Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Autorka Pana Drake’a i We’re just friends.
Dla Mai Żurawskiej wycieczka z bratem i jego kolegą Mateuszem miała być miło spędzonym czasem. Nic nie zapowiadało, jak bardzo życie dziewczyny wkrótce się zmieni – ze spokojnego w pełne strachu i bólu. Maja z przerażeniem odkrywa, że Mateusz został zabity, a wszelkie poszlaki wskazują na nią.
Dziewczyna zostaje skazana za morderstwo na osiem lat.
Po wyjściu na wolność młoda kobieta przeprowadza się na wieś, gdzie zamierza stanąć na nogi. Pragnie zapomnieć o wieloletnim wyobcowaniu i koszmarze, jakiego doświadczyła. Tymczasem już pierwszego dnia staje się oczywiste, że przeszłość nie da o sobie tak łatwo zapomnieć.
Jej sąsiadem okazuje się strażnik więzienny pracujący w areszcie, w którym odbywała karę. To nie jedyna niespodzianka – we wsi dochodzi bowiem do morderstwa, a Maja ponownie trafia na listę podejrzanych.
Czyżby koszmar miał zacząć się od nowa? Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Lena M. Bielska
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Karina Przybylik
Joanna Boguszewska
Karolina Piekarska
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autor ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-656-1
Maja
Osiem lat temu
– Ty jesteś nienormalny, Michał! Czy ty chcesz, żebym poszła siedzieć? – Spojrzałam na niego z wściekłością.
Wpadł na genialny pomysł zabrania z nami kumpla od siedmiu boleści, którego nienawidziłam, odkąd w podstawówce przykleił mi gumę do włosów, a mama musiała mi je ściąć. Miałam piękne, długie blond kosmyki, do cholery, które zmieniły się w jakieś krótkie siano!
– Przestań się wnerwiać, furiatko. – Westchnął z politowaniem. – Nie widzieliście się od dobrych kilku lat, więc nie przesadzaj, że od razu rzucicie się na siebie z nożami.
Prychnęłam głośno, krzyżując ramiona na piersi. Spojrzałam na swojego brata bliźniaka, unosząc brew.
– Ty naprawdę chcesz, żebym wylądowała w więzieniu – warknęłam ze złością.
Mieliśmy jechać przerobionym samochodem dostawczym w objazdówkę po Polsce na całe wakacje tylko we dwójkę. WE DWÓJKĘ! A wszystko dlatego, że w październiku miałam lecieć do Szkocji, żeby pracować u jednego z fotografów. Michał zostawał w Polsce.
– Po cholerę go z nami zabierasz? – Opadłam ociężale na kanapę, zwijając dłonie w pięści. – Czy on w ogóle wie, że ja też jadę?
Prychnął, kręcąc głową.
– Oczywiście, że wie.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego z powątpiewaniem.
– Co on tak właściwie robi w Polsce? Siedział w Niemczech już dobry czwarty rok. Znudziło mu się?
Michał wzruszył ramionami i skierował się w stronę schodów.
Aha.
– Mateusz przyjedzie za jakiś kwadrans, więc…
Ukryłam twarz w dłoniach, jęcząc głośno z niezadowolenia. Straciłam ochotę na ten wyjazd.
– Będziesz płacić grube pieniądze, żeby mnie adwokat wyciągnął z aresztu, zobaczysz – ostrzegłam go.
– Nie przesadzaj. Nie będzie tak źle.
Chyba sam w to nie wierzył, a wydarzenia następnych kilkunastu dni tylko go w tym utwierdziły. Sama nie wiem, jak to się stało, że zostałam skazana za morderstwo, którego NIE popełniłam, ale o którym nieraz myślałam.
Maja
Osiem lat temu
Tylko spokojnie, Maja, wdech, wydech. Pamiętaj, jesteś oazą spokoju, a ten dupek, który siedzi obok ciebie i pieprzy trzy po trzy o tym, jak to zajebiście będzie na wspólnej wycieczce, jest tylko wytworem twojej wybujałej wyobraźni…
– Maja?
– Huh? – Spojrzałam na Michała rozkojarzonym wzrokiem. Zamrugałam szybko i zmarszczyłam brwi, domyślając się, że chyba któryś z nich zadał mi pytanie. – Sorry, nie słuchałam was.
Michał przewrócił oczami, a Mateusz tylko zerknął na mnie kątem oka. Czekałam na jakiś jego durny komentarz, ale się nie doczekałam.
– Pytałem, co myślisz o tym, żeby pojechać najpierw w stronę Kołobrzegu, a potem wzdłuż wybrzeża na wschód.
Wzruszyłam ramionami. Było mi wszystko jedno – najważniejsze, żeby spędzić czas z bratem, próbując nie zwracać uwagi na Mateusza. Wymyśliłam nawet własne motto na ten wyjazd: „Mateusz nie istnieje”.
– Wszystko mi jedno, Michał – mruknęłam, wstając z kanapy z zamiarem zabrania piwa z lodówki. Mieliśmy wyjeżdżać za jakieś dwie godziny, a ja wiedziałam, że nie wytrzymam towarzystwa jego kumpla na trzeźwo.
