NOWY POCZĄTEK. Wsparcie dla dorosłych córek narcystycznych matek - Karyl McBride - ebook

NOWY POCZĄTEK. Wsparcie dla dorosłych córek narcystycznych matek ebook

McBride Karyl

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Matka automatycznie kojarzy się nam z troskliwą miłością, serdeczną bezinteresownością i ciepłem rodzinnego domu. Nie każdej z nas jednak dane było mieć taką mamę. Niekiedy ta teoretycznie najbliższa nam osoba jest tak zaabsorbowana sobą, że cały rodzinny świat kręci się wokół niej i jej własnych niespełnionych potrzeb, frustracji czy ambicji. Córka nie nabywa wówczas naturalnego poczucia własnej wartości i nie ma szans, by harmonijnie budować odrębną osobowość. Odczuwa niewyjaśnioną pustkę i smutek, ma trudności z rozumieniem własnych i cudzych emocji, nie umie przyjmować i dawać miłości, a w efekcie – sabotuje siebie i całe swoje życie. To negatywne dziedzictwo psychologiczne można przerwać, odzyskując kontakt z własnymi autentycznymi emocjami. Psychoterapeutka Karyl McBride, która sama zmagała się z narcystycznym dziedzictwem matki, a w swej karierze pomogła setkom pacjentek, przedstawia w swej książce drogę zrozumienia i przebaczenia, która doprowadzi zagubione córki do zdrowia emocjonalnego. Nowe wydanie bestsellerowej książki Nigdy dość dobra

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 293

Oceny
4,7 (120 ocen)
92
20
6
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Heru21

Nie oderwiesz się od lektury

Piszę z perspektywy osoby, której matka jest gdzieś po środku tego spektrum jak i osoby będącej od dwóch lat w psychoterapii. Książka jasno podsumowuje jak powinna wyglądać praca nad sobą i to pokrywa się z tym co sama przerabiałam na psychoterapii. Myślę, że przyda się i osobie już coś robiącej w tym temacie, bo zbiera różne elementy w całość, jak i osobie dopiero zaczynającą tę pracę, bo naświetla jak mają inni, jak można sobie poradzić, czego się spodziewać.
30
cztacze

Nie oderwiesz się od lektury

Dzięki tej książce zrozumiałam ze nie jestem sama, ze inne kobiety tez mogą poczuć ulgę kiedy ich matka umrze. Bardzo dobry poradnik.
20
MagdalenaGrzesiak89

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ciężki temat, ale książka wiele mi rozjaśniła w głowie
20
MarlenaSsaw

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo treściwa, kompletna i konkretna książka na temat wpływu wychowywania się w cieniu narcystycznej matki. Bardzo polecam!
10
Macias_79

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo pomocna, otwierająca oczy i serce lektura, polecam siostry
10

Popularność




Od autorki

OD AUTORKI

Przy­kłady, aneg­doty i osoby opi­sane w tej książce pocho­dzą z mojej pracy kli­nicz­nej, badań i doświad­czeń z kon­kret­nymi ludźmi w okre­ślo­nych sytu­acjach. Imiona i nie­które cechy pozwa­la­jące na ziden­ty­fi­ko­wa­nie osób, zostały zmie­nione. Nie­które opisy ludzi czy zda­rzeń są połą­cze­niem kilku przy­pad­ków.

Podzię­ko­wa­nia

PODZIĘ­KO­WA­NIA

Pisa­nie tej książki to dla mnie jak bole­sne zde­rza­nie się z murem, wspi­na­nie na niego, sta­wa­nie przed nim i znów żmudna wspi­naczka – wysi­łek na olim­pij­ską miarę. Było to zada­nie stre­su­jące, ale – co naj­waż­niej­sze – praca reali­zo­wana w duchu miło­ści i pod­jęta w prze­ko­na­niu, że nie da się osią­gnąć powo­dze­nia w ode­rwa­niu od innych ludzi. Zwy­kłe podzię­ko­wa­nia są w tej sytu­acji dalece nie­wy­star­cza­jące, pra­gnę więc wyra­zić moją ser­deczną wdzięcz­ność tym wyjąt­ko­wym oso­bom, które towa­rzy­szyły mi w tej emo­cjo­nal­nej podróży.

Po pierw­sze i przede wszyst­kim dzię­kuję moim dzie­ciom i wnu­kom: Nate’owi i Pauli, Meg i Dave’owi, McKen­zie, Isa­belli, Kenowi i Alowi. Nie spo­sób prze­ce­nić miło­ści, cier­pli­wo­ści, zro­zu­mie­nia i zachęty, jakimi obda­rzyła mnie rodzina. Bar­dzo was wszyst­kich kocham.

Zwra­cam się także do mojej agentki, Susan Schul­man: Twoja wiara we mnie – podob­nie jak temat, który pod­ję­łam – po wie­lo­kroć mnie zdu­mie­wała. Ni­gdy nie zapo­mnę Two­jego pro­fe­sjo­na­li­zmu, dobroci, wło­żo­nego wysiłku i wspar­cia, jakich zazna­łam pod­czas pracy nad tą książką.

Kie­ruję słowa podzię­ko­wań do Leslie Mere­dith, redak­tor pro­wa­dzą­cej w wydaw­nic­twie Free Press: przyj­mij ser­deczne wyrazy wdzięcz­no­ści za skru­pu­lat­ność, pomoc w pracy redak­cyj­nej, za dosko­nałe zro­zu­mie­nie dla wyjąt­ko­wego cha­rak­teru pre­zen­to­wa­nego mate­riału i za auten­tyczną wiarę w to, że taka książka jest potrzebna.

Z wyra­zami wdzięcz­no­ści spie­szę rów­nież do Donny Lof­fredo, redak­torki we Free Press: dzię­kuję Ci, Donno, za cier­pliwe wysłu­chi­wa­nie moich nie­koń­czą­cych się wąt­pli­wo­ści. Pod­czas naszych roz­mów tele­fo­nicz­nych zawsze mogłam w Twoim gło­sie wyczuć ser­deczny uśmiech!

Dzię­kuję też wszyst­kim pra­cow­ni­kom Free Press za wysi­łek wło­żony na eta­pie szli­fo­wa­nia tek­stu. Jeanette Gin­gold i Edith Lewis, Wasza praca nad korektą ręko­pisu była nie tylko szcze­gó­łowa i dosko­nała, ale także wywa­żona.

Wyrazy wdzięcz­no­ści kie­ruję do Beth Lie­ber­man: Twoje roz­le­głe doświad­cze­nie redak­cyjne i wytrwa­łość wie­lo­krot­nie prze­peł­niały mnie wdzięcz­no­ścią. Bar­dzo dzię­kuję Ci za wszystko.

Muszę wspo­mnieć także pozo­sta­łych spe­cja­li­stów, któ­rzy wnie­śli wkład w tę pracę na eta­pie wstęp­nej redak­cji, roz­wi­ja­nia kon­cep­cji, kry­sta­li­zo­wa­nia się pomy­słów i udzie­la­nia mi wspar­cia. Są to: Schat­zie, dr Doreen Orion, Col­leen Hub­bard, Liz Net­zel, Jan Sny­der i Laura Bel­lotti. Gorąco Wam dzię­kuję.

Nie mogę nie zauwa­żyć wkładu moich kole­gów, któ­rzy poświę­cili swój cenny czas na lek­turę: dr Renee Rich­ker, dr. Davida Bolo­co­fsky’ego i Lindy Vau­ghan. Wiem, jak bar­dzo jeste­ście zajęci, dla­tego też wyjąt­kowo cenię Wasze wspar­cie i uwagi. Jestem ogrom­nie wdzięczna za Wasz pro­fe­sjo­nalny wkład w tę książkę!

Dr. Jimiemu Gre­gory dzię­kuję gorąco za kon­sul­ta­cje w kwe­stiach medycz­nych. Przyj­mij wyrazy wdzięcz­no­ści za poświę­cony czas i za pomoc.

Chri­sowi Pas­se­relli, inter­ne­to­wemu guru z Kit­zmil­ler Design, chcia­ła­bym podzię­ko­wać za to, że był i jest wspa­niały: dzię­kuję Ci za czas, wło­żoną pracę i wspar­cie.

Słowa wdzięcz­no­ści kie­ruję rów­nież do Chrisa Segury z Chris’ Com­pu­ter Con­sul­ting Inc.: zawsze mogłam liczyć na Twoje kom­pu­te­rowe wspar­cie. Dzię­kuję za pomoc w for­ma­to­wa­niu tek­stu, gdy ter­min odda­nia był tuż- tuż. Jestem Ci zobo­wią­zana za cier­pli­wość dla mojego kom­pu­te­rowego anal­fa­be­ty­zmu.

Szcze­gólne podzię­ko­wa­nia pra­gnę skie­ro­wać do wszyst­kich, któ­rzy poma­gali mi w spra­wach orga­ni­za­cyj­nych i zapo­bie­gali kata­stro­fom. Są to: Gret­chen Byron, Caro­lina Dilullo, Helen Laxson, Marv Endes, Frank Mar­tin, Linda Fang­man i Jes­sica Den­nis.

Szcze­gólne wyrazy wdzięcz­no­ści należą się Tamie Kie­ves i Peg Black­more: źró­dłom mojej inspi­ra­cji i nie­za­wod­nego wspar­cia. Obie pro­mie­niu­je­cie macie­rzyń­ską dobro­cią i bez­wa­run­ko­wym zro­zu­mie­niem.

Nie mogę nie wspo­mnieć moich dro­gich przy­ja­ciół, któ­rzy darzyli mnie wspar­ciem, miło­ścią, uśmie­chami, uści­skami i sło­wami zachęty: Kay Brandt, Kate Heit, Jima Gro­ne­wolda, Jima Von­de­rohe’a, wszyst­kich z Fun­da­cji Sac­co­manno – Fran­klina (z pro­mien­nym uśmie­chem od świtu), Franka (raz zrzę­dli­wego, raz rado­snego niczym Poly­anna, i tak w kółko), Gianny (super­bo­ha­terki) i Anthony’ego (jesteś super!). E-uści­ski i podzię­ko­wa­nia dla mojego kum­pla pią­to­kla­si­sty, Jimmy’ego Hir­scha.

Spe­cjalne podzię­ko­wa­nia kie­ruję do Ethel Kloos-Fenn z Applied Rese­arch Con­sul­tants za pomoc w pro­wa­dze­niu wstęp­nych badań. Kocham Cię, Ethel, i tęsk­nię za Tobą.

Dzię­kuję moim rodzi­com za pierw­sze lek­cje wytrwa­ło­ści, etyki pracy i naukę dąże­nia do tego, co uwa­żam za ważne. „Wsia­daj z powro­tem na konia” odnio­sło sku­tek!

I wresz­cie pra­gnę skie­ro­wać szcze­gólne słowa wdzięcz­no­ści do wszyst­kich klien­tów i uczest­ni­ków son­daży, któ­rzy zechcieli poświę­cić swój czas i ener­gię, by podzie­lić się oso­bi­stymi doświad­cze­niami, aby inni mogli z nich sko­rzy­stać. Nie mogę Wam podzię­ko­wać imien­nie, bo nie wiem, kim jeste­ście. Bez Waszej odwagi i poświę­ce­nia ta książka by nie powstała.

