Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Argun, Małgobek, Mineralne Wody, Derbent, Kaspijsk. Mało kto słyszał o tych miastach. Jeszcze mniej osób wie, że doszło w nich do krwawych zamachów. Gdy na Zachodzie mamy do czynienia z aktami terroru, w kilka minut informacja obiega media na całym świecie, a bilans ofiar natychmiast podawany jest do wiadomości. Tymczasem na terenie Federacji Rosyjskiej w latach 1994–2014 w zamachach zginęło prawie trzy tysiące osób, kolejne tysiące zostały ranne, lecz informacje o tych wydarzeniach rzadko przedostawały się poza granice kraju.
Politolog Paweł Semmler rekonstruuje przebieg najbardziej zuchwałych zamachów terrorystycznych w Rosji i próbuje odpowiedzieć na pytanie, co się kryje za tą agresją. Eskalacja zastałych konfliktów czy radykalizacja młodych buntowników? Kremlowskie prowokacje czy separatystyczne manifesty?
„Rosja we krwi” to również historia narastającej bezwzględności rosyjskich sił specjalnych, które w kryzysowych sytuacjach nie oszczędzają ani zamachowców, ani cywili. Bo jak ktoś kiedyś powiedział – w Rosji najgorzej jest być zakładnikiem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Seria LINIE FRONTU
Grzegorz Kaliciak Karbala. Raport z obrony City Hall
Michael Golembesky, John R. Bruning Marines. Bohaterowie operacji specjalnych
Grzegorz Kaliciak Afganistan. Odpowiedzieć ogniem
Dan Raviv, Yossi Melman Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela (wyd. 2)
Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski Cel za horyzontem. Opowieść snajpera GROM-u (wyd. 2)
Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski Krew snajperów. Opowieść żołnierza GROM-u
Andrzej Brzeziecki Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera
Witold Repetowicz Allah Akbar. Wojna i pokój w Iraku
Grzegorz Kaliciak Bałkany. Raport z polskich misji
Paweł Pieniążek Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii
Clinton Romesha Czerwony Pluton. 12 godzin w afgańskim piekle
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Piotr Bukowski
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl
Fotografia na okładce © by Eric BOUVET / Getty Images
Copyright © by Paweł Semmler, 2020
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Wojciech Adamski
Korekta Aleksandra Brambor-Rutkowska, Sandra Trela
Skład Małgorzata Poździk / d2d.pl
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8191-054-5
Мы будем преследовать террористов везде. В аэропорту – в аэропорту. Значит, вы уж меня извините, в туалете поймаем, мы и в сортире их замочим, в конце концов.
Będziemy ścigać terrorystów wszędzie, w portach lotniczych i nawet, proszę mi wybaczyć, w toalecie ich znajdziemy i w toalecie koniec końców utopimy.
Władimir Putin na konferencji prasowej w Astanie, 24 września 1999
Argun, Małgobek, Mineralne Wody, Derbent, Kaspijsk. Mało kto słyszał o tych miastach. Jeszcze mniej osób wie, że dochodziło w nich do krwawych zamachów, w których ginęły dziesiątki ludzi.
Gdy bomba wybucha w pociągu w Madrycie, natychmiast dowiaduje się o tym cały świat. Media są na miejscu chwilę po tragedii, kiedy w Berlinie szaleniec wjeżdża kilkunastotonową rozpędzoną ciężarówką w tłum niewinnych ludzi. Podobnie jest wtedy, gdy religijny fundamentalista dźga nożem przechodniów w Londynie i gdy grupa ekstremistów urządza rzeź w jednym z popularnych klubów muzycznych w Paryżu.
O tych wydarzeniach mówią wszyscy. Śledzą je na ekranach telewizorów czy na monitorach komputerów, szukają w internecie informacji o przebiegu zamachu, o jego skutkach i o wszczętym śledztwie. Europejskie gazety pełne są chwytliwych nagłówków, epatują brutalnym przekazem, drukują zdjęcia z miejsc tragedii.
Kiedy do podobnego aktu dochodzi w Moskwie, uwaga wszystkich również zwraca się w tym kierunku. To metropolia, w której żyje prawie dwadzieścia milionów ludzi. Lecz gdy podłożony ładunek eksploduje podczas wojskowej defilady w jednym z nadkaspijskich ośrodków lub zamachowiec samobójca wysadza się w powietrze w miejskim trolejbusie w Wołgogradzie, zabijając jednocześnie kilkadziesiąt osób, do mało kogo dociera ta informacja. A wśród tych, do których dotrze, rzadko wzbudza większe emocje.