– I taka z tobą gadka – burknął pod nosem z irytacją.
Otworzyłam usta, żeby mu się odgryźć, ale finalnie zacisnęłam je w wąską kreskę. Nie. Nie zamierzałam się z nim kłócić ani tym bardziej dawać Mateuszowi satysfakcji, że denerwuje mnie jego obecność.
Pamiętaj, Maja, on nie istnieje. To tylko wytwór twojej wyobraźni, nic więcej!
Wzięłam z lodówki butelkę i od razu ją otworzyłam, a potem upiłam kilka łyków i wróciłam do salonu. Po drodze minęłam kilka toreb podróżnych, do których spakowaliśmy się z Michałem. Nie były wielkie i nie miały też za wiele w środku, bo nie było aż tyle miejsca w samochodzie, żeby wywozić pół domu.
– Michał mówił, że w październiku wyjeżdżasz do Szkocji.
Spojrzałam na Mateusza, marszcząc nieznacznie nos.
– Tak. – Upiłam kolejny łyk alkoholu.
– Do tego całego fotografa, którym się tak fascynowałaś? – Wlepił we mnie zaciekawione spojrzenie.
Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na brata. Pisał coś na telefonie i kompletnie nie zwracał na nas uwagi.
Dupek.
– Tak, do tego całego fotografa, którym się tak nadal fascynuję – odpowiedziałam i oparłam się biodrem o komodę, nie spuszczając z niego wzroku. Czekałam na jakiś głupi komentarz. Zawsze nabijał się z moich pasji i dodatkowych zajęć w szkole.
– Cieszę się, że ci się udało. – Uśmiechnął się. Szczerze.
Czekaj, co?
Zamrugałam, próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Odniosłam wrażenie, jakbym znalazła się w jakiejś pieprzonej równoległej rzeczywistości. Mateusz się uśmiechnął. Gbur się uśmiechnął. Do mnie. A do tego szczerze!
Spojrzałam na etykietę piwa, żeby sprawdzić, czy może przypadkiem nie wzięłam jakiegoś dziwnego wynalazku, które czasami kupował Michał. Ale nie, piłam Tyskie, więc…
Otworzyłam usta, ale za chwilę je zamknęłam, bo sama nie wiedziałam, co powiedzieć. Zabrakło mi języka w gębie. Nie byłam przygotowana, że Mateusz będzie… miły! Raczej szykowałam się na wojnę z nim, a nie uprzejme rozmówki o wszystkim i o niczym.
Co, do cholery?
Niespecjalnie wierzyłam, że coś mu się pozmieniało w głowie przez te cztery lata. Przecież myśmy się od zawsze żarli!
– Ćpałeś coś? – zapytałam wreszcie, mrużąc oczy.
Spiął się nieznacznie i posłał Michałowi oskarżycielskie spojrzenie. Ten zaś wlepił we mnie wkurwiony wzrok.
Co ja niby takiego…?
Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na Mateusza. Obrzuciłam szybkim wzrokiem jego ciało, dłużej koncentrując się na rękach. Uniosłam brew, gdy zauważyłam kilka blizn w zgięciach łokci. Próbował je teraz przede mną ukryć, krzyżując ramiona na piersi. Dostrzegłam również kilka szram na nadgarstkach.
Uniosłam brew i chrząknęłam. Nie zamierzałam jechać na wakacje z ćpunem.
– Jestem czysty od kilku miesięcy – warknął ze złością; chyba spostrzegł moje niezadowolenie. Spojrzał na Michała. – Miałeś jej nic…
– Nie mówiłem! – przerwał mu i wlepił we mnie wyczekujące spojrzenie, jakby chciał, żebym coś powiedziała.
Ale niby co miałam powiedzieć? Wcześniej moja opinia na temat Mateusza była na niskim poziomie, a teraz spadła poniżej zera.
Prychnęłam głośno i dopiłam do końca piwo.
– Świetnie – mruknęłam. – Wakacje marzeń zmieniły się w wakacje z ćpunem.
– Jestem czysty – warknął.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem i przesunęłam wzrokiem po jego ramionach.
– Jeśli znajdę coś, co chociaż w małym stopniu będzie przypominać narkotyki, wyrzucę cię na zbity pysk…
– Maja! – Michał wstał i wlepił we mnie wkurwione spojrzenie.
– Co „Maja”?! – ryknęłam. – Nie zamierzam jechać na wakacje z ćpunem!
Michał otworzył usta, purpurowiejąc na twarzy, ale zamknął je, gdy Mateusz się odezwał:
– Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł. Nie będę wam…
– Przestań – przerwał mu stanowczo mój brat, a potem spojrzał na mnie. – Na taras. Już. – Podszedł do mnie i pociągnął w stronę wyjścia. Gdy tylko znaleźliśmy się na podwórku, wlepił we mnie zirytowane spojrzenie. – Mateusz nie ćpa od kilku miesięcy. Przeszedł odwyk. Jest czysty. Wrócił z Niemiec, nie miał co ze sobą zrobić, więc zaproponowałem mu wyjazd. Nie mogę zostawić go tu samego, bo on sam sobie jeszcze nie ufa, a ja nie zamierzam go porzucać w potrzebie. Możesz się ogarnąć? Chociaż na te dwa miesiące?
Zamrugałam gwałtownie. Wciągnęłam głośno powietrze do płuc i wypuściłam je z sykiem spomiędzy warg.
– Pytałam wcześniej, czemu wrócił, to mi nie powiedziałeś. Zamierzałeś mnie w ogóle poinformować, że był na odwyku?
– Nie.
– To… Co? – Chrząknęłam. – Słucham?
Westchnął głośno i przeczesał palcami blond włosy.
– Daj spokój, Maja. On mnie potrzebuje. Zresztą, jak widać, nie skacze do ciebie jak wściekły rottweiler, czego nie mogę powiedzieć o twoim zachowaniu w stosunku do niego, więc odpuść, proszę. – Spojrzał na mnie błagalnie. – Pogubił się, ale teraz wychodzi na prostą. Nie mówiłem ci nic, bo wiedziałem, że tak właśnie zareagujesz.
Nie no, kurwa, po prostu…
– Dobra – mruknęłam w końcu. – Będę udawać, że on nie istnieje. – Minęłam go w drzwiach, kierując się do salonu. Po drodze złapałam za rączki dwóch toreb podróżnych i ruszyłam w stronę wyjścia z domu. Michał coś tam do mnie jeszcze próbował powiedzieć, ale puściłam to mimo uszu. Nie chciałam się z nim kłócić, już i tak doszczętnie zniszczył mi humor.
Gdy chowałam torby do szuflad pod pseudołóżkami w naszym dostawczaku, podszedł do mnie Mateusz. Spojrzałam na niego przez ramię, gdy podał mi swoją torbę.
– Wiem, że… – Zamilkł, kiedy machnęłam ręką.
– Poniosło mnie. – Skrzywiłam się nieznacznie.
Było mi trochę głupio, gdy tak wyskoczyłam z tym ćpaniem. Gdybym wiedziała wcześniej, że wyszedł niedawno z odwyku, ubrałabym myśli w zdecydowanie inne słowa.
– Sorry, że niszczę wam rodzinny wyjazd. To nie był mój pomysł. Michał nalegał.
– Domyślam się – mruknęłam i zasunęłam szufladę, a potem zabezpieczyłam ją przed rozsunięciem w trakcie jazdy. Spojrzałam na te dwa pseudołóżka i jęknęłam cicho, bo właśnie coś do mnie dotarło.
Mieliśmy z Michałem spać po przeciwnych stronach samochodu na osobnych posłaniach, które zrobiliśmy z desek, a teraz?
– To ty się będziesz gnieść z Michałem na jednym materacu albo spać na podłodze. Nie ja – burknęłam i ruszyłam w głąb paki. Sprawdziłam po kolei każdą szafkę, upewniając się, że są dobrze pozamykane.
– Spoko, mam materac.
Podskoczyłam, bo nie wiedziałam, że stoi tuż za mną. Przyłożyłam dłoń do piersi i odetchnęłam głęboko.
– Nie skradaj się – warknęłam, poprawiając zabezpieczenie ostatniej szafki. – Dobra, możemy się zbierać. – Wyminęłam go i ruszyłam do wyjścia z samochodu. Nie opuściłam jednak pojazdu, bo nagle coś mnie tknęło; tak, jakbym dostała olśnienia. Spojrzałam na Mateusza. – Od kiedy wiesz, że z nami jedziesz?
Zamrugał, jakby był zaskoczony moim pytaniem, a potem spojrzał w stronę przodu auta. Konkretnie na dwa miejsca obok kierowcy. Zazgrzytałam zębami.
Gdy przerabialiśmy samochód, Michał próbował mi wmówić, że drugie miejsce dla pasażera z przodu jest dla ewentualnego autostopowicza.
– Zabiję go – warknęłam ze złością i wyskoczyłam na zewnątrz, po czym popędziłam do domu. Zanim jednak do niego weszłam, ugryzłam się w język.
Byłam wredną zołzą, wiedziałam o tym. To nie był żaden mój system obronny. Nikt mnie nie skrzywdził ani nie zostałam jakoś specjalnie zraniona. Ja po prostu taka byłam, i to chyba od zawsze, a teraz właśnie moja gorsza strona wychodziła na wierzch.
Zwinęłam dłonie w pięści i głośno wypuściłam spomiędzy warg powietrze.
Dobra, Maja, ogarnij się. To tylko pieprzone dwa miesiące, nic więcej.
– Auto gotowe. Jedziemy? – krzyknęłam, wchodząc do domu. Spojrzałam na Michała zasuwającego rolety antywłamaniowe. – Świetnie to sobie wymyśliłeś. Długo to planowałeś? – Uniosłam brew.
Spojrzał na mnie najpierw z dezorientacją, a po chwili uśmiechnął się kącikiem ust.
– Od jakiegoś czasu. – Wzruszył ramionami. – Na początku naprawdę myślałem o autostopowiczce, ale potem odezwał się do mnie Mateusz i jakoś tak wyszło…
– Jesteś wrzodem na dupie, wiesz o tym, prawda? – mruknęłam, gdy wyszliśmy z domu. – Pieprzonym wrzodem na tyłku!