Wpro­wa­dze­nie

WPRO­WA­DZE­NIE

Rela­cja z matką rodzi się w momen­cie naszego przyj­ścia na świat. Bie­rzemy pierw­szy życio­dajny oddech i jed­no­cze­śnie obja­wiamy pier­wotną, ludzką potrzebę kar­mie­nia się miło­ścią i tro­ską matki. Zarówno w jej łonie, jak i na łóżku poro­do­wym jeste­śmy z nią zjed­no­czone. Ta kobieta, nasza matka – wszystko, czym jest i czym nie jest – dała nam życie. Nasza więź z nią w tym momen­cie i od tego momentu poczy­na­jąc, ma ogromne zna­cze­nie psy­cho­lo­giczne dla naszego życio­wego dobro­stanu. Cie­kawe, że całymi latami nie chcia­łam w to uwie­rzyć.

Po pierw­sze, sama będąc matką w epoce femi­ni­stycz­nej, nie przyj­mo­wa­łam do wia­do­mo­ści, by kobiety pono­siły tak wielką odpo­wie­dzial­ność, a osta­tecz­nie i winę za to wszystko, co może się nie powieść. Byłam pewna, że jest wiele innych czyn­ni­ków, poza sty­lem macie­rzyń­stwa, które kształ­tują los dziecka. Po dru­gie, nie chcia­łam przy­znać, że poczu­cie, że byłam dziec­kiem pozba­wio­nym mat­czy­nej opieki, miało tak głę­boko nisz­czy­ciel­ski wpływ na mnie i moje życie. Przy­zna­nie się do tego choćby przed sobą auto­ma­tycz­nie ozna­czało, że musia­łam temu sta­wić czoło.

W trak­cie wie­lo­let­nich badań prze­czy­ta­łam mnó­stwo ksią­żek poświę­co­nych wię­ziom mię­dzy matką a córką. Przy każ­dej nowej lek­tu­rze po policz­kach cie­kły mi stru­mie­nie nie­spo­dzie­wa­nych łez. Nie mogłam sobie przy­po­mnieć bli­sko­ści, przy­wią­za­nia, ulu­bio­nego zapa­chu per­fum mamy, dotyku jej skóry czy brzmie­nia jej głosu, kiedy nuciła sobie coś w kuchni, uspo­ka­ja­ją­cego koły­sa­nia w ramio­nach, przy­tu­la­nia i pocie­sza­nia albo inte­lek­tu­al­nej sty­mu­la­cji i rado­ści, gdy mi coś czy­tała.

Wie­dzia­łam, że to nie jest natu­ralne, ale nie mogłam zna­leźć książki, która pomo­głaby mi wyja­śnić ten brak. Mia­łam wra­że­nie, że jestem na skraju sza­leń­stwa. Czy cier­pię na uro­je­nia, czy mam tylko kiep­ską pamięć? Nie mogłam zna­leźć żad­nej książki, która wyja­śni­łaby mi, że dora­sta­nie bez macie­rzyń­skiej opieki może być real­nym doświad­cze­niem i że są takie matki, które nie prze­ja­wiają mat­czy­nych zacho­wań. Nie mogłam też zna­leźć ksią­żek poświę­co­nych sprzecz­nym uczu­ciom tar­ga­ją­cym cór­kami, które mają taką matkę, ich prze­peł­nio­nej fru­stra­cją miło­ści, a nie­kiedy nie­na­wi­ści. Ponie­waż grzeczne dziew­czynki nie powinny nie­na­wi­dzić swo­ich matek, zauwa­ży­łam, że nie wypada roz­ma­wiać o tych nie­wła­ści­wych uczu­ciach. W więk­szo­ści kul­tur macie­rzyń­stwo to uświę­cona insty­tu­cja i zwy­kle nie uka­zuje się go w nega­tyw­nym świe­tle. Gdy posta­no­wi­łam napi­sać książkę o mat­kach, które nie opie­kują się swo­imi cór­kami, i o bólu, jaki to spra­wia tym cór­kom w dzie­ciń­stwie i w życiu doj­rza­łym, poczu­łam, jak­bym łamała tabu.

Czy­ta­jąc książki o wię­zach matki z córką, zawsze dozna­wa­łam inten­syw­nego poczu­cia straty i oba­wia­łam się, że jestem w tym cier­pie­niu odosob­niona. Eks­perci pisali o zło­żo­no­ści tych związ­ków, o prze­sy­ce­niu ich kon­flik­tem i ambi­wa­len­cją, a ja odczu­wa­łam coś zgoła innego – pustkę, brak empa­tii, znu­dze­nie i brak poczu­cia bycia kochaną. Przez wiele lat tego nie poj­mo­wa­łam i pró­bo­wa­łam to na różne spo­soby racjo­na­li­zo­wać. Inni człon­ko­wie rodziny oraz tera­peuci pełni dobrych inten­cji pod­su­wali mi różne wyja­śnie­nia. Będąc grzeczną dziew­czynką, pró­bo­wa­łam brać je za dobrą monetę i przy­pi­sy­wać wszelką winę sobie. Dopiero w chwili, gdy zaczę­łam rozu­mieć cha­rak­te­ry­styczną pustkę wyni­ka­jącą z mat­czy­nego nar­cy­zmu, ele­menty ukła­danki zaczęły do sie­bie paso­wać. Im wię­cej dowia­dy­wa­łam się o mat­czy­nym nar­cy­zmie, tym bar­dziej zro­zu­miałe sta­wały się moje doświad­cze­nia, smu­tek i brak wspo­mnień. Dzięki temu zaczę­łam stop­niowo odzy­ski­wać swoją toż­sa­mość odrębną od toż­sa­mo­ści matki. Sta­łam się bar­dziej ześrod­ko­wana, zaczę­łam zaj­mo­wać – jak to dziś okre­ślam – kon­kretną prze­strzeń, prze­sta­łam być nie­wi­dzialna (nawet dla sie­bie samej) i nie musia­łam już wciąż wymy­ślać się na nowo. Odkry­łam też, że bez tego rozu­mie­nia bez­rad­nie mio­tamy się, popeł­niamy pomyłki, mamy głę­bo­kie poczu­cie braku wła­snej war­to­ści i na każ­dym kroku sabo­tu­jemy sie­bie i swoje życie.

Pisa­nie tej książki sta­no­wiło dla mnie kul­mi­na­cję lat badań i wewnętrz­nej podróży, prze­no­szą­cej mnie do cza­sów, gdy byłam małą dziew­czynką, która wie­działa, że coś jest nie tak. Czu­łam bowiem, że brak opieki nie jest nor­malny, ale nie wie­działam dla­czego. Two­rzy­łam tę książkę z nadzieją, że może pozwoli innym kobie­tom zro­zu­mieć, że nie były i nie są winne tych uczuć.

Nie zna­czy to, że chcę obwi­niać swoją matkę i nama­wiać do tego inne kobiety. Pod­jęte przeze mnie przed­się­wzię­cie nie jest aktem rzu­to­wa­nia gniewu, urazy czy wście­kło­ści, ale osią­ga­nia zro­zu­mie­nia. Chcemy wygoić swoje rany i pra­gniemy, by doszło do tego w duchu prze­ba­cze­nia, obej­mu­ją­cego i nas, i nasze matki. Nie jestem zwo­len­niczką kre­owa­nia się na ofiarę. Same pono­simy odpo­wie­dzial­ność za swoje życie i za wła­sne uczu­cia. By ozdro­wieć, musimy przede wszyst­kim zro­zu­mieć, czego dozna­ły­śmy jako córki nar­cy­stycz­nych matek, a następ­nie uło­żyć różne sprawy tak, by odpo­wia­dały naszym potrze­bom. Bez zro­zu­mie­nia swo­jej matki i tego, co jej nar­cyzm nam wyrzą­dził, uzdro­wie­nie jest nie­moż­liwe. Zosta­ły­śmy nauczone tłu­mie­nia i wypie­ra­nia, ale musimy sta­nąć oko w oko z naszymi doświad­cze­niami – z tym, że nasza tęsk­nota za mat­czy­nym cie­płem i opieką nie znaj­dzie zaspo­ko­je­nia i próżne są nasze pra­gnie­nia oraz nadzieja na zmianę. W dzie­ciń­stwie były­śmy zapro­gra­mo­wane, by postrze­gać dyna­mikę rodzinną w pozy­tyw­nym świe­tle, nawet jeśli zda­wa­ły­śmy sobie sprawę, że żyjemy w cie­niu. Na postron­nych obser­wa­to­rach nasze rodziny zwy­kle spra­wiały jak naj­lep­sze wra­że­nie. Choć mia­ły­śmy poczu­cie, że coś jest nie tak, mówiono nam, że to „nie­istotne”. A taka emo­cjo­nalna nie­uczci­wość może dopro­wa­dzać na skraj sza­leń­stwa. Uśmie­chaj się, ład­nie wyglą­daj i zacho­wuj się, jakby wszystko było w naj­lep­szym porządku. Brzmi zna­jomo?

Wciąż mnie zdu­miewa, jak wiel­kie podo­bień­stwa w emo­cjo­nal­nych kra­jo­bra­zach odkry­wam pod­czas roz­mów z innymi cór­kami nar­cy­stycz­nych matek. Mogły­śmy wieść odmienne style życia i pre­zen­to­wać na zewnątrz odmienny wygląd, ale wewnątrz nosimy te same emo­cjo­nalne szramy. Mam naj­szczer­szą nadzieję, że dzięki tej książce zdo­bę­dziesz zro­zu­mie­nie i akcep­ta­cję swych naj­głęb­szych uczuć, dzięki czemu poczu­jesz się pełna, zdrowa i auten­tyczna w tym, kim dziś jesteś.

Pisząc tę książkę, musia­łam sto­czyć liczne wewnętrzne bata­lie. Po pierw­sze, musia­łam uwie­rzyć, że jestem w ogóle w sta­nie to zro­bić, bo prze­cież jestem tera­peutką, a nie pisarką. Po dru­gie – i istot­niej­sze – musia­łam o tym poroz­ma­wiać z matką. Gdy zdo­by­łam się na to, powie­dzia­łam: „Mamo, potrze­buję two­jej pomocy. Piszę książkę o mat­kach i cór­kach. Potrze­buję two­jego udziału, suge­stii i pozwo­le­nia na skorzysta­nie z oso­bi­stych infor­ma­cji”. Moja matka, daj jej Boże zdro­wie, zapy­tała: „A dla­czego nie piszesz o ojcach?”. Oczy­wi­ście, jak można się było spo­dzie­wać, oba­wiała się, że zosta­nie przed­sta­wiona w złym świe­tle. Osta­tecz­nie dała mi jed­nak przy­zwo­le­nie, być może dla­tego, że zro­zu­miała, że jest to książka o uzdro­wieniu, a nie obwi­nia­niu. Muszę przy­znać, że marzyło mi się, że powie coś takiego, jak: „Czy powin­ny­śmy o czymś poroz­ma­wiać albo coś razem prze­pra­co­wać?”, „Czy jest coś, co cię boli od dzie­ciń­stwa?”, „Czy możemy jakoś temu teraz zara­dzić?”, „Czy możemy wspól­nie dążyć do uzdro­wienia?”. Oczy­wi­ście nic podob­nego się nie zda­rzyło, ale po wszyst­kich latach, które spę­dzi­łam, pra­cu­jąc nad wła­snym uzdro­wieniem, nauczy­łam się, że nie powin­nam ocze­ki­wać od niej takiego empa­tycz­nego zaan­ga­żo­wa­nia. Byłam dumna z sie­bie, że zdo­by­łam się na to, by w ogóle wspo­mnieć jej o książce, do czego, muszę przy­znać, dość długo doj­rze­wa­łam. Zdaję sobie sprawę, że był czas, kiedy taka roz­mowa byłaby nie do pomy­śle­nia.

