Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
32 osoby interesują się tą książką
NOWY, NIEBEZPIECZNIE UZALEŻNIAJĄCY THRILLER PSYCHOLOGICZNY AUTORKI BESTSELLEROWEGO IDEALNEGO DZIECKA!
Przybrane siostry Krystal i Nichole zawsze mogły na siebie liczyć, dlatego gdy Nichole zostaje przewieziona do szpitala psychiatrycznego po tym, jak próbowała zabić swojego męża, Krystal rzuca wszystko, by jej bronić. Siostry, mimo bardzo ciężkiego dzieciństwa, zdołały ułożyć sobie życie. Krystal została szanowaną prawniczką, a Nichole szczęśliwie poślubiła architekta... Jednak Nichole zaczyna bredzić coś o tym, że jej mąż nie jest tak naprawdę jej mężem. Napędzana lojalnością, Krystal zaczyna zadawać pytania. Dochodzenie prowadzi ją do mrocznej, wspólnej przeszłości sióstr... do strasznej tragedii i bardzo dobrze strzeżonego kłamstwa. Teraz Krystal i Nichole muszą walczyć o życia, które zbudowały, zanim pochłonie je to, które zostawiły w przeszłości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 331
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej covidowej ekipie pisarskiej,
za wszystkie sesje pisania podczas kwarantanny.
Natasho, Cris, Liso.
Kocham Was, dziewczyny.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Krystal
Zamykam za sobą drzwi do łazienki i szepczę do telefonu:
– Lepiej, żeby to było ważne.
Theresa wydzwaniała do mnie co chwilę przez ostatnie dziesięć minut. Sędzia Kern posłała mi najbardziej zirytowane na świecie spojrzenie, gdy zapytałam, czy mogę prosić o chwilę przerwy. Nie będzie zadowolona, jeżeli szybko nie wrócę. Kucam i prędko sprawdzam, czy w którejś z kabin są widoczne stopy. Nie ma nikogo. Dobrze. Jestem sama.
– Przepraszam, że ci przeszkadzam – mówi Theresa, zanim jestem w stanie dodać coś więcej. – Wiesz, że nie wyciągałabym cię z sali sądowej, gdyby to nie było coś naprawdę ważnego.
W tym momencie dociera do mnie ponaglenie w jej głosie. Uznałam, że dzwoni w sprawie majątku Wilkinsów. Od miesięcy czekamy na warunki ugody. Moja irytacja natychmiast znika, a jej miejsce zastępuje zmartwienie.
– Co się dzieje?
– Chodzi o Nichole.
Czuję ucisk w piersi na wspomnienie imienia mojej siostry.
– Nichole? Co z nią?! – Dopada mnie panika.
Gdy skończy się proces, to ona jest pierwszą osobą, z którą muszę nadrobić zaległości. Ta sprawa odebrała mi cały miesiąc życia. Prawie z nią nie rozmawiałam ani z nikim innym, ale właśnie tak wyglądają sprawy rozwodowe z przemocą domową w tle. Po godzinach spędzonych na sali sądowej czeka na mnie góra dokumentów. Każdej nocy, gdy tylko moja głowa dotykała poduszki, padałam z wycieńczenia.
– Przykro mi, Krystal. – Po głosie Theresy słyszę, jak poważną ma dla mnie informację.
– Po prostu powiedz mi, co się dzieje – żądam, brzmiąc gorzej, niż planowałam.
– Jest w szpitalu Wright Memorial…
Wtrącam, zanim ma możliwość dokończyć:
– W szpitalu? Co ona tam robi?
– Wczoraj w nocy w ich domu był pożar i…
– Mój Boże. – Zasłaniam usta dłonią. – Nic jej nie jest? – Odwracam się i wychodzę drzwiami, którymi dosłownie chwilę temu weszłam. Stukam obcasami o podłogę, gdy pędzę korytarzem. Wielkie drzwi do sal sądowych znajdują się po obu stronach. Sędzia Kern będzie niezadowolona, że zniknęłam podczas zeznań końcowych, ale w ogóle mnie to nie obchodzi. Powstrzymuję się od biegu, gdy Theresa mówi dalej. Narobiłabym tylko zbędnego zamieszania, którym ściągnęłabym na siebie uwagę, a to na pewno by mnie spowolniło.
– Nic jej nie jest. Przynajmniej fizycznie. W ostatniej chwili wydostała się z domu. Aiden nie miał tyle szczęścia. Utknął w ich sypialni i zatruł się dymem. Też jest we Wright, ale na intensywnej terapii, podłączony do tlenu.
Od nadmiaru emocji aż ją zatyka. Jest moją asystentką od prawie dziesięciu lat, więc Nichole i jej mąż Aiden są dla niej jak rodzina. Mogę się założyć, że zna więcej szczegółów z ich życia niż z mojego, bo zdradzam jej więcej sekretów tej dwójki niż swoich.
– Co się stało z Nichole? – Kocham mojego szwagra, ale tylko dlatego, że ożenił się z moją ukochaną osobą na świecie. Macham ochroniarzom przepustką w drodze do garażu i przechodzę przez aluminiowe drzwi, wciskam przycisk na pilocie, nasłuchując dźwięku swojego samochodu. Nigdy nie pamiętam, gdzie go zaparkowałam i dzisiejszy dzień nie stanowi wyjątku.
– I tu zaczyna się robić dziwniej. – Theresa zniża głos, jakby była wśród ludzi i nie chciała, żeby ktokolwiek usłyszał to, co za chwilę mi powie. – Nie jest w głównym szpitalu jak Aiden. Umieszczono ją w Riverside East.
Zatrzymuję się, jakbym wpadła na ścianę, i szybko zapominam, że muszę znaleźć samochód. Riverside East to szpital psychiatryczny we wschodnim skrzydle Wright Memorial. Co mogło ją tam sprowadzić?
– To doktor McGowan zadzwonił, bo został do niej przypisany – wyjaśnia Theresa. – Powtarza jedynie, że Nichole jest w złym stanie psychicznym.
Z moich ust wyrywa się jęk.
Doktor McGowan to ostatnia osoba, co do której chciałabym, żeby zajmowała się moją siostrą. To najmniej przyjemny psychiatra na oddziale. Nie interesuje się ludźmi i nie stara się ich zrozumieć, więc nie mam zielonego pojęcia, dlaczego wybrał właśnie taką specjalizację. Jestem zaznajomiona z większością psychiatrów, pielęgniarzy i pielęgniarek w Riverside East, od kiedy zajmuję się prawem rodzinnym i w większości reprezentuję kobiety. Rozwód to jedno z trzech najbardziej traumatycznych przeżyć i czasami kobiety załamują się pod presją. Wiele z moich klientek spotykałam po raz pierwszy w jednej z sal Eastside West po tym, jak połknęły opakowanie tabletek albo zgłosiły się na oddział z prośbą o przyjęcie, bo nie miały pojęcia, co ze sobą zrobić.
– Wiem – zgadza się Theresa. Jest typem osoby, która łatwo potrafi postawić się w czyjejś sytuacji, więc podziela moją antypatię wobec doktora McGowana, bo ten rzadko kiedy okazuje empatię. – Chce, żebyś przyjechała spotkać się z nim oraz z kimś z zespołu prawnego szpitala. Aiden nie może podejmować teraz decyzji za Nichole, a potrzebują kogoś, kto będzie mówić za nią, biorąc pod uwagę jej obecny stan.
– Powiedziałaś, że wszystko z nią w porządku. – Nic tu nie ma sensu. W mojej głowie wiruje od możliwych scenariuszy. Żaden z nich nie jest dobry. Dostrzegam swój samochód rząd dalej i ruszam w jego kierunku.
– Chodzi o to, że mogą jej zostać postawione zarzuty.
– Zarzuty? – Otwieram auto i wsiadam do niego. Wrzucam wsteczny i wyjeżdżam w pośpiechu.
Theresa odchrząkuje.
– Podpalenie i próba zabójstwa. A… może nawet zabójstwo, jeśli Aiden nie przeżyje…
– Co? – Prawie uderzam w czerwoną ciężarówkę, która wyrusza z miejsca parkingowego, i zmuszam się do skupienia podczas wyjazdu z garażu. – To najbardziej niedorzeczna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam.
– Doktor McGowan nie przekazał mi żadnych szczegółów. Ledwie udało mi się to z niego wyciągnąć. Powtarzał, że ilość informacji, które może przekazać, jest ograniczona. W każdym razie policja twierdzi, że to ona dokonała podpalenia, bo sama się do tego przyznała, gdy tylko pierwsi policjanci przyjechali na miejsce.
Kręcę głową, nie dopuszczając do siebie jej słów.
– To niemożliwe. Nichole nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Nigdy.
Jest nie tylko jedną z najbardziej praworządnych osób, jakie znam, ale też kocha Aidena do szaleństwa. Są parą od ponad dziesięciu lat, a ona szaleje za nim tak samo jak wtedy, gdy się poznali. Nie potrafi bez niego funkcjonować i gdy ten jedzie w podróż służbową, Nichole przenosi się do mnie albo każe mi nocować u siebie, dopóki on nie wróci, bo nienawidzi spać sama.
– Wiem – mówi Theresa, będąc na granicy płaczu. – On chce, żebyś jak najszybciej przyjechała do szpitala i sugeruje zabranie prawnika.
Gdy tylko światło przede mną zmienia się na zielone, wciskam gaz do dechy.
– Ja jestem prawniczką. – Wjeżdżam na autostradę i od razu zmieniam pas na trasę szybkiego ruchu. – I to ja mam ją pod swoją opieką.
***
– Chcę ją zobaczyć – żądam, układam ręce na piersi. Odmawiam, gdy doktor McGowan wskazuje na krzesło i mówi, żebym usiadła. Sam siedzi po drugiej stronie stołu, a tuż obok niego ulokował się jeden ze szpitalnych prawników, Robert Barnes. Chcę pomówić z Nichole przed rozmową z kimkolwiek innym. Jak mam podejmować jakiekolwiek decyzje przed spotkaniem się z nią?
– Przebywa na 72-godzinnej izolacji i nie może się z nikim widzieć – powtarza po raz trzeci doktor McGowan, jakbym nie rozumiała tego, co mówi, a on jest zirytowany moim brakiem zrozumienia. Ciemne włosy ma zaczesane do tyłu, a kilka cienkich kosmyków zasłania placek łysiny. Ma na sobie wyprasowaną białą koszulę zapiętą na ostatni guzik, ciemny krawat i marynarkę w tym samym kolorze. Nigdy nie widziałam go w tak oficjalnym stroju, a powaga tej sytuacji uderza we mnie z pełną mocą.
Przytakuję i z całych sił staram się nie pokazywać po sobie frustracji, bo nie chcę wyglądać na agresywną. Ci ludzie mają w swoich rękach los Nichole.
– Rozumiem wymogi związane z trzydniową izolacją. Jednakże nie chcę jej odwiedzać jako przyjaciółka czy członek rodziny. Chcę z nią rozmawiać jako reprezentująca ją prawniczka.
Pan Barnes kręci głową ze szczytu stołu. To wielki facet z ogromnym dziobatym nosem i małymi zielonymi oczami, który nie wstał, żeby mnie przywitać, gdy weszłam do tego pomieszczenia.
– To się nie stanie z wielu różnych powodów. Po pierwsze, nie jest w stanie traktować pani jak prawniczki, po drugie…
Nie mogę się powstrzymać. Muszę mu przerwać:
– Ciągle mówisz, że nie jest w stanie wyrazić zgody ani podjąć żadnej decyzji, tak jakby była niekompetentnym dzieckiem. Rozumiem, że wpakowała się w coś poważnego, ale nadal ma prawo do mówienia za siebie w tej sytuacji, niezależnie od tego, w jakim znajduje się stanie.
– Może nie byliśmy wystarczająco dokładni, wypowiadając się na temat Nichole. – Pan Barnes zaciska szczękę. Jeszcze bardziej mruży oczy. – Nichole znajduje się w jednej z naszych izolatek dla bezpieczeństwa nie tylko swojego, ale też całego otoczenia. Jest skrępowana sześciopunktowymi pasami bezpieczeństwa, aby nie mogła zrobić sobie krzywdy.
