Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tym razem komisarz Montalbano rozwiązać musi zagadkę reprezentanta handlowego firm farmaceutycznych, Angela Parda, zabitego strzałem w twarz na tarasie własnego domu. Obsceniczna poza, w jakiej została znaleziona ofiara, staje się główną wskazówką dla komisarza, który prowadzi śledztwo, lawirując między dwiema fascynującymi i niebezpiecznymi kobietami: siostrą zabitego, tajemniczą Michelą i jego młodą kochanką, Eleną Sclafani. Narastająca depresja, spowodowana myślami o nadchodzącej starości, oraz słabość do pięknych kobiet nie przeszkodzą Montalbanowi w powiązaniu morderstwa z innymi, na pozór niemającymi z nim nic wspólnego, wydarzeniami w Vigacie i w odkryciu prawdy, równie zaskakującej dla niego, jak dla czytelnika.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 241
– Panie komisarzu, oj, panie komisarzu!
– Co się dzieje, Catarè?
– Jest jakaś pani i ona czeka.
– Na mnie?
– Że na pana osobiście we własnej osobie, to ona nie powiedziała, powiedziała, że potrzebuje rozmawiać z kimś z policji.
– Nie mogłeś ty z nią porozmawiać?
– Panie komisarzu, ale ona powiedziała, że potrzebuje rozmawiać z kimś ważniejszym ode mnie.
– Nie ma komisarza Augella?
– Nie ma, panie komisarzu, telefonił, że późno się spóźni, bo się już spóźnił.
– Dlaczego?
– Bo mówi, że dzisiaj w nocy dzieciak źle się poczuł i dzisiaj rano ma przyjść doktor lekarski.
– Catarè, nie ma potrzeby mówić doktor lekarski, całkiem wystarczy powiedzieć po prostu doktor.
– Nie, nie starczy, panie komisarzu. Zamieszanie jest. Bo czasem jest taki, co się nazywa doktor, a wcale lekarzem nie jest.
– No a matka? Beba? Czy ona nie może poczekać na wizytę dok... lekarza?
– Tak, tak, panie komisarzu, pani Beba jest. Ale mówi, że chce, żeby i on był w obecności.
– A Fazio?
– Fazio jest u chłopaka.
– Co zrobił ten chłopak?
– On nic, panie komisarzu. Umarł.
– Jak umarł?
– Przedawkował, panie komisarzu.
– Dobrze, to zróbmy tak. Ja pójdę do swojego pokoju, ty poczekaj dziesięć minut, a potem wpuść panią.
Był wkurzony na Mimì Augella. Odkąd urodził mu się dzieciak, przylepił się do niego, tak jak wcześniej przylepiał się do dziewczyn. Stracił głowę dla tego swojego Salva. A tak, bo nie tylko poprosili Montalbana na ojca chrzestnego, ale jeszcze zrobili mu niespodziankę, dając dziecku jego imię.
– Mimì, nie możecie mu dać imienia twojego ojca?
– Daj spokój, nazywa się Eusebio.
– No to imię ojca Beby.
– Jeszcze gorzej. Ma na imię Adelchi.
– Mimì, wyjaśnij mi coś. Dajecie mu moje imię, bo inne imiona wydają się wam dziwne?
– Oj, nie pieprz! Przede wszystkim chodzi o przywiązanie do ciebie, jesteś dla mnie jak ojciec...
Ojciec? Z synem takim jak Mimì?
– Do chuja z takim gadaniem!
Natomiast gdy Livia się dowiedziała, że niemowlę otrzyma imię Salvo, wybuchnęła płaczem. Takie szczególne okazje zawsze ją wzruszały.
– Jaki to piękny dowód przywiązania ze strony Mimì. A ty...
– Przywiązania? A wiesz, kto to Eusebio i Adelchi?
Od kiedy urodził się dzieciak, Mimì zaglądał tylko do komisariatu i zaraz znikał, bo Salvo (junior, ma się rozumieć) miał biegunkę albo czerwone plamki na tyłeczku, albo refluks, albo nie chciał ssać mleka...
Poskarżył się przez telefon Livii.
– Ach tak? Czego chcesz od Mimì? To świadczy o tym, że jest kochającym i odpowiedzialnym ojcem. Nie wiem, czy ty na jego miejscu...
Odwiesił słuchawkę.
Przejrzał poranną korespondencję, którą Catarella zostawił mu na biurku. Ponieważ zdarzało się, że całymi dniami nie wracał do domu, miał umowę z pocztą, żeby prywatne listy, adresowane na Marinellę, dostarczali mu na komisariat. Tym razem były tylko listy urzędowe, których nie chciało mu się czytać, i odłożył je na bok, żeby przekazać Faziowi, gdy tylko wróci.
Zadzwonił telefon.
– Panie komisarzu, jest pan Latte z „s” na końcu z tej strony.
Lattes, szef gabinetu kwestora. Jakiś czas temu Montalbano odkrył z przerażeniem i zaskoczeniem, że Lattes miał sobowtóra w postaci rzecznika rządu, który pojawiał się stale w telewizji, pokazując taką samą minę pobożnisia, wygoloną, świńskoróżową twarz i usteczka w kształcie dupy, tak samo obleśny i świętoszkowaty, identyczny we wszystkich szczegółach i gestach.
– Drogi komisarzu, co słychać, co słychać?
– Wszystko w porządku...
– Rodzina? Dzieci? Wszyscy zdrowi?
Montalbano tłumaczył mu chyba z milion razy, że nie jest żonaty ani nie ma nieślubnych dzieci, ale na Lattesa nie było rady.
– Wszystko w porządku.
– Chwała Bogu, chwała Bogu. Proszę posłuchać, pan kwestor chciałby z panem porozmawiać dzisiaj po południu, o siedemnastej.
Dlaczego chciał z nim rozmawiać? Kwestor Bonetti-Alderighi zazwyczaj unikał Montalbana, wolał wzywać zamiast niego Mimì. Musiało chodzić o jakąś grubszą sprawę.
Drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając z hukiem o ścianę. Montalbano podskoczył na krześle. Pojawił się Catarella.
– Proszę mi przebaczyć, panie komisarzu, wymknęły mi się z ręki. Dziesięć minut właśnie minęło, tak właśnie jak pan komisarz powiedział.
– Tak? Minęło dziesięć minut? To czemu mi dupę zawracasz?
– Ta pani, panie komisarzu...
– Fazio nie wrócił?
– Nie jeszcze, panie komisarzu.
– To wpuść ją.
Miała pod czterdziestkę i wyglądała prawie jak zakonnica: spuszczone oczy za okularami, włosy ściągnięte w kok, ręce zaciśnięte na torebce, obszerna szara sukienka, która nie pozwalała się domyślić kryjących się pod nią kształtów. Jednak nogi, mimo iż odziane w grube rajstopy i buty bez obcasów, były długie i zgrabne. Stanęła niezdecydowana na progu, wpatrując się w pas marmurowej posadzki, oddzielający płytki podłogi korytarza od płytek w pokoju Montalbana.
– Proszę do środka, proszę. Niech pani zamknie drzwi i siądzie.
Posłuchała, usiadłszy na brzegu jednego z dwóch krzeseł stojących przed stołem.
– A zatem, pani...
– Panna. Michela Pardo. Rozmawiam z komisarzem Montalbano, prawda?
– Poznaliśmy się?
– Nie, ale widziałam pana w telewizji.
– Słucham panią.
Zmieszała się jeszcze bardziej. Usadowiła pośladki głębiej na krześle, popatrzyła na czubki swoich butów, przełknęła dwa razy ślinę, otworzyła usta, zamknęła, znowu otworzyła.
– Chodzi o mojego brata, Angela.