A jed­nak zmie­rzyw­szy się z tym wyzwa­niem, stwier­dzi­łam, że potra­fię szcze­rze i auten­tycz­nie mówić o swo­ich doświad­cze­niach i bada­niach. Choć zapewne mia­ła­bym więk­sze emo­cjo­nalne poczu­cie bez­pie­czeń­stwa, pisząc z dystansu i per­spek­tywy czy­sto pro­fe­sjo­nal­nej, liczę na to, że moje wła­sne doświad­cze­nia jako córki nar­cy­stycz­nej matki prze­ko­nają cię, że naprawdę rozu­miem te sprawy. Prze­szłam przez to wszystko.

Podzie­li­łam tę książkę na trzy czę­ści, sto­sow­nie do mojego podej­ścia do psy­cho­te­ra­pii. Pierw­sza poświę­cona jest pro­ble­ma­tyce nar­cy­zmu matki. Druga uka­zuje wpływ nar­cy­zmu, jego wie­lo­ra­kie efekty i to, jak odbija się on na życiu córek. Część trze­cia to mapa powrotu do zdro­wia.

Zapra­szam cię teraz do wyru­sze­nia w podróż w celu pozna­nia samej sie­bie i two­jej matki. Nie będzie to wyprawa przy­jemna i kom­for­towa. Będziesz wyzwa­lać się z oko­wów zaprze­czeń, będziesz sta­wiać czoło trud­nym uczu­ciom, odsło­nisz wraż­liwe miej­sca i sta­niesz twa­rzą w twarz z wła­snymi cechami, które być może ci się nie spodo­bają. Jest to zada­nie anga­żu­jące emo­cjo­nal­nie. Momen­tami może się uba­wisz. Kiedy indziej będziesz czuła głę­boki smu­tek, pró­bu­jąc zro­zu­mieć swoje doświad­cze­nia i zagoić rany, które ci zadano. Podej­mu­jąc ten wysi­łek, na zawsze zmie­nisz swoje dzie­dzic­two wypa­czo­nej mat­czy­nej miło­ści oraz spo­wo­du­jesz trwałą zmianę w życiu two­ich córek, synów i wnu­ków. Jeśli zdo­łasz w praw­dzie i uczci­wo­ści sta­nąć wobec wła­snych wzor­ców życia emo­cjo­nal­nego, polu­bisz sie­bie bar­dziej, sta­niesz się lep­szym rodzi­cem, będziesz nawią­zy­wać lep­sze rela­cje z ota­cza­ją­cymi cię ludźmi i lepiej będziesz sobie radzić w życiu.

Dzie­dzic­two emo­cjo­nalne ma wiele wspól­nego z dzie­dzi­cze­niem gene­tycz­nym; jest bez­wied­nie prze­ka­zy­wane z poko­le­nia na poko­le­nie. Nie­które cechy tej spu­ści­zny są cudowne, wywo­łują wzru­sze­nie i dumę, inne dzia­łają destruk­cyj­nie i powo­dują cier­pie­nie. Tym dru­gim trzeba poło­żyć kres. My musimy im poło­żyć kres. Wyko­naw­szy tę ciężką pracę nad pozby­wa­niem się wypa­czo­nego dzie­dzic­twa mat­czy­nego, mogę z całą mocą powie­dzieć, że jestem w sta­nie pomóc zmie­nić twoje dzie­dzic­two.

Zapra­szam cię do lek­tury. Siądź przy mnie, poroz­ma­wiaj, razem popłaczmy i razem się pośmiejmy. Razem możemy zacząć kon­struk­tyw­nie radzić sobie z twoją emo­cjo­nalną spu­ści­zną. Nawet jeśli dotych­czas zawsze „naj­waż­niej­sza była mama”, teraz jest twoja kolej. Teraz ty będziesz naj­waż­niej­sza. „Ty”, któ­rej być może dotąd nie odkry­łaś albo nawet nie wie­dzia­łaś, że ist­nieje.

CZĘŚĆ PIERW­SZA. Iden­ty­fi­ka­cja pro­blemu

CZĘŚĆ PIERW­SZA

Iden­ty­fi­ka­cja pro­blemu

ROZ­DZIAŁ 1. Twój emo­cjo­nalny balast

ROZ­DZIAŁ 1

Twój emo­cjo­nalny balast

Żyła sobie raz dziew­czynka, która miała loczek na środku czoła, i nawet kiedy była grzeczna, i tak zawsze ją łajano.

– dr Elan Golomb, Trap­ped in the Mir­ror1

Przez wiele lat na każ­dym kroku towa­rzy­szyła mi cała zgraja suro­wych kry­ty­ków, któ­rzy sku­tecz­nie zatru­wali mi życie. Bez względu na to, co chcia­łam osią­gnąć, zawsze byli przy mnie i przy­po­mi­nali, że zupeł­nie się do tego nie nadaję i w żad­nym razie nic mi się nie uda. Jeśli zaj­mo­wa­łam się wio­sen­nymi porząd­kami czy jaki­miś więk­szymi pra­cami domo­wymi, głosy te wrzesz­czały na mnie: „Ten dom ni­gdy nie będzie wyglą­dał tak, jak byś sobie życzyła”. Gdy ćwi­czy­łam, uty­ski­wały: „Nie­ważne, jak się sta­rasz, twoje ciało jest do niczego, a ty jesteś mize­rotą. Naprawdę nie możesz ćwi­czyć z więk­szym obcią­że­niem?”. Podej­mu­jąc decy­zje finan­sowe, sły­sza­łam w gło­wie: „Zawsze byłaś bez­na­dziejna w licze­niu, a teraz do reszty spa­przesz swoje finanse!”. Moi wewnętrzni kry­tycy byli wyjąt­kowo paskudni w odnie­sie­niu do wszel­kich sytu­acji dam­sko-męskich. Szep­tali na przy­kład: „Nie widzisz, jakie z cie­bie zero? Zawsze wybie­rasz nie­wła­ści­wego faceta. Może po pro­stu daj sobie spo­kój”. I – co było chyba naj­bar­dziej bole­sne – gdy mia­łam pro­blemy z dziećmi, z satys­fak­cją stwier­dzały: „Wyrzą­dzi­łaś krzywdę dzie­ciom swo­imi życio­wymi wybo­rami. Powin­naś się wsty­dzić!”.

Te nie­milk­nące kry­tyczne głosy nie dawały mi spo­koju. Prze­śla­do­wały mnie, zrzę­dziły i łajały, dając na wszel­kie spo­soby do zro­zu­mie­nia, że choć­bym nie wiem jak się sta­rała, i tak ni­gdy nie będę dość dobra w tym, co robię. Wykształ­ciły we mnie tak nie­zwy­kłą wraż­li­wość na kry­tykę, że stale przy­pusz­cza­łam, że inni oce­niają mnie co naj­mniej tak surowo jak ja sama.

W końcu zda­łam sobie sprawę, że ci „kry­tycy” nisz­czą mnie emo­cjo­nal­nie, i posta­no­wi­łam się ich pozbyć – była to dla mnie naprawdę kwe­stia życia i śmierci. Na szczę­ście decy­zja ta poskut­ko­wała moim uzdro­wie­niem, a także bada­niami, pracą kli­niczną i wresz­cie tą książką.

Pod­jąw­szy decy­zję o roz­sta­niu z moimi wewnętrz­nymi kry­ty­kami, musia­łam usta­lić, skąd się wzięli. Będąc psy­cho­te­ra­peutką, zda­wa­łam sobie sprawę, że zapewne mają zwią­zek z moją histo­rią rodzinną, ale rodzina, z któ­rej pocho­dzi­łam, wyda­wała mi się pozba­wiona jakich­kol­wiek pro­ble­mów. Szczy­ciła się holen­der­skimi, nie­miec­kimi, nor­we­skimi i szwedz­kimi korze­niami, z mocno ugrun­to­waną etyką pracy. Nie było w niej wyraź­nie spa­czo­nych oso­bo­wo­ści czy jaw­nie złego trak­to­wa­nia dzieci. Mój mecha­nizm obronny w postaci wypar­cia przy­po­mi­nał mi, że mia­łam w dzie­ciń­stwie dach nad głową, w co się ubrać i co jeść. Na czym więc polega mój pro­blem? Obie­ca­łam sobie, że muszę to odkryć.

Dla­czego tak bar­dzo mi brak pew­no­ści sie­bie?

Przez 28 lat byłam psy­cho­te­ra­peutką setek kobiet i rodzin, dzięki czemu zdo­by­łam roz­le­głe doświad­cze­nie kli­niczne, z któ­rego mogłam czer­pać w poszu­ki­wa­niu roz­wią­za­nia mojej wewnętrz­nej tajem­nicy. Pra­co­wa­łam z licz­nymi kobie­tami, które zgła­szały wiele podob­nych obja­wów do tych, które wresz­cie zaczę­łam dostrze­gać u sie­bie: nad­wraż­li­wość, trud­no­ści w podej­mo­wa­niu decy­zji, nie­śmia­łość, brak zaufa­nia do sie­bie, nie­zdol­ność do budo­wa­nia trwa­łych rela­cji, nie­do­sta­tek pew­no­ści sie­bie pomimo osią­gnięć i ogólny brak poczu­cia bez­pie­czeń­stwa. Przed wizytą u mnie nie­któ­rzy klienci latami leczyli się u innych spe­cja­li­stów albo kupo­wali stosy porad­ni­ków, które wcale nie poma­gały im dokład­nie ziden­ty­fi­ko­wać przy­czyny cier­pie­nia. Wśród klien­tów mia­łam naj­róż­niej­sze osoby – od pro­fe­sjo­na­li­stów peł­nią­cych eks­po­no­wane funk­cje i odno­szą­cych suk­cesy po kobiety zaj­mu­jące się wycho­wa­niem dzieci i woże­niem ich na wszel­kie zaję­cia arty­styczne i spor­towe; od nar­ko­ma­nek utrzy­mu­ją­cych się z zasiłku po osoby publiczne. Tak jak ja, moje klientki zgła­szały dozna­wa­nie braku w ich życiu cze­goś waż­nego. Wyda­wało się to zwią­zane ze znie­kształ­co­nym obra­zem sie­bie i bra­kiem poczu­cia bez­pie­czeń­stwa, które prze­śla­do­wały ich w doj­rza­łym życiu. Tak jak ja, miały poczu­cie, że ni­gdy nie są w niczym dość dobre:

• „Zawsze tar­gają mną wąt­pli­wo­ści. Wciąż odtwa­rzam w pamięci roz­mowy, by prze­my­śleć, jak mogłam je ina­czej roze­grać, albo po to, żeby nurzać się w poczu­ciu wstydu. Naj­czę­ściej zdaję sobie sprawę, że nie mam logicz­nego powodu, żeby się tak bar­dzo wsty­dzić, ale i tak czuję wstyd. Bar­dzo się przej­muję tym, co inni o mnie myślą”. (Jean, 54 lata)

• „Ludzie czę­sto kom­ple­men­tują moje osią­gnię­cia – dyplom z komu­ni­ka­cji spo­łecz­nej, karierę w PR, napi­saną książkę dla dzieci – ale ja sama nie pozwa­lam sobie na ani odro­binę satys­fak­cji, na którą praw­do­po­dob­nie zasłu­ży­łam. Zamiast tego zamar­twiam się z powodu wszyst­kiego, co moim zda­niem kiep­sko mi wyszło lub powin­nam była zro­bić lepiej. Jestem praw­dziwą pod­porą dla moich przy­ja­ciół. Naprawdę nie wiem, dla­czego dla samej sie­bie nie mogę”. (Eve­lyn, 35 lat)

• „Powie­dzia­łam mężowi, że jak umrę, na pły­cie ma wyryć: «Sta­rała się, sta­rała, aż w końcu…»”. (Susan, 62 lata)

Po latach badań i pracy kli­nicz­nej zaczę­łam dostrze­gać, że te wynisz­cza­jące objawy, które dzie­li­łam z licz­nymi moimi klient­kami, biorą począ­tek w zabu­rze­niu psy­chicz­nym, zwa­nym nar­cy­zmem. A ści­ślej, w nar­cy­zmie naszych matek. Więk­szość tego, co czy­ta­łam na temat nar­cy­zmu, odno­siło się do męż­czyzn, ale gdy ana­li­zo­wa­łam te opisy, w pew­nym momen­cie nagle mnie olśniło. Zda­łam sobie sprawę, że są także matki, które mają tak wiel­kie potrzeby emo­cjo­nalne i są tak bar­dzo zaab­sor­bo­wane sobą, że nie są w sta­nie obda­rzać swo­ich córek bez­wa­run­kową miło­ścią i emo­cjo­nal­nym wspar­ciem. Zro­zu­mia­łam, że zabu­rzone rela­cje moich klien­tek z mat­kami, a także moja rela­cja z matką, wyraź­nie są zwią­zane z mat­czy­nym nar­cy­zmem.

Stało się dla mnie jasne, że klu­czo­wym ele­men­tem, któ­rego bra­ko­wało w moim życiu i w życiu moich zahu­ka­nych i nie­speł­nio­nych klien­tek, jest wspie­ra­jąca i empa­tyczna miłość, któ­rej roz­pacz­li­wie potrze­bo­wa­ły­śmy – i nie otrzy­ma­ły­śmy – od swo­ich matek. A one praw­do­po­dob­nie nie otrzy­mały jej od swo­ich matek, co ozna­cza, że to bole­sne dzie­dzic­two wypa­czo­nej miło­ści prze­ka­zy­wane było z poko­le­nia na poko­le­nie. Im wię­cej dowia­dy­wa­łam się o nar­cy­zmie i o tym, jak wpływa na rela­cje mię­dzy matką a córką, tym bar­dziej umac­niało się moje pra­gnie­nie, by poma­gać innym cór­kom nar­cy­stycz­nych matek w zro­zu­mie­niu sie­bie, wzmac­nia­niu pew­no­ści sie­bie i miło­ści do sie­bie.

Celem tej książki jest wyja­śnie­nie dyna­miki mat­czy­nego nar­cy­zmu – i wypo­sa­że­nie w stra­te­gie, które pozwolą go prze­zwy­cię­żyć – bez obar­cza­nia jaką­kol­wiek winą nar­cy­stycz­nych matek. Uzdro­wie­nie jest skut­kiem zro­zu­mie­nia i miło­ści, a nie zna­le­zie­nia win­nych. Zro­zu­miaw­szy opory przed miło­ścią, jakie odczu­wały nasze matki, skut­ku­jące ich nie­zdol­no­ścią do oto­cze­nia miło­ścią nas, możemy pod­jąć kroki, które zapew­nią nam psy­chiczny dobro­stan. Twoim zada­niem jest rozu­mieć, a także przy­jąć odpo­wie­dzial­ność za sie­bie i za swoje ozdro­wie­nie.

W tej książce nauczysz się oka­zy­wać miłość sobie, a także swo­jej matce. Na począt­ko­wych eta­pach tego pro­cesu możesz odczu­wać cier­pie­nie, smu­tek, złość czy nawet wście­kłość. To są nor­malne reak­cje i sta­no­wią istotne etapy na dro­dze do uzdro­wie­nia. Z cza­sem, w miarę coraz głęb­szego rozu­mie­nia mat­czy­nego nar­cy­zmu, będziesz w sta­nie oka­zać nowy rodzaj miło­ści, który zastąpi znie­kształ­coną miłość, jaką byłaś obda­rzana przez nar­cy­styczną matkę.

Dla­czego sku­piamy się na mat­kach i cór­kach?

Emo­cjo­nal­nych szkód wycho­wy­wa­nia przez nar­cy­stycz­nego rodzica doznają zarówno dziew­czynki, jak i chłopcy. Matka jed­nak sta­nowi dla córki główny punkt odnie­sie­nia i wzór jej ról jako czło­wieka, kochanki, żony, matki czy przy­ja­ciółki. Dla­tego mat­czyny nar­cyzm odci­ska się szcze­gól­nie bole­snym pięt­nem na cór­kach. Ponie­waż dyna­mika rela­cji mię­dzy cór­kami a mat­kami jest wyjąt­kowa, córka nar­cy­stycz­nej matki doznaje szcze­gól­nych trud­no­ści, które obce są jej bra­ciom. Nar­cy­styczna matka postrzega córkę znacz­nie bar­dziej niż syna jako odzwier­cie­dle­nie i prze­dłu­że­nie samej sie­bie, a nie jako odrębną osobę obda­rzoną uni­kalną toż­sa­mo­ścią. Wywiera na córkę pre­sję, by ta zacho­wy­wała się i reago­wała na świat i oto­cze­nie dokład­nie tak, jak robi­łaby to ona sama, a nie tak, jak uzna­wa­łaby za sto­sowne córka. Dla­tego córka nie­ustan­nie stara się odkryć „naj­wła­ściw­szy” spo­sób reago­wa­nia na wyma­ga­nia matki, który zapewni jej miłość i akcep­ta­cję. Nie zdaje sobie sprawy, że zacho­wa­nia, które zado­wa­lają matkę, są cał­ko­wi­cie arbi­tralne i wyni­kają z jej ksob­nych zain­te­re­so­wań. Najbar­dziej szko­dliwe jest to, że nar­cy­styczna matka ni­gdy nie oka­zuje córce apro­baty, gdy ta jest po pro­stu sobą, tym­cza­sem jest to coś, czego córka roz­pacz­li­wie potrze­buje, by wyro­snąć na pewną sie­bie kobietę.

Córka, która nie zyskuje akcep­ta­cji w swej naj­wcze­śniej­szej rela­cji z matką, uczy się, że jest pozba­wiona zna­cze­nia w świe­cie i że jej wysiłki nie przy­no­szą ocze­ki­wa­nych efek­tów. Stara się z całych sił nawią­zać auten­tyczną rela­cję z mamą, ale jej się to nie udaje. Docho­dzi więc do wnio­sku, że skoro tak rzadko potrafi zado­wo­lić mamę, coś z nią musi być nie tak. Z tego wyciąga wnio­sek, że nie jest godna miło­ści. Jej poję­cie o miło­ści matki do córki ulega znie­kształ­ce­niu; czuje, że musi „zasłu­żyć” na bli­skość przez zaspo­ka­ja­nie potrzeb matki i stałe dąże­nie do jej zado­wa­la­nia. Oczy­wi­ście nie ma to wiele wspól­nego z poczu­ciem bycia kochaną. Córki nar­cy­stycz­nych matek czują, że ich obraz miło­ści jest wypa­czony, ale nie wie­dzą, jak miałby wyglą­dać pra­wi­dłowy. To wcze­sne, wyuczone zrów­na­nie miło­ści z zado­wa­la­niem dru­giej osoby bez nadziei na wza­jem­ność ma roz­le­głe nega­tywne kon­se­kwen­cje w życiu uczu­cio­wym.

Czym jest nar­cyzm?

Ter­min „nar­cyzm” nawią­zuje do mito­lo­gii grec­kiej – do histo­rii Nar­cyza. Był to przy­stojny, aro­gancki i ego­tyczny mło­dzie­niec, roz­ko­chany we wła­snym wize­runku. Nie mógł ode­rwać się od swego odbi­cia w lustrze wody, by zająć się czym­kol­wiek innym, i osta­tecz­nie jego miłość wła­sna go zgu­biła. Umarł, patrząc na odbi­cie swych oczu w sta­wie. Na co dzień mia­nem nar­cyza okre­ślamy kogoś, kto jest skraj­nie zaab­sor­bo­wany samym sobą. Nato­miast miłość sie­bie samego i poczu­cie wła­snej war­to­ści uwa­żane są za zdrową formę akcep­ta­cji i prze­jaw sza­cunku dla sie­bie, które nie wyklu­czają zdol­no­ści do kocha­nia innych.

Kata­log dia­gno­styczny i sta­ty­styczny zabu­rzeń psy­chicz­nych Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manual of Men­tal Disor­ders (DSM) opi­suje nar­cyzm jako zabu­rze­nie oso­bo­wo­ści cha­rak­te­ry­zu­jące się dzie­wię­cioma cechami2. Nar­cyzm to zabu­rze­nie typu spek­trum, to zna­czy, że objawy mogą wystę­po­wać w róż­nym nasi­le­niu – od kilku cech po peł­no­wy­mia­rowe zabu­rze­nie oso­bo­wo­ści. Ame­ry­kań­skie Towa­rzy­stwo Psy­chia­tryczne sza­cuje, że dotknię­tych tym zabu­rze­niem jest około 1,5 miliona Ame­ry­ka­nek. Jesz­cze bar­dziej powszech­nym pro­ble­mem jest nar­cyzm sub­kli­niczny. Prawdę mówiąc, każdy z nas prze­ja­wia nie­które z tych cech, a osoby z odle­głego krańca tego spek­trum są naj­zu­peł­niej nor­malne. W miarę prze­su­wa­nia się w kie­runku nara­sta­ją­cego nasi­le­nia obja­wów pro­blemy stają się jed­nak coraz poważ­niej­sze.

Oto dzie­więć kry­te­riów dia­gno­stycz­nych nar­cy­stycz­nego zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści wraz z przy­kła­dami tego, w jaki spo­sób prze­ja­wiają się one w rela­cji matki z córką. Nar­cy­styczna oso­bo­wość matki cha­rak­te­ry­zuje się nastę­pu­ją­cymi wła­ści­wo­ściami:

Matka ma wyol­brzy­mione poczu­cie wła­snej war­to­ści, na przy­kład wyol­brzy­mia wła­sne osią­gnię­cia i talenty, ocze­kuje uzna­nia swo­jej wyż­szo­ści nie­współ­mier­nie do osią­gnięć.

(Przy­kład: matka, która jest w sta­nie roz­ma­wiać wyłącz­nie o sobie i o tym, czym się zaj­muje; ni­gdy nie pyta córki o to, co u niej sły­chać). Sally nie cierpi przed­sta­wiać matce swo­ich zna­jo­mych, ponie­waż ta nie prze­staje im opo­wia­dać o swoim wolon­ta­ria­cie w szpi­talu, sypiąc ter­mi­nami medycz­nymi, jakby sama była leka­rzem. Jak się jej słu­cha, można odnieść wra­że­nie, że wiele dzieci zawdzię­cza jej życie!

Pochła­niają ją fan­ta­zje o nie­ogra­ni­czo­nych wła­snych przy­mio­tach: powo­dze­niu, mocy, wybit­nych zdol­no­ściach, uro­dzie czy ide­al­nej miło­ści.

(Przy­kład: matka, która uważa, że pra­cu­jąc jako sprzą­taczka w róż­nych domach, zyska powszechne uzna­nie za sprawą jej sław­nych klien­tów). Matka Mary wciąż opo­wiada o swo­ich „waż­nych” klien­tach, o tym, jak bar­dzo jej potrze­bują i ją cenią. Uważa, że dzięki jed­nemu z nich zapewne już nie­długo zagra na pla­nie fil­mo­wym.

Jest prze­ko­nana o wła­snej wyjąt­ko­wo­ści i nie­po­wta­rzal­no­ści, tak że mogą ją zro­zu­mieć – i powinni z nią obco­wać

– 

tylko inni wyjąt­kowi bądź wysoko posta­wieni ludzie czy sza­cowne insty­tu­cje.

(Przy­kład: matka, która zapra­sza rodzinę na obiad do restau­ra­cji i trak­tuje kel­ne­rów, jakby byli parob­kami w jej fol­warku). Car­rie mówi, że wsty­dzi się cho­dzić do restau­ra­cji w towa­rzy­stwie matki, bo ta zacho­wuje się jak udzielna księż­niczka.

Domaga się prze­sad­nego podziwu dla sie­bie.

(Przy­kład: matka, która domaga się pochwał, wdzięcz­no­ści i kom­ple­men­tów za wszystko, co kie­dy­kol­wiek dla cie­bie zro­biła). Matka Jane co jakiś czas przy­cho­dzi na mecze pił­kar­skie wnuka, ale ile­kroć się poja­wia, ocze­kuje, że wszy­scy będą wyra­żać wdzięcz­ność i uzna­nie za jej poświę­ce­nie. Wciąż wypo­mina wszyst­kim: „Dla was to robię, dzieci!”.

Ma poczu­cie funk­cjo­no­wa­nia na spe­cjal­nych pra­wach, to zna­czy ma bez­pod­stawne ocze­ki­wa­nia przy­chyl­nego trak­to­wa­nia lub auto­ma­tycz­nego pod­po­rząd­ko­wa­nia się innych jej ocze­ki­wa­niom.

(Przy­kład: matka, która ma poczu­cie, że jest zbyt ważna, by cze­kać w kolejce). Matka Marcy lubi gry hazar­dowe. Za każ­dym razem, gdy dociera do kasyna, natych­miast domaga się wózka, choć nie jest nie­peł­no­sprawna; robi to po to tylko, by nie musiała stać w kolej­kach. W super­mar­ke­tach staje pośrodku alejki i prosi obcych ludzi o szu­ka­nie dla niej pro­duk­tów.

Ma skłon­ność do wyzy­ski­wa­nia innych, to zna­czy wyko­rzy­stuje ich do osią­ga­nia wła­snych celów.

(Przy­kład: matka, która dobiera sobie „przy­ja­ciół” poma­ga­ją­cych jej reali­zo­wać cele życiowe). Matka Sary oce­nia swo­ich przy­ja­ciół w kate­go­riach tego, co mogą dla niej zro­bić, nie wspo­mi­na­jąc ni­gdy o tym, co w nich budzi jej sym­pa­tię. Ostat­nio zerwała kon­takty z wie­lo­let­nią zna­jomą, gdy roz­po­znano u niej toczeń. Oba­wiała się, że zna­joma może od niej cze­goś potrze­bo­wać.

Brak jej empa­tii: nie­chęt­nie roz­po­znaje cudze uczu­cia i potrzeby

i

nie jest skłonna, by się z nimi utoż­sa­miać.

(Przy­kład: matka, która bły­ska­wicz­nie popra­wia wszystko, co opo­wiada córka, for­mu­łu­jąc to w jedyny wła­ściwy spo­sób). Can­dance prak­tycz­nie nie zda­rza się, by kiedy zabiera głos w obec­no­ści matki, ta jej nie popra­wiła, sko­ry­go­wała czy w jakiś inny spo­sób nie upo­ko­rzyła.

Czę­sto zazdro­ści innym lub uważa, że inni jej zazdrosz­czą.

(Przy­kład: matka, która twier­dzi, że nie ma przy­ja­ció­łek, ponie­waż „więk­szość kobiet mi zazdro­ści”). Matka Sue uważa, że jest nie­zwy­kle atrak­cyjna i sta­nowi zagro­że­nie dla innych kobiet. Czę­sto cytuje starą reklamę L’Oreal, w któ­rej piękna modelka ape­luje: „Nie czuj do mnie nie­na­wi­ści tylko dla­tego, że jestem piękna”.

Swoim zacho­wa­niem i postawą oka­zuje aro­gan­cję i wyż­szość.

(Przy­kład: matka, która uważa, że jej dzieci są lep­sze od innych i wobec tego nie powinny się bawić z gorzej sytu­owa­nymi). Matka Jac­kie pozwa­lała jej utrzy­my­wać kon­takty tylko z dziećmi z bogat­szych rodzin, ponie­waż więk­szość ludzi nie była „odpo­wied­nim towa­rzy­stwem” dla jej wyra­fi­no­wa­nych dzieci.

Każde z tych dzie­wię­ciu kry­te­riów prze­ja­wia się w zacho­wa­niach, które komu­ni­kują: „Ja jestem naj­waż­niej­szy(a)” albo „Ty nie jesteś dość dobry(a)”. Nar­cy­zom brak empa­tii i są nie­zdolni do oka­zy­wa­nia miło­ści. Wydaje się, że ich życie emo­cjo­nalne jest powierz­chowne, a w ich świe­cie pierw­szo­pla­nowe zna­cze­nie ma wize­ru­nek zewnętrzny, to, jak sprawy wyglą­dają z punktu widze­nia innych. Jeśli twoja matka prze­ja­wia wiele nar­cy­stycz­nych cech, masz zapewne wra­że­nie, że wcale cię nie zna, bo ni­gdy nie poświęca ci dość uwagi i nie pró­buje się sku­pić nad tym, kim jesteś. My, córki nar­cy­stycz­nych matek, już od dzie­ciń­stwa mamy poczu­cie, że ist­nie­jemy dla nich – że naszą rolą jest zaspo­ka­ja­nie ich potrzeb, tro­ska o ich uczu­cia. Nie czu­jemy, by nasze matki obda­rzały nas szcze­gól­nym zna­cze­niem.

Córka pozba­wiona miło­ści i empa­tii swej matki nie doświad­cza praw­dzi­wej więzi emo­cjo­nal­nej i dla­tego ma poczu­cie, że cze­goś jej brak. Jej ele­men­tarne potrzeby emo­cjo­nalne pozo­stają nie­za­spo­ko­jone. W skraj­nych przy­pad­kach mat­czy­nego nar­cy­zmu, kiedy to docho­dzi do zanie­dby­wa­nia i mal­tre­to­wa­nia, brak jest ele­men­tarnej opieki rodzi­ciel­skiej. W bar­dziej sub­tel­nych córki dora­stają w poczu­ciu wewnętrz­nej pustki, nie rozu­mie­jąc przy­czyn tego stanu. Moim celem jest pomóc ci zro­zu­mieć, dla­czego czu­jesz się tak, jak się czu­jesz, a następ­nie uwol­nić cię, byś mogła poczuć się lepiej.

Gdy matki nie nawią­zują więzi ze swo­imi cór­kami

Jeśli prze­cho­dzimy przez kolejne etapy roz­woju oto­czeni wspar­ciem i miło­ścią rodzi­ców, mamy poczu­cie bez­pie­czeń­stwa – nasze potrzeby emo­cjo­nalne są zaspo­ka­jane. Ale jeśli córka nie otrzy­muje odpo­wied­niego wspar­cia, dora­sta w braku poczu­cia emo­cjo­nalnego bez­pie­czeń­stwa i pew­no­ści sie­bie, musi więc zna­leźć spo­soby zapew­nie­nia ich sobie na wła­sną rękę, co nie jest łatwym zada­niem, gdy wzra­sta się, dozna­jąc nie­wy­tłu­ma­czal­nej wewnętrz­nej pustki.

Nor­mal­nie matka wcho­dzi w inte­rak­cje ze swoim nie­mow­lę­ciem i reaguje na każde jego drgnie­nie, zakwi­le­nie czy potrzebę. Wzmac­nia w ten spo­sób więź, wza­jemne zaufa­nie i miłość. Dziecko zyskuje pew­ność, że matka zaspo­koi jego ele­men­tarne potrzeby fizyczne, a także potrzeby cie­pła emo­cjo­nal­nego, współ­czu­cia i akcep­ta­cji, co pozwala mu budo­wać swą nie­za­leż­ność. Nato­miast matka pozba­wiona współ­czu­cia, która nie potrafi zbudo­wać więzi ze swą córką, zaspo­kaja jej potrzeby tylko wtedy, gdy jest to jej na rękę. Córka uczy się więc, że na matkę nie można liczyć. Dora­sta w poczu­ciu nie­pew­no­ści, lęku, że zosta­nie porzu­cona; na każ­dym kroku spo­dziewa się odtrą­ce­nia.

Moja klientka Gayle opo­wie­działa mi swój sen, który w intry­gu­jący spo­sób ilu­struje skutki macie­rzyń­skiego nar­cy­zmu. Gayle śniła go wie­lo­krot­nie. Poja­wił się w dzie­ciń­stwie i raz po raz powra­cał w jej doj­rza­łym życiu.