Dlaczego tak jest? To, najkrócej rzecz ujmując, efekt tego, że Rosję wciąż nie do końca rozumiemy i nie za bardzo staramy się ten stan zmienić. To także pokłosie swoistej wrażliwości mediów, które z dużym zaangażowaniem i dokładnością relacjonują każdy przejaw działalności terrorystycznej na obszarze tak zwanego świata zachodniego, mało uwagi poświęcając temu, co ma miejsce na Wschodzie. Czy chodzi o to, że Rosja kojarzy nam się z władzą o autorytarnych zapędach (a zamachy terrorystyczne uważane są za przypadłość systemów demokratycznych), z niebagatelnym potencjałem militarnym testowanym obecnie na wschodzie Ukrainy i Krymie oraz z niczym nieograniczoną i niepodważalną dominacją charyzmatycznego prezydenta Władimira Putina?
Na terenie Federacji Rosyjskiej w latach 1994–2014 w zamachach terrorystycznych – lub aktach noszących ich znamiona – zginęło prawie trzy tysiące osób. Nieoficjalnie podaje się liczbę około dwóch tysięcy ośmiuset – pewna nieścisłość wynika z faktu, że wielu ofiar nie udało się zidentyfikować, nie odnajdywano ciał ludzi przynajmniej teoretycznie obecnych na miejscu zdarzenia, często też manipulowano danymi w celach politycznych. Ofiar wciąż przybywa. Gdy liczby te zestawimy z zachodnioeuropejską statystyką, widać ogromną różnicę, która staje się tym dobitniejsza, im szybciej zaczynamy rozumieć skalę tych wszystkich tragedii.
Najbardziej krwawy dla Europy ostatnich dekad był rok 1988. Oficjalnie podaje się, że w wyniku zamachów zginęło wówczas czterysta czterdzieści osób. Dla porównania w roku 2004 w jedenastu zamachach, które przeprowadzono tylko na terenie Federacji Rosyjskiej, bandyci zabili w sumie ponad sześciuset niewinnych ludzi (w samym Biesłanie prawie czterysta, w tym większość stanowiły dzieci). To niewiele więcej niż w roku 2002 (prawie pięćset ofiar w dziesięciu zamachach) czy w 1999 (dziewięć zamachów – prawie czterystu zabitych). W 2010 roku liczba ofiar sięgała stu sześćdziesięciu. Terroryści najczęściej atakowali Moskwę (w latach 1994–2014 aż dwadzieścia zamachów), a najwięcej ludzi pozbawili życia w kilkudziesięciu miastach i osiedlach na terenie Czeczenii (czterdzieści siedem zamachów) i Dagestanu (dwadzieścia sześć zamachów). Tak dużych liczb na Zachodzie nie odnotowano.
Według europejskich danych liczba zamachów przeprowadzanych w ostatnich latach na terenie Unii Europejskiej konsekwentnie spada. Co naturalne, zmniejsza się także liczba ofiar śmiertelnych – od stu pięćdziesięciu w roku 2015, poprzez sto trzydzieści pięć i sześćdziesiąt dwie odpowiednio w latach 2016 i 2017, do zaledwie trzynastu w roku 2018. Podobnie w Rosji – od początku 2014 roku odnotowuje się tam radykalny spadek aktów terrorystycznych, którego przyczyny są przedmiotem rozważań analityków, komentatorów, dziennikarzy, a także zwykłych obserwatorów wydarzeń.
Osobą najczęściej wymienianą, gdy mowa o zamachach w Rosji, jest Szamil Basajew, którego za życia określano mianem „terrorysty numer jeden”. Do dzisiaj nie sposób jednoznacznie określić roli, jaką odgrywał do momentu swojej śmierci w 2006 roku. Był on organizatorem wielu brutalnych i tragicznych w swoich skutkach zamachów (między innymi we wspomnianym już Biesłanie czy na moskiewskiej Dubrowce), a w części z nich nawet osobiście uczestniczył (Budionnowsk). Pomimo że władze rosyjskie uznały go winnym wielu zbrodni i wydały nieoficjalny rozkaz jego likwidacji, to nierzadko okazywało się, iż albo cudem wydostawał się ze skrzętnie zastawianych zasadzek i pułapek, albo po prostu oddalał się z miejsca zbrodni w asyście żołnierzy czy służb specjalnych. Te i inne zdarzenia z jego życia zrodziły pytanie, czy w pewnym okresie Basajew po prostu nie był Kremlowi potrzebny, a gdy wyczerpały się możliwości wykorzystania go, został brutalnie wyeliminowany (Basajew służył w Głównym Zarządzie Wywiadowczym GRU i prawdopodobnie nigdy nie zerwał kontaktów z rosyjskim wywiadem wojskowym).
W zdecydowanej większości przypadków członkami grup terrorystycznych okazywały się osoby pochodzące z Kaukazu, wyznające islam, silnie powiązane z historią i tradycją regionu, w którym żyły. Ale to tylko wykonawcy.
