Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Największe tajemnice i skandale, o których się milczy...
We współczesnej Europie istnieje aktualnie 12 monarchii, wśród których znajdziemy siedem królestw, cztery księstwa, jak również jedną monarchię religijną – Watykan, który jest jedyną w Europie, a zarazem jedną z nielicznych na świecie, monarchią absolutną.
Rodziny królewskie urodzą za perfekcyjne: zawsze uśmiechnięte, pięknie ubrane, szczęśliwe... Brytyjska para królewska podziwiana jest na całym świecie, a jej losy śledzą miliony! Nie wszyscy wiedzą jednak, że nawet w tak doskonałej rodzinie zdarzają się różne skandale, a niektóre tajemnice nie powinny nigdy wyjść na jaw. Jakie sekrety skrywają członkowie rodziny królewskiej? Co przez lata ukrywają pod maską uśmiechu? Co jest prawą, a co plotką?
W książce między innymi:
Ród Grimaldich – najbardziej dysfunkcyjna rodzina królewska na świecie?
Hiszpańscy Burbonowie – dynastia na skraju przepaści
Belgijscy Koburgowie – rodzina z problemami
Norweska rodzina królewska – uwielbiana i kochana
Szwedzka dynastia Bernadotte – „królewskie piórka”, których nie zdmuchnął wicher historii
Andrzej i Harry – czarne owce rodu Windsorów
Pomimo sztabu specjalistów od PR-u i wizerunku, członkom rodzin królewskich i książęcych zdarza się popełniać różnego rodzaju gafy i wywoływać skandale, o których szeroko rozpisują się media na całym świecie, rozpalając ciekawość opinii publicznej. Zajrzyjmy zatem przez dziurkę od klucza na królewskie dwory i przekonajmy się, jakie tajemnice skrywają ich mieszkańcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 319
Wstęp
We współczesnej Europie istnieje obecnie dwanaście monarchii, wśród których znajdziemy siedem królestw, cztery księstwa, jak również jedną monarchię teokratyczną – Watykan. Państwo Watykańskie jako jedyne ma ustrój monarchistyczny, w którym głowa państwa jest wybierana na drodze elekcji dokonywanej przez kardynałów w konklawe. W pozostałych obowiązuje dziedziczność tronu, przy czym w większości z nich jest to zasada absolutnej primogenitury (dziedziczności), co oznacza, iż tron dziedziczy najstarszy potomek w linii prostej panującego władcy, niezależnie od płci. Obecnie, w 2021 roku, primogenitura męska, a więc zasada, zgodnie z którą prawo do tronu przechodzi na syna władcy w najstarszej linii rodu, obowiązuje w Księstwie Liechtensteinu, w Księstwie Monako zaś tron dziedziczy najstarszy męski potomek władcy, a jeżeli go nie ma – najstarsza potomkini.
Oprócz Watykanu zasada dziedziczności nie obowiązuje też w Księstwie Andory, niewielkim kraju w Pirenejach, będącym, jak określa to ustawa zasadnicza państwa, niezależnym, demokratycznym, parlamentarnym współksięstwem. Głową państwa są tu dwaj współksiążęta – jednym z nich jest biskup katolickiej diecezji Urgel, a drugim – prezydent Francji. Obaj pełnią wyłącznie funkcje reprezentacyjne, aczkolwiek mają prawo weta wobec międzynarodowych traktatów.
Państwo Watykańskie jest jedyną w Europie, a zarazem jedną z nielicznych na świecie, monarchią absolutną, pozostałe to dziedziczne monarchie parlamentarne (Wielka Brytania, Hiszpania) lub dziedziczne monarchie konstytucyjne (Norwegia, Szwecja, Dania, Holandia, Belgia, Wielkie Księstwo Luksemburga, Liechtenstein, Monako). Z tego względu funkcje monarchy, będącego głową państwa, są ograniczone do obowiązków reprezentacyjnych i honorowych, natomiast realna władza spoczywa w rękach demokratycznie obranego parlamentu i rządu. O ile jednak w Wielkiej Brytanii i Hiszpanii parlament ma faktycznie większą władzę niż panujący władca, o tyle w niewielkich księstwach Monako i Liechtenstein jest odwrotnie. W Księstwie Liechtensteinu panujący książę, uznawany przez konstytucję państwa za suwerena, obok narodu, ma stosunkowo silną władzę: nie tylko kontrasygnuje wszelkie akty prawne wprowadzone przez władzę ustawodawczą, ale także ma realny wpływ na rząd. Natomiast w przypadku Księstwa Monako głowa państwa, którą jest panujący książę, ma władzę ustawodawczą pospołu z Radą Narodową, czyli parlamentem księstwa. Książę wnosi projekty ustaw, które są przyjmowane lub odrzucane przez Radę na drodze głosowania, tymczasem władza wykonawcza spoczywa wyłącznie w rękach władcy, przed którym osobiście odpowiadają członkowie rządu.
Powyższe uwarunkowania sprawiają, że współcześni monarchowie nie przypominają tych sprzed wieków i nie otacza ich nimb pomazańców bożych, spoglądających na maluczkich z wyniosłości swojego tronu. Odbiciem tego jest chociażby fakt, iż w większości monarchii europejskich ceremoniał koronacyjny zastąpiono intronizacją o świeckim charakterze, podczas której nowy władca składa przysięgę przed parlamentem bądź rządem, a przede wszystkim przed narodem. Nikt nie namaszcza go olejami ani nie nakłada insygniów koronacyjnych. Ostatnia ceremonia koronacyjna w tradycyjnym obrządku odbyła się 2 czerwca 1953 roku w Wielkiej Brytanii, kiedy koronowano Elżbietę II z dynastii Windsorów. Formalnie jednak Elżbieta została królową ponad rok wcześniej, 6 lutego 1952 roku, w dniu śmierci swojego ojca i poprzednika na tronie, króla Jerzego VI. Zgodnie z jej wolą ceremonia koronacji była transmitowana przez telewizję. Z kolei obecnie panujący w Norwegii Harald V, podobnie jak jego małżonka, został wprawdzie wyświęcony przez duchownego podczas uroczystej ceremonii w katedrze, ale zrezygnował z rytuału koronacji – insygnia koronacyjne spoczywały na poduszce umieszczonej na postumencie obok ołtarza.
Współcześni monarchowie, podobnie jak członkowie ich rodzin oraz dwory, utrzymywani są z budżetu państwa. Z badań Hermana Matthijsa, naukowca z Wolnego Uniwersytetu w Brukseli, wynika, iż najdroższa w utrzymaniu jest monarchia brytyjska, otrzymująca rocznie z państwowej kasy 49 milionów euro, tuż za nią plasuje się holenderska rodzina królewska z budżetem w wysokości 40 milionów euro, kolejkę zamyka Hiszpania i niewielki Luksemburg – panującym tam władcom musi wystarczyć „zaledwie” 9 milionów euro rocznie. Z tych środków pokrywane są także koszty zagranicznych podróży, ochrony oraz utrzymania rezydencji. Z pieniędzy otrzymywanych z budżetu rozliczają się rodziny królewskie z dwóch krajów: Wielkiej Brytanii i Holandii. Nie oznacza to bynajmniej, że współcześni monarchowie biedują, wręcz przeciwnie – nie brakuje wśród nich krezusów, bo obok corocznych wpływów z budżetu państwa każda królewska rodzina dysponuje własnym majątkiem. Bez wątpienia do najbogatszych monarchów należą książę Monako i królowa Elżbieta II, ale także rodzina władająca Luksemburgiem, której majątek szacowany jest na 5 miliardów euro, ulokowanych głównie w nieruchomościach, jak również holenderska rodzina królewska, do której niegdyś należała jedna czwarta udziałów jednej z doskonale prosperujących spółek naftowych.
Media uważnie przyglądają się wydatkom współczesnych monarchii, skrupulatnie odnotowując i piętnując wszelkie marnotrawstwo pieniędzy podatników, chociażby na nieuzasadnione loty prywatnymi samolotami. Pod lupą znajdują się także wydatki kobiet z rodzin królewskich poniesione na reprezentacyjne i nie tylko reprezentacyjne kreacje. Co roku najpoczytniejsze magazyny modowe zamieszczają spis członkiń rodów panujących i wyliczają ich wydatki na garderobę. W 2019 roku, ostatnim przed pandemią, która mocno ograniczyła wszelkiego rodzaju gale, spektakle, wydarzenia kulturalne, jak również oficjalne imprezy, a co za tym idzie także zakupy kreacji, na dziesiątym miejscu zestawienia znalazła się księżniczka Wiktoria, następczyni tronu Szwecji, z kwotą 35 tysięcy dolarów. Wyprzedziła ją królowa Holandii Maxima, wydając na swoje kreacje 45 tysięcy dolarów. Na miejscu ósmym uplasowała się bratowa księżniczki Wiktorii, księżna Zofia, z wydatkami na poziomie 48 tysięcy dolarów. Nieco więcej na stroje wydały kolejno: królowa Hiszpanii Letycja – 50 tysięcy dolarów, hrabina Wessex Zofia, żona księcia Edwarda – 56 tysięcy dolarów. Kolejną pozycję zajmują także członkinie brytyjskiej rodziny królewskiej: księżniczka Beatrice oraz księżna Kate, przy czym pierwsza z nich wydała na stroje 63 tysiące dolarów, żona zaś księcia Williama przeznaczyła na ten cel 69 tysięcy. Obie wyprzedziła jednak żona następcy duńskiego tronu Fryderyka, księżna Mary, z 70 tysiącami, a obok niej na podium znalazły się też księżna Sussex Meghan oraz Charlene, księżna Monako. Zdobywczyni drugiego miejsca, małżonka księcia Harry’ego, wydała na nowe kreacje niemalże 112 tysięcy euro, ale Charlene, żona księcia Alberta, zostawiła ją daleko w tyle, gdyż na swoją garderobę przeznaczyła aż 150 tysięcy euro. Niewykluczone jednak, że duńska księżna w niedalekiej przyszłości straci swoją pozycję na podium, wyznała bowiem w jednym z wywiadów, że zamierza się skoncentrować na recyklingu starych ubrań. Jej deklaracja spotkała się z aplauzem ekologów, od dawna wskazujących na fakt, że przemysł odzieżowy, zużywając co roku aż 1,5 tryliona litrów wody, przyczynia się do niekorzystnych zmian klimatycznych na naszej planecie. Za swoje podejście do mody chwalona jest także córka Elżbiety II, księżniczka Anna, która od czterdziestu lat nie zmienia garderoby, poddając swoje kreacje jedynie niewielkiej renowacji, dopasowując je do obowiązujących kanonów mody bądź zmieniając dodatki. Jak się okazuje, jej osobista stylistka dba o to, by ubrania pracodawczyni były przechowywane w odpowiednich warunkach, zachowując zarówno fason, jak i kolory. Kiedyś media z tego drwiły, ale dziś zachwycają się, że księżniczka przyczynia się do ochrony środowiska naturalnego.
Wbrew utyskiwaniom lewicowych polityków i skrajnych liberałów, uznających instytucję monarchii za skostniały przeżytek, większość współczesnych ludzi ekscytuje się życiem panujących i ich rodzin, traktując ich jak celebrytów. Socjologowie i psychologowie badający ów fenomen uznali, że dla współczesnych ludzi obserwowanie życia koronowanych głów stanowi substytut baśniowego świata. Życie na świeczniku nie jest jednak łatwe ani przyjemne, dlatego każda europejska rodzina królewska zatrudnia specjalistów od marketingu, reklamy oraz PR-u, dbających o jakość królewskiego wizerunku, jak również wykorzystujących media społecznościowe. Nawiasem mówiąc, konto brytyjskiej rodziny królewskiej na Instagramie obserwuje niemal milion osób. I nic w tym dziwnego, gdyż Windsorowie są obecnie najpopularniejszą rodziną królewską świata, czego dowodzi sukces serialu The Crown.
Bez wątpienia wielkie zainteresowanie opinii publicznej brytyjską rodziną królewską zapoczątkowało pojawienie się Diany Spencer, poślubionej w 1981 roku przez następcę tronu, księcia Walii Karola, pozytywnie wyróżniającej się na tle pozostałych Windsorów. Wielkie zainteresowanie mediów wzbudziły także perypetie miłosne jej synów, Williama i Harry’ego, którym udało się iść za głosem serca i poślubić dziewczyny spoza panujących rodów. Zdaniem wielu, historia ich wybranek, Kate i Meghan, obecnie będących najpopularniejszymi członkiniami brytyjskiej rodziny, jest współczesną wersją bajki o Kopciuszku. Jednak obie dość daleko odbiegły od swego baśniowego pierwowzoru, w niczym nie przypominają bowiem owej biednej, aczkolwiek szlachetnej i anielsko dobrej dziewczyny znanej chociażby z Disneyowskiej wersji owej historii. Kate Middleton dorastała w zamożnej rodzinie, otoczona dobrobytem, na koncie zaś przyszłej księżnej Sussex, zanim poślubiła Harry’ego, widniało 3,8 miliona dolarów. Samą Meghan można uznać za przeciwieństwo najbardziej feministycznej postaci ukazanej w filmie zrealizowanym przez wytwórnię Disneya, Merindy Walecznej – rudowłosej dziewczyny, która chociaż przyszła na świat jako księżniczka, nie chce nią być i nie ma zamiaru poślubić księcia. Tymczasem Meghan Markle okazała się feministką, która chciała poślubić księcia i postawiła na swoim, ale ostatecznie doszła do wniosku, że niezupełnie o to jej w życiu chodziło…
Mimo wysiłków sztabu specjalistów od pijaru i wizerunku członkom rodzin królewskich i książęcych zdarza się popełniać różne gafy i wywoływać skandale, o których szeroko rozpisują się media, rozpalając ciekawość opinii publicznej. I dotyczy to nie tylko najpopularniejszych królewskich celebrytów z Wielkiej Brytanii, ale także członków pozostałych europejskich rodów panujących. W tej książce zostały opowiedziane właśnie takie bulwersujące poczynania współczesnych monarchów oraz ich krewnych, lokujących uczucia w nieodpowiednich partnerach, zdradzających swoich małżonków i trwoniących publiczne pieniądze. Zajrzyjmy zatem przez dziurkę od klucza na królewskie dwory i przekonajmy się, jakie tajemnice skrywają ich mieszkańcy.
Fotografia ślubna Grace Kelly i księcia Rainiera III
Ród Grimaldich –
najbardziej dysfunkcyjna rodzina królewska na świecie?
