44,90 zł
„Myślisz, że nad naszą rodziną ciąży jakaś klątwa?
Podniósł wzrok. Klątwa?
Tak.
Że niby grzechy ojców i tak dalej?”
W 1980 roku trzydziestosiedmioletni Bobby Western ma za sobą karierę kierowcy rajdowego i wciąż nie może pogodzić się z utratą ukochanej siostry oraz śmiercią ojca, uczestnika Projektu Manhattan. Pracując jako nurek głębinowy zostaje wezwany na miejsce katastrofy wartego trzy miliony dolarów niewielkiego samolotu. Odkrywa brak czarnej skrzynki, torby pilota i ciała jednego z pasażerów. Ktoś musiał być tu wcześniej. Co dziwne, media milczą o wypadku, mieszkanie Bobby’ego zostaje przeszukane, a konto bankowe zablokowane. Agenci federalni depczą mu po piętach. W co się wpakował? Czy ta sprawa ma coś wspólnego z zawikłaną historią jego rodziny?
Czym jest nasza rzeczywistość? Sensacyjna fabuła wciąga nas w znacznie bardziej skomplikowaną intelektualną grę. Thriller, powieść egzystencjalna, mroczny dramat o uwikłaniu w miłość oraz dziedzictwie winy, któremu patronują Szekspir i greckie mity.
Po latach milczenia wybitny amerykański prozaik, laureat Nagrody Pulitzera i autor kultowej Drogi powraca z mistrzowską dylogią. Pasażer i Stella Maris są jak dwie strony lustra, a prawda jednej powieści zdaje się zaprzeczać prawdziwości drugiej.
„Kafka na bagnach Zatoki Meksykańskiej”. „The Observer”
„Nowe powieści Cormaca McCarthy’ego są pierwszymi od wielu lat, w których nie ucierpiały żadne konie, ludzie nie zostali oskalpowani, zastrzeleni, zjedzeni albo pozbawieni mózgu za pomocą farmerskich narzędzi. Ale srogo się mylicie, jeśli sądzicie, że opisany w nich świat jest weselszym miejscem”. „The Atlantic”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 483
1
Siedział zawinięty w jeden z szarych koców z torby ratunkowej i pił gorącą herbatę. Ciemne morze przelewało się dokoła. Kuter straży przybrzeżnej, który zatrzymał się sto jardów dalej z włączonymi światłami, kołysał się na falach, a w oddali, dziesięć mil na północ, widać było na grobli reflektory ciężarówek w drodze z Nowego Orleanu na wschód autostradą US 90 w kierunku Pass Christian, Biloxi, Mobile. Magnetofon odtwarzał II koncert skrzypcowy Mozarta. Temperatura powietrza wynosiła czterdzieści cztery stopnie Fahrenheita i była trzecia siedemnaście w nocy.
Tender leżał podparty na łokciach, ze słuchawkami na głowie, wpatrzony w ciemną wodę pod sobą. Od czasu do czasu morze rozbłyskało miękkim siarkowym światłem na głębokości czterdziestu stóp, gdzie Nafciarz ciął palnikiem. Western obserwował tendera, chuchając i popijając herbatę, obserwował też światła przesuwające się po grobli powolnym pełzaniem kropel wody po drucie. Efekt stroboskopowy w miejscach, gdzie ciężarówki nikły za betonowymi słupami. Wiatr nadciągał od morza zza zachodniego krańca Cat Island, a woda była lekko wzburzona. Woń oleju i silny zapach namorzyn i mannicy na wyspach. Tender usiadł, zdjął słuchawki i zaczął grzebać w skrzynce z narzędziami.
Jak mu idzie?
W porządku.
Co chce?
Tnące boczne.
Zaczepił szczypce na karabinku, zapiął karabinek na linie i patrzył, jak wszystko zsuwa się do morza. Spojrzał na Westerna.
Do jakiej głębokości można używać acetylenu?
Do trzydziestu, trzydziestu pięciu stóp.
Potem już tylko łukowo-tlenowy?
Tak.
Tender skinął głową i włożył z powrotem słuchawki na głowę.
