Sobowtórka - Bonner Sarah - ebook + książka
BESTSELLER

Sobowtórka ebook

Bonner Sarah

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pełna mroku, wyrachowania i zazdrości historia bliźniaczek, których pozornie błaha sprzeczka przeradza się w prawdziwą tragedię.

Kiedy Megan odkrywa w telefonie męża zdjęcia, na których leży na łóżku w samej bieliźnie, figlarnie się uśmiechając, żąda wyjaśnień. Bo seksowny koronkowy komplet z pewnością nie należy do niej. Poza tym w ogóle nie przypomina sobie, by kiedykolwiek pozowała Chrisowi.

Czy to możliwe, by pamięć znów płatała jej figla, co ostatnio zdarza się niepokojąco często? A może Chris sypia z jej siostrą? Kobiety zerwały ze sobą kontakt, gdy ukazała się książka o ich burzliwym życiu. Miała być efektem ich wspólnej pracy, a napisała ją w większości Megan. Ale to Leah zarobiła na niej miliony.

Megan postanawia sprawę wyjaśnić. Spotyka się z siostrą bliźniaczką w domku letniskowym. Wybucha kłótnia, która dla jednej z nich kończy się tragicznie.

Jedynym sposobem, by morderstwo uszło winowajczyni na sucho, jest ukrycie ciała i udowodnienie całemu światu, że jej siostra ma się dobrze. Zabójczyni postanawia prowadzić podwójne życie. Początkowo odgrywa swoją rolę perfekcyjnie, ale po pewnym czasie jej doskonały plan zaczyna się sypać…

„Sobowtórka” to przerażająco barwny i niebywale mroczny thriller psychologiczny. Jego największym atutem, prócz trzymającej w napięciu fabuły, pełnej nieprzewidzianych twistów i szokujących odkryć, jest klaustrofobiczny, nieco paranoiczny klimat.

„Opadła mi szczęka. W tej powieści jest tyle twistów, że nie sposób przewidzieć, co czeka nas na następnej stronie. Nie możecie jej przegapić!” – Samantha Downing, autorka książki „Moja doskonała żona”

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 326

Oceny
4,4 (275 ocen)
154
81
29
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
anitqaaa

Dobrze spędzony czas

Początek nudny, druga część uratowała książkę :)
10
Pietruchat

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka.
10
Martinka338

Dobrze spędzony czas

fajna książka, akcja idzie do przodu i chwilami można się pogubić, która to siostra ale uwazny czytelnik będzie wiedzial;)
10
Sharpmark

Dobrze spędzony czas

Przez znaczną część książki jej fabuła była dla mnie nierzeczywista i irytująca. Zwyczajnie się nudziłam i nie czułam ochoty powracania do niej, przez co proces czytania niemiłosiernie się wydłużał.. Przyznaję jednak, że ostatnie powiedzmy 1/3 książki mocno mnie wciągnęło, a samo zakończenie pozytywnie zaskoczyło. Dla mnie to takie 3,75*/5.
10
anka777

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągająca opowieść, jedna z lepszych, jakie ostatnio czytałam. Świetny triller
10

Popularność




Tytuł oryginału: Her Perfect Twin

Projekt okładki: Tomasz Majewski

Redakcja: Sandra Popławska

Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Justyna Techmańska, Kornelia Dąbrowska

Fotografie na okładce: © Teslariu Mihai/Unsplash

© Pawel Czerwinski/Unsplash

© by Sarah Bonner 2022

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023

© for the Polish translation by Agata Suchocka

ISBN 978-83-287-2402-0

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2023

–fragment–

Mamie i Tacie

za to, iż przekonali mnie, że mogę zrobić wszystko

CZĘŚĆ PIERWSZAMEGAN

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nie pamiętam, kiedy mój mąż zrobił to zdjęcie. Leżę na nim na naszym łóżku w samej bieliźnie, mam zamknięte oczy, na ustach igra tajemniczy uśmieszek. Łóżko rozpoznaję, rozpoznaję ten pikowany skórzany zagłówek, który muszę co chwilę odkurzać, bo gdy tego nie robię, po tygodniu wygląda tak, jakbym nie sprzątała od roku. Pościel w deseń drobniutkich niezapominajek kupiłam w styczniu na wyprzedaży. Ładnie się komponuje z ciemnoniebieskim koronkowym kompletem, który mam na sobie.

Jest tylko jedno ale: nie posiadam takiej bielizny.

Chris jest ciągle pod prysznicem, nuci jakiś smętny rockowy kawałek, zachlapując całą przylegającą do sypialni łazienkę. Nasłuchuję, kiedy skończy, a w tym czasie wywalam na podłogę czarno-beżową zawartość szuflady z bielizną, szukając grzesznych fatałaszków schowanych na samym spodzie. Odnajduję czerwony komplet, który nie widział światła dziennego chyba od roku. Naprawdę tak długo? Niemożliwe. Ale faktycznie trochę czasu upłynęło. W szufladzie nie ma nic niebieskiego. Upycham wszystko z powrotem, a gdy się odwracam, staję twarzą w twarz z mężem, jeszcze ociekającym wodą, z mokrymi strąkami włosów zwisającymi smętnie wokół twarzy.

– Ten czerwony komplet zawsze mi się podobał… – mruczy, niedbale przytrzymując ręcznik na biodrach w sposób sugerujący, że w każdej chwili może pozwolić mu się ześlizgnąć.

Unosi brwi, dyskretnie wypycha biodra do przodu.

Czerwienię się i odwracam do niego tyłem, by uporządkować szufladę. Czuję, że wciąż za mną stoi, że wwierca się wzrokiem w tył mojej głowy.

– Szukałaś czegoś konkretnego?

Wciąż klęczę przed komodą, kręcę głową, nie patrząc na niego.

– To nic ważnego.

– To zawsze jest nic ważnego… – Wzdycha, zgarniając komórkę z łóżka i przechodząc do garderoby.

Jeszcze jakiś czas temu po prostu zerwałabym z niego ten ręcznik. Odziałabym się w te czerwone koronki leżące grzesznie wśród burych i czarnych gałganów. Pchnęłabym go na łóżko.

Zamiast tego podnoszę z blatu własny telefon i zaglądam do galerii. Mam problemy z pamięcią, więc robię sporo zdjęć. Żeby mieć pewność. Fotografuję ubrania, bo potem łatwiej mi połączyć jakieś wydarzenie z odczuciem powodowanym przez konkretny materiał w zetknięciu z moją skórą. Miałam na sobie wówczas bawełnę czy jedwab? A może ten lekko drapiący sweter, taki sam jak ten liliowy, który ciągle noszę, mimo że dostaję gęsiej skórki przy każdym gwałtowniejszym ruchu?

Przeglądam album ze zdjęciami zakupów, najpierw z zeszłego tygodnia, potem miesiąca. Nigdzie ani śladu wściekle niebieskiej bielizny. Na pewno takiej nie kupiłam. No i chyba fakt, że miałam coś takiego na sobie, jednak bym zapamiętała? Zapamiętałabym, jak leżę na łóżku, uśmiecham się figlarnie i palcem odsuwam gumkę, czekając, aż zrobi zdjęcie?

A może po prostu Chris mi to kupił i wystroiłam się tak specjalnie dla niego, podekscytowana faktem, że mąż znowu poświęca mi uwagę? Byliśmy małżeństwem od czterech lat i tylko raz kupił mi bieliznę. Biały, dziewiczy komplecik na noc poślubną. Potem już nic. Nigdy.

A może znowu sobie ze mną pogrywa?

Ma się za spryciarza, ale w końcu go przyłapię. Jego przebranie troskliwego męża jest już nieźle wytarte, rozłazi się w szwach. Wiem, że to on przyczynił się do kilku moich „epizodów” z zapominaniem, ale jeszcze nie jestem w stanie tego udowodnić.

Słyszę, jak krząta się po kuchni, jak robi kawę, oglądając każde ziarenko pod światło, cholerny perfekcjonista. Wszystko mierzy i waży, jakby był w laboratorium. Gdy wsypuję rozpuszczałkę do kubka i zalewam wrzątkiem, zawsze ma na twarzy wyraz skrajnego przerażenia. A gdy jeszcze doleję sobie zimnej wody, by móc wypić od razu, to prawie mdleje.

Zaczynam przeglądać jego szuflady, powoli i metodycznie, bo nie mogę zostawiać żadnych śladów. Pan Porządnicki, kurwa. W nich też nie ma niebieskich koronek. Ale przecież takie małe szmatki można ukryć gdziekolwiek, a nie będę przetrząsała całego domu.

Czy on chciał, żebym zobaczyła to zdjęcie? Czy naumyślnie zostawił odblokowany telefon na poduszce i poszedł pod prysznic? Wiedział, że nie oprę się pokusie i zerknę? Miał pewność, że nie zapytam go o to zdjęcie, nie po tym, jak w zeszłym tygodniu zrobiłam taką aferę o nienaruszanie prywatności. Pieprzyć go!

Porzucam poszukiwania i skradam się do kuchni, licząc na to, że go przyłapię, cokolwiek tam szykuje.

Robi naleśniki, te małe amerykańskie placuszki, lekkie i puszyste. Znowu nuci. Znam tę piosenkę, ale nie mogę sobie przypomnieć tytułu. Świta mi śpiewanie w samochodzie, uczucie wiatru we włosach. Chłodne, słone powietrze. Jest dwa tysiące drugi rok. To lato, podczas którego z Leah wybrałyśmy się na wycieczkę do Dublina. Tyle godzin w zatłoczonym autokarze, nie było nawet jak wyjść na siku. Drugiego dnia Leah wyhaczyła gdzieś tych dwóch kolesi, którzy zabrali nas na przejażdżkę kabrioletem ojca jednego z nich. Pojechaliśmy do Dollymount, daleko za miasto, przez drewniany most w stronę piaszczystej plaży. Leah poszła gdzieś z jednym z nich, ja zostałam z drugim, jego kolegą, a może bratem, nie pamiętam. Usiłowałam go zagadywać i jednocześnie nie wyobrażać sobie, co moja bliźniaczka wyprawia z tym drugim kolesiem za męską przebieralnią.

– A może my też byśmy…? – Chłopak, z którym zostałam, skinął sugestywnie w stronę przebieralni.

– Mam chłopaka! – odpaliłam dumna i blada, choć oczywiście żadnego nie miałam, ale czekałam na tego idealnego i na idealny moment.

Chris nakrył mały stolik w kącie kuchni. W wąskim wazoniku stało kilka kwiatków, obok zaparzacz z kawą. Ten wazonik nabyłam razem z pościelą w niezapominajki, parą szarych ozdobnych poduszek do salonu i kilkoma ręcznikami. Każdy z tych zakupów sfotografowałam. Nie bardzo podobały się Chrisowi, ale przecież wiedziałam, że tak będzie. O ręczniki prawie się pokłóciliśmy. Dostaliśmy od jego matki cały komplet z okazji ślubu, ale uwalałam wszystkie farbą do włosów i wyrzuciłam, nie mając odwagi powiedzieć mu, że są nieodwracalnie zniszczone. Myślałam, że jak je podmienię, podrzucę cichaczem do szafki w łazience, to nie zauważy, ale oczywiście zauważył natychmiast. Zawsze zauważa, gdy coś jest nie na swoim miejscu. Odkąd zamieszkaliśmy razem, wychodziłam z siebie, żeby zadowolić go w tej kwestii. Papier toaletowy zawsze musiał być powieszony listkiem do wierzchu, a naczynia w zmywarce poukładane w konkretnych grupach. Wkurzał się, gdy cokolwiek wystawało, leżało nie tak, jak trzeba, gdy porządek jego małego świata zostawał w jakikolwiek sposób zaburzony. Mówił, że jestem niechlujna. Zapominalska. Że jestem beznadziejna.

Tak samo, jak twoja matka!

My, Pattersonowie, jesteśmy obciążeni klątwą, ale ja nie pozwolę, by dopadła i mnie. Nie pozwolę sobie wszystkiego nią usprawiedliwiać, nie zatonę w niej jak ona. Zostawiła mnie i siostrę samym sobie, usprawiedliwiając nią wszystko. Zapadła się sama w siebie.

Nalewam kawę i przyglądam się, jak Chris układa naleśniki w schludne stosiki i polewa je syropem klonowym. Rusza się rześko, to ten krok na specjalne okazje. Stawia przede mną talerz z wprawą wytrawnego kelnera.

– Tadaaam! Naleśniki dla mojej pięknej żony! – Uśmiecha się szeroko, cmoka mnie w policzek.

Mam wrażenie, że ten uśmiech zaraz okręci mu się dookoła głowy, gdy wydobywa z szuflady lnianą serwetę i rozkłada na moich kolanach. Materiał ma wściekle niebieski kolor. Patrzę na niego, biorąc do ust pierwszy kawałek. Czuję się, jakbym gryzła szkło. Przygląda się uważnie mojej twarzy, drga mu kącik ust. Znam to błaganie w oczach. Widywałam je nie raz.

– Wszystko dobrze, Maggie? – Jego głos ocieka troską. – Nie smakują ci naleśniki? Prawie nie tknęłaś…

W słonecznym blasku wlewającym się przez okno stos naleśników zdaje się migotać. Szkło w ustach zmienia się w popiół. Przez chwilę czuję migdały, ale to chyba tylko moja wyobraźnia.

– Dokończę je, jeśli nie masz ochoty – sugeruje, unosząc swój widelec nad mój talerz. – Martwisz się spotkaniem z mamą?

„Nie, oczywiście, że nie!” – mam ochotę wrzasnąć. Dlaczego miałabym się martwić spotkaniem z własną matką? Z tą kobietą, która nie ma pojęcia, kim jestem, i nazywa mnie Leah za każdym razem, gdy ją odwiedzam? Zamiast skomentować to pytanie sarkastycznie, uśmiecham się i odpowiadam:

– Trochę.

– Będę przy tobie, Meggie. Damy radę. Razem.

Mama mieszka na obrzeżach Wotton, niedaleko Dorking. Budynek jest przepiękny, za nim widać wzgórza North Downs, rozległe sady i pofałdowane pola obłożone plamami cieni. Latem wspaniale się czyta w takich plenerach. Niby idylla, jeśli nie zna się prawdy o rezydentach i o tym, dlaczego mieszkają właśnie tam. Czasami wmawiam sobie, że wszystko jest w porządku, że spotykamy się na herbatce w starym domu; niektórzy moi znajomi tak robią, udają, że to tylko towarzyskie spotkanie w pięknym otoczeniu. Jednak większość naszych wizyt ma specyficzną ścieżkę dźwiękową krzyku kobiety z sąsiedniego pokoju, którą lubi straszyć domorosły raper, gadający przy jej oknie, albo wrzasków faceta uwielbiającego biegać po terenie Instytutu Jonasa nago niezależnie od pogody. Lata tak i krzyczy, póki sanitariusze nie zarzucą na niego koca i nie odprowadzą do ciepełka.

– Co to za rumor, Leah? – zapyta mnie matka, myląc z siostrą.

Czasami nawet jej nie poprawiam, udaję, że naprawdę nią jestem, razem coś sobie wspominamy. Ciekawe, czy Leah robi to samo, gdy ją odwiedza. Czy w ogóle ją odwiedza?

Chciałabym normalnie porozmawiać z matką. Jako ja. Powiedzieć jej, że cholernie się boję tego, iż już zaczęłam się w nią zmieniać. Że już widzę siebie w takim samym pokoiku, śmierdzącym starczym moczem i rozgotowaną kapustą. Albo że uważam, że coś jest cholernie nie tak z moim mężem.

– Powinnaś do niej zadzwonić – rzuca Chris, gdy wracamy do domu.

– Hmmm?

– Do Leah. Powinnaś do niej zadzwonić.

Za każdym razem ta sama gadka. To, że matka nie wie, z którą bliźniaczką ma do czynienia, sprawia, że Chris sugeruje pojednanie. Nie widziałam siostry od wieków. Oczywiście trzymam rękę na pulsie, obserwuję ją. Nie jakiś tam stalking, ale… To mocne słowo, przywołujące w umyśle obraz zboczka podglądającego, jak młoda dziewczyna w McDonaldzie zdejmuje przez głowę sweter z golfem. Nastrojowe światło, złowieszcza muzyka… Nie, nie stalkuję siostry. Po prostu sprawdzam, czy wszystko u niej w porządku. Od zawsze dokonywała złych życiowych wyborów. Miała koszmarny gust, jeśli chodzi o facetów, i za każdym razem potrafiła znaleźć takiego, który traktował ją jeszcze gorzej, niż ojciec traktował matkę. Jak gówno. Muszę jej pilnować. Choć nie zawsze wychodzi to tak romantycznie, jak mi się zdaje.

*

Nie wiem, która z nas urodziła się pierwsza, ale Leah zawsze twierdziła, że ona. Do naszych cieniutkich, pomarszczonych nadgarstków pokrytych skórą koloru surowego, oskubanego kurczaka, sinawą w blasku zimnego, prosektoryjnego światła sali porodów, przyczepiono opaski z napisami „Dziewczynka 1” i „Dziewczynka 2”, ale zdjęto je, gdy zostałyśmy przebrane na wyjście w różnokolorowe śpioszki. Ojca nie było, gdy wychodziłyśmy do domu, i mama, zaaferowana wynoszeniem ze szpitala dwóch noworodków, zapomniała, który kolor przypisano któremu dziecku. A świeżo upieczony tatuś spojrzał na pokrytą smugami łez twarz żony, potem na dwie identyczne dziecięce twarzyczki i zrobił coś bardzo radykalnego. Za pomocą igły i starego długopisu BIC wytatuował maleńką kropeczkę na kostce Leah, a dwie na mojej. Tak, ojciec nam to zrobił, gdy miałyśmy zaledwie kilka dni. Nie wymyślił nic normalniejszego, by nas rozróżnić. Gdy matka się uspokoiła, stwierdziła, że mógł przecież użyć markera, ale było już za późno. Nikt nie wie, czy dobrze nas oznaczył. Może to ja przez kilka pierwszych dni byłam nazywana Leah i byłam tą starszą? Nigdy się nie dowiemy.

Po raz pierwszy podszyłyśmy się pod siebie nawzajem, gdy miałyśmy po jakieś pięć lat. Owszem, wcześniej też próbowałyśmy, żeby uniknąć kary za jakieś drobne przewiny, takie jak ciasteczko zjedzone przed obiadem, rozlane na podłogę mleko czy kropka na stole zrobiona niezmywalnym mazakiem, który przesączył się przez papier. Tym razem sprawa była poważniejsza, a w grę wchodziła piłka i szklarnia sąsiada. Upiekło nam się, bo ojciec nie zdawał sobie sprawy z naszego sprytu. I faktu, że markerem można dorysować drugą kropkę.

Gdy miałyśmy po piętnaście lat, skłamałyśmy w studiu tatuażu, w Turcji, podczas wakacji, i nasze znienawidzone kropki zamieniły się w dwa identyczne kwiatuszki. Od tamtej chwili nikt nie był w stanie nas rozróżnić. Po tamtych wakacjach wszystko zaczęło się zmieniać. Leah zaczęła przywłaszczać sobie moje rzeczy. Zanim skończyłyśmy szesnaście lat, wszystko było wspólne: nasze zabawki, nasze ubrania, nasz pokój z piętrowym łóżkiem i wiecznymi kłótniami, która śpi na górze. Gdy ojciec zostawił nas po raz drugi – a może już trzeci?, nie pamiętam… – mama oddała nam swój większy pokój, w którym mieściły się dwa tapczany. Kupiłam zasłonę i przedzieliłam pokój na pół.

Nic nie mogło uchronić się przed lepkimi palcami Leah. Niszczyła mi kosmetyki, pożyczała i szargała ubrania kupione za uciułane podczas weekendowych fuch grosze, darła książki. Lubowała się szczególnie w podkradaniu mi przyjaciół. I chłopaków, oczywiście, gdy już się jakiś nawinął. Miałam wrażenie, że kurczę się w jej cieniu, a ona jak wampir wysysa ze mnie energię i żywi się moim cierpieniem.

– Naprawdę powinnaś od czasu do czasu z nią rozmawiać. – Chris gadał tak już od dobrych dziesięciu minut, ale wcale go nie słuchałam.

– Co?

– Rany, Meggie! Słuchasz mnie w ogóle?

Od domu dzieliło nas jakieś pięć minut jazdy, a to oznaczało, że trzy kwadranse drogi jakoś mi umknęły. Po lewej został Stoke Park, gdzie co roku odbywa się festyn hrabstwa. W zeszłym roku Hannah, moja nierozgarnięta przyjaciółka, próbowała podczas tej imprezy zagadać na śmierć jakiegoś sprzedawcę. Kawałek dalej Burger King i centrum handlowe. Odbyliśmy tam z Chrisem długą debatę nad gigantycznymi porcjami lodów z bitą śmietaną, a dotyczyła ona nabycia horrendalnie drogich sof do salonu. Taki cukrowy haj to prawie jak alkoholowe upojenie. Na tym haju oprócz nich nabyliśmy jeszcze kredens i stół do kuchni.

– Sorry, odleciałam.

– Jakąż tragedię ze swojego życia roztrząsałaś tym razem?

Jego głos jest zmęczony. Nie chce wysłuchiwać, jak mówię o siostrze, choć to przecież on zaczął temat. Czy on tak zawsze robi? Wciąga mnie w rozmowę, a potem zachowuje się jak złamas, gdy się zaangażuję?

– Niczego nie roztrząsałam! – dąsam się jak dzieciak.

I tak się czuję. Mam ochotę zrobić scenę, taką z wrzaskiem i rzucaniem się na podłogę. To byłoby oczyszczające. Ale oczywiście nie robię niczego podobnego, bo… bo dorośli się tak nie zachowują, prawda?

– Musisz odpuścić i żyć dalej. To w końcu twoja siostra.

– Nie rozumiesz tego.

Oczywiście, że nie rozumie, rozpuszczony najstarszy synalek dobrze sytuowanej pary, która ciągle jest razem. Nie ma pojęcia, co znaczy „dysfunkcyjność”. Największym skandalem w jego rodzinie było to, że ciocia Louise nie mogła znaleźć męża, gdy dobiegała czterdziestki, i prawie przepadł jej założony za młodu fundusz inwestycyjny. Nie miałam serca nigdy mu powiedzieć, że jego ukochana ciotunia kantuje całą rodzinę, małżeństwo jest tylko na pokaz, bo bez ślubu przepadłaby jej kasa, a prawdziwą miłością jej życia jest pewna „przyjaciółka”, o której ciągle opowiada. Mam serce, jakieś tam, a nawet gdybym mu oznajmiła, że kryształowa ciotka ma wiele rys, i tak by nie uwierzył. No i gdybym się wygadała – jeśli oczywiście w końcu dano by mi wiarę – utrudniłabym kobiecinie życie. Może nawet by ją wydziedziczono, czy co też tam się robi w tych bogatych klanach. Ona wie, że ja wiem, i trwa pomiędzy nami przepychanka, objawiająca się na przykład wymianą niestosownych prezentów. Na ostatnie urodziny wręczyła mi paczkę podpisaną „Od Louise i Belli” zamiast „Od Louise i Tony’ego”. Chris nie zauważył.

W każdym razie Chris uważa, że wszystkie rodziny są takie jak jego. Myli się. Moja jest katastrofą, która zaczęła się od trzęsienia ziemi, a potem było już tylko gorzej. Przebaczałam siostrze tak wiele razy, bo zdarzało jej się błagać o wybaczenie i przysięgać, że nigdy już nie zrobi nic złego. „Na swoje życie przysięgam, krzyżyk na sercu!” – mawiała. W końcu jednak zrobiła coś, czego nie umiałam i nie chciałam wybaczyć. To się stało, zanim poznałam Chrisa. Nigdy się z nią nie spotkał. Nie wie, do czego jest zdolna.

Docieramy do domu i w końcu mogę nalać sobie kieliszek wina. Napełniam go tak, że trunek prawie przelewa się przez krawędź szkła, ale daję radę pochwycić drogocenny płyn, nim wyleje się na podłogę. Chris patrzy na to, wzdycha smutno i oddala się do swojej gawry urządzonej w dodatkowym pokoju, zostawiając mnie z moimi czarnymi myślami na temat matki, siostry i całego tego szamba, w jakim pływałyśmy.

Przychodzi powiadomienie z Instagrama. Leah wrzuciła jakieś nowe zdjęcia. Czym ludzie wypełniali czas przed erą mediów społecznościowych? Nie rozmawiałam z nią od pięciu lat – od premiery książki – ale i tak wiem, co jadła na śniadanie, z kim się spotyka i w jakie dni chodzi na jogę. Teraz dowiaduję się, że poszła na „randeczkę” z „psiapsiółkami” i miała na sobie czarną sukienkę z dużym dekoltem. Zza niego wychynął kawałeczek niebieskiej koronki.

To ten sam stanik, którego na pewno nie miałam na sobie, gdy leżałam na narzucie w naszej sypialni, a mój mąż cykał fotkę.

Czy on sądzi, że to byłam ja…?

Tym razem naprawdę ją zabiję!

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz