Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jedenaście miesięcy po wyzwoleniu z nazistowskich obozów koncentracyjnych Viktor E. Frankl wygłosił w Wiedniu szereg publicznych wykładów. Psychiatra, który wkrótce stał się sławny na całym świecie, wyjaśnił swoje główne myśli na temat sensu życia i odporności nawet w obliczu wielkich przeciwności. Mocnych dowodów na to dostarczają jego własne bolesne doświadczenia straty, głodu czy lęku przed śmiercią, które jednak pozwoliły na zaistnienie nadziei, przyjaźni i poczucia celu w obozowej rzeczywistości.
Opierając się na maksymie „Żyj tak, jakbyś żył po raz drugi i za pierwszym razem postąpił równie niewłaściwie, jak zamierzasz postąpić teraz!”, Frankl ujawnił swoje podstawowe przekonanie, że bycie człowiekiem oznacza możliwość do bycia innym w każdej sytuacji.
Przesłanie to rezonuje dziś równie silnie jak przed laty. Pomimo niewyobrażalnych przeżyć Frankl nauczył się, dzięki sile swoich współwięźniów, że każdy kryzys niesie ze sobą również szansę i że zawsze można „powiedzieć tak życiu”. To głęboka, ponadczasowa i nadal aktualna lekcja dla nas wszystkich. Znajdź nadzieję nawet w tych mrocznych czasach!
Viktor E. Frankl (1905–1997) – austriacki profesor neurologii i psychiatrii na wydziale medycznym Uniwersytetu Wiedeńskiego, twórca trzeciej wiedeńskiej szkoły psychoterapii (obok psychoanalizy Freuda i psychologii indywidualnej Adlera) – logoterapii. U jej podstaw leży przekonanie, że każdy człowiek poszukuje w życiu sensu, a jego odnalezienie ma uzdrawiający wpływ na ludzką psychikę. Więzień niemieckich obozów koncentracyjnych Auschwitz i Dachau.
Jest autorem 32 książek, które przetłumaczono na wiele języków. Jego najsłynniejsza książka Człowiek w poszukiwaniu sensu sprzedała się w wielu milionach egzemplarzy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 110
Opublikowane w tej książce teksty – zapis wykładów wygłoszonych przez Viktora Frankla w 1946 roku – odznaczają się potężną siłą oddziaływania i zaskakującą aktualnością. W skondensowanej formie przekazują całą filozofię tego wielkiego lekarza i psychoterapeuty, którą w następnych dekadach popularyzował w licznych książkach i artykułach. Viktor Frankl z niezrównaną głębią ukazuje w tych trzech tekstach conditio humana. Dlatego też należy docenić zasługi wydawnictwa Beltz Verlag, które wydało niniejszy tom, udostępniając myśl Frankla dzisiejszej publiczności, zwłaszcza zaś młodszym pokoleniom.
Viktor Frankl był gigantem, chociaż z racji powściągliwego, skromnego usposobienia odrzuciłby takie określenie. Dla mnie równy jest Hipokratesowi, twórcy sztuki lekarskiej w klasycznej Grecji, i alzackiemu lekarzowi Albertowi Schweitzerowi, który w 1954 roku otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Viktor Frankl, podobnie jak Schweitzer, interesował się zagadnieniami antropologicznymi, dotyczącymi fundamentów człowieczeństwa, wychodząc daleko poza sztukę medyczną. Pozwolę sobie wymienić i bliżej omówić trzy aspekty, które wyjątkowo mnie poruszyły w wydanych tu tekstach.
Kiedy czterdziestojednoletni Viktor Frankl prowadził wykłady, których zapis zawiera ta książka, był mężczyzną w najlepszym okresie życia. Miał już jednak za sobą jedne z najgorszych doświadczeń, jakie mogą spotkać człowieka. Frankl był jednym z milionów ludzi, którzy padli ofiarą straszliwych zbrodni nazistów, a zarazem jednym z niewielu, którzy przeżyli uwięzienie w obozie koncentracyjnym (w jego wypadku w kilku obozach). Z tamtego czasu wyniósł doświadczenie, które pozwoliło mu zrozumieć, co stanowi rdzeń człowieka, kiedy odebrano mu już wszystko: spotkanie z własnym „ja” (das eigene Selbst). Cechą charakterystyczną dzisiejszej epoki jest to, że wiele osób wskutek pośpiechu życia nie ma okazji do spotkania z własnym „ja” lub aktywnie tego unika, bezustannie się rozpraszając. Dlaczego? Dlatego że takie spotkanie z samym sobą mogłoby się wiązać z nieprzyjemnymi uczuciami lub zgoła byłoby nie do zniesienia.