W samej Rosji nie brak teorii, że część zamachów na terenie Federacji była w jakiś sposób kontrolowana przez władze. Co odważniejsi wskazują bardziej szczegółowo miejsce – Kreml; niektórzy nie boją się nawet wypowiadać w tym kontekście nazwiska Władimir Putin. Dzisiaj niemalże ze stuprocentową pewnością wiemy, iż moskiewskie zamachy na bloki mieszkalne w 1999 roku inspirowała (a może nawet zorganizowała) Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB). Jak było w innych przypadkach?
Część zdarzeń, które zakwalifikowano jako zamachy terrorystyczne, to po prostu bandyckie porachunki, kryjące się za maską polityczno-religijną. Dochodziło także do tego, że różnego rodzaju grupy, organizacje lub klany celowo podżegały do zamachów, aby tym samym wyeliminować konkurencję, a najczęściej pozbyć się kogoś, kto uszczuplał ich nielegalne dochody (tak było na przykład w Małgobeku). Podobnego scenariusza nie ustrzegli się także sami stróże prawa, którzy szczególnie w republikach kaukaskich właśnie w ten sposób wpływali na uległość wobec władzy lokalnych watażków.
Należy podkreślić, że zamachy w Rosji odkryły drugą, tę bardziej mroczną stronę natury ludzkiej. Najpierw, począwszy od samobójczego zamachu w Ałchan-Jurcie (2000 rok), z zimną krwią zaczęły zabijać kobiety (czarne wdowy, samobójczynie, tierroristki-smiertnicy), które w ten sposób mściły się za śmierć swoich synów, mężów, ojców i braci – stanowiło to w tej części świata (i nie tylko) znaczne novum. Wkrótce potem (Biesłan 2004) terroryści wzięli jako zakładników dzieci, które potraktowali tak samo brutalnie jak dorosłych – nigdy wcześniej w zamachu terrorystycznym dzieci nie były bezpośrednim celem. Ten niegodziwy czyn Basajewa i jego kompanów udowodnił, że byli oni zwykłymi bandytami i mordercami, którzy, aby realizować swój polityczny cel, posunęli się do aż tak obrzydliwej zbrodni.
Zamachy przeprowadzano również w czasach głębokiego komunizmu. To więc, z czym mieliśmy do czynienia niemal od samego początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, nie było czymś zupełnie nowym. Oczywiście skala działalności terrorystycznej i jej rezultatów jest niewspółmierna do okresu, w którym Rosją, a właściwie Związkiem Radzieckim, rządzili jeszcze komunistyczni sekretarze. Biorąc jednak pod uwagę fakt, iż władza radziecka starała się za wszelką cenę ukrywać przed opinią publiczną tego typu zdarzenia, nie da się wykluczyć, że do zamachów dochodziło w miarę regularnie. Ataki na terenie Federacji Rosyjskiej znacząco ustały tuż przed zimową olimpiadą w Soczi w lutym 2014 roku. Czego to dowodzi? Wśród najciekawszych teorii dominują dwie: zamachy albo były (jak już wspomniałem) w niemałym stopniu inspirowane przez najwyższe rosyjskie czynniki (oczywiście w celach ściśle politycznych) i ludzie bliscy Kremlowi zrealizowali swój plan (na przykład zaraz po igrzyskach olimpijskich rosyjskie wojska najechały Krym), albo Putin rzeczywiście wyeliminował lub znacznie ograniczył terroryzm motywowany religijnie. Myślę, że każdy, kto sięgnie po tę książkę, dojdzie do własnych wniosków i będzie w stanie postawić swoją tezę.
Szamil Basajew po raz ostatni wymknął się z rosyjskiej zasadzki na początku czerwca 2006 roku, kiedy udało mu się zbiec z wioski Tyrnyauz (znajdującej się w Kabardo-Bałkarii) i tym samym uniknąć pewnej śmierci z rąk polujących na niego żołnierzy GRU i funkcjonariuszy FSB wspieranych przez bojowników prywatnej armii czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa. Zaledwie miesiąc później w pobliskiej Inguszetii „terrorysta numer jeden” nie miał już szczęścia. Wprawdzie informacje o jego śmierci w ciągu dziesięciolecia od połowy lat 90. pojawiały się przynajmniej trzykrotnie, tym razem jednak nikt nie miał już wątpliwości, że to, co stało się w pobliżu Nazrania 10 lipca 2006 roku, oznaczało ostateczne zakończenie krwawej epopei, której Basajew był niechlubnym bohaterem.