Western dopił herbatę, wytrząsnął fusy i schował kubek z powrotem do torby, po czym sięgnął po płetwy i wsunął je na stopy. Zrzucił koc z ramion, stanął i zapiął górę skafandra, wreszcie schylił się i sięgnął po butle, podniósł je za paski i wciągnął na plecy. Zapiął paski i włożył maskę.
Tender znów zsunął słuchawki. Masz coś przeciwko, żebym zmienił stację?
Western uniósł maskę. Przecież to taśma.
No więc masz coś przeciwko, żebym zmienił taśmę?
Nie.
Tender pokręcił głową. Zwieźli nas śmigłowcem na ten nieludzki ziąb o pierwszej w nocy. Nie wiem, po co ten pośpiech.
Chodzi ci o to, że nikt nie przeżył?
Tak.
A skąd ta pewność?
Rozsądek podpowiada.
Western spojrzał na kuter straży przybrzeżnej. Owale świateł rozpadły się w podrygach ciemnej wody. Zerknął na tendera. Rozsądek, powtórzył. No niby racja.
Wciągnął rękawice. Snop białego światła z reflektora przemknął po wodzie w jedną i drugą stronę, po czym zgasł. Western pociągnął za pasek i zaczepił klamrę, dopasował regulator do ust, naciągnął maskę i wszedł do wody.
Opadał powoli w ciemności ku przerywanemu blaskowi palnika. Dotarł do statecznika i opuścił się na kadłub, obrócił się i popłynął powoli, przesuwając dłonią w rękawicy po gładkim aluminium. Koraliki nitów. Palnik znów rozbłysł. Kształt kadłuba niknął jak tunel w ciemności. Western zrobił wymach nogami obok olbrzymich gondoli, w których znajdowały się silniki turboodrzutowe, i spadł przy kadłubie wprost do kałuży światła.
Nafciarz rozciął elementy mechanizmu zamykającego i teraz drzwi ziały otworem. Znajdował się w progu samolotu, przykucnął w przegrodzie. Nafciarz machnął głową, a gdy Western podciągnął się do drzwi, tamten zaświecił latarką w głąb kadłuba. Ludzie siedzieli na swoich miejscach, ich włosy falowały. Usta rozdziawione, oczy pozbawione myśli. Skrzynka z narzędziami stała na podłodze tuż za drzwiami, więc Western sięgnął po drugą latarkę i wsunął się do samolotu.
Powolne wymachy nogami w przejściu nad siedzeniami, butle powyżej głowy. Twarze umarłych znajdowały się ledwie cale od niego. Wszystko, co mogło się unosić, było pod sufitem. Długopisy, poduszki, kubki styropianowe. Kartki papieru z atramentem rozpływającym się w hieroglificzne smugi. Dławiąca klaustrofobia. Zgiął się wpół, przekręcił i ruszył z powrotem.
Nafciarz pływał z latarką na zewnątrz kadłuba. W przestrzeni pod podwójną warstwą szkła światło przypominało kielich kwiatu. Western ruszył do przodu i wcisnął się do kokpitu.
Drugi pilot wciąż był przypięty pasami do fotela, ale kapitan unosił się pod sufitem, z rękami i nogami zwisającymi jak u ogromnej kukły. Western zaświecił latarką nad przyrządami. Podwójne dźwignie przepustnicy w pulpicie ustawione w pozycji mały gaz. Wskaźniki były analogowe, więc kiedy pod wpływem morskiej wody w obwodach nastąpiło zwarcie, powróciły do położeń neutralnych. W panelu widniał kwadratowy otwór, z którego usunięto jedną z płytek. Była wcześniej przytwierdzona sześcioma śrubami, a trzy wtyczki zwisały teraz w miejscach, gdzie odłączono przewody wielożyłowe. Western zaparł się kolanami od tyłu o fotele po obu stronach. Dobry zegarek Heuera ze stali nierdzewnej na nadgarstku drugiego pilota. Wpatrzył się w przyrządy. Czego brakuje? Wysokościomierz Kollsmana i wariometr. Paliwo w funtach. Prędkość powietrzna na zerze. Poza tym awionika Collinsa. Aha, nie było panelu nawigacyjnego. Wycofał się z kokpitu. Nad jego głową pęcherzyki powietrza z regulatora uformowały równy szyk pod kopułą dachu. Sprawdził wszystkie możliwe miejsca w poszukiwaniu torby nawigacyjnej pilota i upewnił się, że jej nie ma. Przepchnął się przez drzwi i rozejrzał za Nafciarzem. Ten unosił się nad skrzydłem. Wykonał ręką kolisty ruch i wskazał palcem ku górze, po czym popłynął w kierunku powierzchni.