Bycie więźniem w obozie koncentracyjnym jest doświadczeniem wyjątkowym, którego nie da się z niczym porównać. Jednak Viktor Frankl dobitnie nam uświadamia, że zgodziłby się z tym tylko w ograniczonym zakresie – nawet tak zwane zupełnie normalne życie stawia człowieka w sytuacjach, które za jednym zamachem odbierają mu niczym więźniowi niemal lub zgoła wszystko, co dotychczas pozwalało mu unikać spotkania z własnym „ja”. Tego rodzaju sytuacje mogą dotknąć każdego – w samych Niemczech co roku 480 tysięcy osób zapada na raka. Różnorakie ciosy losu, straty, wypadki lub choroby mogą raptownie wtargnąć w życie człowieka i ograniczyć jego możliwości, a w niektórych przypadkach nałożyć nań najcięższe wręcz ograniczenia. Co wtedy?
Teksty Viktora Frankla dodają odwagi, by spotkać się z własnym „ja” nie dopiero wtedy, gdy zrządzeniem losu wszystko, co nieistotne, uległo „przetopieniu”, gdy „pieniądze, władza, sława (…), wszystko stawało się wątpliwe” lub poszło w niepamięć (w cudzysłowie przytoczone są słowa Frankla). Nasze „ja” warte jest tego, byśmy nie zwracali się ku niemu dopiero wtedy, gdy życie nie daje nam już innego wyboru. Niedawno sam poświęciłem książkę ludzkiemu „ja”2. Według Frankla główne zadanie życia polega na tym, by już na wczesnym jego etapie być dobrze uformowanym wewnętrznie. Wymaga to wypracowania „wewnętrznej umiejętności” zachowania „swego »ja«, swej najwłaściwszej istoty” również wtedy, gdy nagle znikają powody bezustannej dystrakcji oraz materialne błahostki, którymi otaczamy się na co dzień.
Kto nie nawiązał kontaktu z własnym „ja”, a los nagle zmusił go do odpowiedzi na pytanie, co czyni jego życie istotnym, wartościowym i sensownym, temu grozi niebezpieczeństwo popadnięcia w apatię w chwili kryzysu. Viktor Frankl dostrzegał, że „upadek psychiczny (…) prowadzi także do upadku fizycznego”. Przemawia tu jako holistycznie myślący lekarz i dostrzega to, co jest dziś rdzeniem medycyny psychosomatycznej i co, między innymi, odpowiada stanowi wiedzy współczesnej psychoonkologii – u ludzi, którzy tracą przyrodzone siły, słabnie system odpornościowy, a tym samym zdolność oporu wobec choroby, również nowotworowej3.
Viktor Frankl świetnie ukazuje nam źródła, z których nasze życie może czerpać sens. Coraz więcej ludzi na całym świecie odczuwa udrękę, odkrywając, że dobrobyt materialny nie jest per se zjawiskiem sensotwórczym (co skłania ich do zwracania się coraz częściej ku rozmaitym propozycjom duchowym). Jak mówi Frankl, „przyjemność (Lust) jako taka nie jest czymś, co mogłoby nadać sens bytowi (Dasein) (…). Szczęście nigdy nie powinno i nie może być celem, lecz jedynie rezultatem”. Wychodząc z tego założenia, Viktor Frankl rozwija kluczową myśl, która stanowi rdzeń tworzonej przez niego koncepcji filozoficzno-egzystencjalnej: „(…) pytanie nie może już brzmieć: »Czego mam jeszcze oczekiwać od życia?«, lecz (…) raczej: »Czego życie oczekuje ode mnie?«”. To życie, stwierdza Frankl, kieruje do nas pytania, na które mamy odpowiedzieć. Tylko gdy to czynimy, pojawia się możliwość sensownego spełnienia.
