Otoczeni przez kłamców - Thomas Erikson - ebook + książka
NOWOŚĆ

Otoczeni przez kłamców ebook

Thomas Erikson

4,1

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Otoczeni przez kłamców

 

Dlaczego często łatwiej jest skłamać niż wydusić z siebie prawdę?

Czy szczerość się jeszcze opłaca?

Dlaczego chęć przypodobania się innym zwycięża nad prawdomównością?

Jak wytłumaczyć to, że czasami sami wolimy być okłamywani?

Thomas Erikson, autor bestsellerowych poradników z serii „Otoczeni przez…”, tym razem zgłębia psychologiczne powody, dla których kłamiemy. Czy robimy to, by przedstawić siebie w lepszym świetle? Aby zdobyć krótkotrwałe pochwały? A może istnieją znacznie bardziej złożone i tajemnicze przyczyny tego, że tak często mijamy się z prawdą?

Korzystając z bardzo prostego, choć przełomowego czterokolorowego modelu ludzkich zachowań, Erikson pokazuje, jak demaskować oszustów, których spotykamy w życiu prywatnym i zawodowym, oraz jak sobie z nimi radzić. Analizuje, w jaki sposób kłamstwa wpływają na nasze relacje, i dostarcza praktycznych narzędzi do ich wykrywania. Poradnik pełen inteligentnego humoru i mądrości, będący nieocenionym źródłem wiedzy dla każdego, kto chce czuć się bezpiecznie w świecie, w którym rozpoznanie prawdy staje się wyzwaniem.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 330

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
4
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Martunka24

Nie oderwiesz się od lektury

Spoko, ale raczej nie powiedziałabym, że trzeba przeczytać. Niestety bardzo mało o kolorkach, a szkoda.
00

Popularność




Wpro­wa­dze­nie

TO DLA­TEGO CHCESZ PRZE­CZY­TAĆ KSIĄŻKĘ O KŁAM­CACH

Zdra­dzę ci coś, co za­pewne po­dej­rze­wasz już od dawna: spe­cja­li­ści by­naj­mniej nie za­wsze wie­dzą, co ro­bią.

Przez wiele lat pra­co­wa­łem jako spe­cja­li­sta do spraw za­rzą­dza­nia. Trudno mi wy­tłu­ma­czyć, na czym do­kład­nie po­le­gały moje obo­wiązki, bo raz były nie­zwy­kle wy­raźne, in­nym ra­zem – sza­le­nie mgli­ste. Obej­mo­wały do­słow­nie wszystko, od no­sze­nia se­gre­ga­to­rów po spo­tka­nia z za­rzą­dem Vo­lvo Cars. Naj­bar­dziej jed­nak lu­bi­łem pro­wa­dzić pewne szko­le­nia, pod­czas któ­rych mia­łem do czy­nie­nia z róż­nymi ludźmi.

W la­tach 90. XX wieku przy­wią­zy­wano wielką wagę do war­to­ści. Na­gle wszystko krę­ciło się wo­kół nich i każdy mu­siał pra­co­wać w zgo­dzie z wła­snymi. Stwier­dze­nie „nie zna­jąc na­szych war­to­ści, nic nie osią­gniemy” do­ty­czyło wszyst­kich, na­wet tych, któ­rzy nie wie­dzieli, czy ja­kieś mają. Albo na­wet nie ro­zu­mieli, czym one są.

Jed­nak w mo­jej branży kła­dziono na to ogromny na­cisk. „Czas okre­ślić swoje war­to­ści. Do dzieła!”

Jedno z ćwi­czeń na pro­wa­dzo­nym szko­le­niu prze­bie­gało mniej wię­cej tak: zbie­ra­łem grupę pra­cow­ni­ków da­nej or­ga­ni­za­cji. Na przy­kład za­rząd albo sprze­daw­ców i sprze­daw­czy­nie lub inne osoby, które z ja­kie­goś po­wodu można było zgro­ma­dzić w jed­nym po­koju. Za­czy­na­łem od wy­ja­śnie­nia, czym są war­to­ści i dla­czego ich firma nie utrzyma się na rynku bez mi­ni­mum pię­ciu czy sze­ściu z nich.

