Powrót nad jezioro - Dorota Milli - ebook + audiobook + książka

Powrót nad jezioro ebook i audiobook

Dorota Milli

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

PRZENIEŚ SIĘ DO STAREGO DOMU NA POJEZIERZU DRAWSKIM, ODETCHNIJ JEGO ATMOSFERĄ I DAJ SIĘ PONIEŚĆ OTACZAJĄCYM GO DOBRYM EMOCJOM.

Cyntia sądziła, że jej życie jest poukładane i szczęśliwe. Niestety los zdecydował inaczej. Na szczęście pojawiła się propozycja złożona przez mężczyznę, którego kiedyś dobrze znała. Cyntia wróciła do ukochanego rodzinnego domu nad jeziorem, by spędzić w nim lato i odkryć dawne tajemnice.

Czy kobiecie uda się na nowo zbudować swoje szczęście? Jaki udział będą w tym mieli dwaj mężczyźni, którzy zdecydują się jej towarzyszyć?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 408

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 16 min

Lektor: Joanna Domańska
Oceny
4,3 (315 ocen)
174
89
41
10
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DBVQ2LL8K83MQ7

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, fajnie się czyta, nie można się oderwać
21
Anna-60

Dobrze spędzony czas

Przyjemna lektura. ,Polecam .
10
EwaKKB38

Dobrze spędzony czas

Wzruszająca historia. Polecam
00
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam, świetna historia.
00
ALenka40

Nie oderwiesz się od lektury

Po książki Doroty Milli sięgam w ciemno- i po raz kolejny się nie zawiodłam 🙂 Polecam
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Kasi Wojtas!

Kochana, za wsparcie, czas i dobre słowo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nie próbuj mówić o miłości,

Bo ona w słowach się nie mieści.

Jest jak wiatr: cichy, niewidzialny,

Co tylko czasem zaszeleści.

 

William Blake

 

 

 

 

 

 

1

 

 

 

 

Promienie słońca opadały na jej twarz, łagodząc dotyk chłodnego wiatru. Opuściła kamienicę, zbiegając po schodach, by po chwili wtopić się w miejski zgiełk. Znalazła dla siebie miejsce w pędzącym gwarze i tłumu dźwięków Szczecina. Za to w nocy próbowała się wyłączyć, wtedy tęskniła do ciszy, do szeptu uderzeń wiatru w szyby i ruchu gałęzi spowodowanych jego harcami.

Letni sierpniowy dzień malował świat ciepłymi barwami, a szarości i cienie traciły na mocy. Cyntia minęła kościół, patrząc zawsze w ten sam punkt wybijający się na tle innych budynków. Była tam, wieża zamku Książ unosiła się nad miastem, pilnując jego bezpieczeństwa i spokoju. Cel i miejsce jej pracy, gdzie przez kilka lat pełniła funkcję przewodnika zamkowego. Rozległe i zaciemnione komnaty kryły niejedną tajemnicę, żałowała, że milczące ściany nie mogły zdradzić więcej tego, co działo się w zamierzchłych czasach. Znała kilka historii i chętnie dzieliła się wiedzą z każdym, kto przekroczył zamkowy dziedziniec.

Zatrzymała się przy słupie ogłoszeniowym, tradycyjnie szukając drobnej kartki z ciekawym zdaniem, może cytatem, czasem ironią. Ktoś, idąc tą trasą do pracy czy może na zajęcia, dzielił się swoim zamiłowaniem do dziwnych powiedzeń, zostawiając swój ślad.

„Należeć do rodzaju ludzkiego jest łatwo. Być człowiekiem jest trudno”. Z nowo poznanym przesłaniem ruszyła żywszym krokiem.

Stare Miasto przywitało ją odgłosami uderzeń od bruku, wąskimi przesmykami między kamienicami, które ograniczały rozległą połać nieba, prezentując tylko jego wąski pasek. Szyby kamieniczek odbijały promienie, oślepiając, gdy się w nie spojrzało, jakby próbowały zmylić jej drogę do zamku.

W czasie pośpiesznego spaceru do pracy zawsze rozbudzała się jej wyobraźnia, nakładały się obrazy jak kiedyś, a jak dziś wyglądało miasto. Dwa wymiary istniejące za szczelnym murem fantazji, z ludźmi, którzy kiedyś istnieli, i sprawami, którymi się zajmowali. Uwielbiała snuć miraże – tego nauczył ją przyjaciel z dawnych lat, a jej ojciec spowodował, że na kierunek studiów wybrała historię.

Minęła ozdobną bramę i wspięła się na schody. Po chwili znalazła się w zamkowym tak dobrze jej znanym zapachu. Chłód bił od ścian, tu nie dopuszczając ciepłych powiewów lata, nawet promienie miały ograniczony dostęp, zaglądały tylko snopami, w których można było dojrzeć unoszący się kurz.

Cyntia witała się ze współpracownikami uśmiechem, czasem zamienili kilka pośpiesznych zdań. Weszła do pokoju, gdzie mogła przygotować się do pracy, przywitać z resztą ekipy. Uwagę przykuł jej bukiet polnych kwiatów stojący w wazonie na stole.

Włożyła marynarkę i przypięła plakietkę, cały czas z uwagą przyglądając się wiązance. Kwiaty były pospolite, typowe, jakie można było zerwać na łące, ale takie najbardziej ją zachwycały.

– To dla ciebie – powiedziała Magda. Kobieta zajmowała się zamówieniami publicznymi, obie często spędzały przerwę w swoim towarzystwie lub wyskakiwały na miasto w wolnych chwilach. Było ich niewiele, bo samotna matka trzech pociech musiała nieźle lawirować, by znaleźć czas.

– Nie żartujesz? – Cyntia zmarszczyła brwi, zupełnie się tego nie spodziewając.

– Przekonaj się. Na dołączonej kopercie jest twoje imię i nazwisko. Poza tym i bez tego można się domyślić, do kogo najbardziej pasują. Cichy wielbiciel?

– Wiesz, że nie, mam tylko… Właściwie to nie wiem, czy kogoś mam – stwierdziła z wahaniem. Patrząc na bukiet, zagubiła się w rozmyślaniach. Nie miała cichego wielbiciela, ale partnera, który teraz był daleko stąd, daleko od niej. To była ich wspólna decyzja o przerwie od związku, choć ona została do niej przymuszona.

– Powinnaś to dokładnie ustalić, albo jesteście razem, albo osobno.

– Janusz miał ciężki początek roku, pojechał do znajomego się odstresować.

– Latem w Sopocie na pewno odpocznie.

– Rozmawialiśmy o tym, wiesz, że nie lubię zgiełku. – Cyntia wiedziała, że Magda chce dla niej dobrze, była starsza, miała więcej doświadczenia i troszczyła się o nią, a tym samym rozbudzała jej podejrzliwość i niepokój.

– Też powinnaś wyjechać i naprawdę zastanowić nad waszą wspólną przyszłością.

– Myślisz, że to Janusz przysłał? – zapytała, by zmienić kierunek myśli Magdy.

– To by znaczyło, że zaczął cię w końcu słuchać.

– Jesteś dla niego zbyt surowa.

– A to ty powinnaś.

Cyntia chciała zakończyć rozmowę, która uaktywniała jej skrywane obawy. Podeszła do bukietu i poczuła zapach, który roztaczał. Czarnym piórem ktoś napisał jej dane na białej kopercie. Otworzyła, po czym z wnętrza wysunęła zaproszenie na wieczorną kolację do pobliskiej restauracji na Starym Mieście.

– Tylko tyle? – Magda zaglądała jej przez ramię.

– Właśnie, tylko tyle.

– Kto to może być?

– To musi być Janusz. Może to jego niespodzianka. Jednak wrócił i…

– Zdradził cię i teraz chce ci to wynagrodzić.

– Przestań, proszę. – Cyntia popatrzyła na pismo, ale miała pewność, że nie należało do Janusza. Nie było więcej wskazówek.

– Pójdziesz? Ja bym poszła przynajmniej zaspokoić ciekawość.

– Mam cały dzień na zastanowienie. – Uśmiechnęła się i popatrzyła na bukiet, rozważając, czy w nim nie ma podpowiedzi. Gdy została sama, nachyliła się i powąchała otwarte pąki. Zapach był bardzo intensywny. Przywodził jej na myśl łąkę pełną kwiatów, gdzie w oddali połyskiwało rozległe jezioro w otulinie zielonych drzew. Przywróciła w myślach wspomnienie rodzinnego domu, z szarym gontem na spadzistym dachu, ceglanym kominem, dużymi oknami i tarasem, na którym w dzieciństwie jadła lody w upalny dzień. Nigdy nie była sama, zawsze jej ktoś towarzyszył, ktoś wyjątkowy.

 

***

 

Cały dzień pracy minął Cyntii w miłym pędzie. Oprowadzała turystów i wycieczki, chcąc zarazić ich miłością do dawnych dziejów, a zwłaszcza zamków, które były jej oczkiem w głowie. Każdy miał swoją historię, dawne baśnie, które rozwijały wyobraźnię, przez co tym bardziej pragnęło się je poznać. Trzeba było się śpieszyć, bo wiele polskich zamków czy pałaców niszczało, obróconych w pył przez upływający czas. Znalazły się takie, które miały więcej szczęścia i teraz odnowione, na nowo zachwycały swoim dawnym klimatem.

Weszła do mieszkania i rzuciła klucze na szafkę. Roznosiła ją dziwna ekscytacja, a wszystko za sprawą bukietu w jej dłoni. W kuchni nalała do wazonu wodę i wstawiła do niego kwiaty. Uwolniła je z ozdobnej foli i wstążek. Rozsypały się na brzegu naczynia, wyglądając naturalnie, jakby sama je nazbierała.

Przeszła na drugi koniec mieszkania, mijając wąski i ciemny korytarz. Uchylone drzwi prowadziły do dwóch sypialni i łazienki. Salon był największy i najbardziej słoneczny. Szerokie okna na dwóch ścianach i balkonowe drzwi, wychodzące na skrzyżowanie i niewielki zielony skwer, wpuszczały do środka ciepłe promienie słońca.

Cyntia postawiła wazon na mocnym drewnianym stole i przyjrzała się kwiatom, jak prezentowały się wśród jej przedmiotów. Wiele z nich zostało po ojcu, który odszedł kilka lat temu, jej zapisując mieszkanie i wszystko, co się w nim znajdowało. Mieli podobny gust, więc zostawiła większość jego nietypowych zbiorów. Elementy nowoczesności wprowadziła dla wygody, choć cały wystrój był ciężki, z mocnymi dębowymi meblami, grubymi zasłonami i obrazami w szerokich ramach powieszonymi na jasnych ścianach.

– Jak ci się podoba? – zapytała starą rycerską zbroję, zachowaną w komplecie. Niemy rycerz w zbroi stanowił jej jedyne towarzystwo. Rozmawiała z nim, ciesząc się, że we wszystkim się z nią zgadzał, w końcu ani razu nie zaprzeczył.

Nie miała zwierząt, a marzyła o psie, niestety Janusz miał uczulenie i dodatkowo nie lubił sierści nie tyle w mieszkaniu, ile na swoich marynarkach. Cyntia przystała na to. Ostatecznie i tak dużo pracowała, nie chciała, by zwierzak przez cały dzień siedział w domu i usychał z tęsknoty.

– Zawiszo, ktoś przysłał mi kwiaty – powiedziała do zbroi, której nadała imię najbardziej szlachetnego rycerza, niepokonanego w licznych turniejach. – I jeszcze zaprosił na kolację. Czy powinnam iść?

W zasadzie już podjęła decyzję. Usiadła przy stole, opierając łokciem o blat, drugą ręką muskała płatki kwiatów. Nie myślała o tajemniczym zaproszeniu, ale o Januszu, którego poznała w czasie trwania studiów, w momencie, gdy jej świat przysłoniła mgła smutku.

Był starszy i studiował prawo, miał niegasnące pragnienie zdobywania szczytów, rozbudzona ambicja napędzała go każdego dnia. Podziwiała jego determinację i to, jak szybko się wspinał po drabinie społecznej, choć ona gdzieś po drodze zaczynała zostawać w tyle. Nie widziała, czy to wina jej, czy on za szybko biegł, miała jednak pewność, że od pewnego czasu po prostu nie nadążała.

Janusz miał mocny charakter, trzymał się swoich wizji i decyzji, zazwyczaj stawiał na swoim. Zawsze znajdował argumenty, by ją przekonać do swoich racji. Tak było z jego nowoczesnym mieszkaniem w dobrej dzielnicy, do którego się wprowadziła, nigdy jednak nie czuła się w nim jak u siebie, swobodnie i lekko. Janusz był zasadniczy, zwłaszcza w dbałości o wartościowe meble i przedmioty. Wnętrze jego mieszkania zupełnie na pokrywało się z Cyntii wizją ciepłego domu, w którym można ładować baterie, nie przejmując się okruchami na stole czy rozgardiaszem na wieszaku.

Różnice między nimi, które wcześniej wydawały się niewielkie, z czasem się pogłębiły, z każdym miesiącem rozstrajały ich zsynchronizowany świat, a kilka dni temu pojawiła się między nimi przepaść, postanowili rozstać się na pewien czas.

Wróciła do swojego mieszkania pełna wątpliwości; to nie miało być rozstanie, ale przerwa, która miała pobudzić do życia ich związek – przynajmniej takie było założenie Janusza.

Cyntia zastanawiała się, czy można robić sobie przerwy od osoby, na której nam zależy. Czy powinno się z taką łatwością na to godzić i czy normalne jest, że kochający to proponuje?

Liczyła, że w swoich dobrze znanych kątach, tworzących bezpieczną barierę od świata, znajdzie odpowiedzi na dręczące ją pytania.

Postanowiła iść na kolację, mając nadzieję, że za niespodzianką stoi Janusz i jego nowa propozycja wspólnej przyszłości.

Przepłoszyła smutne rozważania i zaczęła szykować się do wyjścia. Rozplotła dobieranego warkocza, który w pracy najlepiej się sprawdzał, ale na wieczorne wyjście zupełnie nie pasował. Włożyła czerwoną sukienkę, którą wybrał dla niej Janusz, chciała mu sprawić przyjemność, choć sama nie lubiła ostrych, przykuwających wzrok kolorów. Skoro mógł to być ich nowy start, chciała pokazać, że jej na nim zależy.