Latem tań­czę na zie­lo­nej łące poro­śnię­tej deli­kat­nymi polnymi kwia­tami, ocie­nio­nej dostoj­nymi drze­wami. Sły­chać szum stru­mie­nia wiją­cego się pośród wyso­kiej trawy. Mię­dzy drze­wami dostrze­gam piękną, śnież­no­białą klacz, która pasie się spo­koj­nie, nie zwra­ca­jąc na mnie uwagi. Bie­gnę do niej z rado­ścią, spo­dzie­wa­jąc się, że wesoło zarży na widok przy­no­szo­nego przeze mnie jabłka, które zerwa­łam w pobli­skim sadzie. Jed­nak ona igno­ruje mnie i owoc, gry­zie mnie bole­śnie w ramię i obo­jęt­nie wraca do sku­ba­nia trawy.

Opo­wie­dziaw­szy ten sen, Gayle dodała ze smut­kiem: „Jeśli wła­sna matka nie potrafi mnie kochać, to kto potrafi?”. Gayle zro­zu­miała w końcu, że klacz w jej śnie repre­zen­to­wała tęsk­notę za ide­alną matką, taką, o któ­rej marzyła, a jed­no­cze­śnie jej matkę rze­czy­wi­stą, która zwy­kle odwra­cała się od niej, nie reagu­jąc na jej potrzebę miło­ści i akcep­ta­cji.

Tęsk­nota za matką, która wszystko cał­ko­wi­cie i do końca akcep­tuje, jest natu­ral­nym uczu­ciem. Nor­malne jest pra­gnie­nie, by móc oprzeć głowę na piersi matki i poczuć pły­nące od niej bez­pie­czeń­stwo, cie­pło jej miło­ści i empa­tii; by wyobra­żać sobie, że mówi: „Zawsze możesz na mnie liczyć, kocha­nie” za każ­dym razem, gdy tego potrze­bu­jesz. Wszy­scy potrze­bu­jemy nie tylko dachu nad głową, wiktu i opie­runku – potrze­bu­jemy też bez­wa­run­ko­wej miło­ści rodzica, któ­remu możemy bez­gra­nicz­nie ufać.

Moja 60-let­nia klientka Betty mówiła, że wciąż żałuje, że nie miała dobrej matki, ale prze­stała na to liczyć wiele lat wcze­śniej. „Pła­ka­łam przed snem, marząc o kocha­ją­cej mamie, która przy­go­to­wa­łaby mi talerz zupy”.

Carena, piękna, 30-let­nia kole­żanka mojej córki, roz­ma­wiała ze mną pew­nego dnia o swo­jej matce, opo­wia­da­jąc mi o tera­pii, w któ­rej uczest­ni­czyła. Tęsk­notę za macie­rzyń­ską miło­ścią pod­su­mo­wała w ten spo­sób: „Gdy roz­ma­wiam ze swoją tera­peutką, nie­raz mam ochotę wsko­czyć jej na kolana, zwi­nąć się w kłę­bek na kana­pie obok niej i uda­wać, że jest matką, jakiej ni­gdy nie mia­łam”.

Uczu­cia wyra­żane przez Gayle, Betty czy Carenę są typową tęsk­notą za macie­rzyń­ską miło­ścią, jakiej doznają córki nar­cy­stycz­nych matek. Gdy dowiesz się wię­cej na temat mat­czy­nego nar­cy­zmu i nauczysz się radzić sobie z jego efek­tami, zdo­bę­dziesz zdrową akcep­ta­cję i miłość sie­bie samej oraz dowiesz się, jak wypeł­niać tę emo­cjo­nalną pustkę.

Witaj, nadziejo… Żegnaj, wypar­cie

W naszej kul­tu­rze macie­rzyń­stwo jest ide­ali­zo­wane, co spra­wia, że tym trud­niej jest cór­kom nar­cy­stycz­nych matek pora­dzić sobie z prze­szło­ścią. Dla więk­szo­ści z nas trud­ność sta­nowi uzna­nie, że matka może być nie­zdolna do kocha­nia i wspie­ra­nia swo­jej córki, i oczy­wi­ście żadna córka nie chce wie­rzyć, że tak wła­śnie było w jej przy­padku. Dzień Matki jest w tym kraju powszech­nie obcho­dzo­nym świę­tem ku czci insty­tu­cji pozo­sta­ją­cej wła­ści­wie poza wszelką kry­tyką. Matkę postrzega się jako osobę poświę­ca­jącą się swym dzie­ciom. Żywe jest w naszej kul­tu­rze ocze­ki­wa­nie, że matki będą peł­nić rodzinną rolę z bez­in­te­re­sow­nym odda­niem i miło­ścią; przez całe życie będą sta­nowiły emo­cjo­nalne wspar­cie, dostępne i nie­za­wodne, nie­za­leż­nie od oko­licz­no­ści.

Nawet jeśli więk­szość matek nie jest w sta­nie speł­nić tych wygó­ro­wa­nych ocze­ki­wań, w spo­łecz­nej oce­nie i tak sta­wiane są na pie­de­stale, który utrud­nia, jeśli nie unie­moż­li­wia, for­mu­ło­wa­nie jakiej­kol­wiek kry­tyki. Dla­tego każ­demu dziecku – w tym także doro­słemu – ogromną psy­chiczną trud­ność spra­wia ana­li­zo­wa­nie zacho­wań swo­jej matki i roz­mowa o niej. Szcze­gól­nie trudne jest to dla córek matek, które zupeł­nie nie pasują do tego świą­to­bli­wego arche­typu. Przy­pi­sy­wa­nie mamie jakich­kol­wiek nega­tyw­nych cech może pod­wa­żać nasze zin­ter­na­li­zo­wane stan­dardy kul­tu­rowe. Grzeczne dziew­czynki uczone są wypie­ra­nia lub igno­ro­wa­nia nega­tyw­nych uczuć, tak by dosto­so­wać się do ocze­ki­wań spo­łe­czeń­stwa i rodziny. Natu­ral­nie są więc także znie­chę­cane do przy­zna­wa­nia się do nega­tyw­nych uczuć wobec swej matki. Żadna córka nie chce uwie­rzyć, że jej matka była gru­bo­skórna, nie­szczera czy samo­lubna.

Uwa­żam, że pra­wie wszyst­kie matki kie­rują się dobrymi inten­cjami wobec swych córek. Nie­stety, nie­które nie są w sta­nie prze­ło­żyć tych inten­cji na taki rodzaj wraż­li­wego wspar­cia, któ­rego córki potrze­bują w życiu. W nie­do­sko­na­łym świe­cie nawet kie­rująca się naj­lep­szymi inten­cjami matka może mieć skazy, a nie­winne dziecko może zostać nie­chcący skrzyw­dzone.

Z chwilą gdy my, córki, zaczniemy zda­wać sobie sprawę z tego, że mat­czyny nar­cyzm rze­czy­wi­ście ist­nieje, możemy zacząć roz­pra­co­wy­wać bole­sne emo­cjo­nalne wzorce, które wykształ­ca­ły­śmy w sobie przez całe życie. Można z odwagą spoj­rzeć w swoją prze­szłość i doznać uzdro­wie­nia przez uczciwe posta­wie­nie sobie nastę­pu­ją­cych pytań:

Dla­czego mam poczu­cie, że nie zasłu­guję na miłość?

Dla­czego ni­gdy nie czuję się dość dobra?

Dla­czego odczu­wam tak wielką pustkę?

Dla­czego zawsze wąt­pię w sie­bie?

Możesz poczuć się lepiej i odkryć lep­szy spo­sób życia. Możesz zro­zu­mieć, co wyrzą­dził ci nar­cyzm two­jej matki, i pod­jąć decy­zję, by samej zatrosz­czyć się o sie­bie oraz mimo wszystko odczu­wać zado­wo­le­nie z tego, kim jesteś. Możesz także nie dopu­ścić, by twoje dzieci prze­cho­dziły przez to, przez co prze­szłaś ty. Każda kobieta powinna czuć, że jest warta miło­ści. Mam nadzieję, że gdy zro­zu­miesz, jak nar­cy­styczne kobiety trak­tują swoje córki, nabie­rzesz dość siły, by – korzy­sta­jąc z doświad­cze­nia i rad, z któ­rymi się zapo­znasz – uwol­nić się od tęsk­noty za taką matką, jakiej ni­gdy nie mia­łaś. Nauczysz się sama dawać opar­cie i miłość kobie­cie, którą się sta­łaś.

Odpo­wiedz zatem na pyta­nia przy­go­to­wa­nego kwe­stio­na­riu­sza, tak abyś wyro­biła sobie poję­cie o nasi­le­niu nar­cy­zmu u two­jej matki. Nawet jeśli ona nie wyka­zuje wszyst­kich dzie­wię­ciu cech peł­no­wy­mia­ro­wego nar­cy­stycz­nego zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści, jej nar­cyzm nie­wąt­pli­wie wyrzą­dził ci krzywdę.

Kwe­stio­na­riusz: Czy twoja matka ma cechy nar­cy­styczne?

Matki wyka­zu­jące tylko kilka cech nar­cy­stycz­nych mogą wywie­rać nega­tywny wpływ na córki w mniej jawny spo­sób. (Zaznacz te stwier­dze­nia, które odno­szą się do two­jej rela­cji z matką – obec­nie lub w prze­szło­ści).

Czy gdy pró­bu­jesz roz­ma­wiać z matką o swo­ich pro­ble­mach, zmie­nia temat tak, że roz­mowa zaczyna doty­czyć tylko jej?

Czy gdy pró­bu­jesz roz­ma­wiać z matką o swo­ich uczu­ciach, pró­buje prze­bić twoje uczu­cia swo­imi?

Czy twoja matka zacho­wuje się tak, jakby była o cie­bie zazdro­sna?

Czy two­jej matce brak empa­tii w odnie­sie­niu do two­ich uczuć?

Czy matka oka­zuje ci wspar­cie tylko w tych spra­wach, które uka­zują ją jako dobrą matkę?

Czy czę­sto masz poczu­cie braku emo­cjo­nal­nej bli­sko­ści ze swoją matką?

Czy czę­sto powąt­pie­wa­łaś, że matka cię lubi albo kocha?

Czy matka robi coś dla cie­bie tylko wtedy, gdy inni mogą to zoba­czyć?

Czy w przy­pad­kach waż­nych wyda­rzeń w twoim życiu (cho­roba, wypa­dek, roz­wód) dla two­jej matki waż­niej­sze jest, jak wpłyną one na nią, niż jak ty się czu­jesz?

Czy twoja matka nad­mier­nie sku­pia się na tym, co sądzą inni (sąsie­dzi, zna­jomi, rodzina, współ­pra­cow­nicy)?

Czy twoja matka neguje swoje wła­sne uczu­cia?

Czy twoja matka obwi­nia cie­bie lub innych, zamiast przy­jąć odpo­wie­dzial­ność za wła­sne uczu­cia lub czyny?

Czy łatwo jest zra­nić twoją matkę? Czy długo żywi urazę, nie pró­bu­jąc roz­wią­zać pro­blemu?

Czy masz poczu­cie, że byłaś nie­wol­nicą swo­jej matki?

