Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rodzice dzieci w wieku przedszkolnym muszą zmierzyć się z nowymi wyzwaniami. Coraz bardziej samodzielny maluch intensywnie rozwija się fizycznie, emocjonalnie i społecznie.
Nie ma niezawodnych recept wychowawczych skutecznych wobec każdego dziecka. Można jednak mądrzej i efektywnie wpływać na jego rozwój poprzez zrozumienie mechanizmów odpowiadających za postępowanie dziecka na różnych etapach jego rozwoju.
Z poradnika dowiesz się m.in.:
– jak zmienia się dziecko między trzecim a siódmym rokiem życia,
– jak się nie dać „małemu despocie”,
– jak zabawa wpływa na rozwój malucha,
– czy edukacja przedszkolna jest korzystniejsza od domowej,
– dlaczego dzieci zmyślają,
– czy warto uczyć dzieci wartości pieniądza,
– jakie korzyści i zagrożenia stwarzają urządzenia cyfrowe,
– jak budować poczucie własnej wartości dziecka i nauczyć je samodzielności.
Dr Aleksandra Piotrowska w rozmowach z Ireną A. Stanisławską w przystępny sposób przybliża rodzicom zagadnienia związane z wychowaniem dzieci w wieku przedszkolnym. Pokazuje nie tylko przyczyny, ale też skutki niektórych zachowań dzieci. Pomaga zrozumieć, jak bardzo pociechy zmieniają się w tym okresie i co rodzic może zrobić, by wspomóc je na tym niezwykle ważnym etapie życia.
Doktor psychologii. Emerytowany pracownik naukowy Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Oprócz pracy naukowej i doradztwa dla rodziców i nauczycieli współpracuje z Komitetem Ochrony Praw Dziecka, a w latach 2008–2018 była społecznym doradcą Rzecznika Praw Dziecka. Zajmuje się także propagowaniem wiedzy psychologicznej pełniąc rolę eksperta w kontaktach z prasą, stacjami radiowymi i telewizyjnymi. Autorka kilkudziesięciu publikacji naukowych i popularyzatorskich. Prywatnie nałogowa czytelniczka literatury wszelakiej, miłośniczka wyjazdów narciarskich i podróży. Matka dwojga dzieci i babcia trojga wnucząt.
Irena A. Stanisławska
Dziennikarka. Zaprasza do rozmowy cenionych psychologów, by dzielili się swoją wiedzą. Współautorka m.in. takich książek jak: Moje dziecko cz. 1 i cz. 2 (z Dorotą Zawadzką),Być lekarzem. być pacjentem (z Wojciechem Eichelbergerem) Jak wychować dziecko, psa, kota…i faceta (z Dorotą Sumińską i Dorotą Krzywicką), Oswoić narkomana, Pułapki przyjemności, Toksyczna matka (z Robertem Rutkowskim), Między nami samicami (z Aleksandrą Piotrowską i Dorotą Sumińską), Jak tu nie zwariować (z psychiatrą Edwardem Krzemińskim).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 232
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
WSTĘP
Rodzice czekający na dziecko (szczególnie ci, którzy będą dopiero debiutować w rolach rodzicielskich) korzystają z literatury parentingowej, szukając wsparcia, porad, wyjaśnień licznych wątpliwości dotyczących ciąży i opieki nad niemowlęciem. Po lektury z zakresu rozwoju i wychowania sięgają także zdesperowani rodzice nastolatków, mający nadzieję, że znajdą w nich podpowiedzi, jak przetrwać ten burzliwy okres rozwoju swoich pociech. Oferta książek dla rodziców maleńkich dzieci i tych mierzących się z dorastaniem synów i córek jest naprawdę bogata. Jest też trochę literatury dotyczącej funkcjonowania dziecka szkolnego. Znacznie mniej natomiast jest pozycji poświęconych rozwojowi i wychowywaniu dzieci przedszkolnych, tak jakby między pójściem do przedszkola a rozpoczęciem etapu nauki szkolnej niewiele się działo.
A przecież średnie dzieciństwo (w Polsce zwane tradycyjnie wiekiem przedszkolnym) to bardzo ważne lata, w czasie których zachodzi intensywny rozwój, a ich przebieg decyduje o tym, jaki jest start dziecka w następny etap życia – etap bycia uczniem. Bardzo często słyszę od rodziców i nauczycieli skargi na brak pozycji poświęconych okresowi przedszkolnemu. Stąd pomysł napisania tej książki.
