właśnie dziecinne spojrzenie na świat sprawiało, że mieli w sobie większe pokłady empatii względem innych Widzących.
Nie, z całą pewnością nie. Wśród Wojowników nie istnieje coś takiego jak dzieciństwo. Od początku byli szkoleni i uczeni posłuszeństwa, co w kulminacyjnym momencie przyniosło zupełnie przeciwny skutek. Wtedy nie mogli zrozumieć, dlaczego tylko chłopcy uczestniczyli w treningach i wyłącznie ich wybierano na Wojowników, chociaż bliźniaczka Victora walczyła równie dobrze, co on sam. Tak samo zresztą jak starsza siostra Luki, która po kryjomu ćwiczyła z nim podstawowe chwyty. Z czasem zaczynali rozumieć, w jaki sposób są traktowane Wierne oraz dlaczego odseparowano Wojowniczki.
Po pierwsze, według starszyzny, nie było żadnego zagrożenia. Po drugie, kobiety nie nadawały się do walki, a ich miejsce powinno być w domu, co jest kompletną bzdurą. Jednak w najbliższym otoczeniu widział, jak te właśnie idee odbijają się na kobietach.
Marię – jego siostrę – próbowano zmusić do poślubienia Wojownika czystej krwi, ale walczyła z tym dzielnie przez wiele lat. I w tym momencie nie wiedział, czy śmiertelny wypadek był jej wybawieniem, czy tragicznym w skutkach błędem. Wściekłość, którą odczuwał po stracie siostry, zmniejszała się z dnia na dzień, ale nadal dręczyły go wyrzuty sumienia, do których sam przed sobą nie potrafił się przyznać.
Między innymi dlatego zgodził się na prowadzenie Ośrodka we Florencji. Na początku cały czas był obserwowany przez Dawida, ale z każdym kolejnym dniem, odbytym patrolem i wypełnionym raportem miał wrażenie, że Drwal przerzuca odpowiedzialność za ten świat na niego. I przez te kilka miesięcy robił, co mógł, by utrzymać spokój i bezpieczeństwo wśród nielicznych Widzących, którzy postanowili się sprzeciwić chorym tradycjom. Miał nadzieję, że z czasem i ten Ośrodek będzie pełen śmiechu oraz radości, kobiet, dzieci i mężczyzn, Widzących, Wiernych i Wojowników. Chciał wierzyć w to, że w końcu odważą się na ten jeden krok. Oni mogli to zrobić, dla nich istniała nadzieja na szczęśliwą przyszłość.
W przeciwieństwie do niego samego.
– Znowu o tym myślisz.
Uśmiechnął się pod nosem. Victor znał go na wylot.
– Znajdziemy sposób.
– Nie ma sposobu, Esposito. – Zerknął na mężczyznę. – I nie szukajcie go. Mamy inne problemy na głowie.
– Sorry, ale jakoś inne nie przemawiają ani do mnie, ani do Adama, już nie wspomnę o Arturze.
Tak, ten ostatni może być poważnym kłopotem.
– Po fakcie będziemy się tym martwić.
Wyciągnął dzwoniący telefon i odrzucił połączenie.
– Ja ci mówię, że ona nie jest Wierną, tylko jakąś pieprzoną wiedźmą.
– Więc poślubię wiedźmę – zakpił, maskując złość. – Swoją drogą, to może być ciekawe.
– Wkurzasz mnie, Soldato. – Victor zatrzymał się przed klubem i gwałtownie zaciągnął ręczny. – Udajesz, że cię to nie rusza, ale w końcu oszalejesz.
– Co masz na myśli?
– Poddałeś się, to mam na myśli, Luka.
Zatrzasnął drzwi volvo i skierował się ku wejściu, nad którym wisiał neonowy szyld z nazwą klubu.
– Pogodziłem się, nie poddałem. Cześć, Dario. – Uścisnął dłoń mężczyzny stojącego w wejściu do lokalu. – Wszystko okej?
– Jak co wieczór – odpowiedział tamten lakonicznie.
Ludzie czekający w długiej kolejce spojrzeli na nich z zawiścią, gdy bez problemu weszli do budynku.
– Poddałeś się. – Victor zatrzymał go tuż przy drzwiach prowadzących na zaplecze. – I to mi się nie podoba.
Luka odrzucił kolejne połączenie.
– Później będziemy się tym martwić – powtórzył, po czym obaj w tym samym momencie zerknęli w prawo, a na widok dwóch mężczyzn szykujących się do bójki zgodnie pokręcili z niedowierzaniem głową. – Kto?
– Ja. Jak mnie wkurwiają ci turyści…
Uśmiechnął się krzywo i skinął głową kolejnemu ochroniarzowi. Kątem oka obserwował poczynania przyjaciela, ale nie sądził, by potrzebna była jego interwencja. Victor był wyśmienitym Wojownikiem, co było pożądaną cechą podczas pracy w klubie, a jego analityczny i prawniczy umysł bardzo się przydawał przy papierkowej robocie, której on sam szczerze nie znosił. I pod tym względem Victor miał rację, turyści naprawdę byli irytującymi awanturnikami. Roześmiał się pod nosem, gdy przyjaciel jednym ruchem założył dźwignię dla ramię opalonego blondyna i po chwili już wyprowadzał go z klubu w asyście gorących spojrzeń półnagich kobiet.
Wieczór mijał, a Luka coraz bardziej się pogrążał w niezrozumiałym niepokoju. Coś było nie tak, ale dalej nie potrafił tego zrozumieć. Działał automatycznie, reagował na zagrożenia w klubie, interweniował, gdy zachodziła taka potrzeba, ale myślami był w zupełnie innym, nieznanym miejscu.
– Już druga.
Zerknął zaskoczony na zegarek, a potem przeniósł wzrok na zielono-brązowe oczy Victora, który usilnie próbował przed nim ukryć niepewność. Pozornie wyluzowana sylwetka Wojownika była tylko zasłoną dymną dla mącących jego duszę emocji, a pogodne usposobienie odwracało uwagę od prawdziwej siły i determinacji Wojownika. Wszystko to czyniło z niego świetnego żołnierza, piekielnie dobrego partnera w terenie i… bardzo wkurwiającego przyjaciela. Szczególnie gdy rzucał to pełne dezaprobaty spojrzenie, które wprowadzało zamęt do jego zablokowanych emocji.
– Zbieraj się – rzucił krótko Luka.
Miał ochotę warknąć na widok ulgi w spojrzeniu Victora, ale wolał nie prowokować go do kolejnych pytań. Uczucie niepokoju się nasilało, a on sam nie potrafił wytłumaczyć dziwnego wrażenia, zupełnie jakby lodowata pięść zaciskała się coraz mocniej wokół jego serca. Nie, zdecydowanie wolał nie wdawać się z Victorem w dyskusje dotyczące swojego stanu. Wojownik, w szczególności taki jak on, nie może mieć słabości.
Idąc przez korytarz klubu w stronę wyjścia, od niechcenia chwycił za kark mężczyznę, którego dzikie i agresywne pożądanie miało za chwilę zostać przeniesione na śliczną szatynkę, bezskutecznie próbującą odpędzić od siebie natręta, i pociągnął go ku drzwiom.
– Nic ci nie jest? – zapytał przerażoną kobietę Victor.
Nie usłyszał jej odpowiedzi, bo już po chwili dociskał faceta do ściany za rogiem budynku. Jego bladoniebieskie oczy szkliły od wypitego alkoholu, oddech cuchnął zwietrzałym piwem, a przerażenie malujące się na zwyczajnej twarzy blondyna było prawdziwą nagrodą.
– Jeżeli kobieta mówi nie, to znaczy nie. – Mężczyzna zadrżał, słysząc cichy ostrzegawczy pomruk. – Naucz się słuchać i opanuj swoje pragnienie.
Oczy natręta rozbłysły czerwienią. Świetnie, skoro tak chciał załatwić sprawę, nie ma najmniejszego problemu. Luka puścił go, na co mężczyzna natychmiast się wyprostował, odzyskawszy rezon i pewność siebie.