Każdy uczest­nik za­pi­sy­wał wła­sne pro­po­zy­cje, na pod­sta­wie któ­rych mie­li­śmy póź­niej opra­co­wać wspólny ko­deks. Uwierz mi, za każ­dym ra­zem koń­czyło się to burz­liwą dys­ku­sją z udzia­łem bli­sko trzy­dzie­stu osób.

Nie zro­zum mnie źle. Ćwi­cze­nie samo w so­bie jest bar­dzo sku­teczne i war­to­ściowe, zu­peł­nie nie w tym rzecz. Pro­blemy po­ja­wiały się do­piero pod­czas ko­lej­nego kroku, gdy pro­si­łem o zde­fi­nio­wa­nie każ­dej z tych war­to­ści z osobna. Bo nie wy­star­czy na­pro­du­ko­wać tony fra­ze­sów. Nie będę się nad tym roz­wo­dzić, ale po­dam kró­ciutki przy­kład.

W dzie­więć­dzie­się­ciu pro­cen­tach przy­pad­ków, gdy pro­wa­dzi­łem to szko­le­nie (czyli ja­kieś setki razy), za jedną z naj­waż­niej­szych war­to­ści uzna­wano szcze­rość.

„Szcze­rość! – woła grupa. – Tak! Ją ko­niecz­nie mu­simy mieć”. Wszy­scy ki­wają gło­wami z en­tu­zja­zmem.

„Su­per – mó­wię. – Brzmi świet­nie. A te­raz po­wiedz­cie, co to dla was zna­czy i – przede wszyst­kim – jak się za­cho­wy­wać, by inni wie­dzieli, że je­ste­śmy w stu pro­cen­tach szcze­rzy”.

Na­gle sprawy za­czy­nają się kom­pli­ko­wać.

Na po­czątku jest jesz­cze ła­two. „Na­leży mó­wić prawdę”. Ale póź­niej któ­ryś z uczest­ni­ków zwraca uwagę, że to jed­nak dość skom­pli­ko­wane. Prze­cież prawda bywa trudna. Ktoś może się ob­ra­zić albo po­czuć do­tknięty.

W ta­kim ra­zie, jak to roz­wią­zać? Wy­bu­cha ko­lejna dys­ku­sja. I po chwili ktoś wpada na to: „Na­leży mó­wić prawdę tylko, je­śli ni­kogo się tym nie skrzyw­dzi”.

Prawdę? Jaką prawdę? Czyją? I ile?

Je­śli klient kwe­stio­nuje część na­szych pro­ce­dur – które swoją drogą służą głów­nie nam – dla­czego, do dia­ska, nie po­wiemy mu, co tak na­prawdę my­śli o nim za­rząd? Bo nie jest to in­for­ma­cja, którą po­dzie­li­li­by­śmy się z wła­snej woli.

At­mos­fera się za­gęsz­cza. A poza tym, czy fak­tycz­nie wszy­scy za­słu­gują na prawdę? Prze­cież nie­któ­rzy klienci też nas oszu­kują, li­cząc, że przy­nie­sie im to ja­kąś ko­rzyść. Więc tym bar­dziej nie mu­simy być wo­bec nich szcze­rzy. Te pod­stępne typki same są so­bie winne.

I koń­czy się to roz­wle­kłą de­batą ob­na­ża­jącą wiele trud­nych dy­le­ma­tów.

Wiesz, o co cho­dzi. Po chwili co­raz gło­śniej­szej dys­ku­sji grupa po­sta­na­wia wy­kre­ślić „szcze­rość” z li­sty. W ża­den spo­sób nie po­trafi dojść do zgody, co ta, do li­cha, mia­łaby zna­czyć.

„Szcze­rość” ni­gdy nie prze­trwała tego ćwi­cze­nia.