– Uczyłem się od najlepszej, siostrzyczko. – Wyszczerzył się i trącił mnie ramieniem. – Chodź, furiatko.
Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Michał doprowadzał mnie do szału, ale jednocześnie nie wyobrażałam sobie, że miałby tego nie robić. Był moim bratem. Jedynym, co stałe w moim życiu.
– Idiota – wymruczałam cicho i wskoczyłam na miejsce pasażera.
Mateusz wszedł zaraz za mną i rozparł się wygodnie na fotelu, wyciągając nogi do przodu. Prychnęłam w myślach, gdy trącił mnie kolanem. Zacisnęłam jednak mocno zęby i udałam, że nie zwróciłam na to uwagi i że wcale mnie to nie zdenerwowało. Westchnęłam w duchu. Nawet jeszcze nie ruszyliśmy, a mnie już irytowała jego bliskość.
Kątem oka zerknęłam na jego twarz. Wlepiał zamyślone spojrzenie przed siebie. Dopiero teraz zauważyłam bliznę nad łukiem brwiowym, której kiedyś na pewno nie posiadał. Byłam ciekawa, jak się jej nabawił, ale chwilowo nie zamierzałam o to pytać. Przesunęłam wzrokiem po lekkim zaroście, a potem zerknęłam na włosy. Brązowe, wręcz wpadające w czerń. I te nieco krzaczaste brwi. Najdłużej jednak patrzyłam na rzęsy. Długie, ciemne, gęste i do tego jeszcze podwinięte. Cholera, zazdrościłam mu ich.
Sapnęłam cicho, przez co przekręcił głowę w moją stronę. Uniósł brew, spoglądając na mnie z zaciekawieniem niebieskimi oczami.
– Co jest?
Zwęziłam powieki, zastanawiając się, czy chcę mu powiedzieć coś głupiego, czy może zachowywać się normalnie…
Ostatecznie postawiłam na to drugie.
– Skąd masz bliznę?
Skrzywił się i uciekł wzrokiem w bok, a potem chrząknął i poruszył się niespokojnie na fotelu.
– Nie chcesz, nie mów – mruknęłam i spojrzałam na drogę. Wjeżdżaliśmy właśnie na autostradę w stronę Wrocławia.
Tak jak myślałam, Mateusz nie odpowiedział, a niecałe kilka minut później usłyszałam jego spokojny oddech. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Nie sądziłam, że tak szybko zaśnie.
Huh, ciekawe…
Musiał być zmęczony albo jazda samochodem go nużyła. Ja byłam w pełni sił i ani myślałam o spaniu.
Wyciągnęłam spod siedzenia laptopa i włączyłam program do pisania. Przygryzłam wargę, próbując się skupić na tym, co chcę przelać na papier, ale jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy.
Gdy nasi rodzice zginęli w wypadku, postanowiłam napisać książkę na podstawie historii ich miłości, ale za każdym razem, gdy zabierałam się do pisania, uciekały mi z głowy wszystkie pomysły. Tak jakby nagle ktoś włączył mi czyszczenie wspomnień i słów, których nauczyłam się przez dwudziestoczteroletnie życie.
– Dalej nic?
Spojrzałam na Michała, krzywiąc się.
– Nic. – Zatrzasnęłam laptop. – Pustka.
Pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Może później złapie cię wena. – Uśmiechnął się lekko.
– Może. – Wzruszyłam ramionami. – A może nie.
Parsknął cichym śmiechem, a potem znowu zerknął w moją stronę, ale tym razem nie patrzył na mnie, tylko na śpiącego Mateusza.
– Dzięki – mruknął cicho i uśmiechnął się nieznacznie.
Skinęłam głową, po czym przewróciłam oczami.
Może byłam wredną zołzą, która nie panuje nad słowami, ale nie byłam zimną suką. Skoro Michał uważał, że Mateuszowi jest potrzebny anioł stróż i uczestnictwo w naszym wyjeździe, postanowiłam zacisnąć zęby, ścisnąć pośladki i postarać się o to, żeby wakacje minęły nam w miłej atmosferze.
Jak na razie szło całkiem nieźle, ale wiedziałam, że jest to spowodowane tylko tym, że Mateusz nie jest wobec mnie tak okropny, jak w ciągu wcześniejszych lat. Teraz był jakiś inny, ale… Byłam nieufna. Czułam, że z jego strony to tylko gra, nic więcej.
Skoro jednak on grał, to ja planowałam zostać jeszcze lepszą aktorką.
Maja
Osiem lat temu
Uśmiechnęłam się do siebie, czując przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Westchnęłam cicho i poprawiłam się na kocu, po czym oparłam się na łokciach, żeby spojrzeć na morze. Przebywaliśmy już trzeci dzień w Grzybowie, ale to była jedna z pierwszych słonecznych godzin. Przez poprzednie kilkadziesiąt cały czas padało.
– Spalisz się na skwarkę – rzucił Michał, zanim ułożył się na kocu obok.
– Nie spalę. – Zmrużyłam oczy. Nie widziałam Mateusza, a przecież poszli razem do wody. – Gdzie…?
– Poszedł kupić coś do jedzenia – przerwał mi i szturchnął w ramię, przez co na niego spojrzałam. – Dzięki.