Uczesała ciemne włosy sięgające za ramiona i spięła je klamrą. Lubiła dawać im swobodę, mimo że wyginały się w każdą ze stron i trudno było nad nimi zapanować. Umalowała się dyskretnie, tylko podkreślając to, co dostała w naturze. Oczy w kolorze karmelu zaznaczyła ciemną kredką, rzęsy wytuszowała, tworząc z nich zgrany wachlarz, a usta pokryła szminką w odcieniu skromnego różu.

Wyglądała poważniej niż na co dzień, ale robiła to dla mężczyzny, choć wciąż nie miała do tego przekonania.

– Zawiszo, życz mi szczęścia. – Klepnęła zbroję w hełm, a po mieszkaniu rozniósł się pusty odgłos, który umilkł w momencie zamykania przez nią drzwi.

Był ciepły wieczór, jeszcze w jasnym blasku dnia, choć z każdą chwilą gasł, ustępując nocy.

Mieszkanie Cyntii znajdowało się blisko placu Solidarności, wystarczyło przejść ruchliwą ulicą i już było się na Starym Mieście. Blisko do pracy i atrakcji miasta, jaką były Wały Chrobrego, gdzie często spacerowała.

Nie musiała korzystać z taksówki ani samochodu – swój wysłużony dawno sprzedała, nie decydując się na zakup kolejnego. Do pracy miała blisko, a Janusz wolał jeździć swoim, lubiąc kontrolować sytuację nawet w tym aspekcie ich życia.

Szła uliczkami, mijając ozdobną fontannę, by po chwili dotrzeć pod właściwy adres, zapisany na tajemniczym liście. Restauracja biła ciepłym blaskiem, miało się ochotę skryć w jej wnętrzach. Cyntia zawahała się przy drzwiach, nie mogła jednak zwlekać, bo za nią pojawili się inni goście.

Skarciła się w myślach za ten brak odwagi i pewności w działaniu, za ciągłe wahanie, niemożność zdecydowania, czego właściwie pragnie. Nie dotyczyło to tylko poważnych decyzji, lecz także drobnostek, jak wejście do restauracji i poznanie adresata listu. Podziwiała u innych większą pewność, ona musiała poczuć podmuch, by zrobić krok, zdecydować, później i tak pojawiało się zwątpienie, czy dobrze zrobiła.

Weszła w przyjemny gwar i zapach, który rozbudził jej apetyt. Rozejrzała się, lecz nigdzie nie wypatrzyła znajomej twarzy. Pokazała zaproszenie kelnerowi, a ten bez pytania zaprowadził ją do zarezerwowanego stolika przy oknie, przy którym nikt na nią nie czekał.

Usiadła, sądząc, że na ucieczkę było za późno, poza tym nic nie miała do stracenia. Patrzyła, jak kelner zapala świece, dodając wnętrzu urządzonemu z przepychem i smakiem jeszcze większego ciepła. Stoły poprzykrywano białymi obrusami, iskrzyły się kieliszki w blasku rozpalonych świateł. Zielony bluszcz wił się na okrągłych kolumnach, które odgradzały gości innych stolików, dając im większą prywatność.

Spojrzała na zegarek i dopiero wtedy spostrzegła niewielką kopertę leżącą pod ozdobnie uformowaną serwetką. Tym razem było tylko jej imię.

Nie zwlekając, otworzyła, mimo że takie romantyczne gesty były do Janusza zupełnie niepodobne.

Wysunęła kartkę i przeczytała słowa, które spowodowały, że w jej oczach pojawiły się łzy.

 

Chcesz poczuć wiatr?

Twój M!

 

Nie spodziewała się takiej fali emocji, nie przypuszczała, że się spotkają, zaraz, natychmiast, po tych kilku latach, które tak szybko upłynęły. Treść liściku wskazywała jednak tylko jedną osobę, jej Marzyciela, przyjaciela z przeszłości.

Uniosła wzrok, czując na twarzy czyjeś spojrzenie, wyraźne jak dotyk. Dostrzegła znajomą twarz, teraz dojrzałą, choć jeszcze bardziej przystojną, uwodzicielską. Brązowe włosy miał dłuższe, ciemniejsze, zaczesane niedbale na lewy bok, kosmykiem muskające jego czoło. Kiedyś nosił krótkie, ścięte zupełnie na zapałkę. Był wyższy, bardziej męski, ale wciąż był smukły i nadal pozbawiał ją tchu.

Nie zrobił kroku, tylko się w nią wpatrywał, badał, porównywał. Cyntia pozwoliła sobie na to samo. Bez wahania zerwała się z krzesła i podeszła do niego, po czym otoczyła go ramionami. Wyczuła, że się zdziwił, znieruchomiał, ale po chwili objął ją i mocno przytulił.

– Witaj, Cyntio – powiedział swoim ciepłym głosem, rozmarzonym, takim jak kiedyś.

– Witaj, Marzycielu. – Nie mogła uwierzyć, że tu był, stał, prawdziwy, tak samo piękny jak kiedyś. Jego oczy wyrażały radość, więc powód spotkania musiał być dobry, żadnych złych wiadomości się nie spodziewała. – Czy powinnam już tylko zwracać się do ciebie „Matwiej”?

– Ty możesz się do mnie zwracać, jak tylko chcesz. – Pochylił się do jej dłoni i delikatnie musnął ustami. – Wypiękniałaś, nie sądziłem, że to jeszcze możliwe, bo zawsze byłaś śliczna.

– Tylko dla ciebie.

– Nie, nie tylko, ale nigdy tego nie dostrzegałaś. – Odprowadził ją do krzesła i pomógł je przysunąć.

Cyntia miała wiele pytań, zupełnie nie wiedziała, od czego zacząć. Milczała przytłoczona emocjami. Matwiej zmienił się, już nie przypominał wątłego chłopaka, z którym wyruszała na eskapady, czasem całodniowe. Czarny strój podkreślał jego silną sylwetkę, a w jego zielonych oczach, jak dawnej, skrywała się niejedna tajemnica.

 

***

 

– Cieszę się, że przyszłaś. – Matwiej usiadł na wprost dziewczyny, nie potrafiąc od niej oderwać oczu. Była zachwycająca, nie sądził, że jej widok tak bardzo chwyci go za serce. Wywoła dawne tęsknoty i pragnienia. Jeszcze mocniej zatęsknił do tego, co było kiedyś, gdy wszystko zdawało się łatwiejsze i normalne.

– Nie zgadłam, a powinnam poznać po kwiatach. Są piękne. Zawsze wiedziałeś, co lubię. – Cyntia rozluźniła się, odetchnęła lekko, kiedyś w jego towarzystwie czuła się swobodnie, w pełni sobą. Znali się od ósmego roku życia, gdy zamieszkali obok siebie, nad jeziorem.

– Na szczęście nie zmienił ci się gust. A jak zmieniło się twoje życie?

Zaskoczył ją pytaniem, nie wiedziała, do czego ma prowadzić i czego się spodziewać.

