Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie-Boska komedia jest dramatem romantycznym należącym do kanonu literatury polskiej. Dzieło powstało w 1835 roku i porusza ważne problemy swojego czasu. Autor rozważa w nim kwestię roli poety romantycznego, pyta o ostatecznego sprawcę historii – czy jest nim człowiek czy Bóg, a także zastanawia się nad konfliktem polityczno-społecznym pomiędzy arystokracją a wrogami monarchii. Bohater dramatu, hrabia Henryk, reprezentuje zarazem poetę romantycznego, którego twórczość staje się dla najbliższych źródłem cierpienia, jak i zaangażowanego w życie polityczne arystokratę, który sprzeciwia się rewolucji. Jego oponentem jest Pankracy, wyznawca nowego porządku i przywódca uciśnionych. Kiedy dochodzi do starcia, obóz arystokracji okazuje się tchórzliwy i egoistyczny, a obóz rewolucjonistów mściwy, ogarnięty pragnieniem odebrania przywilejów arystokracji i zajęcia jej miejsca. Hrabia ginie na polu walki, ale przegrywa także Pankracy, który odkrywa, że nowy ład jest jedynie zamianą ról. Ostatnia scena, w której nad zrujnowanym przez rewolucjonistów światem ukazuje się Chrystus, jest wyrazem wiary autora w Opatrzność czuwającą nad ludzkimi dziejami.
Lektura dla szkół średnich
Zygmunt Krasiński (1812–1859), wybitny polski romantyk, pochodził z rodziny arystokratycznej. Nim wyjechał z Polski w roku 1829, podjął pierwsze próby literackie. Przebywał w Szwajcarii, Francji, Włoszech, ogłaszając anonimowo wielkie dramaty historiozoficzne: Nie-Boską komedię w 1835 roku i Irydiona w 1836 roku. Wśród innych utworów Krasińskiego na uwagę zasługują: mesjanistyczny poemat Przedświt, Psalmy przyszłości oraz obszerna i niezwykle interesująca korespondencja (m.in. Listy do Delfiny Potockiej).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 87
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
„Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali
to, czego nie znali ich przodkowie – wahanie się
i bojaźń; i stało się zatem, że zniknęli z powierzchni
ziemi i wielkie milczenie jest po nich”.
Bezimienny
„To be or not to be, that is the question”[1].
Hamlet
Poświęcone Marii
CZĘŚĆ PIERWSZA
Gwiazdy wokoło twojej głowy – pod twoimi nogi fale morza – na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły – co ujrzysz, jest twoim – brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą – niebo jest twoim. – Chwale twojej niby nic nie zrówna.
Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. – Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich – łzy wyciskasz – suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę – na chwil kilka – czasem na wieki. – Ale sam co czujesz? – ale sam co tworzysz? – co myślisz? – Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. – Biada ci – biada! – Dziecię, co płacze na łonie mamki – kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie.
Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz! Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? – Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła, chwilą nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? – Tobie i niewieście jeden jest początek.
Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. – Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. – Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń – a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana.
Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. – Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie – bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały.
Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jako Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj” – Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. – On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. – A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. – Temu i niewieście jeden jest początek.
ANIOŁ STRÓŻ
Pokój ludziom dobrej woli – błogosławiony pośród stworzeń, kto ma serce – on jeszcze zbawion być może. – Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego – i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym.
Przelatuje.
CHÓR ZŁYCH DUCHÓW
W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! – Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód.
W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni – leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od słońca, nad głową poety.
Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba – dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem – a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety – wnet się rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. – Matko naturo, otocz poetę!
Wieś – kościół – nad kościołem Anioł Stróż się kołysze.
Jeśli dotrzymasz przysięgi, na wieki będziesz bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.
Znika.
Wnątrz kościoła – świadki – gromnica na ołtarzu. Ksiądz ślub daje.
Pamiętajcie na to.
Wstaje para. Mąż ściska rękę żony i oddaje ją krewnemu – wszyscy wychodzą – on sam zostaje w kościele.
Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem – przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę.
Komnata pełna osób – bal – muzyka – świece – kwiaty. Panna Młoda walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę opiera na jego ramieniu.
PAN MŁODY
Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim – w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich – płoniesz ze wstydu i znużenia – o wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją.
PANNA MŁODA
Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. – Ale tyle ludzi jest tutaj – tak gorąco i huczno.
PAN MŁODY
Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów.
PANNA MŁODA
Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam.
PAN MŁODY
Proszę cię, moje kochanie.
Taniec i muzyka.
Noc pochmurna – Duch Zły pod postacią dziewicy lecąc.
Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę – teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać.
Leci nad ogrodem.
Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów.
Leci nad cmentarzem.
Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich.
u czarnowłosa się rozsypuje – cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. – Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych – do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! – Za tymi kraty sto gromnic się pali – księżnę dziś pochowano – suknio atłasowa, biała jak mleko, oderwij się od niej! – Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak – a dalej, a dalej.
Pokój sypialny – lampa nocna stoi na stole i blado oświeca Męża śpiącego obok Żony.
MĄŻ
przez sen
Skądże przybywasz, niewidziana, niesłyszana od dawna – jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe – pokój świątobliwy na skroniach twoich – wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.
Przebudza się.
Gdzież jestem! – ha, przy żonie – to moja żona.
Wpatruje się w Żonę.
Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. – Ty dobra i miła, ale tamta... Boże – co widzę – na jawie!
DZIEWICA
Zdradziłeś mnie.
Znika.
MĄŻ
Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...
ŻONA
Przebudza się.
Co się stało – czy już dzień – czy powóz zaszedł? – Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki.
MĄŻ
Noc głucha – śpij – śpij głęboko.
ŻONA
Możeś zasłabł nagle, mój drogi! Wstanę i dam ci eteru.
MĄŻ
Zaśnij.
ŻONA
Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody.
MĄŻ
zrywając się
Świeżego powietrza mi trzeba. – Zostań się – przez Boga, nie chodź za mną – nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze.
Wychodzi.