– Unieruchomiliście ją? Rozumiem procedury związane z zapewnieniem pacjentowi bezpieczeństwa, ale bez przesady. – Moje słowa przepełnia furia. Nie mogą traktować jej, jakby była jakimś zwierzęciem. – Żadna z tych rzeczy nie jest konieczna. Przesadzacie. – Szukam w głowie jakiejś sprawy, która mogłaby być precedensem, ale niczego nie znajduję. Mam na koncie kilka naprawdę okropnych rozwodów, ale nic w tym stylu.
– Pani Benson, z całym szacunkiem, ale nie umieszczamy naszych pacjentów w izolatkach i nie unieruchamiamy ich, dopóki nie jest to konieczne. To zawsze ostatnia procedura, jaką wdrażamy, żeby powstrzymać ich przed wyrządzeniem krzywdy sobie lub innym. Nie byliśmy w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa w inny sposób – powiedział pan Barnes i złożył dłonie na stole, jakby wszystko zostało wyjaśnione.
– Trudno mi w to uwierzyć. – Nie mogę tego wszystkiego pojąć. Nic z tego, co opisują, nijak nie pasuje do czegokolwiek, co Nichole mogłaby zrobić albo powiedzieć, a znam ją lepiej niż ktokolwiek inny. Jesteśmy niemal jak bliźniaczki, nasze urodziny dzieli dwutygodniowa przerwa.
– To prawda. – Doktor McGowan przytakuje, jakby chciał się upewnić, że pan Barnes dostrzeże w nim empatię. Siedzi po jego prawej stronie, ciągle oczekując, że zajmę miejsce naprzeciwko nich. – Nichole ugryzła jedną z naszych pielęgniarek w ramię, gdy ta sprawdzała jej funkcje życiowe. Zrobiła to tak mocno, że przegryzła skórę. Potem nastąpił kolejny incydent, gdy wypuściliśmy ją do łazienki, a ona tak mocno drapała się po twarzy, że zaczęła krwawić. To wtedy ją unieruchomiliśmy. – Patrzy na mnie wyzywająco, jakby czekając, aż ponownie zaprotestuję.
Odsuwam sobie krzesło i powoli na nim siadam. Na tę chwilę godzę się z porażką, bo już wiem, że dzisiaj nie pozwolą mi się z nią spotkać. Spróbuję jutro, gdy wszyscy będą mieli szansę na to, żeby się uspokoić.
– Opowiedz mi o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło – mówię, wchodząc w tryb śledczy. Wyjmuję długopis oraz notes z torebki maestro, wdzięczna, że ją zabrałam, kiedy wychodziłam z sali sądowej.
Odwracamy się w stronę Deana Sparksa, detektywie, któremu została przydzielona sprawa. Przedstawił się, gdy wchodziłam do pomieszczenia, ale od tamtego czasu siedział cicho w kącie, a ja prawie zapomniałam o jego obecności. Wychodzi do przodu i splata ręce na piersiach. Ma krótko przycięte brązowe włosy i wygląda bardziej jak żołnierz niż detektyw.
– Ogień w sypialni Fischerów uruchomił alarm, a oddział straży pożarnej zareagował natychmiast. Gdy przyjechali na miejsce zdarzenia, zastali panią Fischer tańczącą na trawniku, w pełni ubraną. Śpiewała różne piosenki. Gdy zaczęli pytać ją o to, co się stało, zrobiła się niespokojna i próbowała zaatakować strażaków, gdy ci chcieli wejść do domu ratować pana Fischera. Skoczyła jednemu z nich na plecy, a jego partner musiał ją powstrzymywać do czasu przyjazdu policji. Jej zachowanie mogło kosztować życie pana Aidena. – Każde słowo wypowiada powoli i ostrożnie, jakby go nagrywano podczas opowiadania szczegółów.
– Po wejściu do domu strażacy skierowali się do sypialni, gdzie skupiał się ogień. Przed drzwiami do tego pomieszczenia postawione było biurko, które musieli odsunąć, żeby dostać się do środka. Aiden leżał nieprzytomny, zaraz za drzwiami. Wygląda na to, że próbował się przez nie przebić. Policjanci przesłuchiwali Nichole i starali się ją uspokoić, a w międzyczasie Aiden został wyniesiony na zewnątrz. Ratownicy od razu zaczęli udzielać mu pomocy. W tym momencie Nichole uciekła policjantom i rzuciła się na medyków, którzy ratowali życie Aidena. Z zeznań ratowników wynika, że zaczęła ich atakować i wrzeszczeć, żeby zostawili Aidena, bo „on ma umrzeć”. Rozkazała strażakom, aby zanieśli go z powrotem do środka.
– Nic nie ma sensu. – Kręcę głową od momentu, gdy zaczął mówić. – Nichole nigdy nie skrzywdziłaby Aidena. On jest miłością jej życia. – Ich historia to prawdziwa bajka i, w odróżnieniu od większości ludzi, z ich perspektywy to wygląda jeszcze lepiej – lepiej niż na zdjęciach z Instagrama. – Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale musi istnieć jakieś wytłumaczenie. Powiedziała coś jeszcze?
Doktor McGowan i pan Barnes wymienili się spojrzeniami.
– Co?
Detektyw Sparks robi krok w moją stronę i patrzy mi prosto w oczy.
– Powiedziała, że Aiden zasługuje na śmierć, bo jest mordercą.
ROZDZIAŁ DRUGI
Krystal
Byłam w szpitalu wiele razy, ale nigdy na oddziale intensywnej opieki medycznej, a niepokój związany z tym miejscem dopada mnie z momentem otwarcia się drzwi windy. Tu wszystko i wszyscy są w ciągłym ruchu. Pielęgniarki pędzą przez korytarz, a asystenci w jaskrawych fartuchach biegną za nimi. Po kątach stoją lekarze, rozmawiając między sobą z ożywieniem, ubrani w białe kitle. Pacjenci na wózkach inwalidzkich jeżdżą po holu, jeszcze inni są przewożeni na łóżkach. Dookoła buczy aparatura lamp statycznych. Winda wydaje z siebie irytujący pisk informujący o tym, że drzwi zaraz się zamkną. Wysiadam szybko, zanim to się stanie, choć wolałabym zostać w środku.
Stoję nieruchomo, gdy drzwi się za mną zamykają. Recepcja z biurkiem w kształcie litery U znajduje się tuż przede mną. Na ścianie za nim zawieszono wielki napis ICU. Stoję jak wmurowana i nie jestem w stanie iść przed siebie, bo z każdym krokiem w stronę Aidena byłabym bliżej tego, by ten koszmar stał się rzeczywistością. Słowa detektywa Sparksa siedzą w mojej głowie. Dlaczego Nichole miałaby nazwać Aidena mordercą? To nie ma sensu. Tu nic nie ma sensu. Czuję się, jakby powietrze uszło ze mnie gwałtownie i teraz nie jestem w stanie na nowo go zaczerpnąć. Zmuszam się do ruchu, a sytuacja staje się coraz prawdziwsza z każdym krokiem w stronę recepcji.
– Przepraszam – mówię do pielęgniarki, która wpisuje coś do jednego z wielu stojących na biurku komputerów.
– Tak? – odpowiada półszeptem, nie podnosząc wzroku znad monitora. Palce nie przestają przesuwać się po klawiaturze z prędkością światła.
– Szukam mojego szwagra, Aidena Fischera. Został tu przywieziony dziś rano – mówię szybko, bo chcę mieć formalności za sobą tak szybko, jak to możliwe. Myślę, że ona też tego chce.
– Przykro mi – odpowiada, choć w ogóle nie wygląda jakby było jej przykro. Przerzucając czarne włosy przez ramię przypomina raczej zirytowaną osobę. Sięga po kubek z kawą i bierze łyk. – Na oddziale pacjentów odwiedzać może tylko najbliższa rodzina. I tylko jedna osoba może być w pokoju. – Wskazuje na korytarz po prawej stronie. – Tam znajdują się poczekalnie dla rodziny i przyjaciół. Bliscy Aidena mają przydzielony pokój 211b.
– Dziękuję – odpowiadam, ale ona nie reaguje, na powrót skupiając się na monitorze komputera.
Pokój 211b łatwo znaleźć. Pukam cicho do drzwi i dopiero wtedy wchodzę do środka. W pomieszczeniu jest tyle osób, że pozostaje w nim już tylko stać. Młodsza siostra Aidena, Janice, zajmuje całą długość ściany wraz ze swoją rodziną. Jej czwórka dzieci stoi pomiędzy nią a jej mężem Garym. Przed dziećmi leżą otwarte plecaki. Nagle wysypuje się ich zawartość, a najmłodsza dziewczynka podskakuje na krześle, wymachując przy tym lalką Barbie, podczas gdy jej siostra próbuje złapać zabawkę. Po drugiej stronie pomieszczenia siedzi więcej członków rodziny Aidena, a reszta stoi w małych grupkach. Pokój cuchnie starymi frytkami i brudnymi stopami. Na końcu, na ścianie zamontowano telewizor, a w centrum znajduje się stolik zastawiony kubkami ze Starbucksa.
Wszyscy na mój widok nieruchomieją, a wszelkie rozmowy milkną.
– Cześć – mówię ostrożnie, stojąc w drzwiach, gdy obecni na mnie patrzą. Nie przemyślałam swojej decyzji, a może powinnam była. Reszty ludzi w pokoju nie rozpoznaję, dlatego skupiam się na Janice, bo ją znam najlepiej.
– Właśnie skończyłam rozmowę z lekarzem Nichole i przed wyjściem chciałam się dowiedzieć, co z Aidenem. – Wtedy zdawało mi się, że to dobry pomysł. Teraz nie jestem już tego taka pewna. – Jak on się ma?
Janice sztywno kiwa głową na powitanie.
– Rodzice rozmawiają teraz z lekarzami. Z tego, czego się do tej pory dowiedzieliśmy, jego płuca są wypełnione płynem i zaczął lekko gorączkować. Najbliższa doba będzie decydująca. – Jej oczy są napełnione łzami. Kręci głową. – Ledwie wyszedł stamtąd żywy. Nie możemy go stracić. Nie po tym, jak tak ciężko walczył.
– Bardzo mi przykro. – Mam wrażenie, że to puste słowa. Rozglądam się dookoła, czy znajdę jakieś miejsce, ale każdy skrawek pomieszczenia jest zajęty i nikt ani drgnie, żeby zwolnić trochę przestrzeni dla mnie. Nichole ciągle powtarza, że Aiden ma bardzo zżytą rodzinę i większość z nich tu jest, patrząc na mnie wrogo. Jego ciotka trzyma torbę tak mocno, jakbym miała ją wyrwać i ukraść.
– Nie wierzę, że to się dzieje. Nie pozwolili mi zobaczyć się z Nichole.
– Przynajmniej będzie mogła coś powiedzieć, gdy się zobaczycie. Aiden ma rurkę wepchniętą do gardła. A to bardzo utrudnia mówienie – mruczy Gary pod nosem, ale wystarczająco głośno, żebym usłyszała. Udaję jednak, że jego słowa do mnie nie dotarły.
– Przykro mi, że to się dzieje – mówię. Nie mam pojęcia, co mogłabym dodać.
– Przepraszam – mówi mama Aidena, Marlene, która stoi za mną. Przesuwam się na bok, bliżej futryny, żeby wpuścić ją do środka. Gdy mnie rozpoznaje, jest w szoku i staje w miejscu. – Co ty tu robisz? – Oczy ma przekrwione od płaczu. Jej mąż, Saul, stoi za nią.
– Ja… Widziałam się z lekarzami Nichole i… no… chciałam sprawdzić, czy z Aidenem wszystko w porządku. – Mam problem z wysłowieniem się, zaskoczona jej reakcją na moją obecność. Zawsze była wobec mnie taka miła. Oni wszyscy byli. Zapraszali mnie na wszelkie imprezy, chociaż nigdy się na nich nie pojawiałam, i co roku wysyłali kartki świąteczne, jakbym była częścią ich rodziny.