Powstała ona z myślą o tych rodzicach, którzy sięgają do lektur nie po to, by znaleźć w nich instrukcję postępowania z dzieckiem czy niezawodne rady dotyczące sposobów reagowania w sytuacjach problemowych, których przecież nie brakuje w wychowywaniu dziecka. Kieruję ją do tych rodziców, którzy (podobnie jak ja) sądzą, że nie istnieją algorytmy czy wypróbowane recepty skuteczne wobec każdego dziecka i warte rekomendowania każdemu rodzicowi. Ale żeby postępować z dzieckiem w miarę umiejętnie, trzeba przede wszystkim wiedzieć i rozumieć, jakie ono jest, jakie mechanizmy odpowiadają za jego postępowanie, jakie możliwości i ograniczenia wynikają z poziomu rozwoju, na którym właśnie jest. Wiedząc to, rodzic może wpływać na dziecko mądrzej i skuteczniej.
Dlatego książka rozpoczyna się od trzech rozdziałów omawiających charakterystykę rozwojową przedszkolaka – zmiany zachodzące między trzecim a siódmym rokiem życia w organizmie dziecka i w jego rozwoju fizycznym (rozdział pierwszy), w sposobach poznawania świata i budowania systemu wiedzy przez dziecko (rozdział drugi) i wreszcie zmiany zachodzące w emocjonalnym reagowaniu na to, z czym się dziecko styka, także w relacjach ze światem społecznym (rozdział trzeci). Te trzy rozdziały, oprócz pokazania, jak zmienia się i rozwija dziecko, wskazują również, jakie działania rodziców, jakie zabawy i podejmowane przez dziecko aktywności sprzyjają właściwemu przebiegowi i efektom rozwoju.
W kolejnych rozdziałach zastanawiamy się nad stopniem dopuszczalnej ingerencji w rozwój dziecka (rozdział czwarty) i sposobami przekazu przesłań i oddziaływań wychowawczych (rozdział piąty).
Pozostałe rozdziały (od szóstego do 11) to odpowiedzi na różnego rodzaju pytania zadawane przez rodziców przedszkolaków, zgłaszane przez nich problemy czy po prostu kwestie dyskusyjne i wątpliwości, uporządkowane tematycznie. W rozdziale szóstym zastanawiamy się, czy dla dziecka korzystniejsze jest wzrastanie z mamą (ewentualnie z babcią lub nianią), czy też edukacja przedszkolna. O tym, że zabawa to bardzo poważna sprawa w wieku przedszkolnym, traktuje rozdział siódmy. W rozdziale ósmym podejmowana jest problematyka różnych aspektów dziecięcego bezpieczeństwa. O roli mediów (głównie cyfrowych) w życiu dzisiejszych przedszkolaków, o korzyściach i zagrożeniach związanych z korzystaniem z urządzeń cyfrowych rozmawiamy w rozdziale dziewiątym. Rozdział 10 to rozważania dotyczące dwóch dziedzin czy obszarów wychowania, zadziwiająco często zaniedbywanych przez rodziców albo wręcz nierealizowanych w wielu domach – wychowania seksualnego i edukacji finansowej. Ostatni rozdział dotyczy samodzielności przedszkolaka – jej znaczenia, różnych przejawów i poziomów oraz stwarzania przez rodziców optymalnych warunków do jej ukształtowania. Bo dziecko samodzielne ma większe szanse na dobre radzenie sobie z oczekiwaniami środowiska i na dające radość oraz satysfakcję kontakty z rówieśnikami. I dotyczy to nie tylko wieku przedszkolnego!
Aleksandra Piotrowska
ROZDZIAŁ 1
Rozwój fizyczny
Przyglądamy się dziecku między trzecim a siódmym rokiem życia. To tylko cztery lata, ale zmiany zachodzące w tym czasie są naprawdę bardzo duże. Trzylatek jest nadal małym bąkiem z wciąż sporą głową, wystającym dziecięcym brzuszkiem, w bardzo dużym stopniu zależnym od dorosłych, wyglądającym, zachowującym się i mówiącym jak maluszek. Siedmiolatek natomiast to już naprawdę duże dziecko, sylwetką i sposobem poruszania się zbliżone do dorosłego. Między trzecim a siódmym rokiem życia dziecko rośnie o ćwierć metra (średnio z 98–99 centymetrów do 124–125 centymetrów), jego waga powiększa się przeciętnie o dziewięć kilogramów (z 16 do 25 kilogramów). W tym okresie życia dziecka zmienia się bardzo wiele rzeczy w jego funkcjonowaniu, choć oczywiście szybkość i jakość zmian z pierwszego roku życia – z niemowlęctwa – już nigdy nie zostanie pobita.
