Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nawet jeśli będziemy dysponować ogromną wiedzą językową, a nie zdołamy wykrztusić z siebie nawet słowa, to równie dobrze moglibyśmy nie mieć tej wiedzy wcale. Bardzo często boimy się, że ktoś przyłapie nas na brakach, że się zbłaźnimy i zostaniemy ocenieni. Następnie zamieramy, blokujemy się i nie potrafimy ruszyć dalej. A co, gdyby tak rozłożyć tę barierę językową na czynniki pierwsze: aspekt psychologiczny (obawy) oraz merytoryczny (narzędzia językowe), i zacząć ją taktycznie przełamywać kawałek po kawałku?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 84
Anna Szpyt
Break the barrier
Przełam barierę językową
©Copyright by Anna Szpyt, rok 2018
Autor: Anna Szpyt
Tytuł: Przełamywanie bariery językowej
Wydanie I
ISBN: 978-83-65837-14-1
Projekt okładki: Janusz Skierkowski
Redakcja M.T. Media
Złote Myśli sp. z o.o.
44–100 Gliwice
ul. Kościuszki 1c
www.ZloteMysli.pl
e-mail: [email protected]
Drukarnia Elpil sp z o. o.
ul. Artyleryjska 11
08-110 Siedlce
www.elpil.com.pl
Autor oraz Wydawnictwo „Złote Myśli” dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo „Złote Myśli” nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce. Niniejsza publikacja, ani żadna jej część, nie może być kopiowana, ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana, powielana, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved
Książkę dedykuję tej zahukanej i zakompleksionej Ani sprzed dziesięciu lat. Kto by pomyślał, że upór i przekora wyjdą Ci na dobre ?
Przesyłam też masę pozytywnej energii wszystkim innym nieśmiałym „Aniom” (uczniom i kursantom): starszym i młodszym, z małych wiosek i dużych miast, tych na początku swojej drogi do płynności czy na jej końcu — żebyście to Wy, a nie Wasze lęki, dyktowali warunki Waszego rozwoju.
Chciałabym również podziękować moim nauczycielom angielskiego, w szczególności Pani Basi Bednarczyk, śp. Jerzemu Mozolowi oraz Pani Anecie Materniak. Mieliście większy wkład w moją edukację, niż sądzicie.
Profesor Carol Dweck z Uniwersytetu Stanforda przeprowadziła pewien eksperyment na uczniach amerykańskich szkół. Zadawała im łamigłówki i zadania na nieco wyższym poziomie trudności niż ten, do którego dzieci były przygotowane. Wszyscy uczniowie, według standardowych testów IQ, dysponowali podobnym ilorazem inteligencji. Zdecydowana większość zareagowała na niepowodzenia frustracją, zniecierpliwieniem i rozczarowaniem własnym brakiem umiejętności. Jak się później okazało, ich mózgi nie wykazywały większej aktywności. Druga, mniej liczna grupa, zareagowała zupełnie inaczej, a ich umysły przy monitorowaniu wykazywały dużą aktywność i „świeciły niczym światełka na choince w Boże Narodzenie”.
Czym różniły się od siebie te grupy? Odpowiedź na to pytanie poznasz nieco później.
Perfekcjonizm to strach w butach na wysokim obcasie.
— Elizabeth Gilbert
Trudno jednoznacznie określić, skąd bierze się nieśmiałość. Wielu psychologów skłania się ku przekonaniu, że odpowiedzialne za nią jest wyłącznie wychowanie. Niektórzy jednak udowadniają, iż istnieje coś takiego jak gen nieśmiałości, co w połączeniu z zestresowanymi rodzicami daje w konsekwencji reakcje nadmiernej lękliwości dziecka w sytuacji ekspozycji społecznej.
— Lidia Głowacka-Michejda
Różne badania podają różne statystyki (od 42 do 57%), jednak wszyscy zgadzają się co do jednego — geny mają ogromny wpływ na nasz charakter. Choleryk, egocentryk, optymista czy defetysta — nie ma znaczenia: wszyscy możemy podziękować naszym przodkom za spuściznę, która stworzyła grunt dla charakteru.
Skoro jednak tak ogromna część naszej osobowości jest determinowana przez genetykę, to ile z tego stanowi wychowanie? Szacuje się, że ok. 40% ludzkiej osobowości to wiedza i wartości przekazane nam przez rodziców.
Spokojnie, nie panikujmy, nie dołujmy się, jest nadzieja — wciąż mamy wpływ na to, jak wykorzystamy nasze naturalne predyspozycje . Zależy mi jednak na tym, abyście byli świadomi tych statystyk, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, trudności tego typu są nieuniknione, będą się pojawiać i powinniśmy ich oczekiwać. Po drugie, nie jest to nasza wina. Po prostu w taki „system operacyjny” zostaliśmy wyposażeni.