– Bo co mi zrobisz? – Pogarda w spojrzeniu blondyna chyba miała zrobić na nim wrażenie, ale nie sprostała zadaniu. – Wrócę do tego klubu i wezmę nie tylko ją, ale też inne kobiety, które mi się spodobają. I nie powstrzymasz mnie, oprychu.
Luka uśmiechnął się zimno, co, jak zwykle, wywołało oczekiwany efekt. Demon zrobił krok w tył, uderzając plecami o ścianę budynku, a buta wypisana na twarzy ustąpiła miejsca przerażeniu, gdy Wojownik przeszył go lodowatym spojrzeniem. Cios w krtań powstrzymał go przed krzykiem.
– Żałosne. – Luka nachylił się nad skulonym Demonem. – Powtórzę, chociaż zwykle tego nie robię. – Zmusił go do spojrzenia sobie w oczy. – Jeśli kobieta mówi nie, to znaczy nie. I nie interesuje mnie, czy jesteś Mrocznym, czy zwykłym człowiekiem. Jeżeli jeszcze raz spotkam cię w tym klubie, na problemach z mówieniem się nie zakończy. Zrozumiałeś? – Mroczny skinął głową. – Świetnie, a teraz wypierdalaj stąd.
W tym momencie do zaułka podjechał Victor, który z pogardliwym uśmiechem patrzył za oddalającym się Demonem.
– Musiałeś się popisywać, co?
– Nawet nie zacząłem. – Luka wzruszył ramionami. – Z tamtą dziewczyną okej?
– Tak, nawet dała mi swój numer. – Victor miał dobry humor. – I prosiła, byś zadzwonił do niej, jak tylko będziesz mógł.
Przekazał mu serwetkę z naprędce napisanym numerem oraz krwistoczerwonym odciskiem ust. Luka uniósł brew i spojrzał z przekąsem na przyjaciela, który roześmiał się na widok jego miny. Wrzucił podarek do schowka, gdzie kłębiła się masa innych mu podobnych, i zatrzasnął go z głuchym stuknięciem.
– Kolejna ci nie odpowiada? – parsknął Victor.
– Seks to seks. Nie ma znaczenia z którą.
– Więc zadzwoń. Niezła była, tak jak ta opalona czarnula, której nawet nie zarejestrowałeś, chociaż cały czas krążyła wokół ciebie.
– Długie włosy, złota sukienka ledwo zakrywająca pośladki, wysokie szpilki i mocny makijaż – zaczął wyliczać. – Czekoladowe oczy. Duży dekolt, zgrabne nogi. Ciężko kogoś takiego przeoczyć.
Victor spojrzał na niego zaskoczony.
– Więc dlaczego nie wykorzystałeś okazji?
– Żeby kolejna nie potrafiła się ode mnie odczepić? – Zerknął na przyjaciela. – Jedna mi wystarczy.
– Skoro tak mówisz.
Wojownik nie uwierzył w jego słowa, co wcale go nie zdziwiło. Prawda była taka, że nie miał dzisiaj ochoty na przygodny seks w klubowej łazience, chociaż na co dzień nie stronił od takich rozrywek. Spał z wieloma kobietami, w wielu miejscach, ale zwykle były to jednorazowe akcje, by każde z nich mogło zaspokoić swoje potrzeby, nie raniąc drugiej osoby. Tylko z kilkoma z nich spotykał się dłużej, ale bycie Wojownikiem wymagało życia w cieniu, a do ich świata nie mógł sprowadzić przypadkowej osoby. Tak naprawdę niedługo nie będzie to miało znaczenia, w końcu za kilka miesięcy, by kontynuować tradycje Wojowników, miał poślubić przyrzeczoną mu Wierną. Kobietę, której chore zafiksowanie na jego punkcie spowodowało, że zadecydowano o jego losie. Nie, żeby ten stan założył na niego obrożę wstrzemięźliwości, rzecz jasna.
To też nie było głupim posunięciem starszyzny, zważywszy na to, że nigdy nie popierał ich podejścia do chorych tradycji. A jeszcze bardziej im się naraził – i własnemu trenerowi, tak przy okazji – gdy otwarcie poparł działania Drwala. Musieli to tak rozegrać, bo wiedzieli dokładnie, że nie będzie unikać narzuconego mu obowiązku. Nie miał dla kogo walczyć, a jego przyszłość i tak miała się zakończyć tak, jak u prawdziwego Wojownika.
Tylko garstka z nich wiodła długi i spokojny żywot. No, chyba że się chowasz w bezpiecznych murach własnego domu oraz odcinasz od rozprzestrzeniającego się wokół ciebie chaosu. Tak, wtedy masz dużą szansę na dożycie spokojnej starości, a w pewnym momencie patrzenie w lustro przestaje obezwładniać wstydem. Z czasem to spojrzenie, pałające dotychczas siłą i determinacją, wypełnia niepewność i zwątpienie, aż w końcu popadasz w marazm, a ignorancja zaczyna przeważać nad prawdziwym powołaniem.
Jednak nie to było powodem braku zainteresowania czarnulą. Luka czuł, że za chwilę wybuchnie bomba, która przewartościuje ich życia, tworząc zamęt i chaos jeszcze większy niż ten, w którym teraz się obracają. Nie wiedział, skąd ta głęboko zakorzeniona w nim pewność, nie miał pojęcia, kiedy to nastąpi, ale przeczuwał ich osobistą tragedię.
A może nie ich? Zerknął na wyluzowanego przyjaciela. Może to będzie jego własna tragedia? Victor miał silnie rozwiniętą intuicję, więc nie przeoczyłby tej niewiadomej, mącącej jego spokój. Zauważyłby ciemne chmury zbierające się wokół nich. Nie, tu chodziło o coś głębszego, a jego wkurzała świadomość, że nie ma pojęcia, kiedy to nastąpi.
Nagły niezrozumiały strach ścisnął jego serce, ale w ułamku sekundy zniknął. Victor spojrzał na niego uważnie.
– Wszystko okej?
– Luz. Podjedź bliżej.
Zatrzymali się przy samolocie stojącym nieopodal pasa startowego i wysiedli z samochodu. Na ich widok drzwi się otworzyły, a ich oczom ukazał się Miłosz, jeden z Wojowników Drwala. Już z daleka Luka odniósł wrażenie, że mężczyzna jest czymś poruszony.
– Cześć. – Potrząsnął wyciągniętą w jego kierunku dłonią i zerknął przelotnie na schodzącego z pokładu na oko trzydziestoletniego mężczyznę. – Jak lot?
– Spokojny. Zabierzcie go stąd. Drwal prosił, byś zadzwonił z Ośrodka.
Miłosz nie czekał na odpowiedź, a on nie miał czasu na dopytywanie o szczegóły. Przyjrzał się mężczyźnie i zmrużył oczy na widok groźnego spojrzenia.
– Czego się gapisz? – warknął obcy.
– Przystopuj, chojraku. Jesteś tu na naszych zasadach.
– Jakoś się nie boję takiego dzieciaka jak ty.
Luka uniósł brew i uśmiechnął się drwiąco, gdy facet bez słowa go ominął i skierował się ku zaparkowanemu nieopodal volvo. Nie skomentował nawet słowem tego, że jak na niedawno postrzelonego trzymał się całkiem nieźle. Jedynie lekko niepewne ruchy, sztywność mięśni i niezdrowa bladość świadczyły o sporej utracie krwi, ale mimo wszystko poruszał się sprawnie i groźnie, czujnym wzrokiem obserwując wszystko wokół.
– Wyszczekany, jak przystało na psa.
Mężczyzna zatrzymał się i spojrzał na niego wściekle.
– Dzięki Drwalowi już nie.
– Ciesz się, że żyjesz, glino. – Podszedł do niego. – Musiałeś pomóc komuś ważnemu, Drwal nie bierze…
– Jeńców? Tak, widać po nim.