Zacznijmy od rozwoju biologicznego. Rozrastają się i dojrzewają wszystkie tkanki, układy i narządy, ale poprzestańmy na konstatacji tego faktu i nie wchodźmy głębiej w rozwój płuc, serca, jelit czy wątroby. Przyjrzyjmy się za to nieco bliżej rozwojowi układu nerwowego, nie tylko dowodzącego całym organizmem dziecka, ale także stanowiącego podłoże jego aktywności psychicznej.
Tkanka nerwowa znajduje się wciąż w okresie bardzo silnego rozwoju. Nie polega on na tym, że namnażają się komórki nerwowe, bo ten proces dziecko przedszkolne ma już za sobą, lecz na synaptogenezie, czyli wytwarzaniu dróg nerwowych. Komórki nerwowe intensywnie wytwarzają nowe drobne końcówki zaopatrzone w synapsy, które umożliwiają kontakt z sąsiednimi komórkami nerwowymi. To dzięki połączeniom między komórkami nerwowymi możemy kodować nowe doświadczenia i informacje. Powstawanie tych połączeń to biologiczne podłoże wszelkich procesów uczenia się – nie tylko szkolnego, ale w ogóle. Bo nadmienię, że w psychologii uczenie się jest rozumiane niezwykle szeroko. Jeśli doświadczyłaś czegoś, coś zobaczyłaś, usłyszałaś czy przeżyłaś, i to nowe doświadczenie zmieni coś w naszym zachowaniu, to z psychologicznego punktu widzenia nastąpił proces uczenia się. Zmiana zachowania pod wpływem nowych doświadczeń wymaga oczywiście utrwalenia tych doświadczeń, zapisania ich w pamięci jednostki. Tworzenie połączeń między komórkami kory mózgowej jest właśnie takim materialnym zapisem gromadzonych doświadczeń. Przy czym chodzi o połączenia nie w sensie dosłownym – zetknięcia czy zrośnięcia wypustek dwóch komórek, tylko torowania drogi, po której będzie przekazywane pobudzenie z jednej komórki do drugiej. Matka natura działa tutaj trochę na ślepo – we wczesnym okresie życia (do końca okresu przedszkolnego) mnoży te połączenia na potęgę, tak na wszelki wypadek, a życiu zostawia decyzje o tym, które z połączeń będą w miarę upływu lat zanikać, a które zamienią się w „drogi szybkiego ruchu”.
Jeśli są rzadko używane, to znaczy, że są niepotrzebne. Zauważyłaś, jak zarastają mało uczęszczane dróżki leśne? Dokładnie tak samo dzieje się w naszym układzie nerwowym.
Między trzecim a siódmym rokiem życia dziecka komórki nerwowe intensywnie wytwarzają nowe drobne końcówki zaopatrzone w synapsy, które umożliwiają kontakt z sąsiednimi komórkami nerwowymi.
Jednak rozwoju tkanki nerwowej nie da się sprowadzić do przyrostu wypustek nerwowych i tworzenia nowych połączeń między nimi. Zmieniają się także podstawowe charakterystyki funkcjonowania układu nerwowego, opisane przez znanego nam z lekcji biologii Pawłowa: wzrasta siła procesów nerwowych (pobudzenia i hamowania), ich równowaga i ruchliwość (zdolność szybkiego następowania po sobie). Dzięki temu możliwe są coraz lepsza koncentracja (nawet w mało sprzyjających warunkach) i coraz dłuższy czas zajmowania się jakąś czynnością, ale też pojawia się możliwość powstrzymania się od jakiejś reakcji, jej odroczenia, szybkiego przestawienia się z jednej czynności na inną. To wszystko daje podstawę do coraz bardziej złożonych działań i zachowań dziecka.
Co jeszcze ważnego dzieje się w tym okresie?