– Więc nie jest w porządku – warczy. – Jeszcze się nie domyśliłaś? Masz tupet, że tu przylazłaś! – Wymachuje rękami, rozglądając się po pokoju. – Widzisz tych wszystkich ludzi? Widzisz ich? – Wskazuje na zebranych w pomieszczeniu, a ja kiwam głową. Nie jestem zdolna odwrócić od niej wzroku. – Chcesz wiedzieć, dlaczego tu są? Chcesz? – Robi krok w moją stronę. Jej klatka piersiowa niemal dotyka mojej, a drobna sylwetka trzęsie się z nadmiaru emocji. – Przyszli się pożegnać, bo lekarze Aidena uważają, że nie przeżyje nocy. Wiesz? Sądzą, że mój syn umrze. Wiesz dlaczego?
Janice zrywa się z miejsca i podbiega do matki, żeby ją objąć.
– Mamo, po prostu się uspokój. Nie możesz się tak bardzo przejmować.
– Przejmować? – Marlene odpycha Janice. – Mój syn może umrzeć i to jej siostra go zabiła! – Dźga mnie palcem w pierś. – Twoja siostra. Ona to zrobiła.
– Jeszcze nie wiemy, co się stało ostatniej nocy – mówię cicho, bo nie chcę jeszcze bardziej jej złościć, ale nie pozwolę na obwinianie Nichole, dopóki nie zdobędę więcej informacji. Wiem, że cała ta sytuacja stawia ją w bardzo złym świetle, ale jak oni w ogóle mogą myśleć, że próbowała zabić Aidena?
– Może tynie wiesz, co się stało, ale my wiemy. – Marlene wykrzywia w złości usta, a w oczach ma obrzydzenie, gdy Janice próbuje ją ode mnie odciągnąć. – Zawsze powtarzałam Aidenowi, że nie powinien się z nią żenić, kiedy wasze pochodzenie jest takie, a nie inne – syczy. – Białe śmiecie. Każda z was.
Podnoszę rękę do twarzy, jakby mnie spoliczkowała. Śmieje się na moją zszokowaną minę.
– Co, nie sądziłaś, że o tym wiem, prawda? Wiem dokładnie, skąd pochodzicie i co robiłyście – jesteście białym plebsem. Zawsze wiedziałam, że ona pociągnie Aidena na dno. – Jej słowa są jak kule. Janice otwiera usta z przerażenia, ale nie robi nic, żeby powstrzymać matkę. – Ludzie tacy jak wy? – Rozgląda się po pokoju, żeby mieć pewność, że wszyscy słuchają, i dopiero wtedy ponownie skupia się na mnie. – Nieważne jak czysto i schludnie wyglądacie na zewnątrz. W środku jesteście brudni. Wy…
– Marlene! – wtrąca stojący pod telewizorem mężczyzna. – Przestań. Po prostu przestań.
Moja dolna warga drży, ale nie rozpłaczę się przed nią. Nie dam jej tej satysfakcji. Trzymam torbę przy piersi, jakby była moją tarczą.
– Co? – pyta Marlene z udawanym zaskoczeniem. – Ja tylko…
Tym razem to ja jej przerywam, mówiąc tę jedną rzecz, przez którą tu jestem i którą ciągle powtarzam, mimo że nikt nie słucha.
– Przykro mi.
– Po prostu się wynoś – Marlene kurczy się, jakby napędzający ją jad zaczął uchodzić z jej ciała. Saul obejmuje swoją żonę, żeby ją podtrzymać, a Janice chwyta ją w pasie, aby mu pomóc.
Spuszczam wzrok i przepycham się na zewnątrz. Ruszam korytarzem. W głowie kręci mi się od słów Marlene. Nichole nigdy nie może się o tym dowiedzieć. Zawsze najbardziej bała się tego, że rodzina Aidena odkryje to, jak dorastałyśmy i co się wtedy wydarzyło. Ja też się tego boję. Nigdy nie byłyśmy w stanie ukryć tego, że wychowała nas rodzina zastępcza, bo nie miałyśmy żadnych bliskich poza sobą, a w ogóle nie byłyśmy do siebie podobne. Nie wspominając o tym, że użyłyśmy tego argumentu w każdej aplikacji do college’u z nadzieją, że w ten sposób zdobędziemy sympatię rekruterów. Nichole opowiedziała Aidenowi tę samą historię, którą opowiadałyśmy wszystkim – biologiczna matka Nichole była nastolatką, która oddała ją do rodziny zastępczej, żeby miała lepsze życie. Ja miałam równie wzruszającą historię i razem stworzyłyśmy piękny obrazek osób, które zaczynały od zera, a dochodziły do milionera.
Każdemu mówimy, że nasi zastępczy rodzice zginęli w tragicznym wypadku samochodowym, podczas gdy byłyśmy na pierwszym roku studiów. Zyskujemy tym litość i w ten sposób wsadzamy nasze dzieciństwo do pudełka, które ludzie zostawiają w spokoju. Nigdy nie martwiłyśmy się, że ktoś coś odkryje, a nasza wymyślona przeszłość była o wiele ładniejsza od rzeczywistości. Właśnie dlatego opowiadanie zmyślonych historii o dzieciństwie przychodziło nam tak łatwo, podczas gdy prawda leżała skryta głęboko pod nimi.
Aż pojawił się Aiden.
Rodzina Aidena dziedziczy wielką fortunę. Posiadają jedno z największych złóż ropy w zachodnim Teksasie oraz ponad trzysta akrów ziemi rozciągających się aż po Luizjanę. Nie mieli z Nichole problemu, póki chodziło o randkowanie, ale małżeństwo to zupełnie coś innego. Wszyscy oczekiwali, że Aiden ożeni się z kobietą o właściwym statusie społecznym, a nie taką, którą wychowywała matka-ćpunka i która spędziła dzieciństwo na farmie u rodziny zastępczej, z innymi zagubionymi dzieciakami. Nichole zaczęła panikować, że dowiedzą się o naszej przeszłości, gdy tylko Aiden zaczął rozmawiać o małżeństwie. Zawsze zapewniałam ją, że nic nam nie będzie. Dopóki będziemy trzymać się naszej wersji i nie będziemy nic mieszać, to nikt się nie dowie.
Co, jeśli Marlene się dowiedziała?
Zaczynam się denerwować. Wciskam przycisk windy kilka razy, chcąc ją pospieszyć. Muszę się stąd wydostać. Czuję znajomy przypływ paniki. Zaciskam palce u stóp, żeby odnaleźć równowagę.
Oddychaj. Wszystko jest w porządku. Nikt o niczym nie wie.