Na dźwięk sarkazmu brzmiącego w głosie mężczyzny stojący przy samochodzie Victor uśmiechnął się pod nosem. Dawid miał rację, będą mieć silnego sojusznika.
– Wsiadaj do samochodu, staruchu. Dzieciaki odwiozą cię bezpiecznie do domciu.
– Pierdol się.
Skinieniem dłoni powstrzymał Victora przed interwencją. Dobry z niego Wojownik, ale trochę nerwowy.
– Będzie ciekawie – zadrwił. – Wsiadaj i nie wkurwiaj mnie, Broński.
Coś w jego spojrzeniu musiało spowodować, że mężczyzna bez cienia dyskusji wsiadł do samochodu i cicho zamknął za sobą drzwi. Victor uniósł brew i zerknął na niego ze zdziwieniem.
– Przynajmniej auta szanuje.
Luka pokręcił głową i usiadł na miejscu pasażera, bacznie obserwując w lusterku pogrążonego w myślach mężczyznę. Ciemne cienie pod oczami, kontrastujące z bladością i grającymi na twarzy przytłumionymi światłami, nie napawały optymizmem. Nie zwracał uwagi na drogę ani na rozpościerające się wokół nich światła uśpionego miasta. Na szczęście noc zapewniała anonimowość, a przyciemnione szyby volvo pomagały w bezpiecznym przetransportowaniu Brońskiego, ale miał wrażenie, że ten facet kompletnie się tym nie przejmuje. Coś innego siedziało mu w głowie, wiedział to. Spokój i opanowanie, które pokazywał na zewnątrz, były maską odwracającą uwagę od burzy szalejącej w jego umyśle i duszy, był tego pewien.
– Kiedy oberwałeś?
– Soldato? – Luka skinął głową, a mężczyzna zmrużył oczy i po chwili odetchnął cicho. – Niedawno.
Victor zerknął na niego, ale nie odpowiedział nic na tę wiadomość. W końcu, po chwili wahania, Broński spojrzał z rezygnacją w okno.
– Potrzebuję telefonu – mruknął.
– Załatwię.
Luka nie wspomniał o tym, że w tym momencie miał złe przeczucie.
Nagle zabrakło mu tchu, jakby ktoś zaciskał łańcuchy wokół jego piersi. Ból zmiażdżył serce, a umysł wypełnił krzyk rozpaczy odbierający zdrowy rozsądek. Zacisnął pięści, czując strach i niemoc, które nie należały do niego. Wszystko to trwało ułamek sekundy, ale miał wrażenie, że wypełniło jego duszę przerażającą pustką.
– Luka? – Głos przyjaciela ściągnął go z powrotem do rzeczywistości.
– Wszystko okej.
Przez resztę drogi się nie odzywali. Nawet na miejscu nie potrafił odsunąć wspomnienia krzyku i bólu, który zagościł w nim zaledwie pół godziny temu. Niepokój zniknął, ale pozostały po nim marazm przerażał go, odbierając kontakt z otoczeniem. Nie był w stanie skupić myśli, wszystko, co robił, było automatyczne i bezwiedne. Wskazał Brońskiemu najważniejsze punkty Ośrodka, przekazał klucze do pokoju i dał telefon, ale sam zachowywał się, jakby był poza czasem i przestrzenią. Nie miał pojęcia, co się dzieje, ale zdecydowanie nie podobał mu się ten stan rzeczy.
W końcu przeszedł do biblioteki, by wykonać połączenie do Drwala, ale zanim zdążył to zrobić, na wyświetlaczu pojawiło się jego nazwisko.
– Soldato – odebrał połączenie.
– Odebrałeś glinę? – Głos mężczyzny był zmęczony.
– Tak, miałem właśnie do ciebie dzwonić.
– Dobrze.
To nie był zimny Drwal, z którym zwykle prowadził rozmowy. Teraz nie miał na linii nieznoszącego sprzeciwu, zabójczo niebezpiecznego i władczego Dowódcy. Miał wrażenie, że rozmawia z kimś zupełnie obcym, złamanym i zdruzgotanym, kto zanurzył się w otchłani rozpaczy.
– Wszystko… – zaczął, chcąc przerwać niepokojącą ciszę.
– Luka.
Zamarł. Teraz już był całkowicie pewien, że za chwilę bomba wybuchnie. Drwal odezwał się do niego po imieniu tylko raz, a wtedy usłyszał wiadomość, która kompletnie zmieniła jego życie.
– Pilnuj Ośrodka. – Zaskoczyły go te słowa. – Jesteś za niego odpowiedzialny.
– To rozkaz?
– Tak. I chociaż ten jeden wykonaj. Pilnuj ich, Soldato.
– Drwal…
– Podjąłeś dobrą decyzję – usłyszał w słuchawce damski głos tuż przed zerwaniem połączenia.
Natychmiast spróbował oddzwonić, ale odezwała się poczta głosowa. Kres nie odbierał, a numer Eryka był zajęty. Zerknął na drzwi biblioteki, jeszcze zanim te się otworzyły, i spojrzał na bladego Adama.
– Jest tu, przekażę mu. – Nowo przybyły odsunął telefon od twarzy, a zaraz za nim stanął Victor. Luka już wiedział, co usłyszy. – Drwal nie żyje.
Oparł się ciężko o fotel i przesunął dłonią po włosach, powieki bezwiednie opadły na zmęczone oczy, a zaciśnięta na karku pięść chociaż częściowo pomagała zebrać myśli.
– Luka?
– Ściągnijcie tu ludzi.
– Co się tam stało?! – Victor nie wytrzymał.
– Bomba, uratował Wojownika. – Luka przyglądał się przyjacielowi. – Nie było szans na przeżycie.
Rzucił odblokowany telefon Adamowi, który spojrzał na niego z niezrozumieniem w oczach, a po krótkiej chwili zagościły w nich szok i niedowierzanie, gdy zobaczył ostatnie połączenie od Dawida. Victor również zerknął na ekran i błyskawicznie przeniósł wzrok na Lukę.
– Kurwa… – zaczął Wojownik, ale Luka uciszył go jednym gestem. – Zadzwonię po ludzi.
Mieli poważne kłopoty.
W szczególności gdy jest się kimś takim jak Luiza i nie znosi się zimna. Nic dziwnego, jaki Demon lubi chłód? Nie uważała, żeby zima była złą porą roku, ale mimo wszystko wolała wygrzewać się w ramionach Dawida przed trzaskającym w kominku ogniem. Obserwować, jak pomarańczowe płomienie pochłaniają polana, i czuć ręce przeznaczonego jej mężczyzny oplatające zmarznięte ciało.
– Dot, nie rozpraszaj się.
Odparowała cios Dawida i uśmiechnęła się prowokacyjnie. Nie spuszczając wzroku z oddychającego spokojnie Wojownika, przerzuciła sztylet do drugiej, sprawniejszej dłoni. Skrzywiła się nieznacznie, na co stalowe oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
– Tym razem się nie nabiorę.
– To pozwól mi w końcu uderzyć w podłoże.
W ułamku sekundy się przemienił i po chwili wirowali w dalszej walce. Obsydianowe oczy przeciwko rubinowi na tle czerni. Dowódca i Widzący kontra Wierna i Demon. Wojownik versus Wojownik. Dwie skoncentrowane istoty, obserwujące i przewidujące każdy ruch przeciwnika, próbujące zaskoczyć rywala, wybijając go z rytmu.
Nie mogła wyjść z podziwu. Miała w sobie krew Demona, co razem z dziedzictwem jej przodków Wojowników zwiększało siłę i zwinność podczas walki, ale i tak nie miała szans z Dawidem. Szybkość i naturalna męska siła połączona z doświadczeniem i intuicją czyniły z niego Wojownika idealnego, stawiając przed nią barierę nie do pokonania.
Dobrze, że jest z natury uparta i zawsze walczy do końca.