Dobre wieści: nawet z mało rozgarniętymi przodkami i niezbyt motywującymi do nauki rodzicami można się nauczyć języka obcego. Serio, serio . Wbrew pozorom nad swoją pewnością siebie można bardzo intensywnie pracować. Może to być momentami niekomfortowe, ale na pewno jest wykonalne i warte zachodu.
Czy można udawać pewność siebie? Pewnie, że tak. Zaczynając jako anglistyczny żółtodziób (początkujący lektor języka angielskiego), nie miałam wyjścia, jak udawać odważniejszą, aniżeli faktycznie byłam. Wystarczy wyobrazić sobie mnie pierwszego dnia w pracy: dziewczyna z małego miasteczka, 156 cm wzrostu, zerowe doświadczenie, w sali jednej z największych korporacji w branży awiacyjnej, a przed nią grupa trzydziestoparoletnich mężczyzn, których miała uczyć. Wciąż pamiętam, jak podczas rozkładania materiałów na blacie zauważyłam, że drżą mi dłonie. Było to jednak nic w porównaniu z tym, co działo się w mojej głowie i płucach (hiperwentylacja całą parą).
Dziś uczę języka angielskiego nie tylko dorosłych i młodzież, ale również innych nauczycieli. Poświęciłam prawie tyle samo lat na własną edukację w dziedzinie efektywnej nauki co na nauczanie innych (w sumie blisko dekadę). Dzisiejsza Ania nie musi już udawać pewności siebie, gdy wchodzi na salę szkoleniową.
Ale wiecie co? Wciąż się stresuję. Na szczęście moja pewność siebie nie jest już tylko fasadą.
Pochylmy się na chwilę nad tą pewnością siebie. Możemy wyróżnić trzy jej warstwy. Pierwsza, najbardziejpowierzchowna, jest jedynie pokazówką dla społeczeństwa. Bardzo łatwo ją spreparować: makijaż, obcasy, dobrze dobrana kiecka i ruszamy na podbój świata. To nią posługują się hollywoodzkie gwiazdy, gdy wchodzą na czerwony dywan, a po kilku godzinach, kiedy już są w domu, topią smutki w alkoholu i narkotykach, ponieważ siebie nie akceptują.
Druga warstwa, nieco głębsza, to nasz styl życia. Gdy dbamy o siebie, swoje ciało i umysł, gdy chodzimy na siłownię,czytamy książki, odwiedzamy ciekawe miejsca i poznajemy nowych ludzi, najczęściej czujemy się bardziej spełnieni. Nie wstydzimy się swojej codzienności, cieszymy się nią i czujemy satysfakcję. Ta warstwa daje nam głębsze poczucie spełnienia, ponieważ wymaga większego wkładu czasu i energii. Na co dzień wychodzimy poza osławioną strefę komfortu i dbamy o to, aby reprezentować sobą coś więcej niż tylko pracę, której czasem nie lubimy. Co jednak, gdybyśmy z niezależnych od nas przyczyn musieli ten wypracowany styl życia zmienić? Co, gdybyśmy nagle musieli poświęcać większość swojego czasu choremu członkowi rodziny albo jeśli to my podupadlibyśmy na zdrowiu? Na czym wówczas opierałby się szacunek do samego siebie?
I tu zaczyna się trzecia warstwa, czyli nasze wartości. W tym właśnie obszarze pewność siebie przekształca sięw samoocenę. Wbrew powszechnej opinii nie są one tym samym. Pewność siebie towigor i brak wahania. To czerwonaszminka, odważna odpowiedź i zdecydowany krok.
Samoocena to coś zupełnie innego. To stopień, w jakim lubimy sami siebie. Nie fasada, nie stan zdrowia i nie mieszanka czynników niezależnych od nas. Jedynie głębokie przekonanie, że jesteśmy coś warci. Jeśli więc żyjemy zgodnie z własnymi przekonaniami, jeżeli uważamy, że robimy więcej dobrego niż złego i jesteśmy wartościowi mimo swoich niedoskonałości — błędy gramatyczne i przejęzyczenia przestają mieć znaczenie, ponieważ to nie na nich opieramy naszą samoocenę.
***
— O której kończysz? — Wyciągam z uszu słuchawki i na chwilę przerywam robienie kanapki, żeby spojrzeć na współlokatorkę.
— Po siedemnastej.
— Okej, to zdążę z obiadem.
— Dobrze, to ja idę się przygotowywać do zajęć.
— Okej… — Znów zakładam słuchawki i sięgam do lodówki po pierś z kurczaka. Uwielbiam słuchać audiobooków i podcastów. Właściwy dobór treści połączony z tym konkretnym medium nauczył mnie więcej, niż połowa moich nauczycieli razem wziętych. Niestety, podzielność uwagi nigdy nie była moją mocną stroną, więc gdy płuczę kurczaka, muszę się dosyć intensywnie skupić, żeby co ciekawsza wypowiedź nie umknęła mojej uwadze. Stawiam patelnię na palniku, a w moim uchu rozbrzmiewa głos Tima Ferrissa. — „Celowo noszę tego typu zarost w tygodniu, gdy czeka mnie wystąpienie w mediach, mimo wszystko, żeby ćwiczyć zawstydzenie tylko z powodu rzeczy, które są tego warte”.