Uniosłam brew; nie bardzo wiedziałam, o co mu chodzi.
– Że nie rzucasz się na niego z pazurami. – Uśmiechnął się.
Zdusiłam w sobie chęć parsknięcia śmiechem. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Wytrzymałam jakieś dwa dni jako potulny baranek, ale gdy pierwszego dnia pobytu w Grzybowie Mateusz zeżarł mi moje ostatnie przekąski, zaczęłam się irytować. Dalej jednak udawałam oazę spokoju, aż szalę goryczy przelał moment, w którym dupek rzucił komentarz na temat mojego brzucha. Michała wtedy nie było przy samochodzie, a ja się nie wyspałam, byłam zmierzła i ostatnie, na co miałam ochotę, to głupie przytyki Mateusza.
Przypadkiem wylałam wodę na jego materac. Ups? Wiedziałam, że zachowuję się jak rozwydrzony dzieciak, ale nie potrafiłam się powstrzymać.
Większość następnego dnia spędziłam w toalecie z rozstrojem żołądka. Odniosłam wrażenie, jakbym miała zaraz wyzionąć ducha i wiedziałam, po prostu wiedziałam, że Mateusz musiał mi coś dosypać do kawy. Zbyt wiele razy przyłapywałam go na obserwowaniu mnie z kpiącym uśmiechem na ustach.
Sam chciał wojny, a ja nie zamierzałam jej przegrać.
– Nie ma za co – mruknęłam i położyłam się z powrotem na kocu. Przestałam zwracać uwagę na otoczenie; nawet na to, że Michał zniknął.
Nie poleżałam jednak za długo w spokoju. Niespodziewanie poczułam coś zimnego i mokrego na brzuchu. Pisnęłam i zerwałam się do siadu, spoglądając w dół. Zwinęłam dłonie w pięści i wlepiłam wkurwione spojrzenie w stojącego nade mną Mateusza.
– Czy ciebie powaliło? – warknęłam i próbowałam odgonić od siebie osę. Zrobiłam to tak niefortunnie, że użądliła mnie w rękę. Syknęłam i zacisnęłam mocno zęby, zrywając się z koca.
Szybko wytarłam brzuch wilgotnymi chusteczkami. Zanim zaczęłam pakować rzeczy do plecaka, posłałam wściekłe spojrzenie Mateuszowi. Czułam pieczenie i coraz większy ból w ręce, przez co w oczach stanęły mi łzy. Mrugałam pospiesznie, żeby je odgonić.
– Idziesz już? – Michał pojawił się obok, gdy zakładałam plecak na ramiona.
– Tak – odparłam, nawet na niego nie spoglądając. – Nie chcę się spalić na skwarkę.
Zaśmiał się, a potem powiedział coś do swojego kumpla od siedmiu boleści. Zmrużyłam oczy i spojrzałam na Mateusza. Wyraźnie widziałam, że uśmiechał się kpiąco. Miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, ale zamiast tego przygryzłam wnętrze policzka i postanowiłam odpuścić. Na razie. Nie chciałam robić burdy na pół plaży.
Zasrany dupek.
Nic się nie zmienił, a przed Michałem udawał, że jest milutki.
Miałam ochotę go udusić!
Gdy tylko wróciłam do samochodu, położyłam się na łóżku i wyciągnęłam telefon. Napisałam do Anki, przyjaciółki, przełykając gorycz wodą mineralną. Nie przebierałam w słowach, włącznie z tym, że zaplanuję morderstwo idealne. Oczywiście w żartach, czego później cholernie mocno żałowałam.
***
Obudziłam się z koszmarnym bólem głowy. Jęknęłam cicho i przesunęłam dłonią po twarzy, a gdy to zrobiłam, zamarłam w bezruchu. Do moich nozdrzy dotarł mdły zapach, który kojarzył mi się tylko z jednym… Przełknęłam głośno ślinę i rozchyliłam powieki, ale natychmiast je zamknęłam. Żołądkiem szarpnęły mdłości, gdy oślepiło mnie światło żarówki. Uniosłam się powoli na łokciach i ponownie zmusiłam do otworzenia oczu. Z chwilą gdy to zrobiłam, oddech ugrzązł mi w gardle, a serce zgubiło rytm. Ścisnęło mnie w dołku. Zanim zdążyłam się ruszyć, zwymiotowałam na podłogę, a potem głośno się wydarłam i natychmiast przykryłam dłonią usta. Uszczypnęłam się w nogę, żeby się obudzić.
Tyle że się nie obudziłam. To nie był koszmar, a ciało leżące na podłodze dostawczaka nie stanowiło wytworu mojej wyobraźni. Znowu targnęły mną spazmy. Po raz kolejny zwymiotowałam. Łzy pociekły mi po policzkach. Sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić na pogotowie, ale zamarłam w bezruchu. Przełknęłam żółć, która podeszła mi po raz kolejny do gardła, gdy zauważyłam obok swojej ręki nóż.
Zakrwawiony nóż.
– O kurwa, o kurwa, o kurwa – wymamrotałam do siebie i uciekłam w róg materaca. Zaszlochałam, próbując wymyślić sensowne wyjaśnienie tego, co się działo. – Mateusz, nie żartuj sobie ze mnie. Nakopię ci do szmat – rzuciłam do leżącego na podłodze dupka.