Zwykle to działa. Nie dzisiaj. Moje serce bije coraz szybciej, dopóki nie przyjeżdża winda. Niemal do niej wskakuję. Drzwi zamykają się, zanim ktokolwiek wejdzie do środka za mną. Oddycham z ulgą.
Co takiego Marlene o nas wie? I co z Aidenem? Powiedziała mu? Co jeśli to ma coś wspólnego z wczorajszymi wydarzeniami? Nie mam jeszcze odpowiedzi na pytania, które krążą w mojej głowie. Tylko jedno wiem na pewno – rodzinie Aidena nie można ufać. W tej tragedii nie trzymamy się razem.
ROZDZIAŁ TRZECI
Krystal
Nie spałam przez całą noc, a dzbanek kawy, który wypiłam, przelewa mi się w żołądku, gdy pędzę szpitalnym korytarzem i szukam pokoju pana Barnesa. Na szczęście zgodził się ze mną spotkać z samego rana, bo nie zamierzam czekać kolejnego dnia na zobaczenie się z Nichole. Może byli w stanie odwieść mnie od tego pomysłu wczoraj, ale dzisiaj nie odpuszczę. Znajdę sposób na to, by się z nią zobaczyć, nieważne co zostanie powiedziane.
Wczorajszy dzień dogłębnie mną wstrząsnął. Jeszcze nigdy nie byłam tak wdzięczna za nawał obowiązków po powrocie do domu, jak gdy wróciłam ze szpitala. Założyłam ulubiony dres i odgrzałam resztki makaronu z lunchu, po czym usiadłam do stołu, w międzyczasie przygotowując sobie stanowisko do pracy. Mieszkam tu od prawie trzech lat, a tylko dwa razy jadłam posiłek przy stole. Całe pomieszczenie służy mi za biuro, mimo że miało nim być poddasze.
Zajęłam się wykonywaniem telefonów. W pierwszej kolejności zadzwoniłam do Williama Jenkinsa, najlepszego prawnika od spraw kryminalnych w hrabstwie. Nie spodziewałam się, że odbierze, więc zostawiłam mu długą wiadomość głosową z prośbą, by oddzwonił najszybciej, jak to możliwe. Tę samą informację wysłałam do niego na maila i do jego zespołu. Nie zamierzałam ryzykować, gdy chodziło o Nichole.
Następna na liście była Brenda Wilkins. Była tak samo wściekła, jak sędzia Kern, że opuściłam wczoraj salę sądową w tak kluczowym momencie. Brenda poprosiła mnie, bym ją reprezentowała, bo trzy lata temu zostałam polecona przez jej kuzynkę. Dysfunkcyjne związki są raczej dziedziczne, więc większość klientów przychodzi z polecenia. Jednak sprawa Brendy była o wiele gorsza niż jej kuzynki i miała jeszcze mniejsze wsparcie w rodzinie. Pan Wilkins wyczyścił wszystkie jej konta bankowe tuż po tym, gdy dowiedział się, że od niego odchodzi. Jeszcze nie złożyła pozwu o rozwód, a on wypłacił każdego centa – zniszczył ją finansowo. Odmówił wyprowadzenia się z ich domu, więc odeszła z niczym, a on dążył do tego, by tak pozostało.
– Jak to masz ważną sprawę rodzinną? – zapytała po tym, jak poinformowałam ją, że przekazuję jej sprawę mojemu koledze po fachu Markowi i że nie wiem, jak długo to potrwa.
Słyszałam w jej głosie poczucie zdrady, a moje zapewnienia, że jest w dobrych rękach, nie zdołały pocieszyć Brendy. Odebrała to bardzo negatywnie i nie potrafię winić jej za to, ale jaki miałam wybór? Nichole mnie potrzebuje, dlatego nie mogę przebywać w sądzie po osiem godzin dziennie. Mam przeczucie, że nie doczekam się więcej klientów z polecenia ze strony rodziny Wilkinsów.
Następne trzy godziny poświęcam na przekazanie Markowi wszystkich informacji na temat sprawy. Oboje prowadzimy swoje praktyki i traktujemy siebie nawzajem jako zastępstwo. Kilka razy przejęłam jego obowiązki, ale to pierwszy raz, kiedy sama zwróciłam się do niego o pomoc, bo rzadko jeżdżę na wakacje i praktycznie nie choruję. Skończyliśmy po pierwszej w nocy, a ja byłam wykończona. Nie spałam od dwudziestu godzin i miałam nadzieję, że szybko uda mi się zasnąć, ale mózg mi na to nie pozwolił. Nie potrafiłam przestać myśleć o tym, co powiedziała Marlene.
Nadal nie mogę. Jej słowa wżarły się w moją głowę i nie dają mi spokoju. Cały czas staram się je od siebie odepchnąć, jednocześnie szukając nazwiska pana Barnesa na tabliczkach mijanych przeze mnie drzwi. W końcu je dostrzegam i pukam do gabinetu.
– Proszę wejść! – woła.
Wstaje zza swojego zagraconego biurka, żeby mnie przywitać. Sterty papierów wylewają się z pudeł porozstawianych na podłodze. Na biurku znajdują się dziesiątki teczek. Komputer jest oklejony żółtymi karteczkami samoprzylepnymi. Jedną ścianę pokrywają półki zastawione czasopismami prawniczymi i grubymi książkami. Za plecami Barnesa, na ścianie, wisi dumnie jego dyplom ze Stanford. Lekarz wskazuje na drewniane krzesła ustawione przed biurkiem. Siadam na jednym z nich, krzyżuję nogi, składam dłonie na kolanach i prostuję plecy. Przyjmuję identyczną pozycję jak w sądzie – jestem zwarta i gotowa.
– Chciałabym dzisiaj porozmawiać z moją klientką, a jeśli nie jest to możliwe, nalegam na spotkanie z nią. – Odpuszczam sobie uprzejmości i pogaduszki typowe dla spotkań towarzyskich. Nie mam na to wszystko czasu, bo Nichole ma kłopoty.
– Cóż, pani Benson, wyjaśniłem pani wczoraj, jak wygląda sytuacja, pani siostra nie jest w stanie z nikim rozmawiać. Dostała mocne leki. – Skóra na jego twarzy zwisa tak, jakby w ostatnim czasie dużo schudł. Wcześniej musiał być naprawdę gruby.