Środki, którymi dysponujemy, by odpowiedzieć na pytania kierowane do nas przez życie, to według Frankla czynne działanie, czuła uwaga nakierowana na bliźniego i doświadczanie pięknych wrażeń (włączając tu uroki natury). Komu odebrano możliwość bycia czynnym, temu pozostaje przeżywanie – oraz doświadczanie – bycia kochanym. Człowiek może, „pozostając poza byciem czynnym, nadawać życiu sens (…) w biernym wchłanianiu świata”.
Szukając potencjalnych źródeł sensu, Viktor Frankl prowadzi swoje czytelniczki i czytelników w najgłębsze otchłanie – jednym ze źródeł sensu może stać się także nałożone na człowieka nieusuwalne cierpienie. Sposób, w jaki człowiek ustosunkowuje się w duchu do swego cierpienia, również bywa aktem sensotwórczym. „Zewnętrzne niepowodzenia i porażki w świecie nie mogą mieć najmniejszego wpływu na sens, który niekiedy wyłania się także z bycia chorym i z umierania”. Frankl mówi tutaj o „wewnętrznym sukcesie”. Jego zdaniem sens naszego życia zasadza się w niemałej mierze na tym, „jaką postawę przybieramy wobec zewnętrznego losu”.
Wynikają stąd wysoce aktualne odniesienia do kwestii, którymi dziś się zajmujemy w badaniach nad traumą. Choroba i przebyte urazy mogą u osób, które otrzymają wystarczające wsparcie społeczne lub terapeutyczne, nie tylko skutkować obciążeniami, lecz także prowadzić do czegoś, co obecnie określa się mianem „potraumatycznego wzrostu” (posttraumatic growth). Ludzka psychika4 może „przynajmniej do pewnego stopnia i w pewnych granicach” wzmocnić się również poprzez obciążenie. Jak pisze Frankl, „od człowieka i tylko od niego zależy, czy cierpienie ma sens, czy też nie”.
W opublikowanych w tej książce tekstach Frankla niezwykle cenne są moim zdaniem jego rozważania na temat relacji między pacjentem a lekarzem. W wywoływanym zwykle przez poważną chorobę kryzysie duchowym pacjent (lub pacjentka) z reguły nie znajduje samodzielnie drogi do odzyskania sił. Potrzebuje dobrego lekarza, aby odkryć ukryty sens swojej choroby i odnaleźć przyrodzone siły.
Viktor Frankl, który w momencie aresztowania przez nazistów i osadzenia w obozie koncentracyjnym był już specjalistą neurologiem, nie uprawia taniej krytyki wobec medycyny akademickiej. Opisuje on raczej jedno z niebezpieczeństw nierozłącznie związanych z nowoczesną medycyną: zredukowanie pacjenta do „przypadku” i „jednostki chorobowej”. Jeżeli ktoś sądzi, że cytowane przez Frankla terminy pochodzą z innej, dawniejszej epoki, ten jest w błędzie. Słyszałem wielu kolegów po fachu, którzy w ten sposób mówili o pacjentach i współpracownikach („jednostki robocze”). Pojęcia te ilustrują, by odwołać się do słów Frankla, „jak silnie i rozlegle rozlewa się owa tendencja dystansowania się ze strony lekarza, uprzedmiotawiania przezeń człowieka”. Czytając, że „dobry lekarz będzie stale korygował swoje podejście z przedmiotowego ku człowieczemu”, odnosi się wrażenie, że jest to przesłanie zaadresowane do dzisiejszej medycyny. Interesujące byłoby wiedzieć, jak Viktor Frankl wypowiadałby się obecnie wobec tych, którzy sądzą, że ogół ma prawo żądać czegoś od jednostki w imię służby medycynie, jak na przykład uznawanej za standard gotowości do dawstwa organów. Niech każdy czytelnik i każda czytelniczka odpowie sobie na to pytanie po lekturze tekstów Frankla.
Do szczególnie poruszających fragmentów zaliczam też jego postulat, by pacjent niejako odbijał się w lekarzu i w głębszym znaczeniu był przez niego „widzianym”. To bowiem „człowieczość w lekarzu odkrywa dopiero to, co człowiecze, w chorym, (…) a ponadto budzi w chorym to, co człowiecze”. Cóż za zdanie! Człowiek, zwłaszcza dotknięty przez los lub chorobę, potrzebuje odzwierciedlenia siebie i bycia widzianym nie tylko przez lekarza, ale i w ogólności. Potrzebuje Innego, by móc znaleźć sens w cierpieniu i podjąć próbę wypracowania odpowiedniej postawy w konkretnej trudnej sytuacji. Każdy z więźniów kacetu „wiedział (…), że gdzieś tam ktoś w jakiś sposób jest i niewidoczny mu się przygląda”. Frankl wielokrotnie podkreśla „egzystencję innych, bycie innych”, bez których człowiek nie mógłby ocalić swojego „ja” i sprostać zadaniom stawianym przez życie. Tutaj właśnie objawia się cała potężna aktualność tekstów Frankla. Stwierdzenie, że potrzebujemy społecznego rezonansu, by zyskać, rozwinąć i zachować własne „ja”, jest myśleniem nowoczesnym par excellence5.
Życzę tekstom zamieszczonym w tej książce wielu zainteresowanych czytelniczek i czytelników. Nie ulega wątpliwości, że lektura pism Viktora Frankla przynosi ogromne korzyści osobiste.
Berlin, latem 2019 r.
Prof. dr n. med. Joachim Bauer6
Viktor Frankl wygłosił zamieszczone tu wykłady w marcu i kwietniu 1946 roku na uniwersytecie ludowym w wiedeńskiej dzielnicy robotniczej Ottakring. W tym samym roku ukazały się one w książce pod tytułem „…trotzdem ja zum Leben sagen”. Drei Vorträge („…mimo wszystko powiedzieć życiu »tak«”. Trzy wykłady). Tytuł ten zawiera cytat ze słynnej Pieśni buchenwaldzkiej7 – Frankl posłużył się nim raz jeszcze, publikując wznowienie swojej książki Ein Psycholog erlebt das KZ8 razem z dramatem Synchronisation in Birkenwald (Synchronizacja w Birkenwaldzie), dlatego niniejszy tom musiał otrzymać nowy tytuł.
Na potrzeby tego wydania delikatnie dostosowano do współczesnych wymogów niektóre używane przez Frankla terminy, które w momencie powstawania wykładów stanowiły oczywisty składnik zarówno powszechnego, jak i medycznego słownika, jednak nie odpowiadają już dzisiejszej wrażliwości, na przykład Irrenanstalt („zakład dla obłąkanych”), Neger („Murzyn”), Geisteskranker („chory umysłowo”)9, Vertilgung („wytępienie”)10, idiotische, geistig zurückgebliebene Kinder („zidiociałe, upośledzone umysłowo dzieci”).
I
Mówienie o sensie i wartości życia może się dzisiaj wydawać pilniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, trzeba jednak zapytać, czy i w jakiej mierze byłoby ono „możliwe”. Pod pewnym względem jest to dziś przecież łatwiejsze: o tylu sprawach wolno znowu swobodnie mówić – o tylu sprawach, które pozostają w istotnym związku z problemem sensowności i wartości ludzkiej egzystencji oraz godności człowieka. Pod innym względem wszakże mówienie o „sensie”, „wartości” i „godności” stało się trudniejsze. A zatem musimy zadać sobie pytanie – czy można dzisiaj jeszcze tak po prostu posługiwać się tymi słowami? Czy obecnie sam ich sens nie stał się w jakiś sposób podejrzany? Bo czy w ostatnim czasie nie uprawiano zbyt wiele negatywnej propagandy skierowanej przeciw temu, co te słowa znaczą, co kiedyś znaczyły?