Inguska osada Ekażewo słynęła dotychczas jedynie z historii – to na jej terytorium znajdował się przed wiekami starożytny Magas, stolica średniowiecznego, polietnicznego państwa Alania, a dzisiaj przedmieście centralnego miasta Inguszetii. Wiele lat później, gdy po Magasie pozostało tylko wspomnienie oraz mała miejscowość o tej samej nazwie położona kilka kilometrów dalej, władza radziecka dokonała na terenie Ekażewa czystki etnicznej, deportując wszystkich jego mieszkańców do odległego Kazachstanu. Było to następstwo osobistej decyzji Stalina, który uznał Inguszów i Czeczenów za kolaborantów oraz sojuszników Hitlera i w ramach operacji „Soczewica” (przeprowadzonej od 23 lutego do 9 marca 1944 roku) „oczyścił” Kaukaz z ponad sześciuset pięćdziesięciu tysięcy jego rodowitych mieszkańców[1].
Ekażewo łączy z Nazraniem most, pod którym przepływa rzeka Sunża. Jest to o tyle istotne, że to właśnie tą drogą w asyście swoich kompanów do osady dostał się Basajew. Chwilę przed godziną drugą w nocy trzy auta – wypełniony bronią i amunicją kamaz (o numerze rejestracyjnym B319EY) oraz towarzyszące mu WAZ-y 2114 – zatrzymały się w Ekażewie w celu rozładowania materiałów i przetransportowania ich pod osłoną nocy do kilku czeczeńskich kryjówek. Na umówione spotkanie, które miało odbyć się o pełnej godzinie (dokładnie o drugiej w nocy), dotarli już uzbrojeni bojownicy, a gdy tylko wymieniono sygnały świetlne, z jednego z aut osobowych wysiadł Basajew i wraz z pozostałymi zabrał się do rozpakowywania kamaza. Nie ma ostatecznego potwierdzenia, o której dokładnie godzinie nastąpił wybuch. Podano, że ciężarówka wyleciała w powietrze między drugą a drugą dwadzieścia. Przyjęto też kilka hipotez na temat przyczyny detonacji, liczby ofiar i ich tożsamości. Jednak najważniejszą i potwierdzoną informacją było to, że w wyniku eksplozji śmierć poniósł najbardziej poszukiwany w Rosji terrorysta – Szamil Sałmanowicz Basajew, znany również jako Abdallach Szamil Abu-Idris.
Kiedy zidentyfikowano ciało Basajewa, pojawiły się różne przypuszczenia co do samego momentu jego śmierci. Część rosyjskich mediów podawała, iż do wybuchu ciężarówki doszło przypadkowo na skutek nieodpowiedniego obchodzenia się przez Czeczenów z rozładowywaną amunicją. Jest to o tyle nieprawdopodobne, że byli to ludzie obeznani z bronią, a także nowoczesnymi technologiami wojennymi. Basajew zazwyczaj otaczał się zaufanymi bojownikami, których znał od lat – weteranami nie tylko wojen czeczeńskich, lecz również byłymi specjalistami wojskowymi, którzy służyli wcześniej w armii ZSRR oraz uczestniczyli w radzieckiej interwencji w Afganistanie. Znali się na broni, zachowywali wszelkie środki ostrożności, specjalizowali się w przygotowywaniu i detonowaniu mniej lub bardziej skomplikowanych ładunków wybuchowych. Wątpliwa wydaje się też teoria, którą także podawano w rosyjskich mediach, o naprowadzeniu rakiety na korzystającego z telefonu satelitarnego Basajewa. Terrorysta zachowywał odpowiednie środki ostrożności i rzadko używał urządzeń tego typu, obawiając się zamachu na swoje życie (przypadek śmierci Dżochara Dudajewa – prezydenta Czeczenii, który zginął od pocisku wystrzelonego po namierzeniu jego telefonu – był dla niego dostateczną lekcją). Pozostała więc możliwość podłożenia dodatkowego ładunku, który umieszczony został w kamazie i uaktywniony w odpowiednim momencie, na pewno jednak nie był on zdalnie sterowany, bo wszyscy Czeczeni znajdujący się wówczas w pobliżu aut zginęli, na domiar tego zapadła ciemność, a od rzeki podnosiła się gęsta mgła, co znacznie ograniczało widoczność[2].