Nie byłam pewna, na co liczyłam, ale na pewno nie na to, że nic się nie wydarzy. Zadrżałam, tłumiąc wzbierający szloch. Nie wiedziałam, co się stało. Urwał mi się film, gdy zasnęłam po powrocie z plaży. Ostatnie kilka godzin było dla mnie jedną wielką plamą.
Nie wiedziałam, skąd we mnie ta pewność, ale zdawałam sobie sprawę, że Mateusz jest martwy. Zadźgany. Leżał na podłodze w kałuży własnej krwi.
– Maja, tylko spokojnie – wymamrotałam do siebie i rozluźniłam palce, a potem na powrót zwinęłam dłonie w pięści. Przełknęłam głośno ślinę (a może żółć?) i odetchnęłam głęboko kilka razy. – Muszę…
Nie mogłam zadzwonić na policję, chociaż wiedziałam, że muszę, ale… Nie mogłam. Przecież nie mogłam zabić… Ja… Zmarszczyłam brwi, próbując sobie coś przypomnieć, cokolwiek, ale nie byłam w stanie. Nie potrafiłam…
– Nie, nie, nie… – Pokręciłam głową, próbując się jednocześnie uspokoić. Ale jak ja się miałam uspokoić, gdy niecały metr ode mnie leżał martwy Mateusz?! Musiałam coś…
Podskoczyłam, słysząc hałas po drugiej stronie samochodu. Przytknęłam dłoń do ust i spojrzałam w stronę drzwi, które powoli się otwierały. Po chwili zobaczyłam w nich Michała. Przez ułamek sekundy się uśmiechał, ale bardzo szybko zmienił mu się wyraz twarzy. Zbladł i rozdziawił usta.
– Nie wiem, co się stało. To nie ja… Ja… – Załkałam i zacisnęłam mocno palce na prześcieradle.
Zamrugał gwałtownie i drżącymi dłońmi dotknął szyi Mateusza. Skrzywił się, wyprostował i wlepił we mnie spojrzenie.
– Co…? Jak…?
– Nie wiem! – Jęknęłam głośno. – Obudziłam się i znalazłam go… tak… – Machnęłam dłonią, wskazując na ciało.
Przesunął wzrokiem po mojej twarzy, a potem po moich zakrwawionych dłoniach. Na końcu wlepił spojrzenie w nóż. Widziałam, jak nerwowo poruszyła mu się grdyka, gdy przełknął z trudem ślinę.
– Musimy zadzwonić po…
Rozpłakałam się głośno – wiedziałam, jak to wszystko wyglądało z boku. Byłam zakrwawiona – miałam na ciele krew Mateusza – a do tego ten nóż… Mój ulubiony nóż, którym zawsze wszystko kroiłam, bo był ostry jak brzytwa. Zadrżałam i przygryzłam wargę aż do krwi.
– Ja dzwonię na policję, ty dzwoń do Wandy – powiedział stanowczo, zapewne wystukując numer alarmowy.
Przełknęłam z trudem ślinę i sięgnęłam po telefon. Znalazłam w książce adresowej numer ciotki i nacisnęłam drżącym palcem na słuchawkę. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wzdychając głośno.
Kurwa, mam totalnie przesrane. Tak bardzo, bardzo, bardzo. Ja pierdolę!
– Maja?
– Cześć – wyszeptałam drżącym głosem.
– Coś się stało? Coś z Michałem? –W jej głosie wyczułam zdenerwowanie.
– Ja… Będę potrzebować adwokata – wyszeptałam w tym samym momencie, w którym Michał tłumaczył przez telefon dyspozytorce, że znalazł martwe ciało znajomego.
– Adwokata? Co się stało?
Rozpłakałam się, przyciskając dłoń do piersi.
– Obudziłam się, a on nie żył… Ja nie wiem, co mu się stało, ja… Potrzebuję pomocy – wyszeptałam płaczliwym tonem. Chaotycznie próbowałam złapać normalny wdech.
– Gdzie jesteście? – zapytała spokojnie, jakby w ogóle moje słowa ją nie obeszły.
– W Grzybowie…
– Nie rozmawiaj z policją, zanim nie przyjadę. Nie tłumacz się, najlepiej w ogóle nic nie mów. Zrozumiałaś?
– Ta-ak.
– Wchodzę do auta, Maju. Będę najszybciej jak się da. Nie martw się, wyciągnę cię z tego. Tylko nic nikomu nie mów.
– Dobrze – wyszeptałam cicho, a potem się rozłączyłam i wlepiłam spojrzenie w Michała. Przełknęłam z trudem ślinę, gdy popatrzył na mnie ze współczuciem.
***
Na początku nikt nie traktował mnie jako podejrzanej, ale gdy zadawali mi pytania, a ja milczałam, dziwnie na mnie patrzyli. Wiedziałam, że zachowuję się tak, jakbym była winna, ale ja po prostu… Robiłam to, co kazała mi Wanda, jednocześnie nie będąc nawet w stanie powiedzieć, jak się nazywam. Gdy zobaczyłam, jak zapakowali ciało Mateusza do czarnego worka, dotarło do mnie, że on naprawdę nie żyje. Ktoś go zamordował i nie byłam to ja.