Usiedli na pokładzie małego pontonu, ściągnęli maski, wypluli ustniki regulatorów i odchylili się, żeby odpiąć butle. Z magnetofonu lecieli Creedence Clearwater. Western wyciągnął swój termos.
Która godzina?, spytał Nafciarz.
Czwarta dwanaście.
Splunął i wytarł nos grzbietem nadgarstka. Nachylił się obok Westerna i zakręcił zawory w butlach z gazem. Nienawidzę takiego gówna, powiedział.
Jakiego, trupów?
Hm, tego też. Ale mam na myśli gówno, które nie ma sensu. W którym nie widać żadnego sensu.
No tak.
Zjawią się dopiero za dwie godziny. Może trzy. Co chcesz zrobić?
Co chcę zrobić czy co według mnie powinniśmy zrobić?
Nie wiem. Po prostu co ty na to wszystko?
Nic.
Nafciarz zdjął rękawice, rozpiął torbę i wyjął z niej termos. Zdjął plastikowy kubek i odkręcił korek, nalał kawy do kubka i pochuchał. Tender wciągał skrzynkę z narzędziami na linie.
Nawet nie widać tego cholernego samolotu. I co, jakiś rybak miał go niby wypatrzeć? Co za pieprzenie.
Nie myślisz, że światła mogły się jeszcze palić przez jakiś czas?
Nie.
Pewnie nie.
Nafciarz wytarł dłonie w ręcznik wyjęty z torby, wyciągnął zapalniczkę i papierosy, wydłubał jednego z paczki, zapalił go i przykucnął zapatrzony w chlupiącą czarną wodę. Wszyscy grzecznie siedzą na swoich miejscach? Co to jest, do kurwy nędzy?
Moim zdaniem już nie żyli, gdy samolot zatonął.
Zaciągnął się i pokręcił głową. No tak. Nie ma wycieku paliwa.
W przyrządach brakuje panelu. I torby pilota.
Poważnie?
Wiesz, w czym rzecz, prawda?
Nie. A ty?
To byli kosmici.
Pierdol się, Western.
Western się uśmiechnął.
Jak myślisz, jaki takie coś ma zasięg?
JetStar?
Tak.
Pewnie z kilka tysięcy mil. Bo?
Bo nasuwa się pytanie, skąd leciał.
No tak. Co jeszcze?
Chyba są tam już kilka dni.
Kurwa.
Wyglądają na napoczętych. Ile czasu musi minąć, żeby zwłoki wypłynęły?
Nie wiem. Dwa lub trzy dni. Zależy od temperatury wody. Ilu ich jest?
Siedem osób. Plus kapitan i drugi pilot. W sumie dziewięć.
Co chcesz zrobić?
Wrócić do domu i położyć się spać.
Nafciarz chuchnął na swój kubek i łyknął kawy. No tak, powiedział.
Tender nazywał się Campbell. Przypatrzył się Westernowi, po czym spojrzał na Nafciarza. Tam musiało wydarzyć się jakieś niezłe gówno, powiedział. Nie martwi was to?
Chcesz zejść i się przyjrzeć?
Nie.
Cholera, będę cię asekurował. Western pójdzie z tobą, jak chcesz.
Robisz mnie w chuja.
Nie robię.
Dobra, w porządku, ale nie idę.
Wiem, że nie. Ale skoro nie widziałeś tego, co my widzieliśmy, to może powinieneś się wstrzymać z mówieniem nam, co mamy o tym myśleć.
Campbell spojrzał na Westerna. Western przechylił fusy w swoim kubku. Wyluzuj, Nafciarz. Nie miał nic złego na myśli.