Zanim świat zainteresował się Windsorami, rolę królewskich celebrytów, o których pisała prasa i których perypetie fascynowały opinię publiczną, odgrywała dynastia Grimaldich, władająca niewielkim Księstwem Monako, drugim po Watykanie najmniejszym niezależnym państwem. Wprawdzie państewko to zajmuje obszar ponad dwadzieścia razy mniejszy od warszawskiej dzielnicy Ursynów, ale swoim mieszkańcom, jak również turystom, ma do zaoferowania naprawdę wiele. Daje bowiem ponad trzysta słonecznych dni w roku, możliwość gry w najsłynniejszym na świecie kasynie, w którym bywał filmowy James Bond, piękne pejzaże, a dla wielbicieli sportów samochodowych – Grand Prix Formuły 1, rozgrywane na najbardziej wymagającym, przez wielu uznawanym nawet za najniebezpieczniejszy, torze biegnącym ciasnymi ulicami Monte Carlo oraz wiele innych atrakcji. Wszyscy odwiedzający Monako muszą zobaczyć także najsłynniejszą na świecie, ekskluzywną marinę Port Hercules, gdzie cumują najdroższe i najwspanialsze jachty. W sierpniu odbywają się tu największe targi superjachtów w Europie. Można też pooglądać wystawy luksusowych butików, w których zaopatrują się milionerzy, i zajrzeć, najlepiej przez okno, do najbardziej ekskluzywnych, a zarazem najdroższych restauracji. Każdy, kto miał okazję spędzić w Monako trochę czasu, przyzna rację sloganom reklamowym przedstawiającym je jako „plac zabaw dla milionerów”. Niewielkie księstwo jest bowiem istną esencją ekskluzywności i luksusu, a przy okazji również rajem podatkowym. Zdaniem ekspertów to właśnie system podatkowy Monako, a nie walory turystyczne, jest najsilniejszym magnesem przyciągającym tu możnych z całego świata.
Władze owego niewielkiego państwa przez lata opracowywały system prawny jak najbardziej korzystny nie tylko dla osób fizycznych, dysponujących pokaźnymi dochodami, ale także dla instytucji finansowych. Nie oznacza to jednak, że do Monako gremialnie ściągają typy spod ciemnej gwiazdy, bo wprawdzie rezydenci księstwa cieszą się wielkimi przywilejami, nie płacąc chociażby podatku dochodowego, ale jednocześnie władze państwa dbają o wysokie standardy i starają się unikać sytuacji mogących narazić na szwank panującego władcę. Z tego względu uzyskanie stałego pobytu w księstwie, podobnie jak rejestracja spółki, nie jest łatwe i traktowane jest jak przywilej. Poza tym zakres oraz rygoryzm tajemnicy bankowej w Monako znacznie przekracza standardy banków szwajcarskich, dlatego też księstwo jest jednym z trzech państw znajdujących się na sporządzonej przez międzyrządową Organizację Współpracy i Rozwoju (OECD) liście państw niewspółpracujących z administracjami podatkowymi innych krajów.
Sprawę ułatwia fakt, że choć walutą Monako jest euro, to państwo to nie jest członkiem Unii Europejskiej, ale jako kraj mający szczególne stosunki z Francją, z którą zawarł unię celną, jest uprawnione do stowarzyszenia z krajami wchodzącymi w skład UE. W efekcie jest tylko częściowo zintegrowane ze strukturami Unii Europejskiej, ale zachowuje niezależność, dzięki czemu jest w stanie chronić wolność osobistą swoich rezydentów, jak również zachować daleko posuniętą dyskrecję dotyczącą ich stanu majątkowego.
Ród Grimaldich wprawdzie nie zdołał jeszcze pokonać Osmanów, dynastii, która najdłużej w dziejach świata dzierżyła władzę, ale i tak może się poszczycić wyjątkowo długim nieprzerwanym panowaniem. Przedstawiciele tego rodu zasiadają bowiem na monakijskim tronie od XIII stulecia, a więc od czasów, kiedy Polska była w okresie rozbicia dzielnicowego, Anglią władali Plantageneci, a Francją – Kapetyngowie. Podczas gdy zarówno Piastowie, jak i wymienione dynastie angielska i francuska dawno przeszły do historii, władcy z rodu Grimaldich zdołali przetrwać wszystkie zawirowania dziejowe, włącznie z wojną trzydziestoletnią, rewolucją francuską, pierwszą wojną światową, która zmiotła Habsburgów, Hohenzollernów i Romanowów, udało im się również wyjść bez szwanku z drugiej wojny światowej. A przecież ze względu na korzystne pod względem strategicznym położenie niewielkie Monako było łakomym kąskiem dla ościennych państw – mimo to Grimaldim udało się nie tylko zachować władzę, ale i niepodległość oraz samodzielność niewielkiego państwa, którym przyszło im władać. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że każda dynastia wymiera wraz ze zgonem jej ostatniego męskiego potomka, wypadałoby uznać, iż książęcy ród Grimaldich tak naprawdę już nie istnieje. Ciągłość dynastii udało się jednak zachować dzięki prawu, zgodnie z którym mąż następczyni tronu w chwili ślubu niejako z automatu przybiera nazwisko żony, a dzieci pary noszące nazwisko Grimaldi mają prawo do tronu.
Początki księstwa giną w mrokach dziejów, ale wiadomo, że pierwszą osadę na tym terenie założyli Fenicjanie. Potem wspomniana osada znalazła się kolejno w rękach Greków, sama nazwa państwa pochodzi od nazwy greckiej kolonii Monoikos, i Rzymian, by ostatecznie znaleźć się pod panowaniem Genueńczyków, którzy w 1215 roku zbudowali tu warowny zamek, niemalże nie do zdobycia. Do czasu, kiedy tego śmiałego zadania w 1297 roku podjął się Franciszek Grimaldi, nie bez kozery noszący przydomek Przebiegły, korzystając ze wsparcia swego kuzyna Rainiera I. Wdawszy się w konflikt z prawem w rodzinnej Genui, postanowił przejąć twierdzę będącą wówczas w posiadaniu możnego rodu genueńskiego. Dokonał tego, uciekając się do podstępu: przebrany za franciszkańskiego mnicha zapukał do bramy zamku z prośbą o nocleg. Kiedy niczego niepodejrzewający strażnicy otworzyli przed nim podwoje, fałszywy zakonnik wyciągnął ukryty w habicie miecz i zawołał czających się w pobliżu swoich ludzi, by do niego dołączyli. Zaskoczeni Genueńczycy zostali w ten sposób pokonani, a Grimaldi przejął twierdzę. Niezbyt długo cieszył się zdobyczą: nie mając dostatecznych środków, by skutecznie odpierać najazdy genueńskich wojsk, po czterech latach musiał uciekać z Monako. Część historyków uznaje jednak przytoczoną historię za legendę, źródła historyczne bowiem mówią tylko o utracie przez Genuę kontroli nad zamkiem w kwietniu 1301 roku. Natomiast faktem jest, że oficjalny tytuł senioralny „pana Monako” otrzymał w 1314 roku syn Rainiera I, Karol I, który swoją władzę w państwie ugruntował dopiero szesnaście lat później. W 1419 roku ród Grimaldich uzyskał tytuł książęcy i właśnie wówczas, po trwających stulecia walkach, w których ścierał się z innymi możnymi rodzinami Italii, ugruntował na dobre swoją władzę w państwie. Genua długo nie rezygnowała z planów zdobycia księstwa – ostatnią, zresztą nieudaną, próbę zajęcia tego terytorium podjęła jeszcze w 1509 roku.