Odparowała kolejny cios, obróciła się błyskawicznie i cięła na wysokości linii żeber. Zablokowany sztylet wywołał wstrząs w jej ciele, a zgrzyt metalu o metal wypłoszył z pobliskiego lasu przerażone ptaki. Kolejny obrót i kolejny zablokowany cios. Pchnął, a ona zachwiała się lekko. Śnieg zrobił resztę i po chwili leżała na plecach w białym puchu, jak zawsze przytrzymywana przez Dawida, chroniącego ją przed bolesnym uderzeniem. Rzuciła okiem na swoją unieruchomioną nad głową dłoń, w której trzymała sztylet.
– No wiesz… Jakim cudem zawsze mnie łapiesz?
– Nie lubię przepraszać.
– Nie? Szkoda, to może być całkiem fajne.
Uniosła kącik ust, gdy usłyszała cichy pomruk. Wojownik zbliżył twarz do jej ucha, a jego gorący oddech wstrząsnął jej rozgrzanym ciałem.
– Fajne jest też odbieranie nagrody.
Jak on to robił, że za każdym razem elektryzujący, niski głos wywoływał rozkoszne spustoszenie w jej duszy? Chciała się w nim zatracić, słuchać wibracji wywołujących drgania w każdej komórce jej ciała, chłonąć wypowiadane uwodzicielskim tonem słowa. I bardzo się cieszyła, że wszystko to skierowane jest tylko i wyłącznie do niej. Czuła to.
– Nagrody?
– Wygrałem, prawda? – Spojrzał na nią, a ona utonęła w stalowych oczach. – Więc skoro wygrałem, to powinienem dostać nagrodę.
Uśmiechnęła się łobuzersko, a Dawid przechylił z zaciekawieniem głowę.
– Nie wygrałeś. Nie, dopóki jest jakieś wyjście.
– Tak? A teraz jakieś widzisz?
Przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Po chwili siedziała na unoszącej się szybko klatce piersiowej Dawida, a ostrze noża przystawiła do jego szyi.
– Ciekawe, prawie półgodzinny trening nie wywołał w tobie nawet zadyszki, a wystarczyły moje usta, byś stracił oddech.
Przesunęła koniuszkiem języka po delikatnie wydłużonych kłach i uśmiechnęła się z satysfakcją. Próbował się podnieść, ale uniosła brew i spojrzała na niego z góry, jednocześnie dociskając ostrze do jego skóry. Wyczuła podziw płynący z Dawida, a gdy przygryzła delikatnie wargę, wszystko się zamieniło w dzikie pożądanie. Nachyliła się nad nim.
– Nie powiem ci tego słowa. Nie, dopóki będę widziała jakiekolwiek wyjście.
– Olce powiedziałaś.
– Olka nie jest tobą. Dla ciebie poświęcę własne życie, jeśli to cię uchroni. I właśnie wtedy usłyszysz to słowo. – Opuściła wzrok. – Gdy już nic mi nie pozostanie, gdy nie będę mieć innej drogi wyjścia.
Nagle jej ostrze poleciało w bok, a ona sama siedziała, oplatając udami talię Dawida, który wpatrywał się w nią z miłością i dojmującą potrzebą ochrony jej za wszelką cenę.
– Dość. Nigdy nie chcę słyszeć tego słowa, rozumiesz?
– A ja nie chcę go wypowiadać – szepnęła. – Ale nagrodę i tak dostaniesz. Chodźmy.
Pocałowała go, a chwilowy smutek od razu wyparował. Uśmiechnęła się delikatnie i wstała, podając mu dłoń, którą przyjął, chociaż wcale nie musiał. Jak równy z równym, partnerzy walczący ramię w ramię i chroniący siebie nawzajem. Objął ją ramieniem w talii i po chwili byli już przy niewielkich schodach prowadzących na ganek drewnianego domu ukrytego w środku lasu.
Krzyknęła cicho zaskoczona, gdy poczuła podcięcie z tyłu nóg i nagle straciła podporę dla stóp. Upadła boleśnie na podjazd, chroniąc głowę przed uderzeniem, i westchnęła cicho.
– Auć.
Dawid stanął nad nią, uśmiechając się sarkastycznie.
– Chyba czas na przeprosiny.
***
Wysoki, piskliwy i strasznie irytujący damski śmiech wyrwał ją ze wspomnień. Głośne dudnienie basów przyprawiło o ból głowy, który w ostatnich dniach przybierał na sile, co ją już – delikatnie mówiąc – wkurzało. Tak jakby organizm domagał się, by wróciła do Ośrodka, wysyłając irytujące sygnały, ale nie potrafiła tego zrobić.
Nie była w stanie wykonać tego kroku, spojrzeć w kamerę i przejechać przez ogromną bramę Ośrodka. Nie dała rady wejść do ich pustego mieszkania, wdychać zapachu rozstawionych świec, usiąść w ulubionym fotelu, napić się kawy z kubków, które im kupiła. To wszystko było tak normalne i zwyczajne, a jednak dla niej zbyt odległe. Podczas wspólnie spędzonych dni w ich czterech ścianach przyzwyczaiła się do myśli, że to jest jej miejsce. A teraz? Rozejrzała się po klubie. Trzy tygodnie po wybuchu była… gdzieś. Nie miała własnego kąta i mimo że mogła wrócić do ich apartamentu, to bez niego nie mogła nazwać tego miejsca domem.
Przesunęła wzrokiem po tłumie wariującym na parkiecie. Skąpe, ale eleganckie stroje idealnie wtapiały się w klimat gorących, klubowych rytmów. Pożądanie, euforia i radość, otulające ją niczym rozkoszna mgiełka, upewniały, jak niewiele potrzeba, by ludzie pokazali swoje prawdziwe oblicza oraz odrzucili wstyd, korzystając z życia i wolności na beztroskich wyjazdach. Ignorując wpatrującego się w nią mężczyznę, zerknęła na wejście, przy którym stał wysoki ochroniarz. Posturą idealnie pasował do tego miejsca, ale nie był zbyt bystry. Nie będzie problemu z wydostaniem się…
– Gdzie on jest?
Zmrużyła delikatnie oczy, słysząc irytację w głosie nowo przybyłego mężczyzny. Jednak praca w Wywiadzie była przydatna nie tylko pod względem umiejętności w walce – znajomość języków też była ciekawym dodatkiem. Na przykład takiego włoskiego…
– Niedługo będzie. – Poczuła rozbawienie drugiego ochroniarza, tym razem dzięki płynącej w jej żyłach krwi Demona. Taki mały dodatek pozostawiony przez jej ojca. – Zadzwoń do niego i zapytaj, będziesz wiedzieć.
– Olewa pracę, a my musimy… – rozpoczął swój wywód niecierpliwy facet.
– A wy musicie się zająć swoimi sprawami. – Okej, nowo przybyły, właściciel niskiego i wściekłego głosu, komplikował trochę sprawę. – Skoro tak ci ciężko postać pół godziny na bramce, to wyjazd na drugi koniec, przy toaletach zawsze jest dużo bójek.
Uśmiechnęła się pod nosem. O tak, mężczyzna miał rację. Pomimo tego, że czuła na sobie jego wzrok, nie odwróciła się. Nie potrzebowała dodatkowych zmiennych, mogących wpłynąć na powodzenie dzisiejszego spotkania. Palące spojrzenie faceta wędrowało po jej ramionach okrytych długimi rękawami, po krótkiej i lekko rozkloszowanej sukience opinającej ją w talii oraz po rozpuszczonych włosach spływających falami po nagich plecach, na których właśnie poczuła niechciany dotyk. Chwilowe zaciekawienie mężczyzny zmieszało się ze złością, kiedy i on zauważył, co się dzieje, więc musiała interweniować, zanim zrobi to za nią.
– Zabieraj tę łapę albo ci ją połamię – mruknęła i spojrzała na przystojnego turystę. – Drugi raz nie powtórzę.