W końcu średniego dzieciństwa (statystycznie mniej więcej do szóstego roku życia) dochodzi do zakończenia procesu kształtowania lateralizacji półkul mózgowych, czyli ustalenia stronności mózgu, a tym samym człowieka. Mamy dwie półkule i choć anatomicznie wyglądają identycznie, to okazuje się, że z reguły jedna z nich jest dominująca. To ona zarządza naszym funkcjonowaniem, sprawuje kontrolę nad naszym ciałem. Człowiek nie jest funkcjonalnie symetryczny – ma sprawniejszą jedną rękę niż drugą, mocniejszą jedną nogę, ważniejsze dla odbioru bodźców jest prawe bądź lewe ucho, podobnie któreś z oczu, jego mięśnie w dominującej połowie ciała mają większy tonus. Lateralizacja dotyczy wszystkich organów parzystych u człowieka. To pochodna tego, jak ustalił się model lateralizacji mózgu.
Natura przewiduje lateralizację nie tylko u ludzi. U innych zwierząt również. W naszym gatunku, niezależnie od epoki historycznej czy kręgu kulturowego, u około 70 procent ludzi dominującą jest półkula lewa, w związku z czym jesteśmy prawostronni: praworęczni, prawooczni, prawouszni. Ludzie najczęściej uświadamiają sobie tylko ręczność (bo to widać – ktoś trzyma łyżkę w prawej ręce bądź w lewej), ale bardzo duże znaczenie rozwojowe ma także oczność, uszność, nożność.
Proces lateralizacji wiąże się z naszym rozwojem ruchowym (zarówno z tak zwaną małą manipulacją, czyli ruchami dłoni, jak i ogólną sprawnością motoryczną), orientacją w schemacie ciała. Ma wpływ na wykonywanie wszystkich czynności – także na to, jak dziecko uczy się czytać i pisać.
Jeszcze do niedawna matki, widząc, że dziecko trzyma kredkę w lewej ręce, natychmiast przekładały mu ją do prawej...
Chociaż tak jak powiedziałam, w większości jesteśmy praworęczni, u części populacji ważniejsza staje się prawa półkula mózgowa, a wtedy wszystkie narządy znajdujące się po lewej stronie okazują się dominującymi. Czy coś z tym trzeba robić? Nie, bo nic się zrobić nie da. To kwestie determinowane przede wszystkim genetycznie, rozstrzygające się już w okresie płodowym. Co prawda, jeśli konsekwentnie będziesz dziecku tę kredkę przekładać, a ono się okaże uległe, to przestawi się na wykonywanie czynności typu trzymanie długopisu czy łyżki w prawej rączce, ale to nie znaczy, że stanie się praworęczne. Ono będzie leworęcznym dzieckiem piszącym prawą ręką. Spotkałam osobę, która była prawooczna, choć jej prawe oko widziało znacznie słabiej niż lewe (różnica 5 dioptrii). Bo o dominacji jakiegoś organu parzystego nie decyduje sprawność danego organu, lecz praca półkul mózgowych. Nie stajemy się leworęczni z powodu skomplikowanego złamania i długotrwałego unieruchomienia prawej ręki w gipsie.
Nie wolno wywierać nacisku na dziecko w kierunku niezgodnym z tym, co mówi jego biologia. Nie powinno się tego robić wtedy, kiedy przewaga oka, ręki, nogi, ucha występuje po jednej stronie ciała, ponieważ komplikujemy przez to dziecku życie. To utrudnia nabywanie sprawności ruchowej, sprawności w nauce, nie mówiąc już o tym, że pojawiają się kłopoty wychowawcze, ponieważ dziecko nie może zrozumieć, dlaczego nie pozwalają mu robić czegoś lepiej, tylko każą posługiwać się tym bardziej kulawym narządem.
Człowiek nie jest funkcjonalnie symetryczny – ma sprawniejszą jedną rękę niż drugą, mocniejszą jedną nogę, ważniejsze dla odbioru bodźców jest prawe bądź lewe ucho, podobnie któreś z oczu, jego mięśnie w dominującej połowie ciała mają większy tonus. Lateralizacja dotyczy wszystkich organów parzystych u człowieka.