Co ciekawe, pałac książęcy w Monako, oficjalna rezydencja rodziny książęcej, opiera się na fundamentach średniowiecznej twierdzy. Z czasem do pierwotnie istniejącej budowli dodawano skrzydła, a pomieszczenia przebudowywano, by dopasować je do potrzeb kolejnych mieszkańców. Nawet jeżeli przyjmiemy, że ród Grimaldich panuje w Monako dopiero od 1314 czy 1419 roku, kiedy otrzymał tytuł książęcy, to i tak utrzymanie władzy w rękach jednej dynastii przez tak długi okres należy uznać za wyjątkowy sukces. Tym bardziej że, jak wspomniano, zgodnie z prawami dziedziczenia dynastia powinna zniknąć wraz ze śmiercią ostatniego męskiego potomka. A jednak tak się nie stało.
Do poważnego kryzysu dynastycznego doszło w pierwszej połowie XIX stulecia, kiedy Księstwem Monako władał Albert I, zdeklarowany pacyfista i naukowiec-amator, pasjonat oceanografii i archeologii, któremu Monako zawdzięcza powstanie Muzeum Oceanograficznego. Jego zasługi na polu nauki były tak duże, że w 1909 roku został przyjęty w poczet członków Brytyjskiej Akademii Nauki. W życiu prywatnym natomiast wiodło mu się znacznie gorzej: jego pierwsze małżeństwo z angielską arystokratką, Marią Wiktorią Hamilton, zakończyło się rozwodem, a drugie, z Alicją Heine, również okazało się katastrofą. W dodatku w 1901 roku na prapremierze opery Kuglarz madonny Albert publicznie zarzucił żonie niewierność, wymierzając jej siarczysty policzek i wykrzykując nazwisko jej kochanka. Był nim dyrygent występującej orkiestry… Wprawdzie Albert i Alicja nigdy formalnie się nie rozwiedli, ale od 1902 roku żyli w separacji. Na domiar złego książę, który 10 września 1889 roku wstąpił na tron, doczekał się tylko jednego dziecka, syna Ludwika, urodzonego ze związku z Marią Wiktorią Hamilton. A na skutek zawirowań rodzinnych młody książę praktycznie nie znał ani swojego ojca, ani państwa, w którym w przyszłości miał objąć władzę, wychowywał się bowiem u boku matki, dorastając w Niemczech, gdzie była księżna zamieszkała wraz ze swoim drugim mężem, węgierskim hrabią Tolna, z którym doczekała się jeszcze czwórki dzieci. Nic zatem dziwnego, że Ludwik nie palił się do przyjazdu do swego rodzinnego księstwa ani do przejęcia władzy. Wolał za to wojować, dlatego po ukończeniu szkoły wojskowej wstąpił do francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Jako legionista trafił do Algierii, gdzie poznał miłość swojego życia. Pech jednak chciał, że ulokował swoje uczucia w kobiecie, która w żaden sposób nie była odpowiednia do roli żony władcy. Maria Juliette Louvet nie była bowiem arystokratką, ale artystką kabaretową, w dodatku rozwódką i matką dwójki dzieci. Trudno się zatem dziwić, że książę Albert nie był zachwycony wyborem jedynego syna. Jak głosiła plotka, Ludwik zawarł z Marią związek małżeński, choć nie ma na to żadnych dowodów. Ani Albert, ani obywatele Monako nie dopuściliby, aby na tronie obok prawowitego władcy zasiadła kobieta o tak złej reputacji. Z czasem następca tronu znudził się Marią, którą porzucił w 1908 roku, wracając do Monako, mimo że 30 września 1898 roku doczekał się z nią dziecka – córki Charlotte Luizy Julietty, noszącej nazwisko matki.
Wprawdzie książę Albert nigdy nie zaakceptował wyboru syna, ale dowiedziawszy się o istnieniu wnuczki, starał się wywiązać z obowiązków dziadka i żywo interesował się losem Charlotte. Dzięki niemu dziewczyna zdobyła staranne wykształcenie, a w 1911 roku Albert przyznał jej tytuł Madame de Valentinois. Było to przemyślane posunięcie, podjęte w trosce nie tyle o samą dziewczynę, ile o losy księstwa. Ludwik, formalny następca tronu, ani myślał się żenić, co groziło wygaśnięciem sukcesji. Gdyby tak się stało, władza w Monako trafiłaby w ręce jego kuzyna Wilhelma Karla von Urach, posiadającego przez swoją matkę, Florestynę Grimaldi, prawo do tronu księstwa. Tymczasem Francja stanowczo przeciwstawiała się temu, żeby władzę w Monako objął niemiecki książę. Wobec tego Albert w maju 1911 roku doprowadził do zmiany przepisów, uznając Charlotte za córkę Ludwika, a co za tym idzie – za członkinię rodu Grimaldich, nadając jej jednocześnie takie nazwisko. Wkrótce okazało się jednak, że akt jest sprzeczny z wcześniejszymi przepisami pozostającymi w mocy, ale niezrażony tym książę bezzwłocznie wydał nowy przepis, umożliwiający oficjalną adopcję Charlotte przez jej biologicznego ojca, co Ludwik posłusznie uczynił 16 maja 1911 roku. Mało tego, troskliwy dziadek postarał się także odpowiednio wydać ją za mąż, zaręczając dwudziestodwuletnią księżniczkę ze starszym od niej o trzy lata hrabią Pierre’em de Polignac, wywodzącym się z francuskiego arystokratycznego rodu.
Wybranek Alberta przypadł do gustu Charlotte, gdyż był nie tylko przystojny, ale także gruntownie wykształcony, władał kilkoma językami, jak również słynął z nienagannych manier. Krótko mówiąc, idealny kandydat na męża przyszłej władczyni Monako. Albert doprowadził swoje dzieło do końca i 20 marca 1920 roku para stanęła przed ołtarzem. Dwa dni wcześniej Pierre nie tylko zrzekł się hrabiowskiego tytułu, ale i nazwiska, jednocześnie przyjmując nazwisko swojej przyszłej żony – Grimaldi. W ten sposób ciągłość dynastii została zachowana, a wybieg Alberta przeszedł do historii jako „cud Grimaldich”. Przyszłość przyznała rację księciu – jego syn Ludwik, który wstąpił na tron 27 czerwca 1922 roku, nie doczekał się innych dzieci, mimo że zawarł związek małżeński. Stan cywilny zmienił wyjątkowo późno, bo dopiero w wieku siedemdziesięciu sześciu lat, poślubiając w lipcu 1946 roku Gizelę Dommanget, francuską aktorkę, rozwódkę. Ich małżeństwo pozostało bezdzietne.
Księżna Charlotte, dla której dziadek Albert zmienił przepisy, nigdy jednak nie zasiadła na tronie – w maju 1944 roku z inspiracji swego ojca, księcia Ludwika, zrzekła się praw do tronu na rzecz syna, Rainiera Louisa Henriego Maxence’a Bertranda, który przyszedł na świat 31 maja 1923 roku. Rainier nie był ani jedynym, ani najstarszym dzieckiem księżnej i jej małżonka – para miała jeszcze starszą córkę, Antoinette Louise Alberte Suzanne, i pierwotnie to właśnie ona miała zostać następczynią tronu, co udaremniły narodziny męskiego potomka.
Losy małżeństw księcia Alberta I oraz jego wnuczki zdają się potwierdzać prawdziwość legendy o klątwie rzuconej przed wiekami na ród Grimaldich, zgodnie z którą członkowie tej rodziny nigdy nie znajdą szczęścia w małżeństwie. Co ciekawe, istnieją dwie wersje owej historii, mającej rozegrać się jeszcze w średniowieczu. Pierwsza z nich głosi, jakoby kuzyn i sojusznik zdobywcy monakijskiej twierdzy, Franciszka Grimaldiego, Rainier I Grimaldi, uprowadził i zgwałcił nieznaną z imienia piękną dziewczynę, którą następnie porzucił. Nie zdawał sobie jednak sprawy, z kim zadziera: żądna zemsty panna postanowiła zgłębić tajniki wiedzy tajemnej, zostając czarownicą. Wszystko po to, by rzucić klątwę na gwałciciela i jego potomków, za której sprawą członkowie tego rodu mieli nie zaznać szczęścia w miłości. Druga wersja głosi, że to właśnie Rainier w przebraniu mnicha wkradł się podstępem do zamku w Monako, ale zanim sprowadził tam swoich ludzi, zdołał zdobyć nie tylko zaufanie gospodarzy, ale także miłość ich córki. Wszystko po to, by podstępem zdobyć twierdzę. Mieszkańcy zamku zostali wymordowani, a sam Rainier wyjątkowo okrutnie obszedł się z rozkochaną w nim księżniczką, kazał ją bowiem zamurować żywcem w jednej z zamkowych komnat. Nieszczęsna dziewczyna, zanim umarła, zdążyła na wiarołomnego kochanka i jego potomków rzucić klątwę.
Perypetie uczuciowe księcia Alberta, którego oba małżeństwa zakończyły się rozstaniem, wydają się potwierdzać istnienie wspomnianej klątwy. Także jego wnuczka nie znalazła szczęścia w zaaranżowanym przez dziadka małżeństwie, chociaż początkowo wydawało się, iż tworzą z Pierre’em zgodne i szczęśliwe stadło. Z czasem jednak nad ich związkiem zebrały się czarne chmury, głównie za sprawą księcia, który wprawdzie był uwielbiany przez kobiety, ale zdecydowanie wolał towarzystwo przedstawicieli swojej płci. W dodatku wyjątkowo źle układały się stosunki między Pierre’em a jego teściem Ludwikiem, mimo, a może właśnie dlatego, że mąż Charlotte cieszył się wielką sympatią poddanych. Kiedy w 1923 roku na świat przyszedł upragniony wnuk władcy Monako, mały książę Rainier, Ludwik, doskonale zorientowany w problemach małżeńskich swojej córki, dał zięciowi wyraźnie do zrozumienia, że jego obecność na dworze w zasadzie jest zbędna. Sam Pierre nie ubolewał z tego powodu, zwłaszcza że zachował swój tytuł oraz przywileje, i wyprowadził się do Paryża. Zresztą jego małżeństwo od czasu narodzin syna i tak było fikcją, a Charlotte zdradzała go z wieloma mężczyznami. Kiedy jednak księżna zupełnie straciła głowę dla kolejnego kochanka, Włocha, z którym uciekła z Monako, Pierre wystąpił o rozwód, stanowczo żądając przyznania opieki nad dziećmi. Rozwód wprawdzie uzyskał, ale o opiece nad potomstwem mógł zapomnieć, w dodatku w Monako został objęty banicją, za co zresztą uzyskał rekompensatę finansową. Zgodnie z ustaleniami rozwodowymi mógł jednak decydować o edukacji swojego syna, którego posłał do szkoły w Wielkiej Brytanii. Ponieważ jednak chłopiec czuł się tam bardzo źle i słał do dziadka list za listem z prośbą o umożliwienie mu powrotu do rodzinnego kraju, książę Ludwik wszczął postępowanie o opiekę nad wnukami, które bez problemu wygrał i Rainier wrócił do Monako. Gdyby opisywane tu wydarzenia rozgrywały się dzisiaj, wszędobylskie media miałyby używanie, a ród Grimaldich z pewnością zyskałby miano królewskich skandalistów. Na szczęście dla Ludwika, jego córki i wnuków ówcześni dziennikarze byli znacznie bardziej powściągliwi.
Tymczasem księżna Charlotte, niezrażona niepowodzeniem w pierwszym małżeństwie, usiłowała ułożyć sobie życie: w 1934 roku planowała ślub z greckim milionerem Basilem Zaharoffem, zresztą przyjacielem jej ojca. Podobno była to prawdziwa miłość, aczkolwiek Basil był starszy od swojej ukochanej o niemal czterdzieści lat. Jednak parze nie było pisane małżeńskie szczęście, Zaharoff bowiem zmarł w 1936 roku. Kolejną miłością Charlotte był włoski markiz Carlo Strozzi, rozwodnik, ale i tym razem matrymonialne plany księżnej nie doczekały się realizacji. Księżna już nigdy nie wyszła za mąż, choć nie była samotna, jednak jej partnerzy budzili co najmniej konsternację. I nie ma się czemu dziwić, skoro jej ostatnim kochankiem był niejaki René Girier, trudniący się w przeszłości… kradzieżą biżuterii i posługujący się dość osobliwym przydomkiem René de la Canne, czyli René Laska.
Legenda o klątwie rzuconej w dalekiej przeszłości na ród Grimaldich wróciła za sprawą losów syna Charlotte, księcia Rainiera III, i perypetii jego dzieci, których doczekał się z piękną Grace Kelly.
Książę Rainier, który od 1949 roku zasiadał na tronie Monako, w czasach młodości przeżył wielką miłość. Nieszczęśliwy w dzieciństwie z powodu rozstania rodziców i wojny toczonej o dzieci między matką a ojcem, wyrósł na samotnika. Mimo to bardzo podobał się kobietom, był bowiem przystojnym, choć niewysokim, brunetem, obdarzonym muskularną sylwetką boksera, doskonale pływał, a nawet amatorsko parał się grą w teatrze. Swoje robiło też doskonałe wykształcenie – książę był absolwentem elitarnego Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu, jak również Uniwersytetu Montpellier, wrażenie na przedstawicielkach płci pięknej wywierał także książęcy tytuł oraz sława bohatera wojennego. Rainier bowiem pod koniec września 1944 roku zaciągnął się do Francuskiej Armii Wyzwolenia, francuskich sił zbrojnych powstałych w końcowym okresie wojny z połączenia części Armii Rozejmowej, podległej wcześniej Vichy, i Sił Wolnych Francuzów, skupionych wokół generała de Gaulle’a. Za swoje bohaterstwo na polu walki Grimaldi otrzymał Legię Honorową oraz Krzyż Wojenny.