Moja ręka zamiera na kawałku plastiku i nie opuszcza go jeszcze przez dłuższą chwilę.
W latach 40. XX w. przeprowadzono eksperyment, który stał się podstawą dla dalszych badań nad ludzkimi emocjami i potrzebami. Naukowcy postanowili sprawdzić, jak dużą rolę w rozwoju noworodków odgrywał kontakt z drugim człowiekiem. Spełniano wszystkie podstawowe potrzeby dzieci: były one karmione, przewijane i trzymane w sterylnych, ciepłych pomieszczeniach, nie były jednak przytulane. Nie mówiono do nich, nie kołysano, nie okazywano uczuć. Eksperyment został przerwany, niestety za późno. Po czterech miesiącach w jego wyniku połowa dzieci zmarła.
Jaki stąd wynika wniosek?
Po pierwsze, człowiek jest zwierzęciem stadnym i fizycznie potrzebuje miłości, w przeciwnym razie nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Nic więc dziwnego, że boimy się odrzucenia i tak bardzo pragniemy akceptacji społeczeństwa.
Po drugie, to nic złego, wręcz przeciwnie. Życie w odosobnieniu nie jest niczym przyjemnym, a lęk przed ośmieszeniem oznacza jedynie, że chcemy żyć w społeczeństwie, i tak właśnie powinno być. Musimy jedynie nauczyć się panować nad tym lękiem i nabrać do niego zdrowego dystansu.
***
Zamykam drzwi za kursantką i przekręcam zamek w drzwiach. Uśmiecham się do siebie i myślę, jakie życie jest dziwne. Ciekawe, gdzie bym teraz była, gdybym tyle razy nie zmieniła zdania na temat mojej ścieżki kariery zawodowej. Pewnie skończyłabym jako przeciętny grafik komputerowy w jakimś biurze bez okna. Na pewno nie założyłabym własnej działalności, nie zbudowałabym swojej pewności siebie, nie prowadziłabym szkoleń z efektywnej nauki, nie występowałabym przed kamerą… Nie pracowałabym z ludźmi.
Przez chwilę robi mi się smutno, bo przypominam sobie, że niedługo będę musiała się pożegnać z tą drobną brunetką, która właśnie wyszła z mojego mieszkania. Po długiej współpracy i zakończeniu naszej wspólnej językowej przygody pojedzie do USA, gdzie zostanie rzucona na głęboką wodę. Będzie musiała funkcjonować w społeczeństwie rodowitych Amerykanów. Nie boję się o nią — jestem pewna, że sobie poradzi. Po prostu wiem, że będzie mi brakowało lekcji z nią.
Z drugiej strony, gdybym wtedy stchórzyła, zadowoliła się cichą pracą przed komputerem, wycofała się i wciąż unikała kontaktu z innymi, w ogóle bym jej nie poznała.
Po raz kolejny stwierdzam, że lubię swoje wybory i swoje bogatsze o fajnych ludzi życie.
Jaka jest największa wada naszego systemu edukacyjnego? Jest nieefektywny, wiadomo. Ale jakie są konkretne przyczyny braku rezultatów, które by nas satysfakcjonowały? Przede wszystkim fakt, że zamiast uczyć się świadomie i z nastawieniem wykorzystania zdobytej wiedzy, stosujemy zasadę 3 x Z, tzn. zakuć, zdać i zapomnieć. Nie trzeba nikomu mówić, że nie ma w tym za grosz logiki. W końcu marnowanie naszych beztroskich lat życia na powtarzanie faktów, które przydadzą się jedynie do wpisania cyferki do kolumny w dzienniku, nie napawa optymizmem.
Całokształt jest tym bardziej bolesny, że nasza ścieżka edukacyjna została zaprojektowana na wzór szkieletu ryby: materiał realizowany w różnych szkołach jest (lub powinien być) bardzo zbliżony, z tą jednak różnicą, że w kolejnych klasach jest przerabiany nieco dokładniej. Innymi słowy: uczymy się w kółko tego samego, nierzadko rok w rok, czytamy dziesiątki, jeśli nie setki podręczników, nie pamiętamy z tego nic, po czym kierujemy swoje kroki w stronę wyższej edukacji lub pracy. I po co, pytam? Ale nie o tym chciałam. Do brzegu więc, do brzegu.
Moja puenta jest następująca: jeżeli przez lata ucieramy schemat, w którym zakuwamy i zapominamy, i to W PEŁNI ŚWIADOMIE I INTENCJONALNIE, to w jaki sposób mamy się nauczyć języka, który wymaga zdobywania wiedzy tak,aby zagościła ona w mózgu na stałe?