– Raczej płynie spokojnie, żadnych zwrotów akcji. – Speszyła się pod jego spojrzeniem. To już nie były oczy chłopca, z którym przeżywała dziecięce przygody, ale mężczyzny. – Po studiach dostałam pracę w muzeum i jestem przewodnikiem zamkowym.

– Poszłaś w ślady ojca.

– A ty?

– U mnie spokojnie i wciąż mieszkamy koło siebie.

– Mam wiele pytań, to takie niespodziewane.

– Wiem, ale stęskniłem się za tobą – wyznał, czując to dawne pragnienie, by wyznać jej wszystko, co mu w duszy gra, ona zawsze go rozumiała. Mieli po tyle samo lat, mieszkali po sąsiedzku, przez siedem lat byli dla siebie wszystkim, wierzył, że to odzyska, miał nadzieję, że ona mu na to pozwoli. – Chciałbym wiele ci opowiedzieć, ale może zacznę od tego, dlaczego tu jestem i chciałem się spotkać. Ważka, musisz wrócić.

Zwrócił się do niej przezwiskiem z lat dziecinnych, które sam dla niej stworzył.

– Dawno nikt mnie tak nie nazywał. Dokąd mam wrócić? – Zaśmiała się, przeżywając ich spotkanie po latach z widoczną radością. Kelner dopytał, czy już wybrali, ale go przepłoszyli, nie mogąc oderwać od siebie wzroku, a tym bardziej skupić się na czymś innym. Zawsze czuła się tak w jego obecności, pochłaniał ją jego świat, jego myśli, z którymi się z nią dzielił. Nadawali na tych samych falach, jedno rozumiało drugie. Czy to właśnie oznaczało miłość, czy na to czekała, na uczucie sprzed lat, które kiedyś połączyło ich niewidzialną nicią prawdziwej przyjaźni?

– Do domu nad jeziorem. Czekałem na ciebie tak długo – powiedział z przejęciem, chwytając ją za dłoń.

– Matwiej… – Speszyła się, zaskoczona jego prośbą. – Dlaczego miałabym wracać? Mama często mnie odwiedza, zawsze wolała przyjeżdżać do Szczecina. Nie mam tam nikogo więcej. – Nie wspomniała o kimś ważnym, kogo już na tym świecie nie znajdzie. Powrót wiązał się ze wspomnieniami, system, jaki wypracowały z Laurą, jej matką, sprawdzał się – święta czy inne uroczystości spędzały w mieście, daleko od jeziora.

– Nie będziesz wracać do mamy, ale do swojego domu, tam, gdzie jest twoje miejsce. Zawsze było.

– Skąd możesz wiedzieć, czy nie mam męża? – Zabrała dłoń, odrobinę się dystansując, chciała zwolnić, na spokojnie rozważyć to, co proponował.

– Nie masz, bo inaczej Laura by o nim wspomniała. Poza tym śledziłem cię dziś rano i nie widziałem cię z żadnym mężczyzną.

– Co zrobiłeś?! – krzyknęła, zwracając uwagę innych gości. – Dlaczego? Po co, Matwiej? – Patrzyła w jego nieodgadnione oczy i na leniwy uśmiech, który tylko dodawał mu uroku.

– Musiałem się upewnić, że jesteś sama, gdy ponownie wkroczę w twoje życie.

– Mam kogoś.

– Ale nie na stałe, nie męża, inaczej byłby z tobą.

– Pojechał… Ma wyjazd służbowy.

– Wiesz, że zawsze jak spuszczałaś wzrok, oznaczało, że kłamiesz.

– Przestań być taki dociekliwy. Jestem z kimś, ale zrobiliśmy sobie przerwę od siebie.

– Co za głupota.

Cyntia zobaczyła grymas, który zawsze prezentował, gdy coś mu nie pasowało. Kpina w jego głosie była aż nadto wyraźna. Nie chciała zachwalać, jakie to jej życie było wspaniałe, nie potrafiła tak udawać, nie przed Matwiejem.

– Po prostu życie się zmienia i planujemy je odpowiednio ułożyć do naszych potrzeb. – Cyntia nie dodała, że potrzeby i wymagania miał Janusz z wyraźnym i niezmiennym planem na przyszłość. W ich związku to ona ustępowała. Nie miała większych aspiracji, nie pędziła za zaszczytami, tylko na spokojnie pragnęła przeżyć każdy dzień. Wolała jednak nie wspominać o tych sprawach, nie wiedząc, jak zostanie to odebrane. – Czego ode mnie chcesz, Matwiej?

– Gdy zwracałaś się do mnie takim tonem, to oznaczało, że żarty się skończyły.

– Tu też nic się nie zmieniło.

– Chcę cię odzyskać i zabrać do domu – powiedział z naciskiem, ponownie chwytając jej dłoń.

Cyntii zaparło dech.

– To nie takie łatwe, choć zawsze wyciągałeś rękę po to, czego chciałeś. – Uśmiechnęła się na jego upór, wyczuwała w nim tamtą siłę. Nikt nie potrafił go odciągnąć od pomysłu, który zaprzątał jego głowę. Ona nawet nie próbowała, a że zawsze mu ufała, tylko go wspierała.

– Jest bardzo łatwe. Wystarczy, że przyjedziesz i zobaczysz, czy może nam się udać na nowo odzyskać dawny świat.

– Jesteśmy dorośli. – Patrzyła z niepewnością, próbując odgadnąć jego myśli.

– Ale jestem pewny, że masz to samo pragnienie miłości i stworzenia rodziny. W końcu o tym marzyłaś.

– Może się zmieniłam, tak jak moje marzenia.

– Znowu kłamiesz.

– Zawsze byłeś bezpośredni, ale teraz to przesadzasz. Poza tym, co ty sugerujesz? Może uklękniesz i po prostu mi się oświadczysz?

– Mógłbym, lecz na to za wcześnie. – Uśmiechnął się łobuzersko. – Ale trzymam dla ciebie pierścionek mamy.

Cyntia napiła się wody, chcąc ostudzić emocje. Matwiej zawsze ją zaskakiwał odważnymi pomysłami.

– Byliśmy nastolatkami, może już nie będziemy się dogadywać.

– Oczywiście, że będziemy. Tylko musisz przyjechać. Powinniśmy spróbować, na nowo się odkryć.

– I co będziemy robić?

Jego słowa jakby otworzyły portal do dawnych radosnych wspólnie spędzonych chwil. Matwiej nie musiał jej adorować, by czuła na sobie jego uwagę. Zastanawiała się, czy mogli mocne kiedyś uczucie przyjaźni teraz przemienić w miłość. Poczuła przyjemny dreszcz. Nad jeziorem zostawiła wiele emocji, porywów serca, nagle zapragnęła je przywrócić.

– Nigdy się nie nudziliśmy, ale mam plan.

– Czyli szykują się kłopoty – zaśmiała się, czekając na wyznanie odważnych pomysłów. Starała się wyhamować rozbudzony pęd ekscytacji, ale chyba za mocno się za nim stęskniła.

– Jedynie dobra zabawa.

– Zamieniam się w słuch.

– Wiedziałem, że cię zainteresuję. Odkryjemy legendę, Ważka. To, nad czym pracowali nasi ojcowie.

Znieruchomiała, poczuła, jak z nagłej euforii uderza w wodę, zimną taflę, która wyświetliła bolesne obrazy.