Roześmiała się w duchu, widząc, jak zareagował na jej mroźne spojrzenie. Dzisiaj musiała być Młodą, nie miała wyboru. Zainteresowanie faceta przy wejściu się pogłębiło, ale zanim zdążył do niej podejść, zniknęła w tłumie. Po chwili usiadła na wysokim stołku, uśmiechając się promiennie do barmana.
– Dwa razy tequila.
Gdy tylko kieliszki dotknęły blatu, przesunęła jeden z nich ku mężczyźnie siedzącemu obok niej.
– Zawsze sądziłem, że to faceci stawiają alkohol kobietom.
– Tak… – Obniżyła głos. – Możesz znowu zapłacić.
Zaskoczenie towarzysza rozbawiło ją i odwróciła się powoli. Wypiła tequilę, jednocześnie puszczając mu oczko, podczas gdy Wiatr próbował zrozumieć, co przed sobą widzi.
– A mówią, że zginęłaś.
– Yhym – skinęła barmanowi. – Na misji, na którą sam mnie wysłałeś, pamiętasz? – Przechyliła głowę i uśmiechnęła się zimno. – Ciekawe, prawda?
– Nie miałem z tym związku.
– Jesteś pewien? – mruknęła i stanęła między nogami mężczyzny. – Możesz z całą pewnością stwierdzić, że nie wiedziałeś o pułapce?
– Nie wiedziałem. – Złapał ją za ramię. – Czułem, że przeżyłaś.
– Nie przeżyłam. Młoda zginęła.
Wiatr roześmiał się i spojrzał jej w oczy, po czym przyciągnął ją do siebie.
– Młoda właśnie stoi przede mną i jest jeszcze większą suką, niż była do tej pory – szepnął prosto do jej ucha.
– Możliwe. Ale taką zawsze lubiłeś, prawda?
– Nie pomogę ci.
Odsunęła się. Wiatr był od niej o wiele wyższy, ale teraz miała na swojej wysokości piwne oczy i przystojną, chociaż jak na jej gust zbyt delikatną twarz mężczyzny. To nie był wygląd zabójcy. I to powodowało, że był tak skuteczny. Przesunęła dłonią po nieco przydługich włosach, czule się uśmiechając.
– Nic się nie zmieniłeś.
– Tak myślisz?
– Oczywiście – mruknęła zaczepnie. – Zawsze tak mówisz, a w końcu i tak ulegasz.
– Nie tym razem, Młoda.
Cmoknęła i się odwróciła, ale pociągnął ją za nadgarstek i złapał w talii.
– A ty jak zawsze się mną bawisz. – Mówiąc to, przesunął jej długie włosy na twarz, by jak najbardziej osłonić ją przed ciekawskimi kamerami. – Gdzie byłaś?
– Powinieneś raczej zapytać, jak cię znalazłam.
– Nie, o to nie muszę – roześmiał się. – Znam twoje umiejętności. Pytanie brzmi: ile ci to zajęło?
– Dwa dni.
Zignorowała uważne spojrzenie mężczyzny i oparła się o jego silne udo, sięgając po kolejny kieliszek. Delikatny uśmiech satysfakcji wykrzywił jej usta, gdy bez słowa dołączył do niej i złożył pocałunek na odkrytym skrawku obojczyka, przyciągając ją jeszcze bliżej i zmuszając, by spojrzała mu w oczy.
– Przyciągasz wzrok.
– A ty jak zawsze mnie kryjesz – odpowiedziała i objęła go. – Muszę dostać informacje o jednej z nas.
– Nie.
– Poluje na mnie.
Tak naprawdę wiedziała wszystko o tej suce, ale potrzebowała tylko niewielkiego potwierdzenia. I zdecydowanie to ta szmata była króliczkiem, na którego każdy poluje.
– Nie.
– I powiesz jeszcze, że nikt z Wywiadu nie zniknął po mnie? – Machnęła od niechcenia dłonią, a barman nalał nowe porcje alkoholu. – Nikt prócz X?
– Skąd o nim wiesz? – Uniosła brew i się uśmiechnęła. – To ty się go pozbyłaś?
– Chciał mnie zabić.
– Nie wierzę. – Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony. – Nikogo nie traktował tak jak ciebie. Nie pomogę ci, Młoda. Nie wiem, o kim mówisz.
Wzruszyła ramionami i wstała.
– Trudno. Więc muszę sama się dowiedzieć, kto to. – Sięgnęła do torebki i rzuciła kilka banknotów na blat. – Miło było cię zobaczyć.
– Moment, co ty sobie myślisz? – Złapał ją w talii. - Znajdujesz mnie, pojawiasz się nagle jak jakaś mara,i co, po prostu sobie idziesz?
– Auć, zabolało. Wiem, kiedy mnie nie chcą.
– Chcę ciebie. Od samego początku o tym wiedziałaś. – Zerknęła w bok, gdy nachylił się nad nią. – Nie wchodź w to, Luiza. – Drgnęła zaskoczona, ale się nie odezwała. – Jeśli zaczniesz grzebać, znajdą cię.
Już znaleźli, Wiatr, i to o wiele wcześniej, niż sądzisz, pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Jej lodowaty wzrok wywołał w mężczyźnie uczucie niepokoju, które nieudolnie próbował przed nią ukryć.
– Boisz się mnie? – zapytała, a Wiatr przesunął dłonią po jej talii, choć gest ten pełen był niepewności. – Szkoda. – Uśmiechnęła się smutno. – Na kogo masz zlecenie?
– Wiesz, że nie mogę ci powiedzieć.
– Na nią, prawda? – Zbliżyła się do niego. – Błażej… – Mężczyzna drgnął. – Proszę.
– Przecież i tak chcesz się jej pozbyć.
– Ona mnie nie obchodzi. – Wzruszyła ramionami. – Możesz ją zabić, oszczędzisz mi roboty.
– Obawiasz się o faceta, który jest z nią? – Zamarła. – Wysoki, ciemna karnacja, czarne włosy, groźne spojrzenie. Wydają się sobie bliscy.
– Nie, nie o niego. Boję się o ciebie. On cię zabije, a ty nawet się nie zorientujesz, że śmierć nadeszła z jego ręki. – Błażej zmrużył oczy. – Odejdź, jeśli chcesz żyć. Dwa dni temu dostałeś zlecenie, możesz jeszcze podjąć inną decyzję.
– Polują na nią, on stoi na ich drodze, więc w końcu polegnie. Wiesz, że Wywiad nie odpuszcza.
– A ty wiesz, że na to nie pozwolę. – Uśmiechnęła się do barmana i przyjęła kolejny kieliszek. – Jeśli będę musiała, to zabiję każdego z nich. – Zbliżyła się do niego, a gorący oddech owiał płatek jego ucha. – Wiedzieli dokładnie, że go obserwuję. Rzucili cię wprost w moje ramiona, bo za dużo wiesz. Odpuść.
– I tak mnie zabiją, a z twojej ręki umrę z miłą chęcią.
– Możesz żyć – szepnęła. – Możesz uciec, znaleźć szczęście, miłość…
– A spokój? – Przesunął palcami po jej policzku. – Znajdę go?
– Nie.
Pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Jeśli nie ja, to kolejni będą na nich polować.
– Mówiłam, zabiję każdego.
Błażej uśmiechnął się smutno. Gdy sięgnął do kieszeni, chwyciła skryty pod długim rękawem sztylet, na co spojrzał na nią z drwiną i wyciągnął telefon.
– Jesteś pewna, że warto go ratować?
Sięgnęła po podany jej aparat, z całych sił próbując powstrzymać wypływające na wierzch emocje. Zobaczyła na nim zdjęcie zrobione zaledwie kilka dni temu, na tle klimatycznej uliczki Wenecji, i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, kto się na nim znajduje. Wiedziała to, bo i ona była tego świadkiem. Dawid, ubrany w jasnoniebieską koszulę, która opinała jego umięśnione ramiona, i jasne dżinsy, co kompletnie nie pasowało do jego stylu. I te białe adidasy… To był jej mąż, ale miała wrażenie, jakby patrzyła na kogoś obcego. Uśmiechnęła się, nieudolnie próbując ukryć ból na widok silnej męskiej ręki obejmującej szczupłe ciało blondynki i przyciągającej kobietę jeszcze bliżej, by schowała się w jego cieniu. Chociaż nie widziała jej twarzy oraz sylwetki, ponieważ postura Dawida idealnie spełniała swoje zadanie, to dokładnie wiedziała, kim jest ta kobieta.