Dla­czego ci to mó­wię? Bo od po­czątku chcę uczci­wie coś wy­ja­śnić: w tej książce opi­suję wła­sny ob­raz prawdy i kłam­stwa i zdzi­wi­łoby mnie, gdy­by­śmy za­wsze się zga­dzali. Prze­cież mo­żemy wy­zna­wać inne war­to­ści, a twoja de­fi­ni­cja kłam­stwa wcale nie musi po­kry­wać się z moją, którą za mo­ment przed­sta­wię.

Nie­któ­rzy z was ci­sną tę książkę za okno – bę­dzie­cie mu­sieli bo­wiem spoj­rzeć so­bie w oczy i zna­leźć od­po­wie­dzi na py­ta­nia: „Dla­czego kła­miesz? Czy zda­jesz so­bie sprawę, co to ozna­cza dla osób w twoim oto­cze­niu?”.

A po­zo­stali od­kryją prawdę o so­bie. I – co cie­kawe – oczy­wi­ście o in­nych.

Ta książka przyda ci się, bo znaj­dziesz w niej wszystko, co mu­sisz wie­dzieć, by zde­ma­sko­wać kłam­ców, nie­za­leż­nie od tego, czy są nimi twój przy­ja­ciel, ko­le­żanka z pracy, ku­zyn czy szef. Pre­zen­tuję tu także mnó­stwo me­tod, dzięki któ­rym roz­po­znasz fałsz. To szcze­gól­nie ważne, bo chyba nie chcesz, by ktoś my­dlił ci oczy, prawda?

Na­rzę­dzi, które za­raz po­znasz, mo­żesz uży­wać w in­te­rak­cjach z in­nymi. Ale pa­mię­taj, że oni mogą ich uży­wać w roz­mo­wach z tobą.

Bo spójrzmy praw­dzie w oczy – nie ma lu­dzi do­sko­na­łych.

W kłam­stwach naj­bar­dziej dziwi mnie to, że są spo­łecz­nie ak­cep­to­wane. No do­bra, może w róż­nym stop­niu, ale ni­gdy nie spo­tka­łem ko­goś, kto za­wsze chciałby sły­szeć prawdę. Bo prawda bywa bo­le­sna, a je­dy­nym in­nym wyj­ściem jest kłam­stwo. A może się mylę? Poza tym wszy­scy oszu­kują, więc nikt nie może przy­siąc, że ni­gdy ce­lowo nie po­słu­żył się fał­szem.

Długo się wa­ha­łem, czy w ogóle po­wi­nie­nem na­pi­sać tę książkę. Przez lata mia­łem ją na li­ście przy­szłych pro­jek­tów i już na tym eta­pie wy­da­wała mi się skom­pli­ko­wana. Mój wy­dawca za­su­ge­ro­wał, że­bym na sa­mym po­czątku przed­sta­wił de­fi­ni­cję kłam­stwa, bo ina­czej da­leko nie zajdę.

No tak, to cał­kiem sen­sowne.

Szybko jed­nak zgu­bi­łem się w gąsz­czu bia­łych kłamstw i pół­prawd. A także mo­ich prawd, znie­kształ­co­nych fak­tów, al­ter­na­tyw­nych fak­tów, sta­ty­styk czy fake new­sów albo po­praw­no­ści po­li­tycz­nej, które nie po­zo­sta­wiają miej­sca na py­ta­nia lub ma­ni­pu­lują da­nymi, by po­przeć okre­ślone sta­no­wi­ska. To je­den wielki chaos. Me­dia spo­łecz­no­ściowe i inne. Czy ko­muś jesz­cze można ufać?

Mimo wszystko nie po­tra­fi­łem tego po­rzu­cić. Ta książka aż pro­siła się o na­pi­sa­nie, a ja chcia­łem zgłę­bić ten te­mat raz na za­wsze. Dla­tego te­raz otwie­ram drzwi do świata ma­ni­pu­la­cji, nie­słow­no­ści i kłamstw, jak rów­nież prawd nie­zbęd­nych, by bez­piecz­nie po­ru­szać się w sieci skom­pli­ko­wa­nych za­leż­no­ści, które do­ty­czą nas wszyst­kich.

W tej książce na­uczę cię, jak roz­po­znać kłam­stwo i zde­ma­sko­wać kłam­ców, kon­fron­tu­jąc ich z prawdą.

Po­wiem ci też, co ro­bić, by trzy­mać się jak naj­bli­żej prawdy. Po­nie­waż – jak przed chwilą wi­dzie­li­śmy – szcze­rość wcale nie przy­cho­dzi ła­two. Na­wet je­śli wszy­scy zga­dzamy się, że jest ważna, za­raz na­po­ty­kamy ja­kieś pro­blemy. I za­czy­namy od­da­lać się od fak­tów.

Mó­wię se­rio.

Stwier­dza­jąc, że je­ste­śmy do­słow­nie... oto­czeni przez kłam­ców, przy­naj­mniej raz w ży­ciu mam ra­cję.

Wszy­scy kła­mią.

Na­wet ty.

Czy ja.

Ale może da­łoby się kła­mać rza­dziej i czę­ściej wy­bie­rać szcze­rość? Je­śli­by­śmy tylko wie­dzieli, jak się do tego za­brać. I po co. Więc skrzy­żujmy palce za ple­cami i ru­szajmy!

A te­raz za­strze­że­nie. Nie za­wsze bę­dziesz się ze mną zga­dzać. Nie­które te­maty mogą cię wręcz wku­rzyć. Je­śli tak się sta­nie, wcale tego nie chcia­łem, choć ską­d­inąd wolę już to, niż że­byś obo­jęt­nie odło­żył tę książkę na półkę.

Za­pra­szam cię do udziału w in­spi­ru­ją­cej po­dróży do fa­scy­nu­ją­cego świata oszustw i kłamstw.

– Tho­mas Erik­son

Roz­dział 1

RE­FLEK­SJA NAD KŁAM­STWAMI

„Przy­kro mi, je­śli nie po­doba ci się moja szcze­rość,

ale prawdę po­wie­dziaw­szy,

mnie nie po­doba się twój fałsz”.

AU­TOR NIE­ZNANY

Dla wielu kłam­stwo jest sporą po­kusą i spo­so­bem na bez­karne wy­wi­nię­cie się z kło­po­tli­wych sy­tu­acji. „Ha, ha, wy­gra­łam, nikt mnie nie przy­ła­pał”. Wma­wia­nie in­nym nie­prawdy nęci szcze­gól­nie tych, któ­rzy na co dzień są w mo­ral­nej sza­rej stre­fie.

W dzi­siej­szym, dy­na­micz­nym spo­łe­czeń­stwie ta po­kusa jest wy­jąt­kowo silna. W końcu in­for­ma­cje zwrotne nad­cho­dzą na­tych­miast. Pa­to­lo­giczne kłam­stwa, oszu­stwa i ma­ni­pu­la­cje bez wąt­pie­nia stały się czę­ścią ko­mu­ni­ka­cji in­ter­per­so­nal­nej. Lu­dzie wy­my­ślają szo­ku­jące, nie­stwo­rzone hi­sto­rie w celu zwró­ce­nia na sie­bie uwagi, świa­do­mie znie­kształ­cają sta­ty­styki, tak by po­pie­rały ich wła­sne prze­ko­na­nia, a do tego nie­ustan­nie opo­wia­dają białe kłam­stwa, sta­ra­jąc się unik­nąć nie­zręcz­nych sy­tu­acji. Gra­nica mię­dzy prawdą a kłam­stwem co­raz moc­niej się za­ciera.

CZY WSZY­SCY KŁA­MIĄ?

Nie. Nie ma nie­pod­wa­żal­nych sta­ty­styk, które po­twier­dzi­łyby, że wszy­scy kła­mią. Nie będę oszu­ki­wał. Ale to lo­giczne za­ło­że­nie oparte na mo­ich do­świad­cze­niach z ludźmi. Coś mi mówi, że się ze mną zga­dzasz. Prze­cież to wiemy. Każdy cza­sem kła­mie, bo tak jest naj­ła­twiej.

„Wszystko w po­rządku”.

„Świet­nie wy­glą­dasz w tej su­kience”.

„Ja też cię ko­cham”.

„Je­stem w dro­dze”.

„Ojej, nie wi­dzia­łam cię”.

„Nie, wcale się nie ob­ra­zi­łam”.

No wła­śnie. Moim zda­niem mo­żemy spo­koj­nie za­ło­żyć, że każ­demu zda­rza się cza­sem skła­mać.

Z pew­no­ścią za­brzmi to dość nie­przy­jem­nie, ale kłam­stwo jest czymś in­stynk­tow­nym i po­wszech­nym. Je­śli my­ślisz: „Nie, ja nie kła­mię”, to jesz­cze raz prze­czy­taj po­wyż­sze przy­kłady. I za­ak­cep­tuj prawdę.

Po­wody kłamstw oczy­wi­ście róż­nią się w za­leż­no­ści od osoby i sy­tu­acji. Może cho­dzić o wszystko – od próby obrony czy unik­nię­cia kon­fliktu przez chęć za­im­po­no­wa­nia i za­cho­wa­nie ta­jem­nicy po otrzy­ma­nie apro­baty spo­łecz­nej czy przed­sta­wie­nie się w nieco ko­rzyst­niej­szym świe­tle.

Naj­czę­ściej kła­miemy, by nie zra­nić czy­ichś uczuć lub spra­wić ko­muś ra­dość. Ta­kie białe kłam­stwa czy drobne nie­do­po­wie­dze­nia są do pew­nego stop­nia uza­sad­nione. I – jak su­ge­rują liczne ba­da­nia psy­cho­lo­giczne – mogą na­wet wzmoc­nić re­la­cje.

Je­śli wy­cho­dzimy z za­ło­że­nia, że wszystko, co nie jest w stu pro­cen­tach prawdą, na pewno sta­nowi kłam­stwo, to sprawa wy­daje się ja­sna. Cza­sami prze­cież lu­dzie py­tają nas o na­sze naj­skryt­sze my­śli i uczu­cia, a my zwy­czaj­nie nie mo­żemy po­wie­dzieć prawdy. Przy­zna­nie się do pew­nych rze­czy jest zbyt bo­le­sne, więc ble­fu­jemy z na­dzieją, że nam się upie­cze.

Dwie strony me­dalu

To rzadko kiedy jest pro­ste.

Wy­obraź so­bie tatę, który okła­muje swoją ośmio­let­nią córkę. Brzmi strasz­nie. Ale dziew­czynka zgu­biła swoją ulu­bioną za­bawkę, a on wi­dział, jak ta zo­staje zgnie­ciona przez koła sa­mo­chodu. Tata nie chce ro­bić córce przy­kro­ści, więc mówi, że za­bawka jest te­raz w szpi­talu i wróci do domu, gdy wy­zdro­wieje czy bę­dzie na­pra­wiona.

To dość nie­winne. Męż­czy­zna kła­mie, by oszczę­dzić córce bólu. To kłam­stwo ze współ­czu­cia. Na­wet je­śli tata ma do­bre in­ten­cje, musi ko­niecz­nie zna­leźć rów­no­wagę mię­dzy ochroną uczuć dziecka a szansą na prze­pra­co­wa­nie trud­nego zda­rze­nia i przy­zwy­cza­je­niem się do bólu. Bo ży­cie bywa cięż­kie. A pro­blemy jak nic będą da­lej się po­ja­wiać.

Dziew­czynka w końcu za­cznie py­tać o za­bawkę. Może bę­dzie chciała na­wet od­wie­dzić ją w szpi­talu, prze­cież tak się robi, gdy ktoś cho­ruje.

W tej sy­tu­acji tata ma dwa wyj­ścia. Albo po­wie jej prawdę i przy­zna, że wszystko zmy­ślił – co może nie jest zbyt miłe, ale na pewno szczere – albo bę­dzie kła­mać da­lej, by ode­przeć kon­se­kwen­cje pierw­szego kłam­stwa.

I wkrótce utknie w sieci ba­jek i oszustw, z któ­rej trudno mu się bę­dzie wy­do­stać, nie­za­leż­nie od tego, ja­kie in­ten­cje przy­świe­cały mu na po­czątku.

A te­raz ko­lejny przy­kład.

Gdy cho­dzi­łem do li­ceum, ko­le­żanka z klasy skła­mała swo­jemu naj­lep­szemu przy­ja­cie­lowi, że jego ob­raz za­kwa­li­fi­ko­wał się na szkolną wy­stawę. Zro­biła to, bo z jed­nej strony chciała wpra­wić go w do­bry na­strój, a z dru­giej – od­wró­cić jego uwagę, bo sama sta­rała się o miej­sce na wy­sta­wie. Są­dziła, że je­śli bę­dzie my­ślał, że już go wy­brano, to prze­sta­nie tak ciężko pra­co­wać, a tym sa­mym jej szanse wzro­sną.

To kłam­stwo wy­ni­kało z mie­szanki do­brych i złych za­mia­rów. Dziew­czyna wpraw­dzie chciała uszczę­śli­wić przy­ja­ciela, ale przede wszyst­kim za­le­żało jej na wła­snych ko­rzy­ściach. Ta­kie kłam­stwa dają chwi­lową ra­dość, ale w dłuż­szej per­spek­ty­wie nad­wy­rę­żają za­ufa­nie w re­la­cjach.

W tym wła­śnie tkwi szko­puł. Kłam­stwo to miecz obu­sieczny. Cza­sami po­słu­gu­jemy się nim, by ochro­nić ko­goś przed po­ten­cjal­nie bru­talną prawdą, a in­nym ra­zem z za­zdro­ści, chęci ma­ni­pu­la­cji czy osią­gnię­cia oso­bi­stych ko­rzy­ści.

Więk­szość kłamstw nie ro­dzi się ze złej woli, ale wszyst­kie prę­dzej czy póź­niej przy­no­szą ja­kieś kon­se­kwen­cje.

Fake newsy i osła­wione fa­bryki trolli

Dawno temu lu­dzie wie­rzyli w to, co czy­tają w ga­ze­tach. Ale to od­le­gła prze­szłość. W dzi­siej­szych cza­sach nic nie jest oczy­wi­ste i wielu z nas naj­chęt­niej spraw­dza­łoby wszystko na wła­sne oczy. Weźmy na przy­kład fake newsy, czyli nie­praw­dziwe in­for­ma­cje lub in­for­ma­cje ce­lowo przed­sta­wione w my­lący spo­sób, tak by od­biorca nie wie­dział, co jest prawdą. To mię­dzy in­nymi przez nie lu­dzie co­raz czę­ściej re­zy­gnują z oglą­da­nia pro­gra­mów in­for­ma­cyj­nych w te­le­wi­zji. Mnó­stwo osób uważa, że dzien­ni­ka­rze nie spraw­dzają wia­ry­god­no­ści fak­tów.

Co wię­cej, me­dia od świtu do nocy kar­mią nas nie­mal wy­łącz­nie wia­do­mo­ściami o ludz­kim nie­szczę­ściu – to ich spo­sób na zwięk­sze­nie liczby klik­nięć i przy­cią­gnię­cie wi­dzów oraz czy­tel­ni­ków – co w re­zul­ta­cie wpę­dza nas w de­pre­sję. Gdy o tym my­ślę, aż krew się we mnie go­tuje.

Moim zda­niem osoby zaj­mu­jące się al­go­ryt­mami, które kon­tro­lują na­sze za­cho­wa­nia – dajmy na to: w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych – bie­gle znają psy­cho­lo­gię czło­wieka i jed­no­cze­śnie nie wie­dzą, jak bar­dzo na nas wpły­wają. Albo kom­plet­nie to igno­rują, za­śle­pione zy­skiem.

No cóż. Wraz z po­ja­wie­niem się plat­form cy­fro­wych co­dzien­nie za­lewa nas na­tłok in­for­ma­cji. Nie­stety bar­dzo dużo jed­no­stek czy in­sty­tu­cji jest po­zba­wio­nych skru­pu­łów i wy­ko­rzy­stuje moż­li­wo­ści fał­szu, two­rząc i roz­prze­strze­nia­jąc tre­ści w celu ma­ni­pu­lo­wa­nia opi­nią pu­bliczną.

Nie­któ­rzy ry­wa­li­zują o naj­śwież­sze wia­do­mo­ści i pi­kantne szcze­góły i na­wet przez se­kundę nie za­sta­na­wiają się nad ich wąt­pliwą au­ten­tycz­no­ścią. Prze­kła­mane in­for­ma­cje są tak po­wszechne, że ak­tyw­nie skła­niają do nie­mó­wie­nia prawdy i dają przy­zwo­le­nie do sze­rze­nia fał­szu i „al­ter­na­tyw­nych fak­tów” pro­mu­ją­cych wy­brane sta­no­wi­ska.

Fake newsy wy­ko­rzy­stują wro­dzoną ludzką cie­ka­wość. Grają na na­szych uczu­ciach i war­to­ściach, by wzbu­dzić na­sze za­an­ga­żo­wa­nie i zmak­sy­ma­li­zo­wać liczbę klik­nięć. Fał­szywe do­nie­sie­nia o śmierci wy­bit­nych oso­bi­sto­ści czy skan­da­licz­nych wy­kro­cze­niach po­li­ty­ków od­bi­jają się gło­śnym echem. Nie będę wy­mie­niać wszyst­kich z osobna. Nie­za­leż­nie od two­ich prze­ko­nań po­li­tycz­nych, mo­żesz mieć pew­ność, że par­tia, na którą gło­su­jesz, też na­gina fakty.

Aku­rat te przy­kłady mogą wy­da­wać się dość nie­winne. Ale ist­nieją też tak zwane fa­bryki trolli zaj­mu­jące się wy­łącz­nie upra­wia­niem pro­pa­gandy, którą sprze­dają nam pod po­sta­cią „wia­do­mo­ści” i nie­praw­dzi­wych stwier­dzeń na różne te­maty. Jedna z nich, dzia­ła­jąca w Sankt Pe­ters­burgu Agen­cja Ba­dań In­ter­ne­to­wych, wy­chwala pod nie­biosa pre­zy­denta Ro­sji Wła­di­mira Pu­tina i jed­no­cze­śnie oczer­nia USA i Ukra­inę. Tego typu kam­pa­nie po­dobno przy­czy­niły się do zwy­cię­stwa Do­nalda Trumpa w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich w Sta­nach Zjed­no­czo­nych w 2016 roku. Czy to prawda? Zda­nia są po­dzie­lone.

Czy na­uka za­wsze stoi po stro­nie prawdy?

O rety. W świe­cie opar­tym na da­nych na­uka i sta­ty­styki sta­no­wią pod­stawę wielu prze­ko­nu­ją­cych ar­gu­men­tów i sta­no­wisk, które kształ­tują opi­nię pu­bliczną i zdo­by­wają sze­ro­kie po­par­cie. Gdy chcemy cze­muś za­prze­czyć, czę­sto mó­wimy: „To nie jest po­twier­dzone na­ukowo!”. Je­śli nie ma pół mi­liona ba­dań po­twier­dza­ją­cych coś, w co nie wie­rzymy, zlek­ce­wa­żymy na­wet to, co wi­dzimy na wła­sne oczy.

Dziwne, że osoby, które od­wo­łują się do na­uki, by po­przeć swoją opi­nię, w wy­padku od­mien­nych po­glą­dów po­tra­fią kom­plet­nie ją lek­ce­wa­żyć. Dla­czego tak jest? W dal­szej czę­ści książki przyj­rzymy się, jak emo­cje i prze­ko­na­nia wpły­wają na lu­dzi z ilo­ra­zem in­te­li­gen­cji prze­wyż­sza­ją­cym war­tość tem­pe­ra­tury po­ko­jo­wej. Bo nie je­ste­śmy isto­tami kie­ru­ją­cymi się ro­zu­mem.

No do­brze, w ta­kim ra­zie co ze sta­ty­sty­kami? One prze­cież za­wsze są po­prawne. Liczby nie kła­mią. To zna­czy chyba nie, w końcu dwa plus dwa to na­dal cztery. Ale kłamcy też uży­wają liczb. Jaw­nie ma­ni­pu­lują sta­ty­sty­kami, przez co co­raz trud­niej po­le­gać na „spraw­dzo­nych in­for­ma­cjach”.

Zwo­len­nicy okre­ślo­nych sta­no­wisk czy prze­ko­nań czę­sto ule­gają po­ku­sie, by prze­ina­czyć sta­ty­styki lub wy­ko­rzy­stać tylko te, które po­twier­dzają ich ra­cje. Do­cho­dzi do tego, na przy­kład gdy ide­olo­gia prze­waża nad prawdą. Lu­dzie przed­sta­wiają fakty w okre­ślony spo­sób, pró­bu­jąc za­kli­nać rze­czy­wi­stość. Fał­szują liczby i szu­kają do­wo­dów fik­cyj­nego świata, by­leby udo­wod­nić swój punkt wi­dze­nia.

Za­łóżmy, że we­dług sta­ty­styk ist­nieje pewna nad­re­pre­zen­ta­cja osób o okre­ślo­nej przy­na­leż­no­ści et­nicz­nej, je­śli cho­dzi o pewne ro­dzaje prze­stępstw. Tego typu in­for­ma­cję da się prze­ka­zać na wiele spo­so­bów, w za­leż­no­ści od in­te­re­sów stron. Mogą ją wy­ko­rzy­stać lu­dzie li­czący na więk­sze wspar­cie fi­nan­sowe dla dzia­łań na rzecz in­te­gra­cji, jak na przy­kład ini­cja­tywy na rynku pracy. Nie­wy­klu­czone jed­nak, że te dane zo­staną użyte przez jed­nostki, które wolą roz­wią­zać pro­blem, wzmac­nia­jąc róż­nice et­niczne. Czy w ta­kiej sy­tu­acji me­dia po­winny po­wstrzy­mać się od upu­blicz­nia­nia ta­kich od­kryć?

Ale znie­kształ­ca­nie prawdy zwy­kle nie ma tak jaw­nych kon­se­kwen­cji. Drobne, z po­zoru nie­szko­dliwe kłam­stwa (na­zy­wane czę­sto bia­łymi) mogą za­do­mo­wić się na­wet w co­dzien­nych in­te­rak­cjach i wy­ni­kają przede wszyst­kim ze stra­chu przed kon­fron­ta­cją albo chęci unik­nię­cia dys­kom­fortu. Białe kłam­stwa czę­sto stają się (złym) na­wy­kiem, który po­maga nam obejść nie­wy­godne prawdy. Na­wet je­śli na­sze in­ten­cje są szla­chetne, w efek­cie przy­zwy­cza­jamy się do fał­szu, a to osta­tecz­nie utrud­nia nam wza­jemne zro­zu­mie­nie.

Wszyst­kie te typy kłamstw opi­szę szcze­gó­łowo nieco póź­niej. Bo jest ich cał­kiem sporo.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Ty­tuł ory­gi­nałuOMGI­VEN AV LÖGNARE
Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska-So­biech
Re­dak­tor pro­wa­dzącyBar­tło­miej Ka­ftan
Re­dak­cjaIda Świer­kocka
Ko­rektaDo­mi­nik Lesz­czyń­ski Mał­go­rzata De­nys
Co­py­ri­ght © by Tho­mas Erik­son, 2024 ac­cor­ding to Agre­ement with Bo­okLab Agency, Po­land and En­berg Agency, Swe­den Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ju­styna Kwiat­kow­ska, 2024 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2024
ISBN 978-83-8360-160-1
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.