Ja pierdolę, ja pierdolę…
Załkałam, przyciskając dłoń do ust, a potem posłałam załzawione spojrzenie Michałowi. Rozmawiał z policjantką. Chyba opowiadał o tym, co zobaczył, jak wrócił do samochodu…
Potem zakuli mnie w kajdanki. Nie szarpałam się, nie próbowałam nawet krzyknąć i zaprotestować. Spodziewałam się tego. Przecież miałam krew na rękach, której z siebie nie zmyłam, bo Wanda poleciła, żebym nie robiła nic, co mogliby potraktować jako zacieranie śladów. Więc jechałam z tymi zakrwawionymi dłońmi na komisariat. Następnie pobrali próbki spod moich paznokci i z dłoni, a na koniec musiałam się rozebrać. Przez ten cały czas płakałam, ale ani razu się nie odezwałam. Ani jednego, pieprzonego razu. Błagałam tylko w myślach, żeby ciotka przyjechała jak najszybciej, bo nie byłam pewna, ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać.
Zabrali mi telefon, ściągnęli odciski palców, a potem zaprowadzili do pokoju przesłuchań. Siedziałam tam i patrzyłam na swoje ręce zakute w kajdanki. Skrzywiłam się, zaciskając mocniej zęby. Nie chciałam już płakać. Teraz zaczynałam być wściekła, bo to wszystko… Cholera. Jakim cudem nic mnie w nocy nie obudziło? Kto zabił Mateusza? Dlaczego tak szybko zasnęłam, gdy nie byłam wcale aż tak zmęczona? Dlaczego…?
Odwróciłam się gwałtownie, gdy drzwi się otworzyły. W progu stanęła policjantka.
– Dzień dobry, nazywam się…
Nie dokończyła, bo tuż za nią pojawiła się moja ciotka.
– Przepraszam, Wanda Białek, obrońca pani Mai Żurawskiej. Chciałabym porozmawiać z moją klientką.
Funkcjonariuszka zmarszczyła brwi i wlepiła spojrzenie w Wandę. Ona zaś stała wyprostowana z wysoko uniesionym podbródkiem i nawet nie mrugnęła.
– Obrońca? Pani Żurawska nie została aresztowana, więc nie ma potrzeby…
– Skoro nie została aresztowana, to nie ma potrzeby jej tu dłużej trzymać, a już na pewno nie musi mieć na nadgarstkach kajdanek, do diabła. Rozumiem, że zebraliście już wszystkie dowody?
– Właśnie miałam przesłuchać panią Żurawską jako świadka.
Ciotka skinęła głową, po czym minęła policjantkę i usiadła obok.
– Proszę bardzo. Zanim jednak do tego dojdzie, proszę natychmiast ją rozkuć. – Posłała funkcjonariuszce stanowcze spojrzenie. – Moja klientka złoży wyjaśnienia, ale tylko w mojej obecności – oznajmiła i spojrzała na mnie uważnie. – Odpowiadaj tylko na zadane pytania. Nie dodawaj nic od siebie, Maju.
Skinęłam głową, mocniej zaciskając palce na dresowych spodniach, w które zostałam przebrana. Zadrżałam, gdy trzasnęły drzwi, po czym spojrzałam w stronę policjantki. Usiadła i posłała mi uspokajające spojrzenie, zanim rozpięła mi kajdanki. Podczas gdy rozmasowywałam zaczerwienioną skórę na nadgarstkach, kobieta wyciągnęła notes i od razu zaczęła zadawać mi pytania. Od tych błahych, jak moja relacja z ofiarą, aż po te najgorsze, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.
Nie miałam pojęcia, kto zabił Mateusza i kiedy dokładnie się to stało. Nie wiedziałam, bo spałam. Policjantka drążyła, biorąc mnie pod włos hasłami typu: „Jeśli będziesz kłamać, to nie będziemy w stanie ci pomóc”.
Wtedy Wanda zaciskała mi palce na udzie, niemo nakazując milczenie. Posłuchałam jej – milczałam, gdy dostawałam dziwne pytania, powodujące u mnie nieprzyjemne dreszcze na plecach.
Na koniec przesłuchania policjantka rzuciła jeszcze, żebym nie opuszczała kraju. Zadrżałam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Dopiero później, gdy wyszłyśmy z komisariatu, rozpłakałam się i wtuliłam w Wandę.
– Będzie dobrze, Maju. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Załkałam głośno, wbijając jej paznokcie w ramiona.
– Nie zabiłam go. Naprawdę go nie zabiłam – wyszeptałam drżącym głosem. – Wierzysz mi? Proszę, powiedz, że mi wierzysz…
– Oczywiście, że ci wierzę, kochanie.
Szkoda tylko, że wyczułam w jej głosie nieszczerość. Ona też myślała, że jestem winna. Sama z tego wszystkiego zaczęłam tak myśleć…
Jakim cudem się nie obudziłam, gdy ktoś mordował Mateusza niecały metr ode mnie?!