W bezpośrednim otoczeniu Basajewa znalazł się agent Federalnej Służby Bezpieczeństwa. To on zorganizował całą operację, a jego tożsamość nigdy nie została ujawniona. Znał plany swojego szefa, wiedział o broni wiezionej do Ekażewa. Być może nawet sam zasugerował Basajewowi lub jego najbliższym kompanom akcję z przewiezieniem ładunku, o czym świadczyć może to, że już po zabiciu czeczeńskiego dowódcy Rosjanie dysponowali całą dokumentacją (również fotograficzną) z jej przygotowania i przeprowadzenia (między innymi dokumentami rejestracji ciężarówki w Osetii Północnej, zdjęciami ładunku kamaza jeszcze przed wybuchem i jego zapakowaniem, rozmieszczeniem poszczególnych elementów broni w jego wnętrzu). Agent nie działał sam. W sumie w całej operacji brało udział dwadzieścia sześć osób, które później na Kremlu w tajemnicy odznaczył Władimir Putin. Były wśród nich dwie kobiety – Czeczenki, które odegrały we wszystkim niebagatelną rolę. Zanim ciężarówka z bronią dotarła do Ekażewa, zatrzymała się pod Nazraniem, gdzie dwóch jadących nią bojowników postanowiło odpocząć i trochę się zabawić przed ważnym spotkaniem. W hotelu, pod którym zaparkował kamaz, były one zatrudnione jako dziewczyny do towarzystwa, a ich zadanie polegało na zajęciu się kierowcą i jego towarzyszem przez przynajmniej kilka godzin. Mężczyznom oprócz seksu zaproponowano syty posiłek, w którym zaaplikowano im silne środki nasenne, a wszystko po to, żeby rosyjskie służby specjalne mogły umieścić w pojeździe dodatkowy, prawie stukilogramowy ładunek wybuchowy z czasowym zapalnikiem. Kiedy bojownicy w końcu zasnęli, ciężarówkę przewieziono do znajdującego się nieopodal hangaru i po niespełna czterech godzinach odstawiono ją – już odpowiednio przygotowaną – z powrotem pod hotel. Na wypadek gdyby Czeczeni obudzili się zbyt szybko, Rosjanie mieli w pobliżu bliźniaczego kamaza z dokładnie takim samym ładunkiem i wyposażeniem. Nie było to zresztą trudne, bo oryginalna broń i amunicja, którą terroryści wieźli do Ekażewa, też została im dostarczona przez agentów FSB lub kontrolowanych przez nich sprzedawców. Część broni pochodziła z Arabii Saudyjskiej i miała oznaczenia tamtejszych sił powietrznych. Nie jest więc zbiegiem okoliczności również to, że kilka miesięcy po akcji Putin złożył pierwszą oficjalną wizytę w Rijadzie – była ona wynikiem porozumień zawartych pomiędzy wysokimi funkcjonariuszami FSB (między innymi inguskim pułkownikiem i jednocześnie prezydentem tej republiki – Muratem Ziazikowem) a saudyjskimi służbami specjalnymi[3].
Ciało Basajewa, a właściwie to, co z niego pozostało, przewieziono najpierw do znajdującego się w niedalekim Władykaukazie laboratorium, gdzie szczątki poddano badaniu identyfikacyjnemu. Dwie specjalnie oznaczone torby trafiły w ręce patologów. W pierwszej znajdowała się górna część torsu terrorysty i jego ręce z zachowanymi sześcioma palcami. Druga zawierała wszystko to, co Rosjanie znaleźli w promieniu pół kilometra od epicentrum wybuchu: lewą górną część głowy (fragment czoła), język, fragment podbrzusza z genitaliami, stopę lewej nogi i protezę prawej kończyny. To właśnie na podstawie umieszczonej na protezie serii specjaliści we Władykaukazie stwierdzili, iż mają do czynienia z ciałem Basajewa. Była to kolejna, trzecia już proteza, którą terrorysta nosił od czasu, gdy mina przeciwpiechotna urwała mu stopę podczas walk w Groznym w 2000 roku. Sięgała powyżej kolana, po dwukrotnej amputacji nogi w wyniku wdania się gangreny w ranę[4].
Następnie szczątki przejęli lekarze FSB. Badania powtórzono, tym razem w Rostowie nad Donem, w Centralnym Laboratorium Identyfikacji Medyczno-Kryminalnej. Tutaj analizie poddano przede wszystkim palce Basajewa, aby mieć stuprocentową pewność, że szczątki należą do niego. Opuszki odnalezionych palców były jednak tak miękkie, że nie dało się zdjąć z nich odcisków – jak ustalono, spowodowane to było gaszeniem jego zwłok wodą i pianą, a później przykryciem ciała brezentem, jeszcze w Ekażewie. Dłonie umieszczono więc w alkoholowym roztworze Ratniewskiego (służącym do przywracania pierwotnej konsystencji ranom) i zamknięto na jakiś czas w zamrażarce, aby nie stracić oryginalnego materiału genetycznego. Następnego dnia bezsprzecznie stwierdzono, że zabity pod Nazraniem terrorysta to Szamil Basajew.
W akcji, w której zginął Basajew, śmierć poniosło w sumie dwunastu jego towarzyszy. Fragmenty tylu ciał udało się zidentyfikować Rosjanom na miejscu zdarzenia. Byli wśród nich Tarchan Ganiżew (łącznik Basajewa w Inguszetii, który dostarczał jego grupie broń, lekarstwa i żywność) oraz Isa Kusztow (jeden z zaufanych współpracowników czeczeńskiego przywódcy Doku Umarowa). Kusztow, znany także jako „Mustafa”, posługiwał się również pseudonimami „Wowokar” i „Tagrim”, a jego nazwisko znajdowało się na szczytach tak zwanej listy terrorystów do zlikwidowania stworzonej na potrzeby wywiadowcze FSB.