– Nie wygląda, jakby była mu obojętna – rzucił Wiatr luźnym tonem.
Miał rację, nie wyglądało to tak. Luiza stłumiła narastającą w niej wściekłość i spojrzała na mężczyznę.
– Jestem pewna. – Pocałowała mężczyznę w policzek. – Uważaj na siebie, Błażej.
– Skąd wiesz?
– Chciałam wiedzieć, co u ciebie. – Przesunęła opuszkami palców po delikatnym zaroście. – Odpuść, proszę.
Czuła na sobie jego spojrzenie, kierując się ku wyjściu, ale gdy tylko zniknęła z zasięgu jego wzroku, przedostała się zwinnie do drugiej części klubu. Zaskoczona uniosła brew, widząc niezadowoloną minę ochroniarza, który najwyraźniej nie narzekał wcześniej na kolegę po fachu, ale na kierownika ich zmiany. Mogła tylko się domyślić, jakimi epitetami obrzuca w myślach nieszczęsnego mężczyznę. Nawet z takiej odległości nadal czuła aurę Błażeja, która przesiąknięta była wątpliwościami i smutkiem. Nic dziwnego, znalazł się w sytuacji bez wyjścia, najwidoczniej musiał już zniknąć. Ustawiła się tak, by móc go obserwować, ale by on nie dostrzegł jej.
Miała nadzieję, że Wiatr zrezygnuje z wykonania zadania, ponieważ nie dopuści Wywiadu do Dawida. Odkąd zrozumiała, co tak naprawdę się stało podczas wybuchu, próbowała znaleźć wytłumaczenie dla zachowania Drwala, podążając za nim jak cień – i dwa dni temu w końcu na nie trafiła. Roześmiała się w duchu. Nigdy tak naprawdę nie uciekła, a te cztery spokojne lata spędzone na uczelni były tylko pozorami, ciszą przed nadchodzącą burzą.
W końcu powinna stanąć z nim twarzą w twarz i zapytać, czy wszystko to, co słyszała w ciągu spędzonych wspólnie tygodni, co czuła i co on jej dawał, było prawdziwe. Kurwa, co ona gadała, była pewna, że jest to prawdziwe, ale dalej nie znała sposobu na odzyskanie Dawida.
No, może oprócz zabicia tej suki.
Powstrzymała szloch wypełniający jej wnętrze. To nie czas ani miejsce, a sama Młoda nigdy się nie rozczulała. Wokół było zbyt dużo świadków, nie mogła pokazać słabości.
A jednak… nie, to nie o nich chodziło. W klubie był ktoś jeszcze, ktoś potężny, i nie miała pojęcia, czy moc bijąca z tej istoty jest niszczycielska, czy będzie zapewnieniem bezpieczeństwa. I nie wiedziała, czy chce to sprawdzić. Nie powinna zwracać na siebie uwagi, musiała za to stąd zniknąć, bo już dostała potwierdzenie swych domysłów, co wyjaśniło naprawdę wiele spraw. Teraz musi się skupić na Dawidzie i na tym, by ściągnąć go do Ośrodka, to było najważniejsze.
Dowódca musi chronić swoich ludzi.
Nawet się nie łudziła, że Kres uwierzył w jego śmierć, nie jest idiotą, ale mogła się założyć, że mistyfikacja związana z pogrzebem została doprowadzona do końca i na połyskującym, czarnym nagrobku są wypisane złotą kursywą trzy słowa, bez daty śmierci, bez ckliwego pozostanie zawsze w naszej pamięci. Tylko imiona i nazwisko, nic więcej, ale to i tak dość, by zdruzgotać jej serce.
Błażej rzucił plik banknotów na ladę i wstał, a ona w tym tłumie nie potrafiła odczytać jego emocji, miała jednak nadzieję, że mężczyzna faktycznie odejdzie, nie wtrącając się w ten cały bajzel. Jedna osoba już tak zrobiła i teraz Marcin musiał ukrywać się w azylu we Włoszech. Posmutniała, przecież była tak niedaleko… Zaraz jednak przewróciła oczami, gdy poczuła przy sobie obecność Demona.
– Dlaczego jesteś sama?
Powstrzymała wypływający na usta drwiący uśmiech.
– Najwidoczniej tak mi jest dobrze. – Przeniosła wzrok wyżej, gdy mężczyzna stanął przed nią. – Zasłaniasz mi widok.
– Tam nie ma nic ciekawego.
– Pół metra przede mną też nie.
Błysnęły czerwone tęczówki, po czym mężczyzna przysunął się jeszcze bliżej, wywołując w niej niemiłe dreszcze.
– Myślę, że łatwo mogę zmienić twoje zdanie.
Skupiła się na emocjach Demona. Zabawne, że żaden z nich nie próbował nawet ich ukryć. W sumie nic dziwnego, kto to widział, by Widzący miał w sobie krew Demona? Nie wspominając o tym, że ten gnojek nawet nie wiedział, że stoi przed Wojownikiem.
Co prawda wiele osób wiedziało o istnieniu takiego wynaturzenia, dziecka Widzącej i Mrocznego, ale raczej nikt nie spodziewał się stanąć z nim twarzą w twarz. Nie narzekała na ten stan rzeczy, w końcu nie szukała rozgłosu, a dzięki mrocznemu dodatkowi łatwo mogła odnaleźć i odczytać intencje innych Demonów.
W szczególności gdy były spragnione, tak jak ten przed nią.
Przez ostatnie tygodnie coraz bardziej się przekonywała, że jest to całkiem przydatna umiejętność, ponieważ nie musiała zwracać uwagi na ciemne żyły, tworzące nieregularne wzory pod skórą szyi i przedramion, świadczące o rosnącym pragnieniu Demonów. Energia, której tak łaknęli, płynęła w żyłach ludzi i Widzących. Zadaniem takich jak ona było chronienie ofiar przed wpływem Demonów, a każda zlikwidowana zmienna mogąca zasugerować, że stoi przed nimi Wojownik, przyczyniała się do powodzenia misji. Na szczęście natura Wojowników pozwalała im na dojrzenie prawdziwego oblicza Mrocznych przy jednoczesnym pozostaniu całkowicie niewidocznymi dla nich, a czerń ich oczu, wskazująca na płynącą w krwi moc przodków, nie zdradzała ich przed Demonami.
Dobrze, chociaż pod tym względem mieli przewagę.
Jednak teraz czuła coś więcej i zdecydowanie nie chciałaby spotkać tego gościa na swojej drodze w ciemnym parku. Dobra, żartowała, chciałaby go spotkać, żeby spuścić mu łomot za te wszystkie chore pragnienia, które emanowały z jego ciała.
Kumulująca się w ciągu ostatnich tygodni agresja wręcz rozsadzała jej wnętrze, próbując wydostać się niszczycielską falą na światło dzienne.
– Możesz spróbować – mruknęła prowokacyjnie.
Przytrzymał jej brodę i spojrzał prosto w oczy, a ona od razu poczuła dziwne przyciąganie do mężczyzny. Szkoda, że nie miała tej umiejętności. Cholerne Demony potrafiły złapać w sidła prawie każdego. Ci, którzy mają szczęście, wyjdą z tej pułapki z lekkim bólem głowy. Ci, którzy trafią na takich skurwysynów jak ten, nie ujdą z tego życiem. Tak działa ludzka energia, którą pożywiają się Demony. Niewielki ubytek libido będzie ledwo zauważalny, jednak drastyczny i nagły spadek popchnie nieszczęśnika do samobójstwa. I albo na tym się zakończy, albo kolejny Demon znajdzie sobie nosiciela.