Czy masz poczu­cie, że byłaś odpo­wie­dzialna za dole­gli­wo­ści matki lub jej złe samopoczu­cie (ból głowy, stres, cho­roby)?

Czy w dzie­ciń­stwie musia­łaś zaspo­ka­jać różne fizyczne potrzeby swo­jej matki?

Czy masz poczu­cie, że matka cię nie akcep­tuje?

Czy masz poczu­cie, że matka jest wobec cie­bie kry­tyczna?

Czy w obec­no­ści matki czu­jesz się bez­radna?

Czy matka czę­sto cię zawsty­dza?

Czy masz wra­że­nie, że twoja matka dobrze cię zna?

Czy twoja matka zacho­wuje się tak, jakby ocze­ki­wała, że świat będzie się krę­cił wokół niej?

Czy jest ci trudno być odrębną osobą, oddzie­loną od matki?

Czy twoja matka chce wpły­wać na twoje decy­zje?

Czy twoja matka pod­lega zmien­nym nastro­jom – od ego­tycz­nego po depre­syjny?

Czy twoja matka wydaje ci się cza­sem sztuczna i afek­to­wana?

Czy masz poczu­cie, że w dzie­ciń­stwie musia­łaś zaspo­ka­jać emo­cjo­nalne potrzeby swo­jej matki?

Czy masz poczu­cie, że w obec­no­ści matki pod­le­gasz jej mani­pu­la­cji?

Czy masz poczu­cie, że matka ceni cię za to, co robisz, a nie za to, kim jesteś?

Czy twoja matka pró­buje cię kon­tro­lo­wać? Czy zacho­wuje się jak ofiara lub męczen­nica?

Czy twoja matka zmu­sza cię do postę­po­wa­nia sprzecz­nego z tym, co rze­czy­wi­ście czu­jesz?

Czy twoja matka rywa­li­zuje z tobą?

Czy twoja matka musi zawsze posta­wić na swoim?

Uwaga: Wszyst­kie te pyta­nia odno­szą się do cech nar­cy­stycz­nych. Im wię­cej z nich zazna­czy­łaś jako pasu­jące do two­jej sytu­acji, tym więk­sze jest praw­do­po­do­bień­stwo, że twoja matka ma pewne cechy nar­cy­styczne, które dopro­wa­dziły do okre­ślo­nych trud­no­ści, jakich doświad­czasz w roli córki i w roli doro­słej kobiety.

Elan Golomb, Trap­ped in the Mir­ror: Adult Chil­dren of Nar­cis­si­sts in Their Strug­gle for Self, New York: Wil­liam Mor­row, 1992, s. 180. [wróć]

Dia­gno­stic and Sta­ti­sti­cal Manual of Men­tal Disor­ders, wyda­nie IV popra­wione, Washing­ton, D.C.: Ame­ri­can Psy­chia­tric Asso­cia­tion, 2000, s. 717. [wróć]

ROZ­DZIAŁ 2. Puste lustro

ROZ­DZIAŁ 2

Puste lustro

MOJA MATKA I JA

Doro­sła kobieta potrafi poszu­ki­wać i zna­leźć swą war­tość. Umie nadać sobie zna­cze­nie. Ale w trud­nym okre­sie prze­cho­dze­nia z dzie­ciń­stwa do kobie­co­ści dziew­czyna potrze­buje pomocy w okre­śle­niu swej war­to­ści – nikt lepiej niż jej matka nie może się jej w tym przy­słu­żyć.

– Jan Wal­dron,Giving Away Simone1

Kobiety, które dora­stały w rodzi­nie zdo­mi­no­wa­nej przez nar­cyzm matki, w wieku doj­rza­łym ze wszyst­kich sił sta­rają się być „grzecz­nymi dziew­czyn­kami” i robić to, co należy. Wie­rzą, że jeśli posta­rają się zado­wa­lać innych, zasłużą sobie na miłość i sza­cu­nek, któ­rych tak bar­dzo pra­gną. Nie milkną w nich jed­nak wewnętrzne głosy z nega­tyw­nym prze­ka­zem, osła­bia­jące ich poczu­cie pew­no­ści sie­bie i wła­snej war­to­ści.

Jeśli jesteś córką nar­cy­stycz­nej matki, naj­praw­do­po­dob­niej przez całe lata sły­sza­łaś takie uwew­nętrz­nione prze­kazy:

Nie jestem dość dobra.

Moja war­tość wynika z tego, co robię, a nie z tego, kim jestem.

Nie można mnie poko­chać.

Ponie­waż przez lata sły­sza­łaś takie obni­ża­jące twoją war­tość sygnały, będące rezul­ta­tem nie­do­sta­tecz­nego wspar­cia emo­cjo­nal­nego w dzie­ciń­stwie, to obec­nie:

Odczu­wasz wewnętrzną pustkę i ogólne nie­za­do­wo­le­nie.

Tęsk­nisz za towa­rzy­stwem szcze­rych, auten­tycz­nych osób.

Masz trud­no­ści w nawią­zy­wa­niu satys­fak­cjo­nu­ją­cych więzi z part­ne­rem.

Oba­wiasz się, że będziesz podobna do swo­jej matki.

Mar­twisz się, czy będziesz dobrym rodzi­cem.

Trudno ci ufać innym.

Uwa­żasz, że nie masz się na kim wzo­ro­wać w roli zdro­wej, dobrze przy­sto­so­wa­nej kobiety.

Masz poczu­cie, że twój roz­wój emo­cjo­nalny jest zaha­mo­wany.

Trudno ci stać się odrębną osobą, oddzielną od two­jej matki.

Trudno ci jest doświad­czać uczuć i nie masz do nich zaufa­nia.

Czu­jesz się nie­zręcz­nie w obec­no­ści matki.

Trudno jest ci stwo­rzyć wła­sne, auten­tyczne życie.

Nawet jeśli doświad­czasz tylko nie­któ­rych wymie­nio­nych uczuć, i tak na co dzień sta­no­wią one znaczny cię­żar i dys­kom­fort. W miarę pozna­wa­nia dyna­miki rela­cji matki z córką, wła­ści­wej dla nar­cy­zmu matki, zro­zu­miesz, skąd takie odczu­cia wzięły się u cie­bie.

W wyniku moich badań nad nar­cy­zmem udało mi się ziden­ty­fi­ko­wać dzie­sięć typo­wych pro­ble­mów, które wystę­pują mię­dzy cór­kami a nar­cy­stycz­nymi mat­kami. Moż­liwe, że roz­po­znasz u sie­bie tylko nie­które z nich w zależ­no­ści od tego, jak bar­dzo nasi­lone były objawy nar­cy­stycz­nego zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści u two­jej matki (czy cho­dzi o wybrane cechy, czy o peł­no­obja­wowy zespół).

Przyj­rzyjmy się tym ele­men­tom dyna­miki rela­cji matka-córka zwią­za­nym z mat­czy­nym nar­cy­zmem, które nazy­wam „dzie­się­cioma żądłami”. By lepiej zro­zu­mieć, jak ujaw­niają się one w życiu, opisy zilu­stro­wa­łam przy­kła­dami z mojej prak­tyki kli­nicz­nej i kul­tury popu­lar­nej.

DZIE­SIĘĆ ŻĄDEŁ

1. Stale pró­bu­jesz zdo­być miłość, uwagęiakcep­ta­cję matki, ale ni­gdy nie udaje ci się do końca jej zado­wo­lić. Zarówno małe, jak i duże dziew­czynki chcą przy­po­do­bać się swo­jej mamie i czuć jej akcep­ta­cję. Już od naj­wcze­śniej­szych chwil dzieci potrze­bują uwagi, miło­ści i akcep­ta­cji. Ale akcep­ta­cja musi wią­zać się z tym, kim naprawdę są, a nie z tym, czego ocze­kują od nich rodzice. Tym­cza­sem nar­cy­styczne matki są bar­dzo kry­tyczne wobec swo­ich córek i nie akcep­tują ich takimi, jakie są.

• Gdyby przy Madi­son Ave­nue szu­kano wzo­rów na reklamę dla córek nar­cy­stycz­nych matek, moja klientka Jen­ni­fer dostar­czy­łaby dosko­na­łego mate­riału. Pod­czas naszego pierw­szego spo­tka­nia powie­działa mi, że miała ochotę sta­nąć na ulicy z trans­pa­ren­tem „Podejmę pracę za miłość”. Jen­ni­fer pamięta, że zawsze bar­dzo sta­rała się zado­wo­lić swoją matkę, a jedno ze wspo­mnień z dzie­ciń­stwa było szcze­gól­nie wymowne. Pew­nego dnia pod­czas zaku­pów zoba­czyła, że mamie spodo­bała się wyszy­wana ceki­nami torebka. Obie­cała sobie, że ją dla niej zdo­bę­dzie, mimo że miała dopiero osiem lat, a torebka była droga. Tygo­dniami oszczę­dzała na szkol­nych posił­kach i wresz­cie zebrała dość pie­nię­dzy, by kupić ele­gancką torebkę. Zapa­ko­wała ją w śliczny czer­wony papier i zacho­wała jako nie­spo­dziankę pod cho­inkę. W dzień Bożego Naro­dze­nia z nie­cier­pli­wo­ścią ocze­ki­wała reak­cji mamy na pre­zent, ale została zdru­zgo­tana, gdy mama oskar­żyła ją o kra­dzież i rzu­ciła w nią przez cały pokój torebką, krzy­cząc: „Nie chcę pre­zentu od zło­dziejki!”.

• Mindy okre­śla się mia­nem „bała­ga­niary”, a matkę nazywa „typem analno-reten­cyj­nym – wiel­bi­cielką nie­ustan­nego sprzą­ta­nia”. Opo­wie­działa mi: „Przez lata pró­bo­wa­łam utrzy­my­wać porzą­dek, aby zyskać jej akcep­ta­cję, ale ja po pro­stu nie jestem taka jak ona. U mnie domi­nuje prawa pół­kula. Pró­buję utrzy­my­wać czy­stość i porzą­dek, ale bała­gan poja­wia się nie­za­leż­nie od moich wysił­ków. Jestem kre­atywna, a jej się to nie podo­bało. Teraz mam pięć­dzie­siąt lat, ale i tak kiedy mnie odwie­dza, nie może się powstrzy­mać przed wyra­ża­niem dez­apro­baty na widok gazet na pod­ło­dze w pokoju dzien­nym”.

• Lynette ni­gdy nie mogła zdo­być akcep­ta­cji matki, która była uznaną pia­nistką. Córka chciała jej dorów­nać, ale pomimo wie­lo­let­niej nauki i dawa­nia reci­tali nie dora­stała do ocze­ki­wań matki. „Mama na­dal par­ska, gdy zda­rzy mi się popeł­nić błąd”. Lynette miała nadzieję, że może wybór narze­czo­nego spo­tka się z akcep­ta­cją. „Gdy pozna­łam przy­szłego męża, pomy­śla­łam sobie: niech no tylko go pozna, na pewno jej się spodoba i będzie zado­wo­lona, że go wybra­łam. Mia­łam nadzieję, że się nim zachwyci i w ten spo­sób wresz­cie zyskam jej akcep­ta­cję. Ale w dniu, w któ­rym go przed­sta­wi­łam, zapy­tała mnie na osob­no­ści, czy naprawdę uwa­żam go za uro­czego, bo jej zda­niem jest dość nie­okrze­sany i wcale nie tak wyra­fi­no­wany, jak sobie wyobra­żała”.