– Dokładnie. – Kiwam głową. – Tym bardziej muszę się z nią zobaczyć.
Wie, że mam rację.
– Reprezentuję obrońcę Nichole, w razie gdyby zostały jej teraz postawione zarzuty. – Patrzę mu prosto w oczy. – William Jenkins? Zna go pan?
Pan Barnes sztywnieje i poprawia krawat.
– Tak, znam go.
Oczywiście, że słyszał o Williamie. Jego twarz pojawia się na wszystkich billboardach od Jackson Street aż po Oakland Avenue. Nie przyszłam się tu bawić w przepychanki.
– Jutro dostarczę panu oficjalną dokumentację, ale całkiem możliwe, że uda się to jeszcze dzisiaj. Do tego czasu będę ją reprezentować.
Nie ma ze mną szans, jeśli chodzi o doświadczenie na sali sądowej, bo większość czasu spędza za biurkiem.
– Nocna zmiana zeszła z oddziału, zanim pani tu dotarła, a główna pielęgniarka poinformowała mnie, że Nichole miała ciężką bezsenną noc. Była bardzo wzburzona, dwukrotnie musieli podawać jej środki uspokajające. Nawet po nich była bardzo pobudzona. Chyba nie zdaje sobie pani sprawy z tego, w jak ciężkim stanie jest pani siostra, ani w jak poważnej sytuacji się znajduje. – Opiera ręce o biurko. Sportowa marynarka zwisa z jego ramion tak samo, jak skóra na twarzy. Zerkam szybko na lewą dłoń Barnesa, nie widzę obrączki. Pewnie niedawno się rozwiódł. Wyjaśniałoby to utratę wagi. Nie miał nawet czasu na to, żeby kupić nowe ubrania, a może bez kobiety u boku, która mówiła mu, jak dobrze wyglądać, nie ma pojęcia, że są konieczne. W każdym razie desperacko potrzebuje mniejszej odzieży, dopasowanej do jego nowej sylwetki.
– Jestem w pełni świadoma jej sytuacji oraz tego, co należy zrobić – mówię z większą pewnością, niż czuję, ale nie ma opcji, żebym się przed nim odsłoniła. Prawo rodzinne zahacza o prawo karne, ale jeśli chodzi o doświadczenie ich obu, to jak gra w dwie różne gry – koszykówkę i piłkę nożną. Nachylam się w jego stronę. – Proszę posłuchać, panie Barnes. Oboje wiemy, że sędzia może wydać pozwolenie na moje widzenia z siostrą. To tylko kwestia wypełnienia dokumentów i jeśli zostanę do tego zmuszona, zrobię to. Jestem przygotowana, żeby wyjść stąd w tej chwili i jechać do sądu. – Posyłam mu poważną minę, która jasno daje do zrozumienia, że nie blefuję. Unoszę teczkę z czystym papierem, ale on tego nie wie. Równie dobrze mogę tam mieć podpisane papiery. – Wolałabym jednak tego nie robić, bo to byłaby strata czasu mojego i mojej siostry. Nie wspominając o tym, jak bardzo spowolni to śledztwo.
Zeszłej nocy rozważałam taktykę zbudowaną na współczuciu, skupioną na tym, jak nieludzkie jest trzymanie Nichole w zamknięciu niczym zwierzę, ostatecznie jednak zwróciłam się do prawniczej części jego osobowości. Wpatruje się we mnie nieprzerwanie, rozważając moje słowa, a ja wykorzystuję okazję, gdy widzę niewielkie pęknięcie w jego zbroi. – Nie ma nikogo, kto zna ją lepiej ode mnie, i jestem pewna, że uda mi się uspokoić siostrę. Wszyscy chcą, żeby złożyła zeznania. A ja będę w stanie ją do tego przekonać.
To prawda i on doskonale o tym wie.
– Ciągle jest skrępowana, w izolatce – mówi, opuszczając gardę. Poznaję to po jego postawie w tym, jak przekrzywił głowę na bok. – Ostrzegam, nie wygląda dobrze.
Jest obezwładniona od niemal dwudziestu czterech godzin. Jak mogą ją tak długo trzymać w zamknięciu? Czuję, jak złość ściska mi gardło, ale tłumię emocje, bo w końcu coś udało mi się osiągnąć i muszę przeć dalej.
– Nie martwi mnie jej stan. Lekarze sobie z tym poradzą. Ja chcę ją chronić i jej prawa.
Właśnie to dla siebie robimy. Robimy to, odkąd pracownik społeczny przywiózł mnie w środku nocy do domu pani Wheeler. Miałam siedem lat i byłam przerażona. Nieraz zabierano mnie od mamy i umieszczano w domach zastępczych, ale nigdy nie odbyło się to w środku nocy i nigdy nie wywieziono mnie tak daleko od domu. Od domu, w którym pachniało tak brzydko, że chciało mi się wymiotować. Moja mama zrobiła coś naprawdę bardzo złego i gdzieś w głębi mojego siedmioletniego umysłu miałam świadomość, że już nigdy tam nie wrócę. Nigdy nie czułam się bardziej samotna.
Nichole przywieziono do pani Wheeler kilka tygodni przede mną. Od chwili, gdy wyjrzała zza rogu, poczułyśmy więź. Puściła mi oczko i przyłożyła palec do ust. Skupiłam się na jej dużych zielonych oczach, odpychając od siebie okropne rzeczy, które pani Wheeler i pracownik społeczny mówili o mojej mamie i o tym, co mi robiła.
Zwykle wstydziłam się, gdy ludzie rozmawiali o mojej mamie, bo ona nie mogła nic poradzić na to, jaka była, poza tym wcale nie wyglądało wszystko tak źle, jak ludzie mówili. To nie jej wina, że miała alergię na truciznę w butelkach, którą piła, ani że miała straszne bóle głowy i musiała na nie brać tabletki nasenne. Kochała mnie, nieważne co o niej myśleli. Zawsze, gdy szłyśmy do sądu i sędzia poruszała jej temat, policzki paliły mnie ze wstydu i pragnęłam zapaść się pod ziemię. Jednak nie czułam tego,patrząc na Nichole. Widziałam w jej oczach, że była taka jak ja.
– Chodź, pokażę ci twój pokój – powiedziała pani Wheeler i poprowadziła mnie długim korytarzem. Była olbrzymką z plecami szerokimi jak u futbolisty, a na sobie miała sięgającą do kostek koszulę nocną, taką jak bohaterowie w książkach o świętach Bożego Narodzenia. Musiałam truchtać, żeby za nią nadążyć. Zatrzymała się przed drzwiami po prawej stronie i spojrzała na mnie. Na twarzy miała dziwne plamy.
– To twój pokój. Będziesz go dzieliła z inną dziewczynką z opieki. Ma na imię Nichole i śpi w jednym z łóżek, więc jej nie obudź. Będziesz miała komodę na wszystkie swoje rzeczy, ale nie przejmuj się teraz rozpakowywaniem. Zrobisz to jutro. – Kiwnęłam głową, choć nie potrzebowałam komody, bo nic ze sobą nie miałam. Mama uważała, że niepotrzebne mi są żadne rzeczy. Powiedziała, że to tylko przedmioty, do których się przyzwyczaję, a potem je stracę. – Dlatego bądź cicho i zmykaj do łóżka. Wstajecie o szóstej rano, żeby wykonywać obowiązki domowe.
Znowu kiwnęłam głową, starając się pokazać jej wzrokiem, że rozumiem. Otworzyła drzwi i skinęła, żebym weszła do pokoju. Przyłożyła palec do ust i posłała mi surowe spojrzenie, chcąc podkreślić, że mam nie hałasować. Nie wiedziała, jak cicha potrafiłam być. Potrafiłam skradać się jak mysz. Pokazałam jej to, wślizgując się przez szparę w drzwiach i stąpając bezgłośnie po drewnianej podłodze. Szybko za mną zamknęła.
Lampka świeciła zawieszona na ścianie, a po pokoju rozciągały się upiorne cienie. W powietrzu unosił się dziwny zapach. Po jednej stronie stało podwójne łóżko, a na nim pod kołdrą widziałam zwiniętą kulkę. Przeszłam na palcach przez sypialnię i usiadłam na materacu. Był twardy. Łóżko nie było tak przytulne i wygodne jak to w moim domu. Mama wzięła je od sąsiadów, którzy zostawili mebel przed opuszczanym miejscem podczas przeprowadzki, bo nie chcieli go zabierać. Powiedziała, że miałyśmy szczęście, że po nie poszła, zanim ktoś inny je wziął. Pomogłam jej wciągnąć łóżko do naszego mieszkania.
Żałowałam, że nie miałam ze sobą koszulki do spania, ale mama wrzeszczała na ludzi, którzy przyjechali po mnie, że wszystko ma zostać w domu.
– Nie możecie wziąć moich rzeczy! – krzyczała, gdy odjeżdżali ze mną na tylnym siedzeniu samochodu. Byłam jej ulubioną rzeczą. Kiedyś mi to powiedziała, więc musiała być naprawdę wściekła, że mnie zabrali.
Odsunęłam kołdrę i okryłam się nią nie zdejmując ubrań. Leżałam płasko i nieruchomo, tak jak wtedy, gdy u mamy nocował przyjaciel, a ona mówiła mi, że mam się nie ruszać, w przeciwnym razie znowu będę spała w szafie. Pościel była drapiąca i śmierdząca. Wytężyłam spojrzenie, żeby zobaczyć sufit, tęskniąc za świecącymi gwiazdami przymocowanymi do niego w moim pokoju. Mama powiedziała, że rozdawali je za darmo w Kay-Bee Toys, ale możliwe, że po prostu schowała gwiazdki do kieszeni i nie zapłaciła kasjerowi.
Dwadzieścia sześć naklejek. Dwanaście planet. Jedenaście gwiazd. Trzy księżyce. Liczyłam je wszystkie przed snem. Każdego dnia.
Na tym suficie nie było nic. Serce biło mi tak mocno, że czułam pulsowanie w uszach. Oddychałam krótko i gwałtownie. O nie, to znowu się działo. Proszę, nie.
Obróciłam się twarzą do ściany i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej. Skuliłam się, zanim zrobiło się jeszcze gorzej. Cała się trzęsłam, nieważne jak bardzo starałam się nie ruszać. Dziwny zapach tylko to pogarszał. Łzy płynęły po moich policzkach. Zacisnęłam powieki tak mocno, że widziałam pod nimi migające kolorowe kropki. W kółko szeptałam modlitwę o małej owieczce.
Ktoś położył się obok mnie. Dziewczynka z drugiego łóżka. Była ciepła.
– Już dobrze. Nic ci nie będzie – szeptała cicho w tył mojej głowy, wtulając się we mnie.
Spałyśmy tak przez cały tydzień, aż pani Wheeler to zobaczyła i dostała szału. Zakazała nam tego, ale brak pozwolenia nie powstrzymał mnie i Nichole od znajdowania sposobu na wspólne spanie i wracanie do swojego łóżka przed świtem. To się nie zmieniło ani w college’u, ani gdy wkroczyłyśmy w dorosłość, gdy działo się coś naprawdę złego.
To dlatego nie mogę przestać myśleć o tym, jak Nichole przetrwała minioną noc. Musiała być przerażona.
Odsuwam dokumenty pana Barnesa na bok i pochylam się nad biurkiem.
– Musi mi pan pozwolić na widzenia z siostrą.
Wypuszcza wstrzymywany oddech. Poddaje się. Zaczyna stukać w klawiaturę komputera. Mija kilka sekund.
– Dam znać pielęgniarkom na oddziale, że jest pani na liście osób uprawnionych do widzeń z Nichole i że może pani do niej chodzić poza godzinami odwiedzin. Możemy tam teraz iść.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Tytuł oryginału: The Secrets of Us
Text copyright © 2021 by Heather Berry
This edition is made possible under a license arrangement originating with Amazon Publishing, www.apub.com, in collaboration with GRAAL, SP. Z O.O.
Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2022
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Zdjęcie na okładce: © Lyn Randle / Trevillion Images
Redakcja, korekta, skład i łamanie: Editio
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8280-258-0
Wydawnictwo FILIA
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Seria: FILIA Mroczna Strona
mrocznastrona.pl