Przepraszam. Chodzi o to, że nie mam gotowego wytłumaczenia, jak ten samolot się tam znalazł. I za każdym razem, gdy myślę o tych wszystkich rzeczach, które powinny wyglądać inaczej, ich lista się wydłuża.
Zgadzam się z tobą.
Może nasz dobry doktor Western wykombinuje jakieś wyjaśnienie.
Western pokręcił głową. Wasz dobry doktor Western nie ma pojęcia, odparł.
Ja nawet nie wiem, co my tu robimy.
Wiem. Tu nic się nie zgadza.
Ile więc mamy do świtu, dwie godziny?
Tak, może półtorej.
Ja ich nie będę wyciągał.
Ja też nie.
Ratować ocalałych. Co to za gówno?
Siedzieli z twarzami w cieniu lampy, rozkołysany ponton unosił się i opadał. Nafciarz wyciągnął rękę z termosem. Chcesz trochę, Gary?
Nie, dzięki.
Śmiało. Gorąca.
Dobra.
Nie widziałem żadnych uszkodzeń.
No właśnie. Wygląda, jakby dopiero wyszedł z fabryki.
Kto jest producentem? Tego, no, JetStara?
JetStara, tak. Lockheed.
Hm, to cholernie dobry samolot. Cztery silniki odrzutowe? Jak szybko leci takie coś, Bobby?
Western wytrząsnął fusy i wcisnął z powrotem korek do termosu. Myślę, że z sześćset mil na godzinę.
Cholera jasna.
Nafciarz zaciągnął się po raz ostatni papierosem i pstryknął go w ciemność. Nigdy wcześniej nie wydobywałeś zwłok, co?
Nie. Uznałem, że prawdopodobnie nie spodoba mi się robienie niczego, czego ty nie chcesz robić.
Wciągamy na linie z uprzężą, ale najpierw trzeba wydobyć ich z samolotu. Przez cały czas jest tak, jakby chcieli cię objąć. Pewnego razu wyciągnęliśmy pięćdziesiąt trzy osoby z douglasa u wybrzeży Florydy i to mi wystarczyło. To było, zanim zacząłem pracować dla Taylora. Znajdowali się tam od kilku dni, więc za cholerę nie chciałeś, żeby ta woda nalała ci się do ust. Byli spuchnięci w ubraniach i musieliśmy odcinać ich od pasów. Jak tylko odciąłeś, unosili się z wyciągniętymi rękami. Jak te balony na sylwestra.
Nie wyglądają na korpoludków.
Nie? Mają garnitury.
Wiem. Ale to nie takie garnitury. Buty wyglądają na europejskie.
W porządku. Nie znam się. Od dziesięciu lat nie miałem zwykłych butów.
Co chcesz zrobić?
Wynieść się stąd. Trzeba wziąć prysznic.
W porządku.
Która godzina?
Czwarta dwadzieścia sześć.
Czas leci, gdy człowiek dobrze się bawi.
Możemy się opłukać w porcie, kiedy wrócimy. Opłukać skafandry.
Mnie będzie trudno znaleźć, Bobby. Nie wracam tam.
W porządku.
Myślisz, że ktoś już tam zszedł, prawda?
Nie wiem.
No tak. Ale to nie jest odpowiedź. Jak dostałby się do samolotu? Musiałby się przebić do środka tak samo jak my.
Może ktoś go wpuścił.
Nafciarz pokręcił głową. Cholera, Western. Nawet nie wiem, dlaczego w ogóle z tobą gadam. Tylko mnie straszysz do nieprzytomności. Odpalaj, Gary.
Dobra.
Western schował termos do torby. Co jeszcze?, spytał.
Powiem ci, co jeszcze. Mam głębokie i niezłomne pragnienie, aby pozostać w stanie całkowitej niewiedzy o tym pierdolonym gównie, które tylko wpędzi mnie w kłopoty. Powiedziałbym, że to prawie jak wiara w Boga.
Gary poszedł na tył pontonu. Western i Nafciarz podnieśli dwie kotwice, a tamten stanął jedną nogą na pawęży i pociągnął za linkę rozrusznika. Otworzył przepustnicę i ruszyli po ciemnej wodzie w kierunku Pass Christian.