***
Byłam podejrzana o morderstwo. Prokurator uznał, że moje wiadomości do Anki są dowodami, że myślałam o zabiciu Mateusza. Dotarli do jakichś jego znajomych, którzy twierdzili, że nigdy go nie lubiłam i często mu się odgrażałam. Tylko Michał zeznawał na moją korzyść, że przecież to było tylko gadanie, a nie planowanie morderstwa. Jednak to były tylko jego słowa. Cała reszta uznała mnie za winną. Wanda robiła wszystko, żeby mnie nie aresztowali i na szczęście jej się to udało – w sporej mierze dlatego, że wtedy jeszcze nie postawili mi zarzutów. Miałam jednak zostać na miejscu. Wanda tłumaczyła to tym, że zadziała to na moją korzyść. Mieli moje pozostanie na miejscu odebrać jako to, że naprawdę jestem niewinna, a ja nie kwestionowałam jej działań.
Najchętniej jednak uciekłabym stamtąd i gdzieś się zaszyła. Zacisnęłam jednak mocno zęby i zgodziłam się zostać w Grzybowie – tym razem w małym ośrodku, zaraz przy wjeździe do nadmorskiej miejscowości. Michał chciał zostać ze mną, ale w końcu chyba nie wytrzymał mojego wisielczego nastroju i wrócił na Śląsk. Czy byłam na niego o to zła? Nie. Ja sama nie potrafiłam ze sobą wytrzymać. Współczułam wszystkim ludziom, którzy musieli ze mną przebywać.
Byłam wrakiem człowieka.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się niepewnie do właściciela ośrodka, starszego pana, który posyłał mi nieprzychylne spojrzenia.
Wszyscy na miejscu chyba wiedzieli, kim jestem. Skrzywiłam się do siebie, ale nic nie powiedziałam. Spodziewałam się wrogich spojrzeń i nieprzyjemnych komentarzy.
Kiedy tylko za mężczyzną zamknęły się drzwi, wyszłam na mały balkon, usiadłam pod ścianą i przycisnęłam kolana do piersi. Objęłam nogi ramionami i ułożyłam na nich brodę, wlepiając spojrzenie w drogę, po której spacerowali ludzie. Śmiali się beztrosko, jak to na wakacjach. Ja też miałam wolne, ale nie było mi ani trochę do śmiechu…
Zdawałam sobie sprawę, jak funkcjonuje system w Polsce. Wiedziałam, że wszyscy już mnie przekreślili i uznali za winną. Zauważyłam to w spojrzeniach policjantów, prokuratora i przechodniów. Oni wszyscy myśleli, że zabiłam z nienawiści.
Zaczynałam myśleć, że zwariowałam i że naprawdę zrobiłam Mateuszowi krzywdę. W nocy śniło mi się jego zakrwawione ciało. W dzień, za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam jego nienawistne spojrzenie. Nie wiedziałam, co się ze mną działo… Dalej nie rozumiałam, nie potrafiłam znaleźć żadnego logicznego wytłumaczenia, że tak szybko zasnęłam i nic mnie nie obudziło.
– Kurwa – wymamrotałam do siebie i westchnęłam głośno. Wyciągnęłam telefon, gdy poczułam jego wibracje. Przełknęłam głośno ślinę, gdy dostrzegłam nową wiadomość z jakiegoś dziwnego, długiego numeru.
„Pójdziesz siedzieć za niewinność, przykro mi”.
Zadrżałam, a w oczach stanęły mi łzy. Nie wiedziałam, kim był człowiek, który do mnie napisał, ale najwyraźniej doskonale wiedział, co się wydarzyło. Nie byłam jednak w stanie nic mu odpisać – wysłał wiadomość z bramki internetowej.
Przymknęłam powieki i westchnęłam kilka razy. Próbowałam jakoś zrozumieć, co się wydarzyło. Po raz kolejny analizowałam minuty sprzed momentu, w którym urwał mi się film. Mimo wszystko nie potrafiłam sobie przypomnieć niczego, co mogłoby mi w jakikolwiek sposób pomóc. Ot, rozmawiałam z Anką, a potem zasnęłam. Nie wiedziałam nawet, kiedy Mateusz wrócił do samochodu. Czy zrobił to od razu, jak przyszłam, czy może później?
Zazgrzytałam zębami, zwijając dłonie w pięści. Wszechświat mnie nienawidził. A do tego jeszcze, cholera, straciłam szansę na pracę w Szkocji. Fotograf dowiedział się z telewizji, że zostałam oskarżona. Na nic zdały się moje komentarze, że jestem niewinna. Nie uwierzył mi na słowo. Po prostu mnie skreślił.
Wszystko się rypnęło…
Dosłownie.
Skazali mnie na osiem lat. Osiem lat! To był najniższy wyrok, na jaki mogłam liczyć, ale i tak… Poszłam siedzieć za niewinność. Tak jak przewidział anonimowy nadawca SMS-a. Wylądowałam w więzieniu, a gdy to się stało – straciłam wszystko. Z ludzi, z którymi wcześniej się w jakimś stopniu trzymałam, został mi tylko brat. Tylko on mnie odwiedzał. Tylko na niego mogłam liczyć. Na nikogo więcej.