• Brid­get pamięta, że dawała mamie pre­zenty, by oka­zać swą miłość. Szcze­gól­nie zasmu­ciła ją pla­kietka z napi­sem „Naj­lep­sza Mama na Świe­cie”, którą jej poda­ro­wała. „Zupeł­nie się jej nie spodo­bała. Powie­siła ją na krótki czas, ale potem ją zdjęła i oddała mi, mówiąc, że nie pasuje do nowego wystroju kuchni. Po jakimś cza­sie dałam za wygraną”.

2. Dla two­jej matki waż­niej­sze jest to, jak sprawy wyglą­dajązjej punktu widze­nia, niż to, jak ty je odczu­wasz. „Znacz­nie lepiej jest dobrze wyglą­dać niż dobrze się czuć” mogłoby być man­trą nar­cy­stycz­nej matki. To, by dobrze wypa­dać w oczach zna­jo­mych, rodziny czy sąsia­dów, liczy się dla niej bar­dziej niż rze­czy­wi­ste samo­po­czu­cie. Nar­cy­styczna matka postrzega cię jako prze­dłu­że­nie wła­snej osoby i jeśli ty dobrze się pre­zen­tu­jesz, to ona także. Nawet jeśli na pierw­szy rzut oka wydaje się, że zależy jej na tobie, to tak naprawdę cho­dzi tylko o nią i wra­że­nie wywie­rane na innych. To, jak wyglą­dasz i jak się zacho­wu­jesz, ma dla niej zna­cze­nie tylko dla­tego, że odbija się na jej chwiej­nym poczu­ciu wła­snej war­to­ści. Jeśli nie jesteś na świecz­niku i inni cię nie widzą, auto­ma­tycz­nie sta­jesz się mniej widoczna i dla niej. Nie­stety twoje odczu­cia wcale jej nie obcho­dzą.

• 28-let­nia Con­stance opo­wia­dała mi: „Moja matka jest obecna w każ­dym skrawku mojego życia: czy jestem dość szczu­pła, w co się ubie­ram, czy mam odpo­wiedni kolor wło­sów, jak prze­biega moja praca zawo­dowa. Ni­gdy nie byłam gruba, ale zaczęła mi poda­wać środki odchu­dza­jące, gdy mia­łam dwa­na­ście lat, a gdy mia­łam pięt­na­ście, zaczęła mi robić maki­jaż, tłu­ma­cząc, że „męż­czyźni zosta­wiają kobiety, które się zanie­dbują”. Gdy pró­buję się nie zga­dzać z jej gustem, kry­ty­kuje mnie i poniża. Nawet teraz, gdy jestem doro­sła, kiedy jadę do domu, sta­ram się wyglą­dać tak, żeby jej to odpo­wia­dało. Gło­dzę się przez dwa tygo­dnie przed wizytą, żebym była dość szczu­pła.

• Gla­dys przy­po­mi­nała sobie chwile w dzie­ciń­stwie, gdy jej matka pró­bo­wała być dla niej dobrą mamą. „Ale nie była w sta­nie mnie objąć i przy­tu­lić. Kie­dyś odpa­dłam w kwa­li­fi­ka­cjach do szkol­nego przed­sta­wie­nia i byłam tym strasz­nie przy­gnę­biona. Potrze­bo­wa­łam, żeby mnie po pro­stu przy­tu­liła. Myślę, że jej też było przy­kro, ale nie była w sta­nie mi współ­czuć. Zamiast tego zro­biła coś zupeł­nie dzi­wacz­nego. Kupiła mi lakie­ro­wane kozaczki i z dumą oznaj­miła, że nawet jeśli źle czuję się w środku, przy­naj­mniej będę mogła dobrze wyglą­dać następ­nego dnia w szkole. Teraz zasta­na­wiam się, czy to nie ona tak naprawdę wsty­dziła się, że nie dosta­łam roli”.

3. Matka jest o cie­bie zazdro­sna. Matki są zwy­kle dumne ze swo­ich dzieci i pra­gną, by błysz­czały. Ale nar­cy­styczna matka może postrze­gać córkę jako zagro­że­nie. Mogłaś zauwa­żyć, że ile­kroć odwra­ca­łaś od matki uwagę oto­cze­nia, cze­kała cię za to jakaś kara, zemsta czy upo­ko­rze­nie. Nar­cy­styczna matka może być zazdro­sna o córkę z wielu powo­dów – jej wyglądu, stanu posia­da­nia, osią­gnięć, wykształ­ce­nia czy nawet rela­cji z ojcem. Zazdrość ta jest szcze­gól­nie bole­sna dla córki, gdyż wiąże się z nią sprzeczny prze­kaz: „Radź sobie w życiu dobrze, tak żeby mama była z cie­bie dumna, ale nie za dobrze, żebyś jej nie przy­ćmiła”.

• Saman­tha zawsze była drob­nej budowy. Mówiła, że więk­szość człon­ków jej rodziny ma nad­wagę, w tym jej matka, która jest wręcz otyła. Gdy Saman­tha miała 22 lata, matka wyrzu­ciła wszyst­kie jej ubra­nia z szafy na pod­łogę, krzy­cząc: „Kto to widział, żeby w tych cza­sach nosić roz­miar 34? Co ty sobie w ogóle wyobra­żasz? Pew­nie masz ano­rek­sję i trzeba zacząć cię leczyć!”.

• 32-let­nia Felice opo­wie­działa mi: „Moja matka zawsze chciała, żebym była ładna, jed­nak nie zbyt ładna. Mia­łam wąziutką talię, ale jeśli zakła­da­łam pasek, który ją pod­kre­ślał, mówiła, że wyglą­dam jak dziwka”.

• Mary ze smut­kiem stwier­dziła: „Mama mówi mi, że jestem brzydka, ale jed­no­cze­śnie ocze­kuje, że prze­by­wa­jąc wśród ludzi, będę wyglą­dać olśnie­wa­jąco! Mia­łam nomi­na­cję do tytułu Home­co­ming Queen w liceum i matka przed przy­ja­ciół­kami oka­zy­wała, że jest z tego dumna, ale mnie uka­rała. Powstał taki wariacki prze­kaz: praw­dziwa ja jestem brzydka, ale w świe­cie powin­nam ze wszyst­kich sił uda­wać, że jest ina­czej. Wciąż tego nie rozu­miem”.

• Gdy Addie była w szkole śred­niej, myślała o zosta­niu modelką; zaczęła zbie­rać infor­ma­cje na temat szkół dla mode­lek i róż­nych szko­leń. W pobli­skim cen­trum han­dlo­wym zdo­była zle­ce­nia na pracę modelki i była bar­dzo prze­jęta, że będzie mogła robić to, o czym marzy. Jed­nak zazdrość matki pokrzy­żo­wała te plany. Matka wyszu­kała w inter­ne­cie kon­kursy pięk­no­ści dla kobiet po czter­dzie­stce i popro­siła Addie, by ją zare­je­stro­wała. Addie to zro­biła, a matka wygrała w jed­nym tur­nieju. Tam­tego roku wysy­łała do wszyst­kich swo­ich krew­nych i zna­jo­mych kartkę świą­teczną przed­sta­wia­jącą ją na kon­kur­sie, z adno­ta­cją, że ni­gdy nie jest za późno na reali­zo­wa­nie swych marzeń. Addie nic matce na ten temat nie powie­działa, ale w głębi duszy była roz­cza­ro­wana i skrę­po­wana. Nie kon­ty­nu­owała sta­rań o reali­za­cję swo­jego marze­nia, bo czuła, że rywa­li­za­cja z matką będzie dla niej zbyt trudna. Komen­tu­jąc ten incy­dent w trak­cie tera­pii, powie­działa ze smut­kiem: „Nie­stety, mnie to [reali­zo­wa­nie marzeń] nie doty­czyło”.

• 50-let­nia Laura była naj­młod­szym dziec­kiem w rodzi­nie i miała bli­ską więź z ojcem. „Ale mama nie chciała, bym spę­dzała z nim za dużo czasu. Mia­łam wra­że­nie, że jest zazdro­sna o naszą bli­skość, bo uwaga wszyst­kich musiała zawsze sku­piać się na niej. Mówiła: «Kochasz tylko ojca, a mnie nie. Dla niego byś wszystko zro­biła»”. Myślę, że matka Laury chciała w ten spo­sób wyra­zić wła­sne poczu­cie zagro­że­nia uwagą oka­zy­waną przez męża córce, a nie jej. Laura powie­działa mi, że matka kie­dyś zaczęła rzu­cać w nich kamy­kami, gdy z ojcem sadzili kwiaty w ogro­dzie.

4. Matka nie wspiera two­ich zdro­wych spo­so­bów eks­pre­sji sie­bie, zwłasz­cza jeśli są one nie­zgodnezjej potrze­bami lub jej zagra­żają. W trak­cie roz­woju dzieci potrze­bują doświad­czać nowych wra­żeń i uczyć się decy­do­wa­nia, co im się podoba, a co nie. To jeden z ele­men­tów roz­woju poczu­cia toż­sa­mo­ści. Nar­cy­styczne matki kon­tro­lują zain­te­re­so­wa­nia i aktyw­ność dzieci tak, aby doty­czyły one tego, co matki uwa­żają za inte­re­su­jące, nie­ab­sor­bu­jące lub nie­za­gra­ża­jące. Nie zachę­cają córek do podą­ża­nia za tym, czego same chcą lub potrze­bują. Może to prze­kła­dać się nawet na decy­zję o tym, czy córka powinna mieć wła­sne dzieci.

• W fil­mie Czułe słówka córka oznaj­mia rodzi­nie pod­czas obiadu, że jest w ciąży. Matka z krzy­kiem zrywa się od stołu i wybiega z pokoju, mówiąc, że nie jest gotowa na zosta­nie bab­cią. Wyraź­nie ciąża córki jest sprawą, która w więk­szej mie­rze doty­czy jej niż córki2.

• Podob­nie u Jeri zdol­ność wyra­ża­nia sie­bie została ogra­ni­czona przez niezdol­ność matki do wykra­cza­nia poza wła­sne potrzeby. Jeri była uzdol­niona arty­stycz­nie i już w trze­ciej kla­sie zaczęła zbie­rać nagrody za prace pla­styczne. Jeden z nama­lo­wa­nych obra­zów zapew­nił jej póź­niej nawet sty­pen­dium w szkole rysunku. Oka­zało się jed­nak, że Jeri nie mogła z niego sko­rzy­stać, bo – jak mówi – „mojej matce nie chciało się mnie wozić na zaję­cia. Uwa­żała, że to zawra­ca­nie głowy”.

Jan L. Wal­dron, Giving Away Simone, New York: Anchor, 1997. [wróć]

Czułe słówka, 1983 (film). [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki