14,99 zł
DIANA PALMER
Skradziona narzeczona
Abby wie, że przyjmując oświadczyny Troya, popełniła poważny błąd. To miły mężczyzna, niestety nie łączy ich gorące uczucie. Co innego Chayce… Zawsze przyprawiał ją o szybsze bicie serca, ale teraz nawet nie raczył złożyć jej życzeń. Czy naprawdę będzie spokojnie patrzył, jak ona oddaje rękę innemu?
SUSAN MALLERY
Ognista miłość
Sierra zrezygnowała z osobistego szczęścia w dniu, w którym Dylan złamał jej serce. Postanowiła, że już nigdy się nie zakocha, bo miłość to oznaka słabości. Po co komu wieczna huśtawka nastrojów i szukanie kompromisów? Udaje jej się wytrwać w postanowieniu do dnia, w którym Dylan znów z rozmachem wkracza w jej życie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 196
DIANA PALMER
Skradziona narzeczona
SUSAN MALLERY
Ognista miłość
Tłumaczenie: Wanda Jaworska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Montana Mavericks Weddings: The Bride Who Was Stolen in the Night
Cowgirl Bride
Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 1998
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 1998 by Harlequin Books S.A.
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6706-9
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Diana Palmer
Choć Abby Turner z Whitehorn w Montanie miała wkrótce wyjść za mąż, wciąż była pełna wahań i wątpliwości. Smutnymi oczami w ślicznej twarzy okolonej falowanymi ciemnymi włosami wpatrywała się w pierścionek z brylantem lśniący na jej palcu, żałując, że kiedy Troy Jackson jej się oświadczył, zamiast „tak” nie powiedziała „nie”. Troy był uprzejmym i sympatycznym mężczyzną, ale zasadniczym i pozbawionym fantazji, podczas gdy ona była pełną życia, impulsywną młodą kobietą charakteryzującą się ekstrawaganckim poczuciem humoru. No i właśnie tym nieustannie wprawiała narzeczonego w zakłopotanie. Próbowała poskromić tę część swojej natury, ale ta nieustannie wymykała się jej spod kontroli. A ludzie to niewątpliwie zauważali, a czasami też komentowali.
Whitehorn było małym miastem, otoczonym farmami, w którym od pokoleń nic się nie zmieniło. Troy wraz z ojcem hodował liczące kilkaset sztuk stado bydła na ranczu, które należało do rodziny od trzech pokoleń. Nie był to teren tak rozległy jak posiadłości Chayce’a Derringera, ale w końcu Chayce, który miał również udziały w górnictwie, był zamożniejszy niż większość tutejszych mieszkańców. Od śmierci w wypadku ojca Abby, swego zarządcy, która nastąpiła, gdy Abby miała dziesięć lat, sprawował nad nią opiekę. Jej matka, Sarah Turner, doznała również poważnego uszczerbku na zdrowiu i wtedy Chayce od razu zabrał ją i Abby do swego domu prowadzonego przez gospodynię Becky. Można powiedzieć, że przejął za nie pełną odpowiedzialność.
Ojciec Abby, Whit Turner, były zawodnik rodeo, był nie tylko zarządcą u Chayce’a, ale również jego idolem i namiastką ojca. Chayce go szczerze kochał. Uwielbiał też Abby, którą bez opamiętania rozpieszczał, przynajmniej do czasu ukończenia przez nią szesnastu lat, kiedy to zaczęły się między nimi ciągłe spięcia.
Abby atakowała go i dogryzała mu, ale wcale nie dlatego, że była taka wojownicza. Po prostu poczuła do niego pierwszy przypływ uczuć. Chayce, o piętnaście lat od niej starszy, był całkowicie obojętny na to dziewczęce zauroczenie. To oczywiście sprawiało jej ból i jeszcze potęgowało złość, aż do czasu, kiedy skończyła osiemnaście lat. Tylko raz przeholowała i wtedy wydarzyło się coś, co zupełnie wykluczyło go z jej życia. Ich drogi się rozeszły. Potem przez prawie cztery lata go nie widziała.
Sam Chayce się o to postarał, wysyłając ją po ukończeniu liceum do college’u. Zaledwie dwa tygodnie po niespodziewanym incydencie, który stał się dla niej pamiętnym i traumatycznym przeżyciem. W tym samym roku zmarła jej matka i Chayce uznał, że Abby powinna zmienić otoczenie, a przede wszystkim – znaleźć się z dala od niego. Oświadczył jej z ponurą miną, że to, co się miedzy nimi wydarzyło, nie ma prawa się powtórzyć.
Tak więc Abby znalazła się na Kalifornijskim Uniwersytecie Stanowym, gdzie uzyskała dyplom z zarządzania i poznała Troya Jacksona. Troy kończył studia przygotowujące go do zawodu nauczyciela. Zaczęli się spotykać i nie minęło dużo czasu, a Troy się jej oświadczył. Zwrócił uwagę, że mieszkają w tym samym mieście, a on pewnego dnia odziedziczy po ojcu ranczo. Cóż zatem bardziej naturalnego niż poślubić ją i mieć dzieci, które z kolei będą jego spadkobiercami?
Brzmiało logicznie, choć może niezbyt romantycznie. Ostatnie spotkanie Abby z Chayce’em wzniosło między nimi mur. Chayce był mężczyzną niezależnym i wybuchowym. Miał za sobą nieszczęśliwy romans, kiedy był niewiele starszy niż Abby, licząca teraz dwadzieścia jeden lat. Nigdy nie przebolał utraty narzeczonej i nigdy nie pozwolił żadnej kobiecie zbliżyć się na tyle, by mogła go zranić. Jednoznacznie dał do zrozumienia, że Abby nie ma żadnych szans. Owszem, zapomniał się tamtej pamiętnej nocy, ale to było dawno.
Na uroczystości rozdania dyplomów w pierwszym tygodniu czerwca towarzyszył jej tylko Troy i współlokatorka z pokoju, Felicity Evans. Chayce się nie zjawił, przysłał tylko telegram z gratulacjami.
Teraz oczywiście też go nie było w domu. Znalazł powód, żeby udać się w długą podróż służbową w chwili, kiedy zawiadomiła go o powrocie i swoich planach pozostania na ranczu. Napisała też o zaręczynach z Troyem, prosząc, by zechciał ją w sierpniu poprowadzić do ołtarza, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Starała się nie rozmawiać o tym z Troyem, jednak skoro stanowił teraz część jej życia, nie dało się tego uniknąć. Troy nie krył swojej niechęci do opiekuna narzeczonej, ale obiecał, że będzie go tolerował. Miał tylko nadzieję, co wyznał szczerze, że w przyszłości Chayce będzie trochę bardziej dyskretny w sprawach swoich przygód miłosnych. Chayce był przystojny, bogaty i wolny. Teraz spotykał się ze znaną hollywoodzką aktoreczką. Było oczywiste, że fotografowano go w jej towarzystwie, a zdjęcia ukazywały się w popularnych tabloidach. Taki rozgłos wzbudzał odrazę w Troyu, który był jeszcze bardziej konserwatywny niż gospodyni Chayce’a.
Teraz Abby wpatrywała się w pierścionek, zachodząc w głowę, co też ją podkusiło, żeby przyjąć te nieszczęsne oświadczyny. Kochała Chayce’a, mimo że traktował ją bardzo chłodno i z dystansem. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby oddać serce bądź ciało komukolwiek innemu. Po czterech pełnych bólu latach stało się to dla niej oczywiste. Troy był taktowny i delikatny. Po jednym namiętnym pocałunku, którego Abby nie była w stanie odwzajemnić, ograniczył się do trzymania jej za rękę. Od czasu do czasu obdarzał ją tęsknym uśmiechem i wzdychał rozdzierająco.
Nie zorientował się, że Abby nie odczuwa do niego pociągu fizycznego. Miała nadzieję, że to się zmieni po ślubie.
Becky była akurat zajęta czymś w kuchni, gdy Abby weszła i nalała sobie szklankę mrożonej herbaty.
– Spragniona, co? – Siwowłosa kobieta uśmiechnęła się serdecznie. – Nic dziwnego, po takich porządkach. Od rana byłaś na strychu.
– Chowałam się – wyznała Abby.
Miała zgrabną sylwetkę, podkreśloną ubraniem. Dzisiaj miała na sobie obcisłe dżinsy i różowy top. Troyowi się to nie podobało, uważał taki ubiór za nieskromny. .
– Przed kim się chowasz? – spytała Becky.
– Przed Troyem. Znowu mnie zrugał.
– Co tym razem zrobiłaś?
– Nic takiego – prychnęła Abby. – Po prostu ozdobiłam rysunkami nowy samochód jego weterynarza.
– Och, nie – jęknęła Becky.
– Nie wyglądał wcale źle! Posłuchaj, nawet nie napisałam na nim żadnego brzydkiego słowa. Namalowałam tylko krowy i cielęta.
– Ojciec Troya jest diakonem w kościele baptystów. – Becky aż na chwilę zabrakło tchu z oszołomienia. – Troy uczy w szkole, na litość boską! A nowy weterynarz jest jego najlepszym przyjacielem.
– Wiem. – Abby oparła ręce na pełnych biodrach.– Na szczęście pan weterynarz ma wspaniałe poczucie humoru. Stwierdził, że to było przezabawne. Troy jednak miał inne zdanie. Był taki wściekły, że kiedy wychodziłam, nawet się do mnie nie odezwał. On jest taki zasadniczy. Trzeba go trochę rozruszać, ja tylko pchnęłam go we właściwym kierunku.
– W jaki sposób?
– Cóż, podpisałam go pod tymi malunkami. Że to niby on jest ich autorem.
– On cię zastrzeli. – Becky ukryła twarz w dłoniach. – Jego ojciec też cię zastrzeli.
– Jego ojciec mnie popiera – powiedziała Abby. – Mówi, że Troy traktuje siebie zbyt poważnie i że każdy powinien choć trochę znać się na żartach.
– Tak, i nawet pamiętam, kiedy to było – odparła Becky. – Powiedział to tylko po to, żeby powstrzymać szeryfa Henslera przed aresztowaniem cię, kiedy wycięłaś ten ostatni szalony numer.
– Nie był szalony – zaprotestowała Abby. – A Judd nigdy by mnie nie aresztował.
– Mogłaś wylądować w więzieniu!
– Przecież nikomu nic się nie stało.
– I dzięki Bogu! Wypuściłaś jednego z najlepszych młodych byków Sida Jacksona na ulice Whitehorn! Gonił biednego aptekarza aż do Hip-Hop Café!
– Przecież nie wszedł do środka – przypomniała Abby. – Zatrzymał się w drzwiach, odwrócił i pobiegł z powrotem do swojej zagrody! Zresztą to był potulny byczek, który chodził za ludźmi jak pies. Chciał tylko, żeby aptekarz go pogłaskał. – Abby wydęła wargi. – Poza tym, co to za aptekarz, który ucieka przed malutkim byczkiem?
– Ten byczek rozdarł spódnicę panny Ellison – parsknęła Becky. – A ona ma sześćdziesiąt pięć lat!
– To tylko dlatego, że go poklepała i on chciał, żeby to zrobiła jeszcze raz. Ona wcale się nie przestraszyła. Śmiała się.
– Chayce by się nie śmiał – mruknęła gospodyni.
– Chayce nigdy się nie śmieje. Irytowałam go, od kiedy skończyłam dziesięć lat. I nadal tak jest. Napisałam do niego, że wychodzę za mąż w sierpniu i prosiłam, żeby mnie poprowadził do ołtarza, a on nawet nie raczył mi odpowiedzieć.
– Może jeszcze nie dostał tego listu. Miał zamiar zabrać Delinę do Kalifornii po zakończeniu zdjęć do filmu na Bahamach. Nie powiedział dokładnie, kiedy to będzie. List może jeszcze do niego nie dotarł.
– Może. – Abby zwróciła wzrok na Becky. – Jaka jest ta Delina Meriwether?
– Urocza. Ma ciemne włosy, ciemne oczy i uwielbia Chayce’a.
– Może Chayce się z nią ożeni.
– Chayce się nie ożeni – oświadczyła Becky takim tonem, jakby nie miała co do tego żadnych wątpliwości. – Ciężko przeżył pierwszy zawód miłosny z Beverly Wayne. Miałaś wtedy dziesięć lat, więc zapewne nawet nie pamiętasz, jak bardzo cierpiał. Kochał ją. A ona chciała mieć tylko piękne rzeczy i tłumy adoratorów. Chayce jej nie wystarczał. Nakrył ją z kochankiem dzień po ich zaręczynach, a ona tylko się roześmiała. – Becky potrząsnęła głową. – Chayce miał dwadzieścia cztery lata i po raz pierwszy w życiu był zakochany. Myślę, od tego czasu nie ufa już żadnej kobiecie. Nawet Delinie, choć ona świata poza nim nie widzi.
Abby jeszcze bardziej przygnębiły te słowa. Dotychczas kobiety pojawiały się w życiu Chayce’a i znikały, a związek z Deliną trwał już ponad rok. Spędzało to Abby sen z powiek, ale mówiła sobie, że musi patrzeć do przodu, nie wstecz. Prośba, by Chayce poprowadził ją do ołtarza, miała być rodzajem testu. Jeśli się zgodzi, będzie to początek ich nowej relacji. On nigdy jej nie pokocha, ale może uda im się znaleźć jakiś rodzaj porozumienia.
– Kupiłaś już suknię ślubną? – zmieniła temat Becky.
– Chciałam poczekać do ustalenia dokładnej daty.
– Co cię wstrzymuje?
– Chcę, żeby Chayce tu był – odpowiedziała.
– Nie liczyłabym za bardzo, że się zgodzi.
– Ale dlaczego? – zdziwiła się Abby. – Opiekuje się mną, od kiedy skończyłam dziesięć lat.
– On ma… co innego w głowie.
– Mógłby przyjść z Deliną. Może zechciałaby być druhną, nie miałabym nic przeciwko temu.
– Jestem pewna, że by tego nie zrobił. – Becky rozwałkowała ciasto na placek. – Jest o ciebie zazdrosny. Od kiedy wspomniałaś o zaręczynach, zastanawiałam się, czy w ogóle wróci, dopóki tu będziesz. Chyba wiesz, że nie lubi Troya.
– Nie, nie wiedziałam. Kiedy on w ogóle widział się z Troyem, żeby wyrobić sobie o nim zdanie?
– Troy przyjechał do niego ostatniego lata, kiedy byłaś jeszcze w Kalifornii – wyjaśniła z ociąganiem Becky. – Chciał, żeby Chayce pobłogosławił wasze narzeczeństwo.
– Troy nigdy o tym nie wspomniał – wykrzyknęła Abby.
– Nie dziwię się. – Becky zrobiła znaczącą minę. – Chayce mu powiedział, że musisz najpierw dorosnąć, zanim zaczniesz myśleć o zamążpójściu. Nie był uradowany tą wiadomością. Podejrzewam, że kiedy otrzyma twój list w sprawie ślubu, wyjdzie z siebie.
– To zdumiewające. – Abby z trudem łapała oddech. – Myślałabym raczej, że będzie szczęśliwy, mając mnie wreszcie z głowy.
– Przez długi czas się tobą opiekował, Abby – powiedziała Becky. – Niełatwo mu będzie oddać cię innemu mężczyźnie.
– On mnie tutaj nie chce – powiedziała z goryczą Abby.
– To nieprawda!
– Prawda. Nie pofatygował się nawet na uroczystość rozdania dyplomów, a Troy tak. Podobnie jak moja przyjaciółka Felicity.
– Ale chyba nie dlatego wychodzisz za Troya za mąż?
– Pewnie, że nie. – Abby zesztywniała. – Wychodzę za niego, bo mamy wiele wspólnego i dobrze nam ze sobą.
– Kochasz go?
– Bardzo go lubię. – Abby umknęła wzrokiem w bok.
Becky zaczęła coś mówić, ale zrezygnowała.
– Skończę porządki na strychu – oświadczyła Abby, dopijając herbatę. – Jeśli przyjedzie Troy, to powiedz, że jestem w mieście.
– Zobaczy w garażu samochód – zauważyła Becky.
– Zostałam aresztowana i zabrali mnie samochodem policyjnym – wymyśliła na poczekaniu Abby.
Na strychu wygrzebała stary album ze zdjęciami. Należał do matki Chayce’a i zawierał masę jego zdjęć z okresu szkolnego. Już wtedy, pomyślała, wodząc palcem po jego chłopięcej twarzy, był niewiarygodnie przystojny. Miał oliwkową cerę i piękne czarne oczy pod gęstymi rzęsami i łukowatymi brwiami. Dłonie też były piękne, długie i szczupłe. Do dziś pamiętała ich dotyk na swojej nagiej skórze w podniecającej, tajemniczej ciemności jego gabinetu owej nocy dawno temu…
Zamknęła album tak gwałtownie, że aż uniósł się kurz. Nie powinna tego rozpamiętywać akurat teraz, przed zbliżającym się ślubem. Ma wyjść za mąż za Troya, urodzić dzieci i zapomnieć o tych bzdurach.
Zamknęła oczy i zadrżała lekko, usiłując sobie wyobrazić, że robi z Troyem to, co robiła z Chayce’em. Z żalem pomyślała, że miłość jest koniecznym elementem zbliżenia fizycznego. Reagowała na Chayce’a tak namiętnie tylko dlatego, że jej serce do niego należało. Troya szanowała, podziwiała i bardzo lubiła. Jednak coś w niej umierało, gdy tylko jej dotykał. Najwspanialszej chwili radości w życiu zaznała w ramionach Chayce’a. Nie było sensu udawać, że jest inaczej.
Zastanawiała się, czy postępuje uczciwie, wychodząc za Troya, skoro wciąż kocha Chayce’a. Gdyby istniała choć najmniejsza szansa, że pewnego dnia Chayce odwzajemni jej uczucia, nigdy by nie przyjęła tych oświadczyn. Niestety takiej szansy nie było. Nie było żadnej nadziei. Miała do wyboru albo to małżeństwo, albo samotne życie, bez partnera i dzieci.
Pogładziła okładkę albumu, żałując, że nie było jej dane poznać matki Chayce’a, która zmarła, gdy ona miała zaledwie dziewięć lat. Podobno była śliczna i jak mówiła Becky, ojciec Chayce’a tak nieprzytomnie ją kochał, że gdy jej zabrakło, wpadł w alkoholizm i wyładowywał swój żal na swoim jedynym dziecku. Biedny Chayce. Jego życie też nie było usłane różami. Na swój sposób bał się miłości.
– Abby! – usłyszała nagle głos Becky. –Troy przyjechał!
– Zaraz zejdę! – Podniosła się z taboretu i włożyła album do pudełka, żeby nie zostawić go na widoku.
W pewnym sensie wraz nim odkładała na bok swoje wspomnienia. Musi mieć pewność, że już nigdy ich nie wydobędzie. Wychodzi za mąż. I nie za Chayce’a.
Zjadła z Troyem lunch i wybrali się na przejażdżkę jego nowym czerwonym pikapem.
Troy poklepał deskę rozdzielczą.
– Czyż nie jest piękna? – spytał z uśmiechem.
Był rudowłosy i piegowaty, a kiedy się śmiał, piegi stawały się jeszcze wyraźniejsze.
– Dlaczego mówisz o pikapie w rodzaju żeńskim? – zdziwiła się Abby
– Bo coś tak pięknego nie może być mężczyzną – odrzekł.
Abby nie podzielała jego entuzjazmu dla pikapów, ale przynajmniej już nie był na nią zły, więc usadowiła się i zapięła pas.
– Chayce się odezwał? – spytał niespodziewanie.
– Jeszcze nie – odpowiedziała obojętnie, choć serce w niej podskoczyło na sam dźwięk jego imienia. – Becky mówiła, że mógł jeszcze nie dostać mego listu. Był na Bahamach z Deliną, kiedy go wysłałam, ale podobno pojechał z nią jeszcze do Hollywood po zakończeniu zdjęć do filmu.
– Nie lubisz jej – zauważył Troy.
– Nawet jej nie znam! – zaśmiała się Abby. – To sprawa Chayce’a, nie moja.
– Myślisz, że się pobiorą?
– W końcu musi się z kimś ożenić, bo na starość zostanie sam jak palec.
– To mu raczej nie grozi. Kobiety walą do niego drzwiami i oknami, nie może się od nich opędzić – zauważył Troy.
– Nie w ostatnim roku – odrzekła. – Spotykał się tyko z Deliną.
– Skąd to wiesz? Myślałem, że przez prawie cztery lata go nie widywałaś. Chociaż trudno w to uwierzyć. Mieszkacie przecież w tym samym domu.
– Chayce’a nie było w domu, kiedy ja przyjeżdżałam – powiedziała przez zęby.
– Dlaczego?
– O co ci chodzi, Troy? Masz jakiś problem?
– Chayce nie chce, żebyś za mnie wyszła, oto jaki mam problem!
– Chayce nie będzie mi mówił, za kogo mam wyjść. – Abby uspokoiła oddech. – Dziwię się, że coś takiego powiedział. Ja nawet kartki od niego nie dostałam.
– Mnie to nie dziwi – mruknął, obserwując drogę. – On wciąż myśli, że do niego należysz, ale zamierzam mu udowodnić, że się myli. Uważam, że powinniśmy już ustalić datę ślubu. Proponuję przyszły miesiąc.
Abby poczuła nagły skurcz żołądka. To za wcześnie, za wcześnie, za wcześnie…!
– Ty nie chcesz niczego przyspieszać, Abby? – spytał Troy. – Ty wcale nie chcesz za mnie wyjść.
– Chcę! – zaprotestowała, zwracając na niego oburzone spojrzenie.
– Okay – westchnął. – Myślałem, że zamierzasz się wycofać. Prawdę mówiąc, ojciec to zasugerował.
– Twój ojciec? Sid? Ale dlaczego? – zdumiała się.
– Powiedział, że byłaś zakochana w Derringerze.
Abby patrzyła na jego ręce oparte na kierownicy. Były tak zaciśnięte, że aż pobielały mu kostki palców. Uznała, że nie może dłużej go okłamywać, ale nie może też wyjawić pełnej prawdy.
– Rzeczywiście tak było – przyznała, nie patrząc na niego. – Byłam w nim nieprzytomnie zadurzona, kiedy miałam szesnaście lat. Zorientował się i odbyliśmy długą rozmowę. Dla mnie… niezbyt przyjemną. – Popatrzyła z powagą na Troya. – Jest ode mnie o piętnaście lat starszy i nie ma zamiaru się żenić. Wiedziałam, że dla niego nigdy nie będzie miało znaczenia to, co do niego czuję. – Zwróciła wzrok ku oknu. – Nie mogę przestać o nim myśleć. Nie potrafię. Jednak on nie odwzajemnia moich uczuć.
– Jeśli tak, to dlaczego latem próbował mnie odstraszyć?
– Jestem pewna, że tego nie robił – powiedziała zrezygnowana. – On tylko chce się upewnić, że będziemy dobrym małżeństwem. Przez wiele lat się mną opiekował. Może trudno mu się ze mną rozstać, choć nieczęsto się ze mną widuje.
– W końcu nie jesteś boską Deliną – powiedział Troy, nie wyczuwając, jak nietaktownie zabrzmiały te słowa. – Jest fantastyczną babką. Niewiele kobiet może się równać z boginiami Hollywood. Bóg mi świadkiem, że skacze mi ciśnienie, gdy tylko zobaczę jej zdjęcie w gazecie.
– Najwyraźniej Chayce’owi też. Z tego, co wiem, spędza z nią niemal każdą wolną chwilę.
– A jeśli kiedykolwiek zechce się ożenić, ona będzie na pierwszym miejscu listy kandydatek – dodał Troy i nagle zorientował się, że mógł zrobić Abby przykrość. – Nie chciałem, żeby to zabrzmiało tak, jakbym uważał, że ty nie jesteś ładna – zaczął się tłumaczyć. – Jesteś urocza i słodka. O ile się nie zachowujesz jak jeden z tych żartownisiów na moich lekcjach historii.
– Nie jestem ani zrównoważona, ani potulna – oświadczyła dobitnie. – Jeśli chcesz się ze mną ożenić, musisz mnie zaakceptować taką, jaka jestem.
– Jesteś w porządku, należałoby tylko dokonać kilku małych poprawek. Musisz trochę stonować swoje poczucie humoru i nauczyć się zachowywać z większą godnością w miejscach publicznych. A skoro już o tym mówimy, powinnaś mieć jeszcze dłuższe włosy – dodał, zerkając w jej stronę. – Nie lubię krótkich włosów u kobiet. Prawdę mówiąc, nie lubię też takich obcisłych dżinsów. Po ślubie będziesz musiała ubierać się bardziej statecznie. Bądź co bądź w moim zawodzie reputacja jest bardzo ważna.
Abby próbowała sobie wmówić, że to jakiś żart. Jednak Troy był jak najdalszy od żartów. Świadczył o tym niesłychanie poważny wyraz jego twarzy.
– Powinieneś był oświadczyć się Eve Payne – zauważyła, odnosząc się do jego koleżanki po fachu, będącej jej całkowitym przeciwieństwem.
– Och, Eve mnie nie lubi – machnął ręką Troy.
– Dlaczego?
– Uważa, że pokazując się z tobą, psuję sobie opinię!
– Czy ja dobrze słyszę? – Abby z trudem opanowała wybuch wściekłości.
– Nie jesteś uosobieniem rozwagi, Abby. – Troy się roześmiał, ale nie był to śmiech radosny. – A po tej historii z bykiem wielu tutejszych mieszkańców uważa, że nie wiesz, co robisz. Moja matka zastanawia się nawet, czy nie powinnaś poddać się terapii.
Nie do wiary, czy ona dobrze usłyszała? Czy mężczyzna siedzący obok niej to ten sam miły, uprzejmy, uległy młodzieniec, który przez ponad rok był jej dobrym przyjacielem i jeszcze trzy miesiące temu błagał ją, żeby za niego wyszła? A więc powinna się poddać terapii? I nosić kok, długie spódnice i powściągnąć swój temperament…
– Nie denerwuj się, wiesz, że mam rację – dodał Troy. – Za długo już dokazywałaś. Potrzebowałaś silnej ręki, ale nigdy jej nie miałaś.
Owszem, miała, kiedy Chayce stanowił część jej życia. Ale kiedy się wycofał, nie było nikogo, kto by ją przywoływał do porządku. Zachowywała się nieodpowiedzialnie i prowokująco. Może w ten sposób starała się ściągnąć na siebie jego uwagę.
– To mi przypomina, że musimy porozmawiać o jeszcze jednej sprawie – kontynuował Troy.
– Bądź łaskaw powiedzieć, która jeszcze moja wada wymaga korekty – wycedziła przez zęby.
– Chcę, żebyś zrezygnowała z członkostwa w organizacji obrońców środowiska – powiedział. – Sprowadzanie wilków z powrotem na tereny naszych pastwisk jest rządową taktyką niszczenia prywatnej własności ziemi. To działalność wywrotowa, my nie potrzebujemy, żeby wilki porywały nasze bydło. To chyba potrafisz zrozumieć, prawda?
– Dziesiątki razy ci to tłumaczyłam. W dawnych czasach, zanim wilki zostały prawie całkowicie wytępione, ich ofiarą padały różne gryzonie. Drapieżniki przyczyniają się do zachowania równowagi w przyrodzie, a nie do jej zakłócania. Dziwię się, że zdajesz się tego nie rozumieć.
– Zgoda, w przyrodzie. – Troy obrzucił ją chłodnym spojrzeniem. – Jednak hodowla bydła nie jest częścią przyrody. To biznes, jak każdy inny. Jeśli wilki będą się mnożyć, stada bydła będą się zmniejszać. Już i tak mamy dość kłopotów z prawami do wody i publicznymi pastwiskami. Nasi hodowcy wpadają w szał, bo bawoły w parku narodowym wałęsają się swobodnie i zarażają nasze bydło brucelozą. Wiesz, co to takiego? To choroba, która powoduje poronienia u krów. Zdajesz sobie sprawę, ile tracimy pieniędzy za każdym razem, gdy na świat przychodzi martwy cielak?
– Tak, wiem – przyznała Abby. – Chayce ma ranczo, poza tym czytam fachową prasę. Rozumiem twoje argumenty, ale nie dam za wygraną. Musimy zachować…
Nagle z bocznej drogi wyskoczył ogromny pikap z podwójną kabiną. Po godle rodziny Derringerów umieszczonym na karoserii poznała, że to jeden z samochodów z rancza Chayce’a. Ale nie prowadził go tak jak zazwyczaj przystojny Kirk Conroy, zatwardziały kawaler, który zarządzał ranczem pod nieobecność Chayce’a. Kirk bowiem, w przeciwieństwie do Chayce’a, zawsze jeździł ostrożnie, a tym razem samochód pędził na złamanie karku.
– A niech mnie – mruknął Troy, zjeżdżając na pobocze, kiedy pikap zrównał się z nimi. – Chyba przed chwilą mówiłaś, że Chayce nie wraca do domu.
– Bo tak myślałam – wycedziła Abby przez zęby.
W bocznym oknie samochodu zobaczyli jego twarz. Czarne oczy błyszczały złowrogo w twarzy tak przystojnej, że gdziekolwiek by się znalazł, przyciągałby wzrok zachwyconych kobiet. Włosy miał tak samo czarne jak oczy. Abby po raz kolejny pomyślała, że nigdy nie spotkała równie przystojnego mężczyzny.
– Jak się masz, Chayce? – zawołał Troy ze sztucznie radosnym uśmiechem.
Chayce nie odpowiedział. Siedział jak wykuty z kamienia, wyraźnie ignorując Troya. Wzrok skupił na Abby, która odwzajemniła spojrzenie. Prawie cztery lata się nie widzieli, a on nawet się do niej nie uśmiechnął,
– Myślałam, że jesteś na Bahamach – rzuciła oschle.
– Byłem. Dziś rano dostałem twój list – odpowiedział. – Przesłano go do Kalifornii, więc trochę to trwało. – Przeniósł wzrok z Abby na Troya i z powrotem. – Co to za bzdura z tym waszym ślubem?
– Bzdura? – oburzył się Troy. – My… my tylko chcemy się pobrać, Chayce. Nic nie musisz w tej sprawie robić, jedynie poprowadzić Abby do ołtarza w zastępstwie jej ojca. Ja kupię nawet suknię ślubną…
– Suknię ja kupię – oświadczył Chayce jadowitym tonem. – Oczywiście dopiero wtedy, gdy Abby rzeczywiście będzie wychodzić za mąż.
– Słyszałeś, co powiedział – włączyła się Abby, unosząc brodę i patrząc Chayce’owi prosto w twarz. – Pobieramy się. I prawdopodobnie przyspieszymy ceremonię.
– Dlaczego wam tak spieszno do ołtarza? Ona jest w ciąży? – zapytał takim tonem, że Troy odruchowo objął ramieniem Abby, jakby ją chciał ochronić.
– Jak śmiesz, Chayce! – Abby omal nie zakrztusiła się z wściekłości.
– Ona… ona… nie… nie, no coś takiego! – jąkał się oburzony Troy.. – Na Boga, ja mam odpowiedzialny zawód i jestem przyzwoitym członkiem naszej społeczności!
– Skończmy tę bezsensowną rozmowę, ona do niczego nie doprowadzi – włączyła się Abby.
Chayce zmrużył oczy. W takim nastroju był groźny. Abby czuła dreszcz przebiegający jej wzdłuż kręgosłupa. Ramię Troya też nie było tak stabilne, jakby sobie tego życzył.
– Porozmawiamy w domu – powiedział Chayce po chwili.
Skinął głową Troyowi, podniósł szybę i dodał gazu, pozostawiając za sobą smugę kurzu.
– Uff! – odetchnął Troy, cofając ramię. – O co mu chodzi? W zeszłym roku był przeciwny, to jasne, ale teraz jesteś już pełnoletnia. Nie może ci niczego zakazać.
– Nie mam pojęcia, dlaczego tak się wścieka. W każdym razie on nie będzie decydował, kiedy mogę wyjść za mąż – niemal warknęła.
– No, no, kochanie, tylko z nim nie wojuj – ostrzegł. – Nie możemy zrobić sobie z niego wroga. To tutaj nie byle kto.
– Chyba się go nie boisz?
– Pewno, że nie. – Troy zaśmiał się sarkastycznie. – A teraz jedźmy na ranczo. Chcę ci pokazać nasze nowe byki. – Zerknął na nią podejrzliwie. – Nie zrobisz chyba niczego szalonego przy moim ojcu, prawda?
– Nie – odpowiedziała Abby zrezygnowana. – Będę bardzo grzeczną dziewczynką.
– Mam nadzieję – mruknął Troy.
Pomyślała o tych słowach później, kiedy Troy odwiózł ją do domu, ale nie wszedł z nią do środka. Dezercja w obliczu bitwy, mruknęła poirytowana, obserwując, jak odjeżdża z piskiem opon. Opiekun się znalazł!
Było już ciemno. Z niechęcią myślała o spotkaniu z Chayce’em ponurym jak chmura gradowa. Z drugiej strony, po co jej kolejny opiekun? Miała tylko jednego, Chayce’a, którego znała od dziesiątego roku życia. Może zastraszyć cały świat, ale ona się go nie boi.
Skrzyżowała szczupłe ramiona i bojowo nastawiona wkroczyła do holu. Rozczarowała się, że Chayce na nią nie czeka. Przez całe popołudnie nastawiała się na spotkanie z nim, a tymczasem on znowu gdzieś zniknął. Ale czegóż się mogła spodziewać? Przez całe lata jej konsekwentnie unikał. Nic nie wskazywało, żeby to się nagle zmieniło.
– To ty, Abby? – Dobiegł z gabinetu niski głos z teksańskim akcentem.
Podeszła na próg i zajrzała do środka. Chayce rozłożył się wygodnie na skórzanym fotelu, skrzyżował nogi, w szczupłej ręce trzymał kieliszek brandy. Ciemny pokój rozświetlała tylko lampka stojąca obok fotela.
– Tak, to ja – odpowiedziała, ale nie weszła do środka.
Z tym miejscem łączyły się wspomnienia, do których nie miała ochoty wracać. Były zbyt bolesne i zawsze wytracały ja z równowagi, a teraz, w obliczu konfrontacji, powinna zachować spokój.
– Wejdź – powiedział spokojnie Chayce. – Musimy porozmawiać.
– Nie mamy o czym – oświadczyła z godnością. – Mam już dwadzieścia jeden lat. Jestem dorosła, nie możesz mi niczego zakazać.
Chayce obrzucił ją spojrzeniem od stóp do głów – miała na sobie obcisłe dżinsy i przylegający do ciała T-shirt.
– Zaokrągliłaś się – stwierdził.
– Wszystkie małe dziewczynki kiedyś dorastają – zauważyła z kpiącym uśmiechem.
– Faktycznie. – Chayce pociągnął potężny łyk brandy. – Wejdź i zamknij drzwi, Abby.
– Wolę zostać tu, gdzie stoję – wykrztusiła z trudem. – Mów szybko, co masz do powiedzenia. Usłyszę.
– Powiedziałem, żebyś weszła i zamknęła drzwi! – Jego głos, niski i łagodny, potrafił być niekiedy ostry jak brzytwa.
Weszła z ociąganiem do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Ale nie oddaliła się od nich. Chłodne drewno, o które się opierała, dawało jej złudne poczucie bezpieczeństwa.
Chayce też się nie ruszył. Wciąż nie spuszczał oczu z jej sylwetki, szukając wszystkich zmian, jakie w niej zaszły. Cóż, cztery lata to szmat czasu.
– Serce wyskoczy ci z piersi – zauważył. – Z każdym jego uderzeniem widzę, jak unosi się tkanina twojej bluzki.
Ta uwaga jeszcze pogorszyła sprawę. Abby nerwowo przełknęła ślinę i skrzyżowała ręce na piersi.
– Co masz mi do powiedzenia? – spytała chłodno.
– Tak naprawdę to nie wiem – przyznał, wzdychając ciężko. – Nie widziałem cię cztery lata. Jesteś starsza, trochę przybrałaś na wadze. Mówisz, co myślisz, ale przecież nigdy się mnie nie bałaś. Troy tak. Zauważyłaś, jak się trzęsie? – dodał, uśmiechając się kpiąco.
– Tu nie ma się z czego śmiać – prychnęła Abby, zła, że to zauważył. Chciała, by jej narzeczony był uważany za honorowego i nieustraszonego mężczyznę.
– Kiedy mnie to wszystko śmieszy – odparł. – Ten wasz absurdalny pośpiech, to całe zamieszanie, jakby was ktoś popędzał. Naprawdę nie musisz ustanawiać nowych rekordów szybkości w biegu do ołtarza.
– Mój ślub to nie twoja sprawa – żachnęła się.
– Akurat.
– Wiem, ile ci zawdzięczam – odpowiedziała. – Doceniam to, ale nie jestem twoją własnością, a właśnie tak mnie traktujesz. Po co wróciłeś? – spytała żałośnie. – Dlaczego nie zostałeś tam, gdzie byłeś? Nic cię nie obchodzi, czy wyjdę za Troya, czy za kogoś innego, jesteś tylko zły, że poprosiłam cię o poprowadzenie mnie do ołtarza.
Chayce dokończył brandy, wciąż mierząc Abby uważnym wzrokiem.
– Tak, jestem zły – przyznał. – Nie jestem na tyle stary, żeby być twoim ojcem – powiedział wyjątkowo łagodnym tonem.
– Co innego mówiłeś cztery lata temu – przypomniała mu zduszonym głosem. – Mówiłeś… – urwała w połowie zdania.
– Leżałaś w moich ramionach, w tym pokoju, na tej sofie – wspominał, bawiąc się pustym kieliszkiem. – Twoja bluzka znalazła się na podłodze, ja miałem rozpiętą koszulę. Obejmowałem cię, całowałem, dopóki oboje nie zaczęliśmy się trząść jak liście na silnym wietrze. Przycisnąłem usta do twoich nagich piersi, a ty chwyciłaś moją głowę i przyciągnęłaś mnie do siebie tak rozpaczliwie, jak gdyby od tego zależało twoje życie. Tak, wszystko pamiętam, jakby to było wczoraj.
– Przestań, proszę. – Abby zamknęła oczy i odruchowo jeszcze mocniej przylgnęła do drzwi. Dlaczego nie została w holu? Dlaczego posłuchała tego irytującego mężczyzny?
Fotel zaskrzypiał, kiedy Chayce się podniósł, odstawił kieliszek i ruszył w jej stronę. Uniosła rękę w obronnym geście. Nawet tego nie zauważył. Oparł ręce o drzwi po obu stronach jej głowy i spojrzał prosto w jej spłoszone oczy.
– Położyłem cię na plecach, miałem nogi między twoimi nogami – ciągnął schrypniętym głosem. – Płakałaś. Rozpiąłem ci dżinsy i… wtedy zadzwonił telefon. Pamiętasz, co powiedziałaś? Błagałaś, żebym nie odbierał. Szeptałaś, że mnie pragniesz, że za chwilę zemdlejesz z niezaspokojenia. – Oczy Chayce’a rozbłysły. – Dotykałem cię…
Abby nie mogła znieść tych wspomnień. Zaszlochała i ukryła twarz w jego piersi.
– Przestań! – jęknęła.
Potarł twarz o jej policzek, równocześnie tak się pochylając, że biodrami przylgnął do jej bioder, wyraźnie podniecony. Zadrżał, po czym przesunął usta wzdłuż jej mokrego policzka, by dotknąć jej warg.
Czas między „wtedy” a „teraz” przestał istnieć. Nie opierała się, rozchyliła usta tak, jak ją tego nauczył tamtej nocy. Sięgnęła do jego koszuli i trzęsącymi rękami zaczęła szukać guzików.
– Rozepnij – szepnął Chayce. – Dotknij mnie!
Nie powinna tego robić. Jest przecież zaręczona. Ma na palcu pierścionek od Troya. Przyjęła jego oświadczyny. Ale to Chayce jest mężczyzną, którego pragnęła od zawsze i którego będzie zawsze pragnąć. Nerwowo rozpięła guziki i zaczęła go pieścić, czując znajome ciepło twardych mięśni pokrytych kręconymi włoskami. Oderwała usta od jego ust i przycisnęła je do jego piersi, rozkoszując się jego świeżym zapachem, smakiem jego skóry, którą czuła pod wargami.
– To się nigdy nie skończy – wymamrotał Chayce, wsuwając ręce pod jej T-shirt. – Próbowałem trzymać się z dala od ciebie. Bóg mi świadkiem, że próbowałem, z całych sił… Dobrowolnie skazałem się na męczarnie.
Abby uniosła ku niemu twarz, obserwując go, kiedy ściągał jej stanik, a potem czule pieścił jej piersi. Wstrzymał oddech, poczuwszy pod palcami jej skórę. Kciukami i palcami wskazującym ujął sutki i uciskał je lekko, aż stwardniały i się zaróżowiły. Oczami szukał jej oczu.
– Wiesz, czego chcę – szepnął.
Wiedziała. Nie zważając na swoją niewinność i na obietnicę złożoną Troyowi, jednym ruchem ściągnęła top i rzuciła go na podłogę. Uniósłszy lekko plecy, pozwoliła mu patrzeć na swoje pełne jędrne piersi, drżąc z pożądania, którego już kiedyś doświadczyła.
– I ty wiesz… czego ja chcę – wyszeptała.
– Tak. – Dotknął ostrożnie, jakby z czcią, jej piersi i pochylił głowę. Powoli, z czułością ujął w usta jej sutek zaczął go ssać w gorącej, pełnej napięcia ciszy pokoju.
Drugą rękę wsunął pod jej plecy i uniósł ją lekko, przyciskając do swoich bioder. Wyczuła, jak bardzo jest podniecony.
– Kiedy z tobą jestem – wyszeptał z ustami przy jej piersi – mógłbym tak trwać całą noc. Mógłbym kochać się z tobą bez końca i pragnąć cię wciąż od nowa. Nigdy bym się tobą nie nasycił.
Abby położyła dłonie na jego płaskim brzuchu, ledwie go dotykając. Uniósł głowę i spojrzał jej w oczy, w których zobaczył lęk połączony z cierpieniem i podnieceniem. I miłość.
Tkwiła nieruchomo w jego uścisku, nie protestując, nie opierając się, nie czując wstydu ani zażenowania.
Chayce patrzył na jej ciało, poddające mu się, uległe, błagalne. Dotykał jej i pieścił, a ona coraz gwałtowniej drżała i łkała z dojmującej tęsknoty. Wreszcie zamknął ją w ramionach i lekko uniósł, z trudem opanowując chęć rzucenia jej na podłogę i zniewolenia.
– Och, na Boga – szeptała, przyciskając usta do jego szyi. – Dlaczego? Dlaczego? Co się z nami dzieje?
– Nie wiem, dlaczego tak na siebie reagujemy – odpowiedział również szeptem, przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej i przymykając oczy, żeby napawać się jej dotykiem – Nigdy nie straciłem głowy dla żadnej innej kobiety, tylko dla ciebie. Zupełnie jakbym oszalał na twoim punkcie. – Ukrył twarz w jej piersiach.
– Nie możemy… się położyć? – wykrztusiła.
– Dziecinko, jeśli się położymy, w ciągu dwóch minut będziesz moja. Nawet nie zdążę cię do końca rozebrać.
Abby przycisnęła usta do jego ciepłego ramienia i znowu gwałtownie zadrżała. Nogi odmawiały posłuszeństwa, kręciło jej się w głowie.
– Tak – westchnęła.
Chayce jęknął głucho. Nic nie mógł poradzić. Musiał to zrobić. Musiał, to było silniejsze od niego.
Odwrócił się ze zdecydowanym wyrazem twarzy. Zaczął się cofać w stronę sofy i kiedy Abby popatrzyła na niego, wiedział, że już się nie powstrzyma. Czuł niemal jej ciało pod swoim, czuł, że ona się zgadza, czuł, że może nią zawładnąć i że musi się to stać jak najprędzej.
Abby przywarła do niego, gotowa na wszystko, spragniona, by do niego należeć. Nareszcie, pomyślała rozgorączkowana, kiedy przycisnął ją jeszcze mocniej. Nareszcie! Tak długo na to czekałam…
Właśnie miał ją położyć na sofie, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi, tak głośny, że wydawało się, jakby w gorącej ciszy pokoju wybuchła bomba.
Patrzyli na siebie, jakby nagle ocknęli się z oszołomienia. Chayce ściągnął brwi na widok jej nagich piersi przyciśniętych do swojej klatki piersiowej, jej ramion ciasno oplatających jego silny kark. Ona też wpatrywała się w jego obrzmiałe wargi, które tak zachłannie brały ją w posiadanie, w jego oczy, które mówiły jej, jak rozpaczliwie jej pragnie.
Tymczasem rzeczywistość boleśnie przywróciła ich do świadomości. Piękny sen się skończył, zanim na dobre się zaczął.
Chayce postawił ją na nogi i przytrzymał chwilę, żeby złapała równowagę. Wciąż nie spuszczał wzroku z jej piersi, jakby nie był w stanie oderwać od nich oczu. Pogładziwszy je delikatnie, poczuł, jak jej ciało sztywnieje. Usłyszał cichy okrzyk rozkoszy, który wydobył się z jej ust.
– Ktoś przyszedł – szepnęła.
– Wiem. – Pochylił głowę i delikatnie pocałował jej miękką pierś. – Pragnę cię. Szaleńczo.
– Ja też cię… pragnę.
Potarł policzek o jej pierś i przytrzymał ją mocno.
– Och, wielkie nieba, Abby! – jęknął.
– Wiem. – Pogłaskała jego wilgotne włosy, przymykając oczy. – Wiem, Chayce, wiem.
Wiedziała, dlaczego drży. Uspokajała go najlepiej, jak potrafiła, równocześnie zastanawiając się, czy drzwi są zamknięte na klucz. Jeśli nie, a ktoś je otworzy i wejdzie tutaj…
Rozległo się energiczne pukanie.
Chayce uniósł głowę, wciąż drżąc na całym ciele.
– Co tam? – odezwał się tonem, który nie zachęcał do wejścia.
– Chayce? – odezwał się z wahaniem Kirk Conroy, jego zarządca i dobry przyjaciel. – Możesz przyjść na moment do obory? Musieliśmy wezwać weterynarza do tych jałówek, które poroniły i on chce z tobą mówić.
– Zaraz będę – rzucił Chayce.
Usłyszeli oddalające się kroki. Chayce trzymał Abby za ręce. Patrzył na nią tak, jakby nie mógł znieść myśli, że musi się od niej oddalić. Pociągnął ją do drzwi, sięgnął do tyłu i szybko zamknął je na klucz. W jego czarnych oczach błyszczało pożądanie.
– Nie możemy – wyszeptała Abby.
– Dlaczego? On nie wróci.
– Chayce… jestem… zaręczona… – wyjąkała.
Spuścił wzrok na jej piersi, odwrócił ją ku sobie i przycisnął do piersi.
– Czy z nim czujesz to samo? – spytał niepewnie, bojąc się usłyszeć odpowiedź. Mimo to chciał wiedzieć.
– Ja nie… nie mogę… robić tego… z nim – wykrztusiła i zarumieniła się mocno, coraz bardziej zawstydzona.
Chayce skamieniał. Uniósł głowę i utkwił wzrok w jej pokrytej rumieńcem twarzy.
– Nigdy? – spytał szeptem.
– Nigdy. Jak bym mogła? – zaszlochała, patrząc na niego z rozpaczą. – Kocham ciebie. Do diabła, Chayce, ja cię kocham! Troy jest miły, ale moje serce należy tylko do ciebie.
Chayce scałował jej łzy i smakował usta z niespotykaną czułością, ująwszy w ciepłe, silne dłonie jej twarz.
Po kilku długich minutach wypuścił ją z ramion i delikatnie odsunął od siebie. Starł łzy z policzków, obserwując ją spod zmarszczonych brwi. Był zły czy zmartwiony? Nie umiała rozszyfrować jego emocji.
Poczuła nagły chłód, gdy nie było przy niej jego ciepłego ciała. Sięgnęła po leżący na podłodze biustonosz i top.
– Twoja… koszula – powiedziała.
Chayce schylił się, podniósł ją i włożył.
– Wszystko w porządku – stwierdził ze spokojem. – Nic się nie wydarzyło. Mało brakowało, ale…
– Tak, nic się nie wydarzyło. – Głos Abby się załamał.
Chayce odetchnął głęboko.
– To może lepiej, że chcesz przyspieszyć ślub – powiedział z chłodną pogardą dla samego siebie. – To może być jedyna rzecz, która uchroni cię przede mną.
– Nie rozumiem.
– Czyżby? – zaśmiał się sarkastycznie. – Ani mi było w głowie, że tego wieczoru zbliżę się do ciebie – powiedział. – Zamierzałem cię zatrzymać w połowie pokoju i zaproponować, że poprowadzę cię do ołtarza. – Zacisnął szczękę. – I widzisz, czym to się skończyło. Nie mogę nawet przebywać z tobą w jednym pokoju, żeby się nie podniecić, i to po czterech latach trzymania się od ciebie na dystans!
W sobotę Abby miała pojechać po suknię ślubną. Poprosiła Becky, żeby jej towarzyszyła, ale w ostatniej chwili okazało się, że gospodyni ma do załatwienia pilną sprawę rodzinną. Jej siostra się przewróciła i choć nie doznała poważnych obrażeń, trzeba ją było zawieźć do szpitala.
To niczym omen, pomyślała żałośnie Abby. Chayce był w domu od trzech dni i już złamał jej serce, zwłaszcza po tym, co wydarzyło się między nimi pierwszej nocy po jego powrocie. Potem zachowywał się jak gdyby nigdy nic, co ona również próbowała robić, ale bez powodzenia. Nie była w stanie uwolnić się od wspomnień. Poprzedniego dnia widziała się z Troyem, który był tak samo posępny jak ona i zachowywał się tak, jakby wiedział, co się wydarzyło, co ona czuje do Chayce’a. Oboje starali się jednak przejść nad tym do porządku dziennego. Może kupno sukni ślubnej chociaż trochę poprawi jej nastrój.
Kiedy wyszła, żeby wsiąść do samochodu, zastała Chayce’a na ganku. Miał na sobie dżinsy, koszulę w niebieską kratę, na głowie biały stetson, a na nogach buty do konnej jazdy. Skrzyżował ramiona na szerokiej piersi i skupił wzrok na Abby ubranej w sukienkę do kostek w czarno-biały wzór, z włosami sczesanymi z twarzy i starannie ułożonymi w fale.
– Przygotowujesz się do roli w „Arszeniku i starych koronkach”? – spytał kpiącym tonem.
– Troy lubi, kiedy się tak ubieram – odpowiedziała obronnym tonem, zła, że ośmielił się skomentować jej wygląd.
– To może powinien się ożenić z jakąś niezamężną ciotką zamiast z tobą – zauważył i uśmiechnął się kpiąco.
– Wybierasz się gdzieś? – Abby zawiesiła torebkę na ramieniu, zdecydowana jak najszybciej uwolnić się od jego towarzystwa.
– Jadę z tobą, wskakuj do pikapa – odpowiedział. – Podobno mamy kupić suknię ślubną. Na co czekasz? Wsiadaj.
– Interesująco będziesz w niej wyglądał – odgryzła się.
– Nic z tego – zaśmiał się. – Mam uczulenie na koronki i kwiaty. Chodźmy. Becky powiedziała, że jedno z nas powinno z tobą pojechać. Teraz rozumiem dlaczego – dodał, obrzucając ponownie krytycznym spojrzeniem jej strój.
– Lubię staroświeckie suknie! – obruszyła się.
Chayce otworzył drzwi samochodu i natychmiast się cofnął, tak że wpadła na niego i na chwilę przylgnęła do niego całym ciałem.
– Nieprawda – odrzekł. – On próbuje zrobić z ciebie drugą Eve Payne.
Abby aż oniemiała.
– Nie udawaj, że tego nie wiesz – dodał.
– A ty niby skąd wiesz? – parsknęła. – Od czterech lat mnie nie widziałeś. Właściwie nic o mnie nie wiesz.
– Ale Becky wie dużo – odrzekł z groźnym błyskiem w oku. – Uważa, że Troy widzi w tobie same wady, a zupełnie nie dostrzega zalet. Boi się, że on będzie próbował cię zmienić.
– Troy uważa, że jestem zbyt płocha i niepokorna – wyznała. – A jego matka myśli, że powinnam poddać się terapii, bo mam nierówno pod sufitem.
Chayce westchnął ciężko. Dotknąwszy jej włosów, nasunął je do przodu, niszcząc kunsztownie ułożone fale.
– Nawet twoje włosy – zauważył. – Kręcą się, a jemu to się nie podoba, co?
– Wolałby, żebym je wyprostowała. Chayce! – Chwyciła go za rękę, gdy nagle pociągnął ją za włosy.
– Przepraszam. – Pogłaskał delikatnie jeden kosmyk, patrząc z zatroskaniem w jej szczupłą twarz. – Nie lubisz, jak on cię dotyka, prawda? – spytał cicho.
– Nigdy tego nie powiedziałam. – Uniosła ku niemu wzrok, ale po chwili, zawstydzona, zamknęła oczy.
– Ale twoje ciało tak – rzekł. – Umierałaś z pragnienia, marzyłaś o pieszczotach i gorących pocałunkach.
– Tylko twoich – mruknęła niechętnie. – To się chyba nigdy nie zmieni. Nie powinieneś był wracać. Zburzyłeś mój z trudem osiągnięty spokój.
Chayce sięgnął do jej policzka i obrócił jej twarz tak, że przylgnęła do jego piersi. Sam powędrował wzrokiem ponad jej głową w kierunku pustego podwórza.
– Musiałem – powiedział. – Po twoim liście poczułem się, jakbym dostał obuchem w głowę.
– Ja tylko cię poprosiłam, żeby mnie poprowadził do ołtarza – stwierdziła Abby obronnym tonem.
– Nie spodziewałem się, że zechcesz tak szybko wyjść za mąż. Jesteś jeszcze taka młoda, dziecinko. Masz jeszcze dużo czasu, nie musisz się tak spieszyć – odparł.
– Jesteś jedyną osobą spośród moich znajomych, która tak myśli.
– Jestem starszy od większości ludzi, których znasz. Mam trzydzieści sześć lat. Prawie trzydzieści siedem. – Musnął czule wargami jej włosy.
– Kochany staruszek – szepnęła, pocierając twarzą o jego pierś.
Nawet przez tkaninę koszuli czuł jej dotyk. Przeszedł go dreszcz.
Abby słyszała bicie jego serca, jego zmieniony oddech. Przesunął rękę z jej twarzy na ramię. Abby wsunęła palce pod jego koszulę i powoli rozpinała guziki. Położył dłoń na jej ręce, ale tylko na moment, po czym cofnął ją niechętnie.
– To bardzo zły pomysł – wyszeptał.
Ale ton, jakim to powiedział, świadczył o czymś zupełnie innym. Abby uśmiechnęła się triumfalnie, kiedy rozchyliła koszulę i przyłożyła usta do gęstego zarostu na jego piersi. Pachniał korzenną wodą kolońską i mydłem. Zaczęła go namiętnie całować.
Chayce ujął w dłonie jej głowę, ale nie odsunął się. Po chwili jego oddech stał się jeszcze bardziej nierówny. Opuścił ręce na jej biodra i przycisnął je do swoich potężnych ud. Był bardzo podniecony, ale ona się nie przestraszyła. Przesunęła ręce wzdłuż jego ciała i zbliżywszy usta do jego sutka, zaczęła go zmysłowo ssać.
– Nie! – Chayce drgnął i odsunął się gwałtownie.
Spojrzała na jego surową twarz, po czym ponownie zatrzymała wzrok na jego nagiej piersi i na lekkie ślady w miejscach, które przed chwilą namiętnie całowała.
– Tak się czułam – powiedziała łagodnie – kiedy ty mnie tam całowałeś. Chcę, żebyś i ty tego doświadczył.
– Jesteśmy w miejscu publicznym – zauważył.
– Na pustym dziedzińcu – odpowiedziała, wznosząc wygłodniałe oczy ku jego twarzy. – I nie miałeś nic przeciwko temu. A może się mylę?
– Tak – przyznał – nie miałem.
Odsunął jej ręce i powoli zapiął koszulę. Kiedy cofnął się, żeby pomóc jej wsiąść do samochodu, wydawał się bardziej zakłopotany niż kiedykolwiek przedtem. Dłużej, niż to było potrzebne, zajmował miejsce obok niej. Zdjął kapelusz i odgarnął w tył włosy, patrząc na nią przenikliwie.
– Kto cię tego nauczył? – spytał.
– Oglądałam film dla dorosłych.
– Nie powinnaś oglądać takich programów. – Włączył silnik.
– A dlaczego nie?
Zaczął się zastanawiać nad odpowiedzią, ale jej nie znalazł. Westchnął, wyraźnie poirytowany.
Abby skrzyżowała nogi pod długą spódnicą i odgarnęła włosy z twarzy.
– Troy mówi, że powinni zmusić kablówkę nadającą takie programy do rezygnacji z emisji takich filmów. Pewnie byłby najbardziej zadowolony, gdyby w ogóle zakazano rozpowszechniania takich treści – poinformowała go.
– Założę się, że sam ogląda pornosy.
– Nie, Troy raczej nie – westchnęła.
Chayce wycofał samochód przez otwartą bramę.
– Jest bardzo przyzwoity, co?
– Tak – zgodziła się Abby. – Musi taki być. Przecież jest nauczycielem, a to do czegoś zobowiązuje.
– Lubi dzieci?
– Nie bardzo. – Abby wzruszyła ramionami. – Ale mówi, że musimy mieć syna, żeby odziedziczył ranczo po naszej śmierci. No wiesz, żeby majątek pozostał w rodzinie.
Chayce mruknął coś niewyraźnie.
– Ty też powinieneś o tym pomyśleć – zauważyła z przekąsem. – O dziedzicu, bo na razie żadnego nie masz, prawda?
Chayce’owi aż zabrakło tchu. Nie pozwalał sobie na myślenie o dzieciach. Utkwił wzrok w szosie, próbując nie reagować na jej słowa.
– A Delina lubi dzieci? – spytała Abby.
– Nie mam pojęcia.
– Nie rozmawiasz z nią na takie tematy?
Chayce zacisnął ręce na kierownicy.
– Przepraszam – powiedziała szybko, uwiadamiając sobie, że się zagalopowała. Przecież to jasne, że on z nią sypia.
– Nie sypiam z nią, Abby – powiedział po dłuższej chwili, jakby czytał jej myślach. – Z nikim nie sypiam. Od czterech lat, jeśli chcesz wiedzieć.
To było niezwykle intymne wyznanie. Abby wstrzymała na chwilę oddech.
– Och, Chayce! – bardziej jęknęła niż szepnęła. Miała zamęt w głowie. Nie sypiał z nikim? Czy dlatego, że to tylko jej pragnął?
Chayce nie czuł się dużo lepiej. Cała ta cholerna sytuacja działała mu na nerwy. Abby zamierza wyjść za mąż za mężczyznę, którego nie kocha, mężczyznę, który chce zmienić w niej wszystko. Wydawało się jej nie przeszkadzać, że Troy wciąż doszukuje się w niej wad, ale jemu to przeszkadzało. Raniło go to. Powtarzał sobie, że ona potrzebuje młodszego mężczyzny, ale dlaczego musi to być akurat Troy? Gorzej już chyba nie mogła wybrać.
– Gdzie zamierzasz kupić suknię? – spytał gniewnie.
– Oczywiście w Whitehorn.
– Tam jest tylko jeden dobry sklep –zauważył.
– Wiem.
Chayce nie powiedział słowa więcej. Włączył radio i skupił się na wiadomościach, a w każdym razie takie sprawiał wrażenie. Abby patrzyła w okno, myśląc o tym, jak puste, nudne i do obrzydliwości przewidywalne stało się jej życie. A przecież miała dopiero dwadzieścia jeden lat.
Sklep był mały, ale tam właśnie nabywały suknie ślubne wszystkie tutejsze panny młode. Właścicielka, pani Lili, drobna pani w wieku około sześćdziesiątki, była w młodości słynną projektantką i dopiero przed kilku laty przeniosła się na stałe do Whitehorn.
– Tak, słyszałam, że pani tego lata wychodzi za mąż – zwróciła się do Abby, patrząc z wyraźnym niesmakiem na jej strój. – Chciałaby pani obejrzeć kilka modeli sukien, które ostatnio zaprojektowałam?
– Tak, chętnie – odpowiedziała Abby zdziwiona, że Chayce wszedł razem z nią do sklepu. Usiadł na krześle pod oknem, z obojętnym wyrazem twarzy.
Abby patrzyła, jak pani Lili prezentuje jej kolejne suknie, ale nie okazywała entuzjazmu przynajmniej do chwili, kiedy właścicielka sklepu pokazała jej model, nad którym właśnie pracowała..
Suknia w stylu wiktoriańskim była uszyta z satyny i ozdobiona delikatną koronką. Na spódnicy i staniku miała wyhaftowane kwiaty pokryte przezroczystą warstwą koronki. Rękawy, bufiaste na ramionach i bardzo szerokie u góry, zwężały się od łokcia ku dołowi, mankiety też były zdobione misternym haftem.
– Ta jest bardzo droga – powiedziała pani Lili. – Prawda, że warta swojej ceny? Spędziłam nad nią sporo czasu.
– Jak najbardziej – zgodził się Chayce, patrząc na Abby oczami pociemniałymi z bólu. – Będzie… dla niej odpowiednia. Jest rzeczywiście bardzo piękna.
Pani Lili, zdziwiona ich smutnymi spojrzeniami, przenosiła wzrok z jednego na drugie.
– Tworzycie piękną parę – stwierdziła z uśmiechem. – Chciałaby pani jakiś stroik lub welon? – zwróciła się do Abby.
Zanim ta zdążyła odpowiedzieć, Chayce chwycił ją za rękę i ścisnął mocno jej palce.
– Tak – powiedział szybko. – Chce mieć welon. Długi i delikatny – dodał, spoglądając na nią pożądliwie.
– Mam coś takiego! – ucieszyła się pani Lili. – Chwileczkę! – Poszła na zaplecze.
– Ona myśli… że my bierzemy ślub – wymamrotała Abby, oszołomiona, a zarazem rozżalona.
Chayce uniósł jej twarz i spojrzał jej w oczy. Z przeciągłym westchnieniem pochylił się i czule dotknął ustami jej ust. Tak mężczyzna całuje przyszłą żonę, pomyślała Abby i cicho zaszlochała.
Chayce natychmiast się cofnął.
– Na Boga, Abby! – jęknął.
Abby dotknęła jego twardych warg, usiłując powstrzymać łzy. Ale zanim coś powiedziała, wróciła właścicielka sklepu, udając, że nie wyczuwa napiętej atmosfery.
– Proszę, oto on – powiedziała, dumnie prezentując długi, wykończony koronką welon ozdobiony takim samym haftem jak suknia i podczepiony do maleńkiego czepeczka szczodrze ustrojonego drobnymi perełkami. – Idealnie pasuje do sukni, prawda? – zwróciła się do Abby i Chayce’a.
– Tak – przyznała Abby, dotykając ostrożnie welonu. – Ale myślę, że nie…
– Bierzemy – oświadczył zdecydowanie Chayce. – Suknię też. Już postanowiłem, więc ze mną nie dyskutuj.
– Ale Chayce… – próbowała oponować Abby.
– Pani musi wziąć miarę – powiedział Chayce, po czym wrócił się do właścicielki sklepu: – Wystawi pani rachunek czy mam teraz zapłacić kartą kredytową?
– Pan Derringer, prawda? – spytała pani Lili i uśmiechnęła się na widok jego lekko zaskoczonej miny. – Wystawię rachunek. Czy mogę państwu pogratulować?
– Nie wychodzę za pana Derringera – wyjaśniła Abby, nie patrząc na Chayce’a. – Jest moim opiekunem.
– Proszę wybaczyć! – Właścicielka sklepu aż się cofnęła. – Myślałam… – Zaśmiała się nerwowo. – Oczywiście, czujecie do siebie sympatię, pomyliłam się, błędnie zinterpretowałam… Nieważne, jeszcze raz przepraszam. Chodź, moja droga, wezmę miarę.
Chayce, ponury i zły jak diabli, wrócił do samochodu. Oczywiście, że pani Lili się pomyliła. Abby go uwielbiała, podobnie jak on ją. Gdy poślubi Troya, z czasem nauczy się go kochać. Był mniej więcej w jej wieku, to w dodatku porządny i pracowity facet.
Jasne, pomyślał poirytowany, wsiadając do samochodu. Zrobi z Abby drugą Eve Payne, a ona mu na to pozwoli. Uderzył z całej siły w kierownicę, wściekły, że życie przysparza mu takich cierpień. Przez cztery lata przebywał z dala od domu, trzymał się na dystans, chronił Abby przed swoją namiętnością. I na nic to wszystko się zdało. Wystarczy, że na nią popatrzy, a już jej pragnie. Dotknął jej, i była jego, spragniona, oddana i pełna sekretnego ognia. Lgnęli do siebie, na nic odwoływanie się do zdrowego rozsądku.
Zamknął oczy. Musi z tym skończyć, najlepiej natychmiast. Jest dla niej za stary. Kochała go całe życie i teraz jest zdezorientowana. To musiała być wdzięczność i sympatia połączona z naturalnym pożądaniem, bo przecież młodzi ludzie są ciekawi seksu. Oszukiwał siebie, że w jej wieku to nie może być nic więcej. Podniecał ją, ale Troy prawdopodobnie też by to potrafił, gdyby zbliżył się do niej we właściwy sposób. On nie może ryzykować swojej przyszłości i jej szczęścia, kierując się jedynie popędem. Poza tym on poznał smak miłości, nieprawdaż? Beverly boleśnie go zraniła, kiedy był zaledwie o kilka lat starszy niż obecnie Abby. Tak naprawdę nigdy się z tego nie otrząsnął.
Wyobrażał sobie, jak Abby tuli się namiętnie do innego mężczyzny, ale mu się to nie udało. Ona nie pozwoliła, żeby narzeczony ją choćby dotknął. Zamknął oczy. Dobry Boże, robiło mu się słabo na samą myśl o niej w ślubnej sukni. Troy na pewno będzie niezadowolony z powodu ceny sukni i faktu, że to Chayce za nią zapłacił. Nie zwróci uwagi, jak wspaniale Abby w niej wygląda, bo tak naprawdę nigdy nie docenił jej niezwykłej urody. Będzie jej podsuwał ubrania odpowiednie dla starszej pani i wpadał w złość, jeśli Abby zechce włożyć coś, co podkreśli jej cudowną figurę.
Abby wyszła z butiku i wolnym krokiem ruszyła w stronę samochodu, ale nie miała miny kobiety, która za miesiąc połączy się węzłem małżeńskim z ukochanym mężczyzną. Wyglądała raczej jak skazaniec, którego czeka albo szubienica, albo sala tortur.
Chayce, niewiele myśląc, wysiadł z szoferki i okrążywszy samochód, otworzył drzwi od strony pasażera. Uśmiechnęła się mile zaskoczona, bo Troy nigdy tego nie robił, mimo swoich staroświeckich poglądów w innych sprawach. Dla Abby był to jednak kolejny wyraz sympatii ze strony Chayce’a, opiekuńczości, która była nieodłączną cechą jego osobowości. Popatrzyła na niego i wyobraziła sobie, jak by się zachowywał w stosunku do swego dziecka, jaki byłby delikatny i troskliwy, ale bezwzględny w razie grożącego mu niebezpieczeństwa.
Łzy napłynęły jej do oczu. Szybko pochyliła głowę i wspięła się na schodek. Chayce przytrzymał ją w talii, pomagając wsiąść i pochyliwszy się, zajrzał w jej wilgotne oczy.
– Co się stało? – spytał z czułością, delikatnie ścierając łzy koniuszkiem palca.
– Nic… – Abby przygryzła wargę.
– Powiedz mi, kochanie – poprosił, nie cofając ręki z jej policzka.
Podniosła na niego udręczone spojrzenie.
– Myślałam o tym, jakim byłbyś ojcem… – Odwróciła wzrok od jego zszokowanej twarzy i uspokoiła oddech. – Nie gniewaj się, nie wiem, co mnie napadło. Chyba słońce mi zaszkodziło. Lepiej już jedźmy, zanim zrobię coś jeszcze głupszego.
Nie patrzyła na niego, kiedy zamykał drzwi od szoferki ani kiedy siadał za kierownicę i włączał silnik.
Chayce też milczał. Kręciło mu się w głowie i wcale nie od słońca. Nie pozwalał sobie na myślenie o dziecku, ale kiedy Abby o tym napomknęła, zesztywniał. Aż nadto łatwo było wyobrazić ją sobie z niemowlęciem w ramionach i maluchami czepiającymi się jej spódnicy. Oczami wyobraźni widział ją w kuchni z Becky, piekącą ciasta. Albo na trawniku przed domem grającą z dziećmi w piłkę czy puszczającą latawce. Abby miała silnie rozwinięty instynkt macierzyński i tak bardzo kochała dzieci.
Nacisnął pedał gazu, chcąc jak najprędzej wrócić do domu i być jak najdalej od niej. Może znajdzie coś do załatwienia poza miastem. Bóg jeden wie, że udawało mu się to bardzo dobrze przez cztery długie lata, od kiedy Abby pojechała na uczelnię, a do domu wracała tylko na krótkie wizyty.
Abby obserwowała pola przesuwające się za oknem, ale właściwie ich nie widziała. Przyszłość rysowała się niepewnie i w czarnych barwach. Zacisnęła dłonie na kolanach, próbując sobie wyobrazić, że jedzie z Troyem i jednym bądź dwojgiem ich dzieci. Był nauczycielem, ale w szkole średniej. Widywała go tylko z jednym z synów kuzyna. Nie ukrywał niechęci do tego chłopca. Nie potrafił porozumieć się z młodszymi dziećmi. Chayce’a natomiast, ilekroć przebywał w domu, widziała z depczącymi mu po piętach dziećmi stajennego. Ciągnęły do niego jak pszczoły do miodu, a on cierpliwie to znosił, a nawet wydawał się zadowolony.
– Nic nie mówisz – zauważył, kiedy dojeżdżali do domu. Milczenie zaczynało mu ciążyć, już wolałby kolejną dyskusję z Abby.
– Nie ma wiele do powiedzenia, nie sądzisz? – Wpatrywała się w swoje ręce. – Chyba że… dziękuję ci za suknię – dodała cicho.
Nie odpowiedział. Zwolnił i ostrożnie wjechał na boczną drogę prowadzącą do rancza, wzbijając za kołami tuman kurzu. Podjazd był pusty. Abby wysiadła i nagle poczuła lekkie uderzenie w policzek. Krzyknęła, chwytając się za miejsce, w które coś ją ugodziło.
– Co się stało? – zaniepokoił się Chayce.
– Pszczoła!
Chayce podszedł bliżej i uniósł jej brodę.
– Użądliła cię? Gdzie?
– Nie… nie wiem! – Zawsze bała się latających owadów, zostało jej to z dzieciństwa. Odgarnęła włosy, obawiając się, że pszczoła się w nie zaplątała.
Chayce odciągnął jej ręce.
– Pozwól, że się przyjrzę, kochanie – powiedział. Dokładnie sprawdził każdy centymetr jej twarzy, szukając śladu użądlenia, ale wydawało się, że wszystko jest w porządku. Abby tylko niepotrzebnie najadła się strachu. W oczach miała łzy, twarz mocno zaczerwienioną. – Nic się nie stało – uspokoił ją. – Nie pozwolę, żeby cokolwiek czy ktokolwiek cię skrzywdził, nie ma mowy. Nigdy o tym nie zapominaj. – Ucałował jej mokre powieki, spijając łzy.
Uniosła ku niemu usta. Chayce wziął ją w ramiona i trzymał przy sobie, dotykając delikatnie wargami jej oczu, jej mokrych policzków i w końcu jej rozchylonych ust.
Stała spokojnie, nie broniąc się, rozkoszując się pieszczotą jego ust, dotykiem jego silnych rąk.
– Nie mogłabyś chociaż udawać, że chcesz się uwolnić? – wyszeptał.
– Nie wiem jak – odpowiedziała również szeptem.
Chayce wsunął palce w jej włosy i przechylił w prawo głowę. Miała zamknięte oczy, ale czuła na sobie jego wzrok. Znowu pochylił głowę i tym razem pocałunek nie był czuły, lecz brutalny i zmysłowy. Zacisnął ramiona, przyciągając ją do siebie. Abby otoczyła go ramionami, liczył się tylko ten moment, świat wokół nich przestał istnieć. Chayce pachniał kawą, a jego usta były tym, o czym zawsze marzyła. Skubnął zębami jej dolną wargę i uniósł głowę, wpatrując się w jej roziskrzone oczy.
– Dlaczego zaczęłaś mówić o dzieciach? – spytał niemal gniewnie, próbując uspokoić oddech.
– Bo… sama nie wiem – wyjąkała.
– A on lubi dzieci? – pytał dalej Chayce.
– Nie bardzo – odrzekła.
– A ty tak. Ty je kochasz – stwierdził.
Abby oparła czoło o jego pierś i westchnęła żałośnie.
– Nie pogarszaj sprawy – poprosiła. – Już powiedziałeś, co myślisz o moim narzeczonym. Dałeś mi też do zrozumienia, że jesteś dla mnie za stary.
– Nie będzie mu się podobała twoja suknia ślubna – powiedział Chayce z przekąsem, uparcie powracając do Troya. – I nie będzie zadowolony, że ja ci ją kupiłem.
– Nie obchodzi mnie to. To najpiękniejsza suknia, jaką w życiu widziałam.
– Tylko dlatego, że ty ją będziesz nosić.
Abby spojrzała w jego oczy. Były smutne i pełne bólu.
– Ożenisz się z Deliną? – spytała.
– Nie kocham jej – odparł z kamienną twarzą.
– Czy na pewno miłość jest potrzebna? – zaśmiała się gorzko Abby. – Większość ludzi zadowala się tym, co osiągalne, zamiast gonić za mrzonkami. Ja właśnie zamierzam to zrobić.
– Nie mów w ten sposób! – napomniał ją. – On jest przyzwoitym człowiekiem, Abby. Jest młody i solidny.
– Choćby był rycerzem na białym koniu, byłoby mi to obojętne – odpowiedziała szczerze, rzucając Chayce’owi oskarżycielskie spojrzenie. – I ty dobrze wiesz dlaczego. Hm, nagle mnie do niego przekonujesz, a jeszcze przed chwilą go krytykowałeś.
Chayce powoli wypuścił ją z ramion.
– To wszystko moja wina – powiedział. – Nie powinienem był nigdy wracać. Mam parę spraw do załatwienia – dodał po chwili. – Mogę się tym równie dobrze zająć przed twoim ślubem. W każdym razie wrócę na czas, żeby cię poprowadzić do ołtarza. Możesz na mnie liczyć.
Zamknął drzwi samochodu. Nie mógł wyrazić tego jaśniej. Wyjeżdżał, żeby nie ulegli pokusie. Znowu go straci. Ale cóż to ma za znaczenie? Była tak głęboko zraniona, że z trudem zbierała myśli. Oczywiście nie może tego ani powiedzieć, ani okazać, ponieważ on nie chce jej miłości. W każdym razie nie na zawsze.
– Jak chcesz. – Odwróciła się.
Chayce oprowadził ją wzrokiem. Nie posiadał się ze złości. Ona nie chciała wyjść za Troya. Zdecydowała się na to tylko dlatego, że nie mogła mieć Chayce’a. Oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę.
Po raz pierwszy od czterech lat zaczął się zastanawiać, czy słusznie robi, nie przyjmując miłości, którą chce go obdarzyć Abby. Gdyby tylko był jakiś sposób, by zyskać pewność co do jej uczuć.
Jedyne, co mógł w tej sytuacji uczynić, to wycofać się i pozwolić jej samej zadecydować o swoim życiu. Nie śmiał nawet brać pod uwagę, że miałaby uwzględnić jego osobę w planach na przyszłość. Przede wszystkim nie powinien był nigdy zbliżyć się do niej. Nie miał prawa! Gdyby ją zostawił w spokoju, nic z tego, co się zdarzyło, nie miałoby miejsca. Byliby spokojniejsi i nie cierpieliby tak bardzo.
Westchnął i poszedł za nią do domu. Musi się spakować i zrobić to, co dla wszystkich będzie najlepsze. Nie może sobie pozwolić na snucie mrzonek i lekceważenie ewentualnych konsekwencji swego postępowania.