Propaganda ostatnich lat stała się niemal propagandą przeciwko jakiemukolwiek sensowi i przeciwko związanej z nim wartości bytu (Dasein)! W tych latach usiłowano wręcz zademonstrować bezwartościowość (Unwert) ludzkiego życia.
Poczynając od Kanta, europejskie myślenie pozwalało formułować jasne wypowiedzi na temat właściwej godności człowieka: sam Kant w drugim sformułowaniu imperatywu kategorycznego stwierdził, że każda rzecz posiada swoją wartość, człowiek natomiast godność – człowiek, jak pisał Kant, nie może nigdy stać się środkiem do celu. Jednakże w porządku gospodarczym ostatnich dekad z ludzi pracujących uczyniono na ogół środki, zdegradowano ich do środków życia gospodarczego. Praca nie była już środkiem do celu, do życia – środkiem zapewniającym życie11, lecz raczej człowiek i jego życie, jego siła życiowa, siła robocza – wszystko to stało się środkiem do celu.
A potem przyszła wojna – wojna, w której człowiek wraz ze swym życiem został oddany nawet na służbę śmierci. I przyszły obozy koncentracyjne. Tam zaś nawet to życie, które zasługiwać miało wyłącznie na śmierć, wykorzystywano w jego ostatnim okresie. Cóż za deprecjacja życia, cóż za degradacja i upodlenie człowieka w tym się kryje! Wyobraźmy sobie tylko, chcąc to pojąć, że państwu chodzi o to, by wszystkich skazanych przez siebie na śmierć jeszcze w jakiś sposób wyzyskać, spożytkować ich siłę roboczą aż po ostatnią chwilę nędznego żywota – jakby w przekonaniu, że jest to przecież rozsądniejsze niż uśmiercenie takich ludzi od ręki, nie mówiąc już o żywieniu ich po kres żywota. A czy w obozach koncentracyjnych nie wytykano nam aż nazbyt często, że „nie jesteśmy warci tej zupy” – tej, którą wydawano nam jako jedyny posiłek w ciągu dnia i której koszty winniśmy byli spłacić w formie robót ziemnych? My, niegodni, musieliśmy również odpowiednio przyjmować ów niezasłużony, łaskawy dar – więźniowie, odbierając zupę, mieli obowiązek zdejmować czapkę. Cóż, tak jak nasze życie niewarte było zupy, tak też nasza śmierć warta była niewiele, niegodna nawet ołowianej kuli – zamiast niej: cyklon B.
Wreszcie doszło do masowych zabójstw w zakładach dla obłąkanych. Tam stało się oczywiste, że wszelkie życie, które nie było – niechby i w najmizerniejszy sposób – „produktywne”, uważano dosłownie za „niewarte życia” (lebensunwert).
W tej epoce, jak powiedzieliśmy, propagowano także bez-sens (Un-Sinn). Jak to wyglądało?
Nasze dzisiejsze poczucie istnienia (Lebensgefühl) nie pozostawia wiele miejsca na wiarę w sens. Żyjemy w typowym czasie powojennym. Ów stan umysłu, psychiczną kondycję współczesnego człowieka można bodaj najcelniej, choć w nieco dziennikarskim stylu, scharakteryzować jako „zbombardowany psychicznie”. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby nie zarazem nachodzące nas bezustannie uczucie, że znowu żyjemy w okresie przedwojennym. Wynalezienie bomby atomowej podsyca lęki przed katastrofą na skalę światową, a swoisty nastrój końca świata ogarnia zmierzające do kresu drugie tysiąclecie. Takie apokaliptyczne nastroje znamy już z historii. Pojawiały się na początku pierwszego tysiąclecia i pod jego koniec. U schyłku ubiegłego zaś wieku panował, jak wiadomo, klimat fin de siècle’u. Nie tylko był on defetystyczny, u podłoża wszystkich tych nastrojów leżał bowiem fatalizm.