Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rosalind Werner, doktor chemii mieszkająca w Nowym Jorku na początku XX wieku, poświęca swoje życie, by znaleźć sposób na wyeliminowanie chorób przenoszonych przez wodę. Jest bliska opracowania przełomowej technologii oczyszczania wody doprowadzanej do domów w mieście. Musi jednak przekonać ludzi, aby uwierzyli w owoce jej pracy.
Nowo mianowany Komisarz do spraw Wody w stanie Nowy Jork, Nicholas Drake, jest niezwykle sceptyczny wobec Rosalind i działań jej zespołu. Kiedy kontrowersyjna sprawa w sądzie zmusi go do bezpośredniej konfrontacji z tą kobietą, będzie zaskoczony spotkaniem.
Rosalind i Nick zmierzą się z wzajemnym przyciąganiem, a jednocześnie staną po przeciwnych stronach barykady.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 423
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tom II z serii Nowojorskie Kobiety
Tłumaczyła Magdalena Peterson
Tytuł oryginału:
A Daring Venture (Empire State #2)
Autor:
Dorothy Mays
Tłumaczenie z języka angielskiego:
Magdalena Peterson
Redakcja:
Dominika Wilk
Korekta:
Natalia Chrobak-Lechoszest
Skład:
Klaudyna Szewczyk
ISBN 978-83-66297-48-7
Cover design by Jennifer Parker
Cover photography by Mike Habermann Photography, LLC
Vector designed by Freepik
© 2018 by Dorothy Mays by Bethany House Publishers, a division of Baker Publishing Group, Grand Rapids, Michigan, 49516, U.S.A.
© 2020 for the Polish edition by Dreams Wydawnictwo
Dreams Wydawnictwo Lidia Miś-Nowak
ul. Unii Lubelskiej 6A, 35-310 Rzeszów
www.dreamswydawnictwo.pl
Rzeszów 2020, wydanie I
Druk: Drukarnia Read Me
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych, przekazywana w jakiejkolwiek mechanicznej, elektronicznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody wydawcy.
Connecticut
1890
Ty i twój brat musicie iść do pokoju muzycznego, zamknąć drzwi i nie wychodzić, dopóki wam nie powiem.
To było dziwne, że pokojówka wydawała Rosalind polecenia, ale wszystko się zmieniło, odkąd mama i tata zachorowali.
– Floro, chce mi się pić.
Kobieta chwyciła dziewczynkę i podniosła ją z podłogi, gdzie przed chwilą razem z bratem, Gusem, układała puzzle.
– Wszyscy jesteśmy spragnieni – odparła opryskliwie. – Chodź i zachowuj się odpowiednio. Kiedy doktor Morris wyjdzie, spróbuję poszukać czegoś do picia.
Na wspomnienie lekarza dziesięcioletnie serce Rosalind zaczęło bić nieco szybciej. Ten mężczyzna był tak przystojny, że lubiła na niego potajemnie spoglądać za każdym razem, gdy przychodził z wizytą.
Razem z Gusem udali się posłusznie do pokoju muzycznego i zamknęli za sobą drzwi, tak jak poleciła Flora. Jednak kiedy przybył lekarz, dziewczynka uchyliła je, aby móc na niego zerknąć. Doktor Morris wyglądał na zmęczonego, gdy powłócząc nogami, udawał się w kierunku pokoju chorych. Ku rozczarowaniu Rosalind, nie miał przy sobie swojej skórzanej torby lekarskiej. Ta torba zawsze ją fascynowała. Kiedy medyk ją otwierał, stawała się portalem do olbrzymiej, wspaniałej krainy, niemal kipiącej od różnych możliwości. Tajemnicze płyny i instrumenty rozpalały wyobraźnię dziewczynki. Rosalind marzyła, by pewnego dnia poznać świat nauki.
Być może doktorowi Morrisowi skończyły się leki, gdyż można było odnieść wrażenie, że całe miasteczko choruje. Początkowo były to tylko dwie rodziny i lekarz nakazał im przenieść się do szpitala dla osób z chorobami zakaźnymi. Mówił, że cholera to paskudna zaraza, i nie chciał, aby się rozprzestrzeniła. Obecnie szpital był już przepełniony i wszyscy, którzy się zarazili, mieli pozostawać w domach i w żadnym wypadku ich nie opuszczać.
Rosalind usłyszała, jak mężczyzna wychodzi z pokoju dla chorych. Minęło zaledwie kilka minut. Zbliżyła się do szczeliny w drzwiach, aby jeszcze raz na niego spoglądnąć. Zobaczyła jednak coś bardzo dziwnego, co było dla niej nie do pojęcia. Doktor Morris i Flora nieśli korytarzem jej ojca. Miał na sobie jedynie koszulę nocną, a pokojówka trzymała go za nagie kostki.
– Co się stało z tatusiem? – spytała Rosalind, uchylając drzwi nieco szerzej.
Flora przestraszyła się i upuściła stopy mężczyzny, ale doktor podtrzymywał go dalej. Głowa ojca przechyliła się na bok, ukazując twarz, siną i pomarszczoną jak rodzynek. Miał otwarte oczy i niemal czarne usta. Dziewczynka wydała z siebie zduszony okrzyk i spojrzała na lekarza.
– Twój tata nie dał rady pokonać choroby – wyjaśnił doktor. W jego oczach widać było współczucie. – Musimy go zabrać do powozowni, żeby twoja mama mogła wyzdrowieć. Potrzeba trochę czasu, zanim uda się zorganizować pochówek. Przykro mi, Rosalind.
Czy to oznaczało, że tata nie żył? To nie wydawało się prawdą, ale nigdy nie widziała niczego tak okropnego jak ta pomarszczona twarz.
Gus wpadł na nią od tyłu, próbując się przecisnąć i zaglądnąć. Dziewczynka wepchnęła go do środka i zatrzasnęła drzwi.
– Chcę zobaczyć – powiedział ośmiolatek głosem pełnym zaciekawienia.
– Nie. – Rosalind żałowała, że sama popatrzyła, gdyż sina i pomarszczona twarz ojca zapisała się w jej pamięci. Dziewczynka chciała ochronić brata przed tym widokiem. Zrobiłaby wszystko, aby wymazać ten straszny obraz ze swoich myśli.
Przez kolejne dwa dni przebywali głównie w pokoju muzycznym. Po tym, jak Rosalind złamała zasady i przypadkiem zobaczyła ojca, dokładnie wypełniała polecenia Flory. Miała trzymać się z daleka od pokoju chorych i opiekować się Gusem. Ale byli tak bardzo spragnieni.
Doktor Morris mówił, że cholera przenosi się właśnie przez wodę. Flora kazała im wystawić na zewnątrz miski, aby zbierać deszczówkę, ale wypili już wszystko, co mieli. Otworzyli przetwory na zimę i wychłeptali wodę ze słoików ze szparagami i groszkiem. Wysączyli nawet zalewę z piklowanych cebul i ogórków. Teraz w całym domu nie było już nic, by zaspokoić pragnienie.
Kiedy służąca zaglądała do nich ostatnim razem, wydawało się, że sama nie najlepiej się czuła. Dzieci od dawna nie słyszały żadnych odgłosów z pokoju chorych. Jeśli Flora się zaraziła, ktoś inny musiałby zająć się nią i mamą.
– Rosalind, chce mi się pić – powiedział zachrypniętym głosem Gus, skulony na sofie.
Dziewczynce również doskwierało pragnienie, ale narzekanie w niczym nie pomagało. Ktoś musiał zaglądnąć do mamy.
Rosalind otworzyła drzwi i zakradła się korytarzem do pokoju. Wielokrotnie powtarzano jej, aby trzymała się jak najdalej od tego miejsca, ale nie wiedziała, co innego mogłaby teraz zrobić. Ona i Gus w końcu by umarli, jeśli mieliby wciąż czekać na Florę. W dodatku w pobliżu nikt nie mieszkał, więc nie mieli kogo poprosić o pomoc.
Farba na drzwiach pokoju chorych była chłodna, kiedy dziewczynka dotknęła jej policzkiem, przykładając ucho, by nasłuchiwać. Żadnych dźwięków. Może kobiety spały? Nie chciała wchodzić do środka. Wszystko ją przed tym ostrzegało. Nawet stąd było czuć nieprzyjemny zapach.
Przekręciła gałkę w drzwiach i aż wzdrygnęła się od smrodu.
– Mama?
Flora i mama leżały na łóżku. Ich skóra wyglądała podobnie jak u taty, była sina i pomarszczona. Miały poczerniałe usta. Rosalind zagryzła wargi. Była niemal pewna, że kobiety nie żyły, ale żeby to potwierdzić, musiała je dotknąć. Wstrzymała oddech, podeszła do przodu i zrobiła, co musiała. Były martwe.
Co teraz? Wyglądało na to, że wszyscy w miasteczku chorowali. Doktor Morris nie pokazywał się od kilku dni. Może też się zaraził.
Nie chciała wracać do brata. Musiałaby mu powiedzieć, że mama i Flora nie żyją, a ona sama jest przerażona i nie wie, co robić. Pobiegła do bawialni, skuliła się na podłodze i łkała.
Z jej oczu nie wypłynęły łzy. Czy to było normalne? Może była tak odwodniona, że jej ciało nie miało już z czego produkować łez.
Nie pozostało im nic innego, jak udać się do dziadka Wernera. Mieszkał tylko kilka kilometrów stąd, ale może tam nie dotarła zaraza i znalazłoby się coś do picia.
Gdy wróciła do pokoju muzycznego, Gusa nie było. W kuchni ani w jadalni również.
– Gus? – Głos Rosalind roznosił się echem po domu i nie znajdował odpowiedzi. Przyszła jej do głowy przerażająca myśl. Rzuciła się do tylnych drzwi. Chłopiec był w ogrodzie. Przyklęknął przy pompie i zachłystywał się strumieniami wody.
Odepchnęła go od kranu.
– Nie możesz tego pić!
Gus zaczął łkać, ale z jego oczu również nie popłynęły łzy. Rosalind każdą cząstką swojego ciała pragnęła się przybliżyć i skorzystać ze strużki wody sączącej się jeszcze z pompy, jednak nie chciała zachorować jak pozostali.
– Musimy iść do dziadka – zarządziła. – Może tam będzie coś do picia.
– Jestem za bardzo zmęczony. – Mimo że na twarz opadały mu włosy, równie jasne jak jej, w jego spojrzeniu dało się zauważyć wyczerpanie.
– To nieważne. Wstawaj. Musimy iść. – Jeśli Gus wróciłby do domu, mógłby zobaczyć mamę i Florę, a to byłoby okropne. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko ruszać.
Rosalind wzięła go za rękę. Poszli ścieżką wiodącą do drogi. Blask słońca mocno kontrastował ze strachem, jaki w głębi serca odczuwała dziewczynka. Od domu dziadka dzieliły ich ponad trzy kilometry. W trakcie tej wędrówki mieli napotkać tylko sosny znajdujące się z jednej strony i moczary porośnięte żurawiną po drugiej. Dziewczynka lubiła odwiedzać dziadka Wernera, chociaż słabo mówił po angielsku, a ona po niemiecku.
Po trzydziestu minutach marszu Gus chciał przysiąść.
– Nie czuję się dobrze – wydusił.
– Ja też, ale nie możemy się zatrzymywać, dopóki nie dotrzemy na miejsce.
– Muszę iść do wygódki.
Znajdowali się na zalesionej części drogi, skąd nie było widać żadnych zabudowań.
– Zaczekaj, aż dojdziemy do dziadka – powtórzyła.
– Muszę teraz.
Westchnęła.
– To idź tam, za drzewa.
Gus zrobił kilka kroków, jednak nie wytrzymał. Przykucnął i ściągnął spodnie, po czym upadł, kiedy dostał ataku biegunki. O nie – to były pierwsze oznaki choroby. Rosalind nie mogła panikować. Będzie dobrze. Nie pozwalała sobie na żadne inne myśli.
– Przepraszam – wyszlochał Gus. Z pewnością domyślił się, co to oznaczało. – Nie powinienem pić tamtej wody. Przepraszam, Rosalind.
Teraz było już za późno. Gusowi zostało kilka godzin, zanim mu się pogorszy. Musieli iść dalej i to jak najszybciej.
– Wstawaj – nakazała. Nie chciała wyrażać się aż tak ostro, ale nie mieli zbyt wiele czasu. – Wstań i rusz się.
– Nie mogę.
– Wstawaj i chodź. Nie poddamy się. – Podciągnęła go do góry, mimo że aż zakręciło się jej od tego w głowie. – Nawet się nie waż usiąść!
– Ale, Rosalind, myślę, że nie dam rady...
– To nie myśl, tylko idź.
Nie mieli innego wyboru.
Jersey City, New Jersey
Czerwiec 1908
Doktor Rosalind Werner poprawiła pokrętło w mikroskopie, a maleńkie organizmy znajdujące się pod szkiełkiem nabrały ostrości. Salmonella enterica, bakterie, które wywoływały dur brzuszny, były zaskakująco piękne. Ich niesamowity odcień podobny do błękitu nocnego nieba robił większe wrażenie, gdy gromadziły się we wdzięcznie wyglądających koloniach. Misją życiową kobiety było znalezienie sposobu, jak je zabijać.
Drzwi laboratorium otwarły się, jednak Rosalind nie podniosła wzroku, zanim nie policzyła wszystkich żywych komórek w preparacie. Większość bakterii była martwa, co było dobrym znakiem. Roztwór działał.
– Mam wieści – oznajmił doktor Leal, kiedy drzwi zamknęły się ze stuknięciem.
Kobieta spojrzała na niego, poruszona desperacją w jego głosie. Zniechęcenie u tak optymistycznie nastawionego człowieka jak John Leal wzbudzało niepokój, szczególnie że obydwoje obawiali się tylko jednego. Wstała i z zapartym tchem patrzyła na mężczyznę zza szeregu stołów laboratoryjnych.
– Sędzia wydał wyrok. Przegraliśmy.
Nie drgnęła. Potężny, dwuletni proces sądowy, w którym dobrowolnie brali udział, był walką z zacofaniem i przestarzałymi poglądami. Obie strony zainwestowały miliony dolarów i zgromadziły ogromne siły. Rosalind i doktor Leal zostali zatrudnieni przez obronę jako konsultanci. Byli jednak kimś więcej niż wynajętymi ekspertami. Stanowili część krucjaty walczącej o ważną sprawę. Wiedzieli, jak likwidować zarazki w masowo dostarczanej kranówce, aby każdy miał dostęp do czystej wody. Poświęcili temu zadaniu swoje życie.
Było tylko jedno wyjście.
– Nie poddam się – powiedziała cicho kobieta.
Koniuszek sumiastych wąsów doktora drgnął, kiedy mężczyzna się uśmiechnął.
– Ja też – odrzekł, wchodząc w głąb laboratorium. To tu z niesamowitym zapałem pracowali, aby udowodnić, że są w stanie szybko i skutecznie oczyszczać wodę pitną.
John Leal zaczął karierę jako lekarz zaraz po studiach medycznych, jakie odbył w Ameryce. Rosalind zdobyła wykształcenie jako biochemik w Niemczech. Byli niezwykłymi uczestnikami procesu sądowego, jaki toczył się między Jersey City a prywatną firmą, która zbudowała nowy, potężny system dostarczania wody. Zainwestowano fortunę w ponad czterdzieści kilometrów rurociągów mających ją doprowadzać do miasta z wiejskich okolic stanu New Jersey. Rząd jednak odmówił zapłaty. Twierdził, że woda nie jest czysta, i oskarżał przedsiębiorstwo o złamanie postanowień kontraktu. Firma zatrudniła więc Rosalind i doktora Leala, aby zaprezentowali niedrogą i skuteczną metodę uzdatniania wody pitnej.
– Przeciw czemu mamy walczyć? – spytała.
Lekarz wysunął stołek laboratoryjny i położył na blacie gruby plik dokumentów.
– Sędzia zarządził, aby firma dostarczająca wodę wybudowała dodatkowy zakład filtracji oraz wprowadziła ulepszenia w systemie kanalizacji w regionie miejskim i podmiejskim – oznajmił.
W głosie mężczyzny było słychać wyczerpanie. Polecenie sądu doprowadzi do bankructwa ludzi, którzy już utopili w tym projekcie miliony dolarów. Bardziej niepokoił fakt, że zakład filtracji by się nie sprawdził. Rosalind wiedziała dokładnie, co było potrzebne, aby zapewnić dostawy wody pitnej, jednak był to nowatorski i przerażający dla wielu pomysł, który popierało jedynie wąskie grono.
– Możemy składać apelację?
– Oczywiście. Firma już zbiera środki, a sędzia dał nam ostatnią deskę ratunku. Zbyt mało wie o badaniach, które prowadzimy, aby od razu odrzucić nasz wniosek. Zgodził się więc na dziewięćdziesiąt dni odroczenia.
Kobieta opadła na stołek.
– Pracujemy nad tym przez ostatnie dwa lata! – Przeprowadzili kilkadziesiąt testów klinicznych i dostarczyli całe sterty opisów badań udowadniające, że chlor zabija zarazki przenoszone przez wodę.
Jednak nikt nie chciał chloru w wodzie pitnej. Była to obca koncepcja, którą ludzie instynktownie odrzucali. Mnóstwo naukowców wierzyło w jej skuteczność, ale żadne miasto na świecie nie zgodziło się na coś takiego. Rosalind pragnęła, aby Jersey City było pierwszym takim ośrodkiem.
– Zaproponowałem zastosowanie nowej taktyki – powiedział doktor Leal. – Zamiast koncentrować cały wysiłek na zjednaniu sobie sędziego, może lepiej popracować nad konsultantami drugiej strony. Jeśli kilku z nich przekonalibyśmy do naszych racji, prawdopodobnie osiągnęlibyśmy przewagę w całej tej sprawie.
– Jakich konsultantów ma pan na myśli?
– Nicholasa Drake’a.
Rosalind powstrzymała się przed tym, by wywrócić oczami. Nick Drake był doskonałym przykładem człowieka, z którym walczyła przez lata. Nie znosił sprzeciwu, był bezczelny i nieskory do kompromisów. Nigdy się nie poznali, ale miała okazję widzieć go na sali sądowej, kiedy składał zeznania w imieniu miasta. Nosił doskonale skrojony garnitur, kamizelkę i wykrochmalony kołnierzyk, jednakże wydawał się zbyt żywiołowy jak na taki formalny strój. Jak ogier przyodziany w niedzielne ubranie.
– Dlaczego on? Nie wydaje mi się, że ma z nami jakiekolwiek wspólne poglądy.
– Dlatego właśnie go chcę – odparł doktor. – Poza tym słyszałem plotki, że ma zostać mianowany następnym Komisarzem do spraw Wody w stanie Nowy Jork.
Rosalind zdumiała się.
– Nigdy by tego nie zrobili! On nie ma przecież żadnych kwalifikacji.
– Ale ma pieniądze, siłę i wpływy. Pełni obowiązki komisarza, odkąd poprzedni został zwolniony sześć miesięcy temu. Z tego, co mówią, gubernator chce to oficjalnie zatwierdzić. – Doktor Leal zaczął się przechadzać po pomieszczeniu, poruszając się między rzędami stołów laboratoryjnych z blatami z czarnego kamienia. – Cała nasza praca pójdzie na marne, jeśli nie przekonamy sędziego, ale nie wydaje mi się, że dowód będzie pochodził z tego miejsca. Musimy wyjść na pole bitwy i walczyć z każdym z osobna.
Najwidoczniej uznał, że Nicholas Drake był odpowiednią osobą na początek.
Sala balowa w rezydencji była zatłoczona. Można było odnieść wrażenie, że wszyscy prawnicy, inżynierowie i finansiści w Jersey City świętowali wyrok sądu ogłoszony dzisiejszego ranka. Wiedząc, że ma być on niedługo wydany, Nick Drake wyjechał ze swojego domu na Manhattanie, aby dołączyć do grona urzędników miejskich i prawników oczekujących na ten szczególny moment. Był w końcu głównym świadkiem strony powodowej i walczył zaciekle w imieniu miasta. Postawił w tej sprawie na swoją reputację zawodową i nie przyjął za to ani dolara. Nie działał jak płatny morderca. Zdecydował, że dołączy do walki dla zasad, a nie dla pieniędzy.
Nikt nie cieszył się głośniej niż on, kiedy zapadła decyzja. Wyniośli prawnicy jedynie uśmiechali się z ulgą, tymczasem Nick wykonał niemal taniec wojenny, wymachując w powietrzu pięściami i rozdając dokoła uściski. Dążący do cięcia kosztów przeciwnicy przegrali, a zwykli ludzie z New Jersey okazali się zwycięzcami.
Mimo że najchętniej wróciłby na Manhattan, aby przytulić swoją córeczkę i pójść spać we własnym łóżku, uznał, że udział w uroczystej kolacji będzie dla niego ważny. Poza tym, wychodząc stamtąd, chciał jeszcze wystarać się o przysługę.
Podszedł do niego kelner z tacą, na której znajdował się kawior na maleńkich krakersach. Nick sceptycznie przyglądnął się przekąskom.
– Ludziom naprawdę to smakuje? – spytał. – Surowa rybia ikra?
– Niektórym tak – odparł kelner.
Oznaczało to, że Drake będzie zmuszony przełknąć takie delikatesy. Oczekiwano tego od ludzi na eleganckich przyjęciach. Przez ostatnie pięć lat nauczył się ostrożnie wybierać to, z czym walczy. Może był tutaj najmniej chętnie przyjmowaną osobą, jednak zapracował sobie na to, by się w tym miejscu znaleźć. Nosił smoking szyty na miarę, a wcześniej w swoim hotelu pozwolił, aby wyczyszczono mu buty. Nawet dał sobie zrobić manicure. Manicure! Był zbulwersowany, gdy dowiedział się, że bogaci ludzie płacili za to, że ktoś obcinał i polerował im paznokcie, ale też zaczął to robić, kiedy porzucił dotychczasową pracę. Potrwało kilka miesięcy, zanim udało się doczyścić jego paznokcie ze smaru, którego używał jako hydraulik, a potem kolejny rok, dopóki z jego dłoni nie zniknęły ostanie odciski. Teraz wyglądał na zadbanego i wypielęgnowanego, podobnie jak zgromadzeni tego wieczoru przedstawiciele elit.
Nie znaczyło to jednak, że kiedykolwiek zostanie otwarcie przyjęty w ich szeregi. Nie zważał na to. Istotne było dla niego jedynie to, by wejść w skład Rady do spraw Wody w stanie Nowy Jork. Tylko wtedy będzie mógł dopilnować, żeby biedacy i imigranci mieli wodę o tej samej jakości, jaka dla zamożniejszych była czymś oczywistym.
Podszedł do burmistrza Jennera.
– Pan Drake! – odezwał się serdecznym tonem mężczyzna, energicznie potrząsając jego ręką. Widać było, że znacząca wpłata, jakiej Nick dokonał na rzecz jego kampanii wyborczej, nie poszła na marne. – Witam w moim domu. Pamięta pan moją żonę, Adelaide?
Pani Jenner miała na sobie perłowy naszyjnik, który kosztował prawdopodobnie więcej, niż wynosiły roczne zarobki przeciętnego hydraulika. Kobieta z uprzejmym uśmiechem powitała Nicka.
– Gratuluję dzisiejszego zwycięstwa! Mój mąż powiedział, że pańskie zeznania miały kluczowe znaczenie w przekonaniu sędziego.
Było tak dlatego, że Nick mówił prostym językiem, w przeciwieństwie do świadka drugiej strony, którego żargon naukowy i terminologia chemiczna niemal zanudziły wszystkich na śmierć.
– Jak się ma pańska urocza córka? – dopytywał burmistrz tubalnym głosem. – Ile ona ma lat? Osiem? Dziesięć?
– W zeszłym miesiącu skończyła trzy.
– Ach tak, teraz pamiętam. Słodka dziewczynka. Sally?
– Sadie.
– Tak! Sadie! A jej matka? Mam nadzieję, że również ma się wyśmienicie.
To nie był najlepszy moment na to, by wyjaśniać, że żona Nicka zmarła dwa dni po urodzeniu dziecka. Większość polityków była mistrzami w zapamiętywaniu imion i szczegółów dotyczących rodzin swoich popleczników, jednak burmistrz Jenner prawdopodobnie wysączył dziś już zbyt wiele szampana. Nick uznał, że nie ma sensu go zawstydzać, i zgrabnie zmienił temat.
– Miałem nadzieję, że porozmawiamy o spotkaniu, które jest planowane na przyszły tydzień, tym w sprawie nowej linii metra na Manhattan. Rozumiem, że gubernator Nowego Jorku będzie w nim uczestniczył.
– Tak? Myślę, że powinien.
– Chciałbym również być tam zaproszony.
Burmistrz Jenner odstawił kieliszek.
– Nie wiedziałem, że interesuje się pan metrem.
– Nie, ale chciałbym poznać gubernatora. Znajdę czas, jeśli pan byłby uprzejmy nas sobie przedstawić.
To gubernator powoływał nowego komisarza. Kandydatura Nicka była logicznym wyborem, ponieważ pełnił on aktualnie jego obowiązki. Niestety nie miał żadnych koneksji, w przeciwieństwie do innych osób ubiegających się o tę posadę. Jeśli poznałby tego człowieka, mógłby go do siebie przekonać. Nie posiadał dyplomu uczelni wyższej, inaczej niż konkurenci, jednak cechowały go znacznie większe doświadczenie życiowe i umiejętność nawiązywania relacji z ludźmi. Potrzebował jedynie zbliżyć się do gubernatora, a powołanie na stanowisko komisarza byłoby wówczas niemal pewne.
Burmistrz zaśmiał się niezręcznie.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, że interesuje pana tego typu spotkanie. To tylko kłótnie o tunele metra i pieniądze podatników.
– Ciekawią mnie te sprawy. Da pan radę to zorganizować?
Nastąpiła chwila milczenia. Pani Jenner ruszyła na ratunek mężowi.
– Zobacz, właśnie przybył kapitan portu w Port Elizabeth. Może powinnam cię przedstawić?
– Proszę się nie gniewać, droga pani, ale być może pani mąż mógłby mnie przedstawić gubernatorowi Nowego Jorku. Myślę, że na to zasłużyłem.
Burmistrz poruszył się nerwowo.
– To nie tak załatwia się interesy, panie Drake. Jestem pewien, że wszyscy w tym pokoju zdają sobie sprawę, z jakiego powodu się pan tu znalazł, jednak nie miałoby sensu zapraszanie pana na spotkanie polityczne na wysokim szczeblu.
– A co z tym, że właśnie zaoszczędziłem pańskiemu miastu wydatek w wysokości miliona dolarów na rzecz dostarczyciela wody, który nie wywiązywał się z umowy? – spytał. – Myślę, że mógłby pan znaleźć pięć minut, aby przedstawić mnie gubernatorowi.
Napięcie przerwał znany w mieście adwokat. Herman Dressler był krępym mężczyzną, który zaproponował niekonwencjonalną taktykę w postaci zatrudnienia Nicka jako eksperta strony powodowej. Drake miał przybliżyć sędziemu skomplikowany system filtrowania wody.
Herman wyciągnął rękę.
– Dobrze mieć pana jako sojusznika w walce, panie Drake!
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Była to prawda. Przynależność do zespołu, który miał na celu zapewnienie miastom ze wschodniego wybrzeża zasobów czystej wody, była dla Nicka przywilejem.
– Jeśli dopisze nam szczęście, nie będziemy już potrzebowali pańskich usług – powiedział Dressler. – Ale gdyby odroczenie przyniosło komplikacje, czy będzie pan dostępny w październiku?
– Jakie odroczenie? – spytał Nick.
Zagotowało się w nim, gdy zorientował się, że miasto nie odniosło jeszcze pełnego zwycięstwa. Zamiast tego sędzia zgodził się na dodatkowe dziewięćdziesiąt dni dla obrony, aby ich naukowcy udowodnili słuszność alternatywnej metody chemicznej. Dwoje ekspertów skutecznie przekonało sędziego, by dał ich dziwnej i niesprawdzonej technologii kolejną szansę. Wykorzystując chlor, planowali niszczyć bakterie w wodzie. Twierdzili, że nie jest to szkodliwe dla ludzi, jednak jeszcze nigdzie na świecie nie zostało to zbadane i potwierdzone. Nick nie zamierzał stać z boku i pozwolić im testować taką metodę na swojej rodzinie czy na mieszkańcach Jersey City.
– Będę dostępny – obiecał. Przeciwnicy chwytali się brzytwy, zwracając się do dwojga natrętnych naukowców, byle tylko uniknąć budowy kolejnego drogiego zakładu filtrowania wody. Spojrzał ostro na burmistrza. – Znajdę również czas na rozmowę z gubernatorem w przyszłym tygodniu. Ufam, że pan się tym zajmie.
Było to stwierdzenie, a nie pytanie. Nickowi udało się umówić spotkanie, zanim opuścił uroczystą galę.
W dniu spotkania z Nicholasem Drakiem Rosalind zbudziła się wcześnie, ale wszystko szło jej nieudolnie. Była jeszcze godzina do wschodu słońca.
– Widziałeś te dwie zlewki z wodą, które zostawiłam na blacie? – spytała swojego brata. – Wieczorem jeszcze tu stały, a teraz nie mogę ich znaleźć.
Gus wychylił się znad sznura z pieluchami rozwieszonego w ciasnej kuchni i spojrzał na blat.
– Ingrid myła wczoraj butelki. Pewnie umyła też zlewki.
Oznaczało to, że wylała ich zawartość. Wspaniale. Rosalind zamierzała zabrać ze sobą próbki chlorowanej wody, aby udowodnić Drake’owi, że nie da się wyczuć różnicy w zapachu ani w smaku w porównaniu ze zwykłą kranówką. Ingrid prawdopodobnie nie zrobiła tego specjalnie, ale Rosalind nie miała pewności. Wrogie nastawienie tej kobiety nie mogło pozostać niezauważone, odkąd przybyła z Niemiec razem z Gusem jako jego żona. Dom Rosalind był dla nich wszystkich za ciasny, a Ingrid nadal miała jej za złe to, co wydarzyło się w Heidelbergu. Na dodatek ich dziecku wyrzynał się ząbek i tej nocy nikt z domowników się nie wyspał.
Rosalind i doktor Leal mieli się spotkać z Drakiem już za godzinę. Zamierzali rozpocząć herkulesowe zadanie polegające na przekonaniu głównego eksperta przeciwników, że system filtracji wody jest niewydajny, zbyt drogi i znacznie mniej skuteczny niż metoda chemiczna. Doktor Leal uznał, że rozmowa przy śniadaniu wprowadzi odpowiednią atmosferę. Ludzie bardziej się pilnowali w sądzie czy w biurze. Znacznie łatwiej było nawiązać bliższy kontakt przy posiłku. Sekretarka pana Drake’a zaproponowała restaurację, gdzie mogli przedstawić swoje argumenty.
Rosalind minęła sznur z pieluchami i stanęła przy lusterku umieszczonym na drzwiach kuchennych. Próbowała przypiąć broszkę z kości słoniowej, która miała przytrzymać przy bluzce wysoki kołnierzyk. Jej palce się ześlizgnęły, a broszka spadła na podłogę.
– Nie denerwuj się tak – powiedział Gus.
– Dlaczego myślisz, że jestem zdenerwowana?
– Nie możesz sobie przypiąć kołnierzyka, nie usiądziesz nawet, żeby wypić filiżankę herbaty, i trzy razy sprawdzałaś już teczkę, aby upewnić się, że masz uporządkowane papiery. A to wszystko dzieje się po tym, jak zapłaciłaś wczoraj posłańcowi, żeby zaniósł kopie tego samego raportu do biura pana Drake’a. Nadmierne przygotowywanie się oznacza, że jesteś przerażona.
Kobieta zmusiła palce do posłuszeństwa i przypięła w końcu broszkę.
– Myślałam, że Drake zechce przeczytać nasze dokumenty przed spotkaniem. Zadbałam, żeby dostarczono mu kopie.
– Rosalind, wiesz, że cię kocham, ale te raporty z badań są tak nudne, że mogłyby być używane jako śmiertelna broń przeciw niczego niepodejrzewającym czytelnikom. Umieraliby z nudów.
Siostra odwróciła się i spojrzała na niego.
– Nasze badania wywołały niemałą sensację, kiedy zostały opublikowane. Amerykańskie Towarzystwo Chemiczne było tak podekscytowane, że...
– Nicholas Drake jest chemikiem?
Nie. Był hydraulikiem, który w jakiś sposób znalazł się na stanowisku mającym znaczącą kontrolę nad systemami dostarczania wody w całym stanie Nowy Jork. Rosalind nie mogła zrozumieć, jak człowiek bez jakichkolwiek kwalifikacji naukowych posiadał tak wielkie wpływy. Doktor Leal miał rację. Musieli się bardziej postarać, aby przekonać zwykłych ludzi do korzyści związanych z chlorowaniem wody.
Zamierzała pozwolić doktorowi prowadzić dzisiejsze spotkanie, ponieważ była pewna jednego: z Nicholasem Drakiem nie miała żadnych wspólnych tematów.
Kiedy Rosalind przybyła do zatłoczonej restauracji znajdującej się na Manhattanie, aby spotkać się z Drakiem, była cała w nerwach, napięta niczym struna w fortepianie. Doktor Leal zostawił ją na lodzie! Gdy zbierała się do wyjścia, otrzymała od niego telegram, że jego syn się rozchorował, w związku z czym nie da on rady dotrzeć na śniadanie. „Mam do Pani pełne zaufanie” – napisał w ostatnich słowach wiadomości.
Rosalind chciała odczuwać taką pewność. Gus miał rację. Tłumaczenie wiedzy naukowej na zwykły język nie wychodziło jej zbyt dobrze. Jak w takim razie ma dojść do porozumienia z kimś tak bardzo odmiennym?
Restauracja Sal’s Diner znajdowała się na rogu ulicy. Z jednej strony sąsiadowała z pralnią, a z drugiej ze sklepem rybnym. To Drake wybrał ten lokal. Nie było to miejsce, do którego Rosalind normalnie wybrałaby się na posiłek.
– O jejku! – zamruczała pod nosem, wchodząc do środka. Ledwie przecisnęła się przez drzwi, bo kolejka sięgała aż do tego miejsca. Wszystkie stoliki były pozajmowane, a pomieszczenie wypełniały odgłosy brzękających sztućców, smażonego mięsa i hałaśliwych rozmów. Niektórzy klienci mieli na sobie stroje robocze, inni garnitury. Jedyną ich wspólną cechą było to, że wszyscy byli mężczyznami.
Rosalind rozejrzała się, szukając wysokiej sylwetki Drake’a. Dwóch policjantów popchnęło ją, kiedy przeciskali się przez drzwi. Wyglądało na to, że był to popularny lokal, jednak trudno o rozmowę w tak ciasnym pomieszczeniu, gdzie stołowały się setki ludzi.
– Proszę pozwolić, że znajdę dla pani miejsce.
Kobieta zerknęła w górę i zobaczyła uśmiechającego się szeroko mężczyznę, który pojawił się tuż przy niej. Całe szczęście, pan Drake przybył na ratunek! Wyglądał zupełnie inaczej niż w sądzie, gdzie nosił elegancki garnitur i miał bojowy wyraz twarzy. Teraz był ubrany w koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, a w jego ciemnych oczach dało się zauważyć pogodny nastrój. Mimo że był imponującej budowy fizycznej, silny i górujący nad nią, wydawał się przyjaźnie nastawiony i Rosalind od razu dobrze się przy nim poczuła.
– Ma pan już stolik? – spytała.
– Tak, ale spróbujmy znaleźć miejsce siedzące przy ladzie, bo w przeciwnym razie ci barbarzyńcy czekający na następną porcję pączków od Sal nigdy pani nie przepuszczą. Odsuńcie się, dama przechodzi! – Nick przepychał się przez tłum i ciągnął Rosalind za sobą.
– Nie będę jeść razem z panem?
Uśmiechnął się do niej.
– Nic nie sprawi mi większej przyjemności, ale przyszedłem tu na spotkanie w interesach. – Zerknął na ladę, jednak wszystkie miejsca były pozajmowane. – Powiem pani coś. Wygląda na to, że nikt jeszcze nie kończy, więc może pani się dosiąść do mnie. Niech się pani tylko nastawi na wysłuchanie bezsensownego wykładu dwojga naprawiaczy świata. Nie potrwa to zbyt długo.
Czyli jej nie rozpoznał. Pozwoliła się poprowadzić do boksu przy tylnej ścianie lokalu i wsunęła się na ławkę naprzeciw Nicka.
– Nigdy tu pani wcześniej nie widziałem – odezwał się. – Pierwszy raz w Sal’s?
– Tak. Znalazłaby się może jakaś ścierka? Stolik trochę się klei.
Zanim skończyła mówić, wstał, sięgnął między mężczyznami siedzącymi przy ladzie i wziął ścierkę, po czym posprzątał po poprzednim kliencie. Rzucił szmatkę z powrotem do kelnerki i wręczył Rosalind dwustronnie zadrukowaną kartkę z menu. Papier był już nieco wysłużony, miał na sobie plamy z kawy i tłuszczu. Kobieta nawet go nie dotknęła.
– Zjem to, co pan – powiedziała.
Drake znów wstał i przyłożył dłonie do ust.
– Hej, Martho! – krzyknął. – Przygotuj drugą taką samą porcję!
Rosalind położyła na stole swoją teczkę i wyciągnęła kopie artykułów naukowych, ponieważ wyglądało na to, że on nie przyniósł ze sobą tych, które mu wysłała. Następnie wyjęła okulary w drucianych oprawkach i wsunęła je na nos, po czym szybkim spojrzeniem ogarnęła papiery i upewniła się, że wszystko jest w należytym porządku. Kiedy podniosła wzrok, Nick wpatrywał się w nią ze zdumieniem.
– Tak? – spytała.
Przełknął ślinę.
– Proszę się nie pogniewać, ale te okulary sprawiają, że wygląda pani jak najwyższej klasy dzierlatka.
– Jak co? – Rosalind spędziła większość swojego dorosłego życia w Niemczech, więc niektóre zwroty amerykańskiego slangu były dla niej nie do końca zrozumiałe.
– Dzierlatka. W znaczeniu: „ujmująca”. Z najwyższej półki. Z klasą.
Jej policzki stały się gorące. Ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewała, były tego typu komplementy. Drake nigdy nie dorównałby wielkim poetom, jeśli chodziło o eleganckie zwroty, jednak w jego oczach był szczery podziw, który sprawiał, że prawione przez niego miłe słowa były niesamowicie pochlebiające.
Kobieta poprawiła okulary.
– Dziękuję. Tak myślę... Muszę się tylko upewnić, że mam wszystkie dokumenty w odpowiedniej kolejności, a potem będę mogła... – Mówiła za dużo. Dziwne przyciąganie do tego mężczyzny zaczęło w niej natychmiast narastać. Musiała je opanować. Zdjęła okulary i odłożyła je na bok. – Miał pan okazję zapoznać się z artykułami, jakie panu posłałam?
Uniósł brwi.
– Jakimi artykułami?
– Tymi na temat dystrybucji podchlorynu wapnia jako alternatywy dla filtrowania wody. – Miała nadzieję, że zostanie rozpoznana, jednak Nick wpatrywał się w nią, jakby mówiła po grecku. Teraz, kiedy mogła widzieć go z bliska, zauważyła, że jego mocne, regularne rysy przypominały Dawida z rzeźby Michała Anioła. Miał ciemne kręcone włosy, wyrazistą fizjonomię i umięśniony kark.
– Kim pani jest? – spytał w końcu.
– Doktor R.L. Werner, na co dzień używam jednakże imienia Rosalind. Oficjalnie ludzie zwracają się do mnie: „doktor Werner”. Obawiam się, że doktor Leal nie będzie mógł do nas dołączyć.
Nick wyglądał na skonfundowanego.
– To jak wprowadzanie w błąd. Sprawianie, że wszyscy myślą, iż jest pani mężczyzną, kiedy pod swoimi artykułami podpisuje się pani inicjałami.
Było prawdą, że wiele osób instynktownie z nieufnością podchodziło do prac kobiet naukowców. Rosalind miała jednak mnóstwo innych powodów, by ukrywać się za inicjałami. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było przyciąganie uwagi.
– Miał pan szansę zapoznać się z artykułami?
Przyglądnął się jej uważnie znad krawędzi kubka, kiedy powoli sączył kawę. Jego ciemne spojrzenie miało moc odbierania słów i wprawiania w zakłopotanie.
– Naprawdę jest pani doktorem? – spytał.
– Specjalizuję się w biochemii. Badam wpływ związków chemicznych na mikroorganizmy.
– Czyli nie przyjmuje pani pacjentów.
– Nie. Boję się krwi.
Jego śmiech był ciepły i pełen sympatii.
– W takim razie, pani doktor R.L. Werner, jest nas już dwoje. Kiedy słyszę słowo „doktor”, automatycznie zakładam, że chodzi o kogoś, kto nosi czarną torbę i stetoskop. Nie wiedziałem, że może mieć to jakieś inne znaczenie.
Napięcie między nimi się zmniejszyło.
– Myślę, że to zrozumiałe. Nie leczę ludzi, ale mam nadzieję, że moje badania naukowe pomogą zapobiegać chorobom.
Znowu skierował na nią swoje oszołamiające spojrzenie. Był tak otwarty i bezpośredni w wyrażaniu podziwu, że mogło to być niezręczne, jednak okazało się, że najprostszą reakcją na jego słowa był po prostu uśmiech. Rosalind chciała, by ten moment się nie kończył.
Kelnerka podeszła do stolika i postawiła przed nimi dwa olbrzymie półmiski z gorącym jedzeniem. Przyjemny nastrój prysł.
O jejku. Nie będzie w stanie tyle zjeść. Grube kawałki bekonu spoczywały obok trzech jaj sadzonych. Surowe żółtka pięknie połyskiwały, a Drake przebił swoje widelcem i rozprowadzał wylewający się płyn na tostach i bekonie.
Zerknął w górę i natknął się na zdegustowane spojrzenie towarzyszki. Natychmiast upuścił widelec, złożył ręce i spuścił głowę.
– Panie, dziękujemy za ten posiłek i miłe towarzystwo. Z Twoją pomocą będę się starał, aby to hałaśliwe i niebezpieczne miasto uczynić lepszym. Ciebie prosimy. Amen.
– Amen – powtórzyła, chociaż jej przerażenie nie było spowodowane tym, że nie pomodlił się przed posiłkiem, ale niezdrowym i niebezpiecznym jedzeniem, jakie mieli przed sobą.
Nick przełamał tost na pół i zamoczył go w płynnym żółtku, po czym ugryzł kawałek i uśmiechnął się do niej szeroko.
– Nic nie przebije kuchni Sal – rzekł ze szczerym uznaniem.
Popatrzyła na swój talerz. Uznała, że będzie w stanie zjeść jedynie tost.
– Czy zdaje pan sobie sprawę, że jedzenie nieugotowanego żółtka jest niebezpieczne i może spowodować zarażenie salmonellą?
– Nie lubi pani jajek sadzonych?
Czy nie powiedziała właśnie, że mogą być przyczyną poważnej choroby żołądkowej?
– Nie – odparła cicho. – Stanowią zagrożenie dla zdrowia. Nie mogłabym z czystym sumieniem pozwolić panu ani nikomu innemu spożyć czegoś potencjalnie niebezpiecznego.
Drake wziął jej talerz i wstał.
– Hej, Martho! Możesz poprosić Sal, aby zrobiła jajecznicę? To mój błąd. Pomyliłem się przy zamówieniu.
Rosalind wzdrygnęła się, kiedy zabiegana kelnerka podeszła szybko do ich stolika, zabrała talerz i szybko zniknęła za ladą. Kobieta nie zamierzała wywołać takiej sceny i same tosty by jej wystarczyły, ale kelnerka czmychnęła do kuchni, zanim ta nawet zdołała zaprotestować.
Przynajmniej pan Drake nie był obrażony. Wydawał się raczej rozbawiony, gdy nachylił się i konspiratorskim tonem rzucił:
– Może lepiej, żeby zasłoniła sobie pani oczy. Zaraz wezmę do ust kolejny kęs mojego niebezpiecznego śniadania i nie chciałbym pani wystraszyć.
Śmiech pojawił się w jej wnętrzu i wydobył w postaci niezdarnego pisku, co sprawiło, że Nick uśmiechnął się szeroko. Nie powinna się zaśmiać, ponieważ zdrowie to poważna sprawa, ale poczucie humoru tego mężczyzny było zaraźliwe i dobrze się z tym czuła.
– Przygotuję się na to – oświadczyła Rosalind. – Będę księciem Wellington pod Waterloo i stawię czoła najgorszemu.
– Udało mu się zwyciężyć?
– Tak.
Drake się uśmiechnął.
– W takim razie się nie martwię. Jeśli wybrane przeze mnie danie jest niewiele lepsze od talerza pełnego zarazy, jak wygląda typowe śniadanie w domu doktor R.L. Werner? – Nabrał trochę żółtka na kawałek bekonu i zajadał z przyjemnością.
– Mieszkam z bratem i jego żoną. Zwykle rano jemy owoce i trochę muesli.
– Co to jest muesli?
– Mieszanka płatków owsianych, orzechów i nasion. Pierwszy raz tego spróbowałam, kiedy przebywałam u rodziny w Bawarii. To bardzo zdrowe jedzenie. Trudno je znaleźć w Ameryce, więc poprosiłam brata, aby nauczył się, jak je robić. Jest prawie tak dobre jak to, które jadłam u moich krewnych w Niemczech.
– Czyli pani brat robi muesli, Sal przyrządza dla pani jajka, a sąd w New Jersey ze względu na panią zezwala na zamieszanie w tym okropnym procesie. Czy ktokolwiek powiedział kiedyś pani, że jest pani apodyktyczna?
Odchrząknęła.
– Żarliwie wierzę w to, że...
Przerwał jej.
– Proszę mnie nie zrozumieć źle. Lubię apodyktyczne kobiety. Szczególnie jeśli ma pani na sobie te okulary. Coś sprawia, że piękna kobieta w okularach wygląda bardzo inteligentnie.
– Mówiąc bez ogródek, panie Drake, ja jestem inteligentna.
Uśmiechnął się, a na jego twarzy pojawiła się zadziorna mina.
– Wystarczająco inteligentna, żeby zostać przyjęta w szeregi Amerykańskiego Stowarzyszenia do spraw Wody?
– Oczywiście. To najważniejsza organizacja zawodowa w mojej branży. Dlaczego pan pyta?
Powoli sączył kawę, po czym odstawił kubek i bawił się nim, obracając go palcem.
– Odmówili mi członkostwa.
– Ach. – To było nieco niezręczne. Przynależność do grupy naukowców była czymś, czego nie dało się kupić. Dało się ją pozyskać jedynie dzięki posiadaniu oficjalnych kwalifikacji. – Dlaczego tak bardzo jest dla pana ważne, by należeć do stowarzyszenia? Wydaje się pan wystarczająco wpływową osobą i bez tego.
– Zwolniło się stanowisko w Radzie do spraw Wody. Chcę je zdobyć. Choć gubernator mianuje osoby na to miejsce, muszę udowodnić swoje kwalifikacje, aby się tam znaleźć. Zarząd stanowią trzej komisarze. Jeden odpowiada za finanse, drugi za sprawy techniczne, a jeszcze jeden za siłę roboczą. To właśnie funkcja, o którą chcę się ubiegać. Poprzedni komisarz nie wytrzymał nawet sześciu miesięcy z powodu presji. Jestem dobry w kierowaniu ludźmi, ale na takie stanowisko potrzebuję poparcia naukowców. Przyjęcie do Amerykańskiego Stowarzyszenia do spraw Wody byłoby wielkim krokiem w tym kierunku.
– Nie jestem pewna, jak mogłabym panu pomóc. – Była to prawda. Należała do tej organizacji, jednak nie odgrywała żadnej roli w ustalaniu zasad członkostwa. Miała szczęście, że przyjmowano tam kobiety.
– Następnym razem, kiedy pójdzie pani na zebranie stowarzyszenia, może pani porozmawiać z prezesem. Powiedzieć mu, że wiem, o czym mówię. Że byłbym dobrym działaczem. Mógłbym nawet podarować kilka tysięcy dolarów, jeśli byłoby trzeba coś ufundować.
Nie wiedziała, jak to delikatnie ująć, ale wydawało jej się, że Drake lubił mówienie wprost.
– Muszę coś panu wyznać – powiedziała, sięgając po kubek, aby ukryć zakłopotanie.
– Mam nadzieję, że będzie to coś skandalicznego.
Prawie zakrztusiła się kawą.
– Szczerze mówiąc, dotyczy to pana. Nie mam pojęcia, kim pan jest. Wiem jedynie, że był pan kiedyś hydraulikiem, ale w jakiś sposób pozyskał pan niesamowite wpływy w środowisku zajmującym się dostarczaniem wody w całym stanie.
– Poza Amerykańskim Stowarzyszeniem do spraw Wody – dorzucił.
– Tak, poza tą organizacją... i zapewniam pana, że jest to raczej nudna grupa nadętych naukowców. Kim więc pan jest? I jak to się stało, że się pan tu znalazł?
– Jestem hydraulikiem – oświadczył. – Mój ojciec był hydraulikiem, mój dziadek również. Powinienem dodać, że dziadek był wynalazcą.
Zabiegana kelnerka znów podeszła do ich stolika i podała Rosalind talerz. Była na nim parująca jajecznica, wysmażona do tego stopnia, że jajka przypominały kawałki gumy, ale kobieta nie miała już na co narzekać.
– Tak. Proszę mówić dalej – zachęciła, gdy kelnerka odeszła.
– Zna pani wieżowce tworzące pejzaż Manhattanu? – spytał. – W żadnym z nich nie dawało się doprowadzić wody powyżej trzeciego piętra, dopóki mój dziadek nie wynalazł zaworu, który regulował ciśnienie. Przyniosło mu to fortunę. Nigdy jednak nie zobaczył tych pieniędzy, ponieważ oszukał go własny brat, a zawór stanowił przedmiot sprawy sądowej, która ciągnęła się przez czterdzieści lat. Zakończyła się ona pięć lat temu i rodzinny majątek trafił do mnie.
Powiedział to w niezwykle prosty sposób, ale Rosalind była zdumiona.
– Tego rodzaju wynalazek musi być wart bardzo wiele. Może nawet kilka milionów.
Zaśmiał się drwiąco.
– Sześćdziesiąt. Zostało to podzielone pomiędzy wszystkich spadkobierców, ale mnie przypadła większość. Dlaczego, według pani, Martha tak chętnie przyrządziła dla pani jajecznicę? To nie z powodu mojego uroku osobistego, doktor Werner. – W jego oczach pojawiła się wesołość.
Był taki atrakcyjny. I nie miało to związku z jego bogactwem czy urodą. Bezdenne zasoby dobrego humoru i dystans do siebie sprawiały, że był niezwykle czarujący. Rosalind zaczęła się głupio uśmiechać, a Nick mówił dalej:
– Poszedłem na wykład z chemii na Uniwersytet Columbia, żeby rozumieć cokolwiek z raportów i wykresów, które opracowywali ludzie tacy jak pani, ale moja wiedza na temat tego, jak działa system dostarczania wody, pochodzi głównie z praktyki.
– Tylko jeden wykład? – spytała. Może dlatego był taki nieprzejednany w kwestii nowych osiągnięć w dziedzinie oczyszczania wody. – Trudno docenić chemię po jednych zajęciach. Przy odrobinie pracy mógłby się pan zagłębić w znacznie bardziej interesujące aspekty reakcji chemicznych oraz zależności między budową a aktywnością substancji.
Wzruszył ramionami.
– Potrzebuję jedynie czytać raporty i je rozumieć. Nie muszę przeprowadzać eksperymentów. To pani praca i lepiej, że to pani się tym zajmuje.
– Tak, i kocham to. Zawsze uważałam taką działalność za przywilej.
Wydawało się, że spodobała mu się jej odpowiedź. Wpatrywał się w nią z podziwem. To był świetny pomysł. Doktor Leal miał rację. Spotkanie z Drakiem poza biurem czy salą sądową pomogło im się poznać i trochę zbliżyć.
Popatrzyła na niego z szacunkiem.
– Panie Drake. Mam wrażenie, że obydwoje jesteśmy ekscentrykami. Ja dlatego, że jestem kobietą zajmującą się męską dziedziną. Pan z klasy robotniczej przeskoczył na najwyższe szczeble społeczeństwa. Oboje ciągle musimy walczyć z przeciwnościami.
Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko.
– Tak, ale nie postrzegam tego jako słabości. Każdy chce mieć czystą wodę, prawda? Jednak jej dostarczanie jest skomplikowanym przedsięwzięciem, mieszanką polityki, pieniędzy i władzy. Wszyscy wiedzą, że jestem niezmiernie bogaty, więc nikt nie podejrzewa mnie o zajmowanie się tym dla korzyści finansowych. To daje mi możliwości wywierania wpływów. Ludzie mnie słuchają. Ja po prostu chcę robić to, co należy.
Jego głos wibrował z pasją. Rosalind zawsze podziwiała ludzi oddanych jakiejś sprawie. Nicholas Drake zdecydowanie należał do tego grona. Szkoda, że mylił się co do najlepszego sposobu oczyszczania wody. Przekonanie go, aby ponownie przemyślał kwestię budowy zakładu filtrowania, będzie niezwykle trudne, ale trzeba było się tym zająć.
Kobieta odsunęła na bok talerz i położyła stertę dokumentów na środku stołu.
– Miał pan okazję przejrzeć któryś z raportów, jakie do pana wysłaliśmy?
Po raz pierwszy Drake wyglądał na niepewnego.
– Myślę, że obydwie strony są utwierdzone w swoich racjach. Nie spodziewam się, że to się zmieni.
– Czy pan wie, że w Chicago farmerzy chlorują wodę dla bydła? Zaczęli korzystać z tej metody, kiedy filtrowanie zawiodło. Uzdatnianie chemiczne wspaniale się sprawdza.
– Dla bydła – powtórzył. – Nie interesuje mnie to, czy testujecie chlor na zwierzętach. Mówimy tu o ludziach. – W jego oczach zabłysnął uśmiech. – Przynajmniej po tej stronie rzeki uważamy się za ludzi. Nie mogę ręczyć za was tam, w Jersey.
– Mieszkam na drugim brzegu i tak, też uważamy się za ludzi.
Znowu się uśmiechała. Prawdopodobnie uznał, że jest szalona, bo nie może przestać się śmiać, ale przynajmniej się nie obraziła. Chodziła po ziemi już od dwudziestu ośmiu lat i nigdy dotąd nie doświadczyła tak mocno ogarniającego uczucia błogości pomieszanego z podziwem dla mężczyzny, który siedział przy stole naprzeciw niej i nie przestawał się w nią wpatrywać. Patrzyli na siebie i śmiali się bez opamiętania. Wydawało się to najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Powinno to być zawstydzające, ale nie było. Było wspaniałe.
Doktor Leal przysłał ją tu jednak na misję, która była zbyt ważna, by odkładać ją na bok tylko dlatego, że Rosalind pochlebiał jakiś przystojniak.
– Zostawię panu te dokumenty – oznajmiła. – Przekona się pan, że nasze eksperymenty potwierdzają to, co w kwestii skuteczności chloru raportują naukowcy z Europy i Ameryki.
– Naprawdę, proszę sobie nie robić kłopotu...
– Ponieważ jestem pewna, że chlor to metoda przyszłości. Może odkażać ogromne ilości wody szybko, bezpiecznie i tanio.
– To nie jest sprawdzona metoda – odpowiedział oschle. – Sędzia zalecił zbudowanie dodatkowego zakładu filtrowania i nie ma z tym dyskusji.
To właśnie był przykład upartej ignorancji, jaką Drake wykazywał w sądzie, kiedy składał zeznania. Prawdopodobnie nawet nie spojrzał na opracowania naukowe. Pewnie nie wiedział nic o cholerze ani o tym, jak szybko potrafi zabić zdrowego człowieka. Wystarczał jedynie łyk skażonej wody, aby zniszczyć całą rodzinę.
Rosalind opanowała się i próbowała mówić spokojnym tonem.
– Nie da się odfiltrować zarazków cholery – rzekła. – Oczyszczanie chemiczne daje możliwość zabijania cholery, duru brzusznego i wszelkich innych bakterii roznoszonych przez wodę, na jakich testowaliśmy tę metodę.
– To nie jest sprawdzony sposób. Filtrowanie działa sprawnie od osiemdziesięciu lat.
– Poza sytuacjami, kiedy pojawiają się obfite opady i do systemu przedostaje się woda spływająca z pól uprawnych, która jest zanieczyszczona odchodami zwierząt. Kilka kropli chloru może rozwiązać taki problem. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z korzyści, jakie są związane z tą metodą, a to...
Przerwał jej.
– Przede wszystkim, nie jestem ignorantem.
– Nigdy nie powiedziałam, że pan jest. Oboje jednak orientujemy się, co się dzieje, kiedy z powodu deszczu zakład filtrowania zostaje zalany. Filtrowanie jest drogie i wolne, szczególnie gdy porównamy je z minimalną ilością chloru, jaka rozwiązuje podobny problem.
Drake musiał wyczuć napięcie w jej głosie, ponieważ jego cierpliwość również się wyczerpywała.
– Sprawdziłem słowo „chlor” w słowniku. To trucizna – rzucił ozięble. – Nie pozwolę, by coś takiego dodawano do wody pitnej.
– Tak właśnie myślą niedoinformowani ludzie, kiedy po raz pierwszy o nim słyszą.
Twarz Nicka spoważniała. Pochylił się, aż jego nos znalazł się zaledwie kilkanaście centymetrów od twarzy Rosalind. W jego oczach widać było gniew.
– Za tą witryną są cztery miliony ludzi, którzy potrzebują wody, dostarczanej rurociągami do ich mieszkań. Chciałbym, żeby nasze miasta rosły i rozwijały się. Pani strona jest niezadowolona, ponieważ filtrowanie jest zbyt drogie. Kogo ludzie będą oskarżać, gdyby zabrakło wody w kranach? Nie będzie to pani ani doktor Leal. Ja walczę o przyszłość amerykańskich miast.
– Ja też!
Zacisnął dłonie w pięści i zagryzł wargi.
– Chce pani dodawać trującą substancję do wody pitnej. Substancję, która jest niebezpieczna, a jej działanie nie jest zbadane ani udowodnione. Nie będzie pani tego testować na mojej córce – rzucił gniewnie. – Mówi pani, że pani plan sprawdził się w przypadku bydła. Bydła! Nie obchodzi mnie bydło, ważna jest dla mnie moja córka, kelnerka Martha i wszyscy ciężko pracujący ludzie, którzy zamieszkują to miasto. Jeśli wybudowanie drogiego zakładu filtracji jest tym, czego potrzeba, by ich chronić, dopilnuję, że do tego dojdzie.
Wstał, rzucił serwetkę na stół i wyszedł, nie oglądając się. Spotkanie dobiegło końca.