W nocy 10 lipca 2006 roku skończyła się pewna epoka. Epoka bojownika terrorysty, przez lata wymykającego się rosyjskim służbom i wojsku, za którym wydano setki listów gończych, którego rosyjskie i zagraniczne media, a także agencje rządowe zdążyły kilka razy uśmiercić, mimo że nie było w tym krzty prawdy. Lecz historia Szamila Basajewa nie jest jednoznaczna, a jego życie okazuje się zagadkowe, pojawia się na jego temat wiele niepewnych informacji oraz trudnych do zweryfikowania teorii. Jedną z niewyjaśnionych spraw są kontakty z Kremlem i wysokimi funkcjonariuszami rosyjskich służb bezpieczeństwa.
Właściwie z Basajewem powinny kojarzyć nam się przede wszystkim trzy wydarzenia: pierwszy i jedyny bezkrwawy zamach, jaki przeprowadził w listopadzie 1991 roku, gdy dowodzona przez niego grupa Czeczenów uprowadziła samolot Aerofłotu, bezprecedensowy zamach w Budionnowsku w czerwcu 1995 roku oraz krwawa masakra w Biesłanie we wrześniu 2004 roku, za którą wziął bezpośrednią odpowiedzialność – po niej znienawidził go cały świat, nie tylko Rosja. To właśnie wtedy, gdy matki i ojcowie opłakiwali swoje niewinne, pomordowane dzieci, sprawca tej tragedii powiedział: „W porządku, jestem terrorystą, ale w takim razie jak nazwać Rosjan?!”.
Basajew urodził się w pierwszym, trudnym okresie po powrocie Czeczenów na swoje rdzenne ziemie, osiem lat po przyjeździe jego rodziny z Kazachstanu, w styczniu 1965 roku we wsi Wiedieno. Imię Szamil dostał na cześć czeczeńskiego bohatera – Imama Szamila, który w XIX wieku walczył z podbijającymi Kaukaz wojskami carskiej Rosji. Osiemnaście lat później został wcielony do armii i odbył służbę wojskową w formacji wsparcia naziemnego sił powietrznych ZSRR, co w uproszczeniu oznaczało wojskową służbę pomocniczą, a w przypadku Basajewa – straż pożarną, której zadaniem było dbanie o bezpieczeństwo lotniska. Po powrocie z wojska przez krótką chwilę starał się o przyjęcie na studia, ale kiedy jego zabiegi spełzły na niczym, postanowił wyjechać z kraju i zwrócił się w stronę islamu – jego radykalizacja dokonała się w Stambule, w którym spędził prawie dwa lata, pobierając nauki w Instytucie Islamskim. To właśnie tam ostatecznie dowiedział się, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Gdy wracał do rodzinnej Czeczenii, miał kilka świeżo zawartych przyjaźni i głowę pełną nowych idei oraz wielu uprzedzeń. W swojej wiosce założył grupę Wiedieno, w skład której weszli podobni jemu zradykalizowani bojownicy (między innymi z Bamutu i Bienoj-Wiedieno), gotowi walczyć za swoją ojczyznę Iczkerię (jak nazywają Czeczenię islamiści) i Allaha.
Pierwszy zamach przeprowadził 9 listopada 1991 roku, gdy wraz z towarzyszącymi mu siedmioma Czeczenami dokonał uprowadzenia rosyjskiego samolotu pasażerskiego lecącego z Mineralnych Wód do Jekaterynburga. Stu siedemdziesięciu ośmiu zakładników samolotu Tu-154 zamiast pod Ural zostało wówczas przewiezionych do tureckiej stolicy, w której naprędce zorganizowano konferencję prasową, a brylujący przed kamerami Basajew oznajmił, że wszyscy porwani bez szwanku powrócą jeszcze przed upływem doby do Rosji. Tak też się stało – samolot wyruszył w drogę powrotną do Groznego, a po przybyciu do stolicy Czeczenii pasażerowie przesiedli się na lotnisku do maszyny lecącej do Jekaterynburga. Ten pierwszy, bezkrwawy atak stanowi wyjątek w biografii Basajewa, na tyle jednak zaskakujący i zadziwiający, że do dzisiaj przywoływany jest w niemalże każdej dyskusji dotyczącej tego wszystkiego, co z Basajewem działo się w kolejnych latach.
Późniejsze życie Basajewa to już tylko wojny. Rok w Górskim Karabachu i walka u boku azerskich żołnierzy (w tym etnicznym konflikcie pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią udział wzięło około czterystu najemników z Czeczenii – walki z mniejszym lub większym natężeniem trwały tam od 1988 do 1994 roku), a zaraz potem (1992) udział w wojnie abchasko-gruzińskiej. To właśnie w Abchazji radykalizm Basajewa przybrał demoniczną formę – wraz z towarzyszącymi mu czeczeńskimi najemnikami (w walce z wojskami gruzińskimi brało udział nieco ponad pięć tysięcy Czeczenów) dopuszczał się okrutnych mordów i gwałtów na Gruzinach, Grekach i Ormianach (te dwie ostatnie nacje stanowią tam mniejszości narodowe). Tam też został zwerbowany przez GRU i wcielony do 345 Pułku Powietrznodesantowego, gdzie przeszedł gruntowne szkolenie bojowe i wywiadowcze, a Rosjanie od tego czasu roztoczyli nad nim swój parasol ochronny. Z Abchazji Basajew przywozi sobie żonę. Według jednej z wersji jest to Anżela Kukunowicz, którą sprowadził do Czeczenii w roku 1993, według innej – siedemnastoletnia Indira Dżenija.
Podczas I wojny czeczeńskiej Basajew działał w Groznym, stojąc na czele tak zwanego batalionu abchaskiego, składającego się w głównej mierze z towarzyszy broni, którzy wspólnie walczyli pod kuratelą Rosjan z Gruzinami. Był już wtedy jednym z najbardziej poważanych przywódców czeczeńskich. Kiedy nie walczył, szkolił się i ćwiczył. Tym razem jednak już nie z Rosjanami (a przynajmniej nie oficjalnie), ale z talibami w Afganistanie, w prowincji Chost, gdzie nabył niezwykle przydatne umiejętności w prowadzeniu wojny partyzanckiej. Wykorzysta je później, gdy dokona szokującego dla władz oraz rosyjskiej opinii publicznej rajdu do Budionnowska, po którym jego zła sława rozciągać się będzie od Kaukazu aż po Kamczatkę. Zanim do tego dojdzie, najpierw zawierzy swoje życie idei wahhabickiej (radykalnej, fundamentalistycznej wersji islamu sunnickiego) i wezwie do utworzenia kalifatu od Morza Czarnego do Kaspijskiego, a podczas ucieczki z Groznego straci nogę.
Dlaczego doszło do zamachu w Budionnowsku w czerwcu 1995 roku? Geneza tego wydarzenia sięga roku 1992. W wyniku umowy zawartej pomiędzy czeczeńskim prezydentem Dżocharem Dudajewem a ówczesnym wiceministrem obrony Federacji Rosyjskiej Pawłem Graczowem po stu dwudziestu trzech latach od carskiego skolonizowania Republika Czeczenii ponownie stała się suwerenna – wojska rosyjskie opuściły ten region, pozostawiając na miejscu nie wiadomo dlaczego cały swój sprzęt (zgodnie z obustronną umową Rosjanie mieli pozostawić jedynie niecałe pięćdziesiąt procent swojego militarnego potencjału). Dwa i pół roku później, pod koniec listopada 1994 roku, prezydent Borys Jelcyn pod wpływem generałów i twardogłowych polityków zdecydował się cofnąć wcześniejszą decyzję i postawił Czeczenom ultimatum: całkowita kapitulacja oraz ponowne wyrzeczenie się samodzielności. Wprawdzie rosyjski przywódca nigdy nie przedstawił oficjalnych powodów tej decyzji, ale stało się jasne, że imperialne ambicje Kremla wzięły górę nad jakąkolwiek inną narracją. Poboczny wątek pachnie ropą naftową – w owym czasie, a przedtem także w najlepszych latach ZSRR, ten surowiec pochodzący z czeczeńskich złóż tworzył największy zasób paliwa wykorzystywanego na radzieckie i rosyjskie cele wojskowe, głównie w lotnictwie. Decydowała o tym niezwykła jakość czeczeńskiej ropy, której wprawdzie było stosunkowo mało – w porównaniu z innymi rosyjskimi źródłami stanowiła ona zaledwie od jednego do dwóch procent całości surowca wykorzystywanego przez Rosjan – ale uchodziła za bardzo pożądaną przez wspomniane formacje. Poza tym przez Czeczenię i Dagestan przebiegał stupięćdziesięciokilometrowy odcinek ropociągu przesyłającego ten składnik paliwa z Azerbejdżanu do Rosji. Kreml nadal chciał mieć pieczę nad tymi instalacjami. 30 listopada 1994 roku, nie czekając na odpowiedź na ultimatum, rosyjski prezydent podpisał dekret pozwalający armii wejść na terytorium Czeczenii. 11 grudnia o siódmej nad ranem bez wypowiedzenia wojny Rosjanie przekroczyli granicę republiki.
Pod koniec stycznia 1995 roku wojska rosyjskie zdobyły stolicę Czeczenii Grozny, a okrutna wojna przeniosła się na prowincję. Jak wielokrotnie od tego czasu będzie przekonywał Basajew, jego działania wymierzone przeciwko wrogowi – Rosji, były spowodowane niezwykłą brutalnością najeźdźców, licznymi czystkami etnicznymi, pacyfikacją czeczeńskich wiosek, gwałtami i morderstwami na kaukaskich kobietach i dzieciach. Decyzję o krwawym ataku na jeden z rosyjskich celów podjął pod wpływem wydarzeń z Samaszek, czeczeńskiej wioski, którą spacyfikowali rosyjscy żołnierze na miesiąc przed obchodami pięćdziesiątej rocznicy zwycięstwa nad hitlerowcami. Według nielicznych pozostawionych przy życiu świadków ubrani w rosyjskie uniformy bandyci, najpierw szczując cywili psami, wypędzali ich z domów, a następnie sukcesywnie rozstrzeliwali, nie bacząc na wiek ani płeć swoich ofiar. Zamordowano ponad dwustu pięćdziesięciu mieszkańców Samaszek, głównie kobiety i dzieci, a zbrodnię tubylcy porównali do najokrutniejszych działań SS. Gdy informacje o morderstwach dotarły do Basajewa, ten natychmiast udał się na spotkanie z Dudajewem, który podjął decyzję o akcji odwetowej.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.
[1] Część wysiedlonej ludności powróciła w swoje rodzinne strony już po śmierci Stalina, w latach 1957–1959.
[2] Tego typu hipotezy pojawiały się zaraz po śmierci Basajewa w rosyjskich mediach, między innymi w „Kommiersancie”, agencji ITAR-Tass i „Prawdzie”.
[3] Wersję saudyjskiego wątku podawał między innymi „Moskowskij Komsomolec”, a potwierdziła ją informacja z 26 marca 2007 roku zamieszczona na stronie internetowej NEWSru.com.
[4] Według nieoficjalnych informacji w lutym 2000 roku władze federalne otrzymały wiadomość, że Basajew stracił stopę i koniecznie potrzebuje fachowej pomocy. Nie jest do końca jasne, w jaki sposób terrorysta opuścił Rosję i wyjechał za granicę leczyć nogę. Według niektórych źródeł dostał na wyjazd nieoficjalne pozwolenie od najwyższych czynników Federacji Rosyjskiej i stało się to za wiedzą oraz zgodą rosyjskich służb specjalnych. Basajew pierwszą protezę stracił w roku 2003 podczas bitwy pod wsią Awtury, a drugą, gdy jego oddział wycofywał się z jednej z czeczeńskich kryjówek, ścigany przez ludzi Ramzana Kadyrowa. Tę zdobyczną Kadyrow podarował później jednej z niepełnosprawnych osób z Groznego.
Polecamy także inne książki z serii Linie Frontu
Clinton Romesha
Czerwony pluton
12 godzin w afgańskim piekle
przełożył Jan Dzierzgowski
Służba w amerykańskiej bazie Keating w Afganistanie była traktowana przez żołnierzy jako najcięższe zadanie. Lokalizacja placówki kłóciła się z wszystkimi regułami bezpieczeństwa.
3 października 2009 roku dwie minuty przed szóstą talibowie rozpoczęli zmasowane natarcie. Rozstawieni w pobliskiej wiosce i na okolicznych wzgórzach mieli tylko jeden cel – zmieść amerykańską bazę z powierzchni ziemi. Ponad setce talibów stawiło czoło kilkudziesięciu żołnierzy, w tym członkowie Czerwonego Plutonu, którzy przez ponad dwanaście godzin odpierali atak nieprzyjaciela.
Clinton Romesha, były żołnierz odznaczony Medalem Honoru, zdaje relację z przebiegu bitwy o Keating minuta po minucie.
Paweł Pieniążek
Po kalifacie
Nowa wojna w Syrii
W marcu 2019 roku, po odbiciu z rąk dżihadystów ich ostatniej enklawy, miejscowości Al-Baghuz Faukani na wschodzie kraju, Syryjskie Siły Demokratyczne ogłosiły koniec kalifatu. Przez osiem lat wojny Syryjczycy oglądali coraz to nowe mundury – wojsk syryjskich, kurdyjskich, antyrządowych bojówek, dżihadystów, zagranicznych armii. Bratobójcza wojna domowa przerodziła się w wojnę zastępczą, prowadzoną przez największe potęgi w regionie i na świecie.
Państwo Islamskie, które jeszcze kilka lat temu wydawało się niepokonane, zeszło do podziemia.
Paweł Pieniążek, doświadczony dziennikarz i korespondent wojenny, rzetelnie opisuje rozczarowanie „syryjską wiosną”.
Wydawnictwo Czarne sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I