Pomyślała, że musi się dowiedzieć, jak to właściwie działa. I chyba wiedziała, kogo o to zapyta.
Przymknęła oczy i przesunęła głowę do dłoni dotykającej jej policzka, a na jej usta wypłynął leniwy uśmiech. Ewolucja naprawdę jest niesprawiedliwa.
– Udało mi się? – Nachylił się nad nią. – Już jest ciekawie?
– Tak – mruknęła. – Niesamowite.
Pociągnął ją za rękę w stronę toalet, a ona poczuła cudze zaniepokojenie, płynące od strony wejścia do klubu. Ochroniarz musiał na nich zareagować. Była jednak całkowicie pewna, że nie jest to ten sam mężczyzna, którego spotkała wcześniej.
– Nie. – Objęła Demona. – Nie tam, tam jest za dużo ludzi. Wstydzę się. Nigdy nie robiłam tego w samochodzie…
Położył rękę na jej ramieniu, dzięki czemu mogła schować twarz przed kamerami, i poprowadził ją do wyjścia ewakuacyjnego. Skinął mężczyźnie, który ich pilnował, i wskazał na nią.
– Moja lalka za dużo wypiła, a nie chcę prowadzić jej przez cały klub. – Zachwiała się lekko, gdy przyciąganie zwiększyło swój nacisk. – Spokojnie, kochana. Mogę? Tam stoi mój samochód.
– Nic ci nie jest? – zwrócił się do niej ochroniarz.
– Nie – szepnęła. – Za dużo tequili.
Po chwili byli na zewnątrz, a gdy tylko drzwi się za nimi zatrzasnęły, Demon pociągnął ją brutalnie do stojącego nieopodal mercedesa. I to było na tyle, ponieważ spojrzał na nią zaskoczony, gdy stanęła gwałtownie.
– Zmieniłam zdanie – Mrugnęła do niego i jednym celnym ciosem pozbawiła go przytomności. – Cholera, ciężki jesteś…
Skręciła mu kark i zanim padł na beton, wyrwała mu klucze, po czym wepchnęła go do samochodu. Nie tracąc czasu, przeszukała jego kieszenie i zerknęła na dokumenty, które po chwili wylądowały na fotelu pasażera, a ona sięgnęła do schowka.
– Pięknie, nawet masz długopis. O, marker! Jeszcze lepiej. – Klepnęła go w policzek. – Grzeczny demonek.
Jednym ruchem rozerwała męską koszulę i napisała na jego torsie krótką wiadomość, jednak poruszenie przy drzwiach sprowokowało ją do wycofania się. Wyczuła obecność Wojownika, jego spokój oraz opanowanie, i była wręcz pewna, że patrzy prosto na nią, skrytą w mroku ulicy. Poczuła chwilowy żal, który stłumiła w środku, zanim zdążył wylać się na światło dzienne. Albo nocne, jak kto woli.
Nie oglądając się za siebie, odeszła, ale po chwili namysłu kliknęła przycisk na pilocie od samochodu, a rozbłysk żółtych świateł alarmu rozświetlił mrok. Poczuła satysfakcję i uznanie płynące od Wojownika, chociaż nie mógł już jej widzieć, ponieważ właśnie wychodziła na pełną turystów ulicę Florencji.
– Nieźle jak na staruszka.
– Wal się, gówniarzu.
Broński wylądował na matach i pokręcił z niedowierzaniem głową.
– Ciebie da się sprowokować?
– Nie – odparł Luka wesoło i podał dłoń glinie. – Nie masz aż takich umiejętności.
– W końcu trafisz na kogoś, komu się uda.
– Możliwe, dam ci znać, jak do tego dojdzie. – Skinął głową na brzuch mężczyzny. – Jak rana?
Zadziwiające, jakie postępy wykonał stojący przed nim facet w ciągu zaledwie trzech tygodni od postrzału. Nie pytał go, jakim cudem tak szybko wraca do formy, i wiedział dokładnie, że on sam nie zna odpowiedzi na to pytanie. Tak naprawdę to nie pytał go o nic, bo Broński był niestabilną bombą, która w każdej chwili mogła ulec detonacji. I chociaż sądził, że trochę rozrywki się im przyda, to wolał go nie prowokować, sami mieli zbyt wiele zmartwień. Dlatego trenowali dzień w dzień, by poskromić jego agresję i energię, co utworzyło między nimi cienką nić porozumienia po incydencie sprzed trzech tygodni.
– Jak to, kurwa, zniknęła?!
Pamiętał dokładnie, jak podniesiony głos mężczyzny rozniósł się echem po korytarzach Ośrodka. Bez namysłu wszedł do pokoju Brońskiego, a on nawet nie zarejestrował jego obecności.
– To ją znajdźcie! Sam się pierdol. Wiedziałem, że sprowadzicie na nią kłopoty!
Mężczyzna rzucił telefonem o ścianę i gwałtownie się odwrócił, a agresja w spojrzeniu zastąpiła ból.
– Czego? – warknął w stronę Luki.
– Więcej telefonu nie dostaniesz.
– Chyba już go nie potrzebuję.
Broński nie był wściekły, on wpadał w furię, niczym zwierzę zamknięte w klatce. I szczerze mówiąc, w tamtym momencie każdy z nich był na skraju wytrzymałości, dlatego widok mężczyzny chodzącego niespokojnym krokiem po pokoju najzwyczajniej w świecie go wkurwiał.
– Ogarnij się, psie.
Broński zatrzymał się gwałtownie, a w jego brązowych oczach pojawił się amok. Za chwilę wybuchnie, Luka był tego pewien. Facet rwał się do bójki, nie miało znaczenia z kim i na jakich zasadach. Nie interesowało go, że jest osłabiony i ledwo stoi na nogach. Musiał gdzieś wyładować wypełniającą go agresję. I tak jak Luka się spodziewał, rzucił się na niego. Zablokował prawy sierpowy i odepchnął Brońskiego, ale kolejny cios mężczyzny pozostawił po sobie pękniętą wargę. Uśmiechnął się zimno i w mgnieniu oka pierwszy raz go powalił, a wibracja jego cichego głosu wypełniła przestrzeń wokół nich.
– Opanuj emocje, inaczej zginiesz.
W ciągu ostatnich tygodni widział, że mężczyzna posłuchał rady.
Codzienne treningi stopniowo przywracały sprawność Brońskiego. I chociaż nie rozmawiali ze sobą dużo, to z każdym kolejnym sparingiem uczyli się współpracy i niewielkiej namiastki zaufania. Nie pytał o nic, nie wnikał w jego rozterki, ale czuł, że wszystko w jakiś sposób wiąże się ze zniknięciem Drwala.
Luka zatrzymał wymierzony w siebie sztylet i spojrzał na przeciwnika z politowaniem.
– Odleciałeś, Lucek – stwierdził tamten.
Zmrużył oczy na widok drwiącego uśmiechu mężczyzny, który sięgnął po koszulkę leżącą na ławeczce do ćwiczeń. Tak, to przezwisko go irytowało, ale nie zamierzał dać się sprowokować.
– Z każdym dniem coraz lepiej. – Broński odpowiedział na zadane wcześniej pytanie. – Potrzebujesz pomocy w raportach?
Treningi i pobyt Marcina w Ośrodku przynosiły dobre efekty, nie tylko pod względem zdrowia gliny. Ten facet był cennym nabytkiem, bo wieloletnia służba pozwalała mu na spojrzenie na wszystko obiektywnym okiem. Niestety, w nich samych ta umiejętność zanikała, przesłonięta wiadomością o zniknięciu Drwala, co zachwiało względnym spokojem panującym wśród Widzących.
– Nie masz dosyć?
– Wprowadziliście mnie do tego zwariowanego świata bez mojej zgody, więc nie pierdol głupot.
– Nikt cię tu nie trzyma na siłę, glino.
– Wiem. – Broński narzucił na siebie koszulkę. – Ale zaczyna mi się tu podobać. No i w końcu cię sprowokuję, z Esposito poszło szybko. Adama i Górskiego też dorwę.
Pokręcił tylko głową, na co mężczyzna roześmiał się niskim basem i wyszedł z sali treningowej.
– On jest nienormalny – mruknął do siebie Luka.
Zerknął na zegarek, już dwudziesta, powinien się zbierać do pracy. Sięgnął po ręcznik, odbierając przy okazji przychodzące połączenie.
– Soldato.
– Jesteś w Ośrodku?
Zamarł, słysząc głęboki, znajomy głos, którego nie spodziewał się już usłyszeć.
– Tak.
– U ciebie, kwadrans.
Jak zwykle rozłączył się bez pożegnania.
***
Luka zignorował pytanie Victora, który był czymś wyraźnie zirytowany, co było zupełnie do niego niepodobne. No i nie zwracał uwagi na wszystkie przyglądające się mu kobiety wokół, a to już było kompletnie dziwne.
– Dobrze się czujesz? – Wojownik spojrzał na niego zaskoczony, a on wykonał delikatny gest dłonią, pokazując krążące wokół nich turystki. – Od kiedy nie korzystasz?
– Nie mam ochoty. Gdzie się pchasz z tym badziewiem, wypierdalaj stąd. – Luka uniósł brew, widząc przyjaciela wykopującego z klubu nawalonego mężczyznę, który próbował wnieść do środka własny alkohol. – Nawet zimą nie ma z nimi spokoju – mruknął Victor. – Gdzie byłeś? Nigdy się nie spóźniasz.
– Rozmawiałem.
– Z? – warknął zirytowany Wojownik.
– Na pewno wszystko w porządku? – Luka rozejrzał się i zauważył stojącego przy łazienkach Lorenza, którego kwaśna mina świadczyła o sprzeczce mężczyzn. – Za co tam wyleciał?
– Arogancję. – Victor zerknął w stronę baru. – I nie ogarniał, co się dzieje wokół.
Po chwili Wojownik pokręcił głową i uśmiechnął się do ładnej czarnuli, wpatrującej się w nich łakomym wzrokiem.
– Potrzebujesz wolnego? – spytał Luka.
– Co? Nie. Dlaczego?
– Bo jesteś rozkojarzony. Co jest? – Uśmiechnął się, gdy zrozumiał. – Gdzie ona jest?
– Przy barze. Czarna sukienka, odkryte plecy, boskie nogi i włosy. I chyba stoi z facetem.
Victor może i był babiarzem, ale miał jedną zasadę – nie startuje do zajętych kobiet. Luka przyjrzał się blondynce, pijącej właśnie kolejny kieliszek alkoholu. Ciemny materiał odznaczał się na delikatnej opaleniźnie nagich, zgrabnych pleców, częściowo zasłoniętych przez pofalowane blond włosy. Stała tyłem do nich, oparta o udo mężczyzny, który przyciągnął ją do siebie i pocałował odkryty skrawek jej skóry. Wojownik mruknął niezadowolony, gdy delikatne dłonie kobiety objęły bruneta.
– Jakiś koleś próbował do niej podbić, ale od razu struchlał, jak na niego spojrzała. Żebyś to widział, człowieku! Popatrzyła na niego, coś mruknęła i koleś odskoczył od niej jak oparzony. A ona poszła sobie do baru, tak po prostu.
Luka uśmiechnął się, słysząc zachwyt w głosie przyjaciela, ale nie odpowiedział. Szkoda, że dziewczyna była tak daleko, z chęcią przyjrzałby się tym dłoniom głaszczącym z czułością ramię mężczyzny. Długie włosy osłaniały twarz kobiety, co było niewielką przeszkodą w dostrzeżeniu jej uśmiechu. Chyba pierwszy raz, odkąd tutaj pracuje, miał ochotę przejrzeć kamery, bo mógł się założyć, że uśmiech ten jest piękny, chociaż smutny. Widział to po napięciu w jej sylwetce, zupełnie jakby cierpienie odebrało wszelkie pokłady szczęścia tej niespokojnej duszy.
– O, chyba… a nie, jednak nie. Mogłaby mną tak się pobawić.
– No dobra. – Luka zmrużył oczy, gdy kobieta drgnęła niespokojnie. – A widziałeś chociaż jej twarz? – zapytał od niechcenia.
– Takie ciało musi mieć idealną twarz. Nie ma innej opcji. A charakter jakoś przetrwam. Gdzie, kurwa, leziesz?
Oparł się o ścianę kawałek dalej, obserwując Victora, ale cały czas wracał wzrokiem do blondynki przy barze. Włożył ręce do kieszeni, czekając na rozwój sytuacji, ale poderwał się niespokojnie, gdy mężczyzna sięgnął do kieszeni marynarki. Miał wrażenie, że ręka kobiety drży delikatnie, a zaciśnięte na telefonie palce są nienaturalnie sztywne.
Niewiele myśląc, odepchnął się od ściany i zaczął spokojnym krokiem przedzierać się przez rozdzielający ich tłum imprezowiczów, aż nagle drogę zastąpiła mu rudowłosa dziewczyna.
– Dokąd się tak śpieszysz, przystojniaku? – Skupił się na kobiecie, czując, jak blondynka z baru się mu wymyka. – Może jeden taniec?
– Może później.
Odsunął ją delikatnym ruchem, ale czując silny chwyt na nadgarstku, zaskoczony odwrócił się. Kobieta przesunęła po nim wzrokiem i przygryzła ponętnie wargę, co go momentalnie wkurwiło.
– Później możesz mnie już nie znaleźć – wymruczała.
Zbliżył się do niej, na co uśmiechnęła się z satysfakcją i z rozkoszą zmrużyła czekoladowe oczy, a gdy chwycił jej kark, przyciągając ją do siebie jeszcze bliżej, westchnęła seksownie.
– Więc nie mogę stracić takiej okazji.
Pocałował ją i jednym ruchem skręcił kark kobiety, która osunęła się w jego ramionach. Na szczęście tłum pijanych i odurzonych narkotykami ludzi był niezłym alibi, nikt nawet nie zwrócił uwagi na tę małą utratę przytomności. Posadził ją na najbliższej sofie, rozglądając się wokół, ale stracił blondynkę z oczu.
– Kurwa. – Spojrzał na zbliżającego się Victora. – Trzeba się jej pozbyć.
Zerknął przez ramię na mężczyznę, który rozmawiał wcześniej z kobietą przy barze, a teraz zszokowany wpatrywał się w bezwładne ciało rudowłosej. W ułamku sekundy grymas na jego twarzy zmienił się w zimny uśmiech i już po chwili facet zniknął w tłumie. Luka rozejrzał się po klubie i zamarł, gdy zobaczył blond włosy i ich właścicielkę, wtulającą twarz w szeroką dłoń stojącego przed nią Demona.
– Będą kłopoty – mruknął.
W tym samym momencie Victor spojrzał w kierunku kobiety z baru i warknął wściekle.
– Zajmij się nią. – Wskazał rudowłosą, a Victor skinął głową w odpowiedzi. – Na stałe.
Miał ochotę rozszarpać stojącego przy tylnym wyjściu ochroniarza za to, że wypuścił tę dwójkę z baru, ale posłał mu tylko mroźne spojrzenie i po chwili był w pustym zaułku. Przemienił się, dzięki czemu usłyszał spokojne kroki po prawej stronie, a po chwili szarość rozproszyło żółte światło alarmu samochodowego. Luka bez chwili namysłu ruszył w tamtym kierunku, a z każdym krokiem drapieżny uśmiech coraz wyraźniej rysował się na jego twarzy. Zmrużył oczy, wpatrując się w ciemność zaułka prowadzącego na główną ulicę Florencji.
– Cierpisz – mruknął, choć wiedział, że blondynka już go nie usłyszy.
Stuknęły drzwi i wyczuł obecność przyjaciela.