– Mój ojciec nie żyje, Matwiej, nie sądzę, że powrót do jego poszukiwań jest dobrym pomysłem.

– Mój wyprowadził się, zostawił nas samych. Przerwał badania, a myślę, że po tym wszystkim nie powinien. Dla dobra i ku pamięci twojego ojca powinniśmy doprowadzić to do końca.

Poczuła chłód, który przeszedł jej ciało.

– Nie rozmawialiśmy o niej. Nawet gdy przyjeżdżał do Szczecina, odwiedzał mnie, nie wracał do tej legendy.

– Nie teraz, Ważka. Przyjdzie na to czas, gdy przyjedziesz. Ułożymy to wszystko, odkryjemy razem, będzie jak za dawnych lat. Co ty na to?

– Mogę wykorzystać urlop. – Nie wspomniała, że chciała go przeznaczyć na wakacje z Januszem, gdzieś w spokojnym miejscu, z dala od tłumów.

– Możesz też rzucić pracę.

– Nie mam zamiaru podejmować tak odważnych decyzji, Matwiej. Tym bardziej że lubię swoją pracę.

– Zawsze się ich bałaś. Odważnych decyzji. I kiedyś marzyłaś o innej pracy, dającej więcej swobody.

– Kiedyś, ale dziś jest dziś. Kiedy chcesz, żebym przyjechała? – zapytała. Nie wiedziała, co jeszcze zaplanował.

– Możemy już teraz wracać razem.

– Matwiej, zwalasz mi się na głowę niespodziewanie i myślisz, że wszystko rzucę i pojadę z tobą na koniec świata?

– Nie na koniec, nad jezioro, do naszego świata.

– Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? – Zastanawiała się, co się takiego wydarzyło, że nagle zapragnął ją odszukać.

– W połowie liceum, ale jakie to ma znaczenie dla tak połączonych dusz jak nasze, Ważka?

Popatrzyła w jego oczy, zaskoczona, że nie wspomniał o wspólnych planach na osiemnastkę, ceremoniał, który miał na zawsze uwiecznić ich przyjaźń. Były też inne wydarzenia, nie chciała robić mu wyrzutów, gdy go zabrakło, kiedy najbardziej go potrzebowała. To nie był czas i miejsce, ale może jej powrót pozwoli rozwiązać niewyjaśnione sprawy, które schowała w zakamarkach pamięci dla spokoju ducha.

Biła się z myślami, gdy Matwiej składał zamówienie, dała mu wolną rękę przy wyborze jej dania. Dawno nie czuła takich emocji, połączenia obaw i radości, jakby dopiero teraz, po wielu latach obudziła się ze snu.

 

***

 

Cyntia patrzyła na mężczyznę siedzącego przed nią. Rysy nastolatka, które pamiętała, nabrały ostrości. Matwiej Orawski zyskał surowość, nawet w gestach, jedynie oczy wciąż pełne ciepła, kryły tajemniczość, pewne wzruszenie, które tak bardzo ją przyciągało.

– Co się działo, od kiedy widzieliśmy się po raz ostatni? – Danie było przepyszne, choć nie mogła się skupić na smaku, czując dziwne uniesienie spotkaniem.

– Najpierw ty, chcę wiedzieć wszystko, co ci się przydarzyło.

– Nie chciałam zgodzić się na internat i wyjazd do Szczecina – wyznała.

– Pamiętam… To stało się zbyt szybko. Najpierw decyzja twoich rodziców i już cię nie było. – Patrzył w talerz, nie zrobił ruchu, jakby się zawiesił, głęboko nad czymś myślał.

– To była decyzja mamy, uparła się, a ojciec tylko jej przyklasnął. Był wtedy jakiś dziwny, myślałam, że jak go przekonam, mama odpuści, ale nie stanął po mojej stronie, wyrok był nieodwołalny. – Cyntia do dziś czuła dawną niesprawiedliwość, bo jej plany na przyszłość wyglądały zupełnie inaczej.

Nie wiedziała, co kierowało mamą, kiedy postanowiła, by jedyna córka opuściła rodzinny dom i porzuciła liceum po drugiej klasie. Tuż po wakacjach musiała zaczynać w nowym miejscu, z dala od znanych twarzy i przyjaźni. Argument był zawsze ten sam – odpowiednia edukacja, bo w dużym mieście jest więcej możliwości niż w niewielkiej miejscowości nad jeziorem. Do dziś miała żal do matki, że nie wysłuchała jej zdania. Tamte wakacje utkwiły w jej pamięci, wyraźnie zostawiając swój ślad.

Nad jeziorem to z Matwiejem spędzała najwięcej czasu, pamiętała ich pierwszy nieśmiały pocałunek, który tylko ich zawstydził. Dziwnie było całować się z przyjacielem, nigdy już tego nie powtórzyli. Popatrzyła na jego usta, zastanawiając się, czy byłoby tak samo i nieodpowiednio, czy może wręcz przeciwnie.

Wtedy miała pewność, że zawsze będą się trzymać razem, gdy nagle wszystko się zmieniło. Rodzice pokłócili się, a w domu nastała napięta atmosfera, sąsiedzi też się odsunęli, nie było już wspólnych spotkań ani wypadów. Oboje z Matwiejem próbowali odkryć, co się wydarzyło, że na wspólnej sąsiedzkiej przestrzeni zapanowała niezgoda, odwracanie oczu i wzajemne unikanie. Nie zdążyli, gdy padła decyzja o jej wyjeździe do Szczecina, podjęta za jej plecami, pośpiesznie, której nie zatrzymała jej złość, błagalne prośby, a tym bardziej płacz. Wtedy widzieli się po raz ostatni, choć Matwiej obiecywał ją odwiedzać, dołączyć do niej, gdy skończy liceum. Żadnej obietnicy nie dotrzymał, a teraz pojawił się, chcąc ją sprowadzić do domu.

– Twój tata był dobrym człowiekiem. Dla mnie bardzo ważnym – zapewnił z mocą.

– Odwiedzał mnie dość często, zawsze po pracy, po wykładach na uczelni. Razem odwiedzaliśmy zabytki, miejsca związane z historią, miał swoje ulubione, opowiadał mi… – Urwała, czując łzę, która spłynęła po policzku, wspomnienia z ojcem nadal raniły jej serce, pozbawiały tchu. – Przekazał mi całą wiedzę – dokończyła łamiącym się głosem.

– Też za nim tęsknię.

– Za twoim ojcem też się stęskniłam, lubiliśmy rozmawiać, zawsze nazywał mnie synową. – Osuszyła policzki i się uśmiechnęła. Przyjaciel z dawnych lat otworzył drzwi, które wpuściły wiele światła, a zamazane obrazy na nowo się wyostrzyły.

– Wszystko kiedyś wydawało się idealne.

– Było wspaniale, nie wiem, dlaczego się zmieniło. Dorośli mieli swoje tajemnice.

– Kochałem twojego ojca, Ważka. Zawsze był cierpliwy i otwarty, wysłuchał, kiedy potrzebowałem, i nigdy nie krytykował.

– Brakuje mi go, w mieszkaniu zachowałam większość jego rzeczy, nawet Zawiszę.

– Obiecałaś kiedyś zabrać mnie do mieszkania pełnego przeszłości. Miałem poznać twojego rycerza w srebrnej zbroi, który był moim konkurentem.

Zaśmiała się, czując falę wzruszenia.

– Chciałam, długo czekałam, ale nie przyjechałeś.

– Dużo się działo, wydarzyło. – Patrzył na swoją dłoń, trzymając w niej widelec, zaciskał i rozluźniał, i tak kilka razy.

– Skończyłam liceum z wyróżnieniem, podjęłam studia na historii, tak jak planowałam, jak oboje planowaliśmy. – Zerknęła na niego, ale on wciąż patrzył na swoją dłoń. – Matwiej, dlaczego nie przyjechałeś na studia do Szczecina? To zaplanowaliśmy, miałam nadzieję, że może na uczelni, w jednym mieście, znowu się spotkamy.

– Plany się zmieniły, ja się zmieniłem.

– Nie chciałeś ze mną rozmawiać nawet przez telefon, byłeś na mnie zły?

– Nigdy! Nie lubię telefonów, a twój ojciec przekazywał mi o tobie wieści. Wyjechałaś, musiałaś ułożyć sobie życie, ja miałem ciężki okres. Bunt młodzieńczy – zaśmiał się, teraz patrząc jej w oczy. – Nie było ciebie, więc nie było nikogo, kto by mnie upilnował.

– Ależ był, pilnował nas oboje.

– Nasz anioł stróż.

– Aniołem raczej nie był. Dlaczego twój ojciec…

– Skończyłem liceum, przynajmniej tyle – wtrącił. – Studia wiązały się z wyjazdem, a nie wiedziałem, czemu chcę poświęcić czas i przede wszystkim nie chciałem wyjeżdżać.

– A nasza ukochana historia?

– To był twój pomysł, ja… Miło było myśleć, że będziemy razem robić coś wspólnie jak za dzieciaka. – Mrugnął do niej z uśmiechem. – Nie wszyscy muszą być tacy mądrzy jak ty.

– Byłeś najbystrzejszym chłopakiem w klasie.

– Zapominasz, że ty za nas dwoje rozwiązywałaś zadania, pomagałaś w testach, a ja głównie rozrabiałem.

– Co dodawało ci uroku i przez co miałeś powodzenie u najfajniejszych dziewczyn.

– Ty zawsze byłaś najważniejsza.

– O tym mówię – zaśmiała się, słysząc jego zachrypnięty, lekki ton, gdy wypowiadał komplement. – Nawet nie musiałeś się starać. – Cyntia wiedziała jednak, że mówił prawdę, nawet gdy umawiał z dziewczynami, to jej szeptał swoje sekrety.

– Co więc robiłeś? – zapytała. Zaczynała poważnie rozważać ten wyjazd.

– Przez pewien czas… podróżowałem, wiele zobaczyłem, ale zmęczyłem się, Ważka. Teraz czas dorosnąć i podjąć ważne decyzje, wrócić do domu, a ty musisz pojechać razem ze mną. – Sięgnął po jej dłoń i złączył z nią palce.

– Nie wiem tylko, co mama na to powie.

– Starała się trzymać cię z daleka od nas.

– Nie sądzę, to nieuczciwe, co mówisz. – Spoważniała, widząc, że nie żartuje.

– Nie przyjeżdżałaś na święta, na lato. Nawet gdy wpadałaś na chwilę, nie mogliśmy się spotkać.

– Mama lubiła spędzać święta z siostrą, moją ciotką w Szczecinie, nad jeziorem byłyśmy same. Chciałam was odwiedzić, ale zawsze brakowało czasu. Nie wiedziałam też, jak odczytać twoje milczenie.

– Laura zawsze znalazła coś, by cię trzymać przy sobie.

– Przesadzasz.

– I zapomniałaś o przyjaciółce Laury.

– Mówisz o Aldonie Lubczyk? Mówiłam do niej „cioteczka”.

– Właśnie, jej też nie odwiedzałaś.

– Jesteś niesprawiedliwy – rzuciła z urazą, ale nie mogła zaprzeczyć. – Przyjechałam za to na pogrzeb mojego ojca, na którym ciebie nie było – broniła się z wyrzutem.

– Byłem daleko stąd, proszę, musisz mi to wybaczyć.

Cyntia usłyszała w jego głosie nutę żalu i rozpaczy, w tamtym dniu dostała wsparcie, najlepsze, jakiego potrzebowała, ale tęskniła za Matwiejem.

– Dlatego też nie przyjeżdżałam nad jezioro, brakowało mi tam ojca. Miałam również naukę, pracę i jeszcze mój związek.

– Gdzie go poznałaś? – zapytał z niechęcią i twardością w głosie.

– Poznaliśmy się przez moją koleżankę z roku, kończył studia na prawie. To było zaraz po śmierci ojca. W tym trudnym okresie bardzo mnie wspierał.

– Nie widzę na twoim palcu pierścionka, a tym bardziej obrączki, a przecież chciałaś zakładać rodzinę, ona była dla ciebie najważniejsza.

– Daj spokój, byliśmy nastolatkami, nie wiedzieliśmy, jak to jest w dorosłym życiu.

– Podobała ci się taka wizja: spokojny i ciepły dom, a blisko twoja rodzina i najbliżsi.

Cyntia wzruszyła ramionami.

– Świat jest większy, niż wydawało nam się z naszego brzegu jeziora.

– Z ambony w lesie było widać o wiele więcej.

– Stoi jeszcze? – Uśmiechnęła się z przymusem, nie chcąc z żalem wypowiadać tego, z czego oboje zdawali sobie sprawę, mieli to, co kochali, ale wszystko dawno się skończyło.

– Nic jej nie zniszczy, czeka na nas, Ważka.

– Wdrapiemy się na nią? – zapytała, otwierając kolejny pokój ze wszystkimi odcieniami emocji.

– Gdy tylko przyjedziesz. – Delikatnie uścisnął jej dłoń.

– Dobrze, przyjadę. Wiesz, nawet tego potrzebuję – przyznała z ulgą, że podjęła decyzję bez wahania. Wyjazd był najlepszym sposobem uniknięcia rozmyślań o związku z Januszem.

– Wiedziałem, kiedy się pojawić.

 

***

 

Wyszli w ciemny letni wieczór. Miasto zostało otulone blaskiem latarń, od bruku odbijały się jego dźwięki, unosił się zapach lata.

– Dziękuję za kolację, była pyszna.

– Pyszna kolacja, więc będzie deszczowa noc.

Cyntia popatrzyła na niebo, ale granatową połać pokrywały tylko gwiazdy rozsypane jak brokat, mieniące się blaskiem.

– Odprowadzę cię. – Matwiej wystawił ramię, a dziewczyna je ujęła.

– Opowiedz, co się u was działo?

– Muszę zachować tajemnice, inaczej nie przyjedziesz.

Szli nieśpiesznie. Cyntia opisała mu swój zwykły dzień, miejsca, w których czuła się dobrze, i pracę, w której się spełniała. Mężczyzna dał jej mówić, milczał, lekko się uśmiechał, zasłuchując się w jej głos, pełen ekscytacji. Obserwował jej twarz i oczy, tak bardzo mu na niej zależało, tak wiele do niej czuł, a odległość i czas tylko to nasiliły.

Zatrzymali się przed jej kamienicą.

– Może mnie zaprosisz?

– Jesteś już mężczyzną, a ja kobietą, Matwiej.

– Nie sposób tego nie dostrzec, a tym bardziej zignorować. – Zmierzył dziewczynę wzrokiem. – Pozwól, skradnę ci tylko kilka chwil – mówił, jakby składał jej obietnicę.

– To zapraszam, nie martwię się, bo w domu czeka Zawisza. – Szła po schodach, zerkając do tyłu, jakby chciała się upewnić, czy Matwiej za nią idzie. W cieniach klatki schodowej jego twarz zyskiwała surowości, nabierając jeszcze bardziej przystojnych rysów. Jako nastolatek był ładnym chłopakiem, teraz stał się atrakcyjny. Zyskał urok, nutę melancholii.

Weszła do mieszkania i zapaliła światło. Odchyliła drzwi, gdy mężczyzna zawahał się na progu.

– Twoja sukienka, taka czerwona… – powiedział, jakby dopiero teraz ją dostrzegł. – Wyglądasz zjawiskowo, tylko że to nie ty. Nie dziewczyna, którą znałem.

– Dziękuję i zapewniam cię, że to ja.

– Za to mieszkanie do ciebie pasuje. Nieodrodna córka swojego ojca, który kochał historię. Lubił o niej mówić, do niej wracać. – Podszedł do rycerza i mu się przyjrzał. – Możemy go zabrać, jeśli chcesz.

– Od zawsze tu stał i pilnował domu. Niech lepiej zostanie na stanowisku.

Matwiej rozejrzał się i odwrócił do dziewczyny.

– Cicho tu i samotnie, a za oknami hałas. Nie lubiłaś go.

– Nadal nie lubię. Czasem nie dostajemy tego, co chcemy, ale to, co podsuwa nam los.

– Teraz podsunął mnie.

– Chcesz zostać? Przenocować cię? – dodała, by nie zabrzmiało to dwuznacznie. Zupełnie nie widziała, jak uporządkować swoje odczucia, rozdzielić, a może jednak połączyć przeszłość i teraźniejszość w całość.

– Muszę wracać. Późno się zrobiło. – Podszedł do dziewczyny i zatrzymał na kilka centymetrów, pochylił do jej twarzy, pocałował w policzek, nie odsunął się, tylko odrobinę przesunął do jej ust. Musnął jej wargami, nie pogłębiając pocałunku.

– Przyjedź, Ważka, może razem uda nam się polecieć, poczuć wiatr. Czekamy na ciebie.

Wyszedł, zamykając cicho drzwi, tym samym zatrzymując jej kolejne pytanie. Zszedł ze schodów i opuścił budynek, przez chwilę patrzył w jasne okna mieszkania dziewczyny. Poczuł nadzieję, że może znowu będzie jak kiedyś.

 

 

 

 

 

 

2

 

 

 

 

Dopiero po kilku dniach udało się Cyntii załatwić urlop i wyrwać z miasta. Spakowała letnie rzeczy, nic wyszukanego, wiedząc, jak wygląda lato nad jeziorem, w jej rodzinnych stronach pełnych lasów, pagórków i kwiatowych łąk.

Dawne obrazy wywoływały jej uśmiech, zwartą falą powracały pozytywne emocje. Matwiej rozbudził w niej tęsknotę, dawne marzenia, choć rzeczywistość pokazała, że nie wszystko dało się zaplanować, a życie znacznie odbiegało od młodzieńczych planów.

Marzyciel był jej powiernikiem, gdy siedzieli na leśnej drewnianej ambonie i szeptali sobie swoje najbardziej skryte marzenia, zwłaszcza te wręcz niemożliwe do spełnienia. Podsłuchać mogły ich jedynie ptaki lub leśne żyjątka, które czasem wychylały głowę z listowia konarów. Lubili też leżeć na pomoście, oddalonym od innych domostw, i patrzeć w niebo, czasem do późna, gdy zasnuło się mgłą mroku i wilgoci od wody. To były cudowne chwile, które razem spędzili. Wiele z nich zatarło się w pamięci.

Cyntia popatrzyła w okno autobusu, na Szczecin, który po chwili zostawiła w tyle. Zieleni przybywało, domów ubywało, a ona czuła dziwny powrót do przeszłości, inny niż wtedy, gdy na dzień czy dwa odwiedzała matkę.

Próbowała przypomnieć sobie, kiedy ostatnio oglądała rodzinne kąty. To było jesienią ubiegłego roku. Zatraciła się w swoich sprawach, codzienności i zapomniała o tym, co kiedyś było dla niej ważne. Dopiero Matwiej Orawski swoim pojawieniem się przywrócił wszystkie niedoszłe plany. Przy nim poczuła się swobodnie, akceptowana, jakby wróciła do domu – wystarczyła już sama jego obecność. Było jednak wiele niewiadomych, urwanych wątków, które zaczęły ją zastanawiać, on sam jakby unikał tematu. Najważniejsza kwestia, która najbardziej ją martwiła, to czy matka ucieszy się z jej odwiedzin?

Z ojcem, Janem, zawsze lepiej się rozumieli, tym bardziej, gdy dorosła i kazał jej sobie mówić po imieniu, „tato” mówiła tylko, jak się z nim nie zgadzała. Laura, jej matka, nie zawsze ich rozumiała.

Cyntia nie wiedziała, co poróżniło rodziców tamtego lata. Przestali być dla siebie serdeczni, jakby więź między nimi się urwała, a oni kiepsko grali dawne role, udając, że wszystko jest dobrze. Musiało to być coś poważnego, skoro matka nawet po jego śmierci wielokrotnie pomijała osobę ojca w rozmowie, nie wspominała, czasem urywała temat. Cyntia nie wiedziała, czy to ból po stracie męża, czy może inny powód.

Wyjazd nad jezioro mogła wykorzystać na zamknięcie dawnych spraw, które zostawiła, gdy jej życie w Szczecinie przyspieszyło. Nie wiedziała, jak to będzie z Januszem, bała się zostać sama i bała się kolejnych wyzwań, którym będzie musiała sprostać, próbując za nim nadążyć.

Ubolewała, że jej potrzeby mogą zostać odsunięte, a przecież pragnęła tak niewiele – stworzyć rodzinę, cudowny dom, gdzie na nowo poczuje radość i przywiązanie. Niestety Janusz miał inne plany, a te zawodowe były dla niego zawsze na pierwszym miejscu. Nie chciał się śpieszyć do roli ojca, dodatkowych obowiązków, które rozbiją jego idealnie zaplanowany dzień. Był prawnikiem, ale marzył o polityce, każdy dzień miał wypełniony spotkaniami z ważnymi ludźmi, pędził i nie zamierzał się zatrzymywać.

Kibicowała mu i wspierała go, widząc, jak bardzo tego pragnął. Problemy zaczynały się w momencie, gdy próbował ją wpasować do swojego wizerunku, wymagał od niej utrzymywania odpowiednich standardów. Wolał, by w wakacje nie oprowadzała wycieczek, sądził, że posada przewodnika zamkowego jest poniżej jej poziomu. Z jej wyższym wykształceniem on sam widziałby ją na uczelni – to znacznie podniosłoby jego prestiż.

Cyntia wiedziała, że jakąkolwiek decyzję podejmie, ona zmieni jej przyszłość, a nie chciała popełnić błędu.

Za oknem rozpoznawała znajome widoki, była coraz bliżej rodzinnego domu. Przepędziła złe myśli, chcąc delektować się zmianą otoczenia i wypocząć. Tak, zdecydowanie chciała zobaczyć, co zmieniło się nad jeziorem i ponownie poczuć wiatr w miejscu, które miało wyjątkowy smak, dotyk i zapach, w krainie drawskich jezior i rzek, gdzie zieleń to dominujący kolor zapewniający spokój, a szelest liści to jedyny odgłos wyjątkowej ciszy.

Dźwięk telefonu spowodował, że ocknęła się ze swoich myśli. Poprawiła się w siedzeniu i odebrała.

– Cześć, Dario – przywitała się z uśmiechem, choć z siostrą Janusza nie miała bliższego kontaktu.

– Podobno zerwaliście, to prawda?

Cyntia odsunęła telefon od ucha, szybko ściszając urządzenie, bo piskliwy głos Darii rozniósł się po wnętrzu autobusu. Nie chciała, by pasażerowie skupili na niej uwagę. Było też ryzyko, że ktoś z nich jechał w to samo miejsce, a ona wiedziała, jak szybko w małych miejscowościach roznoszą się plotki.

– To nie rozstanie, tylko daliśmy sobie czas – sprostowała szeptem.

– Płaczesz? Czemu szepczesz?

– Jadę autobusem. To nie jest dobry moment na rozmowę.

– Dokąd jedziesz? Dlaczego nie zadzwoniłaś? Dowiedziałam się przypadkiem. Co u was słychać?

– Właściwie to nie ma się czym chwalić.

– Nie odpowiadasz na pytania.

– Jadę do domu rodzinnego nad jezioro. – Cyntia przyzwyczaiła się do gwałtowności i nachalności Darii, młodsza siostra Janusza była jak ogień, często wybuchała, pokazując swój nieujarzmiony temperament. Lubiła w niej pewność siebie i przebojowość, czasem jej tego zazdrościła.

– To błąd, powinnaś jechać za nim. Mówię ci, będziesz tego żałować.

– Do Sopotu? Miałabym się pojawić w nieoczekiwanym momencie z wyznaniem miłości? – rzuciła, wiedząc, jak niedorzecznie to brzmi.

– Lubię cię, wiele razy ci to powtarzałam. Liczyłam, że będziesz moją druhną.

– Wychodzisz za mąż? – zapytała zdziwiona. Nie spodziewała się takiego wyznania po tej zatwardziałej singielce.

– Jeszcze nie, mówię o przyszłości, może niedalekiej, w której niestety już cię nie widzę. To ja przyjechałam do Sopotu.

– Co zrobiłaś?! – podniosła głos, zwracając tym uwagę podróżujących. – Chyba nie zamierzasz mieszać się w nasze sprawy? – Nie chciała tego, uważała za żałosne, by ktoś w jej imieniu namawiał Janusza do związku z nią.

– Nie, ale może rzucę słówko. Główny powód jest inny… Pamiętasz jego znajomego, do którego pojechał? Widziałam go na Instagramie i postanowiłam, że może zostać moim mężem.

– Daria, chyba działasz zbyt gwałtownie.

– Właśnie, ja działam, a nie jadę do jakiejś dziury nad jeziorem nudzić się niemiłosiernie.

– Nigdy nie chciałaś wyjść za mąż – powiedziała, nie widząc sensu przekonywania miastowej dziewczyny lubującej się głównie w wyprzedażach, że cisza na wsi może sprawić przyjemność.

– Poobserwowałam go i zmieniłam zdanie. To kiedy do mnie dołączysz i odzyskasz mojego brata?

– Z twoim bratem zdecydowaliśmy, że…

– On zdecydował, a ty za bardzo pozwalasz mu rządzić. Przyjedź, a nie pożałujesz.

– To nie jest takie proste.

Cyntia nie chciała wypominać, że w rodzinie Radzińskich tak samo brat, jak i siostra lubili wydawać rozkazy i rządzić. Ich rodzice byli ambitnymi ludźmi z sukcesami na koncie, ojciec był architektem, a matka lekarką. Oboje przekazali dzieciom w genach pęd do zdobywania szczytów. Patrzyła na nich z podziwem, jej rodzice całkowicie się od nich różnili, ważna była pasja; jej ojca pochłaniała historia, którą wykładał, a matkę nauczanie języka polskiego w liceum.

– Zrób to przynajmniej dla mnie, bo jeszcze przypęta się jakaś lafi.

– Kto?

– Lafirynda!

– Twój brat jest dorosły i sam podejmuje decyzje.

– Naprawdę się na to zgadzasz? Na tę idiotyczną przerwę?

Cyntię znużyła rozmowa, ale miała pewność, że jeśli Daria nie otrzyma konkretnej odpowiedzi, nie odpuści.

– Nie wiem, z jednej strony się zgadzam, z innej nie rozumiem. Może ten czas, jaki spędzimy osobno, pozwoli mi zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze.

– Chociaż tyle z tego. Przemyśl dzień czy dwa i przyjeżdżaj, przecież wiadomo, że wybierzesz mojego brata. Jest bogaty, zaradny i odniesie sukces w polityce. Lepszej partii nie znajdziesz.

– Zobaczymy, jak to będzie.

– Nie zobaczymy, tylko już zaplanowałam. Przyjedziesz, a on stęskniony ponownie się w tobie zakocha.

Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Daria się wyłączyła. Taka była. Cyntia zazwyczaj pozwalała jej się wygadać, a i tak robiła po swojemu. To był najlepszy sposób na uniknięcie zbędnych konfliktów i sprzeczek, podobnie postępowała z Januszem, który lubił stawiać na swoim.

Autobus wjechał na teren Pojezierza Drawskiego. Poczuła ekscytację, gdy wysiadła, wpadając prosto w czyste powietrze bez spalin i gorąca bijącego od chodników i ulic.

Rozejrzała się po nierównym terenie, wzniesieniach, ale jej uwagę na dłużej przykuło jezioro – jego gładkość, jak tafla szkła teraz odbijająca błękitne niebo i przepływające po nim chmury. Było spokojne, wydawało się bezpieczne, wiedziała jednak, że przy porywie gwałtownego wiatru mogło szybko się zmienić.

Pociągnęła walizkę i ruszyła przez wieś, wypatrując znajomych twarzy. Okoliczne jeziora odwiedzało wielu turystów, dookoła tętniło życie, słychać było więcej gwaru. Cyntia zyskała jednak pewność, że urlop i ucieczka z miasta będą tego lata wyjątkowe.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

Copyright © by Dorota Milli, 2021

Copyright © by Wydawnictwo FILIA, 2021

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2021

 

Projekt okładki: PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Zdjęcie na okładce: © Jill Battaglia / Trevillion Images

 

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Korekta: Agnieszka Luberadzka

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

 

eISBN: 978-83-8195-554-6

 

 

Wydawnictwo FILIA

ul. Kleeberga 2

61‒615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.