Pełna krew - Łukasz Jarosz - ebook

Pełna krew ebook

Łukasz Jarosz

0,0

Opis

Świetna, wielowymiarowa, niejednoznaczna i prawdziwa poezja mówiąca własnym głosem, wkraczająca na obszary rzeczywistości nieczęsto przez współczesną poezję odwiedzane. To świat wsi, jej pejzaży, mieszkańców i ich „codziennych obrzędów”, przenikliwie i z czułością obserwowanych przez autora. Książka nagrodzona Nagrodą im. Wisłąwy Szymborskiej 2012. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 17

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1621539487017831

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

Łukasz Jarosz; Pełna krew

Korekta • Joanna Mueller

Projekt okładki • Artur Burszta

Copyright © by Łukasz Jarosz, 2018

Copyright © by Biuro Literackie, 2018

Biuro Literackie

[email protected]

www.biuroliterackie.pl

ISBN 978-83-65358-84-4

Skład wersji elektronicznej: Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

W tym kraju pozbawionym kwiatów, pozbawionym niemal zupełnie piękna, wzrok chętnie zatrzymuje się na maleńkiej gwiazdce śniegu, która padła na rękaw i drży na nim poruszana wiewem zamieci, zanim stopnieje.

Seweryna Szmaglewska

Koronacja

W ogniu trzaska bukiet, zakurzony

wieniec z szyszek. Szelest kończy piosenkę dziecka.

Czas wspina się; owinąłem w papier choinkę

i włożyłem do szafy. Żona przynosi mi obrączkę,

którą zostawiłem na umywalce, pochyla się nad kartką.

Dostała dziś list z daleka. Od kobiety, o której myślała,

że już dawno nie żyje.

Ziemia

Pewnego wrześniowego dnia nie mieliśmy lekcji

i z wychowawczynią poszliśmy zbierać buraki pastewne

z pola naszego kumpla z klasy. Mieszkał z babką

(ojciec się powiesił, „matka mnie nie chciała”).

Wiózł nas ciągnikiem z przyczepą, na którą potem

wrzucaliśmy ciężkie, twarde bulwy.

Zrobiliśmy kilka kursów (więcej przy tym było

śmiechu niż pracy), a potem siedzieliśmy w ogrodzie

oparci o soczyste drzewa, gdzie dalekie słońce

mocno grzało mimo nadchodzącej jesieni.

Przyniósł nam kompot i świeżo zerwane orzechy włoskie.

Były gorzkie, farbowały na brązowo ręce.

Człowiek powstał z piachu. Ze skorup jest na nowo posklejany.

O tym pomyślałem dziś, gdy po latach spotkałem

tamtego kolegę. Prosił o drobne, miał pobrużdżoną twarz

od wieloletniego picia. Dałem mu pieniądze,

uśmiechnął się, podziękował i przed światłem

w