Jednak nie u wszystkich ta stronność jest ukształtowana tak wyraźnie i nie u wszystkich jest zgodna. Czasem matka natura robi taki numer, że oko dominujące masz prawe, ale ucho lewe; dominującą rękę lewą, a nogę prawą. Wiesz, czego to dowodzi? Że nie nastąpił prosty podział na lewą półkulę mózgu dominującą, a prawą podporządkowaną, tylko dominujące są różne płaty mózgu albo z prawej, albo z lewej półkuli. Mówimy wtedy o lateralizacji skrzyżowanej. A bywa i tak, że proces lateralizacji w ogóle nie jest obserwowany (lateralizacja nieustalona). Niedokonanie się lateralizacji oznacza niemal zawsze słabszy poziom rozwoju ruchowego, mniejszą precyzję.
W takim razie jeśli moje trzyletnie dziecko trzyma łyżkę w lewej ręce, powinnam pójść do psychologa, żeby zbadał lateralizację?
Z trzylatkiem nigdzie bym nie szła (choć prawostronność często w tym wieku jest już ukształtowana, lewostronność ustala się z reguły nieco później). Przyjmuje się, że proces lateralizacji w okresie przedszkolnym jest w trakcie rozwoju (jego zakończenie przypada na okres szkolny), ale w przypadku cztero-, pięciolatka już bym się tym zainteresowała. W każdym przedszkolu jest dostępny psycholog, który ma pod opieką tę placówkę, można także uzyskać adres poradni psychologiczno-pedagogicznej. Konsultacje i badania w poradni są bezpłatne, przysługują każdemu dziecku, dopóki nie skończy edukacji szkolnej.
Jednak zostawmy już układ nerwowy, przyjrzyjmy się pokrótce rozwojowi układów kostnego i mięśniowego, też przecież bardzo ważnych w ogólnym rozwoju dziecka przedszkolnego.
Między sposobem poruszania się trzylatka a dziesięciolatka jest przepaść. Uczymy się chodzić i biegać w taki sposób, w jaki robią to osoby dorosłe, mniej więcej około siódmego roku życia. Przyjęcie postawy pionowej i robienie pierwszych kroków zajmuje nam od roku do 14 miesięcy, ale dalsza nauka chodzenia i biegania trwa średnio sześć lat. To wiąże się z naszym rozwojem fizycznym – zmianami w układzie mięśniowym i kostnym.
Rozwój układu kostnego to nie tylko rośnięcie kości. Także sama struktura kości dziecka jest odmienna od struktury kości osoby dojrzałej, a różnią się stopniem nasycenia minerałami. Czy matka natura robi taką fuszerkę, że rodzimy się niewysyceni? Nie, przecież gdyby kości były sztywne, porodu nie przeżyłaby ani kobieta, ani dziecko. Ich chrzęstny charakter sprawia, że nawet główka dziecka zmniejsza swą średnicę, by łatwiej przejść przez kanał rodny. Potem mineralizacja kości trwa tak długo, jak długo rośniemy – u chłopców trwa dłużej, u dziewczynek ze dwa lata krócej; kończy się mniej więcej w wieku 20 lat. Ważne jest, żeby wspomagać ten proces aktywnością fizyczną, bo wiemy, że mineralizacja jest uzależniona nie tylko od tego, jak odżywiasz organizm, ale także od tego, co ten organizm robi. Pracujący kościec, ale pracujący w sposób dostosowany do jego możliwości, lepiej się mineralizuje. I teraz zobacz, z tego punktu widzenia, jakim barbarzyństwem jest pozwalanie na to, żeby trzylatek czy pięciolatek spędzał godziny nad jakimś tabletem czy smartfonem. Dziecko w tym wieku nie powinno zostawać w bezruchu przez dłuższy czas. Nie chcę przez to powiedzieć, że jeśli przez 15 minut będzie siedziało, słuchając czytanej mu książeczki, to jego kręgosłup i mięśnie doznają krzywdy, ale dopuszczanie do tego, że dziecko przez kilka godzin każdego dnia znajduje się w takiej samej pozycji, jest barbarzyństwem. Nawet jeśli jest to bardzo wygodne dla dorosłych – gdy dziecko spokojnie siedzi w kąciku nad tabletem i poruszając paluszkiem, uruchamia kolejne filmiki z YouTube’a. Dziecko musi zmieniać pozycję. To ważne i ze względu na mineralizację kości, i ze względu na to, że jego kościec nie jest jeszcze wystarczająco przytrzymywany mięśniami.
Co dziecko powinno robić w tym okresie z punktu widzenia rozwoju fizycznego? Właściwie się odżywiać, wysypiać i mieć dużo zabaw ruchowych, ale takich, które angażują całe ciało. Trzylatek powinien biegać, wspinać się, turlać, skakać, manipulować przedmiotami. Także doznawać różnorodnej stymulacji, która pozwoli mu odczuwać swoje ruchy i pozycje własnego ciała. Jeszcze do niedawna kiedy myśleliśmy o odbieraniu bodźców, mieliśmy na myśli głównie to, że oczy przekazują nam obrazy wzrokowe, a uszy doznania słuchowe, ale dzisiaj już bardzo dużo wiemy o czymś, co wcześniej umykało naszej uwadze, a mianowicie o czuciu głębokim – układzie proprioceptywnym. Mamy możliwość odbierania bodźców z powierzchni stawowych, z mięśni, które się rozciągają albo kurczą. Dzięki tym doznaniom z wnętrza naszego ciała nasz mózg wnioskuje o tym, co się z tym ciałem dzieje: w jakim jest stanie, co robi, w jakich jest pozycjach, co razem z układem przedsionkowym pomaga nam utrzymać równowagę. Tylko tego wszystkiego musimy się w trakcie życia uczyć. Ten proces nazywa się procesem integracji sensorycznej. Dzisiaj już wiemy (a jeszcze 20 lat temu tego nie wiedzieliśmy), że może być tak, że chociaż każdy nasz zmysł badany oddzielnie nie odbiega od normy, to w sumie dobrze nie działają. I wtedy przekonujemy się, że oprócz usprawniania poszczególnych zmysłów w trakcie naszego życia musimy nauczyć się integrowania danych płynących od wszystkich zmysłów. A żeby to mogło zachodzić, nie wolno dziecku fundować tylko pobudzania wzroku i słuchu, a reszty zostawić odłogiem. My, rodzice, i my, wychowawcy, grzeszymy tym, że traktujemy dzieci jak przedstawicieli gatunku, który dysponuje tylko wzrokiem i słuchem. Chcemy pokazać i powiedzieć dzieciom jak najwięcej (w tym sensie często możemy mówić o przebodźcowaniu dzieci).
Mówisz o zmysłach, a ten rozdział dotyczy przecież rozwoju fizycznego, biologicznego.
Nie mogę jednak mówić o rozwoju kości i mięśni bez wskazania roli ruchu, aktywności. Po to mamy tyle różnych zmysłów, w tym także tych, które dostarczają nam informacji z wnętrza naszego ciała (z mięśni, ścięgien, stawów), żeby je wszystkie aktywizować. Dlatego ruch jest tak bardzo ważny i dlatego ruch musi być różnorodny. Nie ma jednego rodzaju aktywności, która dla dziecka byłaby najbardziej wskazana. Bo ono, jak mówiłam, powinno się turlać, skakać, ale też dotykać rzeczy, które mają różną powierzchnię, różną temperaturę i tak dalej.
Przyjęcie postawy pionowej i robienie pierwszych kroków zajmuje nam od roku do 14 miesięcy, ale dalsza nauka chodzenia i biegania trwa średnio sześć lat. To wiąże się z naszym rozwojem fizycznym – zmianami w układzie mięśniowym i kostnym.
To wszystko powinno dziać się w tym samym czasie: kiedy oczy dostarczają informacji, jak coś wygląda, jakiego jest koloru, jakie wydaje odgłosy, jednocześnie powinniśmy wiedzieć, czy to jest gładkie, czy chropowate, miękkie czy twarde, ciężkie czy lekkie. Dlatego dziecko musi być wszechstronnie aktywne, aby odbierać różnorodne bodźce wszystkimi zmysłami.
Aktywność ruchowa powinna być dostosowana do poziomu rozwoju dziecka. Widziałam na YouTubie filmik może z cztero-, pięcioletnimi chłopcami, którzy robią pompki na drążku.
To barbarzyństwo wymagać od organizmu, który jest w pełni zajęty tworzeniem mięśni, mineralizacją kości, aktywności związanej z dużym i długotrwałym wysiłkiem. To może doprowadzić nie tylko do pojawienia się kontuzji, ale i do wykrzywień kości (z czym później nie będzie już można nic zrobić), a nawet do zaburzeń procesu ich mineralizacji.
Nie mówiłyśmy jeszcze o mięśniach, ale przecież u małych chłopców mięśnie nie dojrzały jeszcze do tak intensywnego, na dodatek jednorodnego wysiłku. W ich włóknach mięśniowych jest dużo więcej wody niż w mięśniach dorosłego człowieka, dlatego ich zdolność do pracy jest ograniczona. To dlatego tak ważne jest, aby przedszkolakom nie fundować jednostajnego wysiłku, angażującego przez dłuższy czas te same mięśnie. To, co nam, dorosłym, wydaje się łatwiutkim, mało przecież obciążającym spacerkiem za rączkę z babunią, dla czterolatka może być bardzo trudnym zadaniem, w odróżnieniu od spędzenia trzech godzin na gonieniu się z innymi dziećmi, przeskakiwaniu przez murki i płotki, wspinaniu się na drabinki. Szczególnie mięśnie drobne są jeszcze w zalążku i dopiero w następnych latach będą intensywnie tworzone. Dlatego nie wolno wymagać od przedszkolaka na przykład długotrwałego rysowania szlaczków czy kolorowania.
Trzylatek powinien biegać, wspinać się, turlać, skakać, manipulować przedmiotami. Także doznawać różnorodnej stymulacji, która pozwoli mu odczuwać swoje ruchy i pozycje własnego ciała.
Matka natura przewidziała określoną kolejność rozwoju różnych narządów i części organizmu. Wiele mięśni drobnych, tych, które będą odpowiadać za precyzyjne ruchy naszego ciała, rozwinie się wraz z procesami kostnienia. Żebyśmy mogli wykonywać przez dłuższy czas wiele precyzyjnych ruchów, musimy mieć odpowiedni poziom zmineralizowania kości, ale też dłoń, śródręcze, palce muszą być zaopatrzone w drobne mięśnie. Mamy dwa główne etapy procesów kostnienia nadgarstka i dłoni: około 6.–7. roku życia (czyli w końcówce średniego dzieciństwa) i drugi etap około 12.–13. roku życia, czyli w początkach adolescencji. I dopiero wtedy, kiedy te procesy zajdą, jesteśmy w stanie wykonywać precyzyjne ruchy przez dłuższy czas.
Dlaczego o tym mówię? Otóż wielu rodziców ma w stosunku do dziecka oczekiwania niewspółmierne do jego możliwości, na przykład dotyczące samodzielności w zakresie samoobsługi. Miejmy świadomość, że samodzielność jest bardzo mocno związana z poziomem rozwoju biologicznego. Są rodzice, którzy oczekują, że trzylatka sama włoży świeżo wyprane rajstopki, a więc rajstopki skurczone, nierozciągnięte (co przecież bywa problemem nawet dla dziecka znacznie starszego). Nie jest w stanie tego zrobić, ponieważ nie ma jeszcze rozwiniętych drobnych mięśni; nawet jeśli jej powiesz, że najpierw trzeba rajstopki zrolować, to jak ma to zrobić małymi rączkami, w które się te zrolowane rajstopki nie zmieszczą?
Ale buty samodzielnie włoży?
Buty trzylatek powinien umieć włożyć. Ale nie wiązane. Czy wiesz, że większość sześciolatków (a i niemało dziesięciolatków) nie potrafi tego robić, ponieważ noszą niemal wyłącznie buty wsuwane lub zapinane na rzepy, więc nie mają okazji się nauczyć zawiązywania sznurowadeł.
Ale byliby w stanie?
Jak najbardziej, tylko musieliby przejść odpowiedni trening.
Mamy zatem rodziców, którzy zdecydowanie przeceniają możliwości dziecka, jeśli chodzi o samoobsługę, ale na drugim krańcu są ci, którzy możliwości dziecka nie doceniają. Na przykład większości rodziców nie mieści się w głowie, że dziecko może z jakiegoś niezbyt ciężkiego dzbanka samo nalać wodę. Naprawdę czterolatek sobie z tym spokojnie poradzi, tylko pozwólmy mu popróbować. Pozwólmy mu odkryć, że ważne jest powolne przechylanie dzbanka, a nie jednym gwałtownym ruchem. Wielu rodziców nie pozwala na to nawet sześcio-, siedmiolatkom, wyręczając ich w tej czynności. To z jednej strony utrudnia dzieciom integrację sensoryczną, a z drugiej strony sprawia, że są one znacznie mniej samodzielne, niż mogłyby być w tym wieku. Ale o samodzielności przedszkolaka porozmawiamy później.