Rok przed wstąpieniem na tron podczas pobytu w Paryżu Rainier poszedł do teatru wystawiającego jakąś niezbyt ambitną farsę opowiadającą o zakazanej miłości plebejuszki i arystokraty i zakochał się od pierwszego wejrzenia w odtwórczyni głównej roli, urodziwej brunetce Gisèle Pascal, notabene córce straganiarza. Panna była nie tylko ładna, ale i utalentowana; w 1942 roku zadebiutowała w filmie La Belle aventure i we Francji do dziś uznawana jest za jedną z największych gwiazd filmowych swoich czasów. Zauroczony książę zaprosił aktoreczkę na swój jacht, a ta, jak się można domyślać, zaproszenie przyjęła. Wkrótce wieści o romansie przystojnego następcy tronu obiegły świat, a dziennikarze wieszczyli rychły ślub. Panna Pascal pytana przez reporterów o relacje łączące ją z księciem z nieśmiałym uśmiechem mówiła, że żyje w bajce… Para nawet zamieszkała razem w należącej do Grimaldich willi i zapewne doszłoby do ślubu, gdyby nie prawo stanowiące, że w razie bezpotomnej śmierci władcy Monako księstwo automatycznie zostanie przejęte przez sąsiednią Francję. Doradcy księcia sugerowali przeprowadzenie badań płodności jego partnerki, które wykazały, że Gisèle nigdy nie będzie matką, i para musiała się rozstać. Najwyraźniej jednak lekarze przeprowadzający badania okazali się nierzetelnymi fachowcami albo badania były niewłaściwe, bowiem w 1955 roku aktorka wyszła za mąż za Raymonda Pellegrina, z którym pięć lat później doczekała się córki. Biografowie Grimaldich podejrzewają, że wyniki testów nie były jednoznaczne, a Rainier wykorzystał je jako pretekst do zerwania, dowiedziawszy się o romansie Gisèle z amerykańskim aktorem Garym Cooperem. Tak czy inaczej, Rainier, wstępując na tron 9 maja 1949 roku, był kawalerem i swego stanu cywilnego nie zmienił przez następne siedem lat. Oczywiście myślał o ożenku, ponoć zastanawiał się nawet nad kandydaturą księżniczki Małgorzaty, młodszej siostry królowej Elżbiety, ale nie zdecydował się na żadne konkretne posunięcia.
Początek lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia nie był dobrym okresem dla Monako. A przecież od XIX wieku to niewielkie państewko było istną mekką dla europejskich bogaczy, głównie za sprawą funkcjonujących tam kasyn, ale nie tylko. Wspomniana wcześniej druga żona księcia Alberta I, Alice Heine, z pochodzenia Amerykanka, po ślubie z władcą Monako zamieniła to księstwo w przybytek sztuki przez duże S. Za jej sprawą miejscowa opera zyskała taką renomę, że porównywano ją z mediolańską La Scalą, organizowano w niej olśniewające festiwale wagnerowskie. Do Monako przyjeżdżali na gościnne występy francuscy aktorzy, na czele ze słynną Sarah Bernhardt. Częstym gościem był też książę Walii Edward, który przyjeżdżał tam ze swoją kochanką, Lillie Langtry, słynącą ze słabości do gier hazardowych, co więcej, oboje przyjaźnili się z Alice i Albertem. Matka księcia Edwarda, królowa Wiktoria, nawet gdy przebywała na wypoczynku w pobliskiej Nicei, nie chciała postawić stopy na ziemi księstwa, uznając je za przybytek rozpusty i zepsucia.
Do pogorszenia sytuacji księstwa w latach pięćdziesiątych niewątpliwie przyczynił się Festiwal Filmowy w Cannes organizowany tam od 1946 roku. Za sprawą tego wydarzenia, a zwłaszcza uczestniczących w nim gwiazd, na Lazurowe Wybrzeże ściągały tłumy, co wkrótce zaowocowało popularnością tej części Francji, a co za tym idzie – istnym wysypem luksusowych kurortów na tym terenie. W ten sposób księstwu wyrosła potężna konkurencja, a turyści zaczęli omijać miniaturowe państewko, co odbiło się zarówno na finansach państwa, jak i na sytuacji jego mieszkańców. Krótko mówiąc, Monako wyszło z mody. Książę gorączkowo myślał, jak zaradzić tej sytuacji.
Tymczasem w Monako rozgościł się jeden najbogatszych ludzi ówczesnego świata – grecki miliarder Arystoteles Onassis. Podstępnie wykupił większość udziałów w spółce będącej właścicielem monakijskiego kasyna, potem nabył także większość nieruchomości i jego stan posiadania w Monako przewyższył stan posiadania samego księcia. Na domiar złego w 1954 roku największy bank Monako splajtował, książęcy skarbiec świecił pustkami, a państwo stanęło w obliczu groźby bankructwa. „Z wyjątkiem monarchy, którego Francuzi traktują jak nieistotnego jegomościa zainteresowanego wyłącznie posiadaniem stałego źródła dochodów, pozwalającego spełniać wszystkie zachcianki, za jedynego prawdziwego władcę Monako należy obecnie uważać Onassisa”1 – twierdził J. Edgar Hoover już w 1953 roku. Mało tego, pojawiły się nawet żarty, że wkrótce Monte Carlo zostanie przemianowane na Monte Greco…
Tymczasem Rainier postanowił schować dumę do kieszeni i poradzić się greckiego miliardera, jak uratować swoje państwo i co zrobić, żeby do księstwa ponownie przyciągnąć możnych tego świata. Onassis, który z niejednego pieca chleb jadł i odnosił jeden biznesowy sukces za drugim, miał dla niego gotowy plan: Rainier powinien ożenić się z gwiazdą filmową, i to taką z najwyższej półki, jaśniejącą blaskiem w hollywoodzkiej fabryce snów. Mało tego, ułożył nawet listę odpowiednich kandydatek, na której znalazły się same blondwłose piękności: Eve Saint Martin, Deborah Kerr oraz najsłynniejsza blondynka wszech czasów – Marilyn Monroe. Ponoć książę opowiadał się za tą ostatnią, a i sama MM poważnie rozważała małżeństwo z Grimaldim. Zresztą była tak pewna siebie, że nawet oświadczyła, iż owinie go sobie wokół palca w ciągu kilku minut, ale jednocześnie wyrażała się o potencjalnym narzeczonym zbyt poufale, nazywając go „księciuniem Rainierkiem”. Grimaldi, kiedy mu o tym doniesiono, uznał to za ewidentny przejaw braku szacunku dla monarchii, wykreślając seksowną Marilyn z listy kandydatek. Jak widać, nazwisko Grace Kelly, aktorki, która ostatecznie poślubiła Grimaldiego, nawet nie figurowało w sporządzonym przez Onassisa spisie, mimo że była posągowo piękną blondynką, doskonałą amerykańską aktorką, mającą na swym koncie Oscara.
W 1955 roku Grace przyjechała do Cannes w celu promocji filmu Hitchcocka Złodziej w hotelu, w którym grała główną rolę żeńską, partnerując Cary’emu Grantowi. Była wówczas ulubioną aktorką Hitchcocka, który obsadził ją w swoich doskonałych filmach, mających premierę rok wcześniej: M jak morderstwo oraz Okno na podwórze. Spotkanie księcia i zjawiskowej Amerykanki zostało zaaranżowane przez dziennikarzy „Paris Match”, organizujących sesję zdjęciową w monakijskim pałacu, w której aktorce miał partnerować sam Grimaldi. Grace była jednak bardzo rozczarowana, książęcy gospodarz bowiem się spóźniał. Miała nawet zamiar wrócić do Cannes, rezygnując ze spotkania z Grimaldim, jawnie łamiącym zasady gościnności, ale kiedy władca Monako w końcu się zjawił, zdecydowała się zostać. I bardzo szybko znalazła się pod urokiem eleganckiego, starszego od niej o sześć lat, wysportowanego księcia o czarnych oczach, pamiątce po przodkach wywodzących się z Genui. A on, jak na prawdziwego macho przystało, umiał zrobić na urodziwej dziewczynie odpowiednie wrażenie: zabrał ją do miejscowego ogrodu zoologicznego tylko po to, by w jej obecności pogłaskać tygrysa, czym miał dowieść swojej niezwykłej odwagi.
Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie: książę był pod wielkim urokiem Grace, a ona zadurzyła się w nim jak nastolatka. I to mimo że była wówczas związana z Jeanem-Pierre’em Aumontem, który planował się jej oświadczyć pod koniec pobytu Kelly w Cannes. Zanim jednak do tego doszło, Grace zerwała znajomość. A wróciwszy do Stanów, zaczęła regularną korespondencję z Rainierem. W grudniu tego samego roku cała amerykańska prasa pisała o wizycie księcia Monako w rodzinnym domu Grace Kelly w Filadelfii. Fakt, że władca Monako osobiście pofatygował się do Stanów i odwiedził rodziców aktorki, świadczył o jednym – książę ma poważne zamiary wobec Grace. Czas pokazał, że nie była to dziennikarska kaczka, władca rzeczywiście poprosił ojca dziewczyny, Johna Kelly’ego, o rękę panny i został przyjęty, a na palcu aktorki zalśnił pierścionek z dziesięciokaratowym brylantem od Cartiera. Grace promieniała ze szczęścia i zaczęła się przygotowywać do najważniejszej roli w swoim życiu – żony, księżnej i matki. Zanim jednak wcieliła się w nią, zagrała w dwóch ostatnich filmach – Łabędziu w reżyserii Charlesa Vidora oraz Wyższych sferach Charlesa Waltersa u boku Franka Sinatry. Po zakończeniu zdjęć na dobre wzięła rozbrat z kinem.
Do Monako przybyła na początku kwietnia 1956 roku razem z krewnymi i dobytkiem mieszczącym się w przeszło osiemnastu kufrach. Kiedy schodziła z pokładu statku, została obsypana setkami róż, ale nie był to bynajmniej dowód sympatii poddanych jej męża, ale romantyczne powitanie, jakie zgotował jej rezydujący w księstwie Onassis. Cywilny ślub Rainiera i Grace odbył się 18 kwietnia 1956 roku w pałacu, następnego dnia w katedrze Świętego Mikołaja wzięli ślub kościelny. Ceremonię okrzyknięto ślubem stulecia i transmitowano w telewizji w wielu krajach, w związku z czym oglądało ją aż trzydzieści milionów osób.
Grace faktycznie wyglądała olśniewająco. Jej ślubną suknię w kolorze kości słoniowej, zaprojektowaną przez Helen Rose, znaną kostiumolog pracującą dla wytwórni filmowej MGM, uszyto ze stuletniej koronki Valenciennes ozdobionej haftem punktowym w róże oraz z jedwabnej tafty ozdobionej tysiącami maleńkich pereł. Ponieważ stary przesąd głosił, że panna młoda musi mieć na sobie coś niebieskiego, dodano błękitne kokardki, niewidoczne jednak dla postronnych oczu, gdyż ukryto je pod każdą z trzech warstw halki. Początkowo głowę panny młodej miała zdobić tiara, ale Grace ostatecznie zdecydowała się na czepek inspirowany kostiumem Szekspirowskiej Julii, udekorowany kwiatami pomarańczy. Dopełnieniem ślubnej kreacji był tiulowy welon. Pan młody wystąpił w mundurze własnego projektu, inspirowanym umundurowaniem armii napoleońskiej, a jego pierś zdobiły liczne ordery – przedmiot kpin obserwatorów. A przecież książę otrzymał je za zasługi wojenne. Mimo wszystko ubranie Rainiera nie było udane pod względem stylistycznym: złoty szamerunek i epolety, jak również czerwono-biała szarfa w barwach Monako sprawiały, iż przypominał bohatera operetki…
W katedrze ceremonię obserwowało sześciuset gości. Pewnym zgrzytem było odrzucenie zaproszenia przez królową Elżbietę II, która nie przyjechała do Monako, uznając, iż na ślubie będzie „za dużo gwiazd”. Prywatnie gardziła zarówno samym Rainierem, uważając go za podrzędnego księcia, jak i Grace, uznając ją za hollywoodzką gwiazdkę, która chce wejść do rodziny książęcej, i nie wróżyła ich małżeństwu świetlanej przyszłości. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby jakiś jasnowidz oświadczył jej, że w przyszłości jej własny wnuk również poślubi aktorkę, i to znacznie skromniejszego formatu niż Grace Kelly?
Na ceremonii ślubnej nie zabrakło wprawdzie arystokratów, ale niemal wszyscy podzielali zdanie angielskiej królowej. Samą uroczystość uznano wręcz za kpinę ze względu na obecność prasy i reporterów, a urodziwa Grace nie budziła sympatii członków socjety. Co więcej, mimo obaw Elżbiety II na ślubie znanej hollywoodzkiej aktorki zabrakło aktorskich gwiazd. Do Monako przyjechali jedynie David Niven z żoną, Gloria Swanson i zaprzyjaźniona z Kelly Ava Gardner, ale bez swojego ówczesnego męża – Franka Sinatry, bo para właśnie wszczęła procedury rozwodowe.
Przewidywania Onassisa sprawdziły się co do joty: obecność pięknej Grace u boku księcia Rainiera dodała upadającemu księstwu niezwykłego blasku i… Monako znowu stało się modne. Osoba księżnej przyciągała tu wielkich tego świata, jak również zwyczajnych turystów. Księstwo wróciło do dawnej świetności, a bogaci przybysze, tak samo jak niegdyś, zostawiali tu miliony dolarów.
Postronnym wydawało się, że za murami pięknego pałacu w Monako urodziwa księżna wiedzie szczęśliwe, wręcz baśniowe życie, zwłaszcza że ówczesna prasa chętnie zamieszczała zdjęcia Rainiera i Grace w otoczeniu trojga uroczych dzieci, których się doczekali. Ale to była tylko piękna fasada, za którą kryła się smutna prawda, bo ani księżna, ani jej małżonek nie byli ze sobą szczęśliwi. Trzeba przyznać, że oboje dbali o swój nieskazitelny image w oczach opinii publicznej, pilnując, aby żaden niewygodny sekret nie przedostał się do mediów, co im się zresztą udało. Sama Grace była postrzegana jako ideał współczesnej księżnej: pięknej, eleganckiej, oddanej mężowi i dzieciom i z zapałem zajmującej się działalnością charytatywną. W dodatku nigdy się nie wywyższała: lubiła robić zakupy w tych samych sklepach co „zwyczajni” mieszkańcy Monako, nie stroniła od rozmów ze swoimi poddanymi ani turystami. Jej biografowie zawsze podkreślają jej głęboką wiarę i przywiązanie do religii katolickiej, w której jako potomkini emigrantów z Irlandii została wychowana. Ponoć po jej tragicznej śmierci w 1982 roku złożono nawet w Watykanie petycję o uznanie jej świętą. Jeżeli to prawda, to wspomniany dokument utknął w watykańskich archiwach, pokrywając się kurzem, i zapewne nikt się nad nim nie pochylił. Grace wprawdzie dla wielu była ucieleśnieniem anioła i rzeczywiście była głęboko wierząca, jak również pobożna, ale z pewnością nie była odpowiednią osobą do wyniesienia na ołtarze.
Grace Patricia Kelly – tak brzmiało rodowe nazwisko oraz imiona nadane jej na chrzcie – przyszła na świat w Filadelfii 12 listopada 1929 roku jako zodiakalny Skorpion, co z lubością podkreślała przy każdej okazji. Z pewnością nie była kopciuszkiem, gdyż urodziła się w jednej z najbogatszych filadelfijskich rodzin. Jej ojcem był John Brendan Kelly, zwany przez bliskich Jackiem, zapalony sportowiec i pasjonat wioślarstwa. W tej dyscyplinie odniósł niemały sukces: w 1920 roku podczas igrzysk olimpijskich w Antwerpii zdobył złoty medal w jedynkach i dwójce podwójnej, czego nikt do tej pory nie zdołał powtórzyć. Kelly okazał się równie dobrym biznesmenem jak był sportowcem. Założona przez niego firma szybko się rozrosła, a on sam osiągnął status milionera w branży budowlanej, chociaż karierę w budownictwie zaczynał od stanowiska pomocnika murarza, którego zadaniem było noszenie cegieł. Fiaskiem zakończyła się natomiast próba zrobienia przez Kelly’ego kariery w polityce: w 1935 roku z ramienia demokratów wziął udział w wyborach na burmistrza Filadelfii, ale przegrał, notabene najmniejszą różnicą głosów w historii wyborów w tym mieście.
John był przystojnym, dobrze zbudowanym mężczyzną, nic zatem dziwnego, że nigdy nie narzekał na brak powodzenia u płci pięknej, z czego chętnie korzystał. Na żonę wybrał sobie poznaną na basenie wysportowaną blondynkę, młodszą od niego o dziewięć lat, smukłą i wysoką – Margaret Katherine Majer, córkę niemieckich emigrantów. Po latach, gdy Grace zyska status hollywoodzkiej gwiazdy, a potem księżnej, prasa będzie pisać o jej irlandzkich korzeniach, z uporem przemilczając fakt, że w jej żyłach płynie całkiem spora domieszka niemieckiej krwi. Przedstawiano ją uparcie jako rdzenną mieszkankę Filadelfii, potomkinię irlandzkich emigrantów. Nie bez powodu: kiedy Kelly pojawiła się na ekranie, a więc w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, pamięć o okropieństwach drugiej wojny światowej wciąż była żywa, a Niemcy, mówiąc oględnie, nie cieszyli się za oceanem sympatią. I zapewne dlatego wytwórnie filmowe reklamowały ją jako stuprocentową Amerykankę o irlandzkich korzeniach. Po krewnych ze strony matki Grace odziedziczyła nie tylko nieskazitelną cerę, jasne włosy i niebieskie oczy, ale także samodyscyplinę, skromność, szacunek do pracy, oszczędność, punktualność oraz przekonanie, że danego słowa nie można nigdy złamać. Wprawdzie ku rozpaczy „mamci Kelly”, jak w rodzinie nazywano Margaret, żadne z jej dzieci nie opanowało w zadowalającym stopniu języka niemieckiego, to udało się jej wpoić córkom oszczędność oraz przekonanie, że kobieta nigdy nie może siedzieć bezczynnie. Wszystkie trzy panny umiały zatem robić na drutach i szydełkować, a robótki ręczne zajmowały Grace wolny czas także gdy została księżną. Oszczędna była do końca życia: jako uznana gwiazda samodzielnie sklejała sobie buty, a będąc księżną, na Boże Narodzenie każdego roku wręczała członkom personelu pałacowego… po kostce mydła, wprawdzie bardzo drogiego. Nigdy nie wyrzucała ubrań, a jej młodsza córka, księżniczka Stefania, musiała donaszać rzeczy po starszej Karolinie. Z kolei irlandzkim genom przyszła gwiazda ekranu zawdzięczała doskonałą, wręcz fotograficzną pamięć, z której słynął jej dziadek, John Henry Kelly, jak również wytrwałość i upór oraz… nieco sprośne poczucie humoru.
Miłość do teatru też miała w genach – jej stryj, George Kelly, zdobył sławę i uznanie jako autor znakomitych sztuk teatralnych, a za jedną z nich otrzymał nawet nagrodę Pulitzera. Dramatopisarz miał jednak pewien bolesny sekret, o którym nie mówiono otwarcie nawet w gronie najbliższych krewnych – był homoseksualistą. Kiedy odwiedzał rodzinny dom ze swoim partnerem, Williamem Weagleyem, z którym spędził aż pięćdziesiąt lat, zawsze przedstawiał go jako… swojego pokojowca. Grace musiała się jednak domyślić, jakie były relacje łączące obu dżentelmenów, a ponieważ bardzo kochała i podziwiała swojego stryja, jako dorosła osoba miała dużo tolerancji dla osób nieheteronormatywnych.
Grace urodziła się jako drugie z czworga dzieci Margaret i Jacka, którzy poza nią doczekali się jeszcze dwóch córek: Margaret Katherine, zwanej w rodzinie Peggy, oraz Elizabeth Anne, zwanej przez bliskich Lizanne, i jednego syna, najmłodszego z całej gromadki, Johna Brendana Juniora, nazywanego Kell. Chociaż dziś nikt nie może w to uwierzyć, dla ojca, marzącego, by wszystkie jego dzieci kontynuowały jego karierę sportową, mała Grace, najsłabsza, najchudsza i zarazem najbardziej chorowita z całego rodzeństwa, była jednym wielkim rozczarowaniem. Ojciec uważał ją wręcz za brzydką i głupią. Największe nadzieje wiązał natomiast ze swoją najstarszą latoroślą, Peggy, będącą jego ulubienicą, oraz z jedynym synem, w zamiarach ojca mającym kontynuować karierę w wioślarstwie. A tymczasem mała Grace była w ojca wpatrzona jak w obraz i od zawsze pragnęła jego miłości i akceptacji, której jej nie okazywał.
Gdy była małą dziewczynką, przyszła księżna uwielbiała bawić się w teatr, wykorzystując do tego swoje misie i lalki, ale kiedy nieco podrosła, chciała zostać baletnicą i rzeczywiście uczyła się tańca. Jednak podczas jakichś wakacji nastoletnia Grace osiągnęła wzrost sto siedemdziesiąt centymetrów i okazało się, że jest za wysoka na tancerkę baletową, tak więc marzenia o karierze primabaleriny rozwiały się niczym poranna mgła. Wówczas skierowała się ku aktorstwu, zwłaszcza że nie dostała się do Bennington College, oblewając egzamin z matematyki, czym po raz kolejny rozczarowała wymagającego ojca. Zapewne dlatego nie protestował, kiedy postanowiła zostać aktorką, w październiku 1947 roku rozpoczynając naukę w nowojorskiej Akademii Sztuk Dramatycznych. Jak przystało na dziewczynę o niemieckich korzeniach, była pracowita i dużo czasu spędzała na nauce, jednocześnie zarabiając na utrzymanie jako modelka. Za udział w kampaniach i spotach reklamowych, często emitowanych w telewizji, zarabiała od siedmiu do dwudziestu dolarów za godzinę, czasem jej tygodniowe zarobki wynosiły nawet kilkaset dolarów. Jej twarz trafiła na okładkę „Cosmopolitan”, można było ją również oglądać na reklamach papierosów, sprzętu AGD oraz… środków owadobójczych. Produkty te reklamowała także w spotach telewizyjnych, a podczas ich kręcenia miała okazję spróbować swoich sił przed kamerą. Ale nie były to udane występy. „Ci, którzy widzieli mnie namawiającą do palenia Pall Malli, pewnie szybko przerzucali się na Camele”2 – wspominała te czasy. W przerwach między pozowaniem, nauką i kręceniem spotów chodziła na randki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. W. Leigh, Grace Kelly, Warszawa 2014, s. 149. [wróć]
2. K. Barzowski, Grace Kelly: bajka bez happy endu, https://kultura.onet.pl/film/wywiady-i-artykuly/grace-kelly-kim-byla-najwazniejsze-role/pelf55n [wróć]