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ojciec autora, Gabriel Frankl, zginął w 1943 r. w obozie koncentracyjnym w czeskim Terezinie (Theresienstadt), dokąd we wrześniu 1942 r. deportowano go z Wiednia wraz z żoną, synem i synową. Z całej rodziny Franklów wojnę przeżyli Viktor Frankl oraz jego siostra Stella, której na krótko przed deportacją udało się wyjechać do Australii, pozostałych – matkę, żonę, brata i bratową autora – zamordowano w obozach w Oświęcimiu (Auschwitz) i Bergen-Belsen. O śmierci najbliższych Frankl dowiedział się po powrocie do Wiednia, w sierpniu 1945 r., pół roku później opatrzył wstrząsającą dedykacją ten właśnie cykl wykładów. [wróć]
J. Bauer, Wie wir werden, wer wir sind. Die Entstehung des menschlichen Selbst durch Resonanz, München 2019. [wróć]
Tenże, Selbststeuerung. Die Wiederentdeckung des freien Willens, München 2018. Por. także: E. Reuter, G. Haarhoff, Y. Malzon-Jessen, Über Lebensgeschichten nach schwerer Krebserkrankung, Stuttgart 2020. [wróć]
Frankl posługuje się pojęciem Seele, co znaczy „dusza”. Słowo to w języku niemieckim może mieć znaczenie metafizyczne, jest też jednak synonimem psychiki; dawniejsze określenie lekarza psychiatry, którego Frankl też używa, to zresztą Seelenarzt, czyli „lekarz duszy”. Polskie konotacje „duszy” są podobne: „całokształt dyspozycji psychicznych, uczuciowych i intelektualnych człowieka składających się na jego osobowość” oraz „w religii i filozofii: niematerialny i nieśmiertelny pierwiastek w człowieku, ożywiający ciało i opuszczający je w chwili śmierci” (https://sjp.pwn.pl/szukaj/dusza.html, dostęp 14.02.2021). Jednak by uniknąć nieporozumień i niezamierzonych religijnych konotacji, tłumaczę to słowo jako „psychika” (wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumaczki książki). [wróć]
Por. J. Bauer, Wie wir werden…, dz. cyt. [wróć]
Prof. dr n. med. Joachim Bauer jest lekarzem internistą, psychiatrą, psychoterapeutą i autorem cenionych książek popularnonaukowych. Przez wiele lat zajmował się badaniami naukowymi w dziedzinie neurobiologii. Mieszka, wykłada i pracuje w Berlinie. Więcej informacji: www.psychotherapie-prof-bauer.de [wróć]
Pieśń buchenwaldzką (Buchenwaldlied) jako swoisty hymn obozu stworzyli w 1938 r. na rozkaz zastępcy komendanta obozu austriaccy więźniowie – librecista i pisarz Fritz Löhner-Beda oraz kompozytor Hermann Leopoldi. Wykonywano ją na polecenie esesmanów podczas apelów obozowych, towarzyszyła też wymarszom brygad roboczych do pracy i powrotom do obozu. Por. https://de.wikipedia.org/wiki/Buchenwaldlied, dostęp 28.01.2021. [wróć]
Ukazała się ona w przekładzie Stefanii Zgórskiej pod tytułem Psycholog w obozie koncentracyjnym w 1962 r. nakładem Paxu oraz w przekładzie Aleksandry Wolnickiej jako Człowiek w poszukiwaniu sensu w 2009 r. w wydawnictwie Czarna Owca. [wróć]
Ta archaiczna już dziś terminologia psychiatryczna wywodzi się jeszcze z czasów Oświecenia. Opiera się ona na przyporządkowaniu chorób do kategorii Gemütskrankheiten lub Geisteskrankheiten, czyli „chorób afektów” i „chorób umysłowych”. Pierwsza grupa dotykała sfery emocji i uczuć, nie naruszając wszakże władz umysłowych, druga natomiast powodowała zaburzenia postrzegania rzeczywistości. [wróć]
Słowo to w języku niemieckim oznacza „wytępienie, wyniszczenie robactwa, chwastów, uciążliwej zarazy”. Naziści posługiwali się nim w odniesieniu do zabijania „niepożądanych” osób. [wróć]
W oryginale mamy do czynienia z grą słów. Frankl zapisuje słowo Lebensmittel (artykuł, środek spożywczy) jako Lebens-Mittel (środek do życia, umożliwiający życie). [wróć]